Dziewczęta ze szkoły podstawowej marzyły o ślubie i spędzały wiele
przerw na opowiadaniu, jaką suknię ślubną założą w przyszłości. Chichotały,
zakrywając usta dłonią, gdy któraś odważyła się wymówić imię chłopaka, który
miał zostać jej mężem. Zdarzało się, że wymyślały nazwiska, które przyjmą po
ślubie i wypisywały je, dołączając do nich swoje imię, aby zobaczyć, jak będą
się razem prezentować. Następnie porównywały je z listą koleżanek, zupełnie
ignorując zniesmaczone spojrzenie dziesięcioletniej Hermiony, która siedziała w
kącie z książką do historii. Ona nie mogła zrozumieć jak coś tak głupiego,
mogło zaprzątać głowy jej rówieśniczek. Dążenie do zaprowadzenia pokoju na
świecie, próba ukształtowania modelu społeczeństwa, które będzie równe i wolne
od problemów, czy wynalezienie lekarstwa na choroby, to było coś, o czym
marzyła panna Granger. Gdy jej koleżanki zamykały oczy i widziały siebie w
białej sukni, siedzące w bryczce ciągniętej przez dwa wspaniałe rumaki, to ona
wyobrażała sobie, że jedzie do Sztokholmu, gdzie otrzymuje nagrodę Nobla z rąk
króla Szwecji. Przyrzekała sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż, całkowicie poświęcając
się pracy na rzecz ludzkości. W tym czasie była tak o tym przekonana, że
wszelkie sugestie dorosłych, że jej życie może potoczyć się inaczej, brała nie
za przejaw troski, a celowe podcinanie skrzydeł. Potrafiła śmiertelnie obrazić
się na taką osobę. Dwanaście lat później, wiedziała, że nie miała racji.
- Jak mogłaś mi to zrobić! – jęknęła Ginny pół żartem, pół serio. – To
ja miałam wyjść za mąż, a nie ty!
- Tak miało być, ale wyszło odwrotnie – oznajmiła Hermiona z powagą i
poprawiła dekolt. – Jak wyglądam?
- Jak panna młoda z ograniczonym budżetem – prychnęła przyjaciółka i
zachichotała.
Przyszła pani Bouchard nie przejęła się przytykiem. Mierzyła właśnie
kolejną suknię ślubną, ale jak na razie nie znalazła żadnej, która spełniałaby
jej wymagania. Przede wszystkim miała być prosta, bez ostentacyjnych ozdób,
pasująca na jej figurę i tania. Na ewentualne poprawki salon miałby maksymalnie
kilka dni, a to bardzo ograniczało wybór. Poszukiwania męczyły Hermionę,
dlatego zabierała ze sobą Ginny, która pomimo początkowego szoku wywołanego
wiadomością, zgodziła się pomóc. Nie bez znaczenia był fakt, że bardziej
interesowała się takimi sprawami. Gdy chodziło o pracę, to Hermiona mogła nie
spać i nie jeść przez trzy dni, ale chodzenie po sklepach za suknią, którą
docelowo zakładało się raz w życiu, było z jej punktu widzenia, kompletną
stratą czasu i pieniędzy. W pewnym momencie nawet wpadła na pomysł, aby pójść
do galerii handlowej na wyprzedaż. Tam miała zamiar upolować pierwszą lepszą
sukienkę i przy pomocy czarów sprawić, że zmieni ona kolor na biały. Spotkało
się to z głośnym protestem Ginny, która szybko wybiła to z głowy przyjaciółce.
- Szybko podjęłaś decyzję. Nie boisz się?
- Robię to dla mamy – oświadczyła Hermiona z powagą. – Jeśli marzy o
tym, aby zobaczyć mnie przed śmiercią w białej sukni, to tak się stanie.
Thierry ma rację. Jeśli tego nie zrobimy, to będę żałować do końca życia.
- Czyli jeśli twoja mama nie byłaby chora, to nie wyszłabyś za niego?
– zapytała Ginny z niewinnym uśmieszkiem.
- Oczywiście – przytaknęła Hermiona. – Z przykrością muszę stwierdzić,
że okoliczności zmusiły mnie do tego. Kocham Thierry’ego, ale uważam, że zbytni
pośpiech nie jest korzystny dla małżeństwa. Wolałabym, abyśmy spędzili ze sobą
więcej czasu.
- Ale on jest mug… - zaczęła Weasleyówna, ale się zorientowała, że to
określenie nie powinno paść z jej ust, gdy wokół roi się od mugoli – jest normalny
– zaznaczyła.
- Akurat trudno o nim coś takiego powiedzieć – zachichotała przyszła
panna młoda. – Wyróżnia się na tle innych. Jest jedyny w swoim rodzaju.
- Co nie zmienia faktu, że może ci być ciężko.
- Wiem. Mimo to podjęłam decyzję i jej nie zmienię.
Czarownice zamilkły, gdy sprzedawczyni z salonu weszła do
przymierzalni, przynosząc kolejne trzy suknie i zabierając odrzucone. Było
widać, że nie spełniają warunków Hermiony, która na ich widok wzniosła oczy ku
niebu. Miała serdecznie dość całej tej szopki i kobiet, które chciały jej
wcisnąć towar, chociaż tego sobie nie życzyła. Na dodatek każda, ale to
absolutnie każda, gdy słyszała, że ślub ma się odbyć za niecałe dwa tygodnie,
to wpatrywała się znacząco w brzuch czarownicy albo gratulowała zajścia w
ciążę. Tylko stanowczy uścisk dłoni Ginny na ramieniu Hermiony, przypominał
jej, że nie może odwrócić się na pięcie i uciec w siną dal.
- Przymierz je… – błagalny ton głosu przyjaciółki rozbrzmiał w
przymierzalni.
- Oszalałaś! – prychnęła Hermiona. – Spójrz na to! Co to jest?
Podomka?
Wskazała z oburzeniem na suknię, która wprawdzie była długa, gładka i
skromna, ale chowała się pod koronkową częścią wierzchnią, która przypominała
krojem peniuar. Zakrywał on ramiona panny młodej, zaczynając od kołnierza, następnie
przechodził w rękawy, które rozszerzały się aż do nadgarstków, a reszta
ozdobnej tkaniny, spiętej pod biustem, sięgała do ziemi i ukazywała w rozcięciu
spodnią warstwę.
- Załóż ją, proszę – jęczała Ginny. – Wiem, że nie jest w twoim
guście, ale ja nie raz miałam tak, że nie podobało mi się jakiś ciuch, a po
założeniu okazywało się, że wygląda na mnie wspaniale – uśmiechnęła się
zachęcająco do Hermiony.
- Niech ci będzie – westchnęła panna młoda, zdejmując suknię z
wieszaka. – Zaraz ci udowodnię, że nic z tego nie będzie – oznajmiła zduszonym
głosem, gdy znalazła się wśród obfitego materiału.
- Oczywiście – przytaknęła rudowłosa, gdy zapinała guziczki
umiejscowione na plecach Hermiony.
- Wygląda pani olśniewająco! – entuzjastyczny okrzyk sprzedawczyni, poinformował
czarownice, że kobieta zajrzała kolejny raz do przymierzalni. – Wiedziałam, że
pani będzie pasować coś z charakterem, a nie takie proste sukienki.
- Powiedziałabyś to samo, gdybym była ubrana w worek po ziemniakach,
który mimo brzydoty kosztuje kilka tysięcy funtów – pomyślała przyszła żona
Thierry’ego i z niechęcią odwróciła się do lustra.
- Na Merlina, ona jest jakby uszyta dla ciebie! – oznajmiła Ginny z
zachwytem.
Nie zdarzało się często, aby Hermiona zaniemówiła, ale akurat to był
ten moment, kiedy znowu jej się to przytrafiło. Suknia, która na wieszaku
sprawiała okropne wrażenie, uczyniła z niej przepiękną młodą kobietę, która
właśnie tak powinna wyglądać na swoim ślubie. Czarownica wprost nie mogła
oderwać wzroku od swojego odbicia w lustrze. Umysł nawet nie próbował
kwestionować słów, płynących prosto z serca, które mówiły, że to ta jedyna
kreacja, która jest jej przeznaczona.
- Wystarczy zrobić kilka malutkich poprawek i może iść pani do ołtarza
– świergotała sprzedawczyni, układając to i owo. – Zajmie to nam maksymalnie
cztery dni. Pasuje?
Ginny podeszła do przyjaciółki i delikatnie założyła jej opaskę z
welonem. To spowodowało, że Hermiona upewniła się w swoim wyborze.
- Tak, biorę ją.
***
Poza jednym wyjątkiem nikt z Ministerstwa Magii nie wiedział o
zbliżającym się ślubie Thierry’ego i Hermiony, która bardzo o to zadbała. Jej
narzeczony był mugolem, który nie wiedział, że żeni się z czarownicą, co
sprawiało wiele kłopotów. Nie był głupi, więc od razu domyśliłby się, że jej
goście nie są normalnymi ludźmi. Artysta zawsze pozna innego artystę, tak samo,
jak wariat rozpozna wariata, więc oszustwo nie wchodziło w grę. Dlatego jedynymi
zaproszonymi gośćmi była Ginny i Harry, którzy zostali poproszeni o dyskrecję i
zachowywanie się, jak na mugoli przystało. Mieli oni być jednocześnie świadkami
i złożyć podpisy w trakcie ceremonii. Wprawdzie obydwoje oficjalnie nie
istnieli dla mugolskiego świata, ponieważ narodziny Ginny nie zostały nigdzie
zarejestrowane, a Harry stworzył fałszywe akta, które dowodziły, że zginął w
wypadku motocyklowym, ale to nie sprawiało trudności, gdy można było posługiwać
się magią. Wyczarowanie dokumentów potwierdzających tożsamość było kwestią
chwili. Tak samo bez problemu można było ukryć fakt, że zmieniło się stan
cywilny. Hermiona zamierzała dodać nazwisko Thierry’ego do swojego, ale w
Ministerstwie Magii chciała na razie używać „skróconej” wersji. Czarodzieje nie
przejmowali się mugolskimi ceremoniami, dlatego nikt kto nie był
zainteresowany, nie powinien wiedzieć, że taka się odbędzie w domu Grangerów.
Dla Hermiony problemem okazało się przekonanie Thierry’ego, aby
odłożyć ślub kościelny na bliżej nieokreśloną przyszłość. Chciała powiedzieć
mu, że jest czarownicą, ale dopiero po śmierci mamy. Nie miała zamiaru jej
martwić szybkim rozwodem, gdyby małżonek okazał się nietolerancyjny. W
przypadku, gdyby Thierry zaakceptował jej prawdziwą naturę, miała plany na huczny
ślub i wesele. Wszystkie te pomysły zostały z czasów, gdy miała wyjść za Rona.
Nadal pragnęła zaprosić wszystkich liczących się ludzi z Ministerstwa Magii,
aby tym samym zwiększyć swoją szansę na awans. Przecież mąż i dzieci nie
oznaczały końca jej świetlanej kariery i nadal widziała siebie jako
następczynię Kingsleya Shacklebolta. Z tego powodu musiała koniecznie namówić
Thierry’ego na ślub w Anglii, ale jak na razie był do tego pomysłu sceptycznie
nastawiony, ale stwierdzili, że poruszą ten temat, gdy już będzie po świeckiej
ceremonii.
- Czy nasza Miss Doskonałości i Pożeraczka Męskich Serc zaszczyci mnie
chwilką swojej jakże cennej uwagi? – złośliwe pytanie doszło do uszu Hermiony,
gdy została sama w biurze po godzinach, aby dokończyć rozpoczętą pracę.
- Czego chcesz, Dafne? – mruknęła z niechęcią, dając znać Ślizgonce,
że nie jest mile widziana.
- Zająć ci tylko chwilkę – starsza z sióstr Greengrass wyczarowała
sobie fotel przed biurkiem Gryfonki i usiadła na nim – wiem, że jesteś
strasznie zajęta, ale… – zrobiła pauzę, uśmiechając się paskudnie.
- Streszczaj się.
- Proszę, prezent dla ciebie.
Dafne wyciągnęła z torebki magazyn „Czarownica” i położyła go przed
Hermioną.
- Zostanie wydany dopiero w poniedziałek, dlatego doceń, że dałam ci
go dzisiaj – wskazała na datę na pustej okładce – jeszcze nie jest dokończony,
ale mój artykuł już się w nim znajduje.
Hermiona poczuła, że oblewa się zimnym potem. Widząc pełną
samozadowolenia minę Dafne, przeczuwała, że oznacza ona tylko kłopoty. Nie
pozostało jej nic innego jak zajrzeć do magazynu.
- Strona piąta – podpowiedziała blondynka i zachichotała.
- A żeby cię przewróciło na lewą stronę! – wykrzyknęła ze złością
Hermiona, gdy zobaczyła zdjęcie, które było zrobione podczas Sylwestra.
Musiało pochodzić z jakiegoś sprawozdania ze spotkania Thierry’ego z
fanami, ponieważ ani on, ani jego narzeczona nie poruszali się. Za to bez
wątpienia magiczne były zdjęcia, które pokazywały Hermionę i Ginny, które
wchodziły i wychodziły z salonu sukien ślubnych. Artykuł, który obejmował dwie
strony, najpierw streszczał fabułę książek Thierry’ego, co prowadziło do
niewygodnych pytań postawionych w dalszej części. Hermiona poczerwieniała na
twarzy ze złości, gdy dowiedziała się, że jej mózg musiał zostać uszkodzony
podczas wojny, skoro wiąże się z mugolem. Na dodatek Dafne insynuowała w
tekście, że przyjaciółka Pottera wstydzi się go, skoro chciała ukryć przed
opinią publiczną swój ślub. Na samym końcu widniało ogłoszenie, że książki
Thierry’ego Boucharda są do kupienia w sprzedaży wysyłkowej, którą będzie
prowadziła redakcja magazynu „Czarownica”. Dla pierwszych pięćdziesięciu osób
była przewidziana figurka Hermiony White, której falowały piersi i spódniczka,
gdy powiedziało się do niej „Miona” lub „Hermi”.
- Niespodzianka! Wszystkiego najlepszego z okazji ślubu! – zaśmiała
się Dafne, a jej oczy rzucały złośliwe iskierki.
- Ty wredna… podła… – wycedziła Gryfonka przez zęby, starając się
powstrzymać przed zmordowaniem rozmówczyni.
- Jak mugolaczka czarownicy czystej krwi, tak czarownica czystej krwi
mugolaczce – oznajmiła cicho. – Nigdy nie zapomnę, jak mnie wrobiłaś… nigdy… –
wysyczała ze złością.
- Skąd to wszystko wiedziałaś!? – zapytała Hermiona podniesionym
głosem.
- Mam swoje źródła, jak każdy dobry dziennikarz – prychnęła Dafne i
wstała z fotela. – Nie powiem ci, nawet gdybyś mi wylizała buty… chociaż
wolałabym, abyś tego nie zrobiła, ponieważ nie chcę, aby były pokryte szlamem –
powiedziała jadowitym tonem.
W odpowiedzi na tę obelgę Hermiona uniosła różdżkę i wycelowała w
twarz Ślizgonki. Miała ochotę rozerwać ją na strzępy.
- Walnij mnie zaklęciem, a świat się dowie, że mnie zaatakowałaś, mimo
że zrobiłam ci przysługę – oznajmiła blondynka ze spokojem.
- Co ty bredzisz!? Jaką przysługę!?
- Sprzedaż książek twojego mugola wzrośnie. Będziecie bogaci –
oznajmiła Pansy Parkinson, gdy jej mopsowata twarz ukazała się w otwartych
drzwiach gabinetu. – Powiem ci, że jestem ich fanką i już wykupiłam cały
komplet. Chyba sprezentuję je wszystkim znajomym… - powiedziała z przekąsem.
- Najlepiej, abyś zwinęła swoje manatki i odeszła z naszego świata –
oznajmiła Dafne, sprawiając, że wyczarowany przez nią fotel zniknął. – Dzięki
nam będziesz miała kasę. Stać nas, aby zasponsorować cię i to coś, co będzie
twoim mężem…
- Już nie mogę się doczekać, co będzie po publikacji tego artykułu.
Chyba pierwszy raz będę pragnęła, aby weekend szybko minął – Pansy wyszczerzyła
zęby do przyjaciółki. – Ta szlama będzie skończona, nikt nie będzie traktował
jej poważnie.
- Wynoście się stąd! – wrzasnęła Hermiona, czując, że w jej oczach
zbierają się łzy złości i upokorzenia. Wiedziała, że dziewczyny zgodnie będą
zeznawać przeciwko niej. Było wystarczająco późno, aby w Ministerstwie Magii
nie pozostało wiele osób. Prawdopodobieństwo, że ktoś zajrzy do jej gabinetu,
było niskie.
- Jak sobie życzysz – wycedziła Dafne.
Gryfonka oddychała ciężko, słysząc wredny, piskliwy śmiech Ślizgonek,
który niósł się echem po pustym korytarzu. Uważała, że wiele rzeczy, które
zrobiła w życiu, nawet gdy nie były do końca fair, miało swój cel. Zazwyczaj
prowadziły do czegoś większego, ratowały kogoś albo nawet przyczyniły się do
wygranej wojny. Tym razem Hermiona żałowała, że wplątała się w aferę z Dafne
Greengrass. Gdyby trzymała język za zębami, to nie miałaby teraz wroga, który
znalazł całkiem niezły sposób, aby ośmieszyć ją w oczach czarownic i
czarodziejów. Nie raz zdarzało się, że wspaniale rokująca kariera została
złamana, przez coś głupiego, a tak mogło się zdarzyć, gdy książki Thierry’ego
trafią do magicznego społeczeństwa.
- Muszę koniecznie porozmawiać o tym z Harrym i Ginny! – zdecydowała
Hermiona podczas pakowania swoich rzeczy do torebki.
Kierując swoje kroki ku kominkom, rozmyślała nad ewentualnym
rozwiązaniem sprawy. Nie widziała żadnej możliwości zablokowania artykułu. Co
najwyżej mogła się poskarżyć na brak obiektywizmu autorki. Nie dałoby się
jednak ukryć faktu, że Thierry naprawdę napisał głupie książki, które stawiały
Hermionę w niekorzystnym świetle.
- Grimmauld Place 12 – powiedziała, rzucając do płomieni odrobinę
proszku Fiuu.
***
- Myślę, że czas się ubierać – oznajmiła Ginny i podeszła do sukni
ślubnej, która wisiała na karniszu.
Hermiona westchnęła i potarła skronie. Panna młoda powinna być radosna
w dzień swojego ślubu, a ona czuła się przybita i zmęczona. Nie mogła tego
okazać przy swojej mamie i Thierrym, co sprawiało, że była podwójnie
nieszczęśliwa. Dafne dotrzymała słowa i puściła artykuł do druku. Nie pomogła
interwencja Harry’ego, który wybrał się do niej na prywatną rozmowę w cztery
oczy, mówiąc, że wszystko było jego winą i niech mści się na nim. Podczas jego
nieobecności, Ginny z Hermioną wpadły na pomysł, aby uprzedzić wszystkich, o
tym, co się wydarzy. Dlatego napisały odpowiednią wiadomość, w której było
wyjaśnione, o co chodzi z książkami, jak doszło do ich powstania, o złych
intencjach Dafne oraz z prośbą, aby uświadamiać o tym przyjaciół i rodzinę.
Następnie skopiowały ją w setce egzemplarzy i rozdawały lub wysłały do każdego,
z kim miały kiedykolwiek styczność. Jedna z nich trafiła do „Proroka
Codziennego”, ale dziewczyny nie wiedziały, kto za tym stał. Ten zabieg
spowodował, że afera wybuchła w poniedziałek ze zdwojoną siłą. Czarodzieje i
czarownice podzielili się na dwa obozy. Jedni byli po stronie Dafne, inni po
stronie Hermiony. Sprzedaż obydwu gazet nigdy nie była tak duża, a książki
Thierry’ego zostały wyprzedane w jednej chwili. Figurki, które trafiły do szczęśliwców,
okazały się hitem i jak powiadano, w pewnym momencie były warte piętnaście
galeonów na czarnym rynku. Minerwa McGonagall była zmuszona wydać zakaz
czytania książek Thierry’ego, ale uczniowie niewiele sobie z tego robili.
Radzili sobie równie dobrze, jak Gwardia Dumbledore’a podczas rządów Dolores
Umbridge, dlatego w ciągu dwóch dni nie było w zamku nikogo, kto by nie
przeczytał przygód Hermiony White.
Nawet Thierry, który dopiero co przyleciał z Kanady, zauważył wzrost
zainteresowania swoją twórczością w Wielkiej Brytanii. Dostawał setki listów,
której treści nie do końca rozumiał, ale zrzucił to na akcję internetową fanów.
Był święcie przekonany, że to akcja z jakiegoś forum, a Hermiona nie
wyprowadzała go z błędu.
- Będzie dobrze, niedługo wszyscy o tym zapomną – wyszeptała Ginny,
gdy dokonywała ostatnich poprawek w wyglądzie przyjaciółki. – Sama wiesz, że
jest moda na pewne rzeczy, a potem pojawia się coś innego…
- Szkoda, że Ron pojechał ze mną do Australii! – warknęła Hermiona,
nie zważając na to, że zraniła uczucia Weasleyówny, która zagryzła zęby, ale
nic nie powiedziała. – Wiesz, jak wygląda mój dom? Cały dach mam zapaskudzony
sowimi odchodami! – mruknęła ze złością. – Matka mi umiera, wszyscy ze mnie
szydzą, dostaję trzy okropne wiadomości na jedną miłą, moja kariera wisi na
włosku, Severus obiecał mi pomóc i zniknął, nie mówiąc, dokąd jedzie, a ja… ja…
- głos jej uwiązł w gardle, a po policzkach popłynęły łzy.
- Błagam, nie płacz, bo ci się makijaż rozmaże! – jęknęła Ginny i
rzuciła się po chusteczki.
Podała je przyjaciółce i posadziła ją na łóżku. Starała się ją
uspokoić, tym bardziej że w każdej chwili mógł pojawić się urzędnik, który miał
przeprowadzić ceremonię. Wszystko miało odbyć się w salonie i tam przebywał
Thierry z rodzicami Hermiony oraz Suzanne, która coraz bardziej się
niecierpliwiła. Harry pojechał do kwiaciarni po zamówiony bukiet.
- Odejdź z naszego świata.
- Co…?
Ginny nie była głupia. Wiedziała, że może przerwać ten nagły wybuch
płaczu tylko czymś, co zmotywuje jej przyjaciółkę. W tym momencie najlepiej
było ją podpuścić, dlatego z jej ust wyszły takie, a nie inne słowa. Hermiona
słysząc je, od razu podniosła głowę do góry i popatrzyła głęboko w oczy
przyjaciółki.
- Ona wygrała. Daj sobie spokój.
- Nigdy! – przyszła pani Bouchard zerwała się z łóżka jak oparzona. –
Pokażę jej, że nie złamie mnie byle co! Ten… ten wybuch płaczu… ja… po prostu…
mam zbyt wiele na głowie! – wyjaśniła i wyprostowała się z godnością.
- Wróciłaś! – zaszczebiotała Ginny wesoło i wzięła różdżkę, aby usunąć
rozmazany makijaż przyjaciółki i zrobić nowy. – Stój spokojnie – złapała ją za
brodę i przystąpiła do czarów. – W samą porę – uśmiechnęła się do ponownie
pomalowanej Hermiony, gdy usłyszała kroki na schodach.
Dziewczyny spodziewały się Harry’ego, ale wszystko wskazywało na to,
że na piętro idzie kilka osób. Przez zamknięte drzwi dobiegły do ich uszu
przytłumione dźwięki, które świadczyły o mocno ożywionej rozmowie. Zdziwione,
popatrzyły na siebie nawzajem, nic nie rozumiejąc. Dopiero po chwili usłyszały
głos pana Granger, który krzyczał: „Harry, o co wam chodzi!?” i Thierry’ego,
który pytał „Hermiona go zaprosiła?” i wrzask Pottera: „PO MOIM TRUPIE!”.
- Czy wy wszyscy powariowaliście? – Z tym pytaniem Ginny otworzyła
gwałtownie drzwi i w ostatniej chwili odskoczyła na bok, dzięki czemu Harry nie
wpadł na nią, a zamiast tego rozłożył się jak długi na dywanie.
- Severus? – Hermiona zapytała szeptem, jakby nie wierzyła, że jej
były współlokator żyje i przyszedł do domu jej rodziców.
- Pytam się po raz ostatni. Czego ty od niej chcesz!? – wydarł się
Harry, podnosząc się na łokciu.
- Obiecałem ci kartkę. Proszę – czarodziej w czerni olał młodego aurora
i podszedł do panny młodej z pocztówką z napisem „Hongkong”. – Muszę koniecznie
z tobą porozmawiać na osobności. To pilne – oświadczył z powagą.
Hermiona wpatrywała się przez chwilę w Severusa, ale nie udało się jej
odczytać nawet najmniejszej wskazówki, o co mu może chodzić. Zerknęła w
kierunku drzwi, aby zobaczyć, że Thierry z jej ojcem stoją w drzwiach, nie
wiedząc, co zrobić. Ginny trzymała Harry’ego za rękę i szeptała mu coś do ucha.
Hermiona domyślała się, że próbuje go wypytać, o co w tym wszystkim chodzi.
- No dobrze. Mam chwilkę.
- Potter, wynocha! – rzucił Severus przez ramię. – Panno Weasley, czy
byłabyś tak uprzejma i zostawiła nas samych? – dodał niecierpliwym tonem.
- A co z nami? – spytał Thierry, robiąc krok w stronę narzeczonej.
- Ty też masz się wynieść – warknął Snape. – Ale ojciec może zostać.
Ta sprawa także go dotyczy.
Słysząc te słowa, pan Granger uśmiechnął się przepraszająco do reszty
towarzystwa i dziarsko wkroczył do pokoju.
- Ginny, Harry, Thierry, proszę… - powiedziała Hermiona i rzuciła im
rozpaczliwe spojrzenie – zobaczcie co u mamy…
Pan młody i świadkowie niechętnie zostawili Severusa z połową rodziny
Granger. Widać było, że specjalnie się ociągają z wyjściem. Cała trójka czuła
się pokrzywdzona.
- Jest sposób, aby uratować Jean – oznajmił Snape ściszonym głosem.
Hermiona poczuła, jakby ziemia osuwała się pod jej stopami. Oparła się
o szafę, aby się nie przewrócić. Pan Granger ścisnął jej przedramię i zrobił
wielkie oczy.
- Co mamy zrobić? – zapytał, gdy odzyskał głos.
- Złożyć mi przysięgę absolutnego posłuszeństwa, wsadzić Jean do
samochodu i pojechać ze mną do domu Hermiony – wyjaśnił Severus ze spokojem. –
Teraz – zaznaczył dobitnie.
- A co ze ślubem? – Hermiona zobaczyła w myślach zrozpaczoną twarz
Thierry’ego.
- Macie minutę na podjęcie decyzji. Nie ponowię więcej mojej
propozycji – padła cicha odpowiedź.
Czarownica znowu zaczęła badać twarz Severusa w poszukiwaniu
jakiejkolwiek wskazówki. Wiedziała, że za jego kamienną twarzą coś się ukrywa.
Czy na pewno miał dobre intencje? Jak zamierza uleczyć mamę, skoro wcześniej
niczego nie znaleźli i żaden z czarodziejów nie był w stanie pomóc? Miała także
wątpliwości co do przysięgi posłuszeństwa. Przeczuwała, że uzdrowienie musi się
wiązać z czymś, czego nie będzie chciała zrobić.
- Zgadzamy się na wszystko – oznajmił pan Granger, wsuwając swoją
dłoń, w dłoń córki. – Nawet jeśli muszę zrobić coś okropnego… to ja to zrobię.
- Dobrze – pochwalił go Severus i uniósł kącik ust.
Widząc to Hermiona, uświadomiła sobie, że ostatni raz bała się równie
mocno podczas tortur w domu Malfoyów.