poniedziałek, 30 stycznia 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 51 – Wizyta w domu starców

Ulica, przy której stały rzędy identycznych domów – bliźniaków, powoli budziła się do życia. Zaspani mugole zakładali kapcie oraz szlafroki i powoli schodzili do kuchni, aby zaparzyć kawę. Wielu z nich otwierało okna, aby wpuścić do domu promienie słońca, które powoli roztapiały zalegający na trawnikach śnieg. W niedzielny poranek nikomu się nie śpieszyło. Przyroda podzielała pogląd ludzi i powoli budziła się do życia.

Severus Snape uważnie przyglądał się tabliczkom z numerami. Nigdy nie był w tej okolicy Londynu. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jest to idealne miejsce dla Hermiony Granger. Garaż, wejście do piętrowego bliźniaka, kawałek zieleni, drugie identyczne drzwi, znowu garaż, płotek i wszystko od nowa. Tak samo uporządkowane, nie wyróżniające się niczym szczególnym i nudne jak jego była uczennica.

Nagle za krzaków wyskoczył czarny kot, a zaraz za nim drugi: wielki i rudy. Severus przystanął, wpatrując się w kocura. Zwierzę zrobiło to samo.
- Ty jesteś kotem Granger – stwierdził Severus.
Nie raz go widział w Hogwarcie i Grimmauld Place. Kocur zmienił się przez lata, które Snape spędził w Azkabanie. Miał o wiele więcej siwego futra, sierść z błyszczącej stała się matowa, a jego ruchy nie były tak zwinne jak kiedyś. Oczy, którymi wpatrywał się intensywnie w byłego nauczyciela swojej pani, straciły dawny blask. Po kilku sekundach kocur prychnął, machnął ogonem i pobiegł za czarnym przyjacielem, który czekał ukryty pod zaparkowanym samochodem po drugiej stronie ulicy. Widocznie uznał Severusa za kogoś niegodnego jego uwagi.

Chwilę później czarodziej stał na wycieraczce domu Hermiony i dzwonił dzwonkiem, jednocześnie przypominając sobie zasady z książki „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”. Na początku nie chciał jej przeczytać, ale nuda zmusiła go do tego. Książka okazała się dobrym źródłem wiedzy o ludziach i ich zachowaniu. Autor chciał pokazać jak można zdobyć przyjaciół dzięki szczerości i uśmiechowi. Severus doszedł do wniosku, że to idealna lektura pokazująca jak można manipulować innymi, mówiąc im to, co chcą usłyszeć. Wiedział, że najprawdopodobniej przez dłuższy czas będzie potrzebował pomocy dziewczyny, dlatego nie chciał jej do siebie zrazić. Z tego powodu wziął sobie do serca radę Molly i wrócił do domu, gdzie jeszcze raz pogrążył się w lekturze napisanej przez Dale’a Carnegie.
- Wi… - zaczął mówić, gdy Hermiona otworzyła drzwi, ale głos zamarł mu w gardle, a brwi poszybowały w górę z powodu zdumienia.

Miał świadomość, że ludzie i świat zmienili się podczas jego pobytu w Azkabanie, ale nie był przygotowany na to co zobaczył. Czarownica, która otworzyła mu drzwi była cieniem dawnej siebie. Na Severusa patrzyła bardzo chuda kobieta o wielkich oczach i wystających kościach policzkowych. Wszystko to połączone z poszarzałą cerą i krótkimi, przylizanymi włosami sprawiało, że wyglądała jakby miała co najmniej dziesięć lat więcej niż w rzeczywistości.
- Czego pan chce? – spytała, gdy otrząsnęła się ze zdumienia, które ją ogarnęło na widok niespodziewanego gościa.
- Potrzebuję twojej pomocy Granger – oznajmił poważnym tonem i bez krępacji wszedł do jej domu.
- Jestem zajęta – powiedziała Hermiona, tłumiąc złość z powodu wtargnięcia.
- Zajmujesz się dzieckiem – zauważył Snape zerkając na dziewczynkę, która tak skupiła się na oglądaniu telewizji, że nie zwróciła na niego uwagi. – Myślę, że mała przeżyje jeśli nie będzie ciebie przez chwilę. Nie poproszę cię o zbyt wiele.

Po tych słowach Hermiona zaczęła wyglądać na zaintrygowaną. Severus jeszcze raz podziękował w myślach Dale’owi Carnegie za napisanie książki. Wszystko szło zgodnie z planem.
- No dobrze. O co chodzi? – zapytała po krótkiej chwili. – Nie obiecuję, że panu pomogę – dodała szybko.
- Chcę abyś ustaliła miejsce pobytu ojca Gilderoya Lockharta. Mam informacje, które ci w tym pomogą.
- Żartuje pan – wyszeptała zaskoczona. – Po co? – zainteresowała się.
- To bardzo poważna sprawa dotycząca członka jego rodziny – oświadczył tajemniczo. – Ojciec Lockharta jest mugolem i przebywa obecnie w domu starców. Wiem, że znasz się na telefonach i komputerach, więc to nie powinien być dla ciebie problem – specjalnie obdarzył ją pochlebstwem. – No chyba, że jednak się myliłem co do ciebie i masz braki na tym polu… - podpuścił dziewczynę.
- Znajdę go w kilka minut! – oświadczyła Hermiona z pewnością. Każdy wiedział, że nie lubiła, gdy ktoś dawał jej do zrozumienia, że czegoś nie umie. – To wszystkie informacje jakie pan posiada?
- Nazywa się Jonathan Lockhart. Dom starców jest w Londynie albo na obrzeżach miasta, ma w nazwie coś związanego z kościołem, najprawdopodobniej świętego. Umieściła go w nim córka Maya. Facet jest chory na coś związanego z głową.
- To będzie wymagało zajrzenia do Internetu i wykonania kilka telefonów – oceniła trzeźwo Hermiona. – Nie powinno zająć mi wiele czasu.
- To świetnie – ucieszył się w Severus.
- Jest jedna sprawa – wypaliła nieoczekiwanie czarownica.
- Jaka?
- Suzanne – wskazała głową na dziewczynkę. – Komputer mam na piętrze. Trzeba małą popilnować…
- Dobrze się czujesz!? Znam się na małych dzieciach jak Malfoy na hipogryfach! – Severus od razu zaprotestował.
- …bez krzyków, żadnego ubliżania, delikatnie i spokojnie – kontynuowała Hermiona patrząc groźnie na byłego nauczyciela. – Jeśli Suzanne jęknie albo co gorsza zapłacze, to nie pomogę panu, jasne? – zagroziła z zacięta miną.
- Dobra! Ale masz zrobić to szybko! – zawołał, patrząc jak czarownica wchodzi po schodach. Nie mógł oprzeć się stwierdzeniu, że od tyłu wygląda jak chłopak.
- Na Salazara! – jęknął Severus w duszy. – Co jeśli bachor zacznie płakać bez powodu? Albo będzie chciała iść siku? Kompletnie nie znam się na dzieciach!

Zlustrował dziewczynkę od góry do dołu i zrobił minę jakby miał przed sobą łajnobombę, która w każdej chwili może wybuchnąć. Zrobił ostrożnie krok w jej kierunku, jednocześnie błagając niebiosa, aby dzieciak nie zwrócił na niego uwagi. Udało się. Podniósł drugą nogę, aby przysunąć się bliżej ściany, gdy Suzanne odwróciła głowę w jego stronę i popatrzyła swoimi wielkimi oczami.

Severus zastygł bez ruchu. Miał nadzieję, że dzieciak obejrzy go sobie i wróci do swoich spraw. Przy okazji dokładnie zlustrował Suzanne. Wydała mu się kompletnie niepodobna do Weasleya. Wszyscy członkowie tej rodziny byli rudzi, czego nie można było powiedzieć o dziewczynce. Miała prawie czarne włosy, brązowe oczy i bardzo jasną cerę. Z twarzy była podobna do Granger, ale na pewno nie miała w sobie nic z Ronalda. To wyjaśniało Severusowi dlaczego chłopak rzucił Hermionę, a ta się tak bardzo zmieniła. Czarodziej nie był pewny, czy dziecko powinno być tak duże. Czytał o zaręczynach Granger i ciąży, gdy był jeszcze w Azkabanie. Z tego powodu miał wątpliwości, czy minęła odpowiednia ilość czasu, aby dziewczynka osiągnęła taki etap rozwoju. Z drugiej strony wiedział, że ma nikłą wiedzę na ten temat i może się mylić.
- Choć tu.
- Co? – bąknął Severus.
- Choć tu – powtórzyła Suzanne i pokazała paluszkiem na kanapę.

Czarodziej powoli i ostrożnie przycupnął na samym brzegu mebla, aby być jak najdalej od dziecka. Nie chciał, aby zaczęło płakać. Przy okazji zerknął, wiedziony ciekawością, co jest w telewizji. Ogarnęła go groza, gdy zobaczył fioletową maszkarę trzymająca pod pachą czerwoną torebkę.
- Tinky Winky – wyjaśniła dziewczynka, która nadal uważnie go obserwowała.

Severus zrobił zniesmaczoną minę. Jak dzieci mugoli mają być normalne, gdy widzą takie dziwne, kolorowe stwory? Osobiście potraktowałby je Szatańską Pożogą i patrzył z lubością jak płoną.
- Ty jesteś Dipsy – zaszczebiotała Suzanne z uśmiechem.
- Nie jestem żaden Dipsy – zaperzył się Snape. – Masz się do mnie zwracać „pan Severus” – oznajmił śmiertelnie poważnym tonem.
- Sevjus.
- Pan Severus.
- Sevjus!
- Pan Se-ve-rus! – wycedził przez zęby, gdy jego poziom irytacji wzrósł niebezpiecznie.

To był błąd. Duże oczy Suzanne zrobiły się jeszcze większe. Jej usta zaczęły drgać i było widać, że zaraz się rozpłacze.
- Ciiiii! Nie płacz! – Severus poczuł, że zaraz albo zacznie panikować, albo potraktuje dzieciaka zaklęciem. – Mów mi Sevjus! Albo Sev! Jak chcesz, tylko nie płacz!
Dziewczynka w ciągu sekundy przeszła od cichego szlochu do radości.
- Sev! – krzyknęła. – Pobaw się ze mną!

Snape był bliski ucieczki, gdy pojawiła się Hermiona, oznajmiając, że znalazła ojca Gilderoya. To dało mu pretekst do wstania z kanapy i oddalenia się od dziecka. Ukradkiem odetchnął z ulgą, aby Granger nie zauważyła jego niechęci.
- Proszę – dziewczyna podała mu żółtą karteczkę z adresem. – Pan Lockhart mieszka w nowoczesnym i luksusowym domu starców. Widziałam na ich stronie internetowej, że mają tam niezłe warunki. Kamery są wszędzie, dlatego radziłabym nie używać czarów, ponieważ wszystko będzie nagrane i mugole będą mieć dowód na istnienie magii.
- Kamery? – powtórzył czarodziej i poczuł zimny dreszcz na plecach.
- Głównie przebywają tam ludzie z problemami z pamięcią, dlatego cały ośrodek jest strzeżony. Nie mogą sobie pozwolić, aby jakiś mieszkaniec im uciekł. By się tam dostać trzeba przedstawić cel wizyty dzwoniąc domofonem przy bramie, potem musi pan pójść do rejestracji i podać im dane osobowe. Na pewno pan sobie poradzi – dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco. - Przypominam o moich książkach. Miło by było gdybym otrzymała je z powrotem sowią pocztą. A teraz do widzenia – oznajmiła z powagą.

Severusowi wcale się nie podobało, to co usłyszał na temat miejsca pobytu Jonathana Lockharta. Technika mugoli bardzo poszła do przodu od czasu, gdy chodził do szkoły podstawowej. Kamery, telefony bez przewodów, domofony i dziwne stwory w telewizji – wszystko to napawało go to strachem. Gdyby ktoś nagrał jak posługuje się magią i doszłoby to do Gawaina, to znowu trafiłby do Azkabanu. Tego był pewien.

Zrozumiał, że potrzebuje Hermiony, aby dostać się do ojca Sary i nie zwrócić niczyjej uwagi. Nie mógł odmówić jej inteligencji i wiedział, że dziewczyna potrafi wyciągać z ludzi informacje. Czas go naglił, ponieważ chciał jak najszybciej znaleźć osobę, która prześladowała jego kobietę. Po załatwieniu sprawy mógłby od razu wyjechać jak najdalej od Wielkiej Brytanii.
- Jak miło, że wspominasz o swoich książkach - zwrócił się do swojej byłej uczennicy i uśmiechnął się jadowicie - Oddam ci je pod jednym warunkiem…


***

Severus razem z Hermioną i Suzanne przemierzali korytarze domu starców, podążając za pielęgniarką. Klatka schodowa i pomieszczenia pachniały nowością oraz środkiem dezynfekującym. Na tłumnie wchodzących i wychodzących gości spoglądały kamery umieszczone tuż pod sufitem.
- Tutaj mieszka pan Lockhart – pielęgniarka zapukała w drzwi oznaczone numerem 303. – Pańska rodzina przyjechała w odwiedziny! – zaświergotała, gdy ojciec Sary pojawił się w wejściu do pokoju.

Było to oczywiste kłamstwo, ale nie mieli innego wyboru. Przy bramie musieli podać cel wizyty więc Hermiona oznajmiła, że chce zobaczyć się z wujkiem. To samo powiedziała pielęgniarce w holu, która wyjaśniła, że musi spisać dane. Ku zadowoleniu Severusa, kobiecie wystarczyło prawo jazdy jego byłej uczennicy, jednak po chwili mina mu zrzedła, gdy się okazało, że został wpisany jako jej mąż, a Suzanne ich dziecko. Przeklął w duszy pielęgniarkę, która była tak tępą idiotką, że nie zauważyła, że jego wygląd dobitnie świadczy o kawalerstwie. Mimo wewnętrznego wzburzenia pozostał spokojny. Wiedział, że jeśli nie dotrze do Jonathana Lockharta to pozostanie mu wyjazd do Kanady, albo znalezienie każdego Michaela Jonesa mieszkającego na terenie Wielkiej Brytanii i ustalenie czy jego byłą żoną jest Sara.

Staruszek dokładnie otaksował ich spojrzeniem i wyjątkowo zręcznie, jak na jego lata, złapał Hermionę za dłoń i złożył na niej wyjątkowo głośny pocałunek.
- Jak miło, że mnie odwiedziliście! – zawołał uradowanym tonem, podczas gdy goście weszli do jego pokoju. – Tylko przypomnijcie mi kim jesteście, bo mi tabletki zaćmiły umysł. Karmią mnie tutaj tym świństwem i wmawiają, że to mi pomaga…
- Severus, kuzyn od strony ciotecznej babci wujka Williama. Rozmawiałem z Mayą i powiedziała mi, że tutaj mieszkasz wujku – skłamał gładko Snape zerkając z ukosa na pielęgniarkę, która nieśpiesznie zamykała za nimi drzwi.
- Ach, tak, pamiętam… Naturalnie, że pamiętam. Wcale nie mam problemów z głową! - ojciec Sary zrobił minę, która świadczyła zupełnie coś innego. – Przyprowadziłeś do mnie swoją żonę i córkę – dodał wyraźnie próbując zmienić temat. – Urocze… są absolutnie urocze!

Hermiona uśmiechnęła się blado i wymamrotała podziękowanie za komplement, a Suzanne trzymała się kurczowo nogi Severusa, chowając się pod jego płaszczem. Czarodziej miał ochotę wyszarpać kończynę z rąk dzieciaka, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Granger wyjaśniła mu, że mała potrafił upodobać sobie jakąś osobę i oderwanie jej od niej było bardzo trudne. Suzanne uznała, że jej najlepszym przyjacielem będzie Severus. Były mistrz eliksirów miał odmienne zdanie niż dziewczynka. W ogóle nie był zachwycony przymusowym towarzystwem dziecka, które wciskało mu w ręce pluszaki i kazało się bawić. Hermiona także nie była zadowolona z reakcji małej i próbowała ją przekonać, że czarodziej nie jest osobą wartą uwagi, ale dzieciak wiedział lepiej. Z tego powodu Severus chciał, aby jego była uczennica podrzuciła komuś Suzanne i teleportowała się razem z nim. Ta oświadczyła jednak, że to nie wchodzi w grę, ponieważ jej rodzice wracają do Londynu późnym wieczorem. Całą sprawę dodatkowo skomplikował fakt, że dziewczynka miała nie być świadkiem wykorzystania magii. Severus długo spierał się z Hermioną zanim doszli do kompromisu. Stanęło na tym, że musiał wsiąść do samochodu Granger, słuchając wkurzającej paplaniny Suzanne.
- Nie stójcie tak, rozbierzcie się z tych płaszczy – rozkazał staruszek wskazując palcem na wieszaki znajdujące się na ścianie.

Hermiona oderwała Suzanne od nogi Severusa i zaczęła zdejmować jej kurtkę. Czarodziej wykorzystał ten czas na zlustrowaniu pomieszczenia. Lockhart wypełnił swój pokój krzyżami i świętymi obrazami. Tylko w jednym miejscu wisiała fotografia roześmianej rodziny. Severus od razu rozpoznał, że to Maya z mężem i czwórką ich dzieci. W przeciwieństwie do Gilderoya i Sary odziedziczyła wygląd swojej matki, co widocznie nie przeszkodziło jej w założeniu rodziny. Oni na pewno piękno dostali po ojcu. Mimo widocznej starości Jonathan Lockhart był nadal przystojny. Snape domyślił się, że ma spore powodzenie wśród tutejszych seniorek, a może i nawet wśród żeńskiego personelu medycznego.
- Wujku, chciałem zapytać się ciebie o coś ważnego… – czarodziej podszedł do Jonathana i spojrzał w jego oczy.

Zamierzał użyć legilimencji, ale od razu wiedział, że nic z tego nie będzie. Była żona staruszka miała rację. Jego umysł był zamknięty na cztery spusty i nawet z różdżką miałby problemy, aby wydrzeć strzępki informacji. Pozostało mu udawanie, że jest jego rodziną i skłonienie do mówienia.
- Tak?
- Czy kontaktowała się z tobą Sara?
Pogodną twarz Jonathana błyskawicznie wykrzywił grymas złości. Zaczerwienił się i zaczął szybciej oddychać.
- Ta lafirynda!? – krzyknął. – Rozwiodła się z Michaelem! To taki dobry chłopak! Bóg ją pokarze! Zobaczysz! I… – urwał, gdy zobaczył przerażenie w oczach Suzanne i zniesmaczoną minę Hermiony. – Przepraszam dziewczynki, wyrwało mi się – dodał łagodnie i podał małej czekoladę, którą trzymał na stoliku. – Teraz chcę się dowiedzieć co u was, młodych, słychać.
- To nieważne, wolałbym… - zaczął mówić Severus.
- Oczywiście, że ważne! Jesteście bardzo interesującą parą i chcę się dowiedzieć jak to się stało, że jesteście razem – wszedł mu w słowo Jonathan i spojrzał na niego z wyrzutem. - Czemu nie usiądziesz obok żony?

Snape poczuł, że żyłka na jego skroni zaczęła pulsować ze złości. Zrozumiał, że droga do dowiedzenia się czegokolwiek będzie długa i trudna. Jego wnętrzności zaczęły się skręcać na myśl, że musi udawać kochającego męża i tatusia.
- Posuń się… kochanie – powiedział z trudem do Hermiony i usiadł koło niej na kanapie na tyle blisko, aby ojciec Sary niczego się nie domyślił, a jednocześnie na tyle daleko, aby się nie dotykali.
Dziewczyna posłała mu ukradkiem spojrzenie, które mówiło, że ma ochotę go zamordować. Suzanne przestała zwracać uwagi na dorosłych, ponieważ zajęta była pochłanianiem czekolady.
- Nie wstydźcie się – zaświegotał staruszek. – Okażcie sobie trochę uczucia w tym zimnym świecie! Lubię patrzeć na młodych, którzy są zakochani jak wy!

Severus miał ochotę walnąć zaklęciem starego, ale wiedział, że Granger mu nigdy więcej nie pomoże jeśli Suzanne coś zauważy. Starając się nie okazać zniesmaczenia na swojej twarzy, objął lekko dziewczynę ramieniem. Nie miał ochoty na kontakt fizyczny z kimś takim jak ona. Podniósł wzrok na ojca Gilderoya. Staruszek mimo demencji od razu zauważył, że coś nie gra. Severus nie czekając na jego reakcję położył prawą dłoń na dłoni Hermiony, a drugą ręką przyciągnął ją mocno do siebie. Rozciągając usta w fałszywym uśmiechu starał się nie myśleć o tym, że dziewczyna ze stresu zaczęła przypominać topielca – jej skóra była zimna i mokra.
- Ile jesteście po ślubie? – zagadał staruszek, który nie zdążył się zorientować w gierkach gości.
- Trzy lata – odparła Hermiona nienaturalnie piskliwym głosem.
- Tak patrząc na was myślę, że musi być między wami duża różnica wieku. Dziesięć lat?
- Dziewiętnaście lat, osiem miesięcy i dziesięć dni – Granger dała błyskawiczną odpowiedź, czym zaskoczyła Severusa. Nawet on nie byłby w stanie tak szybko obliczyć tego w pamięci.
- Podziwiam takie pary jak wy. Trzeba mieć wiele odwagi w dzisiejszym świecie, aby związać się z drugą osobą świętym węzłem małżeńskim… - staruszek się rozmarzył. – Musicie się bardzo kochać i mocno ufać bogu!

Obydwoje kiwnęli głowami, ponieważ potwierdzenie nie dało rady przejść przez ich gardło.
- Kochasz mamusię i tatusia? – Jonathan zwrócił się do Suzanne, która skończyła jeść czekoladę.
- Tak – odparła nieśmiało dziewczynka. – Kocham Hermi i Seva – dodała od siebie.
Snape stwierdził, że nienawidzi dzieci. Zwłaszcza takich, które przyczepiają się do niego jak druzgotek do nogi i wyznają mu miłość. Odetchnął z ulgą, gdy zorientował się, że Lockhart nie załapał o co dziewczynce chodzi.
- Nowoczesne rodzicielstwo – skomentował i pokiwał głową ze smutkiem.
- Tak, trochę pozwalamy jej na zbyt wiele – odparł błyskawicznie Severus, aby podlizać się staruszkowi.
- Ja tak nie uważam – powiedziała Hermiona dobitnie. – Suzanne ma prawo wyrażać siebie.
- Ach te matki! Zawsze rozpieszczają swoje dzieci, taka ich rola. Mężczyzna musi trzymać dzieci krótko – oznajmił Jonathan z dobrodusznym uśmiechem. – Musisz jednak przyznać Severusie, że mocno kochasz swoją żonę, mimo różnicy zdań.

W gardle Snape’a utworzyła się wielka klucha. Próbował ją przełknąć, ale bezskutecznie. Oblał go zimny pot, gdy zrozumiał, że wszystko zaszło za daleko. Jeszcze chwila i staruszek będzie kazał im się całować. Wolałby mieć romans z mężczyzną niż z Granger!
- Prawda? – dociekał ojciec Sary.
- Yhm… tak… - wydukał wściekły jak osa Severus. – Jest cudowną matką i… kucharką. Żebyś wiedział wujku jak Mionka świetnie gotuje! – dodał.
- Za to Sevuś wspaniale orientuje się w najnowszej technologii. Komputer to dla niego pestka – Hermiona odbiła piłeczkę.
- Może Hermi nie jest zbyt inteligentna, ale ma w sobie to coś – dogryzł jej Snape.
- Severusek jest stróżem prawa i często bywa w więzieniu. Jego ostatni kontrakt trwał prawie trzy lata – oznajmiła czarownica z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Jesteście uroczy, doprawdy – staruszek rozpływał się nad gośćmi. – Macie taką cudowną pociechę – zerknął na Suzanne, która bawiła się przyniesionymi przez Hermionę zabawkami. – To kiedy drugie?

Przez głowę Severusa przebiegła myśl, że nawet pół dziecka to za dużo, a co dopiero dwoje. Na szczęście Sara nie miała szans, aby stać się matką.
- Och, jeszcze nie widać… - westchnęła ostentacyjnie Hermiona i złapała się za brzuch.
- Jesteś w ciąży? – wzruszył się Jonathan. – Taka chudzina, to nie widać! Gratulacje, będę się modlił, aby dobry bóg dał wam syna – mrugnął do Severusa, który zrozumiał, że zbliżył się dobry moment na wyciągnięcie informacji.
- Przyjechaliśmy tutaj, aby cię spytać czy masz jakiś kontakt z Sarą albo Michaelem, ponieważ chcieliśmy poprosić, aby jedno z nich zostało rodzicem chrzestnym naszego drugiego dziecka.
- Ta ladacznica nie nadaje się na to! – fuknął staruszek. – Nie mam z nią kontaktu od czasu rozwodu. Jest złą córką, ani razu nie zainteresowała się co u mnie słychać! – poskarżył się. – Co do Michaela… gdzieś tu miałem jego wizytówkę – podszedł do szuflady w biurku i zaczął w niej grzebać. – To nie ta… Mam! – krzyknął triumfalnie wyjmując prostokątny kawałek papieru i podając go Severusowi. – Masz adres jego warsztatu.
- Dziękujemy! – ucieszyła się Hermiona. Widać było po niej wyraźnie, że ma dosyć odgrywania roli żony.
- Jeszcze jedno wujku. Czy słyszałeś o długach Sary i o tym, że ktoś ją za nie ściga?
- Nie – odparł Jonathan. – To bardzo do niej podobne, grzesznica jedna!

Snape zrozumiał, że nie ma co przeciągać wizyty. Zdobył adres kolejnej osoby, z którą musiał porozmawiać, a dłuższe siedzenie u ojca Sary mogło skutkować dalszymi porcjami czułości, którymi będzie musiał obdarzać Granger, na co nie miał najmniejszej ochoty.

***

Hermiona wypadła z domu starców z największą prędkością jaką była w stanie rozwinąć, ciągnąc za rękę Suzanne.
- Nigdy więcej panu nie pomogę! – warknęła otwierając kluczykiem samochód, którym przyjechali. – Słyszy pan!? Jeśli znowu będę musiała udawać pańską żonę, to już wolę, aby spalił pan książki! Kupię sobie nowe!
- Nawet tą z dedykacją od twojej babci? – spytał Severus łagodnym, ale jednocześnie jadowitym głosem. – Myślałem, że ci na niej zależy…

Oczy Granger miotały groźne iskry, ale nic nie odpowiedziała. Złapała Suzanne i wsadziła ją do fotelika, który znajdował się na tylnym siedzeniu.
- Wiedz, że miałem tyle przyjemności w fizycznym kontakcie z tobą, co z testralem.
- Testrale są fajne – odparła czarownica urażonym tonem.
- Niech ci będzie – westchnął Severus i usiadł na fotelu koło kierowcy. – Tyle przyjemności co z gumochłonem.
- I nawzajem – odgryzła się.
- Zawieziesz mnie pod ten adres?
- Nie ma mowy, to po drugiej stronie miasta, a Suzanne niedługo powinna zjeść zupkę. Wyrzucę pana przy parku – Hermiona odparła chłodno. – Nie musi mi pan oddawać książek osobiście. Przypominam jeszcze raz, że istnieje coś takiego jak poczta – fuknęła.
- Niech ci będzie – odparł Severus i pomyślał, że tak naprawdę, to wolałby do niej przyjść. Dawno nic mu nie poprawiło tak humoru, jak widok zdenerwowanej Granger.