poniedziałek, 9 stycznia 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 48 - Wolność


- Masz gościa – oznajmił auror i pokazał gestem, że więzień ma pójść za nim.
Severus zastanawiał się podczas drogi kto mógł go odwiedzić. Było wiele możliwości, zaczynając od Kingsleya, a na jakimś urzędasie kończąc. Następnego dnia Snape miał opuścić Azkaban, co oznaczało sporo roboty dla Ministerstwa Magii. Severus dowiedział się od Sary, że więźniowie otrzymują propozycję pracy i pomoc w zaaklimatyzowaniu się w społeczeństwie. Niektórym przychodziło to gładko, innym szło gorzej.
- Wejdź – rozkazał auror otwierając drzwi do sali spotkań, która została wyczarowana podczas reorganizacji.

W przeciwieństwie do mugolskiego więzienia Azkaban nie miał wyznaczonych dni odwiedzin. Przyczyną był utrudniony dostęp. Tylko Gawain Robards, Kingsley Shacklebolt oraz kilku wysokich urzędników Ministerstwa Magii miało prawo wyczarować świstoklika przenoszącego do więzienia. Zwykli czarodzieje musieli wypełnić formularz i czekać na jego rozpatrzenie. Odpowiedź pozytywna sprawiała, że do osoby zainteresowanej przylatywała sowa z datą i godziną stawienia się w biurze aurorów. Terminy zazwyczaj były wyjątkowo odległe i niektórzy więźniowie kończyli w międzyczasie odsiadywać wyrok.
- Postarzałeś się – oznajmiła staruszka na widok Severusa.
- Ty też – odparł chłodno mężczyzna i zmierzył kobietę badawczym spojrzeniem.

Jej ciemne włosy pokryła całkowicie biel siwizny. Zachowała szczupłą sylwetkę, ale pod wpływem lat zgarbiła się i zaczęła wspomagać się laską przy chodzeniu. Podłużna twarz zdawała się mieć jeszcze bardziej surowy wyraz przez to, że przecinały ją głębokie zmarszczki. Ubiór zdradzał zamiłowanie do przeszłości, co nie było niczym niezwykłym biorąc pod uwagę, że staruszka miała ponad sto lat.

Severus czekał co Wilhelmina Prince mu powie. Jej wizyta nie była czymś normalnym biorąc pod uwagę, że ostatni raz widzieli się, gdy miał niecałe siedemnaście lat. Nienawidził jej i w normalnych okolicznościach kazałby pójść do diabła, ale ciekawość wzięła górę nad negatywnymi uczuciami.
- Nawet nie wiesz jak trudno było się do ciebie dostać – poskarżyła się.
- Po co w takim razie marnowałaś siły na to, aby tu przyjść? – spytał Severus z przekąsem. - Sądzę, że Aldous o tym nie wie – przez jego gardło nie było w stanie przejść słowo „dziadek”.
- Nie wiem czy wie bo nie żyje – rzekła Wilhelmina, uśmiechając się drwiąco. – Dostał zawału po tym jak przeczytał, że przyczyniłeś się do upadku Czarnego Pana.

Snape miał ochotę uśmiechnąć się. Kolejna znienawidzona przez niego osoba zmarła i nawet pośrednio się do tego przyczynił. Nigdy nie myślał o Aldousie jako o dziadku i nie czuł się z nim w żaden sposób związany.
- Przyszłaś do mnie dlatego, że zostałaś sama? Czyżbyś chciała prosić o przebaczenie? – szydził z babki.
Staruszka nie wyglądała na poruszoną jego pytaniem. Patrzyła na niego jak na dzieciaka, chcącego zrobić jej na złość.
- Sam wiesz najlepiej, że ludzie popełniają błędy. Ja przynajmniej nie wydałam miłości mojego życia na pewną śmierć – odparła niewinnym tonem, patrząc jak Severusowi podnosi się ciśnienie. – Od dawna chciałam z tobą porozmawiać. Pierwszy raz poczułam się dumna z ciebie, kiedy dowiedziałam się, że zostałeś dyrektorem Hogwartu. Nawet Aldous był pod wrażeniem! Żałuję, że później wszystko zepsułeś. Byłam zła, ale już mi przeszło. Po śmierci Aldousa doszłam do wniosku, że nie powinniśmy skreślać Eileen i ciebie ze swojego życia. To nie było dla was dobre.
- To nie było dla was dobre? – Severus powtórzył ze złością. – Ponad czterdzieści lat zajęło ci dojście do tego!
- Zdarza się – podsumowała Wilhelmina jakby to było niewinne podłożenie nogi rywalowi podczas wyścigu w przedszkolu. – Czytałam o tej całej mugolskiej głupocie, reso… coś tam. Zmieniłeś się? Czujesz, że jesteś gotowy wstąpić do naszego, cudownego społeczeństwa?

Severus patrzył się spode łba na babkę. Czekał milcząc. Wilhelmina spostrzegła to i uśmiechnęła się, ale jej ciemnoniebieskie, prawie granatowe oczy pozostały zimne.
- Wszystkim podpadłeś – oznajmiła. – Dosłownie wszystkim. Nienawidzą cię zarówno zwolennicy Czarnego Pana jak i Dumbledore’a. Mam dla ciebie radę. Gdy wyjdziesz z więzienia to schowaj się u swojej mugolskiej rodziny. Porzuć życie czarodzieja. W naszym świecie nie masz czego szukać.
- Nie potrzebuję twoich rad – prychnął więzień. – Nie powiesz mi chyba, że przyszłaś tu tylko dlatego, że przejęłaś się moim losem? Możesz wyłożyć różdżkę na ławę, najwyżej wyśmieję cię tak jak ty mnie po śmierci mamy.
- Nie musisz być taki wredny.
- Odziedziczyłem to po tobie.
- Bardzo zabawne – Wilhelmina parsknęła sztucznym śmiechem. – Chcesz abym była szczera? Dobrze, będę. Mam dla ciebie ofertę.
- Jaką? – zdziwił się Severus.
- Chcę abyś zamieszkał ze mną.
- Oszalałaś!
- Nie. Przemyślałam wszystko i chcę abyś zarządzał majątkiem – wyjaśniła chłodno staruszka. – Ktoś musi zagonić leniwe skrzaty do roboty. Przez twoją szlamowatą przyjaciółkę nie chcą pracować tak jak dawniej.
- Nie jest moją przyjaciółką – zaprotestował Severus na myśl o Hermionie. – I nie używaj przy mnie słowa „szlama”! – dodał ze złością.
- Będziesz zarządzał majątkiem Prince’ów. Aldous znał się na robieniu pieniędzy, nie ja. Skoro masz jego krew, wprawdzie w malutkim stopniu, to powinieneś się tym zająć - kobieta ciągnęła temat dalej nie zwracając uwagi na oburzenie wnuka. – W naszym majątku nikt nie będzie cię niepokoił. Będziemy żyć sobie na uboczu, a po mojej śmierci odziedziczysz wszystko. Wystarczy, że będziesz się mnie słuchał, a ja tak tobą pokieruję, że będziesz kimś wartym uwagi.

Severus nie musiał zbyt wiele myśleć, aby wiedzieć, że to pułapka. Wizja majątku była kusząca, ale czekanie aż babka zejdzie z tego świata mogło doprowadzić go do wrzodów żołądka. Wiedział, że Wilhelmina nigdy nie zaakceptuje Sary.
- Czego chcesz w zamian? – spytał z powagą. – Wiem co sądzisz na temat mieszanych małżeństw i dzieci z takich związków. Przebywanie ze mną będzie dla ciebie katorgą.
- Zmieniłam się – odparła staruszka z fałszywym uśmiechem. – Chcę się z tobą pojednać, to tyle. Ale… owszem… mam pewne warunki.
- Powiedz jakie to zastanowię się czy warto.
- Zmienisz nazwisko na Prince – padła odpowiedź.

Severus Prince. Siedemnastoletni Ślizgon, którym był w przeszłości, oddałby wszystko aby tak się nazywać. Jakikolwiek związek z Tobiaszem Snapem zostałby zerwany. To było jego dawne marzenie, nieaktualne od ponad dwudziestu lat.
- I jeszcze pasztecik z dyni do tego? – zakpił Severus, z góry wiedząc, że nie zgodzi się na żądanie babki.
- Zamknij się i słuchaj! – zirytowała się Wilhelmina. – Daję ci możliwości, których nigdy w życiu nie będziesz miał! Wystarczy, że porzucisz swoje mugolskie korzenie. Tfu! – splunęła. – Nie jesteś ani młody, ani przystojny, ale na szczęście nie jesteś na tyle stary aby nie mieć dzieci – zauważyła przyglądając mu się krytycznie. – Z moim majątkiem będziesz dobrą partią dla czystokrwistych panienek ze wschodu. Słowianki są ładne, zwłaszcza blondynki. Znajdziemy ci jakąś młodą, która szybko da ci dziedzica. Chyba jesteś w stanie spłodzić syna, co? – spytała. – Dasz mu na imię Aldous. Dzięki naszemu wysiłkowi ród Prince zostanie uratowany!

Staruszka miała bardzo zadowoloną minę. Widocznie uważała, że ten plan jest ziszczeniem marzeń Severusa. Za to on sam kipiał ze złości. Zrozumiał czemu Eileen uciekła z domu. Wilhelmina widocznie uwielbiała układać innym życie pod swoje dyktando. W zamian za pieniądze miał spełniać jej zachcianki. W życiu się na coś takiego nie zgodzi! Nie po tym jak potraktowała z Aldousem swoją jedyną córkę!
- Nigdy – warknął.
– Możesz sobie myśleć, że jesteś półkrwi, ale jak dla mnie niczym nie różnisz się od zwykłej szlamy – staruszka wycedziła przez żółtawe zęby. - Zatuszuję twoje haniebne pochodzenie i zaczniesz być szanowany w społeczeństwie. Jeśli tego nie chcesz to znaczy, że jesteś szalony!
- Może i jestem! – oświadczył Severus.
- Jeśli nie zgodzisz się na moje warunki to zapiszę cały majątek komuś innemu! Jeszcze pożałujesz, że mnie nie posłuchałeś!
- Rób co chcesz! – odparł więzień.

Severus załomotał w drzwi, dając do zrozumienia aurorowi, że chce wyjść z pomieszczenia. Nie zamierzał słuchać wrzasków Wilhelminy. Była bezczelna, że proponowała mu coś takiego po tym jak odmówiła pomocy w czasach, gdy Tobiasz Snape znęcał się nad rodziną. Mogła ich uwolnić od niego, ale nie zrobiła tego. Nawet nie pojawiła się z Aldousem na pogrzebie Eileen. Dlatego miał nadzieję, że babka szybko podzieli los dziadka i w końcu zamilknie na wieki.

***

Wolność ma smak ciasta pomarańczowego. Tak stwierdził Severus, gdy jadł swój kawałek w towarzystwie Sary. Byli sami w jej mieszkaniu i mogli robić na co tylko mieli ochotę. W końcu nie ograniczał ich dzień tygodnia oraz czas. Pod drzwiami nie stał auror, gotowy wejść do pokoju, gdy tylko usłyszał podejrzane odgłosy. Severus nie musiał bać się chwili, gdy zostanie wezwany do Voldemorta. Mroczny znak na jego lewym przedramieniu zupełnie stracił kolor, a kontury zamieniły się w cienkie, ledwo widoczne blizny. Nie było wojny. Nie było narad w Zakonie Feniksa. Nie musiał już nigdy więcej narażać swojego życia. Za to mógł je zaplanować od nowa i zrobić z nim co tylko chciał.

W czwartek rano do celi Severusa przyszedł auror. Przyniósł jego wszystkie ubrania i worek, do którego więzień miał spakować cały swój dobytek. W przypadku Snape’a okazało się to trudne z powodu sporej ilości książek od Hermiony. Wiedział, że mógł je zostawić, ale resztki przyzwoitości mu nie pozwoliły. Zbyt bardzo szanował literaturę piękną, aby narażać ją na kontakt z więźniami. Dundy dostał raz po łapach, gdy niechcący naderwał kawałek kartki „Trzech Muszkieterów”. Skomlał później przez godzinę żaląc się na swój los.

Zamiast książek w celi została stara szata Severusa. Ta, w której został zaatakowany przez Nagini. Ślady krwi zostały usunięte, ale miał związane z nią tak złe wspomnienia, że wolał jej ze sobą nie zabierać. Dlatego na wyjście ubrał się w zieloną szatę wyjściową, którą dostał od Hermiony.

Oprócz literatury spakował także wydarte strony z gazet, które dotyczyły wpadek znanych mu osób. Na ostatniej z nich widniała informacja, że Ron Weasley zerwał ze swoją narzeczoną, aby być z inną. Severus zupełnie mu się nie dziwił. Uważał, że nikt normalny nie był w stanie wytrzymać długo z przemądrzałą i wywyższającą się Granger.

Po śniadaniu więzień, razem z dobytkiem, został zaprowadzony do biura Faxona Newmana, gdzie dostał świstoklika z życzeniami trzymania się z dala od kłopotów i nie wracania ponownie do Azkabanu. Severus do ostatniej chwili miał dziwne wrażenie, że wszystko co przeżywa to sen, który za chwilę zostanie przerwany. Przebywanie w więzieniu sprawiło, że zapomniał jak to jest być wolnym człowiekiem. Nawet spotkanie z wrogo nastawionym Robardsem oraz przyjaznym Kingsleyem, który miał dla niego różdżkę nie sprawiło, że był w stu procentach pewny, że nie śni. Widok uśmiechającego do niego Pottera (kiedy gówniarz tak się zmienił?) oraz krzyki Dundy’ego w stylu „z drogi śledzie – Severus jedzie” (kiedyś tego pożałuje!) dało poczucie, że to nie sen, a koszmar. Dopiero ucieczka przed podnieconym i krzyczącym tłumem oraz dziennikarzami, pojawienie się w kominku swojego domu, a następnie spotkanie w Londynie z Sarą było wystarczającym dowodem, że naprawdę wyszedł z Azkabanu.
- Z tymi świeczkami przesadziłaś – Snape poinformował swoją kobietę, która przeciągała się na puchatym dywanie niczym kot.

Zdziwił się jak bardzo minimalistycznie urządzone jest jej mieszkanie. Jasne kolory. Kilka najpotrzebniejszych mebli. Tu i ówdzie trochę książek poukładanych w zgrabne stosy. Za to ozdobnych świeczek miała około pół setki i wszystkie były zapalone.
- Chciałam zrobić nastrój w dzień twoich czterdziestych pierwszych urodzin – wymruczała wyraźnie z siebie zadowolona. – Musiałabym za dużo ich wbić w ciasto, dlatego postanowiłam udekorować mieszkanie – wyjaśniła.
- Jeśli chcesz mogę sprawić, aby unosiły się w powietrzu – zaproponował.
- Zrób tak – poprosiła. – Lubię patrzeć jak sprawnie posługujesz się różdżką… - wyszeptała i uśmiechnęła się figlarnie.

Czarodzieje nie zdawali sobie sprawy jak się czuje człowiek, który został pozbawiony różdżki na prawie trzy lata. Niektórzy porównywali to do braku ręki. Severus twierdził, że rzeczywistość jest gorsza. Czuł się jakby zabrali mu duszę. Coś co zarazem dopełniało go i określało.
- Mówisz, masz – machnął różdżką i świeczki zaczęły unosić się w powietrzu.
Pierwsze zaklęcia po wyjściu z Azkabanu szły mu strasznie opornie. W końcu nie używał magii od kilku lat. Gdy wrócił do swojego domu w Cokeworth, pierwszym co zrobił to nie było sprzątanie zapuszczonych wnętrz. Od razu zaczął przypominać sobie skomplikowane zaklęcia. Uważał, że musi koniecznie wrócić do czasów swojej świetności.

Dom przy Spinner’s End dzięki magii nie został splądrowany ani przez mugoli, ani czarodziejów, jednak przez lata nieobecności właściciela zmienił się w zapuszczoną norę. Dywany i tapety zapleśniały z powodu wilgotnego klimatu i braku ciepła. Wiele eliksirów zamarzło w czasie zimy i rozsadziło szklane fiolki. Na Severusa czekało także niezłe pobojowisko zostawione przez ekipę śledczą Robardsa. Czarodziej podejrzewał, że auror specjalnie kazał zniszczyć to i owo. Na szczęście książki zostawił w spokoju, a tych schowanych, zawierających najgorszą czarną magię, nie odnalazł.

Doprowadzenie domu do porządku, mimo używania czarów, zajęło Severusowi kilka dni. Wprawdzie klął pod nosem, ale ostatecznie uznał, że dzięki temu przypomniał sobie jak używa się magii i doszedł do poprzedniej wprawy. Najbardziej zdenerwował go brak części eliksirów i składników, które najprawdopodobniej zostały zrzucone na podłogę i zdeptane w czasie śledztwa. Aby zrobić nowe musiał kupić sporo rzeczy, a to oznaczało pokazanie się w magicznej społeczności na co nie był gotów.
- Czemu nie przyjąłeś posady? – zapytała Sara wodząc palcem po udzie Severusa, co sprawiło, że przestał myśleć o eliksirach. – Ponoć ta robota dla Świętego Munga jest dobrze płatna.
- Nie interesowała mnie – padła sucha odpowiedź. – Mam inne plany.

Kingsley namawiał go na podjęcie pracy w ramach aktywizacji zawodowej więźniów, ale to nic nie dało. Severus miał jasno określoną wizję przyszłości. Chciał wyjechać z Sarą za granicę i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić. Uznał, że gdyby jej nastawienie okazało się negatywne, to wystarczy, że użyje amortencji i przeszkody same znikną. Problemem było, że obecnie nie posiadał tego eliksiru.
- Jakie masz plany?
- Chcę z tobą wyjechać. Jak najdalej stąd – wyjaśnił Sarze całując ją w rękę. – Najlepiej poza Wielką Brytanię. Może inny kontynent…
- Nie – odparła błyskawicznie i wyrwała swoją dłoń z jego dłoni. -  Nie mogę, mam tu pracę, rodzinę, znajomych… - wyliczała.
- Możesz się z nimi kontaktować mugolskimi sposobami – oznajmił Snape tonem, który wskazywał, że każda myśląca osoba doszłaby do tego wniosku w sekundę.
- Nie ma mowy – Sara naburmuszyła się. – Myślałam, że weźmiesz pracę, którą proponował ci Kingsley i zamieszkasz ze mną – dodała urażonym tonem.
- Mistrz eliksirów nie przyjmuje pierwszej lepszej posady, która jest poniżej jego umiejętności – oznajmił Severus z przekąsem.
- Nie mydl mi oczu swoim byłym tytułem! – warknęła psycholog. – Mój brat był mistrzem obrony przed czarną magią, a nie potrafił dobrze transmutować torebki z herbatą!
- A ty nie udawaj, że wiesz cokolwiek o moim świecie! – czarodziej zareagował na atak. – Gdyby nie przypadek to byś nadal niczego o nas nie wiedziała głupia babo!
- Głupia babo!? – Sara powtórzyła ze złością. – Skoro tak uważasz to po co tu jesteś!? - spytała dysząc z wściekłości.
- Wiedz, że cię nie obraziłem, tylko stwierdziłem fakt! – rzucił twardo Severus i zaczął się ubierać. – Jeszcze za mną zatęsknisz! – oznajmił i wyszedł z jej mieszkania trzaskając drzwiami.

***

Zielone płomienie buchnęły w kominku w sklepie Borgina i Burkesa. Wyszedł z nich wysoki czarodziej odziany w czarną pelerynę. Narzucony kaptur dawał do zrozumienia, że jego właściciel nie chce być rozpoznany, co nie dziwiło biorąc pod uwagę, że ulica Śmiertelnego Nokturnu roiła się od podobnych osobników. Mężczyzna podszedł do lady i zastukał w nią niecierpliwie palcami. To przyciągnęło uwagę Borgina, który pracował na zapleczu.
- Och, pan Snape! – zawołał ze zdumieniem, kiedy spostrzegł kto ukrywa się pod kapturem. – Jak miło pana widzieć! Myślałem, że po tym wszystkim przestanie…
- Pół tuzina diabelskich pereł – Severus przerwał sprzedawcy chłodnym tonem. – Chcę te najlepsze.
- Oczywiście, już podaję – Borgin zgiął się w pół i poszedł po towar.

Do amortencji można było użyć normalnych pereł, ale przez to miała o wiele mniejszą moc. Weasleyowie właśnie taką sprzedawali w swoim sklepie. Działała dobrze na nastoletnie umysły, ale na starsze minimalnie. Te perły, które można było kupić na ulicy Śmiertelnego Nokturnu pozyskiwane były nielegalnie od Ostrea Diaboli, które były chronione przez prawo czarodziejów. Małże tego gatunku ukrywały się w najciemniejszych głębinach i tylko nieliczni do nich docierali. Aby wydobyć z nich perły trzeba było wykazywać się sporym refleksem, ponieważ zdenerwowane perłopławy pluły rozgrzaną do czerwoności masą, która bardzo długo utrzymywała ciepło i powodowała wrzenie wody. Nie jeden śmiałek zginął w straszliwych męczarniach. Wydobyte perły także były gorące niczym węgiel wyjęty prosto z ognia, a na dodatek mogły zmienić kształt pod wpływem własnej temperatury. Tylko niektóre zachowywały kulistość i te właśnie były najlepsze, a zarazem najdroższe.

Severus nie dał się wciągnąć w pogawędki Borgina. Otrzymał co chciał, zapłacił za to niemałą ilość pieniędzy i wyszedł ze sklepu. Skierował swoje kroki ku ulicy Pokątnej. Idąc zerkał na pozamykane, czarno-magiczne sklepy. Widocznie ich dobry okres zakończył się wraz ze śmiercią Voldemorta. Za to ulica Pokątna tętniła życiem jakby nigdy nie było wojny. Sklepy i kawiarnie ponownie zostały otworzone. Wiele osób robiło zakupy, a dzieci w wieku poniżej jedenastu lat, obrzucały się śnieżkami albo naciągały rodziców na kupno gorącej czekolady. Prawie nikt nie zwracał uwagi na mężczyznę w czerni zmierzającego do apteki. Severus był bardzo z tego powodu zadowolony.

***

- Walentynki, ble – skrzywił się czarodziej, gdy nasączał czekoladki amortencją.
Sara była twardą kobietą. Od czasu ich kłótni minął ponad miesiąc, a ona nie odezwała się ani razu. Denerwowało to Severusa, ale wiedział, że dzięki temu ma czas przygotować wszystko co zaplanował. Sporządził spory zapas eliksiru miłosnego i spakował swoje rzeczy, które umieścił w kufrze. Był to jeden z magicznych przedmiotów, które mogły pomieścić o wiele więcej niż ich mugolskie odpowiedniki. Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, to następnego dnia Severus z Sarą powinni znaleźć się w Hongkongu i tam zacząć nowe życie.

Czarodziej wiedział, że nie musi się martwić o pieniądze. Praca w Hogwarcie gwarantowała dach nad głową i posiłki. Albus bywał szczodry i czasem sypnął galeonami na jakąś książkę o eliksirach lub zaklęciach pod warunkiem, że nie dotyczyła ona czarnej magii. Z tego powodu większość wypłaty szła na konto Severusa. Czasem wydawał ją na niekoniecznie legalne rzeczy, ale nie musiał tego robić za często.
- Gotowe – powiedział z zadowoleniem do samego siebie.

Czekoladki wyglądały na nieruszone. Sara nie miała możliwości, aby domyślić się co kryją w środku. Severus przy pomocy magii zapakował pudełko tak, aby wyglądało jak nowe. Szybko ubrał się i teleportował do Londynu, gdzie po drodze do jej mieszkania kupił kwiaty od ulicznej handlarki. Sara mówiła, że kobiety to lubią, a ona przecież zaliczała się do tej płci.

Wszystko szło gładko do czasu, aż Severus znalazł się pod jej drzwiami. Zapukał raz, zapukał drugi, ale nikt nie otwierał. Była wystarczająco późna godzina, aby Sara była w domu, dlaczego więc nie dawała znaku życia? Czarodziej już miał wyjąć różdżkę zza pazuchy płaszcza, gdy sąsiednie drzwi otworzyły się i wyszła przez nie kobieta koło pięćdziesiątki z wałkami na rudoblond włosach, przy okazji rozsiewając wokół siebie smród palonych papierosów.
- Pan Snape? – spytała nieufnie.
- Tak – odparł zaskoczony czarodziej.
- Muszę zadać pytanie potwierdzające tożsamość – oznajmiła kobieta lekko zdenerwowanym tonem. – Ulubiona sukienka pani Jones?
- Krótka, różowa, cienkie ramiączka – odrzekł szybko.

Tak naprawdę tego nie wiedział, ale wyczytał w umyśle sąsiadki Sary jaka jest prawidłowa odpowiedź. Zobaczył jej wspomnienie jak psycholog wynosi swoje rzeczy z domu, a potem daje wiadomość do niego i instruuje kobietę co ma zrobić.
- To list do pana od niej – burknęła sąsiadka i podała Severusowi kopertę.

Gdy się poruszała ciągnęła się za nią fala smrodu. Snape nigdy nie lubił palenia papierosów, a zwłaszcza u kobiet. Uważał to za obrzydliwe i wlepiał drakońskie kary uczniom, których przyłapał na oddawaniu się tej czynności. Dlatego starał się mieć jak najmniej kontaktu z kopertą, która przesiąkła znienawidzonym smrodem. Szybko wyjął list i rozłożył go.


Severusie,

Na początku musisz mi wybaczyć, że nie byłam z Tobą szczera. Powinnam już dawno Ci o tym powiedzieć, ale wstyd odbierał mi odwagę. Kiedy będziesz to czytał, ja już będę daleko. Musiałam porzucić pracę i wyjechać.

Pewnie jesteś ciekawy dlaczego. Odpowiedź jest prosta: ponieważ byłam głupia. W czasach młodości narobiłam długów. Okropnych, nie chcesz znać kwoty. Osoba, której jestem winna pieniądze odnalazła mnie i dała mi tydzień na spłatę. Zagroziła, że jeśli mi się nie uda to konsekwencje będą bardzo nieprzyjemne. Nawet we dwoje nie dalibyśmy rady uzbierać tylu pieniędzy, dlatego uciekłam.

Nie powiem gdzie jestem na wypadek gdyby ten list trafił w niepowołane ręce. Obiecuję, że odezwę się do Ciebie jak tylko będę mogła. Teraz, gdy to piszę wiem, że powinnam była Cię posłuchać. Ten wyjazd za granicę był dobrym pomysłem. Miałeś rację, że jestem głupią babą. Przepraszam.

Błagam Cię abyś mi pomógł. Podejmij pracę i zbieraj pieniądze. Dużo odłożyłam przez te lata, ale jeszcze sporo mi brakuje. Jeśli pomożesz mi zebrać wyznaczoną kwotę to obiecuję, że zrobię co tylko zechcesz. Pójdę za Tobą wszędzie i będę z Tobą na zawsze.

Czekaj na kolejną wiadomość ode mnie. Jeśli się nie odezwę do kwietnia to wtedy możesz być pewny, że ten ktoś mnie dopadł. Dopiero wtedy pozwalam Ci poinformować o tym policję. Nie chcę abyś był ze mną, aby Tobie się nic nie stało. Ufam, że mi pomożesz.

Całuję,
Sara


Severus nie pamiętał kiedy ostatnim razem był tak zdumiony. Chyba wtedy, gdy się dowiedział, że żyje. Nie sądził, że Sara może mieć przed nim tajemnice. Myślał, że mówiła mu o wszystkim. Teraz zaś okazało się, że miała dla niego bardzo niemiłą niespodziankę. Przeczytał list drugi raz i stwierdził, że zawiera więcej pytań niż daje odpowiedzi. Nie zamierzał siedzieć i czekać na wiadomość od niej. Owszem, mógł podjąć pracę, ale wolał odnaleźć Sarę i pomóc jej uciec przed tym kimś. Postanowił, że zacznie działać od razu. Przy pomocy magii dostał się do mieszkania i zaczął je badać, ale nie odnalazł nawet najmniejszej wskazówki.