poniedziałek, 28 listopada 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 44 – Wypadek


- Na Stana Lee! Udało się! – wrzasnął Dev, gdy wpadł do domu Hermiony. – Pokonałem Regana!
Skakał po pokoju niczym królik po amfetaminie i wznosił wiwaty. Czarownica nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać. Stwierdziła, że na pewno musi iść po różdżkę do kuchni, aby zmodyfikować nastolatkowi pamięć. Następnie zaczaruje okna w ten sposób, aby nie można było zobaczyć niczego, co dzieje się w środku. Gdy zamieszkała z Ronem myślała, że wystarczy jeśli będą się pilnować albo zaciągać zasłony, ale życie pokazało, że to nie jest takie proste.
- Mój genialny plan zadziałał!  -  Hindus podskoczył do Hermiony i złapał ją za dłonie. – Wystarczyło, że nagadałem głupot, a on uwierzył!
- Dev…
- Możemy się pobrać! – uśmiechnął się ukazując pełne uzębienie. – Mama na pewno będzie zadowolona, bo nie raz słyszałem jak mówi o tobie dobre rzeczy!

Hermiona pomyślała, że musi koniecznie jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Najpierw powinna zaprowadzić go do kuchni, a aby to zrobić wystarczy odrobina odpowiedniej perswazji.
- Wiesz, że jesteś moim bohaterem? – spytała i zamrugała zalotnie rzęsami.
- Wiem – oznajmił z dumą.
- Teraz, gdy dowiedziałeś się, że jesteśmy naprawdę czarodziejami…
- Och, to było super! – podniecał się nastolatek. – Nie lubię Regana, ale to jak zniknął w płomieniach było zajebiste!
- To ja też pokażę ci kilka sztuczek – oznajmiła Hermiona tajemniczo i uśmiechnęła się promiennie. – Skoro mamy się pobrać to musisz wiedzieć co potrafię.

Pociągnęła chłopaka w stronę kuchni, a ten posłusznie poszedł za nią. Po drodze wpadła na jeszcze jeden pomysł. Złapała różdżkę i odwróciła się do Deva z uśmiechem.
- Drętwota!
Nieprzytomny nastolatek runął na ziemię jak worek ziemniaków. Hermiona podeszła do drzwi na tyłach domu i otworzyła je.
- Accio książki Thierry’ego – wyszeptała.
W ciągu kilku sekund tomy posłusznie przyleciały do niej. Czarownica wzięła książki do ręki i szybko schowała je w kuchni. Następnie przeniosła wzrok na Deva. Ron proponował jej to dawno, ale ona uważała, że to zdecydowanie nie w porządku wobec Hindusa. Teraz zrozumiała, że nie ma wyboru. Musiała usunąć z jego pamięci przeczytane książki i miłość do niej. To było dobre zarówno dla jednej jak i drugiej strony. Wypuściła powoli powietrze z płuc i pogodziła się z myślą, że musi to zrobić.
- Obliviate!

***

Mimo sporej ilości pracy oraz obecności Draco Malfoya, Hermiona nie mogła przestać myśleć o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Zerwała z Ronem. Kazała mu się wyprowadzić. Nie poczuła nic gdy patrzył się na nią z miną zbitego psa. Fakt, że była zimna jak lód niepokoił ją samą. Kiedy się tak zmieniła? Czy sprawiła to wojna i całe zło, którego była świadkiem? Zawsze twierdziła, że jest osobą o wysokiej moralności, ale jej relacje z Gawainem dowodziły, że wcale tak nie jest.

Hermiona jeszcze nikomu nie powiedziała o zakończeniu związku. Na biurku rozłożyła papier, który służył do wysyłania wiadomości wewnętrznych, ale nie napisała ani słowa. Rozważała czy powiadomić Gawaina teraz, czy później. Powiedziała mu, że zerwie z Ronem za miesiąc, ale sytuacja rozwiązała się szybciej niż Hermiona chciałaby. To oznaczało, że będzie mogła wcześniej przyznać się do związku z aurorem. Z jednej strony cieszyła się z tego, ale z drugiej obawiała się reakcji otoczenia. Co zrobi Harry na wieść, że jego najlepsza przyjaciółka będzie z jego szefem? Przecież wie, że już wcześniej czuli do siebie miętę. Czy domyśli się, że coś wydarzyło się pomiędzy nimi we Francji? Hermiona miała nadzieję, że jej przyjaciel nie powiąże tego z wyjazdem.
- Muszę koniecznie z tobą porozmawiać, najlepiej podczas przerwy obiadowej. To bardzo ważne – czarownica przeczytała w myślach to co napisała.

Nie wiedziała czy Ron powiedział Harry’emu o rozstaniu. Nawet jeśli tak, to i tak powinna z nim porozmawiać. Nie zamierzała wyjawić dokładnej przyczyny rozpadu ich związku. Rodzina i przyjaciele wiedzieli, że ostatnio się im nie układało. Z tego powodu Harry nie powinien być za bardzo zaskoczony. Hermiona miała pewność, że rodzice Rona niczego nie wiedzą. Pan Weasley pozdrowił ją przy windach tak jak to miał w zwyczaju. Czarownicy zrobiło się smutno, ale na zewnątrz udawała, że wszystko jest w porządku. Na pewno spodziewali się ślubu, wesela i wnuków, a nie rozstania. Takie jednak było życie i niczego nie dało się zrobić.

Hermiona smagnęła różdżką dzięki czemu papier posłusznie złożył się w zgrabny samolocik i od razu wzbił się w powietrze. Dziewczyna obserwowała jego lot i przy pomocy magii otworzyła przed nim drzwi. Teraz pozostało jej czekać na odpowiedź Harry’ego. Szczerze mówiąc Hermiona nie miała ochoty z nikim rozmawiać na temat Rona. Koniec związku traktowała jako swoją porażkę. Nie lubiła gdy coś się jej nie udawało i nie szło zgodnie z jej planem.  Mimo niechęci czuła, że powinna poinformować Harry’ego, ponieważ sama chciałaby wiedzieć gdyby zerwał z Ginny albo ona z nim. Lepiej dowiedzieć się bezpośrednio niż od obcych osób, a w najgorszym wypadku z gazety.
- Powinnaś pracować, a nie wysyłać prywatne liściki – oznajmił chłodny głos.

Hermiona odwróciła twarz w stronę drzwi i już miała zamiar odpowiedzieć Draco, aby nie wściubiał nosa w nie swoje sprawy kiedy zorientowała się, że to nie on. Lucjusz Malfoy wszedł do biura i patrzył na nią z góry z miną wyrażającą pogardę. W ręku trzymał wiadomość do Harry’ego.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, a czego nie! – warknęła dziewczyna i przy pomocy różdżki sprawiła, że papier wyrwał się z uścisku mężczyzny, złożył się ponownie w samolocik i poleciał do adresata.
- Trochę grzeczniej – wycedził przez zęby. – Twoja pensja jest wypłacana z moich pieniędzy i oczekuję szacunku z twojej strony.
- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, a ja na pewno nie będę go okazywać śmierciożercy!

Szare oczy Lucjusza zwęziły się w wąskie szparki, podszedł szybko do biurka Hermiony.
- Gdybyś nie była pupilkiem Kingsleya już dawno sprawiłbym abyś wyleciała z ministerstwa na swój szlamowaty pysk – wyszeptał lodowatym tonem. – Jeśli się dowiem, że ty lub Potter jesteście nieuprzejmi w stosunku do Dracona to nic i nikt mnie nie powstrzyma! - zagroził dziewczynie.
- Wynoś się! – zakomunikowała ostro Hermiona ściskając mocno różdżkę. – Nie boję się ani ciebie, ani twoich koleżków!
- A powinnaś! – odrzekł gniewnym tonem Malfoy. – Mogę tak poharatać ci buźkę, że twój rudy kochaś ucieknie gdzie pieprz rośnie…

Hermiona nic nie odpowiedziała chociaż miała ochotę wspomnieć, że zostawiła Rona więc ta groźba nie robi na niej wrażenia. Zaczęła mierzyć się z Lucjuszem na spojrzenia. W pomieszczeniu zapanowała pełna napięcia atmosfera. Jedno i drugie czekało na ruch przeciwnika mając świadomość, że jeśli zaczną rzucać zaklęcia to nie obejdzie się bez skandalu.
- Tato! Zostaw ją! – krzyknął Draco, który wszedł do pomieszczenia z kawą. – Po co tu przyszedłeś? – burknął tonem pełnym niezadowolenia.
- Nie przeszkadza ci, że szlama wydaje ci rozkazy!? – zagrzmiał Lucjusz patrząc się ze złością na syna.
- To moja sprawa! – odparł chłopak czerwieniąc się gwałtownie. – I nie nazywaj jej tak – dodał szeptem.
- Usługujesz jej jak skrzat! To przez nią nasze sługi przestały się nas słuchać!

Hermiona uśmiechnęła się lekko słysząc te wiadomości. Czyli udało się jej poprawić los skrzatów domowych. Wprawdzie nie dała rady całkowicie ich uwolnić i sprawić, aby były postrzegane jako równe czarodziejom, ale zapoczątkowała lawinę, która kiedyś spowoduje, że tak się stanie. Zdenerwowanie Lucjusza z tego powodu bardzo ją cieszyło.
- Chcę tylko uczciwie pracować – odparł Draco i postawił na biurku Hermiony kawę.
- Załatwię ci przeniesienie do innego działu – oznajmił Lucjusz. – Kingsley chce zrobić nam na złość i dlatego przydzielił cię tutaj.
- Ja tak nie uważam – chłopak bąknął wymijająco i zabrał gotowe sprawozdania z biurka Hermiony. – Przeszkadzasz mi w pracy dlatego lepiej abyś już sobie poszedł – dodał nie patrząc na ojca.
- Przynosisz nam wstyd! – warknął Lucjusz, który poczerwieniał na twarzy ze złości. – Dobrze, że mój ojciec nie żyje! Nawet nie wiesz jaki byłby zawiedziony twoją postawą!

To było coś nowego. Hermiona ze zdumieniem patrzyła jak ojciec z synem się kłócą. Lucjusz zawsze stawał murem za Draco, ale tym razem był wyraźnie na niego zły. Możliwe, że oczekiwał, że ten nie będzie zwykłym urzędnikiem. Na pewno chciał aby syn dalej dawał znać, że jest lepszy od innych z powodu urodzenia. Logika podpowiadała Hermionie, że Draco z jakiegoś powodu tego nie chciał, co okazał broniąc jej. Była zaskoczona, że ktoś taki jak on mógł się w jakiś sposób zmienić.
- Jesteś niewdzięcznym gnojkiem! Łamiesz serce swojej matki! Przecz ciebie jest na skraju załamania! – wrzeszczał Lucjusz. – Ona zrobiłaby dla ciebie wszystko, a ty tak się jej odpłacasz!
- WYNOŚ SIĘ!

Hermiona nie wiedziała, że potrafi tak wrzasnąć. Starszy z Malfoyów odwrócił się do niej gwałtownie i popatrzył z nienawiścią.
- Wynoś się albo zawołam aurorów! – powtórzyła czarownica. – Draco jest jednym z najlepszych pracowników w tym dziale. Nie masz prawa przychodzić tutaj i go obrażać! Wynoś się! – wycelowała różdżkę w pierś mężczyzny.
Lucjusz podszedł do niej. Miał rozwiane włosy, a w oczach czaiło się szaleństwo. Przybliżył twarz do jej twarzy.
- Dobrze ci radzę szlamo, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy bo może przydarzyć ci się jakiś wypadek…
- Wynoś się! - powtórzyła Hermiona z uporem.
Lucjusz zrobił grymas, który docelowo miał być drwiącym uśmiechem i wyprostował się.
- Jeszcze mnie popamiętasz… - wycedził przez zęby. – A z tobą porozmawiam sobie w domu! – rzucił ostro w stronę syna i wyszedł z pomieszczenia zatrzaskując z hukiem drzwi.

Hermiona zerknęła w stronę Draco. Stał przodem do ściany w drugim końcu pokoju. Był zgarbiony i miał zaciśnięte pięści. Jego ciało drżało. Mimo nienawiści do niego, Hermionie zrobiło się go żal. Z wahaniem podeszła do chłopaka.
- Draco… - odezwała się niepewnie. – Czy… czy… mogłabym ci jakoś… eee… pomóc? – wydukała z trudem.
Nie doczekała się odpowiedzi. Nie była pewna czy Draco przypadkiem nie płacze. Z lekkim oporem dotknęła go delikatnie w ramię.
- Zostaw mnie! – zawył przenikliwym głosem. – Nie potrzebuję twojego współczucia! – warknął i wybiegł z gabinetu.
Hermiona dopiero po dłuższej chwili zamknęła usta. Była zdezorientowana i zszokowana. Dotarło do niej, że po raz pierwszy w życiu poczuła coś na kształt sympatii do Draco i wcale jej się to nie spodobało.

***

- O matko… gdzie ja jestem? – Hermiona wydukała z trudem i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- W Świętym Mungu – padła odpowiedź z ust Harry’ego, który siedział na taborecie koło kozetki. – Nigdy nie sądziłem, że jesteś aż taką ofermą. Nie podejrzewałem cię o umiejętność zaplątania się we własne nogi i przywalenia głową w podłogę.
Po tych słowach do mózgu Hermiony zaczęły wracać wspomnienia. Pamiętała, że straciła równowagę wstając zza biurka, ale nie przypominała sobie uderzenia o podłogę. Ból w jej czaszce mówił wyraźnie, że Harry nie zmyślał. Jęknęła i złapała się za głowę.

- Rennervate nie podziałało, więc stwierdziliśmy z Mafaldą, że będzie lepiej jeśli zabiorę cię do szpitala – chłopak z blizną kontynuował opowieść. – Jesteśmy zwolnieni z dzisiejszych obowiązków. Cieszysz się?
- Aż podskakuję ze szczęścia – Hermiona wychrypiała z trudem i zwymiotowała gwałtownie na podłogę.
- Chłoszczyść! – uzdrowicielka w sekundę wyczyściła podłogę i buty Harry’ego. – Wymioty oznaczają, że doszło do uszkodzenia mózgu – zaświeciła różdżkę i przystawiła ją do twarzy Hermiony. – Źrenice reagują normalnie, a nie powinny… – oznajmiła zaskoczonym tonem. – Pamiętasz wszystko co stało się przed wypadkiem?

Hermiona zastanowiła się. Tak, pamiętała wszystko. Mogłaby z łatwością streścić cały swój dzień. Rano zastanawiała się co zrobić z pierścionkiem zaręczynowym, którego nie wziął Ron. Doszła do wniosku, że odda mu go w bliżej nieokreślonej przyszłości. Pamiętała, że jadąc do pracy o mało co nie przespała stacji metra, na której powinna wysiąść. Senność ostatnio nie dawała jej żyć i Hermiona była bliska jedzenia ziaren kawy zamiast śniadania. Dobrze, że miała Draco pod ręką. Mimo niezadowolenia robił jej napoje i przynosił bez większej zwłoki. Następnym co pamiętała Hermiona było wtargnięcie Lucjusza. Kłótnia i jego groźby oraz niespodziewana sympatia do Draco. Gdy wrócił do gabinetu chciała z nim porozmawiać o tym co zaszło, ale on udawał, że jej nie słyszy. W końcu dała sobie spokój i zajęła pracą aż do przerwy obiadowej. Wtedy wpadł po nią Harry, a ona wstała z krzesła aby pójść w jego stronę.
- Tak, pamiętam wszystko – czarownica odparła pewnym siebie głosem. – Tak naprawdę to nie mogę sobie przypomnieć tylko uderzenia o podłogę – dodała pośpiesznie aby nie było wątpliwości.

Uzdrowicielka spojrzała na nią badawczo.
- Nie masz problemów z oddychaniem? Jesteś zdezorientowana? A może nie czujesz jakiejś części ciała? – dopytywała się starsza z czarownic, a Hermiona żywo zaprzeczała. – W takim razie wstań i przejdź się w stronę ściany – poleciła.
Dziewczyna bez najmniejszego trudu wykonała polecenie i ponownie usiadła na kozetce.
- Brak zaburzeń równowagi – zapisała uzdrowicielka i spojrzała się nieodgadnionym wzrokiem na pacjentkę. – Mówisz, że nie pamiętasz uderzenia?
- Tego nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
- Jesteś pewien, że nie zemdlała przed upadkiem? – starsza czarownica zwróciła się w stronę Harry’ego.

Chłopak na początku wyglądał na zaskoczonego, ale zmarszczył czoło i zamyślił się na chwilę.
- Pewny nie jestem – wyjawił. – To wyglądało jakby się potknęła, ale teraz jak o tym myślę, to mogła się złapać biurka, a tego nie zrobiła.
- Nie łapałeś mnie? – spytała się Hermiona z rozczarowaniem w głosie.
- Draco rzucił się w twoją stronę, ale nie zdążył – wyszeptał Harry z zakłopotaniem i nerwowo poczochrał sobie włosy.
Dziewczyna popatrzyła się na przyjaciela z niedowierzaniem. Draco próbował ją uratować? To było zupełnie nie w jego stylu! O co mu chodziło?
- Czy w ostatnich dniach czułaś się źle? – uzdrowicielka kontynuowała wypytywanie czym przerwała Hermionie przemyślenia.
- Tak. Kilka dni temu zatrułam się… czymś – wydukała młodsza czarownica starając się nie patrzeć na Harry’ego. – Wymiotowałam i czułam się słabo, ale już mi przeszło – dodała wesołym tonem.
- Coś jeszcze?
- Jestem strasznie senna – wyznała Hermiona. - To chyba z przemęczenia, ponieważ mam napięty okres w pracy i mało śpię – wyjaśniła błyskawicznie.

Uzdrowicielka uniosła jedną brew i zanotowała wszystko na pergaminie.
- Wyjdź chłopcze – rzuciła do Harry’ego nie przerywając pisania. – Muszę dokładniej przebadać twoją przyjaciółkę.
Chłopak nie protestował. Uśmiechnął się do Hermiony i szybko wyszedł z gabinetu.
- Kiedy był ostatni okres?
To było takie proste pytanie. Hermiona już otworzyła usta aby odpowiedzieć, gdy sobie uświadomiła, że nie zna odpowiedzi. To ją zaniepokoiło. Jak mogła nie wiedzieć kiedy miała ostatnio okres? Zawsze pamiętała o takich rzeczach. Miała dobrą pamięć do dat. Może to uderzenie spowodowało, że zapomniała?

Torebka! Hermiona przypomniała sobie, że w niej trzymała kalendarzyk. Tam zawsze wszystko zapisywała. Była osobą, która musiała mieć wszystko zorganizowane. Kalendarz był podstawą jej egzystencji. Planowała i zaznaczała w nim wszystko co się tylko dało. Nigdy nie wyrzucała swoich notatek. W szufladzie trzymała wszystkie kalendarze i mogła z łatwością sprawdzić ile miała okresów od czasu, gdy zaczęła miesiączkować.
- Dlaczego nie mówiłaś, że jesteś w ciąży? – spytała się z naganą uzdrowicielka, gdy zajrzała do otwartego przez dziewczynę terminarza. – Muszę wiedzieć takie rzeczy zanim podam ci eliksiry!
- Nie... nie… to nie tak! – zaprotestowała gwałtownie Hermiona. – Ja po prostu zapomniałam zapisać! Pamiętam, że miałam okres jakoś… tak… tak w okolicach… eee… - plątała się starając cokolwiek sobie przypomnieć. - Na pewno miałam go dostać w tym tygodniu!
- Czyli nie masz żadnej pewności, że nie jesteś w ciąży?

Hermiona poczuła, że zamiast mózgu ma czarną dziurę. Nigdy wcześniej nie spotkała jej taka sytuacja. Nawet jeśli nie znała odpowiedzi na jakieś pytanie to przy pomocy skojarzeń i logiki starała się dojść do niej. Teraz jednak nie mogła absolutnie nic sobie przypomnieć. Żadnej wskazówki, która naprowadziłaby ją na właściwy trop. Jakby ktoś wyczyścił jej pamięć.
- Na pewno nie jestem w ciąży – oznajmiła i uśmiechnęła się. – Doskonale przyrządzam eliksir zapobiegawczy i piję go kiedy trzeba.
- Gdyby mi płacono galeona za każdym razem, gdy to słyszę, a potem pacjentka ma dzieciaka to miałabym już domek w Honolulu i piłabym drinki z kokosa – stwierdziła ponuro starsza czarownica i kazała dziewczynie iść za sobą.

Podążając korytarzem za uzdrowicielką Hermiona obrzucała się najgorszymi wyzwiskami. Jak mogła zawalić tak sprawę? Dziurę w pamięci można było wytłumaczyć mocnym uderzeniem w głowę. To mogło spowodować czasową amnezję. Za to nie było usprawiedliwienia dla braku zapisu w kalendarzu. Lenistwo i gapiostwo – to było przyczyną. Była za bardzo beztroska i przestała zwracać uwagę na szczegóły.
- Idiotka, durna kretynka! – jęczała w myślach. – Dobrze, że eliksir nigdy mnie nie zawiódł i jego mogę być pewna – pocieszała się.

W gabinecie uzdrowicieli kręciło się sporo czarownic i czarodziejów. Część zawalona była robotą papierkową. Niektórzy przychodzili po eliksiry i lekarstwa, które znajdowały się w rzędzie szuflad, które zajmowały całą ścianę od podłogi do sufitu. Inni konsultowali przypadki ze swoimi kolegami i koleżankami.
- Sądzę, że dzieciaka ugryzł wilkołak, a nie psidwak. Rodzice nie chcą się przyznać, ponieważ boją się problemów – do uszu Hermiony doleciał głos młodego stażysty. – Mówiłem, że teraz jest dostępny eliksir, który znacznie łagodzi skutki, ale nie chcieli słuchać. Jeszcze sporo księżyców minie zanim ludzie zrozumieją, że to nie jest wyrok…
- Masz, idź do toalety i zrób co trzeba.

Hermiona zobaczyła, że uzdrowicielka podaje jej mugolski test ciążowy. Wzięła go i popatrzyła się pytająco na czarownicę, która westchnęła i przewróciła oczami.
 - Tak jest szybciej – wyjaśniła. – Na wynik z bluszczu wróżebnego trzeba czekać tydzień. Dlatego postanowiliśmy przyjąć mugolskie sposoby wykrywania ciąży.
Idąc w stronę toalet Hermiona pomyślała, że to straszne marnotrawstwo jej czasu. Uśmiechnęła się do Harry’ego promiennie i wyjaśniła, że niedługo wypuszczą ją do domu, ale najpierw musi wykonać test. Nie miała czym się martwić. Nawet Snape nie mógł przyczepić się do jej eliksirów na lekcjach. Była po prostu dobra w tej dziedzinie.

***

- Naprawdę zerwaliście!? – Harry usiadł na kanapie w salonie po tym jak użyli sieci Fiuu, aby dostać się do domu jego przyjaciółki.
Wyglądał na wstrząśniętego. Hermiona nie wyglądała lepiej od niego. Z nerwów znowu zaczęła odczuwać mdłości.
- Tak – wyjęczała opadając na fotel. – Zaręczyny były błędem. Powinnam odejść dawno temu, ale przyzwyczajenie sprawiało, że tego nie zrobiłam. To wszystko moja wina… – załkała chowając twarz w dłoniach.
- Jesteś pewna, że go nie kochasz?
- Tak. Nie mogę z nim być.
- Na Merlina… Co teraz zrobisz?
- Poradzę sobie jakoś…

Harry westchnął znacząco. Hermiona była pewna, że mimo wielu jej kłótni z Ronem, przyjaciel nie wyobrażał sobie ich rozstania.
- Nie mogliśmy inaczej – wyjaśniła cichym głosem. – Poza tym Dev wtrącił swoje trzy knuty do wszystkiego.
- Jak?
- Wmówił Ronowi, że całowałam się z twoim szefem oraz zdradził, że nie gotowałam mu obiadów – padła zwięzła odpowiedź.
- Co!?

Hermiona opowiedziała o tym jak zamawiała jedzenie oraz że Gawain podwiózł ją raz pod dom. Wspomniała obojętnym tonem, że ich relacje trochę się poprawiły. Harry i tak dowiedziałby się o przebiegu wydarzeń od Rona, dlatego wcale tego faktu nie ukrywała. Wyjaśniła dlaczego postanowiła wymazać Devowi pamięć. Przemilczała tylko to co stało się we Francji.
- Naprawdę nie pasujemy do siebie. Mamy inne cele i spojrzenie na świat…
- To jednak nie zmienia faktu, że teraz musicie się jakoś dogadać – zauważył Harry. – Nie macie innego wyjścia.
- Wiem… – odparła Hermiona cicho.
- Kiedy mu powiesz?

Czarownica przygryzła wargę. Nawet nie chciała o tym myśleć. Tak naprawdę chciała, aby Harry już sobie poszedł. Wtedy będzie mogła rzucić się na łóżko i płakać. Dopiero jak się uspokoi pomyśli o tym co zrobi dalej.
- Powiem, na pewno powiem – odparła wymijająco.
Harry wbił w nią wzrok. Hermiona zrozumiała, że ta odpowiedź go nie usatysfakcjonowała.
- Ten test mógł się mylić – wyszeptała. – Chcę najpierw zrobić badanie krwi. To niemożliwe abym była w ciąży. Moje eliksiry są dobre. To jakaś pomyłka!
- Miejmy taką nadzieję  - odparł Harry wstając. – A teraz proponuję coś zjeść. Zamówić chińszczyznę?
- Zamów – odparła Hermiona i uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciela. – Dziękuję, że jesteś przy mnie.

Chłopak z blizną zbliżył się do przyjaciółki, klęknął przy niej i łagodnie ujął jej dłoń.
- Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra i nigdy nie zostawiłbym cię w potrzebie – zakomunikował ciepło.
- Wiem – odparła ze łzami w oczach. - Jesteś dla mnie jak brat. Kocham cię za to, wiesz? – spytała się obejmując go.
- Wiem. Ja ciebie też – padła odpowiedź.