- Masz gościa –
oznajmił auror i pokazał gestem, że więzień ma pójść za nim.
Severus
zastanawiał się podczas drogi kto mógł go odwiedzić. Było wiele możliwości,
zaczynając od Kingsleya, a na jakimś urzędasie kończąc. Następnego dnia Snape miał
opuścić Azkaban, co oznaczało sporo roboty dla Ministerstwa Magii. Severus dowiedział się od Sary, że więźniowie otrzymują propozycję pracy i pomoc w zaaklimatyzowaniu się w społeczeństwie. Niektórym przychodziło to gładko, innym
szło gorzej.
- Wejdź –
rozkazał auror otwierając drzwi do sali spotkań, która została wyczarowana
podczas reorganizacji.
W
przeciwieństwie do mugolskiego więzienia Azkaban nie miał wyznaczonych dni
odwiedzin. Przyczyną był utrudniony dostęp. Tylko Gawain Robards, Kingsley Shacklebolt
oraz kilku wysokich urzędników Ministerstwa Magii miało prawo wyczarować
świstoklika przenoszącego do więzienia. Zwykli czarodzieje musieli wypełnić
formularz i czekać na jego rozpatrzenie. Odpowiedź pozytywna sprawiała, że do
osoby zainteresowanej przylatywała sowa z datą i godziną stawienia się w biurze
aurorów. Terminy zazwyczaj były wyjątkowo odległe i niektórzy więźniowie
kończyli w międzyczasie odsiadywać wyrok.
- Postarzałeś
się – oznajmiła staruszka na widok Severusa.
- Ty też – odparł
chłodno mężczyzna i zmierzył kobietę badawczym spojrzeniem.
Jej ciemne włosy
pokryła całkowicie biel siwizny. Zachowała szczupłą sylwetkę, ale pod wpływem
lat zgarbiła się i zaczęła wspomagać się laską przy chodzeniu. Podłużna twarz
zdawała się mieć jeszcze bardziej surowy wyraz przez to, że przecinały ją głębokie
zmarszczki. Ubiór zdradzał zamiłowanie do przeszłości, co nie było niczym
niezwykłym biorąc pod uwagę, że staruszka miała ponad sto lat.
Severus czekał
co Wilhelmina Prince mu powie. Jej wizyta nie była czymś normalnym biorąc pod
uwagę, że ostatni raz widzieli się, gdy miał niecałe siedemnaście lat.
Nienawidził jej i w normalnych okolicznościach kazałby pójść do diabła, ale
ciekawość wzięła górę nad negatywnymi uczuciami.
- Nawet nie
wiesz jak trudno było się do ciebie dostać – poskarżyła się.
- Po co w takim
razie marnowałaś siły na to, aby tu przyjść? – spytał Severus z przekąsem. -
Sądzę, że Aldous o tym nie wie – przez jego gardło nie było w stanie przejść
słowo „dziadek”.
- Nie wiem czy
wie bo nie żyje – rzekła Wilhelmina, uśmiechając się drwiąco. – Dostał zawału
po tym jak przeczytał, że przyczyniłeś się do upadku Czarnego Pana.
Snape miał
ochotę uśmiechnąć się. Kolejna znienawidzona przez niego osoba zmarła i nawet
pośrednio się do tego przyczynił. Nigdy nie myślał o Aldousie jako o dziadku i
nie czuł się z nim w żaden sposób związany.
- Przyszłaś do
mnie dlatego, że zostałaś sama? Czyżbyś chciała prosić o przebaczenie? – szydził
z babki.
Staruszka nie
wyglądała na poruszoną jego pytaniem. Patrzyła na niego jak na dzieciaka,
chcącego zrobić jej na złość.
- Sam wiesz
najlepiej, że ludzie popełniają błędy. Ja przynajmniej nie wydałam miłości
mojego życia na pewną śmierć – odparła niewinnym tonem, patrząc jak Severusowi podnosi
się ciśnienie. – Od dawna chciałam z tobą porozmawiać. Pierwszy raz poczułam
się dumna z ciebie, kiedy dowiedziałam się, że zostałeś dyrektorem Hogwartu.
Nawet Aldous był pod wrażeniem! Żałuję, że później wszystko zepsułeś. Byłam
zła, ale już mi przeszło. Po śmierci Aldousa doszłam do wniosku, że nie
powinniśmy skreślać Eileen i ciebie ze swojego życia. To nie było dla was
dobre.
- To nie było
dla was dobre? – Severus powtórzył ze złością. – Ponad czterdzieści lat zajęło
ci dojście do tego!
- Zdarza się –
podsumowała Wilhelmina jakby to było niewinne podłożenie nogi rywalowi podczas
wyścigu w przedszkolu. – Czytałam o tej całej mugolskiej głupocie, reso… coś tam. Zmieniłeś
się? Czujesz, że jesteś gotowy wstąpić do naszego, cudownego społeczeństwa?
Severus patrzył
się spode łba na babkę. Czekał milcząc. Wilhelmina spostrzegła to i uśmiechnęła
się, ale jej ciemnoniebieskie, prawie granatowe oczy pozostały zimne.
- Wszystkim
podpadłeś – oznajmiła. – Dosłownie wszystkim. Nienawidzą cię zarówno zwolennicy
Czarnego Pana jak i Dumbledore’a. Mam dla ciebie radę. Gdy wyjdziesz z
więzienia to schowaj się u swojej mugolskiej rodziny. Porzuć życie czarodzieja.
W naszym świecie nie masz czego szukać.
- Nie potrzebuję
twoich rad – prychnął więzień. – Nie
powiesz mi chyba, że przyszłaś tu tylko dlatego, że przejęłaś się moim losem?
Możesz wyłożyć różdżkę na ławę, najwyżej wyśmieję cię tak jak ty mnie po
śmierci mamy.
- Nie musisz być
taki wredny.
- Odziedziczyłem
to po tobie.
- Bardzo zabawne
– Wilhelmina parsknęła sztucznym śmiechem. – Chcesz abym była szczera? Dobrze,
będę. Mam dla ciebie ofertę.
- Jaką? –
zdziwił się Severus.
- Chcę abyś
zamieszkał ze mną.
- Oszalałaś!
- Nie.
Przemyślałam wszystko i chcę abyś zarządzał majątkiem – wyjaśniła chłodno
staruszka. – Ktoś musi zagonić leniwe skrzaty do roboty. Przez twoją szlamowatą
przyjaciółkę nie chcą pracować tak jak dawniej.
- Nie jest moją
przyjaciółką – zaprotestował Severus na myśl o Hermionie. – I nie używaj przy
mnie słowa „szlama”! – dodał ze złością.
- Będziesz
zarządzał majątkiem Prince’ów. Aldous znał się na robieniu pieniędzy, nie ja. Skoro masz jego krew, wprawdzie w malutkim stopniu, to powinieneś się tym zająć - kobieta ciągnęła temat dalej nie
zwracając uwagi na oburzenie wnuka. – W naszym majątku nikt nie będzie cię
niepokoił. Będziemy żyć sobie na uboczu, a po mojej śmierci odziedziczysz
wszystko. Wystarczy, że będziesz się mnie słuchał, a ja tak tobą pokieruję, że
będziesz kimś wartym uwagi.
Severus nie
musiał zbyt wiele myśleć, aby wiedzieć, że to pułapka. Wizja majątku była
kusząca, ale czekanie aż babka zejdzie z tego świata mogło doprowadzić go do
wrzodów żołądka. Wiedział, że Wilhelmina nigdy nie zaakceptuje Sary.
- Czego chcesz w
zamian? – spytał z powagą. – Wiem co sądzisz na temat mieszanych małżeństw i
dzieci z takich związków. Przebywanie ze mną będzie dla ciebie katorgą.
- Zmieniłam się
– odparła staruszka z fałszywym uśmiechem. – Chcę się z tobą pojednać, to tyle.
Ale… owszem… mam pewne warunki.
- Powiedz jakie
to zastanowię się czy warto.
- Zmienisz
nazwisko na Prince – padła odpowiedź.
Severus Prince. Siedemnastoletni
Ślizgon, którym był w przeszłości, oddałby wszystko aby tak się nazywać.
Jakikolwiek związek z Tobiaszem Snapem zostałby zerwany. To było jego dawne
marzenie, nieaktualne od ponad dwudziestu lat.
- I jeszcze pasztecik
z dyni do tego? – zakpił Severus, z góry wiedząc, że nie zgodzi się na żądanie
babki.
- Zamknij się i
słuchaj! – zirytowała się Wilhelmina. – Daję ci możliwości, których nigdy w
życiu nie będziesz miał! Wystarczy, że porzucisz swoje mugolskie korzenie. Tfu!
– splunęła. – Nie jesteś ani młody, ani przystojny, ale na szczęście nie jesteś
na tyle stary aby nie mieć dzieci – zauważyła przyglądając mu się krytycznie. –
Z moim majątkiem będziesz dobrą partią dla czystokrwistych panienek ze wschodu.
Słowianki są ładne, zwłaszcza blondynki. Znajdziemy ci jakąś młodą, która
szybko da ci dziedzica. Chyba jesteś w stanie spłodzić syna, co? – spytała. – Dasz
mu na imię Aldous. Dzięki naszemu wysiłkowi ród Prince zostanie uratowany!
Staruszka miała
bardzo zadowoloną minę. Widocznie uważała, że ten plan jest ziszczeniem marzeń
Severusa. Za to on sam kipiał ze złości. Zrozumiał czemu Eileen uciekła z domu.
Wilhelmina widocznie uwielbiała układać innym życie pod swoje dyktando. W
zamian za pieniądze miał spełniać jej zachcianki. W życiu się na coś takiego
nie zgodzi! Nie po tym jak potraktowała z Aldousem swoją jedyną córkę!
- Nigdy –
warknął.
– Możesz sobie
myśleć, że jesteś półkrwi, ale jak dla mnie niczym nie różnisz się od zwykłej
szlamy – staruszka wycedziła przez żółtawe zęby. - Zatuszuję twoje haniebne
pochodzenie i zaczniesz być szanowany w społeczeństwie. Jeśli tego nie chcesz
to znaczy, że jesteś szalony!
- Może i jestem!
– oświadczył Severus.
- Jeśli nie
zgodzisz się na moje warunki to zapiszę cały majątek komuś innemu! Jeszcze
pożałujesz, że mnie nie posłuchałeś!
- Rób co chcesz!
– odparł więzień.
Severus
załomotał w drzwi, dając do zrozumienia aurorowi, że chce wyjść z
pomieszczenia. Nie zamierzał słuchać wrzasków Wilhelminy. Była bezczelna, że
proponowała mu coś takiego po tym jak odmówiła pomocy w czasach, gdy Tobiasz
Snape znęcał się nad rodziną. Mogła ich uwolnić od niego, ale nie zrobiła tego.
Nawet nie pojawiła się z Aldousem na pogrzebie Eileen. Dlatego miał nadzieję,
że babka szybko podzieli los dziadka i w końcu zamilknie na wieki.
***
Wolność ma smak
ciasta pomarańczowego. Tak stwierdził Severus, gdy jadł swój kawałek w
towarzystwie Sary. Byli sami w jej mieszkaniu i mogli robić na co tylko mieli
ochotę. W końcu nie ograniczał ich dzień tygodnia oraz czas. Pod drzwiami nie
stał auror, gotowy wejść do pokoju, gdy tylko usłyszał podejrzane odgłosy.
Severus nie musiał bać się chwili, gdy zostanie wezwany do Voldemorta. Mroczny
znak na jego lewym przedramieniu zupełnie stracił kolor, a kontury zamieniły
się w cienkie, ledwo widoczne blizny. Nie było wojny. Nie było narad w Zakonie
Feniksa. Nie musiał już nigdy więcej narażać swojego życia. Za to mógł je
zaplanować od nowa i zrobić z nim co tylko chciał.
W czwartek rano
do celi Severusa przyszedł auror. Przyniósł jego wszystkie ubrania i worek, do
którego więzień miał spakować cały swój dobytek. W przypadku Snape’a okazało
się to trudne z powodu sporej ilości książek od Hermiony. Wiedział, że mógł je
zostawić, ale resztki przyzwoitości mu nie pozwoliły. Zbyt bardzo szanował
literaturę piękną, aby narażać ją na kontakt z więźniami. Dundy dostał raz po
łapach, gdy niechcący naderwał kawałek kartki „Trzech Muszkieterów”. Skomlał
później przez godzinę żaląc się na swój los.
Zamiast książek
w celi została stara szata Severusa. Ta, w której został zaatakowany przez
Nagini. Ślady krwi zostały usunięte, ale miał związane z nią tak złe wspomnienia, że
wolał jej ze sobą nie zabierać. Dlatego na wyjście ubrał się w zieloną szatę
wyjściową, którą dostał od Hermiony.
Oprócz
literatury spakował także wydarte strony z gazet, które dotyczyły wpadek
znanych mu osób. Na ostatniej z nich widniała informacja, że Ron Weasley zerwał
ze swoją narzeczoną, aby być z inną. Severus zupełnie mu się nie dziwił.
Uważał, że nikt normalny nie był w stanie wytrzymać długo z przemądrzałą i
wywyższającą się Granger.
Po śniadaniu
więzień, razem z dobytkiem, został zaprowadzony do biura Faxona Newmana, gdzie dostał
świstoklika z życzeniami trzymania się z dala od kłopotów i nie wracania
ponownie do Azkabanu. Severus do ostatniej chwili miał dziwne wrażenie, że
wszystko co przeżywa to sen, który za chwilę zostanie przerwany. Przebywanie w
więzieniu sprawiło, że zapomniał jak to jest być wolnym człowiekiem. Nawet
spotkanie z wrogo nastawionym Robardsem oraz przyjaznym Kingsleyem, który miał
dla niego różdżkę nie sprawiło, że był w stu procentach pewny, że nie śni. Widok
uśmiechającego do niego Pottera (kiedy
gówniarz tak się zmienił?) oraz krzyki Dundy’ego w stylu „z drogi śledzie –
Severus jedzie” (kiedyś tego pożałuje!)
dało poczucie, że to nie sen, a koszmar. Dopiero ucieczka przed podnieconym i
krzyczącym tłumem oraz dziennikarzami, pojawienie się w kominku swojego domu, a
następnie spotkanie w Londynie z Sarą było wystarczającym dowodem, że naprawdę
wyszedł z Azkabanu.
- Z tymi
świeczkami przesadziłaś – Snape poinformował swoją kobietę, która przeciągała
się na puchatym dywanie niczym kot.
Zdziwił się jak
bardzo minimalistycznie urządzone jest jej mieszkanie. Jasne kolory. Kilka
najpotrzebniejszych mebli. Tu i ówdzie trochę książek poukładanych w zgrabne stosy. Za to ozdobnych świeczek miała około pół setki i wszystkie były
zapalone.
- Chciałam
zrobić nastrój w dzień twoich czterdziestych pierwszych urodzin – wymruczała
wyraźnie z siebie zadowolona. – Musiałabym za dużo ich wbić w ciasto, dlatego
postanowiłam udekorować mieszkanie – wyjaśniła.
- Jeśli chcesz
mogę sprawić, aby unosiły się w powietrzu – zaproponował.
- Zrób tak –
poprosiła. – Lubię patrzeć jak sprawnie posługujesz się różdżką… - wyszeptała i
uśmiechnęła się figlarnie.
Czarodzieje nie
zdawali sobie sprawy jak się czuje człowiek, który został pozbawiony różdżki na
prawie trzy lata. Niektórzy porównywali to do braku ręki. Severus twierdził, że
rzeczywistość jest gorsza. Czuł się jakby zabrali mu duszę. Coś co zarazem
dopełniało go i określało.
- Mówisz, masz –
machnął różdżką i świeczki zaczęły unosić się w powietrzu.
Pierwsze
zaklęcia po wyjściu z Azkabanu szły mu strasznie opornie. W końcu nie używał
magii od kilku lat. Gdy wrócił do swojego domu w Cokeworth, pierwszym co zrobił
to nie było sprzątanie zapuszczonych wnętrz. Od razu zaczął przypominać sobie
skomplikowane zaklęcia. Uważał, że musi koniecznie wrócić do czasów swojej
świetności.
Dom przy
Spinner’s End dzięki magii nie został splądrowany ani przez mugoli, ani
czarodziejów, jednak przez lata nieobecności właściciela zmienił się w
zapuszczoną norę. Dywany i tapety zapleśniały z powodu wilgotnego klimatu i
braku ciepła. Wiele eliksirów zamarzło w czasie zimy i rozsadziło szklane
fiolki. Na Severusa czekało także niezłe pobojowisko zostawione przez ekipę
śledczą Robardsa. Czarodziej podejrzewał, że auror specjalnie kazał zniszczyć
to i owo. Na szczęście książki zostawił w spokoju, a tych schowanych,
zawierających najgorszą czarną magię, nie odnalazł.
Doprowadzenie
domu do porządku, mimo używania czarów, zajęło Severusowi kilka dni. Wprawdzie
klął pod nosem, ale ostatecznie uznał, że dzięki temu przypomniał sobie jak
używa się magii i doszedł do poprzedniej wprawy. Najbardziej zdenerwował go
brak części eliksirów i składników, które najprawdopodobniej zostały zrzucone
na podłogę i zdeptane w czasie śledztwa. Aby zrobić nowe musiał kupić sporo
rzeczy, a to oznaczało pokazanie się w magicznej społeczności na co nie był
gotów.
- Czemu nie
przyjąłeś posady? – zapytała Sara wodząc palcem po udzie Severusa, co sprawiło,
że przestał myśleć o eliksirach. – Ponoć ta robota dla Świętego Munga jest
dobrze płatna.
- Nie
interesowała mnie – padła sucha odpowiedź. – Mam inne plany.
Kingsley namawiał
go na podjęcie pracy w ramach aktywizacji zawodowej więźniów, ale to nic nie
dało. Severus miał jasno określoną wizję przyszłości. Chciał wyjechać z Sarą za
granicę i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić. Uznał, że gdyby jej nastawienie
okazało się negatywne, to wystarczy, że użyje amortencji i przeszkody same
znikną. Problemem było, że obecnie nie posiadał tego eliksiru.
- Jakie masz
plany?
- Chcę z tobą
wyjechać. Jak najdalej stąd – wyjaśnił Sarze całując ją w rękę. – Najlepiej
poza Wielką Brytanię. Może inny kontynent…
- Nie – odparła
błyskawicznie i wyrwała swoją dłoń z jego dłoni. - Nie mogę, mam tu pracę, rodzinę, znajomych… -
wyliczała.
- Możesz się z
nimi kontaktować mugolskimi sposobami – oznajmił Snape tonem, który wskazywał, że
każda myśląca osoba doszłaby do tego wniosku w sekundę.
- Nie ma mowy –
Sara naburmuszyła się. – Myślałam, że weźmiesz pracę, którą proponował ci
Kingsley i zamieszkasz ze mną – dodała urażonym tonem.
- Mistrz
eliksirów nie przyjmuje pierwszej lepszej posady, która jest poniżej jego umiejętności – oznajmił Severus z przekąsem.
- Nie mydl mi
oczu swoim byłym tytułem! – warknęła psycholog. – Mój brat był mistrzem obrony
przed czarną magią, a nie potrafił dobrze transmutować torebki z herbatą!
- A ty nie udawaj,
że wiesz cokolwiek o moim świecie! – czarodziej zareagował na atak. – Gdyby nie
przypadek to byś nadal niczego o nas nie wiedziała głupia babo!
- Głupia babo!?
– Sara powtórzyła ze złością. – Skoro tak uważasz to po co tu jesteś!? - spytała dysząc z wściekłości.
- Wiedz, że cię nie obraziłem, tylko stwierdziłem fakt! – rzucił twardo Severus i zaczął się
ubierać. – Jeszcze za mną zatęsknisz! – oznajmił i wyszedł z jej mieszkania trzaskając drzwiami.
***
Zielone
płomienie buchnęły w kominku w sklepie Borgina i Burkesa. Wyszedł z nich wysoki
czarodziej odziany w czarną pelerynę. Narzucony kaptur dawał do zrozumienia, że
jego właściciel nie chce być rozpoznany, co nie dziwiło biorąc pod uwagę, że
ulica Śmiertelnego Nokturnu roiła się od podobnych osobników. Mężczyzna
podszedł do lady i zastukał w nią niecierpliwie palcami. To przyciągnęło uwagę
Borgina, który pracował na zapleczu.
- Och, pan
Snape! – zawołał ze zdumieniem, kiedy spostrzegł kto ukrywa się pod kapturem. –
Jak miło pana widzieć! Myślałem, że po tym wszystkim przestanie…
- Pół tuzina
diabelskich pereł – Severus przerwał sprzedawcy chłodnym tonem. – Chcę te
najlepsze.
- Oczywiście,
już podaję – Borgin zgiął się w pół i poszedł po towar.
Do amortencji
można było użyć normalnych pereł, ale przez to miała o wiele mniejszą moc.
Weasleyowie właśnie taką sprzedawali w swoim sklepie. Działała dobrze na nastoletnie
umysły, ale na starsze minimalnie. Te perły, które można było kupić na ulicy
Śmiertelnego Nokturnu pozyskiwane były nielegalnie od Ostrea Diaboli, które były chronione przez prawo czarodziejów. Małże tego gatunku ukrywały się w
najciemniejszych głębinach i tylko nieliczni do nich docierali. Aby wydobyć z
nich perły trzeba było wykazywać się sporym refleksem, ponieważ zdenerwowane
perłopławy pluły rozgrzaną do czerwoności masą, która bardzo długo utrzymywała
ciepło i powodowała wrzenie wody. Nie jeden śmiałek zginął w straszliwych
męczarniach. Wydobyte perły także były gorące niczym węgiel wyjęty prosto z
ognia, a na dodatek mogły zmienić kształt pod wpływem własnej temperatury.
Tylko niektóre zachowywały kulistość i te właśnie były najlepsze, a zarazem
najdroższe.
Severus nie dał
się wciągnąć w pogawędki Borgina. Otrzymał co chciał, zapłacił za to niemałą
ilość pieniędzy i wyszedł ze sklepu. Skierował swoje kroki ku ulicy Pokątnej.
Idąc zerkał na pozamykane, czarno-magiczne sklepy. Widocznie ich dobry okres
zakończył się wraz ze śmiercią Voldemorta. Za to ulica Pokątna tętniła życiem
jakby nigdy nie było wojny. Sklepy i kawiarnie ponownie zostały otworzone.
Wiele osób robiło zakupy, a dzieci w wieku poniżej jedenastu lat, obrzucały się
śnieżkami albo naciągały rodziców na kupno gorącej czekolady. Prawie nikt nie
zwracał uwagi na mężczyznę w czerni zmierzającego do apteki. Severus był bardzo
z tego powodu zadowolony.
***
- Walentynki,
ble – skrzywił się czarodziej, gdy nasączał czekoladki amortencją.
Sara była twardą
kobietą. Od czasu ich kłótni minął ponad miesiąc, a ona nie odezwała się ani razu.
Denerwowało to Severusa, ale wiedział, że dzięki temu ma czas przygotować wszystko co
zaplanował. Sporządził spory zapas eliksiru miłosnego i spakował swoje rzeczy,
które umieścił w kufrze. Był to jeden z magicznych przedmiotów, które mogły
pomieścić o wiele więcej niż ich mugolskie odpowiedniki. Jeśli wszystko
poszłoby zgodnie z planem, to następnego dnia Severus z Sarą powinni znaleźć
się w Hongkongu i tam zacząć nowe życie.
Czarodziej
wiedział, że nie musi się martwić o pieniądze. Praca w Hogwarcie gwarantowała
dach nad głową i posiłki. Albus bywał szczodry i czasem sypnął galeonami na
jakąś książkę o eliksirach lub zaklęciach pod warunkiem, że nie dotyczyła ona
czarnej magii. Z tego powodu większość wypłaty szła na konto Severusa. Czasem
wydawał ją na niekoniecznie legalne rzeczy, ale nie musiał tego robić za
często.
- Gotowe –
powiedział z zadowoleniem do samego siebie.
Czekoladki
wyglądały na nieruszone. Sara nie miała możliwości, aby domyślić się co kryją w
środku. Severus przy pomocy magii zapakował pudełko tak, aby wyglądało jak nowe.
Szybko ubrał się i teleportował do Londynu, gdzie po drodze do jej mieszkania
kupił kwiaty od ulicznej handlarki. Sara mówiła, że kobiety to lubią, a ona
przecież zaliczała się do tej płci.
Wszystko szło
gładko do czasu, aż Severus znalazł się pod jej drzwiami. Zapukał raz, zapukał
drugi, ale nikt nie otwierał. Była wystarczająco późna godzina, aby Sara była w
domu, dlaczego więc nie dawała znaku życia? Czarodziej już miał wyjąć różdżkę
zza pazuchy płaszcza, gdy sąsiednie drzwi otworzyły się i wyszła przez nie
kobieta koło pięćdziesiątki z wałkami na rudoblond włosach, przy okazji rozsiewając wokół
siebie smród palonych papierosów.
- Pan Snape? –
spytała nieufnie.
- Tak – odparł
zaskoczony czarodziej.
- Muszę zadać
pytanie potwierdzające tożsamość – oznajmiła kobieta lekko zdenerwowanym tonem.
– Ulubiona sukienka pani Jones?
- Krótka, różowa, cienkie ramiączka – odrzekł szybko.
Tak naprawdę
tego nie wiedział, ale wyczytał w umyśle sąsiadki Sary jaka jest prawidłowa
odpowiedź. Zobaczył jej wspomnienie jak psycholog wynosi swoje rzeczy z domu, a
potem daje wiadomość do niego i instruuje kobietę co ma zrobić.
- To list do
pana od niej – burknęła sąsiadka i podała Severusowi kopertę.
Gdy się
poruszała ciągnęła się za nią fala smrodu. Snape nigdy nie lubił palenia
papierosów, a zwłaszcza u kobiet. Uważał to za obrzydliwe i wlepiał drakońskie
kary uczniom, których przyłapał na oddawaniu się tej czynności. Dlatego starał
się mieć jak najmniej kontaktu z kopertą, która przesiąkła znienawidzonym
smrodem. Szybko wyjął list i rozłożył go.
Severusie,
Na początku musisz mi wybaczyć, że nie byłam
z Tobą szczera. Powinnam już dawno Ci o tym powiedzieć, ale wstyd odbierał mi
odwagę. Kiedy będziesz to czytał, ja już będę daleko. Musiałam porzucić pracę i
wyjechać.
Pewnie jesteś ciekawy dlaczego. Odpowiedź
jest prosta: ponieważ byłam głupia. W czasach młodości narobiłam długów.
Okropnych, nie chcesz znać kwoty. Osoba, której jestem winna pieniądze
odnalazła mnie i dała mi tydzień na spłatę. Zagroziła, że jeśli mi się nie uda
to konsekwencje będą bardzo nieprzyjemne. Nawet we dwoje nie dalibyśmy rady
uzbierać tylu pieniędzy, dlatego uciekłam.
Nie powiem gdzie jestem na wypadek gdyby ten
list trafił w niepowołane ręce. Obiecuję, że odezwę się do Ciebie jak tylko
będę mogła. Teraz, gdy to piszę wiem, że
powinnam była Cię posłuchać. Ten wyjazd za granicę był dobrym pomysłem. Miałeś
rację, że jestem głupią babą. Przepraszam.
Błagam Cię abyś mi pomógł. Podejmij pracę i
zbieraj pieniądze. Dużo odłożyłam przez te lata, ale jeszcze sporo mi brakuje.
Jeśli pomożesz mi zebrać wyznaczoną kwotę to obiecuję, że zrobię co tylko
zechcesz. Pójdę za Tobą wszędzie i będę z Tobą na zawsze.
Czekaj na kolejną wiadomość ode mnie. Jeśli
się nie odezwę do kwietnia to wtedy możesz być pewny, że ten ktoś mnie dopadł.
Dopiero wtedy pozwalam Ci poinformować o tym policję. Nie chcę abyś był ze mną,
aby Tobie się nic nie stało. Ufam, że mi pomożesz.
Całuję,
Sara
Severus nie pamiętał kiedy ostatnim razem był tak
zdumiony. Chyba wtedy, gdy się dowiedział, że żyje. Nie sądził, że Sara może
mieć przed nim tajemnice. Myślał, że mówiła mu o wszystkim. Teraz zaś okazało
się, że miała dla niego bardzo niemiłą niespodziankę. Przeczytał list drugi raz
i stwierdził, że zawiera więcej pytań niż daje odpowiedzi. Nie zamierzał
siedzieć i czekać na wiadomość od niej. Owszem, mógł podjąć pracę, ale wolał
odnaleźć Sarę i pomóc jej uciec przed tym kimś. Postanowił, że zacznie działać
od razu. Przy pomocy magii dostał się do mieszkania i zaczął je badać, ale nie
odnalazł nawet najmniejszej wskazówki.