Hermiona bała się,
co będzie, gdy spotka Robardsa w Ministerstwie Magii. Myśli o tym jakby
wyglądał seks z nim nie dawały jej spokoju. Nawet podczas jechania metrem
wdzierał się do jej głowy powodując rozmarzone spojrzenie i mokrą bieliznę. Im
była bliżej pracy tym bardziej się denerwowała. Czy znowu się zaczerwieni się
na jego widok? Czy ktoś coś zauważy? Co powie Ronowi, jeśli jakieś plotki do
niego dotrą? Te pytania nie dawały jej spokoju na równi z marzeniami o
Robardsie.
Trasę prowadzącą
z głównego holu Ministerstwa Magii do swojego departamentu pokonała
błyskawicznie. Po drodze powitała kilku współpracowników i znajomych, ale nie
wdała się z nimi w pogawędkę. Z ulgą stwierdziła, że nie było wśród nich
Gawaina. Po wejściu do biura Amos poinformował ją o tym, że Pansy Parkinson
wylądowała w Szpitalu Świętego Munga z wyjątkowo paskudną odmianą smoczej ospy.
Hermiona wcześniej była przekonana, że jej rówieśniczka kłamała o chorobie, aby
wymigać się od żmudnej pracy. Teraz odczuwała lekkie wyrzuty sumienia, że nie
potraktowała wiadomości od niej poważnie, ale jednocześnie doświadczyła sporej
ulgi, że nie będzie musiała się z nią użerać przez najbliższy miesiąc.
Westchnęła i zabrała się do pracy, pocieszając się, że doszła już do kartotek zaczynających
się od litery "k".
***
Było czwartkowe
popołudnie, gdy Hermiona stwierdziła, że coś jest nie tak. Nie widziała Gawaina
od zeszłego tygodnia i o ile początkowo specjalnie starała się unikać miejsc, w
których mogła się z nim zobaczyć, o tyle teraz musiała przyznać, że w ogóle nie
pojawił się od kilku dni w Ministerstwie. Spojrzała się ze złością na swój
obiad jakby to on był przyczyną nagłego zniknięcia szefa aurorów. Nabiła
gwałtownie groszek na zęby widelca, patrząc z ponurą satysfakcją jak metal
wchodzi w jego wnętrze. Następnie zaczęła kroić agresywnie kotleta, jakby
chciała zmusić go do mówienia.
- Cześć, mogę
się dosiąść? - pytanie Harry'ego wyrwało ją z rozmyślań.
- Nie rób sobie
jaj - fuknęła.
- Co ty taka nie
w sosie?
- Przeznacz
większość tygodnia na sortowanie kartoteki i dojdź przy tym od "k" do
litery "l" to wtedy pogadamy.
- Przynajmniej
nie musisz szorować kibli! - odciął się Harry.
Hermiona
popatrzyła się na niego spode łba. Miała wyjątkowo zły humor, a jej przyjaciel
zamiast ją pocieszyć dobijał. Przez sekundę wpadła jej do głowy myśl, aby pożegnać
się z nim pod byle, jakim pretekstem, ale szybko zrozumiała, że Harry jest
jedną z niewielu osób, które mogą dostarczyć jej informacji o Gawainie.
Postanowiła być dla niego o wiele milsza.
- Przepraszam...
kobiece dni i takie tam, rozumiesz... - wyszeptała.
- Wiem, wiem -
odrzekł szybko i popatrzył się wymownie w sufit.
- Co u ciebie
słychać? - Hermiona przystąpiła do działania.
- Nuda. Ginny
ostro trenuje przed meczem, a ja siedzę nadal nad sprawą fałszywych kamieni u
Gringotta, zero poszlak, paskudna sprawa - skrzywił się. - Gobliny niezbyt mnie
lubią za to, że zrobiliśmy im dodatkowe wyjście ewakuacyjne ze skarbca... Jedyny
plus, że często widzę się z Billem i Fleur.
- To super -
mruknęła niezbyt entuzjastycznie Hermiona. - Zastanawiałam się niedawno, co tak
cicho w waszym departamencie... - dodała mając nadzieję, że jej przyjaciel
złapie przynętę.
- Co masz na
myśli?
- No...
zazwyczaj słyszy się jakieś plotki, co tam porabiacie, jakieś sensacyjne
historie i w ogóle - dziewczyna nabrała powietrza i przeszła do tego, co
najbardziej ją interesowało. - Amos wspominał, że dawno nie widział twojego
szefa...
- Och, o to
chodzi - Harry podrapał się po głowie. - Pojechał na kilka dni do Holandii,
odbyła się tam konferencja na temat najnowszych czarów ochronnych. Powinien
wrócić dzisiaj, ale sądzę, że...
Hermiona
przestała słuchać przyjaciela, ponieważ na stołówkę wszedł Gawain Robards we
własnej osobie. Zmierzał prosto w ich stronę nie pokazując po sobie żadnych
emocji, na jego twarzy nie było cienia uśmiechu lub złości. Na padające zewsząd
powitania odpowiadał krótkim skinieniem głowy. Hermiona poczuła, że robi się
jej gorąco i na policzkach pojawiają się rumieńce. Jednocześnie jej serce biło
jakby oszalało. Dlaczego? Dlaczego
musiałam zadurzyć się akurat w nim?
- Zbieraj się
Potter, za pięć minut odbędzie się pogadanka u Kingsleya. Dowiedziałem się, że
mamy ochraniać szczyt Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów - oznajmił chłodno
i ruszył dalej bez słowa pożegnania.
Harry zrobił
minę do przyjaciółki, która wyrażała jednocześnie przeprosiny za nagłe wezwanie
jak i żal za niezjedzonym kotletem. Wepchnął porządny kęs w usta i poszedł
szybkim krokiem w stronę wyjścia, zerkając z niepokojem na Hermionę, która
siedziała przy stole jakby była spetryfikowana. Krew błyskawicznie odpłynęła
jej z twarzy, gdy zorientowała się, że Gawain ją po prostu olał. Nie przywitał
się, nie spojrzał w jej stronę, nic do niej nie powiedział. Potraktował jak
powietrze!
***
Przez cały
tydzień Hermiona obserwowała ukradkiem szefa Harry’ego. Odkąd wrócił z Holandii
nie zamienili ze sobą nawet słowa. Dziewczyna wiedziała, że auror jej unika i
specjalnie udaje, że jej nie widzi oraz nie słyszy jej pozdrowień. Hermiona nie
wiedziała, czemu to robi. Czyżby domyślił się, że jej się podoba? Może ktoś zaczął
plotkować na ich temat? Czarownica potrząsnęła głową. To na pewno nie było to.
Wszystkie ich kontakty dało się wytłumaczyć obowiązkami służbowymi. Więc o co
mu chodziło?
Hermiona czuła
się dotknięta tą całą sytuacją. Najpierw Gawain robił wszystko, aby się do niej
zbliżyć, a teraz nie miał czasu nawet na głupie powitanie! Wiedziała, że to
okoliczność sprzyjająca: oddalali się od siebie, wiec mogła skupić się na swoim
związku z Ronem. Jednak tkwiła w niej cząstka domagająca się kontaktu z szefem
aurorów. Sączyła w duszę dziewczyny uczucia, które były dla niej nowe, i z
którymi nie potrafiła sobie poradzić. Hermiona miotała się pomiędzy miłością i
pożądaniem oraz poczuciem obowiązku i beztroską. Rozważała, co inni powiedzieliby
na jej temat, gdyby odważyła się zerwać z Ronem, aby być z Gawainem. Wnioski,
które wyciągnęła nie nastrajały optymistycznie.
Gdy wszystkie,
sprzeczne uczucia zaczęły w niej walczyć, dziewczyna poczuła, że ma dość. Wóz albo przewóz. Chciała dowiedzieć się, o
co Gawainowi chodzi, a aby tego dokonać musiała z nim porozmawiać. Postanowiła,
że pójdzie do niego pod pretekstem ponownego podziękowania za książkę i przy
okazji wybada jego stosunek do niej. Amos bez problemu wypuścił ją wcześniej z
biura, gdy powiedziała, że ma kobiece problemy. Jak zdecydowana większość
mężczyzn bał się tego tematu. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem – ta część
planu poszła udała jej się znakomicie.
Podczas
przemierzania korytarzy prowadzących do biura aurorów fantazjowała o tym, co
się stanie w gabinecie Gawaina. Czy przyzna się, że jej unika? Może oznajmi, że
miał zły okres w pracy? Jest jeszcze możliwość, że wyzna jej, ze się w niej
zakochał i musi ukrywać swoje uczucia… Domysły splatały się z fantazjami,
uczucia walczyły ze sobą. Hermiona dotarła przed drzwi kwatery aurorów z duszą
na ramieniu.
- Znowu do
Gawaina? – dziewczyna podskoczyła, gdy usłyszała pytanie Harry’ego.
Stał za nią i
patrzył się na nią badawczo. Czyżby coś sobie pomyślał?
- Tak, mam do
niego sprawę dotyczącą wspomnień! – wypaliła bez zastanowienia.
- Aha – mruknął
i wpuścił ją do pomieszczenia. – Robards jest teraz u Kingsleya, ale niedługo
powinien wrócić. W tym czasie możesz mi o tym opowiedzieć – wskazał głową swoje
biurko.
Hermiona
poczuła, że ma pustkę w głowie. Co ma powiedzieć przyjacielowi? Tak pogrążyła
się w fantazjach, że nie zdążyła wymyślić dobrej wymówki.
- Ja… wolę
najpierw się z nim skonsultować – odparła szybko i zrozumiała, że to był błąd.
Harry nie wyglądał na przekonanego. Patrzył się na nią podejrzliwie. Miał swoją
standardową minę, która mówiła, że wyczuwa tajemnicę, którą powinien odkryć.
Hermiona zrozumiała, że musi działać. – Jak tylko od niego wyjdę to opowiem ci
wszystko ze szczegółami – oznajmiła z uśmiechem i poklepała go uspakajająco po
plecach. – Nie chcę ci przeszkadzać w pracy. Przyjdę gdy Robards wróci od
Kingsleya. Teraz skoczę do toalety, pa!
Odwróciła się na
pięcie i wyszła szybkim krokiem z biura aurorów. Weszła do najbliższej toalety
i zamknęła się w kabinie. Tam zaczęła głębiej oddychać. Jaką ja jestem idiotką! – warknęła sama do siebie. Miała ochotę
wytargać się za kudły. Poczuła się strasznie zażenowana swoim postępkiem, jak
mogła się tak zachować? Była dwudziestoletnią kobietą, a nie jedenastoletnim
podlotkiem! Jeszcze tylko brakowało, aby Harry domyślił się czegoś! Niby jest
taka inteligentna, a zapomniała, że jej przyjaciel jest aurorem i w każdej
chwili może go spotkać. Widocznie zaczęła myśleć nie tą częścią ciała, którą
powinna. Ewentualnie istniała możliwość, że mózg jej się skurczył do rozmiaru
orzeszka i dyndał w czaszce przyklejony na gumę do żucia. Nic innego nie
tłumaczyło jej debilnego zachowania i braku planowania czegokolwiek.
Długo musiała
samą siebie przekonywać, że tak naprawdę nie robi niczego złego i skoro coś
zaczęła to powinna dokończyć. Nawet, jeśli chodziło o wybadanie uczuć Robardsa
wobec niej. Postanowiła, że powie później Harry’emu od kogo naprawdę dostała
książkę i że wizyta u jego szefa dotyczyła ponownego podziękowania za nią. Tym
samym uspokoi swoje sumienie i rozwieje wątpliwości przyjaciela, jeśli jakieś
posiada. Tak, to był bardzo dobry pomysł. Hermiona sprawdziła w lustrze czy
makijaż się jej nie rozmazał i dziarskim krokiem wyszła z toalety… wprost na
wracającego od Kingsleya Gawaina.
- Ty tutaj? – spytał i rozejrzał się niespokojnie po korytarzu.
- Muszę z panem
koniecznie porozmawiać! – pisnęła Hermiona.
Nie wyglądał na
zachwyconego tym spotkaniem, ale po chwili namysłu rzucił krótkie „za mną” i ruszył
szybki krokiem w stronę swojego gabinetu. Czarownica po drodze zerknęła w bok i
zauważyła, że Harry’ego nie ma przy biurku. Pewnie
gdzieś poszedł – stwierdziła z ulgą.
- Czego chcesz?
– spytał Robards chłodno i spojrzał się na Hermionę ponuro.
- Ja chciałam
jeszcze raz podziękować za książkę, tamtym razem nie zrobiłam… - dziewczyna
bezwiednie zniżyła głos do szeptu.
- I tylko po tu
przyszłaś? – przerwał jej Gawain i zmarszczył brwi.
Hermiona
zrozumiała, że auror jest na nią zły, ale nie wiedziała z jakiej przyczyny. Nie
czuła się winna, niczego mu nie zrobiła. Powinna otrzymać jakieś wyjaśnienie.
Przecież nie można z dnia na dzień zacząć kogoś ignorować bez powodu!
- Nie rozumiem o
co panu chodzi! – oznajmiła twardo Hermiona. – Chciałam już dawno podziękować,
ale nie odzywał się pan do mnie i udawał, że nie istnieję! Chyba zasługuję na
jakieś wyjaśnienie tej sytuacji?
Wpatrywała się w
niego intensywnie jakby w ten sposób mogła przedrzeć się do jego duszy i
wydobyć z niej wszelkie interesujące informacje. Szef aurorów znał się na
oklumencji i nie pozwolił grzebać sobie w myślach. Wzniósł oczy do nieba i
zrobił znudzoną minę.
- Chyba nie
zrozumieliśmy się, panno Granger – prychnął. – Dałem ci książkę jako prezent
urodzinowy. Pomagałem ci w sprawie wspomnień Snape’a. Nasze kontakty skończyły
się, gdy oddałaś mu je. Nie masz po co się tutaj więcej pojawiać… no chyba, że
chcesz odwiedzić Harry’ego.
- Tak? Skończyły
się? – policzki dziewczyny zarumieniły się z gniewu. – Jakoś odniosłam
wrażenie, że szukał pan pretekstu, aby się ze mną widzieć! Zabiegał pan o moje
względy, a później odciął się bez wyraźnego powodu!
- Źle to
zinterpretowałaś. Byłem miły, a ty pomyślałaś sobie, że coś do ciebie czuję.
Zauważyłem jak na mnie reagujesz i chciałem to ukrócić, ale widocznie nie
dostrzegłaś tego faktu skoro do mnie przyszłaś! – warknął. – Opanuj się
dziewczyno! Jeszcze ktoś zacznie o nas gadać, a Ministerstwo Magii jest łase na
plotki! Jestem poważnym mężczyzną i nie mam zamiaru wiązać się z dziewczyną,
która mogłaby być moją córką! Zajmij się chłopcami w swoim wieku!
Hermiona nie
wiedziała co powiedzieć. Otworzyła kilka razy usta, ale nie wydobył się z nich
ostatecznie żaden dźwięk. Nic nie poszło
tak jak sobie zaplanowała. Nie spełniła się żadna z jej fantazji. Bladła i
czerwieniła się na przemian szukając słów, które oddałyby co sądzi o słowach
aurora. W końcu zdecydowała się na ucieczkę. Wypadła z gabinetu Gawaina ciesząc
się w duchu, że Harry’ego nadal nie było przy jego biurku.
***
Następnego dnia
Hermiona miała ochotę wysłać sowę do Amosa, że zachorowała. Przy Ronie i
rodzicach zachowywała pozory normalności, ale w głębi duszy wyła z rozpaczy.
Poczuła się jak zabawka, którą można chwilę się pobawić, a gdy się znudzi
rzucić w kąt. Olała postanowienie, że do Ministerstwa będzie jechać mugolskimi
środkami transportu i wzorem Rona teleportowała się do pracy. Tam zamknęła się
w archiwum i starała się unikać nawet Amosa. Porządkowała wszystkie pergaminy
i księgi ręcznie, ponieważ w ten sposób rozpraszały się niechciane myśli, które
wdzierały się do jej głowy. Jak Gawain mógł tak postąpić? Niech sobie mówi co
chce! Ona wie, że szukał kontaktu z nią, przecież nie wymyśliła sobie tego!
Załamana
dziewczyna usiadła na stosie ksiąg, które były do wyrzucenia. Miała dość
wszystkiego i wszystkich. Mroczne myśli krążyły w jej głowie. Była pora
obiadowa, ale nawet nie pomyślała o tym, aby pójść do stołówki coś zjeść. Gdyby
spotkała Gawaina nie wiedziałaby jak zareagować. Hermiona sama sobie nie ufała.
Możliwe, że nie dałaby rady olać go i odwrócić się do niego plecami. W
najgorszym wypadku mogłaby się rozpłakać… Stwierdziła rozsądnie, że nie ma co
ryzykować.
Poderwała się z
miejsca, ponieważ usłyszała, że ktoś wszedł do archiwum. W przerwie między
regałami zauważyła czarną czuprynę i okulary. Hermiona od razu domyśliła się,
że to Harry. Pewnie chciał z nią pogadać na temat wspomnień Severusa. A może chciał
sprawdzić, dlaczego nie przyszła na obiad? Ogarnęła ją lekka panika. Nie
chciała się z nikim widzieć. Bała się, że podczas rozmowy z nim padnie imię
Gawaina i zareaguje na nie zbyt emocjonalnie. Popatrzyła się na przyjaciela i
mina jej zrzedła, ponieważ Harry wyraźnie był zdenerwowany.
- Możesz mi
powiedzieć, co ty wyprawiasz? – spytał się głosem kipiącym od gniewu. – Jesteś
w związku z Ronem, a latasz za moim szefem! Wstydu nie masz!?
Hermiona miała
wrażenie, że ziemia usunęła się jej spod stóp i spada w bezdenną przepaść. Skąd
on o tym wiedział? Czy Gawain mu powiedział? A może plotki naprawdę zaczęły
krążyć? Pobladła śmiertelnie.
- Harry, to nie
tak… ja nie wiem co słyszałeś, ale to wszystko nie prawda… - zaskrzeczała
ciężko oddychając.
- Hermiono! Nie
wciskaj mi kitu! – oznajmił wzburzony. – Słyszałem i widziałem wystarczająco
wiele!
- Niby co!?
- Najpierw
zaczęłaś się dziwnie zachowywać. Wszyscy myśleliśmy, że denerwowałaś się
wynikami owutemów, a potem z powodu pracy… Ron mi się żalił, że stałaś się
bardziej milcząca, że wolisz czytać książki lub zajmować się siostrą niż z nim
przebywać. Broniłem cię, twierdziłem, że to przejściowe… - Harry patrzył się na
przyjaciółkę z wyrazem ogromnego rozczarowania na twarzy. – Domyśliłem się, że
coś jest nie w porządku, gdy powiedziałaś, że dostałaś książkę od Kingsleya.
Tak Hermiono, sama wiesz, że nie jestem aurorem bez powodu! Zauważyłem książkę
u Robardsa i pytał się mnie czy lubisz alchemię. To wystarczyło abym zaczął się
zastanawiać, czemu ten fakt przed nami ukrywasz. Dlatego też postanowiłem
przyglądać się tobie. Że coś czujesz do mojego szefa zauważyłem na stołówce,
gdy się wypytywałaś mnie o niego. Potwierdziło się to po chwili, najpierw się
zaczerwieniłaś na jego widok, a później zbladłaś, gdy się okazało, że nie
zwraca na ciebie uwagi. Znam cię nie od dziś, widziałam nie raz jak reagujesz i
wiem, że to nie było normalne.
- Harry, proszę…
- załkała Hermiona. – To nie tak..
- Już mówiłem,
abyś nie wciskała mi kitu! – warknął. – Wczoraj także mnie okłamałaś! Niby
chciałaś pogadać z Robardsem o wspomnieniach, ale tak naprawdę narzucałaś mu
się, chociaż dawał ci do zrozumienia, że nic z tego nie będzie!
- Skąd to
wiesz!? Powiedział ci!?
- Nie. Byłem w
jego gabinecie. Przecież mam pelerynę-niewidkę, zapomniałaś?
- O matko! –
Hermiona jęknęła i poczuła, że nogi się pod nią ugięły. – Harry, proszę… nie
mów Ronowi! To nie tak… ja… ja tylko… - łkała w rękaw. – To prawda… Gawain mi
się podoba, ale nie zamierzałam z nim być! Kocham Rona, naprawdę... nigdy bym
go nie zdradziła… Harry, och, Harry! Czuję się strasznie i bez twoich wymówek!
– przestała się powstrzymywać i wybuchnęła płaczem.
Początkowo Harry
nic nie mówił, ale w pewnym momencie musiała mu ujść złość, ponieważ usiadł
przy niej i westchnął potężnie. Hermiona uspokoiła się po jakimś czasie i
doprowadziła się do ładu. Przez dłuższy moment milczeli nie patrząc się na
siebie. Wiedziała, że jej przyjaciel nie chce stracić ani jej, ani Rona. Nie
była zła na Harry’ego, że podsłuchał jej rozmowę z Robardsem. Miała świadomość,
że to co zrobiła było bardzo głupie. Zasłużyła na to, aby przyjaciel ochrzanił
ją i przywołał do porządku.
- Skoro nie
chcesz podrywać mojego szefa to zachowuj się normalnie – oznajmił. – Nie chcę
cię więcej widzieć w biurze aurorów bez wyraźnego powodu! Jeśli będziesz czegoś
chciała ode mnie to przyślij mi samolocik. Inaczej będę zmuszony powiedzieć o
wszystkim Ronowi, a wiesz, że tego bym nie chciał… - zagroził.
- Przyrzekam…
już nigdy więcej nie będę zbliżać się do Robardsa, chyba, że będę do tego
zmuszona. Po tym co się wczoraj stało… on miał rację… - zakomunikowała ponuro.
– Odbiło mi na jego punkcie…
- Trzymam cię za
słowo – ucieszył się Harry. – Wierzę, że to był tylko mały błąd – objął ją
ramieniem. – Wolę abyś zerwała z Ronem niż go oszukiwała. Za to teraz masz mu
to wszystko wynagrodzić, rozumiesz?
- Tak, kocham
go… - wyszeptała. – Ciebie też przepraszam za to, że cię okłamywałam… i
dziękuję, że nie opowiedziałeś o tym Dafne – uśmiechnęła się słabo.
- Jesteśmy
przyjaciółmi, daj spokój! – Harry wyszczerzył do niej zęby. – Uszy do góry,
trzeba żyć dalej! Jednak pamiętaj, że będę cię nadal obserwował!
***
Hermiona musiała
przyznać, że interwencja Harry’ego przyniosła skutek. Przestała myśleć o
Gawainie, a gdy go spotykała w Ministerstwie Magii to udawała, że przestał
istnieć. Na początku było jej ciężko, ale po kilku tygodniach jej uczucia do
niego zaczęły znikać. Dodatkowo wróciła namiętność pomiędzy nią a Ronem.
Atmosfera w jej pokoju znowu zaczęła się robić gorąca i aby mieć orgazm nie
musiała sobie wyobrażać seksu z Robardsem. Rudzielec docenił to, że jego
dziewczyna znowu stała się czuła. Wstąpił w niego nowy zapał i ponownie zaczął
angażować się w prace domowe. Hermiona zaś przestała mieć wyrzuty sumienia.
Książkę od Gawaina przeczytała i przekazała Harry’emu, aby oddał ją szefowi.
Gawain, według słów Pottera, nie skomentował zwrotu prezentu. Czarownica miała wrażenie,
że czasem przygląda się jej ukradkiem podczas pobytu na stołówce. Tylko, że tym
razem nie robiło to na niej wrażenia i udawała, że tego nie widzi. Wszystko
zdawało się układać idealnie, a ona nie chciała tego zepsuć.
W połowie
października Hermiona otrzymała niespodziewany awans. Pansy Parkinson wróciła ze
szpitala i została wysłana przez Amosa do dokończenia porządków w archiwum. W
tym czasie Hermiona została oddelegowana do zajmowania się skrzatami domowymi.
Wreszcie czuła, że dopięła swego. Dzięki swojej pracy mogła zmieniać sytuację
tych wspaniałych istot. Uczniowie pod kierunkiem profesor McGonagall nadal
prowadzili badania w Hogwarcie i przesyłali Hermionie wyniki. Okazało się, że
nawet starsze pokolenie skrzatów zaakceptowało zapłatę i dzień wolny. To dawało
czarownicy argumenty do ręki, które chętnie wykorzystywała ku utrapieniu Amosa.
Szefowi niezbyt podobały się zapędy reformatorskie pracownicy, ale widząc, że
ma ona poparcie u samego Ministra Magii dał jej wolną rękę. Dzięki temu, na tydzień
przed świętami Bożego Narodzenia, zostało uchwalone prawo, które nakazywało
płacenie wynagrodzenia skrzatom domowym. Z tego powodu Ron upiekł wspaniały
tort w kształcie Zgredka, a rozpromieniona Hermiona rzuciła mu się na szyję
krzycząc, że to najlepszy prezent jaki dostała.
Piątek był
leniwym dniem w Ministerstwie Magii. Większość czarownic i czarodziejów wzięła
wolne. Kupowali prezenty i piekli indyka na uczę Bożonarodzeniową. Znudzona Hermiona siedziała przy biurku i
udawała, że pracuje jednocześnie błądząc myślami gdzie indziej. Następnego dnia miała
wsadzić rodzinę do samochodu i wyruszyć w stronę Nory. Pan i pani Weasley wpadli
na początku grudnia do domu jej rodziców i zaprosili ich do siebie. Harry z
Ginny również mieli tam być, tak samo jak George z Angeliną oraz Percy ze swoją
dziewczyną, której Hermiona nie znała. Fleur z Billem wybierali się do Francji,
a Charlie miał dyżur przy smokach w Rumunii. Zapowiadało się ciekawie i
czarownica już nie mogła się doczekać podróży, a jak na złość minuty mijały
wyjątkowo wolno.
Leniwą atmosferę
przerwał samolocik, który wleciał do pokoju i wylądował na biurku Hermiony.
Dziewczyna wzięła go bez specjalnego entuzjazmu, modląc się w duchu, aby to nie
była jakaś pilna sprawa. Jeszcze tylko tego brakowało, aby została gdzieś
wezwana i spędziła tam kilka dodatkowych godzin. Siedząca po drugiej stronie
pokoju Pansy przyglądała jej się znudzonym wzrokiem.
- Mam nadzieję,
że wyślą cię na jakąś akcję – odezwała się z nadzieją w głosie i wrednym
uśmieszkiem na twarzy.
- Spadaj do szklarni
mandragory niańczyć – rzuciła jej Hermiona, zapożyczając powiedzenie Rona. – Pewnie
Harry czegoś chce.
Rozłożyła
zagięty pergamin i od razu zrozumiała, że to nie jest pismo jej przyjaciela. Litery
były stawiane w taki sposób, aby czytający nie rozpoznał kto to napisał.
Zdumiona Hermiona przeczytała treść listu:
„Spotkajmy się po pracy w McDonaldzie County
Hall, bądź sama, będę czekać, mam dla ciebie informacje, które mogą cię
zainteresować.”
Nie było żadnego
podpisu. Czarownica nie miała najmniejszego pojęcia kto ani dlaczego chce się z
nią spotkać. Jakie to mogły być informacje? Sprawa wspomnień Severusa została
dawno zakończona. Może chodziło o pracę? Wszyscy wiedzieli, że troszczy się o
skrzaty domowe, nie było wykluczone, że ktoś chciał dać jej cynk, że w którymś
domu nie są przestrzegane ich prawa. Hermionę zaczęło zastanawiać czemu ta
osoba chciała spotkać się w mugolskim McDonaldzie. Bardzo możliwe, że nie była
czystej krwi. Może bała się czegoś?
Po przebytej
wojnie Hermiona miała świadomość, że powinna być ostrożna. Dostała wiele listów z od niezadowolonych czarodziejów, którzy musieli zacząć płacić skrzatom domowym za pracę. Wiedziała tylko tyle, że ta osoba prawdopodobnie pracuje w Ministerstwie Magii skoro wysłała wiadomość wewnętrzną. Dziewczyna biła się z myślami przez godzinę i dopiero podczas zakładania kurtki
zdecydowała, że sprawdzi o co chodzi. Kilka minut ją nie zbawi, jeśli użyje
teleportacji. Postanowiła przenieść się do Waterloo Station, która powinna być
na tyle zatłoczona, że nikt nie zwróci uwagi na jej nagłe pojawienie się.
Stamtąd spacer do County Hall nie powinien zająć jej wiele czasu.
Pogoda na
zewnątrz była okropna, nic nie zapowiadało, aby święta były białe. Zamiast
śniegu padał lodowaty deszcz, który odbijał się od twarzy Hermiony. Z tego
powodu szła szybkim krokiem w stronę McDonalda, aby jak najszybciej znaleźć się
w ciepłym wnętrzu. Ulice były zatłoczone, wszędzie panowała świąteczna
atmosfera. Budynki i drzewa przyozdobione były kolorowymi lampkami. Wszędzie
było widać ubrane choinki i słychać było świąteczne piosenki. Hermiona wpadła do restauracji i rozejrzała się
ciekawie dookoła. Nie zauważyła nikogo znajomego. Postanowiła, że kupi sobie
kanapkę i poczeka jedząc. Stanęła w kolejce i już miała składać zamówienie, gdy
poczuła znajome męskie perfumy. Odwróciła się powoli nie wierząc własnym
zmysłom.
- Dwa razy Big Mac, do tego duże frytki… - powiedział
Gawain Robards do kasjerki i zwrócił się do zszokowanej Hermiony. – Chcesz kawę
czy herbatę?