poniedziałek, 20 listopada 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 81 – Mam dla ciebie zadanie


Nie powinna była z nim spać, ale uznała, że co się stało, to się nie odstanie. Zdawała sobie sprawę z tego, że może tego pożałować w niedalekiej przyszłości, ale on tak na nią działał, że nie była w stanie odmówić. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi pokoju hotelowego, stało się dla niej jasne, że będzie jej trudno obronić się przed jego urokiem osobistym i  jej własnym pragnieniem intymnego kontaktu z mężczyzną. Romantyczne uczucie, którym go kiedyś darzyła, uleciało niczym aromat eliksiru, którego Neville zapomniał szczelnie zatkać. Zamiast tego zostało dzikie i nieokiełznane pożądanie. Hermiona poddała się temu i spędziła z Thierrym noc, zapominając o świecie, a zwłaszcza o Severusie. Skoro on mógł się gzić z Mopsem, to ona mogła pójść na całość z przystojnym Kanadyjczykiem. Wprawdzie trochę się wahała, ale gdy okazało się, że pisarz posiada prezerwatywy (twierdził, że na wszelki wypadek, na przykład, gdyby musiał nieść wodę w dżungli lub zabezpieczyć odciętą kończynę), to stwierdziła, że nie widzi innych przeszkód. Dzięki temu nie musiała uwarzyć eliksiru zapobiegającemu ciąży tuż pod nosem Severusa i nie ryzykowała, że złapie jakąś chorobę przenoszoną drogą płciową. Wprawdzie wiedziała, że jako czarownica jest odporna na większość rzeczy, które nękają mugoli, ale wolała dmuchać na zimne. Wystarczająco długo wymieniała z Thierrym e-maile, aby wiedzieć, że przed nią sypiał z kilkoma dziewczynami.
- Jesteś pewna, że z nami koniec? – zapytał, gdy wstał z łóżka. – W nocy było świetnie i podejrzewam, że jeszcze nie raz znaleźlibyśmy się w krainie zapomnienia – mrugnął do niej łobuzersko.
- To za mało, aby zasłużyć na związek ze mną – powiedziała Hermiona ochrypłym głosem, patrząc, jak Thierry paraduje po pokoju na golasa.
- A gdybym tak poszedł z tobą pod prysznic i porządnie umył ci plecki? – kusił, podczas zbierania z podłogi poszczególnych części garderoby.
- Mogłabym się zastanowić – odparła, przeciągając się kusząco.
Jeszcze zanim Hermiona poszła do łóżka z Thierrym, uznała, że nie ma zamiaru grać cnotki niewydymki. Była dorosłą kobietą, która nie musiała trzymać swojego skarbu dla „tego jedynego”, jak mawiała jej świętej pamięci babcia. Dziewictwo straciła lata temu i jak na razie miała stosunek tylko z półtora faceta. Czasem żałowała, że ta niedorzeczna liczba wynikała z tego, że nie wyszło jej z Gawainem, ale czasu nie mogła cofnąć. Wszystkie zmieniacze zostały bezpowrotnie zniszczone podczas walki w Departamencie Tajemnic.
- Specjalnie dla ciebie dorzucę masaż, a zapewniam, że jestem świetny w te klocki – oznajmił Thierry, szczerząc zęby do Hermiony.
- Zaraz sprawdzę, czy to są tylko twoje przechwałki – powiedziała i bez wstydu czy zażenowania stanęła koło łóżka tak, jak ją natura stworzyła.
Kompleksy, które hodowała w sobie jako nastolatka, zniknęły bezpowrotnie, zostawiając po sobie tylko ukłucie żalu, że tak długo pozwoliła im rosnąć w swoim umyśle. Co z tego, że nie miała krągłości niczym Pamela Anderson, skoro znała swoją wartość i mężczyźni byli nią zainteresowani.
- Zaraz się przekonasz, że mówię prawdę! – wykrzyknął Thierry i uniósł na rękach rozbawioną Hermionę. – Przygotuj się na najlepsze umycie plecków i masaż, jakie miałaś w życiu! – oznajmił i zaniósł chichoczącą czarownicę do hotelowej łazienki.

***

- Napisałeś, że to poważna sprawia, dlatego przybyłem tutaj, odwołując spotkanie z Kołem Gospodyń Magicznych. Mam nadzieję, że to prawda, bo inaczej Molly Weasley już nigdy nie usmaży mi moich ulubionych kotletów rybnych – oświadczył Kingsley, gdy zbliżył się do biurka Gawaina.
- Wiem, kto stał za atakami w Dniu Zwycięstwa – oznajmił szef aurorów, używając różdżki do wyprostowania leżących przed nim pergaminów.
- Dawaj – rzucił minister magii podnieconym tonem.
- Wszystko wskazuje na Severusa Snape’a – wargi Robardsa wykrzywił złośliwy uśmieszek.
- Uczepiłeś się go, jak druzgotek ogona trytona i zawsze starasz się nagiąć fakty, aby wyszło, że to on jest winny. Masz dowody?
- Mój pomysł, aby nie wzywać na przesłuchanie młodzieży, przyniósł efekty. Twierdziłeś, że to głupota, ale ja wiedziałem, że dzięki temu dojdę do prawdy – oświadczył auror z kamienną twarzą, ale iskierki w jego oczach wskazywały, że jest z siebie zadowolony. – Stali się nieostrożni, będąc przekonani, że są poza kręgiem podejrzanych.
- Gdzie w tym wszystkim Snape?
- Chwila, zaraz do tego dojdę – odparł Gawain zirytowanym tonem.
- Dobra, milczę niczym rodzinny grobowiec. Mów – powiedział pojednawczo Kingsley.
- W przeddzień Dnia Zwycięstwa w domu Pansy Parkinson odbyło się przyjęcie urodzinowe. Niby nic wielkiego, ale zastanowił mnie fakt, że jej data urodzin wypada w pierwszej połowie kwietnia, a nie na początku maja. Dowiedziałem się od informatorów, że jej gośćmi były głównie czystokrwiste dzieciaki, których rodzice i dziadkowie otwarcie popierali Voldemorta.
- To wszystko mogło być tylko zbiegiem okoliczności – zauważył minister magii.
- Mogło, ale nie było – oświadczył triumfalnie Gawain. – Potter w końcu na coś się przydał i dzięki niemu doszliśmy do osoby, która naprowadziła nas na trop.
- Czyżby Harry przestał szarżować?
- Trochę się uspokoił, ale nadal najpierw robi, a potem myśli – auror westchnął boleśnie. – Tym razem wiele zawdzięcza swojemu skrzatowi. Ten mu powiedział, że na kilka minut przed atakiem na Grimmauld Place na placu przed domem był bezdomny. Zajrzeliśmy do jego umysłu i zobaczyliśmy, jak mugol wygląda. Następnie zaangażowałem Mundungusa Fletchera w poszukiwania. Wpadł kilka tygodni temu, gdy chciał okraść Wiseacre’a. Dałem mu wybór: idzie do Azkabanu albo nam pomaga. Wybrał to drugie.
- Nic o tym nie wiedziałem! On przecież mógł uciec! Jak śmiałeś to zrobić bez mojej zgody!? – oburzył się Kingsley.
- Czasem trzeba zaryzykować – Robards nie wyglądał, aby wymówki ministra magii zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie. – Mundungus odnalazł mugola i dzięki niemu wiemy, że w ataku na dom Harry’ego brał udział Urquhart, który w tym czasie podobno był na imprezie u panny Parkinson.
- Jakim cudem bezdomny mugol rozpoznał czarodzieja? Dlaczego nie aresztowałeś tego… jak mu tam… Urquake’a? – zapytał czarnoskóry czarodziej, siląc się na spokój. – Gawain, nie podoba mi się, że robisz nielegalne rzeczy pod moim nosem!  dodał, gdy zrozumiał, jakie są odpowiedzi na jego pytania.
- Sam dałeś mi do zrozumienia, że zanosi się na następną wojnę – wycedził szef aurorów ze złością. – Trzeba wyplewić diabelskie sidła, zanim się rozrosną i nas poduszą. Chcesz trzeciej wojny? Musimy być o krok dalej niż nasi przeciwnicy!
- Jeśli ktoś się dowie… Rita, chociażby… o tym, że uzyskujesz dowody w sposób mocno godzący w prawo czarodziejów, to będziemy mieli przerąbane – odparł Kingsley, zniżając głos do szeptu. – Rozumiem twoje pobudki, ale to jest cholernie ryzykowne.
- Zwal to na mnie – odparł Robards z powagą. – Dla mnie ważniejsze jest bezpieczeństwo naszego społeczeństwa. Nie chcę łapać pojedynczych osób, mając jedynie nikłe poszlaki. Zamierzam przyłapać ich wszystkich na gorącym uczynku.
- Zgoda. Nie pomogę ci w razie wpadki. Po prostu powiem, że o niczym nie miałem pojęcia – oświadczył były auror. – Teraz mów, czego jeszcze się dowiedziałeś.
- Mam listę gości Pansy Parkinson i informację, że to ona była pomysłodawcą całej akcji. Ciężko było to zdobyć, ale udało mi się wcisnąć do jej domu skrzata, który jest mi posłuszny. Akurat wykończyła jednego ze swoich i szukała zastępstwa na jego miejsce. Dzięki odpowiednim roszadom jest przekonana, że dostała go od kogoś zaufanego – Gawain uśmiechnął się półgębkiem.
- Skoro wiesz, że to ona, to czemu oskarżyłeś Severusa?
- Kazałeś go obserwować, więc to robiliśmy. Zainteresowało mnie jego zachowanie. Wiem, że spotykał się z Dundym i Draco Malfoyem, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło…
- Dundy jest takim idiotą, że jeśli się w coś wpakował, to z powodu własnej głupoty – prychnął Kingsley.
- … ale okazało się, że Snape ma romans z Parkinson!
Minister magii spojrzał spode łba na swojego byłego szefa. Ciężko mu było uwierzyć, że taki związek byłby możliwy.
- Jesteś pewny, że dobrze to zinterpretowałeś? – zapytał z powagą.
- Mam tutaj raport dwóch aurorów – Gawain pomachał pergaminami przed nosem Kingsleya. – Niektóre fragmenty są tak dokładne, że aż mnie mdli jak to czytam. Rączek od siebie nie mogli oderwać…
- Pokaż mi je!
Czarnoskóry czarodziej zabrał aurorowi pergaminy i zaczął pochłaniać każde słowo, które na nich widniało. Jego gałki oczne poruszały się błyskawicznie, a na czole rysowała się coraz głębsza zmarszczka.
- Hermiona go śledziła wraz ze swoim mugolem. Dlaczego? – zainteresował się, gdy skończył czytać.
- Nie uzyskałem informacji na ten temat. Wiem tylko, że nie wróciła do domu na noc – wyznał Robards. – Widocznie domyśliła się czegoś albo dowiedziała, dzięki czemu ma świadomość, że Snape’a trzeba pilnować. Jaki miałaby inny powód? To ewidentnie dowodzi jego winy. Na pewno namówił Parkinson na przeprowadzenie ataku, a jego pokój podpalono, aby odsunąć od niego oskarżenia. Był opiekunem większości z tych dzieciaków. Na pewno prał im mózgi przez te wszystkie lata, gdy nauczał w Hogwarcie. Teraz zbiera plon swojej pracy.
- Ciężko mi w to wszystko uwierzyć – skrzywił się Kingsley. – Już dawno udowodniono, że był po naszej stronie.
- Nawet Hermiona uważa, że tak nie było. Potter mi kiedyś o tym opowiedział. Ona jest przekonana, że gdyby nie jego pragnienie zemsty na Voldemorcie, to palcem by nie ruszył.
- Czemu jej jeszcze nie zaatakował? Dlaczego uratował jej matkę?
- Aby wkraść się w łaski osoby, która jest w stanie go obronić. Hermiona oświadczy, że skoro miał na tacy ją i jej rodzinę, a ich nie tknął, to na pewno się zmienił.
- Coś w tym jest – zgodził się minister magii, chociaż nie był do końca przekonany. – Jakie masz dalsze plany względem niego? Obydwoje wiemy, że pracuje nad czymś z Hermioną i wszystko wskazuje na to, że to eliksir leczący mugoli. Wolałbym, aby dokończyli, co zaczęli.
Szef biura aurorów wyglądał na niepocieszonego, gdy usłyszał te słowa. Wstał z krzesła, oparł ręce na biurku i przechylił się w stronę rozmówcy, patrząc mu prosto w oczy.
- Uważam, że ważniejsze jest bezpieczeństwo naszych ludzi. Zamierzam go zamknąć, jeśli tylko będę miał mocne dowody. Hermiona sama sobie poradzi.
- Niech ci będzie, chociaż wolałbym, abyś się ze mną skontaktował przed aresztowaniem go – westchnął Kingsley. – Teraz trzeba pomyśleć nad jakąś ochroną dla Hermiony.
- To się da załatwić – oświadczył Gawain z dziwnym błyskiem w oku.
Ruszył w stronę drzwi i otworzył je, krzycząc „Potter, do mnie!”. Po kilku chwilach czarodzieje usłyszeli kroki, które dowodziły, że osoba, która jest ich przyczyną, nosi ciężkie, wojskowe buty. Kingsley przesunął fotel bardziej w bok, aby zobaczyć młodego aurora, który wszedł do gabinetu Robardsa.
- Cześć Harry – powiedział z uśmiechem. – Wszystko w porządku?
- Bywało lepiej – chłopak wyszczerzył zęby.
- Mam dla ciebie zadanie – Gawain przespacerował się do biurka, trzymając ręce zaplecione za plecami. – Potrzebujemy kogoś, kto będzie pilnował Hermiony i Snape’a. Uznaliśmy, że ty się najlepiej nadajesz. Twoja obecność nie będzie dla niej niczym dziwnym, a nim nie musisz się przejmować.
Na te słowa Harry pobladł i zrobił minę, jakby nagle zabolał go brzuch.
- To nie jest dobry pomysł – oświadczył słabym głosem.
- Przecież się przyjaźnicie. Słyszałem, że będzie druhną na twoim ślubie – zauważył minister magii.
- Odbiło jej… kompletnie… – wymamrotał młody mężczyzna. – Uparła się, że cierpię na zespół stresu pourazowego i chce mnie zaprowadzić na terapię. Nawet Ginny uwierzyła w te bzdury i teraz nie mam życia w domu…
- Więc pójdziesz powiedzieć Hermionie, że przemyślałeś sprawę i się z nią zgadzasz – oświadczył szef aurorów. – Możesz pomóc jej w meblowaniu domu. Słyszałem plotki, że niedługo kończy remont. Pewnie będzie chciała go umeblować mugolskimi sposobami. Ponosisz ciężkie fotele, popracujesz nad tężyzną, polepszy ci się sylwetka przed ślubem… same plusy – wyjaśnił, uśmiechając się szeroko.
- To bardzo dobry pomysł – poparł Gawaina Kingsley.
Harry przeniósł wzrok z jednego czarodzieja na drugiego i westchnął potężnie. Zrozumiał, że nie ma szans z dwojgiem. Musiał się podporządkować zwierzchnikom i przyjąć zadanie, na które zupełnie nie miał ochoty.
- Co mam dokładnie robić i jak długo? – spytał bez entuzjazmu i zaczął przeklinać w myślach za to, że nie wybrał kariery profesjonalnego gracza quidditcha.

***

Severus czuł obrzydzenie w stosunku do samego siebie. Nie chodziło o to, co zrobił Pansy Parkinson. Obojętnie przeszedł od podania jej czekoladek (przeznaczonych dla Sary, które długo leżały na dnie jego kufra) do tortur w pokoju hotelowym. Nie ruszało go to, że podczas spaceru w parku dziewczyna go całowała, a jej ręce wędrowały tam, gdzie nie powinny. Dał się obmacywać, wiedząc, że musi to zrobić. Idąc z nią do pokoju hotelowego, czuł tylko dreszczyk emocji. Chciał się dowiedzieć prawdy i to rekompensowało mu wszelkie niedogodności. Po wykonaniu zadania czuł się trochę rozczarowany. Osoba, która pociągała za sznurki, dobrze ukryła swoją tożsamość. Myślenie nad tą zagadką, nie przeszkadzało mu w posprzątaniu pokoju i uleczeniu Pansy. Był profesjonalistą w każdym calu. Nie uszkodził dziewczynie mózgu, a jako że skupił się na zadawaniu cielesnych ran, to szybko ją uleczył. Dopiero ostatnia faza planu sprawiła, że go zemdliło. Musiał wszczepić swojej dawnej uczennicy wspomnienia, a przedstawiać one miały ich łóżkowe zabawy. Przed rozpoczęciem akcji Severus myślał, że to będzie proste. Planował nawet, że skorzysta z dobroczynnego wpływu Amortencji i po prostu wykorzysta fakt, że dziewczyna leciała na niego. Po przeprowadzeniu akcji wydobycia informacji okazało się, że nie jest w stanie tego zrobić. Coś go blokowało i sam nie wiedział co. Gdy wszczepiał w jej mózg wspomnienia, to ledwo dawał radę się skupić. Obrazy przedstawiające ich złączone ciała były dla niego bardziej obrzydliwe niż sekcja gumochłona w fazie głębokiego rozkładu. Jako że nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył, nie wiedział, jak się zachować. Skończył, co zaczął, a później nie dał Pansy zbyt wiele czasu na pożegnanie. Nie mógł znieść jej języka w swoich ustach i rąk próbujących dostać się do jego spodni, ale musiał jeszcze kilka dni utrzymać ją w stanie zakochania, aby uwierzyła, że to było prawdziwe uczucie. Tłumaczył to sobie tym, że obudziła się w nim jakaś cząstka sumienia, która przypominała mu, że dziewczyna była jego uczennicą. Mimo to nie był w stanie patrzeć na Pansy przez pryzmat mundurka Hogwartu. Stała przed nim młoda, chętna kobieta, której nic nie brakowało, jeśli nie liczyć niezbyt urodziwej twarzy, a on nie mógł tego wykorzystać. To spowodowało chaos w jego głowie i obrzydzenie do samego siebie.
- Jesteś wreszcie – kąśliwa uwaga Hermiony dotarła do jego uszu, gdy wszedł wieczorem do domu Grangerów – mogłeś dać znać, że nie będzie cię aż dotąd.
- Przepraszam – wymamrotał Severus i aż stanął z wrażenia, ponieważ ku swojemu zaskoczeniu, naprawdę poczuł się winny.
Aby ukryć zakłopotanie, chciał przejechać dłonią po włosach, ale jego ręka zatrzymała się w powietrzu. W kuchni przy stole siedział niedoszły mąż czarownicy i wpatrywał się w Severusa, jakby był ósmym cudem świata. Obok mugola zajmował miejsce Potter i najspokojniej w świecie pił herbatkę z kubka „Kocham Paryż”, który dotychczas był ulubionym naczyniem Snape’a. Obydwaj wyglądali, jakby się cieszyli, że Mikołaj zrobił im niespodziankę i przyszedł z prezentami w maju.
- Zero informacji, że żyjesz albo czy przyjdziesz na kolację – złościła się Hermiona, wkładając jedzenie do mikrofalówki i włączając ją z taką siłą, że maszyna posunęła się o cal. – Siadaj! – warknęła.
- Nie byłaś przypadkiem z nimi pokłócona? – zapytał czarodziej szeptem.
Dziewczyna przeszyła go wzrokiem i bardziej rzuciła, niż postawiła talerz na stole.
- Jedz! – rozkazała. – Idę powiesić pranie – zakomunikowała i wyszła z kuchni.
Severus nie wiedział co o wszystkim myśleć, tym bardziej, że gdy tylko Hermiona zniknęła za drzwiami, młodzi mężczyźni zaczęli chichotać niczym nastolatki.
- Jest przed okresem, mogę się założyć – oświadczył Thierry z miną znawcy tematu.
- Też tak uważam – poparł go Harry i wziął łyka herbaty. – Ginny jest okropna na tydzień przed. Boję się wtedy oddychać.
- Powinno być jakieś miejsce, gdzie babki mogłyby przeczekać te dni – Kanadyjczyk pokiwał głową. – Musiałoby mieć mnóstwo poduszek, całe góry czekolady oraz szczeniaczki i małe kotki. Dziewczyny to uwielbiają.
- Powiecie mi, o co w tym wszystkim chodzi, czy będziecie nadal zachowywać się jak niedorozwinięte małpy? – wycedził Severus, patrząc ze złością na chłopaków.
Coraz mocniej czuł nieprzyjemny ciężar w żołądku, spowodowany przeczuciem, że to on jest źródłem irytacji Hermiony. Ta myśl była równie okropna, jak sztuczne wspomnienia, w których uprawiał seks z Pansy. Na dodatek czuł narastającą złość z tego powodu, że jego współlokatorka zaczęła rozmawiać z Potterem i Kanadyjczykiem.
- Pogodziliśmy się, panie psorze – Harry uśmiechnął się złośliwie, znakomicie udając sposób wymowy Hagrida.
- Jeszcze raz tak mnie nazwiesz, a twoja narzeczona cię nie pozna – zagroził Snape.
- Zamieni go pan w żabę? – zapytał Thierry, kładąc łokcie na stole i opierając głowę na dłoniach. – Super! Ciekawe jak to jest, gdy człowiek zamieni się w zwierzę…
- Musisz spytać Glizdogona. On był w skórze szczura przez trzynaście lat – wyjaśnił Harry, odkładając kubek po herbacie do zmywarki.
- Wasz świat jest zajebisty – westchnął pisarz i zrobił błogą minę.
- Ty o nas wiesz? – zdziwił się Severus.
- Oczywiście – przytaknął Thierry, robiąc do byłego mistrza eliksirów maślane oczy. – O panu też wiem wszystko. Jest pan zajebisty.
Snape zrobił krok do tyłu, czując, że poziom absurdu go przytłacza. Sprawę pogarszał fakt, że Potter stał przy oknie i z całych sił próbował nie wybuchnąć śmiechem. Thierry miał minę, która wydawała się bardzo podobna do wyrazu twarzy Pansy, gdy była pod wpływem Amortencji. Takie uwielbienie nie mogło być naturalne.
- Mówiłam, abyś usiadł i zjadł, a ty stoisz jak kołek! – gniewny głos Hermiony rozległ się za plecami Severusa.
- Nie jem czegoś, czego nie znam – odparł czarodziej, zerkając podejrzliwie na półmisek.
- Kurczak gongbao - Severus, Severus - kurczak gongbao – czarownica przedstawiła złośliwie potrawę.
- Miło mi – Thierry wydał z siebie głos przypominający postać z kreskówki, co doprowadziło Pottera do łez i kurczowego trzymania się parapetu, aby nie upaść na podłogę ze śmiechu.
- Chłopaki pomogą nam z wnoszeniem rzeczy. Dzwonił Ian, mówiąc, że w przyszłym tygodniu możemy się wprowadzić – oznajmiła Hermiona, odsuwając krzesło i dając do zrozumienia, że chce, aby jej współlokator usiadł.
Snape poczuł, że najchętniej poszedłby do swojego pokoju, olewając kolację. Wolał siedzieć głodny niż narażać się na przytyki i chichoty. Sam widok rozbawionego Pottera sprawiał, że żyła na jego skroni niebezpiecznie pulsowała. Jednocześnie czuł, że musi robić to, co Hermiona każe. Nie potrafił jej odmówić. Coś dziwnego pchało go w jej kierunku, dlatego posłusznie usiadł do stołu. Wtedy jej twarz przestała wyrażać taką irytację. Mina dziewczyny złagodniała, ale nadal ton jej głosu był ostry. Mimo tego Severus ucieszył się z powodu tej zmiany.
- Dziękuję – rzekła. – Ian chce, abyśmy wybrali proste i funkcjonalne meble z Ikei. Pokryje koszty, ale będziemy musieli je zostawić dla przyszłych lokatorów, jeśli się wyprowadzimy. Uważam, że to dobry pomysł, dlatego…
Severus bezmyślnie żuł kurczaka gongbao i przytakiwał, zapominając o całym świecie. Paplanina Hermiony uspokoiła wszelkie natrętne myśli i nieprzyjemne uczucia, które targały jego duszą. Mógłby jej słuchać godzinami i nie miałby dość. W tym czasie przestał zauważać obecność Pottera i Thierry’ego, którzy przytakiwali czarownicy.
- Czyli jesteśmy umówieni? – zapytała Hermiona i lekko się uśmiechnęła.
- Oczywiście – przytaknął Severus i odniósł pusty talerz do zmywarki.
Po powrocie do szarej rzeczywistości poczuł, że musi znaleźć się jak najdalej od kuchni i osób, które się w niej znajdowały. Chciał uciec od tego, co powróciło ze zdwojoną siłą. Denerwowało go uwielbienie, jakim darzył go Kanadyjczyk oraz lekceważący ton Pottera. Najbardziej zaś żałował, że nie mógł podzielić się z Hermioną tym, co odkrył. Zrozumiał, że nie chciałby widzieć potępienia, które pojawiłoby się w jej oczach po tym, gdyby dowiedziała się, w jaki sposób zdobył informacje. To była irracjonalna myśl, która nie miała racji bytu, ale na dobre zadomowiła się w jego głowie. Dobrze zatarł ślady i gdyby ktoś chciał wydobyć prawdziwe wspomnienia z mózgu Pansy, to zostałaby z niego papka. Nie bał się Robardsa i Azkabanu, ale drżał na myśl, że Hermiona dowie się o jego fałszywym romansie z byłą uczennicą. Wszystkie jego myśli krążyły wokół czarownicy, która przybyła do Hogwartu z mugolskiego świata i mocno namieszała w jego życiu.
- Cholera! Co się ze mną dzieje? – zapytał Felixa.
Niestety, nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie.