poniedziałek, 19 czerwca 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 67 – Prezent od Robardsa


Pan Granger starał się myśleć po francusku, a nie po angielsku. Wiedział, że powinien czuć wdzięczność do Severusa Snape’a, ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ten mężczyzna emanuje jakąś złowrogą aurą. Wprawdzie zrobił wiele dla Hermiony i pod jej wpływem zacząć pomagać Jean, ale to nie zmieniło faktu, że jego wygląd i postawa nie zachęcały do nawiązania bliższej znajomości. To, że był czarodziejem, szpiegiem i mordercą, który potrafił czytać w myślach, przerażało pana Grangera. Z tego powodu trudno mu było zrozumieć córki, które nie miały najmniejszych problemów w kontaktach z tym człowiekiem. Ojciec Hermiony starał się zachować fason, ale w głębi siebie czuł niepewność pomieszaną z lękiem. Chciał wierzyć, że Snape się zmienił. Miał na to sporo dowodów, ale jakoś nie udawało mu się wyrzucić z duszy uprzedzeń. Chował je głęboko, na samym dnie i starał się o nich nie myśleć. Na wszelki wypadek nie patrzył zbyt długo w oczy czarodzieja. Nawet wtedy, gdy on, Severus i Hermiona wyruszyli do punktu krwiodawstwa, aby oddać krew do badań pod kątem zgodności tankowej. Gdyby jedno z nich pasowało do Jean, wtedy mogłaby otrzymać od tej osoby szpik kostny.
- No i po wszystkim. – Pan Granger uśmiechnął się do Suzanne, która dzielnie towarzyszyła im podczas wyprawy.
- To wcale nie bolało. – Hermiona poparła ojca. – Prawda, Severusie? – zwróciła się do współlokatora.
Snape tylko przytaknął i zajrzał pod opatrunek, który znajdował się w zgięciu jego prawej ręki, aby sprawdzić, czy przestał krwawić. Minę miał wielce zaciekawioną. Jakby krew była czymś, do czego przywykł, ale nie często oglądał własną.
Pan Granger wzdrygnął się na ten widok. Przed zabiegiem pielęgniarka uparła się, że czarodziej ma dać jej lewą rękę do ukłucia. Nie czekając na pozwolenie, podciągnęła mu rękaw koszuli w górę. Severus warknął wtedy na kobietę i szybko wyrwał kończynę. Nie zrobił tego wystarczająco szybko, aby ojciec Hermiony nie dostrzegł blizn na jego przedramieniu. Wiedział, czym jest Mroczny Znak i wstrząsnęło nim, gdy uświadomił sobie, że to jego pozostałość. Słyszał wystarczająco wiele od córki, aby porównać ją do swastyki Hitlera. Zarówno on, jak i Voldemort mieli podobne cele: zabić tych, których uważali za nie godnych, by istnieć.
- Jedziemy do domku? – pytanie Suzanne sprowadziło pana Grangera z powrotem na ziemię.
- Tak, za chwilę – szybko odrzekł. – Jedziecie z nami czy musicie… coś załatwić? – zwrócił się do Hermiony, która zrozumiała, o co chodzi.
Dziewczyna popatrzyła w czarne oczy Severusa, szukając tam odpowiedzi. Jej ojca niepokoił fakt, jak bardzo ta dwójka rozumiała się bez słów. Nie chciał myśleć o tym, że mają się ku sobie, ale nieprzyjemne wizje ostatnio same wdzierały się do jego głowy.
- Zostajemy – oświadczyła czarownica po chwili.
Podeszła do Suzanne i pożegnała się z nią, całując ją czule w czoło.
- Do zobaczenia, maleńka – powiedziała.
Pan Granger tylko skinął głową. Wiedział, że jako istoty obdarzone nadprzyrodzoną mocą, Hermiona i Severus użyją teleportacji, która jest o wiele szybsza niż jazda samochodem.
- Pa, Sev! – wykrzyknęła dziewczynka.
Czarodziej odparł „do zobaczenia” i machnął do niej nieznacznie ręką. Następnie powiedział coś do Hermiony szeptem i obydwoje oddalili się szybkim krokiem. Po chwili zniknęli w tłumie ludzi, którzy wchodzili i wychodzili z centrum krwiodawstwa.

***

Harry specjalnie wziął urlop we wrześniu, czyli wtedy, kiedy Ginny miała wolne. Chciał spędzić z nią jak najwięcej czasu. Szybko przekonał się, że był to błąd. Dzień spędzał na słuchaniu jęków na temat Hermiony lub kolejnych propozycji, które jego narzeczona wymarzyła sobie w dniu ich ślubu. To wszystko, połączone z niepowodzeniem w śledztwie dotyczącym Krzywołapa i Rona, dobijało chłopaka. Stał się markotny i nie miał chęci, aby po raz setny analizować poszlaki, których była tak niewiele oraz zastanawiać się nad podejrzanymi, których było aż nadto. W przypływie rozpaczy zrezygnował, dochodząc do wniosku, że i tak niczego nowego nie wymyśli. Te dwie sprawy utknęły w martwym punkcie i zdawało się, że tylko cud ruszy je z miejsca.
- A ty gdzie idziesz? – Ginny dopadła narzeczonego na schodach.
- Do Hermiony – odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Co to za pergaminy? To dla niej? – drążyła czarownica.
- Tak – chłopak westchnął niecierpliwie.
Sam nie wiedział, kiedy jego narzeczona stała się taka narwana. Owszem, wcześniej też jej się zdarzało najpierw robić, a potem myśleć, ale nie było to tak denerwujące, jak teraz. Nie mogła trzymać języka za zębami. Musiała wypaplać Hermionie, że Ron ma być starszym drużbą. Z tego powodu był zły na Ginny. Wiedział, że to wyjdzie na jaw, ale chciał to rozwiązać w sposób o wiele bardziej delikatny. Miał plan, aby powoli działać. Zacząć od skąpych informacji, które przygotowałyby Hermionę na to, co ją czeka. Wybadałby, co ona ma do powiedzenia o tym, że Ron ma się pojawić na ślubie. Harry zacząłby ją przekonywać, że miło by im było, gdyby zechciała zakopać topór wojenny na jakiś czas. Delikatnie zasugerowałby, aby spotkała się z byłym narzeczonym. Może za którymś razem Hermiona by się zgodziła.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – zauważyła Ginny. – Co to jest? – dopytywała natarczywie.
- Sprawozdania z procesów czarownic i czarodziejów, którzy eksperymentowali na mugolach – wyjaśnił Harry. – Dostałem je od Robardsa.
- Twojego szefa…? – Oczy rudowłosej dziewczyny rozszerzyły się ze zdumienia. – To on wie o mamie Hermiony?
- Wie. Jak to określił: mam swoje źródła. Przekazał mi je, ponieważ wie, że ona mogłaby je spalić, nie patrząc wcześniej, co jest w środku. Tak robi z jego listami.
- Nie dziwię się jej – padła kąśliwa uwaga.
- Co nie zmienia faktu, że Gawain chce pomóc.
- No dobrze – powiedziała Ginny. – Zanieś jej to i przy okazji namów, aby była moją starszą druhną.
- A ty znowu zaczynasz…
- Tak, zaczynam!
Harry zmierzył wzrokiem Ginny i zrozumiał, że niczego nie ugra. Ktoś mu kiedyś powiedział, że przed ślubem warto przyjrzeć się matce swojej narzeczonej, aby zobaczyć, jaka będzie w przyszłości. Wychodziło na to, że czeka go życie z drugą Molly Weasley. Po tym, jak uświadomił sobie ten fakt, chłopak westchnął boleśnie i udał się do kominka w kuchni.
***

 Gdy obraz w salonie przemówił, Hermiona od razu domyśliła się, o co chodzi Harry’emu. Miała wszelkie powody, aby podejrzewać, że chce ponownie przeprosić za Ginny. Przez moment nawet miała ochotę odmówić mu wejścia do domu, ale uznała, że bez wysłuchania go, byłoby to dużą przesadą. Uważała, że rodzice dobrze ją wychowali i należało to okazać.
Jak bardzo jej decyzja okazała się trafiona, dowiedziała się po chwili. Harry od razu podał jej podarunek od Gawaina. Nawet nie ukrywał specjalnie faktu, że zależało mu, aby ją udobruchać. Hermiona nie mogła udawać obojętnej, nawet gdyby chciała. Informacje zawarte w pergaminach, które otrzymała były więcej niż obiecujące. Była przekonana, że znajdzie w nich odpowiedź na dręczące ją pytania. Z tego powodu przymknęła oko na źródło, z którego pochodzą.
- Mówisz, że to ci się przyda? – zagadał Harry, gdy Hermiona przeglądała zwoje.
- Na pewno – przytaknęła z uśmiechem na ustach. – Jak tylko Severus wróci z pracy, to weźmiemy się za ich czytanie.
- On się zamienia w gościa o hiszpańskiej urodzie? – Auror był dobrze poinformowany.
- Tak. Podbiera włosy naszemu sąsiadowi.
- Gdy go zobaczyłem, to od razu wiedziałem, że to on. Ta powiewająca, długa peleryna jest bardzo charakterystyczna. Tak samo, jak grymas złości na mój widok – Harry zachichotał.
- Niedługo przestanie tak reagować – oznajmiła Hermiona. – On się bardzo zmienił zarówno psychicznie, jak i fizycznie. W domu nosi mugolskie ubrania. Żebyś widział, jak świetnie wygląda w zielonej albo szarej koszuli…
Zamilkła, gdy zobaczyła niedowierzanie w oczach przyjaciela. Zdenerwowało ją to. Harry był kolejną osobą, która jej nie wierzyła. Wszyscy traktowali ją, jakby mówiła o UFO, albo czymś równie niedorzecznym. Tak trudno było im przyjąć do wiadomości, że Severus złagodniał i zaczynał pasować do społeczeństwa?
- Ekhm – odchrząknął Harry. – Ginny mówiła, że on bardzo ci pomaga.
- To prawda! – rzekła Hermiona z entuzjazmem. – Gdyby nie on, to padłabym z przemęczenia. Tyle dla mnie robi… aż ciężko w to uwierzyć. – Zerknęła znacząco na przyjaciela. – Nie dość, że ma sporo własnej pracy, to jeszcze mi gotuje posiłki oraz czyta księgi, w których zaznacza wszystko, co może być przydatne. Zaakceptował mnie, mówi mi po imieniu i nawet zgodził się sprawdzić, czy może być dawcą szpiku dla mojej matki. Sama nie uwierzyłabym, że jest takim cudownym człowiekiem, ale od lipca pokazuje, co się kryje pod jego maską. – Czarownica otwarcie zachwycała się współlokatorem, ignorując szok wypisany na twarzy Harry’ego. – Myślę, że przy odrobinie cierpliwości i zachęty z mojej strony, Severus zacznie podchodzić do ciebie bez złości. On musi po prostu przerobić traumę z dzieciństwa. Sam wiesz, że twój ojciec, Syriusz i Lupin, nie byli wobec niego w porządku. Dodając do tego okropne dzieciństwo i zawód miłosny to nic dziwnego, że stał się taki, jaki jest.
- To były szczeniackie wygłupy! – jęknął Harry.
- Chcesz czy nie, to te „szczeniackie wygłupy” sprawiły, że życie Severusa zamieniło się w koszmar – oznajmiła ostro Hermiona. – Był przez nich prześladowany i to jest niezaprzeczalny fakt.
- Ja nie przeczę, że to było nie w porządku, ale on…
- … musiał się bronić! – czarownica przerwała przyjacielowi. – Gdyby nie to, że przez całe życie ktoś się nad nim znęcał, to byłby wspaniałym człowiekiem. Co ja mówię… Tak naprawdę to jest wspaniałym człowiekiem. Oczytanym, inteligentnym i umiejącym się poświęcić dla innych. Zabłądził, ale sam wiesz, że zapłacił za swoje błędy.
- Nie będę się z tobą spierał – oznajmił Harry, mrużąc oczy i robiąc minę wyrażającą niezadowolenie. – Widzę, że Liga Obrony Snape’a zrobi wszystko, aby go wybielić.
- Tak samo, jak Liga Obrony Rona! – Hermiona wycelowała oskarżycielsko palec w aurora. – Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że on będzie starszym drużbą? – zapytała z wyrzutem.
- Ginny się trochę pośpieszyła – warknął chłopak. – Chciałem to inaczej załatwić. Zamierzałem spytać, co o tym sądzisz… sprawdzić, czy sobie życzysz… miałem się upewnić, czy będziesz w stanie przebywać w jego towarzystwie tylko przez jeden dzień… Ona wszystko zepsuła! – burknął.
- W takim razie wiedz, że moje stanowisko w tej sprawie jest jasne. Albo on, albo ja. Jeśli będzie na weselu, to mnie zobaczycie tylko na ślubie – oznajmiła Hermiona ze złością. – Nie przyjdę, ponieważ nie mam zamiaru patrzeć na jego gębę.
- A jeśli będzie tylko na ślubie?
- Wtedy zostanę na weselu.
Harry milczał. Zmarszczone czoło świadczyło, że myśli intensywnie nad słowami przyjaciółki.
- Nie odpuścisz nawet na jeden dzień? – zadał pytanie po dłuższej chwili.
- Nie.
Auror spojrzał na nią, a w jego oczach widać było błaganie. Hermiona poczuła, że robi się jej głupio. Tyle lat przyjaźni zaczynało wisieć na włosku z powodu Rona. Severus miał rację, że nie powinna pokazywać wiadomości od Thierry’ego. Lepiej dla niej byłoby udawać, że nic się nie stało.
- Nie sądziłem, że potrafisz być aż tak okrutna – wychrypiał Harry, dziwnie zmienionym głosem. – Razem z Ginny prosimy o jeden dzień. Możemy was obydwoje odsunąć od przygotowań, tylko po to, aby zobaczyć was podczas ślubu i wesela.
- Myślicie tylko o sobie… - powiedziała Hermiona niezbyt pewnym tonem.
- A ty nie myślisz o sobie? – zapytał auror rozdrażnionym tonem. – Powiem ci coś szczerze… Wierzę, że Snape się zmienił. Szkoda tylko, że to działa w ten sposób, że on zabiera to, co w tobie najlepsze i oddaje ci to, co najgorsze – dodał ze złością, pomieszaną z rozczarowaniem.
- Gadasz głupoty! – fuknęła czarownica obrażonym tonem. – Ten ślub rzucił się na mózg zarówno tobie, jak i Ginny!
- Pomyśl nad tym, co powiedziałem – poprosił Harry. – Jeśli zmienisz zdanie, to odwiedź nas na Grimmauld Place. Masz czas do końca miesiąca. – Wycofał się w stronę kominka.
- Nie mam czasu na takie pierdoły – wycedziła Hermiona przez zaciśnięte zęby, patrząc, jak chłopak znika w szmaragdowych płomieniach. – Muszę znaleźć lek na białaczkę i na tym zamierzam się teraz skupić!

***

Severus z przyjemnością patrzył na śmiejącą się Hermionę. Właśnie zdradził jej, że nazywa Gawaina Robardsa „Gumochłonem” i to niesamowicie ubawiło dziewczynę.
- Nie przestaniesz, mimo że dał mi te pergaminy? – zapytała z figlarnym błyskiem w oku, gdy się uspokoiła na tyle, aby mówić.
- Oczywiście, że nie – zakomunikował, patrząc na szeroki uśmiech, który zdobił jej twarz. – Nadal na to nie zasłużył. Musi się bardziej postarać.
Siedzieli obok siebie na łóżku w jej pokoju. Byli na tyle blisko, że trudno było wcisnąć między nich coś grubszego niż rolkę pergaminu, ale na tyle daleko, że nie mieli kontaktu fizycznego. Severus specjalnie wybrał tę pozycję. Wiedział, że dotyk musi wyjść z inicjatywy Hermiony. Na razie ograniczał się do lekkiego poklepywania jej po ramieniu, gdy ją pocieszał i podania jej przedramienia, gdy razem się teleportowali.
- Tak czy siak, będę zmuszona mu podziękować. – Dziewczyna się zasępiła. – Te wszystkie zwoje rzuciły światło na nasze badania.
- Pozwalam ci nie odzywać się do niego – rzekł Snape beztroski tonem.
- Jeszcze chwila i przez ciebie będę łamać podstawowe zasady dobrego wychowania – żartobliwie oskarżyła go Hermiona. – Namawiasz mnie do złego…
- Nawet nie wiesz jak często – pomyślał czarodziej z satysfakcją.
Wszystko układało się według jego planu. Współlokatorka poinformowała go o wizycie Pottera i ich kłótni o Rona. Serce Severusa podskoczyło z radości, gdy dowiedział się, że nie ugięła się pod wyrzutami przyjaciela. Z tego powodu dobry humor nie opuszczał go od kilku godzin. Dodatkowo potęgowała go przyjemność, która płynęła z czytania sprawozdań. Uwielbiał takie rzeczy. Wpływ czarnomagicznych zaklęć i eliksirów na organizmy to było jego hobby. Musiał tylko uważać, aby się z tym nie afiszować przy Hermionie. Ona była zdecydowanie zniesmaczona i przerażona tym, co znalazła. Wszelkie przejawy złej magii automatycznie odrzucała. Severus robił to samo, ale w duszy planował ukradkowe zrobienie kopii i powrót do nich, gdy dziewczyna nie będzie widziała.
- Myślę, że czas podsumować to, co wiemy – oznajmiła z powagą, gdy przeglądała swoje ostatnie notatki.
- Zamieniam się w słuch – powiedział czarodziej i pochylił się lekko w jej stronę.
Była tak blisko, że mógł zrobić nieznaczny ruch ręką, aby chwycić jej podbródek, a następnie pocałować namiętnie. Severus zdawał sobie sprawę, że tysiąc razy bardziej wolałby rzucić Hermionę na łóżko i wykorzystać do spełnienia pragnień, które niestety powróciły, niż słuchać o tym, o czym doskonale wiedział. Tylko że na razie coś takiego nie wchodziło w grę. Było na to stanowczo za wcześnie.
- Zacznijmy od wczesnego średniowiecza. Przed ustaleniem Międzynarodowego Kodeksu Tajności, magia przenikała do życia normalnych ludzi. Mugolaki były powszechnie szanowane i pożądane w szkołach, ponieważ panowała opinia, że są bardziej uzdolnieni i wszechstronni. – Severus słuchał tylko jednym uchem. Przełożył swoją prawą rękę za siebie i umieścił ją na łóżku, za plecami dziewczyny. Gdyby przechyliła się do tyłu, to oparłaby się na niej. – Czarodzieje chętnie dzielili się lub sprzedawali mugolom eliksiry albo używali czarów. Efekty były sprawdzane na bieżąco, dlatego rzadko zdarzały się pomyłki, które doprowadzały do śmierci lub trwałego kalectwa. W czasie najintensywniejszych polowań na czarownice w połowie XV wieku, kontakty mugoli z czarodziejami uległy osłabieniu, a w roku 1692 zostały zupełnie zerwane… - Hermiona odwróciła pergamin na drugą stronę. Nie zauważyła, że Snape przymknął oczy i delektował się jej bliskością. - Przez długie lata czarodzieje żenili się tylko między sobą. To doprowadziło, że do głosu doszły przekonania o czystości krwi. Społeczność czarodziejów potrzebowała dziesięcioleci, aby ponownie zacząć uznawać małżeństwa mieszane. To jednak nie zmieniło podejścia do leczenia mugoli. Nadal większość osób magicznych była przekonana, że podawanie im eliksirów albo używanie na nich czarów jest jawnym pogwałceniem kodeksu tajności. W czasie Pierwszej Wojny Światowej, minister magii - Archer Evermonde, oficjalnie zabronił pomagać mugolom. Gdy przepisy zostały złagodzone, było już za późno. Druga Wojna Światowa okazała się klęską dla uzdrowicieli. Zamiast pomagać rannym, dobijali ich. Wtedy powstało powiedzenie, że na mugola nie warto marnować eliksiru. Uznano, że większość jest dla nich trująca, a czary niszczą im mózgi. Nikt nie prowadził badań, który mogłyby wykazać, gdzie jest granica. Wszelkie eksperymenty uznano za nieetyczne… – Hermiona zakończyła ze smutkiem w głosie.
- Dobrze, że nie wszyscy stosowali się do zakazów – oznajmił Severus, odsuwając się od niej nieznacznie, aby nie pomyślała sobie czegoś szkodliwego dla jego planu. – Dzięki temu wiemy, że wiele sprowadza się do ilości magii we krwi.
- Nie ma szansy, aby nie zanikła przez wieki izolacji. Organizmy mugoli się zmieniały…
- … a eliksiry były przez lata udoskonalane poprzez dodawanie nowych składników i odejście starych, jednocześnie wymyślano nowe zaklęcia.
- Podróże na inne kontynenty, niewolnictwo, kolonie, a potem powstanie międzynarodowych społeczeństw – Hermiona ciągnęła wątek. – Mugole są o wiele bardziej zróżnicowani niż czarodzieje. Możemy zauważyć, że przez ideę czystej krwi, wiele magicznych rodzin trapi problem chowu wsobnego.
- Raporty z procesów nie pozostawiają złudzeń. Czary sprawiają, że mugole stają się pustymi skorupami. Oni nie mogą być poddawani takiemu samemu leczeniu jak czarodzieje. Zrobiłem dla twojej matki co najmniej dwadzieścia eliksirów. Żaden na nią nie zadziałał. Myślę, że możesz spróbować użyć na niej niektórych czarów z książki Munga, ale musisz bardzo uważać, aby nie przesadzić. Wiesz, że zaklęcia mają różne stopnie mocy i zbyt wiele, sprawi to, co u ofiar Zygfryda Wilbure’a.
- Wiem… – mruknęła dziewczyna z zawodem w głosie. – Severusie… myślisz, że znajdę dla niej lekarstwo? – zapytała szeptem, wpatrując się z nadzieją w jego czarne oczy.
Czarodziej szybko zaczął analizować, co jej odpowiedzieć. Nie było wiele możliwości. Właściwie cała nadzieja była w czarnej magii, a ona na pewno nie zgodziłaby się na coś takiego.
- Nie trać nadziei – powiedział dyplomatycznie. – Mówiłaś, że nie skończyła jeszcze tej… chemioterapii. Oddaliśmy krew do badań. Zacznij się martwić, gdy mugolskie sposoby zawiodą — dodał miękko, patrząc z góry na jej twarz.
- Gdybym tylko mogła przeprowadzić badania…
- Możesz. Podczas wizyt u matki czaruj ukradkiem.
- To będzie jawne pogwałcenie prawa – Hermiona zrobiła grymas niezadowolenia.
Severus poczuł, że ma ochotę przewrócić oczami, ale nie zrobił tego. Odsunął od siebie także pragnienie, aby wygarnąć współlokatorce, co o niej myśli. Jak na osobę, która przez lata czynnie stawiała opór siłom Voldemorta, Hermiona potrafiła być naprawdę irytująca, z tym swoim silnym przywiązaniem do zasad.
- Masz wybór: albo ukradkiem czarujesz, albo bawimy się czarną magią – Snape zakomunikował sucho, wstając i przechadzając się w stronę biurka.
- O nie, żadnej czarnej magii! – pisnęła przerażona i ukryła twarz w dłoniach.
- Czyli problem rozwiązany – zawyrokował czarodziej z delikatnym uśmiechem.
Zwrócił twarz w stronę monitora i przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Gdyby umiał korzystać z komputera, to miałby prawie nieograniczony dostęp do mugolskich informacji. Wtedy sprawdziłby, gdzie są leczone osoby z białaczką. Nie chciał kręcić się w pobliżu matki Hermiony, gdy będzie przeprowadzał „nieetyczne” eksperymenty na mugolach. Jej córka mogła przecież domyślić się czegoś, a to nie było mu na rękę.
- Nauczysz mnie jak posługiwać się komputerem?
Czarownica drgnęła i powoli przeniosła zaskoczony wzrok na Severusa.
- Jeśli chcesz, to cię nauczę. Ale nie dzisiaj. – Wskazała głową zegarek, stojący na jednej z półek. – Jutro po pracy mogę się tym zająć.
Severus nie miał zamiaru protestować. Jeden dzień nie robił mu większej różnicy. Wszystkie badania, które pragnął przeprowadzić, były przejawem jego mrocznych zainteresowań oraz chęcią wyżycia się na innych. Udawanie zaczynało go powoli męczyć i miał zamiar odreagować, gdy Hermiona będzie nieobecna.
- W takim razie, jesteśmy umówieni – rzekł z widocznym zadowoleniem i ruszył do swojego pokoju, aby przynieść współlokatorce jej codzienną dawkę Eliksiru Słodkiego Snu.

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 66 – Emocjonalne rozdarcie

Hermiona wyszła z kominka, trzymając w rękach kilka opasłych tomów, które pochodziły z biblioteki Hogwartu. Położyła je na stoliku do kawy i usiadła, oddychając głęboko. Zrozumiała, że schowanie ich do torby byłoby lepszym posunięciem. Wtedy nie czułaby, że ręce jej odpadają od dźwigania zbyt wielkiego jak dla niej ciężaru. Mogłaby przysiąc, że księgi ważyły co najmniej dwadzieścia funtów.
- Co my tu mamy... - Severus objął krytycznym spojrzeniem, to co przyniosła Hermiona. - Te dwie czytałem i pamiętam, że nie ma w nich niczego przydatnego. - Odłożył na bok czerwony i fioletowy tom. - „Osiągnięcia Mugoli w XVII wieku”, brzmi nieźle... „Zapiski różnorakie o magii” autorstwa Korneliusza Agryppy. Nie sądzę, abyśmy cokolwiek tutaj znaleźli, ale nigdy nic nie wiadomo... „Czary leczące” - Mungo Bonham, nie wiem, czemu nie dotarliśmy wcześniej do tej księgi, obstawiam, że w niej jest coś ciekawego — oznajmił, patrząc na Hermionę, która od razu złapała tom i otworzyła go. - „Zaklęcia nieznane, których skutki mogą okazać się fatalne”, zachęcający tytuł, inspirujący rzekłbym... „Żywot Linfreda ze Stinchcombe”, z tego, co pamiętam, to stworzył podwaliny pod eliksiry, których używamy w obecnych czasach...
- Czyli mamy sporo rzeczy do przeczytania — podsumowała Hermiona, unosząc głowę znad książki Munga.
- Ja mam sporo do przeczytania — poprawił ją Severus i wyjął jej z rąk opasły tom. - Musisz trochę odpocząć, przez cały sierpień harowałaś niczym domowy skrzat — dodał, gdy zaczęła protestować. - Przydałby ci się większa dawka snu, dlatego marsz do łóżka.
Dziewczyna wiedziała, że czarodziej ma rację oraz martwi się o nią, dlatego posłuchała się go. Idąc do swojego pokoju, rozmyślała nad wydarzeniami, które sprawiły, że jej świat znowu zaczął się walić. Kilka dni po postawieniu diagnozy, jej mama trafiła do szpitala. Organizm kobiety był mocno osłabiony i złapała poważną infekcję. Gdy została wyleczona, zawieziono ją do specjalistycznej kliniki, gdzie poddano ją chemioterapii. W tym czasie pan Granger musiał wziąć urlop, aby zajmować się Suzanne. Kandydatki, które zgłaszały się jako nianie, nie budziły zaufania ani mężczyzny, ani jego córek.
Ostatecznie dziewczynka trafiła pod opiekę Molly Weasley, która jednocześnie zajmowała się Victorie, jako że Fleur była w końcówce kolejnej ciąży i miała problemy, aby upilnować swoją pociechę. Szkraby były bardzo zadowolone ze swojego towarzystwa i chętnie się razem bawiły. Pani Weasley była zachwycona, że jej dom znowu rozbrzmiewa dziecięcymi głosikami. Nie przeszkadzało jej nawet to, że musiała ograniczyć przejawy magii. Schowała różdżkę i udowodniła, że bez niej także potrafi ugotować obiad i ogarnąć dom. Mimo to nie wszystko dało się ukryć. Suzanne zdążyła się dobrze przyjrzeć gnomom w ogródku i opowiadała, że widziała w kominku odciętą głowę jakiegoś pana, która gadała.
Hermiona uznała, że wszelkie przejawy magii, będzie tłumaczyła dużą wyobraźnią małej, ponieważ to był tylko jeden z problemów, do tego mający ostatnie miejsce na jej liście spraw do załatwienia. W tamtym czasie czarownica szczerze żałowała, że oddała ministerstwu zmieniacz czasu. Wtedy bardzo by się jej przydał, ponieważ żyła w ciągłym biegu. Wstawała wczesnym rankiem, aby przygotować się do wyjścia. Następnie skierowała swoje kroki ku parkowi, gdzie teleportowała się do ogrodu rodziców. Pan Granger już czekał na nią, razem z Suzanne, która miała spakowany swój plecaczek. Hermiona teleportowała się z nią do Nory i oddawała w ręce uszczęśliwionej pani Weasley, po czym udawała się do pracy. Po jej zakończeniu wracała po siostrę, w to samo miejsce, gdzie ją zostawiała, aby przetransportować się razem z nią siecią Fiuu do swojego domu. Tam czekała na pana Grangera, który odbierał ją wieczorem po zakończeniu swoich obowiązków zawodowych. Za każdym razem Hermiona podawała dziewczynce kroplę Eliksiru Słodkiego Snu, aby ta nie była świadoma, jak przebiega podróż. Cała akcja była obarczona ryzykiem, że któryś z sąsiadów może coś zauważyć. Mimo to pan Granger ze swoją starszą córką zadecydowali, że warto skusić los, tylko po to, aby Suzanne była w dobrych i sprawdzonych rękach.
Mając w domu siostrę, czarownica nie mogła skupić się na czytaniu książek. Najczęściej robił to za nią Severus, tak jak to wcześniej ustalili. Pilnował Suzanne, gdy Hermiona znikała na chwilę i wracała z tomami w koralikowej torebce. Umówiła się z profesor McGonagall, że pani Pomfrey przejrzy wstępnie literaturę i wybierze to, co uzna za przydatne. Podobnie robiły dla niej Penelopa z Hanną, które korzystały z biblioteki Szpitala Świętego Munga. Severus brał od Hermiony księgi i czytał je, gdy ta bawiła się z dziewczynką. Dopiero gdy zostawali sami, mogli omówić wszystko, czego dowiedział się czarodziej i nierzadko trwało to do późnych godzin nocnych.
Molly Weasley opiekowała się Suzanne tylko do września, ponieważ od tego miesiąca dziewczynka poszła do prywatnego przedszkola, skąd odbierał ją ojciec. Pani Granger nadal przebywała w klinice i rodzina starała się jak najczęściej ją odwiedzać. Hermiona widząc ją łysą i tracącą siły, podwoiła wysiłki, aby odnaleźć lekarstwo. Dzięki pomocy Severusa była w stanie osiągnąć zdecydowanie lepsze rezultaty, niż gdyby robiła to sama. Pracując z nim, zauważyła, że czarodziej ma odmienny system niż ona. Obydwoje dążyli do wiedzy i ekscytowali się znalezionymi wskazówkami, jednak on był o wiele bardziej krytyczny. Ona uznawała, że wszystko, co jest w najnowszych książkach, to świętość właściwie nie do podważenia. Jego nie zadowalało to, co osiągnął. Za każdym razem musiał weryfikować swoją wiedzę. Hermiona ze zdumieniem i podziwem patrzyła, jak brał coś za pewnik dopiero wtedy, gdy dana informacja pokrywała się z inną. Jeśli tak nie było, to starał się podważyć wszystko. Nawet jeśli ona pod jego wpływem coś przyjęła do wiadomości, to on z uporem godnym lepszej sprawy szukał jeszcze lepszego zaklęcia lub eliksiru. Uwarzył kilka różnych wersji dla jej matki, mimo że każdy okazał się nieskuteczny. Było tak, jak przewidywali uzdrowiciele i Severus: mała ilość eliksiru nie działała, a niewiele większa powodowała objawy typowe dla zatrucia pokarmowego. Hermiona nie chciała zabić matki, dlatego zrezygnowała z kolejnych prób i skupiła się na zaklęciach.
Pomimo wielu spraw, które zajmowały ją bardzo skutecznie, dziewczyna nie była w stanie zignorować nagłej zmiany zachowania współlokatora. Odkąd zamieszkał z nią w marcu przeszli od wzajemnej niechęci i wbijania szpili do poprawnych stosunków, które można było nazwać koleżeńskimi. Obydwoje wpływali na swoje życie, chociaż druga strona najczęściej sobie tego nie życzyła. Mimo wielu chwil, które uświadomiły dziewczynie, że Severus potrafi okazać pozytywne uczucia, początkowo nie potrafiła tego w pełni zaakceptować. Rozważała różne motywy, którymi mógł się kierować, ale wszystkie były tak samo prawdopodobne i nieprawdopodobne zarazem. Gdy po dwóch tygodniach nadal był dla niej miły, to stwierdziła, że widocznie musiał ją polubić. Nie sprawiło to jednak, że przestała być zaintrygowana.
- Skąd ta zmiana w stosunku do mnie? - zapytała pewnego wieczora, gdy siedziała na jego łóżku i robiła notatki z zaznaczonych przez niego fragmentów ksiąg.
Nie zdziwiła się, gdy ręka Severusa przekładająca stronę, zatrzymała się w pół drogi. Podniósł wzrok na swoją współlokatorkę, odchrząknął i odpowiedział spokojnie:
- Przemyślałem swoje życie i doszedłem do wniosku, że powinienem coś w nim zmienić. Na przykład zacząć doceniać to, ile dla mnie zrobiłaś, Hermiono.
Dziewczyna poczuła, że robi jej się lekko na duszy. Kolejny raz zwrócił się do niej po imieniu, a nie po nazwisku i było to bardzo przyjemne uczucie.
- Tak po prostu do tego doszedłeś, czy coś cię do tego skłoniło? - uśmiechnęła się do niego na zachętę. Bardzo pragnęła poznać jego motywy.
- Pamiętasz, jak powiedziałaś, że jestem wspaniały, kiedy zechcę? Zaskoczyłaś mnie. Pierwszy raz poczułem, że ktoś mnie docenił za to, że robię coś dobrego — powiedział cicho, prawie nie poruszając wargami.
- Bo taki jesteś — zapewniła go błyskawicznie Hermiona — tylko czasem starannie to ukrywasz.
- Dziękuję — odrzekł z nieśmiałym uśmiechem.
W tym momencie czarownica zdała sobie sprawę, że z wrażenia zapomniała oddychać. Mroczny Nietoperz z Lochów podziękował i uśmiechnął się do niej. Z tego, co wiedziała, to właściwie nikt nie dostąpił tego zaszczytu. Zarumieniona ze szczęścia wróciła do przerwanej lektury, ale nie dała rady skupić się na niej. Zrozumiała, że coś bardzo ważnego wydarzyło się w tym pokoju. Zyskała osobę, której może zaufać i zacząć polegać na niej. Kto by pomyślał, że będzie nią Severus Snape.

***

Ginny nie mogła zrozumieć, czemu Harry podchodzi do sprawy Hermiony tak opieszale. Obiecał, że sprawdzi, co się dzieje u niej w domu, ale nastał wrzesień, a on nadal tego nie zrobił. Postanowiła wiercić narzeczonemu dziurę w brzuchu, aż ten w końcu zacznie działać. Miała teraz dużo czasu, odkąd skończył się sezon quidditcha. Kolejne treningi były przewidywane dopiero w listopadzie i Ginny zamierzała wykorzystać dany jej czas.
- Zrozum, nie wydaje mi się, aby to było teraz potrzebne — Harry skrzywił się, odpowiadając kolejny raz na zarzuty swojej narzeczonej. - Nie zauważyłem, aby działo się z nią coś złego. Owszem, jest zmęczona, ale to dlatego, że miała intensywny miesiąc i nadal szuka lekarstwa dla matki.
- Snape jej pomaga, a ona cieszy się jak głupia, nie wiedząc, że on robi to wszystko dla pieniędzy — prychnęła Ginny. - Wszyscy ją okłamujemy i ciężko mi to znieść!
- Nie wymyślaj — skarcił ją chłodno czarodziej, polewając sobie frytki ketchupem. - Wiem, że ciągle masz wrażenie, że ona jest w nim zakochana. Tylko o to ci chodzi.
- Nie chcę, żeby cierpiała — żachnęła się rudowłosa. - On jest typem człowieka, który na pewno wykorzystałby to przeciwko niej. Skrzywdziłby ją...
- Ile razy mam ci powtarzać, że rzuciłem czar na jej dom? - Harry westchnął boleśnie, mając wyraźnie dość. - Jeśli miałby wobec niej złe intencje, to by do niego nie wszedł, a jeśli byłyby w środku, to od razu wiedziałbym o tym.
- Jesteś pewien, że...
- Jestem! - warknął czarodziej, przypadkowo upuszczając na stół kawałek kurczaka. - Skoro tak chcesz sprawdzić co u niej, to czemu do niej nie pójdziesz? Przeproś ją za tamtą kłótnię. Przy okazji poproś, aby była twoją druhną na ślubie. Miałaś to zrobić dawno temu! - przeszył ją spojrzeniem, które mówiło, że jeśli tego nie zrobi, to ma zamilknąć w tej sprawie.
Ginny zrozumiała, że zaczęła przeciągać strunę. Jeszcze chwila, a Harry sam ją wyśle do Nory. Nie chcąc kolejnych cichych dni, postanowiła, że zrobi to, co jej kazał. Uznała, że warto osobiście sprawdzić, jak się sprawy mają, skoro jej narzeczony nie był do tego chętny.
- No dobrze, w takim razie idę! - oznajmiła butnym tonem.
- Tylko nie wspominaj, że mogłaby pogodzić się z Ronem. I nie zrób kolejnej afery.
- Postaram się.
Czarownica posłała Harry'emu wyzywające spojrzenie i skierowała swoje kroki do kominka. Wrzuciła do środka trochę proszku Fiuu i wypowiedziała adres domu Hermiony. Od razu w płomieniach pojawiła się głowa z obrazu, który wisiał u niej w salonie.
- Powiedz, że Ginny Weasley chce się zobaczyć z Hermioną Granger — poleciła mu.
Głowa zniknęła z cichym pyknięciem i po chwili pojawiła się znowu.
- Panna Granger udzieliła zgodę na wizytę — oznajmiła oficjalnym tonem.
Ginny bez wahania wstąpiła w płomienie i po chwili była w domu swojej przyjaciółki. Otrzepując się z sadzy z kominka, przyjrzała się uważnie scenie, którą zastała. Snape siedział na kanapie, a Hermiona na podłodze. Wokół nich walały się sterty pergaminów i magicznych ksiąg. Na stoliku do kawy można było znaleźć dwa kubki po herbacie i mugolskie herbatniki waniliowe.
- Panna Weasley, jak miło — odezwał się Severus tonem, który można było uznać tylko za pozytywny.
- Eee, przyszłam do Hermiony — Ginny zająknęła się, zaskoczona uśmiechem na jego twarzy.
- Będziesz tak miły i zostawisz nas same? - starsza czarownica zwróciła się do mężczyzny.
- Jak sobie życzysz, Hermiono — Snape odparł uprzejmie i poszedł do swojego pokoju.
Ginny odprowadzała go wzrokiem wyrażającym bezbrzeżne zdumienie. Nie wierzyła, że Nietoperz z Lochów mógł się zmienić. Była święcie przekonana, że Hermiona wyolbrzymiała jego zalety. Teraz sama była świadkiem, że Severus był miły. Przywitał się jak normalny człowiek i zrobił bez marudzenia to, o co go poproszono. To był istny cud.
- Musisz przyznać, że to robi wrażenie — oznajmiła Hermiona z figlarnym uśmiechem.
- A niech mnie tłuczki biją — wyszeptała Ginny, siadając na kanapie. - Jak tego dokonałaś?
- Mam swoje sposoby — przyjaciółka odparła enigmatycznie, gdy znalazła się obok niej. - Chcesz ode mnie czegoś konkretnego?
To pytanie sprowadziło Ginny na ziemię. Oprócz sprawdzenia jak żyje jej przyjaciółka, miała jeszcze jej coś oznajmić. I o coś poprosić. Tylko że było jej strasznie głupio, za to, co powiedziała w lipcu.
- No wiesz, eee... chciałam... no wiesz... - nie wiedziała jak zacząć.
- Nie wiem.
- Chcę przeprosić za... tamto, wiesz, o co mi chodzi — wyznała ze skruchą.
- Wybaczam — Hermiona wyszczerzyła do niej zęby. - Chyba przekonałaś się, że to nie prawda.
- Tak, chyba tak... - przytaknęła rudowłosa. - Chciałam poinformować cię, że ustaliliśmy z Harrym datę ślubu — oznajmiła z błyskiem w oku — za rok, w sierpniu.
Reakcja Hermiony była łatwa do przewidzenia. Cała rozpromieniona pogratulowała przyjaciółce i zaczęła domagać się omówienia szczegółów. Ginny, zachęcona jej entuzjazmem, zaczęła opowiadać o wstępnych planach co do miejsca zaślubin, wyglądu wesela, jej przyszłej sukni i szaty Harry'ego. Szczebiotały obie w najlepsze, gdy padł temat druhen.
- Chciałabym cię prosić, abyś była moją starszą druhną — oznajmiła Ginny poważnie. - Nie uznaję odmowy — dodała, mając na twarzy minę wyrażającą zarazem groźbę i rozbawienie.
- To dla mnie zaszczyt — wyznała Hermiona. - Nie mogłabym ci odmówić, przecież wiesz — zapewniła przyjaciółkę.
- Uff — rudowłosa czarownica odetchnęła z ulgą. - Już się bałam, że się nie zgodzisz.
- Dlaczego miałabym się nie zgodzić? - padło rozbawione pytanie. - Podejrzewam, że w twoim orszaku znajdzie się jeszcze Luna...
- O, tak! Poprosiłam o to także dziewczyny z drużyny. Wszystkie się zgodziły!
- To świetnie! - Hermiona była szczerze zachwycona. - Kogo Harry wybrał na swoich drużbów?
Ginny uśmiechnęła się do niej. W końcu wszystko wróciło między nimi do normy.
- Neville'a, Deana, Seamusa i George'a.
- Który z nich będzie starszym drużbą?
- Żaden.
Hermiona drgnęła, jakby obudzona ze snu i spojrzała badawczo na przyjaciółkę.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że...? - zawiesiła głos.
- To chyba oczywiste. Nie może to być nikt inny niż Ron — oznajmiła Ginny. - Myślałam, że się domyśliłaś — dodała z wyrzutem.
- Myślałam, że zrozumieliście moją sytuację i odsunięcie go od przygotowań — odparła Hermiona lodowatym tonem.
- To mój brat i jego najlepszy przyjaciel. Nie było mowy o nikim innym — oburzyła się Weasleyówna. - Tak samo, jak nie było mowy, aby jakaś inna dziewczyna była moją główną druhną. Była tylko jedna kandydatka i byłaś nią ty!
- Znajdź sobie kogoś innego.
Atmosfera w salonie się zagęściła. Ginny wpatrywała się z niedowierzaniem na przyjaciółkę, która siedziała obok niej z marsową miną.
- Hermiono, ty chyba nie mówisz poważnie...
- Mówię bardzo poważnie.
- Och, rozumiem — oznajmiła Ginny z przekąsem. - Zawieszenie broni na jeden dzień jest dla ciebie ujmą na honorze. Mogłabyś zrobić prezent mi i Harry'emu w najważniejszym dniu naszego życia, który odbędzie się dopiero za rok, ale nie masz na to najmniejszej ochoty! - warknęła.
- To nie tak! - zaczęła bronić się Hermiona. - Ja naprawdę chciałabym, ale wydaje mi się, że nie dam rady!
- To takie trudne, naprawdę — zakpiła z niej przyjaciółka. - Jedno małe poświęcenie. Tylko kilka godzin...
- Wiesz, że chcę dla was wszystkiego, co najlepsze, ale w tej sytuacji... ja nie mogę...
- Widzę, że potrzebujesz trochę więcej czasu na zastanowienie się — oznajmiła Ginny, wstając z kanapy. - Nie żądam od ciebie, abyś się z nim pogodziła. Po naszej ostatniej kłótni zrozumiałam, że to dla ciebie za trudne, ale miałam nadzieję, że pokażesz, że jesteś w stanie być ponad to... - dodała ze smutkiem, kierując swoje kroki ku kominkowi.
Hermiona wpatrywała się w nią, jakby nie była pewna czy chce, aby odeszła. Na twarzy miała wpisaną mieszaninę rozczarowania i wahania. Wyciągając z kieszeni paczuszkę z proszkiem Fiuu, Ginny miała nadzieję, że przyjaciółka ją powstrzyma. Zanim go wrzuciła do płomieni, odwróciła głowę w jej stronę. Hermiona jednak nie miała zamiaru jej zatrzymywać.
- Przemyślę to — oznajmiła cicho — ale wątpię, abym się na coś takiego zgodziła.
Najmłodsza z rodziny Weasleyów, poczuła w sercu ukłucie bólu. Ignorując łzy cisnące się do jej oczu, wyruszyła do swojego domu. Tam, rzuciła się w ramiona Harry'ego i wypłakała się mu w ramię, jęcząc, jak bardzo zawiodła się na Hermionie.

***

Severus już dawno nie czuł się bardziej szczęśliwy. Jego plan był coraz bliżej ziszczenia się. Nie odmówił sobie przyjemności, jaką było podsłuchiwanie rozmowy dziewczyn, która toczyła się w salonie. Z niej dowiedział się, że Potter i Weasleyówna sami powiększają mur, który wkrótce oddzieli ich od Hermiony. Wszystko wskazywało na to, że nić, która łączyła ją z Ronaldem, została przecięta. To był świetny pretekst, aby z tego powodu odgrodziła się od pozostałych przyjaciół. Ta świadomość dodała Severusowi skrzydeł. Ukrył starannie radość i zszedł powoli do swojej współlokatorki, która była wyraźnie rozdarta między własnymi uczuciami a poczuciem obowiązku wobec przyjaciół.
- Coś się stało? - zapytał, udając, że nic nie wie.
- Mam dylemat — odparła przygaszonym głosem.
- Może ja mógłbym ci pomóc?
- Wątpię.
- Sprawdź mnie — poprosił, siadając obok niej na kanapie.
Hermiona przeszyła go wzrokiem, w którym kryło się cierpienie. Severus powtarzał w myślach jak mantrę „no dalej, otwórz się przede mną”. Domyślał się, że nie podziała to na dziewczynę, ponieważ znała oklumencję, ale i tak chciał spróbować. Aby wzbudzić jej zaufanie, sprawił, aby z jego postawy biło współczucie.
- No dobrze — westchnęła dziewczyna po dłuższej chwili. - Chodzi o to, że...
Severus przywołał na twarz minę, która miała świadczyć, że pierwszy raz słyszy o tym, co się działo w salonie przed chwilą. Przytakiwał podczas jej relacji i zachęcał Hermionę do dalszego mówienia. Okazało się to niepotrzebne, ponieważ było widoczne, że chciała się komuś zwierzyć. To, że mu zaufała świadczyło, jak bardzo dobrze układały się sprawy.
- Uważam, że masz rację — oznajmił Severus, gdy Hermiona skończyła. - Zbyt wiele wymagają od ciebie.
- Chyba nie jesteś zbyt obiektywny — powiedziała czarownica. - Oni są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Możliwe, że mają rację, że mogłabym odpuścić na jeden dzień...
- Jaki jeden dzień? - oburzył się mężczyzna. - Przygotowania do ślubu będą ciągnąć się miesiącami. Na pewno musiałabyś kontaktować się z Weasleyem nie jeden raz. O tym już nie pomyśleli...
- Chy... chyba masz rację — jęknęła załamana Hermiona.
- Nie byłem na zbyt wielu weselach, ale nawet ja jestem w stanie wyobrazić sobie, ile na głowie ma starsza druhna i przypisany jej drużba — Severus kontynuował wątek. - Obstawiam, że będziecie musieli wspólnie pilnować, aby wszystko było idealne. Takie jak sobie wymarzyła para młoda. Jestem pewien, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Na pewno będziesz musiała z nim rozmawiać, a nawet siedzieć przy jednym stole, tańczyć i uśmiechać się fałszywie do gości, którzy znają waszą historię.
- To straszne! - wykrzyknęła dziewczyna.
- Może panna Weasley pomyślała, że w ten sposób was przybliży do siebie. Mimo mojej całej niechęci do Pottera nie podejrzewam go o to — Snape szedł za ciosem, starając się pokazać, że kieruje się tylko dobrem Hermiony.
- Co ja mam zrobić? - zapytała płaczliwym tonem.
- Idź, ale nie jako druhna — poradził jej czarodziej. - Chociaż on i tak tam będzie, a ty będziesz musiała znosić jego obecność — dodał mimochodem.
Hermiona wzdrygnęła się na myśl o Ronaldzie Weasleyu. Severus uważnie obserwował jej odruchy. Musiał uważać, aby nie przesadzić. Chciał zasadzić ziarno wątpliwości w umyśle współlokatorki.
- Nie mogę im tego zrobić. Muszę pójść — oświadczyła ponuro.
- Wiem i dlatego tak bardzo mi ciebie żal — czarodziej poklepał ją przyjacielsko po ramieniu.
Wiedział, że teraz musi dać Hermionie czas. Prędzej czy później zbierze plon swojej pracy. Aby wszystko rozegrało się naturalnie, chwycił księgę, którą przestał czytać z powodu pojawienia Weasleyówny w kominku i wrócił do przerwanej czynności. Hermiona po chwili zastanowienia, poszła w jego ślady. Przez najbliższe parę godzin szukali wskazówek, które mogły pomóc w wyleczeniu matki dziewczyny. Dopiero gdy zegar wybił północ, Severus oznajmił, że czas spać.
- Chciałabym jej powiedzieć, że nie przyjdę — oznajmiła nieoczekiwanie Hermiona, gdy brała od współlokatora Eliksir Słodkiego Snu. - Tak naprawdę to nie mam ochoty tam iść — wyszeptała.
Severus pokiwał tylko głową, dając znak, że ją rozumie. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Jednak zanim wyszedł z jej pokoju, zatrzymał się na chwilę.
- Wiesz, do jakiego doszedłem wniosku? - zapytał, zerkając na zaskoczoną dziewczynę. - Chociaż teraz doceniam to, co zrobiłaś dla Weasleya, to jednak musisz przyznać sama, że gdybyś nie pokazała listu bajkopisarza Potterowi, to miałabyś dzisiaj o wiele mniej problemów...
Hermiona popatrzyła przenikliwie w jego czarne oczy. Jej wyraz twarzy zdradzał, że zastanawia się nad tym, co usłyszała. Po jak zdawało się Severusowi, dość długiej chwili, dziewczyna pokiwała głową.
- Masz rację — oznajmiła. - Masz cholernie sporo racji.

Po usłyszeniu tego Snape musiał z całych sił się powstrzymywać, aby nie wybuchnąć dzikim śmiechem, który byłby najlepszym podsumowaniem zwycięstwa, które odniósł tego dnia.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 65 – Kryzys wieku średniego


Harry skończył nocną służbę, ale zamiast iść do domu, postanowił zostać w Ministerstwie Magii. W biurowym pokoju socjalnym zaparzył sobie duży kubek kawy i usiadł przy stole. Pijąc napar, który go rozbudzał i jedząc kanapkę, którą zrobił poprzedniego dnia Stworek, zastanawiał się, jak potoczą się dalsze losy Hermiony. Życie zdecydowanie jej nie rozpieszczało. Harry pomyślał, że nawet on nie doświadczył aż tylu problemów, odkąd pokonał Voldemorta. Hermiona wplątywała się w dziwne sytuacje, romansowała z Robardsem, zaręczyła się z Ronem, następnie go rzuciła, była w ciąży, poroniła, wpadła w ciężką depresję, ktoś zamordował Krzywołapa, pokłóciła się z Ginny, a teraz jej matka może być bardzo chora. Chłopak westchnął, gdy przypomniał sobie rozmowę z przyjaciółką po jej powrocie z wakacji. Myślał, że wróci opalona i szczęśliwa, a okazało się, że zamiast tego używała kremu z silnym filtrem i była mocno przybita. Wyznała mu, czego się dowiedziała i czekała z niecierpliwością na wynik badań. Z tego powodu Harry postanowił poczekać na Hermionę przy kominkach, którymi dostają się do pracy czarodzieje i czarownice wchodzące do ministerstwa przez szalet miejski. Chciał się dowiedzieć czy diagnoza została potwierdzona. Po nieśpiesznym zjedzeniu śniadania poszedł w miejsce, gdzie miał ją spotkać. Zakładał, że będzie jedyną osobą, która wpadła na ten pomysł, ale gdy doszedł do kominków, okazało się, że się pomylił.
- Cześć Harry! – usłyszał powitanie z ust czarownicy.
- Cześć Astorio – odparł i uśmiechnął się do niej. – Witaj Draco – dodał mniej entuzjastycznym tonem.
Dawny wróg Harry’ego stał przy swojej dziewczynie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poruszył wargami, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko kiwnął nieznacznie głową. To wystarczyło młodemu aurorowi. Polubił Astorię po tym, jak próbowała zniwelować skutki wywiadu Dafne z Ronem, ale nadal nie czuł sympatii do jej chłopaka. Dawna wrogość zniknęła, zaraz po tym, jak Harry wstawił się za Malfoyami w sądzie (przynajmniej od strony Narcyzy i Draco), ale to nie sprawiło, że puścili w niepamięć to, co działo się w czasie nauki w Hogwarcie. Tolerowali się, ale nie byli w stanie porozmawiać ze sobą nawet o pogodzie. Widać było, że Draco nie jest zadowolony z koleżeńskich stosunków Astorii i Hermiony, ale na tyle zaangażował się w związek, że nie protestował. Harry naprawdę doceniał jego przemianę i uważał, że dobrze zrobił, nie wysyłając go do Azkabanu.
- Nie widziałeś się z nią? – spytała Astoria, przerywając ciszę.
- Nie, dlatego tutaj przyszedłem – padła odpowiedź z ust młodego aurora.
- Na Merlina, tak mi jej żal – westchnęła czarownica. – Mówiła mi, że ta choroba jest śmiertelna dla mugoli. Mam nadzieję, że się okaże, że to nie to – zamartwiała się.
Draco spojrzał od niechcenia na wielki zegar wiszący w holu, a jego mina świadczyła, że wolałby być gdzie indziej. Nic jednak nie powiedział. Harry’ego naszła refleksja, że w dawnych czasach wiadomość o chorobie pani Granger, spowodowałaby niekontrolowany wybuch radości u Malfoya. Na pewno zacząłby dobijać Hermionę poprzez głupie docinki na temat jej mugolskich korzeni i obrażanie rodziny. Teraz milczał taktownie, ściskając rękę swojej dziewczyny, która szurała nogami ze zniecierpliwienia.
- Powinna już tu być – jęknęła. – Ona nigdy się nie spóźnia, zawsze jest co najmniej piętnaście minut przed czasem.
Ledwo wypowiedziała te słowa, a w jednym z kominków pojawiła się Hermiona. Mimo upalnego lata była ubrana cała na czarno. Harry od razu zrozumiał, że wieści nie będą dobre.
- O, cześć – pisnęła. – Nie spodziewałam się, że tu będziecie.
- Mów, mów! – Astoria podeszła szybko do niej i chwyciła ją za dłonie. – Jakie wieści?
Hermiona przełknęła głośno ślinę i spuściła głowę.
- Źle… - jęknęła zbolałym tonem.
- Moje ty biedactwo! – wykrzyknęła Astoria i objęła ją mocno ramionami. – Wierzę, że będzie dobrze – oświadczyła z powagą.
- Mam taką nadzieję – odparła Hermiona, trochę podniesiona na duchu. – Na razie będzie leczona mugolskimi sposobami, a ja zamierzam w tym czasie znaleźć coś z naszego świata, co jej pomoże.
- Jestem do twojej dyspozycji! – zapewniła koleżanka z biura.
- Dziękuję, ale mam już kogoś do pomocy…
Harry, widząc delikatny uśmiech na ustach Hermiony, od razu zrozumiał, o kogo chodzi. Pewnie poprosiła Severusa o pomoc, a on się zgodził. Z jego wiedzą i umiejętnościami, mogło się to udać. Mimo tej pozytywnej myśli, chłopak wcale nie odetchnął z ulgą. Nadal miał wątpliwości co do stosunku Snape’a do Hermiony. Sam sobie tłumaczył, że troska czarodzieja wynikała z tego, że miał płacone za opiekę nad nią. Pomysł, że w międzyczasie się zakochał, był co najmniej śmieszny. Jednak Ginny nadal twierdziła, że wszystko jest możliwe. Po tym, jak wróciła na Grimmauld Place, roztaczała przed swoim narzeczonym coraz bardziej śmiałe scenariusze. Obejmowały one takie rzeczy jak: pranie mózgu, szantaż, molestowanie i gwałt. Harry starał się tego nie słuchać, ale jego podejrzliwa natura zaczynała dawać o sobie znać. Już raz okazało się, że Severus jak chce, to potrafi związać się z kobietą. Auror był trochę urażony faktem, że coś takiego miało miejsce. Był święcie przekonany, że miłość do jego matki była tak wielka, że Snape zostanie samotny do końca życia. Psycholog z Azkabanu rzuciła go, ale to nie oznaczało, że nie znajdzie sobie innej. Hermiona była blisko niego i doceniała go. Czyżby doszedł do wniosku, że mógłby…? Harry potrząsnął głową, aby odgonić od siebie tę myśl. Uznał, że lepiej nie zakładać od razu najgorszego scenariusza. Jego przyjaciółka nie była na tyle głupia, aby zakochać się w kimś takim jak Severus. Na razie przebywała głównie u swoich rodziców i z tego powodu Harry nie mógł obserwować, co się dzieje w jej domu. Nie porzucił tego planu, ale odłożył jego realizację na później.
- Znacie kogoś, kto jest długoletnim uzdrowicielem w Świętym Mungu? – pytanie Hermiony przerwało przemyślenia Harry’ego.
- Eee… nie – odparł i zerknął na Astorię i Draco, którzy pokręcili przecząco głowami. – Może pani Pomfrey?
- Potrzebuję kogoś, kto leczył mugoli, a ona na pewno tego nie robiła, będąc w Hogwarcie. Może gdybyście popytali…
- Przecież Hanna Abbott skończyła kurs na uzdrowiciela! – nagle przypomniał sobie Harry.
- Rzeczywiście! – Hermiona wyglądała, jakby była zła na samą siebie. – Że też o tym nie pomyślałam.
- Martwisz się o mamę, to normalne, że czasem coś przeoczysz – powiedziała miękko Astoria. – Masz prawo nie pamiętać o wszystkim.
- Mimo to… - czarownica już zamierzała zaprotestować, ale przerwał jej teatralny kaszel Draco.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać… - powiedział, przeciągając sylaby – ale jeśli zerkniecie na zegar, to zobaczycie, że zaczynamy pracę za pięć minut. Myślę, że nie chciałybyście się spóźnić.
Wszystkie głowy odwróciły się w stronę ściany, gdzie wisiał przyrząd do pomiaru czasu. Malfoy miał rację. Dziewczyny szybko pożegnały się z Harrym i pobiegły w stronę swojego biura. Draco olał dobre maniery i ruszył ku windom, nie zaszczycając dawnego wroga nawet jednym spojrzeniem.
- Taaa – mruknął Harry do jego pleców – ja też życzę ci miłego dnia.
Odwrócił się na pięcie i nieśpiesznym krokiem poszedł w stronę rzędu kominków, odpowiadając po drodze na powitania czarownic i czarodziejów. Pogrzebał przez chwilę w kieszeni i znalazł przygotowaną porcję proszka Fiuu. Wkraczając w szmaragdowe płomienie, marzył tylko o kąpieli i odespaniu nocnej służby.

***

Hermiona nie marnowała czasu. W czasie przerwy obiadowej napisała i wysłała wiadomość do Neville’a i Hanny, którzy mieszkali razem u jego babci w wiosce Mould−on−the−Wold. Pytała w niej, czy może wpaść do nich na małą pogawędkę. Wkrótce otrzymała odpowiedź twierdzącą i wyruszyła na spotkanie.
- Zadałaś mi trudne pytanie – mruknęła Hanna i się zamyśliła.
Razem z Hermioną i Nevillem siedzieli w ogrodzie za domem, popijając sok wiśniowy. Słońce powoli kryło się za horyzontem, malując chmury intensywnymi kolorami pomarańczy, różu, błękitu i fioletu, które pasowało do barwnych roślin, hodowanych przez czarodzieja.
- Jako specjalność wybrałam zatrucia roślinne i pracuję w szpitalu dopiero od miesiąca, dlatego nie mogę ci za bardzo pomóc – wyznała Hanna po dłuższej chwili. – Nie miałam na oddziale mugola i powiem szczerze, że na kursie nie uczono nas, jak ich leczyć. Musiałabym spytać mojej przełożonej…
- Nic nikt nie mówił? Albo chociaż wspominał? – zapytała zszokowana Hermiona. – Może w jakiejś książce…
- Nie. W książkach na pewno niczego na ten temat nie było, a ja się nie spotkałam z takim przypadkiem. Chociaż słyszałam, że mugoli bardzo ciężko się leczy.
- Czemu?
- Bo oni mają inne organizmy niż my – padła odpowiedź. – Nie są tak odporni. Ich wszystko może zabić. Zazwyczaj kontakt z naszym światem tak się dla nich kończy… - pokiwała smutno głową.
- To akurat wiem – mruknęła niepocieszona Hermiona. – Se… - już chciała powiedzieć „Severus”, ale szybko zauważyła swój błąd – ktoś mi mówił, że eliksiry są dla nich trujące, a zaklęcie uszkadzają ich mózg.
- To możliwe – przytaknęła Hanna. – Musiałabyś spytać kogoś, kto leczył mugoli.
- Kogo? – jęknęła czarownica z rozpaczą.
- Może poszłabyś ze mną do szpitala – odezwał się Neville, widząc zatroskaną minę swojej przyjaciółki. – Mam zamiar jutro rano odwiedzić rodziców. Tak często u nich bywam, że znają mnie wszystkie uzdrowicielki na oddziale. Zapytamy ich, czy znają odpowiedź na twoje pytanie.
- Och, byłoby wspaniale! – Hermiona się rozchmurzyła. – Wprawdzie miałam spędzić sobotę u swoich rodziców, ale jestem pewna, że zrozumieją.
- Zazdroszczę ci, że ich masz – chłopak powiedział cicho.
- Nie mów tak – zaprotestowała Hanna. – Przecież twoi rodzice żyją!
- Lepiej, aby byli martwi. To, co ich spotkało, jest gorsze niż śmierć.
Hermiona zamilkła, nie wiedząc co odpowiedzieć. Współczuła Neville’owi i w duchu nawet przyznawała mu rację. Gdy sobie wyobraziła, że jej rodzice żyją, ale jej nie rozpoznają, to zebrało się jej na płacz.
- Może kiedyś ktoś coś wymyśli… - zaczęła mówić. – Nowe eliksiry, zaklęcia...
Chłopak pokręcił głową ze smutkiem, przeprosił dziewczyny i poszedł do domu, aby uzupełnić sok w dzbanku.
- On stracił nadzieję – wyszeptała Hanna do Hermiony. – Tak naprawdę dawno ich nie odwiedzał. Teraz idzie do nich tylko dla ciebie.
- O kurczę – zdziwiła się czarownica. – Naprawdę?
- Tak.
Hermiona poczuła niesamowitą wręcz wdzięczność, a wzruszenie prawie odebrało jej zdolność mowy. Do mocnego pragnienie zalezienia lekarstwa dla mamy, doszła jeszcze chęć uzdrowienia państwa Longbottom. Pomyślała, że dzięki połączeniu sił z Severusem, mogłoby się to udać.
- Gdzie i o której się umawiamy? – zapytała Nevilla, który wrócił z dzbankiem.
- Dziewiąta, izba przyjęć. Pasuje?
- Pasuje.
Klinika Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga nic się nie zmieniła od ostatniego pobytu Hermiony. Wypełniona była pacjentami, którzy padali ofiarą własnych i cudzych zaklęć, klątw rzuconych na przedmioty, źle uwarzonych eliksirów lub magicznych zwierząt i roślin. Uzdrowiciele dwoili się i troili, aby pomóc jak największej liczbie osób. Na parterze panował hałas, jakiego nie powstydziłby się mecz quidditcha, dlatego dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy wspięła się z Nevillem na czwarte piętro. Gdy weszli na oddział Urazów Pozaklęciowych, zerknęła w stronę sali, w której przebywał Gilderoy Lockhart. Siedział na swoim łóżku i czytał książkę dla dzieci, zaśmiewając się do rozpuku. Hermionie od razu zrobiło się cieplej w okolicy serca. Przypomniała sobie niedorzeczną, nastoletnią miłość, którą darzyła go  w drugiej klasie. Tak się zapatrzyła na czarodzieja, że w ostatniej chwili udało jej się zatrzymać przed wychodzącą z sali uzdrowicielką. Obydwie odskoczyły od siebie ze strachem.
- Hermiona! Co ty tu robisz? – Penelopa Clearwater z trudem utrzymała tacę, na której ustawione były buteleczki z eliksirami.
- Przyszłam, aby się z tobą zobaczyć! – odparła czarownica bez zastanowienia i wyszczerzyła do niej zęby.
- Ze mną? – zielone oczy uzdrowicielki rozszerzyły się ze zdumienia.
- Wy się znacie? – zdziwił się Neville.
- Byłyśmy spetryfikowane przez bazyliszka – wyjaśniła Hermiona.
- Gdyby nie jej pomysł z lusterkiem to obydwie byłybyśmy już martwe – potwierdziła Penelopa.
- Rzeczywiście! – chłopak pacnął się dłonią w czoło. – Zapomniałem!
- Słuchajcie, chętnie z wami porozmawiam, ale muszę skończyć podawanie eliksirów – wyjaśniła blondynka. – Poczekajcie na korytarzu, a ja niedługo tutaj przyjdę.
Hermiona skinęła potwierdzająco głową, ale Neville powiedział, że idzie odwiedzić swoich rodziców. Zanim to zrobił, dziewczyna zatrzymała go i podziękowała za wszystko. Spotkanie Penelopy było jego zasługą, chociaż nie było to celowe działanie. Sama Hermiona nie wiedziała, że była dziewczyna Percy’ego pracuje w szpitalu. Miała jednak świadomość, że uzdrowicielka lubi ją i jest wdzięczna za radę, którą udzieliła jej w bibliotece Hogwartu wiele lat temu. To oznaczało, że na pewno jej pomoże.

***

Severus siedział na kanapie i patrzył na swoją współlokatorkę, która krążyła po salonie i opowiadała o swoich odkryciach, mocno przy tym gestykulując. Spędziła prawie cały weekend w Szpitalu Świętego Munga, latając po wszystkich oddziałach i bombardując uzdrowicieli pytaniami.
- Co za ignorancja! – dziewczyna denerwowała się i nakręcała coraz bardziej. – Wiedziałam, że czarodzieje mają dość mocno lekceważący stosunek do mugoli, ale to, co usłyszałam, jest poniżej wszelkiej krytyki! Nawet uzdrowicielka z pięćdziesięcioletnim stażem nie była w stanie powiedzieć, co czary uszkadzają w układzie nerwowym. Nie wiedziała, czemu tak się dzieje, ani jaka ilość magii jest dopuszczalna. To samo dotyczy eliksirów. Nikt nic nie wie. Skandal!
- Czyli znalazłaś potwierdzenie tego, co ci mówiłem – podsumował Snape z triumfem wypisanym na twarzy.
- Potrzebne mi są konkrety, a nie domysły – żachnęła się Hermiona. – Przyczyny, badania, analizy! Nie tłumaczenia, że taka jest tradycja i nikt nie będzie ryzykował. Wychodzi na to, że każdy mugol trafiający do Munga otrzymuje minimum pomocy, a jeśli przeżyje to dobrze!
- Przetrwają tylko najsilniejsi – mruknął były mistrz eliksirów.
- Muszę dotrzeć do źródeł – oświadczyła czarownica, siadając koło niego. – Przeanalizować historię czarodziejów i mugoli. Może natrafię na jakiś trop.
- Cóż mogę doradzić… pozostają ci tylko książki – powiedział Severus, szybko wstając.
- Wiem – mruknęła.
Czarodziej miał ochotę powiedzieć jej, że i tak nic z tego nie będzie, ale nie zrobił tego. Przeczytał książki, które wypożyczyła z mugolskiej biblioteki na temat białaczki i doszedł do wniosku, że magiczne sposoby nie zadziałają. Brak rzetelnych badań jeszcze bardziej utrudniał sprawę. Jedyne co pozostało matce dziewczyny, to lekarze i ich sposoby. Mimo wszystko nie chciał jej dobijać. Uważał, że lepiej będzie, jeśli Granger znajdzie sobie jakieś zajęcie.
- Napisałem do Minerwy. Masz jej pozwolenie, aby korzystać z biblioteki Hogwartu, łącznie z działem ksiąg zakazanych – zakomunikował z nutą zadowolenia w głosie. – Skłamałem, że pomagasz mi w zleceniu dla Świętego Munga.
- Dlaczego sam nie pójdziesz? – uniosła brwi w geście zdumienia.
- Nie jestem tam mile widziany – odparł krótko, odgarniając kosmyk z czoła, który od jakiegoś czasu uparcie wysuwał się zza ucha. – Tobie chętniej wszyscy pomogą. Jeśli przyniesiesz księgi do domu, to ja będę je czytał, gdy będziesz w pracy i pozaznaczam przydatne informacje. W międzyczasie mogę spróbować uwarzyć eliksir, który mógłby pomóc twojej matce, ale nie obiecuję, że będzie działał.
Na te słowa twarz Hermiony pojaśniała, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. W oczach widać było szczery podziw.
- Ty naprawdę potrafisz być wspaniały, jeśli zechcesz – oznajmiła nieoczekiwanie, wpatrując się w niego intensywnie.
Severus, nieprzygotowany na płomienny wzrok połączony z komplementem, poczuł, że opada mu szczęka. Starając się ukryć zaskoczenie, szybko zamknął usta i szarpnął gwałtownie głową, tak że kosmyki włosów znowu znalazły się na jego twarzy. Odgarnął je, intensywnie myśląc nad odpowiedzią, ale nic nie przychodziło mu na myśl.
- Czemu ich po prostu nie zetniesz? – zapytała dziewczyna, jednocześnie ratując go z opresji. – Widzę, że cię denerwują.
- Ty masz krótkie, ja mam długie. W tym domu musi być równowaga – powiedział pierwsze, co mu przyszło do głowy.
Reakcja dziewczyny była natychmiastowa. Wybuchnęła perlistym śmiechem. To była szczera, intensywna reakcja, jaka się jeszcze nie zdarzyła w jego obecności. Severus nie mógł powstrzymać bladego uśmiechu. Hermiona uznała, że jest wspaniały i rozśmieszyło ją jego stwierdzenie. Dawno nie czuł się tak mile połechtany.
To uczucie sprawiło, że nagle zrozumiał, o co mu chodziło przed wyjazdem dziewczyny na wakacje. Nie chciał, aby traktowała go jak powietrze albo dodatek do mieszkania. Pragnął, aby podziwiała go i doceniała. Patrzyła z uwielbieniem. Chciał, aby jego zdanie było dla niej ważniejsze niż kogokolwiek innego. Wyobraził sobie, jak Hermiona zrywa dla niego kontakty ze wszystkimi swoimi znajomymi. Widział twarz zrozpaczonego i rozeźlonego Pottera, który zrozumiał, że przegrał, ponieważ jego przyjaciółka woli bardziej inteligentne i wysublimowane towarzystwo.
To było niesamowite wręcz odkrycie. Wcześniej sądził, że brakuje mu fizycznych aspektów związku, czyli tego wszystkiego, o czym mówił Dundy. Spełnienie tych potrzeb było kuszącą wizją i nie miałby nic przeciwko, ale odstraszało go, że musiałby jednocześnie pogodzić się z rolą, która nie do końca mu odpowiadała. Wyobrażenie sobie, że byłby zmuszony iść z nią na oficjalną kolację i siedzieć przy jednym stole z Potterem, Weasleyami, Longbottomem lub Robardsem, skutecznie studziło jego zapał. Tyle lat się kontrolował, więc powrót do abstynencji seksualnej nie byłyby dla niego czymś trudnym. Teraz sytuacja się diametralnie zmieniła, gdy Hermiona zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Ta nić duchowego porozumienia, która powstała przypadkiem, uświadomiła mu, że chodziło o psychikę. Musiał ją za wszelką cenę podtrzymać.
- Kto by przypuszczał, że jestem w stanie cię rozśmieszyć – oznajmił przymilnym tonem, a jego czarne oczy spoczęły na jej twarzy i rumieńcach.
- Myślałam, że to niemożliwe. Zaskoczyłeś mnie – rzekła z uznaniem, zbierając notatki ze stolika.
- Jestem pełen niespodzianek – zachichotał, jednocześnie posyłając różdżką brudne kubki i talerz po kanapkach do kuchni. – Myślę, że dzisiaj nic więcej nie wymyślimy. Potrzebna nam odpowiednia literatura.
- Masz rację – zgodziła się z nim bez wahania.
- Potrzebujesz jeszcze Eliksiru Słodkiego Snu Hermiono? – zapytał uprzejmie, wiedząc, że dziewczyna na pewno zauważy, że użył jej imienia.
- Tak. Byłoby miło, gdybyś zostawił go na moim biurku – dała mu odpowiedź, gdy szła po schodach na górę.
Godzinę później Severus bez skrępowania przypatrywał się śpiącej czarownicy. Przystawił do łóżka krzesło i usiadł na nim, zakładając nogę na nogę. Odchylił się do tyłu, lewą rękę położył sobie wygodnie na brzuchu, aby podtrzymywać prawy łokieć. Palcami wolnej dłoni gładził się po ustach, będąc zatopionym w myślach. Jego czarne oczy przebiegały po ciele dziewczyny, zaczynając od włosów i twarzy, a na nogach kończąc. Wąskie usta rozciągnięte były w uśmiechu. Z radością stwierdził, że stracił chęć, aby jej dotknąć. Wystarczyło, że patrzył na nią i planował, jak sprawić, aby bez użycia magii, była całkowicie pod jego wpływem. Obiecał Albusowi, że będzie chronił syna Lily przed Voldemortem. Zrobił, co do niego należało. Teraz chciał sprawić, aby syn Pottera cierpiał. Otworzyła się przed nim nowa możliwość i zamierzał ją wykorzystać.  Starszy Potter zabrał mu miłość jego życia, a zarazem przyjaciółkę. Severus nie miał możliwości odbicia młodszemu Weasleyówny. Dlatego postanowił, że zabierze mu przyjaciółkę i dzięki jej pomocy wykończy resztki cudownego trio.
- To nie będzie proste – mówił sam do siebie w myślach. – Muszę powoli i z rozmysłem przekonywać ją do siebie. Nie będę się śpieszyć. Byłem cierpliwy, działając przeciwko Voldemortowi i opłaciło się to.
Wiedział, że przed nim jest wiele pracy. Przede wszystkim musiał jeszcze raz przypomnieć sobie zasady z książki o zdobywaniu przyjaciół. Przez pobyt w Azkabanie i gadaninę Sary, nie był już tak skłonny do wybuchów złości, ale nadal miał problem, aby powstrzymać się przed drwinami i jadowitymi uwagami. Lubił znęcać się nad słabszymi od siebie i ciężko było mu przestać. Widok roztrzęsionego Longbottoma i innych uczniów sprawiał Severusowi wiele radości. Co nie zmieniało faktu, że gdy chciał, to potrafił się powstrzymać. Najlepiej mu to wychodziło, jeśli miał nad sobą groźbę zdemaskowania i wizję długiej, bolesnej śmierci. To zawsze pomagało mu się uspokoić podczas spotkań wśród śmierciożerców.
Pod wpływem wspomnień odruchowo potarł lewe przedramię. Czarna czaszka z wężem zniknęła, zostawiając brzydką bliznę. Z tego powodu nigdy nie nosił koszul lub szat z krótkim rękawem. Nienawidził tego, co zostało wypalone na jego skórze. Wielokrotnie próbował się tego pozbyć, ale czary Voldemorta były zbyt silne. Blizna także nie dawała się w żaden sposób usunąć. Wyglądało na to, że piętno pozostanie mu na całe życie.
Hermiona westchnęła przez sen i przekręciła się na drugi bok. Dzięki temu Severus przypomniał sobie o jej obecności i znowu się na niej skupił. Musiał przyznać, że spodobał mu się ten pierwszy raz, gdy szczerze się przy nim roześmiała. Teraz musiał sprawić, aby było tak przez większość czasu. Pamiętał jak Sara mówiła, że kobiety lubią komplementy i kwiaty. Wspomniała też, że istnieją takie, które cenią inteligencję bardziej niż urodę.
- W przypadku Granger książki dadzą lepsze rezultaty niż kwiaty – oznajmił w myślach Snape. – Na wygląd na pewno nie patrzy, ponieważ inaczej nie związałaby się z najmłodszym Weasleyem. Chociaż w jego przypadku to nie wiem, co ją do niego ciągnęło. Zero myślenia, brak ogłady. Za to bez wątpienia inteligencja to moja specjalność – zaśmiał się bezgłośnie. – Jeśli się zakocha, to tym lepiej dla mnie. Prędzej czy później, będzie moja.