poniedziałek, 31 października 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 40 – Piękna i Bestia


Wirowali łagodnie po sali wśród innych tańczących par. Hermiona czuła się jak pijana. Od zapachu perfum Gawaina kręciło jej się w głowie. Trzymał ją pewnie w swoich ramionach i dziewczyna zauważyła, że auror umie doskonale tańczyć. To była kolejna rzecz, której nie spodziewałaby się po kimś takim jak on. Od poniedziałku bez przerwy ją zaskakiwał. W zdecydowanej większości pozytywnie, co zmniejszyło dystans pomiędzy nimi. Hermiona sama już nie wiedziała czy to dobrze, czy to źle. Uniosła głowę i spojrzała się na swojego partnera. Gawain patrzył się na nią z wesołymi błyskami w oczach. Dziewczyna poczuła, że się czerwieni.
- Masz ochotę zrobić coś szalonego? – spytał się tajemniczo.
Nie chciała. Nie mogła. Nie powinna. Jej mózg krzyczał: powiedz nie!
- Tak – mruknęła cicho i spuściła skromnie oczy.

Poczuła jakby jej ciało nie chciało słuchać tego co mówi umysł. Tym bardziej, że Gawain złapał ją mocniej w talii i nadal tańcząc, poprowadził w stronę otwartych drzwi prowadzących do parku. Gdy przez nie przeszli dziewczyna poczuła, że Robards chwycił ją za dłoń. Zrozumiała, że powinna protestować, ale nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego posłusznie podążała za mężczyzną.
- Zamknij oczy – polecił, gdy zatrzymali się wśród drzew.
Zrobiła to co kazał i poczuła szarpnięcie typowe dla teleportacji. Jej stopy uderzyły w podłogę. Była pewna, że to nie był bruk albo ścieżka w lesie. Jej obcasy stuknęły o coś drewnianego. Nie czuła wiatru na twarzy, czyli musieli być w jakimś budynku.
- Gdzie jesteśmy? – spytała się nie otwierając oczu.
- W Wersalu – padła spokojna odpowiedź.

Hermiona rozejrzała się i pomimo mroku rozpoznała pomieszczenie. To była Galeria Zwierciadlana, miejsce które pamiętało wiele ważnych wydarzeń z historii Francji. Wypełniona lustrami, przepięknymi obrazami i złotymi rzeźbami. Była w niej sam na sam z Gawainem, ponieważ o tej porze pałac był zamknięty dla zwiedzających.
- Dlaczego zabrał mnie pan akurat tutaj? – spytała się niepewnie.
- Dałabyś spokój z tym panem – padła rozbawiona odpowiedź. – Czuję się przez to jak starzec, a ja jestem młody i w pełni sił. Mów mi po imieniu – poprosił.
- Skoro tak chcesz…  – przytaknęła Hermiona mimo poczucia, że nie powinna się zgadzać. – Dlaczego zabrałeś mnie akurat tutaj?
- Wiem, że cenisz piękno, a według mnie nie ma niczego piękniejszego niż Wersal – wyjaśnił Robards. – Musimy tylko uważać na mugoli, którzy pilnują to miejsce. A tak w ogóle to tutaj będzie przyjemniej tańczyć! – zaśmiał się i porwał Hermionę w ramiona.

Znowu zakręciło się jej w głowie. To wszystko było jak sen. Przepiękna sala, ona ubrana w sukienkę i on mający na sobie odświętną szatę, wirowali w tańcu bez żadnej muzyki. Robards znowu trzymał ja pewnie w ramionach, a ona ponownie czuła się odurzona jego perfumami. Zrozumiała, że nadal jest dla niego ważna. Gawain nawet nie starał się ukryć swoich uczuć do niej. Hermionie przestało to przeszkadzać. Wszyscy wokół niej mówili, że jest sztywna i powinna trochę korzystać z życia. Właśnie to robi. Ron nigdy nie wpadłby na taki pomysł. Owszem, często miał szalone plany, ale żaden nie był tak romantyczny i trafiony w jej gust.

W tym wszystkim brakowało tylko muzyki. Pierwsze co przyszło do głowy Hermionie to piosenka Celine Dion i Peabo Brysona pod tytułem „Beauty And The Beast”. Nie wiedziała z jakiego powodu zaczęła ją nucić. Może poczuła, że jest Bellą, a Gawain Bestią? W końcu uwodził i porzucał wiele młodych dziewczyn, ale pokochał tylko ją. Ona za to, tak samo jak bohaterka bajki, była zakochana w książkach, ceniła niezależność i inteligencję. A może przyczyną było podobieństwo ich sytuacji? W animacji Disneya Bella i Bestia także tańczyli w przepięknej sali, pełnej malowideł i złota. Tylko, że tamta była rozjarzona setkami świec i blaskiem wspaniałego żyrandola. Ta była pogrożona w półmroku. Świtało księżyca wpadające do środka poprzez wielkie okna odbijało się w lustrach co dawało efekt niesamowitości. Jakby nikt inny nie istniał, tylko ona i Gawain.

Hermiona zaczęła się zastanawiać czy auror będzie próbował zrobić coś więcej niż złapanie jej za rękę. Może będzie chciał ją pocałować? Oczywiście nie pozwoli mu posunąć się tak daleko. Odepchnie go z całej siły i przywoła do porządku! Przecież jest przyzwoitą dziewczyną i ma narzeczonego. Co z tego, że Ron nie dał znaku życia? Możliwe, że jest troszeczkę obrażony. Mogła bardziej okazać, że nie chce jechać.
- Ponuć jeszcze trochę – poprosił Gawain szeptem.
Ron wyparował w ciągu sekundy z głowy Hermiony. Czarownica zadrżała, gdy spojrzała na aurora. Zupełnie zapomniała o tym jak bardzo jest przystojny. On również patrzył się na jej twarz. Mimo panującego półmroku dziewczyna zobaczyła miłość w jego oczach. Poczuła przyjemny dreszcz podniecenia. Odważy się ją pocałować czy nie? Okoliczności były więcej niż sprzyjające. Bliżej już być nie mogą. Na co on czeka?

Sekundy mijały, ciągnąc się jakby czas postanowił zwolnić, ale Gawain nie wyglądał na zainteresowanego niczym innym niż tańcem. Hermiona opuściła głowę i stwierdziła z żalem, że nie jest Bellą. Nie miała na sobie złotej, balowej sukni. Tylko prostą, czarną sukienkę sięgającą do kostek, która doprowadzała Rona do szału. Uważał, że jego narzeczona powinna nosić weselsze kolory. Pozwalał sobie na kąśliwe uwagi, gdy patrzył jak się pakowała, że czerń, ciemny fiolet i granat są idealne dla starych bab. Hermiona uważała, że powinna ubierać się w to co łatwo dało dopasować do śnieżnobiałych koszul, które zajmowały połowę jej szafy. W pracy musiała wyglądać profesjonalnie, a dodatkowo nie lubiła się stroić. Ubrania miały być eleganckie i proste. Taką samą filozofię wyznawała w stosunku do swojej fryzury. Jej włosy nie były fantazyjnie upięte. Jedyne co potrafiła zrobić to kucyk, warkocz albo kok obwiązany grubą, atłasową frotką.
- Powiedz mi czemu Faxon nie mógł przyjechać – Hermiona poprosiła Gawaina, gdy zatrzymali się na środku Galerii Zwierciadlanej.
- Jego wnuczka miała wypadek i trafiła do Świętego Munga – wyjaśnił mężczyzna i wypuścił dziewczynę z ramion. – Jest jej jedyną rodziną po wojnie z Voldemortem. Kingsley zrozumiał sytuację i wysłał mnie zamiast niego.
- Naprawdę? – padło zdumione pytanie z ust czarownicy.

Nie była zaskoczona faktem, że jakaś dziewczyna mogła mieć tylko dziadka. Zdziwiło ją co innego. Przecież Kingsley wiedział jakie istnieje ryzyko wysłania jej z Gawainem! Dlaczego na to pozwolił skoro miał świadomość, że będą we Francji sam na sam?
- Tak, on sam kazał mi tu przyjechać – oznajmił Robards łapiąc dłoń Hermiony i umieszczając ją w zgięciu swojego łokcia. – Wcześniej odbył ze mną małą pogawędkę na temat mojego potencjalnego zachowania i zagroził, że mnie wyleje z ministerstwa jeśli się poskarżysz – dodał, gdy ruszyli w stronę najbliższych drzwi.
Hermiona pomyślała, że musi wyglądać naprawdę głupio z opadniętą szczęką. Z tego powodu szybko ją zamknęła i zamrugała gwałtownie oczami. Nie spodziewała się takiej szczerości ze strony Gawaina.
- Ja nie mam zamiaru się skarżyć – wyszeptała, gdy weszli do jednej z bocznych komnat.
- Obiecałem, że zostawię cię w spokoju… chyba, że sama będziesz czegoś chciała – wyjawił z nadzieją w głosie.

Twarz Hermiony przybrała kolor dojrzałej truskawki. Czując dreszcz emocji zrozumiała jak bardzo nudne prowadzi życie. Doszła do wniosku, że ma ochotę przeżyć przygodę. Miała jednak świadomość, że nie jest w stanie dać Gawainowi jakiegokolwiek znaku. Na razie musiało jej wystarczyć nocne spacerowanie po Wersalu, trzymanie go za ramię oraz wdychanie ukradkiem jego perfum. Nie zamierzała zdradzać Rona, chciała tylko aby Gawain ją raz pocałował. Była ciekawa jak to jest z innym mężczyzną. W planach miała, że od razu zaprotestowałaby, ale on sam musiał to zacząć. Przyzwolenie z jej strony nie wchodziło w grę.
- To jest sypialnia króla? – spytał się Robards, gdy minęli kolejne drzwi.
Hermiona była wdzięczna za zmienienie tematu. Zaczynało robić się naprawdę niezręcznie, a ona nie chciała przerywać nocnej przechadzki po Wersalu. Czuła, że to jest to. Coś, czego jej brakowało. Żałowała tylko, że Ron nie wpadł pierwszy na taki pomysł.

Godzina mijała za godziną, a Hermiona co raz bardziej zbliżała się do Gawaina. Doszło do tego, że biegali po salach trzymając się za ręce. Wprawdzie bardziej chodziło o to, aby umknąć kręcącym się po pałacu ochroniarzom, ale był to fakt, któremu dziewczyna nie mogła zaprzeczyć. Kilkukrotnie zmuszeni byli schować się za zasłonami, gdzie ciasno przytuleni czekali, aż mugole opuszczą pomieszczenie. W tych momentach serce Hermiony biło jak oszalałe i ona sama, mimo lekkich wyrzutów sumienia, chciała aby to wszystko trwało jak najdłużej. W międzyczasie podziwiali sztukę i szeptali ze sobą. Początkowo ich rozmowy dotyczyły pracy, ale szybko przeszli do mniej formalnych zagadnień. Hermiona bez większych problemów znalazła z aurorem wspólny język. Tak się zagadali, że nie zauważyli kiedy minęło pół nocy.
- Powinniśmy wracać – oznajmił Gawain patrząc na swój kieszonkowy zegarek. – Jest już po trzeciej…
- Och, no tak – wydukała czarownica.
Nie chciała wracać, ale wiedziała, że musi. To co stało się tej nocy było dla niej niczym najpiękniejszy sen.
- Teleportujemy się razem?
- Niech tak będzie.
Hermiona mocno ścisnęła dłoń Gawaina, a ten odwdzięczył się tym samym. Uśmiechnęli się delikatnie do siebie i sekundę później pojawili się przed hotelem w Chatelier.
- Dobranoc, Hermiono – powiedział auror zanim znikł za drzwiami swojego pokoju.
- Miłej nocy, Gawainie.

Czarownica weszła do swojego pokoju. Gdy tylko została sama poczuła, że zaczyna jaśniej myśleć. Co jej strzeliło do łba? Jak mogła znowu zacząć się zachowywać jak nastolatka? Przecież miała narzeczonego! Nie powinna w żaden sposób pozwolić sobie na fizyczny kontakt z Gawainem. To było nie w porządku wobec Rona. Wprawdzie chłopak nie dał znaku życia, ale to nie oznaczało, że ma się na nim mścić.
Gdy podeszła do łóżka zauważyła, że nie oddała Robardsowi jego szaty wyjściowej. Pożyczył ją Hermionie, gdy ta zmarzła w Wersalu. Z przyjęcia wyszła mając na sobie tylko sukienkę na cienkich ramiączkach. Gawain za to miał pod szatą koszulę z długimi rękawami więc bez wahania okrył zmarzniętą towarzyszkę. Czarownica stwierdziła, że auror już poszedł spać i nie było większego sensu aby go budzić. Przecież mogła oddać szatę rano.
- Ty też idź do łóżka – rozkazała sama sobie i szybko zrzuciła z siebie ubrania.

Biżuteria błyskawicznie podzieliła ich los. Równie szybko znikł makijaż z twarzy Hermiony. Naga stanęła przed łóżkiem i sięgnęła po piżamę. Nagle jej ręka zatrzymała się. Ta noc była pełna szaleństw. Dlaczego nie zrobić jeszcze jednego? Powoli siadła na brzegu łóżka. Ostrożnie dotknęła dłonią szatę aurora i pociągnęła po niej delikatnie palcami. Wciągnęła powietrze do płuc przesycone jego perfumami. Zamknęła oczy i powoli wypuściła powietrze. To co zamierzała zrobić było poniżej wszelkiej krytyki, ale ją podniecało. Położyła się nago na łóżku i owinęła ciasno szatą Gawaina, po czym zapadła błyskawicznie w sen.

Obudziło ją gwałtowne pukanie do drzwi. Była niezbyt przytomna, gdy wstała i prawie po omacku ruszyła w stronę wejścia, aby wpuścić gościa. Na swoje szczęście Hermiona spojrzała w lustro zanim dotknęła klamki. Widok nagiego ciała otrzeźwił ją natychmiast. Podobnie podziałała druga seria pukania.
- Hermiono! Śpisz jeszcze? – do uszu czarownicy dotarł głos Gawaina.
- Chwila! – krzyknęła i rzuciła się w stronę szlafroka.
Przebiegając koło łóżka zorientowała się, że szata aurora nadal na nim leży. Chwyciła ją błyskawicznie i powiesiła w szafie.
- Przespałaś śniadanie, dlatego kupiłem ci coś do jedzenia – oznajmił auror i wkroczył pewnie do jej pokoju. – O, widzę, że dostałaś wino od obsługi hotelu – stwierdził, gdy położył papierową torbę na stole.

Hermiona spojrzała na butelkę, do której doczepiona była karteczka z podziękowaniem za pobyt. W ogóle jej nie zauważyła. Teraz miała jednak inny problem na głowie. Stała blisko Gawaina prawie kompletnie naga. Bez makijażu, z rozczochranymi do granic możliwości włosami.
- Dziękuję, jesteś naprawdę… miły - w porę ugryzła się w język, aby nie powiedzieć „kochany”.
- Masz tutaj rogaliki i sok jabłkowy. Tylko tyle potrafiłem poprosić po francusku w sklepie – wyjaśnił auror z przepraszającym uśmiechem i ujrzał niepewną minę dziewczyny. – Ekhm, może ja sobie pójdę i wrócę jak zjesz. Na pewno chcesz wziąć prysznic i tak dalej…
- Och, nie! – zaprotestowała Hermiona. – To znaczy tak! Chcę wziąć prysznic – zaczęła się plątać. – To potrwa chwilkę. Zapewniam cię. Usiądź sobie i zaraz do ciebie przyjdę! – oznajmiła po czym złapała pierwszą lepszą sukienkę z brzegu i pobiegła do łazienki.

Hermiona nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatnim razem ogarnęła się w równie rekordowym tempie. Bardzo pomógł jej w tym fakt, że zapomniała wziąć ze sobą bieliznę. Dzięki temu zyskała jakieś czterdzieści pięć sekund, które zmarnowałaby na założenie jej. Włosów nie myła, postanowiła zrobić warkocz. Makijaż ograniczyła do niezbędnego minimum, tusz do rzęs i błyszczyk musiały wystarczyć. Czuła, że powinna jak najszybciej pojawić się w pokoju. Musiała porozmawiać jeszcze trochę z Robardsem. Bez Rona w pobliżu mogła podyskutować na niedokończone tematy. Gdy wróci do Anglii nie będzie miała ku temu okazji. Jej narzeczony już się o to postara.
- Szybka jesteś – skomentował z podziwem Gawain, a Hermiona zaczęła się modlić, aby nie zauważył braku bielizny.
- Nie chciałam abyś długo czekał – wyjaśniła.
- Wiesz, że jestem bardzo cierpliwy.

Ta wypowiedź połączona ze znaczącym spojrzeniem dała Hermionie do zrozumienia, że jeszcze nie odpuścił. Ciągle czekał na jej znak. Dziewczyna udała, że tego nie zauważyła i usiadła przy stole naprzeciwko aurora. Wyciągnęła z torby croissanta i ugryzła go.
- Nie wiesz czy przypadkiem nie było do mnie sowy? – spytała się z nadzieją w głosie, gdy przełknęła kęs.
- Wiem – odparł Gawain ze spokojem. – W recepcji nie było do ciebie żadnej wiadomości.
Hermiona poczuła, że jej dobry humor odlatuje w nieznane. Naprawdę Ron aż tak się na nią obraził? Jak ma do niego dotrzeć skoro nawet nie chce dać znać, że żyje? To było nie w porządku z jego strony. Popatrzyła się smutno na rogalika i poczuła, że robi się jej niedobrze. Ile razy będą się kłócić? Może rzeczywiście lepiej skończyć ten związek?
- Nie martw się – czarownica usłyszała kojący głos Gawaina. – Przejdzie mu.
- Mam taką nadzieję – mruknęła.
- Nie lubię patrzeć jak jesteś smutna – oznajmił auror wstając.

Hermiona popatrzyła się jak podchodzi do barku, wyjmuje z niego korkociąg i dwa kieliszki. Wszystko to, łącznie z różnymi rodzajami alkoholi, stanowiło wyposażenie pokoju.
- Zjedz tego rogalika, a ja w tym czasie pójdę po moje wino – orzekł. – Uważam, że powinniśmy wypić po małym kieliszku w ramach uczczenia naszego dyplomatycznego sukcesu.
- Otwórz moje – poprosiła dziewczyna i ugryzła kolejny kęs pieczywa.
- Nie chcesz go zabrać do domu?
- Kupię sobie jakieś w Paryżu – machnęła ręką.
- Jak chcesz.
Po chwili przed Hermioną pojawił się kieliszek czerwonego wina. Dziewczyna stuknęła nim o naczynie Gawaina i pociągnęła łyka. Nie było złe, piła zarówno lepsze jak i gorsze. Wzięła drugi łyk i poczuła, że zaczyna się rozluźniać.
- To był dobry pomysł – oznajmiła. – Czasem tylko alkohol pomaga na nerwy.
- A czasem zmiany w życiu – dodał auror i uśmiechnął się znacząco.

Hermiona znowu uznała, że nie ma co wdawać się w wymianę zdań z podtekstami. Zamiast tego zajęła się jedzeniem croissanta. W międzyczasie myślała nad tematem do rozmowy. Czy powinna dokończyć dyskusję na temat architektury baroku, czy portretów wiszących w Wersalu? Jedno i drugie było fascynujące, tym bardziej, że Gawain dość dobrze orientował się w tych sprawach. Wprawdzie znał się głównie na swoich pamiątkach rodzinnych, ale opowiadał o wszystkim w tak fascynujący sposób, że Hermiona słuchała go z nieukrywaną przyjemnością. W końcu podjęła decyzję i po chwili żartowała z aurorem jakby byli tylko najlepszymi przyjaciółmi. W międzyczasie wypili wino i Gawain dolał im kolejną porcję. Hermiona patrzyła się na niego i podziwiała jego zręczne ruchy. Dzięki temu, że był czarodziejem był bardziej sprawny niż mugole w jego wieku. Inteligentny, umiejący się zachować, oczytany i pewny siebie. Fakt, że był podobny do Richarda Gere w ogóle nie przeszkadzał dziewczynie. Uznawała, że to był kolejny atut, który ciężko było pobić Ronowi.

Ta myśl ugodziła Hermionę niczym celnie rzucona klątwa. Zrozumiała, że spędziła ostatnie minuty na podświadomym porównywaniu Gawaina ze swoim narzeczonym. Wszystko było przeciwko Ronowi. Nie miał prawie ani jednej cechy, który by jej pasowała. Popatrzyła się na pierścionek zaręczynowy na swoim palcu. Nagle zaczął ją parzyć jakby był zrobiony z roztopionego metalu. Zrozumiała, że tak naprawdę wcale nie chce wyjść za Rona. To było takie oczywiste, a ona tak długo ignorowała swoje uczucia do Gawaina. Tylko on może jej dać to, czego najbardziej pragnie. Ron był nieokrzesany, mało inteligentny, zapalczywy i nigdy nie trzymał języka za zębami. Nie to co Robards, który miał wszystko: umiał się zachować, był bogaty oraz zajmował wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii. Z takim mężczyzną będzie mogła zwojować świat. Dlatego wstała z krzesła, podeszła powoli do aurora i chwyciła delikatnie jego twarz w swoje dłonie.
- Co ty robisz? – wyszeptał zaskoczony.
- Chcę ciebie – odparła i pocałowała go.

Ku jej zdziwieniu Robards odsunął ją od siebie i spojrzał na nią badawczo.
- Jesteś pewna? – spytał nieufnie. - Zerwiesz z narzeczonym?
- Oczywiście! Nie chcę mieć z tym kretynem nic wspólnego – odparła bez cienia wątpliwości.
- Nie wierzę – Gawain wyglądał na kompletnie zaskoczonego.
- Uwierz. Po ostatniej nocy zrozumiałam, że nic mnie przy nim nie trzyma.
Hermiona zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy i rzuciła go za siebie. Od razu poczuła wielką ulgę. Następnie złapała aurora za rękę i pociągnęła w stronę łóżka. Mężczyzna nie stawiał oporu i chociaż nadal miał zaskoczony wyraz twarzy, dał się zaprowadzić w drugi kąt pokoju. Tam złapał ją w pasie i popatrzył się prosto w oczy.
- Obiecujesz, że z nim zerwiesz i będziesz ze mną? Muszę mieć stuprocentową pewność!
- Tak – wymruczała i rzuciła się mu na szyję.

Wylądowali na miękkim posłaniu całując się namiętnie. Hermiona nie czekała na kolejne pytania. Szybko zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Gawain przestał mieć wątpliwości i przyłączył się ochoczo do rozbierania.
- Nie nosisz bielizny? – zauważył, gdy zdjął z czarownicy sukienkę.
- Dzisiaj jej zapomniałam – wyjaśniła dziewczyna i zachichotała.
Rzuciła koszulę aurora, a ta wylądowała na fotelu. Po niedługim czasie dołączyły do niego spodnie. Atmosfera robiła się co raz bardziej gorąca i Hermiona poczuła, że jest podniecona jak nigdy w życiu. Nie mogła się doczekać, aż ona i Gawain staną się jednością. On jednak nie śpieszył się. Był czuły i delikatny, co doprowadzało czarownicę do szaleństwa. Miała ochotę krzyknąć, aby się pośpieszył. Jednocześnie bała się coś zepsuć między nimi. W końcu był to ich pierwszy raz.

Nigdy wcześniej nie czuła takiej przyjemności. Gawain był mistrzem w tym polu. Zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że auror był w wieku jej ojca. Nie miał ciała niczym dwudziestolatek, ale przecież liczyła się technika i doświadczenie. W tych sprawach Ron nie mógł się z nim równać. Robards pokrywał pocałunkami górną połowę jej ciała i schodził co raz niżej. Raz po raz Hermioną wstrząsały przyjemne dreszcze.
- Niech mnie Salazar… - jęknęła cicho, gdy poczuła jego język między nogami.
Teraz na pewno skończy! Nie było mowy, aby wytrzymała dłużej! Postanowiła, że pomyśli o czymś nieprzyjemnym, aby odsunąć od siebie podniecenie. Zaczęła intensywnie próbować, ale nie mogła się skupić na niczym innym niż na przyjemności płynącej z seksu. W akcie desperacji przywołała w pamięci twarz Rona. To był zły pomysł. Ledwo sobie o nim przypomniała, gdy zrozumiała, że pójście do łóżka z Gawainem przed zerwaniem to zdrada. Poczuła, że śniadanie podchodzi jej do gardła. Wyrwała się aurorowi i rzuciła się w akcie desperacji za krawędź łóżka. Na drewnianej podłodze wylądowało wino z przetrawionymi resztkami croissanta.

Poczuła, że Gawain położył dłonie na jej ramionach. Od razu zauważyła, że nie sprawiło jej to przyjemności. Przeciwnie. Poczuła dreszcz obrzydzenia, który wstrząsnął jej nagim ciałem. Co w nią wstąpiło? Jak mogła rzucić się na Robardsa? Przecież była z Ronem!
- Zostaw mnie – oznajmiła lodowatym tonem i sięgnęła po sukienkę, którą natychmiast założyła.
- Hermiono, co się dzieje? – spytał się zdezorientowany auror.
Dziewczyna starała się na niego nie patrzeć. Wzięła różdżkę leżącą na stoliku nocnym i zaklęciem usunęła swoje niedawne śniadanie z podłogi. Pociągnęła łyka soku jabłkowego mając nadzieję, że to powstrzyma kolejną falę mdłości. Do jej oczu napływały łzy wstydu.
- O co ci chodzi? Zrobiłem coś źle?

Hermiona milczała. Czuła się zupełnie inaczej. Jeszcze pięć minut temu była w stu procentach pewna, że chce uprawiać seks z Gawainem i nie czuła nawet najmniejszych wyrzutów sumienia, że zdradza Rona. Teraz uczucia powróciły i coś mówiło jej, że te są prawdziwe. A skoro tamte nie były jej…
- Amortencja – wyszeptała.
- Słucham? – zdziwił się Gawain i zaczął iść w jej stronę.
- Dodałeś mi amortencji do wina! – Hermiona wrzasnęła i usiadła ciężko na podłodze przerażona własną naiwnością. – To dlatego nagle mi odbiło!

Gawain błyskawicznie podszedł do niej. Złapał za ramiona i potrząsnął, aby zmusić do spojrzenia na niego.
- Nigdy bym niczego takiego nie zrobił! – zapewnił rozgorączkowanym tonem.
- Nie wierzę!
- Mogę przysiąc! Na wszystko! – oznajmił auror z naciskiem. – Kocham cię i nigdy w życiu bym tak nie postąpił! Nie miałem kiedy ci czegoś dolać!
- Masz zręczne palce – odparła Hermiona i zarumieniła się pod wpływem dwuznaczności tego stwierdzenia.
- Może wczoraj w nocy także ci coś dolałem? – Gawain naburmuszył się i ruszył na poszukiwanie bielizny. – Zdaje mi się, że sama trzymałaś mnie za rękę podczas bieganiny po Wersalu.
- To było… konieczne. Inaczej mogłam się przewrócić w szpilkach i mugole nakryliby nas – odparła speszona.

Gawain popatrzył się na nią z miną mówiącą „nie wciskaj mi kitu”. Obydwoje wiedzieli, że gdyby chciała to zdjęłaby niewygodne obuwie albo przetransmutowała je w coś innego.
- A może po prostu alkohol sprawił, że zrozumiałaś co do mnie czujesz? – zauważył auror podczas zakładania spodni.
Hermiona nie była przekonana. Nie upiłaby się taką małą ilością wina. W międzyczasie zjadła croissanta, gdyby piła na pusty żołądek to istniałaby taka możliwość. Nic nie tłumaczyło dlaczego poczuła jakby przestała kochać Rona.
- Niemożliwe – odparła z pewnością w głosie.
- Ostatnim razem jakoś ci nie przeszkadzało, że masz chłopaka – wypomniał jej Gawain. – Podejrzewam, że tym razem było tak samo. Kiepsko ukrywasz uczucia do mnie. Zdecyduj się wreszcie kogo wybierasz, ponieważ to zaczyna robić się co raz bardziej męczące!
- Wcale nic do ciebie nie czuję! - Hermiona zaprotestowała gwałtownie.
Te słowa podziałały na aurora jak płachta na byka. W ciągu chwili pojawił się koło dziewczyny i złapał ją za nadgarstki. 
– Jesteś pewna, że nic? – zapytał ochrypłym szeptem, po czym przycisnął ją całym ciałem do ściany i zaczął gwałtownie całować po szyi.

Hermiona miała ochotę go odepchnąć, ale nie dawała rady. Jej ciało przeszył taki dreszcz rozkoszy, że poczuła się kompletnie bezsilna. Pożądanie wróciło z podwójną mocą. Czarownica nie mogła się uspokoić i przywołać w myślach twarzy Rona. Tym razem to nie zadziałało. Rozluźniła się i zaczęła szybciej oddychać. To sprawiło, że Gawain puścił jej ręce.
- Czyli mówisz, że teraz też ci coś dałem? – spytał się z ironią.
- Nie… - wyjęczała marząc o kolejnej porcji pieszczot.

Ku jej zdumieniu Gawain przytulił ją mocno do siebie. Przyłożył jedną dłoń do jej policzka, a drugą zaczął delikatnie gładzić jej plecy.
- Nie chcę abyś była ze mną tylko dlatego, że mnie pożądasz – wyszeptał łagodnie. – Przemyśl wszystko i jeśli zdecydujesz się na mnie to wiesz gdzie mnie szukać.  
Odsunął Hermionę od siebie ciągle patrząc jej w oczy. Zapiął koszulę, wziął swoją różdżkę i przywołał szatę wyjściową, która posłusznie wyskoczyła z szafy. Wychodząc złożył na ustach zastygłej w bezruchu dziewczyny delikatny pocałunek.
- Do zobaczenia w poniedziałek – powiedział i z ociąganiem ruszył ku drzwiom.
Hermiona patrzyła jak Gawain wychodzi. Stała jak słup soli tam gdzie ją zostawił. Rozgrzaną i ciężko dyszącą.
- Co ja mam robić? – spytała pustego pokoju i zaczęła płakać.

poniedziałek, 24 października 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 39 – Paryż


Pociąg mknął przez Londyn mijając kolejne budynki. Przejeżdżał nad zatłoczonymi ulicami oraz obok spokojnych parków. Mimo tego mugole w ogóle nie zauważali jego istnienia. Czarodzieje odbywający podróż przyglądali się z zaciekawieniem na zabudowę osób pozbawionych magii. Niektórzy komentowali to i owo. Dzieci zachwycały się samochodami oraz nie mogły doczekać się przejazdu przez tunel pod kanałem La Manche.

Hermiona nie podziwiała widoków za oknem. Ostentacyjnie wyciągnęła zeszyt z francuskimi słowami oraz gramatyką i pogrążyła się w lekturze. A przynajmniej próbowała, ponieważ tak naprawdę była za bardzo wzburzona, aby cokolwiek weszło jej do głowy. Ron zachował się jak totalny palant! Na pewno ludzie zaczną rozmawiać na temat jego obelg skierowanych w stronę Robardsa. Plotkary przypomną sobie aferę sprzed pół roku i dodadzą do wszystkiego swoje dwa knuty. Dziewczyna nie chciała się oszukiwać: to było pewne, że znowu zaczną ją podejrzewać o romans z szefem aurorów.
- Nie wierzę mu – pomyślała Hermiona. – Mogę się założyć, że maczał palce w rezygnacji Faxona. Jeśli chce się na mnie zemścić to wybrał naprawdę dobry sposób.

Dziewczyna opuściła powoli zeszyt, który trzymała przed twarzą, aby zerknąć na Robardsa. Siedział naprzeciwko niej i wpatrywał się w nią bez krępacji. Ich spojrzenia się spotkały. Hermiona miała ochotę strzelić go zeszytem w twarz. Nawet nie starał się ukryć faktu, że dobrze się bawi! Prychnęła z pogardą i wróciła do nauki francuskiego.
- Sądzę, że powinniśmy poczynić jakieś ustalenia – głos Gawaina zawierał nutkę rozbawienia całą sytuacją.
- Zgadzam się! – warknęła Hermiona zza zeszytu. – Proponuję nie odzywać się do siebie, chyba że sytuacja będzie tego wymagała. We Francji tłumaczę co ma pan do powiedzenia, a potem każde idzie w swoją stronę.
- Nie jesteś ciekawa czemu Faxon musiał zostać?
- Nawet w najmniejszym stopniu! – fuknęła.
- Jak sobie życzysz – odparł i westchnął dając jej do zrozumienia, że uważa jej zachowanie za co najmniej dziecinne. – Francuzi przysłali protokoły spotkania?
- Tak.
- Dasz mi je? Faxon o nich zapomniał.

Czarownica bez słowa sięgnęła do swojej torebki i bardziej rzuciła niż podała pergaminy. Robards rozwinął je i uniósł brwi.
- Mogłabyś dać mi te przetłumaczone na angielski?
Hermiona zachowała kamienną twarz, gdy sięgnęła po raz drugi do koralikowej torby. Tym razem specjalnie cisnęła w tors aurora słownikiem. Gawain wykazała się refleksem i w ostatniej chwili złapał ciężki tom.
- Miłej zabawy – zakpiła czarownica i schowała twarz za zeszytem.

Nie miała nawet najmniejszej ochoty pomóc w czymkolwiek swojemu towarzyszowi podróży. Sądząc po ciężkim westchnięciu oraz szeleście otwieranego słownika Gawain zrozumiał, że nie może na nią liczyć.

***

Burmistrz miasteczka Chatelier mówiła tak łamanym angielskim, że przy niej Fleur mogła uchodzić za osobę porozumiewającą się w Anglii bez jakichkolwiek problemów. Hermiona uśmiechała się do komitetu powitalnego, ale jednocześnie zastanawiała się kiedy dać do zrozumienia, że przyjechała w charakterze tłumacza. Podziwiała wysiłki przywódczyni i jednocześnie współczuła jej, ponieważ wyraźnie było widać jak kobieta się męczy. Przerwanie jej nie wchodziło w grę. Dziewczyna stwierdziła, że po prostu podziękuje za powitanie mówiąc po francusku.

Gawain Robards, który stał na peronie obok Hermiony, nie uśmiechał się. Zachował neutralny wyraz twarzy, nie okazując jakichś większych uczuć. Czekał aż Madame Blaireau skończy swoje męki. Czarownica nie wątpiła, że mężczyzna prawie niczego nie zrozumiał. Przez moment poczuła pokusę, aby w przyszłości trochę poprzeinaczać jego wypowiedzi, ale szybko się opanowała. Była przecież pracownikiem Brytyjskiego Ministerstwa Magii. Nie powinna szkodzić swojej stronie. Mimo, że była zdenerwowana na Gawaina to musiała mu przyznać, że umiał odnaleźć się w świecie polityki. Cierpliwie czekał na rozwój sytuacji i działał z namysłem. Dodatkowo zaimponował Hermionie tym, że w ciągu godziny przetłumaczył wszystkie protokoły. Było w nich pełno błędów, ale ogólny sens wypowiedzi został zachowany. Gdy skończył oddał pergaminy zaskoczonej dziewczynie. Wtedy zrobiło się jej trochę głupio. To sprawiło, że sprawdziła je i poprawiła wszystkie niedociągnięcia. Postanowiła, że mimo tego, nadal nie będzie odzywać się do niego. Wolała rozmawiać z nim tylko i wyłącznie na temat obowiązków służbowych.
- Bardzo dziękujemy za miłe słowa, Madame Blaireau – do uszu Hermiony dotarł głos Gawaina.

Mówił po angielsku czyli to był znak, aby zaczęła tłumaczyć. Czarownica trochę bała się tej chwili, ale wiedziała, ze zrobiła wszystko co w swojej mocy aby nadrobić braki. Uśmiechnęła się mimo napiętych nerwów i z jej ust popłynęło powitanie w języku francuskim.

***

Do południa czasu lokalnego protokół nie przewidywał rozmów na temat dementorów. Anglicy zostali oprowadzeni po miasteczku i dowiedzieli się o nim wielu rzeczy. Na przykład tego, że było całkowicie odizolowane od mugolskiego świata przy pomocy czarów. Mieściło się w Parku Narodowym niedaleko Paryża. Kiedyś ukryte było w gęstej roślinności pokrywającej teren lasu. Po jakimś czasie do stolicy Francji zaczęło napływać co raz więcej ludzi. Okolice zostały zasiedlone i mugole mogli odkryć istnienie Chatelier. Dlatego wokół miasteczka została wyczarowana kopuła, która czyniła go niewidocznym oraz uniemożliwiała wejście na jego teren. Dostać się można było do środka tylko za pomocą teleportacji, świstoklika, sieci Fiuu oraz pociągu. Mugolskie środki transportu omijały teren, który dzięki sekretnej interwencji czarodziejów, został uznany za ściśle chroniony Park Narodowy.

Hermiona z przyjemnością oglądała urokliwe kamienice, które bardzo różniły się od tych na ulicy Pokątnej. Wszystko było bardziej zadbane i stylowe. Francuskie czarownice były o wiele lepiej ubrane od swoich koleżanek z Wielkiej Brytanii. Ich suknie były w większości dobrze skrojone oraz nie raziły dziwacznymi kolorami. Dobierały dodatki zgodne z aktualnym strojem i nie pojawiały się kapelusze z wypchanym sępem na czubku.  Francuzi, podobnie jak ich kobiety, wyglądali bardzo dobrze. Właściwie nie nosili szat czarodziejów. Częściej ubrani byli jak mugole sprzed dwustu lat co dodawało im pewnego rodzaju uroku.

Po obejściu miejscowych atrakcji Hermiona z Gawainem zostali odprowadzeni do hotelu, gdzie mogli zjeść obiad i przygotować się do dyskusji na temat dementorów, która miała odbyć się w późnych godzinach popołudniowych. Dziewczyna z radością stwierdziła, że dostała wysokiej klasy pokój. Nie był to apartament królewski, ale i tak robił wrażenie. Na samym środku pomieszczenia stało wielkie łoże królewskie z baldachimem. Krwistoczerwona pościel doskonale pasowała do ścian pokrytych kremową tapetą, na której widniały złote symbole królewskiej lilii. Wszystkie meble były ciemne i bogato rzeźbione. Stara, drewniana podłoga była polakierowana i wyczyszczona do połysku. Przy łóżku czekała walizka Hermiony, hotelowy szlafrok, ręczniki oraz różne przybory codziennego użytku, których gość mógłby potrzebować.

Czarownica ruszyła w stronę okna i ujrzała przez nie idealnie utrzymany park. Pomyślała, że większość angielskich czarodziejów nie polubiłaby tych prostych alejek i przystrzyżonej równiutko roślinności. Nawet jej przyszły teść załamałby się przez taki widok. Bez gnomów i chwastów to nie był według niego prawdziwy ogród.

Rozległo się pukanie i przez drzwi wmaszerował pewnym krokiem Robards, co jeszcze bardziej zezłościło dziewczynę. Nawet nie poczekał na pozwolenie! Przecież mogła się przebierać po podróży albo wkładać bieliznę do szafy!
- Właśnie się dowiedziałem, że przybyli Belgowie. U nich także namnożyli się dementorzy i nie potrafią sobie z nimi poradzić –  oświadczył mężczyzna i usiadł bez krępacji w wielkim fotelu, który stał koło dość skromnej biblioteczki. – Percy obrał kiepską taktykę. Zapoznałem się z jego pomysłami i stwierdziłem, że trzeba je zmodyfikować.
- Co pan proponuje? – tylko takie pytanie przeszło przez gardło rozdrażnionej Hermiony.
- Uważam, że nie wystarczy poinstruować ich wszystkich jak pozbyć się dementorów. Francuzi przypiszą sobie całą zasługę. Będą nam wypominać, że sprowadziliśmy na nich kłopoty i niczego nie zrobiliśmy, aby im pomóc – Gawain wyjaśnił tonem znawcy. – Trzeba pojechać z nimi w teren. Innego wyjścia nie ma. Nie wiem jakim cudem ten naród przetrwał tyle czasu skoro nie znają zaklęcia Patronusa…

Czarownica poczuła, że powinna zacząć bronić Francję. Chociażby po to, aby móc sprzeciwić się aurorowi. Jego plan w ogóle się dziewczynie nie podobał. Wolała trzymać się tego co zaproponował Percy.
- Tutaj nie jest tak deszczowo jak u nas. Zwłaszcza na południu. Dementorzy nie zapuszczali się sami poza Azkaban, do czasu ich wypędzenia. Nic dziwnego, że szukają nowego miejsca do… hmm… życia.
- Miałbym o połowę mniej kłopotów gdyby nadal siedzieli tam gdzie jest ich miejsce – oznajmił Robards. – Więźniowie byliby grzeczni, a Francuzi mieliby inny temat do narzekania. Jednak Kingsley kazał się pozbyć dementorów. Wyszliśmy na tym jak Ali Bashir na latających dywanach…

Hermiona skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała się spode łba na aurora. Popierała w pełni program Kingsleya i nie lubiła, gdy ktoś go krytykował.
- No dobra, nie będę wygłaszał osobistych opinii, bo widzę, że gdyby wzrok mógłby zabijać to byłbym martwy – oznajmił Robards po krótkiej chwili po czym wstał. – W takim razie wiedz, że zamierzam obiecać Francuzom, że przyślę tutaj małą grupę aurorów, która pomoże im walczyć z dementorami. Przygotuj się, ponieważ może być gorąco. Oni na pewno będą chcieli abyśmy wszystko za nich zrobili, a ja na pewno na to nie pozwolę.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Jej jedyną reakcją było odprowadzenie wzrokiem mężczyzny, gdy ten ruszył w stronę drzwi i po chwili zniknął za nimi.

***

Poniedziałek minął błyskawicznie, a wtorek równie szybko zaczynał się kończyć. Hermiona wróciła do swojego pokoju po kolacji zjedzonej z Robardsem w hotelowej jadalni. Od razu zrzuciła swoje ubranie i udała się pod prysznic. Stojąc w strugach ciepłej wody podsumowywała w myślach toczące się negocjacje. Gawain miał rację i większość Francuzów domagało się usunięcia dementorów przez Anglików. Belgowie raczej skłaniali się ku temu, aby przysłać do nich małą grupę, która będzie z nimi współpracować. Podczas rozmów padło wiele słów i niektórzy zaczęli się ostro kłócić. Nie przejmowali się zupełnie faktem, że Anglicy wszystko widzą i słyszą. Wzajemne sympatie i antypatie szybko wychodziły na wierzch. Hermiona dowiedziała się, że we Francji są dwie partie polityczne, które rywalizują ze sobą o miejsce w magicznym rządzie. Wybory zbliżały się nieuchronnie i każda z nich chciała się pochwalić usunięciem dementorów.

Czarownicy niedobrze się robiło na widok walk. Miała problemy z tłumaczeniem szybko wypowiadanych zdań. Zwłaszcza jeśli roiło się w nich od potocznych wyrażeń i związków frazeologicznych. Głośna dyskusja oponentów nie raz zmuszała Hermionę do mówienia Robardsowi prosto do ucha, inaczej niczego by nie usłyszał. Doprowadzało to dziewczynę do rozpaczy, ponieważ była niebezpiecznie blisko mężczyzny. Kilkukrotnie zetknęli się ramionami, a kilka razy głowami. To nie wpływało na nią dobrze. Tym bardziej, że za każdym razem czuła zapach jego perfum. Mimo tego co przeszła nadal ją pociągały. Zawsze była podatna na takie rzeczy. Pamiętała jak poczuła w amortencji zapach włosów Rona. Perfumy Gawaina peszyły ją i utrudniały zadanie. W ogóle ten człowiek sprawiał, że miała ochotę wrócić najbliższym pociągiem do Londynu. Starała się znienawidzić go ze wszystkich sił, ale nie dawała rady. Z godziny na godzinę co raz bardziej imponował jej profesjonalizmem, umiejętnością powściągania uczuć i sprytem podczas negocjacji. W stosunku do niej zachowywał się bardziej swobodnie, ale nie pozwalał sobie na okazywanie, że jest dla niego kimś więcej niż współpracownicą. Był uprzejmy i nic nie mówił, gdy tego sobie nie życzyła.

Hermiona wyszła z pod prysznica, wytarła się, ubrała w piżamę i zaczęła suszyć włosy przy pomocy magii. Patrząc się jak tracą wodę i stają się co raz bardziej puszyste rozmyślała o Robardsie. W pewnym momencie przyłapała się na tym, że chce z nim porozmawiać. Nie o dementorach albo pracy. Tak normalnie, na przykład o Harrym, albo o wspólnych zainteresowaniach.
- Nie, tego już za wiele! – skarciła się w duchu. – Masz się ograniczyć do minimum! Chyba nie chcesz, aby powtórzyła się historia z września?

Zdecydowanie tego nie chciała. Dostała wtedy porządną nauczkę i byłoby to z jej strony wyjątkową głupotą, gdyby znowu się wpakowała w tę samą sytuację. Harry drugi raz nie wybaczyłby i pewnie kazałby zerwać jej z Ronem.
- W sumie to wszystko jest niesprawiedliwe – oświadczyła samej sobie, gdy weszła do pokoju. – Tak naprawdę wcale nie chcę mieć romansu z Robardsem! Po prostu lubię zapach jego perfum. Może i ma pewne wady, ale jednocześnie jest interesującą osobą. Gdyby nie wybuch złości Rona, mogłabym rozmawiać z nim na wszelkie tematy. Harry twierdzi, że Robards jest w porządku. Nie złamał danego słowa i przez te pół roku nie przystawiał się do mnie. Milczał nawet wtedy, gdy robiłam mu specjalnie na złość – Hermiona oblała się rumieńcem i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. – Przez Rona i jego zazdrość nie mogę nawet pomarzyć o przyjaźni z Robardsem. A to nie jest głupi pomysł skoro chcę zostać Ministrem Magii. Szef biura aurorów ma spory autorytet i pewnie poparłby mnie w wyborach…

Świadomość, że traci silnego sojusznika doprowadzało Hermionę do szału. Poczuła, że życie jest strasznie niesprawiedliwe. Z powodu swojego narzeczonego przechodziła koło jej nosa okazja życia. Może powinna porozmawiać z Ronem i wytłumaczyć mu to wszystko?
- Nie, to nie wchodzi w grę – pomyślała ponuro.

Pierwszego dnia, zaraz po obiedzie, wypożyczyła jedną z hotelowych sów i wysłała swojemu mężczyźnie list. Napisała w nim, że czeka na wiadomość od niego z informacją, czy przyjedzie w sobotę spędzić z nią czas w Paryżu. Była strasznie rozczarowana, gdy nie dostała odpowiedzi. Może nadal jest na nią obrażony? W tej sytuacji lepiej było nie mówić o swoich planach.

Uczucie rozgorączkowania przytłaczało ją. Co raz szybciej maszerowała po pokoju rozważając kolejne możliwości. Żaden z planów, które ułożyła nie wydawał się jej idealny. Każdy miał wady i istniało spore ryzyko, że wszystko obróci się przeciwko niej. Dopiero po dłuższej chwili Hermiona zorientowała się, że miota się po pomieszczeniu od godziny. To był cud, że nikt nie przyszedł na skargę z powodu jej tupania. Dziewczyna szybko zgasiła światło i wskoczyła do łóżka. Jednak sen nie chciał nadejść. Jej mózg pracował na najwyższych obrotach mimo, że tego nie chciała. Po dłuższej chwili zrozumiała, że musi się uspokoić, ponieważ inaczej nie zaśnie. Spojrzała na stary zegar z kukułką wiszący po drugiej stronie pokoju. Za chwilę miała wybić godzina jedenasta. Jeśli dałaby radę się zrelaksować to mogłaby usnąć koło pierwszej.

Nagle przyszedł do głowy Hermiony szalony pomysł. A gdyby tak wyskoczyć na chwilę do Paryża i pospacerować trochę? Odetchnęłaby i jej myśli przestałyby się skupiać na Ronie oraz Robardsie. Gdyby zniknęła na godzinę lub dwie nikt by nie zauważył. Hotel był objęty czarami nie pozwalającymi na teleportację, dlatego goście pojawiali się przed nim lub w parku.

Czarownica błyskawicznie podjęła decyzję. Szybko wstała i ubrała się. Ostrożnie wyjrzała na korytarz hotelu. Na szczęście nie było nikogo i przywitała ją cisza. Ostrożnie stąpając poszła w stronę schodów i zaczęła schodzić krętymi stopniami. Na parterze spotkała pokojówkę, która nie zwróciła na nią zbytniej uwagi. Widocznie wiedziała, że goście nie zawsze siedzą w swoich pokojach i czasem mają ochotę na nocny spacer.

Pierwszy wdech chłodnego powietrza sprawił, że Hermiona zaczęła się zastanawiać czy dobrze robi. Wiedziała, że jej pomysł był dość ryzykowny, ale tak bardzo chciała zobaczyć Wieżę Eiffla. Pogrążona w rozmyślaniach weszła pomiędzy drzewa. Nagły szelest sprawił, że szybko odwróciła się w kierunku dźwięku. Wytężała wzrok pośród ciemności, ale ani nikogo, ani niczego nie zauważyła. Pomyślała, że pewnie to było jakieś zwierzę, które spłoszyło się i pobiegło w krzaki. Wzięła głęboki oddech i skupiła się na swoim celu: obrzeżach Lasku Bulońskiego. Położony był około czterdzieści minut drogi od Wieży Eiffla. To była idealna ilość czasu, aby rozjaśnić umysł i pozbyć się niechcianych myśli. Hermiona obróciła się w miejscu i z radością wyruszyła na spotkanie z Paryżem. Tylko, że akurat w tym samym momencie ktoś złapał ją za ramię.
- Gdzie my jesteśmy? – spytał się Gawain, gdy wylądowali wśród drzew.
- A może powie mi pan najpierw, czemu mnie śledził? – warknęła Hermiona.
- Chciałem cię powstrzymać przed tym co właśnie zrobiłaś – wyjaśnił auror. – Domyśliłem się, że chcesz się spotkać ze swoim narzeczonym. Jesteśmy w Londynie?
- W Paryżu – sprostowała czarownica rozdrażnionym tonem. – Skąd pomysł, że chciałam się spotkać z Ronem?
- Wysłałaś mu sowę.
- Mogłam pisać do kogokolwiek.
- Pytałaś się recepcjonistki kilkukrotnie o małą sówkę. Tę, którą i mi kiedyś wysyłałaś. Skoro jej nie masz przy sobie to znaczy, że nie jest twoja. Od razu nasuwa się wniosek do kogo należy – oznajmił Gawain z pewnością. – Nie dostałaś odpowiedzi i z tego powodu się zdenerwowałaś. Słyszałem jak chodziłaś gorączkowo po swoim pokoju. Gdy zauważyłem, że się wymknęłaś poszedłem za tobą. Domyśliłem się, że coś planujesz. Nie jesteś osobą, która siedzi na czterech literach, gdy coś się dzieje. Szkoda tylko, że nie pomyślałaś jak to wszystko wygląda. Takie nocne wymykanie się z hotelu, zwłaszcza gdy jesteśmy tutaj w sprawach państwowych, może zostać źle odebrane.

Hermiona naburmuszyła się jeszcze bardziej. Jakoś nie miała najmniejszej ochoty wysłuchiwać zarzutów, nawet jeśli w głębi serca wiedziała, że Gawain ma rację. Co miało się stać, to się stało.
- Pomylił się pan – zauważyła z satysfakcją. – Chcę tylko pospacerować przed snem, nic więcej.
- Tutaj?
- Za tamtym zakrętem kończy się Lasek Buloński. Mam zamiar pójść do Wieży Eiffla i wrócić do hotelu za godzinę – wyjaśniła lodowatym tonem. – Może pan teleportować się do Chatelier. Gdyby ktoś się o mnie pytał to powie pan prawdę.
- O nie, nie zrobię tak – zaprotestował żywo Robards. – Nie pozwolę włóczyć ci się samej po nocy!
- Nie potrzebuję niańki! – prychnęła Hermiona. – Mam różdżkę i w razie kłopotów poradzę sobie sama.
- I tak mam zamiar iść z tobą.
- Nie!
- Pójdę za tobą czy tego chcesz, czy nie – zakomunikował ostro auror. – Będę trzymał się z tyłu i nie odezwę się ani słowem, ale nie puszczę cię samej.

Hermiona już miała zakląć, gdy usłyszała, że ktoś się zbliża. Odgłosy świadczyły, że była to większa grupa ludzi, którzy raczyli się wcześniej alkoholem. Pomyślała, że Gawain może mieć rację.
- No dobrze! – zgodziła się. – Ale proszę nie zbliżać się do mnie na więcej niż pięć kroków!
Robards tylko skinął głową, a potem bezszelestnie podążył za nią.

***

Środa minęła dziewczynie identycznie jak wtorek. Dzień wypełniały w mniejszym stopniu negocjacje, a w większości wewnętrzne kłótnie Francuzów. Ron nadal nie dawał znaku życia, a Hermiona co raz bardziej spinała się w obecności Robardsa. Początkowo była zła na niego za to, że poszedł za nią do parku. Złość jej szybko minęła, gdy się okazało, że samotnie idąca dziewczyna przyciąga uwagę ciemnoskórych mieszkańców Paryża. Hermiona nie była rasistką, ale zauważyła, że biali ludzie nie gwizdali w jej kierunku i nie proponowali seksu. Niektórzy z zalotników byli na tyle śmiali, że podchodzili do niej. Po pierwszej takiej sytuacji Robards zbliżył się do niej i dał do zrozumienia, aby chwyciła go za ramię. Mimo wewnętrznych oporów dziewczyna spełniła jego prośbę i wspólnie milcząc dotarli bez przeszkód do Wieży Eiffla. Jedyne co Hermiona usłyszała od Gawaina to „dobranoc”, gdy rozstali się przed drzwiami prowadzącymi do ich pokoi. Rano zaś nie wspomniał ani razu o nocnej przechadzce.

Siedząc wieczorem w fotelu Hermiona stwierdziła, że chętnie zobaczyłaby Katedrę Notre Dame. Gdy była jeszcze uczennicą to zwiedzała ją razem z rodzicami. Zrobiła na niej ogromne wrażenie, tym bardziej, że była fanką Disnejowskiego filmu o Dzwonniku z Notre Dame. Mama zabrała ją do kina, aby choć przez chwilę rozchmurzyła się po śmierci Syriusza. Niedługo po tym cała rodzina Grangerów pojechała na tydzień do Paryża. To były ostatnie beztroskie wakacje Hermiony. Rok później zmodyfikowała pamięć rodzicom i wysłała ich do Australii, a ona sama zaangażowała się w walkę w świecie czarodziejów.

Złe wspomnienia wskoczyły do głowy Hermiony i nie chciały z niej wyjść. Próbowała zająć się powtarzaniem francuskiej gramatyki, ale czytanie setny raz tego samego nie dawało jej ulgi. Co chwilę łapała się na tym, że nie widziała liter, za to myśli dryfowały swobodnie. Dlatego po dłuższej walce rzuciła zeszyt na stół. Czując wewnętrzne napięcie zrozumiała, że ma ochotę z kimś porozmawiać. Co najgorsze, wiedziała z kim, a ten ktoś był w pokoju obok.

Hermiona sama nie zauważyła kiedy założyła żakiet i zjawiła się pod drzwiami Gawaina. Działała mechanicznie. Zastukała zanim zdążyła się opanować. Gawain na jej widok, jak to miał ostatnio w zwyczaju, uniósł pytająco brwi.
- Nie mogę spać. Ma pan ochotę na kolejny milczący spacer? – wydukała speszona.
Auror zachował kamienną twarz, gdy odłożył czytaną książkę i wstał z fotela, który był taki sam jak ten w pokoju Hermiony.
- Sam nie wiem czemu się na to zgadzam – oznajmił i założył koszulę. – Chodźmy.

***

Dopiero przedostatni dzień delegacji przyniósł rozwiązanie problemu dementorów. Francuzi, wyczerpani wewnętrznymi konfliktami, zgodzili się na przysłanie małej grupy angielskich aurorów. Robards do samego końca pozostał niewzruszony na argumenty drugiej strony. Hermiona podziwiała go, że nie ugiął się pod presją. Tym bardziej, że niektórym Francuzom puszczały nerwy i oskarżali go o próbę wywołania wojny pomiędzy Wielką Brytanią a Francją. Auror zachowywał kamienną twarz słuchając obelg. Hermiona zaś czuła się co raz bardziej zirytowana takimi insynuacjami. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie walczyłby w wojnie z powodu dementorów! W końcu nie wytrzymała i wygłosiła długą tyradę na temat niedorzecznych pomówień. Wyjaśniła, że razem z Harrym Potterem pokonała zwolenników Voldemorta i nie zawaha się znowu stanąć do walki. To otrzeźwiło zwaśnionych Francuzów i ku niesamowitego zdziwieniu zarówno Hermiony jak i Gawaina, postanowili przyjąć proponowane przez nich warunki.
- Pewnie wracasz dzisiaj do Londynu – zagaił Robards podczas uroczystej kolacji, która została wydana na cześć podpisanego porozumienia. – Miałem nadzieję, że wieczorem znowu gdzieś mnie porwiesz.

To był pierwszy raz, gdy powiedział coś do Hermiony, co nie było bezpośrednio związane z pracą. Dziewczyna prawie zakrztusiła się kawałkiem Carbonade flamande. Nie spodziewała się takiego wyznania.
- Nigdzie nie jadę – odezwała się po chwili. – Mam w planach zostać w Paryżu na weekend.
- Czyli zostajesz tutaj do jutra?
- Tak.
Gawain wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Hermiona poczuła, że tym razem nie jest spięta. Zamiast tego dopadła ją ciekawość. Czy Robards coś jej zaproponuje? Gdyby tak… Nie! Ona nie może o tym myśleć! Przez te nocne przechadzki przestała się w stu procentach kontrolować, a to mogło się bardzo źle skończyć. Co jeśli auror znowu się zacznie do niej zalecać? Będzie miała duży problem!

Minuty mijały, a Robards nie odzywał się. Hermiona straciła już jakąkolwiek nadzieję, że mężczyzna cokolwiek do niej powie. Po drugim daniu przyszła pora na deser, a po nim na salę weszła orkiestra i zaczęła grać walca. Madame Blaireau wyszła na środek i ogłosiła, że przyszedł czas na taniec. Dziewczyna ze zdumieniem patrzyła jak większość zebranych czarodziejów i czarownic wstaje od stołu, aby poddać się muzyce. W Wielkiej Brytanii nie było takiego zwyczaju. Owszem, były przyjęcia organizowane przez Ministerstwo Magii, ale nikt na nich nie tańczył! Widocznie Francuzi mieli odmienne podejście do tematu.
- Mogę cię prosić do tańca?

Czarownica spojrzała na Gawaina i spostrzegła, że pierwszy raz od dawna uśmiechnął się do niej. Nie słuchając swoich własnych ostrzeżeń, podała mu dłoń i wyszeptała „tak”.