Wściekłość ogarniała Severusa za każdym razem, gdy przypominał sobie,
jak dał się oszukać. Księga, która miała zawierać najgorszą czarną magię,
okazała się po prostu dziennikiem czarodzieja o imieniu Ekrizdis. Snape na
początku miał trudności z rozszyfrowaniem piętnastowiecznej angielszczyzny, ale
gdy mu się to udało, to przekonał się, że autor zapisków był szaleńcem,
lubiącym torturować mugoli dla zabawy. Ze skóry jednego z tych nieszczęśników zrobiona była okładka. Severus widywał gorsze rzeczy, ale akurat ta księga
napawała go odrazą. Gdyby trafiła w jego ręce w czasie, gdy był nastolatkiem,
to byłby wniebowzięty. Teraz jednak sprawa rysowała się zupełnie inaczej.
Ekrizdis zbudował Azkaban i uczynił go miejscem kaźni dla żeglarzy, a po jego
śmierci czarodzieje uznali, że zrobienie z niego więzienia to dobry pomysł.
Severus nie raz się wzdrygał i żołądek podchodził mu do gardła, gdy czytał, co
się tam działo. Od razu przypominał sobie lata, które spędził wśród zimnych,
wilgotnych murów, które zdawały się przelewać w niego cierpienie setek
torturowanych więźniów.
- Na to wydałem pół mojej rocznej pensji – mruknął do siebie
czarodziej.
Był mocno zirytowany. Po śmierci Albusa poczuł, jakby został
spuszczony ze smyczy. W końcu nie musiał ukrywać przed nim faktu, że kupuje
czarnomagiczne księgi i przedmioty. Dyrektor starał się trzymać go jak najdalej
od tego. Wertując od niechcenia kolejne strony dziennika, Severus kolejny raz
obwiniał samego siebie. Uważał, że był skończonym głupcem. Czemu nie kazał
sprzedającemu pokazać zawartości? Powinien był sprawdzić, czy ten mówi prawdę.
- Kłamstwa także nie mogę mu zarzucić. Ta księga zionie złem. Problem
w tym, że nie tego oczekiwałem – pomyślał czarodziej.
Decyzję musiał podjąć szybko. Wszystko wydarzyło się niecałe trzy
tygodnie przed zakończeniem wojny, w czasie gdy Severus sprawował funkcję
dyrektora Hogwartu. Musiał wtedy użerać się zarówno z nauczycielami, którzy
byli pewni, że jest po stronie Voldemorta, jak i z rodzeństwem śmierciożerców,
które lubiło torturować uczniów. Nie chciał, aby zarówno jedni, jak i drudzy
dowiedzieli się, co zaoferował mu zakapturzony czarodziej, mówiący z silnym, wschodnim
akcentem, który odwiedził go w szkole. Snape był przekonany, że w księdze
znajdzie zaklęcia, które pomogą mu w walce. Nie miał żadnej pewności, że Potter
sobie poradzi, mimo że pomagała mu Hermiona. Wolał zabezpieczyć się
na przyszłość, gdyby to on musiał zmierzyć się z Voldemortem. Niestety, nie
zdążył zajrzeć do księgi po skończonej transakcji. Gdy zaniósł ją do swojego
gabinetu, przyszła Alecto Carrow, aby go poinformować, że Czarny Pan czeka na
niego na błoniach. Wtedy Severus podjął decyzję, że schowa swój nowy nabytek w
bezpiecznym miejscu i przeczyta dopiero w dogodnym momencie. Miał mało czasu,
ale wszystko poszło zgodnie z planem. Voldemort powędrował w stronę grobu
Dumbledore’a, a Snape w tym czasie poszedł po księgę ukrytą w Zakazanym Lesie,
pobiegł z nią za granicę Hogwartu i teleportował się na cmentarz. Ledwie udało
mu się uspokoić oddech, gdy Czarny Pan pojawił się w zamku.
Severus był pewny, że zrobił dobrze. Voldemort nie musiał wiedzieć o
kolejnych czarnomagicznych zaklęciach, które pomogłyby mu w opanowaniu Europy
po tym, jak podbił świat czarodziejów w Wielkiej Brytanii. To było pewne jak
słońce, że po śmierci Pottera, jego żądza władzy nie będzie znała granic.
- Niepotrzebnie się starałem. Mogłem ją zostawić w gabinecie –
oznajmił sam sobie Severus. – Co my tu mamy? Tortury… jakiś poemat, po którym
przebiegł kot… przepis na przegrzebki w winie… znowu tortury… jeszcze więcej tortur…
o, zatruł się przegrzebkami… jak miło… jeden z marynarzy uciekł, ale się
utopił… kolejna porcja „zabaw”… facet był naprawdę monotematyczny… Na brodę
Merlina!
Oczy Severusa błyskawicznie przemykały po zapisanych słowach. Ekrizdis
żalił się na jednej ze stron, że mugole zbyt szybko umierali, a nowi nie
raczyli się zjawić. Nie pomagały iluzje półnagich kobiet, które miały zwabiać
marynarzy do Azkabanu. Czarnoksiężnik podejrzewał, że rozeszły się plotki o
zgubie, która czyha na pływających po Morzu Niemieckim. Z tego powodu miał do
wyboru oszczędzanie więźniów albo pozyskiwanie nowych na lądzie. Jak wynikało z
notatek, druga opcja nie przypadła Ekrizdisowi do gustu, ponieważ odczuwał lęk,
że społeczeństwo czarodziejów domyśli się czegoś. Dlatego musiał jakoś wzmocnić
mugoli i po kilkunastu nieudanych próbach, stworzył eliksir, który to czynił.
Ingrediencje oraz sposób ich łączenia zapisał na kartach pamiętnika.
Do Snape’a dotarło, że ma wielką szansę. Gdyby udało mu się wzmocnić
organizm Jean Granger i dzięki temu uratować ją od śmierci, to Hermiona
rzuciłaby mu się w ramiona bez żadnej wątpliwości. Severus nie raz wspominał
ten błysk w jej oczach, gdy patrzyła na niego z niekłamanym podziwem. Pamiętał
słowa, które wypowiadała i jej szczery śmiech, gdy ją rozbawił. Ty naprawdę
potrafisz być wspaniały. Chciał to jeszcze raz usłyszeć z jej ust. Bardzo
doskwierał mu brak zainteresowania z jej strony.
- To nie będzie proste. Nie znam nazw połowy tych ingrediencji.
Możliwe, że ciężko będzie je dostać, gdy już rozszyfruję, co to jest. Przepis
ma ponad pięćset lat, ale wiem, że dam sobie radę – Severus uśmiechnął się pod haczykowatym nosem i
zabrał się za przepisywanie wytycznych Ekrizdisa.
***
Suzanne nie przestawała gadać o swoich wymarzonych prezentach, podczas
gdy Hermiona starała przypomnieć sobie, jak działa DVD. Chciała puścić
bajkę, którą wypożyczyła. Czarownica usłyszała, że to tegoroczny
hit, który podoba się zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Tak przynajmniej zapewniał
pracownik wypożyczalni. Hermiona uwierzyła mu na słowo, ponieważ aktualnie nie
miała głowy do takich rzeczy. Była coraz bardziej przygnębiona świadomością, że
jej mama może w każdej chwili umrzeć. Obejrzenie lekkiej komedii było dla niej
szansą na relaks. Miała nadzieję, że chociaż przez małą chwilę zapomni o
problemach.
- Gotowe! – oznajmiła z uśmiechem, gdy na ekranie telewizora pojawiło
się logo wytwórni filmowej i z głośników popłynęła miła dla ucha muzyka.
- Sev! Oglądaj z nami! – głosik Suzanne zdradził obecność czarodzieja w
salonie.
Hermiona zdusiła przekleństwo, które cisnęło się jej na usta. Nie
miała ochoty na jego towarzystwo. Odkąd przyniosła mu galeony od Harry’ego, to
zrobił się dla niej bardzo nieprzyjemny. Miała dość przytyków i drobnych złośliwości
z jego strony.
- Nie sądzę, abym był zainteresowany – mruknął Snape, wpatrując się w
ekran, na którym widniała księga, wzorowaną na średniowiecznej.
- … czekała w smoczym zamczysku, w najwyższej komnacie, w najwyższej
wieży. Czekała na pierwszy pocałunek miłości – głos lektora płynął z głośników.
- He, he, he, no to se jeszcze poczeka! – zarechotał, wyrywając stronę z
księgi.
Hermiona poczerwieniała na twarzy z oburzenia, gdy zobaczyła, że
posłużyła ona do podtarcia się w wygódce. Po usłyszeniu odgłosu spuszczanej
wody i komentarzu: „co to za szajs?”, miała pewność, że wypożyczenie tej bajki
nie było dobrą decyzją. Ze zgrozą wpatrywała się w kolejne sceny, które
przedstawiały goły tyłek zielonego stwora, który przy akompaniamencie popowego
przeboju, mył się i pluł błotem.
- On zamiast pasty użył robaka! – zaśmiewała się na cały głos Suzanne.
– Jest tak brzydki, że pękło lustro!
- Ja chyba to zaraz wyłączę – jęknęła Hermiona słabym głosem, gdy
stwór pierdział w jeziorku, co sprawiło, że zdechłe ryby zaczęły unosić się na
powierzchni wody.
- Zostaw, chętnie obejrzę to cudowne… dzieło – jadowity głos Severusa
dotarł do uszu czarownicy, pomimo hałasu, jaki robiła Suzanne, która śmiała się
tak, że na pewno wszyscy sąsiedzi w okolicy ją słyszeli.
Hermiona zerknęła na siedzącą na kanapie postać mężczyzny i się
skrzywiła, jakby zjadła coś nieświeżego. Była pewna, że spędzi miły wieczór z
siostrą w czasie, gdy ich ojciec dezynfekował dom, przed przyjazdem Jean na
święta. Wypożyczył lampę bakteriobójczą i korzystając z nieobecności
najmłodszej pociechy, naświetlał nią kolejne pomieszczenia. Trwało to długo,
dlatego Hermiona zajęła się Suzanne po pracy. Severusa nie uwzględniała w
swoich planach.
- Och, to jest ogr... – oświadczył kąśliwie czarodziej, gdy zobaczył, co
stwór napisał na tablicy.
- To nawet nie stało koło ogra – mruknęła Hermiona, przypominając
sobie, co czytała na ich temat w bibliotece Hogwartu.
- Siadaj i nie gadaj – rozkazał Severus, pokazując miejsce koło siebie
na kanapie. – Daj mi się rozkoszować tym absurdalnym połączeniem debilizmu i
kretynizmu – uśmiechnął się złośliwie, gdy wieśniacy z bajki łapali za widły
oraz pochodnie, które zamierzali użyć przeciwko ogrowi.
Hermiona jęknęła i z ociąganiem usiadła koło mężczyzny. Przymknęła
oczy, gdy tytułowy Shrek jadł gałki oczne i bekał na płomień. Gdyby nie to, że
Suzanne bawiła się świetnie, to już dawno wyłączyłaby ten pozbawiony
pozytywnych treści film. Nie miała ochoty na atak histerii w wykonaniu
trzylatki.
- Wina?
Dziewczyna otworzyła oczy, aby zobaczyć butelkę, którą trzymał przed
jej twarzą Severus. Była wypita w jednej czwartej, co tłumaczyło jego
stosunkowo dobry humor.
- Mógłbyś to schować i dokończyć, gdy dziecka nie będzie w pobliżu –
syknęła ze złością.
- Są święta. Mam prawo do drobnej przyjemności.
- Zamierzasz się schlać?
- Tak, taki mam zamiar – przytaknął i pociągnął porządny łyk z
butelki. – Zdradzić ci pewien sekret? – zapytał szeptem.
- Nie, dzięki – mruknęła Hermiona, wpatrując się z niesmakiem w
Shreka, który mówił o breloczkach z ludzkiej wątroby i wyciskaniu białka z
oczu, które smakuje najlepiej na tostach.
- Nienawidzę świąt Bożego Narodzenia – Severus zignorował odmowę
dziewczyny.
Nic nie powiedziała na jego wyznanie. Popatrzyła na świąteczne ozdoby,
które porozwieszała tego dnia z Suzanne i zrozumiała, czemu czarodziej nagle
zapragnął się upić. Obwieszona bombkami choinka stała w kącie, tuż obok
telewizora. Migające światełka poprzyczepianie były do karniszy. Na żyrandolu
wisiała jemioła, w której na pewno nie roiło się od Nargli, a na drzwiach
przyozdobiony kokardami wieniec z ostrokrzewu. Suzanne udekorowała szyby
okienne sprejem imitującym śnieg. Zupełnie nie przeszkadzało jej, że wizerunek
kotka oraz słoneczka i serduszka nie pasują do świąt.
Hermiona westchnęła potężnie, gdy patrzyła, jak Gepetto sprzedaje
Pinokia. Chciała się rozerwać i zapomnieć o wszystkim na chwilę, a tu życie
znowu dało jej się we znaki. Nie chcąc zostawiać Suzanne samej, oglądała dalej
animację, która po pewnym czasie z niestrawnej zmieniła się w całkiem znośną.
Niektóre dowcipy okazały się nie takie złe. Hermionie zdarzyło się zachichotać
i przestała zwracać uwagę na Severusa, który szybko opróżniał butelkę. Z tego
powodu nie zauważyła, że kilkukrotnie uniósł kąciki ust w górę, na co wpłynęła
mieszanina alkoholu i parę bardziej wysublimowanych dowcipów.
- No i koniec – oznajmiła Hermiona, wyłączając telewizor.
Po seansie musiała stwierdzić, że początek był mylący. Animacja może
miała kilka prostackich dowcipów, ale im bliżej końca, tym bardziej widać
było, że twórcy mieli dobry pomysł na historię i morał z niej płynący.
Czarownica doszła do wniosku, że Suzanne, która nie zauważyła żartów
skierowanych do dorosłego widza, mogła nauczyć się, że nie należy patrzeć na
wygląd, a pokochać można nawet najbrzydszą osobę.
- Lecę się bawić! – zawołała Suzanne z entuzjazmem i pobiegła po
schodach na górę.
Za każdym razem, gdy przyjeżdżała do Hermiony, w jej pokoju pojawiała
się nowa zabawka lub książeczka. Starsza siostra lubiła kupować młodszej jakieś
drobiazgi, gdy wracała do domu metrem. Sklepy i kioski umieszczone w
podziemiach oferowały niejedną atrakcję dla małych dziewczynek i Hermiona nie
była w stanie się powstrzymać.
- O, jemioła – powiedział Severus pijackim tonem, gdy położył się na
kanapie.
- Równie dobrze mógłbyś podziwiać sufit w swoim pokoju – stwierdziła chłodno czarownica, gdy schyliła się po butelkę, którą czarodziej zostawił na podłodze.
- Mógłbym cię pocałować! – oznajmił nieoczekiwanie, łapiąc ją za
ramię.
- Ani mi się waż! – warknęła Hermiona, gdy wyrwała się z uścisku jego
długich palców.
- Miałem nadzieję, że Potter gdzieś się tu ukrywa… – mruknął Severus
niepocieszonym tonem. – Lubię go denerwować.
- Masz głupie pomysły! – ofuknęła go dziewczyna. – Poza tym obiecał
mi, że nie będzie nas więcej szpiegować.
- Ale miał rację… – alkohol sprawił, że Severus zaczął gadać, co mu
ślina na język przyniosła – my skończymy ze sobą… przecież ty… – czknął – ty
sobie nikogo nie znajdziesz.
- Proszę cię, zamilknij – Hermiona modliła się w duszy, aby udało się
jej odnaleźć wewnętrzny spokój.
- W sumie to masz Gumochłona…
- Jesteś pijany, uspokój się.
- Myślę, że jednak będziesz starą panną hodującą kuguchary…
- Idź do siebie! Po prostu zejdź mi z oczu! – rozkazała ostro
Hermiona, stojąc nad nim z groźną miną.
- Jak chcesz – powiedział, unosząc się na łokciu.
Zanim czarownica zdążyła cokolwiek zrobić, Severus złapał ją w pół i
przyciągnął do siebie na kanapę.
- Jeśli odmówisz mężczyźnie pod jemiołą, to będziesz samotna aż do
śmierci – wymruczał, trzymając ją najmocniej, jak mógł.
Zarumieniona z emocji Hermiona, próbowała wyśliznąć się z jego objęć.
Suzanne mogła do nich zbiec w każdej chwili i nigdy nie uda jej się przekonać
małej, aby nie mówiła rodzicom o tym, co zobaczyła.
- Daj… jednego… i… cię… puszczę… - powiedział Severus z wysiłkiem,
starając się utrzymać dziewczynę.
- Po… moim… trupie… - wydyszała, czując, że od zapachu wina kręci się
jej w głowie.
- Pomyśl, że jesteś Fioną, a ja Shrekiem – poprosił przymilnym tonem,
zaraz po tym, jak wyszarpnęła się z jego uścisku i odeszła na bezpieczną
odległość, aby mieć pewność, że ponownie jej nie złapie.
- To ty nie raz narzekaleś, że brak mi wyobraźni – zripostowała, patrząc w
jego zasnute mgłą oczy. – Poza tym… mam kogoś na oku – burknęła, rozcierając
nadgarstki.
- Kłamiesz – uśmiech momentalnie znikł z twarzy Severusa.
- Nie kłamię. Umówiłam się z nim po świętach.
Czarodziej z trudem wstał z kanapy i bez słowa ruszył w stronę
schodów. Chwiejąc się, wspiął się na nie i doszedł do drzwi do swojego pokoju.
Dopiero wtedy Hermiona pozwoliła sobie na to, aby jej ciałem wstrząsnął
dreszcz. Dziękowała niebiosom za to, że Severus nie dowiedział się, jak bliska
była spełnienia jego zachcianki. Gdyby mocniej ją trzymał, to ugięłaby się i
kto wie, co mogło się dalej stać.
- Na pewno nic dobrego – zawyrokowała, idąc do pokoju Suzanne.
***
Mimo czającej się groźby świąteczny obiad minął w przyjaznej
atmosferze. Jean, która ukryła łysą głowę pod chustą, uśmiechała się szeroko i
cieszyła każdym drobiazgiem. Pobyt w klinice dał jej w kość równie mocno, jak
choroba. Widać było, że ma dość, ale nie skarżyła się nikomu. Suzanne była
zachwycona, że w końcu ma mamę i nie odstępowała jej o krok. Tylko Hermiona z
ojcem wymieniali znaczące spojrzenia, które mówiły, że zastanawiają się, co
będzie, gdy Jean umrze. Przez to narastało w niej wewnętrzne napięcie. Nie
mogąc tego znieść, przeprosiła rodzinę i uciekła do łazienki.
- Weź się w garść, dziewczyno – powiedziała do swojego odbicia w
lustrze, gdy ciężko oparła się dłońmi o umywalkę.
Z całych sił powstrzymywała się przed płaczem. Najbardziej jej było
żal Suzanne. To było małe dziecko, które potrzebowało obydwoje rodziców.
Hermiona swoje przeżyła, dorosła, spędziła z mamą wiele pięknych chwil. Suzanne
nie miałaby z nią właściwie wspomnień. Według książki o psychologii rozwoju
dzieci rzadko pamiętały cokolwiek przed swoimi czwartymi urodzinami. Ta świadomość
załamała czarownicę.
- Myśl o czymś innym – poleciła samej sobie, gdy poczuła, że łzy
napływają jej do oczu. – Film… był śmieszny… i na swój sposób… uroczy –
szeptała z trudem. – Severus… zdenerwował mnie… jak śmiał… on… - zadrżała.
Nie mogła sobie wyobrazić pocałunku z nim. Gdyby się ugięła i ich usta
się złączyły… Jakby to było? Słodko i czule? A może szybko i brutalnie?
- Na pewno niezręcznie i o smaku wina – zachichotała bezgłośnie,
wpatrując się w swoje zaciśnięte na umywalce dłonie.
Przypominała sobie coraz więcej szczegółów. Siłowanie się na kanapie
było zarazem okropne i ekscytujące. Hermiona jęknęła i ukryła twarz w dłoniach,
gdy sobie uświadomiła, że z jednej strony nie miała na to ochoty, a z drugiej
strony jakaś jej część bardzo chciała, aby sytuacja wyrwała się spod kontroli.
Były to niesamowicie głupie pragnienia, które nie powinny dojść do głosu.
- Potrzebuję faceta – oświadczyła samej sobie. – Muszę pójść z kimś na
randkę, bo oszaleję.
Okłamała Severusa, że ma kogoś na oku. Może to był dobry powód, aby
przestać unikać mężczyzn i rozejrzeć się za kimś ciekawym? Już miała w głowie
ideał: nieinteresujący się czarną magią, niebędący mordercą oraz śmierciożercą,
interesujący się książkami i zdobywaniem wiedzy. Nie musiał być przystojny, ponieważ
tacy najczęściej byli zadufani w sobie. Miły chłopak, starszy od niej o
maksymalnie kilka lat… to by było to.
- Hermiono, co się dzieje? – pani Granger weszła do łazienki bez
pukania, gdzie zastała córkę przed lustrem z niewesołą miną. – Płaczesz? –
zapytała, zamykając drzwi.
Czarownica przytaknęła. Czuła, że jej duszę rozpiera tyle emocji, że
nie jest w stanie zbyt wiele mówić. Tak bardzo chciałaby wszystko wyrzucić z
siebie. Odciąć niczym uschniętą gałąź drzewa. Tyle różnych uczuć walczyło w
niej i sprawiało ból. Byłaby wdzięczna losowi, gdyby nagle to wszystko się
skończyło i mogłaby kierować się w życiu tylko czystą logiką bez sentymentów.
- Nie trać nadziei – pocieszyła ją mama. – Nawet jeśli moja choroba
nie skończy się dobrze to i tak się przecież spotkamy. – Uśmiechnęła się do
córki promiennie.
- Jak możesz mieć tak dobry humor? – zdziwiła się Hermiona. – Jeśli…
umrzesz…
- To będę na was patrzeć z góry – pani Granger wskazała na sufit.
- Skąd masz pewność, że to tak działa? - zapytała dziewczyna, głośno przełknęła
ślinę i zamilkła, ponieważ poczuła, że ma mocno ściśnięte gardło.
Ku jej zdumieniu, Jean zaczęła się śmiać. To zbiło z tropu Hermionę.
Przecież nie powiedziała niczego śmiesznego.
- Och, moja maleńka – pani Granger starła dłonią łzę z policzka
czarownicy. – Czasem jak się skupisz na jednej rzeczy, to nie pomyślisz o
innych – zachichotała. – Opowiadałaś mi o dementorach, które wysysają duszę. O
Harrym, który umarł i rozmawiał z Dumbledorem oraz widział okaleczoną postać
Voldemorta. Wcześniej miał kontakt ze swoimi zmarłymi rodzicami i duchami różnych
ludzi.
- Rzeczywiście! – twarz Hermiony wyrażała zarazem zaskoczenie, jak i
wstyd. – Jak mogłam o tym zapomnieć? – jęknęła.
- Właśnie dlatego nie boję się śmierci. Tylko żal mi, że nie będę przy
was – wyjaśniła Jean.
- Nie chcę, abyś odeszła – wyszeptała czarownica. – Boję się, jak na
to zareaguje Suzanne.
- Wy mnie zastąpicie. Będziecie o mnie opowiadać, pokażecie zdjęcia i
filmy, które tata kręcił kamerą…
Hermiona czuła, że to nie będzie łatwe zadanie. Nie potrafiła sobie
wyobrazić, aby jej ojciec dał sobie z tym radę. Obydwojgu zajmie lata, zanim
będą mogli z uśmiechem wspominać Jean. Do tego czasu Suzanne będzie pozbawiona
matki i dorośnie, nie mając jej w pamięci.
- Zmieńmy temat – poprosiła czarownica, czując, że zaraz się rozklei.
- Oczywiście kochanie – przytaknęła pani Granger. – Co u Harry’ego i
Ginny?
- Pogodziliśmy się. Będę druhną.
- To bardzo dobrze – pochwaliła córkę. – Z kim idziesz na wesele? –
zapytała niewinnym tonem, ale kryło się pod nim coś jeszcze.
- Eee… nie wiem – zmieszała się Hermiona.
Nie miała kogo wziąć ze sobą. Jej wszyscy znajomi byli w stałych
związkach. Severus miał rację, mówiąc, że niedługo zostanie jej do wyboru albo
on, albo Gawain.
- Czy uważasz… w tej sytuacji… bo nie chcę, abyś pomyślała… czy
myślisz, że… mogłabym z kimś…
Pani Granger przytuliła Hermionę i wyszeptała:
- Ależ oczywiście, że możesz. Od wielu miesięcy czekam na wiadomość,
że w końcu się z kimś związałaś na poważnie. Nie możesz wiecznie rozpamiętywać
przeszłości. Na pewno znajdziesz kogoś, kto cię pokocha, a ty jego.
Czarownica po raz pierwszy od dawna odetchnęła z ulgą. Wyrzuciła z
siebie część wątpliwości i nie sprawiło to przykrości jej mamie, a tego
obawiała się najbardziej. Ulżyło jej, gdy zrozumiała, że może czasem skupić się
na sobie i na swoich potrzebach.
- Suzanne upiera się, że dzisiaj trzeba otworzyć prezenty. Jak
sądzisz? Pozwolić jej? – Jean mrugnęła łobuzersko do córki.
- Niech jej będzie – odparła Hermiona z uśmiechem. – Na pewno ucieszy
się z tego wielkiego zestawu klocków Duplo.
- Ojciec kupił jej zdalnie sterowany samochód…
- Żartujesz!
Obydwie kobiety zachichotały i wyszły z łazienki. Hermiona nie mogła
doczekać się reakcji mamy na prezent od niej. Kupiła piękną, naturalną perukę i
dzięki czarom, rozmnożyła ją wielokrotnie, a potem, przy pomocy Ginny,
przefarbowała je na różne kolory i przycięła. Oprócz standardowych znalazły się
tam neonowe szaleństwa, długie loki i krótkie na „chłopczycę”. Czarownica uśmiechnęła
się do siebie. Przekonała się po raz kolejny, że nawet w najgłębszej otchłani
smutku, można czasem znaleźć promyk słońca, dla którego warto żyć.
***
Severus musiał uzbroić się w cierpliwość. Do pełni zostały dwa dni i
dopiero w bladym świetle pełnego księżyca będzie mógł dodać krwi nietoperza do wywaru. Jeśli wszystko
pójdzie zgodnie z jego planem, to eliksir Ekrizdisa będzie gotowy dzień przed
jego czterdziestymi drugimi urodzinami. Potem sprawi, że matka Hermiony dotrwa
do przeszczepu i wszystko potoczy się gładko. Współlokatorka wróciła od
rodziców w tak dobrym humorze, że nawet nie wypominała mu jego pijackiego
zachowania pod jemiołą. Oczywiście nie odzywała się do niego, ale to było do przewidzenia. Gdyby był na jej miejscu, też by tak postąpił. Zachował się
karygodnie i nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Przeklinał siebie, tym
bardziej że obiecywał sobie, że nie będzie się więcej upijał.
Pogrążony w zadumie mężczyzna, dopiero po dłuższej chwili zorientował
się, że z piętra dochodzi jakiś dziwne stukanie. Zaintrygowało go to, dlatego
wyjrzał z kuchni. Po chwili ukazała się na poręczy schodów dłoń Hermiony.
Severus patrzył na nią z niedowierzaniem, ponieważ paznokcie miała pomalowane
lakierem w kolorze krwistej czerwieni. Kilka sekund później pojawiła się w
salonie właścicielka ręki, ubrana w długą, czarną sukienkę z rozcięciem na
biodrze. Stukanie pochodziło od wysokich szpilek, które czarownica miała na
nogach.
- Jak wyglądam? – pomalowane na karminowo wargi uśmiechnęły się do
Severusa.
- Jak ofiara nieudanej transmutacji w żyrafę – prychnął. – Zabijesz
się w tych butach.
- Możliwe – przyznała Hermiona, przeglądając się w lustrze i
poprawiając naszyjnik.
- Istnieje możliwość, że zamarzniesz. Masz świadomość, że jest koniec
grudnia?
- Mam, ale nie mogę pójść na randkę w byle czym – odparła słodkim
tonem. – Kojarzysz Garetha Bloomsbury? Krukon, starszy ode mnie o trzy lata…
Severus uniósł brwi. Czy ona naprawdę uważała, że pamięta każdego
ucznia, którego uczył w Hogwarcie?
- Zapamiętałem tylko tych, którzy byli wybitni lub wybitnie irytujący.
On nie należy ani do jednych, ani do drugich – odparł chłodno.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i podeszła do szafy, aby wyjąć z niego
płaszcz, czapkę, szalik i rękawiczki. Snape obserwował, jak wszystko zakłada na
siebie i wychodzi. To zrodziło w jego duszy złość. Aby dać upust swoim emocjom,
kopnął stołek, który wywinął koziołka i znieruchomiał po chwili na podłodze w
kuchni. Severus nie mógł skojarzyć, kim jest Gareth Bloomsbury, ale miał
nadzieję, że szybko przytrafi mu się naprawdę nieszczęśliwy wypadek, który
odizoluje go od Hermiony na zawsze.