poniedziałek, 17 października 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 38 – Peron 7 1/2


- Twoje podanie zostało odrzucone – oświadczyła Mafalda i położyła na biurku Hermiony pergamin, który potwierdzał jej słowa.
Młodsza z czarownic błyskawicznie podniosła dokument i przeczytała go uważnie. Po tej czynności z jej gardła wydobył się jęk zawodu.
- Czemu? – spytała ponuro.
- Zaczyna się gorączkowy okres, a do tego mamy braki w ludziach. Nie mogę pozwolić ci na tydzień wolnego, ponieważ nie wykopię się z dokumentów aż do Bożego Narodzenia – wyjaśniła szefowa Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów.
- Muszę wyremontować dwie sypialnię i kuchnię. Chcę także spędzić czas z moją malutką siostrzyczką i narzeczonym. Potrzebuję do tego urlopu – wyrzuciła z siebie Hermiona.

Miała cichą nadzieję, że to wyznanie zmiękczy przełożoną. Nie zrobiło to jednak wrażenia na Mafaldzie, która nadal stała przed biurkiem swojej pracownicy. Jej wyraz twarzy zdradzał, że była zdziwiona.
- Przecież jesteś czarownicą. Dlaczego nie użyjesz magii?
- Mieszkam wśród mugoli. Jeśli nie zrobię chociaż części remontu ich sposobami to zaczną coś podejrzewać.
- Rozumiem o co ci chodzi, ale to nie zmienia faktu, że jesteś mi potrzebna. Kończy się rok szkolny, zaraz uczniowie wrócą do domu i zaczną łamać zakaz używania magii. Z dorosłymi także nie jest lepiej. Tylko poczują wakacje i od razu włącza się im chochlikowy rozum. Musisz wstrzymać się z remontem i wziąć urlop we wrześniu.

Po słowach Mafaldy Hermiona miała wielką ochotę pozwolić sobie na jakąś kąśliwą uwagę, ale postanowiła nie podpadać swojej szefowej. Zrozumiała, że może tylko pomarzyć o prawdziwych wakacjach w tym roku. Tak naprawdę nie chodziło o remont, ponieważ ten nie był bardzo naglącą sprawą. Mogła go przeprowadzić w weekendy przy pomocy ojca i Rona. Spanie na kanapie w salonie jeszcze nikogo nie zabiło. Kuchnia była wprawdzie stara, ale sprawowała się na razie dobrze, więc można było poczekać z jej remontem do września.

Bardziej zdenerwowało Hermionę to, że nie będzie mogła wyjechać na wakacje z Suzanne i rodzicami. Miała nadzieję na chociaż kilka dni wypoczynku w ich towarzystwie. Odkąd zamieszkała z dala od swojej rodziny to odczuwała jednocześnie smutek i radość. Z jednej strony chciała nadal uczestniczyć w życiu Suzanne, ale z drugiej strony pragnęła być samodzielna i decydować o swoim domu. Widocznie jeszcze nie przyzwyczaiła się do rozłąki z rodziną. Co do Rona i ich wakacji mieli plany aby wyskoczyć na tydzień do Paryża. On koniecznie chciał zobaczyć Disneyland, a ona nie mogła się doczekać podziwiania sztuki w Luwrze i spaceru po Wersalu.
- Zanieś te raporty do Kingsleya i wyjaśnij, że nie mogłam ich wcześniej przygotować ze względu na sprawę Dundy’ego, który znowu postanowił złamać prawo – poleciła Mafalda z wyraźną irytacją w głosie.

Wyrwana z zadumy Hermiona posłusznie złapała plik pergaminów i wyruszyła na spotkanie z Ministrem Magii. W chwili gdy zamknęła drzwi prowadzące do jej biura znowu pogrążyła się w rozmyślaniach. Odmowa urlopu była dla niej pierwszą przykrą rzeczą, która spotkała ją w tym tygodniu. Ostatnio między nią a Ronem wszystko wróciło do normy. Po interwencji Molly prawie przestali się kłócić. Dotychczas jedynym punktem zapalnym okazało się jedzenie. Ron wracał z pracy później niż Hermiona i z tego powodu oczekiwał, że będzie na niego oczekiwał dwudaniowy obiad z deserem. Wypominał swojej narzeczonej, że gdyby mieszkali wśród czarodziejów mógłby być w domu o wiele wcześniej. Uważał się za pokrzywdzonego, że musiał używać transportu publicznego zamiast sieci Fiuu.

Hermiona była zdania, że nie mogą mieszkać w jakimś niedostępnym dla mugoli miejsc. Po pierwsze chciała widywać się z rodziną, a po drugie Suzanne zaczynała mówić i istniało spore ryzyko, że dziewczynka wspomni coś o magii. Dlatego czarownica zdecydowała, że przy siostrze będzie udawała normalną osobę. Przynajmniej do czasu, aż mała osiągnie wiek, w którym zrozumie o co chodzi i nie opowie o tym wszystkim wokół.

Jeśli chodziło o gotowanie, Hermiona uważała, że ona wraca zmęczona po pracy i ma prawo do odpoczynku. Dwudaniowy obiad z deserem był poza jej możliwościami kulinarnymi i Ron dobrze o tym wiedział, ponieważ nie raz krytykował potrawy, które przygotowała. Dlatego ich głównymi posiłkami stały się mrożone pizze, pieczone sery pleśniowe z bagietką oraz chińskie jedzenie na wynos. Ron przyzwyczajony do tradycyjnej kuchni zaczął mocno protestować co doprowadziło do większych i mniejszych spięć pomiędzy narzeczonymi. Zirytowana Hermiona udała się po pomoc do swojej mamy, ale jedyne co od niej otrzymała to książkę Julii Child na temat francuskiej kuchni. Dziewczyna ugotowała kilka potraw z podanych przepisów, ale jej narzeczony nadal narzekał, że nie są to super smaczne potrawy do jakich przywykł. Wtedy dziewczyna pomyślała, że może Kamini podsunie jej jakiś ciekawy pomysł i szybko udała się do sąsiadki. Ta w ciągu kilku chwil poradziła jej aby zaczęła zamawiać jedzenie z pobliskiej jadłodajni, która szczyci się domowym jedzeniem za niską cenę. Uzgodniły, że Kamini będzie odbierała zamówienie, po czym Hermiona będzie je zabierać po pracy. W domu upozoruje proces gotowania, aby chłopak mógł wykazać się poprzez zmywanie garów.

Czarownica nie czuła najmniejszych wyrzutów sumienia z powodu oszukiwania narzeczonego. Ron był zadowolony i niczego się nie domyślał. Hermiona uznała, że kiedyś zdradzi mu sekret skąd bierze się obiad. Chodziło o to, że rudzielec był uprzedzony do jadłodajni po tym jak na początku ich związku zatruł się kaszanką pochodzącą z podobnego źródła. Mieszkał wtedy z George’em, który zamiast pomóc bratu wolał się z niego nabijać i ostatecznie pójść sobie do Dziurawego Kotła uznając, że przez odgłosy i tak nie będzie mógł spać więc woli się napić. Ron spędził noc siedząc na toalecie i trzymając miskę w ramionach. Był na tyle osłabiony, że nie był w stanie samodzielnie uleczyć się przy pomocy czarów, a eliksiry na zatrucia dawno mu się skończyły. Z tego powodu Hermiona postanowiła najpierw przyzwyczaić rudzielca do potraw. Chciała aby przekonał się, że nie ma się czego bać. Liczyła na to, że chłopak zrozumie, że zamawianie jedzenia jest lepszą opcją niż zmuszanie jej do gotowania.

Droga z drugiego piętra, gdzie mieścił się departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów, do biura Ministra Magii nie była długa. W ciągu pięciu minut Hermiona stanęła przed drzwiami i otworzyła je zdecydowanym ruchem.
- Mam raporty od Mafaldy – oznajmiła sekretarce pokazując stos dokumentów.
- Poczekaj chwilę, teraz Kingsley jest zajęty – odparła Daisy i wróciła do piłowania niesamowicie długich paznokci.

Czarownica posłusznie usiadła na jednym z krzeseł stojących pod ścianą. Miała wyjątkowe szczęście, że była jedyną osobą, która chciała się zobaczyć z Ministrem Magii. Zazwyczaj pokój był mniej lub bardziej zapełniony ludźmi, którzy czekali na spotkanie.
Nie minęły dwie minuty, gdy drzwi gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich Percy Weasley. Hermiona od razu zauważyła rumieniec złości, który gościł na jego twarzy.
- Ha! Pewnie zawalił jakąś sprawę – pomyślała dziewczyna z zadowoleniem.

W głębi serca cieszyły ją potknięcia rudzielca, ponieważ wiedziała, że jego ambicja pcha go w stronę posady Kingsleya. Prędzej czy później zmierzą się z Hermioną w wyścigu do objęcia stanowiska Ministra Magii, ale chwilowo tylko Ron, Harry i Ginny wiedzieli o planach swojej przyjaciółki. To zapewniało jej przewagę nad innymi konkurentami.
- Musisz znaleźć kogoś kto mówi po francusku! – warknął mało przyjemnym tonem w stronę sekretarki. – Te żabojady wszystko pokręciły i mi się za to dostaje!
- Powinieneś lepiej przyjrzeć się postanowieniom zanim wróciłeś z delegacji – zagrzmiał Kingsley, który podążył za swoim asystentem.
- Każdy inteligentny człowiek powinien mówić po angielsku! Nie moja wina, że Francuzi tego nie potrafią! – bronił się Percy.
- Sądzę, że oni mają podobne zdanie o tobie skoro napisali w liście, że „z powodu niekompetencji twojego pracownika ustalenia nie doszły do skutku” – zawiadomił rudzielca Kingsley. – Narobiłeś sporych kłopotów i dlatego masz znaleźć kogoś zaufanego, kto pojedzie do Francji w charakterze tłumacza. Masz czas do południa!

Hermiona z największym zainteresowaniem przysłuchiwała się wymianie zdań pomiędzy mężczyznami. Francuski? Łatwizna! Ona zna ten język! Wprawdzie dawno go nie używała, ale jeśli posiedzi jakiś czas nad książką to błyskawicznie nadrobi braki. Była pewna, że poradziłaby sobie w charakterze tłumacza.

Już miała się odezwać, gdy pomyślała sobie o Mafaldzie. Przecież szefowa ją zabije. Dokładnie piętnaście minut wcześniej oświadczyła, że Hermiona jest jej na gwałt potrzebna w biurze. To bardzo gmatwało całą sprawę. Dziewczyna pomyślała, że taka zagraniczna delegacja może pozytywnie wpłynąć na jej karierę. Z drugiej strony jej notowania u Mafaldy mogłyby spaść.
- Witaj Hermiono, nie zauważyłem cię – wyznał Kingsley i uśmiechnął się do dziewczyny.
- No cześć – burknął Percy, który nadal był w złym humorze. – Może ty znasz kogoś kto mówi po francusku?
- Witajcie – odparła. – Znam…
- Znasz kogoś? Naprawdę!? – przerwał jej rudzielec z entuzjazmem i zrobił ruch jakby chciał podbiec w jej kierunku. – Ufff! Co za ulga! Kłopot z głowy! – ucieszył się.
- Yhm – czarownica skinęła głową. – Znam francuski i umiem płynnie mówić w tym języku. Chętnie bym wam pomogła, ale jest mały problem.
- Jaki? – zdziwił się Kingsley.
– Mafalda. Ona mnie nie puści. Twierdzi, że jestem jej bardzo potrzebna.
- To nie problem! – oznajmił Minister Magii z ulgą. – Musimy szybko dojść do porozumienia w sprawie dementorów mnożących się na północy Francji bo inaczej zostaniemy oskarżeni na arenie międzynarodowej. Francuzi są święcie przekonani, że to nasza wina. Mafalda będzie zmuszona poradzić sobie jakoś bez ciebie. Zaraz do niej pójdę i wyjaśnię sprawę.
Hermiona poczuła, że nie może powstrzymać się od uśmiechu.

- Naprawdę? Nie ma szans aby znaleźć kogoś innego? – spytała się Mafalda z nadzieją w głosie.
- Nie ma na to czasu – odparł poważnym tonem Kingsley. – Hermiona musi w poniedziałek pojechać z Faxonem Newmanem do Chatelier gdzie odbędą się rozmowy. Dlatego zwalniam ją z dzisiejszych obowiązków.
- Skoro tak trzeba… – szefowa dziewczyny skrzywiła się jakby napiła się soku z cytryny.
- Dziękuję za wyrozumiałość Mafaldo – zakomunikował miękko czarnoskóry czarodziej. – Postaram się przysłać kogoś na miejsce Hermiony.
- Mam taką nadzieję – kobieta popatrzyła się znacząco na Ministra Magii i wróciła do swoich obowiązków.

Hermiona nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Miała pojechać do Francji na kilka dni! Według niej delegacja nie powinna przysporzyć jej najmniejszych problemów. Percy już dawno przygotował odpowiednie dokumenty i przemowę. Teraz wystarczyło tylko przetłumaczyć je na język francuski. Wyrobi się w dwa dni, a potem będzie sobie utrwalała wszystko na bieżąco. Dodatkowo cieszył Hermionę fakt, że Francuzi nie określili ile potrwają rozmowy, dlatego dostała wolne, aż do przyszłego piątku. To wspaniała okazja aby wybrać się z Ronem na weekend do Paryża!
- Hermiono, mam do ciebie prośbę – odezwał się Kingsley. – Nie mam czasu aby posłać po Faxona, a ten jest teraz w swoim biurze w Azkabanie. Zanim tutaj przybędzie ja już będę na posiedzeniu Wizengamotu. Leć do niego i przekaż mu dokumenty, niech zapozna się z ich treścią oraz wstępnie przygotujcie plan działania.
- Dobrze – odparła czarownica wesoło i schowała pergaminy do torebki. – Miłego spotkania!
- Aj tam miłego – żachnął się Kingsley. – Ten cholerny Dundy działa mi na nerwy. Chyba tym razem poślę go do Azkabanu…

***

Dziewczyna jak na skrzydłach udała się do biura Aurorów. Na schodach minęła się z wyjątkowo ładną blondynką, która kogoś jej przypominała. Hermiona nie miała czasu zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami więc poszła dalej. Dopiero w ostatnim z korytarzy naszła ją refleksja o tym miejscu. W niedalekiej przeszłości przychodziła do Gawaina w kompletnie innej sprawie… Hermiona głośno przełknęła ślinę i weszła do pomieszczenia. Pomachała ręką do Harry’ego, który pisał coś przy swoim biurku i zapukała do gabinetu Robardsa. Nic nie powiedział, gdy weszła przez drzwi. Hermionie zdawało się, że mężczyzna stracił w tym momencie dobry humor.
- Kingsley kazał mi polecieć do Azkabanu aby spotkać się z Faxonem Newmanem. Jedziemy razem w delegację dotyczącą dementorów, którzy zadomowili się na północy Francji – zakomunikowała sucho.
- Myślałem, że to zostało załatwione.
- Percy zawalił sprawę z powodu bariery językowej – wyjaśniła Hermiona. – Będę robić za tłumacza.

Robards mruknął coś pod nosem dając do zrozumienia dziewczynie, że wie o co chodzi. W chwili, gdy wyciągał z szuflady formularz na jego biurku zaświeciła szklana kula. Wyglądała trochę jak przypominajka Neville’a.
- Radzę ci odsunąć się pod ścianę – zawiadomił zdumioną Hermionę.
Ta szybko zrobiła co jej rozkazał. Chwilę później, w miejscu gdzie stała pojawił się Dean Thomas, który trzymał w ręce gumową piłkę. To był ten sam przedmiot, który robił za świstoklik z i do Azkabanu. Czarnoskóry chłopak oddał ją Robardsowi i ze zdumieniem spostrzegł koleżankę.
- Hermiono! – krzyknął z radością, podbiegł do niej, chwycił w pasie i okręcił wokół siebie. – Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że cię widzę!
- Och! Ja też się cieszę! – odparła uradowana dziewczyna. – Co…
- Może byście przestali okazywać sobie czułość w moim gabinecie i spotkali się w miejscu, gdzie nie będziecie przeszkadzać porządnym ludziom! – odezwał się Gawain ze złością.

Hermiona już otworzyła usta aby odpowiedzieć szefowi aurorów, że nie za bardzo kwalifikuje się do bycia „porządnym człowiekiem”, ale Dean ją uprzedził.
- Przepraszam! – oznajmił ze skruchą. – To dzięki niej odnalazłem mojego ojca i dowiedziałem co się z nim stało.
- Naprawdę? – zdziwiła się czarownica.
Gawain Robards również wyglądał na zaciekawionego. Po chwili milczenia Dean zrozumiał, że powinien pociągnąć temat.
- Przez ostatni rok dotarłem do prawie każdej osoby, która znała mojego tatę. Najpierw udało mi się ustalić, że do jego pracy zaczęli przychodzić dziwnie wyglądający ludzie. To było chwilę po ślubie rodziców. Zanim zniknął zdążył rozwieść się z mamą. Jeden z jego współpracowników mówił, że ostatni raz widział go jak szedł z tymi ludźmi w stronę parku. Domyśliłem się, że mogło chodzić o śmierciożerców – powiedział Dean. – Tutaj trop mi się urwał, dlatego stwierdziłem, że muszę znaleźć moją rodzinę od strony ojca. Spotykałem się z kolejnymi czarodziejami i czarownicami. Dowiedziałem się, że mogli polecieć do Republiki Południowej Afryki. Zarobiłem na bilet i wybrałem się w tamte strony – chłopak promieniał dumą. – Ciężko było przekonać miejscowych czarodziejów aby mi pomogli. Trwało to bardzo długo. W międzyczasie musiałem znowu zacząć pracować ponieważ skończyła mi się kasa. Ale wysiłek był tego wart. Hermiono, mam dziadków, wujka, ciotkę i rodzeństwo cioteczne!
- Super! – oznajmiła dziewczyna z uśmiechem i położyła dłoń na ramieniu kolegi.

Przysunęła się do niego i zerknęła czy Robards patrzy. Miała nadzieję, że na ten widok podniesie się mu ciśnienie. Dean wyglądał jakby w ogóle nie zauważył spoufalania się Hermiony.
- Od nich dowiedziałem się, że przed wojną śmierciożercy chcieli zwerbować ojca w swoje szeregi. Na początku byli mili, ale później zaczęli grozić, że zabiją dziadków i wujka. Dlatego tata zadecydował, że mają wrócić do RPA. On sam powiedział, że ukryje się wśród mugoli do czasu, aż zatrą ślady. Ostatnia wiadomość jaką od niego dostali mówiła, że idą po niego i nie da się niczego zrobić – głos zamarł chłopakowi w gardle.
- Och, biedaku – mruknęła Hermiona i pogłaskała go po policzku.
- Pan Thomas przyszedł tutaj aby spotkać się z pewnym śmierciożercą – odezwał się ostro Gawain. – Powiedział coś?
Dean zadrżał, ale szybko wziął się w garść.
- Tak – odparł cicho. – Mówił, że Sami-Wiecie-Kto chciał aby tata zrobił drugi Kamień Filozoficzny, ale ten odmówił. Za coś takiego śmierciożercy karali śmiercią i z tego co usłyszałem, nikomu nie udało się uciec…
Hermiona przytuliła Deana i tym razem nie zrobiła tego tylko po to aby dopiec Robardsowi.

***


Ron był bardzo przejęty historią Johna Mda oraz delegacją swojej dziewczyny. Hermiona zdała mu relację ze swojego dnia podczas jedzenia obiadu.
- To fajnie, że znalazł ojca, ale szkoda, że jest martwy – mówił rudzielec z przejęciem. – Gdyby żył to Dean miałby teraz Kamień Filozoficzny i mnóstwo złota…
- Ron! – fuknęła czarownica. – Myślę, że on wolałby mieć ojca!
- No tak, tak, wiem… - wyjąkał chłopak. – Ja tak tylko… no… nie pomyślałem.

Hermiona włożyła do ust ostatnią porcję galaretki i wzniosła oczy do nieba. Ron nadal wykazywał upośledzenie jeśli chodziło o współczucie i ogólnie pojętą inteligencję emocjonalną. Ku swojemu przerażeniu odkryła, że przestało to ją ruszać.
- To z kim jedziesz do Francji? – narzeczony wyraźnie próbował zmienić temat.
- Z Faxonem Newmanem. Teraz zarządza Azkabanem, ale wcześniej był specjalistą od dementorów – odparła. – Konkretny facet, czuję, że nie będziemy mieć problemów. Podobny jest do prawdziwego Moody’ego. Tylko, że nie jest tak bardzo pokiereszowany oraz nie ma problemów emocjonalnych.
- To dobrze – Ron uśmiechnął się do Hermiony. – Zostaniesz tam do piątku? A ja mam przyjechać do Paryża w sobotę rano?
- Tak, zaraz poszukam jakiegoś hotelu i zrobię rezerwację. Może coś znajdę.
- Super! To będzie fajny weekend!
- Też mam taką nadzieję kochanie – odparła Hermiona i jednym ruchem różdżki sprawiła, że talerze poleciały posłusznie do zlewu.
- Wiesz na co mam teraz ochotę? – spytał się Ron z figlarnym błyskiem w oku. – Na trochę miłości…
- Nie teraz! – czarownica ostudziła jego zapędy. – Po pierwsze: nie po jedzeniu. Po drugie: mam mnóstwo pracy. Muszę przetłumaczyć wszystkie dokumenty i poprzypominać sobie słówka!
- To kiedy będzie seksik? – zaskomlił rudzielec.
Hermiona zamyśliła się.
- Myślę, że dopiero w Paryżu. Teraz naprawdę nie będę mieć czasu – wyjaśniła.
Ron skrzywił się i naburmuszony usiadł na kanapie, po czym włączył telewizor.

***

Peron 7 ½ niewiele różnił się od peronu numer 9 ¾ jednak w przeciwieństwie do niego nie odjeżdżał stamtąd Ekspres do Hogwartu. Pociąg, który stał na szynach miał dłuższą trasę i obejmowała ona wiele czarodziejskich miejscowości, które były położone w Europie. Pierwszą z nich było Chatelier, które znajdowało się we Francji. Właśnie tam miały odbyć się rozmowy dotyczące dementorów.

Hermiona nie mogła doczekać się podróży. Stała na peronie razem z Ronem, który uparł się, że ją odprowadzi przed swoją pracą. Patrzyli uważnie po twarzach czarodziejów, którzy pojawiali się w zaczarowanej bramce. Oczekiwali na Faxona, ale ten jak na złość nie pokazał się, a do odjazdu zostało dziesięć minut. Hermiona obawiała się, że nie znajdą wolnego przedziału jeśli ten zaraz nie przyjdzie.
- Patrz tam! – szepnął do niej Ron.
- Idzie? – spytała się dziewczyna i posłusznie zerknęła w stronę wskazywaną przez rudzielca.

W stronę pociągu szła dziewczyna o rudoblond włosach. Jej twarz pokrywała gruba warstwa podkładu. Gdy napotkała spojrzenie narzeczonych wykrzywiła się ze złości.
- Marietta nadal ma napis na nosie – oznajmił Ron zachwyconym tonem. – To było bardzo dobre zaklęcie!
- Rzeczywiście nieźle mi wyszło. Tyle lat się trzyma… - odparła Hermiona patrząc jak zdrajczyni Gwardii Dumbledore’a wsiada do pociągu. – Ciekawe gdzie jedzie...
- A co nas to obchodzi? – spytał się rudzielec. – Niech robi sobie co chce. Wstrętna lafirynda!

Hermiona rozejrzała się niespokojnie na boki mając nadzieję, że nikt nie usłyszał inwektyw, którymi obdarzył Ron Mariettę. Tłum gęstniał z każdą chwilą. Dziewczyna stwierdziła, że jeśli Faxon nie pojawi się w ciągu pięciu minut to wsiądzie do pociągu sama, a potem odnajdzie go na peronie w Chatelier. Już miała powiedzieć o tym Ronowi, gdy zauważyła mężczyznę z torbą podróżną, który szedł w  jej stronę. Ku jej najwyższemu zdumieniu nie był to Newman.
- Gotowa? – Robards popatrzył się na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Zaraz, zaraz! – wypalił Ron. – Ty chyba z nim nie jedziesz!
- Jedzie ze mną młody człowieku – wyjaśnił szef Aurorów. – Faxon z powodów rodzinnych musiał wycofać się w ostatniej chwili.

Ton w jakim wypowiedział ostatnie zdanie sprawiło, że Hermiona pomyślała o tym, że to może nie być prawda. Spojrzała bezradnie na swojego narzeczonego, który wpatrywał się w Gawaina z jawną nienawiścią.
- Ona nigdzie nie jedzie! – warknął.
- Ma obowiązki służbowe. Nie może teraz zrezygnować.
- Hermiono! Powiedz mu, że nie jedziesz! Kingsley zrozumie twoją decyzję!
- Wątpię aby był zadowolony z tego powodu – prychnął auror.
- Walczyliśmy ramię w ramię z Kingsleyem podczas wojny! – oświadczył Ron. – Prędzej nas poprze niż ciebie, który  lizał w tym czasie dupę Voldemortowi!
- Ron! Przestań! – Hermiona była bliska płaczu.
- Ale z ciebie prostak – Robards nie ukrywał zniesmaczenia. – Przeceniasz własne znaczenie. Kingsley ma większe problemy niż twoje sympatie lub antypatie. Dorośnij i zrozum to. A teraz czas na nas!

W głowie dziewczyny trwała intensywna gonitwa myśli. Gawain miał rację - nie mogła zrezygnować. Jednak pięć dni w jego towarzystwie w hotelu to nie był dobry pomysł. Ostatnio była dla niego wredna. Jak potoczy się ich współpraca? Czy Robards nie będzie chciał się jakoś na niej zemścić?
- Ron… ja muszę… - wykrztusiła po dłuższej chwili.
- Świetnie! – krzyknął rudzielec. – Wspaniale! Nie ma to jak spędzić kilka dni z taką szumowiną!
- Jeszcze raz coś o mnie powiesz to przylepię ci na stałe język do podniebienia – zagroził Robards lodowatym tonem.
- Dotkniesz ją, a zrobię ci z dupy jesień średniowiecza!
- Och, strasznie się boję – zadrwił auror. – Hermiono czas na nas – zwrócił się do czarownicy i podniósł jej walizkę.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, popatrzyła się błagalnie na Rona, który był cały czerwony ze złości. Chciała go pocałować, ale ten się od niej odsunął.
- Nie licz, że do ciebie przyjadę skoro nie potrafisz powiedzieć głupiego „nie”!
- Ron! To nie tak…
Chłopak nawet na nią nie spojrzał. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z peronu 7 1/2 przez magiczną bramkę.