poniedziałek, 20 lutego 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 53 - Pożegnanie


Psycholog opanowała się bardzo szybko. W ciągu ułamka sekundy znikł strach z jej twarzy. W zamian za to pojawił się nieśmiały uśmiech na jej różowych ustach. Błękitne oczy nie były rozszerzone ze zdumienia. Sara patrzyła na Severusa ze spokojem i sprawiała wrażenie całkowicie pogodzonej z losem. Zrobiło to na nim spore wrażenie. Śledząc ją, wyobrażał sobie, że będzie przed nim uciekała, ogarnięta paniką lub błagała go na kolanach o litość. Ona jednak stała wyprostowana, a jej wzrok wyraźnie mówił, że przyjmuje, to co los jej przyniesie. Przypominała mu w tej chwili dumne damy z portretów w Hogwarcie lub wyrzeźbione w kamieniu antyczne boginie.

Severus już dawno nie spotkał nikogo, kto potrafił tak szybko ukryć emocje. Mimowolnie pomyślał, że Sara idealnie nadawałaby się na szpiega. Dzięki mugolskim sposobom potrafiła czytać w myślach, była inteligentna i opanowała uwodzenie do perfekcji. Mężczyzna w czerni poczuł, że złość mu mija. Im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej miękł. Dotychczas, tylko dla jednej kobiety mógł zrobić wszystko. Bił się z myślami, ponieważ zrozumiał, że dla Sary także mógłby nagiąć swoje zasady. W głębi serca modlił się, aby błagała go o wybaczenie. Wtedy okazałby wspaniałomyślność, wybaczając jej i zabierając ze sobą do Szanghaju. Ta wizja uświadomiła mu, że tym, czego najbardziej pragnie, jest spokój. Stateczne życie bez większych atrakcji, z dala od konfliktów, u boku ciepłej kobiety, którą Sara niewątpliwie była. Snape błyskawicznie skarcił się za podobne myśli. Pragnął jej, a nie kochał, a to robiło sporą różnicę. Nie powinien okazywać jej współczucia. Okłamała go, wybrała Poyntera i chciała naciągnąć na sporą sumę pieniędzy. Zasłużyła na karę.

Sara, widząc jego wewnętrzną bitwę, postanowiła odezwać się pierwsza:
- O czym dokładnie chcesz ze mną porozmawiać? – zapytała spokojnym tonem.
- O twoich sekretach i kłamstwach – warknął Severus.
- Tak, okłamałam cię – wyznała psycholog bez cienia skruchy. – Nie ma żadnego długu, nie jestem w Afryce, co pewnie zdążyłeś już zauważyć – dodała beztroskim tonem – oraz nie zamierzam spędzić z tobą reszty życia. Uciekłam, ponieważ zauważyłam, że nie przyjąłeś do wiadomości mojej odmowy. Znam cię wystarczająco długo, aby wiedzieć, że nie miałbyś oporów, aby użyć na mnie magii. Dlatego wymyśliłam bajeczkę o długu i Afryce, aby cię zmylić. Po prostu bałam się swoją wolną wolę. Wiem, że jako mugolka nie mam możliwości, aby się przed tobą obronić  – wyjaśniła bez ogródek.

Severus milczał przez dłuższą chwilą z powodu zdumienia i rozczarowania jednocześnie. Nic nie wyszło z jego planu. Był przekonany, że nawet jeśli Sara nie będzie błagać o wybaczenie, to chociaż będzie wymyślała kolejne kłamstwa, a on świetnie będzie się bawił, demaskując je, jedno po drugim. Bez wątpienia bała się go, ale jednocześnie starała się zachować resztki godności. Czarodziej poczuł, że do głosu dochodzą uczucia, do których nie chce się przyznać.
- Chciałaś wysłać mnie do Afryki i wyżebrać ode mnie sporą sumę pieniędzy – stwierdził ponuro.
- Och, to nie tak – Sara uśmiechnęła się blado. – Miałam nadzieję, że będziesz do mnie pisał. W następnym liście dałabym ci do zrozumienia, gdzie mogę się znajdować. Poczekałabym, aż tam się wybierzesz, a potem napisałabym, że koniec z nami, ponieważ znalazłam jakiegoś bogatego szejka czy kogoś w tym stylu. To był drugi wariant mojego planu – wyjaśniła. – Pierwszy zakładał, że znajdziesz pracę i nie będziesz chętny do wyprowadzki. Po upewnieniu się, że nie chcesz wyjechać, napisałabym list do ciebie z informacją, że wygrałam pieniądze w loterii, dzięki czemu spłaciłam dług – kontynuowała. – Nie chciałam się z tobą widzieć. Nie sądziłam, że dotrzesz do mnie. Byłam pewna, że jestem sprytna. Niestety, jesteś sprytniejszy… - westchnęła z żalem, podniosła jabłka i wsadziła je do miski.
- MOGŁAŚ MI PO PROSTU POWIEDZIEĆ, ŻE ZE MNĄ ZRYWASZ! – ryknął Severus.
- Ty byś grzecznie się z tym pogodził i wcale nie przemyciłbyś mnie za granicę w formie królika – odparła Sara z przekąsem. – Nie udawaj, że tego nie planowałeś.
- Nie planowałem! – fuknął czarodziej, chociaż wiedział, że nie mówi prawdy. – WIEM, ŻE ZWIĄZAŁAŚ SIĘ Z POYNTEREM! – zaatakował gwałtownie. - OBRAŻAŁ CIĘ, JA CIEBIE BRONIŁEM, A TY JAK GDYBY NIGDY NIC GŹDZISZ SIĘ Z NIM!

Psycholog wyglądała, jakby wybuch Severusa nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego krytycznie.
- Mógłbyś przestać wrzeszczeć – oznajmiła z naciskiem. – Nie jestem głucha. Sąsiedzi też nie, dlatego byłabym wdzięczna, gdybyś obniżył ton – dodała z niesmakiem.
Snape zgrzytnął zębami ze złości. Chciał ją wyprowadzić z równowagi, ale to mu się nie udawało. Zdenerwowała się na niego tylko raz, podczas kłótni w jej mieszkaniu w Londynie.
- Jeśli chodzi o Robina, to sprawa wygląda tak, że chwilowo mnie utrzymuje – zakomunikowała Sara. – Przez ciebie musiałam porzucić pracę. Przecież nie mogłam iść do Gawaina albo Kingsleya, aby poinformować ich, że miałam romans z więźniem. Wolałam złożyć wypowiedzenie, mimo że nie posiadałam dużych oszczędności. Obecnie szukam pracy i jak stanę na nogi, to od razu go rzucę – wyjaśniła z wrednym uśmiechem. – Nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie zapomniałam tego, co mówił i nadal jestem wdzięczna za to, że go zlałeś – spojrzała ciepło na Severusa.
- Mam ci w to uwierzyć? – zadrwił. – Dotarłem do twoich krewnych i dowiedziałem się wielu rzeczy o tobie i twoich kłamstwach.
- Wierz, w co chcesz – psycholog wzruszyła ramionami i zrobiła krok w jego kierunku. – Mówiłam prawdę, kiedy ci wyznałam, że mi się spodobałeś. Początkowo tak ciężko było do ciebie dotrzeć, że spisałam cię na straty. Jak się później okazało niepotrzebnie. Gdy udało mi się zwrócić twoją uwagę, to miałam nadzieję, że to będzie długi związek… - uśmiechnęła się smutno i popatrzyła głęboko w oczy Severusa. – Szkoda, że nigdy nie byłeś mój i nie będziesz.
- O co ci chodzi? – jej wyznanie zaintrygowało czarodzieja.
- O Lily – rzuciła krótko. – Mówiłeś, że po jej śmierci nie chciałeś być z żadną inną, ale ja sprawiłam, że zmieniłeś zdanie. Wiem, że to prawda, ale ja nie mogę być z mężczyzną, który na pierwszym miejscu stawia zmarły substytut miłości.
- Nie nazywaj jej tak!
- Będę – powiedziała Sara stanowczo. – Myślisz, że ją kochasz i przez to blokujesz swoje uczucia, które mógłbyś skierować na mnie – westchnęła znacząco.
- Ja ją…
- Tobie się tylko wydaje, że tak jest – psycholog błyskawicznie mu przerwała. – Obsesja nigdy nie będzie miłością. Wszystko, co mi powiedziałeś, świadczy, że zafiksowałeś się porządnie na jej punkcie.
- NIE PRAWDA! – ryknął urażony do żywego Severus.
- To jest prawda, której sobie nie uświadamiasz – nie zgodziła się z nim Sara. – Gdyby to było zdrowe uczucie, to pogodziłbyś się z odrzuceniem i zaczął żyć bez niej, a ty ciągle rozdrapywałeś rany na nowo, tworząc w głowie ideał, który po jakimś czasie przestał mieć cokolwiek wspólnego z oryginalną Lily. Gdyby Voldemort ci pozwolił, to zniewoliłbyś ją. Nigdy nie interesowały cię tak naprawdę jej uczucia. Gdybyś ją naprawdę kochał, to zrobiłbyś dla niej wszystko. Przede wszystkim pogodziłbyś się, że wybrała innego. Zaakceptowałbyś jej męża, a po śmierci zaadaptowałbyś ich dziecko. Nigdy tego nie zrobiłeś. Za to z lubością znęcałeś się nad Harrym tylko dlatego, że z wyglądu przypominał ojca – w głosie psycholog zabrzmiała pewność. – Jesteś zaborczy, chcesz kontrolować drugą osobę i zmienić ją według siebie, Severusie – oświadczyła i przysunęła się do niego.
- To wszystko nie prawda… - powiedział roztrzęsionym tonem.
- Co z tego, że jesteś inteligentny i fascynujący skoro nie da się z tobą wytrzymać? – spytała retorycznie, strzepując mu z płaszcza jakiś pyłek. – Jesteś mściwy, latami chowasz urazę i nie masz oporów przed krzywdzeniem innych. Wiem, że dałabym radę naprostować twoją psychikę, ale zajmie to zbyt wiele czasu i energii. Nie mam na to siły. Ten związek nie jest tego wart – położyła rękę na jego policzku. – Przykro mi – wyszeptała tonem, który wskazywał, że nie kłamie.

Gdyby nie fakt, że Robards śledził Severusa, to psycholog zostałaby w tym momencie przetransmutowana w królika i zabrana na Spinner’s End. Jej wyznanie połączone z dotykiem doprowadzały go do szaleństwa. Miał ochotę ją zniewolić i skrzywdzić, aby poczuła to samo co on. Chciał być panem jej życia i śmierci. Nigdy wcześniej nie żałował tak bardzo, że Voldemort przegrał wojnę. W czasie jego rządów Severus mógłby zrobić z Sarą, co tylko mu się spodoba. Nikt nie powiedziałby złego słowa, gdyby bawił się nią, a później zabił, gdy się już mu znudziła.
- To co? Zamienisz mnie w coś oślizgłego, będziesz mnie torturował czy pozbawisz mnie wolnej woli? – psycholog zdawała się czytać w jego myślach. – Zabijesz mnie? – ostatnie pytanie zadała drżącym głosem.
- Nic z tego – odparł ostro Snape i odepchnął jej rękę. – Masz szczęście, że nie mam ochoty znowu trafić do Azkabanu. Nie jesteś tego warta – warknął. – Zamiast tego poinformuję twojego kochasia o kilku faktach. Na pewno nie będzie zachwycony – oznajmił mściwym tonem.

Sara spojrzała na niego, jakby był niespełna rozumu.
- On wie, że z tobą nie zerwałam – zachichotała nerwowo. – Sam zaczarował twoją sowę, aby spała. Ta cała Afryka to był jego pomysł…
Snape wybiegł z jej mieszkania, złorzecząc pod adresem kobiet najgorsze przekleństwa. W jego życiu pojawiły się tylko dwie, które były godne zająć miejsce u jego boku. Obydwie go odrzuciły i wybrały mężczyzn, których szczerze nienawidził. Jedna i druga świadomie zrezygnowały z jego przyjaźni.

Otępiały z powodu wewnętrznego bólu i złości, poruszał się po Dublinie niczym ślepiec. Sam nie wiedział, dokąd zmierza. Nogi niosły go w nieznanym kierunku. Severus Snape uciekał jak najdalej. Czuł tyle sprzecznych emocji, że bał się, że wybuchnie i zrobi coś, czego będzie żałował. Jednocześnie miał ochotę wyć do księżyca oraz mordować wszystkich ludzi, których nienawidził. Szczerze żałował, że odrzucił ofertę babki. Przemęczyłby się ze staruchą kilkanaście lat i przejąłby majątek. Za żonę miałby jakąś młódkę, którą wychowałby na posłuszną mu osobę. Tylko że teraz było za późno, ponieważ nie zamierzał błagać Wilhelminy Prince o przebaczenie.

Severus stanął w miejscu i rozejrzał się nieprzytomnie. Nie wiedział, gdzie się znajduje, ani jak długo szedł pogrążony we własnych myślach. Zrozumiał, że przed podjęciem decyzji o swojej przyszłości musi pojawić się w domu. Szybko znalazł ustronne miejsce i teleportował się na Spinner’s End.

***

- Pan profesor gdzieś się wybiera? – spytał Draco, wskazując głową na otwarty kufer.
Severus zerknął na chłopaka i doszedł do wniosku, że przysłały go niebiosa. Zapukał do jego drzwi, akurat w tej chwili, kiedy najbardziej żałował, że Albus nie żyje, a z Dundym jest pokłócony. Snape miał ochotę ponarzekać na kobiety, a Amerykanin na pewno zrozumiałby przekaz, ponieważ sam nie raz to robił w Azkabanie. Podczas pakowania kufra samotność dała się mu się we znaki. Mógł wprawdzie uskuteczniać monolog w stronę Felixa, który nie miał umiejętności odpowiedzenia w ludzkiej mowie, ale na to nie miał ochoty. W obecnej sytuacji przybycie Draco było szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
- Chcę wyjechać jak najdalej stąd – wyjaśnił młodemu Malfoyowi. – Zbrzydł mi klimat Anglii.
- Nie wątpię – odparł chłopak i spojrzał znacząco w stronę najbliższego okna.

Gdy Severus teleportował się przed dom, zastał obraz nędzy i rozpaczy. Ktoś wykorzystał jego nieobecność i wypisał, gdzie się tylko dało, obelgi. Szyby w oknach zostały wybite, a ściany przyozdobione dodatkowo łajnobombami. Na wycieraczce znajdowała się kałuża złożona z najobrzydliwszych płynów, jakie miał do dyspozycji czarodziej. Fachowe oko i nos Severusa zidentyfikowały smoczy nawóz, śluz gumochłona, ekstrakt z żaby oraz ropę czyrakobulwy. Chuligan, który to wylał, musiał wcześniej przygotować się do ataku, ponieważ płyn śmierdział niemiłosiernie po poddaniu fermentacji.

Przekonany, że opuści te strony, czarodziej usunął zaklęciem tylko kałużę i wszedł do domu. Tam zajął się pakowaniem i tę czynność przerwała mu wizyta Draco.
- Czemu do mnie przyszedłeś? – zapytał chłopaka.
- Mam dług wdzięczności wobec pana. Gdyby nie pańska pomoc, to już byłbym martwy. Chciałem podziękować za to jeszcze raz – wyjaśnił Draco, a jego blade policzki lekko poróżowiały.
- Miło wiedzieć, że chociaż jedna osoba na tym świecie ma świadomość, że coś mi zawdzięcza – odparł Severus z goryczą.
- To fakt, że nie jest pan… hm… za bardzo lubiany – zgodził się z nim były uczeń. – Uważam, że ludzie źle patrzą na pańskie dokonania. Niektórzy opowiadają o panu tak niedorzeczne historie, że aż różdżka opada.
- Co o mnie mówią? – zainteresował się Snape.

Draco zerknął ponownie na wybite szyby w oknach i potarł dłońmi ramiona, aby je rozgrzać. Severus od razu zrozumiał, że zapowiada się dłuższa pogawędka. Wyciągnął różdżkę i sprawił, że kawałki szkła wskoczyły na swoje miejsce oraz scaliły się w jedność. Następnie skierował swoje myśli ku kominkowi. Sekundę później trzaskał w nim wesoło ogień. Zachęcony tymi gestami Draco, wyciągnął zza pazuchy butelkę wina i przetransmutował korek oraz pióro Felixa w kieliszki. Szczodrze nalał do nich napoju i podał jedno naczynie byłemu nauczycielowi.
- Z rodzinnej piwniczki. Jedno z uratowanych przed wujkiem Rudolfem – wyjawił. – Naprawdę dobry rocznik.

Severus nie znał się na winach na tyle, aby podjąć dyskusję z chłopakiem. Wyczuł w kieliszku cytrusową nutę i zapach dębowej beczki. Smakowało dobrze, więc pochwalił alkohol, a następnie wrócił do poprzedniego tematu.
- Zacząłeś mówić o… - zawiesił głos.
- Słyszałem ostatnio plotki, że miał pan romans w Azkabanie.
- Głupoty – oznajmił sucho Snape, mimo że czuł, jakby ktoś porwał jego duszę na strzępy.
- Tak myślałem – ucieszył się Draco. – Ktoś na pana poziomie nie związałby się z mugolską siostrą, tego kretyna Lockharta.
- To oczywiste – zgodził się były mistrz eliksirów i zerknął na ogień, jakby mógł nim zasklepić krwawiące rany w duszy.
- Wiem, że ostatnio zadawał się pan z Granger.
- Skąd?
- Kłapie o tym na prawo i lewo. Opowiada, że ją pan wykorzystuje.
- Tak? – jedna brew Severusa poszybowała w górę.
- Moja dziewczyna zmuszona jest wysłuchiwać jej jęków – wyjaśnił Draco podczas próby pogłaskania Felixa, który kłapnął na niego dziobem i ostentacyjnie poleciał w stronę żyrandola, skąd rzucał nieufne spojrzenia w stronę gościa.
- Czemu jej tak nienawidzisz? – Snape zadał pytanie, zanim pomyślał, co robi. – Teoria czystości krwi, w ogóle nie sprawdziła się w jej przypadku.
- Bo to wszystko jej wina! – chłopak wybuchł tak gwałtownie, że upuścił kieliszek z winem na dywan. - Potter jest półgłówkiem, Weasley debilem i to ona była mózgiem całej grupy. Ci dwaj nic by bez niej nie zrobili. Zniszczyła życie wielu ludzi, w tym moje! Nigdy jej tego nie zapomnę! - warknął, waląc pięścią w podłokietnik fotela. – Niech pan przyzna szczerze… jest pan zadowolony ze swojego życia po wyjściu z Azkabanu? Każdy wie, że gdyby Granger chciała, to na pewno użyłaby znajomości, aby pana uniewinnić!

Severus oderwał wzrok od dyszącego z gniewu Malfoya i się zamyślił. Przez chłopaka przemawiała nienawiść, ale miał trochę racji. Gdyby nie Granger to byłby martwy i nie miałby problemów z nienawidzącą go społecznością. Patrząc w oczy Pottera po ataku Nagini, Severus czuł szczęście i ulgę, ponieważ wiedział, że zaraz dołączy do Lily. Tak się jednak nie stało. Granger uratowała go wbrew jego woli, niechętnie broniła przed Wizengamotem i pozwoliła, aby ktoś ukradł jego wspomnienia. Gdyby nie jej interwencja dawno byłby martwy i nie musiałby przeżywać katuszy związanych z odrzuceniem przez Sarę.
- Tak, ma sporo rzeczy na sumieniu… - wydyszał Snape, zaraz po tym, jak dopił wino jednym haustem.
- Ja bym się na niej zemścił – oznajmił nieoczekiwanie Draco, podczas nalewania nowej porcji napoju byłemu nauczycielowi.
- Niby jak? – spytał Severus z ironią, pociągając spory łyk wina.
- Łącząc przyjemne z pożytecznym – powiedział blondyn z błyskiem w oku. – Granger szuka współlokatora, odkąd moja dziewczyna się od niej wyprowadziła. To wprost wymarzona…
- Zaraz! – przerwał mu błyskawicznie mężczyzna w czerni. – Ty naprawdę myślisz, że chciałbym zamieszkać z nią i jej dzieckiem? – zadał pytanie, chichocząc.
- To jej siostra – sprostował Draco. – Czasem opiekuje się nią w weekendy. Na co dzień jest sama, ponieważ zerwała kontakty z większością znajomych. Nawet z Potterem – dodał z wrednym uśmiechem. – Przekonał się o tym, o czym zawsze wiedziałem. Kobiety to podłe istoty. Zaufasz takiej, zaprzyjaźnisz się, a ona posyła ci avadę w plecy…

Snape wypił duszkiem kolejną lampkę wina. Dało mu to czas na zastanowienie się. Najpierw zakwalifikował pomysł Malfoya pomiędzy określeniem „niedorzeczny” i „kretyński”, ale szybko zrozumiał, że nie jest taki głupi, jak na pierwszy rzut oka wygląda. Zaskoczyło go to, że poczuł naprawdę silną chęć odegrania się na dziewczynie. Po słowach Draco chciał zniszczyć komuś życie, tak samo, jak wszyscy niszczyli jego. Sara odpadała ze względu na Robardsa. Jednak mieszkając u Granger, mógłby doprowadzać dziewczynę do szału bez większych konsekwencji i doskonale się przy tym bawiąc. Po tej myśli pragnienie wyładowania złości na byłej uczennicy było tak silne, że nie chciał czekać ani chwili dłużej. Nie mógł skupić się na niczym innym. Musiał koniecznie spakować się jak najszybciej i znaleźć się w jej domu.
- Draco, zawsze wiedziałem, że jesteś moim najlepszym uczniem! – pochwalił chłopaka. – Twój pomysł jest naprawdę genialny!
- Wiem – młody Malfoy napuszył się niczym sowa. – Pomóc spakować się panu?
- Tak! – zgodził się Snape i przystąpił do pracy z takim entuzjazmem, który sam go zdumiewał. – Pragnę jak najszybciej się u niej znaleźć.
- Jak ją pan przekona? – dopytywał Draco. – Może się nie zgodzić – zauważył.
- Wiem jak sprawić, że będzie chciała współpracować – odparł Severus z wrednym uśmiechem, a potem zaczął gwałtownie chichotać na myśl, jaką minę będzie miała dziewczyna, gdy się u niej zjawi.

Malfoy nie skomentował tego wybuchu wesołości. Jednym machnięciem różdżki posłał wino i kieliszki w niebyt. Następnie pomógł zapakować książki do kufra. Kilkanaście minut później Severus był gotowy. Zagonił Felixa do klatki i umieścił ją na szczycie bagażów. Draco pożegnał się z nim, życzył powodzenia i znikł za rogiem domu.

***

Na ulicy, przy której mieszkała Hermiona, zapadła cisza. Większość jej mieszkańców ułożyła się do snu. Tylko w nielicznych oknach paliło się światło. Hermiona nadal wypełniałaby raporty dla Mafaldy, gdyby nie głośny trzask, który oznaczał teleportację. Dziewczyna zaklęła pod nosem, gdy usłyszała, że ktoś wali gwałtownie do jej drzwi od strony ogrodu. Nie miała ochoty nikogo widzieć. Harry nie raz próbował się do niej dostać, aby namówić ją na wizytę u psychologa. Czasem towarzyszyła mu Ginny. Hermiona za każdym razem kazała się im wynieść, ponieważ domyśliła się już dawno, że zgadali się z jej rodzicami i planują zamknięcie jej w zakładzie dla psychicznie chorych. Wprawdzie nie miała na to dowodów, ale jej intuicja i umiejętność kojarzenia odległych faktów, sprawiały, że nie mogła się mylić. Owszem, wiedziała, że ma mały problem z sypianiem i trochę schudła z powodu zbyt dużej ilości pracy, ale nie uważała tego za coś, co wymagało konsultacji z lekarzem. Jej rodzina i przyjaciele wykazywali przesadną troskę i musiała z tego powodu ograniczyć kontakty z nimi. Jedyną osobą, która mogła być u niej, ile chciała, była Suzanne.
- Znowu pan? – jęknęła ze zgrozą, gdy zobaczyła na progu mężczyznę spowitego w czerń. – Czego tym razem pan ode mnie chce?
- Oddać ci książki – oznajmił Severus, nietypowym dla siebie głosem. – Mam je w kufrze. Wpuść mnie, to je dostaniesz.
- No dobrze… - zgodziła się niechętnie dziewczyna i odsunęła, robiąc przejście.

Snape wtaszczył kufer i klatkę do jej salonu. Zdjął płaszcz i rzucił go niedbale na kanapę. Klatkę z ptakiem położył na stoliku, a Krzywołap od razu do niej przybiegł, aby obwąchać zawartość, która zaczęła pohukiwać ostrzegawczo. Były mistrz eliksirów otworzył kufer i zaczął przeszukiwać jego zawartość. Hermiona zauważyła, że jego ruchy są inne niż zwykle. Bardziej zamaszyste i zdecydowanie mniej precyzyjne.
- Tu są! – zawołał z takim entuzjazmem, że dziewczyna od razu zauważyła, że coś jest nie tak. – Oddaję wszystkie! – rzucił je na stolik, wyraźnie zadowolony z siebie.

Krzywołap zeskoczył gwałtownie na dywan, gdy książki uderzyły w stół kilka cali od niego. Popatrzył z urazą na Severusa, prychnął i uciekł po schodach na piętro. Do Hermiony dotarło, że jej były nauczyciel jest pod wpływem alkoholu.
 - Dziękuję – mruknęła. – Miałam nadzieję, że wyśle je pan pocztą – dodała z wyrzutem.
- I tak musiałem się u ciebie pojawić – odparł, siadając na kanapie. – Wygodnie tu – oznajmił tonem, jakby zrobił wielkie odkrycie i zaczął delikatnie podskakiwać na siedzeniu, aby sprawdzić jakość sprężyn. – Podoba mi się. Zostaję na dłużej – oświadczył z powagą.

Hermiona nie wiedziała co robić. Miała w salonie pijanego mężczyznę, który właśnie powiedział, że ma zamiar u niej zamieszkać.
- Nie ma takiej możliwości! – zawołała przerażonym tonem.
- Wiem, że szukasz współlokatora. Będę płacił czynsz w terminie.
- Nigdy z panem nie zamieszkam! – oburzyła się Hermiona.
- Owszem, zamieszkasz – oznajmił Snape z pewnością i uśmiechnął się kpiąco.
- Nie ma takiej, kurwa, możliwości! – wrzasnęła czarownica, doprowadzona do rozpaczy.
- Minus dwadzieścia punktu dla Gryffindoru za słownictwo!
- Nie jestem uczennicą, a pan nie jest nauczycielem!
- Zostaję – powtórzył Snape i wyciągnął z kufra coś, co wyglądało na sporą kupkę pergaminów. Rzucił ją w stronę dziewczyny. – Masz! Czytaj! – rozkazał ze złością. – To wszystko twoja wina!

Hermiona poczuła, że zaraz wyciągnie różdżkę i rzuci klątwę na mężczyznę. Jak śmiał wpraszać się do niej, chociaż wyraźnie sobie tego nie życzyła? Dlaczego powiedział, że te listy to jej wina? Wzięła kilka z brzegu i przebiegła po nich szybko wzrokiem. Większość była naprawdę obraźliwa, chociaż zdarzały się wyjątki. Ktoś wykazał się dowcipem i napisał w wiadomości „Twoja matka była chomikiem, a twój ojciec śmierdział skisłymi jagodami! Pierdzę ogólnie w twoim kierunku!”. Czarownica nawet roześmiałaby się, ale sytuacja sprawiła, że się nie odważyła. Snape wpatrywał się w nią intensywnie, a w jego czarnych oczach widać było iskierki szaleństwa.
- Dlaczego uważa pan, że to moja wina? – zadała mu pytanie.
- Bo mnie uratowałaś! – oznajmił z oburzeniem. – Nie pomyślałaś, że ja wcale nie chciałem żyć. Jestem mistrzem eliksirów – oświadczył z naciskiem. – Gdybym miał taką ochotę, to zrobiłbym antidotum na jad węża i nosiłbym przy sobie! Przez ciebie moje życie jest piekłem. Mój dom jest obrzucany łajnobombami, wyjce wybuchają, paląc dywan i narażając na utratę słuchu oraz ciągle ktoś mnie obraża!
- To dlatego mój dywan ma być spalony? – prychnęła z wyrzutem Hermiona.
- Rzuciłem na siebie zaklęcie odpierające. Tylko moja sowa będzie mogła mnie znaleźć – wyjaśnił ponuro. – Mój stary adres znają chyba wszyscy…
– Nie interesują mnie pańskie problemy!
- A powinny! – Snape wstał gwałtownie z kanapy. – Jeśli mi nie pozwolisz tutaj zostać, to się zabiję! Jestem ciekawy, jak wywabisz plamy krwi z tego śnieżnobiałego dywanu! - kiedy przemówił, każda sylaba drgała wściekłym gniewem. – Uratowałaś mnie i skazałaś na nędzne życie. Chcę tylko ukryć się z dala od czarodziejów w mugolskim świecie. Czy proszę o tak wiele!?

Hermiona przestraszyła się jego reakcji. Snape wyglądał na ogarniętego szaleństwem. To, że był pijany, nie polepszało sytuacji. Mógł wybuchnąć w każdej chwili, a konsekwencje mogły być groźne. Stwierdziła, że nie ma po co pogarszać sprawy.
- No dobrze! Niech pan zostanie! – zgodziła się błyskawicznie. – Jutro pomówimy o szczegółach. Teraz niech pan idzie spać – zaproponowała.
- Jak sobie życzysz – odparł Snape, a jego ton wskazywał, że zaczął się uspokajać. – Gdzie mam spać?
- Na kanapie – wyjaśniła sucho Hermiona i skierowała swoje kroki ku schodom.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”! – warknęła, wchodząc na pierwszy stopień. – Jest późno, rano idę do pracy, czas spać. Jutro porozmawiamy! – ucięła dyskusję, patrząc się groźnie na byłego nauczyciela. – Dobranoc! – rzuciła przez ramię.

Będąc w swoim pokoju, rzuciła na drzwi wszystkie możliwe zaklęcia zamykające. Chwilę po tym zgasiła światło i siadła na łóżku nasłuchując. Minuty mijały jedna za drugą, a ona nie usłyszała niczego podejrzanego. Dopiero po godzinie odważyła się wyjść z pokoju. Zdjęła zaklęcia z drzwi i ostrożnie doszła do schodów, stąpając na palcach. Światło w salonie było zgaszone i jedyne co usłyszała to równy oddech śpiącego mężczyzny. Dopiero wtedy odetchnęła z ulgą.
- Muszę zaryzykować i powiedzieć jutro o tym Harry’emu – postanowiła, kładąc się do łóżka. – Niech weźmie Snape’a do siebie. Grimmauld Place bardziej do niego pasuje, a Harry tak go zawsze broni, że nie powinien mieć nic naprzeciw. Tylko ciekawe co Ginny na to… - zachichotała złośliwie tuż przed zaśnięciem.