poniedziałek, 7 grudnia 2015

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 7 – Wizyta w Azkabanie


- Nie, nie i jeszcze raz nie! – powiedziała Hermiona odwracając się do Harry’ego plecami. – Prosisz o zbyt wiele!
- Hermiono… Jesteś naszą ostatnią nadzieją…
- Mam sporo na głowie! Jeszcze mi tylko Snape’a brakuje!
Harry przyjechał do domu Hermiony aby odebrać od niej notatki dotyczące spraw sądowych z udziałem obrazów. Zaczęli rozmawiać o swoim dawnym profesorze eliksirów i szybko wyszło na jaw czego jeszcze oczekuje od niej przyjaciel. Okazało się, że Snape nie zgadza się aby ktokolwiek go bronił przed Wizengamotem. Złożyło mu wizytę pół Zakonu Feniksa, ale nikomu nie udało się przekonać go do zmiany decyzji. Harry wiedział, że jego przyjaciółka ma wiele obowiązków i odraczał ten moment jak tylko mógł, ale w końcu nie miał wyjścia i musiał poprosić ją o pomoc. Hermionie w ogóle się to nie podobało. Wprawdzie zakończyła remont i nadrabianie zaległości z Ginny jednak wiedziała, że rozprawy będą się ciągnąć przez dłuższy czas, a ona chciała się porządnie przygotować do owutemów. Hermiona miała świadomość, że i tak będzie zajęta przez pierwsze miesiące szkoły przez proces Umbridge.
- Wiem, że jest ci ciężko – powiedział miękko Harry kładąc ręce na jej ramionach i obracając ją do siebie. – Wiesz jaki on jest, a tylko ty potrafisz sobie poradzić z takimi osobami. Z Percym szło ci śpiewająco… Na dodatek znasz na pamięć Prawo Czarodziejów.
- Nie przesadzaj! – warknęła Hermiona. – Nie znam wszystkiego!
- Tak? Jak brzmi piąty punkt Karty Praw Wizengamotu?
- Oskarżony ma prawo powoływać świadków na swą obronę… Czemu się śmiejesz?!

Popatrzyła się na jego rozbawioną twarz, ręce nadal trzymał na jej ramionach. Zrozumiała powód jego wesołości i nagle wszystko wydało jej się zabawne. Chichotali jak szaleni z głowami pochylonymi ku sobie, aż się zetknęli czołami. Właśnie wtedy weszła do pokoju jej mama.
- Och, kochanie, chyba przeszkadzam… - powiedziała i szybko zamknęła drzwi.
Hermiona odskoczyła od Harry’ego i dopadła ją na schodach.
- Mamo! Miałaś nie wstawać!
- Nie przesadzaj… poszłam do toalety i pomyślałam, że może chcecie czegoś do picia…
- Marsz do łóżka! Zrobimy mrożoną herbatę, przyniesiemy ci ją i posiedzimy z tobą!

Dwadzieścia minut później Harry opowiadał mamie przyjaciółki co go przywiodło do ich domu. Temat Snape’a nie był dogłębnie przez Hermionę omówiony dlatego pani Granger słuchała z zainteresowaniem. Na samym końcu jej córka spytała się co powinna zrobić.
- Szczerze?
-Tak, mamo.
- Ja bym go ratowała nawet jeśli on tego nie chce.
- Widzisz, Hermiono?  - rzekł Harry. – Słuchaj się mamy!
- Wiem, kochanie, że oceny są dla ciebie bardzo ważne – pani Granger popatrzyła się z czułością na córkę. – Jesteś taka mądra i ambitna. Myślę jednak, że w przyszłości będziesz bardziej żałować, że nie zrobiłaś czegoś dobrego niż to, że dostałaś kilka niższych ocen na egzaminach. Nauka to nie wszystko, ważniejsi są ludzie.

Hermiona przygryzła wargę. Myślała, że mama ją poprze. Dobrze wiedziała, że nie lubi Snape’a, wiele razy opowiadała rodzicom o znęcaniu się nad uczniami, jego braku sprawiedliwości i wywyższaniu ślizgonów.
- Wiem, że był okropny… ale z tego co opowiadał Harry możliwe jest, że to była tylko gra – kontynuowała pani Granger. – Sądzę, że nie jest zadowolony z faktu, że jego tajemnica zostanie odkryta. Tyle lat żył udając, że jest złym człowiekiem.
- Mamo, ja wiem, że zachował się wspaniale walcząc z Voldemortem. Prawda jest taka, że jest okrutny, złośliwy i mściwy. Jego prawdziwe cechy charakteru pomagały mu w tym wszystkim. Nie musiał się wysilać udając, że nienawidzi Harry’ego ponieważ taka jest prawda!
- Tak, też tak myślę – dodał Harry. – Jednak uważam, że należy mu pomóc. Mimo wszystko doprowadził do upadku Voldemorta, a ja chcę aby każdy znał prawdę o jego bohaterstwie. Poza tym nie zamierzam siedzieć bezczynnie i patrzeć jak go skazują na Azkaban. Nie chcę żyć ze świadomością, że mogłem mu pomóc, a niczego nie robiłem. Problem jest w tym, że mnie nie chce widzieć. A ciebie po jakimś czasie… hmm… zaakceptuje…
- Dowalasz mi mnóstwo roboty, wiesz o tym?
- Wiem, naprawdę wiem – powiedział spokojnie. – Kiedyś ci się odwdzięczę, nie wiem kiedy i nie wiem jak, ale jeśli tylko będziesz czegoś potrzebowała… ja zawsze ci pomogę, obiecuję.

Hermiona westchnęła i popatrzyła się na lód pływający na dnie kubka. Nie była zachwycona, zależało jej na jak najlepszych ocenach, a przez ciągłe wizyty w Ministerstwie Magii nie będzie mogła uczyć się tyle ile zechce. Z drugiej strony jej poczucie obowiązku i sprawiedliwości mówiło jej, że powinna obronić Snape’a.
- Naprawdę nikogo innego nie da się znaleźć? Może ja będę temu komuś tylko pomagać?
- Problem w tym, że nie ma nikogo takiego. Większość osób się do tego nie nadaje. Nie znają prawa, nie wiedzą co trzeba robić w Wizengamocie…
- A niby ja wiem? W mugolskim świecie aby zostać adwokatem trzeba mieć skończone studia!
- Przydałoby się zapoczątkować u nas taki zawód. W czarodziejskim może to być każdy pełnoletni czarodziej…
- Oskarżony musi się zgodzić na obrońcę, jeśli Snape nie zechce ze mną współpracować to niczego nie poradzę!
- Chociaż spróbuj! Proszę cię, Hermiono! Jak nie będzie chciał to damy mu spokój i będziemy mieć czyste sumienie!
- Mamo…?
- Dasz radę, wierzę w ciebie – pani Granger uśmiechnęła się do córki. – Poza tym… myślę, że gdy będzie po wszystkim bez problemu dostaniesz pracę, nie ważne ile uzyskasz owutemów.

Tym co zaskoczyło Hermionę po wyjściu Harry’ego było dziwne zachowanie jej matki. Zaczęło to być tak widoczne, że nie wytrzymała i spytała się o co jej chodzi.
- Wiesz córeczko, gdy weszłam do twojego pokoju…
- To co mamo?
- Nie chcę ci nic zarzucać, wiem, że jesteś z Ronem i tworzycie czarującą parę ale…
- Mamo, nie mów, że sobie o czymś pomyślałaś! – Hermiona była przerażona, że coś takiego mogło przyjść jej do głowy.
- Po prostu gdy tak staliście z Harrym… jesteś pewna, że on nie czuje do ciebie mięty?
- Błagam, powiedz, że to tylko żart! Kocham Rona, a Harry kocha Ginny!
- Hmmm, czasem ludzie nie zdają sobie sprawy ze swoich prawdziwych uczuć, a wy wyglądaliście jakbyście…
- Nie chcę o tym słuchać! – Hermiona ostentacyjnie zakryła rękami uszy idąc w stronę drzwi. – Nic między nami nie ma! A ja idę przygotować linię obrony!
- Ok, rozumiem! Już nic nie mówię – pani Granger uśmiechnęła się zagadkowo i ułożyła się wygodnie do drzemki.

Hermiona nie wiedziała czy dobrze zrobiła godząc się na to wszystko. Przez moment rozważała nawet porzucenie szkoły i wrócenie do niej za rok. Ojciec dziewczyny wysłuchał co się działo podczas jego nieobecności w domu i poparł decyzję Hermiony. Powiedział także, że ma najwspanialszą córkę na świecie. Ron nie był zachwycony na wieść o tym, że będzie broniła Snape’a. Pomysł nie pójścia do Hogwartu przypadł mu do gustu i był zawiedziony, gdy powiedziała, że jednak dokończy naukę. Ginny popierała we wszystkim Harry’ego, więc obiecała, że jeśli Hermionie będzie potrzebna pomoc to rzuci dla niej wszystko i zrobi co w jej mocy. Państwo Weasleyowie pokiwali głowami ze współczuciem, mama rudzielców od razu zaczęła litować się nad Hermioną, a jej mąż powiedział, że podziwia ją i bardzo żałuje, że nie udało mu się namówić Severusa do współpracy. Cała rodzina zapewniła, że jeśli tylko będzie czegoś potrzebowała to od razu ruszą jej z pomocą.

***

Dwa dni później Hermiona czekała na Harry’ego pod drzwiami kwatery aurorów. Pobiegł do szefa aby zdobyć dla niej pozwolenie na wizytę w Azkabanie. Podejrzewali, że Robards będzie robił problemy i sądząc po czasie, który minął od wejścia Harry’ego, nie mylili się bardzo. Z westchnieniem wyjęła lusterko i sprawdziła makijaż. Rzadko się malowała, ale wizyty w Ministerstwie Magii uświadomiły jej, że wygląd i prezentacja swojej osoby mogą zdziałać cuda. Sprawdziła czy tusz się nie rozmazał. Używała mugolskich kosmetyków ponieważ czary makijażowe w ogóle jej nie wychodziły, co niesamowicie bawiło Ginny. Hermionie poczerwieniały policzki na wspomnienie jej ostatniej próby. Ginny prawie straciła oddech przez napad wyjątkowo gwałtownego śmiechu, gdy zobaczyła przyjaciółkę z twarzą niczym Drag Queen. Od tamtej pory Hermiona nie eksperymentowała z wyglądem i zaprzyjaźniła się z tuszem, pudrem oraz szminką. Pomyślała, że delikatny makijaż to jest to i niczego więcej nie będzie robić. W tym momencie otworzyły się drzwi i zobaczyła Harry’ego.
- Musisz iść tam osobiście. Powiedział, że jeśli jeszcze raz będę go o coś prosił  związanego ze Snapem to mi nogi z dupy powyrywa i zdegraduje do czyściciela toalet.

Hermiona wyprostowała się, poprawiła żakiet i weszła. Nie wiedziała co ją tam czeka, ale nie zamierzała się bać. Gawain Robards, Szef Biura Aurorów siedział za biurkiem i patrzył się na nią badawczo.
- Panna Granger, witam – wyciągnął do niej dłoń.
- Witam panie Robards – uścisnęła jego dłoń swoją.
- Przyszłaś tutaj w sprawie…
- …spotkania z Severusem Snapem – odpowiedziała, starała się patrzeć mu w oczy i nie mrugać.
- Słyszałem, że jesteś cięta na śmierciożerców, panno Granger – rzekł sięgając niby od niechcenia formularz podania. – Czyżby stanowisko w tej sprawie się zmieniło? Severus to jeden z najgorszych szumowin, a chcesz go bronić!
- Tak, zamierzam to zrobić i nie zamierzam się nikomu z tego tłumaczyć. Ale nie będę w stanie gdy nie da mi pan pozwolenia na widzenie się z nim!
- Dostaniesz je, następnym razem sama przyjdź, a nie przysyłaj mi tutaj Pottera – złożył na formularzu podpis i spojrzał się na nią z nieprzyjemnym uśmieszkiem. – Mam nadzieję, że potrafisz walczyć ponieważ będę głównym oskarżycielem.
Tak była zdumiona, że nic nie odpowiedziała. Będzie walczyć z szefem Harry’ego o Snape’a! Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że będzie coś takiego robić to by go wyśmiała. Jednak nie było odwrotu, obiecała co obiecała. Gawain podszedł do szafy i wyciągnął z niej gumową piłeczkę. W ciągu kilku sekund świstoklik do Azkabanu był gotowy. Hermiona włożyła do torebki pozwolenie i dotknęła leżącego na biurku przedmiotu. Zanim się zaświecił Robards powiedział:
- masz godzinę panno Granger!

Poczuła szarpnięcie i poleciała do Azkabanu. Uderzyła stopami o kamienne podłoże, prawie się przewróciła, ale w ostatniej chwili utrzymała równowagę. Poczuła zapach morza i spojrzała w górę. Trójkątny otwór ukazywał kawałek bezchmurnego nieba.
- Pozwolenie!
Męski głos wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się i zobaczyła stojącego przed jej nosem aurora który patrzył się na nią nieufnie. Pod ścianą, przy małych drzwiach, siedział jego kolega. Obok niego stał stolik z drugim krzesłem, w ścianę wmurowany był sejf. Podała pergamin, przeczytał go i obejrzał z każdej strony podejrzewając, że jest podrobiony.
- Różdżka i świstoklik!
Oddała mu swoją jedyną broń i piłeczkę. Spojrzał na przedmioty i włożył je do sejfu stojącego za nim.
- Torebka!
Podała ją aurorowi, wysypał zawartość na stolik stojący przy sejfie. Pogrzebał chwilę przeglądając zawartość i pomruczał zaklęcia machając nad nią swoją różdżką.
- Może brać, za godzinę będzie powrotny świstoklik. Ani minuty spóźnienia! – powiedział z naciskiem. – John, zaprowadź ją do starego nietoperza.
- Idzie za mną! – powiedział drugi auror, który był tak samo gburowaty jak pierwszy.
- Dobrze, dobrze – mruknęła. – Mnie też miło panów poznać…
Weszli do lochów przez małe drzwiczki. Okazało się, że za nimi znajduje się tak samo niski korytarz, a w nim schody prowadzące w dół. Grube mury były zimne, Hermiona gratulowała sobie w myślach pomysłu wzięcia żakietu. Na dworze panował sierpniowy upał, ale w lochach Azkabanu było zimno. Po przejściu przez labirynt korytarzy auror zatrzymał się i wykonał kilka skomplikowanych ruchów różdżką, stukając co jakiś czas drzwi. Gdy skończył, ciężkie wrota stały otworem.
- Przyjdę tutaj na pięć minut przed odejściem świstoklika. Ma być gotowa!

Hermiona przytaknęła milcząco i weszła do celi. Pomieszczenie było małe i pasowało do reszty budowli. Grube, chłodne mury, kamienna podłoga, pod sufitem maleńkie okienko przez które wpadało światło. Dzięki temu, że był słoneczny dzień można było zobaczyć wnętrze, gdyby było pochmurnie w środku panowałaby ciemność. Snape siedział na materacu pod ścianą gdzie panował półmrok. Nawet na nią nie spojrzał.
- Możesz wracać, na nic się nie zgodzę. Powiedz Potterowi aby poszedł do diabła – rzekł swoim zwyczajnym, chłodnym tonem.
- Poszedł i wrócił, słyszał pan o kimś takim jak Voldemort panie profesorze?
- Jakbyś nie zauważyła Granger to już ciebie nie uczę! – warknął ciągle patrząc się na ścianę.
- Dobrze… więc panie Severusie… - zaczęła.
- Mówiłem, że nie! Idź stąd!
Hermionie powoli zaczynało się podnosić ciśnienie. Najchętniej w ogóle by tu się nie wybrała gdyby nie Harry.
- Będę pana broniła przed Wizengamotem!
- Nie musisz, już się przyzwyczaiłem do mojego nowego miejsca zamieszkania.
- Jeśli się pan zgodzi to ma pan szansę wyjść na wolność! – powiedziała szybko. – Mamy świadków! Damy radę!
- Mam to gdzieś – jego ton był równie lodowaty jak loch w którym przebywał.
- Ale…
- Nie!
- Ale…!
- NIE SŁYSZYSZ!? NIE!!! – wrzasnął odwracając się do niej. – Nie chcę niczego od Pottera! Najpierw sam przyłaził, potem przysyłał innych. Mam was wszystkich dość! – wstał i zaczął nerwowo chodzić od jednej ściany do drugiej. – Było tutaj trzech Weasleyów, McGonagall, nawet Shacklebolt, a teraz ty!

Jego widok prawie zwalił Hermionę z nóg, był to cień dawnego Snape’a. Wyglądał na wychudzonego i chorego. Miał na sobie za duże więzienne szaty. Dziwnie było go widzieć w innym kolorze niż czerń i bez jego nietoperzowej peleryny. Dziewczyna zauważyła, że jego czarne włosy przyprószone zostały siwizną.
- To moje życie – ciągnął. – I ja zdecyduję co z nim zrobić!
- Nie – powiedziała cicho.
- Co nie, dziewczyno?
- Nie pan zdecyduje tylko Wizengamot. A skoro chce mieć pan wpływ na swoje życie to proponuję chociaż trochę powalczyć, a nie poddawać się jak tchórz.
- Phi, myślisz, że to mnie przekona?
- Ooooch, jasne że nie! Szczerze mówiąc będę PRZESZCZĘŚLIWA jeśli pan się nie zgodzi! – warknęła. – Mam o wiele lepsze rzeczy do roboty niż babranie się w pańskich brudach! Ja chcę tylko skończyć naukę w Hogwarcie!

Zapadła cisza, Snape popatrzył się na nią badawczo. Hermiona stała pod ścianą z rękami założonymi na piersi. Była co raz bardziej zdenerwowana.
- Hogwart?
-Tak! Hogwart! –  prawie krzyczała ale nie mogła nic na to poradzić, gotowało się w niej. – Taka szkoła, może pan o niej słyszał?
- Skoro nie chcesz mnie bronić to po co to robisz? – spytał kąśliwie Severus.
- Harry mnie w to wrobił! – wyrwało jej się. Pomyślała, że ma napięcie przedmiesiączkowe skoro się nie kontroluje i krzyczy na ludzi. – Najchętniej w ogóle bym się tutaj nie pojawiła, ale obiecałam! Więc może by pan okazał chociaż cień zrozumienia i wysłuchał co mam do powiedzenia, do cholery jasnej!
- Jakbyś nie zauwa… - Snape zaczął, ale nie skończył gdyż Hermiona walnęła pięścią w ścianę obok niego.

Nie było to mocne uderzenie, ale widocznie zrobiło wrażenie na dawnym nauczycielu eliksirów, gdyż popatrzył się na nią pytająco.
- Posłucha pan co mam do powiedzenia… - powiedziała ostrzegawczym tonem patrząc mu prosto w oczy. – A potem może pan stwierdzić, że nie chce abym była pańskim obrońcą i wszyscy będą szczęśliwi!
- Zamieniam się w… słuch – wycedził, po czym dodał. – Postaraj się panować nad swoim napięciem…
- Jest spora szansa, że zostanie oczyszczony pan z zarzutów – Hermiona weszła mu w słowo udając, że nie dosłyszała ostatniego zdania. – Przeanalizowałam osiem spraw sądowych z udziałem portretów jako świadków. Nie musi pan udostępniać swoich wspomnień!
- Nie…? – popatrzył się na nią nieufnie.
- Nie do cholery! – warknęła. – Bo przecież o to chodzi, prawda? Nie chce ich pan pokazać, rozumiem to! Dlatego wymyśliłam inny sposób!

Snape milczał, Hermiona dyszała ciężko. Minęło kilka minut w ciszy. W końcu dziewczyna postanowiła się odezwać.
- Nie jest mi na rękę bronienie pana, ale zrobię to jeśli pan się zgodzi. Gawain Robards utrudnia wszystko jak się da… Na dodatek będzie głównym oskarżycielem i już dał mi do zrozumienia, że z nim nie wygram.
- Ten syn gumochłona i ropuchy? – spytał się zniesmaczony Snape.
- Tak, ten! – potwierdziła. – Miło gdyby pan się zgodził chociażby po to, aby mu dokopać!
Snape siedział zamyślony. Hermiona dopiero teraz zauważyła, że jest zmarznięta. Zaczęła się zastanawiać jakim cudem on tutaj wytrzymuje w tej szacie. Przebywanie tutaj to tortura. Nagle usłyszała stukanie w drzwi.
- Więc jak? – spytała się gdy do celi wszedł auror.

- Przyjdź jeszcze raz – odrzekł Snape i odwrócił się w stronę ściany, nie żegnając się z nią, ani nawet nie zaszczycając spojrzeniem.