poniedziałek, 27 marca 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 58 – Picie w celach towarzyskich


Miał ochotę wziąć grubą książkę i zdzielić ją w głupi łeb, a potem poprawić kilkukrotnie. Wydawało się, że Hermiona przyjęła do wiadomości, że ma jeść, ale realia okazały się zupełnie inne. Cierpliwość Severusa była wystawiana na próbę kilka razy w ciągu dnia. Dziewczyna walczyła z nim, jakby każdy przygotowany przez niego posiłek zawierał truciznę. Nie widziała sprzeczności w tym, że nie chciała pić eliksirów, argumentując, że nie chce się od nich uzależnić, jednocześnie opróżniając kolejne butelki z winem. Ukrywała ten fakt tak nieudolnie, że czarodziej nie wiedział, czy przypadkiem nie nabijała się z niego. Panna Idealna przecież zawsze robiła wszystko tak perfekcyjnie, że nie powinna mieć problemów z zamaskowaniem swoich ciągot do trunków procentowych. Podczas przepychanek z czarownicą, Severus musiał sobie powtarzać w myślach „piętnaście tysięcy galeonów”, aby nie wybuchnąć i nie zrobić czegoś, czego będzie żałował. Gdyby nadal uczył w Hogwarcie, a ona była nastolatką, to odebrałby jej punkty i wlepił taki szlaban, że zapamiętałaby go na długo. Przygnębiała go świadomość, że nie ma już tej władzy. Jego życie byłoby o wiele prostsze, gdyby miał przed sobą Hermionę Granger, która słuchała poleceń nauczyciela bez szemrania.
- Nie mam ochoty tego jeść! – krzyknęła, zamykając się w pokoju na klucz.

Severus przewrócił oczami i westchnął boleśnie. Komedia połączona z dramatem zaczynała się od nowa. Znowu musiał użyć magii, aby otworzyć drzwi do jej pokoju, postawić obiad na biurku i rozpocząć długą tyradę jak zakończy się jej wstręt do jedzenia, a na samym końcu zaszantażować, aby złamać jej upór. Miał tego serdecznie dość i poważnie zastanawiał się nad udaniem do Kingsleya, aby mu oświadczyć, że od teraz ma sam się zająć tą wariatką.
- Mam cię gdzieś! – krzyknął wystarczająco głośno, aby Hermiona usłyszała. – Zdechnij z głodu idiotko, jeśli masz taką zachciankę! Od teraz przestaję się przejmować! Mam dość zajmowania się tobą jak jakimś dzieckiem!

Czarownica odkrzyknęła coś przez zamknięte drzwi, ale sens jej słów nie dotarł do mózgu Severusa. Był pochłonięty genialną myślą, która pojawiła się wraz z wykrzyczanym przez niego ostatnim zdaniem. To było takie proste! Znalazł osobę, która ma duży wpływ na Hermionę i przekona ją do jedzenia. Jedyną przeszkodą było to, że nie wiedział jak się do niej dostać, ale miał na tyle duże doświadczenie, że wiedział jak sobie poradzić.
- Przecież miałeś mnie nie zmuszać do jedzenia – zauważyła Hermiona, gdy czarodziej otworzył zaklęciem drzwi do jej pokoju i bezceremonialnie wszedł do środka.
- Nie mam takiego zamiaru – Severus uniósł rękę, aby pokazać, że w dłoni trzyma butelkę wina. – Będziesz mogła mówić, że nie jesteś alkoholiczką, ponieważ pijesz w celach towarzyskich – pozwolił sobie na drwiący uśmiech.

Ułożył poduszki na jej łóżku, aby móc wygodnie na nich spocząć. Hermiona miałaby na twarzy większy wyraz zdziwienia tylko wtedy, gdyby oświadczył jej, że potrafi wskrzesić Albusa. Stała jak wmurowana z otwartymi ustami i próbowała oswoić się z myślą, że Severus Snape przyszedł napić się z nią wina. Nie była przygotowana na taki zwrot akcji.
- Zaraz, zaraz… - zmarszczyła brwi, gdy przyjrzała się butelce – czy ty pijesz moje wino!?
- Znalazłem je w kredensie – odparł czarodziej lekceważącym tonem. – Musisz uzupełnić zapasy. W ciągu dwóch tygodni wypiłaś połowę…
- Jakim prawem je wziąłeś!? – Hermiona zrobiła krok w stronę Severusa, jakby zamierzała się na niego rzucić, a w jej oczach czaiło się szaleństwo.
- Uznajmy, że mnie poczęstowałaś – mężczyzna nie przejął się i pił dalej.
- Miałeś nie ruszać moich rzeczy! – wykrzyknęła. – Masz się wynieść z mojego domu!

Snape pogratulował sobie w duchu. Właśnie o to mu chodziło. Chciał ją wyprowadzić z równowagi i sprawić, aby wyszedł z niej potwór, którego hodowała w sobie od dłuższego czasu. Machnął różdżką, a wtedy lusterko leżące na biurku, podleciało do dziewczyny i otworzyło się przed jej twarzą. Hermiona zrobiła grymas i uciekła wzrokiem w bok.
- Przypominam ci, że jest początek kwietnia, a ja zapłaciłem ci jeszcze za maj i czerwiec – oznajmił chłodno. – Spójrz na siebie! Dostałaś ataku szału z powodu głupiej butelki wina, którą mogę ci w każdej chwili dokupić. Chlejesz jak świnia, głodzisz się, a w nocy spacerujesz po pokoju godzinami. Rozumiem, że kot był dla ciebie ważny, ale Hermiona Granger, która należała do Zakonu Feniksa i walczyła podczas wojny, nie załamałaby się po jego śmierci. Zamiast tego wzięłaby sprawy w swoje ręce, aby wykryć sprawcę.
- Ostatnio wiele rzeczy się zmieniło i ja także! – powiedziała przez zaciśnięte zęby i z rozmachem uderzyła ręką w lusterko, które poleciało w stronę ściany i rozbiło się z hukiem. – To wszystko wina Kingsleya! Gdyby nie on, to nadal chodziłabym do pracy i nie musiałabym o tym wszystkim myśleć!
- Na przykład o czym?
- Co cię to obchodzi… – żachnęła się dziewczyna. – Jesteś ostatnią osobą, której mam ochotę się zwierzyć.
- Nie trudno zauważyć, że nie chcesz mieć ani jednej takiej osoby – wtrącił czarodziej z jadowitym uśmiechem. – Odcięłaś się od wszystkich, nawet od własnej rodziny.
- Nie prawda! – zaprotestowała Hermiona gwałtownie. – To oni wszyscy są przeciwko mnie!
- Nie rób ze mnie idioty. Twój ojciec dobijał się do drzwi już dwa razy. Matka wydzwaniała do ciebie…
- Przestała! – czarownica weszła Severusowi w słowo.
- Jesteś bardzo zabawna – zakpił czarodziej, patrząc na nią z politowaniem. – Wprawdzie straciłem kontakt z technologią mugoli, ale potrafię zauważyć, kiedy telefon jest wyłączony.

Zapadła cisza. Na twarzy Hermiony pojawiły się rumieńce wstydu i zażenowania, po tym, jak współlokator przyłapał ją na oczywistym kłamstwie. Aby ukryć ten fakt, odwróciła się do niego i podeszła do okna, udając, że się przygląda temu, co jest na ulicy.
- Potter z Weasleyówną próbowali do ciebie dotrzeć, ale ty im zawsze pokazywałaś drzwi. Wiem, że Molly z Arturem też się o ciebie martwią – kontynuował Severus łagodnym, ale zarazem jadowitym głosem. – Masz urojenia Granger. Przypisujesz złe intencje tym, którzy chcą ci pomóc.
- Nie mam urojeń!
- Masz poprzestawiane w głowie. Ogarnij się.
- Jesteś z nimi w zmowie – oznajmiła Hermiona, odwracając się do Severusa gwałtownie. – Nigdy nikt cię nie obchodził i tak samo było ze mną!
- Obchodzi mnie, dopóki tutaj mieszkam – odparł wymijająco mężczyzna. – Przez twoje nocne przechadzki nie mogę spać. Wyglądasz jak szkielet, ale tupiesz niczym stado słoni – wstał i podszedł do biurka. – Masz, zadzwoń do swojego ojca, chcę z nim pogadać – oznajmił, wkładając telefon w jej dłoń.
- Po co? – zapytała, patrząc się na niego nieufnie.
- Wyobraź sobie, że kiedyś nie chciałem żyć. Nie miałem dla kogo, więc wiem, jak się czujesz – wyjawił niechętnie. – Chcę zaprosić jedyną osobę, przy której odczuwałaś pozytywne uczucia i nie byłaś chodzącą żałością oraz pustką.
- Na… naprawdę to dla mnie zrobisz? – wydukała speszona, ale jednocześnie oczy jej zalśniły.
- Gdybyś tyle nie chlała, to mogłabyś się z nią spotkać, ale nie wpadł ci ten pomysł do tego tępego łba – Severus puknął ją lekko pięścią w głowę. – Dzwoń! – ponaglił ją niecierpliwie.
Czarownica włączyła telefon komórkowy i zerknęła na byłego nauczyciela, jakby się bała, że się rozmyśli. Podczas szukania kontaktu drżały jej ręce. W końcu wcisnęła zieloną słuchawkę i podała urządzenie Severusowi, który wziął je i poszedł szybko do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

***

Hermiona mogła z ręką na sercu powiedzieć, że czuje się lepiej. Po tym, jak Severus oświadczył jej, że ojciec zgodził się przywieźć Suzanne, wstąpiły w nią nowe siły. Bez wahania wylała do toalety resztę wina ze swojej butelki i nie tknęła więcej alkoholu. Musiała wyszorować cały dom ręcznie, ponieważ nadal nie odzyskała mocy magicznej. Ciężka praca odgoniła od niej ponure myśli i sprawiła, że zgłodniała do wieczora. Podczas kolacji Snape przyglądał się jej z triumfem wypisanym na twarzy, ale jej to nie obchodziło. Pochłaniała kanapki jedna za drugą i zastanawiała się, co jeszcze musi zrobić.
- Trzeba pójść do sklepu – oświadczyła bardziej sobie niż współlokatorowi. – Suzanne na pewno będzie chciała płatki na śniadanie. Nie mam ani Nesquików, ani mleka…
- Daruj sobie – przerwał jej czarodziej. – Karmisz siostrę śmieciami zamiast porządnym jedzeniem. Jesteś beznadziejną kucharką – oznajmił i jednocześnie uciszył gestem oburzoną dziewczynę, która już otwierała usta, aby zaprotestować – dlatego ja będę gotował. Widziałem te wszystkie zupy z puszki, które jej dawałaś. Nawet troll nie tknąłby czegoś takiego.
- Bezinteresownie ofiarujesz mi pomoc? Jestem wzruszona – zakpiła Hermiona.
- To jest jedyne dziecko, którym mógłbym się zająć. Na przykład, gdyby jakiś kataklizm wybiłby całą ludzkość… – prychnął Severus, wkładając puste talerze do zlewu. – Łącznie z tobą – dodał z wrednym uśmiechem. – W zamian za zakupy i gotowanie weźmiesz ode mnie mniej pieniędzy za wynajem.
- Zgoda.

Czarownica nie wątpiła, że Snape nie przejąłby się zbytnio, gdyby była martwa, ale jego zachowanie zaintrygowało ją. Oskarżyła go o zmowę z Harrym i rodzicami, ale to przeczyło zdrowemu rozsądkowi. Ktoś taki jak on nigdy nie poszedłby z nimi na układ. Za każdym razem wyjawiał inny powód, dla którego się nią opiekuje. Hermiona przeanalizowała wszystkie i najbardziej prawdopodobne wydało się jej wyznanie, że rozumie jej rozpacz. Na pewno nie chciał żyć po śmierci matki Harry’ego, ale misja dla Albusa trzymała go z dala od umarłych. Stąd wiedział, że powinien ściągnąć do niej Suzanne.
- Dziękuję Severusie – powiedziała, zanim wyszedł z kuchni.
- Wiesz, co będzie dla mnie najlepszym prezentem? – zapytał, zatrzymując się gwałtownie. – Kiedy przestaniesz mówić mi po imieniu Granger!
Dziewczyna patrzyła, jak wychodzi z pomieszczenia, nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem. Miała uśmiech na twarzy pierwszy raz od dwóch tygodni.
- Ale ty jesteś mroczny i demoniczny Severusie – zachichotała cichutko i zabrała się za zmywanie naczyń po kolacji.

***

Gdy samochód rodziców wjechał na podjazd, Hermiona z przejęcia zapomniała oddychać. Czuła jakby nie widziała Suzanne przez dwa lata, a nie dwa tygodnie. Wszystko, co było przed tragiczną śmiercią Krzywołapa, zamazywało się w jej pamięci i wydawało nierealne. Czarownica miała wrażenie, że jest staruszką w młodym ciele, która wspomina bardzo odległe czasy.
- Hermi! – Suzanne rzuciła się z okrzykiem w objęcia siostry.
- Och, maleńka, jak ja za tobą tęskniłam – Hermiona pogłaskała ją czule po główce i dała buziaka w nos.

Otworzyła drzwi, aby wpuścić dziewczynkę do środka domu i już miała za nią podążyć, gdy poczuła rękę na swoim ramieniu. Ojciec zatrzymał ją, zaciskając mocno palce, które sprawiały ból czarownicy.
- Najpierw muszę z tobą porozmawiać – oznajmił poważnym tonem.
- Nic nam nie będzie. Severus jest w porządku. Będę jej pilnować jak oka w głowie i zadzwonię każdego wieczora, aby zdać relację – wyrecytowała bezbarwnym głosem.
- Hermiono…
- Możesz już jechać.
- Hermiono…
- Pozdrów mamę – oznajmiła dziewczyna, starając się odepchnąć rękę ojca.
- Skoro nie chcesz porozmawiać, to chociaż weź to – podał córce książkę, gdy zrozumiał, że niczego nie wskóra.

Hermiona zerknęła na okładkę i już wiedziała, że nawet do niej nie zajrzy. Nie miała ochoty czytać o depresji, która w ogóle jej nie dotyczyła. Ojciec czasami miał dziwne pomysły.
- Dzięki – rzuciła w jego stronę tonem, który wskazywał, że zaczyna się niecierpliwić.
- Przeczytaj to córeczko. Może ci pomoże.
- Jasne, tato – mruknęła, zamykając drzwi.
Rzuciła książkę na stertę drewna, która składowana była w koszu koło kominka i ruszyła na poszukiwania Suzanne.

***

Severus był bardzo z siebie zadowolony. W ciągu kilku dni Granger zmieniła się nie do poznania, a wszystko to pod wpływem siostry. Nadal wyglądała jak ofiara wojny i głodu, ale przynajmniej ożywiła się i zaczęła wykazywać jakąś inicjatywę. Oczy zaczęły jej błyszczeć i na twarzy pojawiły się delikatne rumieńce. Z jedzeniem miała nadal problem, ale przynajmniej przestała pić wino. Mając to wszystko na uwadze, Severus wysłał Felixa do Kingsleya, aby ten wpadł z wizytą i przekonał się na własne oczy, że terapia działa. Czarodziej nie mógł powstrzymać uśmiechu na myśl, że na pewno otrzyma trzy tysiące galeonów zamiast tysiąca. Wyższa kwota w całości rekompensowała mu użeranie się z upartą czarownicą.
- Widzę, że masz dobry humor – zauważyła Hermiona, gdy weszła do kuchni.
- Miałem – odparł sucho – do czasu aż wróciłyście ze spaceru. Cieszyłem się, że nie pałętacie mi się pod nogami w kuchni i delektowałem błogą ciszą.
- Jesteśmy grzeczne – zakomunikowała Suzanne, zaglądając z ciekawością do piekarnika. – Co to?
- Kurczak z boczkiem, cebulą i ziemniakami.
- Bleee! – oznajmiła dziewczynka, wykrzywiając się ze wstrętem. – Ja tego nie zjem!
- Zjesz bez gadania – powiedział Snape tonem, który nie pozostawiał dorosłemu pola do dyskusji, ale Suzanne niewiele sobie z tego robiła.
- Nie! – oznajmiła twardo i spiorunowała czarodzieja wzrokiem.
- Jeśli nie chce, to nie musi – wzięła jej stronę Hermiona.
- Ty jej dasz przykład i wszystko ładnie zjesz – dodał Severus z pokrętnym uśmieszkiem – albo nakarmię cię jak niemowlaka.
- Ja chcę nakarmić Hermi jak dzidzie! – wykrzyknęła Suzanne z niesamowitym entuzjazmem i zaczęła skakać wokół siostry.
- A może wcześniej pokażesz jej, jak jedzą duże dziewczyny – zwrócił się do dziewczynki czarodziej. – Hermiona jest dorosła, ale nadal jest bardzo… niemądra – obdarzył czarownicę znaczącym spojrzeniem, żeby ta nie miała wątpliwości, co naprawdę miał na myśli, wypowiadając ostatnie słowo.
- Tak! Pokażę! – Suzanne zupełnie zapomniała, że minutę wcześniej w ogóle nie chciała jeść.
Podbiegła do Hermiony i pociągnęła ją za rękę, dając do zrozumienia, że ma usiąść przy stole. Ta zrobiła to, co chciała siostra, ale nie znikł wyraz niezadowolenia widoczny na jej twarzy. Suzanne w ogóle nie zwróciła na to uwagi i wdrapała się na krzesło obok niej. Usadowiła się na nim wygodnie i odwróciła głowę w stronę Severusa.
- Możesz nam nakładać obiadek!

***

Hermiona uznała, że czas porozmawiać poważnie z Severusem. Mieszkanie z nim stało się wyjątkowo uciążliwe, kiedy napuszczał na nią Suzanne. Jednak to, co zrobił wieczorem, przelało czarę goryczy. Wystarczyło, że wyszła na chwilę do toalety i gdy wróciła, Suzanne była bliska płaczu. Okazało się, że czarodziej naopowiadał jej bzdur na temat jedzenia, a konkretnie jego braku. Hermiona dowiedziała się od siostrzyczki, że jeśli nie będzie jadła, to odejdzie „tam, skąd się nigdy nie wraca”. Wprawdzie nie powiedział wprost, że chodzi o śmierć, ale i tak odcisnęło to piętno na psychice dziecka. Słowa Severusa tak przeraziły Suzanne, że wymogła na siostrze obietnicę, że będzie jadła i przytyje. Czarownica zgrzytała ze złości zębami, ale musiała przyrzec. Jednocześnie układała w myślach plan wyrwania serca Snape’owi. Najlepiej przy pomocy starej, brudnej, zardzewiałej i tępej łyżki.

Suzanne usnęła stosunkowo wcześnie i Hermiona mogła w końcu pójść do pokoju Severusa. W myślach powtarzała sobie argumenty, które miały świadczyć o jej racji. Nie chciała być nieprzygotowana podczas starcia z nim. Miała dość wtrącania się w jej sprawy i patrzenia na jego drwiący uśmiech. Dopóki nie zaczął jej „pomagać”, to nawet nieźle im się razem mieszkało. Pod wpływem tej myśli, Hermiona zadrżała. To było takie abstrakcyjne: mieszkać w jednym domu z byłym nauczycielem i uznawać, że to w porządku. Jakiś wyjątkowy zbieg okoliczności sprawił, że ich losy znowu się skrzyżowały. Na dodatek były mistrz eliksirów zaczął okazywać ludzką twarz, co było nie do pomyślenia w czasie nauki w Hogwarcie. Nie zmieniało to faktu, że nadal był totalnym dupkiem z przerośniętym ego, przekonanym o własnej nieomylności.
- Wejdź – warknął, gdy zapukała do jego drzwi. – Właśnie miałem do ciebie iść – oznajmił rozeźlonym tonem.

Czarownica zerknęła na książkę, którą trzymał w dłoni i wszystko stało się jasne. Zrozumiała, że nie zapoznał się w Azkabanie ze swoją biografią autorstwa Rity Skeeter. Suzanne szukała kolejnej książki, którą miał jej czytać przed snem. Widocznie wybrała akurat tą.
- Mówiłaś, że nie widziała moich wspomnień! – zagrzmiał.
- Pieczęć z fiolki nie została zdjęta – wyjaśniła Hermiona.
- To skąd ta lafirynda wie to wszystko!? – wskazał na tekst.
W głowie Hermiony powoli zaczęły pojawiać się obrazy. Kingsley prowadzący ją do biura Robardsa. Rita siedząca przed jego biurkiem z wyraźnym zadowoleniem wypisanym na wytapetowanej twarzy. Gawain potwierdzający jej słowa.
- Ona mi mówiła… - czarownica z trudem przypominała sobie szczegóły – wspomniała, że… że chyba ma źródło. Tak, dała mi do zrozumienia, że ma kogoś, kto jej opowiedział o twoim dzieciństwie – oświeciło ją po chwili.

Snape rzucił jej badawcze spojrzenie, wyraźnie próbując wybadać czy nie kłamie i zamyślił się, gdy uznał, że mówi prawdę.
- Harry tego nie zrobił – odezwała się Hermiona, mając wrażenie, że czarodziej oskarży go jako pierwszego. – Nie znosi Rity.
- Na pewno opowiedział o wszystkim tobie, waszemu rudemu przydupasowi, Weasleyównie i połowie znajomym – wykrzywił się mężczyzna.
- Ginny wie i… rudy przydupas – czarownica przełknęła z trudem ślinę na myśl o Ronie. – Oni jej nie powiedzieli, jestem pewna – dodała, chociaż nie była przekonana co do niewinności swojego byłego narzeczonego. – Harry pokazał wspomnienia profesor McGonagall i Kingsleyowi, a rodzinie Weasleyów tylko ogólnie wspomniał, że byłeś po naszej stronie.

Snape nie wydawał się przekonany. Ciągle mierzył ją nieprzyjaznym wzrokiem i miał zmarszczone czoło.
- Mogę uznać, że Minerwa i Kingsley milczeli w tej sprawie. Obydwoje są zbyt szlachetni – burknął. – Z Weasleyami różnie bywało…
- Twierdzę, że to nie oni.
- Możesz się mylić – oznajmił Severus. – Nie masz pewności, że to nie któreś z twoich przyjaciół. Ale to teraz nie ważne – dodał po chwili. – Myślę, że znalazłem to źródło – wykrzywił się złośliwie do Hermiony.

Patrząc na niego, doszła do wniosku, że albo jej komórki w mózgu wróciły do poprzedniej kondycji, albo zaczyna go rozumieć bez słów. Miał na myśli Petunię Dursley, jedyną osobę, która wiedziała o szczegółach przyjaźni Lily i Severusa, w czasach, zanim poszli do Hogwartu. Harry wiele razy wspominał, że jest typową plotkarą, która śledzi życie sąsiadów, gwiazd oraz celebrytów. Zainteresowanie ze strony Rity było ucieleśnieniem jej marzeń i snów.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytała.
- Nic takiego – odpowiedział niewinnym tonem i dalej wyciągał z kufra fiolki oraz słoiki ze składnikami eliksirów.
- Mam nadzieję, że nie przesadzisz.

Severus wyprostował się i posłał w kierunku czarownicy lekceważące spojrzenie.
- Dostanie tylko to, na co zasłużyła – wyjaśnił. – A teraz mam nadzieję, że opuścisz mój pokój. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
- Chciałam, abyś więcej nie nastawiał Suzanne przeciwko mnie – rzekła błyskawicznie Hermiona, nie przesuwając się nawet o cal w stronę drzwi.
- Zrozum kretynko, że to dla twojego dobra – Snape westchnął przy odmierzaniu odpowiedniej ilości jakiegoś śmierdzącego płynu. – Gdy człowiek ma cel w życiu, to nie jest taki skory do autodestrukcji. Ona jest jedyną osobą na świecie, którą kochasz bezgranicznie i ona czuje do ciebie to samo. Na pewno nie chce, abyś umarła. Złożyłaś siostrze obietnicę, więc jej dotrzymaj.
- Sam to wymyśliłeś? Nie podejrzewałam cię o znajomość psychologii – prychnęła urażona, że śmiał ją pouczać.
- Szybko się uczę – wyznał i podsunął w jej stronę książkę, którą dostała od ojca. – Przeczytaj to i pomyśl nad tym.
- Lecę, pędzę – zakpiła, patrząc z pogardą na lekturę.
- Jeśli tego nie zrobisz, to znowu pogadam z Suzanne… – zagroził.
- CZY TY ZAWSZE MUSISZ BYĆ TAKIM TOTALNYM CHUJEM BEZ CIENIA UCZUĆ!? – wrzasnęła Hermiona, tracąc nagle panowanie nad sobą.

Severus wyrósł przed nią tak nagle, że to musiała być magia. Człowiek nigdy nie doskoczyłby z jednego kąta pokoju do drugiego w takim czasie. W jego oczach zobaczyła żądzę mordu. Uniósł rękę w górę i dziewczyna zrozumiała, że jeśli nie zginie, to na pewno dostanie w twarz, za to, co powiedziała. Skuliła się w sobie, ale cios nie padł. Zamiast tego poczuła mocny uchwyt na swoim przedramieniu i szarpnięcie. Zanim się zorientowała została brutalnie wyrzucona z pokoju.
- NIENAWIDZĘ CIĘ! – krzyknęła i kopnęła z całych sił w drzwi.

O swojej głupocie przekonała się błyskawicznie. Fala bólu zaczęła się przy palcach, objęła całą stopę, przeszyła kolano i zatrzymała się przy miednicy. To sprawiło, że dziewczyna upadła na podłogę szlochając. Jednocześnie otworzyły się drzwi i Severus rzucił w nią książką, która odbiła się od jej głowy i nabiła bolesnego guza.
- Jestem takim, jak to określiłaś chujem, ponieważ czasem trzeba brutalnie kimś potrząsnąć, aby się opamiętał. Gdy staniesz się dawną Hermioną Granger, to wrócimy do uprzejmego ignorowania się wzajemnie. Możesz ze mną walczyć i przegrać albo zmienić swoje nędzne życie. Wybór należy do ciebie. Co do książki, to jutro przepytam cię z jej treści – oznajmił lodowatym tonem i ponownie zamknął się w pokoju.

***

Petunia Dursley planowała wszystko od miesiąca. Zrobiła staranną listę, co poda na obiad, deser i kolację. Szczegółowa rozpiska informowała ją co i gdzie ma posprzątać, aby dom lśnił czystością, gdy Dudley przyjedzie ze swoją dziewczyną. Poznali się na studiach i bardzo szybko zostali parą. Petunia i Vernon byli bardzo szczęśliwi, ponieważ od dawna mieli nadzieję, że Dudziaczek się ożeni i szybko da im wnuki. To, że jego wybranka była bardzo daleką krewną świętej pamięci księżnej Diany, tylko utwierdzało Durselyów w przekonaniu, że ich syn trafił na ideał. Petunia zrobiła rozeznanie, opierając się głównie na plotkarskich pismach, dzięki czemu dowiedziała się, że dziewczyna jest naprawdę bogata.

Właśnie poprawiała ramki zdjęć, które stały na kominku, aby były w idealnej kompozycji, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Ogarnęło ją silne podniecenie, gdy zdała sobie sprawę, że to może być Dudziaczek. Ruszyła drobnymi kroczkami w stronę drzwi, ponieważ założyła tego dnia wyjątkowo wysokie szpilki, które kupiła w Londynie z przeznaczeniem na wyjątkowe okazje. Po drodze poprawiła swoją suknię, w stylu „New Look” z lat pięćdziesiątych i sprawdziła dłonią, czy żaden włosek nie wymknął jej się spod kontroli. Z uśmiechem na ustach otworzyła drzwi tylko po to, aby zobaczyć leżącą na wycieraczce paczkę.
- Dla Petunii od tajemniczego wielbiciela – przeczytała liścik, gdy położyła ją na kuchennym stole.

Zachichotała. Wiedziała, że jest kobietą, która podoba się mężczyznom. Nie raz na bankietach zasypywana była komplementami przez pracowników Vernona. Zwłaszcza ci z niższego szczebla zachwycali się żoną dyrektora. Petunia nie dziwiła się temu, ponieważ wiedziała, że ich żony nie miały nawet połowy takiego wdzięku i klasy jak ona.
- Zobaczymy, co tam jest – uśmiechnęła się do pudełka obłożonego ozdobnym papierem i pociągnęła za wstążkę.

Rozległ się niesamowity huk, który sprawił, że w sąsiednich domach zadrżały szyby. Petunia, cała kuchnia oraz część przedpokoju pokryte były zieloną, lepką i śmierdzącą mazią.
- NIEEEEEE! – wrzasnęła, ile miała sił w płucach.
Zaalarmowani jej krzykiem mieszkańcy tłumnie zbiegli się pod numer czwarty. Dudley zaparkował samochód na ulicy i razem ze swoją dziewczyną, pobiegł w stronę domu. Nastąpiło tak duże zamieszanie, że nikt nie zwrócił uwagi na mężczyznę w czerni, który wyszedł drzwiami od strony ogrodu, przeskoczył płot, jakby nic nie ważył i znikł pomiędzy krzewami. 

poniedziałek, 20 marca 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 57 – Eksperymentalna terapia


Spotkanie z Ligą Ochrony Gnomów i Krasnoludków nie napawało entuzjazmem Kingsleya Shacklebolta. Miał dość Ksenofiliusa Lovegooda i jego dziwacznych wywodów na temat niesamowitych właściwości Gernumbli gardensi. W swoim chorym umyśle uroił sobie, że odgnamianie wpływa negatywnie na życie czarodziejów i zaczął dążyć do prawnego zakazania tej czynności. Gdy wyganiasz gnoma, twoja aura kona – takie hasło przyświecało jego kampanii, którą intensywnie prowadził w „Żonglerze”. Dowodził w czasopiśmie, że Gernumbli gardensi sprowadzają na ludzi chęć natychmiastowego wyżycia artystycznego, ewentualnie odkrycie w sobie nowego talentu. Kwestia krasnoludków została najprawdopodobniej wrzucona do ligi z powodu podobnego wzrostu, ponieważ występowały one głównie w Europie Środkowej, a w Wielkiej Brytanii były prawie w ogóle niespotykane.

Kingsleya irytowała powaga, z jaką Ksenofilius podchodził do całej sprawy i fakt, że pozornie popierała go większa część społeczeństwa, co powodowało, że jeszcze bardziej się nakręcał. Czarownice i czarodzieje uważali starania Lovegooda za niezwykle zabawne i chętnie zapisywali się do ligi, tylko po to, aby dostać gumową figurkę gnoma, której oczy wychodziły z orbit i krzyczała „zabieram ci aurę!”, gdy się ją ścisnęło. Obecnie był to wielki hit i główny temat rozmów w ministerialnej stołówce. Kingsley modlił się w duchu, aby ta moda równie szybko przeminęła, jak się zaczęła.

Pojawienie się Harry’ego było dla niego darem z niebios. Zaraz po wysłuchaniu jego propozycji dotyczącej Hermiony i Severusa, wysłał sowę do Percy’ego, zrzucając na niego swój obowiązek spotkania z Ksenofiliusem. Uznał, że chłopak poradzi sobie z nim śpiewająco. Stan dziewczyny był ważniejszy niż wysłuchiwanie o teorii względności wymyślonej pod wpływem śliny gnoma. Szczerze jej współczuł i z bólem serca patrzył, jak coraz bardziej się zmienia. Kiedyś była energiczna i pełna optymizmu, a teraz została tylko pusta skorupa naznaczona pracoholizmem. Kingsley dokładnie przeanalizował pomysł Harry’ego i musiał przyznać, że istniała możliwość, że wyjdzie to na dobre zarówno Hermionie, jak i Severusowi. Obydwoje potrzebowali zmian w życiu. Minister magii miał nadzieję, że Snape przestanie być nietoperzem z lochów, a czarownica znowu stanie się tą samą dziewczyną co kiedyś. Harry miał czuwać nad sytuacją i interweniować w razie potrzeby. Napełniony entuzjazmem czarnoskóry czarodziej, pojawił się w domu Hermiony z samego rana. Zastał tam drzemiącego na kanapie Snape’a.
- Pobudka! Nie prześpij takiego pięknego dnia! – powitał go dziarskim tonem.
- Gdybyś nie spał przez całą noc, to też byś padł – burknął były mistrz eliksirów. – Nie ma tutaj Hermiony, jest u swoich rodziców – dodał, przecierając zaczerwienione oczy.
- To dobrze, ponieważ chciałem pogadać z tobą.
- Ze mną? – zdumiał się czarnowłosy czarodziej. – O czym?
- Mam dla ciebie pracę.
- W Szpitalu Świętego Munga? – zapytał nieufnie.
- Nie. Chociaż to coś związanego ze zdrowiem – odparł Kingsley z uśmiechem. – Wczoraj był u mnie Harry i opowiedział mi…
- Przeklęty Potter! – wycedził Severus przez zęby. – Mógłby choć raz trzymać język za zębami!
- Dobrze, że tego nie zrobił, ponieważ znalazł odpowiedniego człowieka do roboty, której nie miałem komu zlecić.
- Mam nadzieję, że to coś na miarę mojego talentu – powiedział Snape, łypiąc na Kingsleya podejrzliwie.
- Wszyscy w ministerstwie widzą, że z Hermioną jest coś nie tak. Rodzina i przyjaciele próbowali wpłynąć na nią od ponad sześciu miesięcy, ale ona coraz bardziej pogrąża się w chorobie…
- Nie – odparł chłodno nietoperz z lochów.
- Trzeba jej pomóc, a ty masz u niej naprawdę duży dług wdzięczności – kontynuował cierpliwie Kingsley, gdy ignorowany Severus zgrzytał ze złości zębami.
- Nie będę robił za jej pielęgniarkę!
- Ona nie musi wiedzieć, że jej pomagasz. Możesz dalej udawać, że nic cię nie obchodzi – oświadczył minister magii. - Będziesz dostawał za to wynagrodzenie. Co miesiąc wpłynie na twoje konto odpowiednia kwota.
- Jaka? – zainteresował się Snape.
- Tysiąc galeonów.
- To zbyt mało, jak na kogoś takiego jak ja – skrzywił się paskudnie.
- Trzy tysiące, jeśli będzie widać poprawę. Gdy Hermiona całkowicie wyzdrowieje, dostaniesz o wiele więcej – wyjaśnił Kingsley. – Powiedzmy… piętnaście tysięcy galeonów – wyjawił z błyskiem w oku.
- Wchodzę w to! – odparł Severus bez wahania.
- Jest tylko mały haczyk.
- Jaki?
- Masz jej nie skrzywdzić! Żadnych imperiusów, czarno magicznych rytuałów i złowrogich eliksirów. Zrozumiano?
- Zgoda – oświadczył Severus.
- Pamiętaj, żadnego znęcania się – ostrzegł Kingsley i spojrzał wymownie w stronę rozmówcy. – Teraz muszę iść do ministerstwa. Będę was odwiedzał co jakiś czas, ale pewnie częściej będę przysyłał tu Harry’ego.
- Daj kogoś innego – Snape się skrzywił, jakby wypił sok z cytryny.
- Wolisz Gawaina? – zapytał minister magii słodkim głosem.
- Przyślij Pottera – westchnął były mistrz eliksirów. – Robards ma o niczym nie wiedzieć! – krzyknął ostrzegawczym tonem.
- Dobrze, będzie jak chcesz.
Kingsley zatarł dłonie z radości i podszedł do kominka. Nie mógł się doczekać efektów eksperymentalnej terapii.

***

- Zabierasz mi go akurat wtedy, kiedy jest mi bardzo potrzebny! – zirytował się Gawain. – To coś, co ma dla ciebie wykonać, nie może poczekać do przyszłego miesiąca?
- Nie – odparł Kingsley z lekkim uśmiechem. – To tajny projekt. Określiłbym go mianem „eksperymentalny”.
- Oczywiście nie zdradzisz mi ani jednego szczegółu…
- Kiedyś się dowiesz, o co chodziło. Teraz im mniej osób o tym wie, tym lepiej.
- Ty jesteś ministrem magii, nie ja – westchnął Robards. – Wiesz, że nie mam nic do gadania. Potter jest do twojej dyspozycji – burknął.
- Świetnie – ucieszył się Kingsley i skinął głową w kierunku Harry’ego, dając mu do zrozumienia, aby poszedł za nim.

Trasę od biura aurorów do gabinetu ministra magii pokonali w milczeniu. Nie chcieli, aby ich rozmowa dotarła do przypadkowo napotkanych czarownic i czarodziejów. Dopiero gdy zamknęły się za nimi drzwi i zostali sam na sam, mogli omówić postępy w planie.
- Zgodził się? – Harry zadał pytanie, które zajmowało jego myśli przez cały poranek.
- Tak. Początkowo nie chciał, ale wizja sporych pieniędzy ostatecznie go przekonała.
- To dobrze. Już się bałem, że galeony go nie skuszą…
- Jesteś pewien, że możesz sobie pozwolić na taki wydatek? – zaniepokoił się Kingsley. – Planujesz ślub, a to kosztuje.
- Rodzice zostawili mi wystarczająco dużo funduszy, abym nie musiał się o nie martwić do końca życia – Harry machnął lekceważąco ręką. – Dla Hermiony poświęciłbym o wiele więcej niż galeony. Skontaktowałem się z Ginny, a ona zgodziła się ze mną.
- Nie miała obiekcji w związku z Severusem?
- Miała, ale jej wszystko wytłumaczyłem. Nie boi się podjąć ryzyka. Powiedziała tylko, że jeśli Snape skrzywdzi Hermionę, to ona tak go załatwi, że życie jako nietoperz w amazońskiej dżungli wyda mu się bardzo kuszącą wizją.
- Cała ona – Kingsley zachichotał. – Masz obraz? – zmienił temat.
- Mam – odparł Harry. – Zaniosłem go do centrali. Po południu wszystko powinno być podłączone.

Razem z ministrem magii doszedł do wniosku, że dom Hermiony powinien być dodatkowo ochraniany przed czarodziejami korzystającymi z kominka. W tym celu kupił na pokątnej obraz, który anonsował gości i wpuszczał tylko tych, którzy dostali pozwolenie od właścicielki. Następnie zaniósł go do centrali, aby skoordynowali go z kominkiem i ograniczyli tym samym zasięg sieci Fiuu.
- W takim razie pozostało mi napisanie listu do Hermiony – powiedział Kingsley, wyjmując pergamin z szuflady biurka.

Harry pokiwał twierdząco głową i usiadł na krześle przeznaczonym dla gości ministra magii. Jego myśli kręciły się teraz wokół Hermiony i Krzywołapa. Nie miał pojęcia, kto mógł zabić kota i nie znalazł nawet najmniejszej wskazówki, która rzuciłaby promyk światła na całą sprawę. Gawain zachowywał się normalnie i nic nie wskazywało, aby wiedział, co się stało poprzedniego wieczora. Harry zaczął wątpić, czy kiedykolwiek złapie sprawcę.
- Proszę, zanieś go jej – oznajmił czarnoskóry czarodziej, podając chłopakowi list. - Na pewno się ucieszy z wiadomości.
- Tak, na pewno – odparł sarkastycznie chłopak z blizną. – Będzie zachwycona…
- To dla jej dobra.
- Wiem. Dziękuję.

Harry wsadził list do wewnętrznej kieszeni i uśmiechnął się do Kingsleya. Był szczęśliwy, że znalazł osobę, która popierała go w tym całym szaleństwie. Bał się, że minister magii wykręci się obowiązkami, albo od razu z góry skreśli jego pomysł. Na szczęście tak się nie stało i Harry mógł swobodnie działać w sprawie Hermiony. Zachęcony odwzajemnionym uśmiechem ruszył przed siebie, aby dostać się do domu państwa Granger.
- ON CHYBA ŻARTUJE! – wrzasnęła czarownica i zalała się łzami, zaraz po tym, jak przeczytała dostarczony przez przyjaciela list. – To… to nie możliwe… mie… miesiąc wolnego! – załkała gwałtownie, osuwając się na łóżko. – Nie dostanę… a… a… awansu!
- On ma rację, musisz zająć się swoim zdrowiem! – oznajmiła ostro pani Granger, która zaznajomiła się z treścią wiadomości. – Praca nie zając, nie ucieknie!

Harry zerknął na kobietę z niepokojem. Zmartwienia, które przysporzyła jej Hermiona, odbiły się na jej wyglądzie. Podobnie jak córka straciła sporo na wadze. To był kolejny powód, dla którego czarodziej postanowił zaryzykować. Miał nadzieję, że Severus ratując Hermionę, sprawi jednocześnie, że matka poczuje się lepiej.
- To tylko miesiąc. Proponuję, abyś zamieszkałą w tym czasie z rodzicami i Suzanne. Zanim się obejrzysz, będziesz zdrowsza i wrócisz do pracy – Harry z premedytacją podpuszczał przyjaciółkę.
- Nie! – zaprotestowała gwałtownie, tak jak chłopak przewidział. – Muszę wrócić do domu! – wydmuchała hałaśliwie nos w chusteczkę higieniczną i wytarła oczy rękawem.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł – pani Granger zrobiła marsową minę. – Ten cały Snape…
- Jest w porządku! – przerwała jej Hermiona, wstając z łóżka. – Dzięki niemu mogłam spokojnie spać tej nocy!
- Wolałabym, abyś więcej niczego od niego nie brała. Skąd macie pewność, że to nie on zabił Krzywołapa? – spytała jej matka i pociągnęła znacząco nosem.
- Nie miał powodu, aby się go pozbywać, ponieważ zależało mu na mieszkaniu u Hermiony – wyjaśnił Harry. - Zaklęcie ochronne ujawniło, że nie miał złych zamiarów, gdy wchodził do domu. Byłem u Dundy’ego i jego żony, którzy potwierdzili jego słowa, że przebywał u nich przez ponad dwie godziny. Hermiona mówiła, że godzinę przed znalezieniem Krzywołapa, była w łazience i kot na pewno jeszcze wtedy nie wisiał. 
- Mogą być z nim w zmowie!
- Jego żona go nienawidzi.
- Nic dziwnego. To odpychający człowiek.
- Może u mnie mieszkać, a ja zrobię, co będę chciała! – fuknęła Hermiona podczas zbierania się do wyjścia. – Jeśli ktoś mnie będzie szukał, to znajdzie mnie w moim domu! – oznajmiła, kładąc dłoń na klamce i wychodząc z pokoju.

Harry szybko pożegnał się z panią Granger i podążył za przyjaciółką. Nie mogła użyć teleportacji w domu rodziców, ponieważ chłopak rzucił na niego zaklęcia blokujące. Z tego powodu Hermiona zmuszona była wyjść do ogrodu, aby móc się przenieść przy pomocy magii. Harry odnalazł ją łkającą za okazałym krzakiem, który skutecznie zasłaniał widok sąsiadom.
- Nie mogę się teleportować! – wyrzuciła z siebie, gdy do niej podszedł.
- Czemu?

Hermiona rzuciła mu takie spojrzenie, że od razu zrozumiał. Złe przeżycia czasem blokowały magię. Tak samo było w przypadku Meropy Gaunt i Tonks. Harry objął przyjaciółkę ramieniem, która ukryła twarz w dłoniach i szlochała.
- Widzisz, musisz się leczyć. Bez magii nie będziesz mogła dobrze pracować – wyszeptał. – Naprawdę powinnaś tutaj zostać.
- Nie!
- Jesteś pewna?
- Tak!
Harry westchnął ostentacyjnie, aby do Hermiony dotarło, jak bardzo się z nią nie zgadza i teleportował się z nią do jej domu. Zaprowadził ją do salonu i wyjaśnił, że po południu przyjdą do niej pracownicy sieci Fiuu, aby założyć blokady na kominek. To samo powiedział Severusowi, który zignorował go, udając, że go nie widzi i nie słyszy.
- Mam nadzieję, że mój plan się powiedzie – pomyślał Harry, gdy wychodził z domu Hermiony.

Postanowił przebadać ogród w świetle dnia, dlatego wyjął różdżkę. Już miał zastosować czary ujawniające, gdy spostrzegł Deva, którego głowa wystawała ponad płot i wpatrywał się w niego z najwyższym zainteresowaniem. Harry zrozumiał, że niełatwo będzie wytłumaczyć, co robi i dlaczego.
- Ha, ha, ha! – wybuchnął głośnym śmiechem. – Wziąłem z domu chińską pałeczkę, ale ze mnie gapa! – zawołał do chłopaka, chowając jednocześnie różdżkę do tylnej kieszeni spodni.
- Zdarza się – powiedział Hindus tonem, który wskazywał, że nie dał się przekonać. - Hermiona jest w domu?
- Czego od niej chcesz? – zainteresował się czarodziej.
- Dawno z nią nie rozmawiałem i… - Dev zamilkł i widać było, że myśli intensywnie. – Regan już z nią nie mieszka, prawda?
- On ma na imię Ron. Rozstali się – potwierdził Harry i zrobił krok w stronę domu.
- A ten… ten dziwny facet w typie wampira co z nią mieszka… kto to?
- Eeee – zająknął się chłopak z blizną. – To Severus. Współlokator.
- Yhm – wymruczał Dev i zmarszczył czoło. – Czemu przestałem z nią rozmawiać? – wyszeptał do siebie na tyle głośno, że Harry usłyszał i ruszył wolno w kierunku swojego domu.
Młody auror zrozumiał, że na razie nie może prowadzić śledztwa. Postanowił przenieść się na Grimmauld Place, aby wziąć pelerynę niewidkę. Szybko wskoczył w krzaki w ogrodzie i teleportował się do swojego domu.

***

Severus był przekonany, że zajęcie się dziewczyną będzie proste. Miał sporo zapasu Eliksiru Słodkiego Snu, Uspokajającego i kilku innych, które powinny poprawić jej humor. Nie raz miał do czynienia z rozhisteryzowanymi nastolatkami, które przeżywały stratę ulubionego zwierzątka lub złamane serce. W końcu był opiekunem Slytherinu i nie raz musiał interweniować, gdy dziewczyny przesadzały w lamentach. Nie miał wątpliwości, że Hermiona go posłucha. Po śmierci kota była w takim stanie, że zrobiła, co jej kazał. Z tego powodu był wyjątkowo pewny siebie, gdy zapukał do jej drzwi.
- Idź sobie! – usłyszał w odpowiedzi.
- Mam dla ciebie eliksir, który poprawi ci humor po śmierci futrzaka – oznajmił Severus, gdy otworzył drzwi.

Hermiona gwałtownie poderwała się od biurka, chowając jednocześnie coś za plecami. Jej twarz wyrażała złość.
- Niczego od ciebie nie chcę! – warknęła, przysuwając się bliżej ściany. – Wynoś się!
- Nie mam ochoty wysłuchiwać twoich jęków i zawodzeń Granger. Mam cię zmusić do wypicia? – spytał chłodno Severus.
- Spróbuj, a od razu pójdę poskarżyć się Robardsowi! – zagroziła.

Jej zachowanie zirytowało byłego mistrza eliksirów. Podszedł do niej i przysunął swoją blada twarz do jej twarzy. Spojrzał jej prosto w oczy i już chciał powiedzieć, gdzie może sobie wsadzić takie groźby, gdy wyczuł w jej oddechu aromat wina.
- Jesteś żałosna, wiesz? – zniżył głos do szeptu. – Mam dla ciebie całkowicie bezpieczny eliksir, a ty wolisz upić się jak jakaś…
- To moja sprawa! – odparła dziewczyna i zamrugała gwałtownie powiekami. – Zajmij się sobą!
- To także moja sprawa.
- Niby czemu? – zapytała buntowniczo.
- Martwa nie wynajmiesz mi pokoju – jego wąskie wargi wykrzywił drwiący uśmiech – a mi się na razie nie chce przeprowadzać.
- Wynoś się z mojego pokoju! JUŻ! – wrzasnęła czerwona ze złości Hermiona.

Podczas tego ataku gniewu, tak machnęła rękami, że butelka wina, którą chowała za plecami wypadła z jej dłoni i potoczyła się po podłodze, rozlewając zawartość. Dziewczyna rzuciła się na kolana, aby ratować dywan, jednak było już za późno. Krwistoczerwona plama przyozdobiła go, dając wrażenie, jakby w pomieszczeniu odbyła się bijatyka. Severus obdarzył ją spojrzeniem, które świadczyło, że zwątpił w jej inteligencję i wyszedł z pokoju, ponieważ ktoś uparcie naciskał na przycisk dzwonka przy drzwiach wejściowych.
- Jeszcze będziesz mnie błagała o eliksir! – krzyknął, schodząc po schodach. – Czego chcesz!? – warknął, gdy zobaczył stojącego na wycieraczce młodego Hindusa.
- Ja do Hermiony.
- Nie ma.
- Jej przyjaciel mówił, że jest – oznajmił chłopak podczas wyciągania szyi, aby spojrzeć w głąb domu ponad ramieniem czarodzieja.
- Kłamał – syknął Severus i zamknął z hukiem drzwi, zanim Hindus zdążył cokolwiek powiedzieć.
Idąc do swojego pokoju, doszedł do wniosku, że jeśli jeszcze raz Potter nie będzie trzymał języka za zębami, to przyklei mu go na stałe do podniebienia.

***

Harry siedział pod peleryną niewidką i obserwował, co się dzieje w domu Hermiony. Był coraz bardziej przygnębiony. Myślał, że Severus przejmie się swoim zadaniem, ale okazało się, że szybko dał sobie spokój. Pokłócił się z Hermioną i zajął się swoimi sprawami. Dopiero nadejście pracowników sieci Fiuu wywabiło go z pokoju. Obecnie Snape gotował coś w kuchni, a Harry wdychał smakowite zapachy i starał się zapanować nad burczącym brzuchem.
- Może mój pomysł nie był tak genialny, jak myślałem? – powiedział sam sobie. – Może powinienem to przerwać, zanim tak skrzywi jej psychikę, że nie będzie można jej pomóc?
Miał wrażenie, że zawiódł Hermionę, jej rodziców i wszystkich, którzy martwili się jej stanem. Wyobraził sobie rozczarowaną minę Kingsleya, który zaufał mu na tyle, że zgodził się porozmawiać z Severusem. Ginny postanowiła zrezygnować z drogiego szampana na weselu, aby zapłacić za opiekę nad przyjaciółką. Wszyscy mieli nadzieję, że eksperymentalna terapia przyniesie jakieś skutki.

Po dłuższym namyśle Harry postanowił dać szansę Snape’owi. Mimo wszystko próbował przekonać Hermionę do wypicia eliksiru. Musiał tylko jakoś do niej dotrzeć. Wprawdzie jego metody były dość brutalne, ale jeśli to miało pomóc… Chłopak wzdrygnął się, kiedy został gwałtownie wyrwany z zamyślenia. Severus przeszedł tylko kilka cali od niego. Trzymał w ręku talerz, na którym znajdowało się gorące spaghetti bolognese. Harry bezszelestnie podążył za nim. Wspiął się po schodach i ruszył w stronę pokoju Hermiony. Tam zobaczył, jak Snape zostawia danie na biurku i rozgląda się uważnie po pomieszczeniu. Twarz czarodzieja nie wyrażała żadnych uczuć. Najpierw jego wzrok spoczął na śpiącej Hermionie, następnie powędrował ku przestrzeni pomiędzy jej łóżkiem a ścianą, potem zatrzymał się na czerwonej plamie na beżowym dywanie.
- Granger, ty idiotko… – mruknął z niesmakiem, gdy pochylił się i podniósł z podłogi dwie butelki po winie.

Obejrzał je z tak samo kamienną twarzą, jak na początku i odstawił. Harry pomyślał, że oddałby wszystko, aby wiedzieć, co siedzi w głowie Snape’a. Wiedział, że mężczyzna coś planuje, ale nie był w stanie domyślić się co. Miał nadzieję, ze będzie to skuteczne i Hermiona nie będzie więcej piła. Depresja połączona z alkoholizmem dobiłaby ją w ciągu kilku miesięcy. Harry jeszcze bardziej zaczął się o nią martwić.

W tym czasie Severus wyciągnął różdżkę w kierunku dziewczyny i machnął nią, kreśląc prosty wzór. Harry wytężył mózg, aby zidentyfikować zaklęcie, co było trudne, ponieważ nietoperz z lochów nie wymówił go na głos. Hermiona w tym czasie zaczęła głośno oddychać i zgięła się w pół. Zdawało się, że dopadł ją koszmar, ponieważ pojękiwała cicho. Snape opuścił szybko jej pokój, gdy dziewczyna zaczęła wykonywać coraz bardziej gwałtowne ruchy. Harry ze zgrozą patrzył, jak jego przyjaciółka cierpi. Już miał przekląć Severusa, rzucając na niego wyjątkowo paskudne zaklęcie, gdy Hermiona wyskoczyła błyskawicznie z łóżka i pobiegła na chwiejących się nogach, do łazienki. Odgłosy zdradziły, że wyrzuciła z siebie całe wino, tą samą drogą, którą weszło. Snape w tym czasie stał na korytarzu, a na jego ustach błąkał się jadowity uśmieszek.
- Tak się dzieje, gdy pijesz na pusty żołądek – oznajmił wymęczonej dziewczynie, gdy opuściła łazienkę. – Na biurku masz obiad.
- Nie chcę jeść – odparła słabym głosem Hermiona. – Głowa mnie boli – dodała i złapała się za skronie.
- Jedyne co mnie teraz interesuje to, czy nie umrzesz z głodu, a ta chwila jest blisko – czarodziej wycedził lodowatym tonem.
- Chcę coś przeciwbólowego.
- Dam ci eliksir, jeśli ładnie poprosisz.
- Sama sobie poradzę!

Hermiona łypnęła na niego spode łba i weszła do pokoju. Wzięła swoją koralikową torebkę i zaczęła grzebać w niej zawzięcie. Severus przyglądał się jej z zainteresowaniem. Po chwili dziewczyna zaczęła się coraz bardziej irytować, co objawiło się czerwoną twarzą i drżącymi dłońmi. Harry domyślił się, że nie może znaleźć tabletek albo eliksiru, który uśmierza ból, a nie była w stanie przywołać tego przy pomocy różdżki. Ten fakt wykorzystał czarodziej w czerni, który sprawił, że torebka wyrwała się z rąk Hermiony i poszybowała w jego stronę.
- To moje! – oburzyła się czarownica.
- Oddam ci ją zaraz po tym, jak zjesz obiad – zakomunikował, patrząc groźnie na dziewczynę. – Nawet znajdę ci to, co szukałaś, ponieważ widzę, że czary ci nie idą – dodał ze złośliwym uśmiechem. – Nic innego nie tłumaczy, czemu nie użyłaś różdżki. Masz piętnaście minut. Jeśli obiad nie zniknie, to możesz pożegnać się z torebką.
- Nie masz prawa!
- Czternaście minut…
- Naprawdę poskarżę się Gawainowi!
- Trzynaście minut… - Severus odliczał ze spokojem, a groźba czająca się w jego głosie była coraz bardziej namacalna. – Leć do niego, proszę bardzo – odsunął się, aby zrobić jej przejście w drzwiach.

Dziewczyna wpatrywała się w niego z nienawiścią, ale nie zrobiła nawet kroku. Widać było, że przeżyte okropności ją męczą, a ból głowy i wypite procenty nie polepszały sytuacji. Zacisnęła dłonie i wymamrotała pod nosem jakieś przekleństwa.
- Jedz! – rozkazał ostro Snape. – Masz dwanaście minut!
Hermiona zrobiła ruch, jakby chciała się na niego rzucić z pięściami, ale zamiast tego odkręciła się na pięcie i usiadła przy biurku. Spaghetti zaczęło znikać z talerza, a Severus zrobił minę „ja zawsze wiem lepiej” i z satysfakcją patrzył na pokonaną czarownicę.
- Wbij sobie do tego pustego łba, że od dzisiaj jesz, co ci przygotuję. Nie zbawisz świata, jeśli będziesz wycieńczona niczym dzieci z Afryki – zachichotał złośliwie, gdy skończyła posiłek.
- Chcę tabletki przeciwbólowe! – warknęła ochrypłym głosem.
- Jak sobie życzysz – odparł czarodziej z fałszywą uprzejmością i przywołał lekarstwo, a potem oddał torebkę właścicielce. 

Czarownica połknęła tabletki, podeszła chwiejnym krokiem do łóżka i padła na nie bez siły.
- Powiedz prawdę… czemu to robisz – odezwała się po chwili.
- Już ci mówiłem, jesteś mi potrzebna – prychnął Snape.
- Ktoś ci kazał się mną zajmować. Pewnie Harry – oznajmiła z pewnością.
- Depresja ci całkiem mózg wyżarła! Prędzej zjadłbym swoje buty, niż zrobiłbym coś dla niego!
- Przecież robiłeś…
- Uważam, że moja misja jest już zakończona Panno Czepialska. Doprowadziłem do śmierci Voldemorta i odsiedziałem swoje w Azkabanie. Nie jestem mu już niczego winien – zawiadomił ją oschle.
- Powiedz prawdę, czemu się mną zajmujesz, to ci dam spokój – oświadczyła Hermiona.
Snape zmrużył oczy i spojrzał na nią, jakby była karaluchem.
- Dostałem list z „Magicznych Mikstur”. Są pod wrażeniem mojej wiedzy i chcą, abym sprawdzał przepisy przed drukiem – wyjaśnił sucho. – Nie myśl, że kierują mną jakieś sentymenty. Jesteś mi po prostu potrzebna i tyle.

Hermiona nic nie odpowiedziała. Leżała na łóżku i patrzyła się tępym wzrokiem w sufit. Snape opuścił jej pokój, gdy zrozumiał, że rozmowa została zakończona. Harry postanowił wrócić do domu, aby zjeść obiad przygotowany przez Stworka. W brzuchu burczało mu tak głośno, że mógł w każdej chwili zostać zdemaskowany. Będąc na ulicy, uznał, że widział już wystarczająco wiele, aby podjąć decyzję, czy chce kontynuować terapię. Brutalne metody byłego nauczyciela nie podobały mu się za bardzo, ale udowodniły, że są skuteczne. On sam nigdy nie wpadłby na pomysł, aby rzucić na przyjaciółkę zaklęcie wywołujące wymioty w celu oczyszczenia jej żołądka i przekonania do jedzenia. Takie rzeczy mógł zrobić człowiek, który nie troszczył się zbyt mocno o dobre samopoczucie współlokatorki. W tym momencie wszystko wskazywało, że Severus Snape jest odpowiednią osobą, na odpowiednim miejscu.