Poprzedni wpis na blogu pokazał
wam jak na co dzień żyję. Wysyłaliście mi tyle e-maili z pytaniami kim jestem i
prośbami abym opisał coś o sobie, że postanowiłem poświęcić temu osobny post.
Aha, bardzo dziękuję tym którzy wysłali mi numery do poradni psychiatrycznych
oraz dane swoich psychologów! Dbacie o mnie, jestem wdzięczny, kocham was!
Urodziłem się w rodzinie czystej
krwi czarodziejów. Matka mnie uwielbiała… tak bardzo, że ojciec z zazdrości
spakował manatki i uciekł z sekretarką.
Gdy zjawiłem się w Hogwarcie od
razu wiedziałem, że będę KIMŚ. Zostałem przydzielony do Gryffindoru, ale ta
stara czapka chciała mnie także mieć w Slytherinie. Nie mogłem się rozdwoić
więc wybrałem ten pierwszy dom. Od razu znalazłem tam kumpli. James, Syriusz i
Lupin błagali mnie na kolanach abym się z nimi przyjaźnił. Zgodziłem się, chciałem, aby mieli coś od życia i zasmakowali sławy w cieniu MNIE. Ha, ha, to były
czasy. Czego my nie robiliśmy! Wymykaliśmy się ze szkoły, Remus bawił się w
wilkołaka, a my w inne zwierzęta. Od razu zaznaczam, że miałem najlepsze oceny, ale w przeciwieństwie Lupina nie musiałem się uczyć. Patrzajcie jaki przaśny chłop ze mnie był:
Hmmm… wspomniałem, że ta ruda
Lily Evans leciała na mnie? Przez pewien czas kręciliśmy ze sobą. Nawet
wymyśliłem dla niej taką piosenkę, leciała jakoś tak:
„Nie brunetki, nie blondynki. Ja wolę rude!
Kilka drinków, dobry bajer. To nie będzie trudne.
Chociaż ludzie czasem mówią że rude są wredne
Ja nie wierze takim ludziom, ja nie wierze w takie
brednie.”
Rozpaczała, gdy z nią zerwałem,
potem się ogarnęła i wyszła za Jamesa.
Nie wierzycie? Macie tutaj dowód, to jest walentynka, którą mi przesłała w 6 klasie:
Tutaj zacznie się bardzo smutna
historia. Ostrzegam! Weźcie chusteczki!
Syriusz, nasz wspaniały
przyjaciel okazał się zdrajcą. Doprowadził do śmierci biednej Lily i Jamesa.
Jak się o tym dowiedziałem to ogarnęła mnie taka wściekłość, że…. Argh! Wziąłem
różdżkę i postanowiłem się z nim rozprawić. Dopadłem go na mugolskiej ulicy.
Już mieliśmy się pojedynkować, gdy żal ścisnął me serce…
Nie zrozumcie mnie źle… jestem
dzielny, mężny, wspaniały, potrafię latać na miotle do góry nogami bez
trzymanki i przy okazji wygrywać hymn Mongolii na fujarce… Wspominałem, że mam
Order Merlina Pierwszej Klasy? A, że wynalazłem w piątej klasie 12 sposobów na
wykorzystanie smoczej krwi? Potem mi je gwizdnął Albus Dumbledore - a to podły
kradziej!
O czym to ja…? A… jestem odważny
i naprawdę chciałem pokonać Syriusza, ale w mojej naturze jest także dobroć i
współczucie… Zapłakałem nad przyszłym losem mego dawnego przyjaciela i BUM!!!
Syriusz rozpizgnął wszystko w
promieniu 20 metrów. Biedny, poraniony, bez jednego palca, ledwo żywy… skryłem
się w kanałach… nikt nie mógł oglądać mej poparzonej przez zaklęcie twarzy…
Kanałami trafiłem do Paryskiej Opery. Nałożyłem maskę na twarz… Nie poddałem
się, nadal ćwiczyłem grę na pianinie, tam gdzie był potrzebny mój utracony
palec wspomagałem się językiem. Później nauczyłem jakąś młódkę jak się śpiewa
bo ona to, prawdę mówiąc, strasznie skrzeczała. Słyszałem, że grała w jakimś
filmowym gniocie… Nazywało się to Smocze Jajca czy jakoś tak…
Wróciłem do Anglii i tam, kolejne
BUM!!! Zostałem złapany przez wstrętną rodzinę rudych wypierdków. Wprawdzie karmili
mnie, poili, pozwalali spać na miękkiej poduszeczce, ale zmuszali mnie do bycia
szczurem na okrągło: w dzień i w noc! Dobrze czytacie! SZCZUR 24 NA DOBĘ,
SIEDEM DNI W TYGODNIU. To już nawet korposzczury mają czasem wolne! Nabawiłem
się traumy i zaczęło mi oko latać… Patrzcie, o tak!
Mrug, mrug, mrug.
Potem zostałem zabrany do
Hogwartu gdzie czyhała na mnie wstrętna kreatura: krzyżówka kota z rozjechanym
oposem. Takie to było krzywe, płaskie i śmierdziało. Przez to nabawiłem się
drugiej traumy i zaczęło mi drugie oko latać. Dzięki temu mogę znowu mrugać
nimi równo. O tak:
Mrug-mrug, mrug-mrug, mrug-mrug.
Uwaga! Teraz będzie drastycznie!
Okazało się że Syriusz uciekł z
Azkabanu. No i umyślił sobie w tym głupim łbie, że musi mnie ukatrupić. Zgadał
się z wilkołakiem Remusem. Musiałem uciekać! Jestem dzielny, mężny i wspaniały…
ale wiecie, było ich dwóch więc to była niesamowita przewaga liczebna, macie tu
dowód:
1 + 1 = 2
2 =/= 1
1 = śmierć na miejscu
Musiałem wybrać ucieczkę. Nie
oceniajcie mnie źle, proszę!
Zacząłem podróżować, dotarłem do
Albańskiej puszczy (nie wiedziałem, że taki kraj jak Albania istnieje) i tam
medytowałem. Chciałem osiągnąć nirwanę albo oddać się pracy charytatywnej przy
budowaniu gniazd dziubdziubów. Nie było mi to dane… Pewnego dnia, spotkałem
małego przyjaznego duszka… czyli Voldemorta. No dobra, nie był przyjazny. Nie
był mały. Zaczęliśmy rozmawiać i tak on do mnie mówi:
- Glizdogonie, nie zdajesz sobie
nawet sprawy z tego, jak jesteś ważny. Dopiero zaczynasz odkrywać swoją moc.
Przyłącz się do mnie. A ja dokończę twój trening i razem zaprowadzimy porządek
w galaktyce!
- Nigdy się do ciebie nie
przyłączę! – tak mu odpowiedziałem.
- Gdybyś znał tylko potęgę
ciemnej strony… Albus Dumbledore nie powiedział ci nigdy, co się stało z twoim
ojcem?
- Powiedział mi wystarczająco
wiele. Uciekł z sekretarką!
- Fakt Glizdogonie… Ale potem go niedźwiedź
zjadł w Kanadzie!
- Nie… nie… to nieprawda. To
niemożliwe!
- Zaufaj swoim uczuciom. Wiesz,
że to prawda. Zostałeś sam jak twój palec w szkatułce twojej zmarłej matki!
Przyłącz się do mnie, a zostaniesz moim niewolnikiem, nianią, kucharką, praczką,
sprzątaczką i okazjonalnie kozłem ofiarnym…
To była tak cudowna oferta, że
nie mogłem odmówić. To znaczy, ten biedny mały duszek napełnił me serce taką
ilością współczucia, że musiałem mu pomóc. Moje dobre, szlachetne wnętrze aż
rwało się do bohaterskich czynów. A czymże to jest jak nie chęcią niesienia
pomocy biednemu, niezrozumiałemu duszkowi ze skłonnościami do psychopatii? Razem
odszukaliśmy Nagini, która jest wredną, syczącą parówą i która chyba wie, że
jestem szczurem. To znaczy… że czasem zamieniam się w wyjątkowych
okolicznościach w miłego i słodkiego szczurka…. Tak swoją drogą oglądaliście
Ratatuja? Grałem tam główną rolę :D
O czym to ja…? A! Znaleźliśmy
Nagini i dzięki jej jadowi Mój Pan został małym, słodkim brzdącem… który jest
niezłym sadystą… ale może to tylko bunt dwulatka? Muszę zajrzeć na jakieś forum
dla mamusiek. Tam na pewno znajdę odpowiedź… Chwilka… Nie, to nie bunt dwulatka
- to kryzys wieku średniego.
Ale wróćmy do wspominek, ho, ho,
tak, tak! Tyle się działo! W Albanii spotkałem Bertę Jorkins, Voldemort trochę
się nią pozabawiał i dowiedzieliśmy się, że Barty Crouch Senior więzi Barty’ego
Croucha Juniora. Nie pozostało nam nic innego jak przebrać się za cygankę z
dzieckiem (bo Voldemort przybrał już postać oseska) i wyruszyć w podróż
powrotną do Wielkiej Brytanii. Teraz siedzimy w Little Hangleton bo mojemu Panu
sentymentów się zachciało. Pielgrzymki do domu swoich przodków uskutecznia… A
ja cierpię łażąc po tej zapadłej wiosce z laptopem i szukając
niezabezpieczonego hasłem internetu aby wysłać wam ten post! Widzicie jak się
dla was poświęcam!?
P.s. – co sądzicie o tych śpioszkach? Będą się
Voldusiowi podobać? Są takie słitaśne!