poniedziałek, 12 grudnia 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 46 - Kiepskie plany


- Gdybyś choć raz przestał być księciem mroku to może dostrzegłbyś jakieś pozytywne strony tej sytuacji.
Sara posłodziła swoją herbatę i zaniosła ją na niski stolik, który stał pomiędzy dwoma fotelami. Po chwili dołączyła do niego talerzyki z szarlotką. Severus wziął ciasto i po pierwszym kęsie stwierdził, że upiekł o wiele lepsze na zajęciach u Meduzy.
- Dundy może nie grzeszy intelektem, ale to nie znaczy, że nie możecie nawiązać koleżeńskich relacji – kontynuowała psycholog. – Dobrze jest mieć więcej niż jedną osobę, z którą można pogadać o wszystkim.

Severus prychnął z niesmakiem. Nigdy nie miał przyjaciół wśród mężczyzn i wcale mu tego nie brakowało. Pomysł, że mógłby być kumplem Dundy’ego sprawiał, że miał ochotę wyjść z gabinetu Sary. Ona kompletnie nie pomyślała jak to będzie wyglądać! On, uczony, geniusz, mistrz eliksirów ma się przyjaźnić z nierozgarniętym kowbojem? Już teraz wyglądali w swoim towarzystwie jak parodia Flipa i Flapa, ponieważ Dundy był niski i gruby. Taki niepozorny człowieczek, którego można całkowicie olać i przejść obok nawet nie zauważając jego istnienia. To było oczywiście możliwe do czasu aż Dundy nie otworzył ust, aby wygłosić swój monolog. Wtedy każdy uciekał w popłochu.
- Nie gadaj głupot! – żachnął się Severus. – Lepiej znajdź jakiś powód dla którego nie powinniśmy mieszkać razem. Możesz napisać, że moje zdrowie psychiczne strasznie na tym cierpi i mam ochotę podciąć sobie żyły. Jeśli dobrze pójdzie to z tego powodu zabronią mi chodzenia na zajęcia z gotowania i Meduza będzie za mną płakać – zachichotał ze swojego dowcipu.
- Nie zrobię tego – oświadczyła Sara zachowując kamienną twarz. – Nie możesz przez całe życie odrzucać innych. Nic ci się nie stanie jeśli pobędziesz z nim w jednej celi przez dwa tygodnie.
- Może mi się stać – odparł niezbyt grzecznym tonem. – Mogę ogłuchnąć albo udusić się kołdrą podczas zakładania jej sobie na głowę, aby nie słuchać jazgotu Dundy’ego!

Sara uśmiechnęła się pod nosem kpiąco i uniosła brwi.
- Jak dzieci – skomentowała całą sytuację i pociągnęła porządnego łyka herbaty. – Musicie się jakoś dogadać, nie ma możliwości, aby któryś z was zabrał swoje zabawki i poszedł do innej piaskownicy – uśmiechnęła się promiennie ukazując idealnie proste i olśniewająco białe zęby.
Severus miał ochotę wrzasnąć na nią albo porządnie potrząsnąć. Dla niej to było maksymalnie pięć minut roboty, a dla niego koniec kłopotów. Jednak Pani-Wiem-Co-Dla-Ciebie-Najlepsze nie miała ochoty kiwnąć palcem, aby ułatwić mu życie i to mimo faktu, że był jej mężczyzną!
- No dobrze, spróbuję się z nim jakoś dogadać - zgodził się chłodno.

Wiedział, że na Sarze nie robią wrażenia wybuchy złości. Musiał znaleźć inny sposób, aby zgodziła się zrobić to co chciał. Najtrudniej było sprawić, aby się nie zorientowała w jego zamiarach.
- Mówiłem ci kiedyś, że jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na całym świecie? – Severus przystąpił do ataku.
Mógł z czystym sumieniem tak stwierdzić, ponieważ Lily była martwa, a współczesna magia nie znała sposobu, aby ją wskrzesić. Słowo „najważniejsza” nie znaczyło jednak, że ją kochał. To uczucie nie pojawiło się i nic nie wskazywało na to, że kiedyś to się zmieni.

Sara zachichotała i wyglądało na to, że złapała przynętę. Rozmawiała z nim będąc wyraźnie szczęśliwą i dawała się wodzić za nos. Severus cieszył się w myślach jak dziecko i tylko odliczał czas jaki mu pozostał. Postanowił, że przed samym końcem nieistniejącej terapii ponowi prośbę. Sara powinna być na tyle udobruchana, że się zgodzi.
- Nie, nie zrobię tego co chcesz – oświadczyła mu zanim zdążył otworzyć usta. – Świetnie się bawiłam patrząc na twoje gierki, ale zdania nie zmienię – wyjaśniła z szelmowskim błyskiem w oku. – Całus na drogę? – szepnęła słodkim tonem.

Więzień szedł tak szybkim krokiem, że auror odprowadzający go na oddział musiał prawie biec, aby nie zostać w tyle. Nie było pocałunku. Severus wyszedł z gabinetu psycholog bez słowa, dając jednocześnie do zrozumienia, że jest obrażony. Jak mogła tak się nim bawić! Żałował, że zamiast Sary Kingsley nie przysłał innej, równie ładnej kobiety, która nie byłaby aż tak inteligentna i bystra, oraz dała sobie czytać w myślach. Może taką łatwiej okręciłby sobie wokół palca.
- Weź się w garść Severusie! – oświadczył sam sobie w myślach. – Mazgaisz się zamiast pokazać, że byłeś szpiegiem i jesteś w stanie przetrwać wszystko. To tylko dwa tygodnie tortur, a potem Dundy wyjdzie na wolność. Wtedy wszystko wróci do normy.

Auror otworzył przed nim grube, więzienne drzwi prowadzące na oddział. Mężczyzna przekroczył je z westchnieniem i skierował kroki do swojej celi. Szedł ku niej z prędkością kulawego żółwia. Nie miał ochoty widzieć na oczy swojego współlokatora, ale nie miał wyjścia. Chwilowo nic nie mógł zrobić.
- Jupikajej, skurwysynu! – okrzyk bojowy rozbrzmiał po prawej ręce Severusa.

Mężczyzna zdążył odwrócić głowę akurat w tej chwili, aby ujrzeć jak niski i dość pulchny Dundy zadaje cios głową w klatkę piersiową Robina Poyntera. Czarnoskóry chłopak padł na ziemię, gdzie z trudem zaczął łapać powietrze, a stojący w pobliżu więźniowie zastygli w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji. Dundy poprawił swoje puszyste, jasnobrązowe włosy i odwrócił się w stronę wyjścia z celi.
- O, profesorek! – oznajmił z radością, gdy zauważył współlokatora. – Już nie mogłem słuchać jego głupot na twój temat więc go trochę uspokoiłem. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe! – stwierdził beztrosko i bez oporu dał się skuć aurorom, których zwabił jego okrzyk.
Severus wiedząc, że to będzie kosztowało Dundy’ego przedłużenie wyroku o minimum trzy miesiące, wpadł jak burza do celi, gdzie zamiast Amerykanina rozerwał na strzępy jego poduszkę.

***

Hermiona siedziała w mugolskiej kawiarni i piła świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. Obok niej delektował się swoją kawą Thierry Bouchard, autor książek o jej seksownej imienniczce. Umówili się na spotkanie przy pomocy poczty elektronicznej. Czarownica przyjechała na spotkanie z myślą, że porządnie nawrzuca chłopakowi, ale ten od razu zaczął tak się kajać i przepraszać, że nie miała serca tego zrobić. Thierry opowiedział jej jak doszło do wydania jego pierwszej książki. Historię, którą napisał była mroczna i poważna, a także zawierała sporą ilość trupów. Jednak żadne wydawnictwo nie było nim zainteresowane. Jeden z wydawców zasugerował chłopakowi aby spuścił nieco z ponurego tonu i napisał coś lżejszego. Sfrustrowany i ogarnięty wściekłością Thierry zasiadł do notatnika. W kilka dni spłodził grube opowiadanie, które było parodią pierwszej wersji i zawierało najbardziej ograne schematy oraz rozwiązania fabularne. Wysłał je do mężczyzny od dobrej rady mając świadomość, że nikt o zdrowych zmysłach nie może wziąć czegoś takiego na poważnie. Dlatego zdziwił się gdy okazało się, że wydawnictwo chce podpisać z nim umowę na cykl książek.
- Byłem taki szczęśliwy, że ktoś chce ze mną współpracować! Dlatego nie przeczytałem umowy przed podpisaniem jej. Myślałem, że poznali się na moim talencie kiedy udowodniłem, że potrafię stworzyć coś zarówno mrocznego jak i lekkiego – wyjaśnił załamanym tonem. – Gdy się przekonałem, że chcą wydać w całości drugą wersję to było już za późno. Wzięli na poważnie te głupoty o Waldemarze. Przecież ta książka to totalna szmira – szepnął nerwowo. – Niestety, znalazła swoich fanów, głównie wśród nastolatków ponieważ nikt dorosły nie czyta takich bzdur – westchnął. – Nie mogłem ci o tym napisać, ponieważ według umowy nie mogę zbyt wiele gadać o mojej twórczości. Gdyby ktoś mi się włamał do skrzynki i upublicznił e-maile to wlepiliby mi taką karę finansową, że musiałbym sprzedać babcię i swoje nerki z wątrobą aby się wypłacić… Boże! Jak ja się stoczyłem! Teraz wszyscy będą mnie kojarzyć z tą przeklętą serią – twarz Thierry’ego wyrażała cierpienie.

Hermiona szczerze mu współczuła. Mimo teatralności jego gestów widać było, że chłopak się męczy i żałuje popełnionej głupoty. Ne czytanie umowy przed jej podpisaniem było kretyńskie, ale nikt nie jest wolny od błędów. Stało się i nic nie można było z tym zrobić.
- Teraz każą mi napisać trzecią część – Thierry kontynuował skarżenie się. – Tym razem postawię się i książka będzie poważniejsza. Będę argumentował to tym, że Hermiona dorosła i zmądrzała. Mam dosyć opisywania przygód totalnej idiotki.
- Mogłeś wybrać inne imię – zauważyła Hermiona. – Rona zmieniłeś na Regana.
- Po pierwsze: twoje imię jest cudowne! Takie oryginalne, jedyne i niepowtarzalne! Zazdroszczę twoim rodzicom fantazji – pisarz puścił oczko do swojej rozmówczyni przez co Hermiona oblała się rumieńcem. – Po drugie: Ron sam mnie o to prosił.
- Jak to?
- Pisaliśmy ze sobą przez jakiś czas po wydaniu pierwszej książki. Chyba ci pozazdrościł, ponieważ koniecznie chciał być w historii, ale zaznaczył, że nie pod własnym imieniem. Jak się później okazało, nie spodobała mu się jego postać – Thierry zachichotał złośliwie.
- On to inaczej przedstawił. Mówił, że pierwszy się odezwałeś.
- Kłamał – wyjaśnił Thierry. – Przesłał mi wasze zdjęcie i opisał co robicie w życiu ze szczegółami. Dzięki zaręczynom wpadłem na fabułę dotyczącej drugiej części.
- Wszystko opisał? – Hermiona struchlała.

Jeszcze tylko brakowało, aby Ron wyjawił ich tajemnicę. Przecież to było jawne pogwałcenie Międzynarodowego Kodeksu Tajności!
- Tak! Wspominał, że pracuje w sklepie ze śmiesznymi rzeczami, a ty w urzędzie do spraw zwierząt. Musisz je lubić.
- Och, tak, tak… - wydukała uspokojona czarownica. – Co do książki to uważam, że mogłeś darować sobie opisy klapsów! - zmieniła temat.
- Nie złość się bo zaszkodzisz dziecku – Thierry odparł wesoło i zaszczebiotał do jej brzucha. – Mamusia wciale źle o mnie nie myśli skarbuńciu. Jest ziachwiciona tylko nie chcie się przyźnać do śwoich fantaźji.
- Taaa. Uwielbiam być seks niewolnicą przykutą łańcuchem do łóżka… - odparła z ironią.

Thierry przysunął się błyskawicznie do Hermiony i objął ją. Hermiona równie szybko zdjęła jego rękę ze swojego karku.
- Nie gniewaj się! – poprosił i zatrzepotał teatralnie rzęsami.
- Ciężko wybaczyć, gdy ktoś pisze o tobie debilne książki – czarownica westchnęła znacząco.
- Przysięgam, że gdybym mógł to był je wszystkie spalił! Co do jednej! Oraz nigdy nie posłuchałbym Rona! Ja wiedziałem, że czasem człowiekowi odwala po pierwszym wypalonym skręcie, ale go wzięło jak mało kogo. Wygadywał takie historie o Waldemarze, jakimś Harrym i tobie, że głowa mała. Nawet ja nie miałem nigdy takiej fazy – wyznał z żalem. – Obiecuję, że kolejna książka będzie o wiele lepsza!
- Mam nadzieję – powiedziała Hermiona i wstała. – Muszę już iść.
- Już? – jęknął Thierry z rozpaczą. – Myślałem, że zostaniesz na deser. Dziecko ma na pewno ochotę na kawałek czekoladowego tortu.
- Nie słyszałam, aby o niego prosiło.
- Bo to trzeba odebrać sercem! – wyjaśnił Thierry i przyłożył ucho do jej zaokrąglonego brzucha. – Uwaga, tłumaczę z bobaskowego! On lub ona mówi, że chce ciacha!
- Każdy artysta tak się zachowuje czy tylko ty? – spytała Hermiona słodkim tonem. – W Australii sprawiałeś wrażenie normalnego.
- Wtedy sporo jarałem – wyznał pisarz bez żadnego wstydu. – Tak ukrywałem swoją prawdziwą naturę. Teraz jestem czysty i mogę być sobą.

Hermiona pomyślała, że coś w tym jest. Thierry, który dwa lata wcześniej miał długie, blond włosy ściął je i przefarbował na czarno. Dodatkowo zrobił sobie kilka zielonych pasemek na grzywce, przebił uszy, brew i nos. Obecnie ubierał się niczym Neo z Matrixa. Z tego powodu Hermiona ledwo go rozpoznała, gdy weszła do kawiarni.
- Przykro mi, ale mam dzisiaj wizytę u lekarza – skłamała. – Może innym razem gdzieś wyskoczymy na coś słodkiego – dodała na widok zrozpaczonej miny Thierry’ego.
- Trzymam cię za słowo – powiedział i rzucił się w stronę wieszaka, aby podać Hermionie płaszcz.

***

Centrum handlowe było dość mocno zatłoczone. Hermiona szła w stronę parkingu, gdzie stał jej samochód. Mijając sklepy przyglądała się od niechcenia wystawom. Większość była odpowiednio udekorowana na zbliżającą się Noc Duchów. Manekiny miały na głowie maski przedstawiające straszydła, z sufitu zwisały pajęczyny z pająkami oraz nietoperze, a na podłodze stały wydrążona dynie.

Hermiona przystanęła przed sklepem z modą ciążową. Spodobała się jej bluzka z wystawy. Dziecko rosło jak na drożdżach i brzuch był co raz mocniej widoczny. Stwierdziła, że przydałyby się jej luźniejsze ciuchy. Już miała wejść do środka, gdy usłyszała znajomy głos.
- Nie jestem pewna czy to praca dla niej – powiedziała Cho Chang.
- Przesadzasz – odparł wysoki chłopak o arabskiej urodzie, który trzymał ją za rękę. – Jako prywatny detektyw będzie bajerować facetów, aby wydobyć z nich informacje. To nie jest niebezpieczna praca, nie martw się.
- Nie potrafię – jęknęła skośnooka dziewczyna zerkając w stronę sklepu z ubraniami ciążowymi. – O, Hermiona! – zawołała zdumiona.
- Cześć – odparła cicho młodsza czarownica.

Cho podeszła do niej i obydwie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie niepewnie. Nigdy nie miały relacji, które wyszłyby poza koleżeńskie, a dodatkowo pogorszyła je sprawy Harry’ego i Marietty.
- Wow. Naprawdę jesteś w ciąży. Myślałam, że to plotki – oznajmiła Krukonka patrząc się na brzuch Hermiony. – Ron się pewnie cieszy?
- Tak, cieszy – przytaknęła Gryfonka. – A co u ciebie? – spytała uprzejmie.

Cho wskazała na stojącego nieopodal chłopaka i wyjaśniła, że to Faris.
- Zaręczyliśmy się – poinformowała pokazując pierścionek, który błyszczał na jej palcu. – Jest mugolem – szepnęła.
- Gratulacje – powiedziała Hermiona serdecznie. – Kiedy ślub?
- W przyszłe wakacje – odparła Cho i zerknęła na swojego narzeczonego, który tupał niecierpliwie nogą. – Ja… mam pytanie…
- Tak?
- Naprawdę Harry oświadczył się Ginny? – szepnęła.
- Tak, to prawda.

Na początku sierpnia odbyła się przyjęcie z okazji Nadania Imienia Victorie. Wtedy też pani Weasley przygotowała tort dla Ginny, ponieważ kilka dni później miała skończyć dziewiętnaście lat. Cała rodzina była w to wtajemniczona, łącznie z rodzicami Fleur. Każdy przyniósł prezent, ale wszystkich przebił Harry, który oświadczył się swojej ukochanej. Ginny, ledwo żywa ze szczęścia i wzruszenia, zgodziła się bez wahania.
- Och, rozumiem. Pogratuluj im ode mnie – wydukała Cho i wskazała podbródkiem Farisa. – Muszę już iść…
- Pa – rzuciła Hermiona w jej kierunku.
Odczuła dużą ulgę, że Krukonka sobie poszła. Przez całą rozmowę czuła się wyjątkowo niezręcznie. Dzięki temu miała pewność, że z Cho Chang nigdy nie zostaną przyjaciółkami.

***

- Co Thierry powiedział? – spytał Ron gdy tylko Hermiona weszła do domu. – Nic więcej nie napisze o tobie?
W teorii mieszkał u George’a, praktycznie zaś spędzał większość czasu u swojej byłej narzeczonej. Po tym jak uzgodnili, że decydują się na dziecko zaczął przychodzić do niej pod byle jakim pretekstem. Początkowo Hermiona przeganiała go, ale szybko zaczęła odczuwać nieprzyjemności związane z pierwszymi miesiącami ciąży i musiała się poddać. Ron trzymał jej włosy, gdy wymiotowała, robił zakupy, sprzątał dom i przykrywał ją kocykiem, gdy leżała na kanapie nie mając siły aby ruszyć ręką albo nogą. Aby umilić jej czas wypożyczał dla niej książki z biblioteki albo filmy na DVD. W międzyczasie wyremontował mugolskimi sposobami jedną z sypialni zamieniając ją w pokój dla dziecka. Sam kupił mebelki z motywem kaczuszek i je skręcił.

To wszystko nie sprawiło jednak, że Hermiona wróciła do niego. Mimo, że ich relacje pozostały serdeczne i Ron nadal ją kochał to nie chciała wracać do tego co było. Wyjaśniła mu na początku, że nic się między nimi nie zmieni więc nawet niech nie próbuje jej namawiać. Odniosło to pożądany skutek. Ron nigdy nic nie wspomniał na temat powrotu, a Hermiona nie mogła wyjść ze zdumienia jak bardzo wydoroślał w przeciągu trzech i pół miesiąca.
- Musi napisać trzecią książkę, ponieważ ma to w kontrakcie – wyjaśniła. – Mówił za to ciekawe rzeczy. Ponoć to ty pierwszy do niego napisałeś – spojrzała krzywo na rudzielca.
- Nie przypominam sobie…
- Błagałeś go o to, aby ciebie także opisał.
- Źle to odebrał.
- Ron!
- No dobra! To prawda! – chłopak oznajmił obrażonym tonem. – Ale to nie moja wina, że opisał mnie jako sadystę, który lubi cię czasem klepnąć. Nie prosiłem go o to.

Hermiona jęknęła i poszła na górę przebrać się w domowe ubrania. Nie miała ochoty na kolejną kłótnię z Ronem. Uważała, że nie ma co się denerwować. Nie chciała zaszkodzić dziecku. Początkowo nie była zadowolona z ciąży i odczuwane mdłości ją w tym tylko utwierdzały. Dopiero po tym jak minęły zaczęła doceniać na co się zgodziła. Pokochała dziecko, które w niej rosło i była szczęśliwa, że Ron namówił ją na zmianę decyzji. Gawain wolał siłowe rozwiązania, a w ten sposób nigdy nie sprawiłby, że Hermiona zmieniłaby zdanie. Od tamtego czasu znowu przestała się do niego odzywać mimo, że próbował nawiązać z nią kontakt.

Na wspomnienie o Robardsie czarownicy zrobiło się gorąco. Ciąża sprawiała wiele kłopotów, a jednym z nich było nieustanne podniecenie. Hermiona nie lubiła się do tego przyznawać, ale najchętniej nie wychodziłaby z łóżka. Brak faceta i wpływ hormonów sprawił, że popełniła kolejną głupotę. Pewnego razu zaczęła rozmowę na temat samotności w nocy z Ronem i tak jakoś wyszło, że zostali przyjaciółmi z dodatkowymi atrakcjami. Z tego powodu po rodzinie i znajomych rozeszła się plotka, że wrócili do siebie. George każdemu rozpowiedział, gdzie wieczorami można znaleźć jego młodszego brata. Hermiona z Ronem nie dementowali tej informacji, ponieważ głupio im było tłumaczyć na czym dokładnie polega ich „związek”. Tylko Harry wiedział co między nimi naprawdę się dzieje.
- Ron! – zamruczała seksownie. – Nie masz ochoty na małe co nieco?
- Mam, z tobą zawsze mam – odpowiedział chłopak. – Ale najpierw chcę się ciebie o coś spytać.
- O co?
- Chodź ze mną na przyjęcie z okazji Nocy Duchów.
- Już ci mówiłam kilkukrotnie, że nie ma mowy – odparła Hermiona chłodnym tonem.

George postanowił zrobić wielką imprezę, na którą zaprosił najwierniejszych klientów, najlepszych dostawców oraz kilka ważnych osób z Ministerstwa Magii, które lubiły dowcipy. Ron musiał być obecny jako druga połowa braci Weasley i uparł się, aby wziąć ze sobą Hermionę, której ten pomysł bardzo się nie podobał. Wiedziała, że to utwierdzi wszystkich w przekonaniu, że nadal są parą, a zależało jej aby nie pokazywali się razem publicznie. Wtedy łatwiej będzie jej udowodnić, że się „rozstali” po urodzeniu dziecka.
- Hej, gdzie ty się wybierasz? – spytała, gdy zauważyła, że Ron się zbiera.
- Zapomniałem, że miałem wpaść do Harry’ego na męską rozmowę – zabrzmiała odpowiedź.
- Nie dasz rady…?
- Nie, już jestem spóźniony – wyjaśnił Ron podczas zapinania kurtki.
- O co może mu chodzić? – zdziwiła się Hermiona.
- Pewnie chce ponarzekać na Ginny, która papla tylko i wyłącznie o ich ślubie. Na szczęście ty taka nie byłaś – posłał w stronę byłej narzeczonej wymuszony uśmiech. – Nie czekaj na mnie. Możemy stracić poczucie czasu w barze.
- No dobrze… - mruknęła zawiedziona Hermiona.

***

- Twój plan kompletnie nie działa – zaskomlił Ron patrząc tępo na swój kufel z piwem.
Siedzieli z Harrym w barze, z dala o paplającej o ślubie Ginny. Było to podyktowane ostrożnością, ponieważ mogła coś podsłuchać i zdać relację Hermionie.
- Musisz być cierpliwy. Ona prędzej czy później doceni twoje starania – tłumaczył spokojnie Harry.
- Taaaa – burknął rudzielec. – Kazałeś mi poczekać, aż mnie powiadomi, że jest w ciąży. Zrobiłem to. Namówiłem ją na to dziecko chociaż nie chciała. Tyram jak hipogryf przed pługiem, aby jej dogodzić. Służę za żywy wibrator, a ona nawet nie chce iść ze mną na imprezę.
- Chyba ci pasuje ta funkcja – zauważył chłopak z blizną.
- Na początku było fajnie, ale teraz mam dosyć – odparł ponuro Ron. – Ujeżdża mnie jak dzikiego testrala. Na dodatek mam wrażenie, że wcale o mnie przy tym nie myśli.
- Oczekujesz błyskawicznych efektów, a to trwa – Harry wziął do ust kilka orzeszków. – Znasz Hermionę. Docenia takie starania, tylko, że teraz nie jest sobą. Przecież czytaliśmy te babskie pisemka o ciąży i wiemy, że kobietom w tym czasie odbija. Poczekaj do narodzin.
- Ja nie wiem czy tego chcę – jęknął rudzielec z rozpaczą. – Jestem pewien, że zajmie się dzieckiem, a ja będę musiał nadal tyrać. Ona do mnie nie wróci. Mówię ci to!
- Spokojnie. Na pewno wróci, a jak nie to jeszcze coś wymyślę.
- Boję się tego – oznajmił Ron ze strachem.
- Ostatecznie naślemy na nią Ginny – zdecydował Harry. – Może jak wciągnie Hermionę do przygotowań do ślubu to wtedy ona pozazdrości i trochę zmięknie.
- A niuchacz siedzi bo sreberka były kradzione – oznajmił filozoficznie rudzielec po czym wypił swoje piwo jednym haustem.