W Wielkiej Sali
słychać było tylko skrobanie piór o pergamin i ciężkie westchnienia uczniów.
Trwał właśnie egzamin z transmutacji. Hermiona kończyła zapisywać drobnym
maczkiem pierwszą stronę. Zaczęła ostro wkuwać wszystko, co tylko mogła, gdy
tylko przekroczyła próg dormitorium po feriach wielkanocnych. Ginny stukała się
w głowę i patrzyła się na nią z politowaniem, ale Hermiona nie zwracała na nią
uwagi. Podczas, gdy koleżanki z klasy zakładały piżamy i kładły się spać po
wyjątkowo obfitej uczcie powitalnej, ona wyjęła książkę z alchemii i zatopiła
się w lekturze.
Tak było aż do
czerwca. Każdy widział jak Hermiona przeznacza cały czas wolny na naukę. Nawet
podczas posiłków czytała książki. Profesor Slughorn wiele razy próbował
przekonać ją, aby przyszła na spotkanie „Klubu Ślimaka”, ale była nieugięta. Za
to Ginny chętnie się na nich pojawiała, ponieważ nauczyciel eliksirów, co
chwilę zapraszał kogoś sławnego i jedną z takich osób była Gwenog Jones,
kapitan Harpii z Holyhead. Po przyjęciu, rudowłosa przyjaciółka przeszkadzała
Hermionie w nauce chwaląc się głośno w pokoju wspólnym, że została zaproszona
na rekrutację do drużyny, która ma się odbyć na początku wakacji.
Gdy uczniowie
ostatniej klasy przeżywali rozstrojenie nerwowe przed egzaminem, Hermiona
zachowywała spokój, ale karciła się w myślach za to, że zaczęła uczyć się wyjątkowo
późno. Podczas testów odczuła dużą ulgę stwierdzając, że nic jej nie zaskoczyło
i pytania odnosiły się, w zdecydowanej większości, do tego, co szczegółowo
opanowała. Mimo wszystko uważała, że nie przygotowała się idealnie.
- Miałam
wyjątkowe szczęście, że trafiły mi się odpowiednie pytania – pomyślała oddając
pergamin i kierując swoje kroki ku wyjściu.
***
Lipcowe słońce
prześwitywało delikatnie przez korony drzew. Hermiona wybrała zacienione miejsce,
aby Suzanne mogła bawić się bez obawy o poparzenia słoneczne. Zostawiła siostrę
w wózeczku i wyjęła z torby duży koc, po czym rozłożyła go na miękkiej trawie.
Następnie umieściła na nim Suzanne z jej ulubionymi zabawkami. Szybko się
okazało, że dziewczynka woli pobawić się kwiatkami, ponieważ zaczęła raczkować
w ich stronę. Hermiona usiadła na kocu i pilnowała, aby siostrzyczka nie
wkładała do buzi czegoś, co mogłoby jej zaszkodzić. Delikatny wiatr przywiał
zapach lata. Hermiona nabrała aromatycznego powietrza w płuca i wolno je
wypuściła. Skończyła niedawno Hogwart i czekała na wyniki Owutemów. Mimo, że
nie uczyła się tyle ile by chciała to wiedziała, że napisała egzaminy lepiej
niż większość uczniów Hogwartu. Najważniejsze dla jej ambicji była odpowiedź na
pytanie czy dostanie same „wybitne”, czy „powyżej oczekiwań”.
Hermiona
wiedziała, że pracę ma zapewnioną. Co roku Ministerstwo Magii przyjmowało na
staż kilkunastu najlepszych uczniów. Osoba z najwyższymi ocenami mogła sobie
wybrać departament, najbardziej oblegane było biuro Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów, zaś najmniej Niewłaściwe Użycie Produktów Mugoli. Większość
uczniów wolała pracować blisko Ministra Magii, a nie harować przy
odczarowywaniu mugolskich „wymiotujących” toalet. Hermiona nie chciała
szybkiego wspinania się po szczeblach kariery. Jej celem był Departament Kontroli
Nad Magicznymi Stworzeniami.
W czasie Świąt
Wielkanocnych napisała artykuł do Proroka Codziennego na temat skrzatów domowych.
Dowodziła w nim, że należy się tym istotom szacunek i zapłata za pracę. Opisała
szczegółowo przypadek Zgredka oraz dołączyła wyniki badań przeprowadzone w
Hogwarcie. Wynikało z nich, że o ile na początku skrzaty źle reagowały na
zapłatę oraz dni wolne, o tyle po pewnym czasie zaczęły się przyzwyczajać do
zmian. Proces był powolny i obejmował głównie młode osobniki, ale mimo wszystko
Hermiona była zadowolona. Gdy wysyłała list do redakcji myślała, że przejdzie
on bez większego echa, co najwyżej dostanie kilkanaście wiadomości od
oburzonych osób i kilka, które ją popierają.
Okazało się, że
wsadziła kij w mrowisko. Prorok Codzienny wydrukował pełną wersję jej tekstu
licząc zapewne, że jej nazwisko przyciągnie więcej czytelników. Szybko stało
się jasne, że większa część społeczności czarodziejów była zszokowana faktem,
że skrzaty domowe mogą odczuwać radość z tego, że dostają wynagrodzenie za
swoją pracę. Do redakcji napływał nieprzerwany strumień sów. Niektórzy czarodzieje
były oburzeni, inni kajali się twierdząc, że nie brali pod uwagę uczuć
skrzatów, część pisała, że nie mają wyrobionego jeszcze zdania na ten temat i
chcą znać więcej szczegółów.
Pod koniec ferii
Hermiona razem z Harrym, Ronem, Luną i Deanem zostali zaproszeni na konferencję
zorganizowaną przez Proroka Codziennego i Departament Kontroli Nad Magicznymi
Stworzeniami. Oprócz nich zjawiły się osoby z innych krajów, które także
walczyły o prawa skrzatów domowych. Debatowano nad tym czy rzeczywiście te
istoty są w stanie myśleć samodzielnie oraz czy należy im się zapłata za pracę.
Dunstan Eoforthild, który okazał się starym, zgrzybiałym staruszkiem, krzyczał
najgłośniej, że skrzaty są niewiele warte. Hermiona wdała się z nim w ostrą
wymianę zdań, która została dokładnie zapisana przez obecnych na sali
dziennikarzy.
Debata nie
przyniosła znaczących zmian. Hermiona była jednak zadowolona, że społeczność zauważyła,
jaką rolę pełnią skrzaty. Powołano specjalny oddział, który miał przyjrzeć się
dokładniej jak żyją te stworzenia. Oznaczało to, że kamyki ruszyły w dół zbocza
i pozostało tylko patrzeć aż zmienią się w lawinę. Dlatego Hermiona postanowiła
zatrudnić się w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Wszystko po
to, aby mogła działać w sprawie W.E.S.Z. i pomóc w zmianach.
- Hermioooono! –
dziewczyna usłyszała Rona, który szedł w jej stronę wymachując torbami, na
których było logo „McDonald’s”.
Suzanne zaczęła
raczkować w jego stronę piszcząc z uciechy. Przez ostatnie dwa tygodnie
wyjątkowo polubiła chłopaka swojej siostry, mimo, że on nie odwzajemniał jej
uczuć.
- Ej, ej, mała!
Niosę torby! – zawołał, gdy Suzanne złapała go za nogę i nie chciała puścić. –
Zaraz Hermiona cię weźmie. Masz dzisiaj farta, bo mam coś dla ciebie.
- Nie mów, że
kupiłeś jej Happy Meal? – spytała się czarownica biorąc siostrę na ręce.
- Tobie też
kupiłem! – oznajmił Ron z dumą sadowiąc się na kocu.
- Ale wymyśliłeś!
- prychnęła Hermiona. – Ona jest za mała na frytki.
- Wiedziałem, że
jej coś wzięłaś do jedzenia z domu, a mi chodziło o zabawkę. Zobacz mała!
Skrzacik! – Ron rozpakował zieloną maskotkę i podał Suzanne.
- To nie skrzat
tylko Yoda! – sprostowała Hermiona zaglądając do swojego zestawu i wyciągając
zabawkę. – Hmm… Jar Jar Binks, nie wiem, co to za postać, nie oglądałam tej
części Gwiezdnych Wojen.
- Jak to? Są
inne? – zdziwił się Ron i spojrzał na ulotkę. – Tu jest napisane „Gwiezdne
Wojny: część I – Mroczne Widmo”, więc czemu mówisz, że oglądałaś inne?
- To jest czwarta,
co do kolejności część… - zaczęła tłumaczyć mu Hermiona, gdy nagle zauważyła,
że jej siostra zaczyna grzebać w pudełku Happy Meal. – Suzanne, kochanie, nie
dostaniesz frytek! Masz banana! – zabrała małej sprzed nosa frytki i dała
obrany owoc. – Są trzy części „Gwiezdnych Wojen”, były nakręcone dawno temu i
są to epizody numer cztery, pięć i sześć…
- Jakie to
głupie! – wykrzyknął zdumiony Ron. – Czemu mugole tak sobie wszystko
komplikują? Nie lepiej było nakręcić od początku?
- Tak wymyślił
reżyser. Spytaj się jego, czemu tak zrobił – odparła Hermiona wzruszając
ramionami.
Ron zjadł swoją
porcję i dobrał się do zestawu dziecięcego. Od czasu zamieszkania z rodziną
Hermiony za każdym razem kupował coś do jedzenia w mugolskim świecie. Na
początku były to głównie rzeczy z supermarketu, najczęściej takie, których nie
znał. Po jakimś czasie zaczął zachwycać się fast foodami i pochłaniał je przed
oraz po pracy. Hermiona zauważyła, że po miesiącu takiej diety zrobiła się mu oponka
na brzuchu.
- To kiedy zamieszkamy razem? – spytał się Ron
podczas pochłaniania frytek. – Możemy znaleźć sobie jakieś miłe miejsce na
Pokątnej… Będzie blisko do pracy i do mugolskiego świata. Harry mówił mi, że
świetnie mu się mieszka z Ginny…
Hermiona
popatrzyła się na niego spode łba. Odkąd Ginny wprowadziła się na Grimmauld
Place Ron nie dawał jej spokoju i minimum raz dziennie pytał się o wspólne
mieszkanie. Nie pomagały tłumaczenia, że chce na razie być z rodzicami i
Suzanne. On chciał być blisko czarodziejskiej społeczności, ona zaś wolała mieszkać
wśród mugoli.
- Tyle czasu
marnuję na dojazd na Pokątną – jęczał Ron. – Wiem, że dostaniesz ten staż w
Ministerstwie Magii, więc mogłabyś pomyśleć o przeprowadzce…
- Powtarzałam ci
wiele razy, że jest jeszcze za wcześnie na wspólne mieszkanie – oznajmiła Hermiona
podczas wycierania buzi Suzanne. – Jesteśmy ze sobą ledwo ponad rok, w tym
przez kilka miesięcy byliśmy daleko od siebie z powodu Hogwartu, poczekajmy
trochę. Chcę spędzić trochę czasu z rodziną.
- Nie rozumiem,
czemu tak się bronisz – oznajmił Ron. – Ginny z Harrym…
- Tak, wiem! –
przerwała mu zniecierpliwionym tonem Hermiona. – Świetnie im się razem mieszka,
ale my to nie oni!
Jak tylko Ginny
dostała się do rezerwy Harpii z Holyhead spakowała kufer i przy akompaniamencie
wrzasków pani Weasley wyruszyła zamieszkać z Harrym. Ten opowiadał Ronowi, że
świetnie się dogadują i spędzają ze sobą cały czas wolny. Minusem były ciągłe
wizyty pani Weasley, która uparła się, że jej córka nie może mieszkać z
chłopakiem przed ślubem. Ron trzymał stronę młodych i twierdził, że większą
niedogodnością jest mieszkanie z rodzicami Hermiony i Suzanne. Chciałby mieć
blisko do pracy, móc uprawiać seks bez obaw, że ktoś im przerwie oraz wyobrażał
sobie, że jego dziewczyna zajmie się domem pod jego nieobecność. Hermiona zaś widziała
całą sprawę inaczej. Ron był przyzwyczajony do tego, że przez całe życie ktoś
robił coś za niego. Skory był do narzekania, gdy nie miał pełnego żołądka i
wypranych skarpet. Hermiona za to nie miała ochoty bawić się w kurę domową. Nie
miała cierpliwości do gotowania, a zamiast sprzątania wolała czytać książki. Uważała,
że prędzej czy później nauczy Rona prac domowych, ale wolała to zrobić
stopniowo zamiast ryzykować ciągłych kłótni po zamieszkaniu razem.
- Tyle czasu
spędziliśmy we dwoje. To będzie kolejny krok w stronę umocnienia naszego
związku – oznajmił Ron.
- Uważam, że nie
jesteśmy na to gotowi – odparła Hermiona.
- Jak to „nie
jesteśmy gotowi”? Przecież mieszkaliśmy razem przez sześć lat szkoły.
Spędzaliśmy razem wakacje. Mieszkaliśmy razem w namiocie! A ty mówisz, że „nie
jesteśmy gotowi”!?
- Słuchaj Ron –
powiedziała miękko Hermiona podając Suzanne butelkę. – W Hogwarcie wszystko za
nas robiły skrzaty. W twoim domu robiła to twoja mama. W namiocie zaś mocno
narzekałeś na moje umiejętności kulinarne.
- Nie będę,
obiecuję! – oznajmił szybko Ron.
- Tak naprawdę
nigdy nie byliśmy sami i nie wiem czy się nie pozabijamy po tygodniu mieszkania
razem – kontynuowała Hermiona. – Nie jestem jak twoja mama. Nie będę za ciebie
sprzątać, prać i gotować. Gdy zacznę pracę nie będę miała na to czasu.
- Nauczę się
wszystkiego! – Ron próbował uśmiechnąć się do niej figlarnie, co mu za bardzo
nie wyszło z tego powodu, że wokół ust zebrały mu się okruchy z hamburgera i
kropelki sosu pomidorowego.
- Dobrze,
pomyślę nad zamieszkaniem z tobą, gdy się przekonam, że potrafisz zająć się
domem – oznajmiła Hermiona i wytarła mu twarz nawilżanymi chusteczkami dla
niemowląt.
***
Na dworze
panował upał, jednak grube mury Azkabanu dawały ochłodę. Sara Jones siedziała
na swoim fotelu i przeglądała notatki czekając na więźnia. Nie minęła minuta,
gdy auror wpuścił do gabinetu Severusa Snape’a.
- Chcesz kawy i
ciasteczek malinowych? – zapytała Sara.
- Kawę niedawno
piłem – odparł Severus sadowiąc się na fotelu. – Ciastka sama piekłaś?
- Oczywiście –
psycholog uśmiechnęła się promiennie do więźnia i podeszła do szafki gdzie
trzymała herbaty i filiżanki.
Severus sam nie
wiedział, co sprawiło, że zaczął się wpatrywać w swoją przyjaciółkę. Czy to był
zapach lata czy babeczek malinowych albo herbaty jaśminowej, cokolwiek to było
spowodowało, że gabinet znikł, a jego myśli dryfowały swobodnie. Nadal
twierdził, że Sara jest bardzo piękną kobietą. Gilderoy był powszechnie
uznawany za niezwykle przystojnego mężczyznę i widoczne było, że są rodzeństwem.
Severus zastanawiał się, po kim odziedziczyli błękitne oczy: czy to była matka,
czy ojciec? Komu zawdzięczają symetryczną twarz, gęste włosy i proste zęby?
Wiedział, że nie była w jego typie, jego ideałem była Lily, ale tego dnia
odczuwał wyjątkową przyjemność w patrzeniu na Sarę. Ubrana była w różową, letnią
sukienkę, która odsłaniała jej zgrabne nogi. Falowane, złote włosy związała w
ciasny kok. Severus nie mógł pozbyć się chęci, aby podejść do niej i je uwolnić.
- Opanuj się do
cholery! – pomyślał, gdy podała mu filiżankę z herbatą. – Mógłbyś być tylko z
Lily i z nikim innym! Sara nawet nie jest w jednej dziesiątej tak samo ładna
jak ona!
Jednak jego
logiczny umysł nie mógł nie zauważyć, że mimo czterdziestki na karku i drobnych
zmarszczek, psycholog była niezwykle atrakcyjna. Wszystko wskazywało, że w
latach młodości była prawdziwą pięknością i Lily nie mogłaby się z nią równać. Ciekawe jak Sara wyglądałaby bez tej
sukienki… Gdy wizja dotarła do świadomości Severusa, zadrżały mu ręce i
wylał odrobinę herbaty na spodnie. Szybko poderwał się, nie wiedząc czy
bardziej sprawiły to emocje pod wpływem przemyśleń, czy gorący napój. Sara
popatrzyła się na niego zdumiona i po chwili podawała mu chusteczkę szczerząc
do niego zęby.
- Zdarza się, te
filiżanki są ciężkie do utrzymania, gdy się nagrzeją – stwierdziła pogodnie.
- Tak, tak! Bardzo…
gorące – powiedział ochrypłym głosem Severus.
Sara uśmiechnęła
się i sięgnęła po notatnik, otworzyła go na odpowiedniej stronie i wzięła do
ręki wieczne pióro.
- Dzisiaj
omówimy twoje przemieszczenie negatywnych emocji na osoby, które niczego złego
ci nie zrobiły – zdecydowała.
- Niczego
takiego nie robię! – zaprotestował Severus.
- Tak? – Sara
uniosła znacząco jedną brew do góry. – Twierdzisz, że nigdy nie byłeś uprzedzony
do mugoli…
- Znęcali się
nade mną! Mówiłem ci o tym!
- … ani do
Harry’ego Pottera i połowy uczniów?
- On jest takim
samym zarozumiałym kretynem jak jego ojciec!
- Wiem, że na
razie nie zgadzasz się ze mną – oznajmiła Sara. – Nie jesteś tego świadomy,
ponieważ posiadasz bardzo silne mechanizmy obronne, ale jeśli się postarasz, a
wiem, że jesteś w stanie, to odniesiesz sukces.
- To naprawdę
nie jest mi potrzebne – Severus się naburmuszył. – Pogadajmy o czymś
przyjemniejszym… proszę – dodał po chwili namysłu.
Psycholog
popatrzyła się na niego i westchnęła.
- Nie mogę –
oświadczyła. – Muszę wykazać, że robisz postępy.
- To napisz
raport, że je robię, zmyśl coś w tym waszym psychologicznym żargonie i Kingsley
się nie zorientuje!
Brwi Sary
poszybowały w górę, popatrzyła się chłodno na więźnia.
- Czy ty mnie
namawiasz do tego abym skłamała?
- Wolałbym to
nazwać kreatywnym opisywaniem naszych spotkań – Severus próbował rozładować
atmosferę.
Psycholog nie
roześmiała się i nadal wpatrywała się w niego niezadowolonym wzrokiem. Snape
poczuł, że zaczynają się mu pocić dłonie.
- Uważasz, że
jestem nieuczciwa?
- Nie, uważam,
że…
- Oświadczam ci,
że brzydzę się kłamstwem i nigdy nie napiszę w moich raportach nieprawdy –
oświadczyła Sara stanowczym tonem. – Rozumiesz?
- Tak, ale…
- To dobrze, że
się tak dobrze rozumiemy – uśmiechnęła się lekko. – Teraz wróćmy do tematu…
Snape udawał, że
słucha, ale w duchu klął jak szewc i postanowił nie wyrywać się więcej z
nieprzemyślanymi propozycjami.
***
Podczas powrotu
do celi Severus nie mógł przestać myśleć o tym, co się zdarzyło w gabinecie
Sary Jones. Był zły na siebie, że zaproponował napisanie nieprawdy w raporcie.
Z drugiej strony nie mógł przewidzieć, że psycholog zareaguje tak ostro. Przez
ułamek sekundy przestała się kontrolować i zauważył w jej umyśle obraz jakiegoś
mężczyzny. Severus nie znał go, był pewny, że nie widział nikogo takiego na
oczy. Dodatkowo wyczuł, że wiążą się z nim negatywne emocje. Wspomnienie Sary
było zdecydowanie za krótkie, aby zdołał odkryć elementy składowe jej uczuć.
Słysząc
zamykające się za aurorem drzwi Severus usiadł na materacu. Doszedł do wniosku,
że prawie nic nie wie o życiu osobistym Sary. Miała inne nazwisko niż jej brat,
dlatego logicznym się wydawało założenie, że wyszła za mąż. Nie nosiła jednak
obrączki, która by na to wskazywała. Gdyby była wdową miałaby ją założoną na
drugą dłoń, Severus przypominał sobie mgliście, że raz wspomniała coś o
dziecku, bardzo możliwe, że o synu. Wszystko, więc wskazywało, że była po
rozwodzie albo w jego trakcie. Skąd inaczej wzięłyby się tak silne emocje w
stosunku do tego mężczyzny? To musiał być mąż, Severus był o tym przekonany.
Może znalazł sobie kogoś na boku, a Sara się dowiedziała?
Severus
wzdrygnął się na myśl, że można by zdradzić tak wspaniałą kobietę. W jego
umyśle od razu pojawiły się wspomnienia. Sara parząca mu herbatę i podająca mu
z uśmiechem. Sara śmiejąca się z jego kawałów. Sara wręczająca mu talerzyk z
własnoręcznie upieczonym ciastem. Sara patrząca mu się figlarnie w oczy. Sara
zdejmująca frotkę i rozpuszczająca włosy. Sara w sukience, która zostaje
poderwana wiatrem i odsłania koronkową bieliznę. Sara pochylająca się nad nim i
składająca mu na ustach namiętny pocałunek…
- Co ja sobie
właściwie wyobrażam!?
Mury milczały i
nie dawały odpowiedzi na pytanie więźnia. Severus zerwał się z materaca i
zaczął krążyć nerwowo po celi mrucząc pod nosem:
- Lily, Lily, Lily. Myśl o Lily! Tylko ona i
nikt inny!
Jego własny
umysł nie chciał go słuchać. Sara na wspomnienie o Lily tylko figlarnie zsuwała
ramiączko sukienki i dawała znaki, że na tym się nie skończy. Severus miał
ochotę walnąć głową w ścianę byleby pozbyć się widoku psycholog z głowy.
- To przez tą
cholerną sukienkę! – mamrotał gniewnie. – Zawsze przychodziła ubrana w spodnie
i bluzki, ale dzisiaj zachciało jej się stroić! Pokazała to i owo, przez co
facet nie może się powstrzymać…
Stanął
gwałtownie. To było to! Kochał Lily, ale Sara go po prostu pociągała. Severus
nadal miał ochotę przywalić głową w ścianę, tym razem ze swojej głupoty. Jak
nie mógł wpaść na to, że ma ochotę pobyć z kobietą sam na sam? Zachował się jak
uczeń Hogwartu, który poproszony o wskazanie eliksiru pieprzowego pokazuje
wywar żywej śmierci. Nic nie mogło być bardziej oczywistego!
Obdarzając się w
myślach najbardziej obelżywymi epitetami, Severus położył się na materacu. W
głębi duszy nienawidził tego, że się zmienia. Wpływ Sary i Azkabanu przerażał
go; wcześniej miał poukładane życie – musiał walczyć z Voldemortem i pomścić
Lily. Teraz, gdy było po wszystkim, chciał uciec jak najdalej od wszystkich,
których znał. Miał ochotę zaszyć się w Himalajach i tam dokonać żywota. Słyszał,
że yeti przepadają za mięsem czarodziejów. Zaś z drugiej strony rozmowy z Sarą
sprawiły, że chciałby zostać. Sam przed sobą nie chciał się przyznać, że
polubił ją na tyle, że gdyby o coś poprosiła – zrobiłby to. Teraz doszło do
tego jeszcze pożądanie, które zaskoczyło go i zdezorientowało.
Severus podrapał
się po głowie i zaczął wspominać swoje życie seksualne. Było ono dalekie od
ideału i w sumie niewiele by stracił gdyby pozostał prawiczkiem. Odkąd zakochał
się w Lily marzył wiele razy, że zrobią to zaraz po ślubie. Wyobrażał ją sobie
w białej sukni, szczęśliwą i rozpromienioną u jego boku… Niestety, nic z tego
nie wyszło przez cholernego Pottera. Poczuł się niesamowicie zraniony, gdy
zaczęła z nim chodzić. Tak bardzo, że próbował wywołać w niej zazdrość poprzez
uwiedzenie jakiejś dziewczyny. Wtedy zrozumiał, że zdobywanie kobiecych serc to
droga przez mękę. Właściwie żadna nie miała zamiaru z nim się umówić. Jedyna,
która wyraziła jako-takie zainteresowanie wyglądała jakby była spokrewniona z
trollami i wydzielała podobny zapach.
To, co działo
się po zakończeniu szkoły Severus najchętniej wyrzuciłby z pamięci. Wstępując w
szeregi śmierciożerców zaprzepaścił wszystkie swoje szanse u Lily. Zupełnie nie
rozumiał jej niechęci. Czuł się wtedy taki dorosły, ważny i potężny. Miał wrażenie,
że za chwilę będzie miał świat u swoich stóp, a Voldemort zrobi z niego swoją
prawą rękę. Dlatego, gdy śmierciożercy szli znaleźć rozrywkę w mugolskim
świecie Severus nie protestował. Najczęściej oznaczało to wypady do
ekskluzywnych burdeli. Większość męskich zwolenników Voldemorta uważało, że
pokazywanie młodym chłopakom, tego, co mogą zrobić mugolskie dziewczyny za
pieniądze, dowodzi jak bardzo są ograniczone i nie mogą dorównać moralnością
czarownicom. W ten sposób Severus stracił cnotę. Wprawdzie nie miał funduszy,
ale umiejętnie rzucony confundus
rozwiązywał problem.
Kolejną z
rozrywek było chodzenie na potańcówki w celu uwodzenia dziewczyn. Dostawało się
punkty za ilość przelecianych panienek. Liczyła się także ich uroda i poziom
trudności w ich zdobyciu. Dodatkowe noty zyskiwało się, jeśli śmierciożerca nie
użył czarów albo eliksirów. Najlepsi potrafili zabawiać się w toalecie z trzema
dziewczynami na raz. Severus nigdy nie wygrał, a to z tego powodu, że żadna nie
była nim zainteresowana. Mugolki odpychały go i wyśmiewały się z niego, ku
uciesze jego kompanów. Dopiero, gdy zaczął dolewać dziewczynom ukradkiem
amortencję do drinków zaczęły obdarzać go względami.
Severus brał
udział w tych męskich wypadach do czasu, gdy dowiedział się, że Voldemort chce
zabić Lily. Poczucie winy nie opuszczało go na chwilę, tak samo jak strach i
wyrzuty sumienia. Przysięga złożona Albusowi podniosła go na duchu, ale nie
trwało to długo. Śmierć Lily dobiła go tak bardzo, że stracił jakiekolwiek
zainteresowanie płcią przeciwną. Jako nauczyciel w Hogwarcie nie miał tak
naprawdę życia osobistego. W każdej chwili mógł być wezwany, poza tym i tak nie
miałby, z kim się związać. Nauczycielki nie były atrakcyjne, a na uczennice
nawet by nie spojrzał. Na szczęście był tak bardzo nielubiany, że żadna mu się
nie narzucała.
Westchnął i
skrzywił się. Chciał tylko spokoju, a tu Sara wyskoczyła ze swoją seksowną
sukienką i go kusi! Tyle lat minęło od ostatniego stosunku z kobietą, że nie
byłby pewny jak się zachować. Nie myślał o tych sprawach od dawna i dlatego tak
bardzo go to wszystko zaskoczyło. Severus zaczął analizować swoją sytuację.
Podstawową kwestią było to czy Sara zechciałaby z nim cokolwiek robić. Skoro
nigdy nie udało mu się żadnej uwieść to uważał, że jest skazany na porażkę. Przecież
nie powie: „Witaj Saro, chciałabyś
odwiedzić moją przytulną celę dzisiaj wieczorem i przekonać się, czym jest
prawdziwa magia?”.
- Na Merlina!
Jestem totalnie beznadziejny w tych sprawach – jęknął żałośnie do samego
siebie. – Jak tak dalej pójdzie to będę skazany na polerowanie różdżki do końca
życia…