czwartek, 16 czerwca 2016

Voldemort ubiera się u Madame Malkin: Rozdział 15 – Król Volduś!

Hejka!

Już po wszystkim… Voldek urósł, już nie jest dzieciaczkiem, chlip :(. Już więcej nie będę mu zmieniał pieluszki… to takieee smutneeee (płaczę).

Ale! Ale!
Powinienem wam napisać co i jak. No więc to było tak: mieliśmy już gotowy eliksir, Gandalf podrzucił kocioł i poleciał po elfów, bo ich potrzebował do jakiejś bitwy pod Hełmowym Jar-Jarem. Barty Junior przysłał pocztówkę, że Potter jest gotowy do transportu. Voldek bardzo z tego powodu się ucieszył. Najpierw kazał się mi znowu przenieść do Little Hangleton (tam gdzie jest chata jego starego), a potem zorganizować mu imprezkę na cmentarzu.
– Super – pomyślałem. – Ja tu płaczę za moją ręką, a ten mi jeszcze roboty dowala!

Ale gdy później zacząłem to rozważać, to stwierdziłem, że Volduś się pewnie o mnie martwił i chciał zająć czymś moje myśli. Jaki on kochany <3 Gdy skończyłem spytałem się jaki jest harmonogram imprezy. Blab, bla, bla, wsadzisz mnie do kotła, bla, bla, bla, wrzucić kości mojego starego, bla, bla, bla, utniesz se rękę nożem…

Zaraz, zaraz! Uciąć rękę nożem!?

Powiedział to takim tonem jakby mi tłumaczył jak zbiera się grzyby. Wiecie: złapać, uciąć, wsadzić do koszyka (tylko, że w moim przypadku do kotła). No rzesz w mordę jeża! To klasyczne naruszenie nietykalności cielesnej! Co ja jestem? Występuję w jakimś filmie? W „Pile” może!?


Zdenerwowałem się. Stwierdziłem, że czegoś takiego na trzeźwo się nie da zrobić. Rozważałem najebanie się wódką, ale ostatnią wypiłem (tą od Lamii, dobra była!). Postanowiłem, że zajrzę do moich zapasów, aby sprawdzić co mogę łyknąć. Dobrze zrobiłem, znalazłem Ayahuasce w butelce co mi Indianie dali na drogę. Łyknąłem zdrowo, drugi raz, trzeci i… poczułem, że Voldemort jest Simbą, a ja jestem Rafiki. Musiałem mu pomóc stać się nowym królem po śmierci Mufasy! Wszystko ułożyło się w logiczną całość! :D Tak wiec pełny sił poleciałem na cmentarz. Voldek był już gotów, Nagini niedaleko krążyła i śpiewała „Krąg Życia”.


To było takie piękne! Chlip! Aż się popłakałem ze wzruszenia!
Kiedy wszystko było przygotowane, czekaliśmy na Skazę. Szybko przyleciał… ale nie był sam! Miał przy sobie hienę :/.

Voldek kazał jebnąć to jebnąłem, nie wiedziałem, w którego trafię, ale padł ten co miał paść więc było dobrze. Przywiązałem Skazę do nagrobka, aby mógł patrzeć jak Simba się odradza. Podniosłem go z szacunkiem i wrzuciłem do kotła:


Następnie doprawiłem wywar z Voldka kośćmi jego starego. Wprawdzie uważam, że rosołek jest lepszy na świeżych, ale skoro mój Pan życzył sobie stare gnaty, to ja tak robię. Potem uciąłem sobie rękę. Zdziwiłem się, że nawet mnie to nie obeszło. Krzyknąłem, bo byłem zdumiony efektem! Tak pięknie leciała posoka, jak w filmach typu gore!

Mały dopisek abyście zapamiętali: nie robiłem tego na trzeźwo, nikt na trzeźwo nie ucina sobie ręki! To tak jakby oglądać „Pasję” Gibsona nie najebawszy się wcześniej! Tylko psychopaci wytrzymują coś takiego bez używek! Dzieci! Nie próbujcie tego w domu! (ani ucinania ręki, ani oglądania „Pasji”)

Następnie spuściłem trochę krwi Skazie i wlałem do kotła. Mówię wam, jakie emocje: ja krwawię, Skaza krwawi, Voldek się topi, rosołek się pieni, a Nagini śpiewa „Hakuna Matata”!


Popłakałem się drugi raz, to było takie piękne i wzruszające! Voldek ostatecznie wylazł z kotła, jako dorosły Simba! Kazał podać sobie szatę i założył ją nucąc pod brakiem nosa „I'm too sexy for my Salazar”. Jego promienie zajebistości poleciały w górę i wypełniły wszechświat wezwaniem. Dlatego zaraz koło niego pojawiły się kociaki… to znaczy Śmierciożercy. Taka impreza! Zostaję do piątku! Tym bardziej, że Volduś wzruszył się moim poświęceniem i wyczarował mi nową rękę. Taką to ja rozumiem! Jestem jak jakiś Terminator czy Robocop! <3 Będę rwał panienki!

Co się później działo… nie wiem do końca. Film zaczął mi się urywać. Połączyłem się w jedność ze wszechświatem i próbowałem rozwiązać problemy egzystencjalne tego świata. Siedziałem obok Leonarda da Vinci i gadaliśmy jak chodzenie po księżycu wpływa na ekosystem dinozaurów za czasów panowania Ramzesa II. Totalny odlot! Gdy się obudziłem było po wszystkim: Voldek z Nagini przenieśli mnie do domu Lucka Malfoya, Skaza (czyli Harry jakbyście zapomnieli) spierdzielił w podskokach przy okazji zabierając resztki hieny…

Po wszystkim dochodziłem do siebie przez tydzień. Więcej nie piję Ayahuasca, nie ma głupich. Następnym razem wyląduje na innej planecie, albo wyda mi się, że mój świat jest nieprawdziwy, a ja nie istnieję. Na przykład, że jest to książka dla młodzieży napisana przez kobietę w średnim wieku pogrążoną w depresji. Nie, to byłby jakiś koszmar :(

Teraz idę skorzystać z łazienki dla gości w Malfoy Manor. Mówię wam, mają świetne Bio Eko Organic Cocos Mydłos! Czas na białe szaleństwo :D

Wasz pucu-pucu Glizdek :*