poniedziałek, 11 lipca 2016

Fanfik Trójmagiczny: Rozdział 4 – Małe wyjaśnienie i impreza w stylu Harry’ego


Witam Wszystkich Miłościwie Mnie Czytających!

Tu znowu Szczęśliwa Trzynastka i moje wypociny nie zawsze związane z Harrym.

Sprawa pierwsza: pisałam o tym na facebooku, ale napiszę to jeszcze raz: do września będę mocno zajęta lub będę z dala od domu, co skutkuje nieregularnym wstawianiem rozdziałów (o ile w ogóle). Ostatnio mam sporo zleceń na rękodzieło, przez co nie mam czasu na nic innego. Sezon ślubny w pełni, dlatego trzeba piec ciastka i je dekorować, malować obrazy i rysować różne rzeczy. Dodatkowa kasa zawsze się przyda, ale skutkuje to brakiem rozdziałów :(. Od września powinnam mieć większy spokój (wysyłam dziecko do przedszkola, yay!) dlatego znowu wrócę do regularnego pisania. Powiem szczerze, że nie mogę się doczekać ukończenia moich powieści. Sama się zastanawiam jak się zakończą :P

Teraz zaś uchylę rąbka tajemnicy i pokażę czym, między innymi, się zajmowałam ostatnio: byłam jedną z osób, które przygotowywały imprezę w stylu Harry’ego Pottera. Dokładniej zaś, był to wieczór panieński osoby, którą znam od pieluch i która kocha książki Rowling równie mocno jak ja. Jako, że wychowałyśmy się na nich, nie było innego wyjścia. Poza tym kto powiedział, że kobiety, którym bliżej do trzydziestki niż do dwudziestki nie mogą się przebrać i latać za zniczem? Uraczę was teraz mini-relacją z tego wydarzenia i opiszę rozwiązania, które być może komuś pomogą zrobić coś podobnego. Od razu zaznaczam, że wszystko było stworzone w taki sposób, aby pochłonęło jak najmniej czasu i pieniędzy. Dodatkowo wiedzcie, że nie bawiłyśmy się z dziewczynami w super-dokładne odtworzenie. To miała być jednorazowa impreza, a nie katalog do firmy zajmującej się animacją przyjęć :P.

Po pierwsze: należy wysłać sowę do przyszłej Panny Młodej. 


W środku znajdował się list napisany własnoręcznie przez Minerwę McGonagall :P (przepisałam treść listu do Harry’ego oraz zeskanowałam podpis z książki). Zaznaczyła w nim, że w Hogwarcie należy mieć szatę, różdżkę, tiarę i krawat.


Tak wyglądało wyposażenie czarownic (olejcie otoczenie, impreza była na zadupiu):


Jak widać nie ubierałyśmy się z dziewczynami w mundurki (trudno dostać i są drogie), za to postanowiłyśmy na długie sukienki (każda dziewczyna ma jakąś w szafie, a jeśli nie to w ciucholandach można coś znaleźć za grosze). Tiary kupione były na allegro (wystarczy wpisać „kapelusz czarownicy”), krawaty to origami (TUTORIAL), które zostały pociągnięte złotą i srebrną farbą oraz doczepiłam im tasiemki w celu zawiązania ich na szyi, zaś różdżki zrobiłam według TEJ instrukcji.


Było nas tak mało, że podzieliłyśmy się tylko na Gryfonki i Ślizgonki. Jak wyglądał przydział? Wkładało się rękę do torby i losowało jeden z krawatów oraz różdżkę. Niby niewiele, ale wzbudzało emocje. Każda z drużyn cieszyła się gdy kolejna osoba do nich dołączała, tak jak w książce :P. Dziewczyny miały fajne miny, gdy wyciągały różdżki (nikt poza mną nie wiedział jak wyglądają). Odbiór był bardzo pozytywny :)

Gdy każda z nas była już przydzielona do swojego domu i posiadała różdżkę przeszłyśmy do Wielkiej Sali. Impreza była na działce, dlatego nie inwestowałyśmy zbyt wiele w wystrój. Miało być tylko zaznaczone, że to Hogwart :P. Dlatego zrobiłam pięć pionowych flag z kolorowego brystolu. Na każdym przykleiłam wydrukowane godło danego domu i ogólne Hogwartu, wszystkie ilustracje ściągnęłam z internetu:


Nikomu nie chciało się robić lewitujących świecy (są tutoriale, wystarczy poszukać), dlatego powiesiłyśmy Halloweenowe balony. Nie miałyśmy starych mebli, dlatego ogrodowe krzesła zostały jako-tako zasłonięte orientalnymi chustami kupionymi w ciucholandzie. Jako, że Panna Młoda od zawsze należała do Slytherinu nie mogłam się oprzeć i zrobiłam napis o Komnacie Tajemnic. Maskotka Nermal dzielnie grała rolę spetryfikowanej Pani Norris (żaden kot nie ucierpiał podczas imprezy :D):


Nie mogło zabraknąć miecza Godryka Gryffindora! 


Zrobiony został z 70 centymetrowej listewki i dwóch spinaczy przyklejonych klejem. Po wyschnięciu obłożyłam go folią aluminiową i obkleiłam mocno szeroką taśmą bezbarwną. Rubin pochodzi z naszyjnika kupionego w Chińskim Markecie za kilka złotych. Wystrój dopełniały ciasteczka z motywami z Harry’ego:


Lukier nakładałam wykałaczkami, więc wyszło krzywo, ale zapewniam, że były bardzo smaczne.

W toalecie straszyła Jęcząca Marta (nie mam swojego zdjęcia, dlatego wklejam cudze):


Teraz mogę napisać kilka zdań o przebiegu imprezy. Nasza Minerwa McGonagall (która jest jedną z bohaterek Polskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa, ha!) przygotowała zadania, za które zdobywało się punkty lub je traciło. Tak więc pisałyśmy test wiedzy z Harry’ego (nie mogło być inaczej). Dla osób, które nie czytały książek o przygodach naszego kochanego czarodzieja były pytania dotyczące zjawisk paranormalnych i różnych magicznych stworzeń znanych z popkultury. Dla każdego coś miłego :). Eliksiry polegały na odgadnięciu smaku alkoholu (niepełnoletnim proponuję zrobić soczki ^^). Była też konkurencja polegająca na zjedzeniu wylosowanej Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta (można kupić przez internet).

Trafiały się naprawdę obrzydliwe smaki: wymiociny, mydło, zgniłe jaja… Tutaj chcę jeszcze przestrzec niektórych: prawie się udusiłam, gdy wzięłam do ust fasolkę o smaku pasty do zębów, która miała w składzie eukaliptus. Jestem na niego uczulona i przez moment było ciężko mimo, że od razu ją wyplułam po przegryzieniu :/.

Zawody w Quidditchu polegały na trafieniu piłką do kosza. Każda z dziewczyn brała po kolei miotłę i celowała. W internecie można znaleźć opisy różnych wariantów tej gry, ale w większości trzeba mieć własnego Nimbusa. Nie miałyśmy, niestety, tylu sztuk mioteł…


Gdy już się nalatałyśmy przyszła pora na tort. Został zamówiony u specjalistki w tej dziedzinie. Podziwiajcie:


Goła klata Harry’ego i jego różdżka… Czego chcieć więcej? :>

To nie był koniec niespodzianek. Gdy zapadł zmrok zaatakował nas dementor! 


Przyznaję, wygląda okropnie, zrobiłam go z pociętych worków na śmieci i taśmy klejącej :P (ale jak fajnie falowały jego szaty na wietrze!). W środku uwięziona była dusza Rona (cukierki „Mister Ron”) i Panna Młoda musiała ją uratować przy pomocy różdżki (jeśli ktoś się zastanawiał czemu słyszy w nocy okrzyk „Expecto Patronum” to teraz już wie) oraz miecza Godryka. Ogólnie była z tego powodu kupa śmiechu i dziewczynom podobało się to zadanie.

Na zakończenie otrzymałyśmy po kubku, który jest doskonałą pamiątką z imprezy. 



Codziennie piję z niego poranną kawę ^^. A teraz niech ktoś mi powie, że nie da się dobrze bawić tanim kosztem! Wystarczy odrobina fantazji i mamy Hogwart :D