poniedziałek, 21 marca 2016

Przepraszam!


Niestety nie zdołałam napisać kolejnego rozdziału Powojennego życia Hermiony G. Obecnie mam środek rozdziału, brakuje początku i zakończenia więc nie wrzucam tych trzech stron z Worda :(

Od środy zmagam się z tak wielkim bólem (proszki tylko trochę pomagają), że mam ochotę sama sobie wyciąć pewne części ciała :/

Dlatego ogłaszam przerwę aż do odwołania. Święta idą, mimo, że ledwo żyję muszę ogarnąć wszystko, a potem wyjeżdżam z dzieckiem na dłuższy czas do babci, która nie posiada komputera (nie mam laptopa i mąż mi go nie pożyczy bo wszystko psuję...). Tak więc robię sobie wolne. Obiecuję w tym czasie pisać jak najwięcej :)

W przyszły wtorek mam tomografię głowy. Proszę, trzymajcie za mnie kciuki aby nowotwór okazał się niezłośliwy! No i aby dało się go bez komplikacji usunąć. Mam nadzieję, że nastąpi to szybko... Z góry dziękuję! :)

Tak na osłodę wrzucam zdjęcie Alana z 1964 roku:


Przystojniak! <3

poniedziałek, 14 marca 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 20 – U psychologa


- Jakie żywisz do niej uczucia? – spytała psycholog i spojrzała się badawczo na Severusa.
Mężczyzna patrzył się na nią bez jakichkolwiek oznak emocji. Po kilku miesiącach przywykł do odpowiadania na pytania, które wydawały mu się głupie bądź bezczelne.
- Nic do niej nie czuję – odparł beznamiętnym tonem.
- Nie można nic nie czuć – powiedziała z naciskiem psycholog. – Pomyśl o niej, z czym ci się kojarzy?
- Z książkami – rzucił Severus bez zastanowienia.

Już dawno zauważył, że wykręty nie mają sensu. Cokolwiek by nie powiedział lub zrobił, Sara Jones miała już gotową teorię na ten temat. Musiał przyznać, że jest bystra, a na dodatek potrafiła tak długo drążyć dane zagadnienie w okrężny sposób aż dochodziła do tego co jest ukryte w duszy więźnia. Severusa tym bardziej to zdumiewało, jako że psycholog była mugolką.

Ich pierwsze spotkanie nastąpiło w połowie stycznia, niedługo po ogłoszeniu przez Kingsleya reformy w Azkabanie. Severus nie był zadowolony, gdy usłyszał, że ma chodzić do psychologa. Ten zawód kojarzył mu się tylko z mugolskimi szaleńcami, którzy musieli się leczyć w ponurych ośrodkach dla obłąkanych. Jego protesty na nic się nie zdały. Kingsley podszedł bardzo poważnie do reformy Azkabanu i aby otrzymać przywileje należało poddać się zmianom. Gdy więzieniem rządzili dementorzy psycholog nie był potrzebny. Większość osadzonych szybko popadała w szaleństwo, a reszta, tak jak w przypadku Bellatrix, była na tyle szalona, że nic ich nie ruszało. Po przepędzeniu dementorów problemem stały się samobójstwa wśród więźniów, którzy nie mogli sobie poradzić ze zmianami w swoim życiu.

Kingsley dokładnie zbadał system mugolskiego zakładu karnego i zrozumiał, że całkowita izolacja, brak zajęć oraz możliwości ujścia emocji to wybuchowa mieszanka. Dzięki wspólnej pracy i spacerom po dziedzińcu więźniowie mogli ze sobą rozmawiać oraz mieli formę aktywności fizycznej. Największym problemem było znalezienie odpowiedniej osoby, która zajęłaby się psychiką osadzonych. Musiała ona wiedzieć o świecie czarodziejów oraz mieć doświadczenie w resocjalizacji. Poszukiwania trwały przez dłuższy czas, aż natrafiono na Sarę Jones.

Severus wyobrażał sobie, że psycholog będzie mężczyzną ubranym w biały kitel, w jego oczach będzie widać szaleństwo, a włosy będą sterczeć mu we wszystkie strony. Był niesamowicie zdumiony, gdy po wejściu do gabinetu zobaczył niską, schludnie ubraną kobietę, która wskazała mu fotel, na którym miał siedzieć. Snape po drodze dokładnie przyjrzał się psycholog. Oprócz niskiego wzrostu charakteryzowała się falowanymi blond włosami, niebieskimi oczami, którymi patrzyła się badawczo na więźnia. Nos miała mały i kształtny, usta różowe od pomadki, posiadała drobną budowę ciała. Severus zazwyczaj nie zwracał na to uwagi, ale tym razem musiał przyznać, że psycholog jest ładniejsza od większości kobiet, które znał. 

Siadając we wskazanym fotelu miał wrażenie, że gdzieś ją kiedyś widział. Zastanawiał się gdzie. Psycholog zdawała się być w jego wieku, ale na pewno nie chodziła do Hogwartu. Znaczącym był fakt, że w czarodziejskim świecie nie było psychologów. W takie rzeczy bawili się tylko mugole, którzy nie mieli pod ręką zaklęć i eliksirów wpływających na stan umysłu.
- Nazywam się Sara Jones – głos kobiety wyrwał Snape’a z rozmyślań. – Będę z panem rozmawiać na róźne tematy. Na początek chciałabym abyśmy się lepiej poznali. Proszę powiedzieć jak pan się nazywa, za co tutaj trafił i ile będzie trwać pańska kara.

Severus milczał patrząc się na nią ponuro. Przeklinał w myślach Kingsleya za to, że kazał mu gadać o życiu z jakąś babą. Psycholog patrzyła się na niego oczekując odpowiedzi. Szybko zrozumiała, że jej łatwo nie otrzyma.
- Zatem ja zacznę – oświadczyła pogodnym tonem. – Jak już mówiłam, nazywam się Sara Jones, jestem psychologiem, ukończyłam studia na Uniwersytecie Oxfordzkim. Mam 42 lata i pochodzę z mieszanej rodziny. Moja matka jest czarownicą, a ojciec mugolem. Mam młodszą siostrę i brata, tylko on został czarodziejem – popatrzyła się na Severusa oczekując, że spyta się o coś, ale gdy milczał zaczęła mówić dalej. – Wasz Minister Magii poprosił mnie abym porozmawiała z więźniami na tematy, które ich dotyczą. Trafnie zauważył, że czarodziejskie więzienie jest mocno zacofane i nie sprzyja resocjalizacji – uśmiechnęła się do Snape’a, ale ten zachował kamienną twarz. – Nic co zostanie tutaj powiedziane nie opuści mojego gabinetu. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Chcę panu pomóc w uporaniu się z przeszłością…
- W niczym mi nie trzeba pomagać! – warknął Severus, przerywając tym samym kobiecie. – Poradzę sobie ze wszystkim sam! Oświadczam, że wszystko jest w porządku. Posiedzę tutaj trochę, wyjdę i będę porządnym czarodziejem – dodał z przekąsem. – Nie potrzebuję gadać z lekarzem od chorych głów! Może sama zastanów się czy z tobą wszystko w porządku! Nikt normalny nie bawi się w gadanie z czubkami! Mi to nie jest potrzebne, nie jestem wariatem! – Severus po skończonym wybuchu starał się nadać swojej twarzy najbardziej odpychający wyraz aby psycholog stwierdziła, że nie ma po co z nim rozmawiać. 

Ta jednak, ku kolejnemu zdumieniu Snape’a, nie wyglądała na wytrąconą z równowagi. Jego słowa nie zrobiły na niej najmniejszego wrażenia. Siedziała odprężona w swoim fotelu, stojącym naprzeciwko fotela przeznaczonego dla więźniów, i uśmiechała się przyjaźnie.
- Wiem, że nie jest pan wariatem. Większość ludzi podchodzi nieufnie do psychologii i neguje sens jej istnienia – powiedziała beztroskim tonem. – Na razie pan jest oszołomiony i przytłoczony nowością, jednak niedługo to minie. Zdradzę teraz panu sekret – pochyliła się w jego stronę. – Doskonale wiem jak pan się nazywa. Mam swobodny dostęp do teczek wszystkich więźniów, którzy będą do mnie przychodzić. Chciałam jednak poznać wszystko od pańskiej strony zanim zajrzę do dokumentów. W tym gabinecie najważniejszą osobą jest więzień i rozmowa z nim.

Te słowa zbiły Severusa z tropu. Nie miał nigdy wcześniej do czynienia z psychologami, a całą swoją dotychczasową wiedzę o nich czerpał z dawno minionej, mugolskiej części swojego życia. Zastanawiał się jak wybrnąć z całej tej sytuacji. Chciał aby psycholog dała mu święty spokój. Wybuch złości nie robił na niej wrażenia. Severus podejrzewał, że skoro miała tyle do czynienia z ludźmi to żadne emocje nie są jej obce. Postanowił, że na razie będzie odpowiadał na jej pytania, a gdy ją lepiej pozna to wtedy wymyśli jak na nią wpłynąć.
- Zdecydował się pan? – spytała się w tym samym momencie, gdy wymyślił swój plan.
- Hmmm – Severus mruknął aby ukryć swoje zdumienie. – Tak, zdecydowałem się.
- No to zacznijmy – uśmiechnęła się szeroko.
- Nazywam się Severus Snape, trafiłem tutaj za morderstwo i mój wyrok to dwa lata.
- Jakie były okoliczności łagodzące?
- Moja ofiara kazała mi się zabić .
- Kim ona była?

Severus popatrzył się na Sarę Jones jak na wariatkę. To niemożliwe aby nie wiedziała nic o jego sprawie skoro jej rodzina jest w połowie magiczna. Musiała słyszeć o Voldmorcie, śmierci Dumbledore’a, wojnie i Potterze.
- Niech sobie pani nie robi żarów! – warknął.
- Nie robię – odrzekła szybko i uśmiechnęła się przepraszająco. – Dopiero od kilku dni mam kontakt z waszym światem – wyjaśniła.
- Nie słyszała pani, że zabiłem Albusa Dumbledore’a? – spytał się Severus ponuro.
- Naprawdę? – zdziwiła się, a jej twarz zdradziła, że nie znała tego faktu. – Dyrektora magicznej szkoły?
- Czyli jednak coś pani o nas wie – oskarżył ją Snape.
Sara Jones popatrzyła się na niego zamyślona. Wyglądała jakby nad czymś intensywnie myślała. W ciągu ułamku sekundy podjęła decyzję.
- Nie okłamałam pana chociaż wiem, że tak pan myśli – oznajmiła. – Powiem skąd to wiem. To była przedostatnia rzecz, którą usłyszałam od mojej matki. Odezwała się do mnie, a musi pan wiedzieć, że mamy bardzo złe stosunki, aby się pochwalić, że mój młodszy brat otrzymał posadę nauczyciela w tej szkole. Przy okazji dowiedziałam się jak nazywa się dyrektor.
- Ja też tam uczyłem – powiedział Severus zastanawiając się o kogo może chodzić.
- Zaskakuje mnie pan – odrzekła. – Znał pan w takim razie Gilderoya Lockharta?

***

Z planów Severusa niewiele wyszło. Pewnego dnia zorientował się, że zamiast zastanawiać się jak wymigać się od spotkań z Sarą Jones to zaczyna czekać na nie z niecierpliwością. Ta kobieta co spotkanie zaskakiwała go celnością swoich spostrzeżeń. Ciągle zastanawiał się jak ona to robi. Zadawała mu mnóstwo, zdawało się, że głupich pytań, po czym analizowała je. Na kolejnym spotkaniu wyciągała notatki i raz po raz zdumiewała Severusa pokazując jak wiele o nim się dowiedziała. Później w celi Snape głowił się jaki związek ma pytanie się go o to jak się najlepiej relaksuje czy jak wygląda jego dom z tym, że ma błyskotliwy intelekt, działa w oparciu o fakty oraz jest niezależny i samowystarczalny. Nie potrafiła wnikać do cudzego umysłu przy pomocy magii, ale zdawało się jakby to robiła cały czas. Severus raz podjął próbę dostania się do jej wspomnień przy pomocy legilimencji, ale znowu czekało go zaskoczenie ponieważ nie udało mu się to. Z tego powodu nie mógł spać przez kilka nocy ciągle zastanawiając się jakim cudem mugolka zdołała mu się przeciwstawić. Zdumiewało go to tym bardziej, że był w tym mistrzem i nie potrzebował różdżki aby wedrzeć się do cudzego umysłu.

Miłym dodatkiem było to jak Sara Jones traktowała Severusa. Na początku podejrzewał ją o próbę zmiękczenia go, ale po jakimś czasie zaakceptował, że ona po prostu lubi z nim rozmawiać. Większość kobiet, z którymi miał styczność uważała go albo za dziwaka, albo za odpychającego osobnika. Nauczycielki Hogwartu traktowały go z chłodną uprzejmością i trzymały dystans. Koleżanki z czasów szkolnych udawały, że go nie widzą. Jedynym wyjątkiem była Lily, ale i ona wolała przebojowego, chamskiego Pottera od cichego i spokojnego Severusa. Dlatego był bardzo zdziwiony widząc, że Sara uśmiecha się na jego widok i uprzejmie prosi aby usiadł na fotelu. Za każdym razem parzyła herbatę i co jakiś czas przynosiła własnoręcznie upieczone ciasto, którym częstowała więźnia. Po jakimś czasie zaczęli żartować o Gilderoyu, Severus opowiedział o jego wyskokach, których dopuścił się w szkole. Sara nieźle się uśmiała, gdy usłyszała jak jej brat wysłał samemu sobie 800 walentynek co doprowadziło do zanieczyszczenia owsianki guanem czy wyrycie swojego podpisu na boisku do quidditcha. Psycholog rewanżowała się opowiadając jak ich matka wychowywała syna w przekonaniu, że jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie co prowadziło do wielu zabawnych sytuacji. Zaskoczyło to Snape’a ponieważ Lily nigdy nie pozwalała nabijać się z Petunii, a Sara sama twierdziła, że jej brat był idiotą i nie dziwi się, że wylądował w Świętym Mungu.

Nie zawsze było jednak kolorowo. Sara często schodziła na tematy niewygodne dla Severusa. Musiał opowiadać o tym jak go prześladowano w latach szkolnych, o ojcu alkoholiku i złych relacjach z matką. Potrafiła dojść do prawdy nawet wtedy kiedy kłamał, a sam uważał, że robi to bardzo dobrze. Sara wyczuwała kłamstwo niczym Voldemort. Wiedziała jednak kiedy przestać aby nie przegiąć. Gdy widziała, że Snape stawia zdecydowany opór to szybko zmieniała temat na jakiś weselszy.

Jednym ze skutków ubocznych spotkań było to, że Severus zaczął bardziej o siebie dbać. Podczas jednej z rozmów Sara rzuciła, że wiele osób patrzy na wygląd. Dodała także, że dbanie o siebie w więzieniu zabija czas i sprawia, że człowiek się lepiej czuje. Severus nie zgadzał się z tym co powiedziała, ale w pewnym momencie pomyślał, że właściwie to wstyd, że chodzi porozmawiać z taką piękną kobietą i wygląda jak Mundungus. Załatwił sobie obcięcie włosów oraz golenie. Po wszystkim czuł lekkie wyrzuty sumienia: jakoś nigdy nawet mu na myśl nie przyszło aby bardziej dbać o siebie dla Lily. Poczuł się lepiej, gdy sobie uświadomił, że ona nigdy go o to nie poprosiła ani nie zaczęła z nim na ten temat rozmawiać.

Często myślał o Lily i kochał ją tak samo mocno odkąd ujrzał ją po raz pierwszy. Gdy leżał na materacu w celi zamykał oczy i przypominał sobie wspólnie spędzone chwile. Tęsknił za nią i nadal nie mógł się pogodzić z jej śmiercią. Teraz zaś miał wyrzuty sumienia, że zaczął się przyjaźnić z inną kobietą. Przez wiele lat twierdził, że nie znajdzie się żadna, która dorówna Lily Evans. Jednak po kilku miesiącach terapii Sara Jones stała się dla niego bardzo ważna. Severus powtarzał sobie, że to pewnie przez to, że była jedną z niewielu kobiet, które nie czuły odrazy na jego widok. Stała się jego przyjaciółką i dzięki niej zapominał przez jedną godzinę w tygodniu, że siedzi w więzieniu. Dodatkowo nigdy go nie oceniała, pytała się co uważa na różne tematy, czasem coś zasugerowała, ale ostatecznie nie naciskała aby zmienił swoje patrzenie na pewne sprawy.

***

- Kojarzy ci się z książkami ponieważ…
- Ciągle je czyta – odrzekł Severus. – Typowa kujonica, nie może się powstrzymać nawet przez dziesięć minut aby kogoś nie poprawić. Wnerwiająca, przemądrzała i wkładająca nos w nie swoje sprawy.
- Czyli jej nie lubisz?
- Denerwuje mnie!
- Dlaczego? Czy to ma związek z tym, że jest najlepszą przyjaciółką Harry’ego Pottera?
- Skąd mam to wiedzieć! – Severus warknął.
- Mówiłeś, że uratowała ci życie oraz broniła cię w Wizengamocie…
- Nie prosiłem jej o to. Hermiona Granger ma zdumiewającą umiejętność podejmowania się rzeczy, które jej nie dotyczą.
- To znaczy, że jest dobrą dziewczyną – oznajmiła Sara i popatrzyła się z figlarnym uśmiechem na swojego rozmówcę. – Biorąc pod uwagę twoje zachowanie to i tak trzeba ją podziwiać, że nie uciekła z krzykiem.
- Ja jej tylko pokazywałem jak bardzo tego sobie nie życzę!
- I to jest właśnie twój problem Severusie – westchnęła psycholog. – Odesłałeś chociaż jej te książki?
- Nie, niech się sama po nie zgłosi!

Po pierwszej części „Władcy Pierścieni” przyszły kolejne dwie. Po przeczytaniu ostatniej książki Severus odkrył, że na samym końcu są napisane malutkie inicjały „H.J.G” pod okładką. Nie trudno mu było zgadnąć, że oznaczają one Hermionę Jean Granger. Nie rozumiał czemu ta dziewczyna to robi. Wiedział, że go nie lubi, podejrzewał, że nawet gardzi chociaż nigdy nie dała tego po sobie poznać. Przekonywał sam siebie, że Granger przyczepiła się do niego na polecenie Pottera, który jest równie niedorozwinięty jak jego ojciec.
- Może chociaż napiszesz jej kartkę z podziękowaniem? – spytała się Sara czym przywołała Severusa do rzeczywistości.
- Jak się zgłosi po książki to może jej podziękuję – prychnął.
- Uważam, że jesteś dla niej niesprawiedliwy. Zrobisz jednak co będziesz uważał za słuszne.
- Nie jestem niesprawiedliwy!
- Severusie – rzekła poważnie Sara. – Obydwoje wiemy, że przelewasz na ludzi negatywne emocje mimo, że nie masz ku temu podstaw. Ta dziewczyna namieszała w twoim życiu, nie zawsze pozytywnie, ale ogólnie trzeba jej przyznać, że ogólnie wyszło na plus. Nawet trafiła w twój gust, czyż nie?

Snape popatrzył się spode łba na Sarę. Nie lubił, gdy miała rację. Obydwoje wiedzieli jak ciężko mu przyznać, że się myli. Był zawzięty i uparty więc przyznanie się do błędu było ponad jego siły.
- Lubię Tolkiena – oznajmił. – Jedna z niewielu książek, które mi się spodobały w mugolskim świecie. Wolałbym aby przysłała mi coś związanego z naszym światem.
- To ją o to poproś!
- Po moim trupie! – oznajmił stanowczo Severus. – Niech użyje swojego gryfońskiego móżdżku i domyśli się!
Sara Jones westchnęła znacząco i popatrzyła się w sufit wyrażając tym samym, że straciła nadzieję aby Severus się zmienił.

***

Harry Potter pełnił służbę w Azkabanie. Gawain Robards nie chciał aby jego widok denerwował więźniów dlatego wysyłał go do spraw administracyjnych. Harry pił akurat trzecią kawę w biurze przesyłek, gdy zobaczył, że przez okno wlatuje zmęczona sówka przypominająca Świstoświnkę Rona. Podszedł aby odwiązać paczkę od jej nóżki, gdy ptaszek zaczął świrować ze szczęścia. Pohukiwała radośnie i dziobała go delikatnie w palce. Harry przyjrzał się jej dokładniej i zrozumiał, że to naprawdę jest sowa jego najlepszego przyjaciela. Zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi nakarmił ptaszka i sprawdził kto jest adresatem paczki.
- Snape!? – wyrwało mu się.

Zaczął intensywnie myśleć czemu Ron wysyła coś byłemu nauczycielowi eliksirów. Przy pomocy różdżki rozwinął papier i jego oczom ukazała się książka Aleksandra Dumasa „Hrabia Monte Christo”. Pamiętając o przepisach bezpieczeństwa sprawdził czy nie zawiera ona ukrytych przedmiotów lub zaklęć. Gdy okazało się, że wszystko jest w porządku, zapakował książkę i włożył ją do odpowiedniego kosza. Patrząc jak auror zabiera paczki przeznaczone dla więźniów i znika za drzwiami, Harry pomyślał, że musi porozmawiać z Hermioną i przekonać ją aby kupiła większą sowę.

***

Severus rozpakował przesyłkę od Hermiony. Gdy stwierdził, że zawiera kolejną mugolską książkę, zaklął po cichu pod nosem.
- Ona naprawdę nie używa mózgu… - stwierdził z niesmakiem.
Po czym usiadł na materacu, ułożył sobie wygodnie poduszkę za plecami i pogrążył się w lekturze.

poniedziałek, 7 marca 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 19 – Dobrze dobrana lektura to podstawa


Ron wył jak opętany leżąc na łóżku Hermiony. Jego dziewczyna patrzyła się na niego spode łba.
- Na Merlina! Musisz koniecznie to przeczytać! – oznajmił chłopak pomiędzy jednym a drugim wybuchem niekontrolowanego śmiechu.
- Oszczędź sobie! Nie będę czytać wypocin Thierry’ego – stwierdziła Hermiona lodowatym tonem.

Była obrażona na autora za to, że sportretował ją w taki, a nie inny sposób. Zdołała przeczytać tylko trzy rozdziały książki zanim rzuciła ją w kąt mrucząc pod nosem przekleństwa. Kolejnym krokiem Hermiony było napisanie długiego e-maila do Thierry’ego, w którym dała ujście temu, że nie jest zadowolona z tego co zobaczyła. Główną przyczyną było to, że jej imienniczka okazała się seksbombą, która snuła się po tytułowej Akademii Magii wzbudzając zazdrość u koleżanek (za co była prześladowana) i rządzą u kolegów (na swoje szczęście autor nie zdecydował się na molestowanie ponieważ zostałby w najbliższej przyszłości potraktowany wyjątkowo paskudnym zaklęciem). Podstawowym elementem humorystycznym książki był ciągły problem z garderobą Hermiony, która postanawiała co chwilę odsłonić to i owo (ku radości mężczyzn i utrapieniu dziewczyn). Na dodatek główna bohaterka nie grzeszyła inteligencją. Jej reakcje na wszystko ograniczały się do dziwienia się, że coś się jej przytrafia oraz płaczu z tego powodu. Czarę goryczy przelał fakt, że pozwalała mówić na siebie „Miona” lub „Hermi”, co doprowadzało oryginalną Hermionę do szewskiej pasji.
- Żałuj! – stwierdził Ron. – W rozdziale dziesiątym wyjaśnia się skąd masz bliznę i czego od ciebie chce Waldemar.
- Po pierwsze: nie ja tylko ONA – fuknęła Hermiona. – Po drugie: wiem co chce. Podejrzewam, że seksu!
- E… - zmieszał się rudzielec. – No… prawie trafiłaś…
- Jak to „prawie”?
- Okazało się, że jesteś… ONA jest reinkarnacją jego miłości - Ron poprawił się w ciągu sekundy czując na sobie morderczy wzrok Hermiony. – 500 lat wcześniej była arabską księżniczką i nazywała się Szeherezada. Waldemar był… no cóż sobą… stary jest nie? Tyle lat na karku i chce przelecieć młodą laskę! – zażartował i popatrzył się z nadzieją na swoją dziewczynę, która nadal piorunowała go wzrokiem. – Ekhem! Tak więc… no… on był na usługach jej ojca, ten mu nie chciał zapłacić… też bym się w sumie wkurzył, taka kupa kasy… nie patrz się tak na mnie! Ja nie porywam córek pracodawcy za karę! – dodał szybko. – Chciał ją wymienić za okup, ale zakochał się w niej i chciał poślubić, ale ona go nie chciała… No to próbował ją zmusić i prawie mu się udało, ale miał taką jedną czarownicę - niewolnicę… Hermiono! Ja tego nie napisałem! To nie moja wina, że Waldemar miał niewolnicę! Przestań się na mnie patrzeć jakbym ja to napisał! Ona była w nim zakochana i nie mogła znieść, że woli Szeherezadę, więc…
- Niech zgadnę! – prychnęła Hermiona tym samym przerywając swojemu chłopakowi. – Pewnie ta blizna na plecach to pamiątka po morderczym zaklęciu…
- Mówiłaś, że nie czytałaś książki! – stwierdził Ron obrażonym tonem.
- Bo nie czytałam – oświadczyła z wyższością w głosie. – Thierry pisze takie głupoty, że nawet Goyle nie miałby problemu z rozszyfrowaniem tej dennej fabuły!
- Nie przesadzaj… - mruknął niepocieszony rudzielec. – Ta książka jest świetna, taka… - zaciął się szukając słowa. - … powiedziałbym, że oryginalna.
- Na gacie Merlina! – jęknęła Hermiona przewracając oczami. – Twój gust mnie przeraża!
- Uważaj bo ja wypowiem się o twoich książkach! – zagroził rudzielec.

Hermiona westchnęła głęboko. Miała świadomość, że przepaść intelektualna między nią, a Ronem jest duża, ale nie sądziła, że tak ją to będzie denerwować. Gdy twierdziła, że powieść Thierry’ego nadaje się tylko do przerobienia jej na kompostownik to jej chłopak uważał ją za świetną lekturę. W wakacje starała się zainteresować Rona „Władcą Pierścieni” J.R.R. Tolkiena, ale ten odłożył ją po przeczytaniu opisu elfów. Stwierdził, że „każdy normalny człowiek wie, że są one małymi, skrzydlatymi skurczybykami, a nie chodzącymi Gilderoyami Lockhartami”. Hermiona słysząc to pomyślała, że przydałaby się porządna ekranizacja tej książki. Istniała możliwość, że kino zainteresowałoby Rona na tyle, że sięgnąłby ponownie po lekturę.
- Miłość pokona wszelkie przeszkody - Hermiona mruknęła cicho do siebie i wzięła się za pisanie artykułu o skrzatach domowych.

***

Po obraniu setnego ziemniaka Severus nie czuł palców u rąk. Klął w myślach jak szewc i zastanawiał się czy w zamian za przywileje warto dać się tak upodlić. Yaxley i Mulciber również nie wyglądali na szczęśliwych. Gdyby nie to, że byli pilnowani przez aurora już dawno użyliby noży do pokazania jak bardzo nienawidzą Severusa. Ograniczyli się do wrzucania ziemniaków do balii w taki sposób aby zimna woda chlapała mu prosto w oczy.
- Przestaniecie wreszcie!? – wrzasnął wyprowadzony z równowagi Snape.
- Nie wiem o co ci chodzi – stwierdził Yaxley obdarzając go wrednym uśmieszkiem.
- Boisz się wody Severusku? – zakpił Mulciber.
- Zachowujecie się gorzej niż niedorozwinięte bahanki! – zagrzmiał były nauczyciel eliksirów i spojrzał się wymownie w stronę aurora.

Nic to jednak nie dało. Mężczyzna pełniący nad nimi wartę nie był chętny do uspokojenia więźniów. Siedział przy kuchennym stole i wyglądał jakby miał zaraz usnąć z nudów.
- Jak mogłeś zapomnieć, że wielki Severus Snape przestał się bać wody? – naśmiewał się dalej Yaxley. – Ostatnio zaczął się myć!
- Ja bardzo przepraszam – teatralnie kajał się Mulciber. – Tyle lat nie wiedział do czego służy szampon! Myślałem, że to przez wodowstręt…
- Zajęlibyście się swoim wyglądem! – ryknął Severus opluwając ich śliną.
- Dlaczego mamy się ciebie słuchać? – zapytał się blondyn.
- Słuchać się zdrajcy i wielbiciela szlam? Mowy nie ma! – dodał Mulciber. – Ciekawe co robił w celi z tą szlamowatą przyjaciółeczką Pottera…
- Ostrzegam… was… - wykrztusił z trudem Snape.
- Jak  byliśmy w Hogwarcie to leciał na tą rudą co wolała Jamesa Pottera – kontynuował Mulciber. – Starał się i starał, a ta zamoczyć mu nie dała! Wolała rozłożyć nogi przed Potterem. Nawet szlamy nie mają chętki na kogoś takiego jak on.

Severus trząsł się z bezsilnej złości. Gdyby miał różdżkę obydwaj mężczyźni już by się wili na podłodze w konwulsjach. Wiedział, że jeśli rzuci się na śmierciożerców to doliczą mu kilka dodatkowych miesięcy lub lat do wyroku. Powstrzymywał się ostatkiem sił, tym bardziej, że trzymał w dłoni nóż, z którego mógłby zrobić użytek. Zacisnął zęby i starał się nie reagować na zaczepki.
- Jesteś pewny? – spytał się Yaxley kolegi. – W swojej ostatniej książce Rita twierdzi, że on jest ojcem Pottera.

Mulciber zaczął się histerycznie śmiać, a Severus zaniemówił. Pierwszy raz słyszał, że dziennikarka wymyśliła taką bzdurę na jego temat.
- Ritę totalnie pogrzało! – stwierdził Mulciber, gdy się uspokoił na tyle, że mógł mówić. – Znałem starego Pottera, widziałem młodego i powiem ci, że to skóra zdjęta z ojca. Rzeczywiście James miał przezwisko "Rogacz" i wiele osób mówiło, że ruda go zdradzała na prawo i lewo, ale nie z Severuskiem. Gdyby był tatuśkiem Harry'ego to ten miałby taką samą okropną gębę i wielki nochal!
- Odczep się od Lily i mojego nosa! – wycedził były nauczyciel eliksirów.
- Mulciber… ale z ciebie głupek. Nie wiesz, że im większy nochal tym większy przyjaciel w spodniach?
- No tak! – zarechotał rubasznie mężczyzna. – Pewnie na to poleciała szlama Granger.
- Dlatego go broniła! W końcu z jakiegoś powodu miała dobre oceny w szkole! Wystarczyło dać…
- Zamknijcie się! – ryknął Severus wstając ze stołka na którym siedział. – Nigdy nie tknąłem żadnej uczennicy! Granger jest typową kujonicą, która nie widzi świata poza książkami! Nie musiała nigdy podlizywać się aby dostać dobre oceny!

Yaxley i Mulciber chichotali jak szaleni, gdy auror wycelował różdżką w Snape’a i kazał mu usiąść.
- Mam dość! Chcę do celi! – oświadczył były nauczyciel eliksirów.
- Najpierw dokończysz obieranie ziemniaków – stwierdził auror.
- Opanuj się Severusku – kpił Mulciber – bo inaczej mógłbyś zrobić coś czego będziesz żałować…
- Zamknijcie jadaczki! Wszyscy! – rozkazał auror. – Nie mam ochoty wysłuchiwać waszych durnych sprzeczek!
- Bardzo pana przepraszamy – powiedział Yaxley bez cienia skruchy. – Wydawało nam się, że pan się nudzi i chcieliśmy zapewnić panu trochę rozrywki…
- Nie jest mi to potrzebne! – warknął auror.
- Oj, a ja sądzę, że przydałoby się pana trochę rozruszać – powiedział Mulciber i zanim którykolwiek z mężczyzn zdążył zareagować wbił nóż w pierś Severusa krzycząc „śmierć zdrajcy!”.

***

Hermiona z Ronem narzucali na siebie ubrania w pośpiechu. Właśnie figlowali w łóżku, gdy pan Granger krzyknął, że przyszedł Harry. Źli z powodu przerwania dotychczasowej czynności zamknęli drzwi na klucz i kazali przyjacielowi czekać.
- O boże! – jęknęła Hermiona na widok Harry’ego. – Co się stało?
Chłopak wyglądał jakby nie spał od dłuższego czasu. Oczy miał przekrwione i podkrążone, na twarzy widoczny był dawno nie golony zarost, a ubrania były wymięte i znoszone jakby chodził w nich minimum dwa dni.  Harry usiadł na dopiero co pościelonym łóżku i westchnął ciężko.
- Musiałem do was wpaść – oznajmił zmęczonym głosem. – Wprawdzie szef kazał mi iść do domu się wyspać, ale jestem tak nabuzowany, że nie dałbym rady usnąć.
- Gadaj co się dzieje! – rozkazał Ron.
- Mulciber zaatakował nożem Snape’a.
- Jak to się stało? – spytała się wstrząśnięta Hermiona.
- Słyszeliście chyba o nowym programie Kingsleya dotyczącym Azkabanu? – zadał pytanie Harry i popatrzył się jak jego przyjaciele potakują w milczeniu. – Więźniowie pracują aby dostać różne przywileje. Dzisiaj rano Snape obierał ziemniaki na obiad razem z Mulciberem i Yaxleyem…

Ron nie pozwolił przyjacielowi dokończyć zdania. Zaczął tak się śmiać, że aby się utrzymać na nogach musiał trzymać się biurka. Hermiona z Harrym patrzyli się na niego ze zdumieniem.
- Jaka cudowna śmierć dla starego nietoperza z lochów! Umrzeć podczas obierania ziemniaków! Dobrze mu tak! – oznajmił zadowolony Ron.
- Jak możesz tak mówić! – oburzyła się Hermiona.
- Zasłużył na to! – bronił się Ron. - Miał sporo grzechów na sumieniu! Nie rozumiem czemu się z tego nie cieszysz Hermiono. Nie udawaj, że go żałujesz! Traktował cię jak narzędzie do uniknięcia Azkabanu, a przy okazji macał…
- Wiesz, że tak nie było! – oznajmiła stanowczym tonem jego dziewczyna. – Tylko raz złapał mnie za podbródek aby…
- O raz za dużo!
- Przestańcie się kłócić – wtrącił się Harry. – Nie powiedziałem, że on zmarł!

Nastąpiła pełna napięcia cisza. Trójka przyjaciół patrzyła się na siebie niepewnie. Jako pierwszy odezwał się Ron.
- Czyli Snape żyje…  – odezwał się, a jego głos świadczył, że jest rozczarowany. – Jak na tak dużego skurwiela ma chłop niewiarygodne szczęście!
- Wiesz jak do tego doszło? – spytała się Hermiona Harry’ego.
- Wiem, kończyłem akurat służbę i wpadłem do biura zdać raport…
- To dlatego tak wyglądasz – stwierdził Ron patrząc się ze współczuciem.
- Niestety, dwudziestoczterogodzinna zmiana to jeden z minusów pracy w tym zawodzie – pożalił się Harry. – Wracając do tematu… Snape, Mulciber i Yaxley obierali ziemniaki. Pilnował ich Anderson, nie wiem czy kojarzycie… taki łysiejący szatyn, który lubi ubierać się w szaty modne jakieś dwieście lat temu. Mówił, że Mulciber i Yaxley co chwila dogryzali Snape’owi. Ten się wściekał, ale wszyscy zachowywali się na tyle dobrze, że Anderson ich nie rozdzielił. Dopiero, gdy zaczęli mówić o… o… - Harry poruszył się niespokojnie na łóżku i spojrzał z lękiem na przyjaciół.
- O kim? – spytała się miękko Hermiona siadając koło przyjaciela i kładąc mu rękę na ramieniu w geście otuchy.
- Mulciber jest w wieku Snape’a i moich rodziców, znał ich… - Harry przełknął ślinę. – Mówił wstrętne rzeczy o mojej mamie… i o tobie Hermiono.
- Co mówił? – spytał się zdumiony Ron.
- Razem z Yaxleyem twierdził, że Hermiona sypiała ze Snapem od czasów szkolnych, dlatego miała dobre oceny i broniła go przed Wizengamotem.
- Co za chamy! – wybuchł Ron. – Przecież ona nigdy by czegoś takiego nie zrobiła! Niech ja ich dorwę!
- Kochanie, uspokój się! – Hermiona popatrzyła się na niego w taki sposób, że przestał kląć i rzucać groźby. – To są śmierciożercy, nie oczekujmy od nich subtelności.
- Anderson opowiadał, że Snape ledwo się opanował aby się na nich nie rzucić, ale udało mu się to!
- Żartujesz! – Ron wytrzeszczył oczy.
- Naprawdę! – zaklinał się Harry. – Widocznie spotkania z psychologiem mu służą…
- Z psy-czym?
- Psychologiem Ron! – odezwała się Hermiona. – To taki mugolski lekarz, który zajmuje się ludzkim umysłem.
- Że niby zagląda do głowy? – rudzielec patrzył się z niedowierzaniem na swoją dziewczynę.
- Nie, rozmawia z daną osobą i stara się aby zmieniła swoje zachowanie na lepsze albo uwolniła się od dręczących ją rzeczy.
 - Na przykład wszy? One gryzą głowę i człowieka szlag trafia…

Harry z Hermioną nie mogli przestać się śmiać. Ron ze swoim niezrozumieniem świata mugoli sprawiał, że nawet poważne tematy zaczynały brzmieć komicznie.
- Snape bronił Hermionę – Harry zaczął kontynuować temat, gdy przestał się śmiać. – Chyba to się nie spodobało Mulciberowi, który wbił mu nóż w klatkę piersiową. Anderson od razu obezwładnił go i Yaxleya, a następnie udał się po pomoc. W ciągu kilku minut uzdrowiciele uleczyli Snape’a. Mulciber działał pod wpływem impulsu: nóż do obierania warzyw nie jest długi, a na dodatek nie trafił w ważne organy. Widocznie było mu wszystko jedno co się później stanie ponieważ skazany jest na dożywocie.
- No dobra, znamy już tę dramatyczną historię – powiedział Ron. – To dlatego wyglądasz jakbyś miał zamiar zostać bezdomnym?
- Nie – zaprzeczył Harry. – Po tym wszystkim wybuchła afera w Ministerstwie Magii. Przeciwnicy Kingsleya zaczęli krzyczeć, że jego program jest do kitu. Rozpoczęto dochodzenie kto zawinił. Wszystkich aurorów postawiono w stan gotowości. Robards już zapowiedział, że będziemy mieć dodatkowe szkolenia z czarów medycznych, ponieważ Anderson ich nie umiał. Gdyby nóż był dłuższy nie wiadomo czy Snape przeżyłby do czasu przybycia uzdrowicieli. Rita biega od jednego departamentu do drugiego szukając sensacji, mając minę jakby odkryła lek na raka – westchnął. – Pewnie jutro ukaże się artykuł, w którym będzie grzmieć, że to skandal aby więźniowie mieli tyle swobody…
- I będzie miała rację! – oznajmił stanowczym tonem Ron. – Powinni siedzieć w celach o chlebie i wodzie! Wystarczająco wiele kasy wydajemy na ich utrzymanie!
- Z tego co czytałam w internecie im cięższe więzienie tym niższy procent powrócenia więźniów na łono społeczeństwa – rzekła Hermiona.
- Nadal twierdzę, że to głupota! – żachnął się Ron.
- Nie wiesz jakim miejscem jest Azkaban… tam jest strasznie – Hermiona wzdrygnęła się. – Jestem pełna podziwu dla Kingsleya, że robi coś w kierunku poprawienia sytuacji więźniów. Mam nadzieję, że później zajmie się skrzatami domowymi.
- A ty tylko o skrzatach i skrzatach – droczył się z nią Ron. – A o własnym facecie nie pamiętasz!
- Nie przesadzaj! – zachichotała Hermiona i podeszła go pocałować.
Przez jeden, króciutki moment zapomnieli o otaczającym ich świecie, ale szybko wrócili do rzeczywistości, gdy Harry potężnie zachrapał.

***

Hermiona siedziała przy biurku i patrzyła przez okno. Kwiecień przyniósł cieplejsze dni i przyroda wracała do życia. Przed domami sąsiadów widać było rosnącą trawę, na żywopłotach i drzewach pojawiały się pierwsze listki. Ron był aktualnie w pracy, podobnie jak ojciec Hermiony. Suzanne spała razem ze swoją mamą w sypialni. W domu było cicho, tylko w pokoju Hermiony grało radio i słychać było pohukiwanie Świstoświnki, która przyjechała razem ze swoim właścicielem. Prorok Codzienny leżał na biurku przed dziewczyną, na pierwszej stronie widniały ruszające się zdjęcia przedstawiające Kingsleya, Snape’a, Mulcibera i Yaxleya.

Hermiona popatrzyła się na wynędzniałą twarz Severusa i wzdrygnęła się. Nie lubiła go, była na niego w pewnym sensie obrażona za to, że jej nie podziękował za obronę. Mimo wszystkich czuła także współczucie. Wiedziała, że Azkaban nigdy nie będzie kurortem wypoczynkowym i przebywanie tam to tortura, obojętnie czy z przywilejami czy bez. Zamyśliła się głęboko. Rita wyniuchała, że Snape ją bronił o czym poinformowała w artykule. Hermiona musiała przyznać, że dziennikarka wywiązuje się jak na razie z umowy, ponieważ nie napisała ani jednej złej rzeczy o niej.
- A może by tak… - młoda czarownica mruknęła do siebie i ruszyła powoli do półki z książkami.

Popatrzyła się po pozycjach, które posiadała. Większość z nich dotyczyła magii lub nauki, ale miała też sporo tytułów z literatury światowej. Hermiona wyjęła ostrożnie jedną z książek i przyjrzała się jej. Długo nad nią medytowała: „wysłać mu czy nie wysłać”. Severus był dla niej wredny, chamski i złośliwy, ale z drugiej strony bronił ją podczas wymiany zdań z Mulciberem i Yaxleyem.  Po kilku chwilach Hermiona zdecydowała się, zapakowała książkę w papier i dała ją Świstośwince. Mała sówka zahukała radośnie z powodu powierzonego jej zadania. Na początku miała małe problemy z ciężarem książki, ale szybko sobie poradziła. W końcu należała do rodzaju magicznych stworzeń, które potrafiły zrobić więcej niż ich odpowiedniki z mugolskiego świata.

Hermiona śledziła lot sówki do czasu, aż ta zniknęła za horyzontem. Zastanawiała się czy dobrze zrobiła. Wiedziała, że Ron wściekłby się gdyby wiedział komu posłała książkę. Postanowiła skłamać w tej sprawie i powiedzieć, że wysłała książkę Lunie.

***

Severus siedział w swojej celi. Został zwolniony z obowiązków aż do końca tygodnia. Na razie musiał odpowiedzieć na mnóstwo pytań w związku z prowadzonym śledztwem. Szybko zorientował się, że program resocjalizacji wisi na włosku. Mimo, że często denerwował się z powodu prac, które musiał wykonywać nie chciał aby wróciły stare czasy. Przyzwyczaił się do lepszych posiłków, cieplejszej celi oraz dostępu do gazet i książek.

Z zamyślenia wyrwało go stukanie aurora w drzwi. Nie była to pora na obiad więc Severus zaczął się zastanawiać czego tym razem będzie dotyczyć ta wizyta. Jego zdumienie nie miało końca, gdy otrzymał paczkę z książką od anonimowego nadawcy. Snape rozwinął szybko papier i zobaczył, że dostał „Władcę Pierścieni”. Przekartkował ją szybko szukając jakiejś wskazówki, ale w środku nic nie było.

- Kto mi to przysłał? – spytał cicho, ale nie było w pobliżu nikogo, kto by mu udzielił odpowiedzi.

czwartek, 3 marca 2016

Kłopoty chodzą parami, a czasami większą grupą


Witam Wszystkich Miłościwie Mnie Czytających!
 
Tu znowu Szczęśliwa Trzynastka i moje wypociny nie zawsze związane z Harrym.

Znowu nie mogę wstawić przygód Glizdogona, ponieważ mój komputer wziął ostatni oddech i umarł :/

 
Chwilowo piszę z mężowego komputera, ale mam do niego dostęp tylko wtedy, gdy mój mężczyzna siedzi w pracy. Co mimo wszystko nie zmienia faktu, że sporo osób zauważyło, że ostatnio mało się udzielam w internecie. Zastanawiałam się czy napisać co się ze mną dzieje i stwierdziłam, że nie ma co ukrywać, że jest niezbyt fajnie.
 
W ciągu kilku ostatnich miesięcy co raz gorzej się czułam. W tym czasie pojawiałam się u różnych lekarzy częściej niż w przeciągu pozostałych lat mojego życia. Podejrzewano u mnie kilka różnych chorób, ale żadna diagnoza nie była trafna. W końcu stwierdzono, że mam pójść i sprawdzić co mi w głowie siedzi. Od razu powiem, że blondynki nie mają mózgu. Na moim prześwietleniu jest czarna dziura, co oznacza, że w razie apokalipsy zombie będę bezpieczna :P. Znaleziono tam też kilka głupich pomysłów, parę genialnych (ale mocno zakurzonych) i stwierdzono, że w pustym miejscu zamieszkał współlokator.
 
Jak na razie nie wiadomo kim on jest. Nie chciał pokazać dowodu osobistego (nawet na hasło "otwierać, policja!"). Lekarze podejrzewają, że jest z rodzaju grzecznych, ale pewności nie ma. Trzeba przeprowadzić śledztwo jak najszybciej, póki się nie zadomowił. Najprawdopodobniej zostanie przeprowadzona eksmisja skurwiela (nie wiadomo jednak kiedy).
 
Dlatego przepraszam, że nie udzielam się na waszych blogach. Czytanie sprawia mi teraz dużą trudność. Mam też problemy z pisaniem. Ogólnie średnio kontaktuję :(. Postaram się wrzucać "Powojenne życie Hermiony G." normalnie. Lubię pisać i nie zamierzam z tego zrezygnować, jednak trzy fanfiki to chwilowo za dużo.
 
Pozdrawiam wszystkich i proszę abyście trzymali za mnie kciuki :)