poniedziałek, 31 października 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 40 – Piękna i Bestia


Wirowali łagodnie po sali wśród innych tańczących par. Hermiona czuła się jak pijana. Od zapachu perfum Gawaina kręciło jej się w głowie. Trzymał ją pewnie w swoich ramionach i dziewczyna zauważyła, że auror umie doskonale tańczyć. To była kolejna rzecz, której nie spodziewałaby się po kimś takim jak on. Od poniedziałku bez przerwy ją zaskakiwał. W zdecydowanej większości pozytywnie, co zmniejszyło dystans pomiędzy nimi. Hermiona sama już nie wiedziała czy to dobrze, czy to źle. Uniosła głowę i spojrzała się na swojego partnera. Gawain patrzył się na nią z wesołymi błyskami w oczach. Dziewczyna poczuła, że się czerwieni.
- Masz ochotę zrobić coś szalonego? – spytał się tajemniczo.
Nie chciała. Nie mogła. Nie powinna. Jej mózg krzyczał: powiedz nie!
- Tak – mruknęła cicho i spuściła skromnie oczy.

Poczuła jakby jej ciało nie chciało słuchać tego co mówi umysł. Tym bardziej, że Gawain złapał ją mocniej w talii i nadal tańcząc, poprowadził w stronę otwartych drzwi prowadzących do parku. Gdy przez nie przeszli dziewczyna poczuła, że Robards chwycił ją za dłoń. Zrozumiała, że powinna protestować, ale nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego posłusznie podążała za mężczyzną.
- Zamknij oczy – polecił, gdy zatrzymali się wśród drzew.
Zrobiła to co kazał i poczuła szarpnięcie typowe dla teleportacji. Jej stopy uderzyły w podłogę. Była pewna, że to nie był bruk albo ścieżka w lesie. Jej obcasy stuknęły o coś drewnianego. Nie czuła wiatru na twarzy, czyli musieli być w jakimś budynku.
- Gdzie jesteśmy? – spytała się nie otwierając oczu.
- W Wersalu – padła spokojna odpowiedź.

Hermiona rozejrzała się i pomimo mroku rozpoznała pomieszczenie. To była Galeria Zwierciadlana, miejsce które pamiętało wiele ważnych wydarzeń z historii Francji. Wypełniona lustrami, przepięknymi obrazami i złotymi rzeźbami. Była w niej sam na sam z Gawainem, ponieważ o tej porze pałac był zamknięty dla zwiedzających.
- Dlaczego zabrał mnie pan akurat tutaj? – spytała się niepewnie.
- Dałabyś spokój z tym panem – padła rozbawiona odpowiedź. – Czuję się przez to jak starzec, a ja jestem młody i w pełni sił. Mów mi po imieniu – poprosił.
- Skoro tak chcesz…  – przytaknęła Hermiona mimo poczucia, że nie powinna się zgadzać. – Dlaczego zabrałeś mnie akurat tutaj?
- Wiem, że cenisz piękno, a według mnie nie ma niczego piękniejszego niż Wersal – wyjaśnił Robards. – Musimy tylko uważać na mugoli, którzy pilnują to miejsce. A tak w ogóle to tutaj będzie przyjemniej tańczyć! – zaśmiał się i porwał Hermionę w ramiona.

Znowu zakręciło się jej w głowie. To wszystko było jak sen. Przepiękna sala, ona ubrana w sukienkę i on mający na sobie odświętną szatę, wirowali w tańcu bez żadnej muzyki. Robards znowu trzymał ja pewnie w ramionach, a ona ponownie czuła się odurzona jego perfumami. Zrozumiała, że nadal jest dla niego ważna. Gawain nawet nie starał się ukryć swoich uczuć do niej. Hermionie przestało to przeszkadzać. Wszyscy wokół niej mówili, że jest sztywna i powinna trochę korzystać z życia. Właśnie to robi. Ron nigdy nie wpadłby na taki pomysł. Owszem, często miał szalone plany, ale żaden nie był tak romantyczny i trafiony w jej gust.

W tym wszystkim brakowało tylko muzyki. Pierwsze co przyszło do głowy Hermionie to piosenka Celine Dion i Peabo Brysona pod tytułem „Beauty And The Beast”. Nie wiedziała z jakiego powodu zaczęła ją nucić. Może poczuła, że jest Bellą, a Gawain Bestią? W końcu uwodził i porzucał wiele młodych dziewczyn, ale pokochał tylko ją. Ona za to, tak samo jak bohaterka bajki, była zakochana w książkach, ceniła niezależność i inteligencję. A może przyczyną było podobieństwo ich sytuacji? W animacji Disneya Bella i Bestia także tańczyli w przepięknej sali, pełnej malowideł i złota. Tylko, że tamta była rozjarzona setkami świec i blaskiem wspaniałego żyrandola. Ta była pogrożona w półmroku. Świtało księżyca wpadające do środka poprzez wielkie okna odbijało się w lustrach co dawało efekt niesamowitości. Jakby nikt inny nie istniał, tylko ona i Gawain.

Hermiona zaczęła się zastanawiać czy auror będzie próbował zrobić coś więcej niż złapanie jej za rękę. Może będzie chciał ją pocałować? Oczywiście nie pozwoli mu posunąć się tak daleko. Odepchnie go z całej siły i przywoła do porządku! Przecież jest przyzwoitą dziewczyną i ma narzeczonego. Co z tego, że Ron nie dał znaku życia? Możliwe, że jest troszeczkę obrażony. Mogła bardziej okazać, że nie chce jechać.
- Ponuć jeszcze trochę – poprosił Gawain szeptem.
Ron wyparował w ciągu sekundy z głowy Hermiony. Czarownica zadrżała, gdy spojrzała na aurora. Zupełnie zapomniała o tym jak bardzo jest przystojny. On również patrzył się na jej twarz. Mimo panującego półmroku dziewczyna zobaczyła miłość w jego oczach. Poczuła przyjemny dreszcz podniecenia. Odważy się ją pocałować czy nie? Okoliczności były więcej niż sprzyjające. Bliżej już być nie mogą. Na co on czeka?

Sekundy mijały, ciągnąc się jakby czas postanowił zwolnić, ale Gawain nie wyglądał na zainteresowanego niczym innym niż tańcem. Hermiona opuściła głowę i stwierdziła z żalem, że nie jest Bellą. Nie miała na sobie złotej, balowej sukni. Tylko prostą, czarną sukienkę sięgającą do kostek, która doprowadzała Rona do szału. Uważał, że jego narzeczona powinna nosić weselsze kolory. Pozwalał sobie na kąśliwe uwagi, gdy patrzył jak się pakowała, że czerń, ciemny fiolet i granat są idealne dla starych bab. Hermiona uważała, że powinna ubierać się w to co łatwo dało dopasować do śnieżnobiałych koszul, które zajmowały połowę jej szafy. W pracy musiała wyglądać profesjonalnie, a dodatkowo nie lubiła się stroić. Ubrania miały być eleganckie i proste. Taką samą filozofię wyznawała w stosunku do swojej fryzury. Jej włosy nie były fantazyjnie upięte. Jedyne co potrafiła zrobić to kucyk, warkocz albo kok obwiązany grubą, atłasową frotką.
- Powiedz mi czemu Faxon nie mógł przyjechać – Hermiona poprosiła Gawaina, gdy zatrzymali się na środku Galerii Zwierciadlanej.
- Jego wnuczka miała wypadek i trafiła do Świętego Munga – wyjaśnił mężczyzna i wypuścił dziewczynę z ramion. – Jest jej jedyną rodziną po wojnie z Voldemortem. Kingsley zrozumiał sytuację i wysłał mnie zamiast niego.
- Naprawdę? – padło zdumione pytanie z ust czarownicy.

Nie była zaskoczona faktem, że jakaś dziewczyna mogła mieć tylko dziadka. Zdziwiło ją co innego. Przecież Kingsley wiedział jakie istnieje ryzyko wysłania jej z Gawainem! Dlaczego na to pozwolił skoro miał świadomość, że będą we Francji sam na sam?
- Tak, on sam kazał mi tu przyjechać – oznajmił Robards łapiąc dłoń Hermiony i umieszczając ją w zgięciu swojego łokcia. – Wcześniej odbył ze mną małą pogawędkę na temat mojego potencjalnego zachowania i zagroził, że mnie wyleje z ministerstwa jeśli się poskarżysz – dodał, gdy ruszyli w stronę najbliższych drzwi.
Hermiona pomyślała, że musi wyglądać naprawdę głupio z opadniętą szczęką. Z tego powodu szybko ją zamknęła i zamrugała gwałtownie oczami. Nie spodziewała się takiej szczerości ze strony Gawaina.
- Ja nie mam zamiaru się skarżyć – wyszeptała, gdy weszli do jednej z bocznych komnat.
- Obiecałem, że zostawię cię w spokoju… chyba, że sama będziesz czegoś chciała – wyjawił z nadzieją w głosie.

Twarz Hermiony przybrała kolor dojrzałej truskawki. Czując dreszcz emocji zrozumiała jak bardzo nudne prowadzi życie. Doszła do wniosku, że ma ochotę przeżyć przygodę. Miała jednak świadomość, że nie jest w stanie dać Gawainowi jakiegokolwiek znaku. Na razie musiało jej wystarczyć nocne spacerowanie po Wersalu, trzymanie go za ramię oraz wdychanie ukradkiem jego perfum. Nie zamierzała zdradzać Rona, chciała tylko aby Gawain ją raz pocałował. Była ciekawa jak to jest z innym mężczyzną. W planach miała, że od razu zaprotestowałaby, ale on sam musiał to zacząć. Przyzwolenie z jej strony nie wchodziło w grę.
- To jest sypialnia króla? – spytał się Robards, gdy minęli kolejne drzwi.
Hermiona była wdzięczna za zmienienie tematu. Zaczynało robić się naprawdę niezręcznie, a ona nie chciała przerywać nocnej przechadzki po Wersalu. Czuła, że to jest to. Coś, czego jej brakowało. Żałowała tylko, że Ron nie wpadł pierwszy na taki pomysł.

Godzina mijała za godziną, a Hermiona co raz bardziej zbliżała się do Gawaina. Doszło do tego, że biegali po salach trzymając się za ręce. Wprawdzie bardziej chodziło o to, aby umknąć kręcącym się po pałacu ochroniarzom, ale był to fakt, któremu dziewczyna nie mogła zaprzeczyć. Kilkukrotnie zmuszeni byli schować się za zasłonami, gdzie ciasno przytuleni czekali, aż mugole opuszczą pomieszczenie. W tych momentach serce Hermiony biło jak oszalałe i ona sama, mimo lekkich wyrzutów sumienia, chciała aby to wszystko trwało jak najdłużej. W międzyczasie podziwiali sztukę i szeptali ze sobą. Początkowo ich rozmowy dotyczyły pracy, ale szybko przeszli do mniej formalnych zagadnień. Hermiona bez większych problemów znalazła z aurorem wspólny język. Tak się zagadali, że nie zauważyli kiedy minęło pół nocy.
- Powinniśmy wracać – oznajmił Gawain patrząc na swój kieszonkowy zegarek. – Jest już po trzeciej…
- Och, no tak – wydukała czarownica.
Nie chciała wracać, ale wiedziała, że musi. To co stało się tej nocy było dla niej niczym najpiękniejszy sen.
- Teleportujemy się razem?
- Niech tak będzie.
Hermiona mocno ścisnęła dłoń Gawaina, a ten odwdzięczył się tym samym. Uśmiechnęli się delikatnie do siebie i sekundę później pojawili się przed hotelem w Chatelier.
- Dobranoc, Hermiono – powiedział auror zanim znikł za drzwiami swojego pokoju.
- Miłej nocy, Gawainie.

Czarownica weszła do swojego pokoju. Gdy tylko została sama poczuła, że zaczyna jaśniej myśleć. Co jej strzeliło do łba? Jak mogła znowu zacząć się zachowywać jak nastolatka? Przecież miała narzeczonego! Nie powinna w żaden sposób pozwolić sobie na fizyczny kontakt z Gawainem. To było nie w porządku wobec Rona. Wprawdzie chłopak nie dał znaku życia, ale to nie oznaczało, że ma się na nim mścić.
Gdy podeszła do łóżka zauważyła, że nie oddała Robardsowi jego szaty wyjściowej. Pożyczył ją Hermionie, gdy ta zmarzła w Wersalu. Z przyjęcia wyszła mając na sobie tylko sukienkę na cienkich ramiączkach. Gawain za to miał pod szatą koszulę z długimi rękawami więc bez wahania okrył zmarzniętą towarzyszkę. Czarownica stwierdziła, że auror już poszedł spać i nie było większego sensu aby go budzić. Przecież mogła oddać szatę rano.
- Ty też idź do łóżka – rozkazała sama sobie i szybko zrzuciła z siebie ubrania.

Biżuteria błyskawicznie podzieliła ich los. Równie szybko znikł makijaż z twarzy Hermiony. Naga stanęła przed łóżkiem i sięgnęła po piżamę. Nagle jej ręka zatrzymała się. Ta noc była pełna szaleństw. Dlaczego nie zrobić jeszcze jednego? Powoli siadła na brzegu łóżka. Ostrożnie dotknęła dłonią szatę aurora i pociągnęła po niej delikatnie palcami. Wciągnęła powietrze do płuc przesycone jego perfumami. Zamknęła oczy i powoli wypuściła powietrze. To co zamierzała zrobić było poniżej wszelkiej krytyki, ale ją podniecało. Położyła się nago na łóżku i owinęła ciasno szatą Gawaina, po czym zapadła błyskawicznie w sen.

Obudziło ją gwałtowne pukanie do drzwi. Była niezbyt przytomna, gdy wstała i prawie po omacku ruszyła w stronę wejścia, aby wpuścić gościa. Na swoje szczęście Hermiona spojrzała w lustro zanim dotknęła klamki. Widok nagiego ciała otrzeźwił ją natychmiast. Podobnie podziałała druga seria pukania.
- Hermiono! Śpisz jeszcze? – do uszu czarownicy dotarł głos Gawaina.
- Chwila! – krzyknęła i rzuciła się w stronę szlafroka.
Przebiegając koło łóżka zorientowała się, że szata aurora nadal na nim leży. Chwyciła ją błyskawicznie i powiesiła w szafie.
- Przespałaś śniadanie, dlatego kupiłem ci coś do jedzenia – oznajmił auror i wkroczył pewnie do jej pokoju. – O, widzę, że dostałaś wino od obsługi hotelu – stwierdził, gdy położył papierową torbę na stole.

Hermiona spojrzała na butelkę, do której doczepiona była karteczka z podziękowaniem za pobyt. W ogóle jej nie zauważyła. Teraz miała jednak inny problem na głowie. Stała blisko Gawaina prawie kompletnie naga. Bez makijażu, z rozczochranymi do granic możliwości włosami.
- Dziękuję, jesteś naprawdę… miły - w porę ugryzła się w język, aby nie powiedzieć „kochany”.
- Masz tutaj rogaliki i sok jabłkowy. Tylko tyle potrafiłem poprosić po francusku w sklepie – wyjaśnił auror z przepraszającym uśmiechem i ujrzał niepewną minę dziewczyny. – Ekhm, może ja sobie pójdę i wrócę jak zjesz. Na pewno chcesz wziąć prysznic i tak dalej…
- Och, nie! – zaprotestowała Hermiona. – To znaczy tak! Chcę wziąć prysznic – zaczęła się plątać. – To potrwa chwilkę. Zapewniam cię. Usiądź sobie i zaraz do ciebie przyjdę! – oznajmiła po czym złapała pierwszą lepszą sukienkę z brzegu i pobiegła do łazienki.

Hermiona nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatnim razem ogarnęła się w równie rekordowym tempie. Bardzo pomógł jej w tym fakt, że zapomniała wziąć ze sobą bieliznę. Dzięki temu zyskała jakieś czterdzieści pięć sekund, które zmarnowałaby na założenie jej. Włosów nie myła, postanowiła zrobić warkocz. Makijaż ograniczyła do niezbędnego minimum, tusz do rzęs i błyszczyk musiały wystarczyć. Czuła, że powinna jak najszybciej pojawić się w pokoju. Musiała porozmawiać jeszcze trochę z Robardsem. Bez Rona w pobliżu mogła podyskutować na niedokończone tematy. Gdy wróci do Anglii nie będzie miała ku temu okazji. Jej narzeczony już się o to postara.
- Szybka jesteś – skomentował z podziwem Gawain, a Hermiona zaczęła się modlić, aby nie zauważył braku bielizny.
- Nie chciałam abyś długo czekał – wyjaśniła.
- Wiesz, że jestem bardzo cierpliwy.

Ta wypowiedź połączona ze znaczącym spojrzeniem dała Hermionie do zrozumienia, że jeszcze nie odpuścił. Ciągle czekał na jej znak. Dziewczyna udała, że tego nie zauważyła i usiadła przy stole naprzeciwko aurora. Wyciągnęła z torby croissanta i ugryzła go.
- Nie wiesz czy przypadkiem nie było do mnie sowy? – spytała się z nadzieją w głosie, gdy przełknęła kęs.
- Wiem – odparł Gawain ze spokojem. – W recepcji nie było do ciebie żadnej wiadomości.
Hermiona poczuła, że jej dobry humor odlatuje w nieznane. Naprawdę Ron aż tak się na nią obraził? Jak ma do niego dotrzeć skoro nawet nie chce dać znać, że żyje? To było nie w porządku z jego strony. Popatrzyła się smutno na rogalika i poczuła, że robi się jej niedobrze. Ile razy będą się kłócić? Może rzeczywiście lepiej skończyć ten związek?
- Nie martw się – czarownica usłyszała kojący głos Gawaina. – Przejdzie mu.
- Mam taką nadzieję – mruknęła.
- Nie lubię patrzeć jak jesteś smutna – oznajmił auror wstając.

Hermiona popatrzyła się jak podchodzi do barku, wyjmuje z niego korkociąg i dwa kieliszki. Wszystko to, łącznie z różnymi rodzajami alkoholi, stanowiło wyposażenie pokoju.
- Zjedz tego rogalika, a ja w tym czasie pójdę po moje wino – orzekł. – Uważam, że powinniśmy wypić po małym kieliszku w ramach uczczenia naszego dyplomatycznego sukcesu.
- Otwórz moje – poprosiła dziewczyna i ugryzła kolejny kęs pieczywa.
- Nie chcesz go zabrać do domu?
- Kupię sobie jakieś w Paryżu – machnęła ręką.
- Jak chcesz.
Po chwili przed Hermioną pojawił się kieliszek czerwonego wina. Dziewczyna stuknęła nim o naczynie Gawaina i pociągnęła łyka. Nie było złe, piła zarówno lepsze jak i gorsze. Wzięła drugi łyk i poczuła, że zaczyna się rozluźniać.
- To był dobry pomysł – oznajmiła. – Czasem tylko alkohol pomaga na nerwy.
- A czasem zmiany w życiu – dodał auror i uśmiechnął się znacząco.

Hermiona znowu uznała, że nie ma co wdawać się w wymianę zdań z podtekstami. Zamiast tego zajęła się jedzeniem croissanta. W międzyczasie myślała nad tematem do rozmowy. Czy powinna dokończyć dyskusję na temat architektury baroku, czy portretów wiszących w Wersalu? Jedno i drugie było fascynujące, tym bardziej, że Gawain dość dobrze orientował się w tych sprawach. Wprawdzie znał się głównie na swoich pamiątkach rodzinnych, ale opowiadał o wszystkim w tak fascynujący sposób, że Hermiona słuchała go z nieukrywaną przyjemnością. W końcu podjęła decyzję i po chwili żartowała z aurorem jakby byli tylko najlepszymi przyjaciółmi. W międzyczasie wypili wino i Gawain dolał im kolejną porcję. Hermiona patrzyła się na niego i podziwiała jego zręczne ruchy. Dzięki temu, że był czarodziejem był bardziej sprawny niż mugole w jego wieku. Inteligentny, umiejący się zachować, oczytany i pewny siebie. Fakt, że był podobny do Richarda Gere w ogóle nie przeszkadzał dziewczynie. Uznawała, że to był kolejny atut, który ciężko było pobić Ronowi.

Ta myśl ugodziła Hermionę niczym celnie rzucona klątwa. Zrozumiała, że spędziła ostatnie minuty na podświadomym porównywaniu Gawaina ze swoim narzeczonym. Wszystko było przeciwko Ronowi. Nie miał prawie ani jednej cechy, który by jej pasowała. Popatrzyła się na pierścionek zaręczynowy na swoim palcu. Nagle zaczął ją parzyć jakby był zrobiony z roztopionego metalu. Zrozumiała, że tak naprawdę wcale nie chce wyjść za Rona. To było takie oczywiste, a ona tak długo ignorowała swoje uczucia do Gawaina. Tylko on może jej dać to, czego najbardziej pragnie. Ron był nieokrzesany, mało inteligentny, zapalczywy i nigdy nie trzymał języka za zębami. Nie to co Robards, który miał wszystko: umiał się zachować, był bogaty oraz zajmował wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii. Z takim mężczyzną będzie mogła zwojować świat. Dlatego wstała z krzesła, podeszła powoli do aurora i chwyciła delikatnie jego twarz w swoje dłonie.
- Co ty robisz? – wyszeptał zaskoczony.
- Chcę ciebie – odparła i pocałowała go.

Ku jej zdziwieniu Robards odsunął ją od siebie i spojrzał na nią badawczo.
- Jesteś pewna? – spytał nieufnie. - Zerwiesz z narzeczonym?
- Oczywiście! Nie chcę mieć z tym kretynem nic wspólnego – odparła bez cienia wątpliwości.
- Nie wierzę – Gawain wyglądał na kompletnie zaskoczonego.
- Uwierz. Po ostatniej nocy zrozumiałam, że nic mnie przy nim nie trzyma.
Hermiona zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy i rzuciła go za siebie. Od razu poczuła wielką ulgę. Następnie złapała aurora za rękę i pociągnęła w stronę łóżka. Mężczyzna nie stawiał oporu i chociaż nadal miał zaskoczony wyraz twarzy, dał się zaprowadzić w drugi kąt pokoju. Tam złapał ją w pasie i popatrzył się prosto w oczy.
- Obiecujesz, że z nim zerwiesz i będziesz ze mną? Muszę mieć stuprocentową pewność!
- Tak – wymruczała i rzuciła się mu na szyję.

Wylądowali na miękkim posłaniu całując się namiętnie. Hermiona nie czekała na kolejne pytania. Szybko zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Gawain przestał mieć wątpliwości i przyłączył się ochoczo do rozbierania.
- Nie nosisz bielizny? – zauważył, gdy zdjął z czarownicy sukienkę.
- Dzisiaj jej zapomniałam – wyjaśniła dziewczyna i zachichotała.
Rzuciła koszulę aurora, a ta wylądowała na fotelu. Po niedługim czasie dołączyły do niego spodnie. Atmosfera robiła się co raz bardziej gorąca i Hermiona poczuła, że jest podniecona jak nigdy w życiu. Nie mogła się doczekać, aż ona i Gawain staną się jednością. On jednak nie śpieszył się. Był czuły i delikatny, co doprowadzało czarownicę do szaleństwa. Miała ochotę krzyknąć, aby się pośpieszył. Jednocześnie bała się coś zepsuć między nimi. W końcu był to ich pierwszy raz.

Nigdy wcześniej nie czuła takiej przyjemności. Gawain był mistrzem w tym polu. Zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że auror był w wieku jej ojca. Nie miał ciała niczym dwudziestolatek, ale przecież liczyła się technika i doświadczenie. W tych sprawach Ron nie mógł się z nim równać. Robards pokrywał pocałunkami górną połowę jej ciała i schodził co raz niżej. Raz po raz Hermioną wstrząsały przyjemne dreszcze.
- Niech mnie Salazar… - jęknęła cicho, gdy poczuła jego język między nogami.
Teraz na pewno skończy! Nie było mowy, aby wytrzymała dłużej! Postanowiła, że pomyśli o czymś nieprzyjemnym, aby odsunąć od siebie podniecenie. Zaczęła intensywnie próbować, ale nie mogła się skupić na niczym innym niż na przyjemności płynącej z seksu. W akcie desperacji przywołała w pamięci twarz Rona. To był zły pomysł. Ledwo sobie o nim przypomniała, gdy zrozumiała, że pójście do łóżka z Gawainem przed zerwaniem to zdrada. Poczuła, że śniadanie podchodzi jej do gardła. Wyrwała się aurorowi i rzuciła się w akcie desperacji za krawędź łóżka. Na drewnianej podłodze wylądowało wino z przetrawionymi resztkami croissanta.

Poczuła, że Gawain położył dłonie na jej ramionach. Od razu zauważyła, że nie sprawiło jej to przyjemności. Przeciwnie. Poczuła dreszcz obrzydzenia, który wstrząsnął jej nagim ciałem. Co w nią wstąpiło? Jak mogła rzucić się na Robardsa? Przecież była z Ronem!
- Zostaw mnie – oznajmiła lodowatym tonem i sięgnęła po sukienkę, którą natychmiast założyła.
- Hermiono, co się dzieje? – spytał się zdezorientowany auror.
Dziewczyna starała się na niego nie patrzeć. Wzięła różdżkę leżącą na stoliku nocnym i zaklęciem usunęła swoje niedawne śniadanie z podłogi. Pociągnęła łyka soku jabłkowego mając nadzieję, że to powstrzyma kolejną falę mdłości. Do jej oczu napływały łzy wstydu.
- O co ci chodzi? Zrobiłem coś źle?

Hermiona milczała. Czuła się zupełnie inaczej. Jeszcze pięć minut temu była w stu procentach pewna, że chce uprawiać seks z Gawainem i nie czuła nawet najmniejszych wyrzutów sumienia, że zdradza Rona. Teraz uczucia powróciły i coś mówiło jej, że te są prawdziwe. A skoro tamte nie były jej…
- Amortencja – wyszeptała.
- Słucham? – zdziwił się Gawain i zaczął iść w jej stronę.
- Dodałeś mi amortencji do wina! – Hermiona wrzasnęła i usiadła ciężko na podłodze przerażona własną naiwnością. – To dlatego nagle mi odbiło!

Gawain błyskawicznie podszedł do niej. Złapał za ramiona i potrząsnął, aby zmusić do spojrzenia na niego.
- Nigdy bym niczego takiego nie zrobił! – zapewnił rozgorączkowanym tonem.
- Nie wierzę!
- Mogę przysiąc! Na wszystko! – oznajmił auror z naciskiem. – Kocham cię i nigdy w życiu bym tak nie postąpił! Nie miałem kiedy ci czegoś dolać!
- Masz zręczne palce – odparła Hermiona i zarumieniła się pod wpływem dwuznaczności tego stwierdzenia.
- Może wczoraj w nocy także ci coś dolałem? – Gawain naburmuszył się i ruszył na poszukiwanie bielizny. – Zdaje mi się, że sama trzymałaś mnie za rękę podczas bieganiny po Wersalu.
- To było… konieczne. Inaczej mogłam się przewrócić w szpilkach i mugole nakryliby nas – odparła speszona.

Gawain popatrzył się na nią z miną mówiącą „nie wciskaj mi kitu”. Obydwoje wiedzieli, że gdyby chciała to zdjęłaby niewygodne obuwie albo przetransmutowała je w coś innego.
- A może po prostu alkohol sprawił, że zrozumiałaś co do mnie czujesz? – zauważył auror podczas zakładania spodni.
Hermiona nie była przekonana. Nie upiłaby się taką małą ilością wina. W międzyczasie zjadła croissanta, gdyby piła na pusty żołądek to istniałaby taka możliwość. Nic nie tłumaczyło dlaczego poczuła jakby przestała kochać Rona.
- Niemożliwe – odparła z pewnością w głosie.
- Ostatnim razem jakoś ci nie przeszkadzało, że masz chłopaka – wypomniał jej Gawain. – Podejrzewam, że tym razem było tak samo. Kiepsko ukrywasz uczucia do mnie. Zdecyduj się wreszcie kogo wybierasz, ponieważ to zaczyna robić się co raz bardziej męczące!
- Wcale nic do ciebie nie czuję! - Hermiona zaprotestowała gwałtownie.
Te słowa podziałały na aurora jak płachta na byka. W ciągu chwili pojawił się koło dziewczyny i złapał ją za nadgarstki. 
– Jesteś pewna, że nic? – zapytał ochrypłym szeptem, po czym przycisnął ją całym ciałem do ściany i zaczął gwałtownie całować po szyi.

Hermiona miała ochotę go odepchnąć, ale nie dawała rady. Jej ciało przeszył taki dreszcz rozkoszy, że poczuła się kompletnie bezsilna. Pożądanie wróciło z podwójną mocą. Czarownica nie mogła się uspokoić i przywołać w myślach twarzy Rona. Tym razem to nie zadziałało. Rozluźniła się i zaczęła szybciej oddychać. To sprawiło, że Gawain puścił jej ręce.
- Czyli mówisz, że teraz też ci coś dałem? – spytał się z ironią.
- Nie… - wyjęczała marząc o kolejnej porcji pieszczot.

Ku jej zdumieniu Gawain przytulił ją mocno do siebie. Przyłożył jedną dłoń do jej policzka, a drugą zaczął delikatnie gładzić jej plecy.
- Nie chcę abyś była ze mną tylko dlatego, że mnie pożądasz – wyszeptał łagodnie. – Przemyśl wszystko i jeśli zdecydujesz się na mnie to wiesz gdzie mnie szukać.  
Odsunął Hermionę od siebie ciągle patrząc jej w oczy. Zapiął koszulę, wziął swoją różdżkę i przywołał szatę wyjściową, która posłusznie wyskoczyła z szafy. Wychodząc złożył na ustach zastygłej w bezruchu dziewczyny delikatny pocałunek.
- Do zobaczenia w poniedziałek – powiedział i z ociąganiem ruszył ku drzwiom.
Hermiona patrzyła jak Gawain wychodzi. Stała jak słup soli tam gdzie ją zostawił. Rozgrzaną i ciężko dyszącą.
- Co ja mam robić? – spytała pustego pokoju i zaczęła płakać.