czwartek, 5 maja 2016

Voldemort ubiera się u Madame Malkin: Rozdział 13 – O tym jak zostałem (prawie) wyruchany i w jaki sposób dokończyłem misję

Elooooo Zioooomy!
Przed wami… Dj Glizda!


He, he, taki żarcik :). Rozumiecie... tej piosenki nie stworzyłem :P

Obiecałem, że wam opowiem, co było jak dotarłem do Meksyku w Meksyku… tak się teraz zastanawiam czy opisywać, co się działo dalej, ponieważ to troszeczkę żenujące… ale obiecałem, to chyba muszę… :(

No dobra, może mnie nie ocenicie źle. Wierzę w was! <3

Byłem w Meksyku w Meksyku i stwierdziłem, że skoro mam główkę to mogę trochę poimprezować zanim wrócę do Voldusia. Szczerze mówiąc to odzwyczaiłem się trochę od gotowania zupek i wyrzucania kupki z nocnika. Pomyślałem: „niech się jeszcze trochę senior pomęczy!”. Tak też zrobiłem, złapałem ciężarówkę i pojechałem na Florydę do Disneylandu. Zawsze o tym marzyłem! Wybawiłem się jak jeszcze nigdy w życiu! Było super, kupiłem sporo pamiątek i wysłałem paczką do Anglii ^^.

Wiecie, musiałem kraść kasę… nie abym był z tego dumny, ale Voldek nie chciał mi niczego przesłać :/ (Sknerus jeden!). Ale wydawałem to wszystko na jedzenie i przetrwanie (w Disneylandzie musiałem wykupić wejściówkę, ponieważ ciężko jechać rollercoasterem, jako szczur – nie mają specjalnych zabezpieczeń dla nas! Skandal!). Trochę odłożyłem i kupiłem bilet na samolot, który miał mnie zabrać do Londynu. Była godzina dwudziesta, a lot miałem z samego rana, więc pomyślałem sobie, że zaszaleję! Ten jeden, jedyny raz…

Zwinąłem jakiemuś gościowi garniak i poszedłem w nim do jakiejś super-duper-ekstra-naładowanej-gwiazdkami restauracji. Chciałem spróbować jak smakuje wykwintne żarcie. Nie było mnie stać, ale pomyślałem, że znowu zrobię numer z pójściem do toalety, gdzie zamienię się w szczura i spierdzielę kanałami. Kelnera walnąłem „confundusem”, więc mnie wpuścił bez problemu. Powiem wam szczerze, że to żarcie za kilka tysięcy dolarów takie sobie było. Zamówiłem stek z krokodyla, którego upolował Chuck Norris, w sosie truflowym, stare śmierdzące sery sporządzone z mleka krów, które są masowane i pojone szampanem, wino pamiętające Napoleona (w smaku wykrzywiające ryj) i do tego lody z dwudziestu odmian czekolady pokryte złotem. Ohyda! Ale za to potem srałem złotem przez jakiś czas! :D

A teraz…. zaczyna się ta gorsza przygoda :(. Mój plan działał, najadłem się, napiłem, wszyscy wokół mnie skakali jakbym jakimś był królem czy co, ogólnie git-majonez-śmietana :). Gdy poczułem, że zbliża się czas ucieczki wstałem i poszedłem do toalety. No plan idealny! Co mogło pójść nie tak? Przy toalecie stała ONA.
- Nazywam się Conchita Lasencja Dupencja – mówi do mnie.
Nogi długie, aż do ziemi, pełne usta jak u glonojada, długie, rude włosy, cycki jak balony Pameli Anderson… Wyglądała mnie więcej tak:


Nawet Volduś by się skusił! Popatrzyła się na mnie tak jakbym był wielkim ciachem przekładanym malinowym kremem i posypanym wiórkami czekoladowymi. Przynajmniej tak mi się zdaje, ponieważ oblizała się jakby miała ochotę na deser. Musiałem coś wymyślić! No musiałem!
- Jestem Stephen Hawking! – oznajmiłem.



To było pierwsze nazwisko, które przyszło mi do głowy. Conchita uniosła pięknie narysowaną brew w górę.
- Ten naukowiec? – spytała.
- Tak – brnąłem w to dalej.
- Nie powinieneś jeździć na wózku?
- Jestem tak genialny, że sam siebie wyleczyłem – oznajmiłem i wypiąłem dumnie pierś. – Wiesz, jak na sławnego medyka przystało.

Zatkało ją z wrażenia! Pomyślałem sobie: „oj, poruchasz dzisiaj Glizduś, poruchasz!”. Byłem w siódmym niebie, ponieważ odgadła moje myśli. Złapała mnie za rękę i powiedziała, że chce iść ze mną do mojego pokoju hotelowego. Zgodziłem się od razu! Problemem było to, że miałem uciec… ale czekała na mnie gorąca laska… musiałem, no musiałem! Kazałem jej iść do wyjścia, a sam rzucałem na wszystkich „confundusa”. Wmówiłem kelnerowi, że jestem Stephen Hawking i zapłacę następnym razem. Zgodził się! Uffff…

Wylądowałem z Conchitą Dupencją w jakimś ekskluzywnym hotelu, gdzie zrobiłem to samo, co w super-duper-ekstra-naładowanej-gwiazdkami restauracji. Nie wiem czy to czyta Stephen Hawking, ale bardzo go przepraszam za nabicie mu rachunku na ponad sto tysięcy dolców. Oddam… na pewno kiedyś oddam…

Teraz będzie gorąco! Conchita zaczęła mnie namiętnie całować i rozbierać. Rzuciła mnie na łóżko! Była taka gorąca, że skończyłem w międzyczasie z dwa razy (ale chyba tego nie zauważyła). W pewnym momencie wyjęła z torebki kajdanki i powiedziała, że jestem niegrzecznym chłopcem, więc mnie przypnie do tego zajebistego, królewskiego łoża. Dla poruchania zgodziłbym się na wszystko i dlatego przytaknąłem. I to był błąd! Bo to zła kobieta była…

Przypięła mnie i… skoczyła od razu do moich ciuchów. Przegrzebała wszystkie kieszenie i wyciągnęła z nich różdżkę, portfel i tsantsę. Nie była zadowolona, gdy nie znalazła kasy i kard kredytowych. Szczerze mówiąc miałem w portfelu tylko dwa guziki od marynarki, zdjęcie nagiego Voldusia w wanience, ćwierć dolara i kawałek sznurka. Zdenerwowała się okropnie, krzyczała bardzo brzydkie rzeczy w moją stronę, ubrała się, zabrała tsantsę i wyszła z pokoju.

Na początku myślałem, że to taka gra wstępna, ale gdy tak leżałem przypięty do łóżka przez trzy godziny stwierdziłem, że jednak mnie okradła :(. Sytuacja zrobiła się groźna: jeśli się nie uwolnię to przepadnie mi samolot i obsługa hotelowa każe mi płacić za ten zajebiście drogi apartament! Na szczęście Conchita zostawiła różdżkę na łóżku i udało mi się ją dosięgnąć palcami stopy. Oswobodziłem się, ubrałem i teleportowałem na lotnisko.

Powiem wam, że ten lot był najdłuższym w moim życiu. Ciągle przed oczyma widziałem zawiedzioną minę Voldusia… Już mu dałem znać, ze wracam do domu i mam główkę. Co miałem robić, no co?

Rozważałem czy nie poszukać jakiejś w Londynie, na przykład gumowej w jakimś sklepie z gadżetami, albo włamać się do pracowni Severusa, bo on to zawsze miał jakieś obrzydlistwa w słoikach. Aż nagle mnie olśniło! Przecież w Błędnym Rycerzu wisiała tsantsa! Wprawdzie dość gadatliwa, ale Voldusiowi to nie będzie przeszkadzać. Powiem wam szczerze, że miałem ochotę pójść do kibla, włożyć głowę do muszli i pierdolnąć się porządnie deklem w ten pusty łeb. Kilka miesięcy spędziłem w podróżach, byłem na pustyni, w dżungli, żarłem robaki, prawie poruchałem, a tsantsa była na wyciągnięcie ręki! Argh!

Dalej możecie domyśleć się, co zrobiłem. Tych dwóch głupków z autobusu łatwo było przekonać, aby zrobili postój na siku. Stanęliśmy w jakimś polu, zawołałem ich na tył pojazdu twierdząc, że złapaliśmy gumę. Walnąłem w nich zaklęciem, wyczyściłem wspomnienia i zwinąłem główkę. Wprawdzie krzyczała, ale wsadziłem jej cukierka do ust to się zamknęła. Panie i panowie, o to ona!


Napisałem wam wszystko, niczego nie zataiłem, mam nadzieję, że nie ocenicie mnie zbyt surowo. Ja naprawdę jestem słodkim i niegroźnym, małym szczurkiem! Mówiłem, że was kocham? <3

Moja stylówka, może kogoś zainteresuje:


Ta na górze była pierwsza, ale Volduś stwierdził, że jest zbyt pedalska i kazał mi ubrać się w to:


Takie ubrania mógłby założyć każdy normalny facet ^^

Czas kończyć pisanie, obowiązki wzywają. Volduś niedługo dorośnie… chlip, wzruszyłem się. Nie wiem tylko, o co mu chodzi z tym, że mam oddać mu swoją rękę. Pewnie się wygłupia, słodki dzieciaczek <3

Pozdrófffka for all :*