poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 21 – Wyższy poziom znajomości


W Wielkiej Sali słychać było tylko skrobanie piór o pergamin i ciężkie westchnienia uczniów. Trwał właśnie egzamin z transmutacji. Hermiona kończyła zapisywać drobnym maczkiem pierwszą stronę. Zaczęła ostro wkuwać wszystko, co tylko mogła, gdy tylko przekroczyła próg dormitorium po feriach wielkanocnych. Ginny stukała się w głowę i patrzyła się na nią z politowaniem, ale Hermiona nie zwracała na nią uwagi. Podczas, gdy koleżanki z klasy zakładały piżamy i kładły się spać po wyjątkowo obfitej uczcie powitalnej, ona wyjęła książkę z alchemii i zatopiła się w lekturze.

Tak było aż do czerwca. Każdy widział jak Hermiona przeznacza cały czas wolny na naukę. Nawet podczas posiłków czytała książki. Profesor Slughorn wiele razy próbował przekonać ją, aby przyszła na spotkanie „Klubu Ślimaka”, ale była nieugięta. Za to Ginny chętnie się na nich pojawiała, ponieważ nauczyciel eliksirów, co chwilę zapraszał kogoś sławnego i jedną z takich osób była Gwenog Jones, kapitan Harpii z Holyhead. Po przyjęciu, rudowłosa przyjaciółka przeszkadzała Hermionie w nauce chwaląc się głośno w pokoju wspólnym, że została zaproszona na rekrutację do drużyny, która ma się odbyć na początku wakacji.

Gdy uczniowie ostatniej klasy przeżywali rozstrojenie nerwowe przed egzaminem, Hermiona zachowywała spokój, ale karciła się w myślach za to, że zaczęła uczyć się wyjątkowo późno. Podczas testów odczuła dużą ulgę stwierdzając, że nic jej nie zaskoczyło i pytania odnosiły się, w zdecydowanej większości, do tego, co szczegółowo opanowała. Mimo wszystko uważała, że nie przygotowała się idealnie.
- Miałam wyjątkowe szczęście, że trafiły mi się odpowiednie pytania – pomyślała oddając pergamin i kierując swoje kroki ku wyjściu.

***

Lipcowe słońce prześwitywało delikatnie przez korony drzew. Hermiona wybrała zacienione miejsce, aby Suzanne mogła bawić się bez obawy o poparzenia słoneczne. Zostawiła siostrę w wózeczku i wyjęła z torby duży koc, po czym rozłożyła go na miękkiej trawie. Następnie umieściła na nim Suzanne z jej ulubionymi zabawkami. Szybko się okazało, że dziewczynka woli pobawić się kwiatkami, ponieważ zaczęła raczkować w ich stronę. Hermiona usiadła na kocu i pilnowała, aby siostrzyczka nie wkładała do buzi czegoś, co mogłoby jej zaszkodzić. Delikatny wiatr przywiał zapach lata. Hermiona nabrała aromatycznego powietrza w płuca i wolno je wypuściła. Skończyła niedawno Hogwart i czekała na wyniki Owutemów. Mimo, że nie uczyła się tyle ile by chciała to wiedziała, że napisała egzaminy lepiej niż większość uczniów Hogwartu. Najważniejsze dla jej ambicji była odpowiedź na pytanie czy dostanie same „wybitne”, czy „powyżej oczekiwań”.

Hermiona wiedziała, że pracę ma zapewnioną. Co roku Ministerstwo Magii przyjmowało na staż kilkunastu najlepszych uczniów. Osoba z najwyższymi ocenami mogła sobie wybrać departament, najbardziej oblegane było biuro Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, zaś najmniej Niewłaściwe Użycie Produktów Mugoli. Większość uczniów wolała pracować blisko Ministra Magii, a nie harować przy odczarowywaniu mugolskich „wymiotujących” toalet. Hermiona nie chciała szybkiego wspinania się po szczeblach kariery. Jej celem był Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami.

W czasie Świąt Wielkanocnych napisała artykuł do Proroka Codziennego na temat skrzatów domowych. Dowodziła w nim, że należy się tym istotom szacunek i zapłata za pracę. Opisała szczegółowo przypadek Zgredka oraz dołączyła wyniki badań przeprowadzone w Hogwarcie. Wynikało z nich, że o ile na początku skrzaty źle reagowały na zapłatę oraz dni wolne, o tyle po pewnym czasie zaczęły się przyzwyczajać do zmian. Proces był powolny i obejmował głównie młode osobniki, ale mimo wszystko Hermiona była zadowolona. Gdy wysyłała list do redakcji myślała, że przejdzie on bez większego echa, co najwyżej dostanie kilkanaście wiadomości od oburzonych osób i kilka, które ją popierają.

Okazało się, że wsadziła kij w mrowisko. Prorok Codzienny wydrukował pełną wersję jej tekstu licząc zapewne, że jej nazwisko przyciągnie więcej czytelników. Szybko stało się jasne, że większa część społeczności czarodziejów była zszokowana faktem, że skrzaty domowe mogą odczuwać radość z tego, że dostają wynagrodzenie za swoją pracę. Do redakcji napływał nieprzerwany strumień sów. Niektórzy czarodzieje były oburzeni, inni kajali się twierdząc, że nie brali pod uwagę uczuć skrzatów, część pisała, że nie mają wyrobionego jeszcze zdania na ten temat i chcą znać więcej szczegółów.

Pod koniec ferii Hermiona razem z Harrym, Ronem, Luną i Deanem zostali zaproszeni na konferencję zorganizowaną przez Proroka Codziennego i Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Oprócz nich zjawiły się osoby z innych krajów, które także walczyły o prawa skrzatów domowych. Debatowano nad tym czy rzeczywiście te istoty są w stanie myśleć samodzielnie oraz czy należy im się zapłata za pracę. Dunstan Eoforthild, który okazał się starym, zgrzybiałym staruszkiem, krzyczał najgłośniej, że skrzaty są niewiele warte. Hermiona wdała się z nim w ostrą wymianę zdań, która została dokładnie zapisana przez obecnych na sali dziennikarzy.

Debata nie przyniosła znaczących zmian. Hermiona była jednak zadowolona, że społeczność zauważyła, jaką rolę pełnią skrzaty. Powołano specjalny oddział, który miał przyjrzeć się dokładniej jak żyją te stworzenia. Oznaczało to, że kamyki ruszyły w dół zbocza i pozostało tylko patrzeć aż zmienią się w lawinę. Dlatego Hermiona postanowiła zatrudnić się w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Wszystko po to, aby mogła działać w sprawie W.E.S.Z. i pomóc w zmianach.
- Hermioooono! – dziewczyna usłyszała Rona, który szedł w jej stronę wymachując torbami, na których było logo „McDonald’s”.

Suzanne zaczęła raczkować w jego stronę piszcząc z uciechy. Przez ostatnie dwa tygodnie wyjątkowo polubiła chłopaka swojej siostry, mimo, że on nie odwzajemniał jej uczuć.
- Ej, ej, mała! Niosę torby! – zawołał, gdy Suzanne złapała go za nogę i nie chciała puścić. – Zaraz Hermiona cię weźmie. Masz dzisiaj farta, bo mam coś dla ciebie.
- Nie mów, że kupiłeś jej Happy Meal? – spytała się czarownica biorąc siostrę na ręce.
- Tobie też kupiłem! – oznajmił Ron z dumą sadowiąc się na kocu.
- Ale wymyśliłeś! - prychnęła Hermiona. – Ona jest za mała na frytki.
- Wiedziałem, że jej coś wzięłaś do jedzenia z domu, a mi chodziło o zabawkę. Zobacz mała! Skrzacik! – Ron rozpakował zieloną maskotkę i podał Suzanne.
- To nie skrzat tylko Yoda! – sprostowała Hermiona zaglądając do swojego zestawu i wyciągając zabawkę. – Hmm… Jar Jar Binks, nie wiem, co to za postać, nie oglądałam tej części Gwiezdnych Wojen.
- Jak to? Są inne? – zdziwił się Ron i spojrzał na ulotkę. – Tu jest napisane „Gwiezdne Wojny: część I – Mroczne Widmo”, więc czemu mówisz, że oglądałaś inne?
- To jest czwarta, co do kolejności część… - zaczęła tłumaczyć mu Hermiona, gdy nagle zauważyła, że jej siostra zaczyna grzebać w pudełku Happy Meal. – Suzanne, kochanie, nie dostaniesz frytek! Masz banana! – zabrała małej sprzed nosa frytki i dała obrany owoc. – Są trzy części „Gwiezdnych Wojen”, były nakręcone dawno temu i są to epizody numer cztery, pięć i sześć…
- Jakie to głupie! – wykrzyknął zdumiony Ron. – Czemu mugole tak sobie wszystko komplikują? Nie lepiej było nakręcić od początku?
- Tak wymyślił reżyser. Spytaj się jego, czemu tak zrobił – odparła Hermiona wzruszając ramionami.

Ron zjadł swoją porcję i dobrał się do zestawu dziecięcego. Od czasu zamieszkania z rodziną Hermiony za każdym razem kupował coś do jedzenia w mugolskim świecie. Na początku były to głównie rzeczy z supermarketu, najczęściej takie, których nie znał. Po jakimś czasie zaczął zachwycać się fast foodami i pochłaniał je przed oraz po pracy. Hermiona zauważyła, że po miesiącu takiej diety zrobiła się mu oponka na brzuchu.
 - To kiedy zamieszkamy razem? – spytał się Ron podczas pochłaniania frytek. – Możemy znaleźć sobie jakieś miłe miejsce na Pokątnej… Będzie blisko do pracy i do mugolskiego świata. Harry mówił mi, że świetnie mu się mieszka z Ginny…

Hermiona popatrzyła się na niego spode łba. Odkąd Ginny wprowadziła się na Grimmauld Place Ron nie dawał jej spokoju i minimum raz dziennie pytał się o wspólne mieszkanie. Nie pomagały tłumaczenia, że chce na razie być z rodzicami i Suzanne. On chciał być blisko czarodziejskiej społeczności, ona zaś wolała mieszkać wśród mugoli.
- Tyle czasu marnuję na dojazd na Pokątną – jęczał Ron. – Wiem, że dostaniesz ten staż w Ministerstwie Magii, więc mogłabyś pomyśleć o przeprowadzce…
- Powtarzałam ci wiele razy, że jest jeszcze za wcześnie na wspólne mieszkanie – oznajmiła Hermiona podczas wycierania buzi Suzanne. – Jesteśmy ze sobą ledwo ponad rok, w tym przez kilka miesięcy byliśmy daleko od siebie z powodu Hogwartu, poczekajmy trochę. Chcę spędzić trochę czasu z rodziną.
- Nie rozumiem, czemu tak się bronisz – oznajmił Ron. – Ginny z Harrym…
- Tak, wiem! – przerwała mu zniecierpliwionym tonem Hermiona. – Świetnie im się razem mieszka, ale my to nie oni!

Jak tylko Ginny dostała się do rezerwy Harpii z Holyhead spakowała kufer i przy akompaniamencie wrzasków pani Weasley wyruszyła zamieszkać z Harrym. Ten opowiadał Ronowi, że świetnie się dogadują i spędzają ze sobą cały czas wolny. Minusem były ciągłe wizyty pani Weasley, która uparła się, że jej córka nie może mieszkać z chłopakiem przed ślubem. Ron trzymał stronę młodych i twierdził, że większą niedogodnością jest mieszkanie z rodzicami Hermiony i Suzanne. Chciałby mieć blisko do pracy, móc uprawiać seks bez obaw, że ktoś im przerwie oraz wyobrażał sobie, że jego dziewczyna zajmie się domem pod jego nieobecność. Hermiona zaś widziała całą sprawę inaczej. Ron był przyzwyczajony do tego, że przez całe życie ktoś robił coś za niego. Skory był do narzekania, gdy nie miał pełnego żołądka i wypranych skarpet. Hermiona za to nie miała ochoty bawić się w kurę domową. Nie miała cierpliwości do gotowania, a zamiast sprzątania wolała czytać książki. Uważała, że prędzej czy później nauczy Rona prac domowych, ale wolała to zrobić stopniowo zamiast ryzykować ciągłych kłótni po zamieszkaniu razem.
- Tyle czasu spędziliśmy we dwoje. To będzie kolejny krok w stronę umocnienia naszego związku – oznajmił Ron.
- Uważam, że nie jesteśmy na to gotowi – odparła Hermiona.
- Jak to „nie jesteśmy gotowi”? Przecież mieszkaliśmy razem przez sześć lat szkoły. Spędzaliśmy razem wakacje. Mieszkaliśmy razem w namiocie! A ty mówisz, że „nie jesteśmy gotowi”!?
- Słuchaj Ron – powiedziała miękko Hermiona podając Suzanne butelkę. – W Hogwarcie wszystko za nas robiły skrzaty. W twoim domu robiła to twoja mama. W namiocie zaś mocno narzekałeś na moje umiejętności kulinarne.
- Nie będę, obiecuję! – oznajmił szybko Ron.
- Tak naprawdę nigdy nie byliśmy sami i nie wiem czy się nie pozabijamy po tygodniu mieszkania razem – kontynuowała Hermiona. – Nie jestem jak twoja mama. Nie będę za ciebie sprzątać, prać i gotować. Gdy zacznę pracę nie będę miała na to czasu.
- Nauczę się wszystkiego! – Ron próbował uśmiechnąć się do niej figlarnie, co mu za bardzo nie wyszło z tego powodu, że wokół ust zebrały mu się okruchy z hamburgera i kropelki sosu pomidorowego.
- Dobrze, pomyślę nad zamieszkaniem z tobą, gdy się przekonam, że potrafisz zająć się domem – oznajmiła Hermiona i wytarła mu twarz nawilżanymi chusteczkami dla niemowląt.

***

Na dworze panował upał, jednak grube mury Azkabanu dawały ochłodę. Sara Jones siedziała na swoim fotelu i przeglądała notatki czekając na więźnia. Nie minęła minuta, gdy auror wpuścił do gabinetu Severusa Snape’a.
- Chcesz kawy i ciasteczek malinowych? – zapytała Sara.
- Kawę niedawno piłem – odparł Severus sadowiąc się na fotelu. – Ciastka sama piekłaś?
- Oczywiście – psycholog uśmiechnęła się promiennie do więźnia i podeszła do szafki gdzie trzymała herbaty i filiżanki.

Severus sam nie wiedział, co sprawiło, że zaczął się wpatrywać w swoją przyjaciółkę. Czy to był zapach lata czy babeczek malinowych albo herbaty jaśminowej, cokolwiek to było spowodowało, że gabinet znikł, a jego myśli dryfowały swobodnie. Nadal twierdził, że Sara jest bardzo piękną kobietą. Gilderoy był powszechnie uznawany za niezwykle przystojnego mężczyznę i widoczne było, że są rodzeństwem. Severus zastanawiał się, po kim odziedziczyli błękitne oczy: czy to była matka, czy ojciec? Komu zawdzięczają symetryczną twarz, gęste włosy i proste zęby? Wiedział, że nie była w jego typie, jego ideałem była Lily, ale tego dnia odczuwał wyjątkową przyjemność w patrzeniu na Sarę. Ubrana była w różową, letnią sukienkę, która odsłaniała jej zgrabne nogi. Falowane, złote włosy związała w ciasny kok. Severus nie mógł pozbyć się chęci, aby podejść do niej i je uwolnić.
- Opanuj się do cholery! – pomyślał, gdy podała mu filiżankę z herbatą. – Mógłbyś być tylko z Lily i z nikim innym! Sara nawet nie jest w jednej dziesiątej tak samo ładna jak ona!

Jednak jego logiczny umysł nie mógł nie zauważyć, że mimo czterdziestki na karku i drobnych zmarszczek, psycholog była niezwykle atrakcyjna. Wszystko wskazywało, że w latach młodości była prawdziwą pięknością i Lily nie mogłaby się z nią równać. Ciekawe jak Sara wyglądałaby bez tej sukienki… Gdy wizja dotarła do świadomości Severusa, zadrżały mu ręce i wylał odrobinę herbaty na spodnie. Szybko poderwał się, nie wiedząc czy bardziej sprawiły to emocje pod wpływem przemyśleń, czy gorący napój. Sara popatrzyła się na niego zdumiona i po chwili podawała mu chusteczkę szczerząc do niego zęby.
- Zdarza się, te filiżanki są ciężkie do utrzymania, gdy się nagrzeją – stwierdziła pogodnie.
- Tak, tak! Bardzo… gorące – powiedział ochrypłym głosem Severus.

Sara uśmiechnęła się i sięgnęła po notatnik, otworzyła go na odpowiedniej stronie i wzięła do ręki wieczne pióro.
- Dzisiaj omówimy twoje przemieszczenie negatywnych emocji na osoby, które niczego złego ci nie zrobiły – zdecydowała.
- Niczego takiego nie robię! – zaprotestował Severus.
- Tak? – Sara uniosła znacząco jedną brew do góry. – Twierdzisz, że nigdy nie byłeś uprzedzony do mugoli…
- Znęcali się nade mną! Mówiłem ci o tym!
- … ani do Harry’ego Pottera i połowy uczniów?
- On jest takim samym zarozumiałym kretynem jak jego ojciec!
- Wiem, że na razie nie zgadzasz się ze mną – oznajmiła Sara. – Nie jesteś tego świadomy, ponieważ posiadasz bardzo silne mechanizmy obronne, ale jeśli się postarasz, a wiem, że jesteś w stanie, to odniesiesz sukces.
- To naprawdę nie jest mi potrzebne – Severus się naburmuszył. – Pogadajmy o czymś przyjemniejszym… proszę – dodał po chwili namysłu.

Psycholog popatrzyła się na niego i westchnęła.
- Nie mogę – oświadczyła. – Muszę wykazać, że robisz postępy.
- To napisz raport, że je robię, zmyśl coś w tym waszym psychologicznym żargonie i Kingsley się nie zorientuje!
Brwi Sary poszybowały w górę, popatrzyła się chłodno na więźnia.
- Czy ty mnie namawiasz do tego abym skłamała?
- Wolałbym to nazwać kreatywnym opisywaniem naszych spotkań – Severus próbował rozładować atmosferę.
Psycholog nie roześmiała się i nadal wpatrywała się w niego niezadowolonym wzrokiem. Snape poczuł, że zaczynają się mu pocić dłonie.
- Uważasz, że jestem nieuczciwa?
- Nie, uważam, że…
- Oświadczam ci, że brzydzę się kłamstwem i nigdy nie napiszę w moich raportach nieprawdy – oświadczyła Sara stanowczym tonem. – Rozumiesz?
- Tak, ale…
- To dobrze, że się tak dobrze rozumiemy – uśmiechnęła się lekko. – Teraz wróćmy do tematu…
Snape udawał, że słucha, ale w duchu klął jak szewc i postanowił nie wyrywać się więcej z nieprzemyślanymi propozycjami.

***

Podczas powrotu do celi Severus nie mógł przestać myśleć o tym, co się zdarzyło w gabinecie Sary Jones. Był zły na siebie, że zaproponował napisanie nieprawdy w raporcie. Z drugiej strony nie mógł przewidzieć, że psycholog zareaguje tak ostro. Przez ułamek sekundy przestała się kontrolować i zauważył w jej umyśle obraz jakiegoś mężczyzny. Severus nie znał go, był pewny, że nie widział nikogo takiego na oczy. Dodatkowo wyczuł, że wiążą się z nim negatywne emocje. Wspomnienie Sary było zdecydowanie za krótkie, aby zdołał odkryć elementy składowe jej uczuć.

Słysząc zamykające się za aurorem drzwi Severus usiadł na materacu. Doszedł do wniosku, że prawie nic nie wie o życiu osobistym Sary. Miała inne nazwisko niż jej brat, dlatego logicznym się wydawało założenie, że wyszła za mąż. Nie nosiła jednak obrączki, która by na to wskazywała. Gdyby była wdową miałaby ją założoną na drugą dłoń, Severus przypominał sobie mgliście, że raz wspomniała coś o dziecku, bardzo możliwe, że o synu. Wszystko, więc wskazywało, że była po rozwodzie albo w jego trakcie. Skąd inaczej wzięłyby się tak silne emocje w stosunku do tego mężczyzny? To musiał być mąż, Severus był o tym przekonany. Może znalazł sobie kogoś na boku, a Sara się dowiedziała?

Severus wzdrygnął się na myśl, że można by zdradzić tak wspaniałą kobietę. W jego umyśle od razu pojawiły się wspomnienia. Sara parząca mu herbatę i podająca mu z uśmiechem. Sara śmiejąca się z jego kawałów. Sara wręczająca mu talerzyk z własnoręcznie upieczonym ciastem. Sara patrząca mu się figlarnie w oczy. Sara zdejmująca frotkę i rozpuszczająca włosy. Sara w sukience, która zostaje poderwana wiatrem i odsłania koronkową bieliznę. Sara pochylająca się nad nim i składająca mu na ustach namiętny pocałunek…
- Co ja sobie właściwie wyobrażam!?

Mury milczały i nie dawały odpowiedzi na pytanie więźnia. Severus zerwał się z materaca i zaczął krążyć nerwowo po celi mrucząc pod nosem:
-  Lily, Lily, Lily. Myśl o Lily! Tylko ona i nikt inny!
Jego własny umysł nie chciał go słuchać. Sara na wspomnienie o Lily tylko figlarnie zsuwała ramiączko sukienki i dawała znaki, że na tym się nie skończy. Severus miał ochotę walnąć głową w ścianę byleby pozbyć się widoku psycholog z głowy.
- To przez tą cholerną sukienkę! – mamrotał gniewnie. – Zawsze przychodziła ubrana w spodnie i bluzki, ale dzisiaj zachciało jej się stroić! Pokazała to i owo, przez co facet nie może się powstrzymać…

Stanął gwałtownie. To było to! Kochał Lily, ale Sara go po prostu pociągała. Severus nadal miał ochotę przywalić głową w ścianę, tym razem ze swojej głupoty. Jak nie mógł wpaść na to, że ma ochotę pobyć z kobietą sam na sam? Zachował się jak uczeń Hogwartu, który poproszony o wskazanie eliksiru pieprzowego pokazuje wywar żywej śmierci. Nic nie mogło być bardziej oczywistego!

Obdarzając się w myślach najbardziej obelżywymi epitetami, Severus położył się na materacu. W głębi duszy nienawidził tego, że się zmienia. Wpływ Sary i Azkabanu przerażał go; wcześniej miał poukładane życie – musiał walczyć z Voldemortem i pomścić Lily. Teraz, gdy było po wszystkim, chciał uciec jak najdalej od wszystkich, których znał. Miał ochotę zaszyć się w Himalajach i tam dokonać żywota. Słyszał, że yeti przepadają za mięsem czarodziejów. Zaś z drugiej strony rozmowy z Sarą sprawiły, że chciałby zostać. Sam przed sobą nie chciał się przyznać, że polubił ją na tyle, że gdyby o coś poprosiła – zrobiłby to. Teraz doszło do tego jeszcze pożądanie, które zaskoczyło go i zdezorientowało.

Severus podrapał się po głowie i zaczął wspominać swoje życie seksualne. Było ono dalekie od ideału i w sumie niewiele by stracił gdyby pozostał prawiczkiem. Odkąd zakochał się w Lily marzył wiele razy, że zrobią to zaraz po ślubie. Wyobrażał ją sobie w białej sukni, szczęśliwą i rozpromienioną u jego boku… Niestety, nic z tego nie wyszło przez cholernego Pottera. Poczuł się niesamowicie zraniony, gdy zaczęła z nim chodzić. Tak bardzo, że próbował wywołać w niej zazdrość poprzez uwiedzenie jakiejś dziewczyny. Wtedy zrozumiał, że zdobywanie kobiecych serc to droga przez mękę. Właściwie żadna nie miała zamiaru z nim się umówić. Jedyna, która wyraziła jako-takie zainteresowanie wyglądała jakby była spokrewniona z trollami i wydzielała podobny zapach.

To, co działo się po zakończeniu szkoły Severus najchętniej wyrzuciłby z pamięci. Wstępując w szeregi śmierciożerców zaprzepaścił wszystkie swoje szanse u Lily. Zupełnie nie rozumiał jej niechęci. Czuł się wtedy taki dorosły, ważny i potężny. Miał wrażenie, że za chwilę będzie miał świat u swoich stóp, a Voldemort zrobi z niego swoją prawą rękę. Dlatego, gdy śmierciożercy szli znaleźć rozrywkę w mugolskim świecie Severus nie protestował. Najczęściej oznaczało to wypady do ekskluzywnych burdeli. Większość męskich zwolenników Voldemorta uważało, że pokazywanie młodym chłopakom, tego, co mogą zrobić mugolskie dziewczyny za pieniądze, dowodzi jak bardzo są ograniczone i nie mogą dorównać moralnością czarownicom. W ten sposób Severus stracił cnotę. Wprawdzie nie miał funduszy, ale umiejętnie rzucony confundus rozwiązywał problem.

Kolejną z rozrywek było chodzenie na potańcówki w celu uwodzenia dziewczyn. Dostawało się punkty za ilość przelecianych panienek. Liczyła się także ich uroda i poziom trudności w ich zdobyciu. Dodatkowe noty zyskiwało się, jeśli śmierciożerca nie użył czarów albo eliksirów. Najlepsi potrafili zabawiać się w toalecie z trzema dziewczynami na raz. Severus nigdy nie wygrał, a to z tego powodu, że żadna nie była nim zainteresowana. Mugolki odpychały go i wyśmiewały się z niego, ku uciesze jego kompanów. Dopiero, gdy zaczął dolewać dziewczynom ukradkiem amortencję do drinków zaczęły obdarzać go względami.

Severus brał udział w tych męskich wypadach do czasu, gdy dowiedział się, że Voldemort chce zabić Lily. Poczucie winy nie opuszczało go na chwilę, tak samo jak strach i wyrzuty sumienia. Przysięga złożona Albusowi podniosła go na duchu, ale nie trwało to długo. Śmierć Lily dobiła go tak bardzo, że stracił jakiekolwiek zainteresowanie płcią przeciwną. Jako nauczyciel w Hogwarcie nie miał tak naprawdę życia osobistego. W każdej chwili mógł być wezwany, poza tym i tak nie miałby, z kim się związać. Nauczycielki nie były atrakcyjne, a na uczennice nawet by nie spojrzał. Na szczęście był tak bardzo nielubiany, że żadna mu się nie narzucała.

Westchnął i skrzywił się. Chciał tylko spokoju, a tu Sara wyskoczyła ze swoją seksowną sukienką i go kusi! Tyle lat minęło od ostatniego stosunku z kobietą, że nie byłby pewny jak się zachować. Nie myślał o tych sprawach od dawna i dlatego tak bardzo go to wszystko zaskoczyło. Severus zaczął analizować swoją sytuację. Podstawową kwestią było to czy Sara zechciałaby z nim cokolwiek robić. Skoro nigdy nie udało mu się żadnej uwieść to uważał, że jest skazany na porażkę. Przecież nie powie: „Witaj Saro, chciałabyś odwiedzić moją przytulną celę dzisiaj wieczorem i przekonać się, czym jest prawdziwa magia?”.
- Na Merlina! Jestem totalnie beznadziejny w tych sprawach – jęknął żałośnie do samego siebie. – Jak tak dalej pójdzie to będę skazany na polerowanie różdżki do końca życia…