Ron poczekał aż
Hermiona wyjdzie do pracy. Uważnie obserwował jak idzie w stronę metra do czasu, aż zniknęła za zakrętem.
Wiedział, że Dev miał wakacje, dlatego założył, że będzie śledził jego
narzeczoną. Nie minęły dwie minuty, gdy Hindus wyszedł ze swojego domu i podążył
w tę samą stronę co czarownica. Ron tylko na to czekał. Przez otwarte drzwi
rzucił na niego drętwotę. Chłopak zachwiał się i wpadł w krzak hortensji. Rudzielec
podbiegł do nastolatka i wciągnął go do domu.
- Dobra, gadaj
co wiesz o Hermionie – warknął, gdy cofnął działanie zaklęcia.
- Jak ty… co ty…
- bełkotał przerażony Dev.
- Jestem
Reganem, zapomniałeś!? – oznajmił Ron złowieszczym tonem i przyłożył różdżkę do
nosa nastolatka. – Chcę się dowiedzieć o co ci chodziło z gotowaniem Hermiony!
Jeśli mi zaraz nie powiesz to sprawię, że będziesz miał na całym ciele
kurzajki!
Hindus patrzył
się na niego przerażonymi oczami. Ron pomyślał, że trochę przesadził. Mógł go
tak nie straszyć, ale chciał mieć
pewność, że chłopak wyśpiewa wszystko. Wiedział, że Dev i tak nikomu nie powie
o czarach, ponieważ po wszystkim będzie miał wyczyszczoną pamięć.
- Zgadały się z
moją matką – nastolatek powiedział głosem podszytym strachem. – Mionka zamawia
dania do nas do domu, a po pracy po nie przychodzi.
- Skąd zamawia?
- Z jadłodajni u
Sama – padła błyskawiczna odpowiedź.
- A niech ją szlag!
Ron zrozumiał,
że jest poruszony do głębi. Hermiona go perfidnie okłamywała! Wiedziała, że
nienawidzi jedzenia z takiego źródła, a mimo to serwowała mu je! Skoro
oszukiwała go w takiej sprawie, to jaką ma pewność, że nie kłamała o innych?
- O nie, tak nie
będziemy się bawili… – oznajmił rozgorączkowanym tonem. – Obliviate! – rzucił zaklęcie zapomnienia na Deva, po czym podniósł
go, wrzucił w krzak hortensji i zamknął drzwi.
***
- Draco, zrób mi
jeszcze jedną kawę – rzuciła Hermiona w kierunku blondyna.
Rano, po
przebudzeniu z radością stwierdziła, że wymioty już jej nie męczą. Wprawdzie
trochę ją mdliło, gdy patrzyła na Rona, ale przynajmniej dała radę zjeść coś mniej
lekkostrawnego na śniadanie. Od piątku żywiła się głównie sucharkami, herbatą i
sokami. Najprawdopodobniej z tego powodu czuła się słabo i bez przerwy była senna.
- Gdybyś spała w
nocy to nie musiałbym usługiwać ci jak jakiś skrzat – warknął blondyn.
- Gdybyśmy nie
uratowali ci kilkukrotnie życia w czasie bitwy o Hogwart to nie musiałabym się
teraz z tobą użerać – Hermiona zakomunikowała mu dobitnie.
Draco skrzywił
się jakby zabolał go brzuch i wyszedł bez słowa z pokoju. W ogóle nie byli zadowoleni z tego, że muszą razem pracować. Lata nienawiści zrobiły swoje
i nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać. Tylko ze względu na Mafaldę gryźli się w język i nie obrzucali się błotem. Hermiona najchętniej wysłałaby
Malfoya do archiwum, ale Pansy skończyła robić w nim porządki. W tym przypadku
zmuszona była dawać chłopakowi prace, które wykonywał w biurze. Jego obecność
jeszcze bardziej dobijała dziewczynę. Ron twierdził, że na jej miejscu mściłby
się, ale ona nie miała na to ochoty. Miała wystarczająco kłopotów na głowie, a
wojna z Draco dołożyłaby jej tylko trosk.
- Masz! –
blondyn postawił na biurku Hermiony kawę. – Coś jeszcze sobie życzysz? - spytał się tonem, który mówił, że lepiej dla niej będzie jeśli odpowiedź będzie negatywna.
- Nie, dzięki –
mruknęła Hermiona spoglądając krzywo na napój.
Poczuła, że
ochota na kawę jej przeszła. Draco zauważył jej wzrok i zinterpretował go w
tylko sobie znany sposób.
- Nie naplułem
chociaż chciałbym – oznajmił. – Na razie zależy mi na tej pracy – zadeklarował
sucho.
- Czemu? –
Hermiona spytała się zanim ugryzła się w język.
Tak naprawdę
wcale jej to nie obchodziło. Twarz Draco wyrażała zaniepokojenie.
- Co czemu? – bąknął.
- Czemu zależy
ci na pracy? Przecież twój ojciec jest tak bogaty, że mógłbyś nic nie robić do
końca życia.
- To moja sprawa
Granger – odparł wymijająco. – Mam swoje powody.
- Nie chcesz to
nie mów – mruknęła Hermiona. – Mi to jest obojętne. Masz tylko dobrze wykonywać
swoje obowiązki.
- To co teraz
mam zrobić?
- Idź do Lauren
Kozlovsky, aby dała ci spis wszystkich przypadków złamania prawa od początku
tego roku. Potem pomożesz mi zrobić statystykę z tego półrocza…
Draco lekko
skinął głową na znak, że rozumie i wyruszył na poszukiwanie Lauren. Gdy to
zrobił Hermiona popadła w zadumę. Jego wyraz twarzy, gdy wymigał się od
odpowiedzi w sprawie pracy dały jej do myślenia. Coś się za tym kryło, a ona
nie wiedziała co. Miała świadomość faktu, że Draco nauczył się oklumencji od Bellatriks,
więc nie da rady niczego wyczytać z jego umysłu. Może kiedyś sam jej powie.
- Ja i Draco,
rozmawiający jak najlepsi przyjaciele. A to dobre! - Hermiona parsknęła śmiechem i zajęła się
statystyką.
***
Ron siedział w
domu i grał w grę na komputerze Hermiony. Jeszcze poprzedniego wieczoru wysłał
George’owi Świstoświnkę z informacją, że nie przyjdzie do pracy, ponieważ musi
opiekować się chorą narzeczoną. Było to kłamstwo, ale sytuacja go do tego
zmusiła. Po odkryciu, że kosz na śmieci jest pusty poszedł sprawdzić kontener
za domem. Zaklęciem próbował przywołać obierki z ziemniaków, ale żaden z worków
nie wyskoczył ku niemu. To oznaczało, że Hermiona na pewno nie obierała tych
warzyw, a pojawiły się na obiad. To utwierdziło go w przekonaniu, że powinien
zostać w domu.
Po wydobyciu
prawdy z Deva, poszedł w stronę stacji metra, aby walnięta sąsiadka nie
skontaktowała się jakimś cudem z Hermioną i nie powiedziała jej, że coś jest
nie tak. Gdy dotarł na miejsce, skierował swoje kroki ku toaletom i tam
teleportował się do ogrodu. Rzucił na siebie zaklęcie kameleona i pędem dotarł
do tylnych drzwi domu. Dzięki temu nikt nie powinien zauważyć, że nie poszedł
do pracy.
Co jakiś czas
zerkał przez okno. Żałował, że nie spytał się Deva kiedy dokładnie przyjeżdża
zamówienie. To nie był zbyt wielki błąd, ale utrudniał mu życie, ponieważ nie
mógł w pełni się skupić na Heroes of Might and Magic III. Miasta przecież same
się nie podbiją. Musiał mieć silną armię, aby doprowadzić swoich do zwycięstwa.
Akurat był w
kuchni po szklankę coli, gdy zobaczył, że przed domem staje zdezelowany
samochód z obdrapanym logiem „Jadłodajnia u Sama”. Ron w ciągu sekundy znalazł
się przy oknie i ukrył za zasłonami. W ogóle nie zwrócił uwagi, że po drodze
wylał na dywan połowę słodkiego napoju, co doprowadziłoby Hermionę do szału,
gdyby to widziała. Obserwował jak kierowca wyjmuje pakunek z samochodu i dzwoni
do drzwi sąsiadki. Transakcja przebiegła szybko i sprawnie, dzięki czemu już po
chwili samochód odjechał w siną dal. Ron spojrzał na zegarek. Hermiona za
godzinę powinna przyjść z pracy. Już nie mógł doczekać się konfrontacji. Był
niesamowicie ciekaw co narzeczona mu powie.
***
Hermiona jak
zwykle wyszła z pracy przez publiczne toalety. Nie raz kłóciła się z Ronem o
powroty przy pomocy magii. On kompletnie nie mógł zrozumieć, że gdy mieszka się
w śród mugoli to się robi, to co oni. Teraz dodatkowo doszła sprawa z Devem i
musieli się bardzo pilnować, aby nie zauważył czegoś niezwykłego. Kamini także
lubiła szpiegować sąsiadów. Nie raz opowiadała Hermionie, która sąsiadka co
zrobiła, albo jaki samochód kupił sąsiad pięć domów dalej.
Przeszła przez
kilka ulic zmierzając w stronę stacji metra, gdy usłyszała, że ktoś trąbi.
- Podwieźć cię,
panno Granger?
Czarownica
uniosła głowę i ujrzała Gawaina siedzącego w czarnym, eleganckim samochodzie,
który był tak wypucowany, że bił blaskiem po oczach. Mężczyzna uniósł okulary
przeciwsłoneczne i kiwnął głową zachęcająco.
- Nie wiem czy
to jest dobry pomysł, panie Robards – odparła podnosząc głos. – Dziękuję,
poradzę sobie!
Wiedziała, że
jeśli jakimś cudem w pobliżu będzie ktoś z Ministerstwa Magii to pomyśli, że ich
rozmowa miała tylko i wyłącznie grzecznościowy charakter.
- Ostatnio
jesteś bardzo blada – równie głośno odparł auror. – Boję się, że zemdlejesz z
powodu gorąca. Zapraszam do mojego samochodu!
Mimo wyjątkowo
upalnej pogody typowej dla końca czerwca, Hermionie było zimno. Specjalnie dla
potencjalnych obserwatorów otarła ostentacyjnie nieistniejący pot z czoła.
- Dam sobie radę.
- Jeśli coś się
stanie to sobie tego nie wybaczę!
- Skoro tak pan
się upiera… – zgodziła się i szybko wskoczyła na miejsce pasażera.
- Co się z tobą
dzieje? - mruknął Gawain, gdy zamknęła
drzwi i zapięła pas.
- Nerwy –
odparła.
- Nie sądziłem,
że mogą aż tak cię wykańczać – spojrzał na nią z troską.
Hermiona zrobiła
cierpiącą minę, a Gawain położył swoją dłoń na jej dłoni i ścisnął w geście
otuchy.
- Mogę się
spytać o twoje dalsze plany?
Tylko czekała na
to pytanie. Tak naprawdę to właśnie po to wsiadła do jego samochodu.
- Zerwę z Ronem
– oznajmiła.
- Cieszę się –
odparł Gawain z uśmiechem.
- Ale nie teraz.
Za jakiś miesiąc – dodała Hermiona poważnym tonem. – Jeśli zrobię to za szybko,
to może pomyśleć, że we Francji jednak coś się wydarzyło. Nie chcę, aby
wiedział, że go zdradziłam – westchnęła z bólem.
- Tak naprawdę
to jeszcze nie poszliśmy na całość – zauważył auror.
- Wiesz, w moim
prywatnym rankingu seks oralny uznaje się za zdradę – fuknęła dziewczyna. – Uważam,
że to co robiliśmy w piątek było błędem.
- Dobrze,
rozumiem, niczego nikomu nie powiem. Nawet nie miałem tego zamiaru.
- Od razu chcę
cię poinformować, że nie chcę abyśmy byli razem zaraz po zerwaniu z nim –
wyjawiła Hermiona.
- Zgadzam się na
wszystko – zgodził się auror i wykorzystując czerwone światło pocałował
czarownicę.
Dziewczyna
poczuła, że do przyjemności dołączyły także mdłości. Wyrzuty sumienia
zaatakowały ją nawet w takiej chwili! Szybko odsunęła głowę.
- Nie –
zaprotestowała głęboko oddychając. – Chcę najpierw doprowadzić wszystko do
końca. Poza tym ktoś mógłby nas zobaczyć!
- Hermiono,
skarbie… to są przyciemniane szyby…
- Och!
***
Ron zakrył się
firanką i patrzył jak Hermiona wysiada z czarnego samochodu. Rudzielec zastanawiał się kto ją podwiózł. Ciemne szyby nie pozwoliły
dobrze dostrzec kto siedział za kierownicą. Dodatkowo widok utrudniało
odbijające się od szyby słońce. Ron miał jednak nieprzyjemne wrażenie, że był
to mężczyzna. Gdyby nie to, że nie lubiła Robardsa, to stawiałby na niego. A
może podczas delegacji zaczęli się dogadywać?
Hermiona minęła
drzwi do ich domu i zapukała do sąsiadki. Po dłuższej chwili pojawiła się na
chodniku niosąc pakunek z Jadłodajni u Sama. Ron poczuł jakby w żołądku miał
bryłę lodu. Nieprzyjemne uczucie zaczęło rozlewać się na całe ciało. Czyli to
prawda. Hermiona perfidnie i z premedytacją oszukiwała go! Już miał pobiec, aby
jej wszystko wygarnąć, gdy coś go powstrzymało.
- Ona zawsze
narzeka, że najpierw robię, a później myślę – powiedział sam sobie. – Tym razem
będę działał z rozmysłem i wszystko zrobię ze spokojem!
Ruszył po cichu
do drzwi i ostrożnie doszedł do schodów. Uklęknął i obserwował jak Hermiona
wchodzi do kuchni. Szybko rzucił zaklęcie zwodzące i jak najciszej zbiegł po
schodach. Przebiegł przez salon i wyszedł głównymi drzwiami, po czym zamknął je
jak najciszej. Wtedy dotarło do niego, że przydałoby się gdzieś schować na
jakiś czas. Rozejrzał się z rozpaczą. O tym nie pomyślał!
- O, hortensja!
– zauważył uradowany i błyskawicznie wskoczył w krzak.
- Ała! – jęknął
Dev. – Uważaj!
- Kurwa! –
zaklął Ron. – Czy nikt nigdy nie przyjebał ci za podglądanie? – warknął.
- Raz dostałem
od chłopaka Alexis – oznajmił szeptem. – Ale to było dwa lata temu.
- Przydałaby się
poprawka – oznajmił rudzielec.
- A ty czemu się
chowasz skoro powinieneś być w pracy?
Ron spojrzał się
groźnie na Deva. Chłopak miał w głowie cały ich grafik.
- To przez
ciebie – oznajmił oskarżycielskim tonem. – Sam mi powiedziałeś, że Hermiona
mnie oszukuje!
- A no tak – nastolatek
nie ukrywał radości z tego powodu. – Wiesz, że dzisiaj wróciła z pracy takim
ekstra samochodem?
- Wiem!
Błyszczał się jak psu jajca! – prychnął Ron i już miał przestać odzywać się do
Deva, gdy coś mu wpadło do głowy. – Skoro tutaj siedzisz to chyba widziałeś kto
ją podwiózł? – spytał się z nadzieją w głosie.
- Facet.
- Stary czy
młody?
- Starszy, coś
koło pięćdziesiątki.
- Blondyn? – Ron
poczuł, że ręce mu się trzęsą.
- Tak, koloru
oczu nie widziałem bo miał ciemne okulary, ale zdawało mi się, że wydawał się
jakiś taki znajomy. Jakbym gdzieś go kiedyś widział… Wiesz co?
- Co?
- Całowali się
na pożegnanie…
***
Hermiona
spojrzała się na zegar wiszący w kuchni i zauważyła, że Ron wróci z pracy za
pół godziny. Wyjęła jedzenie z pudełek i przełożyła je do garnków. Wszystkich
dowodów pozbyła się zaklęciem redukującym. Pomyślała, że Ron jak zwykle nie
powinien się zorientować. Właśnie wyciągała ziarenko pieprzu, aby je
przetransmutować w puszkę po fasolce, gdy usłyszała, że jej narzeczony otworzył
drzwi wejściowe i zamknął je z hukiem.
- No nie –
jęknęła. – Nie dość, że znowu się teleportował do parku to jeszcze zachowuje
się jakby wszedł do obory!
- Hermiona! –
wrzasnął Ron.
- Co? –
odwarknęła, gdy wyszła z kuchni.
Jej narzeczony
stał w salonie i oddychał ciężko. Jego uszy i kark były w kolorze buraka.
Zrobił krok w jej stronę.
- Wiesz co mi
powiedział Dev!?
- Pewnie jakieś
głupoty – odpowiedziała Hermiona siląc się na spokój.
- Powiedział mi,
że zostałaś podwieziona do domu przez kogoś!
Czarownica
milczała, częściowo z tego powodu, że była zbyt przerażona, aby odpowiedzieć, a
także dlatego, że znowu ją zemdliło.
- Powiesz mi kto
to był? – Ron miał żądzę mordu wypisaną w oczach. – Czemu milczysz!? Powiedz
coś! – warknął. – Wczoraj trajkotałaś jak katarynka, a dzisiaj zapomniałaś
języka w gębie! Czyżby ci zdrętwiał po tym jak lizałaś się z Robardsem na do
widzenia? – spytał ze złością.
Hermiona
popatrzyła się na niego jakby był niespełna rozumu. Coś takiego uwłaczało jej
inteligencji! Nie była na tyle głupia, aby robić coś takiego na oczach Deva i
Kamini. Nawet chciała, aby Gawain wysadził ją koło stacji metra, ale uparł się,
że ją odwiezie pod same drzwi. Specjalnie pożegnała się z nim bardzo
oficjalnymi słowami. Nie! Tego było już za wiele!
- Przestań się
śmiać! – ryknął Ron patrząc jak jego narzeczona pada na podłogę.
Czy to sprawiły
hormony przed okresem, czy jej mózg nie wytrzymał ze zbyt wielkiej ilości
stresu – tego nie wiedziała. Hermiona po prostu wyła ze śmiechu waląc dłonią w
dywan. Łzy spływały ciurkiem po jej twarzy.
- Odbiło ci!?
- Nie! –
wykrztusiła pomiędzy jednym napadem śmiechu, a drugim. – Jak mogłeś mu
uwierzyć…
Ron zrobił
głupią minę. Widać było jak intensywnie myśli nad jej słowami. Założył ręce na
piersi i patrzył się na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Może
rzeczywiście Dev w tej sprawie kłamał… - zaczął mówić z goryczą – ale jak
wytłumaczysz mi to, że mnie oszukujesz od kilku tygodni?
- Słucham?
- Jedzenie.
Specjalnie nie poszedłem dzisiaj do pracy, aby przekonać się na własne oczy, że
zamawiasz je w Jadłodajni u Sama. Jaką mam gwarancję, że skoro okłamujesz mnie
w tej sprawie, to nie oszukujesz w innych!?
Hermiona poczuła
się jakby dał jej w twarz. Oblał ją zimny pot i znowu poczuła niesamowite
mdłości.
- Ja… to… to
robiłam… dla ciebie… - wybełkotała.
- Dla mnie!? –
Ron zawył. – Oszukujesz mnie i wciskasz mi jedzenie, którego nienawidzę!? Nie
uważasz, że to duża przesada!? Przecież wiesz co przeżywałem po tamtym
zatruciu!
- Bo ty
chciałeś…
- Tak, chciałem!
Chciałem abyś pokazała, że mnie kochasz i nauczyła się gotować! – kontynuował
wątek wrzeszcząc. – Skoro oszukiwałaś w takiej sprawie to czego jeszcze mi nie
powiedziałaś? Co jeszcze przede mną ukrywasz!? Może tylko udajesz chorą?
Czarownica
siedziała nadal na dywanie niezdolna do choćby najmniejszego ruchu. Łzy nadal
spływały jej po twarzy, ale tym razem nie było jej do śmiechu. Nie była w
stanie nic powiedzieć. Żadne słowo nie przeszłoby jej przez gardło. Rona co raz
bardziej rozjuszało jej milczenie. Podszedł do niej i pociągnął brutalnie za ramię.
- Wstawaj! –
zagrzmiał i potrząsnął Hermioną. – Chcesz mi coś powiedzieć!? – spytał się
ostro.
Chciała, ale nie
mogła. Matka ją przestrzegała, aby się nie przyznawała. Opowiedziała jej jak to
było z Karlem i Jewel. Lepiej było milczeć. Tylko, że Hermiona poczuła, że to
jest ten moment na który czekała.
- Wyprowadź się
– oznajmiła to tak spokojnym głosem, że aż sama się zdziwiła. – Jestem
beznadziejną dziewczyną i narzeczoną. Będę równie beznadziejną żoną. Nigdy nie
będę ci gotować i nie zaakceptuję kolorowych ubrań oraz krzykliwej biżuterii.
Wolę zostać Ministrem Magii niż matką. Znienawidzisz mnie prędzej czy później.
- Jesteś pewna?
– spytał Ron zbity z tropu.
- Tak – padła
lodowata odpowiedź. – To koniec.
Rudzielec
niepewnie puścił jej rękę i patrząc się na nią zaczął powoli cofać się w stronę
schodów. Hermiona zachowała kamienną twarz. Nie czuła już nic. Nic się nie
liczyło, niczego nie było. Miała wrażenie, że zamiast serca ma kamień. Nawet
przestała płakać.
Ron spakował się
błyskawicznie i zniósł swój kufer oraz klatkę ze Świstoświnką do salonu. Stojąc
przed kominkiem spojrzał się na Hermionę z niemym błaganiem w oczach.
- Jeśli będziesz
chciała pogadać to wiesz gdzie mnie znaleźć – wyszeptał załamany.
Rozpalił przy
pomocy różdżki płomienie w kominku, wrzucił do nich proszek Fiuu i poleciał na
ulicę Pokątną do Magicznych Dowcipów Weasleyów. Dopiero, gdy Ron znikł Hermiona
zrozumiała, że wreszcie coś czuje. Nie był to wstyd albo wyrzuty sumienia. Nie
poczuła się zrozpaczona lub załamana. Jedyne co jej towarzyszyło to wielka i
nieopisana ulga, że jest już po wszystkim.