Elooooo
Zioooomy!
Przed wami…
Dj Glizda!
He, he, taki
żarcik :). Rozumiecie... tej piosenki nie stworzyłem :P
Obiecałem, że
wam opowiem, co było jak dotarłem do Meksyku w Meksyku… tak się teraz
zastanawiam czy opisywać, co się działo dalej, ponieważ to troszeczkę żenujące…
ale obiecałem, to chyba muszę… :(
No dobra,
może mnie nie ocenicie źle. Wierzę w was! <3
Byłem w
Meksyku w Meksyku i stwierdziłem, że skoro mam główkę to mogę trochę
poimprezować zanim wrócę do Voldusia. Szczerze mówiąc to odzwyczaiłem się
trochę od gotowania zupek i wyrzucania kupki z nocnika. Pomyślałem: „niech się
jeszcze trochę senior pomęczy!”. Tak też zrobiłem, złapałem ciężarówkę i
pojechałem na Florydę do Disneylandu. Zawsze o tym marzyłem! Wybawiłem się jak
jeszcze nigdy w życiu! Było super, kupiłem sporo pamiątek i wysłałem paczką do Anglii ^^.
Wiecie,
musiałem kraść kasę… nie abym był z tego dumny, ale Voldek nie chciał mi
niczego przesłać :/ (Sknerus jeden!). Ale wydawałem to wszystko na jedzenie i
przetrwanie (w Disneylandzie musiałem wykupić wejściówkę, ponieważ ciężko
jechać rollercoasterem, jako szczur – nie mają specjalnych zabezpieczeń dla nas!
Skandal!). Trochę odłożyłem i kupiłem bilet na samolot, który miał mnie zabrać
do Londynu. Była godzina dwudziesta, a lot miałem z samego rana, więc
pomyślałem sobie, że zaszaleję! Ten jeden, jedyny raz…
Zwinąłem
jakiemuś gościowi garniak i poszedłem w nim do jakiejś
super-duper-ekstra-naładowanej-gwiazdkami restauracji. Chciałem spróbować jak
smakuje wykwintne żarcie. Nie było mnie stać, ale pomyślałem, że znowu zrobię
numer z pójściem do toalety, gdzie zamienię się w szczura i spierdzielę
kanałami. Kelnera walnąłem „confundusem”,
więc mnie wpuścił bez problemu. Powiem wam szczerze, że to żarcie za kilka
tysięcy dolarów takie sobie było. Zamówiłem stek z krokodyla, którego upolował
Chuck Norris, w sosie truflowym, stare śmierdzące sery sporządzone z mleka
krów, które są masowane i pojone szampanem, wino pamiętające Napoleona (w smaku
wykrzywiające ryj) i do tego lody z dwudziestu odmian czekolady pokryte złotem.
Ohyda! Ale za to potem srałem złotem przez jakiś czas! :D
A teraz…. zaczyna
się ta gorsza przygoda :(. Mój plan działał, najadłem się, napiłem, wszyscy
wokół mnie skakali jakbym jakimś był królem czy co, ogólnie
git-majonez-śmietana :). Gdy poczułem, że zbliża się czas ucieczki wstałem i
poszedłem do toalety. No plan idealny! Co mogło pójść nie tak? Przy toalecie
stała ONA.
- Nazywam się
Conchita Lasencja Dupencja – mówi do mnie.
Nogi długie,
aż do ziemi, pełne usta jak u glonojada, długie, rude włosy, cycki jak balony
Pameli Anderson… Wyglądała mnie więcej tak:
Nawet Volduś
by się skusił! Popatrzyła się na mnie tak jakbym był wielkim ciachem
przekładanym malinowym kremem i posypanym wiórkami czekoladowymi. Przynajmniej
tak mi się zdaje, ponieważ oblizała się jakby miała ochotę na deser. Musiałem
coś wymyślić! No musiałem!
- Jestem Stephen
Hawking! – oznajmiłem.
To było
pierwsze nazwisko, które przyszło mi do głowy. Conchita uniosła pięknie
narysowaną brew w górę.
- Ten
naukowiec? – spytała.
- Tak –
brnąłem w to dalej.
- Nie
powinieneś jeździć na wózku?
- Jestem tak
genialny, że sam siebie wyleczyłem – oznajmiłem i wypiąłem dumnie pierś. –
Wiesz, jak na sławnego medyka przystało.
Zatkało ją z
wrażenia! Pomyślałem sobie: „oj, poruchasz dzisiaj Glizduś, poruchasz!”. Byłem
w siódmym niebie, ponieważ odgadła moje myśli. Złapała mnie za rękę i
powiedziała, że chce iść ze mną do mojego pokoju hotelowego. Zgodziłem się od
razu! Problemem było to, że miałem uciec… ale czekała na mnie gorąca laska…
musiałem, no musiałem! Kazałem jej iść do wyjścia, a sam rzucałem na wszystkich
„confundusa”. Wmówiłem kelnerowi, że
jestem Stephen Hawking i zapłacę następnym razem. Zgodził się! Uffff…
Wylądowałem z
Conchitą Dupencją w jakimś ekskluzywnym hotelu, gdzie zrobiłem to samo, co w super-duper-ekstra-naładowanej-gwiazdkami
restauracji. Nie wiem czy to czyta Stephen Hawking, ale bardzo go przepraszam
za nabicie mu rachunku na ponad sto tysięcy dolców. Oddam… na pewno kiedyś
oddam…
Teraz będzie
gorąco! Conchita zaczęła mnie namiętnie całować i rozbierać. Rzuciła mnie na
łóżko! Była taka gorąca, że skończyłem w międzyczasie z dwa razy (ale chyba
tego nie zauważyła). W pewnym momencie wyjęła z torebki kajdanki i powiedziała,
że jestem niegrzecznym chłopcem, więc mnie przypnie do tego zajebistego,
królewskiego łoża. Dla poruchania zgodziłbym się na wszystko i dlatego przytaknąłem.
I to był błąd! Bo to zła kobieta była…
Przypięła
mnie i… skoczyła od razu do moich ciuchów. Przegrzebała wszystkie kieszenie i
wyciągnęła z nich różdżkę, portfel i tsantsę. Nie była zadowolona, gdy nie
znalazła kasy i kard kredytowych. Szczerze mówiąc miałem w portfelu tylko dwa
guziki od marynarki, zdjęcie nagiego Voldusia w wanience, ćwierć dolara i
kawałek sznurka. Zdenerwowała się okropnie, krzyczała bardzo brzydkie rzeczy w
moją stronę, ubrała się, zabrała tsantsę i wyszła z pokoju.
Na początku
myślałem, że to taka gra wstępna, ale gdy tak leżałem przypięty do łóżka przez
trzy godziny stwierdziłem, że jednak mnie okradła :(. Sytuacja zrobiła się
groźna: jeśli się nie uwolnię to przepadnie mi samolot i obsługa hotelowa każe
mi płacić za ten zajebiście drogi apartament! Na szczęście Conchita zostawiła
różdżkę na łóżku i udało mi się ją dosięgnąć palcami stopy. Oswobodziłem się,
ubrałem i teleportowałem na lotnisko.
Powiem wam,
że ten lot był najdłuższym w moim życiu. Ciągle przed oczyma widziałem zawiedzioną
minę Voldusia… Już mu dałem znać, ze wracam do domu i mam główkę. Co miałem
robić, no co?
Rozważałem
czy nie poszukać jakiejś w Londynie, na przykład gumowej w jakimś sklepie z
gadżetami, albo włamać się do pracowni Severusa, bo on to zawsze miał jakieś
obrzydlistwa w słoikach. Aż nagle mnie olśniło! Przecież w Błędnym Rycerzu
wisiała tsantsa! Wprawdzie dość gadatliwa, ale Voldusiowi to nie będzie
przeszkadzać. Powiem wam szczerze, że miałem ochotę pójść do kibla, włożyć
głowę do muszli i pierdolnąć się porządnie deklem w ten pusty łeb. Kilka
miesięcy spędziłem w podróżach, byłem na pustyni, w dżungli, żarłem robaki,
prawie poruchałem, a tsantsa była na wyciągnięcie ręki! Argh!
Dalej możecie
domyśleć się, co zrobiłem. Tych dwóch głupków z autobusu łatwo było przekonać,
aby zrobili postój na siku. Stanęliśmy w jakimś polu, zawołałem ich na tył
pojazdu twierdząc, że złapaliśmy gumę. Walnąłem w nich zaklęciem, wyczyściłem
wspomnienia i zwinąłem główkę. Wprawdzie krzyczała, ale wsadziłem jej cukierka
do ust to się zamknęła. Panie i panowie, o to ona!
Napisałem wam
wszystko, niczego nie zataiłem, mam nadzieję, że nie ocenicie mnie zbyt
surowo. Ja naprawdę jestem słodkim i niegroźnym, małym szczurkiem! Mówiłem, że
was kocham? <3
Moja
stylówka, może kogoś zainteresuje:
Ta na górze
była pierwsza, ale Volduś stwierdził, że jest zbyt pedalska i kazał mi ubrać
się w to:
Takie ubrania
mógłby założyć każdy normalny facet ^^
Czas kończyć
pisanie, obowiązki wzywają. Volduś niedługo dorośnie… chlip, wzruszyłem się.
Nie wiem tylko, o co mu chodzi z tym, że mam oddać mu swoją rękę. Pewnie się
wygłupia, słodki dzieciaczek <3