poniedziałek, 12 grudnia 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 46 - Kiepskie plany


- Gdybyś choć raz przestał być księciem mroku to może dostrzegłbyś jakieś pozytywne strony tej sytuacji.
Sara posłodziła swoją herbatę i zaniosła ją na niski stolik, który stał pomiędzy dwoma fotelami. Po chwili dołączyła do niego talerzyki z szarlotką. Severus wziął ciasto i po pierwszym kęsie stwierdził, że upiekł o wiele lepsze na zajęciach u Meduzy.
- Dundy może nie grzeszy intelektem, ale to nie znaczy, że nie możecie nawiązać koleżeńskich relacji – kontynuowała psycholog. – Dobrze jest mieć więcej niż jedną osobę, z którą można pogadać o wszystkim.

Severus prychnął z niesmakiem. Nigdy nie miał przyjaciół wśród mężczyzn i wcale mu tego nie brakowało. Pomysł, że mógłby być kumplem Dundy’ego sprawiał, że miał ochotę wyjść z gabinetu Sary. Ona kompletnie nie pomyślała jak to będzie wyglądać! On, uczony, geniusz, mistrz eliksirów ma się przyjaźnić z nierozgarniętym kowbojem? Już teraz wyglądali w swoim towarzystwie jak parodia Flipa i Flapa, ponieważ Dundy był niski i gruby. Taki niepozorny człowieczek, którego można całkowicie olać i przejść obok nawet nie zauważając jego istnienia. To było oczywiście możliwe do czasu aż Dundy nie otworzył ust, aby wygłosić swój monolog. Wtedy każdy uciekał w popłochu.
- Nie gadaj głupot! – żachnął się Severus. – Lepiej znajdź jakiś powód dla którego nie powinniśmy mieszkać razem. Możesz napisać, że moje zdrowie psychiczne strasznie na tym cierpi i mam ochotę podciąć sobie żyły. Jeśli dobrze pójdzie to z tego powodu zabronią mi chodzenia na zajęcia z gotowania i Meduza będzie za mną płakać – zachichotał ze swojego dowcipu.
- Nie zrobię tego – oświadczyła Sara zachowując kamienną twarz. – Nie możesz przez całe życie odrzucać innych. Nic ci się nie stanie jeśli pobędziesz z nim w jednej celi przez dwa tygodnie.
- Może mi się stać – odparł niezbyt grzecznym tonem. – Mogę ogłuchnąć albo udusić się kołdrą podczas zakładania jej sobie na głowę, aby nie słuchać jazgotu Dundy’ego!

Sara uśmiechnęła się pod nosem kpiąco i uniosła brwi.
- Jak dzieci – skomentowała całą sytuację i pociągnęła porządnego łyka herbaty. – Musicie się jakoś dogadać, nie ma możliwości, aby któryś z was zabrał swoje zabawki i poszedł do innej piaskownicy – uśmiechnęła się promiennie ukazując idealnie proste i olśniewająco białe zęby.
Severus miał ochotę wrzasnąć na nią albo porządnie potrząsnąć. Dla niej to było maksymalnie pięć minut roboty, a dla niego koniec kłopotów. Jednak Pani-Wiem-Co-Dla-Ciebie-Najlepsze nie miała ochoty kiwnąć palcem, aby ułatwić mu życie i to mimo faktu, że był jej mężczyzną!
- No dobrze, spróbuję się z nim jakoś dogadać - zgodził się chłodno.

Wiedział, że na Sarze nie robią wrażenia wybuchy złości. Musiał znaleźć inny sposób, aby zgodziła się zrobić to co chciał. Najtrudniej było sprawić, aby się nie zorientowała w jego zamiarach.
- Mówiłem ci kiedyś, że jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na całym świecie? – Severus przystąpił do ataku.
Mógł z czystym sumieniem tak stwierdzić, ponieważ Lily była martwa, a współczesna magia nie znała sposobu, aby ją wskrzesić. Słowo „najważniejsza” nie znaczyło jednak, że ją kochał. To uczucie nie pojawiło się i nic nie wskazywało na to, że kiedyś to się zmieni.

Sara zachichotała i wyglądało na to, że złapała przynętę. Rozmawiała z nim będąc wyraźnie szczęśliwą i dawała się wodzić za nos. Severus cieszył się w myślach jak dziecko i tylko odliczał czas jaki mu pozostał. Postanowił, że przed samym końcem nieistniejącej terapii ponowi prośbę. Sara powinna być na tyle udobruchana, że się zgodzi.
- Nie, nie zrobię tego co chcesz – oświadczyła mu zanim zdążył otworzyć usta. – Świetnie się bawiłam patrząc na twoje gierki, ale zdania nie zmienię – wyjaśniła z szelmowskim błyskiem w oku. – Całus na drogę? – szepnęła słodkim tonem.

Więzień szedł tak szybkim krokiem, że auror odprowadzający go na oddział musiał prawie biec, aby nie zostać w tyle. Nie było pocałunku. Severus wyszedł z gabinetu psycholog bez słowa, dając jednocześnie do zrozumienia, że jest obrażony. Jak mogła tak się nim bawić! Żałował, że zamiast Sary Kingsley nie przysłał innej, równie ładnej kobiety, która nie byłaby aż tak inteligentna i bystra, oraz dała sobie czytać w myślach. Może taką łatwiej okręciłby sobie wokół palca.
- Weź się w garść Severusie! – oświadczył sam sobie w myślach. – Mazgaisz się zamiast pokazać, że byłeś szpiegiem i jesteś w stanie przetrwać wszystko. To tylko dwa tygodnie tortur, a potem Dundy wyjdzie na wolność. Wtedy wszystko wróci do normy.

Auror otworzył przed nim grube, więzienne drzwi prowadzące na oddział. Mężczyzna przekroczył je z westchnieniem i skierował kroki do swojej celi. Szedł ku niej z prędkością kulawego żółwia. Nie miał ochoty widzieć na oczy swojego współlokatora, ale nie miał wyjścia. Chwilowo nic nie mógł zrobić.
- Jupikajej, skurwysynu! – okrzyk bojowy rozbrzmiał po prawej ręce Severusa.

Mężczyzna zdążył odwrócić głowę akurat w tej chwili, aby ujrzeć jak niski i dość pulchny Dundy zadaje cios głową w klatkę piersiową Robina Poyntera. Czarnoskóry chłopak padł na ziemię, gdzie z trudem zaczął łapać powietrze, a stojący w pobliżu więźniowie zastygli w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji. Dundy poprawił swoje puszyste, jasnobrązowe włosy i odwrócił się w stronę wyjścia z celi.
- O, profesorek! – oznajmił z radością, gdy zauważył współlokatora. – Już nie mogłem słuchać jego głupot na twój temat więc go trochę uspokoiłem. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe! – stwierdził beztrosko i bez oporu dał się skuć aurorom, których zwabił jego okrzyk.
Severus wiedząc, że to będzie kosztowało Dundy’ego przedłużenie wyroku o minimum trzy miesiące, wpadł jak burza do celi, gdzie zamiast Amerykanina rozerwał na strzępy jego poduszkę.

***

Hermiona siedziała w mugolskiej kawiarni i piła świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. Obok niej delektował się swoją kawą Thierry Bouchard, autor książek o jej seksownej imienniczce. Umówili się na spotkanie przy pomocy poczty elektronicznej. Czarownica przyjechała na spotkanie z myślą, że porządnie nawrzuca chłopakowi, ale ten od razu zaczął tak się kajać i przepraszać, że nie miała serca tego zrobić. Thierry opowiedział jej jak doszło do wydania jego pierwszej książki. Historię, którą napisał była mroczna i poważna, a także zawierała sporą ilość trupów. Jednak żadne wydawnictwo nie było nim zainteresowane. Jeden z wydawców zasugerował chłopakowi aby spuścił nieco z ponurego tonu i napisał coś lżejszego. Sfrustrowany i ogarnięty wściekłością Thierry zasiadł do notatnika. W kilka dni spłodził grube opowiadanie, które było parodią pierwszej wersji i zawierało najbardziej ograne schematy oraz rozwiązania fabularne. Wysłał je do mężczyzny od dobrej rady mając świadomość, że nikt o zdrowych zmysłach nie może wziąć czegoś takiego na poważnie. Dlatego zdziwił się gdy okazało się, że wydawnictwo chce podpisać z nim umowę na cykl książek.
- Byłem taki szczęśliwy, że ktoś chce ze mną współpracować! Dlatego nie przeczytałem umowy przed podpisaniem jej. Myślałem, że poznali się na moim talencie kiedy udowodniłem, że potrafię stworzyć coś zarówno mrocznego jak i lekkiego – wyjaśnił załamanym tonem. – Gdy się przekonałem, że chcą wydać w całości drugą wersję to było już za późno. Wzięli na poważnie te głupoty o Waldemarze. Przecież ta książka to totalna szmira – szepnął nerwowo. – Niestety, znalazła swoich fanów, głównie wśród nastolatków ponieważ nikt dorosły nie czyta takich bzdur – westchnął. – Nie mogłem ci o tym napisać, ponieważ według umowy nie mogę zbyt wiele gadać o mojej twórczości. Gdyby ktoś mi się włamał do skrzynki i upublicznił e-maile to wlepiliby mi taką karę finansową, że musiałbym sprzedać babcię i swoje nerki z wątrobą aby się wypłacić… Boże! Jak ja się stoczyłem! Teraz wszyscy będą mnie kojarzyć z tą przeklętą serią – twarz Thierry’ego wyrażała cierpienie.

Hermiona szczerze mu współczuła. Mimo teatralności jego gestów widać było, że chłopak się męczy i żałuje popełnionej głupoty. Ne czytanie umowy przed jej podpisaniem było kretyńskie, ale nikt nie jest wolny od błędów. Stało się i nic nie można było z tym zrobić.
- Teraz każą mi napisać trzecią część – Thierry kontynuował skarżenie się. – Tym razem postawię się i książka będzie poważniejsza. Będę argumentował to tym, że Hermiona dorosła i zmądrzała. Mam dosyć opisywania przygód totalnej idiotki.
- Mogłeś wybrać inne imię – zauważyła Hermiona. – Rona zmieniłeś na Regana.
- Po pierwsze: twoje imię jest cudowne! Takie oryginalne, jedyne i niepowtarzalne! Zazdroszczę twoim rodzicom fantazji – pisarz puścił oczko do swojej rozmówczyni przez co Hermiona oblała się rumieńcem. – Po drugie: Ron sam mnie o to prosił.
- Jak to?
- Pisaliśmy ze sobą przez jakiś czas po wydaniu pierwszej książki. Chyba ci pozazdrościł, ponieważ koniecznie chciał być w historii, ale zaznaczył, że nie pod własnym imieniem. Jak się później okazało, nie spodobała mu się jego postać – Thierry zachichotał złośliwie.
- On to inaczej przedstawił. Mówił, że pierwszy się odezwałeś.
- Kłamał – wyjaśnił Thierry. – Przesłał mi wasze zdjęcie i opisał co robicie w życiu ze szczegółami. Dzięki zaręczynom wpadłem na fabułę dotyczącej drugiej części.
- Wszystko opisał? – Hermiona struchlała.

Jeszcze tylko brakowało, aby Ron wyjawił ich tajemnicę. Przecież to było jawne pogwałcenie Międzynarodowego Kodeksu Tajności!
- Tak! Wspominał, że pracuje w sklepie ze śmiesznymi rzeczami, a ty w urzędzie do spraw zwierząt. Musisz je lubić.
- Och, tak, tak… - wydukała uspokojona czarownica. – Co do książki to uważam, że mogłeś darować sobie opisy klapsów! - zmieniła temat.
- Nie złość się bo zaszkodzisz dziecku – Thierry odparł wesoło i zaszczebiotał do jej brzucha. – Mamusia wciale źle o mnie nie myśli skarbuńciu. Jest ziachwiciona tylko nie chcie się przyźnać do śwoich fantaźji.
- Taaa. Uwielbiam być seks niewolnicą przykutą łańcuchem do łóżka… - odparła z ironią.

Thierry przysunął się błyskawicznie do Hermiony i objął ją. Hermiona równie szybko zdjęła jego rękę ze swojego karku.
- Nie gniewaj się! – poprosił i zatrzepotał teatralnie rzęsami.
- Ciężko wybaczyć, gdy ktoś pisze o tobie debilne książki – czarownica westchnęła znacząco.
- Przysięgam, że gdybym mógł to był je wszystkie spalił! Co do jednej! Oraz nigdy nie posłuchałbym Rona! Ja wiedziałem, że czasem człowiekowi odwala po pierwszym wypalonym skręcie, ale go wzięło jak mało kogo. Wygadywał takie historie o Waldemarze, jakimś Harrym i tobie, że głowa mała. Nawet ja nie miałem nigdy takiej fazy – wyznał z żalem. – Obiecuję, że kolejna książka będzie o wiele lepsza!
- Mam nadzieję – powiedziała Hermiona i wstała. – Muszę już iść.
- Już? – jęknął Thierry z rozpaczą. – Myślałem, że zostaniesz na deser. Dziecko ma na pewno ochotę na kawałek czekoladowego tortu.
- Nie słyszałam, aby o niego prosiło.
- Bo to trzeba odebrać sercem! – wyjaśnił Thierry i przyłożył ucho do jej zaokrąglonego brzucha. – Uwaga, tłumaczę z bobaskowego! On lub ona mówi, że chce ciacha!
- Każdy artysta tak się zachowuje czy tylko ty? – spytała Hermiona słodkim tonem. – W Australii sprawiałeś wrażenie normalnego.
- Wtedy sporo jarałem – wyznał pisarz bez żadnego wstydu. – Tak ukrywałem swoją prawdziwą naturę. Teraz jestem czysty i mogę być sobą.

Hermiona pomyślała, że coś w tym jest. Thierry, który dwa lata wcześniej miał długie, blond włosy ściął je i przefarbował na czarno. Dodatkowo zrobił sobie kilka zielonych pasemek na grzywce, przebił uszy, brew i nos. Obecnie ubierał się niczym Neo z Matrixa. Z tego powodu Hermiona ledwo go rozpoznała, gdy weszła do kawiarni.
- Przykro mi, ale mam dzisiaj wizytę u lekarza – skłamała. – Może innym razem gdzieś wyskoczymy na coś słodkiego – dodała na widok zrozpaczonej miny Thierry’ego.
- Trzymam cię za słowo – powiedział i rzucił się w stronę wieszaka, aby podać Hermionie płaszcz.

***

Centrum handlowe było dość mocno zatłoczone. Hermiona szła w stronę parkingu, gdzie stał jej samochód. Mijając sklepy przyglądała się od niechcenia wystawom. Większość była odpowiednio udekorowana na zbliżającą się Noc Duchów. Manekiny miały na głowie maski przedstawiające straszydła, z sufitu zwisały pajęczyny z pająkami oraz nietoperze, a na podłodze stały wydrążona dynie.

Hermiona przystanęła przed sklepem z modą ciążową. Spodobała się jej bluzka z wystawy. Dziecko rosło jak na drożdżach i brzuch był co raz mocniej widoczny. Stwierdziła, że przydałyby się jej luźniejsze ciuchy. Już miała wejść do środka, gdy usłyszała znajomy głos.
- Nie jestem pewna czy to praca dla niej – powiedziała Cho Chang.
- Przesadzasz – odparł wysoki chłopak o arabskiej urodzie, który trzymał ją za rękę. – Jako prywatny detektyw będzie bajerować facetów, aby wydobyć z nich informacje. To nie jest niebezpieczna praca, nie martw się.
- Nie potrafię – jęknęła skośnooka dziewczyna zerkając w stronę sklepu z ubraniami ciążowymi. – O, Hermiona! – zawołała zdumiona.
- Cześć – odparła cicho młodsza czarownica.

Cho podeszła do niej i obydwie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie niepewnie. Nigdy nie miały relacji, które wyszłyby poza koleżeńskie, a dodatkowo pogorszyła je sprawy Harry’ego i Marietty.
- Wow. Naprawdę jesteś w ciąży. Myślałam, że to plotki – oznajmiła Krukonka patrząc się na brzuch Hermiony. – Ron się pewnie cieszy?
- Tak, cieszy – przytaknęła Gryfonka. – A co u ciebie? – spytała uprzejmie.

Cho wskazała na stojącego nieopodal chłopaka i wyjaśniła, że to Faris.
- Zaręczyliśmy się – poinformowała pokazując pierścionek, który błyszczał na jej palcu. – Jest mugolem – szepnęła.
- Gratulacje – powiedziała Hermiona serdecznie. – Kiedy ślub?
- W przyszłe wakacje – odparła Cho i zerknęła na swojego narzeczonego, który tupał niecierpliwie nogą. – Ja… mam pytanie…
- Tak?
- Naprawdę Harry oświadczył się Ginny? – szepnęła.
- Tak, to prawda.

Na początku sierpnia odbyła się przyjęcie z okazji Nadania Imienia Victorie. Wtedy też pani Weasley przygotowała tort dla Ginny, ponieważ kilka dni później miała skończyć dziewiętnaście lat. Cała rodzina była w to wtajemniczona, łącznie z rodzicami Fleur. Każdy przyniósł prezent, ale wszystkich przebił Harry, który oświadczył się swojej ukochanej. Ginny, ledwo żywa ze szczęścia i wzruszenia, zgodziła się bez wahania.
- Och, rozumiem. Pogratuluj im ode mnie – wydukała Cho i wskazała podbródkiem Farisa. – Muszę już iść…
- Pa – rzuciła Hermiona w jej kierunku.
Odczuła dużą ulgę, że Krukonka sobie poszła. Przez całą rozmowę czuła się wyjątkowo niezręcznie. Dzięki temu miała pewność, że z Cho Chang nigdy nie zostaną przyjaciółkami.

***

- Co Thierry powiedział? – spytał Ron gdy tylko Hermiona weszła do domu. – Nic więcej nie napisze o tobie?
W teorii mieszkał u George’a, praktycznie zaś spędzał większość czasu u swojej byłej narzeczonej. Po tym jak uzgodnili, że decydują się na dziecko zaczął przychodzić do niej pod byle jakim pretekstem. Początkowo Hermiona przeganiała go, ale szybko zaczęła odczuwać nieprzyjemności związane z pierwszymi miesiącami ciąży i musiała się poddać. Ron trzymał jej włosy, gdy wymiotowała, robił zakupy, sprzątał dom i przykrywał ją kocykiem, gdy leżała na kanapie nie mając siły aby ruszyć ręką albo nogą. Aby umilić jej czas wypożyczał dla niej książki z biblioteki albo filmy na DVD. W międzyczasie wyremontował mugolskimi sposobami jedną z sypialni zamieniając ją w pokój dla dziecka. Sam kupił mebelki z motywem kaczuszek i je skręcił.

To wszystko nie sprawiło jednak, że Hermiona wróciła do niego. Mimo, że ich relacje pozostały serdeczne i Ron nadal ją kochał to nie chciała wracać do tego co było. Wyjaśniła mu na początku, że nic się między nimi nie zmieni więc nawet niech nie próbuje jej namawiać. Odniosło to pożądany skutek. Ron nigdy nic nie wspomniał na temat powrotu, a Hermiona nie mogła wyjść ze zdumienia jak bardzo wydoroślał w przeciągu trzech i pół miesiąca.
- Musi napisać trzecią książkę, ponieważ ma to w kontrakcie – wyjaśniła. – Mówił za to ciekawe rzeczy. Ponoć to ty pierwszy do niego napisałeś – spojrzała krzywo na rudzielca.
- Nie przypominam sobie…
- Błagałeś go o to, aby ciebie także opisał.
- Źle to odebrał.
- Ron!
- No dobra! To prawda! – chłopak oznajmił obrażonym tonem. – Ale to nie moja wina, że opisał mnie jako sadystę, który lubi cię czasem klepnąć. Nie prosiłem go o to.

Hermiona jęknęła i poszła na górę przebrać się w domowe ubrania. Nie miała ochoty na kolejną kłótnię z Ronem. Uważała, że nie ma co się denerwować. Nie chciała zaszkodzić dziecku. Początkowo nie była zadowolona z ciąży i odczuwane mdłości ją w tym tylko utwierdzały. Dopiero po tym jak minęły zaczęła doceniać na co się zgodziła. Pokochała dziecko, które w niej rosło i była szczęśliwa, że Ron namówił ją na zmianę decyzji. Gawain wolał siłowe rozwiązania, a w ten sposób nigdy nie sprawiłby, że Hermiona zmieniłaby zdanie. Od tamtego czasu znowu przestała się do niego odzywać mimo, że próbował nawiązać z nią kontakt.

Na wspomnienie o Robardsie czarownicy zrobiło się gorąco. Ciąża sprawiała wiele kłopotów, a jednym z nich było nieustanne podniecenie. Hermiona nie lubiła się do tego przyznawać, ale najchętniej nie wychodziłaby z łóżka. Brak faceta i wpływ hormonów sprawił, że popełniła kolejną głupotę. Pewnego razu zaczęła rozmowę na temat samotności w nocy z Ronem i tak jakoś wyszło, że zostali przyjaciółmi z dodatkowymi atrakcjami. Z tego powodu po rodzinie i znajomych rozeszła się plotka, że wrócili do siebie. George każdemu rozpowiedział, gdzie wieczorami można znaleźć jego młodszego brata. Hermiona z Ronem nie dementowali tej informacji, ponieważ głupio im było tłumaczyć na czym dokładnie polega ich „związek”. Tylko Harry wiedział co między nimi naprawdę się dzieje.
- Ron! – zamruczała seksownie. – Nie masz ochoty na małe co nieco?
- Mam, z tobą zawsze mam – odpowiedział chłopak. – Ale najpierw chcę się ciebie o coś spytać.
- O co?
- Chodź ze mną na przyjęcie z okazji Nocy Duchów.
- Już ci mówiłam kilkukrotnie, że nie ma mowy – odparła Hermiona chłodnym tonem.

George postanowił zrobić wielką imprezę, na którą zaprosił najwierniejszych klientów, najlepszych dostawców oraz kilka ważnych osób z Ministerstwa Magii, które lubiły dowcipy. Ron musiał być obecny jako druga połowa braci Weasley i uparł się, aby wziąć ze sobą Hermionę, której ten pomysł bardzo się nie podobał. Wiedziała, że to utwierdzi wszystkich w przekonaniu, że nadal są parą, a zależało jej aby nie pokazywali się razem publicznie. Wtedy łatwiej będzie jej udowodnić, że się „rozstali” po urodzeniu dziecka.
- Hej, gdzie ty się wybierasz? – spytała, gdy zauważyła, że Ron się zbiera.
- Zapomniałem, że miałem wpaść do Harry’ego na męską rozmowę – zabrzmiała odpowiedź.
- Nie dasz rady…?
- Nie, już jestem spóźniony – wyjaśnił Ron podczas zapinania kurtki.
- O co może mu chodzić? – zdziwiła się Hermiona.
- Pewnie chce ponarzekać na Ginny, która papla tylko i wyłącznie o ich ślubie. Na szczęście ty taka nie byłaś – posłał w stronę byłej narzeczonej wymuszony uśmiech. – Nie czekaj na mnie. Możemy stracić poczucie czasu w barze.
- No dobrze… - mruknęła zawiedziona Hermiona.

***

- Twój plan kompletnie nie działa – zaskomlił Ron patrząc tępo na swój kufel z piwem.
Siedzieli z Harrym w barze, z dala o paplającej o ślubie Ginny. Było to podyktowane ostrożnością, ponieważ mogła coś podsłuchać i zdać relację Hermionie.
- Musisz być cierpliwy. Ona prędzej czy później doceni twoje starania – tłumaczył spokojnie Harry.
- Taaaa – burknął rudzielec. – Kazałeś mi poczekać, aż mnie powiadomi, że jest w ciąży. Zrobiłem to. Namówiłem ją na to dziecko chociaż nie chciała. Tyram jak hipogryf przed pługiem, aby jej dogodzić. Służę za żywy wibrator, a ona nawet nie chce iść ze mną na imprezę.
- Chyba ci pasuje ta funkcja – zauważył chłopak z blizną.
- Na początku było fajnie, ale teraz mam dosyć – odparł ponuro Ron. – Ujeżdża mnie jak dzikiego testrala. Na dodatek mam wrażenie, że wcale o mnie przy tym nie myśli.
- Oczekujesz błyskawicznych efektów, a to trwa – Harry wziął do ust kilka orzeszków. – Znasz Hermionę. Docenia takie starania, tylko, że teraz nie jest sobą. Przecież czytaliśmy te babskie pisemka o ciąży i wiemy, że kobietom w tym czasie odbija. Poczekaj do narodzin.
- Ja nie wiem czy tego chcę – jęknął rudzielec z rozpaczą. – Jestem pewien, że zajmie się dzieckiem, a ja będę musiał nadal tyrać. Ona do mnie nie wróci. Mówię ci to!
- Spokojnie. Na pewno wróci, a jak nie to jeszcze coś wymyślę.
- Boję się tego – oznajmił Ron ze strachem.
- Ostatecznie naślemy na nią Ginny – zdecydował Harry. – Może jak wciągnie Hermionę do przygotowań do ślubu to wtedy ona pozazdrości i trochę zmięknie.
- A niuchacz siedzi bo sreberka były kradzione – oznajmił filozoficznie rudzielec po czym wypił swoje piwo jednym haustem.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 45 – Szaleństwa panny Jean


Pielęgniarka sprawnym ruchem wbiła igłę w żyłę i pobrała krew. Chwilę później było już po wszystkim. Hermiona usiadła w poczekalni, czekając aż krwawienie ustanie. Wyniki miała odebrać po południu. Do tego czasu powinna coś ze sobą zrobić, ale nie bardzo wiedziała co. Harry poszedł do pracy, zabierając przy okazji list do Mafaldy, w którym Hermiona informowała, że potrzebuje wolnego dnia, aby dojść do siebie po wczorajszym upadku.

Czarownica nie chciała z nikim rozmawiać, ale jednocześnie przerażała ją wizja samotnego siedzenia w domu. Oczekiwanie na wyniki przerodziłyby się w tortury. Wiedziała, że nerwy nie dadzą jej nawet na chwilę odpocząć. Mimo, że od kilku dni męczyła ją senność, to teraz nie była w stanie zmrużyć oka. Adrenalina robiła swoje.

Wkłucie przestało krwawić i Hermiona zrozumiała, że musi podjąć decyzję. Jechać do domu czy szukać pocieszenia? Po chwili stwierdziła, że nie zniosłaby samej siebie zamkniętej w czterech ścianach. Wyjęła telefon komórkowy i wybrała numer.
- Cześć mamo, jesteś w domu? – spytała z nadzieją. – To dobrze, będę za chwilę u ciebie.

***

- Hermiono… dlaczego twoje życie nie może być równie nudne jak życie córek moich koleżanek? - Pani Granger spojrzała z bólem na załamaną Hermionę.
Siedziały w fotelach w salonie, a Suzanne bawiła się klockami Duplo na dywanie. Był piękny, słoneczny dzień, ale w pomieszczeniu zapanowała ponura atmosfera.
- Przecież nie robię tego specjalnie – odparła urażonym tonem Hermiona. – Mam po prostu strasznego pecha. Przeanalizowałam wszystkie możliwości i jestem prawie pewna, że jeśli eliksir nie podziałał to wina składników.
- Nie mogłaś używać tabletek antykoncepcyjnych?
- Przecież one też nie mają stuprocentowej pewności!
- Co zrobisz jak okaże się, ze jesteś w ciąży? – dopytywała pani Granger. – Robards może nie być szczęśliwy z tego powodu – zauważyła.

Hermiona westchnęła i popatrzyła się na mrożoną herbatę, w której zdążyły rozpuścić się kostki lodu. Przez całą noc wymyślała różne scenariusze, ale uznała, że jeden jest gorszy od drugiego. Bezsprzecznie ciąża rujnowała jej życie. Tylko tego było pewna.
- Liczę, że zrozumie – odparła ponuro czarownica. – Jest dorosły, jeśli mnie naprawdę kocha to zaakceptuje sytuację.
- A jeśli nie?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem… - wyszeptała załamanym tonem Hermiona. – Na razie o wszystkim wie tylko Harry. Błagałam go aby nie mówił o niczym Ginny. Muszę mieć pewność zanim uznam co zrobię. Odbiorę wyniki i wtedy podejmę ostateczną decyzję.

Pani Granger przeniosła wzrok z jednej córki na drugą. Suzanne najspokojniej w świecie wkładała figurki ludzików do łóżeczek. Była za mała aby cokolwiek zrozumieć z toczącej się rozmowy. Hermiona spostrzegła, że wzrok matki stał się pusty, a twarz straciła jakikolwiek wyraz. Pani Granger odpłynęła myślami daleko od niej.
- Eeee, mamo… - odezwała się czarownica po dłuższej chwili. – Chyba się zacięłaś.
- Wiem jak możesz z tego wybrnąć – oświadczyła starsza z kobiet dziwnym głosem. – Wprawdzie ta opcja niezbyt mi się podoba, ale dzięki niej odzyskasz kontrolę nad swoim życiem, a na pewno tego pragniesz.
- Masz lampę Aladyna? – spytała z przekąsem Hermiona.
- Nie bądź taka ironiczna – fuknęła pani Granger. – Mówię o aborcji. Powiesz Harry’emu, że test się mylił, weźmiesz tabletkę i będzie po wszystkim.

Hermiona zaniemówiła wpatrując się szeroko otwartymi oczami w matkę. Zupełnie nie pomyślała o tej opcji. W ten sposób mogła pozbyć się problemu jeśli okaże się, że jest w ciąży. Nikt nie wiedziałby o tym. Tylko, że znowu musiałaby kłamać i nie czuła aby to było w pełni zgodne z jej sumieniem.
- Nie wiem czy mogłabym… - stwierdziła z wahaniem.
- Czasem nie ma innego wyjścia.
Pani Granger znowu zrobiła tak nieobecną minę, że Hermiona od razu zrozumiała, że kryje się za tym coś więcej. Zaczęła zastanawiać się co dokładnie to oznacza. Czy jej mama chciałaby mieć wnuka, ale tylko ze względu na nią namawia ją do czegoś czemu jest przeciwna? Może na swój sposób była religijna? Hermiona nie była przekonana co do tego ostatniego. Cała rodzina Grangerów była w mniejszym lub większym stopniu ateistami. Więc o co chodziło?
- Mamo, czy ty przypadkiem czegoś przede mną nie ukrywasz? – czarownica postanowiła zaryzykować.
- Ty masz wybór. Ja go tak naprawdę nie miałam – odparła pani Granger ze smutkiem.
- Nie mów, że…

Skinięcie głową. Tego Hermiona się nie spodziewała. Jej mama usunęła ciążę i nigdy o tym nie wspomniała! Poczuła się zdradzona. Traktowała mamę jak przyjaciółkę, mówiła o wszystkim, nawet najgorszych rzeczach. W zamian za to dowiaduje się, że mogła mieć rodzeństwo, o którym marzyła przez większość dzieciństwa! Może miałaby starszego brata, który broniłby jej w mugolskiej szkole kiedy inne  dzieci wyzywały ją od kujonów i mądralińskich? Albo siostrę, z którą bawiłaby się lalkami, a jako nastolatki chichotałyby opowiadając sobie historię o chłopakach. Dlaczego ojciec pozwolił na coś takiego?
- Jak mogłaś? – spytała Hermiona z goryczą. – Wiedziałaś o tym, że zawsze chciałam mieć rodzeństwo!
- Nie mogłaś mieć – odparła pani Granger ze spokojem.
- Jak to?
- A tak, że gdybym nie usunęła ciąży to ty i Suzanne nie pojawiłybyście się na świecie, ponieważ nie poznałabym twojego ojca.

Hermionie opadła szczęka, a jej mama zaczęła chichotać z tego powodu.
- Zamknij usta, kochanie – poprosiła. – Wyglądasz naprawdę głupio z taką miną.
- Dlaczego nic o tym nie wiem?
- Często rodzice starają się wypaść jak najlepiej w oczach swoich dzieci. Może to był błąd, że nie mówiłam ci jaka byłam. Chyba nie chciałam abyś poszła w moje ślady. Mam swoje grzeszki na sumieniu, ale kto ich nie ma? Może gdybym o wszystkim wspomniała to miałabyś mniejsze wyrzuty sumienia z powodu łamania zasad…
- Czyli moje wpakowanie się w romans z Gawainem to zasługa twoich genów? – spytała Hermiona kąśliwie.

Całe życie była przekonana, że jej rodzice są wzorem, a właśnie się przekonała, że tak nie jest. Co jeszcze matka przed nią ukrywała?
- To był twój wybór, słoneczko –odparła pani Granger z wrednym uśmieszkiem. – Co nie zmienia faktu, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Chociaż ja o wiele bardziej szalałam, gdy byłam panną niż ty…
- Sama mi o tym opowiesz czy mam cię błagać na kolanach?
- Skoro zaczęłam temat to jestem ci to winna – westchnęła mama Hermiony. – O tym wszystkim prawie nikt nie wie. Nawet twoi dziadkowie do końca życia byli przekonani, że byłam grzeczną dziewczynką. Prawda jest taka, że pod koniec szkoły średniej wdałam się w romans, który starannie ukrywałam. Nie tylko dlatego, że mój ojciec był bardzo surowy i wyrzuciłby mnie za coś takiego z domu. Głównym powodem było to, że moim wybrankiem był nauczyciel z mojej szkoły, starszy ode mnie o piętnaście lat i mający żonę oraz dzieci.
- Mamo… - jęknęła czarownica ze zgrozą. – Jak mogłaś?
- Głupia byłam i naiwna – mruknęła starsza z kobiet. – Obiecywał, że rozstanie się z żoną. Przynajmniej do czasu aż się nie okazało, że jestem w ciąży. Od razu podkulił ogon. Wiedziałam, że nikomu nie mogę się pochwalić tym co zaszło, ponieważ zostanę bez dachu nad głową z dzieckiem pod pachą. Nie poszłabym wtedy na studia, zostałabym w swoim rodzinnym miasteczku i klepała biedę pracując jako kelnerka czy sprzątaczka… o ile znalazłabym jakąkolwiek pracę. Do wyboru miałam to, albo pozbycie się problemu i pójście na uczelnię, na którą się dostałam. Wiesz, że na studiach poznałam twojego ojca…
- Dlatego wybrałaś aborcję – Hermiona stwierdziła fakt. – Teraz cię rozumiem – oświadczyła.
- Tak. Dogadałam się z byłym, że za wszystko zapłaci, a ja nigdy nikomu o tym nie powiem. Moi rodzice ani jego żona nigdy się o tym nie dowiedzieli.
- Tata wie?
- Wie.

Hermiona westchnęła. To z tego powodu jej mama wspierała ją mimo głupot, które ciągle robiła. Po prostu w czasach młodości wcale nie była lepsza.
- Żałowałaś tego?
Pani Granger zamyśliła się. Po chwili spojrzała na córkę, a na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Nie. Nie wiem co by było gdyby postąpiła inaczej, ale sądzę, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Moje życie potoczyło się tak jak chciałam. Mam dwie kochane córki i męża.

Ta odpowiedź usatysfakcjonowała Hermionę. Uznała, że jej życie także da się naprawić.
- Mówiłaś, że ja mam wybór, a tak naprawdę ciąża zrujnowałaby wszystkie moje plany.
- Masz ten luksus, że ktoś inny zajmie się dzieckiem, gdy wrócisz do pracy.
- Kto?
- Ja albo Molly. Jestem pewna, że ucieszy się z kolejnego wnuka. Suzanne i Victorie miałyby się z kim bawić.
- Myślałam, że chcesz wrócić do pracy – oznajmiła zaskoczona Hermiona.
- Z chęcią się poświęcę – zadeklarowała pani Granger z uśmiechem.
- Kocham cię mamo! – oznajmiła czarownica i rzuciła się aby uściskać rodzicielkę.

Poczuła, że ma wsparcie cokolwiek postanowi. Już nie musiała tak bardzo obawiać się wyniku badań. Miała świadomość, że Ron nie będzie chętny do opieki nad dzieckiem, ale za to będzie płacił alimenty. To wszystko sprawiało, że skłaniała się bardziej ku urodzeniu niż aborcji. Jak na razie jedynym jej problemem był Gawain i jego reakcja. Hermiona założyła, że stanie na wysokości zadania. W końcu był prawdziwym mężczyzną, a nie szczylem z mlekiem pod nosem. Na pewno będzie ją wspierał.

***

- Jak to możliwe, że jednego dnia wszystko idzie ci gładko, a następnego cały świat jest przeciwko tobie? – pomyślała Hermiona z rozpaczą.
Leżała na kanapie w swoim salonie i wpatrywała się pustym wzrokiem w sufit. Wszystkie jej plany i marzenia legły w gruzach. Rozmowa z mamą, gdy nic jeszcze nie było pewnego, podniosła ją na duchu. Jednak wszelkie pozytywne uczucia wyparowały z chwilą, gdy poznała wynik badań. Jedyne co Hermiona zdołała wtedy zrobić to poinformować mamę poprzez wiadomość tekstową. Potem wyruszyła w stronę domu. Sama nie wiedziała jak zdołała do niego wrócić. Złowieszcze myśli przytłoczyły ją i sprawiły, że poruszała się prawie po omacku.

Dzwonek do drzwi.
- Idź sobie – jęknęła Hermiona i przekręciła się na bok, a następnie zwinęła się w kłębek.
Mocne pukanie.
- Nie wstanę – oznajmiła dziewczyna szeptem.
Znowu dzwonek.
- Nie mam nastroju. Chcę być sama!
Z jej planów nic nie wyszło. Klucz tkwiący w zamku sam się przekręcił i do salonu weszła blondynka w średnim wieku, którą Hermiona kojarzyła z Ministerstwa Magii.
- Jest Ron? – spytała z powagą.
- Co cię to obchodzi? – odparła dziewczyna ze złością. – Jakim prawem wchodzisz do czyjegoś domu bez pozwolenia!
- Wiedziałam, że jesteś w środku. Co z twoim chłopakiem? Jest w pracy?

Hermiona uniosła się na łokciu. Czego ta baba chce od Rona? Niech poszuka go sobie gdzie indziej!
- Wyprowadził się – warknęła. – Nie jest już moim chłopakiem. Znajdziesz go na Pokątnej.
Błękitne oczy blondynki zdradziły zdumienie.
- Zerwaliście? Mówiłaś, że zrobisz to dopiero za jakiś czas! – oznajmiła oskarżycielskim tonem i usiadła na kanapie. – Czemu mnie nie poinformowałaś?
- Gawain! – wykrzyknęła ucieszona Hermiona i usiadła obok niego.
- Co ci jest kochanie? – spytał auror przemieniony w kobietę. – Słyszałem plotki o wypadku. Harry milczy na ten temat jakby ktoś go potraktował zaklęciem przyklejającym język do podniebienia. Dlatego postanowiłem, że cię odwiedzę. Zamieniłem się w Sarę aby zmylić Rona, ale teraz widzę, że było to zupełnie niepotrzebne.
- Kim ona jest? – spytała czarownica aby zmienić temat.
- Psychologiem więziennym. Wyprostowuje pokręcone dusze więźniów z Azkabanu – padła odpowiedź. – Pytałem się o coś. Nie zmieniaj tematu – Gawain nie dał zbić się z tropu.

Hermiona zrobiła minę zbitego psa. Chciała odpowiedzieć, ale jej usta i język odmówiły posłuszeństwa. Poczuła jakby jej gardło ściskała jakaś niewidzialna ręka. Strach sprawiał, że nie była w stanie wykrztusić nawet jednego słowa.
Auror widocznie zrozumiał, że coś jej nie tak. Przysunął się do dziewczyny i mocno przytulił. Hermiona pomyślała, że byłoby to pomocne, gdyby nie fakt, że nadal był przemieniony w Sarę. Poczuła się niezbyt pewnie gdy dotykała twarzą do jej piersi. Wolałaby aby Gawain wrócił do swojej normalnej postaci, dlatego wysunęła się z jego ramion i przechyliła do tyłu.
- Może najpierw… - zaczęła mówić niepewnie, ale nie dane jej było skończyć.

Znieruchomiała, gdy poczuła, że jest całowana. Zamrugała gwałtownie, ale nie była w stanie się odsunąć. Wiedziała, że to Gawain, ale w ogóle tego nie czuła. Miała wrażenie, że całuje ją zupełnie obca baba.
- Zamień się w siebie! – powiedziała z niesmakiem, gdy Sara przestała.
- Zapomniałem – oznajmił Gawain i zachichotał. – Daj mi chwilkę…

Hermiona ze zgrozą patrzyła jak blondynka robi striptiz w jej salonie. Miała całkiem niezłe ciało jak na kobietę w jej wieku, ale czarownica była pewna, że prawdziwa Sara mocno zdenerwowałaby się na wieść, co auror z nim robił. Pięć minut później Gawain zapinał guziki swojej koszuli i patrzył się z uśmiechem na Hermionę, która była na skraju załamania nerwowego. Męskiego, nagiego ciała także nie chciała widzieć. Obojętnie do kogo należało. Przez wieść o ciąży miała straszny uraz do facetów.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? Zachowujesz się inaczej niż zwykle.

Dziewczyna stwierdziła, że nadal nie jest w stanie wyrzucić z siebie informacji. Dlatego sięgnęła do swojej koralikowej torebki i wyjęła wyniki badań. Podała je Gawainowi drżącą ręką. Auror od razu przeczytał co jest napisane na kartce. Uśmiech szybko znikł z jego twarzy.
- To niemożliwe… - wyjęczał. – Na Merlina, to straszne! – złapał się za głowę i spojrzał przerażonym wzrokiem na Hermionę. - Ron wie? – padło pytanie.
- Nie, nie mówiłam mu o tym – odparła Hermiona.
- Musisz mu o tym powiedzieć! – odparł auror tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dlaczego? Przecież możemy razem…
- Nie możemy być razem! – oznajmił ostro Robards i zacisnął pięści.

Hermiona poczuła jakby dostała maczugą trolla górskiego po głowie. Wiązała z Gawainem wielkie nadzieje, myślała, że zrozumie, a on zamiast tego oznajmił jej, że nie mogą być razem! Popatrzyła się na niego z niemym błaganiem w oczach.
- Chcę być z tobą, naprawdę! Ale dziecko… Nie mogę! Nie dam rady! Co jeśli urodzi się rude? Każdy będzie wiedział, że to nie moje! – oznajmił rozgorączkowanym tonem.
- Usunę ciążę! – zapiszczała Hermiona w przypływie rozpaczy.
To nie było to co chciała zrobić, ale zrozumiała, że nie ma wyboru. Skoro ciąża stoi na drodze do ich szczęścia to nie warto było mieć wyrzutów sumienia. Jej matka też tak postąpiła i wcale nie żałowała. Ona także nie będzie.
- Nie! – wrzasnął Gawain, a jego oczy miotały błyski szaleństwa. – Nie zrobisz tego! - gwałtownie machnął różdżką i na stoliku pojawił się papier, pióro oraz kałamarz. – Masz poinformować Rona o ciąży! – rozkazał ostrym tonem wskazując na przybory do pisania.
- Nie będziesz mi rozkazywał! – padła błyskawiczna odpowiedź.

Hermiona przestraszyła się jego reakcji, ale uznała, że nikt nie ma prawa wtrącać się w jej życie. Rozkaz Gawaina sprawił, że zdenerwowała się na niego. Co on tym razem kombinuje? Nie chce cudzego bachora – to może zrozumieć. Nie będą razem. Nie będzie błagać go na kolanach. Ciąża jest jej sprawą i to ona będzie o niej decydować!
- Jeśli zaraz nie napiszesz mu o tym co się dzieje, to osobiście go o tym poinformuję – zagroził auror. – Przy okazji wspomnę co działo się we Francji.

Czarownica ze złości miała ochotę przywalić mu w twarz, tak samo jak Draconowi na trzecim roku nauki. Nie dość, że jej rozkazuje to jeszcze ją szantażuje!
- Jeśli za dziesięć sekund nie pojawi się na tym pergaminie zdanie „jestem w ciąży, przyleć do mnie” to Harry także dowie się co działo się podczas delegacji! Wiesz, że ja nie żartuję i zrobię wszystko aby osiągnąć swój cel!
Hermiona rzuciła mu spojrzenie pełne nienawiści i szybko napisała wiadomość. Kilka dni temu była przekonana, że jest zakochana w Gawainie. Teraz miała ochotę ukatrupić go na miejscu. Romans z nim był strasznym błędem. Powinna wiedzieć, że skoro wcześniej nie zachowywał się w porządku to teraz też nie będzie. Była głupia i naiwna. Zupełnie jak swoja matka.
- Dzięki mamusiu za geny – jęknęła w duszy, gdy podpisała się na pergaminie.

Gawain wziął od niej wiadomość. Przy pomocy różdżki przyzwał do siebie sowę, która pojawiła się z cichym pyknięciem i rozczochranymi piórami. Dał jej list i wypuścił przez otwarte okno.
- Dlaczego mi to robisz? – spytała Hermiona patrząc na niego przenikliwie.
- Ratuję twoją duszę – padła odpowiedź.
Kolejny raz tego dnia czarownicy opadła szczęka. Nie sądziła, że Robards jest religijny. Przecież jego moralność była sprawą umowną. Walczył z przestępcami wśród czarodziejów, ale jednocześnie lubił młode panienki, które szybko rzucał. Dziesięć przykazań nie szło z tym w parze.
- Miałem kiedyś przyjaciółkę, która to zrobiła. Nigdy się po tym nie pozbierała, do końca życia żałowała przez to jak postąpiła. Nie chcę abyś ty też przez to przechodziła – wyjaśnił ponuro. – Poza tym uważam, że Ron ma prawo wiedzieć. Nie lubię go, ale odczuwam pewnego rodzaju męską solidarność. A co do dziecka to jestem na nie po prostu za stary. Ron da radę zmieniać pieluchy i uganiać się za pełzakiem.
- Wynoś się! – warknęła Hermiona. – Wynoś się zanim on tu przyleci!

Miała dość wszystkiego. Nienawidziła facetów, nienawidziła ciąży i nienawidziła siebie. Postanowiła, że poinformuje Rona o tym, że nie będzie miał dziecka. Bez niego i faceta u boku będzie mogła skupić się na karierze i nikt jej nie odciągnie od obowiązków.
- Kocham cię nawet wtedy, gdy jesteś dla mnie taka nie miła – stwierdził Gawain ze smutkiem i ruszył w stronę kominka. – Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz. Czasem trzeba porzucić swoje szczęście dla dobra innych…
Zanim auror znikł w szmaragdowych płomieniach Hermiona rzuciła w niego porcelanową figurką, którą dostała od Rona. Nie znalazła rozbitych skorup w kominku więc mogła podejrzewać, że osiągnęła swój cel. Miała nadzieję, że Gawain nabawił się dzięki temu niezłego bólu głowy.

***

Ron trzymał wyniki badań i wpatrywał się w nie z głupim wyrazem twarzy. Dopiero po dłuższej chwili podniósł głowę i popatrzył się na Hermionę.
- Te mugolskie czary-mary są pewne?
- W stu procentach – odparła czarownica.
Ron przejechał dłonią po włosach i westchnął ciężko.
- Na garbate gargulce, jak to się mogło stać? Przecież brałaś eliksir.
- Brałam, ale widać coś poszło nie tak – warknęła Hermiona. – Żaden środek zapobiegający ciąży nie ma pełnej skuteczności.
- Aha – mruknął rudzielec i zaczął wpatrywać się w kartkę z wynikami jakby miał nadzieję, że te nagle zmieniły się na negatywne. – Nie wiem jak się obsługuje dziecko. Ty masz wprawę dzięki Suzanne, ale ja jestem zupełnie zielony w tych sprawach. Ale chyba damy radę, prawda? – spytał niepewnie.
- Nie musimy dawać sobie z niczym rady.
- Czemu?
- Ponieważ usunę ciążę.
- Co!? – Ron wyglądał na wstrząśniętego. – Chyba żartujesz! Powiedz, że to nie prawda!

Hermionę dziwiła jego reakcja. Takie zachowanie bardziej pasowało do Harry’ego.
- Przecież nie lubisz dzieci. Rozstaliśmy się. To tylko utrudni nam życie – wyliczyła na chłodno wszystkie argumenty. – Usunę ciążę i będziemy z tego powodu szczęśliwi.
- Nie! Błagam, nie rób tego! – rudzielec dopadł swoją byłą narzeczoną i złapał ją za ramiona. – Ja chcę! Naprawdę chcę mieć z tobą dziecko! – powtórzył z naciskiem.
- Nie będziemy z tego powodu razem! – fuknęła gniewnie Hermiona. – Zaraz ci oddam pierścionek.
- Nie oddawaj – zaprotestował. – Kupiłem go specjalnie dla ciebie i nikt inny nie mógłby go mieć. Zachowaj go na pamiątkę, schowaj do szafy czy coś jeśli nie chcesz na niego patrzeć. To mój prezent dla ciebie – uśmiechnął się nieśmiało. – Proszę.
- No dobrze, skoro tak chcesz – odparła czarownica niepewnie. – Ale ciąża…
- Błagam, zostaw ją! Zrobię dla ciebie wszystko. Będę harował w twoim domu jak domowy skrzat. Gdy urodzisz to nawet nie poczujesz, że masz dziecko. Ja będę się nim zajmował!
- Oszalałeś!?
- Nie. Ja po prostu… - Ron zrobił ręką nieokreślony gest i westchnął. – Widziałem Billa i Fleur. Są zmęczeni, ale szczęśliwi. Może dziecko jest naprawdę dopełnieniem nas samych. Chcę się przekonać. Tym bardziej, że nie wiadomo czy znajdą drugą tak wspaniałą kobietę jak ty i będę z nią równie szczęśliwy…

Hermiona poczuła, że coś ją chwyta za serce. Ron mówił z takim uczuciem i z taką pasją, że nie była w stanie nie zareagować. Kochał ją, a ona wyrządziła mu takie świństwo. Poczuła się winna. Nie mogła do niego wrócić z powodu swoich grzechów, ale mogła mu to w pewnym sensie wynagrodzić.
- Jak ja nie będę w stanie zajmować się małym lub małą to wynajmę opiekunkę – rudzielec kontynuował przekonywanie swojej byłej narzeczonej. – Chociaż myślę, że mama będzie zachwycona, gdy ją weźmiemy do tego. Podejrzewam, że marzy o stadku wnuków, które będzie mogła rozpieszczać. Twoi rodzice pewnie też by tak chcieli – zauważył szczerząc zęby. – To jak? Proszę, zgódź się. Damy radę!

Hermiona patrzyła się na niego z wahaniem. To była bardzo ciężka decyzja i na pewno wiele zmieni w jej życiu. Może Gawain miał rację, że będzie żałować po latach? A co jeśli nigdy nie znajdzie szczęścia i zostanie starą panną, której jedynym zajęciem będzie hodowla kugucharów? Może dziecko nie jest takim złym pomysłem? Jej związek z Gawainem był skończony zanim na dobre się rozpoczął. Skoro teraz nie chciał wychowywać dziecka, to pewnie zareagowałby podobnie, gdyby to z nim zaszła w ciążę. To zdecydowanie nie był facet dla niej.
 - No dobrze – wyrzuciła z siebie. – Urodzę.
- Jesteś cudowna! – oznajmił Ron i uściskał Hermionę. – Na pewno nie wrócisz do mnie? – wyszeptał jej do ucha z nadzieją w głosie.
- Nie ma takiej opcji – oznajmiła czarownica. – Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa bo jak nie to pójdę do twojej matki!
- Nie będziesz musiała – zapewnił rudzielec. – Będę wspaniałym ojcem, jeszcze się przekonasz!