niedziela, 8 listopada 2015

Voldemort ubiera się u Madame Malkin: Rozdział 2 – Cudowny, wspaniały, jedyny i niepowtarzalny GLIZDOGON!

Poprzedni wpis na blogu pokazał wam jak na co dzień żyję. Wysyłaliście mi tyle e-maili z pytaniami kim jestem i prośbami abym opisał coś o sobie, że postanowiłem poświęcić temu osobny post. Aha, bardzo dziękuję tym którzy wysłali mi numery do poradni psychiatrycznych oraz dane swoich psychologów! Dbacie o mnie, jestem wdzięczny, kocham was!

Urodziłem się w rodzinie czystej krwi czarodziejów. Matka mnie uwielbiała… tak bardzo, że ojciec z zazdrości spakował manatki i uciekł z sekretarką.

Gdy zjawiłem się w Hogwarcie od razu wiedziałem, że będę KIMŚ. Zostałem przydzielony do Gryffindoru, ale ta stara czapka chciała mnie także mieć w Slytherinie. Nie mogłem się rozdwoić więc wybrałem ten pierwszy dom. Od razu znalazłem tam kumpli. James, Syriusz i Lupin błagali mnie na kolanach abym się z nimi przyjaźnił. Zgodziłem się, chciałem, aby mieli coś od życia i zasmakowali sławy w cieniu MNIE. Ha, ha, to były czasy. Czego my nie robiliśmy! Wymykaliśmy się ze szkoły, Remus bawił się w wilkołaka, a my w inne zwierzęta. Od razu zaznaczam, że miałem najlepsze oceny, ale w przeciwieństwie Lupina nie musiałem się uczyć. Patrzajcie jaki przaśny chłop ze mnie był:


Hmmm… wspomniałem, że ta ruda Lily Evans leciała na mnie? Przez pewien czas kręciliśmy ze sobą. Nawet wymyśliłem dla niej taką piosenkę, leciała jakoś tak:

„Nie brunetki, nie blondynki. Ja wolę rude!
Kilka drinków, dobry bajer. To nie będzie trudne.
Chociaż ludzie czasem mówią że rude są wredne
Ja nie wierze takim ludziom, ja nie wierze w takie brednie.”

Rozpaczała, gdy z nią zerwałem, potem się ogarnęła i wyszła za Jamesa.

Nie wierzycie? Macie tutaj dowód, to jest walentynka, którą mi przesłała w 6 klasie:



Tutaj zacznie się bardzo smutna historia. Ostrzegam! Weźcie chusteczki!

Syriusz, nasz wspaniały przyjaciel okazał się zdrajcą. Doprowadził do śmierci biednej Lily i Jamesa. Jak się o tym dowiedziałem to ogarnęła mnie taka wściekłość, że…. Argh! Wziąłem różdżkę i postanowiłem się z nim rozprawić. Dopadłem go na mugolskiej ulicy. Już mieliśmy się pojedynkować, gdy żal ścisnął me serce…

Nie zrozumcie mnie źle… jestem dzielny, mężny, wspaniały, potrafię latać na miotle do góry nogami bez trzymanki i przy okazji wygrywać hymn Mongolii na fujarce… Wspominałem, że mam Order Merlina Pierwszej Klasy? A, że wynalazłem w piątej klasie 12 sposobów na wykorzystanie smoczej krwi? Potem mi je gwizdnął Albus Dumbledore - a to podły kradziej!

O czym to ja…? A… jestem odważny i naprawdę chciałem pokonać Syriusza, ale w mojej naturze jest także dobroć i współczucie… Zapłakałem nad przyszłym losem mego dawnego przyjaciela i BUM!!!

Syriusz rozpizgnął wszystko w promieniu 20 metrów. Biedny, poraniony, bez jednego palca, ledwo żywy… skryłem się w kanałach… nikt nie mógł oglądać mej poparzonej przez zaklęcie twarzy… Kanałami trafiłem do Paryskiej Opery. Nałożyłem maskę na twarz… Nie poddałem się, nadal ćwiczyłem grę na pianinie, tam gdzie był potrzebny mój utracony palec wspomagałem się językiem. Później nauczyłem jakąś młódkę jak się śpiewa bo ona to, prawdę mówiąc, strasznie skrzeczała. Słyszałem, że grała w jakimś filmowym gniocie… Nazywało się to Smocze Jajca czy jakoś tak…


Wróciłem do Anglii i tam, kolejne BUM!!! Zostałem złapany przez wstrętną rodzinę rudych wypierdków. Wprawdzie karmili mnie, poili, pozwalali spać na miękkiej poduszeczce, ale zmuszali mnie do bycia szczurem na okrągło: w dzień i w noc! Dobrze czytacie! SZCZUR 24 NA DOBĘ, SIEDEM DNI W TYGODNIU. To już nawet korposzczury mają czasem wolne! Nabawiłem się traumy i zaczęło mi oko latać… Patrzcie, o tak!

Mrug, mrug, mrug.

Potem zostałem zabrany do Hogwartu gdzie czyhała na mnie wstrętna kreatura: krzyżówka kota z rozjechanym oposem. Takie to było krzywe, płaskie i śmierdziało. Przez to nabawiłem się drugiej traumy i zaczęło mi drugie oko latać. Dzięki temu mogę znowu mrugać nimi równo. O tak:

Mrug-mrug, mrug-mrug, mrug-mrug.

Uwaga! Teraz będzie drastycznie!

Okazało się że Syriusz uciekł z Azkabanu. No i umyślił sobie w tym głupim łbie, że musi mnie ukatrupić. Zgadał się z wilkołakiem Remusem. Musiałem uciekać! Jestem dzielny, mężny i wspaniały… ale wiecie, było ich dwóch więc to była niesamowita przewaga liczebna, macie tu dowód:

1 + 1 = 2
2 =/= 1
1 = śmierć na miejscu

Musiałem wybrać ucieczkę. Nie oceniajcie mnie źle, proszę!

Zacząłem podróżować, dotarłem do Albańskiej puszczy (nie wiedziałem, że taki kraj jak Albania istnieje) i tam medytowałem. Chciałem osiągnąć nirwanę albo oddać się pracy charytatywnej przy budowaniu gniazd dziubdziubów. Nie było mi to dane… Pewnego dnia, spotkałem małego przyjaznego duszka… czyli Voldemorta. No dobra, nie był przyjazny. Nie był mały. Zaczęliśmy rozmawiać i tak on do mnie mówi:

- Glizdogonie, nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak jesteś ważny. Dopiero zaczynasz odkrywać swoją moc. Przyłącz się do mnie. A ja dokończę twój trening i razem zaprowadzimy porządek w galaktyce!
- Nigdy się do ciebie nie przyłączę! – tak mu odpowiedziałem.
- Gdybyś znał tylko potęgę ciemnej strony… Albus Dumbledore nie powiedział ci nigdy, co się stało z twoim ojcem?
- Powiedział mi wystarczająco wiele. Uciekł z sekretarką!
- Fakt Glizdogonie… Ale potem go niedźwiedź zjadł w Kanadzie!
- Nie… nie… to nieprawda. To niemożliwe!
- Zaufaj swoim uczuciom. Wiesz, że to prawda. Zostałeś sam jak twój palec w szkatułce twojej zmarłej matki! Przyłącz się do mnie, a zostaniesz moim niewolnikiem, nianią, kucharką, praczką, sprzątaczką i okazjonalnie kozłem ofiarnym…

To była tak cudowna oferta, że nie mogłem odmówić. To znaczy, ten biedny mały duszek napełnił me serce taką ilością współczucia, że musiałem mu pomóc. Moje dobre, szlachetne wnętrze aż rwało się do bohaterskich czynów. A czymże to jest jak nie chęcią niesienia pomocy biednemu, niezrozumiałemu duszkowi ze skłonnościami do psychopatii? Razem odszukaliśmy Nagini, która jest wredną, syczącą parówą i która chyba wie, że jestem szczurem. To znaczy… że czasem zamieniam się w wyjątkowych okolicznościach w miłego i słodkiego szczurka…. Tak swoją drogą oglądaliście Ratatuja? Grałem tam główną rolę :D


O czym to ja…? A! Znaleźliśmy Nagini i dzięki jej jadowi Mój Pan został małym, słodkim brzdącem… który jest niezłym sadystą… ale może to tylko bunt dwulatka? Muszę zajrzeć na jakieś forum dla mamusiek. Tam na pewno znajdę odpowiedź… Chwilka… Nie, to nie bunt dwulatka - to kryzys wieku średniego.

Ale wróćmy do wspominek, ho, ho, tak, tak! Tyle się działo! W Albanii spotkałem Bertę Jorkins, Voldemort trochę się nią pozabawiał i dowiedzieliśmy się, że Barty Crouch Senior więzi Barty’ego Croucha Juniora. Nie pozostało nam nic innego jak przebrać się za cygankę z dzieckiem (bo Voldemort przybrał już postać oseska) i wyruszyć w podróż powrotną do Wielkiej Brytanii. Teraz siedzimy w Little Hangleton bo mojemu Panu sentymentów się zachciało. Pielgrzymki do domu swoich przodków uskutecznia… A ja cierpię łażąc po tej zapadłej wiosce z laptopem i szukając niezabezpieczonego hasłem internetu aby wysłać wam ten post! Widzicie jak się dla was poświęcam!?

P.s. – co sądzicie o tych śpioszkach? Będą się Voldusiowi podobać? Są takie słitaśne!