- Nie, nie i
jeszcze raz nie! – powiedziała Hermiona odwracając się do Harry’ego plecami. –
Prosisz o zbyt wiele!
- Hermiono… Jesteś
naszą ostatnią nadzieją…
- Mam sporo na
głowie! Jeszcze mi tylko Snape’a brakuje!
Harry przyjechał
do domu Hermiony aby odebrać od niej notatki dotyczące spraw sądowych z
udziałem obrazów. Zaczęli rozmawiać o swoim dawnym profesorze eliksirów i
szybko wyszło na jaw czego jeszcze oczekuje od niej przyjaciel. Okazało się, że
Snape nie zgadza się aby ktokolwiek go bronił przed Wizengamotem. Złożyło mu
wizytę pół Zakonu Feniksa, ale nikomu nie udało się przekonać go do zmiany
decyzji. Harry wiedział, że jego przyjaciółka ma wiele obowiązków i odraczał
ten moment jak tylko mógł, ale w końcu nie miał wyjścia i musiał poprosić ją o
pomoc. Hermionie w ogóle się to nie podobało. Wprawdzie zakończyła remont i
nadrabianie zaległości z Ginny jednak wiedziała, że rozprawy będą się ciągnąć
przez dłuższy czas, a ona chciała się porządnie przygotować do owutemów.
Hermiona miała świadomość, że i tak będzie zajęta przez pierwsze miesiące
szkoły przez proces Umbridge.
- Wiem, że jest
ci ciężko – powiedział miękko Harry kładąc ręce na jej ramionach i obracając ją
do siebie. – Wiesz jaki on jest, a tylko ty potrafisz sobie poradzić z takimi
osobami. Z Percym szło ci śpiewająco… Na dodatek znasz na pamięć Prawo Czarodziejów.
- Nie
przesadzaj! – warknęła Hermiona. – Nie znam wszystkiego!
- Tak? Jak brzmi
piąty punkt Karty Praw Wizengamotu?
- Oskarżony ma
prawo powoływać świadków na swą obronę… Czemu się śmiejesz?!
Popatrzyła się
na jego rozbawioną twarz, ręce nadal trzymał na jej ramionach. Zrozumiała powód
jego wesołości i nagle wszystko wydało jej się zabawne. Chichotali jak szaleni
z głowami pochylonymi ku sobie, aż się zetknęli czołami. Właśnie wtedy weszła do
pokoju jej mama.
- Och, kochanie,
chyba przeszkadzam… - powiedziała i szybko zamknęła drzwi.
Hermiona
odskoczyła od Harry’ego i dopadła ją na schodach.
- Mamo! Miałaś
nie wstawać!
- Nie
przesadzaj… poszłam do toalety i pomyślałam, że może chcecie czegoś do picia…
- Marsz do
łóżka! Zrobimy mrożoną herbatę, przyniesiemy ci ją i posiedzimy z tobą!
Dwadzieścia
minut później Harry opowiadał mamie przyjaciółki co go przywiodło do ich domu.
Temat Snape’a nie był dogłębnie przez Hermionę omówiony dlatego pani Granger
słuchała z zainteresowaniem. Na samym końcu jej córka spytała się co powinna
zrobić.
- Szczerze?
-Tak, mamo.
- Ja bym go
ratowała nawet jeśli on tego nie chce.
- Widzisz,
Hermiono? - rzekł Harry. – Słuchaj się
mamy!
- Wiem,
kochanie, że oceny są dla ciebie bardzo ważne – pani Granger popatrzyła się z
czułością na córkę. – Jesteś taka mądra i ambitna. Myślę jednak, że w
przyszłości będziesz bardziej żałować, że nie zrobiłaś czegoś dobrego niż to,
że dostałaś kilka niższych ocen na egzaminach. Nauka to nie wszystko, ważniejsi
są ludzie.
Hermiona
przygryzła wargę. Myślała, że mama ją poprze. Dobrze wiedziała, że nie lubi
Snape’a, wiele razy opowiadała rodzicom o znęcaniu się nad uczniami, jego braku
sprawiedliwości i wywyższaniu ślizgonów.
- Wiem, że był
okropny… ale z tego co opowiadał Harry możliwe jest, że to była tylko gra –
kontynuowała pani Granger. – Sądzę, że nie jest zadowolony z faktu, że jego
tajemnica zostanie odkryta. Tyle lat żył udając, że jest złym człowiekiem.
- Mamo, ja wiem,
że zachował się wspaniale walcząc z Voldemortem. Prawda jest taka, że jest okrutny,
złośliwy i mściwy. Jego prawdziwe cechy charakteru pomagały mu w tym wszystkim.
Nie musiał się wysilać udając, że nienawidzi Harry’ego ponieważ taka jest
prawda!
- Tak, też tak
myślę – dodał Harry. – Jednak uważam, że należy mu pomóc. Mimo wszystko
doprowadził do upadku Voldemorta, a ja chcę aby każdy znał prawdę o jego
bohaterstwie. Poza tym nie zamierzam siedzieć bezczynnie i patrzeć jak go
skazują na Azkaban. Nie chcę żyć ze świadomością, że mogłem mu pomóc, a niczego
nie robiłem. Problem jest w tym, że mnie nie chce widzieć. A ciebie po jakimś
czasie… hmm… zaakceptuje…
- Dowalasz mi
mnóstwo roboty, wiesz o tym?
- Wiem, naprawdę
wiem – powiedział spokojnie. – Kiedyś ci się odwdzięczę, nie wiem kiedy i nie
wiem jak, ale jeśli tylko będziesz czegoś potrzebowała… ja zawsze ci pomogę,
obiecuję.
Hermiona
westchnęła i popatrzyła się na lód pływający na dnie kubka. Nie była
zachwycona, zależało jej na jak najlepszych ocenach, a przez ciągłe wizyty w
Ministerstwie Magii nie będzie mogła uczyć się tyle ile zechce. Z drugiej
strony jej poczucie obowiązku i sprawiedliwości mówiło jej, że powinna obronić
Snape’a.
- Naprawdę
nikogo innego nie da się znaleźć? Może ja będę temu komuś tylko pomagać?
- Problem w tym,
że nie ma nikogo takiego. Większość osób się do tego nie nadaje. Nie znają
prawa, nie wiedzą co trzeba robić w Wizengamocie…
- A niby ja
wiem? W mugolskim świecie aby zostać adwokatem trzeba mieć skończone studia!
- Przydałoby się
zapoczątkować u nas taki zawód. W czarodziejskim może to być każdy pełnoletni
czarodziej…
- Oskarżony musi
się zgodzić na obrońcę, jeśli Snape nie zechce ze mną współpracować to niczego
nie poradzę!
- Chociaż
spróbuj! Proszę cię, Hermiono! Jak nie będzie chciał to damy mu spokój i będziemy
mieć czyste sumienie!
- Mamo…?
- Dasz radę,
wierzę w ciebie – pani Granger uśmiechnęła się do córki. – Poza tym… myślę, że
gdy będzie po wszystkim bez problemu dostaniesz pracę, nie ważne ile uzyskasz
owutemów.
Tym co
zaskoczyło Hermionę po wyjściu Harry’ego było dziwne zachowanie jej matki.
Zaczęło to być tak widoczne, że nie wytrzymała i spytała się o co jej chodzi.
- Wiesz
córeczko, gdy weszłam do twojego pokoju…
- To co mamo?
- Nie chcę ci
nic zarzucać, wiem, że jesteś z Ronem i tworzycie czarującą parę ale…
- Mamo, nie mów,
że sobie o czymś pomyślałaś! – Hermiona była przerażona, że coś takiego mogło
przyjść jej do głowy.
- Po prostu gdy
tak staliście z Harrym… jesteś pewna, że on nie czuje do ciebie mięty?
- Błagam,
powiedz, że to tylko żart! Kocham Rona, a Harry kocha Ginny!
- Hmmm, czasem
ludzie nie zdają sobie sprawy ze swoich prawdziwych uczuć, a wy wyglądaliście
jakbyście…
- Nie chcę o tym
słuchać! – Hermiona ostentacyjnie zakryła rękami uszy idąc w stronę drzwi. –
Nic między nami nie ma! A ja idę przygotować linię obrony!
- Ok, rozumiem!
Już nic nie mówię – pani Granger uśmiechnęła się zagadkowo i ułożyła się
wygodnie do drzemki.
Hermiona nie
wiedziała czy dobrze zrobiła godząc się na to wszystko. Przez moment rozważała
nawet porzucenie szkoły i wrócenie do niej za rok. Ojciec dziewczyny wysłuchał
co się działo podczas jego nieobecności w domu i poparł decyzję Hermiony.
Powiedział także, że ma najwspanialszą córkę na świecie. Ron nie był zachwycony
na wieść o tym, że będzie broniła Snape’a. Pomysł nie pójścia do Hogwartu
przypadł mu do gustu i był zawiedziony, gdy powiedziała, że jednak dokończy
naukę. Ginny popierała we wszystkim Harry’ego, więc obiecała, że jeśli Hermionie
będzie potrzebna pomoc to rzuci dla niej wszystko i zrobi co w jej mocy.
Państwo Weasleyowie pokiwali głowami ze współczuciem, mama rudzielców od razu
zaczęła litować się nad Hermioną, a jej mąż powiedział, że podziwia ją i bardzo
żałuje, że nie udało mu się namówić Severusa do współpracy. Cała rodzina
zapewniła, że jeśli tylko będzie czegoś potrzebowała to od razu ruszą jej z
pomocą.
***
Dwa dni później
Hermiona czekała na Harry’ego pod drzwiami kwatery aurorów. Pobiegł do szefa
aby zdobyć dla niej pozwolenie na wizytę w Azkabanie. Podejrzewali, że Robards
będzie robił problemy i sądząc po czasie, który minął od wejścia Harry’ego, nie
mylili się bardzo. Z westchnieniem wyjęła lusterko i sprawdziła makijaż. Rzadko
się malowała, ale wizyty w Ministerstwie Magii uświadomiły jej, że wygląd i
prezentacja swojej osoby mogą zdziałać cuda. Sprawdziła czy tusz się nie
rozmazał. Używała mugolskich kosmetyków ponieważ czary makijażowe w ogóle jej
nie wychodziły, co niesamowicie bawiło Ginny. Hermionie poczerwieniały policzki
na wspomnienie jej ostatniej próby. Ginny prawie straciła oddech przez napad
wyjątkowo gwałtownego śmiechu, gdy zobaczyła przyjaciółkę z twarzą niczym Drag
Queen. Od tamtej pory Hermiona nie eksperymentowała z wyglądem i zaprzyjaźniła
się z tuszem, pudrem oraz szminką. Pomyślała, że delikatny makijaż to jest to i
niczego więcej nie będzie robić. W tym momencie otworzyły się drzwi i zobaczyła
Harry’ego.
- Musisz iść tam
osobiście. Powiedział, że jeśli jeszcze raz będę go o coś prosił związanego ze Snapem to mi nogi z dupy
powyrywa i zdegraduje do czyściciela toalet.
Hermiona wyprostowała
się, poprawiła żakiet i weszła. Nie wiedziała co ją tam czeka, ale nie
zamierzała się bać. Gawain Robards, Szef Biura Aurorów siedział za biurkiem i
patrzył się na nią badawczo.
- Panna Granger,
witam – wyciągnął do niej dłoń.
- Witam panie
Robards – uścisnęła jego dłoń swoją.
- Przyszłaś
tutaj w sprawie…
- …spotkania z
Severusem Snapem – odpowiedziała, starała się patrzeć mu w oczy i nie mrugać.
- Słyszałem, że jesteś
cięta na śmierciożerców, panno Granger – rzekł sięgając niby od niechcenia
formularz podania. – Czyżby stanowisko w tej sprawie się zmieniło? Severus to
jeden z najgorszych szumowin, a chcesz go bronić!
- Tak, zamierzam
to zrobić i nie zamierzam się nikomu z tego tłumaczyć. Ale nie będę w stanie
gdy nie da mi pan pozwolenia na widzenie się z nim!
- Dostaniesz je,
następnym razem sama przyjdź, a nie przysyłaj mi tutaj Pottera – złożył na
formularzu podpis i spojrzał się na nią z nieprzyjemnym uśmieszkiem. – Mam
nadzieję, że potrafisz walczyć ponieważ będę głównym oskarżycielem.
Tak była
zdumiona, że nic nie odpowiedziała. Będzie walczyć z szefem Harry’ego o
Snape’a! Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że będzie coś takiego robić to by go
wyśmiała. Jednak nie było odwrotu, obiecała co obiecała. Gawain podszedł do
szafy i wyciągnął z niej gumową piłeczkę. W ciągu kilku sekund świstoklik do
Azkabanu był gotowy. Hermiona włożyła do torebki pozwolenie i dotknęła leżącego
na biurku przedmiotu. Zanim się zaświecił Robards powiedział:
- masz godzinę
panno Granger!
Poczuła szarpnięcie
i poleciała do Azkabanu. Uderzyła stopami o kamienne podłoże, prawie się
przewróciła, ale w ostatniej chwili utrzymała równowagę. Poczuła zapach morza i
spojrzała w górę. Trójkątny otwór ukazywał kawałek bezchmurnego nieba.
- Pozwolenie!
Męski głos wyrwał
ją z zamyślenia. Odwróciła się i zobaczyła stojącego przed jej nosem aurora
który patrzył się na nią nieufnie. Pod ścianą, przy małych drzwiach, siedział
jego kolega. Obok niego stał stolik z drugim krzesłem, w ścianę wmurowany był
sejf. Podała pergamin, przeczytał go i obejrzał z każdej strony podejrzewając,
że jest podrobiony.
- Różdżka i
świstoklik!
Oddała mu swoją
jedyną broń i piłeczkę. Spojrzał na przedmioty i włożył je do sejfu stojącego
za nim.
- Torebka!
Podała ją
aurorowi, wysypał zawartość na stolik stojący przy sejfie. Pogrzebał chwilę przeglądając
zawartość i pomruczał zaklęcia machając nad nią swoją różdżką.
- Może brać, za
godzinę będzie powrotny świstoklik. Ani minuty spóźnienia! – powiedział z
naciskiem. – John, zaprowadź ją do starego nietoperza.
- Idzie za mną!
– powiedział drugi auror, który był tak samo gburowaty jak pierwszy.
- Dobrze, dobrze
– mruknęła. – Mnie też miło panów poznać…
Weszli do lochów
przez małe drzwiczki. Okazało się, że za nimi znajduje się tak samo niski
korytarz, a w nim schody prowadzące w dół. Grube mury były zimne, Hermiona
gratulowała sobie w myślach pomysłu wzięcia żakietu. Na dworze panował sierpniowy
upał, ale w lochach Azkabanu było zimno. Po przejściu przez labirynt korytarzy
auror zatrzymał się i wykonał kilka skomplikowanych ruchów różdżką, stukając co
jakiś czas drzwi. Gdy skończył, ciężkie wrota stały otworem.
- Przyjdę tutaj
na pięć minut przed odejściem świstoklika. Ma być gotowa!
Hermiona
przytaknęła milcząco i weszła do celi. Pomieszczenie było małe i pasowało do
reszty budowli. Grube, chłodne mury, kamienna podłoga, pod sufitem maleńkie
okienko przez które wpadało światło. Dzięki temu, że był słoneczny dzień można
było zobaczyć wnętrze, gdyby było pochmurnie w środku panowałaby ciemność. Snape
siedział na materacu pod ścianą gdzie panował półmrok. Nawet na nią nie
spojrzał.
- Możesz wracać,
na nic się nie zgodzę. Powiedz Potterowi aby poszedł do diabła – rzekł swoim
zwyczajnym, chłodnym tonem.
- Poszedł i
wrócił, słyszał pan o kimś takim jak Voldemort panie profesorze?
- Jakbyś nie
zauważyła Granger to już ciebie nie uczę! – warknął ciągle patrząc się na
ścianę.
- Dobrze… więc
panie Severusie… - zaczęła.
- Mówiłem, że
nie! Idź stąd!
Hermionie powoli
zaczynało się podnosić ciśnienie. Najchętniej w ogóle by tu się nie wybrała
gdyby nie Harry.
- Będę pana
broniła przed Wizengamotem!
- Nie musisz,
już się przyzwyczaiłem do mojego nowego miejsca zamieszkania.
- Jeśli się pan
zgodzi to ma pan szansę wyjść na wolność! – powiedziała szybko. – Mamy
świadków! Damy radę!
- Mam to gdzieś
– jego ton był równie lodowaty jak loch w którym przebywał.
- Ale…
- Nie!
- Ale…!
- NIE SŁYSZYSZ!?
NIE!!! – wrzasnął odwracając się do niej. – Nie chcę niczego od Pottera!
Najpierw sam przyłaził, potem przysyłał innych. Mam was wszystkich dość! –
wstał i zaczął nerwowo chodzić od jednej ściany do drugiej. – Było tutaj trzech
Weasleyów, McGonagall, nawet Shacklebolt, a teraz ty!
Jego widok
prawie zwalił Hermionę z nóg, był to cień dawnego Snape’a. Wyglądał na
wychudzonego i chorego. Miał na sobie za duże więzienne szaty. Dziwnie było go
widzieć w innym kolorze niż czerń i bez jego nietoperzowej peleryny. Dziewczyna
zauważyła, że jego czarne włosy przyprószone zostały siwizną.
- To moje życie
– ciągnął. – I ja zdecyduję co z nim zrobić!
- Nie –
powiedziała cicho.
- Co nie,
dziewczyno?
- Nie pan
zdecyduje tylko Wizengamot. A skoro chce mieć pan wpływ na swoje życie to
proponuję chociaż trochę powalczyć, a nie poddawać się jak tchórz.
- Phi, myślisz,
że to mnie przekona?
- Ooooch, jasne
że nie! Szczerze mówiąc będę PRZESZCZĘŚLIWA jeśli pan się nie zgodzi! –
warknęła. – Mam o wiele lepsze rzeczy do roboty niż babranie się w pańskich
brudach! Ja chcę tylko skończyć naukę w Hogwarcie!
Zapadła cisza,
Snape popatrzył się na nią badawczo. Hermiona stała pod ścianą z rękami
założonymi na piersi. Była co raz bardziej zdenerwowana.
- Hogwart?
-Tak! Hogwart! –
prawie krzyczała ale nie mogła nic na to
poradzić, gotowało się w niej. – Taka szkoła, może pan o niej słyszał?
- Skoro nie
chcesz mnie bronić to po co to robisz? – spytał kąśliwie Severus.
- Harry mnie w
to wrobił! – wyrwało jej się. Pomyślała, że ma napięcie przedmiesiączkowe skoro
się nie kontroluje i krzyczy na ludzi. – Najchętniej w ogóle bym się tutaj nie
pojawiła, ale obiecałam! Więc może by pan okazał chociaż cień zrozumienia i wysłuchał
co mam do powiedzenia, do cholery jasnej!
- Jakbyś nie
zauwa… - Snape zaczął, ale nie skończył gdyż Hermiona walnęła pięścią w ścianę
obok niego.
Nie było to
mocne uderzenie, ale widocznie zrobiło wrażenie na dawnym nauczycielu eliksirów, gdyż popatrzył się na nią pytająco.
- Posłucha pan
co mam do powiedzenia… - powiedziała ostrzegawczym tonem patrząc mu prosto w
oczy. – A potem może pan stwierdzić, że nie chce abym była pańskim obrońcą i
wszyscy będą szczęśliwi!
- Zamieniam się
w… słuch – wycedził, po czym dodał. – Postaraj się panować nad swoim napięciem…
- Jest spora
szansa, że zostanie oczyszczony pan z zarzutów – Hermiona weszła mu w słowo
udając, że nie dosłyszała ostatniego zdania. – Przeanalizowałam osiem spraw
sądowych z udziałem portretów jako świadków. Nie musi pan udostępniać swoich
wspomnień!
- Nie…? –
popatrzył się na nią nieufnie.
- Nie do
cholery! – warknęła. – Bo przecież o to chodzi, prawda? Nie chce ich pan
pokazać, rozumiem to! Dlatego wymyśliłam inny sposób!
Snape milczał,
Hermiona dyszała ciężko. Minęło kilka minut w ciszy. W końcu dziewczyna
postanowiła się odezwać.
- Nie jest mi na
rękę bronienie pana, ale zrobię to jeśli pan się zgodzi. Gawain Robards utrudnia
wszystko jak się da… Na dodatek będzie głównym oskarżycielem i już dał mi do zrozumienia,
że z nim nie wygram.
- Ten syn
gumochłona i ropuchy? – spytał się zniesmaczony Snape.
- Tak, ten! – potwierdziła.
– Miło gdyby pan się zgodził chociażby po to, aby mu dokopać!
Snape siedział
zamyślony. Hermiona dopiero teraz zauważyła, że jest zmarznięta. Zaczęła się
zastanawiać jakim cudem on tutaj wytrzymuje w tej szacie. Przebywanie tutaj to
tortura. Nagle usłyszała stukanie w drzwi.
- Więc jak? – spytała
się gdy do celi wszedł auror.
- Przyjdź
jeszcze raz – odrzekł Snape i odwrócił się w stronę ściany, nie żegnając się z
nią, ani nawet nie zaszczycając spojrzeniem.