poniedziałek, 24 lipca 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 71 – Zabawa Sylwestrowa


- Mamo, to była jedna z najgorszych randek w moim życiu. Przez pierwsze pół godziny Gareth odezwał się do mnie dwa razy. Dwa razy! – Hermiona podkreśliła z oburzeniem. – Najpierw powiedział „cześć”, a gdy usiedliśmy do stolika, spytał, czy chcę drinka. Potem siedział niczym kołek i wpatrywał się we mnie, jakby na głowie urosły mi czułki. Przez to jego milczenie zaczęłam gadać o prawach skrzatów, ponieważ gdy się go o coś pytałam, to od razu zaczynał pić piwo.
- Może był mocno onieśmielony? – zapytała pani Granger.
Siedziała na łóżku szpitalnym i z uwagą wysłuchiwała relacji córki. Musiała wrócić do kliniki, ponieważ jej stan zdrowia nie był na tyle stabilny, aby mogła pozostać w domu. Suzanne z tatą dziewczyn odwiedzili Jean wcześniej, aby złożyć życzenia z powodu nadchodzącego Nowego Roku. Nie mogli dotrzymać jej długo towarzystwa, ponieważ trzylatka zbyt szybko stawała się nieznośna dla współtowarzyszek niedoli, które również walczyły z białaczką. Z tego powodu pan Granger został namówiony przez żonę na udział w przyjęciu Sylwestrowym, które było urządzane przez ich wspólną znajomą. Przeważył argument, że miało tam być mnóstwo dzieci w wieku zbliżonym do ich najmłodszej pociechy. Hermiona przyszła do mamy po pracy, aby pobyć z nią do wieczora. Wprawdzie nie mogła pozostać z nią do północy, ponieważ regulamin kliniki zabraniał odwiedzin po godzinie dwudziestej, ale uznała, że liczy się sama obecność.
- Nie, to nie to – westchnęła czarownica w odpowiedzi na pytanie matki. – Na początku myślałam tak jak ty. Jest nieśmiały, daj mu szansę. Dlatego cierpliwie czekałam i nie wyszłam z pubu, gdy Gareth wlewał w siebie piwo. Dopiero po drugiej pincie był w stanie się odezwać. Skreśliłam go za to. Nie potrzebuję mężczyzny, który musi się upić, aby ze mną porozmawiać.
- Nie postąpiłaś zbyt pochopnie? To dopiero wasze pierwsze spotkanie. Może na drugim byłoby lepiej…
- Nie, nie postąpiłam pochopnie. Po trzeciej pincie zaczął się do mnie kleić i wybełkotał, że umówił się ze mną tylko dlatego, że jestem znana – Hermiona prychnęła z niesmakiem. – Gdy oznajmiłam, że nie życzę sobie takiego zachowania i zaczęłam się zbierać, to zaczął mnie błagać, abym zabrała go ze sobą na Sylwestra do Harry’ego i Ginny, ponieważ ich uwielbia oraz zbiera wycinki z gazet o nich. Jęczał, że marzy o spotkaniu ludzi z Gwardii Dumbledore’a. Nie docierało do niego, że nie wybieram się na tę imprezę. Wybiegł za mną z pubu i złapał mnie za sukienkę, mówiąc, że przecież mogę go tam wkręcić, a sama nie muszę iść. Musiałam zagrozić, że walnę go klątwą, aby w końcu mnie puścił – czarownica z trudem hamowała złość.
Była urażona, że Gareth chciał ją wykorzystać jako klucz do spotkania ze swoimi idolami. Nawet jeśli miał jakieś romantyczne plany wobec niej, to jego zachowanie sprawiło, że nie miała ochoty widzieć go ponownie. Próba wproszenia się na imprezę na Grimmauld Place pogrążyła go ostatecznie. Hermionę dodatkowo zirytował fakt, że nie chciał przyjąć do wiadomości odmowy. Nie musiał wiedzieć, że u Harry’ego pojawi się Ron i to było powodem jej decyzji. Gdyby myślał o niej, a nie tylko o sobie, to uszanowałby jej decyzję.
- Przyznaję ci rację. To była naprawdę kiepska randka – oświadczyła mama Hermiony, z trudem powstrzymując śmiech. – Masz kogoś jeszcze na oku? – zapytała niewinnym tonem.
Siedząca na stołku Hermiona pochyliła się, aby oprzeć łokcie na kolanach, a potem podbródek na dłoniach. Jej mina świadczyła, że jest zarazem zirytowana i zniechęcona.
- Nie mam – mruknęła ponuro. – Na randkę z nim umówiła mnie Astoria. Dzisiaj stwierdziła, że przez moje wyśrubowane wymagania zostanę starą panną.
- Nie wiedziała, że jej przyjaciel tak mocno interesuje się Gwardią Dumbledore’a? – zainteresowała się pani Granger.
- Nie są przyjaciółmi – błyskawicznie sprostowała Hermiona i dała znać mamie, aby pochyliła się w jej stronę. – Właściwie to dalszymi znajomymi – zniżyła głos, aby właścicielki sąsiednich łóżek i ich rodziny nie usłyszały zbyt wiele. – W Hogwarcie uratował ją przed Irytkiem, który chciał wylać jej na głowę zlewki eliksirów połączone ze smoczym łajnem. Gareth zauważył to i odrzucił ją zaklęciem o cztery stopy dalej. Astoria podziękowała mu i to był koniec ich kontaktów, nie licząc powitań na szkolnym korytarzu. Dopiero niedawno spotkali się w ministerstwie. On coś tam załatwiał, a ona szła na lunch. Pogadali chwilę i Astoria, wiedząc, że szukam kogoś, zapytała go, czy jest wolny. Odpowiedział, że tak, więc nas umówiła.
- Mówiłaś, że ma dwadzieścia pięć lat. Czym się zajmuje?
- Jest pół na pół. Po szkole postanowił, że będzie pomagał ojcu w interesie. Prowadzą firmę budowlaną. Matka, mimo że jest… jedną z nas, to pracuje u nich jako sekretarka.
Obydwie kobiety zamilkły, aby napić się przyniesionego przez Hermionę piwa kremowego. Było już późno, dlatego pielęgniarka chodziła od drzwi do drzwi, aby przypomnieć rodzinom pacjentów, że czas pomyśleć o udaniu się do domu lub na zabawę Sylwestrową.
- Za nowy rok! – powiedziała pani Granger wzniosłym tonem. – Niech dwutysięczny drugi będzie lepszy niż dwutysięczny pierwszy! – Stuknęła swoją butelką w butelkę Hermiony.
- Pragnę, aby znalazł się dla ciebie dawca szpiku. Po przeszczepie masz wyzdrowieć i wrócić do domu.
- Takie mam plany na przyszłość – zachichotała Jean. – Wiesz, czego jeszcze bym sobie życzyła? – zapytała z zagadkowym błyskiem w oku.
- Czego?
- Wnuka.
Hermiona, która właśnie pociągnęła porządnego łyka z butelki, zakrztusiła się i gwałtownie wypluła piwo na podłogę. Pozostałe osoby przebywające w pokoju, przerwały rozmowę i zwróciły oczy w jej kierunku.
- Mamo! – oznajmiła z wyrzutem. – Nie mówisz poważnie!
- Nie wiadomo, ile mi zostało. Kilka miesięcy… może rok albo dwa… Chciałabym zobaczyć cię z mężem i dzieckiem – wyjaśniła mama czarownicy, uśmiechając się smutno.
Hermiona wzięła papierowy ręcznik i zaczęła wycierać zabrudzoną podłogę. Mieszkańcy i ich goście powrócili do rozmów we własnym gronie.
- Ja nawet nie mam faceta, a ty mi mówisz o dziecku… – jęknęła przytłumionym głosem, gdy wychynęła zza szpitalnego łóżka.
- Jeśli znajdziesz jakiegoś, to nie czekaj zbyt długo, dobrze? – pani Granger spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.
- To jest naprawdę drażliwa kwestia – powiedziała cicho dziewczyna, starając się nie patrzeć na matkę.
Od kłótni z Ronem i straty ich dziecka minęło czternaście miesięcy. Mogło wydawać się, że to dużo czasu, ale Hermiona miała odmienne zdanie. Nie chciała cierpieć po raz drugi. W jej planach pojawiało się porządne wybadanie potencjalnego narzeczonego, potem ślub, a na samym końcu dzieci.
- Wybacz umierającej kobiecie… to tylko takie moje małe marzenie… zobaczyć chociaż jedną córkę w białej sukni… ślubu Suzanne na pewno nie dożyję, nawet jeśli wyzdrowieję… przecież nie jestem już młoda…
Hermiona spochmurniała słysząc te słowa. Z jednej strony chciała przychylić matce nieba, a z drugiej odczuwała potrzebę pokierowania swoim losem, tak jak sama tego chce.
- Zobaczę, co się da zrobić – rzekła, chociaż w myślach przeklinała siebie, za to, że dała jej fałszywą nadzieję.
Po wyjściu z kliniki i odpaleniu samochodu Hermiona rozważała, czy jest w stanie aż tak poświęcić się dla mamy. Kiedyś kobiety wychodziły za mąż z rozsądku i jakoś dawały sobie radę. Istnieją rozwody, gdyby wszystko się posypało. Podpisanie intercyzy przed zawarciem małżeństwa, wydawało się czarownicy dobrym pomysłem. W ostateczności mogła poszukać mężczyzny, który dysponowałby pożądanymi przez nią cechami i wykorzystać go jako dawcę nasienia. Gawain obiecał, że nie będzie się jej narzucał, ale gdyby pierwsza do niego zagadała…
- Nawet o tym nie myśl! – Hermiona skarciła się gwałtownie w myślach. – To byłaby czysta podłość z twojej strony!
Poczucie winy paliło ją od środka. Nie dała rady znaleźć magicznego sposobu, aby pomóc matce i to ją gnębiło. Marzenie, aby zobaczyć ślub córki i wnuki, było bardzo samolubne, ale czy można było się dziwić? Białaczka była okropną chorobą, która odciskała piętno na człowieku. W normalnych okolicznościach matka na pewno nie naciskałaby na córkę w kluczowej kwestii życiowej. Tego czarownica była pewna.
Pogrążona w rozterce Hermiona, przemierzała ulice Londynu, prowadząc samochód niczym automat. Jechała, ale nie wiedziała gdzie. Nie widziała tłumu pijanych ludzi, którzy świętując, chodzili od baru do baru. Nie zwracała uwagi na witryny, które informowały o noworocznych wyprzedażach. Z opóźnieniem dotarło do niej, że widzi plakat ze swoim imieniem.
- Sylwester z Hermioną White – przeczytała czarownica półgłosem – Premiera najnowszej części… szampan dla pełnoletnich za darmo… spotkaj się z autorem, Thierrym Bouchardem i zdobądź jego autograf…
Klakson samochodu stojącego za pojazdem Hermiony wyrwał ją z zamyślenia. Nie wiedziała, jak długo stała na zielonym świetle, ale minęła wystarczająca ilość czasu, aby kierowca drugiego auta się zdenerwował. Otworzył okno i zaczął wymyślać czarownicy. Ona zaś ruszyła, mając na twarzy rumieniec wstydu.
- Podczas prowadzenia pojazdu trzeba uważać, a nie siedzieć z głową w chmurach – oznajmiła samej sobie, jakby była zarazem nauczycielką i krnąbrnym uczniem.
Mimo nagany dalej nie była w stanie skupić się na jeździe. W jej głowie trwała gonitwa myśli. Oprócz rozterek moralnych pojawiły się tam myśli o Thierrym. Czemu nie dał jej znać, że będzie w Londynie? Przecież za każdym razem prosił o spotkanie. Czyżby agenci MACUSY wyczyścili mu pamięć o niej? Coś było nie tak!
- Muszę koniecznie to sprawdzić – oświadczyła Hermiona, gdy zaparkowała przed domem.
Rozebrała się szybko z zimowych ubrań i popędziła w stronę swojego pokoju, aby włączyć komputer. Okazało się to zbyteczne, ponieważ siedział przy nim Severus.
- Nie powinnaś być na jakimś przyjęciu ze swoim kochasiem? – spytał nieprzyjemnym tonem, jednocześnie przeszywając ją wzrokiem. – Czarownice takie jak ty nie spędzają Sylwestra samotnie… - rzucił kąśliwą uwagę i wstał z krzesła.
- Oczywiście, że nie. Właśnie chciałam do niego napisać i ustalić szczegóły – oznajmiła Hermiona, prostując się z godnością.
Po randce z Garethem okłamała Severusa, że było cudownie i zamierza jeszcze raz się z nim spotkać. Wiedziała, że współlokator chciał ją upokorzyć, wmawiając, że nikogo sobie nie znajdzie, dlatego postanowiła nie powiedzieć prawdy. Odczuła złośliwą satysfakcję, gdy przekonała się, że informacja o jej życiu uczuciowym zdenerwowała go. Wprawdzie nie chciał niczego po sobie pokazać, ale czarownica znała go na tyle dobrze, że rozpoznawała subtelne zmiany, które świadczyły o jego nastroju.
Tym razem też tak było. Severus ścisnął nieznacznie wargi, zanim wyraz jego twarzy stał się kamienny. Palce dłoni lekko poruszyły się, jak gdyby chciał je zacisnąć w pięści, ale nie zrobił tego. Spojrzał na Hermionę wzrokiem, który świadczył o tym, że jest mocno zirytowany i wymaszerował z jej pokoju. Czarownica pokręciła z niedowierzaniem głową i pomyślała, że Severus jest jednym z niewielu mężczyzn, którzy mają okres, a przynajmniej zachowuje się jakby go miał.
Rozwiązanie zagadki dotyczącej Thierry’ego było prostsze, niż się wydawało. Hermiona nie odnalazła ani jednej wiadomości od niego w głównej skrzynce, ponieważ zostały automatycznie przeniesione do SPAM-u. Program od e-maili uznał, że wszystko, co pojawia się w odstępach kilkuminutowych i zawiera tylko temat, wylatuje do przegródki z reklamami pożyczek i środków na potencję tudzież powiększających biust. Czarownica naliczyła ponad pięćdziesiąt wiadomości od Thierry’ego, które początkowo były normalne, ale im bliżej Sylwestra, tym bardziej odbijał się w nich niepokój. Pod koniec zawierały tylko wielkie litery i płotki z wykrzykników oraz znaków zapytania.
- O której wychodzisz? – głos Severusa dobiegł do uszu czarownicy poprzez uchylone drzwi.
- Co cię to obchodzi? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Nie doczekała się odpowiedzi. Usłyszała tylko głośny trzask zamykanych gwałtownie drzwi. To nie oznaczało końca potyczki. Miała świadomość, że Severus i tak będzie obserwował jej poczynania, aby zdobyć dowód, że go oszukuje. Zabrnęła jednak zbyt daleko, aby się przyznać do kłamstw. Nie miała ochoty na jego złośliwe docinki z tego powodu. Thierry mógł jej pomóc w uprawdopodobnieniu historii o tym, że spotkała się z Garethem, ale pokłócili się i dlatego poszła odwiedzić starego znajomego. Nic jej nie łączyło z pisarzem poza książkami o jej seksownej imienniczce. Kanadyjczyk był zbyt zwariowanym artystą, aby Hermiona mogła widzieć w nim mężczyznę odpowiedniego dla siebie. Nie potrzebowała lekkoducha, który błądził w wymyślonych światach. Poza tym jego wygląd nie przypadł jej do gustu. Facet, który układał włosy dłużej niż ona, był na przegranej pozycji.

***

Podniecony tłum kręcił się pomiędzy regałami z książkami. Do północy zostało pół godziny. Nabuzowane hormonami grupki młodzieży, wyrażały głośno nadzieję, że nowa odsłona cyklu o Hermionie White spełni ich oczekiwania. Pryszczaci młodzieńcy zachwycali się fizycznymi aspektami kobiecości bohaterki. Nastoletnie dziewczyny spierały się, którego z przystojniaków powinna wybrać czarownica. Hermionie ścierpła skóra, gdy usłyszała, że większość z nich szaleje za Lordem Reganem, który był pokręconą wersją Rona. Aby się od tego odciąć, postanowiła przejrzeć stojący nieopodal atlas z najpiękniejszymi miejscami, które koniecznie należało odwiedzić.
- Ale ona jest do niej podobna! – piskliwy głos wyrwał czarownicę z rozważań, czy wolałaby pojechać do Chin, czy do Korei Południowej. – Tylko fryzura jest inna niż na okładce…
Nastolatka z włosami przefarbowanymi na jasnoróżowy kolor porównywała twarz Hermiony z obrazem, który widniał na drugim tomie powieści autorstwa Thierry’ego. Zebrane wokół niej przyjaciółki robiły to samo.
- Identyczna! – wykrzyknęła czarnoskóra dziewczyna i wyciągnęła z torby aparat. – Zrobię ci zdjęcie!
- Nie zgadzam się! – oznajmiła Hermiona, ale było już za późno.
Nastolatka wcisnęła guzik i błysnął flesz. Grupka dziewczyn zachichotała jak szalona, nie zwracając zupełnie uwagi na oburzenie czarownicy.
- Ej! Słuchajcie! Tu jest Hermiona i daje sobie robić zdjęcia! – rozległ się głośny okrzyk.
W księgarni się zakotłowało. Ludzie rzucili się, aby obejrzeć nową atrakcję. Hermiona została przyparta do regału i z trudem utrzymywała równowagę. Tłum robił jej zdjęcia i podsuwał pod nos kartki z prośbami o autograf. Obsługa księgarni próbowała uratować młodą kobietę.
- Ludzie! Uspokójcie się! – krzyczała pulchna kobieta z plakietką „manager” na piersi.
Dopiero wezwana ochrona wyrwała Hermionę ze szponów tłumu. Jeden z mężczyzn zaprowadził czarownicę do biura pani manager, a drugi w tym czasie wyrzucał z lokalu, co bardziej awanturujące się osoby.
- Ja bardzo panią przepraszam – kajała się kobieta. – Ciężko zapanować nad młodzieżą. Nic pani nie jest? Poturbowali panią? Może herbaty albo kawy? – dopytywała natarczywie.
Hermiona potrząsnęła głową. Bolały ją plecy. Tłum mocno docisnął ją do półki z książkami. Poza tym, jedyne co czuła, to zdenerwowanie i chęć natychmiastowego opuszczenia tego miejsca.
- Mogę dać pani zniżkę na nasze książki. Powiedzmy… dwadzieścia procent. Może być? – managerka mówiła coraz szybciej, a na jej czole widać było krople potu. – Może być nawet trzydzieści! Tylko niech pani nas nie pozywa, dobrze?
- Jedyne czego chcę, to wyjść stąd! – oznajmiła czarownica niezbyt miłym tonem.
- Nie, nie, nie! – kobieta wpadła w panikę. – Specjalnie dla pani kazałam zawołać pana Boucharda. Już idzie! – oznajmiła i zaśmiała się nerwowo.
Nie przekonało to Hermiony. Nie miała ochoty się z nim widzieć. To przez niego spotkało ją to wszystko. Po pierwszym tomie jego książek prawie nikt nie zwracał na nią uwagi. Hermiona z okładki była tak karykaturalnie narysowana, że nikt nie zaczepiał prawdziwej wersji. Dopiero druga część sprawiła, że czasem ktoś zagadywał czarownicę. Ta od razu odpowiadała, że to pomyłka i oddalała się od zawiedzionej jej odmową osoby. Gdy ścięła włosy, te przypadki zmalały prawie do zera. Przychodząc do księgarni, Hermiona była pewna, że będzie podobnie. Nie doceniła jednak nastolatków, którzy mieli gdzieś obowiązujące normy dobrego zachowania.
- Przyszłaś! – uradowany ton sprawił, że czarownica spojrzała w stronę drzwi i zamarła z wrażenia.
Thierry zawsze był… Thierrym. Trochę zwariowanym i bezpośrednim chłopakiem z tendencją do urozmaicania swojego wyglądu dziwnymi rzeczami. Podczas ich ostatniego spotkania wyraźnie wzorował się na Neo z Matrixa, ale aby nie było nudno, dodał zielone pasemka do swoich przefarbowanych na czarno włosów. Kolczyki, które zdobiły jego twarz i uszy, odrzucały Hermionę, dlatego poprzednim razem szybko się z nim pożegnała.
Tak było prawie półtora roku wcześniej i obecny wygląd Thierry’ego wyraźnie świadczył o tym, że wiele od tego czasu się zmieniło. W drzwiach stał przystojny mężczyzna, którego roziskrzone, jasnozielone oczy i szczery uśmiech, sprawiały, że serce Hermiony zaczęło bić jak oszalałe. Czarne, krótkie włosy nie miały już kolorowych pasemek. Były gładko uczesane, tak, że nawet jeden włosek nie odstawał na bok. Thierry pozbył się kolczyków, zostawiając tylko jeden w brwi, który był najmniej z nich widoczny. Zamiast szalonego skórzanego stroju, założył na siebie elegancki komplet, który wyglądał jak żywcem wyciągnięty z filmów kostiumowych, których akcja dzieje się w epoce wiktoriańskiej. Czarne, eleganckie buty wypucowane na wysoki połysk, dopełniały obrazu idealnego mężczyzny, który miała w głowie Hermiona.
Dopiero gdy otrząsnęła się z szoku, przypomniała sobie, że do życia potrzebny jest tlen. Nabrała powietrze do płuc i kiwnęła głową, zbyt otępiała, aby wydobyć z siebie głos. Thierry nie przejął się tym. Podszedł do niej dziarskim krokiem i bez wahania przytulił ją.
- Stęskniłem się za tobą – wyszeptał. – Fajna fryzurka, wyglądasz ślicznie – dodał, mierzwiąc pieszczotliwie jej krótkie włosy.
Gdyby ktoś spytał się Hermiony, ile czasu spędziła w objęciu Thierry’ego, to nie udzieliłaby prawidłowej odpowiedzi. Wydawało się jej, że to było bardzo długo. Odurzona dotykiem jego ciała i aksamitnej marynarki, chciała tak trwać i trwać. W jednej chwili zapomniała o całym świecie, o wszystkich kłopotach oraz zmartwieniach, które od tak dawna zaprzątały jej myśli. Liczyło się tylko to, że jest bezpieczna w ramionach Thierry’ego.
- Zaraz północ – odezwała się managerka, którą Hermiona momentalnie znienawidziła za przerwanie cudownej chwili. – Musi pan wyjść na scenę.
- Och, tak, tak – przytaknął Thierry, jakby obudził się z długiego snu. – Idziemy! – oznajmił i złapał czarownicę za rękę.
Podążyła za nim niczym pies na smyczy. Zarumieniona, obezwładniona gwałtownym uczuciem, którego istnienia się nie spodziewała. Poszłaby za nim nawet do piekła, gdyby poprosił. Dlatego dała się wprowadzić na prowizoryczną scenę, która stała w głębi księgarni. Nie zwracała uwagi, że tłum, który kilkanaście minut wcześniej prawie ja zgniótł, krzyczy i piszczy z podniecenia. Nie interesowało jej, że wyciągnęli aparaty i robią zdjęcia w czasie gdy Thierry podawał jej kieliszek z szampanem i uśmiechał się do niej. Poczuła się niczym kopciuszek na balu. Wszystko zdawało się cudownym snem. Odliczanie do północy, toast i Thierry nazywający ją „najukochańszą przyjaciółką”. Hermionie wydawało się, że wszystko trwało chwilę, mimo że tak naprawdę impreza skończyła się o trzeciej nad ranem. Thierry śmiał się i żartował z fanami, podpisywał książki i pozował do zdjęć, często razem z nią. Łapał ją wtedy w pół i przyciągał do siebie, a czarownica czuła, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. W międzyczasie obserwowała jego zgrabne ruchy oraz długie palce, które kreśliły wiecznym piórem piękne zawijasy na kredowobiałym papierze. Thierry’ego wprost rozpierała energia i radość życia, czyli coś, czego Hermiona od dawna nie doświadczyła. Choćby nawet chciała, to nie była w stanie mu się oprzeć.
- Jeśli chcesz, to zamówię coś do jedzenia – powiedział Thierry, gdy weszli do pokoju hotelowego, który zajmował na czas pobytu w Londynie.
- Nie, nie trzeba – uśmiechnęła się Hermiona.
Pisarz zaimponował jej jeszcze raz, gdy pomógł jej zdjąć płaszcz. Miał naprawdę wspaniałe maniery, o których znajomość nie podejrzewała go wcześniej.
- Jak chcesz. Gdybyśmy zgłodnieli mam w szafce jakieś przekąski.
Nawet gdyby to był najwyższej klasy kawior lub japońska wołowina, to Hermiona nie skusiłaby się. Zupełnie przestała odczuwać głód. Jedyne czego jej teraz brakowało to dotyku Thierry’ego. Pragnęła znowu znaleźć się w jego ramionach i trwać tak do końca świata.
- Powiesz mi wreszcie skąd ta zmiana w twoim wizerunku? – zapytała, siadając na łóżku.
W taksówce Thierry droczył się z nią, nie chcąc odpowiedzieć na jej pytanie. Było to bardzo urocze, ale rozmowa sprawiała, że czarownica łatwiej kontrolowała swoje pragnienia.
- Powiem – Thierry zdjął z ramion marynarkę z czarnego aksamitu, powiesił ją w szafie i położył się obok siedzącej Hermiony. – Ne mogę cię dłużej torturować. Moje serce nie zniesie dłużej tej smutnej miny – delikatnie dotknął palcem czubka jej nosa i posłał w jej stronę wspaniały uśmiech. – Chociaż najpierw musisz obiecać, że nie obrazisz się na mnie za to, co powiem… - wyznał, wpatrując się w nią z lękiem.
- Nie jestem w stanie się na ciebie gniewać – wyjaśniła szybko Hermiona i przybliżyła się do obiektu swoich westchnień.
Thierry posłał jej przepraszający uśmiech i uniósł się na łokciu.
- Okłamałem cię podczas naszego ostatniego spotkania – wyszeptał.
- W jaki sposób?
- Mówiłem, że nie biorę narkotyków. Kłamałem – wyznał, patrząc jej prosto w oczy.
- Och! – jęknęła czarownica.
Nie wiedziała co robić. Przecież nie mogła związać się z narkomanem! Wpatrywała się w Kanadyjczyka i szukała odpowiednich słów. Nic nie przychodziło jej do głowy.
- Widzę, że się martwisz – Thierry uśmiechnął się na widok jej miny – ale niepotrzebnie, ponieważ od kilku miesięcy jestem czysty – ujął jej dłoń i przyłożył sobie do policzka. Zamknął oczy, rozkoszując się dotykiem jej skóry. Przez to Hermiona poczuła, że ostatkiem sił powstrzymuje się przed położeniem obok niego. – Pewnego dnia zrozumiałem, że za bardzo odpływam… - pisarz odezwał się po chwili, nadal nie otwierając oczu. – Zacząłem mieć luki w pamięci. W maju napisałem kilkadziesiąt stron opowieści o agentce CIA. Niby nic dziwnego, ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć, co mnie zainspirowało. Nie mogłem znaleźć w pamięci momentu, kiedy to pisałem. Moja matka twierdzi, że siedziałem w swoim pokoju i stukałem w klawiaturę… Nic, po prostu pustka. Przerażająca, czarna dziura, która zaczęła mnie pochłaniać.
Mimo stanu otępienia spowodowanego obecnością Thierry’ego Hermiona domyśliła się od razu skąd ten zanik pamięci. Odpowiedź była prosta: agenci MACUSY. Usunęli mu wszystko, co było związane ze sprawą Rona w USA.
- Od razu poszedłem na odwyk i dlatego jestem czysty. Byłem tak przerażony, że nigdy więcej nie sięgnąłem po to świństwo – Thierry otworzył oczy i spojrzał na czarownicę z uczuciem. – Zmieniłem się nie do poznania. Każdy mi to mówi. Znajomi, rodzina… Także ta nowa książka jest zupełnie inna niż poprzednie. Postać Hermiony jest teraz inteligentna. Dałem jej powody, aby wydoroślała i zajęła się czymś pożytecznym. Wsadziłem wszystkich złych facetów za kratki. Pewnie fani mnie znienawidzą – uśmiechnął się błogo.
- Hmm, dziękuję. Uważam, że jesteś… cudowny – mruknęła czarownica, czerwieniąc się.
- A ja mam pewność, że jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie i drugiej takiej, nigdy nie spotkam – oświadczył Thierry i pocałował ją.
Rok dwa tysiące drugi zaczął się dla Hermiony tak, jak nie była sobie w stanie wyobrazić w najbardziej śmiałych marzeniach. Może jej mama miała moc przewidywania przyszłości? Albo ktoś z niebios postanowił ziścić jej sny? Hermiona nie wiedziała, ale nie miała zamiaru się nad tym zastanawiać. Całowała się właśnie z cudownym mężczyzną, którego zmianę sposobu bycia, zawdzięczała Ronowi. Gdyby nie on, to Thierry nigdy nie poszedłby na odwyk i nie zmienił się w chodzący ideał, o którym śniła czarownica.
- Może ten ślub i dzieci są bliżej, niż myślałam – wpadło do głowy Hermionie, gdy Thierry obsypywał pocałunkami jej szyję i dekolt.
Czuła się bardziej szczęśliwa i kochana niż po rocznym związku z Ronem. Zauroczenie Severusem było pomyłką. Gawain także nie mógł się mierzyć z młodym pisarzem. Był starszy, mniej podniecający. Obydwaj byli wygadani, ale Hermiona wiedziała, który jest bliższy jej sercu. Myślała, że wszelkie większe uczucia do mężczyzn odeszły wraz z Ronem. Teraz przekonała się, jak bardzo się myliła. Jej serce potrzebowało miłości i szukało jej, chociaż ona się broniła. Dlatego zakochała się w Thierrym szybko, gwałtownie i zupełnie niespodziewanie.
- Cholera – jęknął pisarz, gdy usłyszał melodyjkę, która wydobywała się z kieszeni jego marynarki. – Nie teraz!
Niechętnie wypuścił Hermionę z objęć. Wstając z łóżka, przepraszał ją co chwilę.
- To może być wydawca albo ktoś odpowiedzialny za moją trasę promocyjną – wyjaśnił z cierpiętniczą miną.
Zanim udało mu się wyjąć komórkę z kieszeni, ta przestała wydawać z siebie dźwięki. Thierry w końcu ją wydobył i spojrzał na wyświetlacz. Zrobił wielkie oczy i zbladł.
- Muszę zadzwonić… to bardzo… pilne – wyjaśnił z przepraszającym uśmiechem i poszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Hermiona uniosła się na łokciu i poprawiła ramiączko od bluzki. Co takiego się stało, że jej nowy chłopak tak się przestraszył? Ktoś mu umarł? Ciągną się za nim kłopoty związane z narkotykami? Nawet nie musiała bardzo się wysilać, aby usłyszeć rozmowę. Drzwi od łazienki miały otwory wentylacyjne.
- On mówi po francusku – zdumiała się czarownica.
Dopiero po chwili przyszła do niej myśl, że jest głupia. To oczywiste, że Thierry mógł znać ten język. Przecież część Kanady jest francuskojęzyczna. Nigdy z nim nie rozmawiała na ten temat, dlatego nie wiedział, że ona rozumie każde jego słowo. Może wtedy nie przeprowadzałby tak głośnej rozmowy ze swoją dziewczyną, która najwyraźniej przebywała w Edynburgu.
- Wszyscy mężczyźni są tacy sami! – jęknęła Hermiona, gdy poczuła ból, jakby ktoś wbił nóż prosto w jej serce.
Fala łez, która napłynęła do jej oczu, ograniczała widzenie i utrudniała poruszanie się. Mimo to Hermiona wstała z łóżka, złapała swoje rzeczy i wybiegła z pokoju hotelowego. Bezceremonialnie wpadła do windy i zjechała na parter. Nie wiedziała, czy Thierry zorientował się, że uciekła. Było jej obojętne, co sobie pomyślał, czy zrobił. Chciał ją wykorzystać tak samo, jak Gareth! Znowu życie zakpiło z niej w najbardziej z okrutnych sposobów.
Nie założyła na siebie kurtki, czapki ani szalika. Hermiona biegła z odkrytymi ramionami, z rozmazanym makijażem i czerwonym nosem. Na ulicy było pusto, ponieważ większość ludzi odsypiała zabawę Sylwestrową. Dlatego czarownica olała środki ostrożności. Po prostu wbiegła w pierwszy lepszy zaułek i łkając gwałtownie, teleportowała się do domu.

poniedziałek, 17 lipca 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 70 – Smutne święta



Wściekłość ogarniała Severusa za każdym razem, gdy przypominał sobie, jak dał się oszukać. Księga, która miała zawierać najgorszą czarną magię, okazała się po prostu dziennikiem czarodzieja o imieniu Ekrizdis. Snape na początku miał trudności z rozszyfrowaniem piętnastowiecznej angielszczyzny, ale gdy mu się to udało, to przekonał się, że autor zapisków był szaleńcem, lubiącym torturować mugoli dla zabawy. Ze skóry jednego z tych nieszczęśników zrobiona była okładka. Severus widywał gorsze rzeczy, ale akurat ta księga napawała go odrazą. Gdyby trafiła w jego ręce w czasie, gdy był nastolatkiem, to byłby wniebowzięty. Teraz jednak sprawa rysowała się zupełnie inaczej. Ekrizdis zbudował Azkaban i uczynił go miejscem kaźni dla żeglarzy, a po jego śmierci czarodzieje uznali, że zrobienie z niego więzienia to dobry pomysł. Severus nie raz się wzdrygał i żołądek podchodził mu do gardła, gdy czytał, co się tam działo. Od razu przypominał sobie lata, które spędził wśród zimnych, wilgotnych murów, które zdawały się przelewać w niego cierpienie setek torturowanych więźniów.
- Na to wydałem pół mojej rocznej pensji – mruknął do siebie czarodziej.
Był mocno zirytowany. Po śmierci Albusa poczuł, jakby został spuszczony ze smyczy. W końcu nie musiał ukrywać przed nim faktu, że kupuje czarnomagiczne księgi i przedmioty. Dyrektor starał się trzymać go jak najdalej od tego. Wertując od niechcenia kolejne strony dziennika, Severus kolejny raz obwiniał samego siebie. Uważał, że był skończonym głupcem. Czemu nie kazał sprzedającemu pokazać zawartości? Powinien był sprawdzić, czy ten mówi prawdę.
- Kłamstwa także nie mogę mu zarzucić. Ta księga zionie złem. Problem w tym, że nie tego oczekiwałem – pomyślał czarodziej.
Decyzję musiał podjąć szybko. Wszystko wydarzyło się niecałe trzy tygodnie przed zakończeniem wojny, w czasie gdy Severus sprawował funkcję dyrektora Hogwartu. Musiał wtedy użerać się zarówno z nauczycielami, którzy byli pewni, że jest po stronie Voldemorta, jak i z rodzeństwem śmierciożerców, które lubiło torturować uczniów. Nie chciał, aby zarówno jedni, jak i drudzy dowiedzieli się, co zaoferował mu zakapturzony czarodziej, mówiący z silnym, wschodnim akcentem, który odwiedził go w szkole. Snape był przekonany, że w księdze znajdzie zaklęcia, które pomogą mu w walce. Nie miał żadnej pewności, że Potter sobie poradzi, mimo że pomagała mu Hermiona. Wolał zabezpieczyć się na przyszłość, gdyby to on musiał zmierzyć się z Voldemortem. Niestety, nie zdążył zajrzeć do księgi po skończonej transakcji. Gdy zaniósł ją do swojego gabinetu, przyszła Alecto Carrow, aby go poinformować, że Czarny Pan czeka na niego na błoniach. Wtedy Severus podjął decyzję, że schowa swój nowy nabytek w bezpiecznym miejscu i przeczyta dopiero w dogodnym momencie. Miał mało czasu, ale wszystko poszło zgodnie z planem. Voldemort powędrował w stronę grobu Dumbledore’a, a Snape w tym czasie poszedł po księgę ukrytą w Zakazanym Lesie, pobiegł z nią za granicę Hogwartu i teleportował się na cmentarz. Ledwie udało mu się uspokoić oddech, gdy Czarny Pan pojawił się w zamku.
Severus był pewny, że zrobił dobrze. Voldemort nie musiał wiedzieć o kolejnych czarnomagicznych zaklęciach, które pomogłyby mu w opanowaniu Europy po tym, jak podbił świat czarodziejów w Wielkiej Brytanii. To było pewne jak słońce, że po śmierci Pottera, jego żądza władzy nie będzie znała granic.
- Niepotrzebnie się starałem. Mogłem ją zostawić w gabinecie – oznajmił sam sobie Severus. – Co my tu mamy? Tortury… jakiś poemat, po którym przebiegł kot… przepis na przegrzebki w winie… znowu tortury… jeszcze więcej tortur… o, zatruł się przegrzebkami… jak miło… jeden z marynarzy uciekł, ale się utopił… kolejna porcja „zabaw”… facet był naprawdę monotematyczny… Na brodę Merlina!
Oczy Severusa błyskawicznie przemykały po zapisanych słowach. Ekrizdis żalił się na jednej ze stron, że mugole zbyt szybko umierali, a nowi nie raczyli się zjawić. Nie pomagały iluzje półnagich kobiet, które miały zwabiać marynarzy do Azkabanu. Czarnoksiężnik podejrzewał, że rozeszły się plotki o zgubie, która czyha na pływających po Morzu Niemieckim. Z tego powodu miał do wyboru oszczędzanie więźniów albo pozyskiwanie nowych na lądzie. Jak wynikało z notatek, druga opcja nie przypadła Ekrizdisowi do gustu, ponieważ odczuwał lęk, że społeczeństwo czarodziejów domyśli się czegoś. Dlatego musiał jakoś wzmocnić mugoli i po kilkunastu nieudanych próbach, stworzył eliksir, który to czynił. Ingrediencje oraz sposób ich łączenia zapisał na kartach pamiętnika.
Do Snape’a dotarło, że ma wielką szansę. Gdyby udało mu się wzmocnić organizm Jean Granger i dzięki temu uratować ją od śmierci, to Hermiona rzuciłaby mu się w ramiona bez żadnej wątpliwości. Severus nie raz wspominał ten błysk w jej oczach, gdy patrzyła na niego z niekłamanym podziwem. Pamiętał słowa, które wypowiadała i jej szczery śmiech, gdy ją rozbawił. Ty naprawdę potrafisz być wspaniały. Chciał to jeszcze raz usłyszeć z jej ust. Bardzo doskwierał mu brak zainteresowania z jej strony.
- To nie będzie proste. Nie znam nazw połowy tych ingrediencji. Możliwe, że ciężko będzie je dostać, gdy już rozszyfruję, co to jest. Przepis ma ponad pięćset lat, ale wiem, że dam sobie radę – Severus uśmiechnął się pod haczykowatym nosem i zabrał się za przepisywanie wytycznych Ekrizdisa.

***

Suzanne nie przestawała gadać o swoich wymarzonych prezentach, podczas gdy Hermiona starała przypomnieć sobie, jak działa DVD. Chciała puścić bajkę, którą wypożyczyła. Czarownica usłyszała, że to tegoroczny hit, który podoba się zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Tak przynajmniej zapewniał pracownik wypożyczalni. Hermiona uwierzyła mu na słowo, ponieważ aktualnie nie miała głowy do takich rzeczy. Była coraz bardziej przygnębiona świadomością, że jej mama może w każdej chwili umrzeć. Obejrzenie lekkiej komedii było dla niej szansą na relaks. Miała nadzieję, że chociaż przez małą chwilę zapomni o problemach.
- Gotowe! – oznajmiła z uśmiechem, gdy na ekranie telewizora pojawiło się logo wytwórni filmowej i z głośników popłynęła miła dla ucha muzyka.
- Sev! Oglądaj z nami! – głosik Suzanne zdradził obecność czarodzieja w salonie.
Hermiona zdusiła przekleństwo, które cisnęło się jej na usta. Nie miała ochoty na jego towarzystwo. Odkąd przyniosła mu galeony od Harry’ego, to zrobił się dla niej bardzo nieprzyjemny. Miała dość przytyków i drobnych złośliwości z jego strony.
- Nie sądzę, abym był zainteresowany – mruknął Snape, wpatrując się w ekran, na którym widniała księga, wzorowaną na średniowiecznej.
- … czekała w smoczym zamczysku, w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży. Czekała na pierwszy pocałunek miłości – głos lektora płynął z głośników. - He, he, he, no to se jeszcze poczeka! – zarechotał, wyrywając stronę z księgi.
Hermiona poczerwieniała na twarzy z oburzenia, gdy zobaczyła, że posłużyła ona do podtarcia się w wygódce. Po usłyszeniu odgłosu spuszczanej wody i komentarzu: „co to za szajs?”, miała pewność, że wypożyczenie tej bajki nie było dobrą decyzją. Ze zgrozą wpatrywała się w kolejne sceny, które przedstawiały goły tyłek zielonego stwora, który przy akompaniamencie popowego przeboju, mył się i pluł błotem.
- On zamiast pasty użył robaka! – zaśmiewała się na cały głos Suzanne. – Jest tak brzydki, że pękło lustro!
- Ja chyba to zaraz wyłączę – jęknęła Hermiona słabym głosem, gdy stwór pierdział w jeziorku, co sprawiło, że zdechłe ryby zaczęły unosić się na powierzchni wody.
- Zostaw, chętnie obejrzę to cudowne… dzieło – jadowity głos Severusa dotarł do uszu czarownicy, pomimo hałasu, jaki robiła Suzanne, która śmiała się tak, że na pewno wszyscy sąsiedzi w okolicy ją słyszeli.
Hermiona zerknęła na siedzącą na kanapie postać mężczyzny i się skrzywiła, jakby zjadła coś nieświeżego. Była pewna, że spędzi miły wieczór z siostrą w czasie, gdy ich ojciec dezynfekował dom, przed przyjazdem Jean na święta. Wypożyczył lampę bakteriobójczą i korzystając z nieobecności najmłodszej pociechy, naświetlał nią kolejne pomieszczenia. Trwało to długo, dlatego Hermiona zajęła się Suzanne po pracy. Severusa nie uwzględniała w swoich planach.
- Och, to jest ogr... – oświadczył kąśliwie czarodziej, gdy zobaczył, co stwór napisał na tablicy.
- To nawet nie stało koło ogra – mruknęła Hermiona, przypominając sobie, co czytała na ich temat w bibliotece Hogwartu.
- Siadaj i nie gadaj – rozkazał Severus, pokazując miejsce koło siebie na kanapie. – Daj mi się rozkoszować tym absurdalnym połączeniem debilizmu i kretynizmu – uśmiechnął się złośliwie, gdy wieśniacy z bajki łapali za widły oraz pochodnie, które zamierzali użyć przeciwko ogrowi.
Hermiona jęknęła i z ociąganiem usiadła koło mężczyzny. Przymknęła oczy, gdy tytułowy Shrek jadł gałki oczne i bekał na płomień. Gdyby nie to, że Suzanne bawiła się świetnie, to już dawno wyłączyłaby ten pozbawiony pozytywnych treści film. Nie miała ochoty na atak histerii w wykonaniu trzylatki.
- Wina?
Dziewczyna otworzyła oczy, aby zobaczyć butelkę, którą trzymał przed jej twarzą Severus. Była wypita w jednej czwartej, co tłumaczyło jego stosunkowo dobry humor.
- Mógłbyś to schować i dokończyć, gdy dziecka nie będzie w pobliżu – syknęła ze złością.
- Są święta. Mam prawo do drobnej przyjemności.
- Zamierzasz się schlać?
- Tak, taki mam zamiar – przytaknął i pociągnął porządny łyk z butelki. – Zdradzić ci pewien sekret? – zapytał szeptem.
- Nie, dzięki – mruknęła Hermiona, wpatrując się z niesmakiem w Shreka, który mówił o breloczkach z ludzkiej wątroby i wyciskaniu białka z oczu, które smakuje najlepiej na tostach.
- Nienawidzę świąt Bożego Narodzenia – Severus zignorował odmowę dziewczyny.
Nic nie powiedziała na jego wyznanie. Popatrzyła na świąteczne ozdoby, które porozwieszała tego dnia z Suzanne i zrozumiała, czemu czarodziej nagle zapragnął się upić. Obwieszona bombkami choinka stała w kącie, tuż obok telewizora. Migające światełka poprzyczepianie były do karniszy. Na żyrandolu wisiała jemioła, w której na pewno nie roiło się od Nargli, a na drzwiach przyozdobiony kokardami wieniec z ostrokrzewu. Suzanne udekorowała szyby okienne sprejem imitującym śnieg. Zupełnie nie przeszkadzało jej, że wizerunek kotka oraz słoneczka i serduszka nie pasują do świąt.
Hermiona westchnęła potężnie, gdy patrzyła, jak Gepetto sprzedaje Pinokia. Chciała się rozerwać i zapomnieć o wszystkim na chwilę, a tu życie znowu dało jej się we znaki. Nie chcąc zostawiać Suzanne samej, oglądała dalej animację, która po pewnym czasie z niestrawnej zmieniła się w całkiem znośną. Niektóre dowcipy okazały się nie takie złe. Hermionie zdarzyło się zachichotać i przestała zwracać uwagę na Severusa, który szybko opróżniał butelkę. Z tego powodu nie zauważyła, że kilkukrotnie uniósł kąciki ust w górę, na co wpłynęła mieszanina alkoholu i parę bardziej wysublimowanych dowcipów.
- No i koniec – oznajmiła Hermiona, wyłączając telewizor.
Po seansie musiała stwierdzić, że początek był mylący. Animacja może miała kilka prostackich dowcipów, ale im bliżej końca, tym bardziej widać było, że twórcy mieli dobry pomysł na historię i morał z niej płynący. Czarownica doszła do wniosku, że Suzanne, która nie zauważyła żartów skierowanych do dorosłego widza, mogła nauczyć się, że nie należy patrzeć na wygląd, a pokochać można nawet najbrzydszą osobę.
- Lecę się bawić! – zawołała Suzanne z entuzjazmem i pobiegła po schodach na górę.
Za każdym razem, gdy przyjeżdżała do Hermiony, w jej pokoju pojawiała się nowa zabawka lub książeczka. Starsza siostra lubiła kupować młodszej jakieś drobiazgi, gdy wracała do domu metrem. Sklepy i kioski umieszczone w podziemiach oferowały niejedną atrakcję dla małych dziewczynek i Hermiona nie była w stanie się powstrzymać.
- O, jemioła – powiedział Severus pijackim tonem, gdy położył się na kanapie.
- Równie dobrze mógłbyś podziwiać sufit w swoim pokoju – stwierdziła chłodno czarownica, gdy schyliła się po butelkę, którą czarodziej zostawił na podłodze.
- Mógłbym cię pocałować! – oznajmił nieoczekiwanie, łapiąc ją za ramię.
- Ani mi się waż! – warknęła Hermiona, gdy wyrwała się z uścisku jego długich palców.
- Miałem nadzieję, że Potter gdzieś się tu ukrywa… – mruknął Severus niepocieszonym tonem. – Lubię go denerwować.
- Masz głupie pomysły! – ofuknęła go dziewczyna. – Poza tym obiecał mi, że nie będzie nas więcej szpiegować.
- Ale miał rację… – alkohol sprawił, że Severus zaczął gadać, co mu ślina na język przyniosła – my skończymy ze sobą… przecież ty… – czknął – ty sobie nikogo nie znajdziesz.
- Proszę cię, zamilknij – Hermiona modliła się w duszy, aby udało się jej odnaleźć wewnętrzny spokój.
- W sumie to masz Gumochłona…
- Jesteś pijany, uspokój się.
- Myślę, że jednak będziesz starą panną hodującą kuguchary…
- Idź do siebie! Po prostu zejdź mi z oczu! – rozkazała ostro Hermiona, stojąc nad nim z groźną miną.
- Jak chcesz – powiedział, unosząc się na łokciu.
Zanim czarownica zdążyła cokolwiek zrobić, Severus złapał ją w pół i przyciągnął do siebie na kanapę.
- Jeśli odmówisz mężczyźnie pod jemiołą, to będziesz samotna aż do śmierci – wymruczał, trzymając ją najmocniej, jak mógł.
Zarumieniona z emocji Hermiona, próbowała wyśliznąć się z jego objęć. Suzanne mogła do nich zbiec w każdej chwili i nigdy nie uda jej się przekonać małej, aby nie mówiła rodzicom o tym, co zobaczyła.
- Daj… jednego… i… cię… puszczę… - powiedział Severus z wysiłkiem, starając się utrzymać dziewczynę.
- Po… moim… trupie… - wydyszała, czując, że od zapachu wina kręci się jej w głowie.
- Pomyśl, że jesteś Fioną, a ja Shrekiem – poprosił przymilnym tonem, zaraz po tym, jak wyszarpnęła się z jego uścisku i odeszła na bezpieczną odległość, aby mieć pewność, że ponownie jej nie złapie.
- To ty nie raz narzekaleś, że brak mi wyobraźni – zripostowała, patrząc w jego zasnute mgłą oczy. – Poza tym… mam kogoś na oku – burknęła, rozcierając nadgarstki.
- Kłamiesz – uśmiech momentalnie znikł z twarzy Severusa.
- Nie kłamię. Umówiłam się z nim po świętach.
Czarodziej z trudem wstał z kanapy i bez słowa ruszył w stronę schodów. Chwiejąc się, wspiął się na nie i doszedł do drzwi do swojego pokoju. Dopiero wtedy Hermiona pozwoliła sobie na to, aby jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Dziękowała niebiosom za to, że Severus nie dowiedział się, jak bliska była spełnienia jego zachcianki. Gdyby mocniej ją trzymał, to ugięłaby się i kto wie, co mogło się dalej stać.
- Na pewno nic dobrego – zawyrokowała, idąc do pokoju Suzanne.

***

Mimo czającej się groźby świąteczny obiad minął w przyjaznej atmosferze. Jean, która ukryła łysą głowę pod chustą, uśmiechała się szeroko i cieszyła każdym drobiazgiem. Pobyt w klinice dał jej w kość równie mocno, jak choroba. Widać było, że ma dość, ale nie skarżyła się nikomu. Suzanne była zachwycona, że w końcu ma mamę i nie odstępowała jej o krok. Tylko Hermiona z ojcem wymieniali znaczące spojrzenia, które mówiły, że zastanawiają się, co będzie, gdy Jean umrze. Przez to narastało w niej wewnętrzne napięcie. Nie mogąc tego znieść, przeprosiła rodzinę i uciekła do łazienki.
- Weź się w garść, dziewczyno – powiedziała do swojego odbicia w lustrze, gdy ciężko oparła się dłońmi o umywalkę.
Z całych sił powstrzymywała się przed płaczem. Najbardziej jej było żal Suzanne. To było małe dziecko, które potrzebowało obydwoje rodziców. Hermiona swoje przeżyła, dorosła, spędziła z mamą wiele pięknych chwil. Suzanne nie miałaby z nią właściwie wspomnień. Według książki o psychologii rozwoju dzieci rzadko pamiętały cokolwiek przed swoimi czwartymi urodzinami. Ta świadomość załamała czarownicę.
- Myśl o czymś innym – poleciła samej sobie, gdy poczuła, że łzy napływają jej do oczu. – Film… był śmieszny… i na swój sposób… uroczy – szeptała z trudem. – Severus… zdenerwował mnie… jak śmiał… on… - zadrżała.
Nie mogła sobie wyobrazić pocałunku z nim. Gdyby się ugięła i ich usta się złączyły… Jakby to było? Słodko i czule? A może szybko i brutalnie?
- Na pewno niezręcznie i o smaku wina – zachichotała bezgłośnie, wpatrując się w swoje zaciśnięte na umywalce dłonie.
Przypominała sobie coraz więcej szczegółów. Siłowanie się na kanapie było zarazem okropne i ekscytujące. Hermiona jęknęła i ukryła twarz w dłoniach, gdy sobie uświadomiła, że z jednej strony nie miała na to ochoty, a z drugiej strony jakaś jej część bardzo chciała, aby sytuacja wyrwała się spod kontroli. Były to niesamowicie głupie pragnienia, które nie powinny dojść do głosu.
- Potrzebuję faceta – oświadczyła samej sobie. – Muszę pójść z kimś na randkę, bo oszaleję.
Okłamała Severusa, że ma kogoś na oku. Może to był dobry powód, aby przestać unikać mężczyzn i rozejrzeć się za kimś ciekawym? Już miała w głowie ideał: nieinteresujący się czarną magią, niebędący mordercą oraz śmierciożercą, interesujący się książkami i zdobywaniem wiedzy. Nie musiał być przystojny, ponieważ tacy najczęściej byli zadufani w sobie. Miły chłopak, starszy od niej o maksymalnie kilka lat… to by było to.
- Hermiono, co się dzieje? – pani Granger weszła do łazienki bez pukania, gdzie zastała córkę przed lustrem z niewesołą miną. – Płaczesz? – zapytała, zamykając drzwi.
Czarownica przytaknęła. Czuła, że jej duszę rozpiera tyle emocji, że nie jest w stanie zbyt wiele mówić. Tak bardzo chciałaby wszystko wyrzucić z siebie. Odciąć niczym uschniętą gałąź drzewa. Tyle różnych uczuć walczyło w niej i sprawiało ból. Byłaby wdzięczna losowi, gdyby nagle to wszystko się skończyło i mogłaby kierować się w życiu tylko czystą logiką bez sentymentów.
- Nie trać nadziei – pocieszyła ją mama. – Nawet jeśli moja choroba nie skończy się dobrze to i tak się przecież spotkamy. – Uśmiechnęła się do córki promiennie.
- Jak możesz mieć tak dobry humor? – zdziwiła się Hermiona. – Jeśli… umrzesz…
- To będę na was patrzeć z góry – pani Granger wskazała na sufit.
- Skąd masz pewność, że to tak działa? - zapytała dziewczyna, głośno przełknęła ślinę i zamilkła, ponieważ poczuła, że ma mocno ściśnięte gardło.
Ku jej zdumieniu, Jean zaczęła się śmiać. To zbiło z tropu Hermionę. Przecież nie powiedziała niczego śmiesznego.
- Och, moja maleńka – pani Granger starła dłonią łzę z policzka czarownicy. – Czasem jak się skupisz na jednej rzeczy, to nie pomyślisz o innych – zachichotała. – Opowiadałaś mi o dementorach, które wysysają duszę. O Harrym, który umarł i rozmawiał z Dumbledorem oraz widział okaleczoną postać Voldemorta. Wcześniej miał kontakt ze swoimi zmarłymi rodzicami i duchami różnych ludzi.
- Rzeczywiście! – twarz Hermiony wyrażała zarazem zaskoczenie, jak i wstyd. – Jak mogłam o tym zapomnieć? – jęknęła.
- Właśnie dlatego nie boję się śmierci. Tylko żal mi, że nie będę przy was – wyjaśniła Jean.
- Nie chcę, abyś odeszła – wyszeptała czarownica. – Boję się, jak na to zareaguje Suzanne.
- Wy mnie zastąpicie. Będziecie o mnie opowiadać, pokażecie zdjęcia i filmy, które tata kręcił kamerą…
Hermiona czuła, że to nie będzie łatwe zadanie. Nie potrafiła sobie wyobrazić, aby jej ojciec dał sobie z tym radę. Obydwojgu zajmie lata, zanim będą mogli z uśmiechem wspominać Jean. Do tego czasu Suzanne będzie pozbawiona matki i dorośnie, nie mając jej w pamięci.
- Zmieńmy temat – poprosiła czarownica, czując, że zaraz się rozklei.
- Oczywiście kochanie – przytaknęła pani Granger. – Co u Harry’ego i Ginny?
- Pogodziliśmy się. Będę druhną.
- To bardzo dobrze – pochwaliła córkę. – Z kim idziesz na wesele? – zapytała niewinnym tonem, ale kryło się pod nim coś jeszcze.
- Eee… nie wiem – zmieszała się Hermiona.
Nie miała kogo wziąć ze sobą. Jej wszyscy znajomi byli w stałych związkach. Severus miał rację, mówiąc, że niedługo zostanie jej do wyboru albo on, albo Gawain.
- Czy uważasz… w tej sytuacji… bo nie chcę, abyś pomyślała… czy myślisz, że… mogłabym z kimś…
Pani Granger przytuliła Hermionę i wyszeptała:
- Ależ oczywiście, że możesz. Od wielu miesięcy czekam na wiadomość, że w końcu się z kimś związałaś na poważnie. Nie możesz wiecznie rozpamiętywać przeszłości. Na pewno znajdziesz kogoś, kto cię pokocha, a ty jego.
Czarownica po raz pierwszy od dawna odetchnęła z ulgą. Wyrzuciła z siebie część wątpliwości i nie sprawiło to przykrości jej mamie, a tego obawiała się najbardziej. Ulżyło jej, gdy zrozumiała, że może czasem skupić się na sobie i na swoich potrzebach.
- Suzanne upiera się, że dzisiaj trzeba otworzyć prezenty. Jak sądzisz? Pozwolić jej? – Jean mrugnęła łobuzersko do córki.
- Niech jej będzie – odparła Hermiona z uśmiechem. – Na pewno ucieszy się z tego wielkiego zestawu klocków Duplo.
- Ojciec kupił jej zdalnie sterowany samochód…
- Żartujesz!
Obydwie kobiety zachichotały i wyszły z łazienki. Hermiona nie mogła doczekać się reakcji mamy na prezent od niej. Kupiła piękną, naturalną perukę i dzięki czarom, rozmnożyła ją wielokrotnie, a potem, przy pomocy Ginny, przefarbowała je na różne kolory i przycięła. Oprócz standardowych znalazły się tam neonowe szaleństwa, długie loki i krótkie na „chłopczycę”. Czarownica uśmiechnęła się do siebie. Przekonała się po raz kolejny, że nawet w najgłębszej otchłani smutku, można czasem znaleźć promyk słońca, dla którego warto żyć.

***

Severus musiał uzbroić się w cierpliwość. Do pełni zostały dwa dni i dopiero w bladym świetle pełnego księżyca będzie mógł dodać krwi nietoperza do wywaru. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jego planem, to eliksir Ekrizdisa będzie gotowy dzień przed jego czterdziestymi drugimi urodzinami. Potem sprawi, że matka Hermiony dotrwa do przeszczepu i wszystko potoczy się gładko. Współlokatorka wróciła od rodziców w tak dobrym humorze, że nawet nie wypominała mu jego pijackiego zachowania pod jemiołą. Oczywiście nie odzywała się do niego, ale to było do przewidzenia. Gdyby był na jej miejscu, też by tak postąpił. Zachował się karygodnie i nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Przeklinał siebie, tym bardziej że obiecywał sobie, że nie będzie się więcej upijał.
Pogrążony w zadumie mężczyzna, dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że z piętra dochodzi jakiś dziwne stukanie. Zaintrygowało go to, dlatego wyjrzał z kuchni. Po chwili ukazała się na poręczy schodów dłoń Hermiony. Severus patrzył na nią z niedowierzaniem, ponieważ paznokcie miała pomalowane lakierem w kolorze krwistej czerwieni. Kilka sekund później pojawiła się w salonie właścicielka ręki, ubrana w długą, czarną sukienkę z rozcięciem na biodrze. Stukanie pochodziło od wysokich szpilek, które czarownica miała na nogach.
- Jak wyglądam? – pomalowane na karminowo wargi uśmiechnęły się do Severusa.
- Jak ofiara nieudanej transmutacji w żyrafę – prychnął. – Zabijesz się w tych butach.
- Możliwe – przyznała Hermiona, przeglądając się w lustrze i poprawiając naszyjnik.
- Istnieje możliwość, że zamarzniesz. Masz świadomość, że jest koniec grudnia?
- Mam, ale nie mogę pójść na randkę w byle czym – odparła słodkim tonem. – Kojarzysz Garetha Bloomsbury? Krukon, starszy ode mnie o trzy lata…
Severus uniósł brwi. Czy ona naprawdę uważała, że pamięta każdego ucznia, którego uczył w Hogwarcie?
- Zapamiętałem tylko tych, którzy byli wybitni lub wybitnie irytujący. On nie należy ani do jednych, ani do drugich – odparł chłodno. 
Dziewczyna wzruszyła ramionami i podeszła do szafy, aby wyjąć z niego płaszcz, czapkę, szalik i rękawiczki. Snape obserwował, jak wszystko zakłada na siebie i wychodzi. To zrodziło w jego duszy złość. Aby dać upust swoim emocjom, kopnął stołek, który wywinął koziołka i znieruchomiał po chwili na podłodze w kuchni. Severus nie mógł skojarzyć, kim jest Gareth Bloomsbury, ale miał nadzieję, że szybko przytrafi mu się naprawdę nieszczęśliwy wypadek, który odizoluje go od Hermiony na zawsze.