- Panie, jest
niedziela. Szef byczy się w domu – oznajmił pracownik Michaela. – Dam panu
numer, to się pan odezwie do niego.
- Zapomniałem
telefonu – wymamrotał Severus. – Został w domu…
- Niedaleko jest
budka.
- Portfela także
zapomniałem – odparł czarodziej ponurym tonem. – Śpieszyłem się.
Mechanik
podrapał się za uchem palcem pobrudzonym smarem i zamyślił się.
- To aż tak
pilne?
- Tak. Bardzo
ważna sprawa rodzinna.. Jeśli szybko się z nim nie skontaktuję, to konsekwencje
będą dla niego bardzo przykre… - Severus zawiesił głos i oczekiwał na reakcję
mężczyzny.
- No dobra – ten
odparł po chwili. – Pójdzie pan za mną. Kierownik zadzwoni do szefa i da panu
słuchawkę.
Mechanik
zaprowadził Snape’a w głąb warsztatu samochodowego. Śmierdziało w nim spalinami
i olejem silnikowym. Większość rzeczy wysmarowana była smarem. Mimo niedzieli
mechanicy mieli pełne ręce roboty.
Kierownik
siedział w swoim gabinecie, a raczej kanciapie i czytał książkę. Pomieszczenie
było niewiele większe niż schowek na miotły w Hogwarcie. Całe było zawalone
papierzyskami i drobnymi częściami typu śrubki, przewody czy żarówki. Gdy
Severus powtórzył mężczyźnie swoją bajeczkę, ten przejął się nią i od razu
chwycił za słuchawkę telefonu oraz wykręcił odpowiedni numer.
- Łap pan –
podał ją czarodziejowi.
Snape zmierzył
wzrokiem kierownika oraz mechanika, który wtykał głowę do pomieszczenia przez
ledwo uchylone drzwi. Żaden z nich nie zrozumiał komunikatu „chcę być sam”. Ich
poczciwe twarze pokazywały, że nie istnieje dla nich coś takiego jak prywatna
rozmowa. Severus westchnął i powiedział Michaelowi, że musi koniecznie się z
nim spotkać. Powtórzył trzeci raz historię o bardzo ważnej sprawie rodzinnej.
Dzięki temu zdobył adres zamieszkania byłego męża Sary w niecałe dwie minuty.
***
- Jestem
prywatnym detektywem. Moim zadaniem jest odnalezienie pani Sary Jones –
oznajmił Severus zanim usiadł w fotelu w salonie Michaela.
Swoją fałszywą
tożsamość zawdzięczał książce kierownika. Kto by pomyślał, że tak prosty
mężczyzna będzie czytał o przygodach Sherlocka Holmesa. Severus pamiętał jak w
szkole podstawowej namiętnie czytał dzieła Artura Doyle’a. Przesiadywał w
bibliotece ile tylko się dało, aby jak najbardziej opóźnić powrót do domu. Z
tego powodu zapoznał się dogłębnie z mugolską literaturą.
- Nie mam
pojęcia gdzie ona jest. Nie utrzymuje ze mną kontaktu – oznajmił Michael
obojętnym tonem. – Kto jej szuka?
- Pan Jonathan
Lockhart.
- To staruszek
jeszcze żyje? – zdziwił się Jones.
- Ledwo. Z przykrością muszę powiedzieć, że jego
dni są policzone. Bóg go oświecił i chce się pojednać z córką przed śmiercią.
Dlatego mnie wynajął – kłamstwa gładko przechodziły przez gardło Severusa.
Wieloletnia praktyka sprawiła, że nie miał z tym najmniejszego problemu.
- Rozumiem –
Michael się zasępił.
Widać było, że
przejął się stanem byłego teścia. Zmarszczył czoło i jakby skurczył się w
sobie. Severus wykorzystał chwilę milczenia, aby dokładnie przyjrzeć się
mężczyźnie. Miał okrągłą twarz, która na pewno nie mogła uchodzić za przystojną
nawet w czasach młodości. Brak włosów na głowie zrekompensował sobie
wyhodowaniem gęstego, siwego wąsa pod dużym nosem. Ubrany był niechlujnie, a za
mała koszulka opinała się na piwnym brzuchu. Wszystko to nadawało mu wygląd jowialnego
wujaszka, który lubi sobie wypić u cioci na imieninach i opowiadać sprośne
dowcipy. Nic nie wskazywało na to, że był wybitnie inteligentny lub miał jakąś
pasję. Czarodziej doszedł do wniosku, że to tylko przykrywka. Wiedział, że
Michael Jones siedział za oszustwa i wrobił Sarę. Może to właśnie on ją
szantażował?
- Kiedy ostatnio
pani Jones kontaktowała się z panem?
- Kilka lat temu
– odparł gospodarz.
- Dowiedziałem
się, że miała długi z czasów młodości i dlatego uciekła. Ktoś ją szantażował.
Czy wie pan coś na ten temat? – Severus zadał pytanie chłodnym tonem.
- Nic mi na ten
temat nie wiadomo – wyjaśnił Michael, a Snape się zdziwił, ponieważ wyczytał z
jego umysłu, że mówi szczerze.
- To może zna
pan jej przyjaciół?
- Nie – oznajmił
krótko Jones. – Sara jest dziwną osobą. Skończyła te swoje studia
psychologiczne, pomagała innym, ale jednocześnie nigdy nie mogła pomóc samej
sobie.
- Czyli? –
zainteresował się Severus.
- Ma problem z
głową – gospodarz postukał się palcem w czoło. – Nie potrafi się do nikogo
przywiązać. Jak jest dobrze, to jest dobrze, ale jak jest źle to pakuje manatki,
kłamie i ucieka zrywając kontakt. Mówiła, że to przez matkę wariatkę –
wyjaśnił. – Miała jedną, góra dwie przyjaciółki jednocześnie. Jak się o coś
pokłóciły, na przykład o pierdołę, to jeszcze potrafiła dojść z nimi do ładu i
składu. Jednak, gdy trafiło na coś poważniejszego, to od razu przyjaźń się
kończyła. Potrafiła udawać, że ich nie widzi, gdy spotkały się na ulicy. Potem
wydzwaniały do mnie pytając co się stało. Miałem z tymi babami urwanie głowy –
pożalił się. – Z facetami lepiej się dogadywała. Aż za dobrze… - zasępił się i
jego wąs zatrząsnął się z gniewu.
- Czy pan
sugeruje, że ona miewała romanse? – czarodziej nie chciał w to uwierzyć.
- Teściu nie powiedział
panu czemu się rozwiedliśmy? – Michael odpowiedział pytaniem na pytanie. –
Znalazła sobie gacha. Taki młodziak, ledwo po liceum. Przyłapałem ich w jej
gabinecie. Co ja z tą babą miałem! Darła się i krzyczała, że to moja wina!
Szybko zniknęła z mojego życia. Arnoldem, znaczy się naszym synem, się nie
interesuje… Pewnie znowu ma kłopoty i ten szantaż zmyśliła czy co – prychnął z
niesmakiem.
- Ciężko mi w to
uwierzyć. To nie może być prawda – mruknął Severus.
- Znałeś ją pan,
że tak gadasz? – warknął Jones. – Spędziłem z nią sporo czasu. Jestem starym
oszustem, pewnie o tym już pan wiesz, ale przynajmniej mam w głowie porządek w
przeciwieństwie do niej!
W salonie
zapanowała chłodna atmosfera. Severus był wystarczająco biegły w oklumencji,
aby wiedzieć, że mugol naprawdę nie kłamie. Czyżby Sara go okłamywała od
początku? Dlaczego dopiero teraz zniknęła? Przecież mieli już większe i
mniejsze kłótnie. Istniała możliwość, że Michael był po prostu święcie
przekonany o słuszności swoich teorii, a prawda była inna.
Mężczyźni
odwrócili swoje głowy w kierunku drzwi, gdy usłyszeli, że ktoś wchodzi do domu.
Nie minęła minuta, gdy w progu salonu pojawił się młody chłopak, wyglądający
jak kopia Gilderoya Lockharta z czasów nauki w Hogwarcie. Severus po kilku
sekundach zrozumiał, że jednak istnieją pewne różnice pomiędzy nimi. Przede
wszystkim wuj Arnolda nie mówił cienkim głosem kastrata i nie był nieśmiały.
- Ten pan jest
detektywem i szuka twojej matki na polecenie dziadka Jonathana. Kontaktowała
się z tobą ostatnio? – Michael zadał synowi pytanie.
- Nie, no coś ty
– pisnął nastolatek, nie patrząc ojcu w oczy. – Od dawna jej nie widziałem.
- Nie odzywała
się do ciebie?
- Nie – oznajmił
błyskawicznie chłopak i cofnął się o krok w stronę drzwi. – Muszę odrobić
lekcje…
- Idź, idź –
Michael odprowadził Arnolda wzrokiem. – Niczego nie wiemy. Musi pan poszukać
gdzie indziej – zwrócił się do Severusa.
Czarodziej wstał
z fotela mamrocząc podziękowanie. Wiedział, że nastolatek coś ukrywa. Nie
musiał patrzeć mu w oczy, aby wiedzieć, że to co mówił było nieprawdą. Kierując
się w stronę drzwi wyjściowych rzucił zaklęcie, które sprawiło, że Michael
przestał go zauważać. Dzięki temu mógł swobodnie poszukać Arnolda.
- Wiesz coś o
swojej matce – oznajmił ostro, gdy wszedł do pokoju nastolatka i przekręcił
klucz w zamku. – Powiedz mi wszystko, tylko bez zmyślania, ponieważ umiem
poznać kiedy człowiek kłamie – ostrzegł z ponurym błyskiem w oczach.
Chłopak siedzący
przy biurku słysząc te słowa, zrobił minę jakby czekały go tortury i pewna
śmierć. Wyglądał na naprawdę przerażonego, dlatego Severus postanowił zmienić
ton.
- Nic nie powiem
twojemu ojcu – dodał starając się mówić łagodniejszym głosem. – Myślę, że to z
jego powodu skłamałeś.
- Nie chcę, aby
szlag go trafił – wymamrotał Arnold speszonym tonem. – Ma nadciśnienie.
- Powiedz mi
wszystko co wiesz o matce – rozkazał Snape.
- Spotkałem ją w
Londynie kilka tygodni temu. To był chyba styczeń… tak, na pewno styczeń, jakoś
pod koniec – wydukał chłopak. – Była w tej samej kręgielni co ja z kumplami. Nie
zauważyła mnie – oblał się rumieńcem.
- Czemu? –
czarodziej od razu wyczuł, że Arnold staje się co raz bardziej zdenerwowany i
poirytowany.
- Była bardzo zajęta
– nastolatek wyjaśnił i zacisnął mocno pięści. – Przyszła tam z murzynem…
- Opisz go.
- Murzyn jak
murzyn – żachnął się chłopak i poczochrał się po falowanych, blond włosach. –
Nie rozróżniam czarnuchów. Nie był jakiś… charakterystyczny, czy jak to się
mówi. Krótko ścięty, kilka lat starszy ode mnie, twarz typowa dla nich, ciuchy
normalne.
- Co robili?
- Migdalili się
– warknął chłopak. – Moja matka lizała się z czarnuchem młodszym od niej o
połowę – dodał żałosnym tonem, jakby załamał się pod wpływem wspomnień.
Severus poczuł
jakby dostał w twarz. Pokłócili się w jego urodziny, a ona chwilę później
znalazła sobie następcę na jego miejsce! Pewnie pojechała do jego rodziny, stąd
ta Afryka. W sercu czarodzieja zapłonęła żądza zemsty. Jeśli to co opowiada
Arnold było prawdą, to zamierzał dać kochankom popalić.
- Daj mi jakąś
konkretną wskazówkę, to dorwę sukinsyna – wycedził przez zęby.
Nastolatek
gwałtownie poderwał głowę i zerknął niespokojnie na gościa. Jego reakcja
wskazywała, że nie spodziewał się takich słów z ust detektywa. Po chwili na
jego twarzy pojawił się wredny uśmiech.
- Słyszałem jak
go wołała – odparł, patrząc Severusowi prosto w oczy. – Ma na imię Robin.
Czarodziej nic
nie odpowiedział. Wybiegł z domu Michaela jakby się paliło i nie zwracając
uwagi, że ktoś mógłby go zobaczyć, teleportował się z trzaskiem za rogiem
budynku.
***
Hermiona nie
była zachwycona, kiedy zobaczyła, że Severus znowu stoi na jej wycieraczce.
Wpadł do salonu jak burza, gdy tylko uchyliła drzwi, gdzie podał jej kartkę z
napisem „Robin Poynter” i roztrzęsionym tonem wyjaśnił, że musi konieczne
poznać jego adres zamieszkania. Czarownica ledwo otworzyła usta, aby wyrazić
sprzeciw, kiedy ponownie została zaszantażowana spaleniem książek. Wtedy pożałowała,
że pod wpływem wdzięczności wysłała byłemu nauczycielowi swoje książki.
Wykorzystał bez skrupułów fakt, że zależało jej niektórych pozycjach. W „Trzech
Muszkieterach” Dumasa była dedykacja od jej babci. To była jedna z niewielu
pamiątek, która jej po niej pozostała. Babcia wysłała książkę tuż przed swoją
śmiercią, w momencie kiedy wiedziała, że zbliża się nieuchronny koniec.
Jeśli Severus
liczył, że Hermiona zrobi wszystko tak jak jej każe, to był w wielkim błędzie. Od
razu oświadczyła, że nie odezwie się w tej sprawie do Harry’ego albo Robardsa,
ani tym bardziej nie pójdzie do Ministerstwa Magii w niedzielę. Wyjaśniła, że
ma lepsze rzeczy do roboty niż pojawianie się tam w czasie wolnym. Snape
zgrzytał ze złości zębami, ale w końcu pojął, że nie zmusi jej do pośpiechu.
Umówili się, że przyjdzie do niej po informacje następnego dnia wieczorem, kiedy czarownica wróci z Ministerstwa Magii.
- Kingsley,
muszę z tobą koniecznie porozmawiać! – wydyszała Hermiona, gdy udało jej się
dobiec do czarnoskórego czarodzieja.
Dzięki
informacjom od Astorii odnalazła go na korytarzu Departamentu Magicznych Gier i
Sportów. Biegnąc do niego wpadła pomiędzy Draco i Ritę, która wyraźnie
próbowała namówić Malfoya na wywiad. Każdy wiedział, że starała się ze
wszystkich sił odzyskać tytuł królowej plotek, który utraciła na rzecz Dafne
Greengrass. Jak na razie nic nie przebiło wywiadu z Ronem.
- Coś się stało?
– zainteresował się Kingsley.
- Mam mały problem z naszym starym znajomym –
wyjawiła dziewczyna półgłosem, zerkając krzywo na dziennikarkę, która wyraźnie
starała się podsłuchać rozmowę.
Draco próbował
wykorzystać moment jej nieuwagi i ruszył z miejsca pragnąc uciec, ale Rita
od razu złapała go za szatę na plecach i przytrzymała. Kingsley od razu
zrozumiał, że nie jest to dobre miejsce na zwierzenia i kazał Hermionie iść za
nim. W czasie jazdy windą czarownica krótko wyjaśniła, że jest szantażowana
przez Severusa i ma tego serdecznie dosyć.
- Po co mu adres
Robina? – zdziwił się Kingsley.
- Szuka Sary,
która jest siostrą Gilderoya Lockharta. Ponoć ten chłopak wie gdzie ona jest.
Nie zdradził mi niczego więcej.
- Czyli nadal
jej szuka… - zamyślił się mężczyzna. – Gawain miał rację. On rzeczywiście się w
niej zakochał.
Hermiona zrobiła
wielkie oczy i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Za… zakochał?
– wykrztusiła z trudem.
- Mieli romans
podczas jego pobytu w Azkabanie. Była jego psychologiem – oznajmił Kingsley
poirytowanym tonem.
Towarzysząca mu
w drodze do gabinetu czarownica nic więcej nie powiedziała. Nie spodziewała się takich
rewelacji. Przecież Snape kochał matkę Harry’ego! Dla niej przyczynił się do
upadku Voldemorta ryzykując własne życie, a tu nagle okazuje się, że niedługo
później znalazł sobie kogoś innego. To nie mieściło się w głowie Hermiony. Nie
chciała w to uwierzyć. Tym bardziej, gdy przypomniała sobie jak bardzo
atrakcyjną kobietą jest siostra Lockharta. Jak ktoś taki mógł mieć romans z odpychającym
nietoperzem z lochów?
Kingsley zamknął
za Hermioną drzwi i przywołał zaklęciem raporty dotyczące dalszego losu
więźniów. Szybko znalazł akta Robina Poyntera.
- Został wysłany
do Irlandii w ramach aktywizacji zawodowej byłych więźniów, pracuje w mugolskim
przetwórstwie żywności – poinformował Hermionę. – Przekaż to Severusowi, niech
go odnajdzie.
- Nie wiem czy
to jest dobry pomysł – zaoponowała dziewczyna. – Myślałam, że każesz mu oddać
moje książki i postraszysz go za szantaż, a nie dasz mu tego czego chce.
- Każę go
śledzić – odparł minister magii. – Severus był kiedyś u mnie i prosił mnie o
pomoc, ale mu odmówiłem – wyjaśnił zaskoczonej czarownicy. – Coś czuję, że
zrobiłem to zbyt pochopnie. Z tego co wiem, to panowie raz już się pobili. Tak
sobie myślę, że to mogło mieć związek z Sarą – zamyślił się. - Kto wie co się
teraz stanie…
Hermiona
pożegnała Kingsleya mając mętlik w głowie. Chciała świętego spokoju, a
wpakowała się w kolejną aferę. Miała dość takiego życia i poważnie zaczęła się
zastanawiać, czy nie zniknąć na jakiś czas ze społeczności czarodziejów.
***
Podróż do
Dublina nie sprawiła Severusowi większych trudności. Chwilę po siódmej rano zaczaił się w bocznej uliczce, obserwując uważnie wychodzących i
wchodzących ludzi przez bramę, która prowadziła do ich pracy. Szukał Robina,
ale jak na razie nie było go wśród mugoli. Severus zatrząsnął się ze złości,
gdy jego mózg postanowił kolejny raz pokazać wspomnienie Arnolda. Sara mogła mieć
każdego murzyna jaki istnieje, ale wybrała cholernego Poyntera! Wiedziała, że
się nie lubią. Wielokrotnie o tym jej wspominał. Jak mogła!?
Snape zacisnął
mocniej palce na różdżce. Sam nie wiedział czego bardziej pragnie: czy sprawić,
że chłopak będzie się wił w konwulsjach po rzuceniu cruciatusa, czy zapewnić mu
bolesną i nagłą śmierć. Wdech, wydech. Pierwsza opcja była bardziej przydatna,
aby wydobyć z Robina informacje o Sarze. Severus miał tyle pytań. Jaki był
prawdziwy powód jej ucieczki? Dlaczego wybrała Afrykę? Czy naprawdę była szantażowana?
Istniała możliwość, że od Robina także chciała pieniędzy. W takim wypadku wypadałoby
się zastanowić ilu mężczyzn okłamała w podobnym celu. Snape wiedział, że tak
czy siak Sara zasłużyła na karę.
Serce czarodzieja
zaczęło tłuc się w piersi jak oszalałe, gdy zobaczył znajomą twarz w tłumie.
Robin szedł uśmiechnięty do pracy. Severus napiął wszystkie mięśnie gotowy
działać. Zaczął wypowiadać w myślach zaklęcie, gdy jego serce gwałtownie
zamarło, a członki zastygły jakby ktoś je potraktował zaklęciem pełnego
porażenia ciała. Tuż obok Robina szła roześmiana Sara, kompletnie nieświadoma
co sprawiła swoim nagłym pojawieniem się. Obydwoje zatrzymali się przed bramą i
zaczęli czule żegnać. Severus widząc to miał wrażenie, że jego wnętrzności
zajęły się płomieniem. Miał ochotę rzucić się na nich i sprawić, aby cierpieli
tak samo jak on.
- Jestem ciekawy
co teraz zrobisz – drwiący głos rozbrzmiał tuż za plecami czarodzieja.
Snape odwrócił
się gwałtownie i wycelował różdżką w twarz Gawaina Robardsa.
- CO… TY… TU….
ROBISZ!? – wycharczał przez zaciśnięte z gniewu zęby.
- Interweniuję –
wyjaśnił auror, nonszalancko opierając się o ścianę budynku. – Wolę aby pani
Jones i ten mały wykolejeniec pozostali wśród żywych. Nie lubię roboty papierkowej,
a to by mnie czekało gdybym pozwolił ci ich załatwić – wykrzywił się złośliwie
do byłego więźnia. – Wprawdzie nie powinienem pilnować cię osobiście, ale nie
mogłem się powstrzymać. Patrzenie jak próbujesz się powstrzymać przed mordem będzie
doskonałym przedstawieniem!
Kpiący ton
Robardsa jeszcze bardziej rozjuszał Severusa. Obydwoje wiedzieli, że auror
próbuje go sprowokować. Snape wiedział, że nie może sobie pozwolić na
jakikolwiek zły ruch. Gumochłon na pewno nie był sam, a spędzenie kolejnych lat
życia w Azkabanie nie było tego warte.
- Skąd
wiedziałeś gdzie jestem i co chcę zrobić? – zapytał były nauczyciel, gdy
uspokoił się na tyle, że był w stanie coś powiedzieć.
- Kingsley kazał
mieć cię na oku. Wspomniał, że szukasz pani Jones, ponieważ żywisz do niej
uczucia.
- Niczego do
niej nie czuję – warknął Severus.
- Tak, jasne – rzekł
Gawain, znacząco przeciągając sylaby. – Wyglądałeś jakbyś miał ochotę ich
zagryźć. Aż piana leciała ci z pyska – szydził.
Severus nie mógł
tego znieść.
- ZOSTAW MNIE W
SPOKOJU! – wrzasnął. – NIE ZROBIŁEM NICZEGO ZŁEGO! NIE MASZ PRAWA MNIE ŚLEDZIĆ!
- Istnieje
poważne podejrzenie, że masz zamiar
zrobić coś złego – odparł auror ze spokojem.
Nastąpiła chwila
ciszy, podczas której czarodzieje mierzyli się wzrokiem. Jeden nienawidził
drugiego i obydwaj daliby wiele, aby móc zmierzyć się na czary. Gawain wiedział, że Kingsley nie będzie patrzył pobłażliwie
na przekroczenie przez niego kompetencji. Severus za to chwilowo był bardziej
zainteresowany dopadnięciem Sary oraz uniknięciem Azkabanu niż wdawanie się w
pojedynek.
- Nic jej nie
zrobię. Chcę z nią tylko pogadać.
- Będę cię
uważnie obserwował. Jeden nieostrożny ruch Snape i zgnijesz w więzieniu –
zagroził auror.
- Będę mieć to
na uwadze – zadeklarował Severus i pognał za Sarą, która pożegnała się z Robinem i poszła w stronę jednej z uliczek.
Wiedział, że
kiedyś zmierzy się z Robardsem i sprawi, że będzie cierpiał, ale teraz coś
innego zajmowało jego umysł. Miał w tym momencie jedno, palące pragnienie.
Chciał się dowiedzieć czemu Sara postanowiła wpuścić go w diabelskie sidła.
Dlatego śledził każdy jej krok. Patrzył jak robi zakupy, a następnie objuczona
pokaźnych rozmiarów pakunkami poszła w stronę pobliskich budynków mieszkalnych.
Bardzo przydało mu się w tym zaklęcie maskujące, które sprawiało, że mugole go
nie zauważali. Severus miał świadomość, że nie powstrzyma to Gawaina przed
obserwowaniem go.
***
Sara powtarzała
w myślach listę rzeczy, które miała zrobić tego dnia. Kupiła wszystko co
zamierzała i skierowała się w stronę domu. Chciała ugotować coś pysznego dla
Robina i jej wybór padł na zapiekany placek nadziewany mięsem wołowym z
dodatkiem tłuczonych ziemniaków. Na deser postanowiła zrobić ciasto jabłkowe i
udekorować je bitą śmietaną.
Ciągle szukała
pracy, ale nie znalazła niczego w swoim zawodzie. Wyglądało na to, że w
Dublinie nikt nie miał problemów z głową i z tego powodu nie potrzebował pomocy psychologa.
Sara była zbyt dumną kobietą, aby godzić się na fizyczną pracę za marne
pieniądze. Za to bez skrupułów żyła na koszt swojego chłopaka. Uważała, że facet
powinien przynosić do domu pieniądze i cieszyć się, że ma u swojego boku taką
cudowną kobietę jak ona. Była inteligentna, piękna, zabawna, potrafiła dobrze
gotować i sprawić, że mężczyzna zapominał przy niej o całym świecie. Uważała
samą siebie za klejnot, o który inni powinni dbać.
Zamknęła za sobą
drzwi i z ulgą postawiła zakupy w kuchni. Ręce bolały ją od ciężaru pakunków,
ale nie zważała na to. Po kolei wyjmowała produkty i wkładała je do lodówki
nucąc pod nosem piosenkę Britney Spears „Oops!... I Did It Again”. Właśnie
miała umieścić jabłka w misce na stole, gdy poczuła chłodny powiew na karku.
Nie przypominała sobie, aby zostawiła otwarte okno przed wyjściem z domu,
dlatego odwróciła się w stronę drzwi wejściowych, które mogła niedokładnie
zamknąć. Gdy to zrobiła, owoce, które trzymała w rękach poszybowały ku podłodze
i potoczyły się po niej. Zdrętwiała ze strachu Sara, patrzyła na mężczyznę,
który niespodziewanie pojawił się w kuchni. Mocno zaciśnięta szczęka i
zdrętwiały język nie pozwoliły jej wydać z siebie nawet jednego dźwięku.
- Witaj kochanie – powiedział Severus złowrogim
szeptem. – Wpadłem do ciebie, aby porozmawiać o naszym związku… - uśmiechnął
się wyjątkowo paskudnie, a Sara zrozumiała, że Irlandia nie okazała się dla
niej szczęśliwym miejscem.