Pan Grzegorz wcisnął przycisk na kluczyku od samochodu. Pojazd dał sygnał dźwiękowy oraz zaświecił światłami oznajmiając tym samym że jest zamknięty. Rodzina Michalskich ruszyła za Angelique, która skierowała swoje kroki do jednego z przejść podziemnych koło Dworca Centralnego. Schody były brudne i walały się po nich śmieci, mężczyzna zauważył, że wiele z nich ma logo McDonalda. Było już po południu. Korytarzami pędzili ludzie: część śpieszyła się na pociąg sądząc po wielkich walizkach które w pośpiechu ciągnęli za sobą. Inni dopiero skądś przyjechali, widać było wielu turystów ze śniadą cerą. Trzymali kurczowo mapę albo smartfona i szukali drogi. Sklepikarze w piekarniach dwoili się i troili aby wydać zamówienia, to samo można było zaobserwować w podziemnych restauracjach. W pewnym momencie pan Grzegorz był pewny, że blondyna zgubiła się. Szli już dość długo, krętymi korytarzami.
- Jestem głodna – oznajmiła Patrycja.
- Chwila, zaraz coś zjemy, już jesteśmy prawie na miejscu – mruknęła Angela.
- Myślałem, że to miasteczko jest gdzieś pod Warszawą, jakoś nie widać aby pani nas prowadziła w jakieś konkretne miejsce – powiedział nerwowo pan Michalski. – Też jestem głodny, chodźmy do jakiejś restauracji i wracajmy do domu.
- To tutaj – oświadczyła Angela.
Panu Grzegorzowi opadła szczęka. Stali przed sklepem z magicznymi gadżetami. Wejście zasłonięte było indyjską kotarą. Wnętrza nie było widać ponieważ do szyb poprzyklejane były plakaty reklamujące samodoskonalenie poprzez drogę Buddy, reklama nowego magicznego show Jurka Debeściaka oraz hippisowskiego festiwalu w Niemczech. W wolnych miejscach wisiały pentagramy, oczy Horusa i Proroka oraz ręce Fatimy. Jakaś starsza kobieta przeżegnała się przechodząc obok mrucząc „Ojcze nasz” pod nosem.
- Jaja sobie robicie…?
- He, he – zaśmiała się cicho Angela. – No kto by pomyślał, że magiczny świat jest za sklepem z magicznymi artykułami.
- Zabawne – stwierdziła szczęśliwa Patrycja i pewnym siebie krokiem wkroczyła za kotarę.
W środku znajdował się regał z mnóstwem książek o tytułach typu „Zajrzyj w szklaną kulę i przekonaj się co cię czeka”, „20 uroków na upierdliwego szefa” czy „Ratunku! Jestem dzieckiem szatana!”. Po lewej stronie od wejścia, od podłogi do sufitu wisiały najróżniejsze paciorki, talizmany, breloczki, naszyjniki i bransoletki. Po prawej stronie dwa rzędy ubrań: królowała czerń ale zauważyć można było kilka kolorowych, orientalnych tunik. Przy ścianie naprzeciwko wejścia siedział sprzedawca. Jego twarz wyrażała bezgraniczną pogardę dla świata. W oczach błyskała czysta nienawiść, pomiędzy nimi wystawał haczykowaty nos. Wąskie usta wykrzywione były w grymasie. Czoło miał bardzo wysokie z powodu postępującego łysienia, reszta brązowych poskręcanych włosów umiejscowiona była głównie z tyłu czaszki. Sprzedawca nie był stary, wyglądał najwyżej na czterdziestkę.
- Dzień dobry Adamusie! – Zaświergotała Angela.
- Zgnij w piekle! – warknął.
- Ha, ha, ale ty masz dzisiaj dobry humor! – niezrażona jego odpowiedzią czarownica podeszła do jednej z dwóch przebieralni. – Spokojnie, pojutrze znowu tutaj zajrzę!
- Mam nadzieję, że do tego czasu umrę.
- Oj, nie tak ostro… co pomyślą o tobie nasi goście? – Angela uśmiechnęła się czarująco do sprzedawcy po czym odwróciła się do zaskoczonych Michalskich. – Musimy wejść wszyscy do tej przebieralni.
Gdy cała trójka znalazła się w obdrapanej kabinie, czarownica zasunęła kotarę i wyjęła różdżkę z marynarki.
- Patrz Patrycjo i ucz się – powiedziała do dziewczynki.
Wsunęła różdżkę do okrągłej dziury w ścianie. Przekręciła ją dwa razy w lewą stronę. Nagle kabiną szarpnęło i zaczęła spadać w dół. Przerażony pan Grzegorz złapał się haka na ubrania. Patrycja z krzykiem złapała go w pasie. Angela, opanowana i spokojna, nadal trzymała różdżkę. Mężczyzna przysiągł sobie, że jeśli przeżyję tą dziką jazdę to zwymyśla blondynę. W momencie gdy o tym pomyślał, kabiną znowu szarpnęło ale tym razem oznaczało to koniec trasy. Winda zatrzymała się, Angelique wyjęła różdżkę i odsunęła kotarę.
- Witamy w Magowie! – powiedziała.
Oniemiali z wrażenia Michalscy wyszli powoli na ulicę miasteczka, które wyglądało jakby zatrzymało się w czasie kilkaset lat temu. Kobiety nosiły długie do ziemi suknie, wiele z nich miało fantazyjnie ułożone włosy. Mężczyźni ubrani byli w długie szaty wyglądające jak skrzyżowanie sutanny z orientalną tuniką. Wielu z nich miało wygolone boki na głowach a pod nosem znajdowały się gęste wąsy. Stali przed gospodą „Pod rogatą kaczką”. Wszyscy się na nich patrzyli.
- Kolejna mała czarownica z mugolskiego świata Angie? – zawołał gruby czarodziej, siedzący przy stoliku najbliżej wejścia, przed nim stało piwo w wielkim kuflu.
Panu Michalskiemu od razu skojarzył się z Zagłobą z „Potopu”. Miał włosy tylko na czubku głowy, pod nosem gęsty wąs który kończył się poniżej brody. Oczy osadzone nad pulchnymi policzkami błyskały figlarnymi błyskami. Na sobie miał długą koszulę koloru czerwonego z mnóstwem złotych guziczków wzdłuż zapięcia. Na to założył szatę bez rękawów w tym samym kolorze za to gęsto haftowaną złotą nicią.
Panu Michalskiemu od razu skojarzył się z Zagłobą z „Potopu”. Miał włosy tylko na czubku głowy, pod nosem gęsty wąs który kończył się poniżej brody. Oczy osadzone nad pulchnymi policzkami błyskały figlarnymi błyskami. Na sobie miał długą koszulę koloru czerwonego z mnóstwem złotych guziczków wzdłuż zapięcia. Na to założył szatę bez rękawów w tym samym kolorze za to gęsto haftowaną złotą nicią.
- Jak widać – odparła blondynka z uśmiechem. – Możemy usiąść koło pana?
- Siadajcie!
Pan Grzegorz odwrócił się i popatrzył się na przebieralnię, która uniosła się szybko w górę i zniknęła w błękicie nieba. Zastanawiał się gdzie znajduje się to miasto. Pomyślał, że stwierdzenie Angeli „pod Warszawą” nabiera teraz innego znaczenia ale skoro są pod ziemią to dlaczego widzi niebo i słońce? Zrobił obrót przyglądając się otoczeniu. Kamienice, które go otaczały były najróżniejsze: niektóre były pochylone w taki sposób że aż dziw brał, że się jeszcze nie zawaliły. Inne miały podoczepiane wieżyczki z różnych stron. Jedna była bardzo bogato zdobiona – drzwi miała wykonane ze złota a okiennice miały dekoracje ze szlachetnych kamieni. W oddali widać było kilka wysokich budynków. Pan Grzegorz nie był pewny czy kamienice mogą mieć po dziesięć pięter. Pomyślał, że czarodzieje mają dziwny gust i usiadł przy stoliku obok Patrycji.
- Co podać? – spytała się kelnerka, miała na sobie długą suknię w kolorze fioletowym.
Przy jej pasie wisiała mała, płócienna torebka z której wyciągnęła piórko i notesik.
Przy jej pasie wisiała mała, płócienna torebka z której wyciągnęła piórko i notesik.
- Zająca w śmietanie, do tego kasza gryczana i sałatka warzywna – odpowiedziała bez wahania Angela.
- Do picia?
- Dzban kompotu rabarbarowego. Wszystko na cztery osoby.
- Nie trzeba było, moje dziecko, nie trzeba było… Pewnie jesteście samochodem dlatego nie bierzesz wina? – Spytał gruby czarodziej.
Pan Grzegorz przypatrywał mu się z głębokim niedowierzaniem. Jakim cudem „Zagłoba” wie co to samochód? Przecież po wyglądzie tego miejsca od razu można wywnioskować że społeczność czarodziei jest zacofana o jakieś 500 lat. Stary czarodziej zauważył to spojrzenie i zaczął mówić.
- Nie przedstawiłem się, nazywam się Ziemowit Borkowski – potrząsnął ręką uradowanej Patrycji („Patrycja jestem!”) a potem zmieszanego pana Michalskiego („Grzegorz”, bąknął pod nosem). – Wiem co to samochód! He, he! Pamiętam czasy gdy ich było mało w Polsce, oj tak, tak. Tyle ma się wspomnień gdy ma się 106 lat…
- Ile!? – wyrwało się zaskoczonej Patrycji.
- Pan Ziemowit jest byłym nauczycielem mugoloznastwa – wtrąciła Angela. - To on zauważył, że mam talent i kazał iść na studia pedagogiczne. Przygotował mnie porządnie do tej roboty, zaszczepił u mnie miłość do mugolskiego świata, jestem panu bardzo wdzięczna – uśmiechnęła się do swojego mentora, który odwzajemnił uśmiech.
- Wie pan jak jest… miałem setkę na karku, pomyślałem, że czas iść na emeryturę. Angie była moją najlepszą uczennicą, nie widziałem nikogo innego na moim miejscu.
- Ale, ale… 106 lat? Nie wygląda pan! – Wykrztusił pan Grzegorz.
- My czarodzieje tak mamy! Patrzycie na mnie i myślicie, że mam ledwo 80 lat! Patrzycie na Angelę i myślicie, że ma 20 lat… a ona ma 50! Ha, ha! ŻARTUJĘ! – ryknął czarodziej na widok zaskoczonych min na twarzy mugoli. – Ale zdradzę wam sekret… to niebo i słoneczko jest sztuczne.
- Nie może być! – powiedziała Patrycja wychylając się spod dachu tarasu aby przyjrzeć się niebiosom. – Jak to zrobiliście? Jesteśmy pod ziemią?
- Mądra z ciebie dziewczyna – pochwalił ją „Zagłoba”. – Pomagałem ukrywać nasz świat przed niemieckimi mugolami w 1940 roku. Wiecie: bomby, łapanki, stary Chełmiński został zestrzelony… nawet nie zdążył wyjąć różdżki… to były ciężkie czasy. I jeszcze ten Grindelwald ze swoją armią… Postanowiliśmy przenieść nasze domy pod ziemię. To był niesamowity wysiłek, tysiące czarodziejów pracowało nad tym przez kilka miesięcy. Przenosiliśmy kamienicę po kamienicy, dom po domu, kamień po kamieniu. W międzyczasie staraliśmy się pomagać mugolskiej społeczności. Ciężko było tym bardziej, że armia Grindelwalda zaczęła zbierać swoje żniwo. Walki trwały dzień i noc, zabici i ranni czarodzieje liczeni w tysiącach. Och, jakże to było okropne! – Stary czarodziej zakrył twarz dłońmi po czym szybko wyprostował się ponieważ na stół wjechał gorący zając w śmietanie. – Ale co my będziemy gadać o takich niemiłych rzeczach! Mówmy o żywych! Radujmy się!
Pan Grzegorz nie pamiętał kiedy ostatni raz jadł coś tak dobrego. Pani Jadwiga gotowała bardzo dobrze, a on sam jeździł po całym świecie i próbował różnych rzeczy ale ten zając przebijał wszystko. Mięso rozpływało się w ustach zaś sos śmietanowy był istną poezją kulinarną. Kasza gryczana także smakowała inaczej, była bardziej aromatyczna i treściwa. Warzywa w sałatce były świeże i pełne słońca. Chłodny kompot z rabarbaru doskonale gasił pragnienie. Pomyślał, że magia nie jest taka zła. Gdy wszyscy się najedli pan Ziemowit wyjął swoją bogato zdobioną różdżkę aby pokazać ją Patrycji. Była zrobiona z drewna czarnego koloru, na jej rękojeści wyrzeźbione były winorośle, które zbierały skrzaty domowe. Wręczył ją dziewczynce:
- Heban i róg jednorożca! Przedwojenna robota… Takich teraz nie robią… Machnij mała! Nie krępuj się!
Pan Grzegorz miał złe przeczucia co do realizacji tego pomysłu. Patrycja wyglądała jakby znalazła właśnie prezent pod choinką. Westchnęła z zachwytu, wzięła porządny zamach i opuściła gwałtownie różdżkę. Po tarasie przeszło małe tornado. W powietrzu zaczęli latać ludzie, stoliki oraz zastawa stołowa. Resztki zająca w śmietanie wylądowały na ojcu dziewczynki. Dzban po kompocie rozbił się malowniczo o drzwi gospody, które w ostatniej chwili zamknęła przerażona kelnerka. Angela oberwała sałatką warzywną, która stworzyła wzór na jej kostiumie którego nie powstydziłby się sam Pollock. Kilka osób wylądowało razem ze stolikami na chodniku pomiędzy przerażonymi przechodniami. Wybuchła mała panika, pan Ziemowit zabrał zszokowanej Patrycji różdżkę i zaczął przekrzykiwać tłum.
- Mój błąd! MÓJ BŁĄD! Zaraz to naprawię... Zostaw to Mścigniew! Odkupię ci! – Krzyknął do mocno nieświeżego czarodzieja który próbował zanurkować w studzience kanalizacyjnej w poszukiwaniu butelki wina. Machnął kilka razy różdżką i stoliki wróciły na swoje miejsce.
- Chłoszczyść! - zawołała Angelique.
Reszta klientów gospody także powyjmowała różdżki dzięki czemu kilka minut później wszystko wróciło do normy. Znowu rozbrzmiał gwar i śmiech charakterystyczny dla pory obiadowej w lokalu.
- Będzie z Ciebie niezła czarownica – powiedział z podziwem Pan Ziemowit do Patrycji. – Miło było was poznać (w tym momencie uścisnął rękę pana Grzegorza), muszę uiścić zapłatę za szkody które wyrządziłem a wy pewnie musicie zrobić zakupy do szkoły. Trzymaj się Angie, bądź zdrowa i pozdrów ode mnie Adamusa! Podejrzewam, że nic się nie zmienił i nadal wszystkich nienawidzi…
- Czemu ten gość ze sklepu magicznego jest taki… gburowaty? – spytał się pan Michalski blondynki gdy szli główną ulicą.
- Adamus? Och, to długa i smutna historia… - zmarszczyła brwi. – Z tego co mówiła mi babcia urodził się w czarodziejskiej rodzinie… bogatej, z tradycjami, jako wyczekiwany męski potomek bo jego rodzice wcześniej dorobili się czterech córek. Wychowywany był jak książę, miał przejąć grunty, zamki i interesy rodu… Jednak życie czasem jest okrutne, z całej piątki dzieciaków okazało się że tylko on nie ma mocy magicznej. Jego siostry dostały się do szkół magii, dwie z nich poszły nawet do Beauxbatons we Francji („och!” wyrwało się Patrycji) ale Adamus nie dostał ani jednego listu. Jego rodzice starali się interweniować we wszystkich magicznych placówkach edukacyjnych w Europie ale nic to nie dało. Był charłakiem..
- To… eeee… odwrotność przypadku Patrycji? – spytał pan Grzegorz.
- Dokładnie tak jak pan mówi! – ucieszyła się Angela.
- Co się robi w takim przypadku?
- Posyła się takie dzieci do mugolskich szkół. Rodzice na szczęście się nie wyparli Adamusa…
- Czarodzieje porzucają swoje dzieci gdy te okazują się nie mieć mocy magicznych?
- Kiedyś tak bywało w starych rodach… – stwierdziła Angela z wyraźnym niesmakiem. – W dzisiejszych czasach rzadko to się zdarza. Rodzice Adamusa posłali go do najlepszych mugolskich szkół. Studiował na Harvardzie i w Oxfordzie. Zajmuje się fizyką teoretyczną, z tego co wiem wydał kilka książek pod pseudonimem które cieszą się sporym zainteresowaniem wśród naukowców.
- To czemu pracuje w sklepie?
- Z tego co słyszałam mimo, że okazał się charłakiem znalazły się zubożałe czarodziejskie rody z córkami na wydaniu. Wiadomo… tak to jest gdy w grę wchodzą pieniądze i tytuły… W każdym razie zaaranżowano małżeństwo, Adamus zakochał się w swojej narzeczonej, która go zapewniała o miłości i oddaniu mimo braku mocy magicznych. Niestety… – tutaj Angie westchnęła - … na kilka miesięcy przed ślubem panna uciekła z ubogim czarodziejem za którego wyszła. Adamus załamał się, zaczął pić, przegrywać majątek w karty… Wyrzucono go z Harvardu, potem z Oxfordu. Jego rodzice nie wytrzymali gdy się okazało, że przepił w Las Vegas posag jednej z sióstr. Wyrzucili go z domu i wykreślili z testamentu. Skończyło się na tym, że Adamus nadal pije, ma pogardę zarówno dla magicznego jak i mugolskiego świata. Nienawidzi zwłaszcza czarownic bo przypominają mu zawód jakiego doznał. Zawieszony w jednej i drugiej rzeczywistości wylądował jako strażnik przejścia i sprzedawca w sklepie a po godzinach pisze książki o teorii chaosu. Może się kiedyś otrząśnie, ale szczerze mówiąc, przestałam na to liczyć…. Jesteśmy na miejscu – blondynka wskazała na wejście do banku. - Tutaj wymieni pan złotówki na galeony!