poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 59 - Koszmar


Ulica pogrążona była w ciszy. Ludzie mieszkający w identycznych domach – bliźniakach już dawno spali. Nikt nie zakłócał ich spokoju. Leciutki wietrzyk kołysał delikatnie liśćmi drzew. Czasem tylko jakiś kot przemknął chyłkiem pomiędzy zaparkowanymi na podjazdach samochodami. Suzanne przytulała się przez sen do swojej ulubionej maskotki, śniąc o lodach czekoladowych i Teletubisiach. Severus kręcił się niespokojnie w łóżku, ponieważ nawiedził go koszmar. Znowu był więźniem w Azkabanie i musiał patrzeć na Sarę, która migdaliła się bezwstydnie z Robinem Poynterem. Czarodziej chciał rzucić się na czarnoskórego chłopaka, ale wtedy do gabinetu wpadł Potter z Robardsem i powstrzymali go, krzycząc, że za próbę morderstwa zasłużył na tortury, które będzie przeprowadzał na nim Voldemort z Dundym. Snape obudził się gwałtownie, gdy poczuł, że jego ciało przeszywają niewidzialne sztylety. Starając się uspokoić oddech, podszedł do okna i otworzył je. Felixa nigdzie nie było widać, ponieważ przebywał na nocnych łowach. Dopiero po kilku minutach Severus był w stanie położyć się znowu do łóżka, gdzie usnął tym razem bez snów.

Podczas gdy Snape wpadał w objęcia Morfeusza, Hermiona Granger siedziała przy biurku otoczona przez ciemność. Bolała ją głowa w miejscu, gdzie uderzyła ją książka, rzucona przez współlokatora. Trzymała ją teraz w dłoniach i nie była w stanie zmusić samej siebie do przeczytania jej. Mimo że od kłótni z Severusem minęło kilka godzin, to nadal była zbyt roztrzęsiona, aby się skupić. W jej uszach dźwięczały jego słowa, a w myślach widziała ten pełen pogardy wzrok, który świadczył, że uważa ją za totalną kretynkę.
- Czemu on się mnie tak czepia? – jęknęła, kładąc głowę na twardym biurku. – Przecież nigdy go nie obchodziłam…
- Nie myśl, że kierują mną jakieś sentymenty. Jesteś mi po prostu potrzebna i tyle – zabrzmiał głos Severusa w jej myślach.
- Do czego jestem ci potrzebna? Abyś miał się nad kim znęcać? – zastanawiała się.
- Martwa nie wynajmiesz mi pokoju – odparł wyimaginowany czarodziej.
- No tak, ty nie wiesz, że ten dom nie należy do mnie… - oświeciło ją.

Nigdy nie poinformowała współlokatora, że przelewa odpowiednią kwotę Ianowi, a ten przesyła ją rodzicom do Hiszpanii. On sam wpadł kiedyś na inspekcję, aby zobaczyć, czy wszystko jest w porządku, ale to miało miejsce zanim Severus się do niej wprowadził. Czarodziej nie utrzymywał nawet najmniejszych kontaktów z sąsiadami, więc nie miał kto go o tym poinformować.
- Niby czemu miałabym być martwa? – obruszyła się Hermiona, gdy zaczęła analizować słowa Snape’a.
- Jedyne co mnie teraz interesuje to, czy nie umrzesz z głodu, a ta chwila jest blisko – współlokator okazał się wyjątkowo chętny do pogawędki.
- Jem, ile mogę, a ty się mnie czepiasz! – odwarknęła.
- Nie zbawisz świata, jeśli będziesz wycieńczona niczym dzieci z Afryki – usłyszała kpiący szept.
- To jedź tam i je uratuj!
- Jesteś żałosna, wiesz?

Ciałem czarownicy wstrząsnął dreszcz strachu. Odwróciła się błyskawicznie, ale w pokoju nikogo nie było poza nią samą. Przeczesała wzrokiem ciemności, szukając Severusa, ale go nie znalazła. Rzuciła ostatnie, nieufne spojrzenie i odwróciła się z powrotem w stronę biurka. Mogłaby przysięgnąć, że poczuła jego obecność i usłyszała szept przy swoim uchu.
- Nie jestem żałosna – oznajmiła szeptem.
Jesteś – wyimaginowany Severus powiedział to tak wyraźnie, że dziewczyna błyskawicznie odwróciła się w stronę pokoju, będąc przekonaną, że to prawdziwy jest obok niej. – Odcięłaś się od wszystkich, nawet od własnej rodziny.

Zimny pot oblał Hermionę. Zrozumiała, że albo zwariowała, albo Snape bawi się jej kosztem, będąc niewidzialnym. Postanowiła to sprawdzić, zamykając oczy, aby nie mógł użyć oklumencji i odpowiadając mu w myślach.
- Mylisz się.
- Masz poprzestawiane w głowie. Ogarnij się.
Czarownica odetchnęła z ulgą. To były tylko wspomnienia. Słyszała te słowa już wcześniej. Wypowiedział je, zaraz przed tym, jak oskarżyła go o współpracę z Harrym. Hermiona parsknęła śmiechem, gdy to sobie przypomniała. Rzeczywiście miała poprzestawiane w głowie, skoro coś takiego wpadło jej do głowy. To było zupełnie niedorzeczne. Zrobiła z siebie zupełną idiotkę.
- Wyobraź sobie, że kiedyś nie chciałem żyć. Nie miałem dla kogo, więc wiem, jak się czujesz.
- On rzeczywiście coś takiego powiedział… – oznajmiła z niemałym zdziwieniem.

To było zaskakujące odkrycie. Zupełnie zapomniała, że przyznał się do tego. Dotarło do niej, że uważał, że ona także nie chce żyć i dlatego jej pomagał! Jej były nauczyciel potrafił współczuć! Hermiona uznała, że bardzo się pomylił co do niej, ale w tym momencie spojrzała na niego inaczej.
- Mimo wszystko mógłby być milszy – mruknęła, gdy opadły jej emocje związane z odkryciem innej strony Severusa.
- Hermiona Granger, która należała do Zakonu Feniksa i walczyła podczas wojny, nie załamałaby się. Zamiast tego wzięłaby sprawy w swoje ręce – ponownie usłyszała jego głos. - Czasem trzeba brutalnie kimś potrząsnąć, aby się opamiętał. Gdy staniesz się dawną Hermioną Granger, to wrócimy do uprzejmego ignorowania się wzajemnie. Możesz ze mną walczyć i przegrać albo zmienić swoje nędzne życie. Wybór należy do ciebie.
- Jaki ja mam wybór? – zdenerwowała się. – Szantażujesz mnie, wykorzystując do tego Suzanne!

Zerknęła na trzymaną przez siebie książkę. Nawet do niej nie zajrzała i nie przeczytała opisu na tylnej okładce. Ta myśl zrobiła na niej równie piorunujące wrażenie, jak uświadomienie sobie, że Severus odczuwa coś innego niż złość i frustrację. Przecież kochała książki! Jak to się stało, że nie była w stanie przeczytać mugolskiego poradnika, skoro potrafiła przebrnąć przez najnudniejsze tomy poświęcone historii magii? Kiedyś umiała wkuć na pamięć wszystkie podręczniki w ciągu dwóch lub trzech tygodni. Dlaczego w takim razie nie potrafiła otworzyć książki o depresji?
- Nic się nie zmieniło, jesteś sobą, to inni się mylą – powiedział głos, który wcale nie należał do Severusa. – Przeczytałaś tyle książek, że stałaś się wybredna i byle co cię nie zadowoli. Ojciec powinien wiedzieć, że nie przeczytasz tego chłamu.

Hermiona przez moment przestała oddychać. To był jej własny głos! Tylko że mówił rzeczy, które nie są prawdą. Przecież wiedziała, że nie jest taka. Z drugiej strony, była przekonana, że to ona sama do siebie mówi. Czyżby Severus miał rację co do niej, twierdząc, że ma urojenia?
- Ta książka może dać mi odpowiedź – pomyślała.
- Nie, nie, to niemożliwe! – zaskrzeczał głos, który był i zarazem nie był jej.
Drżąca ręka dziewczyny powędrowała w stronę lampki i zapaliła ją. Światło sprawiło jej ból, ale przetarła dłonią oczy i powoli otworzyła książkę, która leżała na biurku. Ignorując krzyki w swojej głowie, pogrążyła się w lekturze.

***

Biegła ile sił w nogach po ulicach Londynu, starając się uciec przed napastnikiem. Trzymała w ręce różdżkę, ale nie mogła jej użyć. Magia opuściła ją całkowicie. Zamiast niej pojawiło się prawdziwe przerażenie. Hermiona nawet nie wiedziała, z kim ma walczyć. Zorientowała się tylko, że ten ktoś ją goni. Napastnik za każdym razem czekał w mroku, który podążał za dziewczyną, gdziekolwiek się udała.
- Chodź tutaj! – ktoś zawołał i otworzył drzwi do Hogwartu.

Czarownica wskoczyła do zamku i sama nie wiedząc czemu, pobiegła prosto do toalety na pierwszym piętrze. Oparła się o jedną z umywalek, starając się nabrać powietrza do płuc. Usta miała wyschnięte, a całe ciało bolało ją od nieustannej gonitwy.
- Chcesz do mnie dołączyć! – zawołała Jęcząca Marta, wysuwając się niespodziewanie z lustra.
- Nie, nie chcę! – odparła Hermiona.
- Myślę, że chcesz – ucieszył się duch. – Będziemy tutaj we dwie. Postraszymy uczennice i poślizgamy się w rurach! Łiii! Ale będzie fajnie!
- Nigdy nie będę z tobą straszyć! – oburzyła się Hermiona.
- Nie? – spytała Marta przymilnym tonem. – Dlaczego więc wyglądasz jak trup!? – wrzasnęła, unosząc się jednocześnie do góry, aby czarownica mogła zobaczyć swoje oblicze w lustrze.

Dziewczyna chciała krzyczeć, ale nie była w stanie wydobyć ze swojego gardła nawet najcichszego dźwięku. Odbicie pokazało, że Marta nie zmyślała. Hermiona, która była po drugiej stronie lustra naprawdę przypominała trupa. Skórę miała bladą jak topielec, twarz zdawała się bardziej być czaszką niż obliczem żywego człowieka. Ciało było wychudzone tak bardzo, że można było łatwo policzyć kości.
- To nie ja – załkała czarownica.
- Jasne, że ty – oznajmiła Marta z pewnością w głosie. – Sama na to zapracowałaś.
- Ja nie chcę!
- Już za późno! – zachichotał piskliwie duch. – Zostaniesz moją przyjaciółką na wieczność!
- Nie! – wrzasnęła Hermiona i rzuciła się w stronę drzwi.

Gdy je otworzyła, zobaczyła coś, czego nie chciała nigdy więcej widzieć. Na korytarzu pojawił się dementor. Złapał zaskoczoną dziewczynę za ramię i przyciągnął do siebie. Drugą, obślizgłą dłonią zdjął ze swojej twarzy kaptur.
- Nie, nie, nie! – wrzeszczała dziewczyna, ledwo przytomna ze strachu. – Zostaw mnie! Zostaw!
Zrozumiała, że już jest po niej. Nie udawało jej się wyszarpnąć z żelaznego uścisku dementora. Czuła chłód w ciele i słyszała świszczący oddech. Marta fruwała w pobliżu, śmiejąc się histerycznie.
- Nieee!

***

- Obudź się, do cholery jasnej! – rozkazał Severus i jeszcze mocniej potrząsnął ramieniem Hermiony.
- Co… jak… gdzie dementor!? – wrzasnęła zdezorientowana.
- Jeśli dzisiejszej nocy nie weźmiesz Eliksiru Słodkiego Snu, to z ochotą wyślę cię tam, gdzie jeszcze je można spotkać – prychnął czarodziej. – Wrzeszczałaś tak, że obudziłaś swoją siostrę!
Czarownica zamrugała gwałtownie powiekami. Musiał być ranek, ponieważ promienie słońca prześwitywały przez zasłony. Ona sama siedziała na krześle, a przed nią rozłożona była książka o depresji. Hermiona szybko doszła do wniosku, że musiała zasnąć podczas czytania.
- Co z małą? – spytała, starając się odsunąć od siebie wspomnienia o koszmarnym śnie.
- Kazałem jej iść spać, a ona grzecznie się posłuchała. Powinnaś częściej brać przykład z dziecka! – warknął Severus i skrzyżował ręce na piersi.
- Przepraszam… przyśniło mi się…
- Nie interesuje mnie, co ci się śni – odparł sucho. – Chcę się wyspać, ponieważ mam coś dzisiaj do załatwienia – wyjawił z wyrzutem i odwrócił się, aby wyjść z pokoju dziewczyny.
- Dziękuję, że się zająłeś Suzanne – wyszeptała Hermiona.

Severus rzucił jej mordercze spojrzenie i zamknął za sobą drzwi. Czarownica siedziała chwilę w bezruchu na krześle, po czym sięgnęła po lusterko, które leżało na biurku. To było to samo, którym rzuciła o ścianę w poprzednim tygodniu. Zadumała się, gdy zdała sobie sprawę, że w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że Severus je naprawił. Musiał to zrobić chwilę po tym, jak przyszedł do niej z wiadomością, że jej ojciec zgodził się przywieźć Suzanne. Pamiętała, że wybiegła wtedy z pokoju, opętana myślą, że musi wysprzątać cały dom.
- Nawet mu wtedy nie podziękowałam – wyszeptała i zaczerwieniła ze wstydu. – Czyli wszyscy mieli rację, gdy twierdzili, że się zmieniłam…

Nacisnęła guzik i lusterko otworzyło się z cichym kliknięciem. Hermiona popatrzyła na swoją twarz i wydmuchała powietrze, które nieświadomie trzymała w płucach. Nie było z nią tak źle, jak w śnie, ale nie mogła powiedzieć, że jest dobrze. Po raz pierwszy zobaczyła siebie, taką, jaką jest naprawdę. Nie mogła wyjść ze zdumienia, że tego nie zauważyła wcześniej.
- Nic ci nie jest! To co widzisz, to nieprawda! – zawołał głos w jej głowie, który przestał przypominać jej własny.
- Zamknij się! – warknęła na niego czarownica i chwyciła książkę. – Nadszedł czas zmian! – oświadczyła, po czym zaczęła czytać rozdział, o tym, jak sobie samej pomóc.

***

Kingsley Shacklebolt mógł w spokoju delektować się nalewką z wiśni. Przebywał w swoim domu i siedział w ulubionym fotelu. Nogi położył wygodnie na podnóżek i całkowicie się zrelaksował. Godzinę wcześniej wrócił z obchodów Dnia Zwycięstwa i marzył o chwili spokoju. Voldemort zginął w Bitwie o Hogwart trzy lata wcześniej, dzięki czemu zakończono wojnę. W związku z tym ustanowiono nowe święto w kalendarzu czarownic i czarodziejów. Obchodzono je bardzo hucznie i z wyjątkową pompą, co wiązało się ze sporą ilością pracy. Kingsley wiedział, że mógł zrzucić część swoich obowiązków na innych, ale nie miał ochoty. Skoro ustanowił Dzień Zwycięstwa, to przyzwoitość nakazywała zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
- Witaj Severusie – powitał czarodzieja, który wyskoczył z kominka. – Jak zwykle jesteś punktualnie. Usiądź sobie wygodnie… Naleweczki? – wskazał na butelkę, która stała na stoliku.
- Nie, dziękuję – odparł mężczyzna w czerni.
- Jest pyszna, naprawdę – zachęcał minister magii.
- Jeden kieliszek – westchnął Severus.

Czarnoskóry czarodziej uśmiechnął się promiennie, nalał alkohol do szkła i podał go towarzyszowi. Snape wymamrotał oszczędne podziękowanie.
- Wiem, że miałem do was zajrzeć, ale miałem kompletne urwanie głowy w ministerstwie…
- W ogóle mi to nie przeszkadzało.
- No tak – Kingsley zachichotał. – Jestem pod wrażeniem. Sprawiłeś, że Hermiona zaczęła się leczyć.
- To było proste – odparł Severus, lekko się uśmiechając. – Uczyłem tyle lat w Hogwarcie, że niestraszne mi babskie humory. Trzeba było nią trochę wstrząsnąć i tyle.
- Podziałało, to fakt – przyznał minister magii. – Wróciła jej moc, nabrała ciała, widać, że zaczyna się uśmiechać…
- Czyli ją wyleczyłem. Teraz czekam na swoje piętnaście tysięcy galeonów – oznajmił Snape poważnym tonem.
Kingsley zacmokał.
- To jeszcze nie jest koniec. Depresja wcale tak szybko nie mija – oznajmił. – To jeszcze nie jest ta sama Hermiona co kiedyś.
- Nie żartuj sobie ze mnie! – warknął były mistrz eliksirów. – Skoro jest dobrze, to znaczy, że jej przeszło!
- Wszystko może jeszcze wrócić – oznajmił minister Magii. – Gadałem z psychologiem na ten temat.

Snape przeszył go wzrokiem. Jego mina wyraźnie świadczyła, że jest niezadowolony.
- Co w takim razie proponujesz? – spytał po chwili.
- Nadal będę ci płacił tysiąc galeonów miesięcznie. Chcę, abyś miał na nią oko i interweniował, gdyby coś było nie tak. Piętnaście tysięcy dostaniesz, gdy Hermiona wyzdrowieje do końca.
Nietoperz z lochów milczał. Wypił nalewkę do końca, wstał z fotela i ostawił kieliszek na stolik.
- Niech ci będzie! – warknął. – Wprawdzie się z tobą nie zgadzam, ale nie chce mi się z tobą kłócić – wyjaśnił urażonym tonem. – A teraz żegnaj. Mam coś do roboty! – wyjął z kieszeni mały woreczek z proszkiem Fiuu.
- Domyślam się – odparł Kingsley beztrosko. – Ten artykuł o najsilniejszych eliksirach z różnych zakątków świata był świetny! Hermiona nadal pomaga ci z francuskimi słówkami?
- Skąd wiesz? – zdziwił się Severus.
- Mam swoje źródło – odparł czarnoskóry czarodziej, gdy wstawał z fotela.
- Mam nadzieję, że nikt o tym nie wie!
- Nie martw się, wiem ja, ty, Hermiona i Harry – wyjaśnił Kingsley, klepiąc przyjaźnie Snape’a po ramieniu.

Severus zamyślił się na chwilę i zmrużył oczy. Szybko je otworzył, gdy zrozumiał, skąd ten ostatni posiada takie informacje.
- Nasłałeś na mnie Pottera w tej jego przeklętej pelerynie niewidce!?
- Mówiłem ci o tym. Przecież miał sprawdzić, jak ci idzie z Hermioną…
- Nie wspominałeś o pelerynie!
- Zapomniałem – powiedział minister magii, w ogóle nie przejmując się rozwścieczonym Snape’em. – Harry zdawał mi raporty co jakiś czas i większość była pozytywna. Wiem, że nie byłeś dla niej miły, ale skoro okazało się to skuteczne, to stwierdziliśmy, że pozwolimy ci zrobić, co uważasz za słuszne.   
- A niech was avada trafi – fuknął były nauczyciel, stając przed kominkiem. – Więcej go nie przysyłaj i dopilnuj, aby trzymał język za zębami!
- Udowodniłeś, że wykonujesz dobrze robotę. Ona niczego nie wie, Harry od dawna siedzi cicho. Ufamy ci – wyjaśnił Kingsley.
- Mam nadzieję, że wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić to swoje zaufanie!
- Pewnie tam, gdzie słoneczko nie dochodzi.
- Dokładnie! – zgodził się Severus, po czym znikł w szmaragdowych płomieniach.

***

Na początku Hermionie było głupio, że odsunęła się od wszystkich, ale psycholog wyjaśnił jej, że to normalne zachowanie podczas depresji. Minął ponad miesiąc, odkąd zdecydowała się leczyć i trzy tygodnie od rozpoczęcia terapii, a ona czuła się, jakby przez wiele miesięcy przebywała w ciemnej jaskini, a teraz wyszła na słońce. Gdy wracała myślami do tego, jak się zachowywała i reagowała, to ogarniało ją przerażenie. Była kompletnie głucha i ślepa. Żyła w koszmarze, a prawdziwe życie toczyło się gdzieś obok niej. Depresja przejęła jej uczucia i myśli, wmawiając, że to ona sama podejmuje decyzje. Hermiona miała cichą nadzieję, że nigdy więcej nie doświadczy czegoś podobnego.

Czarownica stanęła w salonie i szukała kluczyków do samochodu, gdy z kominka wyskoczył jej współlokator. Jego mina zdradzała chęć mordu na pierwszej napotkanej osobie, dlatego dziewczyna nawet nie pisnęła. Odkąd oświadczyła mu, że będzie się leczyć, to ich kontakty znowu ograniczyły się do mieszkania razem. Jedyną zmianą było to, że on nadal gotował, a ona czasem mu pomagała w redagowaniu tekstu do „Magicznych Mikstur”. Severus szybko łapał słówka i kalki językowe, które miały nadać jego artykułom wrażenie, że pisał je Francuz. Hermiona wiedziała, że prędzej czy później, już nie będzie mu potrzebna.
- Wrócisz na kolację? – dobiegł do niej zrzędliwy głos.
- Nie, będę jadła u rodziców. Wrócę dzisiaj późno – odparła spokojnym tonem.
- To dobrze, bo nie miałem ochoty dla ciebie gotować – usłyszała w odpowiedzi.
- Wiesz, że przenoszenie uczuć na niewinne osoby, nie rozwiąże twojego problemu? – spytała, gdy wchodził na schody.
- Mam to naprawdę gdzieś! – zawołał z piętra i zatrzasnął z hukiem drzwi do swojego pokoju.

Hermiona pokiwała ze zrozumieniem głową. Odkąd rozjaśnił się jej umysł, to miała wrażenie, że Snape utracił swoją jedyną rozrywkę, jaką była próba wyciągnięcia jej z depresji. Wkurzał się, darł na nią i wyzywał od idiotek, ale w głębi serca, dobrze się bawił. Czarownica nie polubiła go, ale stwierdziła, że będzie tolerować i bronić, gdyby zaszła taka potrzeba, ponieważ uznała, że w taki sposób może okazać swoją wdzięczność. Postanowiła również, że kiedy on wpadnie w depresję, to odpłaci mu się taką samą terapią, jaką on jej zafundował.

***

- Ten chłopak chyba nie jest normalny – oświadczyła Jennifer, gdy weszła do biura zastępcy szeryfa. – Część tego, co powiedział, nie jest prawdą.
- Na przykład? – zapytał Scott, który siedział za biurkiem i wypełniał papiery.
- Twierdzi, że pochodzi z Wielkiej Brytanii. Skontaktowałam się z ambasadą i okazało się, że nikt taki nie zaginął.
- Może był bezdomny i nie miał rodziny...
- Też o tym pomyślałam – powiedziała czarnoskóra policjantka. – Dlatego porozmawiałam z nim przez dłuższą chwilę, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Twierdzi, że ma sporą rodzinę, chodził do szkoły i mieszkał w Londynie. To, co opowiadał o sobie, jakoś nie trzymało się kupy. Miałam wrażenie, że zmyśla, chociaż nie mogłam mu zarzucić kłamstwa, gdy opowiadał o szkole, albo dziewczynie. Dlatego zaczęłam go wypytywać o życie w Wielkiej Brytanii…
- Niech zgadnę – westchnął Scott – nie znał podstawowych szczegółów?
- Tak – przytaknęła Jennifer. – Nie wiedział nawet, jak nazywa się ich królowa. Ale to jeszcze nie koniec jego dziwnych wymysłów.
- Co wymyślił?
- Przysięgał, że miał narzeczoną, która była z nim w ciąży. Podał jej dokładne dane i numer telefonu – policjantka wyciągnęła z kieszeni spodni kartkę. – Hermiona Granger, lat dwadzieścia jeden, zamieszkała w Londynie przy…
- Dobra, dobra, oszczędź mi szczegółów – mruknął Scott – przejdź do sedna.
- Podałam te dane ambasadzie. Obiecali, że się z nią skontaktują, aby ustalić, czy zna Ronalda Weasleya. Oddzwonili po jakimś czasie…
- Taka dziewczyna nie istnieje, prawda?
- A właśnie, że istnieje – oświadczyła Jennifer z błyskiem w oku. – Tylko że nie zna żadnego Ronalda Weasleya i nie ma dziecka!

Zastępca szeryfa odchylił się na fotelu i spojrzał wymownie w sufit. DEA* przeprowadziła akcję, rozbijając gang narkotykowy, który zbudował sobie bazę na pobliskiej pustyni. Gangsterów zgarnęli, a im zostawili chorego psychicznie narkomana, który przetrzymywany był przez nich w klatce, jak jakieś zwierzę. Obiecali, że załatwią mu psychologa, ale jak na razie nikt się nie pojawił. Chłopak wyglądał na zabiedzonego, ale nie miał na ciele śladów wskazujących, aby gang się nad nim pastwił. Jego zachowanie świadczyło jednak, że przeżył prawdziwy koszmar.
- To, co z nim robimy? – zapytała Jennifer.
- Czekamy – skrzywił się Scott. – Możesz zadzwonić do tych jełopów, aby szybciej przysłali psychologa. Najlepiej, aby od razu załatwili mu transport do psychiatryka…
Policjantka nic nie odpowiedziała. Kiwnęła głową i wyszła z biura szeryfa, aby zrobić, to co jej kazano.

* Drug Enforcement Administration - Administracja Legalnego Obrotu Lekarstw (rządowa agencja USA zajmująca się kontrolą obrotu lekarstwami oraz walką z narkotykami).