Wirowali
łagodnie po sali wśród innych tańczących par. Hermiona czuła się jak pijana. Od
zapachu perfum Gawaina kręciło jej się w głowie. Trzymał ją pewnie w swoich
ramionach i dziewczyna zauważyła, że auror umie doskonale tańczyć. To była
kolejna rzecz, której nie spodziewałaby się po kimś takim jak on. Od
poniedziałku bez przerwy ją zaskakiwał. W zdecydowanej większości pozytywnie,
co zmniejszyło dystans pomiędzy nimi. Hermiona sama już nie wiedziała czy to
dobrze, czy to źle. Uniosła głowę i spojrzała się na swojego partnera. Gawain
patrzył się na nią z wesołymi błyskami w oczach. Dziewczyna poczuła, że się
czerwieni.
- Masz ochotę
zrobić coś szalonego? – spytał się tajemniczo.
Nie chciała. Nie
mogła. Nie powinna. Jej mózg krzyczał: powiedz nie!
- Tak – mruknęła
cicho i spuściła skromnie oczy.
Poczuła jakby jej ciało nie chciało słuchać tego co mówi umysł. Tym bardziej, że Gawain
złapał ją mocniej w talii i nadal tańcząc, poprowadził w stronę otwartych drzwi
prowadzących do parku. Gdy przez nie przeszli dziewczyna poczuła, że Robards chwycił
ją za dłoń. Zrozumiała, że powinna protestować, ale nie potrafiła wydobyć z
siebie głosu. Zamiast tego posłusznie podążała za mężczyzną.
- Zamknij oczy –
polecił, gdy zatrzymali się wśród drzew.
Zrobiła to co kazał
i poczuła szarpnięcie typowe dla teleportacji. Jej stopy uderzyły w podłogę.
Była pewna, że to nie był bruk albo ścieżka w lesie. Jej obcasy stuknęły o coś
drewnianego. Nie czuła wiatru na twarzy, czyli musieli być w jakimś budynku.
- Gdzie
jesteśmy? – spytała się nie otwierając oczu.
- W Wersalu –
padła spokojna odpowiedź.
Hermiona
rozejrzała się i pomimo mroku rozpoznała pomieszczenie. To była Galeria
Zwierciadlana, miejsce które pamiętało wiele ważnych wydarzeń z historii
Francji. Wypełniona lustrami, przepięknymi obrazami i złotymi rzeźbami. Była w
niej sam na sam z Gawainem, ponieważ o tej porze pałac był zamknięty dla
zwiedzających.
- Dlaczego
zabrał mnie pan akurat tutaj? – spytała się niepewnie.
- Dałabyś spokój
z tym panem – padła rozbawiona odpowiedź. – Czuję się przez to jak starzec, a
ja jestem młody i w pełni sił. Mów mi po imieniu – poprosił.
- Skoro tak
chcesz… – przytaknęła Hermiona mimo
poczucia, że nie powinna się zgadzać. – Dlaczego zabrałeś mnie akurat tutaj?
- Wiem, że
cenisz piękno, a według mnie nie ma niczego piękniejszego niż Wersal – wyjaśnił
Robards. – Musimy tylko uważać na mugoli, którzy pilnują to miejsce. A tak w
ogóle to tutaj będzie przyjemniej tańczyć! – zaśmiał się i porwał Hermionę w
ramiona.
Znowu zakręciło
się jej w głowie. To wszystko było jak sen. Przepiękna sala, ona ubrana w
sukienkę i on mający na sobie odświętną szatę, wirowali w tańcu bez żadnej
muzyki. Robards znowu trzymał ja pewnie w ramionach, a ona ponownie czuła się
odurzona jego perfumami. Zrozumiała, że nadal jest dla niego ważna. Gawain
nawet nie starał się ukryć swoich uczuć do niej. Hermionie przestało to
przeszkadzać. Wszyscy wokół niej mówili, że jest sztywna i powinna trochę
korzystać z życia. Właśnie to robi. Ron nigdy nie wpadłby na taki pomysł.
Owszem, często miał szalone plany, ale żaden nie był tak romantyczny i trafiony
w jej gust.
W tym wszystkim
brakowało tylko muzyki. Pierwsze co przyszło do głowy Hermionie to piosenka
Celine Dion i Peabo Brysona pod tytułem „Beauty And The Beast”. Nie wiedziała z
jakiego powodu zaczęła ją nucić. Może poczuła, że jest Bellą, a Gawain Bestią? W
końcu uwodził i porzucał wiele młodych dziewczyn, ale pokochał tylko ją. Ona za
to, tak samo jak bohaterka bajki, była zakochana w książkach, ceniła
niezależność i inteligencję. A może przyczyną było podobieństwo ich sytuacji? W
animacji Disneya Bella i Bestia także tańczyli w przepięknej sali, pełnej
malowideł i złota. Tylko, że tamta była rozjarzona setkami świec i blaskiem
wspaniałego żyrandola. Ta była pogrożona w półmroku. Świtało księżyca wpadające
do środka poprzez wielkie okna odbijało się w lustrach co dawało efekt niesamowitości.
Jakby nikt inny nie istniał, tylko ona i Gawain.
Hermiona zaczęła
się zastanawiać czy auror będzie próbował zrobić coś więcej niż złapanie jej za
rękę. Może będzie chciał ją pocałować? Oczywiście nie pozwoli mu posunąć się
tak daleko. Odepchnie go z całej siły i przywoła do porządku! Przecież jest przyzwoitą
dziewczyną i ma narzeczonego. Co z tego, że Ron nie dał znaku życia? Możliwe,
że jest troszeczkę obrażony. Mogła bardziej okazać, że nie chce jechać.
- Ponuć jeszcze
trochę – poprosił Gawain szeptem.
Ron wyparował w
ciągu sekundy z głowy Hermiony. Czarownica zadrżała, gdy spojrzała na aurora.
Zupełnie zapomniała o tym jak bardzo jest przystojny. On również patrzył się na
jej twarz. Mimo panującego półmroku dziewczyna zobaczyła miłość w jego oczach.
Poczuła przyjemny dreszcz podniecenia. Odważy się ją pocałować czy nie?
Okoliczności były więcej niż sprzyjające. Bliżej już być nie mogą. Na co on
czeka?
Sekundy mijały,
ciągnąc się jakby czas postanowił zwolnić, ale Gawain nie wyglądał na
zainteresowanego niczym innym niż tańcem. Hermiona opuściła głowę i stwierdziła
z żalem, że nie jest Bellą. Nie miała na sobie złotej, balowej sukni. Tylko
prostą, czarną sukienkę sięgającą do kostek, która doprowadzała Rona do szału. Uważał,
że jego narzeczona powinna nosić weselsze kolory. Pozwalał sobie na kąśliwe
uwagi, gdy patrzył jak się pakowała, że czerń, ciemny fiolet i granat są
idealne dla starych bab. Hermiona uważała, że powinna ubierać się w to co łatwo
dało dopasować do śnieżnobiałych koszul, które zajmowały połowę jej szafy. W
pracy musiała wyglądać profesjonalnie, a dodatkowo nie lubiła się stroić.
Ubrania miały być eleganckie i proste. Taką samą filozofię wyznawała w stosunku
do swojej fryzury. Jej włosy nie były fantazyjnie upięte. Jedyne co potrafiła
zrobić to kucyk, warkocz albo kok obwiązany grubą, atłasową frotką.
- Powiedz mi
czemu Faxon nie mógł przyjechać – Hermiona poprosiła Gawaina, gdy zatrzymali
się na środku Galerii Zwierciadlanej.
- Jego wnuczka
miała wypadek i trafiła do Świętego Munga – wyjaśnił mężczyzna i wypuścił
dziewczynę z ramion. – Jest jej jedyną rodziną po wojnie z Voldemortem.
Kingsley zrozumiał sytuację i wysłał mnie zamiast niego.
- Naprawdę? –
padło zdumione pytanie z ust czarownicy.
Nie była
zaskoczona faktem, że jakaś dziewczyna mogła mieć tylko dziadka. Zdziwiło ją co
innego. Przecież Kingsley wiedział jakie istnieje ryzyko wysłania jej z
Gawainem! Dlaczego na to pozwolił skoro miał świadomość, że będą we Francji sam
na sam?
- Tak, on sam
kazał mi tu przyjechać – oznajmił Robards łapiąc dłoń Hermiony i umieszczając
ją w zgięciu swojego łokcia. – Wcześniej odbył ze mną małą pogawędkę na temat
mojego potencjalnego zachowania i zagroził, że mnie wyleje z ministerstwa jeśli
się poskarżysz – dodał, gdy ruszyli w stronę najbliższych drzwi.
Hermiona
pomyślała, że musi wyglądać naprawdę głupio z opadniętą szczęką. Z tego powodu
szybko ją zamknęła i zamrugała gwałtownie oczami. Nie spodziewała się takiej
szczerości ze strony Gawaina.
- Ja nie mam zamiaru
się skarżyć – wyszeptała, gdy weszli do jednej z bocznych komnat.
- Obiecałem, że
zostawię cię w spokoju… chyba, że sama będziesz czegoś chciała – wyjawił z
nadzieją w głosie.
Twarz Hermiony
przybrała kolor dojrzałej truskawki. Czując dreszcz emocji zrozumiała jak
bardzo nudne prowadzi życie. Doszła do wniosku, że ma ochotę przeżyć przygodę.
Miała jednak świadomość, że nie jest w stanie dać Gawainowi jakiegokolwiek
znaku. Na razie musiało jej wystarczyć nocne spacerowanie po Wersalu, trzymanie
go za ramię oraz wdychanie ukradkiem jego perfum. Nie zamierzała zdradzać Rona,
chciała tylko aby Gawain ją raz pocałował. Była ciekawa jak to jest z innym
mężczyzną. W planach miała, że od razu zaprotestowałaby, ale on sam musiał to
zacząć. Przyzwolenie z jej strony nie wchodziło w grę.
- To jest
sypialnia króla? – spytał się Robards, gdy minęli kolejne drzwi.
Hermiona była wdzięczna
za zmienienie tematu. Zaczynało robić się naprawdę niezręcznie, a ona nie
chciała przerywać nocnej przechadzki po Wersalu. Czuła, że to jest to. Coś,
czego jej brakowało. Żałowała tylko, że Ron nie wpadł pierwszy na taki pomysł.
Godzina mijała
za godziną, a Hermiona co raz bardziej zbliżała się do Gawaina. Doszło do tego,
że biegali po salach trzymając się za ręce. Wprawdzie bardziej chodziło o to,
aby umknąć kręcącym się po pałacu ochroniarzom, ale był to fakt, któremu
dziewczyna nie mogła zaprzeczyć. Kilkukrotnie zmuszeni byli schować się za zasłonami,
gdzie ciasno przytuleni czekali, aż mugole opuszczą pomieszczenie. W tych
momentach serce Hermiony biło jak oszalałe i ona sama, mimo lekkich wyrzutów
sumienia, chciała aby to wszystko trwało jak najdłużej. W międzyczasie
podziwiali sztukę i szeptali ze sobą. Początkowo ich rozmowy dotyczyły pracy,
ale szybko przeszli do mniej formalnych zagadnień. Hermiona bez większych
problemów znalazła z aurorem wspólny język. Tak się zagadali, że nie zauważyli
kiedy minęło pół nocy.
- Powinniśmy
wracać – oznajmił Gawain patrząc na swój kieszonkowy zegarek. – Jest już po
trzeciej…
- Och, no tak –
wydukała czarownica.
Nie chciała
wracać, ale wiedziała, że musi. To co stało się tej nocy było dla niej niczym
najpiękniejszy sen.
- Teleportujemy
się razem?
- Niech tak
będzie.
Hermiona mocno
ścisnęła dłoń Gawaina, a ten odwdzięczył się tym samym. Uśmiechnęli się
delikatnie do siebie i sekundę później pojawili się przed hotelem w Chatelier.
- Dobranoc,
Hermiono – powiedział auror zanim znikł za drzwiami swojego pokoju.
- Miłej nocy, Gawainie.
Czarownica
weszła do swojego pokoju. Gdy tylko została sama poczuła, że zaczyna jaśniej
myśleć. Co jej strzeliło do łba? Jak mogła znowu zacząć się zachowywać jak
nastolatka? Przecież miała narzeczonego! Nie powinna w żaden sposób pozwolić
sobie na fizyczny kontakt z Gawainem. To było nie w porządku wobec Rona.
Wprawdzie chłopak nie dał znaku życia, ale to nie oznaczało, że ma się na nim
mścić.
Gdy podeszła do
łóżka zauważyła, że nie oddała Robardsowi jego szaty wyjściowej. Pożyczył ją
Hermionie, gdy ta zmarzła w Wersalu. Z przyjęcia wyszła mając na sobie tylko
sukienkę na cienkich ramiączkach. Gawain za to miał pod szatą koszulę z długimi
rękawami więc bez wahania okrył zmarzniętą towarzyszkę. Czarownica stwierdziła,
że auror już poszedł spać i nie było większego sensu aby go budzić. Przecież
mogła oddać szatę rano.
- Ty też idź do
łóżka – rozkazała sama sobie i szybko zrzuciła z siebie ubrania.
Biżuteria błyskawicznie
podzieliła ich los. Równie szybko znikł makijaż z twarzy Hermiony. Naga stanęła
przed łóżkiem i sięgnęła po piżamę. Nagle jej ręka zatrzymała się. Ta noc była
pełna szaleństw. Dlaczego nie zrobić jeszcze jednego? Powoli siadła na brzegu
łóżka. Ostrożnie dotknęła dłonią szatę aurora i pociągnęła po niej delikatnie
palcami. Wciągnęła powietrze do płuc przesycone jego perfumami. Zamknęła oczy i
powoli wypuściła powietrze. To co zamierzała zrobić było poniżej wszelkiej
krytyki, ale ją podniecało. Położyła się nago na łóżku i owinęła ciasno szatą
Gawaina, po czym zapadła błyskawicznie w sen.
Obudziło ją
gwałtowne pukanie do drzwi. Była niezbyt przytomna, gdy wstała i prawie po
omacku ruszyła w stronę wejścia, aby wpuścić gościa. Na swoje szczęście
Hermiona spojrzała w lustro zanim dotknęła klamki. Widok nagiego ciała
otrzeźwił ją natychmiast. Podobnie podziałała druga seria pukania.
- Hermiono!
Śpisz jeszcze? – do uszu czarownicy dotarł głos Gawaina.
- Chwila! –
krzyknęła i rzuciła się w stronę szlafroka.
Przebiegając
koło łóżka zorientowała się, że szata aurora nadal na nim leży. Chwyciła ją
błyskawicznie i powiesiła w szafie.
- Przespałaś
śniadanie, dlatego kupiłem ci coś do jedzenia – oznajmił auror i wkroczył
pewnie do jej pokoju. – O, widzę, że dostałaś wino od obsługi hotelu –
stwierdził, gdy położył papierową torbę na stole.
Hermiona
spojrzała na butelkę, do której doczepiona była karteczka z podziękowaniem za
pobyt. W ogóle jej nie zauważyła. Teraz miała jednak inny problem na
głowie. Stała blisko Gawaina prawie kompletnie naga. Bez makijażu, z
rozczochranymi do granic możliwości włosami.
- Dziękuję,
jesteś naprawdę… miły - w porę ugryzła się w język, aby nie powiedzieć
„kochany”.
- Masz tutaj
rogaliki i sok jabłkowy. Tylko tyle potrafiłem poprosić po francusku w sklepie
– wyjaśnił auror z przepraszającym uśmiechem i ujrzał niepewną minę dziewczyny.
– Ekhm, może ja sobie pójdę i wrócę jak zjesz. Na pewno chcesz wziąć prysznic i
tak dalej…
- Och, nie! –
zaprotestowała Hermiona. – To znaczy tak! Chcę wziąć prysznic – zaczęła się
plątać. – To potrwa chwilkę. Zapewniam cię. Usiądź sobie i zaraz do ciebie
przyjdę! – oznajmiła po czym złapała pierwszą lepszą sukienkę z brzegu i
pobiegła do łazienki.
Hermiona nie
mogła sobie przypomnieć kiedy ostatnim razem ogarnęła się w równie rekordowym
tempie. Bardzo pomógł jej w tym fakt, że zapomniała wziąć ze sobą bieliznę.
Dzięki temu zyskała jakieś czterdzieści pięć sekund, które zmarnowałaby na
założenie jej. Włosów nie myła, postanowiła zrobić warkocz. Makijaż ograniczyła
do niezbędnego minimum, tusz do rzęs i błyszczyk musiały wystarczyć. Czuła, że
powinna jak najszybciej pojawić się w pokoju. Musiała porozmawiać jeszcze
trochę z Robardsem. Bez Rona w pobliżu mogła podyskutować na niedokończone
tematy. Gdy wróci do Anglii nie będzie miała ku temu okazji. Jej narzeczony już
się o to postara.
- Szybka jesteś
– skomentował z podziwem Gawain, a Hermiona zaczęła się modlić, aby nie
zauważył braku bielizny.
- Nie chciałam
abyś długo czekał – wyjaśniła.
- Wiesz, że
jestem bardzo cierpliwy.
Ta wypowiedź
połączona ze znaczącym spojrzeniem dała Hermionie do zrozumienia, że jeszcze
nie odpuścił. Ciągle czekał na jej znak. Dziewczyna udała, że tego nie
zauważyła i usiadła przy stole naprzeciwko aurora. Wyciągnęła z torby
croissanta i ugryzła go.
- Nie wiesz czy
przypadkiem nie było do mnie sowy? – spytała się z nadzieją w głosie, gdy
przełknęła kęs.
- Wiem – odparł
Gawain ze spokojem. – W recepcji nie było do ciebie żadnej wiadomości.
Hermiona
poczuła, że jej dobry humor odlatuje w nieznane. Naprawdę Ron aż tak się na nią
obraził? Jak ma do niego dotrzeć skoro nawet nie chce dać znać, że żyje? To
było nie w porządku z jego strony. Popatrzyła się smutno na rogalika i poczuła,
że robi się jej niedobrze. Ile razy będą się kłócić? Może rzeczywiście lepiej
skończyć ten związek?
- Nie martw się
– czarownica usłyszała kojący głos Gawaina. – Przejdzie mu.
- Mam taką
nadzieję – mruknęła.
- Nie lubię
patrzeć jak jesteś smutna – oznajmił auror wstając.
Hermiona
popatrzyła się jak podchodzi do barku, wyjmuje z niego korkociąg i dwa
kieliszki. Wszystko to, łącznie z różnymi rodzajami alkoholi, stanowiło
wyposażenie pokoju.
- Zjedz tego
rogalika, a ja w tym czasie pójdę po moje wino – orzekł. – Uważam, że
powinniśmy wypić po małym kieliszku w ramach uczczenia naszego dyplomatycznego sukcesu.
- Otwórz moje –
poprosiła dziewczyna i ugryzła kolejny kęs pieczywa.
- Nie chcesz go
zabrać do domu?
- Kupię sobie
jakieś w Paryżu – machnęła ręką.
- Jak chcesz.
Po chwili przed
Hermioną pojawił się kieliszek czerwonego wina. Dziewczyna stuknęła nim o
naczynie Gawaina i pociągnęła łyka. Nie było złe, piła zarówno lepsze jak i
gorsze. Wzięła drugi łyk i poczuła, że zaczyna się rozluźniać.
- To był dobry
pomysł – oznajmiła. – Czasem tylko alkohol pomaga na nerwy.
- A czasem
zmiany w życiu – dodał auror i uśmiechnął się znacząco.
Hermiona znowu
uznała, że nie ma co wdawać się w wymianę zdań z podtekstami. Zamiast tego
zajęła się jedzeniem croissanta. W międzyczasie myślała nad tematem do rozmowy.
Czy powinna dokończyć dyskusję na temat architektury baroku, czy portretów
wiszących w Wersalu? Jedno i drugie było fascynujące, tym bardziej, że Gawain
dość dobrze orientował się w tych sprawach. Wprawdzie znał się głównie na
swoich pamiątkach rodzinnych, ale opowiadał o wszystkim w tak fascynujący
sposób, że Hermiona słuchała go z nieukrywaną przyjemnością. W końcu podjęła
decyzję i po chwili żartowała z aurorem jakby byli tylko najlepszymi
przyjaciółmi. W międzyczasie wypili wino i Gawain dolał im kolejną porcję.
Hermiona patrzyła się na niego i podziwiała jego zręczne ruchy. Dzięki temu, że
był czarodziejem był bardziej sprawny niż mugole w jego wieku. Inteligentny,
umiejący się zachować, oczytany i pewny siebie. Fakt, że był podobny do
Richarda Gere w ogóle nie przeszkadzał dziewczynie. Uznawała, że to był kolejny
atut, który ciężko było pobić Ronowi.
Ta myśl ugodziła
Hermionę niczym celnie rzucona klątwa. Zrozumiała, że spędziła ostatnie minuty
na podświadomym porównywaniu Gawaina ze swoim narzeczonym. Wszystko było
przeciwko Ronowi. Nie miał prawie ani jednej cechy, który by jej pasowała.
Popatrzyła się na pierścionek zaręczynowy na swoim palcu. Nagle zaczął ją
parzyć jakby był zrobiony z roztopionego metalu. Zrozumiała, że tak naprawdę
wcale nie chce wyjść za Rona. To było takie oczywiste, a ona tak długo
ignorowała swoje uczucia do Gawaina. Tylko on może jej dać to, czego
najbardziej pragnie. Ron był nieokrzesany, mało inteligentny, zapalczywy i
nigdy nie trzymał języka za zębami. Nie to co Robards, który miał wszystko:
umiał się zachować, był bogaty oraz zajmował wysokie stanowisko w Ministerstwie
Magii. Z takim mężczyzną będzie mogła zwojować świat. Dlatego wstała z krzesła,
podeszła powoli do aurora i chwyciła delikatnie jego twarz w swoje dłonie.
- Co ty robisz?
– wyszeptał zaskoczony.
- Chcę ciebie –
odparła i pocałowała go.
Ku jej
zdziwieniu Robards odsunął ją od siebie i spojrzał na nią badawczo.
- Jesteś pewna? –
spytał nieufnie. - Zerwiesz z narzeczonym?
- Oczywiście!
Nie chcę mieć z tym kretynem nic wspólnego – odparła bez cienia wątpliwości.
- Nie wierzę –
Gawain wyglądał na kompletnie zaskoczonego.
- Uwierz. Po
ostatniej nocy zrozumiałam, że nic mnie przy nim nie trzyma.
Hermiona zdjęła
z palca pierścionek zaręczynowy i rzuciła go za siebie. Od razu poczuła wielką
ulgę. Następnie złapała aurora za rękę i pociągnęła w stronę łóżka. Mężczyzna
nie stawiał oporu i chociaż nadal miał zaskoczony wyraz twarzy, dał się zaprowadzić
w drugi kąt pokoju. Tam złapał ją w pasie i popatrzył się prosto w oczy.
- Obiecujesz, że
z nim zerwiesz i będziesz ze mną? Muszę mieć stuprocentową pewność!
- Tak –
wymruczała i rzuciła się mu na szyję.
Wylądowali na
miękkim posłaniu całując się namiętnie. Hermiona nie czekała na kolejne
pytania. Szybko zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Gawain przestał mieć
wątpliwości i przyłączył się ochoczo do rozbierania.
- Nie nosisz
bielizny? – zauważył, gdy zdjął z czarownicy sukienkę.
- Dzisiaj jej
zapomniałam – wyjaśniła dziewczyna i zachichotała.
Rzuciła koszulę
aurora, a ta wylądowała na fotelu. Po niedługim czasie dołączyły do niego
spodnie. Atmosfera robiła się co raz bardziej gorąca i Hermiona poczuła, że
jest podniecona jak nigdy w życiu. Nie mogła się doczekać, aż ona i Gawain staną
się jednością. On jednak nie śpieszył się. Był czuły i delikatny, co
doprowadzało czarownicę do szaleństwa. Miała ochotę krzyknąć, aby się
pośpieszył. Jednocześnie bała się coś zepsuć między nimi. W końcu był to ich
pierwszy raz.
Nigdy wcześniej
nie czuła takiej przyjemności. Gawain był mistrzem w tym polu. Zupełnie nie
przeszkadzał jej fakt, że auror był w wieku jej ojca. Nie miał ciała niczym
dwudziestolatek, ale przecież liczyła się technika i doświadczenie. W tych
sprawach Ron nie mógł się z nim równać. Robards pokrywał pocałunkami górną
połowę jej ciała i schodził co raz niżej. Raz po raz Hermioną wstrząsały
przyjemne dreszcze.
- Niech mnie
Salazar… - jęknęła cicho, gdy poczuła jego język między nogami.
Teraz na pewno
skończy! Nie było mowy, aby wytrzymała dłużej! Postanowiła, że pomyśli o czymś
nieprzyjemnym, aby odsunąć od siebie podniecenie. Zaczęła intensywnie próbować,
ale nie mogła się skupić na niczym innym niż na przyjemności płynącej z seksu.
W akcie desperacji przywołała w pamięci twarz Rona. To był zły pomysł. Ledwo
sobie o nim przypomniała, gdy zrozumiała, że pójście do łóżka z Gawainem przed
zerwaniem to zdrada. Poczuła, że śniadanie podchodzi jej do gardła. Wyrwała się
aurorowi i rzuciła się w akcie desperacji za krawędź łóżka. Na drewnianej
podłodze wylądowało wino z przetrawionymi resztkami croissanta.
Poczuła, że
Gawain położył dłonie na jej ramionach. Od razu zauważyła, że nie sprawiło jej
to przyjemności. Przeciwnie. Poczuła dreszcz obrzydzenia, który wstrząsnął jej
nagim ciałem. Co w nią wstąpiło? Jak mogła rzucić się na Robardsa? Przecież
była z Ronem!
- Zostaw mnie –
oznajmiła lodowatym tonem i sięgnęła po sukienkę, którą natychmiast założyła.
- Hermiono, co
się dzieje? – spytał się zdezorientowany auror.
Dziewczyna
starała się na niego nie patrzeć. Wzięła różdżkę leżącą na stoliku nocnym i zaklęciem
usunęła swoje niedawne śniadanie z podłogi. Pociągnęła łyka soku jabłkowego
mając nadzieję, że to powstrzyma kolejną falę mdłości. Do jej oczu napływały
łzy wstydu.
- O co ci
chodzi? Zrobiłem coś źle?
Hermiona
milczała. Czuła się zupełnie inaczej. Jeszcze pięć minut temu była w stu
procentach pewna, że chce uprawiać seks z Gawainem i nie czuła nawet
najmniejszych wyrzutów sumienia, że zdradza Rona. Teraz uczucia powróciły i coś
mówiło jej, że te są prawdziwe. A skoro tamte nie były jej…
- Amortencja –
wyszeptała.
- Słucham? –
zdziwił się Gawain i zaczął iść w jej stronę.
- Dodałeś mi
amortencji do wina! – Hermiona wrzasnęła i usiadła ciężko na podłodze
przerażona własną naiwnością. – To dlatego nagle mi odbiło!
Gawain błyskawicznie podszedł do niej. Złapał za ramiona i potrząsnął, aby zmusić do spojrzenia na niego.
- Nigdy bym
niczego takiego nie zrobił! – zapewnił rozgorączkowanym tonem.
- Nie wierzę!
- Mogę przysiąc!
Na wszystko! – oznajmił auror z naciskiem. – Kocham cię i nigdy w życiu bym tak
nie postąpił! Nie miałem kiedy ci czegoś dolać!
- Masz zręczne
palce – odparła Hermiona i zarumieniła się pod wpływem dwuznaczności tego
stwierdzenia.
- Może wczoraj w
nocy także ci coś dolałem? – Gawain naburmuszył się i ruszył na poszukiwanie
bielizny. – Zdaje mi się, że sama trzymałaś mnie za rękę podczas bieganiny po
Wersalu.
- To było… konieczne.
Inaczej mogłam się przewrócić w szpilkach i mugole nakryliby nas – odparła
speszona.
Gawain popatrzył
się na nią z miną mówiącą „nie wciskaj mi kitu”. Obydwoje wiedzieli, że gdyby
chciała to zdjęłaby niewygodne obuwie albo przetransmutowała je w coś innego.
- A może po
prostu alkohol sprawił, że zrozumiałaś co do mnie czujesz? – zauważył auror
podczas zakładania spodni.
Hermiona nie
była przekonana. Nie upiłaby się taką małą ilością wina. W międzyczasie zjadła
croissanta, gdyby piła na pusty żołądek to istniałaby taka możliwość. Nic nie
tłumaczyło dlaczego poczuła jakby przestała kochać Rona.
- Niemożliwe –
odparła z pewnością w głosie.
- Ostatnim razem
jakoś ci nie przeszkadzało, że masz chłopaka – wypomniał jej Gawain. – Podejrzewam,
że tym razem było tak samo. Kiepsko ukrywasz uczucia do mnie. Zdecyduj się
wreszcie kogo wybierasz, ponieważ to zaczyna robić się co raz bardziej męczące!
- Wcale nic do
ciebie nie czuję! - Hermiona zaprotestowała gwałtownie.
Te słowa
podziałały na aurora jak płachta na byka. W ciągu chwili pojawił się koło
dziewczyny i złapał ją za nadgarstki.
– Jesteś pewna, że nic? – zapytał ochrypłym
szeptem, po czym przycisnął ją całym ciałem do ściany i zaczął gwałtownie
całować po szyi.
Hermiona miała
ochotę go odepchnąć, ale nie dawała rady. Jej ciało przeszył taki dreszcz
rozkoszy, że poczuła się kompletnie bezsilna. Pożądanie wróciło z podwójną
mocą. Czarownica nie mogła się uspokoić i przywołać w myślach twarzy Rona. Tym razem to
nie zadziałało. Rozluźniła się i zaczęła szybciej oddychać. To sprawiło, że
Gawain puścił jej ręce.
- Czyli mówisz,
że teraz też ci coś dałem? – spytał się z ironią.
- Nie… - wyjęczała
marząc o kolejnej porcji pieszczot.
Ku jej zdumieniu
Gawain przytulił ją mocno do siebie. Przyłożył jedną dłoń do jej policzka, a
drugą zaczął delikatnie gładzić jej plecy.
- Nie chcę abyś
była ze mną tylko dlatego, że mnie pożądasz – wyszeptał łagodnie. – Przemyśl wszystko
i jeśli zdecydujesz się na mnie to wiesz gdzie mnie szukać.
Odsunął Hermionę
od siebie ciągle patrząc jej w oczy. Zapiął koszulę, wziął swoją różdżkę i
przywołał szatę wyjściową, która posłusznie wyskoczyła z szafy. Wychodząc
złożył na ustach zastygłej w bezruchu dziewczyny delikatny pocałunek.
- Do zobaczenia
w poniedziałek – powiedział i z ociąganiem ruszył ku drzwiom.
Hermiona
patrzyła jak Gawain wychodzi. Stała jak słup soli tam gdzie ją zostawił.
Rozgrzaną i ciężko dyszącą.
- Co ja mam robić? – spytała pustego pokoju i
zaczęła płakać.