poniedziałek, 14 listopada 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 42 – Hortensja


Ron poczekał aż Hermiona wyjdzie do pracy. Uważnie obserwował jak idzie w stronę metra do czasu, aż zniknęła za zakrętem. Wiedział, że Dev miał wakacje, dlatego założył, że będzie śledził jego narzeczoną. Nie minęły dwie minuty, gdy Hindus wyszedł ze swojego domu i podążył w tę samą stronę co czarownica. Ron tylko na to czekał. Przez otwarte drzwi rzucił na niego drętwotę. Chłopak zachwiał się i wpadł w krzak hortensji. Rudzielec podbiegł do nastolatka i wciągnął go do domu.
- Dobra, gadaj co wiesz o Hermionie – warknął, gdy cofnął działanie zaklęcia.
- Jak ty… co ty… - bełkotał przerażony Dev.
- Jestem Reganem, zapomniałeś!? – oznajmił Ron złowieszczym tonem i przyłożył różdżkę do nosa nastolatka. – Chcę się dowiedzieć o co ci chodziło z gotowaniem Hermiony! Jeśli mi zaraz nie powiesz to sprawię, że będziesz miał na całym ciele kurzajki!

Hindus patrzył się na niego przerażonymi oczami. Ron pomyślał, że trochę przesadził. Mógł go tak nie straszyć, ale chciał mieć pewność, że chłopak wyśpiewa wszystko. Wiedział, że Dev i tak nikomu nie powie o czarach, ponieważ po wszystkim będzie miał wyczyszczoną pamięć.
- Zgadały się z moją matką – nastolatek powiedział głosem podszytym strachem. – Mionka zamawia dania do nas do domu, a po pracy po nie przychodzi.
- Skąd zamawia?
- Z jadłodajni u Sama – padła błyskawiczna odpowiedź.
 - A niech ją szlag!

Ron zrozumiał, że jest poruszony do głębi. Hermiona go perfidnie okłamywała! Wiedziała, że nienawidzi jedzenia z takiego źródła, a mimo to serwowała mu je! Skoro oszukiwała go w takiej sprawie, to jaką ma pewność, że nie kłamała o innych?
- O nie, tak nie będziemy się bawili… – oznajmił rozgorączkowanym tonem. – Obliviate! – rzucił zaklęcie zapomnienia na Deva, po czym podniósł go, wrzucił w krzak hortensji i zamknął drzwi.

***

- Draco, zrób mi jeszcze jedną kawę – rzuciła Hermiona w kierunku blondyna.
Rano, po przebudzeniu z radością stwierdziła, że wymioty już jej nie męczą. Wprawdzie trochę ją mdliło, gdy patrzyła na Rona, ale przynajmniej dała radę zjeść coś mniej lekkostrawnego na śniadanie. Od piątku żywiła się głównie sucharkami, herbatą i sokami. Najprawdopodobniej z tego powodu czuła się słabo i bez przerwy była senna.
- Gdybyś spała w nocy to nie musiałbym usługiwać ci jak jakiś skrzat – warknął blondyn.
- Gdybyśmy nie uratowali ci kilkukrotnie życia w czasie bitwy o Hogwart to nie musiałabym się teraz z tobą użerać – Hermiona zakomunikowała mu dobitnie.

Draco skrzywił się jakby zabolał go brzuch i wyszedł bez słowa z pokoju. W ogóle nie byli zadowoleni z tego, że muszą razem pracować. Lata nienawiści zrobiły swoje i nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać. Tylko ze względu na Mafaldę gryźli się w język i nie obrzucali się błotem. Hermiona najchętniej wysłałaby Malfoya do archiwum, ale Pansy skończyła robić w nim porządki. W tym przypadku zmuszona była dawać chłopakowi prace, które wykonywał w biurze. Jego obecność jeszcze bardziej dobijała dziewczynę. Ron twierdził, że na jej miejscu mściłby się, ale ona nie miała na to ochoty. Miała wystarczająco kłopotów na głowie, a wojna z Draco dołożyłaby jej tylko trosk.
- Masz! – blondyn postawił na biurku Hermiony kawę. – Coś jeszcze sobie życzysz? - spytał się tonem, który mówił, że lepiej dla niej będzie jeśli odpowiedź będzie negatywna.
- Nie, dzięki – mruknęła Hermiona spoglądając krzywo na napój.

Poczuła, że ochota na kawę jej przeszła. Draco zauważył jej wzrok i zinterpretował go w tylko sobie znany sposób.
- Nie naplułem chociaż chciałbym – oznajmił. – Na razie zależy mi na tej pracy – zadeklarował sucho.
- Czemu? – Hermiona spytała się zanim ugryzła się w język.
Tak naprawdę wcale jej to nie obchodziło. Twarz Draco wyrażała zaniepokojenie.
- Co czemu? – bąknął.
- Czemu zależy ci na pracy? Przecież twój ojciec jest tak bogaty, że mógłbyś nic nie robić do końca życia.
- To moja sprawa Granger – odparł wymijająco. – Mam swoje powody.
- Nie chcesz to nie mów – mruknęła Hermiona. – Mi to jest obojętne. Masz tylko dobrze wykonywać swoje obowiązki.
- To co teraz mam zrobić?
- Idź do Lauren Kozlovsky, aby dała ci spis wszystkich przypadków złamania prawa od początku tego roku. Potem pomożesz mi zrobić statystykę z tego półrocza…

Draco lekko skinął głową na znak, że rozumie i wyruszył na poszukiwanie Lauren. Gdy to zrobił Hermiona popadła w zadumę. Jego wyraz twarzy, gdy wymigał się od odpowiedzi w sprawie pracy dały jej do myślenia. Coś się za tym kryło, a ona nie wiedziała co. Miała świadomość faktu, że Draco nauczył się oklumencji od Bellatriks, więc nie da rady niczego wyczytać z jego umysłu. Może kiedyś sam jej powie.
- Ja i Draco, rozmawiający jak najlepsi przyjaciele. A to dobre! -  Hermiona parsknęła śmiechem i zajęła się statystyką.

***

Ron siedział w domu i grał w grę na komputerze Hermiony. Jeszcze poprzedniego wieczoru wysłał George’owi Świstoświnkę z informacją, że nie przyjdzie do pracy, ponieważ musi opiekować się chorą narzeczoną. Było to kłamstwo, ale sytuacja go do tego zmusiła. Po odkryciu, że kosz na śmieci jest pusty poszedł sprawdzić kontener za domem. Zaklęciem próbował przywołać obierki z ziemniaków, ale żaden z worków nie wyskoczył ku niemu. To oznaczało, że Hermiona na pewno nie obierała tych warzyw, a pojawiły się na obiad. To utwierdziło go w przekonaniu, że powinien zostać w domu.

Po wydobyciu prawdy z Deva, poszedł w stronę stacji metra, aby walnięta sąsiadka nie skontaktowała się jakimś cudem z Hermioną i nie powiedziała jej, że coś jest nie tak. Gdy dotarł na miejsce, skierował swoje kroki ku toaletom i tam teleportował się do ogrodu. Rzucił na siebie zaklęcie kameleona i pędem dotarł do tylnych drzwi domu. Dzięki temu nikt nie powinien zauważyć, że nie poszedł do pracy.

Co jakiś czas zerkał przez okno. Żałował, że nie spytał się Deva kiedy dokładnie przyjeżdża zamówienie. To nie był zbyt wielki błąd, ale utrudniał mu życie, ponieważ nie mógł w pełni się skupić na Heroes of Might and Magic III. Miasta przecież same się nie podbiją. Musiał mieć silną armię, aby doprowadzić swoich do zwycięstwa.

Akurat był w kuchni po szklankę coli, gdy zobaczył, że przed domem staje zdezelowany samochód z obdrapanym logiem „Jadłodajnia u Sama”. Ron w ciągu sekundy znalazł się przy oknie i ukrył za zasłonami. W ogóle nie zwrócił uwagi, że po drodze wylał na dywan połowę słodkiego napoju, co doprowadziłoby Hermionę do szału, gdyby to widziała. Obserwował jak kierowca wyjmuje pakunek z samochodu i dzwoni do drzwi sąsiadki. Transakcja przebiegła szybko i sprawnie, dzięki czemu już po chwili samochód odjechał w siną dal. Ron spojrzał na zegarek. Hermiona za godzinę powinna przyjść z pracy. Już nie mógł doczekać się konfrontacji. Był niesamowicie ciekaw co narzeczona mu powie.

***

Hermiona jak zwykle wyszła z pracy przez publiczne toalety. Nie raz kłóciła się z Ronem o powroty przy pomocy magii. On kompletnie nie mógł zrozumieć, że gdy mieszka się w śród mugoli to się robi, to co oni. Teraz dodatkowo doszła sprawa z Devem i musieli się bardzo pilnować, aby nie zauważył czegoś niezwykłego. Kamini także lubiła szpiegować sąsiadów. Nie raz opowiadała Hermionie, która sąsiadka co zrobiła, albo jaki samochód kupił sąsiad pięć domów dalej.
Przeszła przez kilka ulic zmierzając w stronę stacji metra, gdy usłyszała, że ktoś trąbi.
- Podwieźć cię, panno Granger?

Czarownica uniosła głowę i ujrzała Gawaina siedzącego w czarnym, eleganckim samochodzie, który był tak wypucowany, że bił blaskiem po oczach. Mężczyzna uniósł okulary przeciwsłoneczne i kiwnął głową zachęcająco.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, panie Robards – odparła podnosząc głos. – Dziękuję, poradzę sobie!
Wiedziała, że jeśli jakimś cudem w pobliżu będzie ktoś z Ministerstwa Magii to pomyśli, że ich rozmowa miała tylko i wyłącznie grzecznościowy charakter.
- Ostatnio jesteś bardzo blada – równie głośno odparł auror. – Boję się, że zemdlejesz z powodu gorąca. Zapraszam do mojego samochodu!

Mimo wyjątkowo upalnej pogody typowej dla końca czerwca, Hermionie było zimno. Specjalnie dla potencjalnych obserwatorów otarła ostentacyjnie nieistniejący pot z czoła.
- Dam sobie radę.
- Jeśli coś się stanie to sobie tego nie wybaczę!
- Skoro tak pan się upiera… – zgodziła się i szybko wskoczyła na miejsce pasażera.
- Co się z tobą dzieje? -  mruknął Gawain, gdy zamknęła drzwi i zapięła pas.
- Nerwy – odparła.
- Nie sądziłem, że mogą aż tak cię wykańczać – spojrzał na nią z troską.

Hermiona zrobiła cierpiącą minę, a Gawain położył swoją dłoń na jej dłoni i ścisnął w geście otuchy.
- Mogę się spytać o twoje dalsze plany?
Tylko czekała na to pytanie. Tak naprawdę to właśnie po to wsiadła do jego samochodu.
- Zerwę z Ronem – oznajmiła.
- Cieszę się – odparł Gawain z uśmiechem.
- Ale nie teraz. Za jakiś miesiąc – dodała Hermiona poważnym tonem. – Jeśli zrobię to za szybko, to może pomyśleć, że we Francji jednak coś się wydarzyło. Nie chcę, aby wiedział, że go zdradziłam – westchnęła z bólem.
- Tak naprawdę to jeszcze nie poszliśmy na całość – zauważył auror.
- Wiesz, w moim prywatnym rankingu seks oralny uznaje się za zdradę – fuknęła dziewczyna. – Uważam, że to co robiliśmy w piątek było błędem.
- Dobrze, rozumiem, niczego nikomu nie powiem. Nawet nie miałem tego zamiaru.
- Od razu chcę cię poinformować, że nie chcę abyśmy byli razem zaraz po zerwaniu z nim – wyjawiła Hermiona.
- Zgadzam się na wszystko – zgodził się auror i wykorzystując czerwone światło pocałował czarownicę.
Dziewczyna poczuła, że do przyjemności dołączyły także mdłości. Wyrzuty sumienia zaatakowały ją nawet w takiej chwili! Szybko odsunęła głowę.
- Nie – zaprotestowała głęboko oddychając. – Chcę najpierw doprowadzić wszystko do końca. Poza tym ktoś mógłby nas zobaczyć!
- Hermiono, skarbie… to są przyciemniane szyby…
- Och!

***

Ron zakrył się firanką i patrzył jak Hermiona wysiada z czarnego samochodu. Rudzielec zastanawiał się kto ją podwiózł. Ciemne szyby nie pozwoliły dobrze dostrzec kto siedział za kierownicą. Dodatkowo widok utrudniało odbijające się od szyby słońce. Ron miał jednak nieprzyjemne wrażenie, że był to mężczyzna. Gdyby nie to, że nie lubiła Robardsa, to stawiałby na niego. A może podczas delegacji zaczęli się dogadywać?

Hermiona minęła drzwi do ich domu i zapukała do sąsiadki. Po dłuższej chwili pojawiła się na chodniku niosąc pakunek z Jadłodajni u Sama. Ron poczuł jakby w żołądku miał bryłę lodu. Nieprzyjemne uczucie zaczęło rozlewać się na całe ciało. Czyli to prawda. Hermiona perfidnie i z premedytacją oszukiwała go! Już miał pobiec, aby jej wszystko wygarnąć, gdy coś go powstrzymało.
- Ona zawsze narzeka, że najpierw robię, a później myślę – powiedział sam sobie. – Tym razem będę działał z rozmysłem i wszystko zrobię ze spokojem!

Ruszył po cichu do drzwi i ostrożnie doszedł do schodów. Uklęknął i obserwował jak Hermiona wchodzi do kuchni. Szybko rzucił zaklęcie zwodzące i jak najciszej zbiegł po schodach. Przebiegł przez salon i wyszedł głównymi drzwiami, po czym zamknął je jak najciszej. Wtedy dotarło do niego, że przydałoby się gdzieś schować na jakiś czas. Rozejrzał się z rozpaczą. O tym nie pomyślał!
- O, hortensja! – zauważył uradowany i błyskawicznie wskoczył w krzak.
- Ała! – jęknął Dev. – Uważaj!
- Kurwa! – zaklął Ron. – Czy nikt nigdy nie przyjebał ci za podglądanie? – warknął.
- Raz dostałem od chłopaka Alexis – oznajmił szeptem. – Ale to było dwa lata temu.
- Przydałaby się poprawka – oznajmił rudzielec.
- A ty czemu się chowasz skoro powinieneś być w pracy?

Ron spojrzał się groźnie na Deva. Chłopak miał w głowie cały ich grafik.
- To przez ciebie – oznajmił oskarżycielskim tonem. – Sam mi powiedziałeś, że Hermiona mnie oszukuje!
- A no tak – nastolatek nie ukrywał radości z tego powodu. – Wiesz, że dzisiaj wróciła z pracy takim ekstra samochodem?
- Wiem! Błyszczał się jak psu jajca! – prychnął Ron i już miał przestać odzywać się do Deva, gdy coś mu wpadło do głowy. – Skoro tutaj siedzisz to chyba widziałeś kto ją podwiózł? – spytał się z nadzieją w głosie.
- Facet.
- Stary czy młody?
- Starszy, coś koło pięćdziesiątki.
- Blondyn? – Ron poczuł, że ręce mu się trzęsą.
- Tak, koloru oczu nie widziałem bo miał ciemne okulary, ale zdawało mi się, że wydawał się jakiś taki znajomy. Jakbym gdzieś go kiedyś widział… Wiesz co?
- Co?
- Całowali się na pożegnanie…

***

Hermiona spojrzała się na zegar wiszący w kuchni i zauważyła, że Ron wróci z pracy za pół godziny. Wyjęła jedzenie z pudełek i przełożyła je do garnków. Wszystkich dowodów pozbyła się zaklęciem redukującym. Pomyślała, że Ron jak zwykle nie powinien się zorientować. Właśnie wyciągała ziarenko pieprzu, aby je przetransmutować w puszkę po fasolce, gdy usłyszała, że jej narzeczony otworzył drzwi wejściowe i zamknął je z hukiem.
- No nie – jęknęła. – Nie dość, że znowu się teleportował do parku to jeszcze zachowuje się jakby wszedł do obory!
- Hermiona! – wrzasnął Ron.
- Co? – odwarknęła, gdy wyszła z kuchni.

Jej narzeczony stał w salonie i oddychał ciężko. Jego uszy i kark były w kolorze buraka. Zrobił krok w jej stronę.
- Wiesz co mi powiedział Dev!?
- Pewnie jakieś głupoty – odpowiedziała Hermiona siląc się na spokój.
- Powiedział mi, że zostałaś podwieziona do domu przez kogoś!
Czarownica milczała, częściowo z tego powodu, że była zbyt przerażona, aby odpowiedzieć, a także dlatego, że znowu ją zemdliło.
- Powiesz mi kto to był? – Ron miał żądzę mordu wypisaną w oczach. – Czemu milczysz!? Powiedz coś! – warknął. – Wczoraj trajkotałaś jak katarynka, a dzisiaj zapomniałaś języka w gębie! Czyżby ci zdrętwiał po tym jak lizałaś się z Robardsem na do widzenia? – spytał ze złością.

Hermiona popatrzyła się na niego jakby był niespełna rozumu. Coś takiego uwłaczało jej inteligencji! Nie była na tyle głupia, aby robić coś takiego na oczach Deva i Kamini. Nawet chciała, aby Gawain wysadził ją koło stacji metra, ale uparł się, że ją odwiezie pod same drzwi. Specjalnie pożegnała się z nim bardzo oficjalnymi słowami. Nie! Tego było już za wiele!
- Przestań się śmiać! – ryknął Ron patrząc jak jego narzeczona pada na podłogę.
Czy to sprawiły hormony przed okresem, czy jej mózg nie wytrzymał ze zbyt wielkiej ilości stresu – tego nie wiedziała. Hermiona po prostu wyła ze śmiechu waląc dłonią w dywan. Łzy spływały ciurkiem po jej twarzy.
- Odbiło ci!?
- Nie! – wykrztusiła pomiędzy jednym napadem śmiechu, a drugim. – Jak mogłeś mu uwierzyć…

Ron zrobił głupią minę. Widać było jak intensywnie myśli nad jej słowami. Założył ręce na piersi i patrzył się na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Może rzeczywiście Dev w tej sprawie kłamał… - zaczął mówić z goryczą – ale jak wytłumaczysz mi to, że mnie oszukujesz od kilku tygodni?
- Słucham?
- Jedzenie. Specjalnie nie poszedłem dzisiaj do pracy, aby przekonać się na własne oczy, że zamawiasz je w Jadłodajni u Sama. Jaką mam gwarancję, że skoro okłamujesz mnie w tej sprawie, to nie oszukujesz w innych!?

Hermiona poczuła się jakby dał jej w twarz. Oblał ją zimny pot i znowu poczuła niesamowite mdłości.
- Ja… to… to robiłam… dla ciebie… - wybełkotała.
- Dla mnie!? – Ron zawył. – Oszukujesz mnie i wciskasz mi jedzenie, którego nienawidzę!? Nie uważasz, że to duża przesada!? Przecież wiesz co przeżywałem po tamtym zatruciu!
- Bo ty chciałeś…
- Tak, chciałem! Chciałem abyś pokazała, że mnie kochasz i nauczyła się gotować! – kontynuował wątek wrzeszcząc. – Skoro oszukiwałaś w takiej sprawie to czego jeszcze mi nie powiedziałaś? Co jeszcze przede mną ukrywasz!? Może tylko udajesz chorą?

Czarownica siedziała nadal na dywanie niezdolna do choćby najmniejszego ruchu. Łzy nadal spływały jej po twarzy, ale tym razem nie było jej do śmiechu. Nie była w stanie nic powiedzieć. Żadne słowo nie przeszłoby jej przez gardło. Rona co raz bardziej rozjuszało jej milczenie. Podszedł do niej i pociągnął brutalnie za ramię.
- Wstawaj! – zagrzmiał i potrząsnął Hermioną. – Chcesz mi coś powiedzieć!? – spytał się ostro.

Chciała, ale nie mogła. Matka ją przestrzegała, aby się nie przyznawała. Opowiedziała jej jak to było z Karlem i Jewel. Lepiej było milczeć. Tylko, że Hermiona poczuła, że to jest ten moment na który czekała.
- Wyprowadź się – oznajmiła to tak spokojnym głosem, że aż sama się zdziwiła. – Jestem beznadziejną dziewczyną i narzeczoną. Będę równie beznadziejną żoną. Nigdy nie będę ci gotować i nie zaakceptuję kolorowych ubrań oraz krzykliwej biżuterii. Wolę zostać Ministrem Magii niż matką. Znienawidzisz mnie prędzej czy później.
- Jesteś pewna? – spytał Ron zbity z tropu.
- Tak – padła lodowata odpowiedź. – To koniec.
Rudzielec niepewnie puścił jej rękę i patrząc się na nią zaczął powoli cofać się w stronę schodów. Hermiona zachowała kamienną twarz. Nie czuła już nic. Nic się nie liczyło, niczego nie było. Miała wrażenie, że zamiast serca ma kamień. Nawet przestała płakać.

Ron spakował się błyskawicznie i zniósł swój kufer oraz klatkę ze Świstoświnką do salonu. Stojąc przed kominkiem spojrzał się na Hermionę z niemym błaganiem w oczach.
- Jeśli będziesz chciała pogadać to wiesz gdzie mnie znaleźć – wyszeptał załamany.

Rozpalił przy pomocy różdżki płomienie w kominku, wrzucił do nich proszek Fiuu i poleciał na ulicę Pokątną do Magicznych Dowcipów Weasleyów. Dopiero, gdy Ron znikł Hermiona zrozumiała, że wreszcie coś czuje. Nie był to wstyd albo wyrzuty sumienia. Nie poczuła się zrozpaczona lub załamana. Jedyne co jej towarzyszyło to wielka i nieopisana ulga, że jest już po wszystkim.