Pielęgniarka
sprawnym ruchem wbiła igłę w żyłę i pobrała krew. Chwilę później było już po
wszystkim. Hermiona usiadła w poczekalni, czekając aż krwawienie ustanie.
Wyniki miała odebrać po południu. Do tego czasu powinna coś ze sobą zrobić, ale
nie bardzo wiedziała co. Harry poszedł do pracy, zabierając przy okazji list do
Mafaldy, w którym Hermiona informowała, że potrzebuje wolnego dnia, aby dojść
do siebie po wczorajszym upadku.
Czarownica nie
chciała z nikim rozmawiać, ale jednocześnie przerażała ją wizja samotnego
siedzenia w domu. Oczekiwanie na wyniki przerodziłyby się w tortury. Wiedziała,
że nerwy nie dadzą jej nawet na chwilę odpocząć. Mimo, że od kilku dni męczyła
ją senność, to teraz nie była w stanie zmrużyć oka. Adrenalina robiła swoje.
Wkłucie
przestało krwawić i Hermiona zrozumiała, że musi podjąć decyzję. Jechać do domu
czy szukać pocieszenia? Po chwili stwierdziła, że nie zniosłaby samej siebie
zamkniętej w czterech ścianach. Wyjęła telefon komórkowy i wybrała numer.
- Cześć mamo,
jesteś w domu? – spytała z nadzieją. – To dobrze, będę za chwilę u ciebie.
***
- Hermiono…
dlaczego twoje życie nie może być równie nudne jak życie córek moich koleżanek?
- Pani Granger spojrzała z bólem na załamaną Hermionę.
Siedziały w
fotelach w salonie, a Suzanne bawiła się klockami Duplo na dywanie. Był piękny,
słoneczny dzień, ale w pomieszczeniu zapanowała ponura atmosfera.
- Przecież nie
robię tego specjalnie – odparła urażonym tonem Hermiona. – Mam po prostu
strasznego pecha. Przeanalizowałam wszystkie możliwości i jestem prawie pewna,
że jeśli eliksir nie podziałał to wina składników.
- Nie mogłaś
używać tabletek antykoncepcyjnych?
- Przecież one
też nie mają stuprocentowej pewności!
- Co zrobisz jak
okaże się, ze jesteś w ciąży? – dopytywała pani Granger. – Robards może nie być
szczęśliwy z tego powodu – zauważyła.
Hermiona
westchnęła i popatrzyła się na mrożoną herbatę, w której zdążyły rozpuścić się
kostki lodu. Przez całą noc wymyślała różne scenariusze, ale uznała, że jeden
jest gorszy od drugiego. Bezsprzecznie ciąża rujnowała jej życie. Tylko tego
było pewna.
- Liczę, że
zrozumie – odparła ponuro czarownica. – Jest dorosły, jeśli mnie naprawdę kocha
to zaakceptuje sytuację.
- A jeśli nie?
- Nie wiem,
naprawdę nie wiem… - wyszeptała załamanym tonem Hermiona. – Na razie o
wszystkim wie tylko Harry. Błagałam go aby nie mówił o niczym Ginny. Muszę mieć
pewność zanim uznam co zrobię. Odbiorę wyniki i wtedy podejmę ostateczną
decyzję.
Pani Granger
przeniosła wzrok z jednej córki na drugą. Suzanne najspokojniej w świecie
wkładała figurki ludzików do łóżeczek. Była za mała aby cokolwiek zrozumieć z
toczącej się rozmowy. Hermiona spostrzegła, że wzrok matki stał się pusty, a
twarz straciła jakikolwiek wyraz. Pani Granger odpłynęła myślami daleko od
niej.
- Eeee, mamo… -
odezwała się czarownica po dłuższej chwili. – Chyba się zacięłaś.
- Wiem jak
możesz z tego wybrnąć – oświadczyła starsza z kobiet dziwnym głosem. –
Wprawdzie ta opcja niezbyt mi się podoba, ale dzięki niej odzyskasz kontrolę
nad swoim życiem, a na pewno tego pragniesz.
- Masz lampę
Aladyna? – spytała z przekąsem Hermiona.
- Nie bądź taka
ironiczna – fuknęła pani Granger. – Mówię o aborcji. Powiesz Harry’emu, że test
się mylił, weźmiesz tabletkę i będzie po wszystkim.
Hermiona
zaniemówiła wpatrując się szeroko otwartymi oczami w matkę. Zupełnie nie
pomyślała o tej opcji. W ten sposób mogła pozbyć się problemu jeśli okaże się,
że jest w ciąży. Nikt nie wiedziałby o tym. Tylko, że znowu musiałaby kłamać i
nie czuła aby to było w pełni zgodne z jej sumieniem.
- Nie wiem czy
mogłabym… - stwierdziła z wahaniem.
- Czasem nie ma
innego wyjścia.
Pani Granger
znowu zrobiła tak nieobecną minę, że Hermiona od razu zrozumiała, że kryje się
za tym coś więcej. Zaczęła zastanawiać się co dokładnie to oznacza. Czy jej
mama chciałaby mieć wnuka, ale tylko ze względu na nią namawia ją do czegoś
czemu jest przeciwna? Może na swój sposób była religijna? Hermiona nie była
przekonana co do tego ostatniego. Cała rodzina Grangerów była w mniejszym lub
większym stopniu ateistami. Więc o co chodziło?
- Mamo, czy ty
przypadkiem czegoś przede mną nie ukrywasz? – czarownica postanowiła
zaryzykować.
- Ty masz wybór.
Ja go tak naprawdę nie miałam – odparła pani Granger ze smutkiem.
- Nie mów, że…
Skinięcie głową.
Tego Hermiona się nie spodziewała. Jej mama usunęła ciążę i nigdy o tym nie
wspomniała! Poczuła się zdradzona. Traktowała mamę jak przyjaciółkę, mówiła o
wszystkim, nawet najgorszych rzeczach. W zamian za to dowiaduje się, że mogła
mieć rodzeństwo, o którym marzyła przez większość dzieciństwa! Może miałaby
starszego brata, który broniłby jej w mugolskiej szkole kiedy inne dzieci wyzywały ją od kujonów i
mądralińskich? Albo siostrę, z którą bawiłaby się lalkami, a jako nastolatki
chichotałyby opowiadając sobie historię o chłopakach. Dlaczego ojciec pozwolił
na coś takiego?
- Jak mogłaś? – spytała
Hermiona z goryczą. – Wiedziałaś o tym, że zawsze chciałam mieć rodzeństwo!
- Nie mogłaś
mieć – odparła pani Granger ze spokojem.
- Jak to?
- A tak, że
gdybym nie usunęła ciąży to ty i Suzanne nie pojawiłybyście się na świecie,
ponieważ nie poznałabym twojego ojca.
Hermionie opadła
szczęka, a jej mama zaczęła chichotać z tego powodu.
- Zamknij usta,
kochanie – poprosiła. – Wyglądasz naprawdę głupio z taką miną.
- Dlaczego nic o
tym nie wiem?
- Często rodzice
starają się wypaść jak najlepiej w oczach swoich dzieci. Może to był błąd, że
nie mówiłam ci jaka byłam. Chyba nie chciałam abyś poszła w moje ślady. Mam
swoje grzeszki na sumieniu, ale kto ich nie ma? Może gdybym o wszystkim
wspomniała to miałabyś mniejsze wyrzuty sumienia z powodu łamania zasad…
- Czyli moje
wpakowanie się w romans z Gawainem to zasługa twoich genów? – spytała Hermiona
kąśliwie.
Całe życie była
przekonana, że jej rodzice są wzorem, a właśnie się przekonała, że tak nie
jest. Co jeszcze matka przed nią ukrywała?
- To był twój
wybór, słoneczko –odparła pani Granger z wrednym uśmieszkiem. – Co nie zmienia
faktu, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Chociaż ja o wiele bardziej
szalałam, gdy byłam panną niż ty…
- Sama mi o tym opowiesz
czy mam cię błagać na kolanach?
- Skoro zaczęłam
temat to jestem ci to winna – westchnęła mama Hermiony. – O tym wszystkim
prawie nikt nie wie. Nawet twoi dziadkowie do końca życia byli przekonani, że
byłam grzeczną dziewczynką. Prawda jest taka, że pod koniec szkoły średniej
wdałam się w romans, który starannie ukrywałam. Nie tylko dlatego, że mój
ojciec był bardzo surowy i wyrzuciłby mnie za coś takiego z domu. Głównym
powodem było to, że moim wybrankiem był nauczyciel z mojej szkoły, starszy ode
mnie o piętnaście lat i mający żonę oraz dzieci.
- Mamo… - jęknęła
czarownica ze zgrozą. – Jak mogłaś?
- Głupia byłam i
naiwna – mruknęła starsza z kobiet. – Obiecywał, że rozstanie się z żoną.
Przynajmniej do czasu aż się nie okazało, że jestem w ciąży. Od razu podkulił
ogon. Wiedziałam, że nikomu nie mogę się pochwalić tym co zaszło, ponieważ
zostanę bez dachu nad głową z dzieckiem pod pachą. Nie poszłabym wtedy na
studia, zostałabym w swoim rodzinnym miasteczku i klepała biedę pracując jako
kelnerka czy sprzątaczka… o ile znalazłabym jakąkolwiek pracę. Do wyboru miałam
to, albo pozbycie się problemu i pójście na uczelnię, na którą się dostałam.
Wiesz, że na studiach poznałam twojego ojca…
- Dlatego
wybrałaś aborcję – Hermiona stwierdziła fakt. – Teraz cię rozumiem –
oświadczyła.
- Tak. Dogadałam
się z byłym, że za wszystko zapłaci, a ja nigdy nikomu o tym nie powiem. Moi
rodzice ani jego żona nigdy się o tym nie dowiedzieli.
- Tata wie?
- Wie.
Hermiona
westchnęła. To z tego powodu jej mama wspierała ją mimo głupot, które ciągle
robiła. Po prostu w czasach młodości wcale nie była lepsza.
- Żałowałaś
tego?
Pani Granger
zamyśliła się. Po chwili spojrzała na córkę, a na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Nie. Nie wiem
co by było gdyby postąpiła inaczej, ale sądzę, że nie ma co płakać nad rozlanym
mlekiem. Moje życie potoczyło się tak jak chciałam. Mam dwie kochane córki i
męża.
Ta odpowiedź
usatysfakcjonowała Hermionę. Uznała, że jej życie także da się naprawić.
- Mówiłaś, że ja
mam wybór, a tak naprawdę ciąża zrujnowałaby wszystkie moje plany.
- Masz
ten luksus, że ktoś inny zajmie się dzieckiem, gdy wrócisz do pracy.
- Kto?
- Ja albo Molly.
Jestem pewna, że ucieszy się z kolejnego wnuka. Suzanne i Victorie miałyby się
z kim bawić.
- Myślałam, że
chcesz wrócić do pracy – oznajmiła zaskoczona Hermiona.
- Z chęcią się
poświęcę – zadeklarowała pani Granger z uśmiechem.
- Kocham cię
mamo! – oznajmiła czarownica i rzuciła się aby uściskać rodzicielkę.
Poczuła, że ma
wsparcie cokolwiek postanowi. Już nie musiała tak bardzo obawiać się wyniku
badań. Miała świadomość, że Ron nie będzie chętny do opieki nad dzieckiem, ale
za to będzie płacił alimenty. To wszystko sprawiało, że skłaniała się bardziej
ku urodzeniu niż aborcji. Jak na razie jedynym jej problemem był Gawain i jego
reakcja. Hermiona założyła, że stanie na wysokości zadania. W końcu był
prawdziwym mężczyzną, a nie szczylem z mlekiem pod nosem. Na pewno będzie ją
wspierał.
***
- Jak to
możliwe, że jednego dnia wszystko idzie ci gładko, a następnego cały świat jest
przeciwko tobie? – pomyślała Hermiona z rozpaczą.
Leżała na
kanapie w swoim salonie i wpatrywała się pustym wzrokiem w sufit. Wszystkie jej
plany i marzenia legły w gruzach. Rozmowa z mamą, gdy nic jeszcze nie było
pewnego, podniosła ją na duchu. Jednak wszelkie pozytywne uczucia wyparowały z
chwilą, gdy poznała wynik badań. Jedyne co Hermiona zdołała wtedy zrobić to
poinformować mamę poprzez wiadomość tekstową. Potem wyruszyła w stronę domu.
Sama nie wiedziała jak zdołała do niego wrócić. Złowieszcze myśli przytłoczyły
ją i sprawiły, że poruszała się prawie po omacku.
Dzwonek do
drzwi.
- Idź sobie –
jęknęła Hermiona i przekręciła się na bok, a następnie zwinęła się w kłębek.
Mocne pukanie.
- Nie wstanę –
oznajmiła dziewczyna szeptem.
Znowu dzwonek.
- Nie mam
nastroju. Chcę być sama!
Z jej planów nic
nie wyszło. Klucz tkwiący w zamku sam się przekręcił i do salonu weszła
blondynka w średnim wieku, którą Hermiona kojarzyła z Ministerstwa Magii.
- Jest Ron? –
spytała z powagą.
- Co cię to
obchodzi? – odparła dziewczyna ze złością. – Jakim prawem wchodzisz do czyjegoś
domu bez pozwolenia!
- Wiedziałam, że jesteś w środku. Co z twoim chłopakiem? Jest w pracy?
- Wiedziałam, że jesteś w środku. Co z twoim chłopakiem? Jest w pracy?
Hermiona uniosła
się na łokciu. Czego ta baba chce od Rona? Niech poszuka go sobie gdzie
indziej!
- Wyprowadził
się – warknęła. – Nie jest już moim chłopakiem. Znajdziesz go na Pokątnej.
Błękitne oczy
blondynki zdradziły zdumienie.
- Zerwaliście?
Mówiłaś, że zrobisz to dopiero za jakiś czas! – oznajmiła oskarżycielskim tonem
i usiadła na kanapie. – Czemu mnie nie poinformowałaś?
- Gawain! –
wykrzyknęła ucieszona Hermiona i usiadła obok niego.
- Co ci jest
kochanie? – spytał auror przemieniony w kobietę. – Słyszałem plotki o wypadku.
Harry milczy na ten temat jakby ktoś go potraktował zaklęciem przyklejającym
język do podniebienia. Dlatego postanowiłem, że cię odwiedzę. Zamieniłem się w
Sarę aby zmylić Rona, ale teraz widzę, że było to zupełnie niepotrzebne.
- Kim ona jest?
– spytała czarownica aby zmienić temat.
- Psychologiem
więziennym. Wyprostowuje pokręcone dusze więźniów z Azkabanu – padła odpowiedź.
– Pytałem się o coś. Nie zmieniaj tematu – Gawain nie dał zbić się z tropu.
Hermiona zrobiła
minę zbitego psa. Chciała odpowiedzieć, ale jej usta i język odmówiły
posłuszeństwa. Poczuła jakby jej gardło ściskała jakaś niewidzialna ręka.
Strach sprawiał, że nie była w stanie wykrztusić nawet jednego słowa.
Auror widocznie
zrozumiał, że coś jej nie tak. Przysunął się do dziewczyny i mocno przytulił.
Hermiona pomyślała, że byłoby to pomocne, gdyby nie fakt, że nadal był
przemieniony w Sarę. Poczuła się niezbyt pewnie gdy dotykała twarzą do jej
piersi. Wolałaby aby Gawain wrócił do swojej normalnej postaci, dlatego
wysunęła się z jego ramion i przechyliła do tyłu.
- Może najpierw…
- zaczęła mówić niepewnie, ale nie dane jej było skończyć.
Znieruchomiała,
gdy poczuła, że jest całowana. Zamrugała gwałtownie, ale nie była w stanie się
odsunąć. Wiedziała, że to Gawain, ale w ogóle tego nie czuła. Miała wrażenie,
że całuje ją zupełnie obca baba.
- Zamień się w
siebie! – powiedziała z niesmakiem, gdy Sara przestała.
- Zapomniałem –
oznajmił Gawain i zachichotał. – Daj mi chwilkę…
Hermiona ze
zgrozą patrzyła jak blondynka robi striptiz w jej salonie. Miała całkiem niezłe
ciało jak na kobietę w jej wieku, ale czarownica była pewna, że prawdziwa Sara
mocno zdenerwowałaby się na wieść, co auror z nim robił. Pięć minut później
Gawain zapinał guziki swojej koszuli i patrzył się z uśmiechem na Hermionę,
która była na skraju załamania nerwowego. Męskiego, nagiego ciała także nie
chciała widzieć. Obojętnie do kogo należało. Przez wieść o ciąży miała straszny
uraz do facetów.
- Powiesz mi
wreszcie o co chodzi? Zachowujesz się inaczej niż zwykle.
Dziewczyna stwierdziła, że nadal nie jest w stanie wyrzucić z siebie informacji. Dlatego
sięgnęła do swojej koralikowej torebki i wyjęła wyniki badań. Podała je
Gawainowi drżącą ręką. Auror od razu przeczytał co jest napisane na kartce.
Uśmiech szybko znikł z jego twarzy.
- To niemożliwe…
- wyjęczał. – Na Merlina, to straszne! – złapał się za głowę i spojrzał
przerażonym wzrokiem na Hermionę. - Ron wie? – padło pytanie.
- Nie, nie
mówiłam mu o tym – odparła Hermiona.
- Musisz mu o
tym powiedzieć! – odparł auror tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dlaczego?
Przecież możemy razem…
- Nie możemy być
razem! – oznajmił ostro Robards i zacisnął pięści.
Hermiona poczuła
jakby dostała maczugą trolla górskiego po głowie. Wiązała z Gawainem wielkie
nadzieje, myślała, że zrozumie, a on zamiast tego oznajmił jej, że nie mogą być
razem! Popatrzyła się na niego z niemym błaganiem w oczach.
- Chcę być z
tobą, naprawdę! Ale dziecko… Nie mogę! Nie dam rady! Co jeśli urodzi się rude?
Każdy będzie wiedział, że to nie moje! – oznajmił rozgorączkowanym tonem.
- Usunę ciążę! –
zapiszczała Hermiona w przypływie rozpaczy.
To nie było to
co chciała zrobić, ale zrozumiała, że nie ma wyboru. Skoro ciąża stoi na drodze
do ich szczęścia to nie warto było mieć wyrzutów sumienia. Jej matka też tak
postąpiła i wcale nie żałowała. Ona także nie będzie.
- Nie! –
wrzasnął Gawain, a jego oczy miotały błyski szaleństwa. – Nie zrobisz tego! -
gwałtownie machnął różdżką i na stoliku pojawił się papier, pióro oraz
kałamarz. – Masz poinformować Rona o ciąży! – rozkazał ostrym tonem wskazując
na przybory do pisania.
- Nie będziesz
mi rozkazywał! – padła błyskawiczna odpowiedź.
Hermiona
przestraszyła się jego reakcji, ale uznała, że nikt nie ma prawa wtrącać się w
jej życie. Rozkaz Gawaina sprawił, że zdenerwowała się na niego. Co on tym
razem kombinuje? Nie chce cudzego bachora – to może zrozumieć. Nie będą razem.
Nie będzie błagać go na kolanach. Ciąża jest jej sprawą i to ona będzie o niej
decydować!
- Jeśli zaraz
nie napiszesz mu o tym co się dzieje, to osobiście go o tym poinformuję –
zagroził auror. – Przy okazji wspomnę co działo się we Francji.
Czarownica ze
złości miała ochotę przywalić mu w twarz, tak samo jak Draconowi na trzecim
roku nauki. Nie dość, że jej rozkazuje to jeszcze ją szantażuje!
- Jeśli za
dziesięć sekund nie pojawi się na tym pergaminie zdanie „jestem w ciąży,
przyleć do mnie” to Harry także dowie się co działo się podczas delegacji!
Wiesz, że ja nie żartuję i zrobię wszystko aby osiągnąć swój cel!
Hermiona rzuciła
mu spojrzenie pełne nienawiści i szybko napisała wiadomość. Kilka dni temu była
przekonana, że jest zakochana w Gawainie. Teraz miała ochotę ukatrupić go na
miejscu. Romans z nim był strasznym błędem. Powinna wiedzieć, że skoro
wcześniej nie zachowywał się w porządku to teraz też nie będzie. Była głupia i
naiwna. Zupełnie jak swoja matka.
- Dzięki mamusiu
za geny – jęknęła w duszy, gdy podpisała się na pergaminie.
Gawain wziął od
niej wiadomość. Przy pomocy różdżki przyzwał do siebie sowę, która pojawiła się z cichym pyknięciem i rozczochranymi piórami. Dał jej list i wypuścił przez otwarte okno.
- Dlaczego mi to
robisz? – spytała Hermiona patrząc na niego przenikliwie.
- Ratuję twoją
duszę – padła odpowiedź.
Kolejny raz tego
dnia czarownicy opadła szczęka. Nie sądziła, że Robards jest religijny.
Przecież jego moralność była sprawą umowną. Walczył z przestępcami wśród
czarodziejów, ale jednocześnie lubił młode panienki, które szybko rzucał. Dziesięć
przykazań nie szło z tym w parze.
- Miałem kiedyś
przyjaciółkę, która to zrobiła. Nigdy się po tym nie pozbierała, do końca życia
żałowała przez to jak postąpiła. Nie chcę abyś ty też przez to przechodziła –
wyjaśnił ponuro. – Poza tym uważam, że Ron ma prawo wiedzieć. Nie lubię go, ale
odczuwam pewnego rodzaju męską solidarność. A co do dziecka to jestem na nie po
prostu za stary. Ron da radę zmieniać pieluchy i uganiać się za pełzakiem.
- Wynoś się! –
warknęła Hermiona. – Wynoś się zanim on tu przyleci!
Miała dość
wszystkiego. Nienawidziła facetów, nienawidziła ciąży i nienawidziła siebie.
Postanowiła, że poinformuje Rona o tym, że nie będzie miał dziecka. Bez niego i
faceta u boku będzie mogła skupić się na karierze i nikt jej nie odciągnie od
obowiązków.
- Kocham cię
nawet wtedy, gdy jesteś dla mnie taka nie miła – stwierdził Gawain ze smutkiem
i ruszył w stronę kominka. – Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz. Czasem trzeba
porzucić swoje szczęście dla dobra innych…
Zanim auror
znikł w szmaragdowych płomieniach Hermiona rzuciła w niego porcelanową figurką, którą dostała od Rona. Nie
znalazła rozbitych skorup w kominku więc mogła podejrzewać, że osiągnęła swój
cel. Miała nadzieję, że Gawain nabawił się dzięki temu niezłego bólu głowy.
***
Ron trzymał
wyniki badań i wpatrywał się w nie z głupim wyrazem twarzy. Dopiero po dłuższej
chwili podniósł głowę i popatrzył się na Hermionę.
- Te mugolskie
czary-mary są pewne?
- W stu
procentach – odparła czarownica.
Ron przejechał
dłonią po włosach i westchnął ciężko.
- Na garbate
gargulce, jak to się mogło stać? Przecież brałaś eliksir.
- Brałam, ale
widać coś poszło nie tak – warknęła Hermiona. – Żaden środek zapobiegający
ciąży nie ma pełnej skuteczności.
- Aha – mruknął
rudzielec i zaczął wpatrywać się w kartkę z wynikami jakby miał nadzieję, że te
nagle zmieniły się na negatywne. – Nie wiem jak się obsługuje dziecko. Ty masz
wprawę dzięki Suzanne, ale ja jestem zupełnie zielony w tych sprawach. Ale
chyba damy radę, prawda? – spytał niepewnie.
- Nie musimy
dawać sobie z niczym rady.
- Czemu?
- Ponieważ usunę
ciążę.
- Co!? – Ron
wyglądał na wstrząśniętego. – Chyba żartujesz! Powiedz, że to nie prawda!
Hermionę dziwiła
jego reakcja. Takie zachowanie bardziej pasowało do Harry’ego.
- Przecież nie
lubisz dzieci. Rozstaliśmy się. To tylko utrudni nam życie – wyliczyła na
chłodno wszystkie argumenty. – Usunę ciążę i będziemy z tego powodu szczęśliwi.
- Nie! Błagam,
nie rób tego! – rudzielec dopadł swoją byłą narzeczoną i złapał ją za ramiona.
– Ja chcę! Naprawdę chcę mieć z tobą dziecko! – powtórzył z naciskiem.
- Nie będziemy z
tego powodu razem! – fuknęła gniewnie Hermiona. – Zaraz ci oddam pierścionek.
- Nie oddawaj –
zaprotestował. – Kupiłem go specjalnie dla ciebie i nikt inny nie mógłby go
mieć. Zachowaj go na pamiątkę, schowaj do szafy czy coś jeśli nie chcesz na
niego patrzeć. To mój prezent dla ciebie – uśmiechnął się nieśmiało. – Proszę.
- No dobrze,
skoro tak chcesz – odparła czarownica niepewnie. – Ale ciąża…
- Błagam, zostaw
ją! Zrobię dla ciebie wszystko. Będę harował w twoim domu jak domowy skrzat. Gdy
urodzisz to nawet nie poczujesz, że masz dziecko. Ja będę się nim zajmował!
- Oszalałeś!?
- Nie. Ja po
prostu… - Ron zrobił ręką nieokreślony gest i westchnął. – Widziałem Billa i
Fleur. Są zmęczeni, ale szczęśliwi. Może dziecko jest naprawdę dopełnieniem nas
samych. Chcę się przekonać. Tym bardziej, że nie wiadomo czy znajdą drugą tak
wspaniałą kobietę jak ty i będę z nią równie szczęśliwy…
Hermiona
poczuła, że coś ją chwyta za serce. Ron mówił z takim uczuciem i z taką pasją,
że nie była w stanie nie zareagować. Kochał ją, a ona wyrządziła mu takie
świństwo. Poczuła się winna. Nie mogła do niego wrócić z powodu swoich
grzechów, ale mogła mu to w pewnym sensie wynagrodzić.
- Jak ja nie
będę w stanie zajmować się małym lub małą to wynajmę opiekunkę – rudzielec
kontynuował przekonywanie swojej byłej narzeczonej. – Chociaż myślę, że mama
będzie zachwycona, gdy ją weźmiemy do tego. Podejrzewam, że marzy o stadku
wnuków, które będzie mogła rozpieszczać. Twoi rodzice pewnie też by tak chcieli
– zauważył szczerząc zęby. – To jak? Proszę, zgódź się. Damy radę!
Hermiona
patrzyła się na niego z wahaniem. To była bardzo ciężka decyzja i na pewno
wiele zmieni w jej życiu. Może Gawain miał rację, że będzie żałować po latach?
A co jeśli nigdy nie znajdzie szczęścia i zostanie starą panną, której jedynym
zajęciem będzie hodowla kugucharów? Może dziecko nie jest takim złym pomysłem?
Jej związek z Gawainem był skończony zanim na dobre się rozpoczął. Skoro teraz
nie chciał wychowywać dziecka, to pewnie zareagowałby podobnie, gdyby to z nim
zaszła w ciążę. To zdecydowanie nie był facet dla niej.
- No dobrze – wyrzuciła z siebie. – Urodzę.
- Jesteś
cudowna! – oznajmił Ron i uściskał Hermionę. – Na pewno nie wrócisz do mnie? –
wyszeptał jej do ucha z nadzieją w głosie.
- Nie ma takiej
opcji – oznajmiła czarownica. – Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa bo jak nie to
pójdę do twojej matki!
- Nie będziesz
musiała – zapewnił rudzielec. – Będę wspaniałym ojcem, jeszcze się przekonasz!