poniedziałek, 20 czerwca 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 29 – Dobre i złe wiadomości


- Może jednak wolisz colę?
- Her… herbatę poproszę…
- Jedna kawa i herbata. Proszę wszystko zapakować na wynos.
Hermiona patrzyła się z niedowierzaniem jak Gawain Robards płaci za jedzenie. Jej logiczna natura kazała przeanalizować całe zajście: szef aurorów, który przed trzema miesiącami kazał jej odczepić się od niego, wysłał jej liścik z prośbą o spotkanie i właśnie kupuje, jakby nigdy nic się nie stało, kanapki w McDonaldzie. Poziom absurdu przytłoczył ją i stała nie wierząc własnym oczom. Gawain odebrał torbę i poprosił czarownicę aby za nim poszła.
- Nie – Hermiona dała szybką odpowiedź. – Czy pan sobie robi ze mnie żarty?
- Nie robię. Chodź za mną, niedaleko mam samochód, tam ci wszystko wyjaśnię.
- Znowu chce zrobić pan ze mnie idiotkę? – spytała się chłodno czarownica.
- Słuchaj, nie chcę. Musze ci coś wyjaśnić, ale nie chcę robić tego przy ludziach – odpowiedział z naciskiem auror.

Hermiona z ociąganiem ruszyła za Gawainem. Miała nadzieję, że Harry’ego nie ma w pobliżu. Raczej trudno by mu było schować się w samochodzie, nawet z peleryną-niewidką. Tak samo miałby problem, aby poruszać się w niej wśród tłumu. Hermiona stwierdziła, że na wszelki wypadek powinna zmusić Gawaina do napisania świstka, że to on zaproponował spotkanie i nie było to nic zdrożnego. Popatrzyła się krzywo na plecy mężczyzny, który stanął na parkingu.
- Wsiadaj! – rzucił otwierając drzwi swojego samochodu.

Było to srebrne, sportowe auto. Hermiona myślała, że śni: nigdy by nie pomyślała, że czarodziej może posiadać pojazd, który przyprawiał męską część mugoli o ślinotok. Z ociąganiem usiadła na skórzanym fotelu z boku kierowcy, starając się nie zalać go herbatą. Samochód posiadał tylko dwa miejsca, dlatego Gawain usadowił się za kierownicą. Postawił ostrożnie kubek z kawą i otworzył torbę z jedzeniem.
- Nie przejmuj się plamami, chłoszczyść załatwi wszystko – wyjaśnił podając kanapkę Hermionie.
- Ja… eee… bardzo dziękuję i w ogóle… ale chciałabym się dowiedzieć w końcu o co panu chodzi.
- Najpierw zjedz, na pewno jesteś głodna po pracy – powiedział wymijająco i wbił zęby w swojego Big Maca.

Po chwili było już po wszystkim. Obydwoje siedzieli w milczeniu. Hermiona dopijała herbatę, a Robards kawę.
- Czy teraz jest odpowiedni moment abym dowiedziała się o co chodzi? – dziewczyna co raz bardziej się niecierpliwiła.
Czarodziej westchnął i wrzucił puste kubki do torby. Przeniósł zmęczony wzrok na Hermionę. Ta od razu zauważyła, że w tym spojrzeniu jest wiele smutku i cierpienia.
- Muszę przyznać się dlaczego powiedziałem to co powiedziałem pod koniec września.
- Było minęło – odparła szybko Hermiona. – Nie mam do pana żalu. Niech pan się nie tłumaczy. A teraz muszę iść do domu! – próbowała otworzyć drzwi, ale powstrzymała ją ręka Gawaina na jej ramieniu.
- Nie idź, proszę. Daj mi chwilę! – zwrócił się do niej błagalnym tonem.
- Dam panu pięć minut – zdecydowała.
- Zakochałem się! – wyrzucił z siebie Gawain i złapał ją za rękę. – Zakochałem się w tobie Hermiono!

Dziewczyna wpatrywała się w niego, gotowa wybuchnąć śmiechem w chwili, gdy tylko auror okaże, że to żart. Sekundy mijały, a on był tak samo poważny jak zawsze. Zamrugała szybko powiekami, to sen, a ona się obudzi i wszystko będzie tak jak zawsze.
- Zakochałem się jak jakiś szczeniak, nawet nie wiesz jaki byłem zły na siebie! – Robards kontynuował wyznanie. – Tym bardziej, że broniłaś Snape’a. Było mi ciężko, ale starałem się nic po sobie nie pokazać. Wszystko zmieniło się tego dnia, gdy przyszłaś do mnie ubrana w sukienkę. Po tym jak zaczęłaś się czerwienić zrozumiałem, że ciebie także do mnie ciągnie... Najpierw się cieszyłem, szukałem sposobu, aby się z tobą widywać. Jednak któregoś dnia Harry wspomniał, że masz chłopaka. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, co może ofiarować ci taki staruch jak ja? Gdy pojechałem do Holandii postanowiłem, że odsunę się od ciebie. Wiesz jak to się skończyło…
- Yhm – mruknęła Hermiona, która nadal miała nadzieję, że to ponury i chory żart. – Rozumiem wszystko, to rzeczywiście wiele wyjaśnia – stwierdziła chłodno – ale jednocześnie wszystko komplikuje. Czemu mi to pan mówi skoro chciał się pan ode mnie odciąć?
- Ponieważ właśnie mijają moje kolejne samotne święta – wyszeptał Gawain. – Zrozumiałem, że bez ukochanej kobiety u boku moje życie jest bez sensu… Wszyscy cieszą się swoją rodziną, a ja przebywam w pustym domu. Otaczam się drogimi rzeczami, a nie mam nawet nikogo, komu mógłbym kupić prezent. Gdybyś zdecydowała się na związek ze mną oddałbym ci wszystko.
- Pan naprawdę żartuje! – pisnęła Hermiona, wyrwała swoją dłoń z jego dłoni i otworzyła drzwi. – Przykro mi, ale mam chłopaka! Trzeba było się postarać wcześniej! – krzyknęła wzburzona przypominając sobie, przez co przeszła.
Gawain jednak nie dawał za wygraną, błyskawicznie wysiadł z samochodu.
- Hermiono, przemyśl to! Wiem, że ci zależało! – w jego oczach widać było iskierki szaleństwa. – Naprawdę chcesz być z tym nudnym chłoptasiem, który sprzedaje zabawne gadżety!?
- Chcę! – warknęła i teleportowała się do domu nie zwracając uwagi na to, czy ktoś to zauważy.

***

Gwałtowne stukanie sowy w szybę obudziło Hermionę. Wyskoczyła z łóżka i otworzyła okno, patrząc jak ptak zatoczył koło po pokoju, upuścił pakunek na łóżko i wyleciał tą samą drogą. Dziewczyna wzdrygnęła się z powodu wpuszczonego chłodu. Pomyślała, że to dobrze, że Ron dzień wcześniej poleciał do Nory, ponieważ po takiej pobudce mógłby zamordować biedne zwierzę.

Paczuszka była niewielka i dołączony był do niej liścik. Hermiona przeczytała go i wzniosła oczy ku niebu. To zaczynało być komedią! Miała nadzieję, że zaraz wkroczy do jej pokoju ekipa telewizyjna i krzyknie, że jest w programie typu „ukryta kamera”. Dziewczyna otworzyła pudełko i wyjęła z niego komplet biżuterii składający się naszyjnika, kolczyków, bransoletki i pierścionka. Mimo, że nie przepadała za błyskotkami to prezent zrobił na niej wrażenie. Od razu wiedziała, że to robota goblinów, misterna i bardzo czasochłonna.  Białe złoto w formie cienkiego drutu było przeplatane ze sobą i tworzyło delikatną sieć. Przez kilka sekund, żałowała, że nie może jej sobie zostawić. Sięgnęła po liścik, aby go przeczytać jeszcze raz:

Wesołych świąt Hermiono!

Postanowiłem kupić ci prezent. Mam nadzieję, że trafiłem w twój gust. Przepraszam za to, że wczoraj wystraszyłem cię swoim wyznaniem. Przemyśl wszystko jeszcze raz na spokojnie. Liczę, że zrozumiesz, co jest dla ciebie najlepsze.

 - Wiem co jest dla mnie najlepsze – mruknęła do siebie Hermiona z niesmakiem. – Trzymanie się od ciebie z daleka!
List i biżuterię starannie zapakowała i dołączyła do nich wcześniejszą wiadomość. Postanowiła, że pokaże ją Harry’emu i porozmawia z nim na temat jego szefa. To co usłyszała sprawiło, że miała ochotę rzucić pracę w Ministerstwie Magii i przekonać Rona do przeniesienia się jak najdalej od Anglii. Propozycję Gawaina odrzuciła na starcie, ochota na niego przeszła jak ręką odjął. Pomyślała, że we wrześniu pewnie by się nad nią zastanowiła i być może rzeczywiście zerwałaby z Ronem. Teraz nie było mowy o tym, aby związała się z Robardsem. Nawet gdyby rzucił się przed nią na kolana, wybuchnął płaczem i błagał o to.

***

Pan i pani Weasley wyszli przed dom na powitanie nowo przybyłych. Ron uściskał swoją dziewczynę i oznajmił, że przygotował pokój Charliego dla państwa Grangerów oraz Suzanne. Podczas wnoszenia toreb podróżnych do domu pan Weasley wdał się w pogawędkę z ojcem Hermiony na temat świateł w samochodach. W salonie nastąpiło uroczyste powitanie i zapoznanie państwa Granger z ciotką Muriel, która zdecydowała się odwiedzić krewnych w ostatniej chwili oraz Audrey, nową dziewczyną Percy’ego. Hermiona zauważyła, że jest ona bardzo podobna do byłej miłości Percy’ego – Penelopy Clearwater. Widocznie rudzielec preferował konkretny typ urody. Mama rudzielców rozpływała się nad Suzanne mówiąc, że chciałaby mieć już wnuki. Po tym wyznaniu Ron, Harry, Percy i George nagle zaczęli kasłać, za co zostali potraktowani morderczym spojrzeniem Molly.

W czasie obiadu Hermiona odsunęła od siebie myśli o Robardsie. Popatrzyła się na stary zegar stojący w rogu pokoju. Zauważyła, że wskazówka Freda została zamieniona na Fleur. Pomyślała, że to dobry pomysł, przynajmniej państwo Weasleyowie nie musieli przypominać sobie co chwilę, że jeden z ich synów jest martwy. Stwierdziła z ulgą, że jej rodzice dobrze się dogadują z rodzicami Rona. Wesołe rozmowy raz po raz przerywał wybuch śmiechu. Ciotka Muriel czasem zrzędziła, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Ginny poinformowała szeptem przyjaciółkę, że staruszka zaczyna mieć problemy z pamięcią i czasem gada jakieś głupoty. Suzanne podreptała odważnie w stronę choinki i starała się dosięgnąć bombek. Pani Weasley wyciągnęła różdżkę i uniosła dziewczynkę w powietrze.
- Moje dzieciaki to uwielbiały – wyjaśniła rodzicom Hermiony. – Zwłaszcza bliźniaki, nigdy nie mieli dosyć!

Suzanne podzielała opinię rudzielców zaśmiewając się podczas fikołków. Hermiona wyczarowała ptaszki, które latały wokół siostry. Wszyscy dobrze się bawili, oprócz ciotki, która mruczała pod nosem, że za jej czasów nikt nie rozpuszczał tak dzieci.
- Niech ciocia nie przesadza – odezwał się George. – Pamiętam jak sama rozpieszczałaś Billa. Tylko on dostawał fajne prezenty!
- Nie odzywaj się do mnie takim tonem młodzieńcze! – oburzyła się Muriel. – Jako, że jestem tutaj najstarsza wiem o życiu o wiele więcej niż wy wszyscy razem wzięci! Dlatego radzę ci: rozważ zmianę dziewczyny, bo jak się wychędożycie to będziecie mieć rude murzyny!

Percy wykazał się refleksem i powstrzymał George’a od rzucenia się na ciotkę, która rechotała z własnego dowcipu. Reszta zaproszonych osób zaciskała pięści ze złości. Molly z Arturem mieli miny wyrażające zakłopotanie i wyraźnie walczyli ze sobą, aby czegoś nie powiedzieć staruszce. Wszyscy wiedzieli, że mają u niej dług wdzięczności za to, że ukrywała ich podczas wojny. Aby nie zaogniać konfliktu George z Angeliną udali się na piętro pod pretekstem obejrzenia jego dawnego pokoju. Percy z Audrey przesiedli się na kanapę i zaczęli głośno rozmawiać o sytuacji politycznej na świecie. Pan Weasley wypytywał się szczegółowo rodziców Hermiony jak działają wiertła stomatologiczne i po co zakłada się plomby. Harry zaczął rozmawiać z Ginny o quidditchu. Ron z Hermioną zajęli się zabawianiem Suzanne. Gdy Muriel zobaczyła, że nikt nie zamierza z nią dyskutować oznajmiła, że dość jej zabawy i idzie na górę spać. Wszyscy przyjęli to z uczuciem ulgi.
- Hermiono, Suzanne usnęła – powiedziała pani Weasley pół godziny później.
- Rzeczywiście – młoda czarownica udała zaskoczoną i zwróciła się do siedzącego obok przyjaciela. – Harry, jesteś najbliżej, pomożesz mi ją zanieść na górę?
Czarodziej popatrzył się na nią zaskoczony. Hermiona dała mu znać, żeby poszedł z nią.
– Muszę ci coś pokazać – wyszeptała.
- Oczywiście, że ci pomogę! Idziemy! – ostrożnie podniósł dziewczynkę.

Hermiona położyła siostrę w łóżeczku turystycznym i okryła ją kołderką. Harry w tym czasie czytał listy od Gawaina.
- No dobra, dostałaś te wiadomości i biżuterię, co ja mam z tym wspólnego? – zapytał się chłopak.
- A to, że są od twojego szefa – odpowiedziała Hermiona.
Reakcja Harry’ego nie zdziwiła ją zbytnio. Chłopak zaczął chichotać jak szalony i czarownica musiała mu przypomnieć, że jeśli będzie głośno to obudzi Suzanne.
- Żartujesz! – stwierdził, gdy się uspokoił. – Robards miał ci to wysłać? Chciał się spotkać w McDonaldzie? On?
- Wyobraź sobie, że tak. Kupił mi Big Maca i herbatę, a potem poszliśmy to zjeść do jego samochodu.
- On ma samochód?
- Tak, srebrny, sportowy, ze skórzaną tapicerką.
- Nie wierzę! Nie raz musiałem mu tłumaczyć jak działają mugolskie rzeczy podczas akcji. On nawet nie wie co to jest rower…
- To jeszcze nie koniec! – syknęła Hermiona. – Robards wyznał mi, że się we mnie zakochał i chce abym rzuciła dla niego Rona!
- Prędzej uwierzę, że Armaty z Chudley wygrają mistrzostwa świata w quidditchu niż w to, że mój szef przystawiał się do ciebie – oznajmił Harry ponuro i spojrzał jeszcze raz na listy. – Jeden i drugi jest pisany przez tą samą osobę, ale to nie jest pismo Robardsa. Pomyślałaś, że może ktoś się pod niego podszył?
- Myślisz, że ktoś uwarzył eliksir wielosokowy?
- To by wiele wyjaśniało, ktoś po prostu chce ciebie i jego skompromitować. Mam przeczucie, że taka jest prawda! – chłopak był zadowolony ze swojej dedukcji. – Może też być pod wpływem imperiusa.
- Uważam, że nie masz racji. Zauważyłabym gdyby inaczej się zachowywał, znając ciebie też być dostrzegł, że coś nie gra – zaoponowała Hermiona niezbyt pewnie. – To trwa od sierpnia, mam wrażenie, że nie chcesz przyjąć do wiadomości faktu, że mogę się podobać mężczyźnie po pięćdziesiątce – zarumieniła się.  
- Wierzę, że jesteś atrakcyjna, ale nie zmienisz faktu, że Robards zachowuje się dziwnie – oznajmił Harry. – Dlaczego w listach jest nie jego pismo? Ktoś chce wrobić albo ciebie, albo jego, albo was oboje. Mam nadzieję, że nawet nie rozważyłaś jego propozycji? – spytał się ponuro.
- Głupi jesteś – oburzyła się Hermiona. – Jasne, że tak! Jestem z Ronem!
- To dobrze – chłopak odetchnął z ulgą. – Uważam, że musimy wdrożyć własne śledztwo. Wymyślę jakiś plan, aby sprawdzić, kto się pod niego podszywa.
- A jeśli to jednak Gawain we własnej osobie ma takie pomysły, co wtedy zrobisz?
- Wątpię – odrzekł Harry dziarskim tonem. – Jeśli to prawda to przeproszę cię za to, że ci nie wierzyłem.
- No dobra – zgodziła się Hermiona z wahaniem. – A teraz chodźmy na dół, wszyscy pewnie się zastanawiają, co tutaj tak długo robimy. I pamiętaj! – złapała go za rękaw. – Ani słowa nikomu! Nawet Ginny!

***

Gdy w niedzielny poranek obudziło Hermionę stukanie sowy w szybę wiedziała, że coś jest nie tak. Podejrzewała, że to może być kolejny prezent albo wiadomość od Gawaina. Nikt inny nie miał powodu, aby niepokoić ją z samego rana. Zegar wskazywał godzinę szóstą trzydzieści, nawet Prorok Codzienny nie przychodził do niej o tej porze. Ron twardo spał, nie zwracając uwagi na hałasy za oknem i świergotanie Świstoświnki. Czarownica wstała z łóżka i po omacku znalazła kapcie. Dzień był ponury, ciężkie ołowiane chmury zraszały deszczem ogród Weasleyów. Owijając się w bluzę Rona Hermiona ruszyła w stronę okna. Ze zdumieniem stwierdziła, że sowa ma dla niej gazetę, ale nie posiada woreczka, do którego wkłada się monety. Gdy wzięła od ptaka Proroka Codziennego i zobaczyła, że wystaje z niego list.

- Błagam, niech to nie będzie kolejny pomysł Gawaina – jęknęła w duchu podczas otwierania koperty. – Panno Granger, nie wiem z kim się widziałaś wczoraj, ale to nie byłem ja. Dzisiaj, o godzinie jedenastej zostanie zwołana konferencja prasowa, na której wyjaśnię wszystko. Radzę ci abyś twierdziła, że to nie byłaś ty i miała poparcie świadków. Pozdrawiam, Gawain Robards – odczytała zdumiona dziewczyna.

Otworzyła gwałtownie Proroka Codziennego i znalazła artykuł o jakże wymownym tytule „Hermiona Granger zyskuje poparcie dzięki wysoko postawionemu kochankowi”. Kiedyś Harry powiedział jej, że czyta z prędkością światła. Tym razem czytała dwa razy szybciej. Autorką artykułu, w którym roiło się od domysłów typu „cała ustawa o skrzatach domowych została poparta dzięki interwencji Robardsa”, była Dafne Greengrass. Hermiona z lekkim zdziwieniem zorientowała się, że nie jest na nią ani zła, ani się nie boi reakcji innych ludzi. Kolejny raz była bohaterką skandalu i kolejny raz będzie tak samo: zaprzeczy wszystkiemu, tak samo jak Gawain. Niepokoił ją tylko fakt, że ktoś się pod niego najprawdopodobniej podszył. Czemu tego nie zauważyła?

Hermiona popatrzyła się na zdjęcia dołączone do artykułu. Były ciemne i wszystko wskazywało, że były robione z ukrycia. Nic dziwnego, że nie zauważyła fotografa. Zastanawiała się skąd Dafne wiedziała, że ma spotkanie w McDonaldzie. Najprawdopodobniej śledziła ją od dłuższego czasu szukając okazji do zemsty, a Pansy jej we wszystkim pomagała. Hermiona musiała przyznać, że koleżanka z roku ma powody, aby dopiec zarówno jej jak i Robardsowi. Westchnęła. Wiedziała, że to będzie długi dzień. Najpierw musi pogadać o tym z Harrym i Ronem. Obudziła swojego mężczyznę i oznajmiła mu, że Dafne znowu zaatakowała. Nie zdradziła mu jednak wszystkich szczegółów. Nie chciała wszystkiego mówić, a przynajmniej nie przed konsultacją z Harrym.

Ginny nie była zachwycona, gdy przyjaciółka z jej bratem przyszli z samego rana i wyciągnęli jej chłopaka z łóżka.
- To nie mogło poczekać do jakiejś sensownej godziny? – wymruczała gniewnie.
- Nie mogło – oznajmiła Hermiona i podała Harry’emu gazetę z listem.
- O ja pierdzielę! – wyrwało się chłopakowi.
- Też tak uważam – przytaknął ponuro Ron.
Ginny, która zaglądała mu przez ramię patrzyła się na zdjęcia ze zdumieniem. Podniosła wzrok na Hermionę z niemą prośbą, aby przyjaciółka wytłumaczyła, co to wszystko ma znaczyć.
- Dafne – oznajmiła z niesmakiem. – Mści się za to, że zrobiłyśmy z niej kłamczuchę.
- Widzę – odrzekła Ginny. – To jednak nie tłumaczy, czemu spotykasz się potajemnie z szefem Harry’ego. Chyba ona nie ma racji, prawda? – spytała się z nadzieją w głosie i zerknęła na czerwonego ze złości Rona.
- Wszystko w porządku – wtrącił się Harry. – To wszystko było zaplanowane.

Obydwie dziewczyny popatrzyły się na niego ze zdumieniem. Ron drgnął jakby wyrwany z transu. Chłopak zaczął opowiadać z pewnością siebie, która zaskoczyła nawet Hermionę:
- Zauważyliśmy już w sierpniu, że Robards dziwnie się zachowuje. Podejrzewaliśmy, że ktoś się pod niego podszywa, dlatego poprosiłem Hermionę, aby mi w tym pomogła.
- Pozwoliłeś, aby stary dziad obmacywał moją dziewczynę!? – warknął  Ron.
- Nie macał mnie – oświadczyła głośno Hermiona.
- Na zdjęciu trzyma cię za rękę! – wskazał na gazetę.
- Spokojnie, Ron, naprawdę nie masz, czym się denerwować – oznajmił Harry. – To moja wina, że zrobiłem z Hermiony czegoś w rodzaju tajnej agentki. Miała udawać zainteresowanie abym zebrał dowody. Dlatego tak dziwnie zachowywała się w wakacje - Hermiona spłonęła rumieńcem, a Ron z Ginny się naburmuszyli. – Naprawdę chcieliśmy wam powiedzieć, ale to było zbyt duże ryzyko – Harry spojrzał się na nich przepraszająco. – Teraz sprawa wyszła na jaw, więc powiemy wam, co tylko chcecie wiedzieć.
– Mam ochotę zamknąć was w pomieszczeniu z akromantulami! – oznajmił Ron. – Za karę macie mnie przyjąć do drużyny! Skopmy Dafne tyłek!
- Też wam pomogę! – dodała Ginny. – Mogę się założyć, że to jej sprawka. Na pewno wynajęła kogoś, aby udawał Robardsa!
- Tego jeszcze nie wiemy – powiedziała Hermiona podczas porównywania pisma na listach. – Te dwa są napisane przez jedną osobę…
- To na pewno pismo mojego szefa – orzekł Harry biorąc do ręki ostatnią wiadomość.
- Wszyscy możemy potwierdzić, że byłaś w domu i pod ciebie też ktoś się podszył – dodał Ron. – Będziesz miała alibi.
- Pomyślimy nad tym później – mruknęła Hermiona. – Teraz trzeba będzie wyjaśnić wszystko waszym rodzicom – zwróciła się do Rona i Ginny. – Moim też… - westchnęła ciężko.
- Będzie dobrze – powiedział Harry i położył jej rękę na ramieniu. – Pomożemy Gawainowi przycisnąć Dafne i oczyścimy wasze dobre imię!

***

Kuchnia Nory powoli zapełniała się kolejnymi osobami. Hermiona każdemu wręczała gazetę i kazała przeczytać artykuł Dafne, uprzedzając, że są to bzdury i wyjaśni później jak było naprawdę. Dzięki temu nikt nie był zaskoczony i każdy wierzył w wersję Harry’ego. Hermiona musiała przyznać w duchu, że jej przyjaciel stanął na wysokości zadania. Była gotować przyznać się do zauroczenia Gawainem, gdyby Ron bardzo naciskał (chociaż wiele szczegółów zostawiłaby dla sobie), ale pomysł z tajną agentką bardziej jej się spodobał.

- Czemu ja o tym nie wiedziałem? – spytał się ostro Percy. – Czy Kingsley jest poinformowany o tym wszystkim?
- Nie, nie miałem mocnych dowodów – oznajmił szybko Harry. – Nie chciałem opierać się tylko na domysłach.
- To jasne jak słońce, że wszystko jest prowokacją! Taki poważny mężczyzna jak Gawain Robards nigdy nie zalecałby się do dwudziestolatki – oświadczył z pewnością Percy i poprawił okulary. – Już na samym początku powinniście przyjść z tym do mnie albo do Kingsleya! Sprawa jest jasna, ktoś chce zdyskredytować jego i Hermionę! – rudzielec napuszył się.
- A ja bym nie była taka pewna! – rozległ się głos Muriel, która weszła do kuchni w błękitnej koszuli nocnej, z Prorokiem Codziennym pod pachą. – Widzę, że nie znacie sekretu Robardsa – zarechotała.
- Nie interesują nas plotki o moim szefie, tylko fakty – oznajmił Harry spokojnie i wstał z krzesła. – Prawda jest taka, że to porządny…
- Siadaj kochaniutki! – przerwała mu Muriel i usadziła go z powrotem. – Kiedyś chętnie mnie słuchałeś! Tak, wiem, że to ty byłeś tym rudzielcem na weselu Billa – wyjaśniła. – Coś mi się zdaje, że nie znasz paru faktów o Gawainie, tak samo jak nie wiedziałeś wielu rzeczy o Dumbledorze!
- Niby czego? – spytał się Harry z lekceważeniem, ponieważ pamiętał o bzdurach, które wygadywała Muriel na weselu.
– Ten facet ma bzika na punkcie młodych dziewczyn! – odezwała się ciotka triumfalnie.

Ginny z Angeliną parsknęły śmiechem. Percy zmarszczył czoło i widać było, że jest zniesmaczony. Harry wyglądał na opanowanego, ale Hermiona zauważyła, że zaczyna się denerwować.
- I to jest ten wielki sekret? – wypalił Ron.
- Radzę ci pilnować swojej dziewczyny – oznajmiła Muriel jadowitym tonem. – Za czasów Korneliusza Knota i Rufusa Scrimgeoura często uwodził stażystki, a potem załatwiał im posady – popatrzyła się wymownie na Hermionę. – Tak, złociutka, Gawain lubi takie jak ty, obieca ci złote góry, wciśnie na dobre stanowisko, a potem porzuci jak zużyte pióro… Zarówno Knot jak i Scrimgeour tuszowali jego postępki.
- Niech ciocia przestanie! – odezwał się ostro Artur. – To są jakieś głupie plotki!
- Właśnie! Totalne głupoty! – odezwał się Percy. – Byłem zarówno przy Knocie, jak i Scrimgourze i niczego takie nie zauważyłem!
- Jak nie chcecie mi wierzyć to nie wierzcie – Muriel machnęła ręką. – Mimo wszystko radziłabym ci trzymać się od niego z daleka! – poradziła Hermionie i wyszczerzyła do niej swoje żółte zęby.
- Będę pamiętać – odparła dziewczyna i odprowadziła wzrokiem staruszkę, która szła w stronę kanapy rechocząc złośliwie.
- Stara wariatka – mruknęła pod nosem Ginny. – Po wojnie kompletnie jej się w głowie poprzestawiało!
- Też tak uważam – poparł ją Harry.

Wzburzenie spowodowane przez słowa Muriel trwało jeszcze chwilę. Wszyscy byli zdania, że ktoś się podszył pod Robardsa i nie mogli doczekać się konferencji prasowej. Hermiona była poklepywana po plecach i wysłuchiwała słów poparcia. Nagle wszyscy zamilkli, ponieważ w kominku buchnęły płomienie i wyszła z nich Fleur, a zaraz za nią Bill.
- O! Wszyscy w komplecie! – zawołał najstarszy syn Weasleyów z entuzjazmem.
- Bill! Kochanie! Mieliście wrócić po Sylwestrze! – pani Weasley podleciała do nich ze szczotką i zaczęła strzepywać sadzę z ich szat.
- Wiem, mamo, ale mamy dla was prezent – Bill wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Jaki?
- Będziemi mieli dziecko! – zaświergotała radośnie Fleur.

czwartek, 16 czerwca 2016

Voldemort ubiera się u Madame Malkin: Rozdział 15 – Król Volduś!

Hejka!

Już po wszystkim… Voldek urósł, już nie jest dzieciaczkiem, chlip :(. Już więcej nie będę mu zmieniał pieluszki… to takieee smutneeee (płaczę).

Ale! Ale!
Powinienem wam napisać co i jak. No więc to było tak: mieliśmy już gotowy eliksir, Gandalf podrzucił kocioł i poleciał po elfów, bo ich potrzebował do jakiejś bitwy pod Hełmowym Jar-Jarem. Barty Junior przysłał pocztówkę, że Potter jest gotowy do transportu. Voldek bardzo z tego powodu się ucieszył. Najpierw kazał się mi znowu przenieść do Little Hangleton (tam gdzie jest chata jego starego), a potem zorganizować mu imprezkę na cmentarzu.
– Super – pomyślałem. – Ja tu płaczę za moją ręką, a ten mi jeszcze roboty dowala!

Ale gdy później zacząłem to rozważać, to stwierdziłem, że Volduś się pewnie o mnie martwił i chciał zająć czymś moje myśli. Jaki on kochany <3 Gdy skończyłem spytałem się jaki jest harmonogram imprezy. Blab, bla, bla, wsadzisz mnie do kotła, bla, bla, bla, wrzucić kości mojego starego, bla, bla, bla, utniesz se rękę nożem…

Zaraz, zaraz! Uciąć rękę nożem!?

Powiedział to takim tonem jakby mi tłumaczył jak zbiera się grzyby. Wiecie: złapać, uciąć, wsadzić do koszyka (tylko, że w moim przypadku do kotła). No rzesz w mordę jeża! To klasyczne naruszenie nietykalności cielesnej! Co ja jestem? Występuję w jakimś filmie? W „Pile” może!?


Zdenerwowałem się. Stwierdziłem, że czegoś takiego na trzeźwo się nie da zrobić. Rozważałem najebanie się wódką, ale ostatnią wypiłem (tą od Lamii, dobra była!). Postanowiłem, że zajrzę do moich zapasów, aby sprawdzić co mogę łyknąć. Dobrze zrobiłem, znalazłem Ayahuasce w butelce co mi Indianie dali na drogę. Łyknąłem zdrowo, drugi raz, trzeci i… poczułem, że Voldemort jest Simbą, a ja jestem Rafiki. Musiałem mu pomóc stać się nowym królem po śmierci Mufasy! Wszystko ułożyło się w logiczną całość! :D Tak wiec pełny sił poleciałem na cmentarz. Voldek był już gotów, Nagini niedaleko krążyła i śpiewała „Krąg Życia”.


To było takie piękne! Chlip! Aż się popłakałem ze wzruszenia!
Kiedy wszystko było przygotowane, czekaliśmy na Skazę. Szybko przyleciał… ale nie był sam! Miał przy sobie hienę :/.

Voldek kazał jebnąć to jebnąłem, nie wiedziałem, w którego trafię, ale padł ten co miał paść więc było dobrze. Przywiązałem Skazę do nagrobka, aby mógł patrzeć jak Simba się odradza. Podniosłem go z szacunkiem i wrzuciłem do kotła:


Następnie doprawiłem wywar z Voldka kośćmi jego starego. Wprawdzie uważam, że rosołek jest lepszy na świeżych, ale skoro mój Pan życzył sobie stare gnaty, to ja tak robię. Potem uciąłem sobie rękę. Zdziwiłem się, że nawet mnie to nie obeszło. Krzyknąłem, bo byłem zdumiony efektem! Tak pięknie leciała posoka, jak w filmach typu gore!

Mały dopisek abyście zapamiętali: nie robiłem tego na trzeźwo, nikt na trzeźwo nie ucina sobie ręki! To tak jakby oglądać „Pasję” Gibsona nie najebawszy się wcześniej! Tylko psychopaci wytrzymują coś takiego bez używek! Dzieci! Nie próbujcie tego w domu! (ani ucinania ręki, ani oglądania „Pasji”)

Następnie spuściłem trochę krwi Skazie i wlałem do kotła. Mówię wam, jakie emocje: ja krwawię, Skaza krwawi, Voldek się topi, rosołek się pieni, a Nagini śpiewa „Hakuna Matata”!


Popłakałem się drugi raz, to było takie piękne i wzruszające! Voldek ostatecznie wylazł z kotła, jako dorosły Simba! Kazał podać sobie szatę i założył ją nucąc pod brakiem nosa „I'm too sexy for my Salazar”. Jego promienie zajebistości poleciały w górę i wypełniły wszechświat wezwaniem. Dlatego zaraz koło niego pojawiły się kociaki… to znaczy Śmierciożercy. Taka impreza! Zostaję do piątku! Tym bardziej, że Volduś wzruszył się moim poświęceniem i wyczarował mi nową rękę. Taką to ja rozumiem! Jestem jak jakiś Terminator czy Robocop! <3 Będę rwał panienki!

Co się później działo… nie wiem do końca. Film zaczął mi się urywać. Połączyłem się w jedność ze wszechświatem i próbowałem rozwiązać problemy egzystencjalne tego świata. Siedziałem obok Leonarda da Vinci i gadaliśmy jak chodzenie po księżycu wpływa na ekosystem dinozaurów za czasów panowania Ramzesa II. Totalny odlot! Gdy się obudziłem było po wszystkim: Voldek z Nagini przenieśli mnie do domu Lucka Malfoya, Skaza (czyli Harry jakbyście zapomnieli) spierdzielił w podskokach przy okazji zabierając resztki hieny…

Po wszystkim dochodziłem do siebie przez tydzień. Więcej nie piję Ayahuasca, nie ma głupich. Następnym razem wyląduje na innej planecie, albo wyda mi się, że mój świat jest nieprawdziwy, a ja nie istnieję. Na przykład, że jest to książka dla młodzieży napisana przez kobietę w średnim wieku pogrążoną w depresji. Nie, to byłby jakiś koszmar :(

Teraz idę skorzystać z łazienki dla gości w Malfoy Manor. Mówię wam, mają świetne Bio Eko Organic Cocos Mydłos! Czas na białe szaleństwo :D

Wasz pucu-pucu Glizdek :*

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 28 – Dziwne zachowanie


Hermiona bała się, co będzie, gdy spotka Robardsa w Ministerstwie Magii. Myśli o tym jakby wyglądał seks z nim nie dawały jej spokoju. Nawet podczas jechania metrem wdzierał się do jej głowy powodując rozmarzone spojrzenie i mokrą bieliznę. Im była bliżej pracy tym bardziej się denerwowała. Czy znowu się zaczerwieni się na jego widok? Czy ktoś coś zauważy? Co powie Ronowi, jeśli jakieś plotki do niego dotrą? Te pytania nie dawały jej spokoju na równi z marzeniami o Robardsie.

Trasę prowadzącą z głównego holu Ministerstwa Magii do swojego departamentu pokonała błyskawicznie. Po drodze powitała kilku współpracowników i znajomych, ale nie wdała się z nimi w pogawędkę. Z ulgą stwierdziła, że nie było wśród nich Gawaina. Po wejściu do biura Amos poinformował ją o tym, że Pansy Parkinson wylądowała w Szpitalu Świętego Munga z wyjątkowo paskudną odmianą smoczej ospy. Hermiona wcześniej była przekonana, że jej rówieśniczka kłamała o chorobie, aby wymigać się od żmudnej pracy. Teraz odczuwała lekkie wyrzuty sumienia, że nie potraktowała wiadomości od niej poważnie, ale jednocześnie doświadczyła sporej ulgi, że nie będzie musiała się z nią użerać przez najbliższy miesiąc. Westchnęła i zabrała się do pracy, pocieszając się, że doszła już do kartotek zaczynających się od litery "k".

***

Było czwartkowe popołudnie, gdy Hermiona stwierdziła, że coś jest nie tak. Nie widziała Gawaina od zeszłego tygodnia i o ile początkowo specjalnie starała się unikać miejsc, w których mogła się z nim zobaczyć, o tyle teraz musiała przyznać, że w ogóle nie pojawił się od kilku dni w Ministerstwie. Spojrzała się ze złością na swój obiad jakby to on był przyczyną nagłego zniknięcia szefa aurorów. Nabiła gwałtownie groszek na zęby widelca, patrząc z ponurą satysfakcją jak metal wchodzi w jego wnętrze. Następnie zaczęła kroić agresywnie kotleta, jakby chciała zmusić go do mówienia.
- Cześć, mogę się dosiąść? - pytanie Harry'ego wyrwało ją z rozmyślań.
- Nie rób sobie jaj - fuknęła.
- Co ty taka nie w sosie?
- Przeznacz większość tygodnia na sortowanie kartoteki i dojdź przy tym od "k" do litery "l" to wtedy pogadamy.
- Przynajmniej nie musisz szorować kibli! - odciął się Harry.

Hermiona popatrzyła się na niego spode łba. Miała wyjątkowo zły humor, a jej przyjaciel zamiast ją pocieszyć dobijał. Przez sekundę wpadła jej do głowy myśl, aby pożegnać się z nim pod byle, jakim pretekstem, ale szybko zrozumiała, że Harry jest jedną z niewielu osób, które mogą dostarczyć jej informacji o Gawainie. Postanowiła być dla niego o wiele milsza.
- Przepraszam... kobiece dni i takie tam, rozumiesz... - wyszeptała.
- Wiem, wiem - odrzekł szybko i popatrzył się wymownie w sufit.
- Co u ciebie słychać? - Hermiona przystąpiła do działania.
- Nuda. Ginny ostro trenuje przed meczem, a ja siedzę nadal nad sprawą fałszywych kamieni u Gringotta, zero poszlak, paskudna sprawa - skrzywił się. - Gobliny niezbyt mnie lubią za to, że zrobiliśmy im dodatkowe wyjście ewakuacyjne ze skarbca... Jedyny plus, że często widzę się z Billem i Fleur.
- To super - mruknęła niezbyt entuzjastycznie Hermiona. - Zastanawiałam się niedawno, co tak cicho w waszym departamencie... - dodała mając nadzieję, że jej przyjaciel złapie przynętę.
- Co masz na myśli?
- No... zazwyczaj słyszy się jakieś plotki, co tam porabiacie, jakieś sensacyjne historie i w ogóle - dziewczyna nabrała powietrza i przeszła do tego, co najbardziej ją interesowało. - Amos wspominał, że dawno nie widział twojego szefa...
- Och, o to chodzi - Harry podrapał się po głowie. - Pojechał na kilka dni do Holandii, odbyła się tam konferencja na temat najnowszych czarów ochronnych. Powinien wrócić dzisiaj, ale sądzę, że...

Hermiona przestała słuchać przyjaciela, ponieważ na stołówkę wszedł Gawain Robards we własnej osobie. Zmierzał prosto w ich stronę nie pokazując po sobie żadnych emocji, na jego twarzy nie było cienia uśmiechu lub złości. Na padające zewsząd powitania odpowiadał krótkim skinieniem głowy. Hermiona poczuła, że robi się jej gorąco i na policzkach pojawiają się rumieńce. Jednocześnie jej serce biło jakby oszalało. Dlaczego? Dlaczego musiałam zadurzyć się akurat w nim?
- Zbieraj się Potter, za pięć minut odbędzie się pogadanka u Kingsleya. Dowiedziałem się, że mamy ochraniać szczyt Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów - oznajmił chłodno i ruszył dalej bez słowa pożegnania.

Harry zrobił minę do przyjaciółki, która wyrażała jednocześnie przeprosiny za nagłe wezwanie jak i żal za niezjedzonym kotletem. Wepchnął porządny kęs w usta i poszedł szybkim krokiem w stronę wyjścia, zerkając z niepokojem na Hermionę, która siedziała przy stole jakby była spetryfikowana. Krew błyskawicznie odpłynęła jej z twarzy, gdy zorientowała się, że Gawain ją po prostu olał. Nie przywitał się, nie spojrzał w jej stronę, nic do niej nie powiedział. Potraktował jak powietrze!

***

Przez cały tydzień Hermiona obserwowała ukradkiem szefa Harry’ego. Odkąd wrócił z Holandii nie zamienili ze sobą nawet słowa. Dziewczyna wiedziała, że auror jej unika i specjalnie udaje, że jej nie widzi oraz nie słyszy jej pozdrowień. Hermiona nie wiedziała, czemu to robi. Czyżby domyślił się, że jej się podoba? Może ktoś zaczął plotkować na ich temat? Czarownica potrząsnęła głową. To na pewno nie było to. Wszystkie ich kontakty dało się wytłumaczyć obowiązkami służbowymi. Więc o co mu chodziło?

Hermiona czuła się dotknięta tą całą sytuacją. Najpierw Gawain robił wszystko, aby się do niej zbliżyć, a teraz nie miał czasu nawet na głupie powitanie! Wiedziała, że to okoliczność sprzyjająca: oddalali się od siebie, wiec mogła skupić się na swoim związku z Ronem. Jednak tkwiła w niej cząstka domagająca się kontaktu z szefem aurorów. Sączyła w duszę dziewczyny uczucia, które były dla niej nowe, i z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Hermiona miotała się pomiędzy miłością i pożądaniem oraz poczuciem obowiązku i beztroską. Rozważała, co inni powiedzieliby na jej temat, gdyby odważyła się zerwać z Ronem, aby być z Gawainem. Wnioski, które wyciągnęła nie nastrajały optymistycznie.

Gdy wszystkie, sprzeczne uczucia zaczęły w niej walczyć, dziewczyna poczuła, że ma dość.  Wóz albo przewóz. Chciała dowiedzieć się, o co Gawainowi chodzi, a aby tego dokonać musiała z nim porozmawiać. Postanowiła, że pójdzie do niego pod pretekstem ponownego podziękowania za książkę i przy okazji wybada jego stosunek do niej. Amos bez problemu wypuścił ją wcześniej z biura, gdy powiedziała, że ma kobiece problemy. Jak zdecydowana większość mężczyzn bał się tego tematu. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem – ta część planu poszła udała jej się znakomicie.

Podczas przemierzania korytarzy prowadzących do biura aurorów fantazjowała o tym, co się stanie w gabinecie Gawaina. Czy przyzna się, że jej unika? Może oznajmi, że miał zły okres w pracy? Jest jeszcze możliwość, że wyzna jej, ze się w niej zakochał i musi ukrywać swoje uczucia… Domysły splatały się z fantazjami, uczucia walczyły ze sobą. Hermiona dotarła przed drzwi kwatery aurorów z duszą na ramieniu.
- Znowu do Gawaina? – dziewczyna podskoczyła, gdy usłyszała pytanie Harry’ego.
Stał za nią i patrzył się na nią badawczo. Czyżby coś sobie pomyślał?
- Tak, mam do niego sprawę dotyczącą wspomnień! – wypaliła bez zastanowienia.
- Aha – mruknął i wpuścił ją do pomieszczenia. – Robards jest teraz u Kingsleya, ale niedługo powinien wrócić. W tym czasie możesz mi o tym opowiedzieć – wskazał głową swoje biurko.

Hermiona poczuła, że ma pustkę w głowie. Co ma powiedzieć przyjacielowi? Tak pogrążyła się w fantazjach, że nie zdążyła wymyślić dobrej wymówki.
- Ja… wolę najpierw się z nim skonsultować – odparła szybko i zrozumiała, że to był błąd. Harry nie wyglądał na przekonanego. Patrzył się na nią podejrzliwie. Miał swoją standardową minę, która mówiła, że wyczuwa tajemnicę, którą powinien odkryć. Hermiona zrozumiała, że musi działać. – Jak tylko od niego wyjdę to opowiem ci wszystko ze szczegółami – oznajmiła z uśmiechem i poklepała go uspakajająco po plecach. – Nie chcę ci przeszkadzać w pracy. Przyjdę gdy Robards wróci od Kingsleya. Teraz skoczę do toalety, pa!

Odwróciła się na pięcie i wyszła szybkim krokiem z biura aurorów. Weszła do najbliższej toalety i zamknęła się w kabinie. Tam zaczęła głębiej oddychać. Jaką ja jestem idiotką! – warknęła sama do siebie. Miała ochotę wytargać się za kudły. Poczuła się strasznie zażenowana swoim postępkiem, jak mogła się tak zachować? Była dwudziestoletnią kobietą, a nie jedenastoletnim podlotkiem! Jeszcze tylko brakowało, aby Harry domyślił się czegoś! Niby jest taka inteligentna, a zapomniała, że jej przyjaciel jest aurorem i w każdej chwili może go spotkać. Widocznie zaczęła myśleć nie tą częścią ciała, którą powinna. Ewentualnie istniała możliwość, że mózg jej się skurczył do rozmiaru orzeszka i dyndał w czaszce przyklejony na gumę do żucia. Nic innego nie tłumaczyło jej debilnego zachowania i braku planowania czegokolwiek.

Długo musiała samą siebie przekonywać, że tak naprawdę nie robi niczego złego i skoro coś zaczęła to powinna dokończyć. Nawet, jeśli chodziło o wybadanie uczuć Robardsa wobec niej. Postanowiła, że powie później Harry’emu od kogo naprawdę dostała książkę i że wizyta u jego szefa dotyczyła ponownego podziękowania za nią. Tym samym uspokoi swoje sumienie i rozwieje wątpliwości przyjaciela, jeśli jakieś posiada. Tak, to był bardzo dobry pomysł. Hermiona sprawdziła w lustrze czy makijaż się jej nie rozmazał i dziarskim krokiem wyszła z toalety… wprost na wracającego od Kingsleya Gawaina.
- Ty tutaj? – spytał i rozejrzał się niespokojnie po korytarzu.
- Muszę z panem koniecznie porozmawiać! – pisnęła Hermiona.

Nie wyglądał na zachwyconego tym spotkaniem, ale po chwili namysłu rzucił krótkie „za mną” i ruszył szybki krokiem w stronę swojego gabinetu. Czarownica po drodze zerknęła w bok i zauważyła, że Harry’ego nie ma przy biurku. Pewnie gdzieś poszedł – stwierdziła z ulgą.
- Czego chcesz? – spytał Robards chłodno i spojrzał się na Hermionę ponuro.
- Ja chciałam jeszcze raz podziękować za książkę, tamtym razem nie zrobiłam… - dziewczyna bezwiednie zniżyła głos do szeptu.
- I tylko po tu przyszłaś? – przerwał jej Gawain i zmarszczył brwi.

Hermiona zrozumiała, że auror jest na nią zły, ale nie wiedziała z jakiej przyczyny. Nie czuła się winna, niczego mu nie zrobiła. Powinna otrzymać jakieś wyjaśnienie. Przecież nie można z dnia na dzień zacząć kogoś ignorować bez powodu!
- Nie rozumiem o co panu chodzi! – oznajmiła twardo Hermiona. – Chciałam już dawno podziękować, ale nie odzywał się pan do mnie i udawał, że nie istnieję! Chyba zasługuję na jakieś wyjaśnienie tej sytuacji?

Wpatrywała się w niego intensywnie jakby w ten sposób mogła przedrzeć się do jego duszy i wydobyć z niej wszelkie interesujące informacje. Szef aurorów znał się na oklumencji i nie pozwolił grzebać sobie w myślach. Wzniósł oczy do nieba i zrobił znudzoną minę.
- Chyba nie zrozumieliśmy się, panno Granger – prychnął. – Dałem ci książkę jako prezent urodzinowy. Pomagałem ci w sprawie wspomnień Snape’a. Nasze kontakty skończyły się, gdy oddałaś mu je. Nie masz po co się tutaj więcej pojawiać… no chyba, że chcesz odwiedzić Harry’ego.
- Tak? Skończyły się? – policzki dziewczyny zarumieniły się z gniewu. – Jakoś odniosłam wrażenie, że szukał pan pretekstu, aby się ze mną widzieć! Zabiegał pan o moje względy, a później odciął się bez wyraźnego powodu!
- Źle to zinterpretowałaś. Byłem miły, a ty pomyślałaś sobie, że coś do ciebie czuję. Zauważyłem jak na mnie reagujesz i chciałem to ukrócić, ale widocznie nie dostrzegłaś tego faktu skoro do mnie przyszłaś! – warknął. – Opanuj się dziewczyno! Jeszcze ktoś zacznie o nas gadać, a Ministerstwo Magii jest łase na plotki! Jestem poważnym mężczyzną i nie mam zamiaru wiązać się z dziewczyną, która mogłaby być moją córką! Zajmij się chłopcami w swoim wieku!

Hermiona nie wiedziała co powiedzieć. Otworzyła kilka razy usta, ale nie wydobył się z nich ostatecznie żaden dźwięk.  Nic nie poszło tak jak sobie zaplanowała. Nie spełniła się żadna z jej fantazji. Bladła i czerwieniła się na przemian szukając słów, które oddałyby co sądzi o słowach aurora. W końcu zdecydowała się na ucieczkę. Wypadła z gabinetu Gawaina ciesząc się w duchu, że Harry’ego nadal nie było przy jego biurku.

***

Następnego dnia Hermiona miała ochotę wysłać sowę do Amosa, że zachorowała. Przy Ronie i rodzicach zachowywała pozory normalności, ale w głębi duszy wyła z rozpaczy. Poczuła się jak zabawka, którą można chwilę się pobawić, a gdy się znudzi rzucić w kąt. Olała postanowienie, że do Ministerstwa będzie jechać mugolskimi środkami transportu i wzorem Rona teleportowała się do pracy. Tam zamknęła się w archiwum i starała się unikać nawet Amosa. Porządkowała wszystkie pergaminy i księgi ręcznie, ponieważ w ten sposób rozpraszały się niechciane myśli, które wdzierały się do jej głowy. Jak Gawain mógł tak postąpić? Niech sobie mówi co chce! Ona wie, że szukał kontaktu z nią, przecież nie wymyśliła sobie tego!

Załamana dziewczyna usiadła na stosie ksiąg, które były do wyrzucenia. Miała dość wszystkiego i wszystkich. Mroczne myśli krążyły w jej głowie. Była pora obiadowa, ale nawet nie pomyślała o tym, aby pójść do stołówki coś zjeść. Gdyby spotkała Gawaina nie wiedziałaby jak zareagować. Hermiona sama sobie nie ufała. Możliwe, że nie dałaby rady olać go i odwrócić się do niego plecami. W najgorszym wypadku mogłaby się rozpłakać… Stwierdziła rozsądnie, że nie ma co ryzykować.

Poderwała się z miejsca, ponieważ usłyszała, że ktoś wszedł do archiwum. W przerwie między regałami zauważyła czarną czuprynę i okulary. Hermiona od razu domyśliła się, że to Harry. Pewnie chciał z nią pogadać na temat wspomnień Severusa. A może chciał sprawdzić, dlaczego nie przyszła na obiad? Ogarnęła ją lekka panika. Nie chciała się z nikim widzieć. Bała się, że podczas rozmowy z nim padnie imię Gawaina i zareaguje na nie zbyt emocjonalnie. Popatrzyła się na przyjaciela i mina jej zrzedła, ponieważ Harry wyraźnie był zdenerwowany.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? – spytał się głosem kipiącym od gniewu. – Jesteś w związku z Ronem, a latasz za moim szefem! Wstydu nie masz!?

Hermiona miała wrażenie, że ziemia usunęła się jej spod stóp i spada w bezdenną przepaść. Skąd on o tym wiedział? Czy Gawain mu powiedział? A może plotki naprawdę zaczęły krążyć? Pobladła śmiertelnie.
- Harry, to nie tak… ja nie wiem co słyszałeś, ale to wszystko nie prawda… - zaskrzeczała ciężko oddychając.
- Hermiono! Nie wciskaj mi kitu! – oznajmił wzburzony. – Słyszałem i widziałem wystarczająco wiele!
- Niby co!?
- Najpierw zaczęłaś się dziwnie zachowywać. Wszyscy myśleliśmy, że denerwowałaś się wynikami owutemów, a potem z powodu pracy… Ron mi się żalił, że stałaś się bardziej milcząca, że wolisz czytać książki lub zajmować się siostrą niż z nim przebywać. Broniłem cię, twierdziłem, że to przejściowe… - Harry patrzył się na przyjaciółkę z wyrazem ogromnego rozczarowania na twarzy. – Domyśliłem się, że coś jest nie w porządku, gdy powiedziałaś, że dostałaś książkę od Kingsleya. Tak Hermiono, sama wiesz, że nie jestem aurorem bez powodu! Zauważyłem książkę u Robardsa i pytał się mnie czy lubisz alchemię. To wystarczyło abym zaczął się zastanawiać, czemu ten fakt przed nami ukrywasz. Dlatego też postanowiłem przyglądać się tobie. Że coś czujesz do mojego szefa zauważyłem na stołówce, gdy się wypytywałaś mnie o niego. Potwierdziło się to po chwili, najpierw się zaczerwieniłaś na jego widok, a później zbladłaś, gdy się okazało, że nie zwraca na ciebie uwagi. Znam cię nie od dziś, widziałam nie raz jak reagujesz i wiem, że to nie było normalne.
- Harry, proszę… - załkała Hermiona. – To nie tak..
- Już mówiłem, abyś nie wciskała mi kitu! – warknął. – Wczoraj także mnie okłamałaś! Niby chciałaś pogadać z Robardsem o wspomnieniach, ale tak naprawdę narzucałaś mu się, chociaż dawał ci do zrozumienia, że nic z tego nie będzie!
- Skąd to wiesz!? Powiedział ci!?
- Nie. Byłem w jego gabinecie. Przecież mam pelerynę-niewidkę, zapomniałaś?
- O matko! – Hermiona jęknęła i poczuła, że nogi się pod nią ugięły. – Harry, proszę… nie mów Ronowi! To nie tak… ja… ja tylko… - łkała w rękaw. – To prawda… Gawain mi się podoba, ale nie zamierzałam z nim być! Kocham Rona, naprawdę... nigdy bym go nie zdradziła… Harry, och, Harry! Czuję się strasznie i bez twoich wymówek! – przestała się powstrzymywać i wybuchnęła płaczem.

Początkowo Harry nic nie mówił, ale w pewnym momencie musiała mu ujść złość, ponieważ usiadł przy niej i westchnął potężnie. Hermiona uspokoiła się po jakimś czasie i doprowadziła się do ładu. Przez dłuższy moment milczeli nie patrząc się na siebie. Wiedziała, że jej przyjaciel nie chce stracić ani jej, ani Rona. Nie była zła na Harry’ego, że podsłuchał jej rozmowę z Robardsem. Miała świadomość, że to co zrobiła było bardzo głupie. Zasłużyła na to, aby przyjaciel ochrzanił ją i przywołał do porządku.
- Skoro nie chcesz podrywać mojego szefa to zachowuj się normalnie – oznajmił. – Nie chcę cię więcej widzieć w biurze aurorów bez wyraźnego powodu! Jeśli będziesz czegoś chciała ode mnie to przyślij mi samolocik. Inaczej będę zmuszony powiedzieć o wszystkim Ronowi, a wiesz, że tego bym nie chciał… - zagroził.
- Przyrzekam… już nigdy więcej nie będę zbliżać się do Robardsa, chyba, że będę do tego zmuszona. Po tym co się wczoraj stało… on miał rację… - zakomunikowała ponuro. – Odbiło mi na jego punkcie…
- Trzymam cię za słowo – ucieszył się Harry. – Wierzę, że to był tylko mały błąd – objął ją ramieniem. – Wolę abyś zerwała z Ronem niż go oszukiwała. Za to teraz masz mu to wszystko wynagrodzić, rozumiesz?
- Tak, kocham go… - wyszeptała. – Ciebie też przepraszam za to, że cię okłamywałam… i dziękuję, że nie opowiedziałeś o tym Dafne – uśmiechnęła się słabo.
- Jesteśmy przyjaciółmi, daj spokój! – Harry wyszczerzył do niej zęby. – Uszy do góry, trzeba żyć dalej! Jednak pamiętaj, że będę cię nadal obserwował!

***

Hermiona musiała przyznać, że interwencja Harry’ego przyniosła skutek. Przestała myśleć o Gawainie, a gdy go spotykała w Ministerstwie Magii to udawała, że przestał istnieć. Na początku było jej ciężko, ale po kilku tygodniach jej uczucia do niego zaczęły znikać. Dodatkowo wróciła namiętność pomiędzy nią a Ronem. Atmosfera w jej pokoju znowu zaczęła się robić gorąca i aby mieć orgazm nie musiała sobie wyobrażać seksu z Robardsem. Rudzielec docenił to, że jego dziewczyna znowu stała się czuła. Wstąpił w niego nowy zapał i ponownie zaczął angażować się w prace domowe. Hermiona zaś przestała mieć wyrzuty sumienia. Książkę od Gawaina przeczytała i przekazała Harry’emu, aby oddał ją szefowi. Gawain, według słów Pottera, nie skomentował zwrotu prezentu. Czarownica miała wrażenie, że czasem przygląda się jej ukradkiem podczas pobytu na stołówce. Tylko, że tym razem nie robiło to na niej wrażenia i udawała, że tego nie widzi. Wszystko zdawało się układać idealnie, a ona nie chciała tego zepsuć.

W połowie października Hermiona otrzymała niespodziewany awans. Pansy Parkinson wróciła ze szpitala i została wysłana przez Amosa do dokończenia porządków w archiwum. W tym czasie Hermiona została oddelegowana do zajmowania się skrzatami domowymi. Wreszcie czuła, że dopięła swego. Dzięki swojej pracy mogła zmieniać sytuację tych wspaniałych istot. Uczniowie pod kierunkiem profesor McGonagall nadal prowadzili badania w Hogwarcie i przesyłali Hermionie wyniki. Okazało się, że nawet starsze pokolenie skrzatów zaakceptowało zapłatę i dzień wolny. To dawało czarownicy argumenty do ręki, które chętnie wykorzystywała ku utrapieniu Amosa. Szefowi niezbyt podobały się zapędy reformatorskie pracownicy, ale widząc, że ma ona poparcie u samego Ministra Magii dał jej wolną rękę. Dzięki temu, na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia, zostało uchwalone prawo, które nakazywało płacenie wynagrodzenia skrzatom domowym. Z tego powodu Ron upiekł wspaniały tort w kształcie Zgredka, a rozpromieniona Hermiona rzuciła mu się na szyję krzycząc, że to najlepszy prezent jaki dostała.

Piątek był leniwym dniem w Ministerstwie Magii. Większość czarownic i czarodziejów wzięła wolne. Kupowali prezenty i piekli indyka na uczę Bożonarodzeniową. Znudzona Hermiona siedziała przy biurku i udawała, że pracuje jednocześnie błądząc myślami gdzie indziej. Następnego dnia miała wsadzić rodzinę do samochodu i wyruszyć w stronę Nory. Pan i pani Weasley wpadli na początku grudnia do domu jej rodziców i zaprosili ich do siebie. Harry z Ginny również mieli tam być, tak samo jak George z Angeliną oraz Percy ze swoją dziewczyną, której Hermiona nie znała. Fleur z Billem wybierali się do Francji, a Charlie miał dyżur przy smokach w Rumunii. Zapowiadało się ciekawie i czarownica już nie mogła się doczekać podróży, a jak na złość minuty mijały wyjątkowo wolno.

Leniwą atmosferę przerwał samolocik, który wleciał do pokoju i wylądował na biurku Hermiony. Dziewczyna wzięła go bez specjalnego entuzjazmu, modląc się w duchu, aby to nie była jakaś pilna sprawa. Jeszcze tylko tego brakowało, aby została gdzieś wezwana i spędziła tam kilka dodatkowych godzin. Siedząca po drugiej stronie pokoju Pansy przyglądała jej się znudzonym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że wyślą cię na jakąś akcję – odezwała się z nadzieją w głosie i wrednym uśmieszkiem na twarzy.
- Spadaj do szklarni mandragory niańczyć – rzuciła jej Hermiona, zapożyczając powiedzenie Rona. – Pewnie Harry czegoś chce.

Rozłożyła zagięty pergamin i od razu zrozumiała, że to nie jest pismo jej przyjaciela. Litery były stawiane w taki sposób, aby czytający nie rozpoznał kto to napisał. Zdumiona Hermiona przeczytała treść listu:

„Spotkajmy się po pracy w McDonaldzie County Hall, bądź sama, będę czekać, mam dla ciebie informacje, które mogą cię zainteresować.”

Nie było żadnego podpisu. Czarownica nie miała najmniejszego pojęcia kto ani dlaczego chce się z nią spotkać. Jakie to mogły być informacje? Sprawa wspomnień Severusa została dawno zakończona. Może chodziło o pracę? Wszyscy wiedzieli, że troszczy się o skrzaty domowe, nie było wykluczone, że ktoś chciał dać jej cynk, że w którymś domu nie są przestrzegane ich prawa. Hermionę zaczęło zastanawiać czemu ta osoba chciała spotkać się w mugolskim McDonaldzie. Bardzo możliwe, że nie była czystej krwi. Może bała się czegoś?

Po przebytej wojnie Hermiona miała świadomość, że powinna być ostrożna. Dostała wiele listów z od niezadowolonych czarodziejów, którzy musieli zacząć płacić skrzatom domowym za pracę. Wiedziała tylko tyle, że ta osoba prawdopodobnie pracuje w Ministerstwie Magii skoro wysłała wiadomość wewnętrzną. Dziewczyna biła się z myślami przez godzinę i dopiero podczas zakładania kurtki zdecydowała, że sprawdzi o co chodzi. Kilka minut ją nie zbawi, jeśli użyje teleportacji. Postanowiła przenieść się do Waterloo Station, która powinna być na tyle zatłoczona, że nikt nie zwróci uwagi na jej nagłe pojawienie się. Stamtąd spacer do County Hall nie powinien zająć jej wiele czasu.

Pogoda na zewnątrz była okropna, nic nie zapowiadało, aby święta były białe. Zamiast śniegu padał lodowaty deszcz, który odbijał się od twarzy Hermiony. Z tego powodu szła szybkim krokiem w stronę McDonalda, aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym wnętrzu. Ulice były zatłoczone, wszędzie panowała świąteczna atmosfera. Budynki i drzewa przyozdobione były kolorowymi lampkami. Wszędzie było widać ubrane choinki i słychać było świąteczne piosenki. Hermiona wpadła do restauracji i rozejrzała się ciekawie dookoła. Nie zauważyła nikogo znajomego. Postanowiła, że kupi sobie kanapkę i poczeka jedząc. Stanęła w kolejce i już miała składać zamówienie, gdy poczuła znajome męskie perfumy. Odwróciła się powoli nie wierząc własnym zmysłom.
- Dwa razy Big Mac, do tego duże frytki… - powiedział Gawain Robards do kasjerki i zwrócił się do zszokowanej Hermiony. – Chcesz kawę czy herbatę?