Hejka!
Już po
wszystkim… Voldek urósł, już nie jest dzieciaczkiem, chlip :(. Już więcej nie
będę mu zmieniał pieluszki… to takieee smutneeee (płaczę).
Ale! Ale!
Powinienem
wam napisać co i jak. No więc to było tak: mieliśmy już gotowy eliksir, Gandalf
podrzucił kocioł i poleciał po elfów, bo ich potrzebował do jakiejś bitwy pod
Hełmowym Jar-Jarem. Barty Junior przysłał pocztówkę, że Potter jest gotowy do
transportu. Voldek bardzo z tego powodu się ucieszył. Najpierw kazał się mi
znowu przenieść do Little Hangleton (tam gdzie jest chata jego starego), a
potem zorganizować mu imprezkę na cmentarzu.
– Super –
pomyślałem. – Ja tu płaczę za moją ręką, a ten mi jeszcze roboty dowala!
Ale gdy
później zacząłem to rozważać, to stwierdziłem, że Volduś się pewnie o mnie
martwił i chciał zająć czymś moje myśli. Jaki on kochany <3 Gdy skończyłem
spytałem się jaki jest harmonogram imprezy. Blab, bla, bla, wsadzisz mnie do
kotła, bla, bla, bla, wrzucić kości mojego starego, bla, bla, bla, utniesz se
rękę nożem…
Zaraz, zaraz!
Uciąć rękę nożem!?
Powiedział to
takim tonem jakby mi tłumaczył jak zbiera się grzyby. Wiecie: złapać, uciąć,
wsadzić do koszyka (tylko, że w moim przypadku do kotła). No rzesz w mordę jeża!
To klasyczne naruszenie nietykalności cielesnej! Co ja jestem? Występuję w
jakimś filmie? W „Pile” może!?
Zdenerwowałem
się. Stwierdziłem, że czegoś takiego na trzeźwo się nie da zrobić. Rozważałem
najebanie się wódką, ale ostatnią wypiłem (tą od Lamii, dobra była!).
Postanowiłem, że zajrzę do moich zapasów, aby sprawdzić co mogę łyknąć. Dobrze
zrobiłem, znalazłem Ayahuasce w butelce co mi Indianie dali na drogę. Łyknąłem
zdrowo, drugi raz, trzeci i… poczułem, że Voldemort jest Simbą, a ja jestem
Rafiki. Musiałem mu pomóc stać się nowym królem po śmierci Mufasy! Wszystko
ułożyło się w logiczną całość! :D Tak wiec pełny sił poleciałem na cmentarz. Voldek był już gotów, Nagini niedaleko krążyła i śpiewała „Krąg Życia”.
To było takie
piękne! Chlip! Aż się popłakałem ze wzruszenia!
Kiedy wszystko
było przygotowane, czekaliśmy na Skazę. Szybko przyleciał… ale nie był sam!
Miał przy sobie hienę :/.
Voldek kazał jebnąć to jebnąłem, nie wiedziałem, w którego trafię, ale padł ten co miał paść więc było dobrze. Przywiązałem Skazę do nagrobka, aby mógł patrzeć jak Simba się odradza. Podniosłem go z szacunkiem i wrzuciłem do kotła:
Następnie
doprawiłem wywar z Voldka kośćmi jego starego. Wprawdzie uważam, że rosołek
jest lepszy na świeżych, ale skoro mój Pan życzył sobie stare gnaty, to ja tak
robię. Potem uciąłem sobie rękę. Zdziwiłem się, że nawet mnie to nie obeszło.
Krzyknąłem, bo byłem zdumiony efektem! Tak pięknie leciała posoka, jak w
filmach typu gore!
Mały dopisek
abyście zapamiętali: nie robiłem tego na trzeźwo, nikt na trzeźwo nie ucina
sobie ręki! To tak jakby oglądać „Pasję” Gibsona nie najebawszy się wcześniej!
Tylko psychopaci wytrzymują coś takiego bez używek! Dzieci! Nie próbujcie tego
w domu! (ani ucinania ręki, ani oglądania „Pasji”)
Następnie
spuściłem trochę krwi Skazie i wlałem do kotła. Mówię wam, jakie emocje: ja
krwawię, Skaza krwawi, Voldek się topi, rosołek się pieni, a Nagini śpiewa
„Hakuna Matata”!
Popłakałem
się drugi raz, to było takie piękne i wzruszające! Voldek ostatecznie wylazł z kotła,
jako dorosły Simba! Kazał podać sobie szatę i założył ją nucąc pod brakiem nosa
„I'm too sexy for my Salazar”. Jego promienie zajebistości poleciały w górę i
wypełniły wszechświat wezwaniem. Dlatego zaraz koło niego pojawiły się kociaki…
to znaczy Śmierciożercy. Taka impreza! Zostaję do piątku! Tym bardziej, że
Volduś wzruszył się moim poświęceniem i wyczarował mi nową rękę. Taką to ja
rozumiem! Jestem jak jakiś Terminator czy Robocop! <3 Będę rwał panienki!
Co się
później działo… nie wiem do końca. Film zaczął mi się urywać. Połączyłem się w
jedność ze wszechświatem i próbowałem rozwiązać problemy egzystencjalne tego
świata. Siedziałem obok Leonarda da Vinci i gadaliśmy jak chodzenie po księżycu
wpływa na ekosystem dinozaurów za czasów panowania Ramzesa II. Totalny odlot!
Gdy się obudziłem było po wszystkim: Voldek z Nagini przenieśli mnie do domu
Lucka Malfoya, Skaza (czyli Harry jakbyście zapomnieli) spierdzielił w
podskokach przy okazji zabierając resztki hieny…
Po wszystkim
dochodziłem do siebie przez tydzień. Więcej nie piję Ayahuasca, nie ma głupich.
Następnym razem wyląduje na innej planecie, albo wyda mi się, że mój świat jest
nieprawdziwy, a ja nie istnieję. Na przykład, że jest to książka dla młodzieży
napisana przez kobietę w średnim wieku pogrążoną w depresji. Nie, to byłby
jakiś koszmar :(
Teraz idę
skorzystać z łazienki dla gości w Malfoy Manor. Mówię wam, mają świetne Bio Eko
Organic Cocos Mydłos! Czas na białe szaleństwo :D
Wasz pucu-pucu Glizdek :*