poniedziałek, 25 września 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 76 – Mroczny rytuał


- Masz pięć minut, aby spakować siebie i żonę. Wyjeżdżacie na dłużej – Snape powiedział to do pana Grangera, który od razu wybiegł z pokoju, jakby ktoś go gonił. – Idź mu pomóc! Na co czekasz? – zapytał Hermiony surowym tonem.
- Muszę się przebrać – oznajmiła, gdy stała przed lustrem i zdejmowała welon.
- Nie mamy na to czasu! – prychnął Severus i zmierzył ją spojrzeniem od stup do głów – poza tym… ładnie w niej wyglądasz – dodał cicho.
Hermiona pomyślała, że gdyby nie to, że aż ją mdliło ze strachu, to zarumieniłaby się i zachichotała w reakcji na tak niespodziewany komplement.
- Chociaż… - czarodziej się zamyślił – gdy się uważniej przyjrzeć, to można stwierdzić, że ma w sobie coś z podomki – zakpił.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to Severus byłby martwy. Hermiona przez sekundę szczerze żałowała, że nie jest bazyliszkiem. Jednak nie była nim, dlatego musiała okazać swoje niezadowolenie poprzez wyprostowanie się i minięcie byłego współlokatora bez słowa.
- Co się dzieje? – Ginny dopadła przyjaciółkę na korytarzu.
- Severus znalazł sposób, aby uratować mamę – wyszeptała Hermiona.
- W dniu ślubu? – Harry nie ukrywał irytacji. – Zadziwiający zbieg okoliczności…
- Nie muszę ci się tłumaczyć, Potter! – warknął Snape, który bezszelestnie pojawił się za ich plecami.
- Na pewno zrobiłeś to specjalnie! – wysyczał auror, posyłając gniewne spojrzenie w stronę byłego mistrza eliksirów. – Specjalnie wybrałeś ten dzień i godzinę, aby tylko nie wyszła za mąż!
Hermiona nie czekała na dalszą wymianę zdań pomiędzy Harrym i Severusem. Po pierwsze, wiedziała, że będą obrzucać się coraz bardziej jadowitymi zniewagami, a po drugie, nie miała na to czasu. Nawet jeśli jej przyjaciel miał rację, to nie martwiła się tym zbytnio. Wiedziała, że ten ślub nie jest tym, czego pragnęła w tym momencie. Wolała mieć zdrową matkę i chłopaka, z którym spędzi trochę czasu przed poważnymi deklaracjami.
- Odsuń się, pomogę ci – powiedziała do ojca, zamykając drzwi na klucz.
Uniosła różdżkę i ubrania same zaczęły pakować się do walizek. Po chwili dołączyły do nich przybory toaletowe, które przyleciały posłusznie z łazienki i wylądowały w odpowiedniej przegródce.
- Co on zamierza zrobić? – zapytał pan Granger, gdy zasuwał zamki.
- Nie wiem, ale boję się, że może to dotyczyć czarnej magii – wyznała Hermiona. – Nie widzę innego powodu, dla którego kazałby nam przysięgać.
- To nie ważne, dziecinko… - szepnął ojciec czarownicy, który zrobił się blady ze strachu. – Zrobiłbym wszystko dla Jean. Pobiegłbym wprost do piekła i z powrotem.
- Skończyliście!? – rozeźlony głos Severusa, dobiegł zza drzwi.
- Tak, już idziemy! - oświadczyła Hermiona, chwytając walizkę matki.
Po chwili na schodach domu państwa Granger pojawił się dziwaczny orszak. Na czele szedł Severus, którego długi, czarny płaszcz powiewał niczym skrzydła nietoperza. Zaraz za nim podążał Harry, którego mina świadczyła o tym, jak bardzo nienawidzi swojego byłego nauczyciela. Hermiona z Ginny niosły razem walizkę, ponieważ suknia ślubna mocno utrudniała to zadanie. Pochód zamykał pan Granger, który skupiony był na tym, aby nie nadepnąć na koronkę, która sunęła po schodach zaraz za swoją właścicielką.
- Spakuj walizki do swojego samochodu. Ja zajmę się Jean – Severus rozkazał ojcu Hermiony, a sam udał się w stronę chorej kobiety, która siedziała na wózku inwalidzkim.
Białaczka wyniszczyła jej organizm i widać było, że każda chwila jest dla niej cierpieniem. Miała otwarte oczy, ale sprawiała wrażenie, że nie widzi, co się wokół niej dzieje. Zdawało się, że ciało Jean to tylko skóra i kości, dlatego Severus bez problemu wziął ją w ramiona i podniósł. Dopiero wtedy zareagowała, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Uratuję cię – szepnął do niej czarodziej i ruszył w stronę wyjścia.
- Idę z wami! – krzyknął Harry. – Chcę mieć pewność, że wszystko będzie w porządku!
- A ja chcę wiedzieć, co tu się dzieje! – zawołał Thierry, który starał się utrzymać wyrywającą się Suzanne.
- Chcę jechać! Chcę jechać! Chcę jechać! – wydzierała się dziewczynka, kopiąc po kostkach narzeczonego siostry.
- Suzanne, zostajesz z panną Weasley! – krzyknął Severus, odwracając się, co sprawiło, że trzylatka od razu się uspokoiła. – Ona się tobą zajmie.
- Niby czemu ja!? – zaprotestowała gwałtownie Ginny.
- Bo jesteś babą, a one znają się na dzieciach – odparł jadowitym tonem. – Potter ci pomoże, niech nabiera wprawy.
- Po moim tru…
- Proszę, zostań z Ginny. Wrócę i wszystko wam opowiem – Hermiona przerwała Harry’emu.
- Ufasz mu bardziej niż mnie? – padło poważnie pytanie.
- W tym momencie tak – potwierdziła czarownica i spuściła wzrok, aby nie widzieć rozgoryczenia na twarzy przyjaciela.
Severus uśmiechnął się triumfalnie do Harry’ego i opuścił dom Grangerów. W tym czasie Hermiona podeszła do Thierry’ego, który stał przodem do okna, a tyłem do niej. Na twarzy miał dziwną minę, która mogła świadczyć o wielu emocjach, ale zarazem była trudna do rozszyfrowania.
- Czy jestem na ciebie zły i obrażony? Oczywiście – oświadczył zdławionym głosem, gdy Hermiona stanęła przed nim. – Mimo tych uczuć, jestem w stanie stwierdzić, że jest to ekscytujące i dzięki temu będę miał materiał do swojej książki. Nawet nieprzyjemne doświadczenia mogą stanowić inspirację. Poza tym wiem, że coś wszyscy przede mną ukrywacie. Te porozumiewawcze spojrzenia… szepty… niedopowiedzenia… Mam nadzieję, że kiedyś mi to wyjaśnisz.
- Oczywiście – wyszeptała Hermiona, po czym pocałowała go gwałtownie. – Poczekaj tu na mnie – oznajmiła i pobiegła do samochodu.
Siadła z tyłu, koło mamy i zapięła pas. Gdy dojechali do końca uliczki, odwróciła się i zobaczyła, że na ich podjeździe zaparkował samochód, z którego wysiadł urzędnik, który miał udzielić jej i Thierry’emu ślubu. Westchnęła potężnie i powróciła do poprzedniej pozycji.
- Będzie… dobrze… - wyszeptała Jean z trudem i zrobiła lekki ruch ręką, kierując ją w stronę córki.
Hermiona złapała ją za dłoń, na której mogła spokojnie uczyć się anatomii, ponieważ dało się wyczuć każdą kość i przytaknęła. Spojrzenie jej i ojca spotkało się we wstecznym lusterku. Nie musieli porozumieć się przy pomocy słów. Obydwoje wiedzieli, że są gotowi na wszystko, byleby tylko uleczyć swoją ukochaną matkę i żonę.

***

Zostawili walizki w samochodzie i weszli do pustego domu Hermiony. A przynajmniej tak się jej zdawało.
- Albo powstrzymasz swojego przyjaciela, albo zaraz walnę go wyjątkowo paskudnym zaklęciem – Severus ostrzegł czarownicę ledwo słyszalnym szeptem, po czym błyskawicznie wyciągnął różdżkę i posyłał jasnożółty promień w kąt salonu.
Hermiona zobaczyła, że w stronę Snape’a leci fioletowe światło, które ten odbił bez trudu magiczną tarczą. Od razu zrozumiała, kto chowa się pod peleryną niewidką i postanowiła działać.
- Przepraszam, musiałam – jęknęła, gdy odnalazła Harry’ego, który leżał koło kominka, oszołomiony jej zaklęciem.
- Na Merlina, jakim cudem on został aurorem… – prychnął Severus z niesmakiem i podszedł do stolika, na którym leżał pergamin, piórko i kałamarz. – Podpiszcie – rozkazał Hermionie i jej ojcu. – Nie chcę ryzykować, że się rozmyślicie w trakcie.
- Mamy oddać część siebie!? – czarownica była zszokowana, gdy przeczytała zdania, które wyszły spod ręki Snape’a.
- Dla matki mogłaś zrobić największą głupotę w swoim życiu, dlatego uznałem, że będziesz w stanie odprawić dla niej czarno magiczny rytuał – wyjaśnił z powagą. – Zapewniam, że nikt nie zginie, a jeśli będziecie chcieli, to wymarzę wam pamięć.
- Ja… ja muszę… dla niej… - wydukał z trudem ojciec Hermiony i złożył podpis na pergaminie, pomimo trzęsącej się ręki.
Młoda kobieta spojrzała na swoją matkę i w ułamku sekundy podjęła decyzję. Severus miał rację. Czym jest kawałek ciała, a przynajmniej tak podejrzewała, przy tym, że chciała oddać całe swoje życie Thierry’emu, którego tak naprawdę ledwo znała? Wzięła do ręki piórko, zanurzyła je w kałamarzu i się podpisała.
- Jestem z ciebie dumny – powiedział wyraźnie uradowany Snape. – Teraz musimy teleportować się na cmentarz, gdzie są pochowani rodzice Jean. Ty nas poprowadzisz – oznajmił, biorąc na ręce panią Granger i podchodząc do Hermiony, która stała osłupiała na środku salonu.
- Przecież tutaj nie można się teleportować – wymamrotała ze zdumieniem.
- Zdjąłem zaklęcie – wyjaśnił czarodziej. – Łap nas i rób, co trzeba. Czas ucieka.
Hermiona podała rękę ojcu, który pomimo strachu uśmiechnął się do niej blado. Jeszcze nigdy nie teleportował się i pewnie byłby zachwycony, gdyby odbyło się to w bardziej pozytywnych okolicznościach. Druga dłoń czarownicy zacisnęła się na łokciu Severusa i po chwili wszyscy pojawili się na cmentarzu, gdzie owiało ich zimne powietrze. Hermiona rozejrzała się badawczo i z ulgą stwierdziła, że nikt nie zauważył ich dziwacznego sposobu przybycia. Setka nagrobków stała wśród morza mizernej trawy, która z niecierpliwością oczekiwała na wiosnę. Na horyzoncie widać było nagie drzewa, które świadczyły o bliskości drogi dojazdowej. Na cmentarzu nie było nikogo poza ptakami, które krążyły na tle zachmurzonego nieba.
- Zabezpiecz teren – rzucił Snape przez ramię, gdy oddawał Jean w ramiona jej męża. – Ja w tym czasie wszystko przygotuję.
Nie musiał dwa razy powtarzać polecenia. Hermiona zaczęła chodzić wokół towarzyszy, mrucząc zaklęcia, których używała z czasów ukrywania się przed Voldemortem. Pamiętała je doskonale, dlatego po chwili cała czwórka zniknęła z oczu zarówno mugoli, jak i czarodziejów oraz zwierząt. Nikt nie miał prawa ich niepokoić podczas czarów.
W tym czasie Severus wyjął ze swojej torby kociołek i powiększył do sporych rozmiarów przy pomocy magii. Tak wielkich, że mógł się w nim zmieścić człowiek. Następnie wyjął słój ze srebrzystym płynem, linę, mały, ale ostry nóż, pałkę i tasak. Te wszystkie przedmioty połączone z płytą nagrobkową dziadków Hermiony, doprowadziły ją do jedynego, słusznego wniosku.
- To będzie ten sam rytuał, który odprawił Glizdogon dla Voldemorta? – zapytała, czując, że drży, nie z powodu zimna, a strachu.
- Tak – oznajmił Severus ze spokojem, otwierając słój i wlewając płyn do kotła.
Szklane naczynie było zaczarowane tak, że było w stanie pomieścić o wiele więcej, niż na to wyglądało. Po chwili kocioł był pełen eliksiru, a pusty słój został odstawiony na bok.
- Zimno mi – powiedziała Jean słabym głosem.
- Zaraz się rozgrzejesz – odparł Severus i wyczarował płomienie, które buchnęły pod kotłem. – Połóż ją tutaj na ziemi, a ty usiądź na płycie nagrobnej – zwrócił się do pana Grangera, który ruszył na drżących nogach, aby wykonać polecenie.
Hermiona miała ochotę krzyczeć do ojca, aby uciekał z matką, ale wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie chciała brać udziału w czarno magicznym rytuale, ponieważ było to sprzeczne z jej naturą. Kojarzył się jej tylko ze złem i cierpieniem. Tylko że tym razem miał pomóc jej matce. Czarownica zastanawiała się intensywnie, kto ma odciąć sobie rękę: ona czy ojciec. Nie była przygotowana na aż tak wielkie poświęcenie. Nie wątpiła, że Severus potrafił wyczarować nową kończynę, w końcu był uczniem Voldemorta, ale nie miała ochoty czuć straszliwego bólu, gdy tasak przetnie mięśnie, nerwy i kość. Tak samo nie chciała widzieć cierpienia swojego ojca, gdyby to na niego trafiło.
Severus widocznie domyślał się, o czym myśli Hermiona, ponieważ wycelował różdżką w pana Grangera, a ten padł nieprzytomny na płytę nagrobka. Czarodziej podszedł do niego i ułożył go w pozycji bocznej, z wyciągniętą do przodu lewą ręką. Czarownica z przerażeniem spojrzała na tasak, który Snape położył na brzegu kamienia.
- Nie musisz się martwić. Zdezynfekowałem go, aby zachować wszelkie standardy higieny – wyjaśnił z ironią.
- Jeśli on umrze… - Hermiona zaczęła mówić, jednocześnie dysząc ciężko ze zdenerwowania.
- Nie umrze – przerwał jej czarodziej. – Nic nie będzie czuł ani pamiętał. O siebie się martw, bo musisz oddać krew.
- Ale… ale to bez sensu! – wykrzyknęła, przypominając sobie relację Harry’ego. – Glizdogon musiał sam sobie odciąć rękę, a do wywaru dodał zabraną siłą krew wroga!
- Rozmawiałem z Albusem i był przekonany, że to była tylko interpretacja Voldemorta – wyjaśnił Severus niecierpliwym tonem. – Kazał mi się skupić na miłości.
- Albus Dumbledore? – zdumiała się Hermiona.
- A znasz innego!? – warknął Snape, po czym zaczął rozbierać Jean. – Pomóż mi! Ma być naga!
Czarownica zrobiła, co rozkazał. Skoro Albus Dumbledore wiedział o wszystkim, to oznaczało, że nie powinna się bać. Dlatego uspakajała mamę, która nie rozumiała do końca, co się z nią dzieje. Według wszelkich informacji, do których dotarła Hermiona, stan Jean zwiastował zbliżającą się śmierć. Tak zachowywały się osoby, które wkrótce miały pożegnać świat.
- Zwiąż ją – polecił Severus, przywołując sznury z nagrobka.
- Oszalałeś!? – czarownica wydarła się na niego.
- Musi być zanurzona w eliksirze przez jakieś dwie minuty, nie może nabrać powietrza – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Widziałem wystarczająco wiele zgonów, aby wiedzieć, że mugole potrafią w ostatnim odruchu rzucić się przed siebie. Nie chcę ryzykować – przywołał do siebie pałkę. – Jeśli zobaczysz, że się wynurza, to masz ją tym walnąć. Rozumiesz!? – obrzucił Hermionę ostrym spojrzeniem.
- Tak – wydukała drżącym głosem.
- Ja zajmę się kośćmi i twoim ojcem. Ty w tym czasie popilnujesz matki. Tym nożem masz przeciąć swoje żyły na nadgarstku i wlać krew do kotła – podał jej nożyk. – Możesz wybrać rękę – dodał łaskawym tonem. – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to twoja matka za kilka minut będzie zdrowa.
Hermiona wolała nie pytać, co się stanie, jeśli rytuał się nie powiedzie. Poświęcała dla niego naprawdę wiele. Bała się o ojca, który miał za chwilę stracić dłoń. Miała podciąć sobie żyły. Czekała ją trudna rozmowa z Thierrym, Harrym i Ginny. Nie mogła dopuścić, aby cokolwiek poszło źle!
- Gotowa? – ciche pytanie przerwało jej rozmyślania.
Severus zdjął płaszcz i podwinął rękawy koszuli, przez co w migotliwym świetle ognia, było wyraźnie widać białą bliznę, która została po mrocznym znaku. Czarownica wzięła głęboki wdech i popatrzyła prosto w jego czarne oczy. Już nie czuła strachu, nie bała się bólu. Jej organizm zaczął produkować adrenalinę, co sprawiło, że się skoncentrowała na zadaniu i wiedziała, że będzie mogła działać na najwyższych obrotach. Przytaknęła głową.
- Mamy dwie, maksymalnie trzy minuty. Zaczynamy. Trzy… dwa… jeden!
Rozległ się głośny plusk, gdy Severus wrzucił Jean do bulgocącego eliksiru. Hermionie zdawało się, że każda sekunda trwała godzinę. Widziała, jakby w zwolnionym tempie, jak Snape przywołuje kości jej dziadków i wrzuca do kotła, recytując formułkę. Następnie ruszył ku płycie nagrobnej, na której leżał nieprzytomny ojciec Hermiony. Tego dziewczyna nie mogła znieść. Skierowała swój wzrok ku eliksirowi, pomimo gryzącej kombinacji dymu i pary. Słyszała głuche odgłosy, wydobywające się z kotła, które świadczyły, że jej matka walczy mimo wyczerpania chorobą. Łzy napływały jej do oczu, ale nie zamykała ich, tylko jak zahipnotyzowana patrzyła, jak ciemny kształt zbliża się coraz bliżej powierzchni. Zdała sobie sprawę, że wcześniejszy spokój uleciał, a zamiast niego pojawiła się panika i przerażenie. Łysa głowa Jean wynurzyła się prawie do uszu, gdy Hermiona zareagowała. Zapomniała o pałce, dlatego użyła swojej ręki. Możliwe, że jej podświadomość zrobiła to specjalnie, ponieważ nie chciała sprawiać matce więcej bólu. Jak bardzo to nie był dobry wybór, okazało się po chwili, ponieważ Hermiona wrzasnęła z całych sił i wyciągnęła dłoń z kotła, która była poparzona do samej kości.
- Idiotka! – zagrzmiał Severus, który pojawił się koło niej. – Ciało męża, oddane z ochotą, ożyw jego żonę! – zawołał i wrzucił do eliksiru zakrwawioną rękę pana Grangera.
Czarownica poczuła, że jej ciało odmawia posłuszeństwa. Stało się jakby drętwe, sztywne. W uszach słyszała szum, a przed oczami pojawiły się mroczki. Zaczęła szybko oddychać, nie mogąc się uspokoić. Rzuciła przerażone spojrzenie w kierunku Severusa, który złapał ją tuż nad nadgarstkiem poparzonej dłoni, czym wybrudził śnieżnobiałą koronkę krwią pana Grangera. Skierował jej rękę nad kocioł.
- Tnij! – syknął. – Już!
Hermiona poczuła, że zaraz zwymiotuje albo zemdleje. Jedno i drugie zbliżało się wielkimi krokami. Jednak nie mogła się poddać słabości przed dodaniem ostatniego składnika do eliksiru. Wysiłek był straszny, ale postanowiła, że pomimo braku pełnej kontroli nad ciałem i ogromnego bólu ręki, dokończy dzieła. Z trudem przysunęła zdrową dłoń, która trzymała nożyk, do nadgarstka poparzonej.
- Krew córki, oddana z miłości, wskrześ jej matkę – wyrecytował Severus.
Hermiona zrobiła to mechanicznie. Z rozcięcia trysnęła rubinowa krew i zmieszała się z eliksirem. Wtedy szum w uszach czarownicy zmienił się w pisk, a obraz się rozmazał. Poleciała w otchłań nieświadomości.

***

Obudziła się w swoim pokoju, leżąc na łóżku koło ojca. Uniosła się z trudem, aby sprawdzić, czy on żyje, ale jęknęła z bólu i opadła na poduszki. Poparzona dłoń ze zdwojoną siłą zaczęła przypominać, o tym, co się wydarzyło. Hermiona tym razem o wiele ostrożniej uniosła się na łokciu zdrowej ręki i z ulgą zobaczyła, że jej ojciec oddycha. Chciała wstać, ale gdy tylko siadła na łóżku, to od razu złapały ją niesamowite mdłości. Ostatkiem sił dopadła brzegu mebla i zwymiotowała na podłogę. Dopiero wtedy zaczęła jasno myśleć, a jej ciało przezwyciężyło odrętwienie. Ponownie usiadła na łóżku i podjęła próbę wstania, która się powiodła. Wtedy dostrzegła, że jej ojciec ma obydwie dłonie. Odetchnęła z ulgą i podeszła do biurka, gdzie leżała jej różdżka.
- Chłoszczyść – mruknęła, kierując ją w stronę podłogi.
Miła woń mydła rozeszła się po pokoju. Hermiona oceniła, że uprzątnęła wszystko i uznała, że czas odnaleźć Severusa i jej matkę.
- A jeśli rytuał się nie powiódł? – strach znowu dopadł czarownicę.
Szybkim krokiem przemierzyła korytarz na piętrze i błyskawicznie zbiegła po schodach, ponieważ zobaczyła dwie postaci w salonie. Otulona w płaszcz Severusa Jean, trzymała go za dłoń i szeptała coś drżącym ze wzruszenia głosem. Łzy ściekały jej po twarzy. Czarodziej patrzył na nią, jak się zdawało Hermionie, z pewną dozą czułości i się uśmiechał. Nie był to wredny czy niemiły uśmiech, do którego była przyzwyczajona, tylko prawdziwy i szczery, który sprawiał, że niezbyt przystojna twarz Snape’a zmieniała się nie do poznania. Przestała być odpychająca. Czarownica pomyślała, że pragnęłaby częściej widzieć go w takim wydaniu.
- Mamo! – rzuciła się, aby uściskać rodzicielkę.
Wiedziała, że rytuał się powiódł. Zniknęły wszelkie objawy choroby. Jean przestała być wychudzona i zmęczona, a nawet wyrosły jej z powrotem włosy.
- Córeczko! – zawołała z uśmiechem. – Dziękuję. Bez ciebie i taty już bym nie żyła… oraz bez Severusa – uśmiechnęła się do czarodzieja i ponownie złapała go za rękę.
- Obiecałem Hermionie, że znajdę sposób, aby cię wyleczyć. Dotrzymałem słowa – oznajmił tonem, w którym można było usłyszeć nutkę samozadowolenia – i widzę, że mam kolejne zadanie do wykonania. – Złapał czarownicę za rękę i zaczął oglądać jej dłoń.
- Ała, boli! – jęknęła.
- Musiałaś wsadzić ją do najsilniejszego, czarno magicznego eliksiru, jaki znam – mruknął. – Będę musiał tutaj zostać, aby doprowadzić ją do stanu używalności… a przynajmniej się postaram – oświadczył ponurym tonem.
- Nie zagoi się? – pani Granger spojrzała z lękiem na córkę.
- To poważny magiczny uraz – ocenił Severus. – Możliwe, że nie będziesz mogła pisać. Radzę nabyć samonotujące pióro.
- To nic. Dam sobie radę – oznajmiła Hermiona uspokajająco. – Wierzę, że Severus mi pomoże – uśmiechnęła się szeroko do czarodzieja. – Mam nadzieję, że chcesz znowu tutaj zamieszkać.
- Mam taki zamiar – przytaknął. – Teraz przepraszam, ale muszę zajrzeć do mojego ostatniego pacjenta – wstał z kanapy i ruszył ku schodom. Hermiona zauważyła, że poruszał się o wiele bardziej sprężyście niż normalnie, co oznaczało, że ma wyjątkowo dobry humor.
- Co z tatą? – zapytała, tuląc się do kolan matki.
- Severus mówił, że stracił dużo krwi, ale dojdzie do siebie – wyjaśniła kobieta.
- Mówisz mu po imieniu? Czyżbyś zaczęła go lubić? – Hermiona zachichotała.
- Lubić? Oszalałaś!? – odparła pani Granger z błyskiem w oku. – Ja go kocham! Zamierzam zapraszać was w każdą niedzielę na obiad.
- A Thierry? – zdziwiła się Hermiona.
- Rozważ zmianę narzeczonego… - odparła poważnie Jean. – Przecież żartuję! – roześmiała się perliście, widząc minę córki. – Ślub przepadł, ale myślę, że bardzo nie żałujesz. Co się odwlecze, to nie uciecze. Utniemy rękawy i będziesz mogła pójść do ołtarza w tej samej sukni.
- Hmm – czarownica zamilkła na chwilę, rozmyślając. – Jak wytłumaczymy twoje uzdrowienie? Muszę coś powiedzieć Thierry’emu…
- Severus już to załatwił – na twarzy pani Granger zakwitł wspaniały uśmiech. – On jest naprawdę mądrym facetem. Pomyślał o wszystkim. Jak tylko doprowadzi tatę do porządku, to pojedziemy do Lourdes. Zarezerwował nam tam miesięczny pobyt. Powiemy, że moje uzdrowienie to cud. Tacie wyczaruje odpowiednie zwolnienie. Będziemy mieć drugi miesiąc miodowy – mrugnęła łobuzersko do córki.
- A co ze mną i Suzanne? – spytała.
- Zajmie się wami. Już zapowiedział, że nie puści cię do pracy z tą ręką.
Czarownica popatrzyła na roześmianą twarz matki i wiedziała, że nie będzie dyskutować. Odzyskała ją i wszystko było w porządku. Przepełniało ją szczęście i nawet gdyby Severus oświadczył, że wysyła rodziców na księżyc, to by nie protestowała.
- Jean, ty żyjesz! – radosny okrzyk potoczył się echem po salonie, gdy pan Granger stanął na szczycie schodów.
Blady i roztrzęsiony zbiegł po schodach, aby przytulić żonę. Hermiona patrzyła na nich i stwierdziła, że w ogóle nie żałuje, że jej ślub się nie odbył.

***

Mama długo do niej machała, gdy odjeżdżała wraz z ojcem w stronę głównej ulicy. Wiedziały, że jeszcze nacieszą się swoją obecnością, ale na razie musiały się rozstać. Użycie magii, aby przekonać znajomych, współpracowników i wszystkich osób znających Jean, że nie była chora, było zbyt karkołomnym wyzwaniem. Takie zadanie mógł wykonać spory zespół z Ministerstwa Magii i to po miesiącu intensywnej pracy. Oznajmienie, że wyzdrowienie spowodowała woda z Lourdes, było łatwe, ponieważ rodzice Hermiony obracali się głównie wśród chrześcijan.
- Masz – Severus wręczył jej rękawiczkę, gdy tylko przekroczyła próg domu. – Mugole będą widzieli normalną rękę. Czarodziejów to nie oszuka – wskazał na Harry’ego, który nadal leżał nieprzytomny koło kominka.
- Dziękuję – powiedziała czarownica i naciągnęła ją na dłoń. Mugolskie tabletki sprawiły, że ból był mniejszy, ale nadal bardzo utrudniał jej życie. – Zaraz go odczaruję – obiecała.
Odczuwała ogromną wdzięczność, jakiej nie czuła dotychczas w swoim życiu. Wiedziona instynktem, podeszła do Severusa, popatrzyła mu głęboko w oczy i objęła najmocniej, jak potrafiła. Ignorując palący ból w prawej dłoni, zacisnęła palce na szacie na jego plecach. Jednocześnie szukała słów, które oddałyby, co teraz czuje. Chciała mu podziękować, ale emocje sprawiły, że zalała się łzami.
- Jesteś wspaniały… cudowny… fantastyczny… - wymieniała z trudem, podczas gdy jej głos trząsł się od płaczu.
- Wiem – szepnął do ucha czarownicy.
Gdyby Hermiona popatrzyła w tym momencie na Severusa, to dostrzegłaby na jego twarzy szeroki, szczery uśmiech, który jest typowy dla ludzi, którzy są dumni z tego, co zrobili.

poniedziałek, 18 września 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 75 – Ślub Hermiony


Dziewczęta ze szkoły podstawowej marzyły o ślubie i spędzały wiele przerw na opowiadaniu, jaką suknię ślubną założą w przyszłości. Chichotały, zakrywając usta dłonią, gdy któraś odważyła się wymówić imię chłopaka, który miał zostać jej mężem. Zdarzało się, że wymyślały nazwiska, które przyjmą po ślubie i wypisywały je, dołączając do nich swoje imię, aby zobaczyć, jak będą się razem prezentować. Następnie porównywały je z listą koleżanek, zupełnie ignorując zniesmaczone spojrzenie dziesięcioletniej Hermiony, która siedziała w kącie z książką do historii. Ona nie mogła zrozumieć jak coś tak głupiego, mogło zaprzątać głowy jej rówieśniczek. Dążenie do zaprowadzenia pokoju na świecie, próba ukształtowania modelu społeczeństwa, które będzie równe i wolne od problemów, czy wynalezienie lekarstwa na choroby, to było coś, o czym marzyła panna Granger. Gdy jej koleżanki zamykały oczy i widziały siebie w białej sukni, siedzące w bryczce ciągniętej przez dwa wspaniałe rumaki, to ona wyobrażała sobie, że jedzie do Sztokholmu, gdzie otrzymuje nagrodę Nobla z rąk króla Szwecji. Przyrzekała sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż, całkowicie poświęcając się pracy na rzecz ludzkości. W tym czasie była tak o tym przekonana, że wszelkie sugestie dorosłych, że jej życie może potoczyć się inaczej, brała nie za przejaw troski, a celowe podcinanie skrzydeł. Potrafiła śmiertelnie obrazić się na taką osobę. Dwanaście lat później, wiedziała, że nie miała racji.
- Jak mogłaś mi to zrobić! – jęknęła Ginny pół żartem, pół serio. – To ja miałam wyjść za mąż, a nie ty!
- Tak miało być, ale wyszło odwrotnie – oznajmiła Hermiona z powagą i poprawiła dekolt. – Jak wyglądam?
- Jak panna młoda z ograniczonym budżetem – prychnęła przyjaciółka i zachichotała.
Przyszła pani Bouchard nie przejęła się przytykiem. Mierzyła właśnie kolejną suknię ślubną, ale jak na razie nie znalazła żadnej, która spełniałaby jej wymagania. Przede wszystkim miała być prosta, bez ostentacyjnych ozdób, pasująca na jej figurę i tania. Na ewentualne poprawki salon miałby maksymalnie kilka dni, a to bardzo ograniczało wybór. Poszukiwania męczyły Hermionę, dlatego zabierała ze sobą Ginny, która pomimo początkowego szoku wywołanego wiadomością, zgodziła się pomóc. Nie bez znaczenia był fakt, że bardziej interesowała się takimi sprawami. Gdy chodziło o pracę, to Hermiona mogła nie spać i nie jeść przez trzy dni, ale chodzenie po sklepach za suknią, którą docelowo zakładało się raz w życiu, było z jej punktu widzenia, kompletną stratą czasu i pieniędzy. W pewnym momencie nawet wpadła na pomysł, aby pójść do galerii handlowej na wyprzedaż. Tam miała zamiar upolować pierwszą lepszą sukienkę i przy pomocy czarów sprawić, że zmieni ona kolor na biały. Spotkało się to z głośnym protestem Ginny, która szybko wybiła to z głowy przyjaciółce.
- Szybko podjęłaś decyzję. Nie boisz się?
- Robię to dla mamy – oświadczyła Hermiona z powagą. – Jeśli marzy o tym, aby zobaczyć mnie przed śmiercią w białej sukni, to tak się stanie. Thierry ma rację. Jeśli tego nie zrobimy, to będę żałować do końca życia.
- Czyli jeśli twoja mama nie byłaby chora, to nie wyszłabyś za niego? – zapytała Ginny z niewinnym uśmieszkiem.
- Oczywiście – przytaknęła Hermiona. – Z przykrością muszę stwierdzić, że okoliczności zmusiły mnie do tego. Kocham Thierry’ego, ale uważam, że zbytni pośpiech nie jest korzystny dla małżeństwa. Wolałabym, abyśmy spędzili ze sobą więcej czasu.
- Ale on jest mug… - zaczęła Weasleyówna, ale się zorientowała, że to określenie nie powinno paść z jej ust, gdy wokół roi się od mugoli – jest normalny – zaznaczyła.
- Akurat trudno o nim coś takiego powiedzieć – zachichotała przyszła panna młoda. – Wyróżnia się na tle innych. Jest jedyny w swoim rodzaju.
- Co nie zmienia faktu, że może ci być ciężko.
- Wiem. Mimo to podjęłam decyzję i jej nie zmienię.
Czarownice zamilkły, gdy sprzedawczyni z salonu weszła do przymierzalni, przynosząc kolejne trzy suknie i zabierając odrzucone. Było widać, że nie spełniają warunków Hermiony, która na ich widok wzniosła oczy ku niebu. Miała serdecznie dość całej tej szopki i kobiet, które chciały jej wcisnąć towar, chociaż tego sobie nie życzyła. Na dodatek każda, ale to absolutnie każda, gdy słyszała, że ślub ma się odbyć za niecałe dwa tygodnie, to wpatrywała się znacząco w brzuch czarownicy albo gratulowała zajścia w ciążę. Tylko stanowczy uścisk dłoni Ginny na ramieniu Hermiony, przypominał jej, że nie może odwrócić się na pięcie i uciec w siną dal.
- Przymierz je… – błagalny ton głosu przyjaciółki rozbrzmiał w przymierzalni.
- Oszalałaś! – prychnęła Hermiona. – Spójrz na to! Co to jest? Podomka?
Wskazała z oburzeniem na suknię, która wprawdzie była długa, gładka i skromna, ale chowała się pod koronkową częścią wierzchnią, która przypominała krojem peniuar. Zakrywał on ramiona panny młodej, zaczynając od kołnierza, następnie przechodził w rękawy, które rozszerzały się aż do nadgarstków, a reszta ozdobnej tkaniny, spiętej pod biustem, sięgała do ziemi i ukazywała w rozcięciu spodnią warstwę.
- Załóż ją, proszę – jęczała Ginny. – Wiem, że nie jest w twoim guście, ale ja nie raz miałam tak, że nie podobało mi się jakiś ciuch, a po założeniu okazywało się, że wygląda na mnie wspaniale – uśmiechnęła się zachęcająco do Hermiony.
- Niech ci będzie – westchnęła panna młoda, zdejmując suknię z wieszaka. – Zaraz ci udowodnię, że nic z tego nie będzie – oznajmiła zduszonym głosem, gdy znalazła się wśród obfitego materiału.
- Oczywiście – przytaknęła rudowłosa, gdy zapinała guziczki umiejscowione na plecach Hermiony.
- Wygląda pani olśniewająco! – entuzjastyczny okrzyk sprzedawczyni, poinformował czarownice, że kobieta zajrzała kolejny raz do przymierzalni. – Wiedziałam, że pani będzie pasować coś z charakterem, a nie takie proste sukienki.
- Powiedziałabyś to samo, gdybym była ubrana w worek po ziemniakach, który mimo brzydoty kosztuje kilka tysięcy funtów – pomyślała przyszła żona Thierry’ego i z niechęcią odwróciła się do lustra.
- Na Merlina, ona jest jakby uszyta dla ciebie! – oznajmiła Ginny z zachwytem.
Nie zdarzało się często, aby Hermiona zaniemówiła, ale akurat to był ten moment, kiedy znowu jej się to przytrafiło. Suknia, która na wieszaku sprawiała okropne wrażenie, uczyniła z niej przepiękną młodą kobietę, która właśnie tak powinna wyglądać na swoim ślubie. Czarownica wprost nie mogła oderwać wzroku od swojego odbicia w lustrze. Umysł nawet nie próbował kwestionować słów, płynących prosto z serca, które mówiły, że to ta jedyna kreacja, która jest jej przeznaczona.
- Wystarczy zrobić kilka malutkich poprawek i może iść pani do ołtarza – świergotała sprzedawczyni, układając to i owo. – Zajmie to nam maksymalnie cztery dni. Pasuje?
Ginny podeszła do przyjaciółki i delikatnie założyła jej opaskę z welonem. To spowodowało, że Hermiona upewniła się w swoim wyborze.
- Tak, biorę ją.

***

Poza jednym wyjątkiem nikt z Ministerstwa Magii nie wiedział o zbliżającym się ślubie Thierry’ego i Hermiony, która bardzo o to zadbała. Jej narzeczony był mugolem, który nie wiedział, że żeni się z czarownicą, co sprawiało wiele kłopotów. Nie był głupi, więc od razu domyśliłby się, że jej goście nie są normalnymi ludźmi. Artysta zawsze pozna innego artystę, tak samo, jak wariat rozpozna wariata, więc oszustwo nie wchodziło w grę. Dlatego jedynymi zaproszonymi gośćmi była Ginny i Harry, którzy zostali poproszeni o dyskrecję i zachowywanie się, jak na mugoli przystało. Mieli oni być jednocześnie świadkami i złożyć podpisy w trakcie ceremonii. Wprawdzie obydwoje oficjalnie nie istnieli dla mugolskiego świata, ponieważ narodziny Ginny nie zostały nigdzie zarejestrowane, a Harry stworzył fałszywe akta, które dowodziły, że zginął w wypadku motocyklowym, ale to nie sprawiało trudności, gdy można było posługiwać się magią. Wyczarowanie dokumentów potwierdzających tożsamość było kwestią chwili. Tak samo bez problemu można było ukryć fakt, że zmieniło się stan cywilny. Hermiona zamierzała dodać nazwisko Thierry’ego do swojego, ale w Ministerstwie Magii chciała na razie używać „skróconej” wersji. Czarodzieje nie przejmowali się mugolskimi ceremoniami, dlatego nikt kto nie był zainteresowany, nie powinien wiedzieć, że taka się odbędzie w domu Grangerów.
Dla Hermiony problemem okazało się przekonanie Thierry’ego, aby odłożyć ślub kościelny na bliżej nieokreśloną przyszłość. Chciała powiedzieć mu, że jest czarownicą, ale dopiero po śmierci mamy. Nie miała zamiaru jej martwić szybkim rozwodem, gdyby małżonek okazał się nietolerancyjny. W przypadku, gdyby Thierry zaakceptował jej prawdziwą naturę, miała plany na huczny ślub i wesele. Wszystkie te pomysły zostały z czasów, gdy miała wyjść za Rona. Nadal pragnęła zaprosić wszystkich liczących się ludzi z Ministerstwa Magii, aby tym samym zwiększyć swoją szansę na awans. Przecież mąż i dzieci nie oznaczały końca jej świetlanej kariery i nadal widziała siebie jako następczynię Kingsleya Shacklebolta. Z tego powodu musiała koniecznie namówić Thierry’ego na ślub w Anglii, ale jak na razie był do tego pomysłu sceptycznie nastawiony, ale stwierdzili, że poruszą ten temat, gdy już będzie po świeckiej ceremonii.
- Czy nasza Miss Doskonałości i Pożeraczka Męskich Serc zaszczyci mnie chwilką swojej jakże cennej uwagi? – złośliwe pytanie doszło do uszu Hermiony, gdy została sama w biurze po godzinach, aby dokończyć rozpoczętą pracę.
- Czego chcesz, Dafne? – mruknęła z niechęcią, dając znać Ślizgonce, że nie jest mile widziana.
- Zająć ci tylko chwilkę – starsza z sióstr Greengrass wyczarowała sobie fotel przed biurkiem Gryfonki i usiadła na nim – wiem, że jesteś strasznie zajęta, ale… – zrobiła pauzę, uśmiechając się paskudnie.
- Streszczaj się.
- Proszę, prezent dla ciebie.
Dafne wyciągnęła z torebki magazyn „Czarownica” i położyła go przed Hermioną.
- Zostanie wydany dopiero w poniedziałek, dlatego doceń, że dałam ci go dzisiaj – wskazała na datę na pustej okładce – jeszcze nie jest dokończony, ale mój artykuł już się w nim znajduje.
Hermiona poczuła, że oblewa się zimnym potem. Widząc pełną samozadowolenia minę Dafne, przeczuwała, że oznacza ona tylko kłopoty. Nie pozostało jej nic innego jak zajrzeć do magazynu.
- Strona piąta – podpowiedziała blondynka i zachichotała.
- A żeby cię przewróciło na lewą stronę! – wykrzyknęła ze złością Hermiona, gdy zobaczyła zdjęcie, które było zrobione podczas Sylwestra.
Musiało pochodzić z jakiegoś sprawozdania ze spotkania Thierry’ego z fanami, ponieważ ani on, ani jego narzeczona nie poruszali się. Za to bez wątpienia magiczne były zdjęcia, które pokazywały Hermionę i Ginny, które wchodziły i wychodziły z salonu sukien ślubnych. Artykuł, który obejmował dwie strony, najpierw streszczał fabułę książek Thierry’ego, co prowadziło do niewygodnych pytań postawionych w dalszej części. Hermiona poczerwieniała na twarzy ze złości, gdy dowiedziała się, że jej mózg musiał zostać uszkodzony podczas wojny, skoro wiąże się z mugolem. Na dodatek Dafne insynuowała w tekście, że przyjaciółka Pottera wstydzi się go, skoro chciała ukryć przed opinią publiczną swój ślub. Na samym końcu widniało ogłoszenie, że książki Thierry’ego Boucharda są do kupienia w sprzedaży wysyłkowej, którą będzie prowadziła redakcja magazynu „Czarownica”. Dla pierwszych pięćdziesięciu osób była przewidziana figurka Hermiony White, której falowały piersi i spódniczka, gdy powiedziało się do niej „Miona” lub „Hermi”.
- Niespodzianka! Wszystkiego najlepszego z okazji ślubu! – zaśmiała się Dafne, a jej oczy rzucały złośliwe iskierki.
- Ty wredna… podła… – wycedziła Gryfonka przez zęby, starając się powstrzymać przed zmordowaniem rozmówczyni.
- Jak mugolaczka czarownicy czystej krwi, tak czarownica czystej krwi mugolaczce – oznajmiła cicho. – Nigdy nie zapomnę, jak mnie wrobiłaś… nigdy… – wysyczała ze złością.
- Skąd to wszystko wiedziałaś!? – zapytała Hermiona podniesionym głosem.
- Mam swoje źródła, jak każdy dobry dziennikarz – prychnęła Dafne i wstała z fotela. – Nie powiem ci, nawet gdybyś mi wylizała buty… chociaż wolałabym, abyś tego nie zrobiła, ponieważ nie chcę, aby były pokryte szlamem – powiedziała jadowitym tonem.
W odpowiedzi na tę obelgę Hermiona uniosła różdżkę i wycelowała w twarz Ślizgonki. Miała ochotę rozerwać ją na strzępy.
- Walnij mnie zaklęciem, a świat się dowie, że mnie zaatakowałaś, mimo że zrobiłam ci przysługę – oznajmiła blondynka ze spokojem.
- Co ty bredzisz!? Jaką przysługę!?
- Sprzedaż książek twojego mugola wzrośnie. Będziecie bogaci – oznajmiła Pansy Parkinson, gdy jej mopsowata twarz ukazała się w otwartych drzwiach gabinetu. – Powiem ci, że jestem ich fanką i już wykupiłam cały komplet. Chyba sprezentuję je wszystkim znajomym… - powiedziała z przekąsem.
- Najlepiej, abyś zwinęła swoje manatki i odeszła z naszego świata – oznajmiła Dafne, sprawiając, że wyczarowany przez nią fotel zniknął. – Dzięki nam będziesz miała kasę. Stać nas, aby zasponsorować cię i to coś, co będzie twoim mężem…
- Już nie mogę się doczekać, co będzie po publikacji tego artykułu. Chyba pierwszy raz będę pragnęła, aby weekend szybko minął – Pansy wyszczerzyła zęby do przyjaciółki. – Ta szlama będzie skończona, nikt nie będzie traktował jej poważnie.
- Wynoście się stąd! – wrzasnęła Hermiona, czując, że w jej oczach zbierają się łzy złości i upokorzenia. Wiedziała, że dziewczyny zgodnie będą zeznawać przeciwko niej. Było wystarczająco późno, aby w Ministerstwie Magii nie pozostało wiele osób. Prawdopodobieństwo, że ktoś zajrzy do jej gabinetu, było niskie.
- Jak sobie życzysz – wycedziła Dafne.
Gryfonka oddychała ciężko, słysząc wredny, piskliwy śmiech Ślizgonek, który niósł się echem po pustym korytarzu. Uważała, że wiele rzeczy, które zrobiła w życiu, nawet gdy nie były do końca fair, miało swój cel. Zazwyczaj prowadziły do czegoś większego, ratowały kogoś albo nawet przyczyniły się do wygranej wojny. Tym razem Hermiona żałowała, że wplątała się w aferę z Dafne Greengrass. Gdyby trzymała język za zębami, to nie miałaby teraz wroga, który znalazł całkiem niezły sposób, aby ośmieszyć ją w oczach czarownic i czarodziejów. Nie raz zdarzało się, że wspaniale rokująca kariera została złamana, przez coś głupiego, a tak mogło się zdarzyć, gdy książki Thierry’ego trafią do magicznego społeczeństwa.
- Muszę koniecznie porozmawiać o tym z Harrym i Ginny! – zdecydowała Hermiona podczas pakowania swoich rzeczy do torebki.
Kierując swoje kroki ku kominkom, rozmyślała nad ewentualnym rozwiązaniem sprawy. Nie widziała żadnej możliwości zablokowania artykułu. Co najwyżej mogła się poskarżyć na brak obiektywizmu autorki. Nie dałoby się jednak ukryć faktu, że Thierry naprawdę napisał głupie książki, które stawiały Hermionę w niekorzystnym świetle.
- Grimmauld Place 12 – powiedziała, rzucając do płomieni odrobinę proszku Fiuu.

***

- Myślę, że czas się ubierać – oznajmiła Ginny i podeszła do sukni ślubnej, która wisiała na karniszu.
Hermiona westchnęła i potarła skronie. Panna młoda powinna być radosna w dzień swojego ślubu, a ona czuła się przybita i zmęczona. Nie mogła tego okazać przy swojej mamie i Thierrym, co sprawiało, że była podwójnie nieszczęśliwa. Dafne dotrzymała słowa i puściła artykuł do druku. Nie pomogła interwencja Harry’ego, który wybrał się do niej na prywatną rozmowę w cztery oczy, mówiąc, że wszystko było jego winą i niech mści się na nim. Podczas jego nieobecności, Ginny z Hermioną wpadły na pomysł, aby uprzedzić wszystkich, o tym, co się wydarzy. Dlatego napisały odpowiednią wiadomość, w której było wyjaśnione, o co chodzi z książkami, jak doszło do ich powstania, o złych intencjach Dafne oraz z prośbą, aby uświadamiać o tym przyjaciół i rodzinę. Następnie skopiowały ją w setce egzemplarzy i rozdawały lub wysłały do każdego, z kim miały kiedykolwiek styczność. Jedna z nich trafiła do „Proroka Codziennego”, ale dziewczyny nie wiedziały, kto za tym stał. Ten zabieg spowodował, że afera wybuchła w poniedziałek ze zdwojoną siłą. Czarodzieje i czarownice podzielili się na dwa obozy. Jedni byli po stronie Dafne, inni po stronie Hermiony. Sprzedaż obydwu gazet nigdy nie była tak duża, a książki Thierry’ego zostały wyprzedane w jednej chwili. Figurki, które trafiły do szczęśliwców, okazały się hitem i jak powiadano, w pewnym momencie były warte piętnaście galeonów na czarnym rynku. Minerwa McGonagall była zmuszona wydać zakaz czytania książek Thierry’ego, ale uczniowie niewiele sobie z tego robili. Radzili sobie równie dobrze, jak Gwardia Dumbledore’a podczas rządów Dolores Umbridge, dlatego w ciągu dwóch dni nie było w zamku nikogo, kto by nie przeczytał przygód Hermiony White.
Nawet Thierry, który dopiero co przyleciał z Kanady, zauważył wzrost zainteresowania swoją twórczością w Wielkiej Brytanii. Dostawał setki listów, której treści nie do końca rozumiał, ale zrzucił to na akcję internetową fanów. Był święcie przekonany, że to akcja z jakiegoś forum, a Hermiona nie wyprowadzała go z błędu.
- Będzie dobrze, niedługo wszyscy o tym zapomną – wyszeptała Ginny, gdy dokonywała ostatnich poprawek w wyglądzie przyjaciółki. – Sama wiesz, że jest moda na pewne rzeczy, a potem pojawia się coś innego…
- Szkoda, że Ron pojechał ze mną do Australii! – warknęła Hermiona, nie zważając na to, że zraniła uczucia Weasleyówny, która zagryzła zęby, ale nic nie powiedziała. – Wiesz, jak wygląda mój dom? Cały dach mam zapaskudzony sowimi odchodami! – mruknęła ze złością. – Matka mi umiera, wszyscy ze mnie szydzą, dostaję trzy okropne wiadomości na jedną miłą, moja kariera wisi na włosku, Severus obiecał mi pomóc i zniknął, nie mówiąc, dokąd jedzie, a ja… ja… - głos jej uwiązł w gardle, a po policzkach popłynęły łzy.
- Błagam, nie płacz, bo ci się makijaż rozmaże! – jęknęła Ginny i rzuciła się po chusteczki.
Podała je przyjaciółce i posadziła ją na łóżku. Starała się ją uspokoić, tym bardziej że w każdej chwili mógł pojawić się urzędnik, który miał przeprowadzić ceremonię. Wszystko miało odbyć się w salonie i tam przebywał Thierry z rodzicami Hermiony oraz Suzanne, która coraz bardziej się niecierpliwiła. Harry pojechał do kwiaciarni po zamówiony bukiet.
- Odejdź z naszego świata.
- Co…?
Ginny nie była głupia. Wiedziała, że może przerwać ten nagły wybuch płaczu tylko czymś, co zmotywuje jej przyjaciółkę. W tym momencie najlepiej było ją podpuścić, dlatego z jej ust wyszły takie, a nie inne słowa. Hermiona słysząc je, od razu podniosła głowę do góry i popatrzyła głęboko w oczy przyjaciółki.
- Ona wygrała. Daj sobie spokój.
- Nigdy! – przyszła pani Bouchard zerwała się z łóżka jak oparzona. – Pokażę jej, że nie złamie mnie byle co! Ten… ten wybuch płaczu… ja… po prostu… mam zbyt wiele na głowie! – wyjaśniła i wyprostowała się z godnością.
- Wróciłaś! – zaszczebiotała Ginny wesoło i wzięła różdżkę, aby usunąć rozmazany makijaż przyjaciółki i zrobić nowy. – Stój spokojnie – złapała ją za brodę i przystąpiła do czarów. – W samą porę – uśmiechnęła się do ponownie pomalowanej Hermiony, gdy usłyszała kroki na schodach.
Dziewczyny spodziewały się Harry’ego, ale wszystko wskazywało na to, że na piętro idzie kilka osób. Przez zamknięte drzwi dobiegły do ich uszu przytłumione dźwięki, które świadczyły o mocno ożywionej rozmowie. Zdziwione, popatrzyły na siebie nawzajem, nic nie rozumiejąc. Dopiero po chwili usłyszały głos pana Granger, który krzyczał: „Harry, o co wam chodzi!?” i Thierry’ego, który pytał „Hermiona go zaprosiła?” i wrzask Pottera: „PO MOIM TRUPIE!”.
- Czy wy wszyscy powariowaliście? – Z tym pytaniem Ginny otworzyła gwałtownie drzwi i w ostatniej chwili odskoczyła na bok, dzięki czemu Harry nie wpadł na nią, a zamiast tego rozłożył się jak długi na dywanie.
- Severus? – Hermiona zapytała szeptem, jakby nie wierzyła, że jej były współlokator żyje i przyszedł do domu jej rodziców.
- Pytam się po raz ostatni. Czego ty od niej chcesz!? – wydarł się Harry, podnosząc się na łokciu.
- Obiecałem ci kartkę. Proszę – czarodziej w czerni olał młodego aurora i podszedł do panny młodej z pocztówką z napisem „Hongkong”. – Muszę koniecznie z tobą porozmawiać na osobności. To pilne – oświadczył z powagą.
Hermiona wpatrywała się przez chwilę w Severusa, ale nie udało się jej odczytać nawet najmniejszej wskazówki, o co mu może chodzić. Zerknęła w kierunku drzwi, aby zobaczyć, że Thierry z jej ojcem stoją w drzwiach, nie wiedząc, co zrobić. Ginny trzymała Harry’ego za rękę i szeptała mu coś do ucha. Hermiona domyślała się, że próbuje go wypytać, o co w tym wszystkim chodzi.
- No dobrze. Mam chwilkę.
- Potter, wynocha! – rzucił Severus przez ramię. – Panno Weasley, czy byłabyś tak uprzejma i zostawiła nas samych? – dodał niecierpliwym tonem.
- A co z nami? – spytał Thierry, robiąc krok w stronę narzeczonej.
- Ty też masz się wynieść – warknął Snape. – Ale ojciec może zostać. Ta sprawa także go dotyczy.
Słysząc te słowa, pan Granger uśmiechnął się przepraszająco do reszty towarzystwa i dziarsko wkroczył do pokoju.
- Ginny, Harry, Thierry, proszę… - powiedziała Hermiona i rzuciła im rozpaczliwe spojrzenie – zobaczcie co u mamy…
Pan młody i świadkowie niechętnie zostawili Severusa z połową rodziny Granger. Widać było, że specjalnie się ociągają z wyjściem. Cała trójka czuła się pokrzywdzona.
- Jest sposób, aby uratować Jean – oznajmił Snape ściszonym głosem.
Hermiona poczuła, jakby ziemia osuwała się pod jej stopami. Oparła się o szafę, aby się nie przewrócić. Pan Granger ścisnął jej przedramię i zrobił wielkie oczy.
- Co mamy zrobić? – zapytał, gdy odzyskał głos.
- Złożyć mi przysięgę absolutnego posłuszeństwa, wsadzić Jean do samochodu i pojechać ze mną do domu Hermiony – wyjaśnił Severus ze spokojem. – Teraz – zaznaczył dobitnie.
- A co ze ślubem? – Hermiona zobaczyła w myślach zrozpaczoną twarz Thierry’ego.
- Macie minutę na podjęcie decyzji. Nie ponowię więcej mojej propozycji – padła cicha odpowiedź.
Czarownica znowu zaczęła badać twarz Severusa w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Wiedziała, że za jego kamienną twarzą coś się ukrywa. Czy na pewno miał dobre intencje? Jak zamierza uleczyć mamę, skoro wcześniej niczego nie znaleźli i żaden z czarodziejów nie był w stanie pomóc? Miała także wątpliwości co do przysięgi posłuszeństwa. Przeczuwała, że uzdrowienie musi się wiązać z czymś, czego nie będzie chciała zrobić.
- Zgadzamy się na wszystko – oznajmił pan Granger, wsuwając swoją dłoń, w dłoń córki. – Nawet jeśli muszę zrobić coś okropnego… to ja to zrobię.
- Dobrze – pochwalił go Severus i uniósł kącik ust.
Widząc to Hermiona, uświadomiła sobie, że ostatni raz bała się równie mocno podczas tortur w domu Malfoyów.