poniedziałek, 6 lutego 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 52 – Irlandia


- Panie, jest niedziela. Szef byczy się w domu – oznajmił pracownik Michaela. – Dam panu numer, to się pan odezwie do niego.
- Zapomniałem telefonu – wymamrotał Severus. – Został w domu…
- Niedaleko jest budka.
- Portfela także zapomniałem – odparł czarodziej ponurym tonem. – Śpieszyłem się.
Mechanik podrapał się za uchem palcem pobrudzonym smarem i zamyślił się.
- To aż tak pilne?
- Tak. Bardzo ważna sprawa rodzinna.. Jeśli szybko się z nim nie skontaktuję, to konsekwencje będą dla niego bardzo przykre… - Severus zawiesił głos i oczekiwał na reakcję mężczyzny.
- No dobra – ten odparł po chwili. – Pójdzie pan za mną. Kierownik zadzwoni do szefa i da panu słuchawkę.

Mechanik zaprowadził Snape’a w głąb warsztatu samochodowego. Śmierdziało w nim spalinami i olejem silnikowym. Większość rzeczy wysmarowana była smarem. Mimo niedzieli mechanicy mieli pełne ręce roboty.
Kierownik siedział w swoim gabinecie, a raczej kanciapie i czytał książkę. Pomieszczenie było niewiele większe niż schowek na miotły w Hogwarcie. Całe było zawalone papierzyskami i drobnymi częściami typu śrubki, przewody czy żarówki. Gdy Severus powtórzył mężczyźnie swoją bajeczkę, ten przejął się nią i od razu chwycił za słuchawkę telefonu oraz wykręcił odpowiedni numer.
- Łap pan – podał ją czarodziejowi.

Snape zmierzył wzrokiem kierownika oraz mechanika, który wtykał głowę do pomieszczenia przez ledwo uchylone drzwi. Żaden z nich nie zrozumiał komunikatu „chcę być sam”. Ich poczciwe twarze pokazywały, że nie istnieje dla nich coś takiego jak prywatna rozmowa. Severus westchnął i powiedział Michaelowi, że musi koniecznie się z nim spotkać. Powtórzył trzeci raz historię o bardzo ważnej sprawie rodzinnej. Dzięki temu zdobył adres zamieszkania byłego męża Sary w niecałe dwie minuty.

***

- Jestem prywatnym detektywem. Moim zadaniem jest odnalezienie pani Sary Jones – oznajmił Severus zanim usiadł w fotelu w salonie Michaela.
Swoją fałszywą tożsamość zawdzięczał książce kierownika. Kto by pomyślał, że tak prosty mężczyzna będzie czytał o przygodach Sherlocka Holmesa. Severus pamiętał jak w szkole podstawowej namiętnie czytał dzieła Artura Doyle’a. Przesiadywał w bibliotece ile tylko się dało, aby jak najbardziej opóźnić powrót do domu. Z tego powodu zapoznał się dogłębnie z mugolską literaturą.
- Nie mam pojęcia gdzie ona jest. Nie utrzymuje ze mną kontaktu – oznajmił Michael obojętnym tonem. – Kto jej szuka?
- Pan Jonathan Lockhart.
- To staruszek jeszcze żyje? – zdziwił się Jones.
- Ledwo. Z przykrością muszę powiedzieć, że jego dni są policzone. Bóg go oświecił i chce się pojednać z córką przed śmiercią. Dlatego mnie wynajął – kłamstwa gładko przechodziły przez gardło Severusa. Wieloletnia praktyka sprawiła, że nie miał z tym najmniejszego problemu.
- Rozumiem – Michael się zasępił.

Widać było, że przejął się stanem byłego teścia. Zmarszczył czoło i jakby skurczył się w sobie. Severus wykorzystał chwilę milczenia, aby dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie. Miał okrągłą twarz, która na pewno nie mogła uchodzić za przystojną nawet w czasach młodości. Brak włosów na głowie zrekompensował sobie wyhodowaniem gęstego, siwego wąsa pod dużym nosem. Ubrany był niechlujnie, a za mała koszulka opinała się na piwnym brzuchu. Wszystko to nadawało mu wygląd jowialnego wujaszka, który lubi sobie wypić u cioci na imieninach i opowiadać sprośne dowcipy. Nic nie wskazywało na to, że był wybitnie inteligentny lub miał jakąś pasję. Czarodziej doszedł do wniosku, że to tylko przykrywka. Wiedział, że Michael Jones siedział za oszustwa i wrobił Sarę. Może to właśnie on ją szantażował?
- Kiedy ostatnio pani Jones kontaktowała się z panem?
- Kilka lat temu – odparł gospodarz.
- Dowiedziałem się, że miała długi z czasów młodości i dlatego uciekła. Ktoś ją szantażował. Czy wie pan coś na ten temat? – Severus zadał pytanie chłodnym tonem.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo – wyjaśnił Michael, a Snape się zdziwił, ponieważ wyczytał z jego umysłu, że mówi szczerze.
- To może zna pan jej przyjaciół?
- Nie – oznajmił krótko Jones. – Sara jest dziwną osobą. Skończyła te swoje studia psychologiczne, pomagała innym, ale jednocześnie nigdy nie mogła pomóc samej sobie.
- Czyli? – zainteresował się Severus.
- Ma problem z głową – gospodarz postukał się palcem w czoło. – Nie potrafi się do nikogo przywiązać. Jak jest dobrze, to jest dobrze, ale jak jest źle to pakuje manatki, kłamie i ucieka zrywając kontakt. Mówiła, że to przez matkę wariatkę – wyjaśnił. – Miała jedną, góra dwie przyjaciółki jednocześnie. Jak się o coś pokłóciły, na przykład o pierdołę, to jeszcze potrafiła dojść z nimi do ładu i składu. Jednak, gdy trafiło na coś poważniejszego, to od razu przyjaźń się kończyła. Potrafiła udawać, że ich nie widzi, gdy spotkały się na ulicy. Potem wydzwaniały do mnie pytając co się stało. Miałem z tymi babami urwanie głowy – pożalił się. – Z facetami lepiej się dogadywała. Aż za dobrze… - zasępił się i jego wąs zatrząsnął się z gniewu.
- Czy pan sugeruje, że ona miewała romanse? – czarodziej nie chciał w to uwierzyć.
- Teściu nie powiedział panu czemu się rozwiedliśmy? – Michael odpowiedział pytaniem na pytanie. – Znalazła sobie gacha. Taki młodziak, ledwo po liceum. Przyłapałem ich w jej gabinecie. Co ja z tą babą miałem! Darła się i krzyczała, że to moja wina! Szybko zniknęła z mojego życia. Arnoldem, znaczy się naszym synem, się nie interesuje… Pewnie znowu ma kłopoty i ten szantaż zmyśliła czy co – prychnął z niesmakiem.
- Ciężko mi w to uwierzyć. To nie może być prawda – mruknął Severus.
- Znałeś ją pan, że tak gadasz? – warknął Jones. – Spędziłem z nią sporo czasu. Jestem starym oszustem, pewnie o tym już pan wiesz, ale przynajmniej mam w głowie porządek w przeciwieństwie do niej!

W salonie zapanowała chłodna atmosfera. Severus był wystarczająco biegły w oklumencji, aby wiedzieć, że mugol naprawdę nie kłamie. Czyżby Sara go okłamywała od początku? Dlaczego dopiero teraz zniknęła? Przecież mieli już większe i mniejsze kłótnie. Istniała możliwość, że Michael był po prostu święcie przekonany o słuszności swoich teorii, a prawda była inna.

Mężczyźni odwrócili swoje głowy w kierunku drzwi, gdy usłyszeli, że ktoś wchodzi do domu. Nie minęła minuta, gdy w progu salonu pojawił się młody chłopak, wyglądający jak kopia Gilderoya Lockharta z czasów nauki w Hogwarcie. Severus po kilku sekundach zrozumiał, że jednak istnieją pewne różnice pomiędzy nimi. Przede wszystkim wuj Arnolda nie mówił cienkim głosem kastrata i nie był nieśmiały.
- Ten pan jest detektywem i szuka twojej matki na polecenie dziadka Jonathana. Kontaktowała się z tobą ostatnio? – Michael zadał synowi pytanie.
- Nie, no coś ty – pisnął nastolatek, nie patrząc ojcu w oczy. – Od dawna jej nie widziałem.
- Nie odzywała się do ciebie?
- Nie – oznajmił błyskawicznie chłopak i cofnął się o krok w stronę drzwi. – Muszę odrobić lekcje…
- Idź, idź – Michael odprowadził Arnolda wzrokiem. – Niczego nie wiemy. Musi pan poszukać gdzie indziej – zwrócił się do Severusa.

Czarodziej wstał z fotela mamrocząc podziękowanie. Wiedział, że nastolatek coś ukrywa. Nie musiał patrzeć mu w oczy, aby wiedzieć, że to co mówił było nieprawdą. Kierując się w stronę drzwi wyjściowych rzucił zaklęcie, które sprawiło, że Michael przestał go zauważać. Dzięki temu mógł swobodnie poszukać Arnolda.
- Wiesz coś o swojej matce – oznajmił ostro, gdy wszedł do pokoju nastolatka i przekręcił klucz w zamku. – Powiedz mi wszystko, tylko bez zmyślania, ponieważ umiem poznać kiedy człowiek kłamie – ostrzegł z ponurym błyskiem w oczach.

Chłopak siedzący przy biurku słysząc te słowa, zrobił minę jakby czekały go tortury i pewna śmierć. Wyglądał na naprawdę przerażonego, dlatego Severus postanowił zmienić ton.
- Nic nie powiem twojemu ojcu – dodał starając się mówić łagodniejszym głosem. – Myślę, że to z jego powodu skłamałeś.
- Nie chcę, aby szlag go trafił – wymamrotał Arnold speszonym tonem. – Ma nadciśnienie.
- Powiedz mi wszystko co wiesz o matce – rozkazał Snape.
- Spotkałem ją w Londynie kilka tygodni temu. To był chyba styczeń… tak, na pewno styczeń, jakoś pod koniec – wydukał chłopak. – Była w tej samej kręgielni co ja z kumplami. Nie zauważyła mnie – oblał się rumieńcem.
- Czemu? – czarodziej od razu wyczuł, że Arnold staje się co raz bardziej zdenerwowany i poirytowany.
- Była bardzo zajęta – nastolatek wyjaśnił i zacisnął mocno pięści. – Przyszła tam z murzynem…
- Opisz go.
- Murzyn jak murzyn – żachnął się chłopak i poczochrał się po falowanych, blond włosach. – Nie rozróżniam czarnuchów. Nie był jakiś… charakterystyczny, czy jak to się mówi. Krótko ścięty, kilka lat starszy ode mnie, twarz typowa dla nich, ciuchy normalne.
- Co robili?
- Migdalili się – warknął chłopak. – Moja matka lizała się z czarnuchem młodszym od niej o połowę – dodał żałosnym tonem, jakby załamał się pod wpływem wspomnień.

Severus poczuł jakby dostał w twarz. Pokłócili się w jego urodziny, a ona chwilę później znalazła sobie następcę na jego miejsce! Pewnie pojechała do jego rodziny, stąd ta Afryka. W sercu czarodzieja zapłonęła żądza zemsty. Jeśli to co opowiada Arnold było prawdą, to zamierzał dać kochankom popalić.
- Daj mi jakąś konkretną wskazówkę, to dorwę sukinsyna – wycedził przez zęby.
Nastolatek gwałtownie poderwał głowę i zerknął niespokojnie na gościa. Jego reakcja wskazywała, że nie spodziewał się takich słów z ust detektywa. Po chwili na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech.
- Słyszałem jak go wołała – odparł, patrząc Severusowi prosto w oczy. – Ma na imię Robin.
Czarodziej nic nie odpowiedział. Wybiegł z domu Michaela jakby się paliło i nie zwracając uwagi, że ktoś mógłby go zobaczyć, teleportował się z trzaskiem za rogiem budynku.

***

Hermiona nie była zachwycona, kiedy zobaczyła, że Severus znowu stoi na jej wycieraczce. Wpadł do salonu jak burza, gdy tylko uchyliła drzwi, gdzie podał jej kartkę z napisem „Robin Poynter” i roztrzęsionym tonem wyjaśnił, że musi konieczne poznać jego adres zamieszkania. Czarownica ledwo otworzyła usta, aby wyrazić sprzeciw, kiedy ponownie została zaszantażowana spaleniem książek. Wtedy pożałowała, że pod wpływem wdzięczności wysłała byłemu nauczycielowi swoje książki. Wykorzystał bez skrupułów fakt, że zależało jej niektórych pozycjach. W „Trzech Muszkieterach” Dumasa była dedykacja od jej babci. To była jedna z niewielu pamiątek, która jej po niej pozostała. Babcia wysłała książkę tuż przed swoją śmiercią, w momencie kiedy wiedziała, że zbliża się nieuchronny koniec.

Jeśli Severus liczył, że Hermiona zrobi wszystko tak jak jej każe, to był w wielkim błędzie. Od razu oświadczyła, że nie odezwie się w tej sprawie do Harry’ego albo Robardsa, ani tym bardziej nie pójdzie do Ministerstwa Magii w niedzielę. Wyjaśniła, że ma lepsze rzeczy do roboty niż pojawianie się tam w czasie wolnym. Snape zgrzytał ze złości zębami, ale w końcu pojął, że nie zmusi jej do pośpiechu. Umówili się, że przyjdzie do niej po informacje następnego dnia wieczorem, kiedy czarownica wróci z Ministerstwa Magii.
- Kingsley, muszę z tobą koniecznie porozmawiać! – wydyszała Hermiona, gdy udało jej się dobiec do czarnoskórego czarodzieja.

Dzięki informacjom od Astorii odnalazła go na korytarzu Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Biegnąc do niego wpadła pomiędzy Draco i Ritę, która wyraźnie próbowała namówić Malfoya na wywiad. Każdy wiedział, że starała się ze wszystkich sił odzyskać tytuł królowej plotek, który utraciła na rzecz Dafne Greengrass. Jak na razie nic nie przebiło wywiadu z Ronem.
- Coś się stało? – zainteresował się Kingsley.
- Mam mały problem z naszym starym znajomym – wyjawiła dziewczyna półgłosem, zerkając krzywo na dziennikarkę, która wyraźnie starała się podsłuchać rozmowę.

Draco próbował wykorzystać moment jej nieuwagi i ruszył z miejsca pragnąc uciec, ale Rita od razu złapała go za szatę na plecach i przytrzymała. Kingsley od razu zrozumiał, że nie jest to dobre miejsce na zwierzenia i kazał Hermionie iść za nim. W czasie jazdy windą czarownica krótko wyjaśniła, że jest szantażowana przez Severusa i ma tego serdecznie dosyć.
- Po co mu adres Robina? – zdziwił się Kingsley.
- Szuka Sary, która jest siostrą Gilderoya Lockharta. Ponoć ten chłopak wie gdzie ona jest. Nie zdradził mi niczego więcej.
- Czyli nadal jej szuka… - zamyślił się mężczyzna. – Gawain miał rację. On rzeczywiście się w niej zakochał.
Hermiona zrobiła wielkie oczy i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Za… zakochał? – wykrztusiła z trudem.
- Mieli romans podczas jego pobytu w Azkabanie. Była jego psychologiem – oznajmił Kingsley poirytowanym tonem.

Towarzysząca mu w drodze do gabinetu czarownica nic więcej nie powiedziała. Nie spodziewała się takich rewelacji. Przecież Snape kochał matkę Harry’ego! Dla niej przyczynił się do upadku Voldemorta ryzykując własne życie, a tu nagle okazuje się, że niedługo później znalazł sobie kogoś innego. To nie mieściło się w głowie Hermiony. Nie chciała w to uwierzyć. Tym bardziej, gdy przypomniała sobie jak bardzo atrakcyjną kobietą jest siostra Lockharta. Jak ktoś taki mógł mieć romans z odpychającym nietoperzem z lochów?

Kingsley zamknął za Hermioną drzwi i przywołał zaklęciem raporty dotyczące dalszego losu więźniów. Szybko znalazł akta Robina Poyntera.
- Został wysłany do Irlandii w ramach aktywizacji zawodowej byłych więźniów, pracuje w mugolskim przetwórstwie żywności – poinformował Hermionę. – Przekaż to Severusowi, niech go odnajdzie.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – zaoponowała dziewczyna. – Myślałam, że każesz mu oddać moje książki i postraszysz go za szantaż, a nie dasz mu tego czego chce.
- Każę go śledzić – odparł minister magii. – Severus był kiedyś u mnie i prosił mnie o pomoc, ale mu odmówiłem – wyjaśnił zaskoczonej czarownicy. – Coś czuję, że zrobiłem to zbyt pochopnie. Z tego co wiem, to panowie raz już się pobili. Tak sobie myślę, że to mogło mieć związek z Sarą – zamyślił się. - Kto wie co się teraz stanie…
Hermiona pożegnała Kingsleya mając mętlik w głowie. Chciała świętego spokoju, a wpakowała się w kolejną aferę. Miała dość takiego życia i poważnie zaczęła się zastanawiać, czy nie zniknąć na jakiś czas ze społeczności czarodziejów.

***

Podróż do Dublina nie sprawiła Severusowi większych trudności. Chwilę po siódmej rano zaczaił się w bocznej uliczce, obserwując uważnie wychodzących i wchodzących ludzi przez bramę, która prowadziła do ich pracy. Szukał Robina, ale jak na razie nie było go wśród mugoli. Severus zatrząsnął się ze złości, gdy jego mózg postanowił kolejny raz pokazać wspomnienie Arnolda. Sara mogła mieć każdego murzyna jaki istnieje, ale wybrała cholernego Poyntera! Wiedziała, że się nie lubią. Wielokrotnie o tym jej wspominał. Jak mogła!?

Snape zacisnął mocniej palce na różdżce. Sam nie wiedział czego bardziej pragnie: czy sprawić, że chłopak będzie się wił w konwulsjach po rzuceniu cruciatusa, czy zapewnić mu bolesną i nagłą śmierć. Wdech, wydech. Pierwsza opcja była bardziej przydatna, aby wydobyć z Robina informacje o Sarze. Severus miał tyle pytań. Jaki był prawdziwy powód jej ucieczki? Dlaczego wybrała Afrykę? Czy naprawdę była szantażowana? Istniała możliwość, że od Robina także chciała pieniędzy. W takim wypadku wypadałoby się zastanowić ilu mężczyzn okłamała w podobnym celu. Snape wiedział, że tak czy siak Sara zasłużyła na karę.

Serce czarodzieja zaczęło tłuc się w piersi jak oszalałe, gdy zobaczył znajomą twarz w tłumie. Robin szedł uśmiechnięty do pracy. Severus napiął wszystkie mięśnie gotowy działać. Zaczął wypowiadać w myślach zaklęcie, gdy jego serce gwałtownie zamarło, a członki zastygły jakby ktoś je potraktował zaklęciem pełnego porażenia ciała. Tuż obok Robina szła roześmiana Sara, kompletnie nieświadoma co sprawiła swoim nagłym pojawieniem się. Obydwoje zatrzymali się przed bramą i zaczęli czule żegnać. Severus widząc to miał wrażenie, że jego wnętrzności zajęły się płomieniem. Miał ochotę rzucić się na nich i sprawić, aby cierpieli tak samo jak on.
- Jestem ciekawy co teraz zrobisz – drwiący głos rozbrzmiał tuż za plecami czarodzieja.

Snape odwrócił się gwałtownie i wycelował różdżką w twarz Gawaina Robardsa.
- CO… TY… TU…. ROBISZ!? – wycharczał przez zaciśnięte z gniewu zęby.
- Interweniuję – wyjaśnił auror, nonszalancko opierając się o ścianę budynku. – Wolę aby pani Jones i ten mały wykolejeniec pozostali wśród żywych. Nie lubię roboty papierkowej, a to by mnie czekało gdybym pozwolił ci ich załatwić – wykrzywił się złośliwie do byłego więźnia. – Wprawdzie nie powinienem pilnować cię osobiście, ale nie mogłem się powstrzymać. Patrzenie jak próbujesz się powstrzymać przed mordem będzie doskonałym przedstawieniem!
Kpiący ton Robardsa jeszcze bardziej rozjuszał Severusa. Obydwoje wiedzieli, że auror próbuje go sprowokować. Snape wiedział, że nie może sobie pozwolić na jakikolwiek zły ruch. Gumochłon na pewno nie był sam, a spędzenie kolejnych lat życia w Azkabanie nie było tego warte.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem i co chcę zrobić? – zapytał były nauczyciel, gdy uspokoił się na tyle, że był w stanie coś powiedzieć.
- Kingsley kazał mieć cię na oku. Wspomniał, że szukasz pani Jones, ponieważ żywisz do niej uczucia.
- Niczego do niej nie czuję – warknął Severus.
- Tak, jasne – rzekł Gawain, znacząco przeciągając sylaby. – Wyglądałeś jakbyś miał ochotę ich zagryźć. Aż piana leciała ci z pyska – szydził.

Severus nie mógł tego znieść.
- ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! – wrzasnął. – NIE ZROBIŁEM NICZEGO ZŁEGO! NIE MASZ PRAWA MNIE ŚLEDZIĆ!
- Istnieje poważne podejrzenie, że masz zamiar zrobić coś złego – odparł auror ze spokojem.
Nastąpiła chwila ciszy, podczas której czarodzieje mierzyli się wzrokiem. Jeden nienawidził drugiego i obydwaj daliby wiele, aby móc zmierzyć się na czary. Gawain wiedział, że Kingsley nie będzie patrzył pobłażliwie na przekroczenie przez niego kompetencji. Severus za to chwilowo był bardziej zainteresowany dopadnięciem Sary oraz uniknięciem Azkabanu niż wdawanie się w pojedynek.
- Nic jej nie zrobię. Chcę z nią tylko pogadać.
- Będę cię uważnie obserwował. Jeden nieostrożny ruch Snape i zgnijesz w więzieniu – zagroził auror.
- Będę mieć to na uwadze – zadeklarował Severus i pognał za Sarą, która pożegnała się z Robinem i poszła w stronę jednej z uliczek.

Wiedział, że kiedyś zmierzy się z Robardsem i sprawi, że będzie cierpiał, ale teraz coś innego zajmowało jego umysł. Miał w tym momencie jedno, palące pragnienie. Chciał się dowiedzieć czemu Sara postanowiła wpuścić go w diabelskie sidła. Dlatego śledził każdy jej krok. Patrzył jak robi zakupy, a następnie objuczona pokaźnych rozmiarów pakunkami poszła w stronę pobliskich budynków mieszkalnych. Bardzo przydało mu się w tym zaklęcie maskujące, które sprawiało, że mugole go nie zauważali. Severus miał świadomość, że nie powstrzyma to Gawaina przed obserwowaniem go.

***

Sara powtarzała w myślach listę rzeczy, które miała zrobić tego dnia. Kupiła wszystko co zamierzała i skierowała się w stronę domu. Chciała ugotować coś pysznego dla Robina i jej wybór padł na zapiekany placek nadziewany mięsem wołowym z dodatkiem tłuczonych ziemniaków. Na deser postanowiła zrobić ciasto jabłkowe i udekorować je bitą śmietaną.

Ciągle szukała pracy, ale nie znalazła niczego w swoim zawodzie. Wyglądało na to, że w Dublinie nikt nie miał problemów z głową i z tego powodu nie potrzebował pomocy psychologa. Sara była zbyt dumną kobietą, aby godzić się na fizyczną pracę za marne pieniądze. Za to bez skrupułów żyła na koszt swojego chłopaka. Uważała, że facet powinien przynosić do domu pieniądze i cieszyć się, że ma u swojego boku taką cudowną kobietę jak ona. Była inteligentna, piękna, zabawna, potrafiła dobrze gotować i sprawić, że mężczyzna zapominał przy niej o całym świecie. Uważała samą siebie za klejnot, o który inni powinni dbać.

Zamknęła za sobą drzwi i z ulgą postawiła zakupy w kuchni. Ręce bolały ją od ciężaru pakunków, ale nie zważała na to. Po kolei wyjmowała produkty i wkładała je do lodówki nucąc pod nosem piosenkę Britney Spears „Oops!... I Did It Again”. Właśnie miała umieścić jabłka w misce na stole, gdy poczuła chłodny powiew na karku. Nie przypominała sobie, aby zostawiła otwarte okno przed wyjściem z domu, dlatego odwróciła się w stronę drzwi wejściowych, które mogła niedokładnie zamknąć. Gdy to zrobiła, owoce, które trzymała w rękach poszybowały ku podłodze i potoczyły się po niej. Zdrętwiała ze strachu Sara, patrzyła na mężczyznę, który niespodziewanie pojawił się w kuchni. Mocno zaciśnięta szczęka i zdrętwiały język nie pozwoliły jej wydać z siebie nawet jednego dźwięku.
- Witaj kochanie – powiedział Severus złowrogim szeptem. – Wpadłem do ciebie, aby porozmawiać o naszym związku… - uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie, a Sara zrozumiała, że Irlandia nie okazała się dla niej szczęśliwym miejscem.