poniedziałek, 29 lutego 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 18 – Niespodzianki


Severusa obudziło stukanie różdżki w drzwi celi. Przeciągając się na materacu pomyślał, że nadeszła pora kolacji. Wrota otworzyły się i do pomieszczenia wszedł auror. Severus chciał dogryźć mu w jakiś sposób, ale zaniemówił, gdy spostrzegł, że za mężczyzną wkroczył do celi sam Kingsley Shacklebolt.
- Witaj – rzekł.
- Czemu zawdzięczam tę wizytę? – zapytał Snape, gdy opanował emocje.
- Przyszedłem sprawdzić jak się miewasz.
- Cudownie! Wasz hotel jest wspaniały. Ten wystrój wnętrz, te drinki z palemką przy basenie…
- Nie musisz być taki sarkastyczny! – przerwał mu Kingsley. – Wiem, że Azkaban jest strasznym miejscem dlatego zarządziłem inspekcję i chcę się dowiedzieć od więźniów co jeszcze można zmienić.

Severus popatrzył się na niego jak na niezbyt mądre dziecko i przełknął kęs chleba, który był jednym z elementów składowych kolacji.
- Spraw aby tu nie było tak nudno! – odrzekł.
- Potańcówka ci się marzy? – spytał się Kingsley szczerząc zęby.
- No jasne! – warknął Severus. – Zaproszę do tanga Alecto Carrow albo jakiegoś śmierciożercę!
- Wiem, że po tym co się stało za bardzo cię nie kochają…
- Uwielbiają! – jęknął Severus przypominając sobie ostatnie wyjście. – Jak mam się z nimi spotykać podczas spacerów na dziecińcu to już wolę siedzieć w celi! Jestem przyzwyczajony do lochów!

Kingsley zamyślił się na chwilę.
- Nie mogę zezwolić ci na samotne spacery – rzekł swoim głębokim głosem.
- Czemu nie? – fuknął Snape.
- Jesteś więźniem, nie masz szczególnych przywilejów. I tak jesteś w lepszej sytuacji niż oni, ponieważ wyjdziesz za dwa lata, a oni będą tu siedzieć do końca życia.
- Jakby mnie to obchodziło – Severus wzruszył ramionami. – To chociaż jakieś książki albo gazety dajcie. Wolę czytać Proroka Codziennego niż nudzić się jak uczeń na lekcjach Trelawney!

Minister Magii szybko podjął decyzję.
- Zgoda, będziesz dostawał codziennie gazetę i co jakiś czas książkę…
- W celi mogłoby być trochę cieplej! – kontynuował Snape.
- To nie ośrodek wypoczynkowy – stwierdził Kingsley patrząc się na spacerującego po celi Severusa. – Mogę jednak powiedzieć aurorom aby rzucili odpowiednie zaklęcia…
- Jedzenie jest niesmaczne! Jesteśmy ludźmi, a nie świnkami morskimi! Próbowałeś tego chleba? Tu są trociny! – Snape kontynuował wyliczenia i wymachując resztką kromki przed obliczem Kingsleya.
- Zobaczę co się da zrobić w tej sprawie – odrzekł Minister Magii wyciągając z chleba coś co rzeczywiście wyglądało jak trociny i przyglądając się temu badawczo.

Severus stanął w miejscu i zamyślił się. Dotarło do niego, że Kingsley coś zbyt łatwo zgadza się na zmiany.
- Nie mów, że aż tak ci żal biednych więźniów! – oznajmił krzyżując ręce na piersi. – Co się za tym kryje?
Czarnoskóry mężczyzna uśmiechnął się dobrodusznie do Severusa jak do dziecka i zbliżył się do niego.
- Gdy ochraniałem mugolskiego premiera dowiedziałem się wielu rzeczy. Na przykład tego, że w ich więzieniach stawiają na coś takiego co się nazywa „resocjalizacja”.
- Z czym to się je? – spytał się nieufnie Snape.
- Chodzi o to aby sprawić, że po wyjściu z Azkabanu, były więzień powróci na łono społeczeństwa jako dobry czarodziej – wyjaśnił Kingsley.
- Jestem cholernie dobrym człowiekiem – warknął Severus. – Tak dobrym, że powinniście mi pomnik postawić!
- Ciekawa inicjatywa! Może po twojej śmierci czarodzieje to rozważą  – zaśmiał się czarnoskóry mężczyzna. –Teraz zaś postanowiłem, że oddam kilku więźniów w ręce psychologa, który pomoże im zrozumieć błędy jakie popełnili…
- Zapewniam Cię, że rozumiem swoje błędy i nie muszę o nich z rozmawiać z jakimś psycho-coś tam! – żachnął się Severus i ostentacyjnie odwrócił się twarzą w stronę ściany.
- Dodatkowo uznałem, że przyda się wam praca. Siedzicie samotnie w celach, co niczemu nie służy. Od jutra będziecie pomagać w kuchni, sprzątać korytarze, prać i działać na korzyść społeczeństwa… - kontynuował Kingsley szczerząc zęby.

Severusa zmroziło. On ma obierać ziemniaki? Latać ze szczotą po korytarzu? BEZ CZARÓW? Spojrzał się na Kingsleya jakby zwariował.
 - Nie będę pracował jak jakiś skrzat domowy!
Czarnoskóry mężczyzna wypiął pierś i zbliżył się do więźnia z wrednym uśmieszkiem.
- Będziesz… albo możesz pomarzyć o wygodach, gazetkach i książkach…
Snape popatrzył się na Ministra Magii z rządzą mordu w oczach.

***

Następnego dnia Severus otrzymał Proroka Codziennego razem ze śniadaniem. Przy okazji dowiedział się, że według grafiku ma tego dnia dyżur w pralni razem z Umbridge i Rabastanem Lestrange.
- Będzie wesoło – pomyślał ponuro zabierając się do czytania gazety i wypicia kawy.
Kingsley wyraźnie dał do zrozumienia, że jeśli więźniowie nie będą się wywiązywali z powierzonych im zadań to zostaną zamknięci w zimnej celi bez rozrywek i z trocinami jako pożywieniem. Severus najchętniej powiedziałby gdzie czarnoskóry mężczyzna może sobie wsadzić taki szantaż, ale po dłuższym przerzucaniu się argumentami musiał skapitulować. Siedział w Azkabanie prawie rok i miał dosyć takiego życia. Tak bardzo się nudził, że wolał bawić się w skrzata domowego aby dzięki temu uzyskać dostęp do kawy, świeżego jedzenia, gazet i książek.

Severus jadł właśnie grzankę z dżemem brzoskwiniowym, gdy zauważył sprostowanie napisane przez Dafne Greengrass. Wyznawała w nim, że artykuł w czasopiśmie „Czarownica” był nieprawdziwy i godził w dobre imię Harry’ego Pottera, Hermiony Granger oraz Malfoyów za co autorka kaja się i przeprasza poszkodowanych.
- Ha! Wiedziałem! – stwierdził zadowolony. – Granger nie byłaby na tyle durna aby zrobić coś takiego!
Nagle wypadła mu z ręki reszta kromki, gdy zorientował się, że odnosi się pozytywnie do sukcesu swoich byłych uczniów.
- Zwariowałem! – szepnął przerażony i rozejrzał się niespokojnie po celi. – Azkaban robi ze mnie wariata!

***

Przez kilka dni po przesłuchaniu dyscyplinarnym Harry’ego Hermiona przeżywała wewnętrzne katusze. Wiele osób podchodziło do niej i gratulowało z powodu wygranej sprawy z Dafne Greengrass. Nie szczędzili przy tym zapewnień, że zawsze wierzyli w jej niewinność. Hermiona starała się uśmiechać, ale w głębi duszy miała ochotę wyć do księżyca. Dziękowała i uciekała pod byle jakim pretekstem. Nadal brzydziła się tym co zrobiła i zbierało się jej na mdłości, gdy widziała w myślach rozgniewaną twarz Dafne. Pogodzenie się z Harrym i Ginny niewiele ją pocieszało. Wyrzuty sumienia wracały i nie dawały jej spokoju.

Aby uwolnić się od dręczących ją wspomnień rzuciła się w wir nauki oraz badań nad skrzatami domowymi. Podczas jednej z sesji badawczej, Hermiona z przyjaciółmi zobaczyli, że odwiedziła ich Minerwa McGonagall. Najpierw była ciekawa jak rozwija się W.E.S.Z., ale szybko przeszła na tematy dotyczące życia po ukończeniu szkoły.
- Chciałabym zostać magizoologiem – zdradziła Luna. – Dzięki pracy przy skrzatach domowych zrozumiałam, że moim powołaniem jest praca z magicznymi istotami oraz udowodnienie istnienia ględatka niepospolitego i chrapaka krętorogiego!
- Hagrid mówił, że jesteś jego najlepszą uczennicą – uśmiechnęła się do niej dyrektorka. – Mam nadzieję, że uda ci się to co postanowiłaś.

Następna była Ginny, która opowiadała, że chciałaby zostać graczem quidditcha. Gdy przyszła kolej Neville’a ten wspomniał, że profesor Sprout widziałaby go w roli jej asystenta na lekcjach.
- Jesteś pewny? – spytała się profesor McGonagall. – Będziesz musiał się jeszcze sporo nauczyć o roślinach. Na dodatek… - tu uśmiechnęła się znacząco - uczniowie nie zawsze są chętni do współpracy…
- Dam radę! Przeciwstawiłem się samemu Voldemortowi, co to dla mnie stado rozbrykanych pierwszoroczniaków!

Dyrektorka wyglądała przez moment jakby chciała wybuchnąć śmiechem. Poprawiła okulary na nosie i wyprostowała się.
- Nie umniejszam twoich osiągnąć na polu walki panie Longbottom, ale muszę ci uświadomić, że proces nauczania młodych czarownic i czarodziejów jest bardzo skomplikowany i wiąże się z wieloma trudnościami. Wiem, że przez ostatnie lata zaszła w tobie ogromna zmiana – powiedziała z uznaniem. – Będę cię uważnie obserwowała zanim zdecyduję ci dać posadę. Mam nadzieję, że wykażesz się wszystkimi cechami, którymi dobry nauczyciel powinien się odznaczać.
- Dam z siebie wszystko! – Neville obiecał gorliwie.
- Powiem szczerze, że wierzę w ciebie – odrzekła McGonagall. – Nie lubię odmawiać, ale czasem jestem do tego zmuszona… W sierpniu musiałam odprawić z kwitkiem Cho Chang i jej koleżankę Mariettę. Chciały być nauczycielkami po ukończeniu szkoły… Żadna z nich się nie nadawała.
- Marietta? – pisnęła Ginny. – Przecież z tymi pryszczami na twarzy byłaby pośmiewiskiem!
- Nieładnie ją potraktowałam… - powiedziała Hermiona pod nosem.
Nagle poczuła mocne uderzenie pod żebrami. Gdy spojrzała się na Ginny, mina jej przyjaciółki mówiła „skończ z tym wreszcie!”. Hermiona roztarła sobie obolałe miejsce i nie odezwała się więcej na ten temat.
- Dowiedziałeś się czegoś jeszcze o swoim ojcu panie Thomas? – spytała się McGonagall Deana.

Gwardia Dumbledore’a pracowała obecnie nad zdobyciem wiadomości o Johnie Mda. Dean napisał do swojej mamy i zapytał wprost czy ten mężczyzna jest jego ojcem. Odpowiedź przyszła następnego dnia i Leila potwierdziła w niej wszystko. Po pierwszym wybuchu radości czarnoskóry chłopak postanowił skontaktować się z tatą. Wtedy okazało się, że nie jest to takie proste jak się wydaje. Johna Mda nikt nie widział od czasu Pierwszej Wojny Czarodziejów. Pewnego dnia zniknął razem ze swoją rodziną i od tamtego czasu krążyły różne plotki.
- Nie, nic nowego – powiedział ponuro Dean.
- Przykro mi – odrzekła dyrektorka. – Nie ma pewności, że został zabity przez Voldemorta albo jego popleczników. Możliwe, że uciekł gdzieś daleko razem z rodziną i nie podjął decyzji o powrocie. Mam nadzieję, że go odnajdziesz.
- Mam taki zamiar – oznajmił Dean. – Gdy wrócę do domu na święta wielkanocne to zacznę wypytywać mamę o szczegóły i sprawdzę czy mugole go znali. Z jakiegoś powodu udawał Phila Thomasa…
- Uważam, że mógł uciekać przed Voldemortem – wtrąciła się Hermiona. – Spytałam się profesora Winslowa co wie o ojcu Deana i ten wspominał, że był wspaniałym alchemikiem i pochodził z rodziny czystej krwi. Voldemort mógł chcieć go zwerbować do swoich szeregów. Ten wiedząc, że ma do wyboru przyłączenie się do niego albo śmierć, postanowił zaszyć się wśród mugoli. Możliwe, że Voldemort dotarł do jego rodziców i ten wolał ukryć się gdzieś z nimi…
- Ale w takim razie co ze mną i moją mamą? – spytał Dean ze złością. – Czemu się z nią rozwiódł i nie powiedział czemu?
- Może… może… chciał was przed nim chronić! – wyjąkała Hermiona po dłuższej chwili.
- To mógł nas zabrać razem ze sobą!
- Może nie żyje… wiesz, Voldemort go dopadł, ale nie wiedział o tobie i twojej mamie – zaczęła pocieszać kolegę Luna.
- A może po prostu uciekł i tyle… – zrezygnowany Dean usiadł na ławie i zwiesił głowę.
- Panie Thomas! Proszę się nie załamywać! – wszyscy usłyszeli ostry ton Minerwy McGonagall. – Masz przed sobą wyzwanie, powiedziałabym, że wielkie. Musisz dowiedzieć co się stało z Johnem Mda!
- Dasz radę! – dodał Neville. – Wszyscy ci pomożemy!
- Harry już grzebie w archiwach Ministerstwa i szuka czy śmierciożercy nie mówili czegoś na jego temat podczas przesłuchania! – wtrąciła Ginny.
- Mój tata może zamieścić ogłoszenie w „Żonglerze” jeśli chcesz – odezwała się Luna.

Dean wyglądał przez moment jakby chciał się rozpłakać. Pociągnął nosem i wstał powoli. Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Dziękuję wam wszystkim! Tak wiele to dla mnie znaczy! Dowiem co się stało z moim ojcem i nic nie stanie mi na przeszkodzie! – zawołał z entuzjazmem.
- Niestety jest coś na przeszkodzie - wtrąciła dyrektorka i oczy uczniów powędrowały w jej stronę. – Najpierw musisz zdać egzaminy i ukończyć szkołę.

***

Ginny weszła do przedziału, w którym siedziała Hermiona, Luna, Dean i kilku innych członków Gwardii Dumbledore’a. Pociąg mknął od kilku godzin po torach i uczniowie spodziewali się, że niedługo dojadą do Londynu gdzie rozpoczną przerwę z okazji świąt wielkanocnych.
- Neville powiedział, że zostaje w przedziale prefektów. Mówię wam, tak się ślini do Hanny Abott, że… - przerwała patrząc z niepokojem na Lunę.
Na twarzy Krukonki nie pojawiło się nic poza normalnym dla niej wyrazem rozmarzenia.
- Jeśli chce być z Hanną to ja nie mam nic przeciwko – powiedziała spokojnie. – Wiedziałam, że nie byliśmy sobie przeznaczeni.
- Trochę szkoda… - mruknął Dean.
- Ja chcę podróżować po świecie, badać zwierzęta. On woli stać w miejscu i hodować rośliny… to nie mogło się udać – oświadczyła Luna.
- Dopasowanie jest ważne – dodała Ginny. – Z Harrym idealnie się dogadujemy. Lubimy quidditch i ryzyko. Myślę, że po szkole wyjdę za niego za mąż.

Chłopaki siedzący w przedziale dostali nagłego napadu kaszlu. Dziewczyny zmroziły ich wzrokiem.
- Chciałabym aby tak się stało – rzekła Hermiona. – Jeśli wyszłabym za Rona byłybyśmy siostrami!.
- Jak wy dajecie radę być ze sobą mimo tylu różnic? – spytała się Luna.
- Och! – pisnęła zaskoczona Hermiona. – To… hmm… wiecie, uczucie potrafi przezwyciężyć wszystkie trudności. Ron wie, że uwielbiam książki, on za to kocha quidditcha. Jedno drugiemu nie zabrania zajmować się swoją pasją i jakoś to łączymy – zaczerwieniła się. – Po szkole pewnie zamieszkamy razem i kto wie, może kiedyś się pobierzemy… - zakończyła rozmarzonym tonem.
W odpowiedzi na to dziewczyny zachichotały, a chłopaki popatrzyli na siebie przerażonym wzrokiem.

***

Harry stał razem z Ronem na peronie 9 i ¾ oczekiwali na pociąg. Tłum gęstniał z każdą minutą ponieważ wielu rodziców przybyło aby odebrać swoje dzieci.
- Będziesz mieszkał z Hermioną w czasie ferii? – zagadał przyjaciela Harry.
- Tak – mruknął. – Ona nie da rady oderwać się od siostry…
- Zazdroszczę jej. Szkoda, że nie mam rodzeństwa.
- Nie przesadzaj! – oburzył się rudzielec. – Rodzeństwo oznacza walkę o każdy kęs ciasta! Wiesz ile musiałem się nakombinować aby dostać chociaż jedną zabawkę? Brrr! – wzdrygnął się ostentacyjnie.

Obok nich przeszła rodzina składająca się z rodziców, dziadków i młodszych dzieci. Popatrzyli się na Harry’ego z ciekawością i zaczęli szeptać między sobą. Chłopak wyraźnie usłyszał słowa „Rogacz” i „Snape”.
- Na Merlina… oni naprawdę wierzą w te bzdury, które napisała Rita? – jęknął Ron patrząc się na nich jak na Graupa.
- Gdybym miał za ojca Severusa to pierwsze co bym zrobił to utopił się w jeziorze – powiedział Harry starając się aby brzmiało to zabawnie.
- Nie ma mowy stary! Nie utopiłbyś się – oznajmił Ron pewnym siebie tonem.
- A niby czemu?
- Ośmiornica by cię złapała i wyrzuciła na brzeg!
- Fakt… - Harry przyznał rację przyjacielowi i podrapał się po głowie.

Teraz rodzinka szeptała między sobą wyraźnie patrząc na Rona, który to zauważył i wypiął dumnie pierś.
- Jednak to, że opisała ciebie jako bohatera i przywódcy naszej grupy jakoś ci nie przeszkadza – zauważył Harry z przekąsem.
- Oj tam! Nie przesadzaj! – stwierdził rudzielec i wyszczerzył zęby do szepczącej rodzinki. – Nawet nie wiesz ile osób przychodzi do naszego sklepu tylko po to aby coś kupić i dostać ode mnie autograf! To wspaniała reklama!
- Jest! – Harry wskazał na zbliżające się światła pociągu. – Jak ja się strasznie stęskniłem za dziewczynami !

***

- Mamo, ona siedzi! ONA SIEDZI! – Hermiona nie mogła opanować emocji. – Jak wyrosła! Jest taka duża! Daj mi buzi moje ty słoneczko, jesteś taka słodka, że aż bym cię zjadła!
Ron przyglądał się jak jego dziewczyna zachwyca się siostrą. Jego mina wyrażała przerażenie. Nagle poczuł jak pan Granger klepie go po ramieniu.
- Spokojnie! To tylko wygląda groźnie… tak naprawdę dzieci nie są takie straszne – roześmiał się.
- Ja tak tego nie widzę… - wyjęczał Ron słabym głosem.
- Spokojnie! Trzymaj piwko! – pan Granger wręczył rudzielcowi szklankę z napojem. – Po prostu wyluzuj i pamiętaj o zabezpieczeniu – puścił oko do chłopaka.
- Tak, tak, zabezpieczenie… to podstawa – bełkotał Ron starając się uśmiechać.
- Możesz też po prostu trzymać swojego przyjaciela na wodzy…
- Tato! – Hermiona usłyszała ostatnią wymianę zdań i postanowiła zareagować. – Przestań! Jesteśmy dorośli i wiemy co nieco o pewnych sprawach!  
- Ja tak tylko żartowałem! – zaczął tłumaczyć się pan Granger. – Z drugiej strony jeszcze nie skończyłaś szkoły i gdyby wam się coś… eeee, przytrafiło… dziecko na przykład to wiesz…
- Jestem na tyle odpowiedzialna, że podjęłabym się wychowania! - Hermiona posłała ojcu ostrzegawcze spojrzenie i jednym machnięciem różdżki posłała kufer do swojego pokoju.
- Czasem mam wrażenie, że powinnaś się trochę wyluzować… – wymruczał pod nosem pan Granger tak aby jego córka tego nie usłyszała.

Hermiona rzuciła się na swoje łóżko i przez kilka chwil wdychała zapach świeżej pościeli. Od razu poczuła, że jest u siebie, w miejscu za którym tyle tęskniła. Poczuła się jakby znowu była małą dziewczynką od zawsze mieszkającą z rodzicami, która nigdzie nie wyjeżdżała. Otworzyła powoli oczy i rozejrzała się po swoim pokoju. Nic się nie zmieniło od czasu jej ostatniego pobytu. Tylko na biurku leżała paczka zapakowana w brązowy papier.
- Od kogo to może być? – zastanowiła się i sięgnęła po nią.
Nadawcą okazał się Thierry Bouchard mieszkający w Kanadzie. W momencie, gdy Hermiona rozrywała papier do pokoju wszedł Ron.
- Co to? – spytał się.
- Paczka od Thierry’ego – odparła Hermiona. – Ostatni raz pisałam z nim w wakacje i nic nie mówił, że mi coś przyśle… czyżby to była jego książka?

Ron podszedł do swojej dziewczyny aby przyjrzeć się zawartości paczki. Hermiona miała rację. W ręce trzymała dość grubą książkę. Na okładce widniał obrazek przedstawiający czarownicę. Hermiona od razu zauważyła, że miała ona takie same włosy jak ona i dość podobną twarz. Różnicą było to, że namalowana dziewczyna miała o wiele pełniejsze kształty. Tytuł brzmiał „Hermiona White i Magiczna Akademia”. Zaskoczona Hermiona popatrzyła się na Rona.
- Czy ty też widzisz to co ja? – spytała się zszokowana. – On… on napisał o mnie książkę!?
Hermiona spojrzała na tył okładki i znalazła tam opis fabuły. Ron usiadł na łóżku czekając aż jego dziewczyna przeczyta tekst.


Hermiona White jest czarownicą i uczy się w Akademii Magii, gdzie poznaje tajemnicze zaklęcia oraz skomplikowane eliksiry. Jej pochodzenie owiane jest tajemnicą ponieważ została znaleziona na progu sierocińca jako niemowlę. Jedyne co łączy ja z przeszłością to zagadkowa blizna na plecach. Pewnego dnia jej spokojne życie zostaje zburzone, gdy dowiaduje się, że poluje na nią Czarnoksiężnik Waldemar. Czego on chce od Hermiony? Kim jest tajemniczy mężczyzna, który staje w jej obronie? Wszystko wyjaśnia się w dniu szesnastych urodzin dziewczyny…


- Na Merlina… co to za brednie! - wyrzuciła z siebie Hermiona. – Waldemar? Blizna? Akademia Magii? Czyżby Thierry był czarodziejem? – zastanawiała się.
Ron poruszył się niespokojnie na łóżku i zaczął obracać szklankę z resztką piwa. W końcu westchnął i powiedział:
- Nie jest. On wie wszystko ode mnie…
Hermiona odwróciła się gwałtownie w stronę swojego chłopaka i oczy zapłonęły jej z gniewu.
- Ron! Coś ty znowu zrobił!?
- Wiedziałem, że tak zareagujesz… - oświadczył cicho rudzielec i skulił się w sobie. – To było wtedy, gdy spędziliśmy pierwszą noc w hostelu w Australii. Ty poszłaś spać, a ja byłem z Thierrym w barze na dole. Trochę popiliśmy, a potem coś tam paliliśmy – zerknął szybko na Hermionę aby sprawdzić czy nie dostanie jakimś zaklęciem, a gdy upewnił się, że nie to zaczął kontynuować. – W międzyczasie Thierry żalił mi się, że chciałby napisać coś fantastycznego. Mówił, że najbardziej lubi historie o czarnoksiężnikach i tym podobnych. Trochę mi się język rozwiązał i zacząłem mu opowiadać o naszych przygodach…
- O nie! – jęknęła Hermiona i złapała się za głowę. – Czyś ty oszalał!?
- Oj, to nie było tak, że mu mówiłem wszystko jak było… mnóstwo rzeczy pozmieniałem… język mi się plątał… - Ron poczerwieniał ze wstydu i zdenerwowania. – On się spytał czy może to opisać, ja się zgodziłem, ale kazałem mu wszystko pozmieniać. Thierry przyrzekł, że to zrobi…
- No i chyba trochę pozmieniał! – stwierdziła Hermiona patrząc się na wielkie balony swojej imienniczki.
- Następnego dnia myślałem, że on o tym zapomniał. Gadaliśmy o tym nie dłużej niż godzinę czy dwie, a później oglądaliśmy mecz… pamiętasz co było, gdy wróciliśmy do pokoju – Ron przełknął nerwowo ślinę. – Nie chciałem cię denerwować kwiatuszku. Byłaś taka zajęta odnalezieniem rodziców, że po prostu nie mogłem dodać ci zmartwień…

Hermiona zerknęła na okładkę. Thierry nie zrobił swoim bohaterem Harry’ego tylko ją.  Wyglądało na to, że naprawdę pozmieniał wiele szczegółów. Podejrzewała, że pijany Ron rzeczywiście nie zdradził zbyt wiele. Zastanawiała się czy Ministerstwo Magii rozpocznie śledztwo w tej sprawie. Będzie musiała przeczytać książkę Thierry’ego i stwierdzić czy mają czego się obawiać.
Po tych przemyśleniach Hermiona popatrzyła się na swojego chłopaka. Ron był tak przybity, że żal ścisnął je serce. Pomyślała, że przecież nie chciał źle. Chciał ją ochronić i pomóc w odnalezieniu rodziców. Musiała się zgodzić, że dodatkowe problemy tylko by ją dobiły w tamtym czasie. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach.
- Wybaczam ci – oświadczyła i pocałowała go w nos.
- Naprawdę?
- Tak! – potwierdziła skinieniem głowy i popatrzyła mu się głęboko w oczy. – Musimy przeczytać książkę aby zobaczyć czy bardzo nabroiłeś. Jeśli tak to poprosimy Thierry’ego aby nie pisał niczego więcej na nasz temat – westchnęła. – Mam nadzieję, że ta książka nie okaże się popularna…