- Twoje podanie
zostało odrzucone – oświadczyła Mafalda i położyła na biurku Hermiony pergamin,
który potwierdzał jej słowa.
Młodsza z
czarownic błyskawicznie podniosła dokument i przeczytała go uważnie. Po tej
czynności z jej gardła wydobył się jęk zawodu.
- Czemu? –
spytała ponuro.
- Zaczyna się
gorączkowy okres, a do tego mamy braki w ludziach. Nie mogę pozwolić ci na
tydzień wolnego, ponieważ nie wykopię się z dokumentów aż do Bożego Narodzenia
– wyjaśniła szefowa Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów.
- Muszę
wyremontować dwie sypialnię i kuchnię. Chcę także spędzić czas z moją malutką
siostrzyczką i narzeczonym. Potrzebuję do tego urlopu – wyrzuciła z siebie
Hermiona.
Miała cichą
nadzieję, że to wyznanie zmiękczy przełożoną. Nie zrobiło to jednak wrażenia na
Mafaldzie, która nadal stała przed biurkiem swojej pracownicy. Jej wyraz twarzy
zdradzał, że była zdziwiona.
- Przecież
jesteś czarownicą. Dlaczego nie użyjesz magii?
- Mieszkam wśród
mugoli. Jeśli nie zrobię chociaż części remontu ich sposobami to zaczną coś
podejrzewać.
- Rozumiem o co
ci chodzi, ale to nie zmienia faktu, że jesteś mi potrzebna. Kończy się rok
szkolny, zaraz uczniowie wrócą do domu i zaczną łamać zakaz używania magii. Z
dorosłymi także nie jest lepiej. Tylko poczują wakacje i od razu włącza się im chochlikowy
rozum. Musisz wstrzymać się z remontem i wziąć urlop we wrześniu.
Po słowach
Mafaldy Hermiona miała wielką ochotę pozwolić sobie na jakąś kąśliwą uwagę, ale
postanowiła nie podpadać swojej szefowej. Zrozumiała, że może tylko
pomarzyć o prawdziwych wakacjach w tym roku. Tak naprawdę nie chodziło o
remont, ponieważ ten nie był bardzo naglącą sprawą. Mogła go przeprowadzić w
weekendy przy pomocy ojca i Rona. Spanie na kanapie w salonie jeszcze nikogo
nie zabiło. Kuchnia była wprawdzie stara, ale sprawowała się na razie dobrze,
więc można było poczekać z jej remontem do września.
Bardziej
zdenerwowało Hermionę to, że nie będzie mogła wyjechać na wakacje z Suzanne i
rodzicami. Miała nadzieję na chociaż kilka dni wypoczynku w ich towarzystwie.
Odkąd zamieszkała z dala od swojej rodziny to odczuwała jednocześnie smutek i
radość. Z jednej strony chciała nadal uczestniczyć w życiu Suzanne, ale z
drugiej strony pragnęła być samodzielna i decydować o swoim domu. Widocznie
jeszcze nie przyzwyczaiła się do rozłąki z rodziną. Co do Rona i ich wakacji
mieli plany aby wyskoczyć na tydzień do Paryża. On koniecznie chciał zobaczyć
Disneyland, a ona nie mogła się doczekać podziwiania sztuki w Luwrze i spaceru
po Wersalu.
- Zanieś te
raporty do Kingsleya i wyjaśnij, że nie mogłam ich wcześniej przygotować ze
względu na sprawę Dundy’ego, który znowu postanowił złamać prawo – poleciła
Mafalda z wyraźną irytacją w głosie.
Wyrwana z zadumy
Hermiona posłusznie złapała plik pergaminów i wyruszyła na spotkanie z
Ministrem Magii. W chwili gdy zamknęła drzwi prowadzące do jej biura znowu
pogrążyła się w rozmyślaniach. Odmowa urlopu była dla niej pierwszą przykrą
rzeczą, która spotkała ją w tym tygodniu. Ostatnio między nią a Ronem wszystko wróciło
do normy. Po interwencji Molly prawie przestali się kłócić. Dotychczas jedynym
punktem zapalnym okazało się jedzenie. Ron wracał z pracy później niż Hermiona
i z tego powodu oczekiwał, że będzie na niego oczekiwał dwudaniowy obiad z
deserem. Wypominał swojej narzeczonej, że gdyby mieszkali wśród czarodziejów
mógłby być w domu o wiele wcześniej. Uważał się za pokrzywdzonego, że musiał
używać transportu publicznego zamiast sieci Fiuu.
Hermiona była
zdania, że nie mogą mieszkać w jakimś niedostępnym dla mugoli miejsc. Po
pierwsze chciała widywać się z rodziną, a po drugie Suzanne zaczynała mówić i
istniało spore ryzyko, że dziewczynka wspomni coś o magii. Dlatego czarownica
zdecydowała, że przy siostrze będzie udawała normalną osobę. Przynajmniej do
czasu, aż mała osiągnie wiek, w którym zrozumie o co chodzi i nie opowie o tym
wszystkim wokół.
Jeśli chodziło o
gotowanie, Hermiona uważała, że ona wraca zmęczona po pracy i ma prawo do
odpoczynku. Dwudaniowy obiad z deserem był poza jej możliwościami kulinarnymi i
Ron dobrze o tym wiedział, ponieważ nie raz krytykował potrawy, które
przygotowała. Dlatego ich głównymi posiłkami stały się mrożone pizze, pieczone
sery pleśniowe z bagietką oraz chińskie jedzenie na wynos. Ron przyzwyczajony
do tradycyjnej kuchni zaczął mocno protestować co doprowadziło do większych i
mniejszych spięć pomiędzy narzeczonymi. Zirytowana Hermiona udała się po pomoc
do swojej mamy, ale jedyne co od niej otrzymała to książkę Julii Child na temat
francuskiej kuchni. Dziewczyna ugotowała kilka potraw z podanych przepisów, ale
jej narzeczony nadal narzekał, że nie są to super smaczne potrawy do jakich
przywykł. Wtedy dziewczyna pomyślała, że może Kamini podsunie jej jakiś ciekawy
pomysł i szybko udała się do sąsiadki. Ta w ciągu kilku chwil poradziła jej aby
zaczęła zamawiać jedzenie z pobliskiej jadłodajni, która szczyci się domowym
jedzeniem za niską cenę. Uzgodniły, że Kamini będzie odbierała zamówienie, po czym Hermiona
będzie je zabierać po pracy. W domu upozoruje proces gotowania, aby chłopak
mógł wykazać się poprzez zmywanie garów.
Czarownica nie
czuła najmniejszych wyrzutów sumienia z powodu oszukiwania narzeczonego. Ron
był zadowolony i niczego się nie domyślał. Hermiona uznała, że kiedyś zdradzi mu
sekret skąd bierze się obiad. Chodziło o to, że rudzielec był uprzedzony do
jadłodajni po tym jak na początku ich związku zatruł się kaszanką pochodzącą z
podobnego źródła. Mieszkał wtedy z George’em, który zamiast pomóc bratu wolał się z
niego nabijać i ostatecznie pójść sobie do Dziurawego Kotła uznając, że przez
odgłosy i tak nie będzie mógł spać więc woli się napić. Ron spędził noc siedząc na toalecie i
trzymając miskę w ramionach. Był na tyle osłabiony, że nie był w stanie
samodzielnie uleczyć się przy pomocy czarów, a eliksiry na zatrucia dawno mu
się skończyły. Z tego powodu Hermiona postanowiła najpierw przyzwyczaić
rudzielca do potraw. Chciała aby przekonał się, że nie ma się czego bać. Liczyła na to, że chłopak zrozumie, że zamawianie jedzenia
jest lepszą opcją niż zmuszanie jej do gotowania.
Droga z drugiego
piętra, gdzie mieścił się departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów, do
biura Ministra Magii nie była długa. W ciągu pięciu minut Hermiona stanęła
przed drzwiami i otworzyła je zdecydowanym ruchem.
- Mam raporty od
Mafaldy – oznajmiła sekretarce pokazując stos dokumentów.
- Poczekaj
chwilę, teraz Kingsley jest zajęty – odparła Daisy i wróciła do piłowania
niesamowicie długich paznokci.
Czarownica
posłusznie usiadła na jednym z krzeseł stojących pod ścianą. Miała wyjątkowe
szczęście, że była jedyną osobą, która chciała się zobaczyć z Ministrem Magii.
Zazwyczaj pokój był mniej lub bardziej zapełniony ludźmi, którzy czekali na
spotkanie.
Nie minęły dwie
minuty, gdy drzwi gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich Percy Weasley.
Hermiona od razu zauważyła rumieniec złości, który gościł na jego twarzy.
- Ha! Pewnie
zawalił jakąś sprawę – pomyślała dziewczyna z zadowoleniem.
W głębi serca
cieszyły ją potknięcia rudzielca, ponieważ wiedziała, że jego ambicja pcha go w
stronę posady Kingsleya. Prędzej czy później zmierzą się z Hermioną w wyścigu
do objęcia stanowiska Ministra Magii, ale chwilowo tylko Ron, Harry i Ginny
wiedzieli o planach swojej przyjaciółki. To zapewniało jej przewagę nad innymi
konkurentami.
- Musisz znaleźć
kogoś kto mówi po francusku! – warknął mało przyjemnym tonem w stronę
sekretarki. – Te żabojady wszystko pokręciły i mi się za to dostaje!
- Powinieneś
lepiej przyjrzeć się postanowieniom zanim wróciłeś z delegacji – zagrzmiał
Kingsley, który podążył za swoim asystentem.
- Każdy
inteligentny człowiek powinien mówić po angielsku! Nie moja wina, że Francuzi
tego nie potrafią! – bronił się Percy.
- Sądzę, że oni
mają podobne zdanie o tobie skoro napisali w liście, że „z powodu
niekompetencji twojego pracownika ustalenia nie doszły do skutku” –
zawiadomił rudzielca Kingsley. – Narobiłeś sporych kłopotów i dlatego masz
znaleźć kogoś zaufanego, kto pojedzie do Francji w charakterze tłumacza. Masz
czas do południa!
Hermiona z
największym zainteresowaniem przysłuchiwała się wymianie zdań pomiędzy
mężczyznami. Francuski? Łatwizna! Ona zna ten język! Wprawdzie dawno go nie
używała, ale jeśli posiedzi jakiś czas nad książką to błyskawicznie nadrobi
braki. Była pewna, że poradziłaby sobie w charakterze tłumacza.
Już miała się
odezwać, gdy pomyślała sobie o Mafaldzie. Przecież szefowa ją zabije. Dokładnie
piętnaście minut wcześniej oświadczyła, że Hermiona jest jej na gwałt potrzebna
w biurze. To bardzo gmatwało całą sprawę. Dziewczyna pomyślała, że taka
zagraniczna delegacja może pozytywnie wpłynąć na jej karierę. Z drugiej strony
jej notowania u Mafaldy mogłyby spaść.
- Witaj
Hermiono, nie zauważyłem cię – wyznał Kingsley i uśmiechnął się do dziewczyny.
- No cześć –
burknął Percy, który nadal był w złym humorze. – Może ty znasz kogoś kto mówi
po francusku?
- Witajcie –
odparła. – Znam…
- Znasz kogoś?
Naprawdę!? – przerwał jej rudzielec z entuzjazmem i zrobił ruch jakby chciał
podbiec w jej kierunku. – Ufff! Co za ulga! Kłopot z głowy! – ucieszył się.
- Yhm –
czarownica skinęła głową. – Znam francuski i umiem płynnie mówić w tym języku.
Chętnie bym wam pomogła, ale jest mały problem.
- Jaki? – zdziwił
się Kingsley.
– Mafalda. Ona
mnie nie puści. Twierdzi, że jestem jej bardzo potrzebna.
- To nie
problem! – oznajmił Minister Magii z ulgą. – Musimy szybko dojść do porozumienia w sprawie dementorów mnożących się na północy Francji bo inaczej zostaniemy oskarżeni na arenie
międzynarodowej. Francuzi są święcie przekonani, że to nasza wina. Mafalda
będzie zmuszona poradzić sobie jakoś bez ciebie. Zaraz do niej pójdę i wyjaśnię sprawę.
Hermiona poczuła, że nie
może powstrzymać się od uśmiechu.
- Naprawdę? Nie
ma szans aby znaleźć kogoś innego? – spytała się Mafalda z nadzieją w głosie.
- Nie ma na to
czasu – odparł poważnym tonem Kingsley. – Hermiona musi w poniedziałek pojechać
z Faxonem Newmanem do Chatelier gdzie odbędą się rozmowy. Dlatego zwalniam ją z
dzisiejszych obowiązków.
- Skoro tak
trzeba… – szefowa dziewczyny skrzywiła się jakby napiła się soku z cytryny.
- Dziękuję za
wyrozumiałość Mafaldo – zakomunikował miękko czarnoskóry czarodziej. – Postaram
się przysłać kogoś na miejsce Hermiony.
- Mam taką
nadzieję – kobieta popatrzyła się znacząco na Ministra Magii i wróciła do swoich obowiązków.
Hermiona nie
mogła uwierzyć we własne szczęście. Miała pojechać do Francji na kilka dni!
Według niej delegacja nie powinna przysporzyć jej najmniejszych problemów. Percy już
dawno przygotował odpowiednie dokumenty i przemowę. Teraz wystarczyło tylko
przetłumaczyć je na język francuski. Wyrobi się w dwa dni, a potem będzie sobie
utrwalała wszystko na bieżąco. Dodatkowo cieszył Hermionę fakt, że Francuzi nie
określili ile potrwają rozmowy, dlatego dostała wolne, aż do przyszłego piątku.
To wspaniała okazja aby wybrać się z Ronem na weekend do Paryża!
- Hermiono, mam
do ciebie prośbę – odezwał się Kingsley. – Nie mam czasu aby posłać po Faxona,
a ten jest teraz w swoim biurze w Azkabanie. Zanim tutaj przybędzie ja już będę
na posiedzeniu Wizengamotu. Leć do niego i przekaż mu dokumenty, niech zapozna
się z ich treścią oraz wstępnie przygotujcie plan działania.
- Dobrze –
odparła czarownica wesoło i schowała pergaminy do torebki. – Miłego spotkania!
- Aj tam miłego
– żachnął się Kingsley. – Ten cholerny Dundy działa mi na nerwy. Chyba tym
razem poślę go do Azkabanu…
Dziewczyna jak
na skrzydłach udała się do biura Aurorów. Na schodach minęła się z wyjątkowo
ładną blondynką, która kogoś jej przypominała. Hermiona nie miała czasu
zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami więc poszła dalej. Dopiero w ostatnim z korytarzy naszła ją refleksja o tym miejscu. W niedalekiej przeszłości przychodziła do Gawaina w kompletnie innej sprawie… Hermiona głośno przełknęła
ślinę i weszła do pomieszczenia. Pomachała ręką do Harry’ego, który pisał coś
przy swoim biurku i zapukała do gabinetu Robardsa. Nic nie powiedział, gdy
weszła przez drzwi. Hermionie zdawało się, że mężczyzna stracił w tym momencie dobry humor.
- Kingsley kazał
mi polecieć do Azkabanu aby spotkać się z Faxonem Newmanem. Jedziemy razem w delegację
dotyczącą dementorów, którzy zadomowili się na północy Francji – zakomunikowała
sucho.
- Myślałem, że
to zostało załatwione.
- Percy zawalił
sprawę z powodu bariery językowej – wyjaśniła Hermiona. – Będę robić za
tłumacza.
Robards mruknął
coś pod nosem dając do zrozumienia dziewczynie, że wie o co chodzi. W chwili,
gdy wyciągał z szuflady formularz na jego biurku zaświeciła szklana kula.
Wyglądała trochę jak przypominajka Neville’a.
- Radzę ci odsunąć
się pod ścianę – zawiadomił zdumioną Hermionę.
Ta szybko
zrobiła co jej rozkazał. Chwilę później, w miejscu gdzie stała pojawił się Dean
Thomas, który trzymał w ręce gumową piłkę. To był ten sam przedmiot, który robił za świstoklik z i do Azkabanu. Czarnoskóry chłopak oddał ją Robardsowi i ze
zdumieniem spostrzegł koleżankę.
- Hermiono! –
krzyknął z radością, podbiegł do niej, chwycił w pasie i okręcił wokół siebie.
– Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że cię widzę!
- Och! Ja też
się cieszę! – odparła uradowana dziewczyna. – Co…
- Może byście
przestali okazywać sobie czułość w moim gabinecie i spotkali się w miejscu, gdzie
nie będziecie przeszkadzać porządnym ludziom! – odezwał się Gawain ze złością.
Hermiona już
otworzyła usta aby odpowiedzieć szefowi aurorów, że nie za bardzo kwalifikuje
się do bycia „porządnym człowiekiem”, ale Dean ją uprzedził.
- Przepraszam! –
oznajmił ze skruchą. – To dzięki niej odnalazłem mojego ojca i dowiedziałem co
się z nim stało.
- Naprawdę? –
zdziwiła się czarownica.
Gawain Robards
również wyglądał na zaciekawionego. Po chwili milczenia Dean zrozumiał, że
powinien pociągnąć temat.
- Przez ostatni
rok dotarłem do prawie każdej osoby, która znała mojego tatę. Najpierw udało mi
się ustalić, że do jego pracy zaczęli przychodzić dziwnie wyglądający ludzie.
To było chwilę po ślubie rodziców. Zanim zniknął zdążył rozwieść się z mamą. Jeden
z jego współpracowników mówił, że ostatni raz widział go jak szedł z tymi
ludźmi w stronę parku. Domyśliłem się, że mogło chodzić o śmierciożerców –
powiedział Dean. – Tutaj trop mi się urwał, dlatego stwierdziłem, że muszę
znaleźć moją rodzinę od strony ojca. Spotykałem się z kolejnymi czarodziejami i
czarownicami. Dowiedziałem się, że mogli polecieć do Republiki Południowej Afryki. Zarobiłem
na bilet i wybrałem się w tamte strony – chłopak promieniał dumą. – Ciężko było
przekonać miejscowych czarodziejów aby mi pomogli. Trwało to bardzo długo. W
międzyczasie musiałem znowu zacząć pracować ponieważ skończyła mi się kasa. Ale
wysiłek był tego wart. Hermiono, mam dziadków, wujka, ciotkę i rodzeństwo
cioteczne!
- Super! –
oznajmiła dziewczyna z uśmiechem i położyła dłoń na ramieniu kolegi.
Przysunęła się
do niego i zerknęła czy Robards patrzy. Miała nadzieję, że na ten widok
podniesie się mu ciśnienie. Dean wyglądał jakby w ogóle nie zauważył
spoufalania się Hermiony.
- Od nich
dowiedziałem się, że przed wojną śmierciożercy chcieli zwerbować ojca w swoje
szeregi. Na początku byli mili, ale później zaczęli grozić, że zabiją dziadków
i wujka. Dlatego tata zadecydował, że mają wrócić do RPA. On sam powiedział, że
ukryje się wśród mugoli do czasu, aż zatrą ślady. Ostatnia wiadomość jaką od
niego dostali mówiła, że idą po niego i nie da się niczego zrobić – głos zamarł
chłopakowi w gardle.
- Och, biedaku –
mruknęła Hermiona i pogłaskała go po policzku.
- Pan Thomas
przyszedł tutaj aby spotkać się z pewnym śmierciożercą – odezwał się ostro
Gawain. – Powiedział coś?
Dean zadrżał,
ale szybko wziął się w garść.
- Tak – odparł
cicho. – Mówił, że Sami-Wiecie-Kto chciał aby tata zrobił drugi Kamień
Filozoficzny, ale ten odmówił. Za coś takiego śmierciożercy karali śmiercią i z
tego co usłyszałem, nikomu nie udało się uciec…
Hermiona
przytuliła Deana i tym razem nie zrobiła tego tylko po to aby dopiec
Robardsowi.
***
Ron był bardzo
przejęty historią Johna Mda oraz delegacją swojej dziewczyny. Hermiona zdała mu
relację ze swojego dnia podczas jedzenia obiadu.
- To fajnie, że
znalazł ojca, ale szkoda, że jest martwy – mówił rudzielec z przejęciem. – Gdyby
żył to Dean miałby teraz Kamień Filozoficzny i mnóstwo złota…
- Ron! – fuknęła
czarownica. – Myślę, że on wolałby mieć ojca!
- No tak, tak,
wiem… - wyjąkał chłopak. – Ja tak tylko… no… nie pomyślałem.
Hermiona włożyła
do ust ostatnią porcję galaretki i wzniosła oczy do nieba. Ron nadal wykazywał
upośledzenie jeśli chodziło o współczucie i ogólnie pojętą inteligencję
emocjonalną. Ku swojemu przerażeniu odkryła, że przestało to ją ruszać.
- To z kim
jedziesz do Francji? – narzeczony wyraźnie próbował zmienić temat.
- Z Faxonem
Newmanem. Teraz zarządza Azkabanem, ale wcześniej był specjalistą od dementorów
– odparła. – Konkretny facet, czuję, że nie będziemy mieć problemów. Podobny
jest do prawdziwego Moody’ego. Tylko, że nie jest tak bardzo pokiereszowany
oraz nie ma problemów emocjonalnych.
- To dobrze –
Ron uśmiechnął się do Hermiony. – Zostaniesz tam do piątku? A ja mam przyjechać
do Paryża w sobotę rano?
- Tak, zaraz
poszukam jakiegoś hotelu i zrobię rezerwację. Może coś znajdę.
- Super! To
będzie fajny weekend!
- Też mam taką
nadzieję kochanie – odparła Hermiona i jednym ruchem różdżki sprawiła, że
talerze poleciały posłusznie do zlewu.
- Wiesz na co
mam teraz ochotę? – spytał się Ron z figlarnym błyskiem w oku. – Na trochę
miłości…
- Nie teraz! –
czarownica ostudziła jego zapędy. – Po pierwsze: nie po jedzeniu. Po drugie:
mam mnóstwo pracy. Muszę przetłumaczyć wszystkie dokumenty i poprzypominać
sobie słówka!
- To kiedy
będzie seksik? – zaskomlił rudzielec.
Hermiona
zamyśliła się.
- Myślę, że
dopiero w Paryżu. Teraz naprawdę nie będę mieć czasu – wyjaśniła.
Ron skrzywił się
i naburmuszony usiadł na kanapie, po czym włączył telewizor.
***
Peron 7 ½
niewiele różnił się od peronu numer 9 ¾ jednak w przeciwieństwie do niego nie
odjeżdżał stamtąd Ekspres do Hogwartu. Pociąg, który stał na szynach miał
dłuższą trasę i obejmowała ona wiele czarodziejskich miejscowości, które były
położone w Europie. Pierwszą z nich było Chatelier, które znajdowało się we
Francji. Właśnie tam miały odbyć się rozmowy dotyczące dementorów.
Hermiona nie
mogła doczekać się podróży. Stała na peronie razem z Ronem, który uparł się, że
ją odprowadzi przed swoją pracą. Patrzyli uważnie po twarzach czarodziejów,
którzy pojawiali się w zaczarowanej bramce. Oczekiwali na Faxona, ale ten jak
na złość nie pokazał się, a do odjazdu zostało dziesięć minut. Hermiona
obawiała się, że nie znajdą wolnego przedziału jeśli ten zaraz nie przyjdzie.
- Patrz tam! –
szepnął do niej Ron.
- Idzie? –
spytała się dziewczyna i posłusznie zerknęła w stronę wskazywaną przez
rudzielca.
W stronę pociągu
szła dziewczyna o rudoblond włosach. Jej twarz pokrywała gruba warstwa
podkładu. Gdy napotkała spojrzenie narzeczonych wykrzywiła się ze złości.
- Marietta nadal
ma napis na nosie – oznajmił Ron zachwyconym tonem. – To było bardzo dobre
zaklęcie!
- Rzeczywiście
nieźle mi wyszło. Tyle lat się trzyma… - odparła Hermiona patrząc jak
zdrajczyni Gwardii Dumbledore’a wsiada do pociągu. – Ciekawe gdzie jedzie...
- A co nas to
obchodzi? – spytał się rudzielec. – Niech robi sobie co chce. Wstrętna
lafirynda!
Hermiona
rozejrzała się niespokojnie na boki mając nadzieję, że nikt nie usłyszał
inwektyw, którymi obdarzył Ron Mariettę. Tłum gęstniał z każdą chwilą.
Dziewczyna stwierdziła, że jeśli Faxon nie pojawi się w ciągu pięciu minut to
wsiądzie do pociągu sama, a potem odnajdzie go na peronie w Chatelier.
Już miała powiedzieć o tym Ronowi, gdy zauważyła mężczyznę z torbą podróżną,
który szedł w jej stronę. Ku jej
najwyższemu zdumieniu nie był to Newman.
- Gotowa? –
Robards popatrzył się na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Zaraz, zaraz!
– wypalił Ron. – Ty chyba z nim nie
jedziesz!
- Jedzie ze mną
młody człowieku – wyjaśnił szef Aurorów. – Faxon z powodów rodzinnych musiał
wycofać się w ostatniej chwili.
Ton w jakim
wypowiedział ostatnie zdanie sprawiło, że Hermiona pomyślała o tym, że to może
nie być prawda. Spojrzała bezradnie na swojego narzeczonego, który
wpatrywał się w Gawaina z jawną nienawiścią.
- Ona nigdzie
nie jedzie! – warknął.
- Ma obowiązki
służbowe. Nie może teraz zrezygnować.
- Hermiono!
Powiedz mu, że nie jedziesz! Kingsley zrozumie twoją decyzję!
- Wątpię aby był
zadowolony z tego powodu – prychnął auror.
- Walczyliśmy
ramię w ramię z Kingsleyem podczas wojny! – oświadczył Ron. – Prędzej nas
poprze niż ciebie, który lizał w tym
czasie dupę Voldemortowi!
- Ron! Przestań!
– Hermiona była bliska płaczu.
- Ale z ciebie
prostak – Robards nie ukrywał zniesmaczenia. – Przeceniasz własne znaczenie.
Kingsley ma większe problemy niż twoje sympatie lub antypatie. Dorośnij i
zrozum to. A teraz czas na nas!
W głowie
dziewczyny trwała intensywna gonitwa myśli. Gawain miał rację - nie mogła
zrezygnować. Jednak pięć dni w jego towarzystwie w hotelu to nie był dobry pomysł.
Ostatnio była dla niego wredna. Jak potoczy się ich współpraca? Czy Robards nie
będzie chciał się jakoś na niej zemścić?
- Ron… ja muszę…
- wykrztusiła po dłuższej chwili.
- Świetnie! –
krzyknął rudzielec. – Wspaniale! Nie ma to jak spędzić kilka dni z taką
szumowiną!
- Jeszcze raz coś
o mnie powiesz to przylepię ci na stałe język do podniebienia – zagroził
Robards lodowatym tonem.
- Dotkniesz ją,
a zrobię ci z dupy jesień średniowiecza!
- Och, strasznie
się boję – zadrwił auror. – Hermiono czas na nas – zwrócił się do czarownicy i podniósł
jej walizkę.
Dziewczyna nic
nie odpowiedziała, popatrzyła się błagalnie na Rona, który był cały czerwony ze
złości. Chciała go pocałować, ale ten się od niej odsunął.
- Nie licz, że
do ciebie przyjadę skoro nie potrafisz powiedzieć głupiego „nie”!
- Ron! To nie
tak…
Chłopak nawet na nią nie spojrzał. Odwrócił się na
pięcie i wyszedł z peronu 7 1/2 przez magiczną bramkę.