Ulica pogrążona
była w ciszy. Ludzie mieszkający w identycznych domach – bliźniakach już dawno
spali. Nikt nie zakłócał ich spokoju. Leciutki wietrzyk kołysał delikatnie
liśćmi drzew. Czasem tylko jakiś kot przemknął chyłkiem pomiędzy zaparkowanymi
na podjazdach samochodami. Suzanne przytulała się przez sen do swojej ulubionej
maskotki, śniąc o lodach czekoladowych i Teletubisiach. Severus kręcił się
niespokojnie w łóżku, ponieważ nawiedził go koszmar. Znowu był więźniem w
Azkabanie i musiał patrzeć na Sarę, która migdaliła się bezwstydnie z Robinem
Poynterem. Czarodziej chciał rzucić się na czarnoskórego chłopaka, ale wtedy do
gabinetu wpadł Potter z Robardsem i powstrzymali go, krzycząc, że za próbę
morderstwa zasłużył na tortury, które będzie przeprowadzał na nim Voldemort z
Dundym. Snape obudził się gwałtownie, gdy poczuł, że jego ciało przeszywają
niewidzialne sztylety. Starając się uspokoić oddech, podszedł do okna i
otworzył je. Felixa nigdzie nie było widać, ponieważ przebywał na nocnych
łowach. Dopiero po kilku minutach Severus był w stanie położyć się znowu do
łóżka, gdzie usnął tym razem bez snów.
Podczas gdy
Snape wpadał w objęcia Morfeusza, Hermiona Granger siedziała przy biurku otoczona
przez ciemność. Bolała ją głowa w miejscu, gdzie uderzyła ją książka, rzucona
przez współlokatora. Trzymała ją teraz w dłoniach i nie była w stanie zmusić
samej siebie do przeczytania jej. Mimo że od kłótni z Severusem minęło kilka
godzin, to nadal była zbyt roztrzęsiona, aby się skupić. W jej uszach
dźwięczały jego słowa, a w myślach widziała ten pełen pogardy wzrok, który
świadczył, że uważa ją za totalną kretynkę.
- Czemu on się
mnie tak czepia? – jęknęła, kładąc głowę na twardym biurku. – Przecież nigdy go
nie obchodziłam…
- Nie myśl, że kierują mną jakieś sentymenty.
Jesteś mi po prostu potrzebna i tyle – zabrzmiał głos Severusa w jej
myślach.
- Do czego
jestem ci potrzebna? Abyś miał się nad kim znęcać? – zastanawiała się.
- Martwa nie wynajmiesz mi pokoju – odparł
wyimaginowany czarodziej.
- No tak, ty nie
wiesz, że ten dom nie należy do mnie… - oświeciło ją.
Nigdy nie
poinformowała współlokatora, że przelewa odpowiednią kwotę Ianowi, a ten
przesyła ją rodzicom do Hiszpanii. On sam wpadł kiedyś na inspekcję, aby
zobaczyć, czy wszystko jest w porządku, ale to miało miejsce zanim Severus się do niej
wprowadził. Czarodziej nie utrzymywał nawet najmniejszych kontaktów z
sąsiadami, więc nie miał kto go o tym poinformować.
- Niby czemu
miałabym być martwa? – obruszyła się Hermiona, gdy zaczęła analizować słowa
Snape’a.
- Jedyne co mnie teraz interesuje to, czy nie
umrzesz z głodu, a ta chwila jest blisko – współlokator okazał się
wyjątkowo chętny do pogawędki.
- Jem, ile mogę,
a ty się mnie czepiasz! – odwarknęła.
- Nie zbawisz świata, jeśli będziesz
wycieńczona niczym dzieci z Afryki – usłyszała kpiący szept.
- To jedź tam i
je uratuj!
- Jesteś żałosna, wiesz?
Ciałem
czarownicy wstrząsnął dreszcz strachu. Odwróciła się błyskawicznie, ale w pokoju nikogo nie było poza nią samą. Przeczesała wzrokiem ciemności, szukając
Severusa, ale go nie znalazła. Rzuciła ostatnie, nieufne spojrzenie i odwróciła
się z powrotem w stronę biurka. Mogłaby przysięgnąć, że poczuła jego obecność i
usłyszała szept przy swoim uchu.
- Nie jestem
żałosna – oznajmiła szeptem.
- Jesteś – wyimaginowany Severus
powiedział to tak wyraźnie, że dziewczyna błyskawicznie odwróciła się w stronę
pokoju, będąc przekonaną, że to prawdziwy jest obok niej. – Odcięłaś się od wszystkich, nawet od własnej
rodziny.
Zimny pot oblał
Hermionę. Zrozumiała, że albo zwariowała, albo Snape bawi się jej kosztem,
będąc niewidzialnym. Postanowiła to sprawdzić, zamykając oczy, aby nie mógł
użyć oklumencji i odpowiadając mu w myślach.
- Mylisz się.
- Masz poprzestawiane w głowie. Ogarnij się.
Czarownica
odetchnęła z ulgą. To były tylko wspomnienia. Słyszała te słowa już wcześniej.
Wypowiedział je, zaraz przed tym, jak oskarżyła go o współpracę z Harrym.
Hermiona parsknęła śmiechem, gdy to sobie przypomniała. Rzeczywiście miała
poprzestawiane w głowie, skoro coś takiego wpadło jej do głowy. To było
zupełnie niedorzeczne. Zrobiła z siebie zupełną idiotkę.
- Wyobraź sobie, że kiedyś nie chciałem żyć.
Nie miałem dla kogo, więc wiem, jak się czujesz.
- On
rzeczywiście coś takiego powiedział… – oznajmiła z niemałym zdziwieniem.
To było
zaskakujące odkrycie. Zupełnie zapomniała, że przyznał się do tego. Dotarło do
niej, że uważał, że ona także nie chce żyć i dlatego jej pomagał! Jej były
nauczyciel potrafił współczuć! Hermiona uznała, że bardzo się pomylił co do
niej, ale w tym momencie spojrzała na niego inaczej.
- Mimo wszystko
mógłby być milszy – mruknęła, gdy opadły jej emocje związane z odkryciem innej
strony Severusa.
- Hermiona Granger, która należała do Zakonu
Feniksa i walczyła podczas wojny, nie załamałaby się. Zamiast tego wzięłaby
sprawy w swoje ręce – ponownie usłyszała jego głos. - Czasem trzeba brutalnie kimś potrząsnąć, aby się opamiętał. Gdy
staniesz się dawną Hermioną Granger, to wrócimy do uprzejmego ignorowania się
wzajemnie. Możesz ze mną walczyć i przegrać albo zmienić swoje nędzne życie.
Wybór należy do ciebie.
- Jaki ja mam
wybór? – zdenerwowała się. – Szantażujesz mnie, wykorzystując do tego Suzanne!
Zerknęła na
trzymaną przez siebie książkę. Nawet do niej nie zajrzała i nie przeczytała
opisu na tylnej okładce. Ta myśl zrobiła na niej równie piorunujące wrażenie,
jak uświadomienie sobie, że Severus odczuwa coś innego niż złość i frustrację.
Przecież kochała książki! Jak to się stało, że nie była w stanie przeczytać mugolskiego
poradnika, skoro potrafiła przebrnąć przez najnudniejsze tomy poświęcone
historii magii? Kiedyś umiała wkuć na pamięć wszystkie podręczniki w ciągu
dwóch lub trzech tygodni. Dlaczego w takim razie nie potrafiła otworzyć książki
o depresji?
- Nic się nie zmieniło, jesteś sobą, to inni
się mylą – powiedział głos, który wcale nie należał do Severusa. – Przeczytałaś tyle książek, że stałaś się
wybredna i byle co cię nie zadowoli. Ojciec powinien wiedzieć, że nie
przeczytasz tego chłamu.
Hermiona przez
moment przestała oddychać. To był jej własny głos! Tylko że mówił rzeczy, które nie są prawdą. Przecież wiedziała, że nie jest taka. Z drugiej strony, była
przekonana, że to ona sama do siebie mówi. Czyżby Severus miał rację co do
niej, twierdząc, że ma urojenia?
- Ta książka
może dać mi odpowiedź – pomyślała.
- Nie, nie, to niemożliwe! – zaskrzeczał
głos, który był i zarazem nie był jej.
Drżąca ręka
dziewczyny powędrowała w stronę lampki i zapaliła ją. Światło sprawiło jej ból,
ale przetarła dłonią oczy i powoli otworzyła książkę, która leżała na biurku.
Ignorując krzyki w swojej głowie, pogrążyła się w lekturze.
***
Biegła ile sił w
nogach po ulicach Londynu, starając się uciec przed napastnikiem. Trzymała w
ręce różdżkę, ale nie mogła jej użyć. Magia opuściła ją całkowicie. Zamiast
niej pojawiło się prawdziwe przerażenie. Hermiona nawet nie wiedziała, z kim ma
walczyć. Zorientowała się tylko, że ten ktoś ją goni. Napastnik za każdym razem
czekał w mroku, który podążał za dziewczyną, gdziekolwiek się udała.
- Chodź tutaj! –
ktoś zawołał i otworzył drzwi do Hogwartu.
Czarownica
wskoczyła do zamku i sama nie wiedząc czemu, pobiegła prosto do toalety na
pierwszym piętrze. Oparła się o jedną z umywalek, starając się nabrać powietrza
do płuc. Usta miała wyschnięte, a całe ciało bolało ją od nieustannej gonitwy.
- Chcesz do mnie
dołączyć! – zawołała Jęcząca Marta, wysuwając się niespodziewanie z lustra.
- Nie, nie chcę!
– odparła Hermiona.
- Myślę, że
chcesz – ucieszył się duch. – Będziemy tutaj we dwie. Postraszymy uczennice i
poślizgamy się w rurach! Łiii! Ale będzie fajnie!
- Nigdy nie będę
z tobą straszyć! – oburzyła się Hermiona.
- Nie? – spytała
Marta przymilnym tonem. – Dlaczego więc wyglądasz jak trup!? – wrzasnęła,
unosząc się jednocześnie do góry, aby czarownica mogła zobaczyć swoje oblicze w
lustrze.
Dziewczyna
chciała krzyczeć, ale nie była w stanie wydobyć ze swojego gardła nawet
najcichszego dźwięku. Odbicie pokazało, że Marta nie zmyślała. Hermiona, która
była po drugiej stronie lustra naprawdę przypominała trupa. Skórę miała bladą
jak topielec, twarz zdawała się bardziej być czaszką niż obliczem żywego
człowieka. Ciało było wychudzone tak bardzo, że można było łatwo policzyć kości.
- To nie ja –
załkała czarownica.
- Jasne, że ty –
oznajmiła Marta z pewnością w głosie. – Sama na to zapracowałaś.
- Ja nie chcę!
- Już za późno!
– zachichotał piskliwie duch. – Zostaniesz moją przyjaciółką na wieczność!
- Nie! –
wrzasnęła Hermiona i rzuciła się w stronę drzwi.
Gdy je otworzyła,
zobaczyła coś, czego nie chciała nigdy więcej widzieć. Na korytarzu pojawił się
dementor. Złapał zaskoczoną dziewczynę za ramię i przyciągnął do siebie. Drugą,
obślizgłą dłonią zdjął ze swojej twarzy kaptur.
- Nie, nie, nie!
– wrzeszczała dziewczyna, ledwo przytomna ze strachu. – Zostaw mnie! Zostaw!
Zrozumiała, że
już jest po niej. Nie udawało jej się wyszarpnąć z żelaznego uścisku dementora.
Czuła chłód w ciele i słyszała świszczący oddech. Marta fruwała w pobliżu,
śmiejąc się histerycznie.
- Nieee!
***
- Obudź się, do
cholery jasnej! – rozkazał Severus i jeszcze mocniej potrząsnął ramieniem
Hermiony.
- Co… jak… gdzie
dementor!? – wrzasnęła zdezorientowana.
- Jeśli
dzisiejszej nocy nie weźmiesz Eliksiru Słodkiego Snu, to z ochotą wyślę cię
tam, gdzie jeszcze je można spotkać – prychnął czarodziej. – Wrzeszczałaś tak,
że obudziłaś swoją siostrę!
Czarownica
zamrugała gwałtownie powiekami. Musiał być ranek, ponieważ promienie słońca prześwitywały
przez zasłony. Ona sama siedziała na krześle, a przed nią rozłożona była
książka o depresji. Hermiona szybko doszła do wniosku, że musiała zasnąć
podczas czytania.
- Co z małą? –
spytała, starając się odsunąć od siebie wspomnienia o koszmarnym śnie.
- Kazałem jej
iść spać, a ona grzecznie się posłuchała. Powinnaś częściej brać przykład z
dziecka! – warknął Severus i skrzyżował ręce na piersi.
- Przepraszam…
przyśniło mi się…
- Nie interesuje
mnie, co ci się śni – odparł sucho. – Chcę się wyspać, ponieważ mam coś dzisiaj
do załatwienia – wyjawił z wyrzutem i odwrócił się, aby wyjść z pokoju
dziewczyny.
- Dziękuję, że
się zająłeś Suzanne – wyszeptała Hermiona.
Severus rzucił
jej mordercze spojrzenie i zamknął za sobą drzwi. Czarownica siedziała chwilę w
bezruchu na krześle, po czym sięgnęła po lusterko, które leżało na biurku. To
było to samo, którym rzuciła o ścianę w poprzednim tygodniu. Zadumała się, gdy
zdała sobie sprawę, że w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że Severus je
naprawił. Musiał to zrobić chwilę po tym, jak przyszedł do niej z wiadomością,
że jej ojciec zgodził się przywieźć Suzanne. Pamiętała, że wybiegła wtedy z
pokoju, opętana myślą, że musi wysprzątać cały dom.
- Nawet mu wtedy
nie podziękowałam – wyszeptała i zaczerwieniła ze wstydu. – Czyli wszyscy mieli
rację, gdy twierdzili, że się zmieniłam…
Nacisnęła guzik
i lusterko otworzyło się z cichym kliknięciem. Hermiona popatrzyła na swoją
twarz i wydmuchała powietrze, które nieświadomie trzymała w płucach. Nie było z
nią tak źle, jak w śnie, ale nie mogła powiedzieć, że jest dobrze. Po raz
pierwszy zobaczyła siebie, taką, jaką jest naprawdę. Nie mogła wyjść ze
zdumienia, że tego nie zauważyła wcześniej.
- Nic ci nie jest! To co widzisz, to
nieprawda! – zawołał głos w jej głowie, który przestał przypominać jej
własny.
- Zamknij się! –
warknęła na niego czarownica i chwyciła książkę. – Nadszedł czas zmian! –
oświadczyła, po czym zaczęła czytać rozdział, o tym, jak sobie samej pomóc.
***
Kingsley
Shacklebolt mógł w spokoju delektować się nalewką z wiśni. Przebywał w swoim
domu i siedział w ulubionym fotelu. Nogi położył wygodnie na podnóżek i
całkowicie się zrelaksował. Godzinę wcześniej wrócił z obchodów Dnia Zwycięstwa
i marzył o chwili spokoju. Voldemort zginął w Bitwie o Hogwart trzy lata
wcześniej, dzięki czemu zakończono wojnę. W związku z tym ustanowiono nowe święto
w kalendarzu czarownic i czarodziejów. Obchodzono je bardzo hucznie i z
wyjątkową pompą, co wiązało się ze sporą ilością pracy. Kingsley wiedział, że
mógł zrzucić część swoich obowiązków na innych, ale nie miał ochoty. Skoro
ustanowił Dzień Zwycięstwa, to przyzwoitość nakazywała zakasać rękawy i wziąć
się do roboty.
- Witaj
Severusie – powitał czarodzieja, który wyskoczył z kominka. – Jak zwykle jesteś
punktualnie. Usiądź sobie wygodnie… Naleweczki? – wskazał na butelkę, która
stała na stoliku.
- Nie, dziękuję
– odparł mężczyzna w czerni.
- Jest pyszna,
naprawdę – zachęcał minister magii.
- Jeden
kieliszek – westchnął Severus.
Czarnoskóry
czarodziej uśmiechnął się promiennie, nalał alkohol do szkła i podał go
towarzyszowi. Snape wymamrotał oszczędne podziękowanie.
- Wiem, że
miałem do was zajrzeć, ale miałem kompletne urwanie głowy w ministerstwie…
- W ogóle mi to
nie przeszkadzało.
- No tak –
Kingsley zachichotał. – Jestem pod wrażeniem. Sprawiłeś, że Hermiona zaczęła się leczyć.
- To było proste
– odparł Severus, lekko się uśmiechając. – Uczyłem tyle lat w Hogwarcie, że
niestraszne mi babskie humory. Trzeba było nią trochę wstrząsnąć i tyle.
- Podziałało, to
fakt – przyznał minister magii. – Wróciła jej moc, nabrała ciała, widać, że zaczyna się
uśmiechać…
- Czyli ją wyleczyłem.
Teraz czekam na swoje piętnaście tysięcy galeonów – oznajmił Snape poważnym
tonem.
Kingsley
zacmokał.
- To jeszcze nie
jest koniec. Depresja wcale tak szybko nie mija – oznajmił. – To jeszcze nie
jest ta sama Hermiona co kiedyś.
- Nie żartuj
sobie ze mnie! – warknął były mistrz eliksirów. – Skoro jest dobrze, to znaczy,
że jej przeszło!
- Wszystko może
jeszcze wrócić – oznajmił minister Magii. – Gadałem z psychologiem na ten
temat.
Snape przeszył
go wzrokiem. Jego mina wyraźnie świadczyła, że jest niezadowolony.
- Co w takim
razie proponujesz? – spytał po chwili.
- Nadal będę ci
płacił tysiąc galeonów miesięcznie. Chcę, abyś miał na nią oko i interweniował,
gdyby coś było nie tak. Piętnaście tysięcy dostaniesz, gdy Hermiona wyzdrowieje
do końca.
Nietoperz z
lochów milczał. Wypił nalewkę do końca, wstał z fotela i ostawił kieliszek na
stolik.
- Niech ci
będzie! – warknął. – Wprawdzie się z tobą nie zgadzam, ale nie chce mi się z
tobą kłócić – wyjaśnił urażonym tonem. – A teraz żegnaj. Mam coś do roboty! –
wyjął z kieszeni mały woreczek z proszkiem Fiuu.
- Domyślam się –
odparł Kingsley beztrosko. – Ten artykuł o najsilniejszych eliksirach z różnych
zakątków świata był świetny! Hermiona nadal pomaga ci z francuskimi słówkami?
- Skąd wiesz? –
zdziwił się Severus.
- Mam swoje
źródło – odparł czarnoskóry czarodziej, gdy wstawał z fotela.
- Mam nadzieję,
że nikt o tym nie wie!
- Nie martw się,
wiem ja, ty, Hermiona i Harry – wyjaśnił Kingsley, klepiąc przyjaźnie Snape’a
po ramieniu.
Severus zamyślił
się na chwilę i zmrużył oczy. Szybko je otworzył, gdy zrozumiał, skąd ten
ostatni posiada takie informacje.
- Nasłałeś na
mnie Pottera w tej jego przeklętej pelerynie niewidce!?
- Mówiłem ci o
tym. Przecież miał sprawdzić, jak ci idzie z Hermioną…
- Nie
wspominałeś o pelerynie!
- Zapomniałem –
powiedział minister magii, w ogóle nie przejmując się rozwścieczonym Snape’em.
– Harry zdawał mi raporty co jakiś czas i większość była pozytywna. Wiem, że
nie byłeś dla niej miły, ale skoro okazało się to skuteczne, to stwierdziliśmy,
że pozwolimy ci zrobić, co uważasz za słuszne.
- A niech was
avada trafi – fuknął były nauczyciel, stając przed kominkiem. – Więcej go nie
przysyłaj i dopilnuj, aby trzymał język za zębami!
- Udowodniłeś,
że wykonujesz dobrze robotę. Ona niczego nie wie, Harry od dawna siedzi cicho.
Ufamy ci – wyjaśnił Kingsley.
- Mam nadzieję,
że wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić to swoje zaufanie!
- Pewnie tam,
gdzie słoneczko nie dochodzi.
- Dokładnie! –
zgodził się Severus, po czym znikł w szmaragdowych płomieniach.
***
Na początku
Hermionie było głupio, że odsunęła się od wszystkich, ale psycholog wyjaśnił
jej, że to normalne zachowanie podczas depresji. Minął ponad miesiąc, odkąd
zdecydowała się leczyć i trzy tygodnie od rozpoczęcia terapii, a ona czuła się,
jakby przez wiele miesięcy przebywała w ciemnej jaskini, a teraz wyszła na
słońce. Gdy wracała myślami do tego, jak się zachowywała i reagowała, to
ogarniało ją przerażenie. Była kompletnie głucha i ślepa. Żyła w koszmarze, a
prawdziwe życie toczyło się gdzieś obok niej. Depresja przejęła jej uczucia i
myśli, wmawiając, że to ona sama podejmuje decyzje. Hermiona miała cichą
nadzieję, że nigdy więcej nie doświadczy czegoś podobnego.
Czarownica
stanęła w salonie i szukała kluczyków do samochodu, gdy z kominka wyskoczył jej
współlokator. Jego mina zdradzała chęć mordu na pierwszej napotkanej osobie,
dlatego dziewczyna nawet nie pisnęła. Odkąd oświadczyła mu, że będzie się
leczyć, to ich kontakty znowu ograniczyły się do mieszkania razem. Jedyną
zmianą było to, że on nadal gotował, a ona czasem mu pomagała w redagowaniu
tekstu do „Magicznych Mikstur”. Severus szybko łapał słówka i kalki językowe,
które miały nadać jego artykułom wrażenie, że pisał je Francuz. Hermiona
wiedziała, że prędzej czy później, już nie będzie mu potrzebna.
- Wrócisz na
kolację? – dobiegł do niej zrzędliwy głos.
- Nie, będę
jadła u rodziców. Wrócę dzisiaj późno – odparła spokojnym tonem.
- To dobrze, bo
nie miałem ochoty dla ciebie gotować – usłyszała w odpowiedzi.
- Wiesz, że
przenoszenie uczuć na niewinne osoby, nie rozwiąże twojego problemu? – spytała,
gdy wchodził na schody.
- Mam to
naprawdę gdzieś! – zawołał z piętra i zatrzasnął z hukiem drzwi do swojego
pokoju.
Hermiona
pokiwała ze zrozumieniem głową. Odkąd rozjaśnił się jej umysł, to miała
wrażenie, że Snape utracił swoją jedyną rozrywkę, jaką była próba wyciągnięcia
jej z depresji. Wkurzał się, darł na nią i wyzywał od idiotek, ale w głębi
serca, dobrze się bawił. Czarownica nie polubiła go, ale stwierdziła, że będzie
tolerować i bronić, gdyby zaszła taka potrzeba, ponieważ uznała, że w taki
sposób może okazać swoją wdzięczność. Postanowiła również, że kiedy on wpadnie
w depresję, to odpłaci mu się taką samą terapią, jaką on jej zafundował.
***
- Ten chłopak
chyba nie jest normalny – oświadczyła Jennifer, gdy weszła do biura zastępcy
szeryfa. – Część tego, co powiedział, nie jest prawdą.
- Na przykład? –
zapytał Scott, który siedział za biurkiem i wypełniał papiery.
- Twierdzi, że
pochodzi z Wielkiej Brytanii. Skontaktowałam się z ambasadą i okazało się, że
nikt taki nie zaginął.
- Może był bezdomny i nie miał rodziny...
- Też o tym
pomyślałam – powiedziała czarnoskóra policjantka. – Dlatego porozmawiałam z nim
przez dłuższą chwilę, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Twierdzi, że ma sporą rodzinę, chodził do szkoły i mieszkał w Londynie. To, co opowiadał o sobie,
jakoś nie trzymało się kupy. Miałam wrażenie, że zmyśla, chociaż nie mogłam mu
zarzucić kłamstwa, gdy opowiadał o szkole, albo dziewczynie. Dlatego zaczęłam
go wypytywać o życie w Wielkiej Brytanii…
- Niech zgadnę –
westchnął Scott – nie znał podstawowych szczegółów?
- Tak –
przytaknęła Jennifer. – Nie wiedział nawet, jak nazywa się ich królowa. Ale to
jeszcze nie koniec jego dziwnych wymysłów.
- Co wymyślił?
- Przysięgał, że
miał narzeczoną, która była z nim w ciąży. Podał jej dokładne dane i numer
telefonu – policjantka wyciągnęła z kieszeni spodni kartkę. – Hermiona Granger,
lat dwadzieścia jeden, zamieszkała w Londynie przy…
- Dobra, dobra,
oszczędź mi szczegółów – mruknął Scott – przejdź do sedna.
- Podałam te
dane ambasadzie. Obiecali, że się z nią skontaktują, aby ustalić, czy zna
Ronalda Weasleya. Oddzwonili po jakimś czasie…
- Taka
dziewczyna nie istnieje, prawda?
- A właśnie, że
istnieje – oświadczyła Jennifer z błyskiem w oku. – Tylko że nie zna żadnego
Ronalda Weasleya i nie ma dziecka!
Zastępca szeryfa
odchylił się na fotelu i spojrzał wymownie w sufit. DEA* przeprowadziła akcję,
rozbijając gang narkotykowy, który zbudował sobie bazę na pobliskiej pustyni. Gangsterów
zgarnęli, a im zostawili chorego psychicznie narkomana, który przetrzymywany
był przez nich w klatce, jak jakieś zwierzę. Obiecali, że załatwią mu
psychologa, ale jak na razie nikt się nie pojawił. Chłopak wyglądał na
zabiedzonego, ale nie miał na ciele śladów wskazujących, aby gang się nad nim
pastwił. Jego zachowanie świadczyło jednak, że przeżył prawdziwy koszmar.
- To, co z nim
robimy? – zapytała Jennifer.
- Czekamy –
skrzywił się Scott. – Możesz zadzwonić do tych jełopów, aby szybciej przysłali psychologa.
Najlepiej, aby od razu załatwili mu transport do psychiatryka…
Policjantka nic
nie odpowiedziała. Kiwnęła głową i wyszła z biura szeryfa, aby zrobić, to co jej kazano.
* Drug Enforcement Administration - Administracja
Legalnego Obrotu Lekarstw (rządowa agencja USA zajmująca się kontrolą obrotu
lekarstwami oraz walką z narkotykami).