poniedziałek, 12 września 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 34 – Nieporozumienia w związku


Sara Jones siedziała w swoim fotelu i patrzyła się rozbawionym wzrokiem na więźnia. Cała jej poza świadczyła, że jest zrelaksowana. Ręce złożyła na podołku, a na ustach pociągniętych jasnoróżowym błyszczykiem błąkał się lekki uśmieszek. Założyła nogę na nogę i niby od niechcenia pocierała jedną stopą drugą stopę w ten sposób, że w spadł z niej elegancki but na wysokiej szpilce. Oczy rzucały figlarne błyski i mówiły „wiem, że tego chcesz, wystarczy poprosić”.

Severus patrzył się na nią spode łba i klął ostro w duchu wymyślając, co raz bardziej kreatywne epitety. Ta jędza zrobiła wszystko, aby go zdenerwować! Wykorzystała fakt, że maj był niespotykanie gorący i założyła krótką sukienkę. Tą samą, w której była podczas ich pierwszego zbliżenia. W normalnych okolicznościach byłby zachwycony, ale akurat w tym momencie to był cios poniżej pasa. Nie da się! Będzie twardy, a nie miękki i nie przeprosi!

Sara westchnęła, wzięła do ręki podkładkę z notatkami i zaczęła się nią wachlować. W czasie tej czynności ramiączko sukienki zsunęło się wolno po jej ramieniu. Severus ugryzł się w język, aby nie skomentować jej spojrzenia, które wyraźnie mówiło „no dalej, postaraj się, powiedz to”. W życiu! Wcale nie uważał, że wina była po jego stronie. Owszem, tylko on podniósł głos, ale Sara mocno się do tego przyczyniła. Zupełnie nie rozumiała jego potrzeb! Nie wiedziała jak to jest, gdy mężczyzna żyje tylko spotkaniami ze swoją kobietą, a ta oświadcza jakby nigdy nic, że ma okres! Severusowi żyłka zaczęła niebezpiecznie drgać na skroni, gdy sięgnął pamięcią wstecz. Nic nie miał do tej damskiej przypadłości. Nie był aż takim kretynem, aby nie wiedzieć, że kobiety coś takiego mają. Jednak tak naprawdę poszło o chęci Sary do zrekompensowania mu tej niedogodności. Początkowo była skora do pomocy, ale po kilku miesiącach związku oświadczyła, że zamiast sprawić mu trochę przyjemności to woli porozmawiać. Gdy Severus usłyszał to okropne stwierdzenie, pomyślał, że szlag go trafi! To było zupełnie nie w porządku z jej strony! Mogli porozmawiać po wszystkim. Wiedział, że jest inteligentna, więc powinna się domyśleć, czego będzie chciał. Powiedział jej o tym, a ona się na niego obraziła. Z tego powodu doszło do wymiany zdań, po których przestał się do niej odzywać.

Psycholog uśmiechnęła się do Severusa w sposób, który mówił „wiem, o czym myślisz” i niby niechcący podciągnęła sukienkę w górę, dzięki czemu ukazało się koronkowe wykończenie pończoch. Więzień pomyślał, że wolałby właśnie narażać życie szpiegując dla Dumbledore’a niż być torturowanym w ten sposób. Sara doskonale wiedziała, że po dwumiesięcznym poście w sprawach damsko – męskich będzie miał osłabioną wolę. Snape miał ochotę wytargać siebie samego za kudły. Po kiego grzyba zaczął ten romans? Gdy się z czegoś rezygnuje świadomie i nie ma do tego dostępu przez prawie dwadzieścia lat to łatwiej odmówić, niż gdy się ma do tego dostęp przez jeden dzień w tygodniu.
- Zostało jeszcze pół godziny… - mruknęła Sara i przeciągnęła się rozkosznie patrząc na Severusa spod półprzymkniętych powiek.
- Nie wygrasz ze mną kobieto! – warknął w duchu Snape i zaczął intensywnie wpatrywać się w ścianę.

Jego myśli zamieniły się w czarne chmury, które krążyły mu po głowie zasłaniając jakiekolwiek pozytywne uczucia. Nie dość, że pokłócił się ze swoją kobietą to jeszcze Złota Trójca nie odnotowała ostatnio żadnych wpadek. Czytając Proroka Codziennego, który ukazał się po Dniu Zwycięstwa zbierało mu się na mdłości. Gdyby do jego celi zajrzał Potter to Severus udusiłby go gołymi rękami nie zważając na konsekwencje. Jego przemowę ocenił na dno, metr mułu i sporą warstwę smoczego łajna. Zaręczyny Weasleya i Granger wprawiły go w wyjątkowo zły nastrój. Narodziny dziecka w Hogwarcie dobiły ostatecznie. Gdy zamknął gazetę pomyślał, że tylko brakuje, aby Potter oświadczy się rudej, bliźniak czarnej, Percy kijowi od miotły, który ma w dupie, a Charlie smokowi. Wtedy wszyscy będą szczęśliwi i cały świat zapłonie od miłości, a on, Severus, zacznie rzygać tęczą.

- Przypominam, że zostało ci siedem miesięcy odsiadki. Chcesz zmarnować ten czas? – spytała się Sara i zaczęła szturchać nogę Snape’a swoją obnażoną stopą.
- Mam… taki… zamiar… - Severus wychrypiał przez zęby starając się ignorować jej zaczepki.
- Wiesz, że mam straszne zaległości w twoich papierach od ostatnich dwóch miesięcy? – dopytywała się psycholog. – Muszę opisać, jakie robisz postępy, ale jako że nie odzywasz się do mnie od dłuższego czasu to chyba zdam raport, że nie współpracujesz – zagroziła uśmiechając się znacząco.
- A niech cię hipogryf porwie! – odciął się Severus myśląc z goryczą o tym, że oprócz seksu straci także przywileje.
- A wystarczyłoby abyś przyznał się do tego, że byłeś zapatrzonym w sobie bufonem, który zamiast poprosić o coś od razu robi awanturę – kontynuowała Sara.
- Wcale nie robiłem!
- Robiłeś – odparła psycholog ze spokojem. – Wystarczyło poprosić „zrób mi loda i wtedy pogadamy”, a nie od razu oskarżać mnie o złośliwości. Zacząłeś się na mnie drzeć, a ja nawet nie zdążyłam zrobić herbaty.
- Powinnaś się domyślić, że ja… - zaczął mówić Severus, ale szybko ucichł, gdy zobaczył, że Sara nie ma pod sukienką bielizny.
- To co? Jedno małe „przepraszam” w zamian za seks i dobrą opinię?

Snape miał wrażenie, że znowu znalazł się przed Wizengamotem. Poczuł się oskarżany i niezrozumiany. Miał ochotę pokazać Sarze, że nigdy z nim nie wygra, chociażby kusiła ile wlezie. Przełknął ślinę i już miał się odezwać, gdy psycholog niespodziewanie poderwała się i usiadła mu na kolanach. Od razu zrozumiał, że jest twardy, ale nie w sposób, który sobie zaplanował.
- To jak będzie? – mruknęła mu w ucho uwodzicielskim tonem.
- Przepraszam! – wypluł to słowo jakby była to suma największych obrzydliwości świata i wykrzywił się paskudnie. – Ale jeśli jeszcze raz zmu…
Nie było mu dane dokończyć zdania, ponieważ Sara całując go namiętnie zaczęła jednocześnie rozpinać jego spodnie.

***

- Ha, ha, ha! Wspaniały pomysł! Cudowny! Może jeszcze powiesz, że wesele będzie w Norze?
- Tak! Tak chciałem powiedzieć!
- Chyba ci się w głowie poprzestawiało skoro myślisz, że zgodzę się na coś takiego!
- Co ci kobieto nie pasuje!? Wesele Billa i Fleur byłoby fajne gdyby nie atak śmierciożerców…
- Nie, nie i jeszcze raz nie! To będzie nasza uroczystość i dlatego zrobimy ją w zupełnie innym miejscu!
- Gdzie?
- Gdzieś indziej… powiedzmy w… w… w zamku!
- OK! Może Hogwart? Skoro urodziło się tam dziecko to i ślub można wziąć!
- Tak, jasne! Najlepiej w łazience albo w Komnacie Tajemnic przy truchle bazyliszka!
- Uważam, że to ekstra pomysł!
- Zamiast eleganckich ubrań będziemy mieć na sobie mundurki!
- Skoro tego chcesz…
- Oczywiście, że nie chcę! Ale ty jesteś na tyle nieczułym draniem, że nie domyśliłeś się tego! – wrzasnęła Hermiona, po czym pobiegła do swojego pokoju i zamknęła za sobą z hukiem drzwi.

Ron stał w salonie niczym słup soli i zastanawiał się, czemu jego dziewczyna zareagowała tak gwałtownie. Przecież chciała mieć wesele, więc jaka różnica czy będzie ono w Norze, czy w Hogwarcie… Rozmowa na ten temat zaczęła się praktycznie po przekroczeniu progu domu państwa Granger. Ledwo otworzyli drzwi, gdy Hermiona zaczęła krzyczeć, że się zaręczyli. Jej rodzice zareagowali identycznie jak rodzina Weasleyów – rzucili się, aby im pogratulować i zaczęli zadawać pytania. Szybko okazało się, że narzeczeni mają zupełnie inną wizję ślubu i wesela. Skończyło się kłótnią i ucieczką Hermiony, a Ron został sam z panem i panią Granger i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Było mu bardzo głupio. Przeklinał się w myślach, ponieważ zrozumiał, że powinni wcześniej pogadać na ten temat. Nie mieli jednak za bardzo na to czasu: najpierw byli zdenerwowani porodem Fleur, później otrzymali inne pokoje – Hermiona z dziewczynami spała w Slytherinie, a on z chłopakami u Puchonów. Następnego dnia musieli zjeść śniadanie z dyplomatami i pożegnać ich. Dopiero po tym jak ostatnia delegacja poleciała do swojego kraju, uczestnicy Bitwy o Hogwart mogli udać się do domów.

Teraz było za późno na cokolwiek. Rodzice Hermiony byli świadkami ich kłótni. Ron nie wiedział czy przeprosić ich, czy błagać o pomoc. Miał z nimi dobre relacje, w końcu mieszkał u nich od prawie dwóch lat. Mimo tego czuł się nieswojo. Zerknął niespokojnie na swoich przyszłych teściów, ale ich miny zdradziły, że dla nich to też nie jest łatwa sytuacja. To przekonało Rona, że ma tylko jedno wyjście. Uśmiechnął się przepraszająco do państwa Granger i teleportował się do jedynej osoby, która mogła mu pomóc: do Harry’ego.

***

Gdy Ron zniknął, mama Hermiony westchnęła ciężko i popatrzyła się wymownie w sufit. Pan Granger odchrząknął i wziął do ręki gazetę, ale nie zaczął jej czytać. Patrzył się przed siebie ze zmarszczonym czołem. Po krótkiej chwili odezwał się do żony:
- Myślę, że obydwoje nie dojrzeli jeszcze do małżeństwa…
Pani Granger pokiwała ponuro głową przyznając tym samym mężowi sto procent racji.

***

- … wtedy się wkurzyła i wybiegła z pokoju! – Ron zrelacjonował przebieg kłótni Harry’emu i Ginny.
Para popatrzyła się na siebie ponuro. Obydwoje niezbyt byli zadowoleni z wizyty rudzielca na Grimmauld Place. Po zakończeniu obchodów Dnia Zwycięstwa wrócili do domu z zamiarem zrelaksowania się i cieszenia się swoim towarzystwem. Jednak ledwo zdążyli się przebrać i nalać sobie soku dyniowego do pucharów, gdy do drzwi zaczął dobijać się niespodziewany gość. Marsowa mina Rona od razu zdradziła, że stało się coś nieprzyjemnego i z tego właśnie powodu ich odwiedził. Wysłuchali, co ma do powiedzenia i obydwoje zrozumieli, że chłopak zawalił sprawę.
- No ja myślę, że macie zupełnie inną wizję wesela i będziecie musieli się jakoś dogadać… - Harry zaczął mówić niepewnym tonem, ale Ginny szybko mu przerwała.
- Czy ty naprawdę powiedziałeś jej, że może założyć suknię ślubną Fleur!? Zachowałeś się jak totalny kretyn! – wrzasnęła na brata ujmując się pod boki identycznie jak Molly.
- Jaka to różnica? – wypalił bez zastanowienia Ron.

Tym pytaniem pogrążył się zupełnie. Ginny wyglądała jak kotka gotująca się do ataku. Jej oczy rzucały groźne błyski i widać w nich było wyraźnie żądzę mordu. Harry zrozumiał, że jeśli jej nie powstrzyma to po Ronie zostanie za chwilę kupka kłaków.
- Rzeczywiście to nie było zbyt taktowne – oznajmił czarnowłosy czarodziej starając się, aby zabrzmiało to jakby jego przyjaciel zrobił drobny błąd, o którym nie ma, co dyskutować. – Pamiętaj Ginny, że faceci trochę inaczej do tego podchodzą…
- To niech faceci zapamiętają raz a dobrze, że kobiety chcą być wyjątkowe na swoim ślubie! – zagrzmiała rudowłosa czarownica. – Każda panna młoda marzy o własnej sukni ślubnej! Przecież każdy porównywałby Hermionę z Fleur… nie da się ukryć, że nie wypadłaby korzystnie.
- Fakt. Fleur to całkiem inna liga, Hermiona nie jest nawet w połowie tak ła… Auć! – krzyknął Ron, gdy dostał od Ginny Prorokiem Codziennym.
- Kretyn! Dureń! Idiota! Debil! – krzyczała rudowłosa okładając brata gazetą po głowie.
- Dość… Ginny… DOŚĆ! – krzyknął Harry i odciągnął swoją dziewczynę od Rona. – On wie, że źle zrobił. Już mu to wytłumaczyłaś.
- Mogę mu wytłumaczyć jeszcze raz! Wbiję mu to porządnie do tego pustego łba!
- Pomysł z urządzeniem wesela w Norze nie jest głupi, ale po tym jak wyskoczyłeś z pożyczeniem sukienki to Hermiona pewnie pomyślała, że chcesz skopiować Billa – zakomunikował chłopak z blizną. – Pewnie, dlatego się zdenerwowała.
- Ale ja wcale nie chciałem aby to tak zabrzmiało! – oznajmił Ron żałosnym tonem. – Może rzeczywiście byłem mało taktowny, ale prawda jest taka… - wziął głęboki oddech, który świadczył, że decydował się na wyznanie czegoś nieprzyjemnego – że nie mamy kasy na nic innego… - oświadczył ze skruchą.
- Czemu? – spytali się jednocześnie Harry z Ginny.
- Jeszcze jej o tym nie mówiłem, ale wydałem całą kasę, jaką miałem na pierścionek zaręczynowy…
- On jest tępy, naprawdę. Uważam, że wcale nie jesteśmy spokrewnieni – oznajmiła rudowłosa i wzniosła oczy ku niebu.
- Przecież przez rok zarobisz na wesele – zauważył Harry.

Ron poruszył się niespokojnie na fotelu i popatrzył się na swoje dłonie jakby w nich szukał ratunku.
- Wziąłem spory kredyt – wyszeptał. – Będę go spłacał przez szesnaście miesięcy. Różowe diamenty i pierścionki robione przez goblinów nie są tanie. Będę musiał im oddawać, co miesiąc prawie całą moją pensję…
Ginny z Harrym poczuli, że szczęki im opadają. Obydwoje wiedzieli, że Ron ma szalone pomysły, ale nie podejrzewali go, że wywinie taki numer. Popatrzyli się na niego z niedowierzaniem.
- No co!? – warknął rudzielec, gdy napotkał ich wzrok. – Kocham ją! Chciałem, aby miała to, co najlepsze!
- W takim razie, po co wyskoczyłeś z tym, że ślub za rok? – prychnęła ze złością Ginny.
- To było pierwsze, co mi przyszło do głowy, gdy mnie pytaliście. W ogóle nie pomyślałem… nie zastanowiłem się… byłem taki szczęśliwy, że Hermiona się zgodziła… Usłyszała to Rita i napisała o tym w Proroku Codziennym i teraz już nie mogę się wycofać! – jęknął Ron i ukrył twarz w dłoniach. – Nie dostanę drugiego kredytu. George mnie nie poratuje, ponieważ całą kasę wydał na wykupienie filii Zonka w Hogsmade, Bill ma teraz aż nadto wydatków, bo Fleur rezygnuje z pracy, aby wychować Victorie… Charlie nie zarabia kokosów przy smokach, a Percy oznajmi mi, że jestem do dupy i powinienem zacząć myśleć („Raz w życiu się z nim zgadzam” – dodała Ginny). Starzy nadal nie mają kasy, a Hermiona zarabia o wiele mniej niż ja. Wiem, że państwo Granger mają coś dla niej, ale nie chcę, aby płacili za wszystko. Jestem do niczego! – zawył jak zranione zwierzę.
- Nie przesadzaj! – zaprotestował Harry. – Możesz umówić się z Hermioną, że ślub będzie za dwa lata. Nie przejmuj się Ritą. Zawsze możecie powiedzieć, że nie było wolnej sali czy coś w tym stylu – poradził.
- Najgorsze, że pomysł Hermiony z Komnatą Tajemnic jest super! – Ron odsłonił twarz. – Ludzie gadaliby o tym latami! McGonagall pozwoliłaby nam w wakacje wynająć zamek… pewnie po okazyjnej cenie... – rozmarzył się. – Tylko, że Hermiona oświadczyła, że nie mówiła poważnie! Ja nie rozumiem bab! – jęknął i opadł bez sił na oparcie fotela.
- Nie pozostaje ci nic innego jak iść do niej i powiedzieć jej jak się sprawy mają – oznajmiła Ginny stanowczo. – Z jakiegoś powodu Hermiona cię kocha, chociaż osobiście nie wiem, co w tobie widzi, ale na pewno ci przebaczy!
- O nie, nie, nie! – zaprotestował gwałtownie Ron. – Nie chcę kolejny raz pokazywać jej, jakim jestem nieudacznikiem! Ile można!? Czasem mam wrażenie, że w ogóle na nią nie zasługuję…
- Znowu przesadzasz! – orzekł Harry i poklepał go po ramieniu. – Ja jednak wiem jak możesz wyjść z tego…
- Jak? – w błękitnych oczach rudzielca pojawiły się iskierki nadziei.
- Pożyczę ci trochę kasy.
- Harry! – krzyknęła zdumiona Ginny. – Nie uważasz, że…
- Dostaniesz tyle abyś mógł zorganizować skromne wesele – ciągnął czarnowłosy czarodziej niezrażonym tonem. – Hermiona jest minimalistką. Sądzę, że bez trudu ją przekonasz, aby na ślub zaprosiła najbliższą rodzinę. Ty weźmiesz ze sobą tylko rodziców i rodzeństwo. Co o tym sądzisz?
- To jest super! – krzyknął z ulgą Ron, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Ja ci oddam! Wszystko oddam! Jesteś najlepszym kumplem… co ja mówię… jesteśmy jak bracia! – rzucił się, aby uściskać Harry’ego – A ty – zwrócił się w stronę Ginny – ani mi się waż powiedzieć jej o tym!
- Pfff – fuknęła rudowłosa niczym rozjuszona kotka i skrzywiła się. – Nadal uważam, że jesteś największym debilem, jaki chodził po ziemi… ale niech ci będzie! Spróbuj to odkręcić!
- Dzięki mała! – rzucił Ron entuzjastycznie w jej stronę i poczochrał ją po głowie. – Jesteś świetną siostrą!
- Zjeżdżaj stąd! I pamiętaj! Jeśli jeszcze raz dotkniesz moich włosów to cię walnę upiorogackiem! – warknęła Ginny i odprowadziła brata do wyjścia.
- Dobra, dobra! Zaraz wyślę wam sowę z dobrymi nowinami! – oznajmił rudzielec i teleportował się z trzaskiem.

***

- Będzie dobrze, będzie dobrze – powtarzał sobie Ron, gdy szedł w stronę pokoju Hermiony.
Zapukał do drzwi i poczekał przez chwilę. Uchyliła je, spojrzała na niego jakby był czymś oślizgłym i zamknęła je bez słowa.
- Hermiono, musimy porozmawiać! – zaczął błagalnym tonem.
- Niby, o czym? – usłyszał jej przytłumiony przez drzwi głos.
- O ślubie. Ja… ja… przemyślałem sobie wszystko i rzeczywiście gadałem głupoty! – oznajmił skruszonym tonem.
- Tak? – uchyliła drzwi.
- Tak – potwierdził. – Pogadajmy o naszych oczekiwaniach… i tak dalej!
- Wejdź – Hermiona rzuciła lodowatym tonem i usiadła na łóżku. – Słucham.

Ron uśmiechnął się do niej nieśmiało i zamknął za sobą drzwi. Nie chciał aby państwo Granger usłyszeli zbyt wiele. Zwłaszcza, jeśli miałby się znowu z Hermioną pokłócić.
- Pomysł z sukienką Fleur był durny. Nie powinienem…
- Tak, nie powinieneś – przytaknęła czarownica i zmrużyła oczy.
- Nora… to też odpada… - wyznał Ron. – Ja wcale nie chciałem aby to zabrzmiało jakbyśmy kopiowali Billa… to tak samo…
- Wyszło – zakończyła za niego Hermiona.
- Co powiesz na coś… minimalistycznego? – spytał się Ron z nadzieją w głosie.

Dziewczyna milczała, ale zmarszczone czoło się jej wygładziło i oczy nie ciskały już błyskawic.
- Kontynuuj – poleciła, a rudzielec zauważył, że ton jej głosu nie jest już lodowaty.
- Chodzi mi o to, abyśmy nie szaleli. Ślub, jakiś elegancki pałacyk, zaprosimy tylko najbliższą rodzinę… ja tylko rodziców i rodzeństwo. Mimo, że ciotka Muriel obrobi mi totalnie dupę to jej nie chcę na weselu. Rozumiesz.
- Niegłupi pomysł – oznajmiła Hermiona po chwili milczenia. – Przyznaję, że to kusząca wizja i sama o tym myślałam – uśmiechnęła się blado, a Ron dziękował w duszy niebiosom za to, że wszystko idzie zgodnie z planem. – Jednak nie mogę sobie na to pozwolić…
- Co mówisz moja lukrecjowa różdżko?
- Musimy zrobić wielkie wesele, co najmniej trzysta lub czterysta osób, nie wiem jeszcze dokładnie – oznajmiła Hermiona zastanawiając się.
- …
- Nie patrz się tak na mnie! – oznajmiła na widok załamanej miny Rona. – Przed teleportacją Kingsley powiedział mi, że nie zdziwiłby się gdybym została kiedyś Ministrem Magii! – zarumieniła się i oczy zaczęły się jej błyszczeć. – Wprawdzie to tylko jego opinia, ale sądzę, że to była delikatna sugestia abym zaczęła się już o to starać. Dlatego musimy zaprosić wszystkich współpracowników z Ministerstwa Magii oraz potencjalnych wyborców. Rozumiesz…

Po tych słowach Ron poczuł, że wolałby znowu walczyć ze śmierciożercami niż wyznać swojej narzeczonej, że nie ma szans, aby zrealizować jej plany.

***

- Gratulacje! – krzyknął czarodziej, którego Hermiona znała z widzenia.
- Szczęścia! – pisnęła Helena z Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof.
Większość mijanych czarodziejów i czarownic uśmiechała się do Hermiony i gratulowali zaręczyn. Ta zaś odwzajemniała uśmiech, ale w duszy wyła z rozpaczy. Gdy Ron wyznał ze skruchą, że wydał wszystkie pieniądze, jakie miał, to miała ochotę na przetransmutowanie go w chomika. Wszystkie jej plany, że pobiorą się w przyszłym roku legły w gruzach! Nawet gdyby zarówno ona jak i jej rodzice wzięli kredyt, to i tak nie starczyłoby na pokrycie wszystkich kosztów. 

W kiepskim humorze dotarła do windy i zobaczyła, że obok stoi Gawain Robards. Już miała wyartykułować jakieś powitanie, gdy ten zerknął przez ramię, dostrzegł ją i bez słowa udał się do drugiego szybu. Mimo wisielczego nastroju, Hermiona odczuła mściwą satysfakcję i uśmiechając się pod nosem weszła przez otwarte drzwi.
- Patrzcie go, jaki obrażalski! – syknęła Rita Skeeter z wrednym uśmieszkiem na twarzy. – Przepraszam kolego! Ta winda jest zajęta! Babskie sprawy, rozumiesz… – bezceremonialnie wypchnęła z windy młodego pracownika Służb Administracyjnych i odwróciła się do Hermiony.  – Podczas wywiadu nie powiedziałam ci tego, ale nadal twierdzę, że pasowałabyś do Slytherinu gdybyś miała czystą krew. Znęcasz się nad biednym Robardsem i widać, że ci się to podoba - kiwnęła z uznaniem do dziewczyny, gdy pomknęły w stronę Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
- Nie prawda! – zaprzeczyła gwałtownie Hermiona, chociaż wiedziała, że kłamie. – Ja tylko daję mu odczuć, co czuły te wszystkie dziewczyny, które uwodził!
- Tak, a świnie potrafią latać – prychnęła rozbawiona Rita. – Nie jesteś święta, nie musisz udawać – pochyliła głowę w stronę dziewczyny. – Pamiętaj, że znam twoje sekrety!
- Ja także znam twoje! – odwarknęła Hermiona i poczuła, że policzki jej zapłonęły. – Mamy umowę!
- Tak… mamy… - zgodziła się z nią dziennikarka i westchnęła ciężko. – Szkoda… mogłabym tyle rzeczy napisać… ale trudno! Wywiad na temat twoich zaręczyn, chociaż według mnie nudny, sprawił, że dostałam sporo listów – stwierdziła wyraźnie z siebie zadowolona. – Ludzie piszą do mnie i domagają się większych szczegółów, relacji z przygotowań do wesela… sama rozumiesz.... może masz ochotę na małe wywiadziki, co jakiś czas?
- Znajdź sobie kogoś innego w tym celu! – odburknęła Hermiona niezbyt miłym tonem i wysiadła na swoim piętrze, wściekła niczym osa.
- A żebyś wiedziała, że znajdę… - mruknęła Rita pod nosem, a na jej twarzy zagościł chytry uśmiech.