poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 72 – W pogoni za białym królikiem


Uważała, że jej życie jest jednym nieprzerwanym pasmem cierpienia. Każda, nawet najmniejsza chwila radości, po chwili zdawała się kończyć pod wpływem złych wiadomości i zdarzeń. Hermiona coraz bardziej pogrążała się w ponurych myślach, patrząc, jak Astoria migdali się z Draco podczas przerwy obiadowej. Nie mogąc znieść ich zakochanych min, skupiła się na rysowaniu esów-floresów na swojej porcji ziemniaków. Od czasu upokorzenia, jakie zaznała od Thierry’ego, nie czuła głodu. Zamiast tego męczyły ją mdłości na myśl o nim. Twarz Kanadyjczyka pojawiała się w jej umyśle wystarczająco często, aby doprowadzić ją do śmierci głodowej. Miała tego serdecznie dość, dlatego postanowiła, że znowu rzuci się w wir pracy. Nie chciała na razie odwiedzać mamy, ponieważ mówienie o tym, co się działo w Sylwestra, sprawiało jej niemal fizyczny ból. Harry’emu i Astorii skłamała, że była na przyjęciu ze swoim ojcem i Suzanne. Severusowi nic nie mówiła, po prostu ignorując fakt jego istnienia i udając, że nie widzi jego złośliwych uśmieszków, które świadczyły o tym, że domyślił się, czemu jego współlokatorka ma zły humor.
Był wieczór, gdy Hermiona wysłała ostatnią wiadomość w imieniu Mafaldy Hopkirk. Sylwester był czasem szaleństw i wielu niepełnoletnich czarodziejów „zapomniało”, że nie powinni używać czarów podczas przerwy świątecznej. Tak naprawdę niewielu brało na serio ostrzeżenia Ministerstwa Magii. Panowała niepisana zasada, że na ferie patrzono z przymrużeniem oka. Dopóki nie było to coś poważnego, na przykład zaklęcia niewybaczalne lub skierowane przeciwko mugolom, to nikt nie zostawał wyrzucony ze szkoły albo postawiony przed Wizengamotem. Urzędnicy mieli lepsze rzeczy do roboty niż uganiać się za nastolatkami, którzy w połowie przypadków działali nieświadomie, a w drugiej były to niewinne psikusy. Hermiona uważała, że takie podejście jest rażącym naruszeniem obowiązków, ale nic nie mogła poradzić. Kingsley dał jej do zrozumienia, aby odpuściła, a Mafalda wolała opowiadać o swojej dopiero co założonej hodowli plumpek, jakby była ósmym cudem świata.
- Gdy awansuję na szefową wydziału, to zrobię porządek z tym lekceważącym stosunkiem do przestrzegania prawa – postanowiła Hermiona podczas wychodzenia z publicznej toalety przy Whitehall Street.
Mroźne powietrze wymieszane ze spalinami dotarło do jej płuc i sprawiło, że zaczęła myśleć o mugolach, a dokładniej o jednym, pochodzącym z innego kraju. Zdusiła przekleństwo, które cisnęło się na jej usta, gdy wyobraźnia podsuwała jej obrazy, na których całowała się z Thierrym. Wiązało się to z rumieńcami i szybszym biciem serca. Choćby starała się z całych sił wyrzucić go z pamięci, to nie była w stanie tego zrobić. Zakochała się w nim i pomimo zawodu, jej mózg pracował na pełnych obrotach.
Hermiona zatrzymała się, gdy z jej torebki zaczęły wydobywać się dźwięki typowe dla melodyjek ustawianych jako dzwonki w telefonach komórkowych. Może to ojciec dzwonił, aby powiedzieć jej coś ważnego? Czyżby mama czegoś chciała? Czarownica popatrzyła na wyświetlacz i zobaczyła numer, którego nie znała. Postanowiła odebrać.
- Halo?
- Cześć, Hermiono! To ja, Thierry…
Reszta wypowiedzi nie dotarła do dziewczyny. Błyskawicznie wcisnęła przycisk powodujący zakończenie rozmowy. Oddychała z trudem, wpatrując się w ekran, jakby zobaczyła ducha. Po chwili telefon zawibrował i ponownie wyświetlił numer Thierry’ego.
- Nie będę z tobą rozmawiać. Nie ma mowy – Hermiona ostro oświadczyła urządzeniu i odrzuciła połączenie.
Musiała to robić co chwilę. W końcu wyłączyła dzwonek oraz wibracje i wrzuciła telefon do torebki. W czasie tej czynności intensywnie myślała, skąd Thierry ma jej numer. Wiedzieli o nim naprawdę nieliczni, czyli jej rodzice, Ian, wychowawczyni z przedszkola Suzanne i na pewno podawała go w kilku formularzach kontaktowych, gdy było to niezbędne. Kto dałby nieznajomemu Kanadyjczykowi namiar na nią? Te myśli zaprzątały jej głowę przez całą podróż metrem. W pewnym momencie była tak skołowana, że każdy wydawał się jej podejrzany.
Wysiadając z wagonu, Hermiona poczuła, że jest zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Aby rozwiązać zagadkę, wystarczyło porozmawiać z Thierrym, ale nie miała na to najmniejszej ochoty. Przysięgła sama sobie, że nigdy więcej się do niego nie odezwie. Z tego powodu zaznaczyła e-maile od niego jako SPAM i bezlitośnie opróżniała skrzynkę, bez wcześniejszego zaglądania do wiadomości. Było to dziwnie satysfakcjonujące uczucie i miała wrażenie, że mści się na nim, za to, że ją oszukał.
- Już straciłem nadzieję, że się tutaj zjawisz! – wesoły głos zabrzmiał po lewej stronie Hermiony.
Instynkt zadziałał, zanim czarownica zdążyła zastanowić się, skąd Thierry wiedział, że może ją spotkać na tej stacji metra. Wskoczyła w ostatniej chwili do wagonu. Drzwi przycięły jej płaszcz, ale wyszarpała go gwałtownie z pułapki, obserwując, jak Kanadyjczyk biegnie za odjeżdżającym pociągiem, krzycząc coś i machając rękami. Hermiona patrzyła na jego wargi, ale nie była w stanie niczego zrozumieć. Po chwili za oknem pojawiła się czerń, która jednoznacznie wskazywała na to, że podróżni znaleźli się w tunelu. Dopiero wtedy czarownica zaczęła analizować sytuację. Usiadła na wolnym siedzeniu i uspokoiła oddech. Płaszcz miała brudny w miejscu, gdzie zetknęły się z nim drzwi, ale przestała zwracać na to uwagę. Wyjęła komórkę i spojrzała na dwadzieścia sześć nieodebranych połączeń. Wszystkie były od Thierry’ego.
- Kto mu pomaga? – zastanowiła się, marszcząc czoło. – Czy wie, gdzie mieszkam? Jeśli tak to… - zamarła, a jej umysł oczyścił się z wszelkich myśli. – Severus… – wyszeptała.
Ten reset był jej bardzo potrzebny. Trwał tylko kilka sekund, ale gdy wróciła do siebie, to czuła, jakby odpoczywała przez cały dzień. Znowu mogła logicznie myśleć. Wysiadła na najbliższej stacji, wyszła na powierzchnię, podniosła komórkę bliżej twarzy i wybrała numer telefonu domowego.
- Czy przyszedł do mnie czarnowłosy chłopak w czerwonym płaszczu? – zapytała bezceremonialnie, gdy Severus odezwał się po drugiej stronie linii.
Hermiona prawie widziała, jak jej współlokator intensywnie myśli, czy jej odpowiedzieć. Istniała możliwość, że skłamie, ale liczyła, że zaskoczenie wydobędzie z niego prawdę.
- Był – Severus wyjawił sucho. – Czy mogłabyś łaskawie…
- Kiedy? – Hermiona nie bawiła się w uprzejmości.
- Pół godziny temu. O co chodzi? – pytanie zostało zadane chłodnym tonem. – To twój…
- Dziękuję.
Rozłączyła się, nic mu nie wyjaśniając. Sytuacja wydała się Hermionie wyjątkowo kłopotliwa. Mogła wrócić do domu przy pomocy czarów, ale wiedziała, że Severus nie spocznie, dopóki nie dowie się, o co chodziło. To będzie gorsze niż przesłuchanie przed Wizengamotem. Potem, nawet jeśli nie powie mu zbyt wiele, będzie się z niej nabijał i kpił. Pewnie rzuci na Thierry’ego czar, tak samo, jak na Deva. Tego wszystkiego Hermiona nie byłaby w stanie znieść. Gdy ponownie usłyszała głos swojego niedoszłego mężczyzny i ujrzała jego twarz, to serce znowu zaczęło się do niego wyrywać. Dlaczego miłość tak bardzo komplikowała życie i sprawiała, że było tak samo słodkie, jak i nieznośne?
Wyświetlacz komórki rozbłysnął światłem w mroku i to przyciągnęło uwagę czarownicy. Już miała przerwać połączenie, gdy okazało się, że to jej ojciec.
- Cześć, Kruszynko. Co u ciebie słychać? – zapytał radosnym tonem.
- Tak sobie, tato. Mogłoby być lepiej – Hermiona uśmiechnęła się sztucznie do słuchawki. Nie miała ochotę na zwierzenia, gdy stała na chłodzie i mijali ją przechodnie wchodzący i wychodzący ze stacji metra.
- Słyszę, że nie masz najlepszego humoru – oznajmił pan Granger – w takim razie proponuję kubek gorącego kakao z piankami wypitego ze mną i Suzanne. Co ty na to?
- Świetny pomysł, zaraz u was będę! – ucieszyła się czarownica.
Zakończyła połączenie i od razu zabrała się za poszukiwanie dogodnego miejsca do teleportacji. Wstąpiła w nią nowa energia, gdy doszła do wniosku, że ojciec tak ją kocha, że potrafi czytać w jej myślach. Potrzebowała odpoczynku oraz opieki, a on od razu zadzwonił. Odkąd Hermiona poznała magię, przestała wierzyć w takie zbiegi okoliczności. Takie połączenia istniały i były dostępne tylko dla wyjątkowo bliskich osób.
- Dom rodziców… - wyszeptała czarownica z uczuciem i przywołała w myślach odpowiedni budynek.
Trzask, który doszedł do uszu nielicznych przechodniów, nie sprawił, że przestali zajmować się swoimi sprawami. Nie zauważyli znikającej, młodej kobiety i postanowili uznać, że hałas spowodował jakiś nastolatek, który odpalał petardy, które zostały mu po zabawie Sylwestrowej.

***

- Ja się bawię z Abby, bo Sarah woli bawić się z Celine – paplała Suzanne, gdy wypiła kakao. – Bawimy się w lekarza albo w sklep. Sprzedajemy owoce, mamy takie drewniane. W innej sali są inne, niedrewniane. Tam są starsze dzieci. Mają inne zabawki. Czasem do nich chodzimy…
Hermiona z czułością patrzyła na siostrę, która z entuzjazmem opisywała, co się dzieje w przedszkolu. Była gadatliwa i potrafiła streścić własnymi słowami wszystko, co ją interesowało. Skakała przy tym z tematu do tematu, ale to nie przeszkadzało czarownicy. Chciała porozmawiać z ojcem, ale dopóki dziewczynka nie spała, to mogło poczekać. Suzanne była jej małą iskierką radości, która potrafiła rozpalić ogień w jej sercu. Żaden mężczyzna nie miał z nią szans. Hermiona wiedziała, że będzie ją kochać bezgranicznie aż do swojej śmierci i nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić. Jeśli ich matka umrze, to zrobi wszystko, aby ją zastąpić. Wychowa siostrę na mądrą i odważną kobietę, która wiele osiągnie w życiu. Tego była pewna.
Dzwonek do drzwi przerwał miłą, rodzinną atmosferę. Hermiona zerknęła niespokojnie na ojca. Czy to możliwe, aby…?
- Kofi miał mi podrzucić pantomogram pacjentki. Wyjątkowo trudny przypadek… – wyjaśnił pan Granger przepraszającym tonem. – Może poszłabyś na chwilę do salonu? Pogadam z nim i zaraz przyjdę.
- Ok – zgodziła się czarownica.
Suzanne nie podążyła za nią. Wiedziona dziecięcą ciekawością, przemknęła pod ramieniem ojca i pierwsza dopadła drzwi. Z tego powodu Hermiona przebywała sama w salonie. Usiadła na kanapie i starała się odsunąć od siebie natrętne myśli o Thierrym, które błyskawicznie wróciły i nie dawały jej spokoju. Miała nawet wrażenie, że słyszy jego głos.
- Ciężko ciebie złapać. Ganiamy za tobą, jakbyś była białym królikiem.
Hermiona poderwała się z kanapy niczym oparzona. Zbladła i wciągnęła głęboko powietrze, ale nie wydobyła z siebie głosu. Wszystko z powodu Thierry’ego, który razem z nieznajomą dziewczyną wszedł do salonu. Za ich plecami przeszedł chyłkiem pan Granger, trzymając w objęciach Suzanne. Wtedy Hermiona zrozumiała, że to jej ojciec jest osobnikiem, który pomógł Kanadyjczykowi w kontakcie z nią. Poczuła, że jest zła. To uczucie paliło ją od wewnątrz i sprawiło, że miała ochotę wyrzucić Thierry’ego z pokoju. Spojrzała w stronę przybysza, nadając twarzy wyjątkowo gniewny wyraz, mając nadzieję, że sam się wycofa. Jednak na pisarzu nie zrobiło to większego wrażenia. Jego oczy rzucały wesołe iskry, a postawa zdradzała, że cieszy się na widok czarownicy. Jego towarzyszka zdjęła czapkę i na jej twarz oraz ramiona spadła kaskada marchewkowych loków. Potrząsnęła głową i Hermiona mogła zauważyć, że pod wyprostowaną prostownicą grzywką, kryją się ciemnobrązowe oczy o migdałowym kształcie. Dziewczyna była naprawdę ładna i niewiele od niej młodsza.
- Ona chce ci coś powiedzieć – Thierry brutalnie popchnął towarzyszkę w stronę środka salonu, a ta obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem.
- Cześć… - zaczęła niepewnym tonem – jestem Alice Lewis… - nabrała powietrza – chcę cię przeprosić.
Hermiona nie wiedziała jak się zachować. Obca dziewczyna przepraszała ją, a ona nie rozumiała czemu. Czy to jest dziewczyna Thierry’ego? Nie mogła być jego siostrą. Miała inne nazwisko i w ogóle nie była do niego podobna. Może jakaś kuzynka? Tylko od kiedy do żeńskiej części rodziny mówi się „kochanie”, „skarbulku” czy „dziecinko”?
- To przeze mnie wam nie wyszło – wyjaśniła Alice i zrobiła cierpiętniczą minę. – Przez moją… głupotę, bo ja zrobiłam głupi żart, uciekłaś od niego i przestałaś się odzywać. – Widać było, że rozpaczliwie pragnie być w innym miejscu.
- Dalej – rozkazał Thierry groźnym tonem.
- Oj, sam jej powiedz! – dziewczyna krzyknęła i założyła ręce na piersi. – Zrobiłam z siebie wystarczającą idiotkę! To ty lubisz urządzać teatr, nie ja! – warknęła i odwróciła się tyłem do Hermiony.
Pisarz spojrzał na nią, jakby była czymś obrzydliwym, co przykleiło się mu do buta i walnął ją w głowę otwartą dłonią.
- Ała! Debilu! – Alice zamachnęła się nogą, ale nie trafiła Thierry’ego w łydkę, tak jak planowała, ponieważ odskoczył. – Idę sobie! Znajdziesz mnie u babci! Nara! – krzyknęła i szybkim krokiem opuściła dom Grangerów.
- Ta skretyniała idiotka to moja siostra – wyjaśnił Kanadyjczyk z ciężkim westchnieniem.
- Żarty sobie robisz? Nawet nie jesteście do siebie podobni! – Hermiona oburzyła się tak jawnym oszustwem. – Wynająłeś ją!? To aktorka!?
- Przyrodnia siostra – sprostował Thierry bez cienia wstydu. – Siądziemy na kanapie? – Wskazał na mebel.
- Nie! – warknęła czarownica w odpowiedzi.
- Nogi ci się zmęczą i nabawisz się żylaków, ale to twoja decyzja – oznajmił młody mężczyzna i usiadł. – To naprawdę moja przyrodnia siostra – wrócił do kontynuowania przerwanej rozmowy. – Mój ojciec zginął w wypadku drogowym, gdy miałem trzy lata. Dopadła go klątwa Kanady – uśmiechnął się blado.
- Czyli?
- Walnął w łosia.
- To nie jest śmieszne – Hermiona zrobiła zniesmaczoną minę.
- Cóż poradzić – Thierry bezradnie rozłożył ręce. – Mamy z nimi niemałe problemy. Wchodzą do ogródków, wyskakują z krzaków na drogę, liżą samochody…
Sytuacja stawała się coraz bardziej absurdalna. Czarownica poczuła, że jej cierpliwość się kończy. Gadała z Thierrym o łosiach, a miała ochotę wyrzucić go z domu i rozprawić się z ojcem. Odchrząknęła znacząco.
- Rzeczywiście, zszedłem z tematu… - pisarz nerwowo poprawił włosy. – Po śmierci taty, mama związała się z Anglikiem. Stąd wzięła się Alice. Nie jesteśmy do siebie podobni, ponieważ ja się wdałem w mojego ojca, a ona w ojczyma. Stąd znam tak dobrze angielski…
- Przecież Kanada jest dwujęzyczna – zauważyła Hermiona.
- Quebec nie jest. Tylko połowa osób mówi tam po angielsku. Osobiście wolę francuski – wyjaśnił Thierry, uśmiechając się zniewalająco. – Gdy się zdenerwuję, to automatycznie gadam w tym języku. Alice zrobiła mi głupi kawał i…
- Nie wierzę ci! – fuknęła Hermiona. – Całą ta historia nie trzyma się kupy!
- Daj mi skończyć, to dowiesz się wszystkiego.
- Masz pięć minut.
Thierry wyraźnie ucieszył się z danego mu czasu. Jego oczy nadal wysyłały do niej wesołe iskierki. Hermiona musiała ze wszystkich sił powstrzymywać się, aby nie usiąść koło niego na kanapie. Była zła, ale jego bliskość sprawiała, że z każdą minutą odpuszczała mu coraz bardziej.
- Przyjechałem tutaj z Alice, aby mogła spędzić święta ze swoją babcią. Mama z ojczymem zostali z moją rodziną w Kanadzie. Obiecałem, że będę zajmował się gówniarą – Thierry westchnął teatralnie, aby pokazać jakie cierpienie go spotkało. – Ma siedemnaście lat, ale dałbym sobie rękę uciąć, że jej umysł zatrzymał się na dwunastu. Takie to głupie i niedorobione… – mruknął. – Chciała spędzić Sylwestra z koleżankami w Edynburgu, ale jej babcia nie pozwoliła. Nasza matka miała identyczne zdanie. Alice błagała mnie, abym jej pomógł. Wiesz, starszy brat czasem musi pomóc swojej małej siostrzyczce – mrugnął łobuzersko. – Wmówiłem rodzinie, że Alice spędzi Sylwestra ze mną w księgarni. Obiecała mi, że będzie grzeczna. Zanim pojechała ze znajomymi, umówiliśmy się, że jeśli będzie dzwoniła to tylko w naprawdę ważnej sprawie. Na przykład, gdyby połamała wszystkie kończyny, porwano by ją albo topiłaby się w Morzu Północnym. Wiedziała, że mam masę roboty.
- Zadzwoniła wtedy do ciebie, twierdząc, że coś jej się stało? – Do Hermiony zaczęło docierać, że może Thierry mówi prawdę.
- Bingo, kochanie! – pisarz się ucieszył. – Ta kretynka spiła się ze znajomymi i zadzwoniła, twierdząc, że petarda urwała jej palce!
- To przejaw kompletnego braku odpowiedzialności, zarówno z twojej, jak i z jej strony! – oburzyła się czarownica. – To jednak nie wyjaśnia, czemu mówiłeś do niej takimi pieszczotliwymi określeniami! – zmierzyła rozmówcę złym spojrzeniem.
- Mimo że jest totalną idiotką, to jednak jest moją siostrą. Naprawdę się o nią bałem, a ona jak chce, potrafi być przekonująca. Płakała w słuchawkę, byłem pewien, że cierpi… - na twarzy pisarza pojawił się rumieniec wstydu.
Hermiona przygryzła wargę. Chciała mu nie wierzyć, ale nie była w stanie. Wmawiała sobie, że przecież Thierry potrafi udawać, jeśli chce. Jednak głos w jej głowie szeptał jej, że takie historie często się zdarzają. Rodzeństwo bywa nieobliczalne, robi sobie żarty, dowcipy, kłamie, ale w głębi serca, gdy przychodzi co do czego, to potrafi bronić się wzajemnie. Tyle lat spędziła w towarzystwie Weasleyów, że miała spore doświadczenie. Suzanne w przyszłości też może być postrzeloną nastolatką, której hormony poprzestawiają w głowie. Niewykluczone, że wywinie Hermionie brzydki numer, a ta mimo to będzie ją ratować.
- To… jak mnie znalazłeś? – zapytała, aby zmienić temat.
- Mój agent potrafi wszystko – Thierry wyszczerzył białe zęby. – Powiedziałem, że boli mnie ząb, a babcia Alice zgubiła numer do doktora Grangera. Upierałem się, że to najlepszy lekarz i do żadnego innego nie pójdę. W ten sposób wylądowałem u niego w klinice. Wyjaśniłem wszystko…
- Tato! – krzyknęła Hermiona.
- To bardzo miły chłopak. – Pan Granger zajrzał do salonu, nawet nie ukrywając specjalnie, że stał za drzwiami i podsłuchiwał. – Powiedział, że najpierw sam z tobą porozmawia, ponieważ chce to załatwić jak prawdziwy mężczyzna. – Widać było, że ma nadzieję, że jego córka w końcu znalazła miłość.
- Nie odbierałaś, więc poszedłem z Alice do ciebie do domu, ale twój współlokator poradził mi, abym znikał, bo nie ręczy za siebie. Ten gość jest fascynujący! – dodał Thierry, nie zwracając uwagi na konsternację wypisaną na twarzy Grangerów. – Z taką urodą i charyzmą byłby idealnym czarnym charakterem. Musisz mi o nim koniecznie opowiedzieć!
- Ykhm – zakasłała Hermiona potępiająco.
- No dobrze, dobrze, już nie będę schodził z tematu… – mruknął pisarz rozbawionym tonem. – Czekaliśmy na ciebie w metrze, bo twój tata powiedział, że tam wysiadasz, ale nam uciekłaś. No to zadzwoniłem do niego i on obiecał, że zaprosi cię do siebie. Złapałem taksówkę i pojawiliśmy się tutaj.
Gdy opowieść Thierry’ego zakończyła się, Hermiona zrozumiała jakie głupstwo zrobiła. Nie czekała na wyjaśnienia, tylko od razu wybiegła z hotelu. Nie czytała wiadomości, ale od razu je kasowała. Była dorosłą kobietą, a zachowała się wcale nie lepiej niż Alice.
Thierry musiał zauważyć mieszaninę uczuć wypisaną na jej twarzy, ponieważ uśmiechnął się przyjaźnie i wstał z kanapy.
- Mówiłem, abyś nie piła czwartego kieliszka szampana. Nie posłuchałaś mnie i wyszło… zabawnie – zachichotał, przyciągając ją do siebie.
Hermiona objęła go ramionami i przytuliła policzek do jego płaszcza. Pachniał mrozem i męskimi perfumami.
- To co? Zgoda?
- Tak – wymruczała, zarumieniona z powodu emocji.
- Czyli dobrze, że dałem mu namiary na ciebie? – zapytał pan Granger.
- Kiedyś się za to policzymy – odparła Hermiona z uśmiechem.
- Daj spokój tacie – Thierry puścił ją i położył swoje dłonie na jej policzkach. – Powiedzmy, że dzięki niemu masz chłopaka… chcesz tego, prawda?
- Chcę – wyszeptała czarownica, patrząc głęboko w jego zielone oczy.
- Uff, spadł mi kamień z serca! – Pan Granger ostentacyjnie starł wyimaginowany pot z czoła. – Chociaż jedna córka ma jakieś szanse na wyjście za mąż…
- To nieprawda!
Suzanne wkroczyła do salonu, ubrana w piżamkę. Pod pachą miała pluszową Smoczycę, swoją nową, ukochaną przytulankę. Przeszyła krytycznym spojrzeniem dorosłych, trzymając ręce pod bokami niczym Molly Weasley.
- Ja byłam pierwsza! – oświadczyła, prostując się z dumą. – Mam chłopaka w przedszkolu!
- Nigdy o nim nie mówiłaś – zdziwiła się Hermiona.
- Adam Kowalski z mojej grupy – wyjaśniła trzylatka. – Tylko mi pozwala bawić się swoimi autkami.
- To rzeczywiście musi być wielka miłość – oświadczył Thierry z powagą. – Gdybym był w przedszkolu, to tylko Hermionie dałbym pobawić się moimi zabawkami.
Czarownica z ojcem ledwo stłumili parsknięcie śmiechem.
- Hermi musiała go sobie znaleźć, a ja nie muszę. Ożenię się z Adamem, gdy będę duża i będziemy mieli prawdziwe dzidzie, a nie lalki.
Po tym oświadczeniu dorośli nie wytrzymali. W salonie rozbrzmiał śmiech z trzech gardeł i oburzone krzyki małej dziewczynki, która nie rozumiała, o co chodzi. W ramach przeprosin Suzanne została wycałowana przez Hermionę i utulona do snu.

***

- Wyjaśnisz, o co chodziło? – Severus od razu dopadł Hermionę, gdy wróciła do domu.
- Och, o nic… - mruknęła czarownica, gdy zdejmowała płaszcz.
- Najpierw przychodzi do ciebie ten… fircyk, a potem dzwonisz i wypytujesz mnie o niego, nie racząc odpowiedzieć na moje pytania! – warknął mężczyzna, wpatrując się w nią wściekłym wzrokiem.
- Pokłóciłam się z chłopakiem. Szukał mnie, a ja mu uciekałam. Już jest wszystko w porządku – oświadczyła Hermiona rozmarzonym tonem.
- Słucham!? – zdziwił się Severus.
- Mam chłopaka! – zawołała z ekstazą.
Chichot wyrwał się z gardła czarownicy, gdy ujrzała minę współlokatora. Zdjęła buty i rzuciła je niedbale w kąt. Przestała przejmować się takimi drobiazgami. W końcu na świecie są ważniejsze rzeczy niż porządek. Tanecznym krokiem minęła Severusa, posyłając w jego stronę przepiękny uśmiech. Zanim dotarła do schodów, zaczęła głośno nucić „All you need is love”, a gdy była na piętrze, śpiewała piosenkę na cały głos.
W tym czasie mina Severusa z bezbrzeżnego zdumienia zmieniła się na wyraz czystej nienawiści, ale Hermiona tego nie widziała. Była całkowicie pochłonięta nowym związkiem i uczuciami, które wzięły nad nią górę. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem czuła to, co teraz. Nawet przy Ronie i Gawainie nie miało to takiej intensywności. Miała wrażenie, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Z Thierrym u boku nic nie było w stanie się zepsuć, a choroba jej mamy na pewno minie.
Rzucona torebka poszybowała w stronę łóżka, gdzie wylądowała, gubiąc po drodze swoją zawartość. Hermiona wyjęła z niej komórkę, nie przejmując się pozostałymi rzeczami i podeszła do biurka. Thierry obiecał, że będą ze sobą esemesować i dotrzymał słowa. Już zdążył wysłać do niej dwie wiadomości. Czarownica prawie pisnęła z zachwytu, gdy w jednej z nich przeczytała, że ten młody, przystojny mężczyzna ją kocha. Chociaż pomyślała, że tak szybkie wyjawienie uczuć jest przejawem szaleństwa, to odpowiedziała mu tym samym. Usiadła na krześle i zaczęła wpatrywać się w niebo nad Londynem. Po raz pierwszy od dawna poczuła, że jej życie nie jest pasmem nieprzerwanego cierpienia.