poniedziałek, 30 stycznia 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 51 – Wizyta w domu starców

Ulica, przy której stały rzędy identycznych domów – bliźniaków, powoli budziła się do życia. Zaspani mugole zakładali kapcie oraz szlafroki i powoli schodzili do kuchni, aby zaparzyć kawę. Wielu z nich otwierało okna, aby wpuścić do domu promienie słońca, które powoli roztapiały zalegający na trawnikach śnieg. W niedzielny poranek nikomu się nie śpieszyło. Przyroda podzielała pogląd ludzi i powoli budziła się do życia.

Severus Snape uważnie przyglądał się tabliczkom z numerami. Nigdy nie był w tej okolicy Londynu. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jest to idealne miejsce dla Hermiony Granger. Garaż, wejście do piętrowego bliźniaka, kawałek zieleni, drugie identyczne drzwi, znowu garaż, płotek i wszystko od nowa. Tak samo uporządkowane, nie wyróżniające się niczym szczególnym i nudne jak jego była uczennica.

Nagle za krzaków wyskoczył czarny kot, a zaraz za nim drugi: wielki i rudy. Severus przystanął, wpatrując się w kocura. Zwierzę zrobiło to samo.
- Ty jesteś kotem Granger – stwierdził Severus.
Nie raz go widział w Hogwarcie i Grimmauld Place. Kocur zmienił się przez lata, które Snape spędził w Azkabanie. Miał o wiele więcej siwego futra, sierść z błyszczącej stała się matowa, a jego ruchy nie były tak zwinne jak kiedyś. Oczy, którymi wpatrywał się intensywnie w byłego nauczyciela swojej pani, straciły dawny blask. Po kilku sekundach kocur prychnął, machnął ogonem i pobiegł za czarnym przyjacielem, który czekał ukryty pod zaparkowanym samochodem po drugiej stronie ulicy. Widocznie uznał Severusa za kogoś niegodnego jego uwagi.

Chwilę później czarodziej stał na wycieraczce domu Hermiony i dzwonił dzwonkiem, jednocześnie przypominając sobie zasady z książki „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”. Na początku nie chciał jej przeczytać, ale nuda zmusiła go do tego. Książka okazała się dobrym źródłem wiedzy o ludziach i ich zachowaniu. Autor chciał pokazać jak można zdobyć przyjaciół dzięki szczerości i uśmiechowi. Severus doszedł do wniosku, że to idealna lektura pokazująca jak można manipulować innymi, mówiąc im to, co chcą usłyszeć. Wiedział, że najprawdopodobniej przez dłuższy czas będzie potrzebował pomocy dziewczyny, dlatego nie chciał jej do siebie zrazić. Z tego powodu wziął sobie do serca radę Molly i wrócił do domu, gdzie jeszcze raz pogrążył się w lekturze napisanej przez Dale’a Carnegie.
- Wi… - zaczął mówić, gdy Hermiona otworzyła drzwi, ale głos zamarł mu w gardle, a brwi poszybowały w górę z powodu zdumienia.

Miał świadomość, że ludzie i świat zmienili się podczas jego pobytu w Azkabanie, ale nie był przygotowany na to co zobaczył. Czarownica, która otworzyła mu drzwi była cieniem dawnej siebie. Na Severusa patrzyła bardzo chuda kobieta o wielkich oczach i wystających kościach policzkowych. Wszystko to połączone z poszarzałą cerą i krótkimi, przylizanymi włosami sprawiało, że wyglądała jakby miała co najmniej dziesięć lat więcej niż w rzeczywistości.
- Czego pan chce? – spytała, gdy otrząsnęła się ze zdumienia, które ją ogarnęło na widok niespodziewanego gościa.
- Potrzebuję twojej pomocy Granger – oznajmił poważnym tonem i bez krępacji wszedł do jej domu.
- Jestem zajęta – powiedziała Hermiona, tłumiąc złość z powodu wtargnięcia.
- Zajmujesz się dzieckiem – zauważył Snape zerkając na dziewczynkę, która tak skupiła się na oglądaniu telewizji, że nie zwróciła na niego uwagi. – Myślę, że mała przeżyje jeśli nie będzie ciebie przez chwilę. Nie poproszę cię o zbyt wiele.

Po tych słowach Hermiona zaczęła wyglądać na zaintrygowaną. Severus jeszcze raz podziękował w myślach Dale’owi Carnegie za napisanie książki. Wszystko szło zgodnie z planem.
- No dobrze. O co chodzi? – zapytała po krótkiej chwili. – Nie obiecuję, że panu pomogę – dodała szybko.
- Chcę abyś ustaliła miejsce pobytu ojca Gilderoya Lockharta. Mam informacje, które ci w tym pomogą.
- Żartuje pan – wyszeptała zaskoczona. – Po co? – zainteresowała się.
- To bardzo poważna sprawa dotycząca członka jego rodziny – oświadczył tajemniczo. – Ojciec Lockharta jest mugolem i przebywa obecnie w domu starców. Wiem, że znasz się na telefonach i komputerach, więc to nie powinien być dla ciebie problem – specjalnie obdarzył ją pochlebstwem. – No chyba, że jednak się myliłem co do ciebie i masz braki na tym polu… - podpuścił dziewczynę.
- Znajdę go w kilka minut! – oświadczyła Hermiona z pewnością. Każdy wiedział, że nie lubiła, gdy ktoś dawał jej do zrozumienia, że czegoś nie umie. – To wszystkie informacje jakie pan posiada?
- Nazywa się Jonathan Lockhart. Dom starców jest w Londynie albo na obrzeżach miasta, ma w nazwie coś związanego z kościołem, najprawdopodobniej świętego. Umieściła go w nim córka Maya. Facet jest chory na coś związanego z głową.
- To będzie wymagało zajrzenia do Internetu i wykonania kilka telefonów – oceniła trzeźwo Hermiona. – Nie powinno zająć mi wiele czasu.
- To świetnie – ucieszył się w Severus.
- Jest jedna sprawa – wypaliła nieoczekiwanie czarownica.
- Jaka?
- Suzanne – wskazała głową na dziewczynkę. – Komputer mam na piętrze. Trzeba małą popilnować…
- Dobrze się czujesz!? Znam się na małych dzieciach jak Malfoy na hipogryfach! – Severus od razu zaprotestował.
- …bez krzyków, żadnego ubliżania, delikatnie i spokojnie – kontynuowała Hermiona patrząc groźnie na byłego nauczyciela. – Jeśli Suzanne jęknie albo co gorsza zapłacze, to nie pomogę panu, jasne? – zagroziła z zacięta miną.
- Dobra! Ale masz zrobić to szybko! – zawołał, patrząc jak czarownica wchodzi po schodach. Nie mógł oprzeć się stwierdzeniu, że od tyłu wygląda jak chłopak.
- Na Salazara! – jęknął Severus w duszy. – Co jeśli bachor zacznie płakać bez powodu? Albo będzie chciała iść siku? Kompletnie nie znam się na dzieciach!

Zlustrował dziewczynkę od góry do dołu i zrobił minę jakby miał przed sobą łajnobombę, która w każdej chwili może wybuchnąć. Zrobił ostrożnie krok w jej kierunku, jednocześnie błagając niebiosa, aby dzieciak nie zwrócił na niego uwagi. Udało się. Podniósł drugą nogę, aby przysunąć się bliżej ściany, gdy Suzanne odwróciła głowę w jego stronę i popatrzyła swoimi wielkimi oczami.

Severus zastygł bez ruchu. Miał nadzieję, że dzieciak obejrzy go sobie i wróci do swoich spraw. Przy okazji dokładnie zlustrował Suzanne. Wydała mu się kompletnie niepodobna do Weasleya. Wszyscy członkowie tej rodziny byli rudzi, czego nie można było powiedzieć o dziewczynce. Miała prawie czarne włosy, brązowe oczy i bardzo jasną cerę. Z twarzy była podobna do Granger, ale na pewno nie miała w sobie nic z Ronalda. To wyjaśniało Severusowi dlaczego chłopak rzucił Hermionę, a ta się tak bardzo zmieniła. Czarodziej nie był pewny, czy dziecko powinno być tak duże. Czytał o zaręczynach Granger i ciąży, gdy był jeszcze w Azkabanie. Z tego powodu miał wątpliwości, czy minęła odpowiednia ilość czasu, aby dziewczynka osiągnęła taki etap rozwoju. Z drugiej strony wiedział, że ma nikłą wiedzę na ten temat i może się mylić.
- Choć tu.
- Co? – bąknął Severus.
- Choć tu – powtórzyła Suzanne i pokazała paluszkiem na kanapę.

Czarodziej powoli i ostrożnie przycupnął na samym brzegu mebla, aby być jak najdalej od dziecka. Nie chciał, aby zaczęło płakać. Przy okazji zerknął, wiedziony ciekawością, co jest w telewizji. Ogarnęła go groza, gdy zobaczył fioletową maszkarę trzymająca pod pachą czerwoną torebkę.
- Tinky Winky – wyjaśniła dziewczynka, która nadal uważnie go obserwowała.

Severus zrobił zniesmaczoną minę. Jak dzieci mugoli mają być normalne, gdy widzą takie dziwne, kolorowe stwory? Osobiście potraktowałby je Szatańską Pożogą i patrzył z lubością jak płoną.
- Ty jesteś Dipsy – zaszczebiotała Suzanne z uśmiechem.
- Nie jestem żaden Dipsy – zaperzył się Snape. – Masz się do mnie zwracać „pan Severus” – oznajmił śmiertelnie poważnym tonem.
- Sevjus.
- Pan Severus.
- Sevjus!
- Pan Se-ve-rus! – wycedził przez zęby, gdy jego poziom irytacji wzrósł niebezpiecznie.

To był błąd. Duże oczy Suzanne zrobiły się jeszcze większe. Jej usta zaczęły drgać i było widać, że zaraz się rozpłacze.
- Ciiiii! Nie płacz! – Severus poczuł, że zaraz albo zacznie panikować, albo potraktuje dzieciaka zaklęciem. – Mów mi Sevjus! Albo Sev! Jak chcesz, tylko nie płacz!
Dziewczynka w ciągu sekundy przeszła od cichego szlochu do radości.
- Sev! – krzyknęła. – Pobaw się ze mną!

Snape był bliski ucieczki, gdy pojawiła się Hermiona, oznajmiając, że znalazła ojca Gilderoya. To dało mu pretekst do wstania z kanapy i oddalenia się od dziecka. Ukradkiem odetchnął z ulgą, aby Granger nie zauważyła jego niechęci.
- Proszę – dziewczyna podała mu żółtą karteczkę z adresem. – Pan Lockhart mieszka w nowoczesnym i luksusowym domu starców. Widziałam na ich stronie internetowej, że mają tam niezłe warunki. Kamery są wszędzie, dlatego radziłabym nie używać czarów, ponieważ wszystko będzie nagrane i mugole będą mieć dowód na istnienie magii.
- Kamery? – powtórzył czarodziej i poczuł zimny dreszcz na plecach.
- Głównie przebywają tam ludzie z problemami z pamięcią, dlatego cały ośrodek jest strzeżony. Nie mogą sobie pozwolić, aby jakiś mieszkaniec im uciekł. By się tam dostać trzeba przedstawić cel wizyty dzwoniąc domofonem przy bramie, potem musi pan pójść do rejestracji i podać im dane osobowe. Na pewno pan sobie poradzi – dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco. - Przypominam o moich książkach. Miło by było gdybym otrzymała je z powrotem sowią pocztą. A teraz do widzenia – oznajmiła z powagą.

Severusowi wcale się nie podobało, to co usłyszał na temat miejsca pobytu Jonathana Lockharta. Technika mugoli bardzo poszła do przodu od czasu, gdy chodził do szkoły podstawowej. Kamery, telefony bez przewodów, domofony i dziwne stwory w telewizji – wszystko to napawało go to strachem. Gdyby ktoś nagrał jak posługuje się magią i doszłoby to do Gawaina, to znowu trafiłby do Azkabanu. Tego był pewien.

Zrozumiał, że potrzebuje Hermiony, aby dostać się do ojca Sary i nie zwrócić niczyjej uwagi. Nie mógł odmówić jej inteligencji i wiedział, że dziewczyna potrafi wyciągać z ludzi informacje. Czas go naglił, ponieważ chciał jak najszybciej znaleźć osobę, która prześladowała jego kobietę. Po załatwieniu sprawy mógłby od razu wyjechać jak najdalej od Wielkiej Brytanii.
- Jak miło, że wspominasz o swoich książkach - zwrócił się do swojej byłej uczennicy i uśmiechnął się jadowicie - Oddam ci je pod jednym warunkiem…


***

Severus razem z Hermioną i Suzanne przemierzali korytarze domu starców, podążając za pielęgniarką. Klatka schodowa i pomieszczenia pachniały nowością oraz środkiem dezynfekującym. Na tłumnie wchodzących i wychodzących gości spoglądały kamery umieszczone tuż pod sufitem.
- Tutaj mieszka pan Lockhart – pielęgniarka zapukała w drzwi oznaczone numerem 303. – Pańska rodzina przyjechała w odwiedziny! – zaświergotała, gdy ojciec Sary pojawił się w wejściu do pokoju.

Było to oczywiste kłamstwo, ale nie mieli innego wyboru. Przy bramie musieli podać cel wizyty więc Hermiona oznajmiła, że chce zobaczyć się z wujkiem. To samo powiedziała pielęgniarce w holu, która wyjaśniła, że musi spisać dane. Ku zadowoleniu Severusa, kobiecie wystarczyło prawo jazdy jego byłej uczennicy, jednak po chwili mina mu zrzedła, gdy się okazało, że został wpisany jako jej mąż, a Suzanne ich dziecko. Przeklął w duszy pielęgniarkę, która była tak tępą idiotką, że nie zauważyła, że jego wygląd dobitnie świadczy o kawalerstwie. Mimo wewnętrznego wzburzenia pozostał spokojny. Wiedział, że jeśli nie dotrze do Jonathana Lockharta to pozostanie mu wyjazd do Kanady, albo znalezienie każdego Michaela Jonesa mieszkającego na terenie Wielkiej Brytanii i ustalenie czy jego byłą żoną jest Sara.

Staruszek dokładnie otaksował ich spojrzeniem i wyjątkowo zręcznie, jak na jego lata, złapał Hermionę za dłoń i złożył na niej wyjątkowo głośny pocałunek.
- Jak miło, że mnie odwiedziliście! – zawołał uradowanym tonem, podczas gdy goście weszli do jego pokoju. – Tylko przypomnijcie mi kim jesteście, bo mi tabletki zaćmiły umysł. Karmią mnie tutaj tym świństwem i wmawiają, że to mi pomaga…
- Severus, kuzyn od strony ciotecznej babci wujka Williama. Rozmawiałem z Mayą i powiedziała mi, że tutaj mieszkasz wujku – skłamał gładko Snape zerkając z ukosa na pielęgniarkę, która nieśpiesznie zamykała za nimi drzwi.
- Ach, tak, pamiętam… Naturalnie, że pamiętam. Wcale nie mam problemów z głową! - ojciec Sary zrobił minę, która świadczyła zupełnie coś innego. – Przyprowadziłeś do mnie swoją żonę i córkę – dodał wyraźnie próbując zmienić temat. – Urocze… są absolutnie urocze!

Hermiona uśmiechnęła się blado i wymamrotała podziękowanie za komplement, a Suzanne trzymała się kurczowo nogi Severusa, chowając się pod jego płaszczem. Czarodziej miał ochotę wyszarpać kończynę z rąk dzieciaka, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Granger wyjaśniła mu, że mała potrafił upodobać sobie jakąś osobę i oderwanie jej od niej było bardzo trudne. Suzanne uznała, że jej najlepszym przyjacielem będzie Severus. Były mistrz eliksirów miał odmienne zdanie niż dziewczynka. W ogóle nie był zachwycony przymusowym towarzystwem dziecka, które wciskało mu w ręce pluszaki i kazało się bawić. Hermiona także nie była zadowolona z reakcji małej i próbowała ją przekonać, że czarodziej nie jest osobą wartą uwagi, ale dzieciak wiedział lepiej. Z tego powodu Severus chciał, aby jego była uczennica podrzuciła komuś Suzanne i teleportowała się razem z nim. Ta oświadczyła jednak, że to nie wchodzi w grę, ponieważ jej rodzice wracają do Londynu późnym wieczorem. Całą sprawę dodatkowo skomplikował fakt, że dziewczynka miała nie być świadkiem wykorzystania magii. Severus długo spierał się z Hermioną zanim doszli do kompromisu. Stanęło na tym, że musiał wsiąść do samochodu Granger, słuchając wkurzającej paplaniny Suzanne.
- Nie stójcie tak, rozbierzcie się z tych płaszczy – rozkazał staruszek wskazując palcem na wieszaki znajdujące się na ścianie.

Hermiona oderwała Suzanne od nogi Severusa i zaczęła zdejmować jej kurtkę. Czarodziej wykorzystał ten czas na zlustrowaniu pomieszczenia. Lockhart wypełnił swój pokój krzyżami i świętymi obrazami. Tylko w jednym miejscu wisiała fotografia roześmianej rodziny. Severus od razu rozpoznał, że to Maya z mężem i czwórką ich dzieci. W przeciwieństwie do Gilderoya i Sary odziedziczyła wygląd swojej matki, co widocznie nie przeszkodziło jej w założeniu rodziny. Oni na pewno piękno dostali po ojcu. Mimo widocznej starości Jonathan Lockhart był nadal przystojny. Snape domyślił się, że ma spore powodzenie wśród tutejszych seniorek, a może i nawet wśród żeńskiego personelu medycznego.
- Wujku, chciałem zapytać się ciebie o coś ważnego… – czarodziej podszedł do Jonathana i spojrzał w jego oczy.

Zamierzał użyć legilimencji, ale od razu wiedział, że nic z tego nie będzie. Była żona staruszka miała rację. Jego umysł był zamknięty na cztery spusty i nawet z różdżką miałby problemy, aby wydrzeć strzępki informacji. Pozostało mu udawanie, że jest jego rodziną i skłonienie do mówienia.
- Tak?
- Czy kontaktowała się z tobą Sara?
Pogodną twarz Jonathana błyskawicznie wykrzywił grymas złości. Zaczerwienił się i zaczął szybciej oddychać.
- Ta lafirynda!? – krzyknął. – Rozwiodła się z Michaelem! To taki dobry chłopak! Bóg ją pokarze! Zobaczysz! I… – urwał, gdy zobaczył przerażenie w oczach Suzanne i zniesmaczoną minę Hermiony. – Przepraszam dziewczynki, wyrwało mi się – dodał łagodnie i podał małej czekoladę, którą trzymał na stoliku. – Teraz chcę się dowiedzieć co u was, młodych, słychać.
- To nieważne, wolałbym… - zaczął mówić Severus.
- Oczywiście, że ważne! Jesteście bardzo interesującą parą i chcę się dowiedzieć jak to się stało, że jesteście razem – wszedł mu w słowo Jonathan i spojrzał na niego z wyrzutem. - Czemu nie usiądziesz obok żony?

Snape poczuł, że żyłka na jego skroni zaczęła pulsować ze złości. Zrozumiał, że droga do dowiedzenia się czegokolwiek będzie długa i trudna. Jego wnętrzności zaczęły się skręcać na myśl, że musi udawać kochającego męża i tatusia.
- Posuń się… kochanie – powiedział z trudem do Hermiony i usiadł koło niej na kanapie na tyle blisko, aby ojciec Sary niczego się nie domyślił, a jednocześnie na tyle daleko, aby się nie dotykali.
Dziewczyna posłała mu ukradkiem spojrzenie, które mówiło, że ma ochotę go zamordować. Suzanne przestała zwracać uwagi na dorosłych, ponieważ zajęta była pochłanianiem czekolady.
- Nie wstydźcie się – zaświegotał staruszek. – Okażcie sobie trochę uczucia w tym zimnym świecie! Lubię patrzeć na młodych, którzy są zakochani jak wy!

Severus miał ochotę walnąć zaklęciem starego, ale wiedział, że Granger mu nigdy więcej nie pomoże jeśli Suzanne coś zauważy. Starając się nie okazać zniesmaczenia na swojej twarzy, objął lekko dziewczynę ramieniem. Nie miał ochoty na kontakt fizyczny z kimś takim jak ona. Podniósł wzrok na ojca Gilderoya. Staruszek mimo demencji od razu zauważył, że coś nie gra. Severus nie czekając na jego reakcję położył prawą dłoń na dłoni Hermiony, a drugą ręką przyciągnął ją mocno do siebie. Rozciągając usta w fałszywym uśmiechu starał się nie myśleć o tym, że dziewczyna ze stresu zaczęła przypominać topielca – jej skóra była zimna i mokra.
- Ile jesteście po ślubie? – zagadał staruszek, który nie zdążył się zorientować w gierkach gości.
- Trzy lata – odparła Hermiona nienaturalnie piskliwym głosem.
- Tak patrząc na was myślę, że musi być między wami duża różnica wieku. Dziesięć lat?
- Dziewiętnaście lat, osiem miesięcy i dziesięć dni – Granger dała błyskawiczną odpowiedź, czym zaskoczyła Severusa. Nawet on nie byłby w stanie tak szybko obliczyć tego w pamięci.
- Podziwiam takie pary jak wy. Trzeba mieć wiele odwagi w dzisiejszym świecie, aby związać się z drugą osobą świętym węzłem małżeńskim… - staruszek się rozmarzył. – Musicie się bardzo kochać i mocno ufać bogu!

Obydwoje kiwnęli głowami, ponieważ potwierdzenie nie dało rady przejść przez ich gardło.
- Kochasz mamusię i tatusia? – Jonathan zwrócił się do Suzanne, która skończyła jeść czekoladę.
- Tak – odparła nieśmiało dziewczynka. – Kocham Hermi i Seva – dodała od siebie.
Snape stwierdził, że nienawidzi dzieci. Zwłaszcza takich, które przyczepiają się do niego jak druzgotek do nogi i wyznają mu miłość. Odetchnął z ulgą, gdy zorientował się, że Lockhart nie załapał o co dziewczynce chodzi.
- Nowoczesne rodzicielstwo – skomentował i pokiwał głową ze smutkiem.
- Tak, trochę pozwalamy jej na zbyt wiele – odparł błyskawicznie Severus, aby podlizać się staruszkowi.
- Ja tak nie uważam – powiedziała Hermiona dobitnie. – Suzanne ma prawo wyrażać siebie.
- Ach te matki! Zawsze rozpieszczają swoje dzieci, taka ich rola. Mężczyzna musi trzymać dzieci krótko – oznajmił Jonathan z dobrodusznym uśmiechem. – Musisz jednak przyznać Severusie, że mocno kochasz swoją żonę, mimo różnicy zdań.

W gardle Snape’a utworzyła się wielka klucha. Próbował ją przełknąć, ale bezskutecznie. Oblał go zimny pot, gdy zrozumiał, że wszystko zaszło za daleko. Jeszcze chwila i staruszek będzie kazał im się całować. Wolałby mieć romans z mężczyzną niż z Granger!
- Prawda? – dociekał ojciec Sary.
- Yhm… tak… - wydukał wściekły jak osa Severus. – Jest cudowną matką i… kucharką. Żebyś wiedział wujku jak Mionka świetnie gotuje! – dodał.
- Za to Sevuś wspaniale orientuje się w najnowszej technologii. Komputer to dla niego pestka – Hermiona odbiła piłeczkę.
- Może Hermi nie jest zbyt inteligentna, ale ma w sobie to coś – dogryzł jej Snape.
- Severusek jest stróżem prawa i często bywa w więzieniu. Jego ostatni kontrakt trwał prawie trzy lata – oznajmiła czarownica z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Jesteście uroczy, doprawdy – staruszek rozpływał się nad gośćmi. – Macie taką cudowną pociechę – zerknął na Suzanne, która bawiła się przyniesionymi przez Hermionę zabawkami. – To kiedy drugie?

Przez głowę Severusa przebiegła myśl, że nawet pół dziecka to za dużo, a co dopiero dwoje. Na szczęście Sara nie miała szans, aby stać się matką.
- Och, jeszcze nie widać… - westchnęła ostentacyjnie Hermiona i złapała się za brzuch.
- Jesteś w ciąży? – wzruszył się Jonathan. – Taka chudzina, to nie widać! Gratulacje, będę się modlił, aby dobry bóg dał wam syna – mrugnął do Severusa, który zrozumiał, że zbliżył się dobry moment na wyciągnięcie informacji.
- Przyjechaliśmy tutaj, aby cię spytać czy masz jakiś kontakt z Sarą albo Michaelem, ponieważ chcieliśmy poprosić, aby jedno z nich zostało rodzicem chrzestnym naszego drugiego dziecka.
- Ta ladacznica nie nadaje się na to! – fuknął staruszek. – Nie mam z nią kontaktu od czasu rozwodu. Jest złą córką, ani razu nie zainteresowała się co u mnie słychać! – poskarżył się. – Co do Michaela… gdzieś tu miałem jego wizytówkę – podszedł do szuflady w biurku i zaczął w niej grzebać. – To nie ta… Mam! – krzyknął triumfalnie wyjmując prostokątny kawałek papieru i podając go Severusowi. – Masz adres jego warsztatu.
- Dziękujemy! – ucieszyła się Hermiona. Widać było po niej wyraźnie, że ma dosyć odgrywania roli żony.
- Jeszcze jedno wujku. Czy słyszałeś o długach Sary i o tym, że ktoś ją za nie ściga?
- Nie – odparł Jonathan. – To bardzo do niej podobne, grzesznica jedna!

Snape zrozumiał, że nie ma co przeciągać wizyty. Zdobył adres kolejnej osoby, z którą musiał porozmawiać, a dłuższe siedzenie u ojca Sary mogło skutkować dalszymi porcjami czułości, którymi będzie musiał obdarzać Granger, na co nie miał najmniejszej ochoty.

***

Hermiona wypadła z domu starców z największą prędkością jaką była w stanie rozwinąć, ciągnąc za rękę Suzanne.
- Nigdy więcej panu nie pomogę! – warknęła otwierając kluczykiem samochód, którym przyjechali. – Słyszy pan!? Jeśli znowu będę musiała udawać pańską żonę, to już wolę, aby spalił pan książki! Kupię sobie nowe!
- Nawet tą z dedykacją od twojej babci? – spytał Severus łagodnym, ale jednocześnie jadowitym głosem. – Myślałem, że ci na niej zależy…

Oczy Granger miotały groźne iskry, ale nic nie odpowiedziała. Złapała Suzanne i wsadziła ją do fotelika, który znajdował się na tylnym siedzeniu.
- Wiedz, że miałem tyle przyjemności w fizycznym kontakcie z tobą, co z testralem.
- Testrale są fajne – odparła czarownica urażonym tonem.
- Niech ci będzie – westchnął Severus i usiadł na fotelu koło kierowcy. – Tyle przyjemności co z gumochłonem.
- I nawzajem – odgryzła się.
- Zawieziesz mnie pod ten adres?
- Nie ma mowy, to po drugiej stronie miasta, a Suzanne niedługo powinna zjeść zupkę. Wyrzucę pana przy parku – Hermiona odparła chłodno. – Nie musi mi pan oddawać książek osobiście. Przypominam jeszcze raz, że istnieje coś takiego jak poczta – fuknęła.
- Niech ci będzie – odparł Severus i pomyślał, że tak naprawdę, to wolałby do niej przyjść. Dawno nic mu nie poprawiło tak humoru, jak widok zdenerwowanej Granger.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 50 – Wspomnienia Gilderoya


Severus starał się skupić na warzeniu Eliksiru Słodkiego Snu, ale nie był w stanie. Dłonie tak mu drżały, że pokrojenie składników w idealnie równą kosteczkę było poza jego możliwościami. Poderwał nerwowo głowę do góry, gdy usłyszał stukot w szybę. Wiedział, że to kolejna sowa z wiadomością. Od ponad tygodnia dostawał po kilkanaście dziennie. Prawie wszystkie zawierały pogróżki i obelgi. Co odważniejsze osoby, przybywały pod jego dom i obrzucały go zaklęciami oraz zgniłymi jajami. Snape przegonił już kilka zamaskowanych postaci. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że gdyby zrobił im krzywdę, to Robards znalazłby wspaniały pretekst, aby znowu umieścić go w Azkabanie.

Z napiętymi nerwami podszedł do okna ściskając różdżkę w ręku. Ptak, który siedział na parapecie nie był Felixem. Severus gwałtownie otworzył okno. Błysnęło zielone światło i sowa padła martwa. Czarodziej odwiązał od jej nogi wiadomość. Wiedział, że to kolejna z wielu, która zawierała opis jak zniszczył nadawcy życie. Jakby to go cokolwiek obchodziło.


Przez ciebie nie mogę nawet spojrzeć w kierunku eliksiru bez odczuwania mdłości. Nienawidziłam lekcji z tobą, byłeś gorszym nauczycielem niż Hagrid i Binns razem wzięci. Jesteś mniej warty niż odchody Firenzo. Harry może opowiadać jaki z ciebie bohater, ale ja wiem, że to kłamstwo. Jesteś żałosną padliną, która zmienia strony niczym tłuczek podczas meczu quidditcha. Tacy jak ty smażą się w piekle. Mam nadzieję, że twój koniec będzie marny i bolesny!


Przeczytany list powędrował na kupkę innych. Severus zbierał je wszystkie, aby mieć dowód na to, że jest prześladowany. Ostatnia wiadomość miała lekki ton w porównaniu do poprzednich i przez to pomyślał, że mógł nie zabijać sowy. Nie grożono mu w niej śmiercią poprzedzoną torturami, poderżnięciem gardła, stratowaniem przez hipogryfa, nasłaniem skrzatów domowych lub podaniem amortencji po którym zapała uczuciem do olbrzymki. Oczywiście, żaden z autorów lub autorek nie podał swojego imienia oraz nazwiska. Te wiadomości jeszcze bardziej utwierdzały Severusa w przekonaniu, że musi wyjechać. Po zniknięciu Sary zaczął być nerwowy bardziej niż zwykle. Zrozumiał, że nie ma oparcia w drugiej osobie. Reakcja Kingsleya i jego bagatelizacja problemu tylko tego dowodziła. Musiał sobie radzić sam. 

Felix nadal nie wrócił do domu, mimo że minęły ponad dwa tygodnie od czasu, gdy został wysłany z listem. Jego nieobecność jeszcze gorzej wpływała na Severusa niż wiadomości od byłych uczniów i przepełnionych nienawiścią czarodziejów. Co chwilę analizował co mogło się stać z sową. Czyżby ktoś go schwytał? Może niedoświadczony ptak zginął zagryziony przez jakiegoś drapieżnika? A co jeśli Sara przebywa w dalekim kraju? W Korei albo w Japonii na przykład. Wszystkie możliwości, które przyszły na myśl Severusowi wydawały się prawdopodobne i nie nastrajały go to pozytywnie.

Niechciane wiadomości były powiązane z brakiem Felixa. Snape nie mógł z jego powodu otoczyć swojego domu silną magią ochronną. Wcześniej tego nie potrzebował, ponieważ jego adres znało grono nielicznych osób, głównie śmierciożerców, a do Azkabanu nikt myślący nie wysłałby pogróżek. Większość popleczników Voldemorta zginęła podczas bitwy albo podczas łapanki. Brak zamówień na eliksiry niespecjalnie martwiła Severusa. Kiedy Dundy wyjawił kto dał ogłoszenie do Proroka Codziennego to wszyscy odwołali zlecenia.

Na wspomnienie byłego współlokatora Snape zgrzytnął zębami tak mocno, że jego szczękę przeszył ostry ból. Nadal był na niego wściekły, mimo że zrobił mu porządną awanturę i wygarnął co o nim myśli. Użył tak dosadnych słów, że Dundy obraził się. Zaskoczyło to Severusa, ponieważ myślał, że Amerykanin jest na tyle głupi, że nie zauważa obelg skierowanych w jego stronę. Kiedy zorientował się, że nie otrzymał adresu Meduzy było już za późno. Dundy znikł z głośnym trzaskiem. Severus później pluł sobie w brodę, że nie poprosił o podanie informacji przed urządzeniem awantury.
- Nie mogę dłużej czekać, muszę coś zrobić – powiedział sam do siebie, gdy wyszedł przed dom aby przetransmutować ciało sowy w kość.

Pomysł zaczerpnął od Barty’ego Juniora, ale nie zamierzał zakopywać jej w ziemi tak jak on. Wolał zostawić na widoku, aby bezpańskie psy ją znalazły. Kopnął gnata daleko przed siebie i już miał wrócić do domu, gdy przeczucie powiedziało mu aby spojrzał w niebo. Gęste, szare chmury zasłaniały słońce, a komin fabryczny prężył się dumnie na ich tle. Severus zmrużył oczy i wpatrywał się w zbliżający się ciemny punkt.
- Sowa – mruknął ponuro. – Pewnie kolejna wiadomość od moich fanów

Ptak był co raz bliżej. Snape ujrzał jego szaro - brązowe pióra i zrozumiał, że to Felix lecący do niego z wiadomością. Ucieszony złapał ptaka i szybko wszedł do domu. Sowa zagruchała przyjaźnie, a Severus w nagłym przypływie wdzięczności poklepał ją po głowie.
- Dobrze się spisałeś – pochwalił pupila podczas otwierania koperty.


Severusie,
Wiesz, że jesteś wspaniałym facetem? Wiem, że pomógłbyś mi, ale bałam się o Twój los. Nawet czarodzieje są bezradni wobec broni palnej, a mój prześladowca ją posiada. Za bardzo mi na Tobie zależy, abym mogła Cię narażać na niebezpieczeństwo.

Pytałeś o mój dług. Jeśli jesteś posiadaczem dwustu tysięcy funtów to chętnie je od Ciebie pożyczę. Jeśli nie… no cóż. Będę pracować, aby odłożyć tę kwotę. Zdradzę Ci, że jestem w Afryce. Nie napiszę jaki kraj, a tym bardziej miasto, ze względów bezpieczeństwa. Znalazłam nawet przyjemną robotę.

Nie martw się o mnie i czekaj na wiadomość ode mnie. Twoja sowa przyleciała ledwo żywa. Szkoda, aby coś jej się stało, jest taka milusia.
Całuję,
Sara


- Dwieście tysięcy funtów? – Severus patrzył ze zgrozą na wiadomość. - O takiej kwocie mogę pomarzyć. Sporo odłożyłem, ale nie tyle aby mieć chociaż połowę tego! – stwierdził fakt. – Afryka? To dlatego Felix tak długo nie wracał…
Nie miał najmniejszych szans znaleźć Sary na tak wielkim kontynencie. Nawet po tym jak wykreślić kraje, w których nie mówi się po angielsku zostawało zbyt wiele możliwości. Podejrzewał, że dostała się tam za pomocą mugolskiego środka transportu. To oznaczało przeprowadzenie śledztwa na terenie, na którym Severus nie czuł się pewnie. Tak dawno odciął się od nieczarodziejskiego części swojego życia, że w mugolskim świecie czuł się jak przybysz z innej planety. Wyprawy do mieszkania Sary i zakupy były bardzo stresującą czynnością i gdyby nie jej obecność przy pierwszym razie, to pewnie by zrezygnował ze swoich zamiarów.
- Prześladowca… - Severus zatrzymał się przy tym wyrazie podczas ponownego czytania listu.

Jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Przypomniał sobie poprzednią wiadomość. Sara pisała w nim, że narobiła długów w młodości. Istniała możliwość, że ktoś z jej rodziny wiedział coś na ten temat. Gdyby ich odnalazł i odkrył kim jest prześladowca, to mógłby go załatwić przy pomocy czarów i wtedy nic nie stałoby im na przeszkodzie, aby być znowu razem. Największym problemem było dotarcie do krewnych Sary. Severus nie wiedział jak się nazywają, ani gdzie mieszkają. Jej matka była czarownicą, więc jej dane powinny znajdować się w Ministerstwie Magii. Tylko, że nie miał możliwości, aby się do nich dostać. Musiałby prosić o pomoc, a w tym momencie nie miał za bardzo kogo. Dundy się obraził, a błaganie go o wybaczenie nie wchodziło w grę. Snape nie odczuwał także chęci, aby widzieć się z byłymi członkami Zakonu Feniksa. Uważał, że jest całkowicie samowystarczalny i sam sobie poradzi. Gdyby poprosił kogoś o pomoc to okazałby swoją słabość, a tego nie mógłby znieść.
- Przecież jest ktoś, kto mógłby mi pomóc – powiedział sam sobie Snape i uśmiechnął się nieznacznie. – Że też nie pomyślałem…

Wstąpiła w niego nowa nadzieja. Rzucił Felixowi karmę do miseczki, nalał wody do poidełka i poczochrał ptaka po głowie.
- Czekaj na mnie, muszę się gdzieś wybrać – oznajmił.
Zarzucił na siebie pelerynę i wyruszył na spotkanie z dawno nie widzianą osobą.

***

Gilderoy Lockhart mieszkał w szpitalu od wielu lat. Jego stan nie uległ zmianie, nawet po podjęciu eksperymentalnej terapii. Właściwie nie pamiętał niczego i jego największym osiągnięciem pozostało koślawe pisanie literek na listach do fanek, których było co raz mniej. Uzdrowicielki w średnim wieku traktowały go jak maskotkę oddziału Urazów Pozaklęciowych. Gilderoy był chłopcem w ciele trzydziestosiedmiolatka.
- Pamiętam cię! – wykrzyknął uradowany, gdy Severus zdjął kaptur z głowy.
- Mów, mój gołąbeczku! – zawołała rozpromieniona uzdrowicielka, którą zaalarmował okrzyk Lockharta.
- Piliśmy drinki w barze Coco Banana – oświadczył Gilderoy. – Byliśmy przebrani i śpiewaliśmy piosenki o transwestytach!

Zaskoczona czarownica przeniosła wzrok z podopiecznego na jego gościa. Na jej twarzy od razu pojawił się grymas głębokiej odrazy.
 - No tak, po kimś takim jak ty mogłabym się czegoś takiego spodziewać – warknęła ze złością patrząc krzywo na Severusa.
- Przecież on gada głupoty! – Snape poczuł, że powinien się obronić. – Nigdy nie byłem z nim w barze, ani nie śpiewałem piosenek!
- Miałem na sobie złote majtki, a ty gorset, pończochy i buty na obcasie! – Gilderoy radośnie kontynuował opowieść. – Dyrcio przebrany był w kostium pokojówki!

Te słowa sprawiły, że uzdrowicielka zrozumiała, że umysł Lockharta błądzi w jemu tylko znanym świecie. O ile mogła uwierzyć, że Snape źle się prowadzi, to nie dała wiary w to, że Albus Dumbledore mógłby coś takiego zrobić. Obrzuciła Severusa krótkim, badawczym spojrzeniem i spytała ze złością:
- Jaki jest cel wizyty!?
Snape opanował chęć rzucenia na nią klątwy i wyjaśnił, że szuka kontaktu z rodziną Gilderoya. Zdołał wyczytać w jej umyśle, że traktuje go jak syna. Z tego powodu dodał niby od niechcenia, że pracuje nad eliksirem przywracającym pamięć. To zainteresowało uzdrowicielkę na tyle, że przestała warczeć chociaż nadal pozostała nieufna.
- Czasem odwiedza go matka… – odparła z wahaniem.
- Kiedy?
- Jak jej się zechce – kobieta zacisnęła usta nadal mając wątpliwości co do motywacji Severusa.

Czarodziej momentalnie przybliżył się do uzdrowicielki i spojrzał jej głęboko w oczy. To ją wytrąciło z równowagi i pozwoliła, aby emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Kontrola nad umysłem osłabła i Snape zobaczył wspomnienie jej rozmowy z panią Lockhart dotyczącego miejsca zamieszkania. Uśmiechnął się drwiąco.
- Dziękuję za pomoc – rzekł do oburzonej uzdrowicielki.
- Wyskoczymy jeszcze kiedyś do Coco Banana!? – krzyknął za nim Gilderoy.

Severus nie odpowiedział. Naciągnął kaptur na głowę, tak aby jak najmniej było widać twarz i ruszył szybko w stronę klatki schodowej. Chciał jak najszybciej znaleźć się w holu, aby teleportować się do wsi Pirbright położonej niedaleko miasta Guildford.

***

Znalezienie domu matki Sary i Gilderoya nie okazało się bardzo trudne. Severus teleportował się w pobliżu budynku, na którym widniał napis „Lord Pirbright's Hall”. Tam zapytał miejscowego pijaczka gdzie znajdzie kościół. Zaskoczony mężczyzna wpatrywał się w niego wybałuszonymi oczami, ale wskazał, lekko drżącą ręką, kierunek. Snape podążył drogą i po krótkim czasie zobaczył cmentarz, a zaraz za nim obiekt sakralny. Pani Lockhart mówiła uzdrowicielce, że niedaleko jej domu jest kościół, którego dzwony przerywają jej drzemkę. Pastor bez problemu odpowiedział na pytanie Severusa czy w okolicy mieszka starsza kobieta, której zachowanie odbiega od normy. W ten sposób czarodziej poznał adres.
- Proszę, proszę, kto mnie odwiedził – pani Lockhart otaksowała spojrzeniem Snape’a od góry do dołu. – Wejdź – wskazała dłonią wnętrze swojego domu.

Czarodziej przekroczył próg, ale nie wszedł do głównego pomieszczenia. Cały dom był przesycony aptecznym zapachem. Wszystko wskazywało na to, że matka Gilderoya lubiła warzyć eliksiry.
- Chciałem…
- Najpierw usiądź – przerwała mu czarownica i popchnęła bezceremonialnie w stronę fotela. – Kto by pomyślał, że Severus Snape mnie odwiedzi. To musi być naprawdę ważna sprawa związana z Gilderoyem!
- Czemu tak sądzisz? – spytał mężczyzna.
- A czemu mam tak nie uważać? – zdziwiła się pani Lockhart. – Tylko on jest warty uwagi. Gdyby nie ten okropny wypadek to… - głos się jej załamał.

Severus milczał przez chwilę jednocześnie przypatrując się czarownicy. Nie mógł nadziwić się jak ktoś tak brzydki może mieć tak ładne dzieci. Wyglądała jak stereotypowa wiedźma z mugolskich bajek. Posiadała długi, szpiczasty nos. Na końcu wystającej brody miała dużą brodawkę. Rude włosy sterczały jej na wszystkie strony i wystawały z nich gałązki oraz zioła, które musiały się tam zaplątać podczas tworzenia eliksirów.
 - Chciałem porozmawiać o Sarze – wypalił Severus bez ogródek.
- Leniwa, zazdrosna dziewucha. Nie chciała pomóc Gilderoyowi! - wypaliła pani domu ze złością. – Prosiłam ją aby spróbowała mugolskich metod, ale nie! Poszła do niego i powiedziała, że nic się nie da zrobić. Kłamała! Na pewno jej się nie chciało!

Kobieta nakręcała się co raz bardziej. Gdyby nie odległość jaka dzieliła ją od gościa, to opryskałaby go śliną. Po chwili jej tyrada zaczęła obejmować drugą córkę o imieniu Maya, oraz byłego męża. Była święcie przekonana, że wszyscy byli przeciwko jej ukochanemu synowi. Gdy zaczęła obrażać Albusa Dumbledore’a jako tego, który dopuścił do wypadku w Hogwarcie, Snape zabrał głos, aby jej przerwać:
- To wszystko wina Ronalda Weasleya i Harry’ego Pottera. To oni z nim byli w podziemiach szkoły. Merlin jeden wie co się tam działo…
- Oni z nim byli!? – czarownica obdarzyła gościa zdumionym spojrzeniem. – Jesteś pewien?
- Yhm – Severus potwierdził lekkim skinieniem głowy. Każdy powód był dobry, aby nastawić ludzi przeciwko Potterowi. – Zniknęli z Gilderoyem na kilka godzin, a gdy wrócili już nie miał pamięci. Pewnie któryś z nich maczał w tym różdżkę.
- Nie wiedziałam – szepnęła pani Lockhart. - Czemu to przede mną zatajono? – spytała z rozpaczą.
- To nie jedyny postępek Pottera, który został zatuszowany. Było tego o wiele więcej…

Brzydka twarz czarownicy najpierw wyrażała ból, ale po chwili pojawiła się na niej złość. Dopiero po kilku minutach milczenia uspokoiła się na tyle, aby podjąć rozmowę. Obdarzyła gościa trochę cieplejszym spojrzeniem.
- Czego chcesz od Sary? – zapytała. - Ta dziwka jest niewarta twojej uwagi.
Severus spiął się, gdy usłyszał jak kobieta obraża jego przyjaciółkę. Chciał powiedzieć co o tym myśli, ale ugryzł się w język. Wolał nie denerwować czarownicy. Jeszcze obraziłaby się jak Dundy i miałby kolejny problem.
- Czujesz coś do niej – stwierdziła pani Lockhart z błyskiem podniecenia w oczach.
- Wcale nie! – gość zaprotestował gwałtownie.
- Widzisz, znam się na oklumencji – powiedziała czarownica, a na jej brzydkiej twarzy pojawił się jadowity uśmiech. – Masz szczelnie zamknięty umysł, ale mnie nie oszukasz. Przez całe życie wyciągałam z mojego męża i córek informacje. Minęło sporo czasu zanim nauczyli się mi przeciwstawiać. To dowodzi, że jakaś kropelka czarodziejskiej krwi płynęła w tym nieudaczniku – na myśl o byłym mężu skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. – Gdy straciłam możliwość patrzenia w ich umysły musiałam nauczyć się odczytywać drobne sygnały… tak jak to robią mugole. Najczęściej ciało zdradza co dzieje się w głowie.

Severus od razu rozluźnił mięśnie, ale było już za późno. Matka Sary zarechotała paskudnie, patrząc prosto w jego oczy.
- Eileen pewnie nie byłaby zachwycona, gdyby dowiedziała się, że jej syn zakochał się w mojej córce - oznajmiła nieoczekiwanie. – Byłyśmy w tym samym domu, ale się nie lubiłyśmy. Na czwartym roku nauki zarzuciła mi, że ukradłam jej gargulki - zachichotała na widok zdumionej miny Snape’a. - Gdy się okazało, że zrobiła to Amanda Renshaw, to nawet mnie nie przeprosiła. Miała paskudny charakter…
- Nie przyszedłem po to abyś obrażała moją matkę – warknął Severus. – Chciałem się dowiedzieć czy wiesz coś o długach Sary, które narobiła w młodości. Ewentualnie czy zauważyłaś, że ktoś jej groził.
- Niestety nic nie wiem – odparła czarownica, a w jej głosie dało się usłyszeć zawód. – Ciężko byłoby jej coś takiego przede mną ukryć. Może to było po rozwodzie z tym… jak mu tam…
- Michaelem. Wiesz może gdzie on mieszka? – czarodziej próbował zdobyć choć jedną informację, którą mógł wykorzystać w poszukiwaniach.
- Niech mu będzie nawet Burek. Nigdy mnie nie interesowało jak się nazywa, kim jest ani gdzie mieszka. Nie pomogę ci – odparła szczerze.
- To może Maya coś wie?
- Może wie – zgodziła się pani Lockhart. – Tylko, że wyprowadziła się do Kanady pół roku temu.
- Były mąż? – Severus uczepił się ostatniej deski ratunku.
- Wiem, że Jonathan jest w jakimś mugolskim domu starców w Londynie albo jego okolicach. Choruje na głowę – czarownica postukała się znacząco w czoło. - Nie słuchałam uważnie, gdy Maya mi o tym mówiła. W każdym razie na pewno gdzieś go umieściła. To chyba miało nazwę związaną z kościołem. Coś ze świętym…

Snape zrozumiał, że na więcej nie ma co liczyć. Wstał i oświadczył, że musi już iść. Po drodze do drzwi zapewnił panią domu, że jeśli odkryje eliksir przywracający pamięć to ona pierwsza się o tym dowie. Zmusił się także do podziękowania za informacje.
- Jeśli się dowiesz co zmalowała Sara to wpadnij do mnie z relacją. Uwielbiam ploteczki! – zarechotała paskudnie pani Lockhart.
 - Oczywiście – przytaknął Severus i uśmiechnął się niewyraźnie.
Nie był głupi. Wiedział, że może jeszcze potrzebować pomocy czarownicy. Z tego powodu postanowił nie palić za sobą mostów. Jednocześnie stwierdził, że nie ożeni się z Sarą. Zdecydowanie nie chciał mieć takiej teściowej.

***

Molly Weasley przygotowywała kolację dla siebie i Artura, który miał za chwilę wrócić z pracy. Kury gdakały cicho, zamknięte w kurniku. Sad szumiał poruszany marcowym wiatrem. Nora pogrążona była w mroku, tylko w kuchni paliło się światło. Pani domu kroiła mały chleb i wspominała czasy, gdy na kolację szły trzy duże bochenki. Wygłodniałe potomstwo potrafiło pochłonąć w pięć minut pieczonego kurczaka, tuzin pomidorów, kilka ogórków i sporą kostkę sera żółtego. Teraz wystarczyło, że zrobiła kilka kanapek. Razem z Arturem nie mieli dużych potrzeb.

Trzask towarzyszący teleportacji ożywił kury, których głośne gdakanie zaalarmowało Molly. Machnęła różdżką i pod czajnikiem buchnął płomień. Chciała, aby jej mąż miał gorącą herbatę. Postawiła dwa kubki przy kuchence i wsypała do nich suszone liście. Drzwi skrzypnęły i płomienie świec zadrżały od podmuchu wiatru, który wdarł się do domu.
- Chcesz do herbaty… - zaczęła mówić Molly, ale nie dokończyła, ponieważ zamiast Artura stał w kuchni ktoś, kogo wizyty się nie spodziewała. – Se… Severus! – wykrztusiła.
- Chętnie zostałbym na herbatę i pogaduszki, ale śpieszę się – oznajmił gość odziany w czerń. – Muszę wiedzieć gdzie mieszka Hermiona Granger.
- Chyba nie sądzisz, że nie spytam czego od niej chcesz? – czarownica wsparła ręce na biodrach i przeszyła Severusa wzrokiem.
- To było oczywiste – mężczyzna wzruszył ramionami. – Jest mi potrzebna, aby uporać się z technologią mugoli. Śmiem twierdzić, że jest z nią na zapoznana biorąc pod uwagę jej pochodzenie – wyjaśnił.
- Zaraz wróci Artur, on ci wszystko wyjaśni – stwierdziła Molly gasząc ogień pod czajnikiem, który gwizdał przeraźliwie. – Zostaw dziewczynę w spokoju.
- Wątpię, aby Artur potrafił używać tych nowych telefonów bez przewodów oraz komputera – rzekł Severus z powagą. – Zależy mi zwłaszcza na tym ostatnim. Teraz mugole mają sieć, dzięki której wymieniają się informacjami w ciągu jednej chwili.

Pani domu zamrugała gwałtownie powiekami, jakby nie rozumiejąc o czym Snape mówi. Popatrzyła na niego, a jej wzrok wyrażał niedowierzanie.
-  Naprawdę mają coś takiego?
- Pewna mugolka mi o tym powiedziała - potwierdził.
Severus bardzo żałował, że nie słuchał uważnie Sary, a jeszcze bardziej, że nie poprosił jej o naukę korzystania z komputera i telefonu komórkowego. Był święcie przekonany, że nie będzie mu to nigdy potrzebne w życiu. Jak bardzo się mylił przekonał się, gdy wyszedł od pani Lockhart. Nie miał pojęcia jak zdobyć informacje na temat miejsca pobytu jej byłego męża.

Pierwszym pomysłem było teleportowanie się do Londynu i odnalezienie budki telefonicznej. Jego ojciec nie chciał mieć telefonu w domu, ponieważ uważał, że rachunki za rozmowy to mniej pieniędzy na alkohol. To nie oznaczało jednak, że Severus był kompletnie był odcięty do technologii. Lily posiadała telefon oraz książkę telefoniczną. W czasie wakacji Severus namówił przyjaciółkę na zabawę polegającą na dzwonieniu do przypadkowych ludzi i udawaniu, że są policjantami szukających zbiegłego mordercy. To był jedyny raz kiedy namówił ją do czegoś złego, ponieważ Petunia szybko doniosła rodzicom, co wyprawia jej siostra z przyjacielem. Skończyło się to miesięcznym szlabanem dla Lily.

Szybko okazało się, że znalezienie budki telefonicznej w Londynie wcale nie jest takie proste. Mijani mugole używali telefonów komórkowych. Severus miał świadomość, że brak mu wiedzy i umiejętności, aby z takiego korzystać. Zupełnie nie przypominały swoich domowych odpowiedników, z którymi miał styczność. Gdy w końcu odnalazł to czego szukał, to okazało się, że obsługa tego typu telefonu jest zagadką. Severus stał w budce i rozpaczliwie próbował znaleźć instrukcję pomiędzy ogłoszeniami od lokalnych prostytutek. Po kilku minutach zrezygnował, gdy rosły młodzieniec, pochodzący najprawdopodobniej z krajów arabskich, zaczął walić w drzwi i krzyczeć, że chce pilnie zadzwonić. Czarodziej uznał, że nie ma co ryzykować konfrontacji i postanowił wprowadzić w życie swój drugi plan.

W czasach młodości Snape’a komputery dopiero powoli pojawiały się w mugolskich domach. U Sary był jeden, ale czarodziej nie miał z nim bezpośredniego kontaktu. Czasem zerknął jak psycholog puszczała muzykę, ale nigdy nie zwrócił uwagi jak włącza się maszynę. O możliwości wyszukania informacji dowiedział się, gdy Sara chciała zamówić pizzę. Powiedziała, że poszuka numeru telefonu w sieci i udało jej się to. Severus był zdziwiony, ale nie poruszył tego tematu nie chcąc wyjść w jej oczach na kogoś, kto niczego nie wie o jej świecie. Dlatego nie dał po sobie znać, że go to poruszyło. Z tego powodu musiał znaleźć osobę, która umiała posługiwać się komputerem. Po przeanalizowaniu wszystkich możliwości padło na Hermionę Granger.
- Skąd mam wiedzieć, że nie masz wobec niej złych zamiarów? – zaatakowała Molly. – Masz sporo rzeczy na sumieniu! – wybuchła.
- Odsiedziałem swoje w Azkabanie! – warknął Severus w odpowiedzi. – Nie śpieszy mi się tam z powrotem. Chcę, aby pomogła mi znaleźć pewną informację, a potem zamierzam zniknąć ze świata czarodziejów. Wiem, że jestem tutaj niemile widziany - parsknął wymuszonym śmiechem. – Listy od moich fanów wystarczająco mi to uświadomiły.
- Chcę ją obronić. Hermiona sporo wycierpiała. Nie trzeba jej dodatkowych kłopotów na głowie.
- Słuchaj Molly – Severus zbliżył się do czarownicy. – Ona broniła mnie przed Wizengamotem i nawet nieźle nam się współpracowało. Jakoś nie doprowadziłem jej do załamania nerwowego, nawet rzekłbym, że to ona znęcała się nade mną – zakpił. – Przysyłała mi do Azkabanu swoje książki. Chcę je oddać.
- Książki? – pani Weasley wyglądała na zbitą z tropu.
- Tak, książki! – odparł czarodziej zirytowanym tonem. – Mam ci je pokazać, abyś mi uwierzyła? Nie jestem święty, ale naprawdę mam lepsze rzeczy do roboty niż krzywdzić dziewczynę, która jak do tej pory była wystarczająco twarda, aby walczyć przeciwko Sama-Wiesz-Komu! Na Merlina, kobieto, daj mi jej adres!

Molly nie od razu się zgodziła. Skrzyżowała ramiona na piersi i nachmurzyła się. W jej głowie toczyła się walka pomiędzy chęcią ochrony, a argumentami Severusa. Dopiero po dłuższej chwili przemówiła:
- Dobrze, podam ci go. Tylko miej świadomość, że jeśli się dowiem, że coś jej zrobiłeś to podzielisz los Bellatriks!
- Jasne – odparł Snape chłodnym tonem. – Dziewczyna będzie zachwycona, że jej oddałem książki. Zobaczysz – zapewnił.
Pani Weasley przywołała różdżką przybory do pisania i zapisała na pergaminie adres Hermiony. Severus wykrzywił usta w coś, co miało być uśmiechem i bardziej wypluł słowo „dziękuję” niż je wypowiedział.
- Jeszcze jedno – zatrzymała go Molly, gdy chciał wyjść z domu. – Idź do niej jutro. O tej porze Suzanne już śpi, więc Hermiona nie będzie zadowolona jak ją obudzisz.
- Jak sobie życzysz… – rzekł czarodziej.
Nałożył kaptur na głowę i zniknął w ciemności nocy, zostawiając zatroskaną panię Weasley sam na sam ze swoimi wątpliwościami.