- Gdybyś choć
raz przestał być księciem mroku to może dostrzegłbyś jakieś pozytywne strony
tej sytuacji.
Sara posłodziła
swoją herbatę i zaniosła ją na niski stolik, który stał pomiędzy dwoma
fotelami. Po chwili dołączyła do niego talerzyki z szarlotką. Severus wziął
ciasto i po pierwszym kęsie stwierdził, że upiekł o wiele lepsze na zajęciach u
Meduzy.
- Dundy może nie
grzeszy intelektem, ale to nie znaczy, że nie możecie nawiązać koleżeńskich
relacji – kontynuowała psycholog. – Dobrze jest mieć więcej niż jedną osobę, z
którą można pogadać o wszystkim.
Severus prychnął
z niesmakiem. Nigdy nie miał przyjaciół wśród mężczyzn i wcale mu tego nie
brakowało. Pomysł, że mógłby być kumplem Dundy’ego sprawiał, że miał ochotę
wyjść z gabinetu Sary. Ona kompletnie nie pomyślała jak to będzie wyglądać! On,
uczony, geniusz, mistrz eliksirów ma się przyjaźnić z nierozgarniętym kowbojem?
Już teraz wyglądali w swoim towarzystwie jak parodia Flipa i Flapa, ponieważ
Dundy był niski i gruby. Taki niepozorny człowieczek, którego można całkowicie
olać i przejść obok nawet nie zauważając jego istnienia. To było oczywiście
możliwe do czasu aż Dundy nie otworzył ust, aby wygłosić swój monolog. Wtedy
każdy uciekał w popłochu.
- Nie gadaj
głupot! – żachnął się Severus. – Lepiej znajdź jakiś powód dla którego nie
powinniśmy mieszkać razem. Możesz napisać, że moje zdrowie psychiczne strasznie
na tym cierpi i mam ochotę podciąć sobie żyły. Jeśli dobrze pójdzie to z tego
powodu zabronią mi chodzenia na zajęcia z gotowania i Meduza będzie za mną
płakać – zachichotał ze swojego dowcipu.
- Nie zrobię
tego – oświadczyła Sara zachowując kamienną twarz. – Nie możesz przez całe
życie odrzucać innych. Nic ci się nie stanie jeśli pobędziesz z nim w jednej
celi przez dwa tygodnie.
- Może mi się
stać – odparł niezbyt grzecznym tonem. – Mogę ogłuchnąć albo udusić się kołdrą
podczas zakładania jej sobie na głowę, aby nie słuchać jazgotu Dundy’ego!
Sara uśmiechnęła
się pod nosem kpiąco i uniosła brwi.
- Jak dzieci –
skomentowała całą sytuację i pociągnęła porządnego łyka herbaty. – Musicie się
jakoś dogadać, nie ma możliwości, aby któryś z was zabrał swoje zabawki i
poszedł do innej piaskownicy – uśmiechnęła się promiennie ukazując idealnie
proste i olśniewająco białe zęby.
Severus miał
ochotę wrzasnąć na nią albo porządnie potrząsnąć. Dla niej to było maksymalnie
pięć minut roboty, a dla niego koniec kłopotów. Jednak
Pani-Wiem-Co-Dla-Ciebie-Najlepsze nie miała ochoty kiwnąć palcem, aby ułatwić
mu życie i to mimo faktu, że był jej mężczyzną!
- No dobrze,
spróbuję się z nim jakoś dogadać - zgodził się chłodno.
Wiedział, że na
Sarze nie robią wrażenia wybuchy złości. Musiał znaleźć inny sposób, aby
zgodziła się zrobić to co chciał. Najtrudniej było sprawić, aby się nie
zorientowała w jego zamiarach.
- Mówiłem ci
kiedyś, że jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na całym świecie? – Severus
przystąpił do ataku.
Mógł z czystym
sumieniem tak stwierdzić, ponieważ Lily była martwa, a współczesna magia nie
znała sposobu, aby ją wskrzesić. Słowo „najważniejsza” nie znaczyło jednak, że
ją kochał. To uczucie nie pojawiło się i nic nie wskazywało na to, że kiedyś to
się zmieni.
Sara
zachichotała i wyglądało na to, że złapała przynętę. Rozmawiała z nim będąc
wyraźnie szczęśliwą i dawała się wodzić za nos. Severus cieszył się w myślach
jak dziecko i tylko odliczał czas jaki mu pozostał. Postanowił, że przed samym
końcem nieistniejącej terapii ponowi prośbę. Sara powinna być na tyle
udobruchana, że się zgodzi.
- Nie, nie
zrobię tego co chcesz – oświadczyła mu zanim zdążył otworzyć usta. – Świetnie
się bawiłam patrząc na twoje gierki, ale zdania nie zmienię – wyjaśniła z
szelmowskim błyskiem w oku. – Całus na drogę? – szepnęła słodkim tonem.
Więzień szedł
tak szybkim krokiem, że auror odprowadzający go na oddział musiał prawie biec,
aby nie zostać w tyle. Nie było pocałunku. Severus wyszedł z gabinetu psycholog
bez słowa, dając jednocześnie do zrozumienia, że jest obrażony. Jak mogła tak
się nim bawić! Żałował, że zamiast Sary Kingsley nie przysłał innej, równie
ładnej kobiety, która nie byłaby aż tak inteligentna i bystra, oraz dała sobie
czytać w myślach. Może taką łatwiej okręciłby sobie wokół palca.
- Weź się w
garść Severusie! – oświadczył sam sobie w myślach. – Mazgaisz się zamiast
pokazać, że byłeś szpiegiem i jesteś w stanie przetrwać wszystko. To tylko dwa
tygodnie tortur, a potem Dundy wyjdzie na wolność. Wtedy wszystko wróci do
normy.
Auror otworzył
przed nim grube, więzienne drzwi prowadzące na oddział. Mężczyzna przekroczył
je z westchnieniem i skierował kroki do swojej celi. Szedł ku niej z prędkością
kulawego żółwia. Nie miał ochoty widzieć na oczy swojego współlokatora, ale nie
miał wyjścia. Chwilowo nic nie mógł zrobić.
- Jupikajej,
skurwysynu! – okrzyk bojowy rozbrzmiał po prawej ręce Severusa.
Mężczyzna zdążył
odwrócić głowę akurat w tej chwili, aby ujrzeć jak niski i dość pulchny Dundy zadaje
cios głową w klatkę piersiową Robina Poyntera. Czarnoskóry chłopak padł na
ziemię, gdzie z trudem zaczął łapać powietrze, a stojący w pobliżu więźniowie
zastygli w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji. Dundy poprawił swoje
puszyste, jasnobrązowe włosy i odwrócił się w stronę wyjścia z celi.
- O, profesorek!
– oznajmił z radością, gdy zauważył współlokatora. – Już nie mogłem słuchać
jego głupot na twój temat więc go trochę uspokoiłem. Mam nadzieję, że nie
będziesz miał mi tego za złe! – stwierdził beztrosko i bez oporu dał się skuć
aurorom, których zwabił jego okrzyk.
Severus wiedząc,
że to będzie kosztowało Dundy’ego przedłużenie wyroku o minimum trzy miesiące,
wpadł jak burza do celi, gdzie zamiast Amerykanina rozerwał na strzępy jego
poduszkę.
***
Hermiona siedziała
w mugolskiej kawiarni i piła świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. Obok niej
delektował się swoją kawą Thierry Bouchard, autor książek o jej seksownej
imienniczce. Umówili się na spotkanie przy pomocy poczty elektronicznej.
Czarownica przyjechała na spotkanie z myślą, że porządnie nawrzuca chłopakowi,
ale ten od razu zaczął tak się kajać i przepraszać, że nie miała serca tego
zrobić. Thierry opowiedział jej jak doszło do wydania jego pierwszej książki. Historię,
którą napisał była mroczna i poważna, a także zawierała sporą ilość trupów.
Jednak żadne wydawnictwo nie było nim zainteresowane. Jeden z wydawców
zasugerował chłopakowi aby spuścił nieco z ponurego tonu i napisał coś lżejszego.
Sfrustrowany i ogarnięty wściekłością Thierry zasiadł do notatnika. W kilka dni
spłodził grube opowiadanie, które było parodią pierwszej wersji i zawierało
najbardziej ograne schematy oraz rozwiązania fabularne. Wysłał je do mężczyzny
od dobrej rady mając świadomość, że nikt o zdrowych zmysłach nie może wziąć
czegoś takiego na poważnie. Dlatego zdziwił się gdy okazało się, że wydawnictwo
chce podpisać z nim umowę na cykl książek.
- Byłem taki
szczęśliwy, że ktoś chce ze mną współpracować! Dlatego nie przeczytałem umowy
przed podpisaniem jej. Myślałem, że poznali się na moim talencie kiedy
udowodniłem, że potrafię stworzyć coś zarówno mrocznego jak i lekkiego –
wyjaśnił załamanym tonem. – Gdy się przekonałem, że chcą wydać w całości drugą
wersję to było już za późno. Wzięli na poważnie te głupoty o Waldemarze.
Przecież ta książka to totalna szmira – szepnął nerwowo. – Niestety, znalazła
swoich fanów, głównie wśród nastolatków ponieważ nikt dorosły nie czyta takich
bzdur – westchnął. – Nie mogłem ci o tym napisać, ponieważ według umowy nie
mogę zbyt wiele gadać o mojej twórczości. Gdyby ktoś mi się włamał do skrzynki
i upublicznił e-maile to wlepiliby mi taką karę finansową, że musiałbym
sprzedać babcię i swoje nerki z wątrobą aby się wypłacić… Boże! Jak ja się
stoczyłem! Teraz wszyscy będą mnie kojarzyć z tą przeklętą serią – twarz
Thierry’ego wyrażała cierpienie.
Hermiona
szczerze mu współczuła. Mimo teatralności jego gestów widać było, że chłopak
się męczy i żałuje popełnionej głupoty. Ne czytanie umowy przed jej podpisaniem
było kretyńskie, ale nikt nie jest wolny od błędów. Stało się i nic nie można
było z tym zrobić.
- Teraz każą mi
napisać trzecią część – Thierry kontynuował skarżenie się. – Tym razem postawię
się i książka będzie poważniejsza. Będę argumentował to tym, że Hermiona
dorosła i zmądrzała. Mam dosyć opisywania przygód totalnej idiotki.
- Mogłeś wybrać
inne imię – zauważyła Hermiona. – Rona zmieniłeś na Regana.
- Po pierwsze:
twoje imię jest cudowne! Takie oryginalne, jedyne i niepowtarzalne! Zazdroszczę
twoim rodzicom fantazji – pisarz puścił oczko do swojej rozmówczyni przez co
Hermiona oblała się rumieńcem. – Po drugie: Ron sam mnie o to prosił.
- Jak to?
- Pisaliśmy ze
sobą przez jakiś czas po wydaniu pierwszej książki. Chyba ci pozazdrościł,
ponieważ koniecznie chciał być w historii, ale zaznaczył, że nie pod własnym
imieniem. Jak się później okazało, nie spodobała mu się jego postać – Thierry zachichotał
złośliwie.
- On to inaczej
przedstawił. Mówił, że pierwszy się odezwałeś.
- Kłamał –
wyjaśnił Thierry. – Przesłał mi wasze zdjęcie i opisał co robicie w życiu ze
szczegółami. Dzięki zaręczynom wpadłem na fabułę dotyczącej drugiej części.
- Wszystko
opisał? – Hermiona struchlała.
Jeszcze tylko
brakowało, aby Ron wyjawił ich tajemnicę. Przecież to było jawne pogwałcenie
Międzynarodowego Kodeksu Tajności!
- Tak! Wspominał,
że pracuje w sklepie ze śmiesznymi rzeczami, a ty w urzędzie do spraw zwierząt.
Musisz je lubić.
- Och, tak, tak…
- wydukała uspokojona czarownica. – Co do książki to uważam, że mogłeś darować
sobie opisy klapsów! - zmieniła temat.
- Nie złość się
bo zaszkodzisz dziecku – Thierry odparł wesoło i zaszczebiotał do jej brzucha.
– Mamusia wciale źle o mnie nie myśli skarbuńciu. Jest ziachwiciona tylko nie
chcie się przyźnać do śwoich fantaźji.
- Taaa.
Uwielbiam być seks niewolnicą przykutą łańcuchem do łóżka… - odparła z ironią.
Thierry
przysunął się błyskawicznie do Hermiony i objął ją. Hermiona równie szybko
zdjęła jego rękę ze swojego karku.
- Nie gniewaj
się! – poprosił i zatrzepotał teatralnie rzęsami.
- Ciężko
wybaczyć, gdy ktoś pisze o tobie debilne książki – czarownica westchnęła
znacząco.
- Przysięgam, że
gdybym mógł to był je wszystkie spalił! Co do jednej! Oraz nigdy nie
posłuchałbym Rona! Ja wiedziałem, że czasem człowiekowi odwala po pierwszym
wypalonym skręcie, ale go wzięło jak mało kogo. Wygadywał takie historie o
Waldemarze, jakimś Harrym i tobie, że głowa mała. Nawet ja nie miałem nigdy
takiej fazy – wyznał z żalem. – Obiecuję, że kolejna książka będzie o wiele
lepsza!
- Mam nadzieję –
powiedziała Hermiona i wstała. – Muszę już iść.
- Już? – jęknął
Thierry z rozpaczą. – Myślałem, że zostaniesz na deser. Dziecko ma na pewno
ochotę na kawałek czekoladowego tortu.
- Nie słyszałam,
aby o niego prosiło.
- Bo to trzeba odebrać sercem! – wyjaśnił
Thierry i przyłożył ucho do jej zaokrąglonego brzucha. – Uwaga, tłumaczę z
bobaskowego! On lub ona mówi, że chce ciacha!
- Każdy artysta
tak się zachowuje czy tylko ty? – spytała Hermiona słodkim tonem. – W Australii
sprawiałeś wrażenie normalnego.
- Wtedy sporo
jarałem – wyznał pisarz bez żadnego wstydu. – Tak ukrywałem swoją prawdziwą
naturę. Teraz jestem czysty i mogę być sobą.
Hermiona pomyślała,
że coś w tym jest. Thierry, który dwa lata wcześniej miał długie, blond włosy
ściął je i przefarbował na czarno. Dodatkowo zrobił sobie kilka zielonych
pasemek na grzywce, przebił uszy, brew i nos. Obecnie ubierał się niczym Neo z
Matrixa. Z tego powodu Hermiona ledwo go rozpoznała, gdy weszła do kawiarni.
- Przykro mi,
ale mam dzisiaj wizytę u lekarza – skłamała. – Może innym razem gdzieś
wyskoczymy na coś słodkiego – dodała na widok zrozpaczonej miny Thierry’ego.
- Trzymam cię za
słowo – powiedział i rzucił się w stronę wieszaka, aby podać Hermionie płaszcz.
***
Centrum handlowe
było dość mocno zatłoczone. Hermiona szła w stronę parkingu, gdzie stał jej
samochód. Mijając sklepy przyglądała się od niechcenia wystawom. Większość była
odpowiednio udekorowana na zbliżającą się Noc Duchów. Manekiny miały na głowie
maski przedstawiające straszydła, z sufitu zwisały pajęczyny z pająkami oraz
nietoperze, a na podłodze stały wydrążona dynie.
Hermiona
przystanęła przed sklepem z modą ciążową. Spodobała się jej bluzka z wystawy.
Dziecko rosło jak na drożdżach i brzuch był co raz mocniej widoczny.
Stwierdziła, że przydałyby się jej luźniejsze ciuchy. Już miała wejść do
środka, gdy usłyszała znajomy głos.
- Nie jestem
pewna czy to praca dla niej – powiedziała Cho Chang.
- Przesadzasz –
odparł wysoki chłopak o arabskiej urodzie, który trzymał ją za rękę. – Jako
prywatny detektyw będzie bajerować facetów, aby wydobyć z nich informacje. To
nie jest niebezpieczna praca, nie martw się.
- Nie potrafię –
jęknęła skośnooka dziewczyna zerkając w stronę sklepu z ubraniami ciążowymi. –
O, Hermiona! – zawołała zdumiona.
- Cześć –
odparła cicho młodsza czarownica.
Cho podeszła do
niej i obydwie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie niepewnie. Nigdy nie miały
relacji, które wyszłyby poza koleżeńskie, a dodatkowo pogorszyła je sprawy
Harry’ego i Marietty.
- Wow. Naprawdę
jesteś w ciąży. Myślałam, że to plotki – oznajmiła Krukonka patrząc się na
brzuch Hermiony. – Ron się pewnie cieszy?
- Tak, cieszy –
przytaknęła Gryfonka. – A co u ciebie? – spytała uprzejmie.
Cho wskazała na
stojącego nieopodal chłopaka i wyjaśniła, że to Faris.
- Zaręczyliśmy
się – poinformowała pokazując pierścionek, który błyszczał na jej palcu. – Jest
mugolem – szepnęła.
- Gratulacje –
powiedziała Hermiona serdecznie. – Kiedy ślub?
- W przyszłe
wakacje – odparła Cho i zerknęła na swojego narzeczonego, który tupał
niecierpliwie nogą. – Ja… mam pytanie…
- Tak?
- Naprawdę Harry
oświadczył się Ginny? – szepnęła.
- Tak, to
prawda.
Na początku
sierpnia odbyła się przyjęcie z okazji Nadania Imienia Victorie. Wtedy też pani
Weasley przygotowała tort dla Ginny, ponieważ kilka dni później miała skończyć
dziewiętnaście lat. Cała rodzina była w to wtajemniczona, łącznie z rodzicami
Fleur. Każdy przyniósł prezent, ale wszystkich przebił Harry, który oświadczył
się swojej ukochanej. Ginny, ledwo żywa ze szczęścia i wzruszenia, zgodziła się
bez wahania.
- Och, rozumiem.
Pogratuluj im ode mnie – wydukała Cho i wskazała podbródkiem Farisa. – Muszę
już iść…
- Pa – rzuciła
Hermiona w jej kierunku.
Odczuła dużą
ulgę, że Krukonka sobie poszła. Przez całą rozmowę czuła się wyjątkowo
niezręcznie. Dzięki temu miała pewność, że z Cho Chang nigdy nie zostaną
przyjaciółkami.
***
- Co Thierry
powiedział? – spytał Ron gdy tylko Hermiona weszła do domu. – Nic więcej nie
napisze o tobie?
W teorii
mieszkał u George’a, praktycznie zaś spędzał większość czasu u swojej byłej
narzeczonej. Po tym jak uzgodnili, że decydują się na dziecko zaczął
przychodzić do niej pod byle jakim pretekstem. Początkowo Hermiona przeganiała
go, ale szybko zaczęła odczuwać nieprzyjemności związane z pierwszymi
miesiącami ciąży i musiała się poddać. Ron trzymał jej włosy, gdy wymiotowała,
robił zakupy, sprzątał dom i przykrywał ją kocykiem, gdy leżała na kanapie nie
mając siły aby ruszyć ręką albo nogą. Aby umilić jej czas wypożyczał dla niej
książki z biblioteki albo filmy na DVD. W międzyczasie wyremontował mugolskimi
sposobami jedną z sypialni zamieniając ją w pokój dla dziecka. Sam kupił mebelki
z motywem kaczuszek i je skręcił.
To wszystko nie
sprawiło jednak, że Hermiona wróciła do niego. Mimo, że ich relacje pozostały
serdeczne i Ron nadal ją kochał to nie chciała wracać do tego co było.
Wyjaśniła mu na początku, że nic się między nimi nie zmieni więc nawet niech
nie próbuje jej namawiać. Odniosło to pożądany skutek. Ron nigdy nic nie
wspomniał na temat powrotu, a Hermiona nie mogła wyjść ze zdumienia jak bardzo
wydoroślał w przeciągu trzech i pół miesiąca.
- Musi napisać
trzecią książkę, ponieważ ma to w kontrakcie – wyjaśniła. – Mówił za to ciekawe
rzeczy. Ponoć to ty pierwszy do niego napisałeś – spojrzała krzywo na
rudzielca.
- Nie
przypominam sobie…
- Błagałeś go o
to, aby ciebie także opisał.
- Źle to
odebrał.
- Ron!
- No dobra! To
prawda! – chłopak oznajmił obrażonym tonem. – Ale to nie moja wina, że opisał
mnie jako sadystę, który lubi cię czasem klepnąć. Nie prosiłem go o to.
Hermiona jęknęła
i poszła na górę przebrać się w domowe ubrania. Nie miała ochoty na kolejną
kłótnię z Ronem. Uważała, że nie ma co się denerwować. Nie chciała zaszkodzić
dziecku. Początkowo nie była zadowolona z ciąży i odczuwane mdłości ją w tym
tylko utwierdzały. Dopiero po tym jak minęły zaczęła doceniać na co się
zgodziła. Pokochała dziecko, które w niej rosło i była szczęśliwa, że Ron
namówił ją na zmianę decyzji. Gawain wolał siłowe rozwiązania, a w ten sposób
nigdy nie sprawiłby, że Hermiona zmieniłaby zdanie. Od tamtego czasu znowu
przestała się do niego odzywać mimo, że próbował nawiązać z nią kontakt.
Na wspomnienie o
Robardsie czarownicy zrobiło się gorąco. Ciąża sprawiała wiele kłopotów, a
jednym z nich było nieustanne podniecenie. Hermiona nie lubiła się do tego
przyznawać, ale najchętniej nie wychodziłaby z łóżka. Brak faceta i wpływ
hormonów sprawił, że popełniła kolejną głupotę. Pewnego razu zaczęła rozmowę na
temat samotności w nocy z Ronem i tak jakoś wyszło, że zostali przyjaciółmi z
dodatkowymi atrakcjami. Z tego powodu po rodzinie i znajomych rozeszła się
plotka, że wrócili do siebie. George każdemu rozpowiedział, gdzie wieczorami
można znaleźć jego młodszego brata. Hermiona z Ronem nie dementowali tej
informacji, ponieważ głupio im było tłumaczyć na czym dokładnie polega ich
„związek”. Tylko Harry wiedział co między nimi naprawdę się dzieje.
- Ron! –
zamruczała seksownie. – Nie masz ochoty na małe co nieco?
- Mam, z tobą
zawsze mam – odpowiedział chłopak. – Ale najpierw chcę się ciebie o coś spytać.
- O co?
- Chodź ze mną
na przyjęcie z okazji Nocy Duchów.
- Już ci mówiłam
kilkukrotnie, że nie ma mowy – odparła Hermiona chłodnym tonem.
George
postanowił zrobić wielką imprezę, na którą zaprosił najwierniejszych klientów,
najlepszych dostawców oraz kilka ważnych osób z Ministerstwa Magii, które
lubiły dowcipy. Ron musiał być obecny jako druga połowa braci Weasley i uparł
się, aby wziąć ze sobą Hermionę, której ten pomysł bardzo się nie podobał.
Wiedziała, że to utwierdzi wszystkich w przekonaniu, że nadal są parą, a
zależało jej aby nie pokazywali się razem publicznie. Wtedy łatwiej będzie jej
udowodnić, że się „rozstali” po urodzeniu dziecka.
- Hej, gdzie ty
się wybierasz? – spytała, gdy zauważyła, że Ron się zbiera.
- Zapomniałem,
że miałem wpaść do Harry’ego na męską rozmowę – zabrzmiała odpowiedź.
- Nie dasz
rady…?
- Nie, już
jestem spóźniony – wyjaśnił Ron podczas zapinania kurtki.
- O co może mu
chodzić? – zdziwiła się Hermiona.
- Pewnie chce
ponarzekać na Ginny, która papla tylko i wyłącznie o ich ślubie. Na szczęście
ty taka nie byłaś – posłał w stronę byłej narzeczonej wymuszony uśmiech. – Nie
czekaj na mnie. Możemy stracić poczucie czasu w barze.
- No dobrze… -
mruknęła zawiedziona Hermiona.
***
- Twój plan
kompletnie nie działa – zaskomlił Ron patrząc tępo na swój kufel z piwem.
Siedzieli z
Harrym w barze, z dala o paplającej o ślubie Ginny. Było to podyktowane
ostrożnością, ponieważ mogła coś podsłuchać i zdać relację Hermionie.
- Musisz być
cierpliwy. Ona prędzej czy później doceni twoje starania – tłumaczył spokojnie
Harry.
- Taaaa –
burknął rudzielec. – Kazałeś mi poczekać, aż mnie powiadomi, że jest w ciąży.
Zrobiłem to. Namówiłem ją na to dziecko chociaż nie chciała. Tyram jak hipogryf
przed pługiem, aby jej dogodzić. Służę za żywy wibrator, a ona nawet nie chce
iść ze mną na imprezę.
- Chyba ci pasuje
ta funkcja – zauważył chłopak z blizną.
- Na początku
było fajnie, ale teraz mam dosyć – odparł ponuro Ron. – Ujeżdża mnie jak
dzikiego testrala. Na dodatek mam wrażenie, że wcale o mnie przy tym nie myśli.
- Oczekujesz
błyskawicznych efektów, a to trwa – Harry wziął do ust kilka orzeszków. – Znasz
Hermionę. Docenia takie starania, tylko, że teraz nie jest sobą. Przecież
czytaliśmy te babskie pisemka o ciąży i wiemy, że kobietom w tym czasie odbija.
Poczekaj do narodzin.
- Ja nie wiem
czy tego chcę – jęknął rudzielec z rozpaczą. – Jestem pewien, że zajmie się
dzieckiem, a ja będę musiał nadal tyrać. Ona do mnie nie wróci. Mówię ci to!
- Spokojnie. Na
pewno wróci, a jak nie to jeszcze coś wymyślę.
- Boję się tego
– oznajmił Ron ze strachem.
- Ostatecznie
naślemy na nią Ginny – zdecydował Harry. – Może jak wciągnie Hermionę do
przygotowań do ślubu to wtedy ona pozazdrości i trochę zmięknie.
- A niuchacz siedzi bo sreberka były kradzione –
oznajmił filozoficznie rudzielec po czym wypił swoje piwo jednym haustem.