czwartek, 31 grudnia 2015

Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa: Rozdział 10 – Prawdziwa historia Harry’ego Pottera


Czas zleciał bardzo szybko, dziewczęta pomyślały, że ledwo wczoraj zameldowały się w internacie, a już było po piątkowych lekcjach. Patrycja musiała wrócić świstoklikiem do domu, zaś Zocha zostawała w zamku.
- To niesprawiedliwe – narzekała idąc w stronę przystanku omnibusa. – Ja chcę zostać tutaj! Nie będę mogła ćwiczyć zaklęć na następną lekcję!
- Mówiłam ci wczoraj abyś poćwiczyła – stwierdziła Zocha dłubiąc sobie niedbale w uchu. – Wolałaś iść oglądać jak Fusia z dziewczynami grają w Płonące Kule.
Zasady gry są niemal identyczne jak w mugolskim zbijaku. Różnicą jest to, że zamiast piłki używa się płonącej kuli. Sędzia, czyli uczennica lub uczeń, rzuca galeonem aby ustalić, która z drużyn rozpoczyna rozgrywkę. W każdej jest jedenaścioro zawodników, składy zazwyczaj są mieszane, a jedna z osób zostaje kapitanem. Boisko podzielone jest linią na dwie równe części: każda dla jednej drużyny. Kapitanowie ustawiają się za plecami swoich przeciwników. Gra rozpoczyna się, gdy jeden z przywódców wyczarowuje płonącą kulę. Jego celem jest trafienie w przeciwnika, który jeśli ma refleks – wyczaruje zaklęcie tarczy i od razu pośle kule w przeciwną drużynę. Jeśli się to komuś nie uda, sędzia i reszta uczniów od razu gaszą go wodą ze swojej różdżki, a w pogotowiu znajdują się pokątnie pędzone eliksiry uzdrawiające oraz maści na oparzenia. Po szybkiej kuracji trafiony uczeń staje na linii koło kapitana i stara się trafić kulą w przeciwników.

Uczestnicy zabawy muszą się wykazać szybkością, zwinnością oraz umiejętnością błyskawicznego rzucania czarów. Młodsze roczniki nie były dopuszczane do gry. Dopiero trzecia gimnazjum zaczynała używać ognia. Klasa pierwsza i druga muszą trenować na wodnych kulach. Oficjalnie gra była zakazana na terenie zamku, jednak uczniowie wymykali się do lasu w pobliże jeziora, gdzie na zaczarowanym kawałku terenu rozgrywali całe mecze.
- Żałuj, że nie widziałaś jak ten niski chińczyk dostał kulą prosto w nogi – stwierdziła Patrycja. – Zamiast dać się zgasić wskoczył do jeziora!
- Żałuję, żałuję – mruknęła Zocha. - Jednak wolałam przeczytać pierwszy rozdział z podręcznika do historii magii.
- Zamieniasz się w Hermionę – powiedziała złośliwie Patrycja.
- A ty w Rona!
Stanęły na środku dziedzińca, zaczęły pokazywać sobie języki i robić głupie miny. Minęła ich Telimena z Katarzyną mrucząc pod nosem „żałosne”. Dziewczyny pominęły milczeniem komentarz i odprowadziły ją wzrokiem wyrażającym głębokie współczucie z powodu nie posiadania mózgu.
- Muszę tu zostać ponieważ tak wychodzi taniej… - wyznała Zocha i spłonęła rumieńcem. – Za internat i posiłki płaci szkoła. Nie mam kasy aby wrócić do domu…
- Mogę ci dać – zaofiarowała się Patrycja. – Tata daje mi mnóstwo kasy. Na ten tydzień dostałam pięć galeonów!

Zocha przełknęła głośno ślinę i umilkła. Tyle galeonów to był majątek jeśli przełożyć to na mugolskie pieniądze. W świecie czarodziejów to też nie było mało. Świstoklik do Lublina kosztował jedenaści sykli i dwanaście knutów dla uczniów. Drożdżówka w sklepiku była warta dziewiętnaście knutów, pióro jeden sykl, a kałamarz pięć sykli i dwa knuty.
W milczeniu doszły na przystanek gdzie zobaczyły brata Amelii, który widocznie odprowadzał kolegę. Popatrzył się na Patrycję i szepnął coś do ucha kumplowi. Ten odwrócił się i spojrzał się na dziewczynkę z niedowierzaniem. Po chwili przestali zwracać na nią uwagę.
Patrycja spłonęła rumieńcem. Powtarzała sobie w duchu, że to brat jej nowej koleżanki, która wygląda jak jej siostra bliźniaczka. Tak nie można! To prawie twój brat! – myślała gorączkowo. Od zaznajomienia się we wtorek, Konrad nie zwracał na nią większej uwagi. Na początku był zdziwiony, że ktoś wygląda jak jego młodsza siostra. Jednak chwilę później stracił zainteresowanie. Kazał Amelii przekazać mamie, że potrzebuje jeszcze jednej koszuli, po czym oddalił się w stronę internatu.
- Ostatnio zrobił się okropny – narzekała jego siostra po piątkowych lekcjach. – Nie chce z nikim gadać. Całe wakacje siedział w swoim pokoju i skrobał listy. Mama mówiła, że ma jakąś dziewczynę, ale nikt jej nie widział na oczy. Dla Angeli jest strasznie niemiły. Tata twierdzi, że to przez to, że się wyprowadziła. Kiedyś bardzo się lubili, ale ona wyjechała na studia jak byłam mała i już nie wróciła do domu. W połowie wakacji powiedział rodzicom, że chce mieszkać w internacie – zachichotała. – Żebyście widziały jaka była awantura, mama nie chciała o tym słyszeć! A ona jak wpadnie w szał to lepiej uciekać…
- Jak Molly Weasley – stwierdziła Zocha.
- Kto?

Patrycja z Zochą wyglądały jak spetryfikowane. Amelia zaczęła się niepokoić dziwnym zachowaniem koleżanek.
- Powiedziałam coś złego?
- Nie wiesz… nie wiesz kim jest Molly Weasley? – wyjąkała z trudem Patrycja.
- Nieeeee… a powinnam?
- Ona jest z Harry’ego Pottera! – wykrzyczała Zocha.
- Harry Potter? – Amelia zamyśliła się. – Wiem kto to. On pokonał tego Czarnoksiężnika Voldemorta. Raz nawet był w Polsce. Jego żona kupiła u mamy dwie sukienki.
- Ginny!? – wrzasnęły dziewczyny.
Przechodzący uczniowie popatrzyli się kto stoi za tym hałasem.
- Ginny? – Amelia patrzyła się na koleżanki jak na UFO. – Mówicie o jego żonie?
- Tak!
- Ona ma na imię Lucy.
- Co!?
Amelia zmieszała się i zaczęła iść szybciej po schodach. Patrycja z Zochą dopadły ją w głównym korytarzu.
- Gadaj co wiesz o Harrym! – zatrzymały ją.
- Co mam powiedzieć? – spytała się przestraszona. – Wiem tylko tyle co mi mówiła mama i babcia.
- Nie czytałaś książek?
- Jakich książek?
- O Harrym!
- Nie, to są jakieś? – Amelia była bardzo zaniepokojona zachowaniem koleżanek.
- Masz siostrę uczącą mugoloznastwo i nie czytałaś Harry'ego? - Zocha nie mogła uwierzyć.
- Nie słyszałam nigdy o książkach... - próbowała się wytłumaczyć dziewczynka idąc w stronę kominka.
- O co w tym wszystkim chodzi? - spytała się Patrycja Zochy, gdy Amelia zniknęła w szmaragdowych płomieniach.

Wspomnienia przelatywały przez głowę dziewczynki z szybkością błyskawicy. Nagle Patrycja poczuła, że ktoś ją szarpie za ramię. Wróciła do świata rzeczywistego i usłyszała Zochę, która mówiła, że omnibus jedzie.
- Sorry, zamyśliłam się – powiedziała przepraszająco.
- Spoko, zauważyłam – uśmiechnęła się. – Pozdrów Lublin ode mnie – zachichotała.
- Ok, a ty nie spal internatu! – powiedziała i uśmiechnęła się złośliwie. – Ale po łóżku Telimeny możesz porządnie poskakać…
Po czym Patrycja wsiadła do pojazdu i po zajęciu miejsca patrzyła jak Zocha macha jej na pożegnanie.
***
Weekend minął równie szybko co miniony tydzień. Patrycja z Zochą stały razem z resztą uczniów przed salą i oczekiwały na przyjście nauczyciela magoznastwa. To miała być ich pierwsza lekcja tego przedmiotu. Nie wiedzieli kto ich będzie uczyć. Z niecierpliwością czekali na dzwonek. Reszta klasy miała mieć w tym samym czasie mugoloznastwo z Angelique.
Okazało się, że magoznastwa będzie ich uczyć starsza czarownica przypominająca z wyglądu sępa. Była chuda i żylasta, posiadała długą szyję, na końcu której osadzona była głowa zawsze wysunięta do przodu w stosunku do reszty ciała. Z twarzy przypominała czarownicę z mugolskich bajek: jasne oczy, a nad nimi krzaczaste brwi, haczykowaty nos i wąskie usta. Siwe włosy miała ścięte na krótko. Ubrana była w czarną suknię z białym, koronkowym kołnierzem. Weszła do klasy nie oglądając się na uczniów.
- Drzwi! - wrzasnęła skrzeczącym głosem, gdy ostatni uczeń nie zamknął ich za sobą.
Patrycja z Zochą popatrzyły się na siebie. Wiedziały, że nie będą miały do czynienia z miłą i wyrozumiałą nauczycielką.
- Wyczytuję imię i nazwisko, a wy wstajecie abym sobie was dobrze obejrzała - powiedziała stanowczym tonem otwierając dziennik.
Na magoznastwa chodziła zbieranina uczniów z klas "a", "b" i "c". Mugolaków było dziesięcioro, a uczniów półkrwi tylko sześciu. Nauczycielka szybko sprawdziła listę obecności. Wstała i stuknęła różdżką w tablicę, na której pojawił się napis "Profesor Alina Chruszczewska".
- Tak właśnie się nazywam - oświadczyła. - Będę uczyła was magoznastwa w tym roku szkolnym. Mam nadzieję, że sumiennie będziecie pracować na moich lekcjach. Nie przepuszczę do następnej klasy ani jednego lenia! Płacze i pielgrzymki rodziców nie robią na mnie wrażenia - uśmiechnęła się złośliwie. - A teraz przyznawać się! Kto czytał Harry'ego Pottera!?
Uczniowie popatrzyli się na siebie ze strachem i po chwili wahania każdy podniósł rękę. Nauczycielka wyglądała jakby zobaczyła przed sobą coś budzącego silną odrazę.
- Jak zwykle! Tak jest co roku! - zawołała ze złością. - Ta młoda siksa pewnie kazała wam go przeczytać!
Patrycja popatrzyła się na Zochę nic nie rozumiejąc. Ta jej wytłumaczyła szeptem, że chodzi o sorkę Ratine. Alina Chruszczewska chodziła po klasie jakby była lwem zamkniętym w klatce, który patrzy się na potencjalną zdobycz.
- Te książki to moje przekleństwo! - wyrzuciła z siebie. - Odkąd się pojawiły muszę tłumaczyć uczniom, że wszystko w nich to wymysł ponieważ nikt nie jest na tyle inteligentny aby samemu to zauważyć!
- Sorka Ratine mówiła, że nie wszystko w Harrym to prawda! - Zocha wyrwała się ze sprostowaniem.
- Siadaj! - warknęła nauczycielka. - Nikt nie nauczył cię elementarnej kultury? Mówi się "pani profesor"! Sorko! Też mi coś! - prychnęła z pogardą.

Zocha zaczerwieniła się i szybko usiadła na swoim miejscu. Profesor Chruszczewska popatrzyła się badawczo na nowych uczniów, westchnęła ciężko jakby miała do czynienia z grupą niesfornych surykatek i zaczęła mówić:
- powiem wam to tylko raz! Nie chcę słyszeć, że "w Harrym to" albo "w Harrym tamto"! Mam dość tych książek i najchętniej bym spaliła wszystkie na stosie! - zamilkła na chwilę aby nabrać powietrza do płuc. - Historia Harry'ego Pottera jest inna. Owszem, pokonał Czarnoksiężnika Voldemorta, ale to nie było tak jak myślicie! Musicie wiedzieć... - w tym momencie popatrzyła na uczniów takim wzrokiem jakby chciała wyryć, to co mówi, wewnątrz ich czaszek. - ... że Joanne Rowling pochodzi z rodziny charłaków. Jej babcia jest czarownicą, która wyszła za mąż za mugola. Podczas Drugiej Wojny Czarodziejów w Wielkiej Brytanii ukrywały w swoim domu mugolaków. Wtedy Rowling wysłuchiwała ich relacji i napisała na ich podstawie książkę, która stała się wielkim hitem i moim wrzodem na tylnej części ciała. Nie znała wielu szczegółów więc nawymyślała w nich tyle bzdur, że głowa mała! Nawet mugole zauważyli, że wiele rzeczy tam nie gra...
- Ale przecież nie można ujawniać prawdy o naszym świecie! - pisnęła niska dziewczynka z rudym warkoczem.

Ku zdziwieniu Patrycji nauczycielka uśmiechnęła się do niej, zamiast ją zbesztać za przeszkadzanie.
- W czasie wojny nikt nie miał głowy do tego aby się tym zająć. Gdy Voldemort został pokonany było już za późno. Książka była na tyle popularna, że niemożliwe było aby ją usunąć z księgarni i wymazać pamięć setkom tysięcy mugoli - stwierdziła z żalem. - Harry Potter wszedł później na drogę sądową z Rowling i wygrał od niej ogromne odszkodowanie, ale co z tego skoro już była miliarderką. Powiedziała później mediom, że ubytek w jej majątku spowodowany jest wpłatami na organizacje charytatywne...
- To jak było naprawdę? - wyrwało się Zośce.
Profesor Chruszczewska popatrzyła się po oczekujących minach uczniów i westchnęła ze zrezygnowaniem. Zrozumiała, że nie ucieknie od tego tematu.
- To prawda, że Czarnoksiężnik Voldemort próbował zabić rodzinę Potterów i przeżył tylko chłopiec, a on sam zniknął. Harry trafił do magicznej rodziny zastępczej i nie miało miejsca jego "tragiczne" dzieciństwo opisane w książkach. To tylko wymysł! Potem Voldemort się odrodził i wywołał kolejną wojnę w Wielkiej Brytanii. Harry jednak był ciągle chroniony! Nigdy nie musiał z nim walczyć! Dopiero podczas Bitwy o Hogwart został przywleczony przed oblicze Czarnoksiężnika i udało mu się go pokonać! W tym nie było niczego nadzwyczajnego! Po prostu stary zapomniał, że młodzi mają czasem więcej sprytu i fantazji. Tak się kończy lekceważenie przeciwnika! - zakończyła.
W klasie panowała całkowita cisza. Nikt się nie odzywał ani nawet nie poruszył. Dopiero Zocha odważyła się drgnąć.
- A co z Ronem i Hermioną?
- Istnieli tacy uczniowie, ale nie zrobili nawet jednej dziesiątej tego co opisała Rowling.
- Przecież Draco Malfoy musi istnieć! - wyrwało się załamanej Patrycji.
- To stary ród, który wymarł pięćdziesiąt lat przed narodzinami Harry'ego...
- Ginny! On się ożenił z Ginny! To też nie prawda? - spytał chłopiec z długimi, brązowymi włosami.
- Ron Weasley nie miał rodzeństwa - warknęła nauczycielka.
- Severus Snape to też kłamstwo? - znowu odezwała się dziewczynka z rudym warkoczem.
Ku zdumieniu klasy profesor Chruszczewska zaczęła mówić:
- ten człowiek naprawdę istniał. Był szpiegiem, który donosił wszystko Dumbledore'owi. Dzięki niemu uzyskał wiele przydatnych informacji - oświadczyła. - Jednak go nie zabił i nie był związany z matką Harry'ego.
- To kto jest prawdziwy? - spytał chłopiec o imieniu Stanisław.
- Dumbledore, McGonagall, Knot, Grindenwald, większość osób z Ministerstwa Magii - wyliczała nauczycielka. - Wiedzcie, że Rowling zupełnie pozmieniała ich wygląd i charaktery! Książkę Rity Skeeter o dyrektorze Hogwartu możecie kupić w Mystopach. Radzę wam ją przeczytać ponieważ zawiera więcej prawdy niż siedem książek o Harrym razem wziętych!
Patrycja postanowiła kupić tę pozycję jeszcze tego samego dnia. Przysunęła się do Zochy aby jej to powiedzieć, ale powstrzymał ją dziwny wyraz twarzy przyjaciółki. Ta wstała i spytała się z powagą w głosie:
- pani profesor, jak było z horkruksami?
Alinę Chruszczewską na moment zmroziło. Szybko się opanowała i oświadczyła:
- nie istnieje coś takiego! Nawet nie wypowiadaj nazwy czegoś tak plugawego! Czarodzieje nie zdołaliby wymyśleć tak paskudnej i urągającej prawom natury rzeczy! Tylko mugol mógłby wpaść na coś tak bardzo zdegradowanego!
- Sądzę, że istnieje skoro mamy przedmiot, który nazywa się "obrona przed czarną magią" - stwierdziła Zocha.
- Istnieją złe czary i klątwy, ale to o co zapytałaś nie istnieje! - nauczycielka poczerwieniała z oburzenia. - Wyobraź sobie co by było, gdyby Riddle zabrałby życie Ginny. Wtedy byłoby dwóch Voldemortów. To przecież bez sensu! Po co miałby mieć na karku samego siebie, który byłby zarazem jego największym wrogiem? Przecież prędzej czy później walczyliby ze sobą o władzę - powiedziała z ironią.
Zocha patrzyła się na nauczycielkę z otwartą buzią. Było widać jak intensywnie myśli nad kontrargumentem.
- No chyba tak... - jęknęła po chwili i usiadła zdołowana.
- Tak więc zapamiętajcie moi mili: książki o  Harrym Potterze to stek bzdur! - zagrzmiała profesorka. - Jeśli nadal mi nie wierzycie spytajcie się tej całej Ratine. Będzie musiała przyznać mi rację!
***
Po zakończonej lekcji magoznastwa uczniowie poszli w różne strony aby połączyć się ze swoimi klasami. Alina Chruszczewska zamknęła, przy pomocy różdżki, drzwi na klucz i skierowała swoje kroki ku pokojowi nauczycielskiemu. Gdy się w nim znalazła nalała sobie wody do kubka z rączkami w kształcie hipogryfów i stanęła od niechcenia koło Angelique, która piła coś z pucharu. Ta nie patrząc się na nią cicho mruknęła:
- uwierzyli?
- Chyba tak, wysłałam ich do ciebie w razie wątpliwości.
- Ok. Padło TO pytanie?
- Tak...
- Putain! - zaklęła Angela po francusku. - Cholerna Rowling, niech ją szlag trafi!
Po czym obydwie nauczycielki dopiły swoje napoje i wyszły z pokoju nauczycielskiego aby zdążyć na kolejną lekcję.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 10 – Pierwsza rozprawa

- Dolores Jane Umbridge, Wizengamot uznaje cię winną wszystkich zarzucanych ci czynów. Zostajesz skazana na dożywotni pobyt w Azkabanie.
- Nieeeeeeeeee!
Zgromadzeni w Sali Rozpraw pozatykali uszy, gdy rozległ się wysoki pisk wydobywający się z ropuszych ust czarownicy. Gdy podeszło do niej dwóch aurorów aby wyprowadzić ją z pomieszczenia zaczęła się szarpać.
- Nie możecie! Jestem niewinna! To wszystko wina Knota! On mi kazał! – wrzeszczała swoim piskliwym głosikiem. – Potter! Jeszcze z tobą nie skończyłam! Nie wolno opowiadać kłamstw! Słyszysz!? Nie wolno opowiadać kłamstw! Nie wolno…
Dalszy ciąg wrzasków Umbridge zagłuszyły zamknięte za nią drzwi. Czarodzieje i czarownice zaczęli wstawać i kierować się do wyjścia. Hermiona, z ulgą oparła się o ramię Harry’ego, a ten powoli objął ją ramieniem. Trwali tak przez dłuższy czas, niezdolni do wypowiedzenia słów. Sala powoli pustoszała.
- Wygraliśmy… – szepnęła.
- Tak.
- W przyszłym tygodniu pierwsza rozprawa Snape’a.
- Damy radę, zobaczysz Hermiono – mówił Harry głaszcząc ją po plecach. – Teraz czas na nas, chodźmy.

Gdy wyszli z sali rozpraw od razu zostali obfotografowani przez wysłannika „Proroka Codziennego”. Za nim stał tłum czarownic i czarodziejów żądnych informacji. Rita Skeeter wysunęła się na przód uśmiechając się fałszywie.
- Czy mogę prosić o komentarz panno Granger i panie Potter? – spytała przymilnym tonem.
- Bardzo się cieszymy, że sprawiedliwość zatriumfowała. Mamy nadzieję, że Ministerstwo Magii zostanie w najbliższym czasie oczyszczone ze wszystkich osób sprzyjającym Voldemortowi – powiedział szybko Harry. – To wszystko. Żegnam panią.
Po czym odeszli szybkim krokiem w stronę wind.
***
Ron cieszył się jak małe dziecko. Hermiona z Harrym wstąpili do „Magicznych dowcipów Weasleyów” aby opowiedzieć jaki był wynik rozprawy. George z bratem wpadli w tak doskonały humor, że od razu rozwiesili plakaty informujące o promocji. Nazwali to „Dniem skazanej Ropuchy” i polegało to na tym, że każdy kto przyjdzie z ropuchą lub żabą do sklepu otrzyma 50 procentową zniżkę na wszystkie produkty.
Po krótkim spędzeniu ze sobą czasu i kilku długich pocałunkach Hermiona musiała wracać do Hogwartu. Mimo, że uwielbiała szkołę zrobiła to bardzo niechętnie. Żałowała, że mają z Ronem tak mało czasu dla siebie. Zaplanowała ze swoim chłopakiem, że dwa tygodnie ferii świątecznych spędzą u niej w domu. Pani Granger miała w najbliższych dniach urodzić dlatego Hermiona nie chciała przebywać z dala od niej.
- Jednak przed świętami zostało mi jeszcze jedno zadanie: Snape – pomyślała ze zgrozą. – Jeden Merlin wie ile będzie się ciągnąć jego sprawa. Oby jak najszybciej to wszystko się skończyło…
***
Severus skrzywił się na widok swoich nowych szat wyjściowych.
- Zieleń? – wycedził. – Ja w zieleni? Wyglądam dla ciebie jak jakaś żaba czy co?
- Tak, ZIELEŃ – odpowiedziała z naciskiem Hermiona. – Nie jak żaba tylko nietoperz.
- Dowcip ci się wyostrzył – prychnął i rzucił szaty w kąt celi.
- To skutek przebywania z panem – odparła udając, że nie oburzyło jej to co zrobił z ubraniami.
Przed przyjściem do jego celi postanowiła, że nie będzie się denerwować i reagować na jego marudzenie, ironię oraz zaczepki.
- Według ciebie mam wyglądać jak jakiś laluś aby mnie nie skazali?
- Schludno, czysto i porządnie – odpowiedziała znudzonym tonem przechadzając się po pomieszczeniu aby się rozgrzać. – Proponuję zadbać o higienę.
- Nie waż się mnie pouczać w tej kwestii!
- Ja tylko stwierdzam fakt. Na rozprawie Umbridge wyglądał pan jakby za długo przebywał w towarzystwie Mundungusa…
- To tylko i wyłącznie moja sprawa.
- Załatwiłam panu dodatkowe pójście do łaźni. Naprawdę radzę zadbać o higienę. W Ministerstwie Magii wiele osób patrzy na wygląd – dodała z wyraźnym niesmakiem.
- To powinnaś spojrzeć w lustro i zrobić coś ze swoimi włosami!

Hermiona pomyślała, że powinna zmienić temat rozmowy zanim zdąży ją porządnie wkurzyć.
- Robards był na moich urodzinach i znowu dał mi do zrozumienia, że przegram pańską sprawę.
- Po cholerę go zapraszałaś? – Severus złapał przynętę.
- Ja bym go zaprosiła!? – spytała oburzona. – To było przyjęcie – niespodzianka w ramach Klubu Ślimaka! W czasach szkolnych był pupilkiem Slughorna i został przez niego zaproszony.
- Czyli upadł tak nisko, że włóczy się po balach dla dzieciaków – prychnął Snape i zwalił się na materac.
- Radzę go nie lekceważyć i porządnie się przygotować – odrzekła poważnym tonem Hermiona. – Nawet jeśli chodzi o coś tak trywialnego jak wygląd.
- Niech ci będzie. Skoro tak ci zależy… – wycedził Severus kładąc ręce pod głowę.
- Nie zależy mi – oparła się o ścianę i natychmiast się wyprostowała gdy poczuła zimne mury. – Jak dla mnie może pan zostać tutaj nawet do końca świata, przynajmniej nie będę zmuszona słuchać pańskiego marudzenia. Chcę pokazać Robardsowi, że nie jestem pierwszą lepszą którą może bez wysiłku pokonać.
- Uważaj na słowa Granger! – warknął były mistrz eliksirów.
Hermiona wzruszyła ramionami i podeszła do drzwi. Traciła czas na głupie sprzeczki ze Snapem zamiast spożytkować go na naukę. Wiedziała, że nie jest w stanie zmusić go do czegokolwiek. Był strasznie uparty i nie zmieniał zdania nawet jeśli chodziło o jego dobro. W końcu był dorosłym mężczyzną, a ona nie była jego niańką. Postanowiła poczekać na aurora nie odzywając się. Nie było sensu tracić sił przed główną bitwą. Usłyszała kroki i stukanie różdżki w drzwi. Wychodząc z celi rzuciła krótkie „do zobaczenia” ,ale jak zwykle nie doczekała się odpowiedzi.
***
Hermiona czuła, że jest spięta. Była wiele razy w sali rozpraw, jednak nigdy wcześniej nikogo nie broniła przed Wizengamotem. Teoretycznie była dobrze przygotowana. Przeczytała stosy ksiąg dotyczących rozpraw sądowych w magicznym świecie. Znała na pamięć wiele artykułów z Prawa Czarodziejów. Brała udział w procesie Rudolfa Lestrange’a, Mulcibera, Thorfinna Rowle’a, Selwyna, Traversa, Yaxley’a oraz Fenrira Greybacka. Dzięki temu mogła obserwować i zdobywać doświadczenie. Nie była tylko pewna jak poradzi sobie w roli obrońcy. Zastanawiała się czy uda jej się przekonać sędziów o niewinności Severusa Snape’a.

Popatrzyła się na swojego „klienta”. Siedział na krześle, które stało pośrodku sali i wyglądał jakby wchodzący do pomieszczenia sędziowie go nie interesowali. Hermiona wiedziała, że to nie była prawda. Na tyle go poznała, że wiedziała, że nerwy ma równie napięte jak ona. Doskonale to maskował, co było łatwe po wielu latach spędzonych jako podwójny agent, gdzie każdy nieostrożny ruch skutkował torturami lub śmiercią. Gdy został przyprowadzony pod salę rozpraw przez dwóch aurorów, Hermiona od razu zauważyła, że umył włosy. Uśmiechnęła się leciutko: czym to jest innym, niż oznaką tego, że mu jednak zależy?

Przed wejściem na salę rozpraw poprosiła aurorów o chwilę czasu na krótką rozmowę. Zgodzili się bez problemu.
- Przeczytał pan tę ostatnią książkę? – spytała się Hermiona.
- Nie, nie miałem czasu – zadrwił Severus. – Miałem mnóstwo spraw na głowie…
- Rozumiem, wytępienie wszy i umycie włosów trochę zajmuje… - odrzekła złośliwie.
- Znowu cię ostrzegam Granger – warknął na tyle cicho, że tylko Hermiona go usłyszała. – Jeszcze mogę stwierdzić, że nie chcę twojego towarzystwa.
- Proszę bardzo – założyła ręce na piersi. – Więc pamięta pan co ma mówić?
- Masz mnie za niedorozwiniętego? Nie jestem Nevillem!
- Muszę sprawdzić! – Hermiona zlekceważyła obelgę skierowaną w jej przyjaciela.
- Taaaak, pamiętam – wycedził i się skrzywił jakby zjadł cytrynę. – Nie mówić Czarny Pan. Zamiast tego nazywać go „Sami-wiecie-kto” lub po prostu „Voldemort”
- Dokładnie – ucieszyła się Hermiona. – Musi pan pokazać sędziom, że jest zupełnie innym człowiekiem. Wszystko co było przed upadkiem Voldemorta to kreacja.
- Coś jeszcze Panno Oczywistość? Śpieszę się na rozprawę… – rzekł starając się by nadać swojemu ton jak największego znudzenia.
- Niech się pan zniży do mojego poziomu – powiedziała wyciągając coś z torebki i okrążając go.
- Co ty kombinujesz?
- Chcę związać panu włosy.
- Co!?

Aurorzy od razu zareagowali, podeszli i spytali się co Hermiona zamierza. Pokazała im zwykłą, mugolską gumkę do włosów i wytłumaczyła, że jej klient sam jej nie użyje ponieważ ma zakute w kajdany ręce. Mimo oburzenia Severus ugiął kolana, a wtedy Hermiona zrobiła zgrabną kitkę z czarnych włosów. Dziękowała w tym momencie niebiosom, że je umył. Od końca wojny Severus nie miał obcinanych włosów i sięgały mu obecnie do łopatek. Odeszła kilka kroków dalej aby ocenić swoje dzieło. Pomyślała, że jak na Severusa jest to szokująca zmiana. Pokiwała głową z zadowoleniem.
- Podoba ci się widok Granger? – doszło do jej uszu złośliwe pytanie.
- Bardzo – uśmiechnęła się figlarnie. – W takim wydaniu Wizengamot musi uwierzyć, że wszystkim znany „nietoperz z lochów” to tylko przykrywka dla szpiega.
- Wiedz, że cierpię nosząc te żabie łachy! – warknął patrząc się na nią ze złością.

Kilka dni po tym, gdy Snape zgodził się aby go broniła w sądzie, znalazła w swoim pokoju stos mugolskich książek poświęconych psychologii i trików używanych przez adwokatów podczas procesów. Okazało się, że ojciec Hermiony postanowił ją wesprzeć. Nie miał wstępu do czarodziejskiego świata, więc kupił w księgarni to co mu się wydało przydatne. Powiedział potem córce, że trochę psychomanipulacji nie zaszkodzi.

Hermiona przeczytała książki i pożyczyła kilka Severusowi aby zapoznał się z ich treścią. Stwierdziła, że najlepiej podkreślić jego przemianę poprzez zmianę wyglądu. Z tego powodu złożyła się z Harrym i kupili nową szatę dla Snape’a. Ron odmówił wpłacenia pieniędzy i długo narzekał, że chcą je wydać na coś tak niepotrzebnego. Nadal nienawidził byłego nauczyciela eliksirów i nie chciał mu pomagać. Hermiona wybrała elegancki model szaty, bez ozdób, w kolorze szmaragdowym. Dopiero pod salą zauważyła, że powinna zrobić coś z jego włosami. Na szczęście zawsze nosiła ze sobą gumkę na wypadek gdyby musiała szybko  związać swoje.

Zmiana wyglądu Snape’a była bardzo dobrym posunięciem. Wchodzący na salę członkowie Wizengamotu zatrzymywali się zaskoczeni. Siadając szeptali gorączkowo do siebie, wskazując głową na oskarżonego. Kingsley Shacklebolt zachował powagę, ale Percy Weasley, który usiadł koło niego i Gawain Robards, który usadowił się po drugiej stronie, wyglądali na zbitych z tropu. Hermiona pomyślała z satysfakcją, że wynik wynosi w tym momencie jeden – zero dla niej.
Ciężkie drzwi prowadzące na salę zatrzasnęły się za ostatnią osobą – była nią Rita Skeeter. Uśmiechnęła się do zgromadzonych i zajęła swoje miejsce, gdzie od razu wyjęła swoje jadowicie zielone pióro i notatnik. Hermiona zacisnęła pięści z bezsilnej złości, ale wiedziała, że nic nie poradzi. Prorok Codzienny na pewno wysłałby kogoś na zastępstwo, gdyby Rita nie mogła się pojawić.
- Wszyscy są gotowi? – Hermiona usłyszała głęboki głos Kingsleya. – Wobec tego rozpoczynamy!

Sędziowie poruszyli się niespokojnie, wielu z nich wyjęło pergaminy z zeznaniami świadków. Ricie zaświeciły się oczy i zaczęła szeptać do pióra, które zaczęło pisać jak szalone w notatniku. Hermiona wyprostowała się na swoim krześle, Severus siedział jakby kij połknął i patrzył się bez emocji na Kingsleya, który zaczął mówić:
- Dziś jest poniedziałek, piąty października 1998 roku, rozpoczynam proces Severusa Snape’a, który jest oskarżony o przynależność do grupy śmierciożerców, sprzyjanie Tomowi Riddle, znanemu bardziej jako Lord Voldemort oraz o zamordowanie Albusa Persiwala Wulfryka Briana Dumbledore’a 30 czerwca 1997 roku. Przewodniczący: Kingsley Shacklebolt, Minister Magii, oskarżyciel: Gawain Robards, Szef Biura Aurorów, obrońca: Hermiona Jean Granger, protokolant: Patrycja Stimpson. Jako pierwszemu udzielam głosu Oskarżycielowi.

Gawain Robards wstał powoli i wygładził szatę. Najpierw popatrzył się na Severusa, który nadal nie zdradzał emocji, a później na Hermionę. Na jego twarzy zagościł uśmiech, który dziewczyna opisałaby tylko jako „paskudny”.
- Przed przepytaniem Severusa Snape’a i świadków chciałbym zgłosić dwa wnioski ponieważ dopatruję się tutaj możliwości działania na korzyść oskarżonego przez osoby, które powinny pozostać bezstronne.
W sali rozpraw zaległa pełna napięcia cisza. Hermiona wpatrywała się w Gawaina myśląc gorączkowo o tym, co chce zrobić. Severus drgnął i tylko mięśnie na policzkach zdradzały, że zacisnął zęby w nerwowym napięciu.
- Po pierwsze: składam wniosek o usunięcie z grona świadków pannę Hermionę Jean Granger, która pełni funkcję obrońcy. To, że jest związana z Severusem Snapem współpracą pozwala przypuszczać, że nie wykaże się obiektywnością i będzie składać zeznania na korzyść oskarżonego.
- Ja nieobiektywna? – jęknęła zszokowana Hermiona.
- Po drugie: składam wniosek o zmianę prowadzącego procesu. Kingsley Shacklebolt współpracował z Severusem Snapem, będąc w organizacji zwanej „Zakonem Feniksa”. Jest także świadkiem w procesie. Istnieje możliwość, że również nie okaże się obiektywny. To wszystko – Gawain Robards usiadł na swoim miejscu.

Kingsley Shacklebolt wyglądał na kompletnie zaskoczonego takim obrotem sprawy. Sala rozpraw rozbrzmiała głosami sędziów. Część osób była oburzona wnioskiem Robardsa. Inni otwarcie mówili, że ma rację. Niektórzy szeptali z sąsiadami aby się spytać co o tym sądzą. Kingsley wstał i podniósł ręce uciszając tym samym sędziów.
- Poddaję pierwszy wniosek do głosowania. Kto jest za tym aby Hermiona Jean Granger została usunięta z grona świadków?
Patrycja Stimpson liczyła głosy. Hermiona wpatrywała się w podniesione ręce. Nie musiała słyszeć werdyktu aby wiedzieć, że tę bitwę wygrał Gawain.
- Rada pozytywnie rozpatrzyła wniosek oskarżyciela – oznajmił Kingsley. – Zostajesz usunięta z grona świadków Panno Granger. Jednakże… - w tym momencie popatrzył się wnikliwie na Robardsa. - … przypominam, że została przesłuchana przez radę w czerwcu, zanim została obrońcą Severusa Snape’a. Jej zeznania nadal są dowodem w sprawie. Czy ktoś ma jakieś obiekcje co do tego?
Odpowiedziała mu głucha cisza, przerywana tylko odgłosem skrobania po papierze, którego przyczyną było  pióro Rity Skeeter. Kingsley Shacklebolt rozejrzał się po sali i ciągnął dalej:
- jako, że Gawain Robards poddał w wątpliwość także mój obiektywizm… oświadczam, że rezygnuję z przewodzenia Wizengamotowi. Usiądę na ławie świadków, a moje miejsce zajmie Starszy Podsekretarz w Biurze Ministra czyli Percy Weasley.

Rudzielec drgnął, zaskoczony nagłym awansem. Po sali rozeszło się kilka pomruków pełnych dezaprobaty, ale srogie spojrzenie Kingsleya od razu je uciszyło. Percy zajął jego miejsce, zaś Minister Magii wyszedł przez drzwi przeznaczone dla świadków. Hermiona była zdruzgotana, lubiła Kingsleya i wierzyła w jego poczucie sprawiedliwości. Teraz czuła się jakby została opuszczona przez sojusznika podczas bitwy. Popatrzyła się ze złością na Gawaina, w odpowiedzi posłał jej lekceważący uśmiech. Percy wyprostował się i zaczął mówić pełnym dumy głosem:
- Czuję się zaszczycony mogąc przejąć obowiązki Kingsleya Shacklebolta, Ministra Magii. Przyrzekam wykonywać je sumiennie oraz z należytą powagą.
Po czym usiadł i oddał głos Robardsowi.
***
Hermiona padła na swoje łóżko w dormitorium w wieży Gryffindoru, nie mając siły aby się rozebrać. Gdy tylko teleportowała się z profesor McGonagall w granice Hogwartu, myślała wyłącznie o odpoczynku. Dyrektorka także była zmęczona. Rozprawa ciągnęła się do późnych godzin wieczornych. Percy tak się przejął swoją rolą, że chciał zrobić jak najwięcej w ciągu jednego dnia. Dopiero groźne pomruki sędziów sprawiły, że ogłosił koniec spotkania i wyznaczył kolejne w przyszły poniedziałek. Hermiona pomyślała, że zawali alchemię jeśli co chwilę nie będzie jej na lekcjach.
- Wygrałaś bitwę? – Ginny usiadła przy niej.
- Cztery do dwóch dla Robardsa – odpowiedziała z nosem w poduszce.
- Jak wyglądał Snape w zieleni?
Hermiona uniosła się na łokciu i zachichotała.
- Zrobił piorunujące wrażenie na sędziach! Żebyś widziała ich miny!
- Wyobrażam to sobie!
- Związałam mu włosy, wyglądał zupełnie inaczej bez tej swojej czerni. Nawet Robards zaniemówił!
- Jak ty to zrobiłaś? – Ginny była pełna podziwu dla przyjaciółki. – Potrafisz oswoić go jak jakiegoś smoka… chociaż nie, smoki przy nim to łatwizna…
- Na każdego znajdzie się sposób – mruknęła Hermiona. – Zauważyłam, że nie można dać mu się stłamsić. Gdy mówi jakieś złośliwe rzeczy to odpowiadam mu tym samym. Gdy zaczyna mi grozić, że sam się będzie bronił przed Wizengamotem to mu odpowiadam, że proszę bardzo. Zazwyczaj wtedy odpuszcza po krótkim marudzeniu. Z nim jest gorzej niż z dzieckiem. Mam nadzieję, że Suzanne nie będzie taka męcząca…
- Co jeszcze było na rozprawie?
- Gawain od razu zaatakował. Przeszły jego wnioski abym została usunięta z grona świadków oraz aby Kingsley przestał przewodniczyć Radzie. Wprawdzie sam zrezygnował, ale sądzę, że i tak zostałby przegłosowany. Jego miejsce zajął Percy…
- Żartujesz! – Ginny nie kryła zdumienia.
- Lepszy Percy niż ktoś kto nienawidzi Snape’a – stwierdziła Hermiona. – Gawain męczył Severusa różnymi pytaniami, starając się pokazać, że zawsze był po stronie Voldemorta. Powiem ci szczerze, że podziwiam  opanowanie Snape’a. Bardzo się bałam, że w pewnym momencie wybuchnie, ale zachował spokój. Na początku było mi trochę nieswojo w roli obrońcy, ale szybko się przyzwyczaiłam, zadawałam pytania i starałam się obalić wszystkie argumenty Gawaina.
- Co na to sędziowie?
- Też zadawali pytania, dyskutowali. Część wyglądała jakby przekonywała się do Snape’a. Inni od samego początku mieli miny jakby poczuli trolla. Tych będzie ciężko przekonać… Percy zdecydował, że dzisiaj mamy się skupić na roli Snape’a jako podwójnego agenta. Wezwaliśmy na świadka Kingsleya, Harry’ego, większość twojej rodziny, McGonagall i Hagrida. Wszyscy starali się mówić o nim dobre rzeczy. Sama wiesz jak trudno powiedzieć coś pozytywnego o Severusie.
- Oj tak! – zachichotała Ginny.
- Tutaj muszę znowu go pochwalić. Niby twierdzi, że mu nie zależy, ale gdy trzeba to daje popis swoich umiejętności. Gdy Harry wszedł na salę wcale nie okazał, że go nienawidzi! Siedział z twarzą bez wyrazu i nawet mruknął jakieś powitanie! Normalnie by na niego warczał, darł się lub by go obrażał. To bardzo duży postęp jak na Severusa.
- Na gacie Merlina, nie wierzę…
- Długo z nim to wałkowałam. Tłumaczyłam mu jakby był Graupem, a on się na mnie wnerwiał. Jak widać mój upór opłacił się – Hermiona uśmiechnęła się i zaczęła zdejmować ubranie. – Robards próbował go sprowokować, wyciągnąć na wierzch ich wzajemną niechęć i starał się udowodnić, że Snape znęcał się nad Harrym. Nie udało mu się. W naszej bitwie był wynik: dwa do dwóch. To mocno zdenerwowało Gawaina i wziął świadków w krzyżowy ogień pytań – Hermiona przygryzła wargę. – Harry dał radę, postawił się własnemu szefowi: uwielbiam go za to. Twoi rodzice z Kingsleyem też poradzili sobie śpiewająco. Bill, George i Ron nie dali rady udawać, że był w porządku. To był błąd ponieważ gdy odpowiadała McGonagall, Robards zaatakował ją, że pozwalała z Dumbledorem i innymi nauczycielami na znęcanie się Snape’a nad uczniami. Oskarżył, że ukrywali to przed rodzicami – Hermiona westchnęła.
- Czy to miało związek z rozprawą? – spytała się zbita z tropu Ginny.
- Nie. Nie miało – wyjaśniła Hermiona wkładając piżamę. – Percy od razu go uciszył. Jednak Gawain zdążył nastawić sędziów przeciwko McGonagall. Wielu z nich miało dzieci lub wnuki w Hogwarcie… Trzy do dwóch dla niego – dziewczyna wzięła głęboki oddech. – Za to potem nastąpiła katastrofa. Ostatnim świadkiem był Hagrid. W ciągu pięciu minut Gawain doprowadził go do płaczu, podczas którego wyszlochał jak to Severus znęcał się nad Harrym. Nieudało mi się niczego naprawić. Dlatego wygrał bitwę.
- Ale nie wygrał wojny!
- Nie, nie wygrał. Postaram się aby kolejną bitwę przegrał… i ty mi w tym pomożesz – oświadczyła Hermiona kładąc się na swoim łóżku.
- Ja?
- Tak, jutro dostaniesz sowę z powiadomieniem, że masz się stawić za tydzień jako świadek na rozprawie…
Po wypowiedzeniu tych słów Hermiona od razu usnęła ze zmęczenia. Ginny wzięła kołdrę i przykryła delikatnie przyjaciółkę. Jednym machnięciem różdżki zgasiła lampy i poszła spać do swojego łóżka.

sobota, 26 grudnia 2015

Fanfik Trójmagiczny: Rozdział 1 - Podróż Glizdogona i garść ciekawostek

Witam wszystkich!

Z tej strony Szczęśliwa Trzynastka. Peter wyruszył w podróż do Ameryki na statku jako szczur okrętowy. Nie stać go było na bilet, więc biedaczek musiał się zaszyć gdzieś na pokładzie ze swoimi puchatymi braćmi. Mam nadzieję, że nie zje żadnej trutki…  Ale, ale! Dlaczego ja? Peter napisał mi, że mam zająć czymś jego wiernych fanów podczas jego nieobecności. Mówi, że czyta moje dwa fanfiki i mu się podobają więc mam coś naskrobać. Wiem, że nie jestem w stanie dorównać mu w mistrzostwie władania piórem, tudzież klawiaturą, ale obiecałam się przyłożyć :).  Jako, że mój wpis będzie raczej mierny przy całym geniuszu Petera, postanowiłam trochę poględzić o moich opowiadaniach.

Przede wszystkim chcę wszystkim podziękować, ponieważ gdy patrzę na statystyki bloga to oczom nie wierzę. Wystartowałam z pierwszym wpisem 30 października 2015, a w Noc Duchów (jak ładnie nazwał Halloween Andrzej Polkowski) wrzuciłam pierwsze rozdziały moich fanfików (Hermiona, Peter, Patrycja). Od tamtej pory blog zanotował ponad 6 500 wyświetleń! Do tego trzeba dodać  224 komentarze (z czego połowa moja :P). Niecałe dwa miesiące… ledwo mogę w to uwierzyć. Myślałam, że będzie do mnie zaglądać kilkanaście, może kilkadziesiąt osób, a tu taka niespodzianka. Od kilku dni mam około 200 wejść dziennie! WOW. Jestem w szoku! :D

Najwięcej osób zagląda do mnie z Polski (no jakże by inaczej) – ponad 4200, na drugim miejscu jest Francja (Yay! Mój bzik!) – około 750 wejść, następnie Niemcy – prawie 700, Hiszpania – brakuje kilku wejść do 400, USA – powyżej 140. Kraje z których mam poniżej 100 wyświetleń bloga to Irlandia, Holandia, Rosja, Kenia (wow!) i Wielka Brytania. Największą popularnością cieszy się „Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa” (co zabawne, ma mniej komentarzy niż pozostałe fanfiki), zaraz za nią „Powojenne życie HermionyG.”, a „Voldemort ubiera się u Madame Malkin” jest na trzeciej pozycji (Volduś was ukarze w imieniu księżyca! Ups, nie ta bajka…).

Tak więc bardzo, bardzo, bardzo wszystkim dziękuję. Zwłaszcza tym, którzy zostają tutaj na dłużej i komentują! Bardzo przydaje się wasza o opinia. Wiem wtedy co należy poprawić :P. Teraz wrzucę parę ciekawostek na temat moich fanfików.

Zacznijmy od „Polskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa”:
- zaczęłam ją pisać 6 maja, ale na pomysł wpadłam dużo wcześniej,
- jestem nauczycielką dlatego staram się opisać proces edukacyjny jak najbardziej realistycznie (a co, ma się to doświadczenie :P),
- gdy założyłam bloga nie wiedziałam, że istnieje fanfik „Polska Szkoła Magii” . Naprawdę przeszukiwałam internet czy ktoś nie wymyślił czegoś podobnego, ale go nie znalazłam o.O, do dzisiaj nie wiem jakim cudem go przeoczyłam. Sądzę, że inaczej bym nazwała swojego fanfika, ale mówi się trudno i idzie się dalej. Pocieszam się, że nasze opowiadania są zupełnie inne :)
- jestem osobą, która uwielbia odpowiadać na pytania „co by było gdyby”, dlatego opisuję świat bardzo szczegółowo i korzystam z wiedzy, którą posiadam, a jeśli jej nie mam dokształcam się na bieżąco ( co skutkuje siedzeniem pół nocy i obliczaniem liczby uczniów w każdej klasie aby nie być jak pani Rowling, która sama nie wie ile dzieciaków jest w Hogwarcie),
- mam świra na punkcie sztuki i ciągle się powstrzymuję aby nie opisywać architektury i strojów w jak najmniejszych detalach, ponieważ 95% z was nic nie powie, jak napiszę, że Konrad chodzi w błękitnym habicie i culotte :P. Czyli w czymś takim (w różu też mu będzie do twarzy):


- tak miała wyglądać Patrycja w pierwszej wersji rysunku (wyszła mi krzywa na twarzy xP):


- tutaj dwie koncepcje Angelique i projekt jej sukienki:




- postacie występujące w tym fanfiku są hołdem dla bardzo głupiego wymysłu o Harrym Potterze, który opisywałam ze znajomymi w czasach licealnych :)

Powojenne życie Hermiony G.:
- powstało przez przypadek: podczas pisania „Polskiej Szkoły…” przeczytałam kilka fanfików z kategorii Sevmione. Denerwowało mnie w nich to, że Hermiona jest z Severusem po „pięciu minutach”. Pomyślałam, że napiszę coś bardziej realistycznego i zamiast skupić się na pierwszej opowieści zaczęłam pisać dwie na raz (akcja obydwu będzie się działa na przestrzeni kilku lat!).
-   Tak naprawdę na początku to nawet nie miało być Sevmione, rozważałam sparowania jej z kimś innym, a Severus miał być tylko dodatkiem (przyznam się, że nie podjęłam jeszcze w 100% decyzji :P),
- szybki szkic do pierwszej przymiarki nagłówka (miałam do wyboru – rysować realistycznie, ale bardzo rzadko lub w mangowym stylu, ale często):



- irytowało mnie także to, że w większości fanfików Severus jest od razu uniewinniany. Uważam, że to by nie przeszło, opinia publiczna wie swoje :P,
- oraz tak na serio: koncepcja pani Rowling, że Harry plus Ginny i Ron plus Hermiona równa się małżeństwo mi nie pasuje. Nie przeczę, że są licealne pary, które stają na ślubnym kobiercu, ale jednak większość w międzyczasie się rozstaje i znajduje sobie innych partnerów. Zazwyczaj pierwsze związki się rozpadają z powodu niedojrzałości i braku doświadczenia. Uważam także, że Hermiona średnio na jeża pasuje do Rona.
- mam bzika na punkcie Francji – to widać, słychać i czuć! Jeszcze nie raz jej motyw pojawi się w moich fanfikach.

Voldemort ubiera się u Madame Malkin:
- na początku miało nawiązywać stylem do „Diabeł ubiera się u Prady”,
- jednak stwierdziłam, że koncepcja pisania bloga przez Petera jest ciekawsza,
- jest to jedyny fanfik, który potrafię napisać w pół godziny, śmiejąc się jak wariatka z własnych pomysłów,
- mam na co dzień do czynienia z dzieckiem korzystającym z nocnika, chodzącym w śpioszkach i oglądającym My Little Pony :P
- o to co mi wyskoczyło, gdy napisałam „Voldemort” podczas tworzenia posta:



Może powinnam mu zmienić imię? Mortadel – to brzmi dumnie!

-  pierwsza mini-recenzja mojego opowiadania, któa bardzo mnie ucieszyła (pochodząca z tego katalogu):

Czekam na opinie czy wrzucać czasem moje refleksje na temat magicznego świata, na przykład:
- wpływ chędożenia na rozwój społeczeństw,
- stroje i ich prawdopodobna historia poparta zdjęciami,
- architektura magiczna,
- szkoły w świecie Harry'ego Pottera,
- sztuka w świecie pani Rowling (śpiew, obrazy, sztuki teatralne).

Jeszcze raz wszystkim dziękuję!
Pozdrawiam,
Szczęśliwa Trzynastka

czwartek, 24 grudnia 2015

Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa: Rozdział 9 – Amelia


- Zosiu, uważaj na słownictwo!
- Sorki sorko!
- To jest moja młodsza siostra, będzie z wami w jednej klasie – mówiła Angelique trzymając ręce na ramionach Amelii. – Pomyślałam, że jakbyście się spotkały jutro to byłby za duży szok dla was. Dzisiaj możecie się na spokojnie poznać. Ja pójdę na chwilkę do Ilony – obdarzyła ich uśmiechem i wyszła przez drzwi.
Angela dobrze przewidziała reakcję: dziewczyny były w szoku. Patrycja miała wrażenie, że patrzy się w lustro. Amelia była obdarzona taką samą twarzą jak ona. Mała tak samo zaskoczoną minę oraz proste włosy, które różniły się tylko tym, że nie sięgały do pasa, a były ścięte tuż poniżej linii szczęki. Tylko oczy miała inne, Patrycja posiadała brązowe tęczówki, zaś Amelia miała zielone. Poza tym miały ten sam wzrost i identyczną budowę ciała.
- Gdybym tego nie widziała to bym nigdy nie uwierzyła – stwierdziła Zocha patrząc się to na jedną, to na drugą. – Jesteście spokrewnione? Może was podmienili w szpitalu czy co…
- Jesteś mugolaczką? – spytała Patrycja. – Ja się urodziłam w Lublinie.
- Moja rodzina jest czarodziejska odkąd pamiętamy – wyjaśniła Amelia. – Urodziłam się w naszym domu.
- Głosy też macie identyczne – stwierdziła Zocha. – Przypadek jeden na milion! Zagrajcie w totka!
- Co to jest totek? - spytała się Amelia.
- Eeee, taka mugolska gra w której możesz wygrać mnóstwo pieniędzy…
- Nie trzeba, nie narzekam na brak kieszonkowego.
- Chciałabym tak powiedzieć – stwierdziła Zocha i popatrzyła się w sufit.

Nastała chwila ciszy. Piątka dziewczyn była nadal skrępowana i nie wiedziała co powiedzieć. Nieoczekiwanie odezwała się Katarzyna. Mówiła cichutkim głosikiem.
- To może… tak… powiemy… jak się nazywamy? – zaczerwieniła się i schowała twarz w dłoniach.
- To ja pierwsza! – krzyknęła Zośka. – Zocha Kowalska, mugolaczka! Pół Polka, pół Hinduska!
- Patrycja Michalska, też mugolaczka. Pochodzę z Lublina.
- Amelia Ratine, mama Polka, tata Francuz…
Telcia zerwała się z łóżka i podbiegła do Amelii.
- Ta Ratine? – spytała się podniecona. – Twoja mama to Małgorzata?
- Tak!
- Ona szyje dla nas ubrania! – krzyknęła Telcia i okręciła się w koło aby każda z dziewcząt mogła podziwiać strojną suknię. – Dla mnie, mojej mamy i taty!
- A ty to kto? – spytała się Zocha.
- Telimena Delfina Fryderyka Potocka, herbu Ciołek – napuszyła się niska dziewczynka.
Patrycja z Zochą patrzyły się na nią z niedowierzaniem. Telcia to zauważyła i się zaczerwieniła.
- Nie wierzycie mi? – powiedziała gniewnie. – Pochodzę z prostej linii od mugolskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego!
Zocha miała minę jakby gwiazdka przyszła wcześniej.
- Ja bym się tak tym nie chwaliła…
- Czemu?
Patrycja zakasłała, a jej kaszel brzmiał jak „cio-ta-na-tro-nie”*. Obie z Zochą zaczęły szaleńczo chichotać. To rozgniewało Telimenę jeszcze bardziej.
- Moja mama mówiła, że mugole są mocno ograniczeni – warknęła.
- One po prostu nie znają rodów szlacheckich w naszym świecie – zaczęła je bronić Amelia.
- Ale ty znasz! Mając taką matkę musisz znać wszystkich! – odezwała się Telimena i podskoczyła do niej i ją złapała za rękę. – Od dzisiaj jesteś moją najlepszą przyjaciółką! – odwróciła się aby pokazać język Zośce i Patrycji.
- Ja… eeee… - Amelia nie wyglądała na zachwyconą.
- Kaśka, może się odezwiesz! – powiedziała Zocha.
- Katarzyna Wiśniewska – wydukała cicho blondynka. – Z czarodziejskiej rodziny…
- Jesteś jak Fluttershy – stwierdziła Patrycja.
- Kto?
- Kucyk pony!

Amelia, Telimena i Kasia miały niewyraźne miny. Zocha stanęła koło Patrycji i szepnęła jej do ucha, że one chyba nie znają tej bajki. Znowu zapadła cisza, którą przerwało wejście Angeli. Współlokatorki pożegnały się z nową koleżanką i nauczycielką. Chwilę później Ilona Jasińska zebrała swoje podopieczne na kolację. Okazało się, że w internacie z klasy „a” były trzy dziewczyny, a z „b” cztery. Rosyjskojęzycznych uczennic było o wiele więcej, Patrycja stwierdziła, że coś koło dwudziestu, zaś angielskojęzycznych powyżej dziesięciu. Stołówka była wielkim pomieszczeniem mieszczącym się w środkowej części budynku. Patrycji skojarzył się z tymi nowymi salami weselnymi, z wielkimi oknami i obramowane kolumienkami. Tylko, że tutaj wszystko było stare i pięknie zdobione. Dziewczęta wchodziły wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami po prawej stronie, a chłopcy takimi samymi, tylko że z lewej.
Patrycja zobaczyła wielki tłum młodych czarownic i czarodziejów. Starsi od razu siadali przy jednym z kilkudziesięciu okrągłych stolików, przy którym mieściło się dziesięć osób. Pierwszoroczni byli oszołomieni taką ilością nastolatków.
- To mi przypomina wesele ciotki Hanki, które było na sali gimnastycznej! – stwierdziła Zocha starając się przekrzyczeć gwar rozmów. – Zaproszona była cała wieś, z czterysta osób. Tutaj jest chyba tyle samo!
- Usiądźmy gdzieś, zanim pozajmują wszystkie miejsca!

Razem z nadal obrażoną Telcią i Katarzyną dosiadły się do dwóch nastolatek ze starszej klasy przy najbliższym stole. Pierwsza z nich, miała niesamowicie gęste i poskręcane blond włosy, które przypominały afro. Spod loków błyskały wesoło oczy, których niebieski kolor przywodził na myśl ślepia psów rasy husky. Druga dziewczyna była przeciwieństwem pierwszej: jej krótkie, czarne włosy były cienkie i jakby przylizane. Oczy bardzo ciemne i lekko skośne, do tego była niesamowicie chuda, czego nie można było powiedzieć o jej koleżance.
Patrycja popatrzyła się na stół. Zastawa była zwykła, jednak nie było po niej widać zużycia. Nic nie wyglądało inaczej niż w mugolskim domu. Na środku stołu leżało kilka, niedbale rzuconych kartek. Dziewczyny rozejrzały się wokoło szukając bufetu, jednak niczego takiego nie zobaczyły. Zauważyła to blondynka.
- Nie wiecie jak się obsługiwać w stołówce? Pomóc wam?
- Tak! Prosimy!
Dziewczyna podała im leżące na środku menu. Opowiedziała, że są różne zestawy. Nie chce ci się dużo jeść? Dostaniesz połowę porcji! Jesteś bardzo głodna? Wybierasz zestaw powiększony. Jesteś wegetarianką albo weganką? Są i takie opcje! Trzeba tylko stuknąć różdżką w talerz i powiedzieć numer zestawu. Po około pięciu minutach, pojawi się przed tobą to co zamawiałaś. Patrycja z Zochą były zachwycone. Pierwsza z nich wzięła zestaw powiększony, w którego skład wchodziła herbata, trzy kanapki z szynką i serem żółtym oraz różnymi warzywami, a na deser owoce. Zocha wzięła wegetariańskiego kebaba, plus sok pomarańczowy. Obydwie były bardzo zadowolone ze swojego wyboru. Gdy skończyły, musiały stuknąć dwa razy w talerz, a ten znikał i pojawiał się nowy. Już się miały zbierać do wyjścia, gdy Zocha złapała Patrycję za ramię i pokazała jej wchodzącego na salę przystojnego chłopaka. Był wysoki i miał długie, falowane złoto-blond włosy, które związał czarną wstążką. Jego strój był żywcem wyjęty ze starych obrazów, jednak nie był on oparty na kontuszu, a na modzie zachodniej. Niewielu uczniów było podobnie ubranych.
- Łaaaał –  powiedziała zachwycona Patrycja.
- Przystojniejszy niż Draco – Zocha zachichotała.
- Następnym razem trzeba z nim usiąść…
- Ciężko wam będzie – powiedziała brunetka. – On jest z liceum. Gimnazjum je posiłki pół godziny wcześniej, bo gdyby cały internat jadł razem, to byłoby tutaj koło tysiąca osób… Skoro liceum zaczyna się pojawiać, to znak, że powinnyśmy już iść.

-W czasie drogi powrotnej dowiedziały się, że blondynka ma na imię Faustyna, a jej koleżanka to Bogumiła i są z klasy trzeciej „a”. Pożegnały się na schodach ponieważ każdy rocznik zajmował dane piętro. Gimnazjum zajmowało pierwsze, drugie i trzecie, zaś liceum zaczynało się na czwartym i kończyło na szóstym. Na każdym piętrze były po trzy czarownice pilnujące porządku, które zmieniały się co jakiś czas.
Idąc do swojego pokoju dziewczyny, postanowiły przeprosić Telimenę. W końcu miały z nią mieszkać przez najbliższy rok, więc wolały się dogadać. Postanowiły działać od razu. Zocha zaczęła opowiadać koleżance, że w mugolskim świecie Stanisław August Poniatowski nie jest uznawany za dobrego władcę. Stąd taka, a nie inna reakcja.
- Ale jak to? – spytała się zdziwiona Telimena.
- Nooo, wiesz… on był… - zaczęła Patrycja.
- Chujowy! – wtrąciła Zocha.
- Jaki? – Telimena z Kaśką wytrzeszczyły oczy.
- To znaczy, że był… - Patrycja starała się dobrać tak słowa aby nie urazić znowu koleżanki.
- Do dupy! – oznajmiła Zocha.
- Ależ ty jesteś wulgarna! – jęknęła Telimena. – Słownictwo z rynsztoka! Na dodatek kłamiesz! Mój przodek był wspaniałym królem! – po czym rzuciła się na łóżku i zaczęła płakać.

Patrycja syknęła do Zochy aby choć raz się zamknęła i dała jej mówić. Ta się broniła, że jej określenia o rządach Stanisława Augusta Poniatowskiego to prawda. Kaśka siedziała na łóżku bez ruchu i wpatrywała się w dziewczyny ze strachem. Patrycja podeszła do łóżka Telimeny i starała się ją przekonać, aby nie brała na poważnie słów Zochy, która czasem ma dziwne pomysły i nie potrafi trzymać języka za zębami. Spytała się czy mogą coś zrobić dla niej aby przestała płakać, szlochy natychmiastowo ustały i Telimena podniosła głowę .
- Któraś z was potrafi pleść warkocze?
- Ja umiem! – zerwała się z entuzjazmem Zocha.
- To dobrze, potrzebuję kogoś kto mi będzie czesał włosy. W domu robi to moja skrzatka, ale tutaj jest zakaz przyprowadzania zwierząt… Co potrafisz?
- Eeee… - jęknęła zbita z tropu Zocha. – Umiem warkocza francuskiego, kłosa, koronę na około głowy, murzyńskie warkoczyki i tym podobne.
- Słabo – stwierdziła Telcia z niezadowoleniem. – Myślałam, że znasz się na najnowszych koafiurach!
- Ej! W domu robiłam warkocze Milagros! Nie narzekała!
- To jakaś służąca? – prychnęła szatynka.
- To moja siostra! – warknęła Zocha.
- Głupie imię - odparła Telcia i wskazała na Patrycję. – Pokaż na niej co potrafisz i wtedy zdecyduję czy nadajesz się na moją koafiurzystkę!
- Wal się! – powiedziała Zocha idąc dostojnym krokiem do swojego łóżka, po czym zwaliła się na nie jak worek ziemniaków.
Patrycja pomyślała, że po tym raczej nie dogadają się szybko z Telimeną.

 ***

Po pierwszej nocy dziewczęta wstały przed siódmą rano i pokłóciły się o łazienkę. Najgłośniej krzyczała Zocha z Telimeną. Uciszyły się dopiero wtedy, gdy Patrycja wzięła ręcznik i weszła do łazienki, krzycząc zza zamkniętych drzwi, że „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Wtedy Kaśka nieśmiało zaproponowała aby zrobić grafik. Zocha stwierdziła, że to niegłupie i w ciągu kilku minut powstała tabelka z rozpiską. Telimena próbowała udowodnić, że jako osoba szlachetnie urodzona powinna być przed plebsem. Zośce i Patrycji, która już wyszła z łazienki, tak to się nie spodobało, że wyrecytowały długą litanię klątw, które rzucą na koleżankę jeśli spróbuje się wepchnąć w kolejkę.
Śniadanie zjadły znowu z Faustyną, nazwaną przez Zochę „Fusią” i Bogumiłą, która na razie nie zyskała przydomka. Po czym wróciły do pokoju, aby się przebrać w odświętne szaty. Zocha miała pod spodem kolorową, etniczną sukienkę, a Patrycja to co wybrały u niej w domu.
- Dobrze, że mi kazałaś wziąć te ciuchy – powiedziała z uśmiechem. - Pani Jadwiga chciała sama spakować moją torbę, gdy zobaczyła jak wkładałam do walizek lolicie rzeczy. Strasznie się zdenerwowała, krzyczała, że „to nie przystoi pannie” i takie tam pierdoły. Akurat tata był w domu i mi powiedział abym spakowała się do drugiej walizki… Wzięliśmy tą z lolicimi ciuchami, a tamtą schowaliśmy w garażu bo tam pani Jadwiga nie sprząta… Pan Jan obiecał nic jej nie mówić.
- To twój tata nie ma nic przeciwko tym ciuchom?
- Nie, mówił, że czarodzieje tak dziwnie się ubierają, że będę tam pasować.
- Ha, ha! Ma rację!

Pierwszoroczniacy zostali ustawieni klasami na dziedzińcu szkoły. Stali na samym przodzie, a za nimi pojawiły się starsze roczniki. Dyrektorka przemawiała magicznie wzmocnionym głosem. Opowiedziała jak bardzo stęskniła się za swoimi starymi uczniami i jak się cieszy widząc nowych. Mówiła o organizacji roku szkolnego oraz o celach edukacyjnych wyznaczonych przez Ministerstwo Magii. Patrycja zauważyła, że zagranicznym uczniom wychowawcy tłumaczą przemowę, która była w języku polskim. Po skończonych przemowach i ogłoszeniach organizacyjnych, wychowawcy zabrali swoich uczniów do klas aby omówić z nimi plan lekcji. Patrycja zauważyła, że sorka Angela nie ma wychowawstwa. Spytała się o to Amelię.
- Nauczyciel, który zajmuje się powiadamianiem mugolaków w wakacje, nie ma swojej klasy – wyjaśniła jej prawie-bliźniaczka. – W czasie roku szkolnego ciągle będzie im pomagać.
- Jak? – zaciekawiła się Zocha, która nie miała pomysłu w czym mogłaby jej pomóc sorka.
- Opowiadała, że raz musiała pojawić się u jakiejś dziewczyny ponieważ dziadkowie myśleli, że jest opętana i coś im naściemniać. Często zdarzają się wpadki w urzędzie, bo nie dostarczą dokumentów do mugoli na czas i wtedy jest problem, bo tamtejsze CZOPki oskarżają rodziców o to, że ich dzieci nie chodzą do szkoły.
- Mogłybyście nie odzywać się do mojej nowej najlepszej przyjaciółki? – spytała się Telimena.
- Sorry, nie wiedziałyśmy, że jest ubezwłasnowolniona – prychnęła Zocha.
Dziewczyny zamilkły ponieważ, żadna nie wiedziała co oznacza słowo „ubezwłasnowolniona”.

Klasa pierwsza „c” szła posłusznie za wychowawcą. Zocha z Patrycją zachwycały się głośno poruszającymi się obrazami, ku rozpaczy Telimeny, która twierdziła, że to objaw choroby umysłowej. Po przejściu niezliczonej ilości schodów i korytarzy, Miłosz Chmielewski zatrzymał się przed salą numer 121 i wpuścił uczniów. Patrycja siadła w pierwszej ławce z Zochą, za nimi usadowiła się Amelia i Telimena, zaś w trzeciej zajęła miejsce Katarzyna z nieznanym im chłopcem. Wychowawca ogłosił, że najpierw sprawdzi obecność aby zobaczyć kogo ma w klasie. Gdy doszedł do nazwiska Amelii, uśmiechnął się.
- Więc to ty jesteś siostrą Angie! - popatrzył się na stojącą w ławce dziewczynkę. – Zaraz… ciebie wyczytywałem wcześniej!
- Nie ją, mnie! – zawołała Patrycja i uniosła rękę.
- Co!? - nauczyciel wyglądał na zbitego z tropu. – Angela mówiła o tylko jednej siostrze…
- Ami z Pyśką nie są rodziną sorze! – wyrwała się Zocha.
W klasie zapanował gwar. Uczniowie z  dalszych ławek wyciągali szyje aby obejrzeć nowe koleżanki.
- Ja cię kręcę! Ale heca! – stwierdził Miłosz. – Dobra! Spokój dzieciaki, pogadamy o tym później! Lecimy dalej!
Okazało się, że do klasy pierwszej „c” uczęszcza piętnaście dziewczyn i szesnastu chłopaków. Uczniowie wyglądali jak zwyczajni trzynastolatkowie oprócz chłopca siedzącego z Kasią. Patrycja z Zochą początkowo myślały, że zgubił się czyjś brat chodzący do podstawówki. Wyglądał jakby miał góra dziesięć lat, był niski i drobny, pucołowata buzia posiadała niebieskie oczy, różowe usteczka, a nad nią królowały złote loczki. Niejedna dziewczyna mogłaby pozazdrościć mu urody: idealnie nadawał się na modela do obrazków słodkich aniołków. Dlatego wielkim zaskoczeniem było, gdy wstał na dźwięk swojego imienia i nazwiska:
- Paul von Wentzl!
- Jestem!
Telimenie oczy mało nie wyszły z orbit. Odwróciła się do niego błyskawicznie.
- Jesteś z TYCH von Wentzl? – zapytała podniecona.
- No chyba z tych, czemu pytasz? – odparł zdziwiony.
- Od dzisiaj jesteś moim przyjacielem i siedzisz ze mną! – popatrzyła się na Amelię. – Przykro mi, musisz zrozumieć.
Koleżanka nic jej nie odpowiedziała. Paul wyglądał jakby mu było wszystko jedno. Patrycja z Zochą popatrzyły się na Telimenę z politowaniem.
- No tak, z plebsem to się nie chce siedzieć – mruknęła ta druga.

Miłosz Chmielewski szybko doszedł do końca listy. Wyciągnął dwie kupki kartek z biurka i machnąwszy różdżką sprawił, że pofrunęły do uczniów. Okazało się, że są to plany lekcji. Jednak nie wszyscy je dostali, w ręku mężczyzny zostały trzy arkusze.
- Jakub Łochocki, Aleksandra Woźnicka i Eleonora Zawadzka! Pooowstaaań! -  rzucił komendę.
Trójka dzieciaków wykonała z lekkim strachem rozkaz, zastanawiając się czego może chcieć od nich wychowawca.
- Pochodzicie z mieszanych rodzin, musicie zdecydować czy chcecie chodzić na mugoloznastwo – czyli naukę o pozamagicznych gościach, czy na magoznastwo – przedmiot o życiu czarodziejów.
Ulga całej trójki była namacalna, dziewczyny trochę się wahały, ale w końcu każde z nich zdecydowało. Patrycja porównała swój plan lekcji z Amelią.
- Rzeczywiście! Ja mam magoznastwo, a ty mugoloznastwo!
- No jasne! Przecież jestem z magicznej rodziny.
- Ciągle o tym zapominam… - jęknęła. – Dziwnie mi z tobą gada, czuję się jakbym mówiła do lustra – wyznała.
- Ja to samo! – ucieszyła się Amelia, której kamień spadł z serca po tym wyznaniu.
- Żółwik!
- Eeee… że co?
- Dziwni ci czarodzieje, nawet żółwika nie znają… - mruknęła Zocha.
- Mam takie samo zdanie o tobie! – fuknęła Telimena. – A teraz się zamknij bo pan Chmielewski jeszcze chce coś powiedzieć!

Po ustaleniu przewodniczącego klasy (Telimena od razu się wyrwała ze swoją kandydaturą) oraz zastępcy (zmusiła do tego Paula ponieważ nikt inny się do tego nie kwapił) uczniowie pożegnali się z wychowawcą. Zocha z Patrycją postanowiły odprowadzić Amelię do Sali Kominkowej w północnym skrzydle zamku, ponieważ koleżanka wracała codziennie do domu przy pomocy proszku Fiuu. Początkowe zmieszanie ustąpiło i dziewczyny wesoło rozmawiały przemierzając wewnętrzny dziedziniec.
- Wcale nie chciałam z nią siedzieć – stwierdziła Amelia. – Trochę mi szkoda Paula ponieważ Telimena nie wydaje się sympatyczna.
- Wygląda na to, że leci na tytuły. O co chodzi z tym jego nazwiskiem von Pretzel? – spytała się Patrycja.
- Von Wentzl – poprawiła ją Amelia. – Słyszałam, że to bardzo stary ród pochodzący z Niemiec. Musiałabym się spytać mamy albo babci co o nich wiedzą.
- Twoja mama naprawdę szyje ubrania dla Telimeny i jej rodziny? – zainteresowała się Zocha.
Amelia stanęła w miejscu i zachichotała.
- Jasne, że nie! – wyjaśniła. – Czasem coś projektuje na zamówienie, szyciem zajmują się krawcowe, a wszystkie ciuchy można kupić w jej butiku w Magowie.
- Muszę przyznać, że Telcia ma zajebiste ciuchy - westchnęła Zocha. – Gdy wyciągała sukienki z kufra to się śliniłam jak szczeniak na widok kiełbasy. A te jej wszystkie…
Urwała, ponieważ zauważyła, że w ich stronę idzie zauważony wcześniej na stołówce, przystojny licealista. Wiatr trącał delikatnie złote włosy, czerwień szaty wspaniale współgrała z jego urodą. Postawa chłopaka wskazywała na pewność siebie i dumę. Zocha z Patrycją, zaróżowione z podniecenia, zaczęły szeptem zastanawiać się czego może od nich chcieć obiekt ich westchnień. Amelia popatrzyła się na nie jakby z księżyca spadły.
- Nie wygłupiajcie się – nieoczekiwanie warknęła na nie.
- On do nas idzie – pisnęła Patrycja i zaczęła wygładzać nerwowo szatę.
-  No jasne, ze idzie! Co miałby innego robić? – prychnęła Amelia.
- ZNASZ GO!? – oczy Zochy i Patrycji były wielkie jak spodki.
Amelia chrząknęła i spojrzała na swoje stopy z miną wyrażającą zakłopotanie.
- To mój brat.


* Patrycji i Zośce chodziło o ten filmik: