Harry
skończył nocną służbę, ale zamiast iść do domu, postanowił zostać w
Ministerstwie Magii. W biurowym pokoju socjalnym zaparzył sobie duży kubek kawy
i usiadł przy stole. Pijąc napar, który go rozbudzał i jedząc kanapkę, którą
zrobił poprzedniego dnia Stworek, zastanawiał się, jak potoczą się dalsze losy
Hermiony. Życie zdecydowanie jej nie rozpieszczało. Harry pomyślał, że nawet on
nie doświadczył aż tylu problemów, odkąd pokonał Voldemorta. Hermiona wplątywała
się w dziwne sytuacje, romansowała z Robardsem, zaręczyła się z Ronem,
następnie go rzuciła, była w ciąży, poroniła, wpadła w ciężką depresję, ktoś
zamordował Krzywołapa, pokłóciła się z Ginny, a teraz jej matka może być bardzo
chora. Chłopak westchnął, gdy przypomniał sobie rozmowę z przyjaciółką po jej
powrocie z wakacji. Myślał, że wróci opalona i szczęśliwa, a okazało się, że
zamiast tego używała kremu z silnym filtrem i była mocno przybita. Wyznała mu,
czego się dowiedziała i czekała z niecierpliwością na wynik badań. Z tego
powodu Harry postanowił poczekać na Hermionę przy kominkach, którymi dostają
się do pracy czarodzieje i czarownice wchodzące do ministerstwa przez szalet miejski.
Chciał się dowiedzieć czy diagnoza została potwierdzona. Po nieśpiesznym
zjedzeniu śniadania poszedł w miejsce, gdzie miał ją spotkać. Zakładał, że
będzie jedyną osobą, która wpadła na ten pomysł, ale gdy doszedł do kominków,
okazało się, że się pomylił.
- Cześć
Harry! – usłyszał powitanie z ust czarownicy.
- Cześć
Astorio – odparł i uśmiechnął się do niej. – Witaj Draco – dodał mniej
entuzjastycznym tonem.
Dawny
wróg Harry’ego stał przy swojej dziewczynie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Poruszył wargami, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko kiwnął
nieznacznie głową. To wystarczyło młodemu aurorowi. Polubił Astorię po tym, jak
próbowała zniwelować skutki wywiadu Dafne z Ronem, ale nadal nie czuł sympatii
do jej chłopaka. Dawna wrogość zniknęła, zaraz po tym, jak Harry wstawił się za
Malfoyami w sądzie (przynajmniej od strony Narcyzy i Draco), ale to nie
sprawiło, że puścili w niepamięć to, co działo się w czasie nauki w Hogwarcie.
Tolerowali się, ale nie byli w stanie porozmawiać ze sobą nawet o pogodzie.
Widać było, że Draco nie jest zadowolony z koleżeńskich stosunków Astorii i
Hermiony, ale na tyle zaangażował się w związek, że nie protestował. Harry
naprawdę doceniał jego przemianę i uważał, że dobrze zrobił, nie wysyłając go
do Azkabanu.
- Nie
widziałeś się z nią? – spytała Astoria, przerywając ciszę.
- Nie,
dlatego tutaj przyszedłem – padła odpowiedź z ust młodego aurora.
- Na
Merlina, tak mi jej żal – westchnęła czarownica. – Mówiła mi, że ta choroba
jest śmiertelna dla mugoli. Mam nadzieję, że się okaże, że to nie to –
zamartwiała się.
Draco
spojrzał od niechcenia na wielki zegar wiszący w holu, a jego mina świadczyła,
że wolałby być gdzie indziej. Nic jednak nie powiedział. Harry’ego naszła
refleksja, że w dawnych czasach wiadomość o chorobie pani Granger,
spowodowałaby niekontrolowany wybuch radości u Malfoya. Na pewno zacząłby
dobijać Hermionę poprzez głupie docinki na temat jej mugolskich korzeni i obrażanie
rodziny. Teraz milczał taktownie, ściskając rękę swojej dziewczyny, która
szurała nogami ze zniecierpliwienia.
- Powinna
już tu być – jęknęła. – Ona nigdy się nie spóźnia, zawsze jest co najmniej
piętnaście minut przed czasem.
Ledwo
wypowiedziała te słowa, a w jednym z kominków pojawiła się Hermiona. Mimo
upalnego lata była ubrana cała na czarno. Harry od razu zrozumiał, że wieści
nie będą dobre.
- O,
cześć – pisnęła. – Nie spodziewałam się, że tu będziecie.
- Mów,
mów! – Astoria podeszła szybko do niej i chwyciła ją za dłonie. – Jakie wieści?
Hermiona
przełknęła głośno ślinę i spuściła głowę.
- Źle… -
jęknęła zbolałym tonem.
- Moje ty
biedactwo! – wykrzyknęła Astoria i objęła ją mocno ramionami. – Wierzę, że
będzie dobrze – oświadczyła z powagą.
- Mam
taką nadzieję – odparła Hermiona, trochę podniesiona na duchu. – Na razie
będzie leczona mugolskimi sposobami, a ja zamierzam w tym czasie znaleźć coś z
naszego świata, co jej pomoże.
- Jestem
do twojej dyspozycji! – zapewniła koleżanka z biura.
-
Dziękuję, ale mam już kogoś do pomocy…
Harry,
widząc delikatny uśmiech na ustach Hermiony, od razu zrozumiał, o kogo chodzi. Pewnie
poprosiła Severusa o pomoc, a on się zgodził. Z jego wiedzą i umiejętnościami,
mogło się to udać. Mimo tej pozytywnej myśli, chłopak wcale nie odetchnął z
ulgą. Nadal miał wątpliwości co do stosunku Snape’a do Hermiony. Sam sobie
tłumaczył, że troska czarodzieja wynikała z tego, że miał płacone za opiekę nad
nią. Pomysł, że w międzyczasie się zakochał, był co najmniej śmieszny. Jednak
Ginny nadal twierdziła, że wszystko jest możliwe. Po tym, jak wróciła na
Grimmauld Place, roztaczała przed swoim narzeczonym coraz bardziej śmiałe
scenariusze. Obejmowały one takie rzeczy jak: pranie mózgu, szantaż, molestowanie
i gwałt. Harry starał się tego nie słuchać, ale jego podejrzliwa natura zaczynała
dawać o sobie znać. Już raz okazało się, że Severus jak chce, to potrafi związać
się z kobietą. Auror był trochę urażony faktem, że coś takiego miało miejsce.
Był święcie przekonany, że miłość do jego matki była tak wielka, że Snape
zostanie samotny do końca życia. Psycholog z Azkabanu rzuciła go, ale to nie oznaczało,
że nie znajdzie sobie innej. Hermiona była blisko niego i doceniała go. Czyżby doszedł
do wniosku, że mógłby…? Harry potrząsnął głową, aby odgonić od siebie tę myśl.
Uznał, że lepiej nie zakładać od razu najgorszego scenariusza. Jego przyjaciółka
nie była na tyle głupia, aby zakochać się w kimś takim jak Severus. Na razie
przebywała głównie u swoich rodziców i z tego powodu Harry nie mógł obserwować,
co się dzieje w jej domu. Nie porzucił tego planu, ale odłożył jego realizację
na później.
- Znacie
kogoś, kto jest długoletnim uzdrowicielem w Świętym Mungu? – pytanie Hermiony
przerwało przemyślenia Harry’ego.
- Eee…
nie – odparł i zerknął na Astorię i Draco, którzy pokręcili przecząco głowami.
– Może pani Pomfrey?
-
Potrzebuję kogoś, kto leczył mugoli, a ona na pewno tego nie robiła, będąc w
Hogwarcie. Może gdybyście popytali…
-
Przecież Hanna Abbott skończyła kurs na uzdrowiciela! – nagle przypomniał sobie
Harry.
-
Rzeczywiście! – Hermiona wyglądała, jakby była zła na samą siebie. – Że też o
tym nie pomyślałam.
-
Martwisz się o mamę, to normalne, że czasem coś przeoczysz – powiedziała miękko
Astoria. – Masz prawo nie pamiętać o wszystkim.
- Mimo to…
- czarownica już zamierzała zaprotestować, ale przerwał jej teatralny kaszel
Draco.
- Nie
chciałbym wam przeszkadzać… - powiedział, przeciągając sylaby – ale jeśli
zerkniecie na zegar, to zobaczycie, że zaczynamy pracę za pięć minut. Myślę, że
nie chciałybyście się spóźnić.
Wszystkie
głowy odwróciły się w stronę ściany, gdzie wisiał przyrząd do pomiaru czasu. Malfoy
miał rację. Dziewczyny szybko pożegnały się z Harrym i pobiegły w stronę
swojego biura. Draco olał dobre maniery i ruszył ku windom, nie zaszczycając
dawnego wroga nawet jednym spojrzeniem.
- Taaa –
mruknął Harry do jego pleców – ja też życzę ci miłego dnia.
Odwrócił
się na pięcie i nieśpiesznym krokiem poszedł w stronę rzędu kominków,
odpowiadając po drodze na powitania czarownic i czarodziejów. Pogrzebał przez
chwilę w kieszeni i znalazł przygotowaną porcję proszka Fiuu. Wkraczając w
szmaragdowe płomienie, marzył tylko o kąpieli i odespaniu nocnej służby.
***
Hermiona
nie marnowała czasu. W czasie przerwy obiadowej napisała i wysłała wiadomość do
Neville’a i Hanny, którzy mieszkali razem u jego babci w wiosce Mould−on−the−Wold.
Pytała w niej, czy może wpaść do nich na małą pogawędkę. Wkrótce otrzymała odpowiedź
twierdzącą i wyruszyła na spotkanie.
- Zadałaś
mi trudne pytanie – mruknęła Hanna i się zamyśliła.
Razem z
Hermioną i Nevillem siedzieli w ogrodzie za domem, popijając sok wiśniowy.
Słońce powoli kryło się za horyzontem, malując chmury intensywnymi kolorami
pomarańczy, różu, błękitu i fioletu, które pasowało do barwnych roślin,
hodowanych przez czarodzieja.
- Jako
specjalność wybrałam zatrucia roślinne i pracuję w szpitalu dopiero od miesiąca,
dlatego nie mogę ci za bardzo pomóc – wyznała Hanna po dłuższej chwili. – Nie
miałam na oddziale mugola i powiem szczerze, że na kursie nie uczono nas, jak
ich leczyć. Musiałabym spytać mojej przełożonej…
- Nic
nikt nie mówił? Albo chociaż wspominał? – zapytała zszokowana Hermiona. – Może
w jakiejś książce…
- Nie. W
książkach na pewno niczego na ten temat nie było, a ja się nie spotkałam z
takim przypadkiem. Chociaż słyszałam, że mugoli bardzo ciężko się leczy.
- Czemu?
- Bo oni
mają inne organizmy niż my – padła odpowiedź. – Nie są tak odporni. Ich
wszystko może zabić. Zazwyczaj kontakt z naszym światem tak się dla nich
kończy… - pokiwała smutno głową.
- To
akurat wiem – mruknęła niepocieszona Hermiona. – Se… - już chciała powiedzieć
„Severus”, ale szybko zauważyła swój błąd – ktoś mi mówił, że eliksiry są dla
nich trujące, a zaklęcie uszkadzają ich mózg.
- To
możliwe – przytaknęła Hanna. – Musiałabyś spytać kogoś, kto leczył mugoli.
- Kogo? –
jęknęła czarownica z rozpaczą.
- Może
poszłabyś ze mną do szpitala – odezwał się Neville, widząc zatroskaną minę
swojej przyjaciółki. – Mam zamiar jutro rano odwiedzić rodziców. Tak często u
nich bywam, że znają mnie wszystkie uzdrowicielki na oddziale. Zapytamy ich,
czy znają odpowiedź na twoje pytanie.
- Och,
byłoby wspaniale! – Hermiona się rozchmurzyła. – Wprawdzie miałam spędzić
sobotę u swoich rodziców, ale jestem pewna, że zrozumieją.
-
Zazdroszczę ci, że ich masz – chłopak powiedział cicho.
- Nie mów
tak – zaprotestowała Hanna. – Przecież twoi rodzice żyją!
- Lepiej,
aby byli martwi. To, co ich spotkało, jest gorsze niż śmierć.
Hermiona
zamilkła, nie wiedząc co odpowiedzieć. Współczuła Neville’owi i w duchu nawet
przyznawała mu rację. Gdy sobie wyobraziła, że jej rodzice żyją, ale jej nie
rozpoznają, to zebrało się jej na płacz.
- Może
kiedyś ktoś coś wymyśli… - zaczęła mówić. – Nowe eliksiry, zaklęcia...
Chłopak
pokręcił głową ze smutkiem, przeprosił dziewczyny i poszedł do domu, aby
uzupełnić sok w dzbanku.
- On
stracił nadzieję – wyszeptała Hanna do Hermiony. – Tak naprawdę dawno ich nie odwiedzał.
Teraz idzie do nich tylko dla ciebie.
- O
kurczę – zdziwiła się czarownica. – Naprawdę?
- Tak.
Hermiona
poczuła niesamowitą wręcz wdzięczność, a wzruszenie prawie odebrało jej
zdolność mowy. Do mocnego pragnienie zalezienia lekarstwa dla mamy, doszła
jeszcze chęć uzdrowienia państwa Longbottom. Pomyślała, że dzięki połączeniu
sił z Severusem, mogłoby się to udać.
- Gdzie i
o której się umawiamy? – zapytała Nevilla, który wrócił z dzbankiem.
-
Dziewiąta, izba przyjęć. Pasuje?
- Pasuje.
Klinika
Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga nic się nie zmieniła od ostatniego
pobytu Hermiony. Wypełniona była pacjentami, którzy padali ofiarą własnych i
cudzych zaklęć, klątw rzuconych na przedmioty, źle uwarzonych eliksirów lub
magicznych zwierząt i roślin. Uzdrowiciele dwoili się i troili, aby pomóc jak
największej liczbie osób. Na parterze panował hałas, jakiego nie powstydziłby
się mecz quidditcha, dlatego dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy wspięła się z
Nevillem na czwarte piętro. Gdy weszli na oddział Urazów Pozaklęciowych, zerknęła
w stronę sali, w której przebywał Gilderoy Lockhart. Siedział na swoim łóżku i
czytał książkę dla dzieci, zaśmiewając się do rozpuku. Hermionie od razu
zrobiło się cieplej w okolicy serca. Przypomniała sobie niedorzeczną,
nastoletnią miłość, którą darzyła go w
drugiej klasie. Tak się zapatrzyła na czarodzieja, że w ostatniej chwili udało jej
się zatrzymać przed wychodzącą z sali uzdrowicielką. Obydwie odskoczyły od
siebie ze strachem.
-
Hermiona! Co ty tu robisz? – Penelopa Clearwater z trudem utrzymała tacę, na
której ustawione były buteleczki z eliksirami.
- Przyszłam,
aby się z tobą zobaczyć! – odparła czarownica bez zastanowienia i wyszczerzyła
do niej zęby.
- Ze mną?
– zielone oczy uzdrowicielki rozszerzyły się ze zdumienia.
- Wy się
znacie? – zdziwił się Neville.
- Byłyśmy
spetryfikowane przez bazyliszka – wyjaśniła Hermiona.
- Gdyby
nie jej pomysł z lusterkiem to obydwie byłybyśmy już martwe – potwierdziła
Penelopa.
-
Rzeczywiście! – chłopak pacnął się dłonią w czoło. – Zapomniałem!
-
Słuchajcie, chętnie z wami porozmawiam, ale muszę skończyć podawanie eliksirów
– wyjaśniła blondynka. – Poczekajcie na korytarzu, a ja niedługo tutaj przyjdę.
Hermiona
skinęła potwierdzająco głową, ale Neville powiedział, że idzie odwiedzić swoich
rodziców. Zanim to zrobił, dziewczyna zatrzymała go i podziękowała za wszystko.
Spotkanie Penelopy było jego zasługą, chociaż nie było to celowe działanie.
Sama Hermiona nie wiedziała, że była dziewczyna Percy’ego pracuje w szpitalu.
Miała jednak świadomość, że uzdrowicielka lubi ją i jest wdzięczna za radę,
którą udzieliła jej w bibliotece Hogwartu wiele lat temu. To oznaczało, że na
pewno jej pomoże.
***
Severus
siedział na kanapie i patrzył na swoją współlokatorkę, która krążyła po salonie
i opowiadała o swoich odkryciach, mocno przy tym gestykulując. Spędziła prawie
cały weekend w Szpitalu Świętego Munga, latając po wszystkich oddziałach i
bombardując uzdrowicieli pytaniami.
- Co za
ignorancja! – dziewczyna denerwowała się i nakręcała coraz bardziej. – Wiedziałam,
że czarodzieje mają dość mocno lekceważący stosunek do mugoli, ale to, co usłyszałam,
jest poniżej wszelkiej krytyki! Nawet uzdrowicielka z pięćdziesięcioletnim stażem
nie była w stanie powiedzieć, co czary uszkadzają w układzie nerwowym. Nie
wiedziała, czemu tak się dzieje, ani jaka ilość magii jest dopuszczalna. To
samo dotyczy eliksirów. Nikt nic nie wie. Skandal!
- Czyli
znalazłaś potwierdzenie tego, co ci mówiłem – podsumował Snape z triumfem
wypisanym na twarzy.
- Potrzebne
mi są konkrety, a nie domysły – żachnęła się Hermiona. – Przyczyny, badania,
analizy! Nie tłumaczenia, że taka jest tradycja i nikt nie będzie ryzykował.
Wychodzi na to, że każdy mugol trafiający do Munga otrzymuje minimum pomocy, a
jeśli przeżyje to dobrze!
- Przetrwają
tylko najsilniejsi – mruknął były mistrz eliksirów.
- Muszę
dotrzeć do źródeł – oświadczyła czarownica, siadając koło niego. –
Przeanalizować historię czarodziejów i mugoli. Może natrafię na jakiś trop.
- Cóż
mogę doradzić… pozostają ci tylko książki – powiedział Severus, szybko wstając.
- Wiem –
mruknęła.
Czarodziej
miał ochotę powiedzieć jej, że i tak nic z tego nie będzie, ale nie zrobił
tego. Przeczytał książki, które wypożyczyła z mugolskiej biblioteki na temat
białaczki i doszedł do wniosku, że magiczne sposoby nie zadziałają. Brak
rzetelnych badań jeszcze bardziej utrudniał sprawę. Jedyne co pozostało matce
dziewczyny, to lekarze i ich sposoby. Mimo wszystko nie chciał jej dobijać.
Uważał, że lepiej będzie, jeśli Granger znajdzie sobie jakieś zajęcie.
-
Napisałem do Minerwy. Masz jej pozwolenie, aby korzystać z biblioteki Hogwartu,
łącznie z działem ksiąg zakazanych – zakomunikował z nutą zadowolenia w głosie.
– Skłamałem, że pomagasz mi w zleceniu dla Świętego Munga.
- Dlaczego
sam nie pójdziesz? – uniosła brwi w geście zdumienia.
- Nie
jestem tam mile widziany – odparł krótko, odgarniając kosmyk z czoła, który od
jakiegoś czasu uparcie wysuwał się zza ucha. – Tobie chętniej wszyscy pomogą.
Jeśli przyniesiesz księgi do domu, to ja będę je czytał, gdy będziesz w pracy i
pozaznaczam przydatne informacje. W międzyczasie mogę spróbować uwarzyć
eliksir, który mógłby pomóc twojej matce, ale nie obiecuję, że będzie działał.
Na te
słowa twarz Hermiony pojaśniała, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. W
oczach widać było szczery podziw.
- Ty
naprawdę potrafisz być wspaniały, jeśli zechcesz – oznajmiła nieoczekiwanie,
wpatrując się w niego intensywnie.
Severus,
nieprzygotowany na płomienny wzrok połączony z komplementem, poczuł, że opada
mu szczęka. Starając się ukryć zaskoczenie, szybko zamknął usta i szarpnął
gwałtownie głową, tak że kosmyki włosów znowu znalazły się na jego twarzy.
Odgarnął je, intensywnie myśląc nad odpowiedzią, ale nic nie przychodziło mu na
myśl.
- Czemu
ich po prostu nie zetniesz? – zapytała dziewczyna, jednocześnie ratując go z opresji.
– Widzę, że cię denerwują.
- Ty masz
krótkie, ja mam długie. W tym domu musi być równowaga – powiedział pierwsze, co
mu przyszło do głowy.
Reakcja
dziewczyny była natychmiastowa. Wybuchnęła perlistym śmiechem. To była szczera,
intensywna reakcja, jaka się jeszcze nie zdarzyła w jego obecności. Severus nie
mógł powstrzymać bladego uśmiechu. Hermiona uznała, że jest wspaniały i
rozśmieszyło ją jego stwierdzenie. Dawno nie czuł się tak mile połechtany.
To
uczucie sprawiło, że nagle zrozumiał, o co mu chodziło przed wyjazdem
dziewczyny na wakacje. Nie chciał, aby traktowała go jak powietrze albo dodatek
do mieszkania. Pragnął, aby podziwiała go i doceniała. Patrzyła z uwielbieniem.
Chciał, aby jego zdanie było dla niej ważniejsze niż kogokolwiek innego. Wyobraził
sobie, jak Hermiona zrywa dla niego kontakty ze wszystkimi swoimi znajomymi. Widział
twarz zrozpaczonego i rozeźlonego Pottera, który zrozumiał, że przegrał,
ponieważ jego przyjaciółka woli bardziej inteligentne i wysublimowane
towarzystwo.
To było
niesamowite wręcz odkrycie. Wcześniej sądził, że brakuje mu fizycznych aspektów
związku, czyli tego wszystkiego, o czym mówił Dundy. Spełnienie tych potrzeb
było kuszącą wizją i nie miałby nic przeciwko, ale odstraszało go, że musiałby
jednocześnie pogodzić się z rolą, która nie do końca mu odpowiadała.
Wyobrażenie sobie, że byłby zmuszony iść z nią na oficjalną kolację i siedzieć
przy jednym stole z Potterem, Weasleyami, Longbottomem lub Robardsem,
skutecznie studziło jego zapał. Tyle lat się kontrolował, więc powrót do
abstynencji seksualnej nie byłyby dla niego czymś trudnym. Teraz sytuacja się
diametralnie zmieniła, gdy Hermiona zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Ta
nić duchowego porozumienia, która powstała przypadkiem, uświadomiła mu, że
chodziło o psychikę. Musiał ją za wszelką cenę podtrzymać.
- Kto by
przypuszczał, że jestem w stanie cię rozśmieszyć – oznajmił przymilnym tonem, a
jego czarne oczy spoczęły na jej twarzy i rumieńcach.
-
Myślałam, że to niemożliwe. Zaskoczyłeś mnie – rzekła z uznaniem, zbierając
notatki ze stolika.
- Jestem
pełen niespodzianek – zachichotał, jednocześnie posyłając różdżką brudne kubki i talerz
po kanapkach do kuchni. – Myślę, że dzisiaj nic więcej nie wymyślimy. Potrzebna
nam odpowiednia literatura.
- Masz
rację – zgodziła się z nim bez wahania.
-
Potrzebujesz jeszcze Eliksiru Słodkiego Snu Hermiono? – zapytał uprzejmie,
wiedząc, że dziewczyna na pewno zauważy, że użył jej imienia.
- Tak.
Byłoby miło, gdybyś zostawił go na moim biurku – dała mu odpowiedź, gdy szła po
schodach na górę.
Godzinę
później Severus bez skrępowania przypatrywał się śpiącej czarownicy. Przystawił
do łóżka krzesło i usiadł na nim, zakładając nogę na nogę. Odchylił się do
tyłu, lewą rękę położył sobie wygodnie na brzuchu, aby podtrzymywać prawy
łokieć. Palcami wolnej dłoni gładził się po ustach, będąc zatopionym w myślach.
Jego czarne oczy przebiegały po ciele dziewczyny, zaczynając od włosów i
twarzy, a na nogach kończąc. Wąskie usta rozciągnięte były w uśmiechu. Z radością
stwierdził, że stracił chęć, aby jej dotknąć. Wystarczyło, że patrzył na nią i
planował, jak sprawić, aby bez użycia magii, była całkowicie pod jego wpływem. Obiecał
Albusowi, że będzie chronił syna Lily przed Voldemortem. Zrobił, co do niego należało.
Teraz chciał sprawić, aby syn Pottera cierpiał. Otworzyła się przed nim nowa możliwość i
zamierzał ją wykorzystać. Starszy Potter
zabrał mu miłość jego życia, a zarazem przyjaciółkę. Severus nie miał
możliwości odbicia młodszemu Weasleyówny. Dlatego postanowił, że
zabierze mu przyjaciółkę i dzięki jej pomocy wykończy resztki cudownego trio.
- To nie
będzie proste – mówił sam do siebie w myślach. – Muszę powoli i z rozmysłem
przekonywać ją do siebie. Nie będę się śpieszyć. Byłem cierpliwy, działając
przeciwko Voldemortowi i opłaciło się to.
Wiedział,
że przed nim jest wiele pracy. Przede wszystkim musiał jeszcze raz przypomnieć
sobie zasady z książki o zdobywaniu przyjaciół. Przez pobyt w Azkabanie i
gadaninę Sary, nie był już tak skłonny do wybuchów złości, ale nadal miał
problem, aby powstrzymać się przed drwinami i jadowitymi uwagami. Lubił znęcać się
nad słabszymi od siebie i ciężko było mu przestać. Widok roztrzęsionego
Longbottoma i innych uczniów sprawiał Severusowi wiele radości. Co nie
zmieniało faktu, że gdy chciał, to potrafił się powstrzymać. Najlepiej mu to
wychodziło, jeśli miał nad sobą groźbę zdemaskowania i wizję długiej, bolesnej
śmierci. To zawsze pomagało mu się uspokoić podczas spotkań wśród
śmierciożerców.
Pod
wpływem wspomnień odruchowo potarł lewe przedramię. Czarna czaszka z wężem
zniknęła, zostawiając brzydką bliznę. Z tego powodu nigdy nie nosił koszul lub
szat z krótkim rękawem. Nienawidził tego, co zostało wypalone na jego skórze. Wielokrotnie
próbował się tego pozbyć, ale czary Voldemorta były zbyt silne. Blizna także
nie dawała się w żaden sposób usunąć. Wyglądało na to, że piętno pozostanie mu
na całe życie.
Hermiona
westchnęła przez sen i przekręciła się na drugi bok. Dzięki temu Severus
przypomniał sobie o jej obecności i znowu się na niej skupił. Musiał przyznać,
że spodobał mu się ten pierwszy raz, gdy szczerze się przy nim roześmiała. Teraz musiał
sprawić, aby było tak przez większość czasu. Pamiętał jak Sara mówiła, że
kobiety lubią komplementy i kwiaty. Wspomniała też, że istnieją takie, które
cenią inteligencję bardziej niż urodę.
- W przypadku Granger książki dadzą lepsze rezultaty niż kwiaty –
oznajmił w myślach Snape. – Na wygląd na pewno nie patrzy, ponieważ inaczej nie
związałaby się z najmłodszym Weasleyem. Chociaż w jego przypadku to nie wiem,
co ją do niego ciągnęło. Zero myślenia, brak ogłady. Za to bez wątpienia inteligencja
to moja specjalność – zaśmiał się bezgłośnie. – Jeśli się zakocha, to tym
lepiej dla mnie. Prędzej czy później, będzie moja.