- Masz pięć minut, aby spakować siebie i żonę. Wyjeżdżacie na dłużej –
Snape powiedział to do pana Grangera, który od razu wybiegł z pokoju, jakby
ktoś go gonił. – Idź mu pomóc! Na co czekasz? – zapytał Hermiony surowym tonem.
- Muszę się przebrać – oznajmiła, gdy stała przed lustrem i zdejmowała
welon.
- Nie mamy na to czasu! – prychnął Severus i zmierzył ją spojrzeniem
od stup do głów – poza tym… ładnie w niej wyglądasz – dodał cicho.
Hermiona pomyślała, że gdyby nie to, że aż ją mdliło ze strachu, to
zarumieniłaby się i zachichotała w reakcji na tak niespodziewany komplement.
- Chociaż… - czarodziej się zamyślił – gdy się uważniej przyjrzeć, to
można stwierdzić, że ma w sobie coś z podomki – zakpił.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to Severus byłby martwy. Hermiona przez
sekundę szczerze żałowała, że nie jest bazyliszkiem. Jednak nie była nim,
dlatego musiała okazać swoje niezadowolenie poprzez wyprostowanie się i
minięcie byłego współlokatora bez słowa.
- Co się dzieje? – Ginny dopadła przyjaciółkę na korytarzu.
- Severus znalazł sposób, aby uratować mamę – wyszeptała Hermiona.
- W dniu ślubu? – Harry nie ukrywał irytacji. – Zadziwiający zbieg
okoliczności…
- Nie muszę ci się tłumaczyć, Potter! – warknął Snape, który
bezszelestnie pojawił się za ich plecami.
- Na pewno zrobiłeś to specjalnie! – wysyczał auror, posyłając gniewne
spojrzenie w stronę byłego mistrza eliksirów. – Specjalnie wybrałeś ten dzień i
godzinę, aby tylko nie wyszła za mąż!
Hermiona nie czekała na dalszą wymianę zdań pomiędzy Harrym i
Severusem. Po pierwsze, wiedziała, że będą obrzucać się coraz bardziej
jadowitymi zniewagami, a po drugie, nie miała na to czasu. Nawet jeśli jej
przyjaciel miał rację, to nie martwiła się tym zbytnio. Wiedziała, że ten ślub
nie jest tym, czego pragnęła w tym momencie. Wolała mieć zdrową matkę i
chłopaka, z którym spędzi trochę czasu przed poważnymi deklaracjami.
- Odsuń się, pomogę ci – powiedziała do ojca, zamykając drzwi na klucz.
Uniosła różdżkę i ubrania same zaczęły pakować się do walizek. Po
chwili dołączyły do nich przybory toaletowe, które przyleciały posłusznie z
łazienki i wylądowały w odpowiedniej przegródce.
- Co on zamierza zrobić? – zapytał pan Granger, gdy zasuwał zamki.
- Nie wiem, ale boję się, że może to dotyczyć czarnej magii – wyznała
Hermiona. – Nie widzę innego powodu, dla którego kazałby nam przysięgać.
- To nie ważne, dziecinko… - szepnął ojciec czarownicy, który zrobił
się blady ze strachu. – Zrobiłbym wszystko dla Jean. Pobiegłbym wprost do
piekła i z powrotem.
- Skończyliście!? – rozeźlony głos Severusa, dobiegł zza drzwi.
- Tak, już idziemy! - oświadczyła Hermiona, chwytając walizkę matki.
Po chwili na schodach domu państwa Granger pojawił się dziwaczny
orszak. Na czele szedł Severus, którego długi, czarny płaszcz powiewał niczym
skrzydła nietoperza. Zaraz za nim podążał Harry, którego mina świadczyła o tym,
jak bardzo nienawidzi swojego byłego nauczyciela. Hermiona z Ginny niosły razem
walizkę, ponieważ suknia ślubna mocno utrudniała to zadanie. Pochód zamykał pan
Granger, który skupiony był na tym, aby nie nadepnąć na koronkę, która sunęła
po schodach zaraz za swoją właścicielką.
- Spakuj walizki do swojego samochodu. Ja zajmę się Jean – Severus
rozkazał ojcu Hermiony, a sam udał się w stronę chorej kobiety, która siedziała
na wózku inwalidzkim.
Białaczka wyniszczyła jej organizm i widać było, że każda chwila jest
dla niej cierpieniem. Miała otwarte oczy, ale sprawiała wrażenie, że nie widzi,
co się wokół niej dzieje. Zdawało się, że ciało Jean to tylko skóra i kości,
dlatego Severus bez problemu wziął ją w ramiona i podniósł. Dopiero wtedy
zareagowała, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Uratuję cię – szepnął do niej czarodziej i ruszył w stronę wyjścia.
- Idę z wami! – krzyknął Harry. – Chcę mieć pewność, że wszystko
będzie w porządku!
- A ja chcę wiedzieć, co tu się dzieje! – zawołał Thierry, który
starał się utrzymać wyrywającą się Suzanne.
- Chcę jechać! Chcę jechać! Chcę jechać! – wydzierała się dziewczynka,
kopiąc po kostkach narzeczonego siostry.
- Suzanne, zostajesz z panną Weasley! – krzyknął Severus, odwracając
się, co sprawiło, że trzylatka od razu się uspokoiła. – Ona się tobą zajmie.
- Niby czemu ja!? – zaprotestowała gwałtownie Ginny.
- Bo jesteś babą, a one znają się na dzieciach – odparł jadowitym
tonem. – Potter ci pomoże, niech nabiera wprawy.
- Po moim tru…
- Proszę, zostań z Ginny. Wrócę i wszystko wam opowiem – Hermiona przerwała
Harry’emu.
- Ufasz mu bardziej niż mnie? – padło poważnie pytanie.
- W tym momencie tak – potwierdziła czarownica i spuściła wzrok, aby
nie widzieć rozgoryczenia na twarzy przyjaciela.
Severus uśmiechnął się triumfalnie do Harry’ego i opuścił dom Grangerów.
W tym czasie Hermiona podeszła do Thierry’ego, który stał przodem do okna, a
tyłem do niej. Na twarzy miał dziwną minę, która mogła świadczyć o wielu
emocjach, ale zarazem była trudna do rozszyfrowania.
- Czy jestem na ciebie zły i obrażony? Oczywiście – oświadczył
zdławionym głosem, gdy Hermiona stanęła przed nim. – Mimo tych uczuć, jestem w
stanie stwierdzić, że jest to ekscytujące i dzięki temu będę miał materiał do
swojej książki. Nawet nieprzyjemne doświadczenia mogą stanowić inspirację. Poza
tym wiem, że coś wszyscy przede mną ukrywacie. Te porozumiewawcze spojrzenia…
szepty… niedopowiedzenia… Mam nadzieję, że kiedyś mi to wyjaśnisz.
- Oczywiście – wyszeptała Hermiona, po czym pocałowała go gwałtownie.
– Poczekaj tu na mnie – oznajmiła i pobiegła do samochodu.
Siadła z tyłu, koło mamy i zapięła pas. Gdy dojechali do końca
uliczki, odwróciła się i zobaczyła, że na ich podjeździe zaparkował samochód, z
którego wysiadł urzędnik, który miał udzielić jej i Thierry’emu ślubu.
Westchnęła potężnie i powróciła do poprzedniej pozycji.
- Będzie… dobrze… - wyszeptała Jean z trudem i zrobiła lekki ruch
ręką, kierując ją w stronę córki.
Hermiona złapała ją za dłoń, na której mogła spokojnie uczyć się
anatomii, ponieważ dało się wyczuć każdą kość i przytaknęła. Spojrzenie jej i
ojca spotkało się we wstecznym lusterku. Nie musieli porozumieć się przy pomocy
słów. Obydwoje wiedzieli, że są gotowi na wszystko, byleby tylko uleczyć swoją
ukochaną matkę i żonę.
***
Zostawili walizki w samochodzie i weszli do pustego domu Hermiony. A
przynajmniej tak się jej zdawało.
- Albo powstrzymasz swojego przyjaciela, albo zaraz walnę go wyjątkowo
paskudnym zaklęciem – Severus ostrzegł czarownicę ledwo słyszalnym szeptem, po
czym błyskawicznie wyciągnął różdżkę i posyłał jasnożółty promień w kąt salonu.
Hermiona zobaczyła, że w stronę Snape’a leci fioletowe światło, które
ten odbił bez trudu magiczną tarczą. Od razu zrozumiała, kto chowa się pod
peleryną niewidką i postanowiła działać.
- Przepraszam, musiałam – jęknęła, gdy odnalazła Harry’ego, który
leżał koło kominka, oszołomiony jej zaklęciem.
- Na Merlina, jakim cudem on został aurorem… – prychnął Severus z
niesmakiem i podszedł do stolika, na którym leżał pergamin, piórko i kałamarz.
– Podpiszcie – rozkazał Hermionie i jej ojcu. – Nie chcę ryzykować, że się
rozmyślicie w trakcie.
- Mamy oddać część siebie!? – czarownica była zszokowana, gdy
przeczytała zdania, które wyszły spod ręki Snape’a.
- Dla matki mogłaś zrobić największą głupotę w swoim życiu, dlatego
uznałem, że będziesz w stanie odprawić dla niej czarno magiczny rytuał –
wyjaśnił z powagą. – Zapewniam, że nikt nie zginie, a jeśli będziecie chcieli,
to wymarzę wam pamięć.
- Ja… ja muszę… dla niej… - wydukał z trudem ojciec Hermiony i złożył
podpis na pergaminie, pomimo trzęsącej się ręki.
Młoda kobieta spojrzała na swoją matkę i w ułamku sekundy podjęła
decyzję. Severus miał rację. Czym jest kawałek ciała, a przynajmniej tak
podejrzewała, przy tym, że chciała oddać całe swoje życie Thierry’emu, którego
tak naprawdę ledwo znała? Wzięła do ręki piórko, zanurzyła je w kałamarzu i
się podpisała.
- Jestem z ciebie dumny – powiedział wyraźnie uradowany Snape. – Teraz
musimy teleportować się na cmentarz, gdzie są pochowani rodzice Jean. Ty nas
poprowadzisz – oznajmił, biorąc na ręce panią Granger i podchodząc do Hermiony,
która stała osłupiała na środku salonu.
- Przecież tutaj nie można się teleportować – wymamrotała ze
zdumieniem.
- Zdjąłem zaklęcie – wyjaśnił czarodziej. – Łap nas i rób, co trzeba.
Czas ucieka.
Hermiona podała rękę ojcu, który pomimo strachu uśmiechnął się do niej
blado. Jeszcze nigdy nie teleportował się i pewnie byłby zachwycony, gdyby
odbyło się to w bardziej pozytywnych okolicznościach. Druga dłoń czarownicy
zacisnęła się na łokciu Severusa i po chwili wszyscy pojawili się na cmentarzu,
gdzie owiało ich zimne powietrze. Hermiona rozejrzała się badawczo i z ulgą
stwierdziła, że nikt nie zauważył ich dziwacznego sposobu przybycia. Setka
nagrobków stała wśród morza mizernej trawy, która z niecierpliwością oczekiwała
na wiosnę. Na horyzoncie widać było nagie drzewa, które świadczyły o bliskości
drogi dojazdowej. Na cmentarzu nie było nikogo poza ptakami, które krążyły na
tle zachmurzonego nieba.
- Zabezpiecz teren – rzucił Snape przez ramię, gdy oddawał Jean w
ramiona jej męża. – Ja w tym czasie wszystko przygotuję.
Nie musiał dwa razy powtarzać polecenia. Hermiona zaczęła chodzić
wokół towarzyszy, mrucząc zaklęcia, których używała z czasów ukrywania się
przed Voldemortem. Pamiętała je doskonale, dlatego po chwili cała czwórka
zniknęła z oczu zarówno mugoli, jak i czarodziejów oraz zwierząt. Nikt nie miał
prawa ich niepokoić podczas czarów.
W tym czasie Severus wyjął ze swojej torby kociołek i powiększył do
sporych rozmiarów przy pomocy magii. Tak wielkich, że mógł się w nim zmieścić człowiek.
Następnie wyjął słój ze srebrzystym płynem, linę, mały, ale ostry nóż, pałkę i
tasak. Te wszystkie przedmioty połączone z płytą nagrobkową dziadków Hermiony,
doprowadziły ją do jedynego, słusznego wniosku.
- To będzie ten sam rytuał, który odprawił Glizdogon dla Voldemorta? –
zapytała, czując, że drży, nie z powodu zimna, a strachu.
- Tak – oznajmił Severus ze spokojem, otwierając słój i wlewając płyn
do kotła.
Szklane naczynie było zaczarowane tak, że było w stanie pomieścić o
wiele więcej, niż na to wyglądało. Po chwili kocioł był pełen eliksiru, a pusty
słój został odstawiony na bok.
- Zimno mi – powiedziała Jean słabym głosem.
- Zaraz się rozgrzejesz – odparł Severus i wyczarował płomienie, które
buchnęły pod kotłem. – Połóż ją tutaj na ziemi, a ty usiądź na płycie nagrobnej
– zwrócił się do pana Grangera, który ruszył na drżących nogach, aby wykonać
polecenie.
Hermiona miała ochotę krzyczeć do ojca, aby uciekał z matką, ale
wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie chciała brać udziału w czarno magicznym
rytuale, ponieważ było to sprzeczne z jej naturą. Kojarzył się jej tylko ze
złem i cierpieniem. Tylko że tym razem miał pomóc jej matce. Czarownica
zastanawiała się intensywnie, kto ma odciąć sobie rękę: ona czy ojciec. Nie
była przygotowana na aż tak wielkie poświęcenie. Nie wątpiła, że Severus
potrafił wyczarować nową kończynę, w końcu był uczniem Voldemorta, ale nie
miała ochoty czuć straszliwego bólu, gdy tasak przetnie mięśnie, nerwy i kość.
Tak samo nie chciała widzieć cierpienia swojego ojca, gdyby to na niego
trafiło.
Severus widocznie domyślał się, o czym myśli Hermiona, ponieważ
wycelował różdżką w pana Grangera, a ten padł nieprzytomny na płytę nagrobka.
Czarodziej podszedł do niego i ułożył go w pozycji bocznej, z wyciągniętą do
przodu lewą ręką. Czarownica z przerażeniem spojrzała na tasak, który Snape
położył na brzegu kamienia.
- Nie musisz się martwić. Zdezynfekowałem go, aby zachować wszelkie
standardy higieny – wyjaśnił z ironią.
- Jeśli on umrze… - Hermiona zaczęła mówić, jednocześnie dysząc ciężko
ze zdenerwowania.
- Nie umrze – przerwał jej czarodziej. – Nic nie będzie czuł ani
pamiętał. O siebie się martw, bo musisz oddać krew.
- Ale… ale to bez sensu! – wykrzyknęła, przypominając sobie relację
Harry’ego. – Glizdogon musiał sam sobie odciąć rękę, a do wywaru dodał zabraną
siłą krew wroga!
- Rozmawiałem z Albusem i był przekonany, że to była tylko
interpretacja Voldemorta – wyjaśnił Severus niecierpliwym tonem. – Kazał mi się
skupić na miłości.
- Albus Dumbledore? – zdumiała się Hermiona.
- A znasz innego!? – warknął Snape, po czym zaczął rozbierać Jean. –
Pomóż mi! Ma być naga!
Czarownica zrobiła, co rozkazał. Skoro Albus Dumbledore wiedział o
wszystkim, to oznaczało, że nie powinna się bać. Dlatego uspakajała mamę, która
nie rozumiała do końca, co się z nią dzieje. Według wszelkich informacji, do
których dotarła Hermiona, stan Jean zwiastował zbliżającą się śmierć. Tak
zachowywały się osoby, które wkrótce miały pożegnać świat.
- Zwiąż ją – polecił Severus, przywołując sznury z nagrobka.
- Oszalałeś!? – czarownica wydarła się na niego.
- Musi być zanurzona w eliksirze przez jakieś dwie minuty, nie może
nabrać powietrza – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Widziałem wystarczająco
wiele zgonów, aby wiedzieć, że mugole potrafią w ostatnim odruchu rzucić się
przed siebie. Nie chcę ryzykować – przywołał do siebie pałkę. – Jeśli
zobaczysz, że się wynurza, to masz ją tym walnąć. Rozumiesz!? – obrzucił
Hermionę ostrym spojrzeniem.
- Tak – wydukała drżącym głosem.
- Ja zajmę się kośćmi i twoim ojcem. Ty w tym czasie popilnujesz
matki. Tym nożem masz przeciąć swoje żyły na nadgarstku i wlać krew do kotła –
podał jej nożyk. – Możesz wybrać rękę – dodał łaskawym tonem. – Jeśli wszystko
pójdzie zgodnie z planem, to twoja matka za kilka minut będzie zdrowa.
Hermiona wolała nie pytać, co się stanie, jeśli rytuał się nie
powiedzie. Poświęcała dla niego naprawdę wiele. Bała się o ojca, który miał za
chwilę stracić dłoń. Miała podciąć sobie żyły. Czekała ją trudna rozmowa z
Thierrym, Harrym i Ginny. Nie mogła dopuścić, aby cokolwiek poszło źle!
- Gotowa? – ciche pytanie przerwało jej rozmyślania.
Severus zdjął płaszcz i podwinął rękawy koszuli, przez co w migotliwym
świetle ognia, było wyraźnie widać białą bliznę, która została po mrocznym
znaku. Czarownica wzięła głęboki wdech i popatrzyła prosto w jego czarne oczy.
Już nie czuła strachu, nie bała się bólu. Jej organizm zaczął produkować
adrenalinę, co sprawiło, że się skoncentrowała na zadaniu i wiedziała, że
będzie mogła działać na najwyższych obrotach. Przytaknęła głową.
- Mamy dwie, maksymalnie trzy minuty. Zaczynamy. Trzy… dwa… jeden!
Rozległ się głośny plusk, gdy Severus wrzucił Jean do bulgocącego
eliksiru. Hermionie zdawało się, że każda sekunda trwała godzinę. Widziała,
jakby w zwolnionym tempie, jak Snape przywołuje kości jej dziadków i wrzuca do
kotła, recytując formułkę. Następnie ruszył ku płycie nagrobnej, na której
leżał nieprzytomny ojciec Hermiony. Tego dziewczyna nie mogła znieść.
Skierowała swój wzrok ku eliksirowi, pomimo gryzącej kombinacji dymu i pary.
Słyszała głuche odgłosy, wydobywające się z kotła, które świadczyły, że jej matka
walczy mimo wyczerpania chorobą. Łzy napływały jej do oczu, ale nie zamykała
ich, tylko jak zahipnotyzowana patrzyła, jak ciemny kształt zbliża się coraz
bliżej powierzchni. Zdała sobie sprawę, że wcześniejszy spokój uleciał, a
zamiast niego pojawiła się panika i przerażenie. Łysa głowa Jean wynurzyła się
prawie do uszu, gdy Hermiona zareagowała. Zapomniała o pałce, dlatego użyła
swojej ręki. Możliwe, że jej podświadomość zrobiła to specjalnie, ponieważ nie
chciała sprawiać matce więcej bólu. Jak bardzo to nie był dobry wybór, okazało
się po chwili, ponieważ Hermiona wrzasnęła z całych sił i wyciągnęła dłoń z
kotła, która była poparzona do samej kości.
- Idiotka! – zagrzmiał Severus, który pojawił się koło niej. – Ciało
męża, oddane z ochotą, ożyw jego żonę! – zawołał i wrzucił do eliksiru
zakrwawioną rękę pana Grangera.
Czarownica poczuła, że jej ciało odmawia posłuszeństwa. Stało się
jakby drętwe, sztywne. W uszach słyszała szum, a przed oczami pojawiły się
mroczki. Zaczęła szybko oddychać, nie mogąc się uspokoić. Rzuciła przerażone
spojrzenie w kierunku Severusa, który złapał ją tuż nad nadgarstkiem poparzonej
dłoni, czym wybrudził śnieżnobiałą koronkę krwią pana Grangera. Skierował jej
rękę nad kocioł.
- Tnij! – syknął. – Już!
Hermiona poczuła, że zaraz zwymiotuje albo zemdleje. Jedno i drugie
zbliżało się wielkimi krokami. Jednak nie mogła się poddać słabości przed
dodaniem ostatniego składnika do eliksiru. Wysiłek był straszny, ale
postanowiła, że pomimo braku pełnej kontroli nad ciałem i ogromnego bólu ręki,
dokończy dzieła. Z trudem przysunęła zdrową dłoń, która trzymała nożyk, do
nadgarstka poparzonej.
- Krew córki, oddana z miłości, wskrześ jej matkę – wyrecytował
Severus.
Hermiona zrobiła to mechanicznie. Z rozcięcia trysnęła rubinowa krew i
zmieszała się z eliksirem. Wtedy szum w uszach czarownicy zmienił się w pisk, a
obraz się rozmazał. Poleciała w otchłań nieświadomości.
***
Obudziła się w swoim pokoju, leżąc na łóżku koło ojca. Uniosła się z
trudem, aby sprawdzić, czy on żyje, ale jęknęła z bólu i opadła na poduszki.
Poparzona dłoń ze zdwojoną siłą zaczęła przypominać, o tym, co się wydarzyło.
Hermiona tym razem o wiele ostrożniej uniosła się na łokciu zdrowej ręki i z
ulgą zobaczyła, że jej ojciec oddycha. Chciała wstać, ale gdy tylko siadła na
łóżku, to od razu złapały ją niesamowite mdłości. Ostatkiem sił dopadła brzegu
mebla i zwymiotowała na podłogę. Dopiero wtedy zaczęła jasno myśleć, a jej
ciało przezwyciężyło odrętwienie. Ponownie usiadła na łóżku i podjęła próbę
wstania, która się powiodła. Wtedy dostrzegła, że jej ojciec ma obydwie dłonie.
Odetchnęła z ulgą i podeszła do biurka, gdzie leżała jej różdżka.
- Chłoszczyść – mruknęła, kierując ją w stronę podłogi.
Miła woń mydła rozeszła się po pokoju. Hermiona oceniła, że uprzątnęła
wszystko i uznała, że czas odnaleźć Severusa i jej matkę.
- A jeśli rytuał się nie powiódł? – strach znowu dopadł czarownicę.
Szybkim krokiem przemierzyła korytarz na piętrze i błyskawicznie
zbiegła po schodach, ponieważ zobaczyła dwie postaci w salonie. Otulona w
płaszcz Severusa Jean, trzymała go za dłoń i szeptała coś drżącym ze wzruszenia
głosem. Łzy ściekały jej po twarzy. Czarodziej patrzył na nią, jak się zdawało
Hermionie, z pewną dozą czułości i się uśmiechał. Nie był to wredny czy niemiły
uśmiech, do którego była przyzwyczajona, tylko prawdziwy i szczery, który
sprawiał, że niezbyt przystojna twarz Snape’a zmieniała się nie do poznania.
Przestała być odpychająca. Czarownica pomyślała, że pragnęłaby częściej widzieć
go w takim wydaniu.
- Mamo! – rzuciła się, aby uściskać rodzicielkę.
Wiedziała, że rytuał się powiódł. Zniknęły wszelkie objawy choroby.
Jean przestała być wychudzona i zmęczona, a nawet wyrosły jej z powrotem włosy.
- Córeczko! – zawołała z uśmiechem. – Dziękuję. Bez ciebie i taty już
bym nie żyła… oraz bez Severusa – uśmiechnęła się do czarodzieja i ponownie
złapała go za rękę.
- Obiecałem Hermionie, że znajdę sposób, aby cię wyleczyć. Dotrzymałem
słowa – oznajmił tonem, w którym można było usłyszeć nutkę samozadowolenia – i
widzę, że mam kolejne zadanie do wykonania. – Złapał czarownicę za rękę i
zaczął oglądać jej dłoń.
- Ała, boli! – jęknęła.
- Musiałaś wsadzić ją do najsilniejszego, czarno magicznego eliksiru,
jaki znam – mruknął. – Będę musiał tutaj zostać, aby doprowadzić ją do stanu
używalności… a przynajmniej się postaram – oświadczył ponurym tonem.
- Nie zagoi się? – pani Granger spojrzała z lękiem na córkę.
- To poważny magiczny uraz – ocenił Severus. – Możliwe, że nie
będziesz mogła pisać. Radzę nabyć samonotujące pióro.
- To nic. Dam sobie radę – oznajmiła Hermiona uspokajająco. – Wierzę,
że Severus mi pomoże – uśmiechnęła się szeroko do czarodzieja. – Mam nadzieję,
że chcesz znowu tutaj zamieszkać.
- Mam taki zamiar – przytaknął. – Teraz przepraszam, ale muszę zajrzeć
do mojego ostatniego pacjenta – wstał z kanapy i ruszył ku schodom. Hermiona
zauważyła, że poruszał się o wiele bardziej sprężyście niż normalnie, co
oznaczało, że ma wyjątkowo dobry humor.
- Co z tatą? – zapytała, tuląc się do kolan matki.
- Severus mówił, że stracił dużo krwi, ale dojdzie do siebie –
wyjaśniła kobieta.
- Mówisz mu po imieniu? Czyżbyś zaczęła go lubić? – Hermiona
zachichotała.
- Lubić? Oszalałaś!? – odparła pani Granger z błyskiem w oku. – Ja go
kocham! Zamierzam zapraszać was w każdą niedzielę na obiad.
- A Thierry? – zdziwiła się Hermiona.
- Rozważ zmianę narzeczonego… - odparła poważnie Jean. – Przecież
żartuję! – roześmiała się perliście, widząc minę córki. – Ślub przepadł, ale
myślę, że bardzo nie żałujesz. Co się odwlecze, to nie uciecze. Utniemy rękawy
i będziesz mogła pójść do ołtarza w tej samej sukni.
- Hmm – czarownica zamilkła na chwilę, rozmyślając. – Jak wytłumaczymy
twoje uzdrowienie? Muszę coś powiedzieć Thierry’emu…
- Severus już to załatwił – na twarzy pani Granger zakwitł wspaniały
uśmiech. – On jest naprawdę mądrym facetem. Pomyślał o wszystkim. Jak tylko
doprowadzi tatę do porządku, to pojedziemy do Lourdes. Zarezerwował nam tam
miesięczny pobyt. Powiemy, że moje uzdrowienie to cud. Tacie wyczaruje
odpowiednie zwolnienie. Będziemy mieć drugi miesiąc miodowy – mrugnęła
łobuzersko do córki.
- A co ze mną i Suzanne? – spytała.
- Zajmie się wami. Już zapowiedział, że nie puści cię do pracy z tą
ręką.
Czarownica popatrzyła na roześmianą twarz matki i wiedziała, że nie
będzie dyskutować. Odzyskała ją i wszystko było w porządku. Przepełniało ją
szczęście i nawet gdyby Severus oświadczył, że wysyła rodziców na księżyc, to
by nie protestowała.
- Jean, ty żyjesz! – radosny okrzyk potoczył się echem po salonie, gdy
pan Granger stanął na szczycie schodów.
Blady i roztrzęsiony zbiegł po schodach, aby przytulić żonę. Hermiona
patrzyła na nich i stwierdziła, że w ogóle nie żałuje, że jej ślub się nie
odbył.
***
Mama długo do niej machała, gdy odjeżdżała wraz z ojcem w stronę
głównej ulicy. Wiedziały, że jeszcze nacieszą się swoją obecnością, ale na
razie musiały się rozstać. Użycie magii, aby przekonać znajomych,
współpracowników i wszystkich osób znających Jean, że nie była chora, było zbyt
karkołomnym wyzwaniem. Takie zadanie mógł wykonać spory zespół z Ministerstwa
Magii i to po miesiącu intensywnej pracy. Oznajmienie, że wyzdrowienie
spowodowała woda z Lourdes, było łatwe, ponieważ rodzice Hermiony obracali się
głównie wśród chrześcijan.
- Masz – Severus wręczył jej rękawiczkę, gdy tylko przekroczyła próg
domu. – Mugole będą widzieli normalną rękę. Czarodziejów to nie oszuka – wskazał
na Harry’ego, który nadal leżał nieprzytomny koło kominka.
- Dziękuję – powiedziała czarownica i naciągnęła ją na dłoń. Mugolskie
tabletki sprawiły, że ból był mniejszy, ale nadal bardzo utrudniał jej życie. –
Zaraz go odczaruję – obiecała.
Odczuwała ogromną wdzięczność, jakiej nie czuła dotychczas w swoim
życiu. Wiedziona instynktem, podeszła do Severusa, popatrzyła mu głęboko w oczy
i objęła najmocniej, jak potrafiła. Ignorując palący ból w prawej dłoni,
zacisnęła palce na szacie na jego plecach. Jednocześnie szukała słów, które
oddałyby, co teraz czuje. Chciała mu podziękować, ale emocje sprawiły, że
zalała się łzami.
- Jesteś wspaniały… cudowny… fantastyczny… - wymieniała z trudem,
podczas gdy jej głos trząsł się od płaczu.
- Wiem – szepnął do ucha czarownicy.
Gdyby Hermiona popatrzyła w tym momencie na Severusa, to dostrzegłaby
na jego twarzy szeroki, szczery uśmiech, który jest typowy dla ludzi, którzy są
dumni z tego, co zrobili.