poniedziałek, 5 grudnia 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 45 – Szaleństwa panny Jean


Pielęgniarka sprawnym ruchem wbiła igłę w żyłę i pobrała krew. Chwilę później było już po wszystkim. Hermiona usiadła w poczekalni, czekając aż krwawienie ustanie. Wyniki miała odebrać po południu. Do tego czasu powinna coś ze sobą zrobić, ale nie bardzo wiedziała co. Harry poszedł do pracy, zabierając przy okazji list do Mafaldy, w którym Hermiona informowała, że potrzebuje wolnego dnia, aby dojść do siebie po wczorajszym upadku.

Czarownica nie chciała z nikim rozmawiać, ale jednocześnie przerażała ją wizja samotnego siedzenia w domu. Oczekiwanie na wyniki przerodziłyby się w tortury. Wiedziała, że nerwy nie dadzą jej nawet na chwilę odpocząć. Mimo, że od kilku dni męczyła ją senność, to teraz nie była w stanie zmrużyć oka. Adrenalina robiła swoje.

Wkłucie przestało krwawić i Hermiona zrozumiała, że musi podjąć decyzję. Jechać do domu czy szukać pocieszenia? Po chwili stwierdziła, że nie zniosłaby samej siebie zamkniętej w czterech ścianach. Wyjęła telefon komórkowy i wybrała numer.
- Cześć mamo, jesteś w domu? – spytała z nadzieją. – To dobrze, będę za chwilę u ciebie.

***

- Hermiono… dlaczego twoje życie nie może być równie nudne jak życie córek moich koleżanek? - Pani Granger spojrzała z bólem na załamaną Hermionę.
Siedziały w fotelach w salonie, a Suzanne bawiła się klockami Duplo na dywanie. Był piękny, słoneczny dzień, ale w pomieszczeniu zapanowała ponura atmosfera.
- Przecież nie robię tego specjalnie – odparła urażonym tonem Hermiona. – Mam po prostu strasznego pecha. Przeanalizowałam wszystkie możliwości i jestem prawie pewna, że jeśli eliksir nie podziałał to wina składników.
- Nie mogłaś używać tabletek antykoncepcyjnych?
- Przecież one też nie mają stuprocentowej pewności!
- Co zrobisz jak okaże się, ze jesteś w ciąży? – dopytywała pani Granger. – Robards może nie być szczęśliwy z tego powodu – zauważyła.

Hermiona westchnęła i popatrzyła się na mrożoną herbatę, w której zdążyły rozpuścić się kostki lodu. Przez całą noc wymyślała różne scenariusze, ale uznała, że jeden jest gorszy od drugiego. Bezsprzecznie ciąża rujnowała jej życie. Tylko tego było pewna.
- Liczę, że zrozumie – odparła ponuro czarownica. – Jest dorosły, jeśli mnie naprawdę kocha to zaakceptuje sytuację.
- A jeśli nie?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem… - wyszeptała załamanym tonem Hermiona. – Na razie o wszystkim wie tylko Harry. Błagałam go aby nie mówił o niczym Ginny. Muszę mieć pewność zanim uznam co zrobię. Odbiorę wyniki i wtedy podejmę ostateczną decyzję.

Pani Granger przeniosła wzrok z jednej córki na drugą. Suzanne najspokojniej w świecie wkładała figurki ludzików do łóżeczek. Była za mała aby cokolwiek zrozumieć z toczącej się rozmowy. Hermiona spostrzegła, że wzrok matki stał się pusty, a twarz straciła jakikolwiek wyraz. Pani Granger odpłynęła myślami daleko od niej.
- Eeee, mamo… - odezwała się czarownica po dłuższej chwili. – Chyba się zacięłaś.
- Wiem jak możesz z tego wybrnąć – oświadczyła starsza z kobiet dziwnym głosem. – Wprawdzie ta opcja niezbyt mi się podoba, ale dzięki niej odzyskasz kontrolę nad swoim życiem, a na pewno tego pragniesz.
- Masz lampę Aladyna? – spytała z przekąsem Hermiona.
- Nie bądź taka ironiczna – fuknęła pani Granger. – Mówię o aborcji. Powiesz Harry’emu, że test się mylił, weźmiesz tabletkę i będzie po wszystkim.

Hermiona zaniemówiła wpatrując się szeroko otwartymi oczami w matkę. Zupełnie nie pomyślała o tej opcji. W ten sposób mogła pozbyć się problemu jeśli okaże się, że jest w ciąży. Nikt nie wiedziałby o tym. Tylko, że znowu musiałaby kłamać i nie czuła aby to było w pełni zgodne z jej sumieniem.
- Nie wiem czy mogłabym… - stwierdziła z wahaniem.
- Czasem nie ma innego wyjścia.
Pani Granger znowu zrobiła tak nieobecną minę, że Hermiona od razu zrozumiała, że kryje się za tym coś więcej. Zaczęła zastanawiać się co dokładnie to oznacza. Czy jej mama chciałaby mieć wnuka, ale tylko ze względu na nią namawia ją do czegoś czemu jest przeciwna? Może na swój sposób była religijna? Hermiona nie była przekonana co do tego ostatniego. Cała rodzina Grangerów była w mniejszym lub większym stopniu ateistami. Więc o co chodziło?
- Mamo, czy ty przypadkiem czegoś przede mną nie ukrywasz? – czarownica postanowiła zaryzykować.
- Ty masz wybór. Ja go tak naprawdę nie miałam – odparła pani Granger ze smutkiem.
- Nie mów, że…

Skinięcie głową. Tego Hermiona się nie spodziewała. Jej mama usunęła ciążę i nigdy o tym nie wspomniała! Poczuła się zdradzona. Traktowała mamę jak przyjaciółkę, mówiła o wszystkim, nawet najgorszych rzeczach. W zamian za to dowiaduje się, że mogła mieć rodzeństwo, o którym marzyła przez większość dzieciństwa! Może miałaby starszego brata, który broniłby jej w mugolskiej szkole kiedy inne  dzieci wyzywały ją od kujonów i mądralińskich? Albo siostrę, z którą bawiłaby się lalkami, a jako nastolatki chichotałyby opowiadając sobie historię o chłopakach. Dlaczego ojciec pozwolił na coś takiego?
- Jak mogłaś? – spytała Hermiona z goryczą. – Wiedziałaś o tym, że zawsze chciałam mieć rodzeństwo!
- Nie mogłaś mieć – odparła pani Granger ze spokojem.
- Jak to?
- A tak, że gdybym nie usunęła ciąży to ty i Suzanne nie pojawiłybyście się na świecie, ponieważ nie poznałabym twojego ojca.

Hermionie opadła szczęka, a jej mama zaczęła chichotać z tego powodu.
- Zamknij usta, kochanie – poprosiła. – Wyglądasz naprawdę głupio z taką miną.
- Dlaczego nic o tym nie wiem?
- Często rodzice starają się wypaść jak najlepiej w oczach swoich dzieci. Może to był błąd, że nie mówiłam ci jaka byłam. Chyba nie chciałam abyś poszła w moje ślady. Mam swoje grzeszki na sumieniu, ale kto ich nie ma? Może gdybym o wszystkim wspomniała to miałabyś mniejsze wyrzuty sumienia z powodu łamania zasad…
- Czyli moje wpakowanie się w romans z Gawainem to zasługa twoich genów? – spytała Hermiona kąśliwie.

Całe życie była przekonana, że jej rodzice są wzorem, a właśnie się przekonała, że tak nie jest. Co jeszcze matka przed nią ukrywała?
- To był twój wybór, słoneczko –odparła pani Granger z wrednym uśmieszkiem. – Co nie zmienia faktu, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Chociaż ja o wiele bardziej szalałam, gdy byłam panną niż ty…
- Sama mi o tym opowiesz czy mam cię błagać na kolanach?
- Skoro zaczęłam temat to jestem ci to winna – westchnęła mama Hermiony. – O tym wszystkim prawie nikt nie wie. Nawet twoi dziadkowie do końca życia byli przekonani, że byłam grzeczną dziewczynką. Prawda jest taka, że pod koniec szkoły średniej wdałam się w romans, który starannie ukrywałam. Nie tylko dlatego, że mój ojciec był bardzo surowy i wyrzuciłby mnie za coś takiego z domu. Głównym powodem było to, że moim wybrankiem był nauczyciel z mojej szkoły, starszy ode mnie o piętnaście lat i mający żonę oraz dzieci.
- Mamo… - jęknęła czarownica ze zgrozą. – Jak mogłaś?
- Głupia byłam i naiwna – mruknęła starsza z kobiet. – Obiecywał, że rozstanie się z żoną. Przynajmniej do czasu aż się nie okazało, że jestem w ciąży. Od razu podkulił ogon. Wiedziałam, że nikomu nie mogę się pochwalić tym co zaszło, ponieważ zostanę bez dachu nad głową z dzieckiem pod pachą. Nie poszłabym wtedy na studia, zostałabym w swoim rodzinnym miasteczku i klepała biedę pracując jako kelnerka czy sprzątaczka… o ile znalazłabym jakąkolwiek pracę. Do wyboru miałam to, albo pozbycie się problemu i pójście na uczelnię, na którą się dostałam. Wiesz, że na studiach poznałam twojego ojca…
- Dlatego wybrałaś aborcję – Hermiona stwierdziła fakt. – Teraz cię rozumiem – oświadczyła.
- Tak. Dogadałam się z byłym, że za wszystko zapłaci, a ja nigdy nikomu o tym nie powiem. Moi rodzice ani jego żona nigdy się o tym nie dowiedzieli.
- Tata wie?
- Wie.

Hermiona westchnęła. To z tego powodu jej mama wspierała ją mimo głupot, które ciągle robiła. Po prostu w czasach młodości wcale nie była lepsza.
- Żałowałaś tego?
Pani Granger zamyśliła się. Po chwili spojrzała na córkę, a na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Nie. Nie wiem co by było gdyby postąpiła inaczej, ale sądzę, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Moje życie potoczyło się tak jak chciałam. Mam dwie kochane córki i męża.

Ta odpowiedź usatysfakcjonowała Hermionę. Uznała, że jej życie także da się naprawić.
- Mówiłaś, że ja mam wybór, a tak naprawdę ciąża zrujnowałaby wszystkie moje plany.
- Masz ten luksus, że ktoś inny zajmie się dzieckiem, gdy wrócisz do pracy.
- Kto?
- Ja albo Molly. Jestem pewna, że ucieszy się z kolejnego wnuka. Suzanne i Victorie miałyby się z kim bawić.
- Myślałam, że chcesz wrócić do pracy – oznajmiła zaskoczona Hermiona.
- Z chęcią się poświęcę – zadeklarowała pani Granger z uśmiechem.
- Kocham cię mamo! – oznajmiła czarownica i rzuciła się aby uściskać rodzicielkę.

Poczuła, że ma wsparcie cokolwiek postanowi. Już nie musiała tak bardzo obawiać się wyniku badań. Miała świadomość, że Ron nie będzie chętny do opieki nad dzieckiem, ale za to będzie płacił alimenty. To wszystko sprawiało, że skłaniała się bardziej ku urodzeniu niż aborcji. Jak na razie jedynym jej problemem był Gawain i jego reakcja. Hermiona założyła, że stanie na wysokości zadania. W końcu był prawdziwym mężczyzną, a nie szczylem z mlekiem pod nosem. Na pewno będzie ją wspierał.

***

- Jak to możliwe, że jednego dnia wszystko idzie ci gładko, a następnego cały świat jest przeciwko tobie? – pomyślała Hermiona z rozpaczą.
Leżała na kanapie w swoim salonie i wpatrywała się pustym wzrokiem w sufit. Wszystkie jej plany i marzenia legły w gruzach. Rozmowa z mamą, gdy nic jeszcze nie było pewnego, podniosła ją na duchu. Jednak wszelkie pozytywne uczucia wyparowały z chwilą, gdy poznała wynik badań. Jedyne co Hermiona zdołała wtedy zrobić to poinformować mamę poprzez wiadomość tekstową. Potem wyruszyła w stronę domu. Sama nie wiedziała jak zdołała do niego wrócić. Złowieszcze myśli przytłoczyły ją i sprawiły, że poruszała się prawie po omacku.

Dzwonek do drzwi.
- Idź sobie – jęknęła Hermiona i przekręciła się na bok, a następnie zwinęła się w kłębek.
Mocne pukanie.
- Nie wstanę – oznajmiła dziewczyna szeptem.
Znowu dzwonek.
- Nie mam nastroju. Chcę być sama!
Z jej planów nic nie wyszło. Klucz tkwiący w zamku sam się przekręcił i do salonu weszła blondynka w średnim wieku, którą Hermiona kojarzyła z Ministerstwa Magii.
- Jest Ron? – spytała z powagą.
- Co cię to obchodzi? – odparła dziewczyna ze złością. – Jakim prawem wchodzisz do czyjegoś domu bez pozwolenia!
- Wiedziałam, że jesteś w środku. Co z twoim chłopakiem? Jest w pracy?

Hermiona uniosła się na łokciu. Czego ta baba chce od Rona? Niech poszuka go sobie gdzie indziej!
- Wyprowadził się – warknęła. – Nie jest już moim chłopakiem. Znajdziesz go na Pokątnej.
Błękitne oczy blondynki zdradziły zdumienie.
- Zerwaliście? Mówiłaś, że zrobisz to dopiero za jakiś czas! – oznajmiła oskarżycielskim tonem i usiadła na kanapie. – Czemu mnie nie poinformowałaś?
- Gawain! – wykrzyknęła ucieszona Hermiona i usiadła obok niego.
- Co ci jest kochanie? – spytał auror przemieniony w kobietę. – Słyszałem plotki o wypadku. Harry milczy na ten temat jakby ktoś go potraktował zaklęciem przyklejającym język do podniebienia. Dlatego postanowiłem, że cię odwiedzę. Zamieniłem się w Sarę aby zmylić Rona, ale teraz widzę, że było to zupełnie niepotrzebne.
- Kim ona jest? – spytała czarownica aby zmienić temat.
- Psychologiem więziennym. Wyprostowuje pokręcone dusze więźniów z Azkabanu – padła odpowiedź. – Pytałem się o coś. Nie zmieniaj tematu – Gawain nie dał zbić się z tropu.

Hermiona zrobiła minę zbitego psa. Chciała odpowiedzieć, ale jej usta i język odmówiły posłuszeństwa. Poczuła jakby jej gardło ściskała jakaś niewidzialna ręka. Strach sprawiał, że nie była w stanie wykrztusić nawet jednego słowa.
Auror widocznie zrozumiał, że coś jej nie tak. Przysunął się do dziewczyny i mocno przytulił. Hermiona pomyślała, że byłoby to pomocne, gdyby nie fakt, że nadal był przemieniony w Sarę. Poczuła się niezbyt pewnie gdy dotykała twarzą do jej piersi. Wolałaby aby Gawain wrócił do swojej normalnej postaci, dlatego wysunęła się z jego ramion i przechyliła do tyłu.
- Może najpierw… - zaczęła mówić niepewnie, ale nie dane jej było skończyć.

Znieruchomiała, gdy poczuła, że jest całowana. Zamrugała gwałtownie, ale nie była w stanie się odsunąć. Wiedziała, że to Gawain, ale w ogóle tego nie czuła. Miała wrażenie, że całuje ją zupełnie obca baba.
- Zamień się w siebie! – powiedziała z niesmakiem, gdy Sara przestała.
- Zapomniałem – oznajmił Gawain i zachichotał. – Daj mi chwilkę…

Hermiona ze zgrozą patrzyła jak blondynka robi striptiz w jej salonie. Miała całkiem niezłe ciało jak na kobietę w jej wieku, ale czarownica była pewna, że prawdziwa Sara mocno zdenerwowałaby się na wieść, co auror z nim robił. Pięć minut później Gawain zapinał guziki swojej koszuli i patrzył się z uśmiechem na Hermionę, która była na skraju załamania nerwowego. Męskiego, nagiego ciała także nie chciała widzieć. Obojętnie do kogo należało. Przez wieść o ciąży miała straszny uraz do facetów.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? Zachowujesz się inaczej niż zwykle.

Dziewczyna stwierdziła, że nadal nie jest w stanie wyrzucić z siebie informacji. Dlatego sięgnęła do swojej koralikowej torebki i wyjęła wyniki badań. Podała je Gawainowi drżącą ręką. Auror od razu przeczytał co jest napisane na kartce. Uśmiech szybko znikł z jego twarzy.
- To niemożliwe… - wyjęczał. – Na Merlina, to straszne! – złapał się za głowę i spojrzał przerażonym wzrokiem na Hermionę. - Ron wie? – padło pytanie.
- Nie, nie mówiłam mu o tym – odparła Hermiona.
- Musisz mu o tym powiedzieć! – odparł auror tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dlaczego? Przecież możemy razem…
- Nie możemy być razem! – oznajmił ostro Robards i zacisnął pięści.

Hermiona poczuła jakby dostała maczugą trolla górskiego po głowie. Wiązała z Gawainem wielkie nadzieje, myślała, że zrozumie, a on zamiast tego oznajmił jej, że nie mogą być razem! Popatrzyła się na niego z niemym błaganiem w oczach.
- Chcę być z tobą, naprawdę! Ale dziecko… Nie mogę! Nie dam rady! Co jeśli urodzi się rude? Każdy będzie wiedział, że to nie moje! – oznajmił rozgorączkowanym tonem.
- Usunę ciążę! – zapiszczała Hermiona w przypływie rozpaczy.
To nie było to co chciała zrobić, ale zrozumiała, że nie ma wyboru. Skoro ciąża stoi na drodze do ich szczęścia to nie warto było mieć wyrzutów sumienia. Jej matka też tak postąpiła i wcale nie żałowała. Ona także nie będzie.
- Nie! – wrzasnął Gawain, a jego oczy miotały błyski szaleństwa. – Nie zrobisz tego! - gwałtownie machnął różdżką i na stoliku pojawił się papier, pióro oraz kałamarz. – Masz poinformować Rona o ciąży! – rozkazał ostrym tonem wskazując na przybory do pisania.
- Nie będziesz mi rozkazywał! – padła błyskawiczna odpowiedź.

Hermiona przestraszyła się jego reakcji, ale uznała, że nikt nie ma prawa wtrącać się w jej życie. Rozkaz Gawaina sprawił, że zdenerwowała się na niego. Co on tym razem kombinuje? Nie chce cudzego bachora – to może zrozumieć. Nie będą razem. Nie będzie błagać go na kolanach. Ciąża jest jej sprawą i to ona będzie o niej decydować!
- Jeśli zaraz nie napiszesz mu o tym co się dzieje, to osobiście go o tym poinformuję – zagroził auror. – Przy okazji wspomnę co działo się we Francji.

Czarownica ze złości miała ochotę przywalić mu w twarz, tak samo jak Draconowi na trzecim roku nauki. Nie dość, że jej rozkazuje to jeszcze ją szantażuje!
- Jeśli za dziesięć sekund nie pojawi się na tym pergaminie zdanie „jestem w ciąży, przyleć do mnie” to Harry także dowie się co działo się podczas delegacji! Wiesz, że ja nie żartuję i zrobię wszystko aby osiągnąć swój cel!
Hermiona rzuciła mu spojrzenie pełne nienawiści i szybko napisała wiadomość. Kilka dni temu była przekonana, że jest zakochana w Gawainie. Teraz miała ochotę ukatrupić go na miejscu. Romans z nim był strasznym błędem. Powinna wiedzieć, że skoro wcześniej nie zachowywał się w porządku to teraz też nie będzie. Była głupia i naiwna. Zupełnie jak swoja matka.
- Dzięki mamusiu za geny – jęknęła w duszy, gdy podpisała się na pergaminie.

Gawain wziął od niej wiadomość. Przy pomocy różdżki przyzwał do siebie sowę, która pojawiła się z cichym pyknięciem i rozczochranymi piórami. Dał jej list i wypuścił przez otwarte okno.
- Dlaczego mi to robisz? – spytała Hermiona patrząc na niego przenikliwie.
- Ratuję twoją duszę – padła odpowiedź.
Kolejny raz tego dnia czarownicy opadła szczęka. Nie sądziła, że Robards jest religijny. Przecież jego moralność była sprawą umowną. Walczył z przestępcami wśród czarodziejów, ale jednocześnie lubił młode panienki, które szybko rzucał. Dziesięć przykazań nie szło z tym w parze.
- Miałem kiedyś przyjaciółkę, która to zrobiła. Nigdy się po tym nie pozbierała, do końca życia żałowała przez to jak postąpiła. Nie chcę abyś ty też przez to przechodziła – wyjaśnił ponuro. – Poza tym uważam, że Ron ma prawo wiedzieć. Nie lubię go, ale odczuwam pewnego rodzaju męską solidarność. A co do dziecka to jestem na nie po prostu za stary. Ron da radę zmieniać pieluchy i uganiać się za pełzakiem.
- Wynoś się! – warknęła Hermiona. – Wynoś się zanim on tu przyleci!

Miała dość wszystkiego. Nienawidziła facetów, nienawidziła ciąży i nienawidziła siebie. Postanowiła, że poinformuje Rona o tym, że nie będzie miał dziecka. Bez niego i faceta u boku będzie mogła skupić się na karierze i nikt jej nie odciągnie od obowiązków.
- Kocham cię nawet wtedy, gdy jesteś dla mnie taka nie miła – stwierdził Gawain ze smutkiem i ruszył w stronę kominka. – Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz. Czasem trzeba porzucić swoje szczęście dla dobra innych…
Zanim auror znikł w szmaragdowych płomieniach Hermiona rzuciła w niego porcelanową figurką, którą dostała od Rona. Nie znalazła rozbitych skorup w kominku więc mogła podejrzewać, że osiągnęła swój cel. Miała nadzieję, że Gawain nabawił się dzięki temu niezłego bólu głowy.

***

Ron trzymał wyniki badań i wpatrywał się w nie z głupim wyrazem twarzy. Dopiero po dłuższej chwili podniósł głowę i popatrzył się na Hermionę.
- Te mugolskie czary-mary są pewne?
- W stu procentach – odparła czarownica.
Ron przejechał dłonią po włosach i westchnął ciężko.
- Na garbate gargulce, jak to się mogło stać? Przecież brałaś eliksir.
- Brałam, ale widać coś poszło nie tak – warknęła Hermiona. – Żaden środek zapobiegający ciąży nie ma pełnej skuteczności.
- Aha – mruknął rudzielec i zaczął wpatrywać się w kartkę z wynikami jakby miał nadzieję, że te nagle zmieniły się na negatywne. – Nie wiem jak się obsługuje dziecko. Ty masz wprawę dzięki Suzanne, ale ja jestem zupełnie zielony w tych sprawach. Ale chyba damy radę, prawda? – spytał niepewnie.
- Nie musimy dawać sobie z niczym rady.
- Czemu?
- Ponieważ usunę ciążę.
- Co!? – Ron wyglądał na wstrząśniętego. – Chyba żartujesz! Powiedz, że to nie prawda!

Hermionę dziwiła jego reakcja. Takie zachowanie bardziej pasowało do Harry’ego.
- Przecież nie lubisz dzieci. Rozstaliśmy się. To tylko utrudni nam życie – wyliczyła na chłodno wszystkie argumenty. – Usunę ciążę i będziemy z tego powodu szczęśliwi.
- Nie! Błagam, nie rób tego! – rudzielec dopadł swoją byłą narzeczoną i złapał ją za ramiona. – Ja chcę! Naprawdę chcę mieć z tobą dziecko! – powtórzył z naciskiem.
- Nie będziemy z tego powodu razem! – fuknęła gniewnie Hermiona. – Zaraz ci oddam pierścionek.
- Nie oddawaj – zaprotestował. – Kupiłem go specjalnie dla ciebie i nikt inny nie mógłby go mieć. Zachowaj go na pamiątkę, schowaj do szafy czy coś jeśli nie chcesz na niego patrzeć. To mój prezent dla ciebie – uśmiechnął się nieśmiało. – Proszę.
- No dobrze, skoro tak chcesz – odparła czarownica niepewnie. – Ale ciąża…
- Błagam, zostaw ją! Zrobię dla ciebie wszystko. Będę harował w twoim domu jak domowy skrzat. Gdy urodzisz to nawet nie poczujesz, że masz dziecko. Ja będę się nim zajmował!
- Oszalałeś!?
- Nie. Ja po prostu… - Ron zrobił ręką nieokreślony gest i westchnął. – Widziałem Billa i Fleur. Są zmęczeni, ale szczęśliwi. Może dziecko jest naprawdę dopełnieniem nas samych. Chcę się przekonać. Tym bardziej, że nie wiadomo czy znajdą drugą tak wspaniałą kobietę jak ty i będę z nią równie szczęśliwy…

Hermiona poczuła, że coś ją chwyta za serce. Ron mówił z takim uczuciem i z taką pasją, że nie była w stanie nie zareagować. Kochał ją, a ona wyrządziła mu takie świństwo. Poczuła się winna. Nie mogła do niego wrócić z powodu swoich grzechów, ale mogła mu to w pewnym sensie wynagrodzić.
- Jak ja nie będę w stanie zajmować się małym lub małą to wynajmę opiekunkę – rudzielec kontynuował przekonywanie swojej byłej narzeczonej. – Chociaż myślę, że mama będzie zachwycona, gdy ją weźmiemy do tego. Podejrzewam, że marzy o stadku wnuków, które będzie mogła rozpieszczać. Twoi rodzice pewnie też by tak chcieli – zauważył szczerząc zęby. – To jak? Proszę, zgódź się. Damy radę!

Hermiona patrzyła się na niego z wahaniem. To była bardzo ciężka decyzja i na pewno wiele zmieni w jej życiu. Może Gawain miał rację, że będzie żałować po latach? A co jeśli nigdy nie znajdzie szczęścia i zostanie starą panną, której jedynym zajęciem będzie hodowla kugucharów? Może dziecko nie jest takim złym pomysłem? Jej związek z Gawainem był skończony zanim na dobre się rozpoczął. Skoro teraz nie chciał wychowywać dziecka, to pewnie zareagowałby podobnie, gdyby to z nim zaszła w ciążę. To zdecydowanie nie był facet dla niej.
 - No dobrze – wyrzuciła z siebie. – Urodzę.
- Jesteś cudowna! – oznajmił Ron i uściskał Hermionę. – Na pewno nie wrócisz do mnie? – wyszeptał jej do ucha z nadzieją w głosie.
- Nie ma takiej opcji – oznajmiła czarownica. – Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa bo jak nie to pójdę do twojej matki!
- Nie będziesz musiała – zapewnił rudzielec. – Będę wspaniałym ojcem, jeszcze się przekonasz!