poniedziałek, 21 listopada 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 43 – Dzień z życia Severusa


Rok dwutysięczny przyniósł znaczące zmiany w Azkabanie. Kingsley Shacklebolt co raz bardziej wzorował się na mugolskim systemie penitencjarnym co prowadziło do kolejnych reform. Pierwsza z nich sprawiła, że odseparowano więźniów osadzonych dożywotnio od tych, którzy mieli krótsze wyroki. Oddzielono także kobiety od mężczyzn po tym jak Alecto Carrow zaszła w ciążę. Nie wiadomo było w jaki sposób to się stało, ani kto jest ojcem, ponieważ sama zainteresowana milczała na ten temat, ale przypuszczano, że był to ktoś kto zamieszkał w Azkabanie na dłużej.

Specjalny zespół czarodziejów harował przez dwa miesiące, aby przy pomocy magii przeorganizować i powiększyć więzienie. Cele zyskały dodatkowy metraż dzięki czemu w jednej mogło mieszkać kilka osób. Azkaban dorobił się skrzydła szpitalnego, ponieważ wcześniej należało przetransportować chorych do Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga. Kilku więźniów próbowało w tym czasie uciec, dlatego postanowiono, że trzeba zorganizować pomieszczenia medyczne na miejscu.

Oprócz tego w Azkabanie pojawiła się sala gimnastyczna, biblioteka oraz klasy, w których skazani mogli szkolić się w wybranym zawodzie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby przestępcom różdżek do ręki, dlatego Kingsley zdecydował o nauczaniu mugolskich rzeczy. Pojawiły się takie kursy jak malowanie, garncarstwo, śpiew, instrumenty muzyczne, gotowanie lub hodowla warzyw oraz owoców w szklarni na dachu Azkabanu.

Zmieniono także organizację więzienia. Każde piętro miało swoje przeznaczenie. Te, na których mieszkali osadzeni zostały podzielone na oddziały, a każdy z nich miał swojego opiekuna. Głównym kryterium doboru był czas wyroku. Severus aktualnie przebywał w takim, w którym więźniom zostało kilka miesięcy do wyjścia na wolność. Mieli tam najwięcej swobody. Cele były otwierane o siódmej rano, aby osadzeni przed śniadaniem mogli udać się do łazienek ulokowanych na końcu korytarza. Do tego dochodziło obowiązkowe pościelenie łóżek. Każdy z więźniów musiał dbać o porządek, ponieważ było to sprawdzane przez służby porządkowe i odnotowywane.

Snape nie miał najmniejszej ochoty budzić się tak wcześnie, ale nie miał wyboru. Mieszkańcy innych cel zaczynali rozmawiać ze sobą, co sprawiało, że gruby mury wypełniały się większym lub mniejszym gwarem. Do tych dźwięków dołączał pośpieszny tupot stóp, kiedy grupki wyruszały ku łazience. Severus nadal nie rozumiał czemu większość osób tłoczy się w kolejce skoro można było poczekać pół godziny w celi. W tym czasie robiło się znacznie luźniej.  Mężczyzna westchnął z politowaniem dziwiąc się takiej głupocie i spojrzał w stronę kalendarza. Pod nazwą miesiąca widniał obrazek przedstawiający kotka bawiącego się ze szczeniakiem wśród kwiatów. Był to prezent Bożonarodzeniowy od Sary, która uważała za niezwykle zabawne podarowanie mu czegoś takiego. Severus w żaden sposób nie podzielał jej zdania. Najchętniej wydrapałby wszystkie obrazki przy pomocy łyżki. Nienawidził tych puchatych kulek szczęścia, nawet jeśli jego kobieta uważała je za przesłodkie.
- Jeszcze tylko pół roku odsiadki – oznajmił.

Każdego dnia obliczał ile mu zostało do wyjścia na wolność. Im bliżej końca, tym bardziej nieznośne zdawało mu się miejsce, w którym przebywał. Wprawdzie Sara załatwiła mu brak współlokatora powołując się na to, że przebywanie z Severusem w jednej celi może grozić poważnym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym, ale to go nie zadowalało. Chciał jeszcze wymigać się od obowiązkowego kursu zawodowego. Przecież miał fach w ręku, a to oznaczało, że po wyjściu na wolność mógł wrócić do tworzenia eliksirów. Snape uważał się za geniusza w tej dziedzinie i twierdził, że inni mogą mu co najwyżej buty czyścić. To jednak nie przekonało Faxona Newmana do zwolnienia go z nauki i przez to więzień trafił na kurs gotowania.

Na początku Severus nie chciał się za bardzo przed sobą do tego przyznać, ale nawet spodobała mu się ta opcja. Gotowanie przypominało mu warzenie eliksirów. I w jednym, i drugim trzeba było przygotować składniki w określony sposób oraz je połączyć według  ustalonych zasad. Brakowało mu w tym wszystkim magii, ale ostatecznie stwierdził, że na bezrybiu i druzgotek ryba. To i tak było lepsze od siedzenia w celi albo szorowania korytarza. Każda osoba idąca na zajęcia była danego dnia zwalniana z obowiązków, dlatego wielu więźniów postanowiło się szkolić.

O godzinie ósmej do uszu osadzonych dobiegł dobrze znany odgłos otwierania ciężkich drzwi prowadzących do oddziału. Oznaczało to nic innego jak śniadanie, które wjeżdżało na wózku popychane przez dyżurujących tego dnia więźniów. Zaraz za nimi pojawiała się druga para osadzonych, która wiozła kawę oraz gazety, które otrzymywali dobrze sprawujący się skazani.
- Masz profesorku! – warknął Robin Poynter i rzucił w stronę Severusa owsiankę, która malowniczo rozlała się na tacy. – Żryj bo zdechniesz z głodu i będzie na nas.

Czarnoskóry chłopak dobrze pamiętał razy, które otrzymał od byłego nauczyciela. Z tego powodu starał się utrudnić życie Snape’owi jak tylko się dało. Jak na razie z marnym skutkiem, ponieważ byli dobrze pilnowani przez aurorów. Jedyne z czym się nie krył to drwienie i rzucanie obelgami. Jako, że większość oddziału składał się z młodych chłopaków, którzy również byli uczeni przez Severusa, szybko znalazł sprzymierzeńców. Krukoni, Gryfoni i jeden Puchon dobrze pamiętali co się działo na lekcji eliksirów, dlatego szybko dołączyli do Robina.
- Jak miło, że się o mnie troszczysz  – odparł Snape znudzonym tonem i ruszył, aby odebrać swój przydział kawy oraz gazetę.

Wiedział, że byli uczniowie niewiele mogą mu zrobić. Po kilku latach spędzonych w Azkabanie przestał przejmować się opinią konfidenta i od razu donosił o wszystkim opiekunowi oddziału. Nie przysporzyło mu to zwolenników, ale zapewniło spokój. Jego celi nikt nie odwiedzał, a on sam nie miał ochoty dołączyć do gry w karty. Chłopaki grali głównie na pieniądze oraz dobra luksusowe, które mogli kupić za własną gotówkę w sklepiku w zamian za dobre sprawowanie. Severusa nie kręciły czekoladowe żaby czy gazety z gołymi babami. Miał swój mały sekret z Sarą i to mu wystarczało.
- Co? Znowu nie dasz się namówić na walkę? – dopytywał się Robin natarczywym szeptem. – Wtedy mnie zaskoczyłeś, ale w ustawce nie masz ze mną szans!

Severus popatrzył się na niego jak na chorego umysłowo i minął bez słowa. Co jak co, ale Azkaban nauczył go jak być cierpliwym w stosunku do debili. Kiedyś pewnie zdenerwowałby się, wdałby się w pyskówkę i może nawet naprawdę zaczął się bić, ale teraz wiedział, że jest to bez sensu. Taki robak jak Robin nie był wart przedłużenia wyroku.
- Pewnie się boisz, profesorku. Trzęsiesz portkami na mój widok! – czarnoskóry chłopak próbował podjudzić byłego nauczyciela.
Severus odwrócił się powoli, westchnął ostentacyjnie, tak aby każdy wiedział co sądzi o stanie umysłowym Poyntera, pokazał mu wulgarny gest palcem i zamknął z hukiem drzwi do celi.

***

- Patrz! Są kobitki! – oznajmił Dundy zachwyconym tonem wyglądając na dziedziniec przez okno w celi Snape’a. – Zupełnie nie rozumiem czemu się nie przyłączysz. Po tylu latach siedzenia tutaj powinieneś obśliniać okiennicę!
Severus uniósł ostentacyjnie gazetę i zasłonił się nią czytając o oszustwach finansowych w Banku Gringotta. Dundy był jeszcze jednym powodem dla którego życie w Azkabanie stało się nieznośne. Amerykanin niedawno dostał wyrok miesiąca odsiadki za niewłaściwe używanie czarów. Mimo, że mieszkał w Anglii od roku to nadal nie załapał, że nie powinno się transmutować ludzi w kaczki, a zwłaszcza swojej teściowej. W Ministerstwie Magii patrzono przez palce na jego wybryki, ponieważ odpowiadał za kontakty z Magicznym Kongresem Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale gdy zmienił w ptaka swojego szefa to Kingsleyowi puściły nerwy.

Dundy był głośny, nie myślał o konsekwencjach i nie do końca łapał kto jest kim. Zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że Severus się do niego nie odzywa. Przychodził do jego celi aby popaplać oraz z tego powodu, że w swojej miał okno skierowane w stronę morza, a w innych tłoczyli się więźniowie, aby chociaż przez chwilkę zerknąć na płeć piękną, która grała w siatkówkę. Dundy miał w nosie, że Snape był mordercą. Ważne było dla niego, że miał całe okno dla siebie. Poza tym uznał, że skoro są jedynymi facetami koło czterdziestki na oddziale to powinni się trzymać razem.
- Szkoda, że nie mogę widywać się z żoną na małe co nieco – oznajmił z żalem. – Mówię ci, młodsza kobitka to jest to! Takie w naszym wieku to już nie chcą iść do łóżka… Moja teściowa jest zimna niczym lodowiec. Nic dziwnego, że nie ma faceta. Straszna baba – stwierdził wpatrując się w podskakujący biust jednej z młodszych więźniarek. – Ta blondyna po lewej ma fajne kształty, zerknij!
- Idź stąd – wycedził Severus przez zęby.
- Zaraz, zaraz, profesorku – Amerykanin pokazał swoje lśniące zęby. – Niech tylko się napatrzę. Zaraz mamy gotowanie z Meduzą, więc wolę mieć dobry humor, bo ona na pewno nam go zepsuje!

Snape wykrzywił się jakby zjadł coś nieświeżego i popatrzył się tępo na ścianę. Kurs gotowania byłby o wiele przyjemniejszy gdyby nie prowadziła go stara, zwariowana mugolka. Severus twierdził, że brakowało jej piątej klepki, a Dundy upierał się, że „baba bez bolca dostaje pierdolca”. Maddie Weiss lubiła rzucać mięsem i garnkami kiedy się wkurzyła. Mieszała z błotem każdego i nigdy nie widziała swojej winy. Zachowywała się jakby zjadła wszystkie rozumy. Severus raz był bliski oskalpowania jej przy pomocy obieraczki do warzyw. Wszystko przez to, że nie chciała przyjąć do wiadomości, że długi, kręcony, blond włos, który znalazła w jego zupie nie mógł należeć do niego. Według niej jego proste, czarne włosy jednoznacznie wskazywały na jego winę.

Na to wspomnienie Snape’owi zadrgała brew. W duszy rzucał najgorszymi przekleństwami. Nie rozumiał jak ktoś taki mógł zostać nauczycielem. Może i Meduza miała wiedzę, ale jej podejście sprawiało, że odechciewało się wszystkiego. Osobiście twierdził, że on nie był aż tak złym nauczycielem. Owszem, czasem musiał podnieść głos, ale to tylko dlatego, że za uczniów miał totalnych kretynów.
- Snape, Dundy, czas na was! – zakomunikował auror podczas otwierania drzwi.
Więźniowie westchnęli znacząco i z niechęcią wyszli z celi.

***

Klasa gotowania składała się z dwudziestu skazanych. Severus, Dundy i dwóch chłopaków z ich oddziału byli jedynymi, którzy niedługo mieli wyjść na wolność. Reszta była skazana na kilka lat. Wszyscy byli pilnowani przez czterech aurorów, którzy siedzieli w każdym z kątów sali. Tylko ta grupa wymagała takiej ilości strażników, ponieważ dostępność ostrych narzędzi sprawiała, że ryzyko wzrastało kilkukrotnie.   
- Dzień dobry! – ryknął męski chórek, gdy Maddie Weiss weszła do pomieszczenia.
- Jaki dobry skoro mam z wami zajęcia! – warknęła kobieta.

Była osobą korpulentną, ubraną w biały uniform kucharza. Mimo sześćdziesiątki na karku trzymała się nieźle. Swój pseudonim „Meduza” zawdzięczała burzy blond loków, których prawie nigdy nie związywała podczas gotowania mimo, że zdawały się żyć własnym życiem.
- Dzisiaj robimy tiramisu! – oznajmiła i przystąpiła do wykładu.

Severus zanotował wszystko w swoim zeszycie i stwierdził z zadowoleniem, że nie powinien mieć problemu z wykonaniem deseru. Wszystko wydawało mu się proste. Tym razem Meduza nie będzie miała do czego się przyczepić!
- Macie porządnie umyć jajka – rozkazała Maddie. – Wiem, że jako faceci macie z tym problem, ale w kuchni panują babskie zasady!
- Jak mamy często myć jajka skoro wolno korzystać nam z łaźni tylko raz w tygodniu? – wypalił Dundy.
- Jeszcze jedno słowo, a pokażę na twoich ustach jak się zaszywa kurczaka! – rzuciła nauczycielka w jego kierunku.
- Ja tylko stwierdziłem fakt… - jęknął Amerykanin i zajął się myciem swoich jajek.

Minuty mijały, a Severus ignorował otaczający go świat zajmując się tylko deserem. Żółtka należało połączyć z cukrem, a ponieważ czarodzieje nie znali mikserów to wszystko trzeba było robić ręcznie. Byłemu profesorowi wcale to nie przeszkadzało. Nie raz nie korzystał z czarów podczas robienia eliksirów. Lubił patrzeć jak składniki zmieniają konsystencję i łączą się. Ucieranie nie było dla niego czymś męczącym, wręcz przeciwnie, uspakajało go i relaksowało.
- Ruszaj tą łapą Kenny! Pomyślałby kto, że nie ćwiczysz ręki nocami! – Maddie zadrwiła głośno z jednego z więźniów i rozejrzała się po sali, aby zobaczyć efekt swoich słów.

Większość mężczyzn zachichotało, a ofiara docinka spłonęła czerwienią. W tym czasie Meduza szukała kolejnej osoby, na której mogłaby się wyżyć i od razu zauważyła kto się nawet nie uśmiechnął.
- Snape, te żółtka coś ci zrobiły? – zagaiła słodkim tonem. – Trzesz je jakbyś chciał się zemścić za doznane krzywdy…
Severus nawet nie podniósł głowy. Uznał, że ignorowanie baby będzie lepszym rozwiązaniem niż oznajmienie jej, że wyobraża sobie, że to jej twarz.
- To nie wie pani, że facet bez dziury jest bardzo ponury? Brakuje mu kobiecego towarzystwa… - Dundy próbował podbić serce nauczycielki śnieżnobiałym uśmiechem.
- Myślałam, że pomagacie sobie w tych sprawach – zakpiła Meduza i poszła dręczyć kolejną ofiarę.
Dundy przysunął się do Severusa i zachichotał.
- Widzisz jak się jej szybko pozbyłem? – wyszeptał z dumą.
Snape, jak to miał w zwyczaju, nie odezwał się ani słowem. Za to stwierdził w duchu, że chętnie poćwiczyłby zszywanie kurczaka na ustach Dundy’ego.

***

Tiramisu wyszło bardzo dobre. Severus dostał kawałek swojego deseru po obiedzie dzięki czemu mógł ocenić swój wysiłek. Meduza jak zwykle nie doceniła jego talentu i wystawiła mu średnią ocenę. Więzień był pewny, że Maddie jak większość kobiet w jego życiu go nie lubi. Nie było to nic nowego więc nie przejmował się za bardzo. Postanowił jednak, że któregoś dnia odnajdzie ją w mugolskim świecie i zemści się za wszystkie przytyki. Miał wystarczające umiejętności magiczne, aby przekonać kobietę, że wszystkie artykuły spożywcze do niej mówią. To była bardzo kusząca wizja.
- Moje tirandmisiu smakuje jak guano – zaskomlił Dundy wchodząc do celi Severusa. – Jest tak słone, że nie da się tego zjeść. Meduza napisała mi, że dostałem zero z dwoma minusami, ponieważ nie mieszczę się w standardowym systemie oceniania…

Severus nie skomentował. Nie rozumiał jak można było pomylić sól z cukrem. Nawet średnio rozgarnięty olbrzym zauważyłby różnicę, ale najwidoczniej było to powyżej możliwości Dundy’ego.
- Grasz dzisiaj w nogę? – Amerykanin spytał się z nadzieją w głosie.
Snape popatrzył się na niego spode łba. On i sport, a to dobre! Zamiast iść na dziedziniec, Severus wolałby sto razy bardziej siedzieć w celi i czytać książki wypożyczone z więziennej biblioteki. Ostatecznie mógłby mieć w niej codziennie dyżur. Niestety, regulamin zabraniał takich rzeczy.
- Ech, nie bez powodu nazywają cię profesorkiem – westchnął Dundy. – Ile można czytać? Przecież to strasznie nudne! – wyznał.
- Ja tak nie uważam – odrzekł Severus lodowatym tonem i zrobił minę, która wyraźnie mówiła „idź stąd albo cię zamorduję”.
To jednak nie zrobiło nawet najmniejszego wrażenia na gościu. Uśmiechnął się szeroko i stwierdził, że skoro Snape nie gra to on chętnie dotrzyma mu towarzystwa. Severus jęknął w duchu, ale wiedział, że protesty nie działają na Amerykanina.

***

- … wtedy wpadliśmy, rozumiesz. Uczyliśmy się do egzaminów i chyba za bardzo skupiliśmy się nie na tym co trzeba. Wiesz jakie tyłeczki mają murzynki. Nie mogłem się opanować… - Dundy opowiadał z zapałem o swojej byłej żonie. – Ożeniłem się z nią, bo matka mi kazała. Mieliśmy wtedy niecałe osiemnaście lat, to było stanowczo za wcześnie. Siano w głowie, sam z resztą wiesz jak to jest…
Severus ledwo zwracał uwagę o czym Amerykanin papla. Siedzieli w zacienionym miejscu pod murem i obserwowali toczący się mecz piłki nożnej. Severus miał szczególny powód, aby zwracać uwagę na otoczenie. Robin z kumplami lubili kopnąć piłkę w jego stronę licząc, że złamie mu nos. Jak na razie mieli kiepskiego cela i chybiali o całe stopy. Więzień podejrzewał, że nie starali się zbytnio, aby w razie czego kłócić się z aurorem, że był to wypadek.

- … sąd zadecydował, że syn ma zostać u niej. Trochę było mi przykro, ale okazało się, że tak jest lepiej. Matka to matka, ja się nie nadawałem do takiej roli. Jeremiah wyrósł na dobrego czarodzieja, teraz pracuje w Waszyngtonie jako auror. Ma się te geny – Dundy nie krył dumy z syna. – Drugą żonę poznałem w Nowym Jorku, gdy pracowałem w MACUSie. Była kierownikiem w archiwum. Taka szara myszka. Na początku ją olałem, ale później mnie zainteresowała. Szybko mnie zaciągnęła przed ołtarz, przez cały czas grała cnotkę niewydymkę. Wniosłem pozew o rozwód po tym jak przywiązała mnie do łóżka i wychłostała. To zła kobieta była – mężczyzna wzdrygnął się. – Do dzisiaj mam blizny na tyłku, chcesz zobaczyć?

Snape zmrużył oczy i posłał mu spojrzenie mówiące: „spróbuj tylko, a aurorzy będą cię zdrapywać ze ściany”.
- He, he, he – zarechotał Amerykanin. – Spokojnie profesorku, ja tylko żartowałem! Przecież nie rozebrałbym się przed tobą. Może przed jakąś gorącą laską to tak, ale ty nie jesteś w moim guście – zapewnił. – Opowiadałem ci o mojej trzeciej żonie? Pewnie nie. Więc posłuchaj…

Piłka posłana przez rudego współlokatora Robina odbiła się od ściany o stopę od głowy Severusa. Z boiska doleciał jęk zawodu. Snape uśmiechnął się paskudnie i pokazał gestem co o nich sądzi. Posypały się obelgi, ale nie trwały długo, ponieważ towarzystwo szybko zostało zagonione do dalszej gry przez pilnującego więźniów aurora.
- … mówiła, że mnie kocha, ale to nie była prawda. Dość późno odkryłem, że moje pieniądze utrzymują jej rodzinną wioskę. Miała czternaścioro rodzeństwa, a jej rodzice też nie byli jedynakami. Policz sobie ile mi wyprowadziła mamony przez te pięć lat! To była mała fortuna. Dobrze, że nie miałem z nią dzieci. Chciała, ale okazało się, że jest bezpłodna, a eliksiry nie działają na mugolki…

Tym razem Severus nie zwracał uwagi na przebieg gry. Patrzył się na mężczyznę, który wszedł na dziedziniec w towarzystwie Faxona i wyżej postawionych aurorów. Krew w żyłach zaczęła mu szybciej krążyć, gdy zdał sobie sprawę, że to Gawain Robards we własnej osobie.
- … przyleciałem za nią aż do Anglii. Myślałem sobie: Dundy, robisz źle, ona mogłaby być twoją córką! To na nic. Zakochałem się jak głupi. Wprawdzie gryzę się z jej matką, ale warto było. Jej rodzina ma kasę, więc byłem pewny, że mnie nie naciąga… - Dundy uniósł głowę i ujrzał szefa biura aurorów. – Hej, Gawain! – wrzasnął zanim Severus zdążył go powstrzymać. – Co u ciebie słychać!?
- Błagam, nie podchodź tutaj – pomyślał Snape w duchu.

Nie był pewny czy opanuje się w obecności gumochłona. Znokautowanie Robardsa byłoby przyjemną rzeczą, ale groziło za to wydłużenie wyroku, a wcześniej niezły wycisk z różdżek aurorów.
- Dundy… ty naprawdę nie masz z kim się zadawać? – Gawain zwrócił się Amerykanina. – Jako, że nie jesteś orłem intelektu to zdradzę ci, że to… - zrobił znaczącą pauzę, aby zlustrować Snape’a wzrokiem – coś… nie zasługuje na twoją uwagę.
- Wy Anglicy macie dziwne zwyczaje – odparł więzień. – Bawicie się w jakieś dziwne uprzedzenia. Severus to mój kumpel, świetnie mi się z nim rozmawia!

Robards ze Snapem pierwszy raz w życiu popatrzyli na siebie bez śladu wzajemnej nienawiści. Ich wzrok mówił wyraźnie, że obydwaj stracili nadzieję na to, że Dundy posiada chociaż kawałek mózgu w czaszce.
- W takim razie sądzę, że nie będziecie mili nic przeciwko temu, że razem zamieszkacie w celi – oznajmił Gawain z wrednym uśmiechem. – Sądzę, że pani psycholog zgodzi się, że skoro nawiązali nić przyjaźni to nie wolno nam ich rozdzielać – dodał do Faxona, który od razu kiwnął głową na znak zgody.
Severus miał ochotę udusić zarówno Dundy’ego jak i Robardsa gołymi rękami.

***

Auror bez większego problemu wyczarował drugie łóżko. Dundy w ciągu kilku chwil przeniósł cały swój dobytek do celi Severusa.
- Świetnie! Naprawdę się cieszę, że z tobą zamieszkam! – zakomunikował z radością. – Lepiej być z kimś, kto cię rozumie. Ten młody z którym wcześniej mieszkałem niczego nie czaił. Nie ten wiek… Młodsze dziewczyny są świetne, ale faceci w ich wieku, daj spokój – machnął lekceważąco ręką.

W czasie gdy Dundy paplał, Severus leżał na swoim łóżku zwrócony twarzą do ściany i gryzł język, aby nie wybuchnąć ze złości. Na usta cisnęły mu się wszystkie przekleństwa, które znał i kilka nowych, które wymyślił w międzyczasie. Robards nieźle go załatwił! To była kolejna osoba, która zasługiwała na zemstę po jego wyjściu na wolność. Ten przypadek był jednak trudniejszy niż Meduza. Mugolkę łatwo załatwić, ale aurora z dużym doświadczeniem nie. Severus był pewny, że prędzej czy później coś wymyśli, aby dać mu popalić i nie ściągnąć na siebie podejrzeń.
- … doceniam twój sposób bycia. Czasem mniej znaczy więcej i ty jesteś tego idealnym przykładem – Dundy produkował się nie zwracając uwagi na reakcję współlokatora.
- Dobrze, że on wyjdzie na wolność za trzy tygodnie – stwierdził Severus w duchu i przycisnął mocniej poduszkę do uszu.
Na wszelki wypadek narzucił jeszcze na siebie złożoną kołdrę. To wyciszyło monolog Dundy’ego na tyle, że mógł zacząć knuć swoją zemstę bez żadnych przeszkód. A przynajmniej mógł dotrwać do kolacji bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.