Sara Jones
siedziała w swoim fotelu i patrzyła się rozbawionym wzrokiem na więźnia. Cała
jej poza świadczyła, że jest zrelaksowana. Ręce złożyła na podołku, a na ustach pociągniętych jasnoróżowym błyszczykiem błąkał się lekki uśmieszek. Założyła
nogę na nogę i niby od niechcenia pocierała jedną stopą drugą stopę w ten
sposób, że w spadł z niej elegancki but na wysokiej szpilce. Oczy rzucały figlarne
błyski i mówiły „wiem, że tego chcesz, wystarczy poprosić”.
Severus patrzył
się na nią spode łba i klął ostro w duchu wymyślając, co raz bardziej kreatywne
epitety. Ta jędza zrobiła wszystko, aby go zdenerwować! Wykorzystała fakt, że
maj był niespotykanie gorący i założyła krótką sukienkę. Tą samą, w której była
podczas ich pierwszego zbliżenia. W normalnych okolicznościach byłby
zachwycony, ale akurat w tym momencie to był cios poniżej pasa. Nie da się!
Będzie twardy, a nie miękki i nie przeprosi!
Sara westchnęła,
wzięła do ręki podkładkę z notatkami i zaczęła się nią wachlować. W czasie tej
czynności ramiączko sukienki zsunęło się wolno po jej ramieniu. Severus ugryzł
się w język, aby nie skomentować jej spojrzenia, które wyraźnie mówiło „no
dalej, postaraj się, powiedz to”. W życiu! Wcale nie uważał, że wina była po
jego stronie. Owszem, tylko on podniósł głos, ale Sara mocno się do tego
przyczyniła. Zupełnie nie rozumiała jego potrzeb! Nie wiedziała jak to jest,
gdy mężczyzna żyje tylko spotkaniami ze swoją kobietą, a ta oświadcza jakby
nigdy nic, że ma okres! Severusowi żyłka zaczęła niebezpiecznie drgać na
skroni, gdy sięgnął pamięcią wstecz. Nic nie miał do tej damskiej przypadłości.
Nie był aż takim kretynem, aby nie wiedzieć, że kobiety coś takiego mają.
Jednak tak naprawdę poszło o chęci Sary do zrekompensowania mu tej
niedogodności. Początkowo była skora do pomocy, ale po kilku miesiącach związku
oświadczyła, że zamiast sprawić mu trochę przyjemności to woli porozmawiać. Gdy Severus usłyszał to
okropne stwierdzenie, pomyślał, że szlag go trafi! To było zupełnie nie w
porządku z jej strony! Mogli porozmawiać
po wszystkim. Wiedział, że jest inteligentna, więc powinna się domyśleć, czego
będzie chciał. Powiedział jej o tym, a ona się na niego obraziła. Z tego powodu
doszło do wymiany zdań, po których przestał się do niej odzywać.
Psycholog
uśmiechnęła się do Severusa w sposób, który mówił „wiem, o czym myślisz” i niby
niechcący podciągnęła sukienkę w górę, dzięki czemu ukazało się koronkowe
wykończenie pończoch. Więzień pomyślał, że wolałby właśnie narażać życie
szpiegując dla Dumbledore’a niż być torturowanym w ten sposób. Sara doskonale
wiedziała, że po dwumiesięcznym poście w sprawach damsko – męskich będzie miał
osłabioną wolę. Snape miał ochotę wytargać siebie samego za kudły. Po kiego
grzyba zaczął ten romans? Gdy się z czegoś rezygnuje świadomie i nie ma do tego
dostępu przez prawie dwadzieścia lat to łatwiej odmówić, niż gdy się ma do tego
dostęp przez jeden dzień w tygodniu.
- Zostało
jeszcze pół godziny… - mruknęła Sara i przeciągnęła się rozkosznie patrząc na
Severusa spod półprzymkniętych powiek.
- Nie wygrasz ze
mną kobieto! – warknął w duchu Snape i zaczął intensywnie wpatrywać się w
ścianę.
Jego myśli
zamieniły się w czarne chmury, które krążyły mu po głowie zasłaniając
jakiekolwiek pozytywne uczucia. Nie dość, że pokłócił się ze swoją kobietą to
jeszcze Złota Trójca nie odnotowała ostatnio żadnych wpadek. Czytając Proroka
Codziennego, który ukazał się po Dniu Zwycięstwa zbierało mu się na mdłości. Gdyby
do jego celi zajrzał Potter to Severus udusiłby go gołymi rękami nie zważając
na konsekwencje. Jego przemowę ocenił na dno, metr mułu i sporą warstwę
smoczego łajna. Zaręczyny Weasleya i Granger wprawiły go w wyjątkowo zły nastrój.
Narodziny dziecka w Hogwarcie dobiły ostatecznie. Gdy zamknął gazetę pomyślał,
że tylko brakuje, aby Potter oświadczy się rudej, bliźniak czarnej, Percy
kijowi od miotły, który ma w dupie, a Charlie smokowi. Wtedy wszyscy będą
szczęśliwi i cały świat zapłonie od miłości, a on, Severus, zacznie rzygać
tęczą.
- Przypominam,
że zostało ci siedem miesięcy odsiadki. Chcesz zmarnować ten czas? – spytała
się Sara i zaczęła szturchać nogę Snape’a swoją obnażoną stopą.
- Mam… taki…
zamiar… - Severus wychrypiał przez zęby starając się ignorować jej zaczepki.
- Wiesz, że mam
straszne zaległości w twoich papierach od ostatnich dwóch miesięcy? –
dopytywała się psycholog. – Muszę opisać, jakie robisz postępy, ale jako że nie
odzywasz się do mnie od dłuższego czasu to chyba zdam raport, że nie
współpracujesz – zagroziła uśmiechając się znacząco.
- A niech cię
hipogryf porwie! – odciął się Severus myśląc z goryczą o tym, że oprócz seksu
straci także przywileje.
- A
wystarczyłoby abyś przyznał się do tego, że byłeś zapatrzonym w sobie bufonem,
który zamiast poprosić o coś od razu robi awanturę – kontynuowała Sara.
- Wcale nie
robiłem!
- Robiłeś –
odparła psycholog ze spokojem. – Wystarczyło poprosić „zrób mi loda i wtedy
pogadamy”, a nie od razu oskarżać mnie o złośliwości. Zacząłeś się na mnie
drzeć, a ja nawet nie zdążyłam zrobić herbaty.
- Powinnaś się
domyślić, że ja… - zaczął mówić Severus, ale szybko ucichł, gdy zobaczył, że
Sara nie ma pod sukienką bielizny.
- To co? Jedno
małe „przepraszam” w zamian za seks i dobrą opinię?
Snape miał
wrażenie, że znowu znalazł się przed Wizengamotem. Poczuł się oskarżany i
niezrozumiany. Miał ochotę pokazać Sarze, że nigdy z nim nie wygra, chociażby
kusiła ile wlezie. Przełknął ślinę i już miał się odezwać, gdy psycholog niespodziewanie
poderwała się i usiadła mu na kolanach. Od razu zrozumiał, że jest twardy, ale
nie w sposób, który sobie zaplanował.
- To jak będzie?
– mruknęła mu w ucho uwodzicielskim tonem.
- Przepraszam! – wypluł to słowo jakby
była to suma największych obrzydliwości świata i wykrzywił się paskudnie. – Ale
jeśli jeszcze raz zmu…
Nie było mu dane
dokończyć zdania, ponieważ Sara całując go namiętnie zaczęła jednocześnie rozpinać
jego spodnie.
***
- Ha, ha, ha!
Wspaniały pomysł! Cudowny! Może jeszcze powiesz, że wesele będzie w Norze?
- Tak! Tak
chciałem powiedzieć!
- Chyba ci się w
głowie poprzestawiało skoro myślisz, że zgodzę się na coś takiego!
- Co ci kobieto
nie pasuje!? Wesele Billa i Fleur byłoby fajne gdyby nie atak śmierciożerców…
- Nie, nie i
jeszcze raz nie! To będzie nasza uroczystość i dlatego zrobimy ją w zupełnie
innym miejscu!
- Gdzie?
- Gdzieś
indziej… powiedzmy w… w… w zamku!
- OK! Może
Hogwart? Skoro urodziło się tam dziecko to i ślub można wziąć!
- Tak, jasne!
Najlepiej w łazience albo w Komnacie Tajemnic przy truchle bazyliszka!
- Uważam, że to
ekstra pomysł!
- Zamiast
eleganckich ubrań będziemy mieć na sobie mundurki!
- Skoro tego
chcesz…
- Oczywiście, że
nie chcę! Ale ty jesteś na tyle nieczułym
draniem, że nie domyśliłeś się tego! – wrzasnęła Hermiona, po czym pobiegła do swojego pokoju i zamknęła za sobą z hukiem drzwi.
Ron stał w
salonie niczym słup soli i zastanawiał się, czemu jego dziewczyna zareagowała
tak gwałtownie. Przecież chciała mieć wesele, więc jaka różnica czy będzie ono
w Norze, czy w Hogwarcie… Rozmowa na ten temat zaczęła się praktycznie po
przekroczeniu progu domu państwa Granger. Ledwo otworzyli drzwi, gdy Hermiona
zaczęła krzyczeć, że się zaręczyli. Jej rodzice zareagowali identycznie jak
rodzina Weasleyów – rzucili się, aby im pogratulować i zaczęli zadawać pytania.
Szybko okazało się, że narzeczeni mają zupełnie inną wizję ślubu i wesela.
Skończyło się kłótnią i ucieczką Hermiony, a Ron został sam z panem i panią
Granger i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Było mu bardzo głupio. Przeklinał
się w myślach, ponieważ zrozumiał, że powinni wcześniej pogadać na ten temat. Nie
mieli jednak za bardzo na to czasu: najpierw byli zdenerwowani porodem Fleur,
później otrzymali inne pokoje – Hermiona z dziewczynami spała w Slytherinie, a
on z chłopakami u Puchonów. Następnego dnia musieli zjeść śniadanie z
dyplomatami i pożegnać ich. Dopiero po tym jak ostatnia delegacja poleciała do
swojego kraju, uczestnicy Bitwy o Hogwart mogli udać się do domów.
Teraz było za
późno na cokolwiek. Rodzice Hermiony byli świadkami ich kłótni. Ron nie
wiedział czy przeprosić ich, czy błagać o pomoc. Miał z nimi dobre relacje, w
końcu mieszkał u nich od prawie dwóch lat. Mimo tego czuł się nieswojo. Zerknął
niespokojnie na swoich przyszłych teściów, ale ich miny zdradziły, że dla nich
to też nie jest łatwa sytuacja. To przekonało Rona, że ma tylko jedno
wyjście. Uśmiechnął się przepraszająco do państwa Granger i teleportował się do
jedynej osoby, która mogła mu pomóc: do Harry’ego.
***
Gdy Ron zniknął,
mama Hermiony westchnęła ciężko i popatrzyła się wymownie w sufit. Pan Granger
odchrząknął i wziął do ręki gazetę, ale nie zaczął jej czytać. Patrzył się
przed siebie ze zmarszczonym czołem. Po krótkiej chwili odezwał się do żony:
- Myślę, że
obydwoje nie dojrzeli jeszcze do małżeństwa…
Pani Granger
pokiwała ponuro głową przyznając tym samym mężowi sto procent racji.
***
- … wtedy się
wkurzyła i wybiegła z pokoju! – Ron zrelacjonował przebieg kłótni Harry’emu i Ginny.
Para popatrzyła
się na siebie ponuro. Obydwoje niezbyt byli zadowoleni z wizyty rudzielca na
Grimmauld Place. Po zakończeniu obchodów Dnia Zwycięstwa wrócili do domu z zamiarem
zrelaksowania się i cieszenia się swoim towarzystwem. Jednak ledwo zdążyli się
przebrać i nalać sobie soku dyniowego do pucharów, gdy do drzwi zaczął dobijać
się niespodziewany gość. Marsowa mina Rona od razu zdradziła, że stało się coś
nieprzyjemnego i z tego właśnie powodu ich odwiedził. Wysłuchali, co ma do
powiedzenia i obydwoje zrozumieli, że chłopak zawalił sprawę.
- No ja myślę,
że macie zupełnie inną wizję wesela i będziecie musieli się jakoś dogadać… -
Harry zaczął mówić niepewnym tonem, ale Ginny szybko mu przerwała.
- Czy ty
naprawdę powiedziałeś jej, że może założyć suknię ślubną Fleur!? Zachowałeś się
jak totalny kretyn! – wrzasnęła na brata ujmując się pod boki identycznie jak
Molly.
- Jaka to
różnica? – wypalił bez zastanowienia Ron.
Tym pytaniem
pogrążył się zupełnie. Ginny wyglądała jak kotka gotująca się do ataku. Jej
oczy rzucały groźne błyski i widać w nich było wyraźnie żądzę mordu. Harry zrozumiał,
że jeśli jej nie powstrzyma to po Ronie zostanie za chwilę kupka kłaków.
- Rzeczywiście
to nie było zbyt taktowne – oznajmił czarnowłosy czarodziej starając się, aby
zabrzmiało to jakby jego przyjaciel zrobił drobny błąd, o którym nie ma, co
dyskutować. – Pamiętaj Ginny, że faceci trochę inaczej do tego podchodzą…
- To niech faceci zapamiętają raz a dobrze, że
kobiety chcą być wyjątkowe na swoim ślubie! – zagrzmiała rudowłosa czarownica. –
Każda panna młoda marzy o własnej sukni ślubnej! Przecież każdy porównywałby
Hermionę z Fleur… nie da się ukryć, że nie wypadłaby korzystnie.
- Fakt. Fleur to
całkiem inna liga, Hermiona nie jest nawet w połowie tak ła… Auć! – krzyknął Ron,
gdy dostał od Ginny Prorokiem Codziennym.
- Kretyn! Dureń!
Idiota! Debil! – krzyczała rudowłosa okładając brata gazetą po głowie.
- Dość… Ginny…
DOŚĆ! – krzyknął Harry i odciągnął swoją dziewczynę od Rona. – On wie, że źle
zrobił. Już mu to wytłumaczyłaś.
- Mogę mu
wytłumaczyć jeszcze raz! Wbiję mu to porządnie do tego pustego łba!
- Pomysł z
urządzeniem wesela w Norze nie jest głupi, ale po tym jak wyskoczyłeś z pożyczeniem
sukienki to Hermiona pewnie pomyślała, że chcesz skopiować Billa –
zakomunikował chłopak z blizną. – Pewnie, dlatego się zdenerwowała.
- Ale ja wcale
nie chciałem aby to tak zabrzmiało! – oznajmił Ron żałosnym tonem. – Może rzeczywiście
byłem mało taktowny, ale prawda jest taka… - wziął głęboki oddech, który świadczył, że decydował
się na wyznanie czegoś nieprzyjemnego – że nie mamy kasy na nic innego… -
oświadczył ze skruchą.
- Czemu? –
spytali się jednocześnie Harry z Ginny.
- Jeszcze jej o
tym nie mówiłem, ale wydałem całą kasę, jaką miałem na pierścionek zaręczynowy…
- On jest tępy,
naprawdę. Uważam, że wcale nie jesteśmy spokrewnieni – oznajmiła rudowłosa i
wzniosła oczy ku niebu.
- Przecież przez
rok zarobisz na wesele – zauważył Harry.
Ron poruszył się
niespokojnie na fotelu i popatrzył się na swoje dłonie jakby w nich szukał
ratunku.
- Wziąłem spory
kredyt – wyszeptał. – Będę go spłacał przez szesnaście miesięcy. Różowe diamenty
i pierścionki robione przez goblinów nie są tanie. Będę musiał im oddawać, co
miesiąc prawie całą moją pensję…
Ginny z Harrym
poczuli, że szczęki im opadają. Obydwoje wiedzieli, że Ron ma szalone pomysły,
ale nie podejrzewali go, że wywinie taki numer. Popatrzyli się na niego z
niedowierzaniem.
- No co!? –
warknął rudzielec, gdy napotkał ich wzrok. – Kocham ją! Chciałem, aby miała to,
co najlepsze!
- W takim razie,
po co wyskoczyłeś z tym, że ślub za rok? – prychnęła ze złością Ginny.
- To było pierwsze,
co mi przyszło do głowy, gdy mnie pytaliście. W ogóle nie pomyślałem… nie
zastanowiłem się… byłem taki szczęśliwy, że Hermiona się zgodziła… Usłyszała to
Rita i napisała o tym w Proroku Codziennym i teraz już nie mogę się wycofać! –
jęknął Ron i ukrył twarz w dłoniach. – Nie dostanę drugiego kredytu. George
mnie nie poratuje, ponieważ całą kasę wydał na wykupienie filii Zonka w
Hogsmade, Bill ma teraz aż nadto wydatków, bo Fleur rezygnuje z pracy, aby
wychować Victorie… Charlie nie zarabia kokosów przy smokach, a Percy oznajmi
mi, że jestem do dupy i powinienem zacząć myśleć („Raz w życiu się z nim
zgadzam” – dodała Ginny). Starzy nadal nie mają kasy, a Hermiona zarabia o
wiele mniej niż ja. Wiem, że państwo Granger mają coś dla niej, ale nie chcę,
aby płacili za wszystko. Jestem do niczego! – zawył jak zranione zwierzę.
- Nie
przesadzaj! – zaprotestował Harry. – Możesz umówić się z Hermioną, że ślub
będzie za dwa lata. Nie przejmuj się Ritą. Zawsze możecie powiedzieć, że nie
było wolnej sali czy coś w tym stylu – poradził.
- Najgorsze, że
pomysł Hermiony z Komnatą Tajemnic jest super! – Ron odsłonił twarz. – Ludzie gadaliby
o tym latami! McGonagall pozwoliłaby nam w wakacje wynająć zamek… pewnie po
okazyjnej cenie... – rozmarzył się. – Tylko, że Hermiona oświadczyła, że nie mówiła
poważnie! Ja nie rozumiem bab! – jęknął i opadł bez sił na oparcie fotela.
- Nie pozostaje
ci nic innego jak iść do niej i powiedzieć jej jak się sprawy mają – oznajmiła Ginny
stanowczo. – Z jakiegoś powodu Hermiona cię kocha, chociaż osobiście nie wiem,
co w tobie widzi, ale na pewno ci przebaczy!
- O nie, nie,
nie! – zaprotestował gwałtownie Ron. – Nie chcę kolejny raz pokazywać jej,
jakim jestem nieudacznikiem! Ile można!? Czasem mam wrażenie, że w ogóle na nią
nie zasługuję…
- Znowu
przesadzasz! – orzekł Harry i poklepał go po ramieniu. – Ja jednak wiem jak
możesz wyjść z tego…
- Jak? – w błękitnych
oczach rudzielca pojawiły się iskierki nadziei.
- Pożyczę ci
trochę kasy.
- Harry! –
krzyknęła zdumiona Ginny. – Nie uważasz, że…
- Dostaniesz
tyle abyś mógł zorganizować skromne wesele – ciągnął czarnowłosy czarodziej
niezrażonym tonem. – Hermiona jest minimalistką. Sądzę, że bez trudu ją przekonasz,
aby na ślub zaprosiła najbliższą rodzinę. Ty weźmiesz ze sobą tylko rodziców i
rodzeństwo. Co o tym sądzisz?
- To jest super!
– krzyknął z ulgą Ron, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Ja ci oddam!
Wszystko oddam! Jesteś najlepszym kumplem… co ja mówię… jesteśmy jak bracia! –
rzucił się, aby uściskać Harry’ego – A ty – zwrócił się w stronę Ginny – ani mi
się waż powiedzieć jej o tym!
- Pfff – fuknęła
rudowłosa niczym rozjuszona kotka i skrzywiła się. – Nadal uważam, że jesteś
największym debilem, jaki chodził po ziemi… ale niech ci będzie! Spróbuj to
odkręcić!
- Dzięki mała! –
rzucił Ron entuzjastycznie w jej stronę i poczochrał ją po głowie. – Jesteś świetną
siostrą!
- Zjeżdżaj stąd!
I pamiętaj! Jeśli jeszcze raz dotkniesz moich włosów to cię walnę
upiorogackiem! – warknęła Ginny i odprowadziła brata do wyjścia.
- Dobra, dobra!
Zaraz wyślę wam sowę z dobrymi nowinami! – oznajmił rudzielec i teleportował
się z trzaskiem.
***
- Będzie dobrze,
będzie dobrze – powtarzał sobie Ron, gdy szedł w stronę pokoju Hermiony.
Zapukał do drzwi
i poczekał przez chwilę. Uchyliła je, spojrzała na niego jakby był czymś oślizgłym
i zamknęła je bez słowa.
- Hermiono,
musimy porozmawiać! – zaczął błagalnym tonem.
- Niby, o czym? –
usłyszał jej przytłumiony przez drzwi głos.
- O ślubie. Ja…
ja… przemyślałem sobie wszystko i rzeczywiście gadałem głupoty! – oznajmił
skruszonym tonem.
- Tak? – uchyliła
drzwi.
- Tak –
potwierdził. – Pogadajmy o naszych oczekiwaniach… i tak dalej!
- Wejdź –
Hermiona rzuciła lodowatym tonem i usiadła na łóżku. – Słucham.
Ron uśmiechnął
się do niej nieśmiało i zamknął za sobą drzwi. Nie chciał aby państwo Granger
usłyszeli zbyt wiele. Zwłaszcza, jeśli miałby się znowu z Hermioną pokłócić.
- Pomysł z
sukienką Fleur był durny. Nie powinienem…
- Tak, nie
powinieneś – przytaknęła czarownica i zmrużyła oczy.
- Nora… to też
odpada… - wyznał Ron. – Ja wcale nie chciałem aby to zabrzmiało jakbyśmy
kopiowali Billa… to tak samo…
- Wyszło –
zakończyła za niego Hermiona.
- Co powiesz na
coś… minimalistycznego? – spytał się Ron z nadzieją w głosie.
Dziewczyna
milczała, ale zmarszczone czoło się jej wygładziło i oczy nie ciskały już
błyskawic.
- Kontynuuj –
poleciła, a rudzielec zauważył, że ton jej głosu nie jest już lodowaty.
- Chodzi mi o
to, abyśmy nie szaleli. Ślub, jakiś elegancki pałacyk, zaprosimy tylko
najbliższą rodzinę… ja tylko rodziców i rodzeństwo. Mimo, że ciotka Muriel
obrobi mi totalnie dupę to jej nie chcę na weselu. Rozumiesz.
- Niegłupi
pomysł – oznajmiła Hermiona po chwili milczenia. – Przyznaję, że to kusząca
wizja i sama o tym myślałam – uśmiechnęła się blado, a Ron dziękował w duszy niebiosom
za to, że wszystko idzie zgodnie z planem. – Jednak nie mogę sobie na to
pozwolić…
- Co mówisz moja
lukrecjowa różdżko?
- Musimy zrobić
wielkie wesele, co najmniej trzysta lub czterysta osób, nie wiem jeszcze
dokładnie – oznajmiła Hermiona zastanawiając się.
- …
- Nie patrz się
tak na mnie! – oznajmiła na widok załamanej miny Rona. – Przed teleportacją Kingsley powiedział
mi, że nie zdziwiłby się gdybym została kiedyś Ministrem Magii! – zarumieniła się
i oczy zaczęły się jej błyszczeć. – Wprawdzie to tylko jego opinia, ale sądzę, że to była delikatna sugestia abym zaczęła się już o to starać.
Dlatego musimy zaprosić wszystkich współpracowników z Ministerstwa Magii oraz
potencjalnych wyborców. Rozumiesz…
Po tych słowach
Ron poczuł, że wolałby znowu walczyć ze śmierciożercami niż wyznać swojej
narzeczonej, że nie ma szans, aby zrealizować jej plany.
***
- Gratulacje! –
krzyknął czarodziej, którego Hermiona znała z widzenia.
- Szczęścia! –
pisnęła Helena z Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof.
Większość
mijanych czarodziejów i czarownic uśmiechała się do Hermiony i gratulowali
zaręczyn. Ta zaś odwzajemniała uśmiech, ale w duszy wyła z rozpaczy. Gdy Ron
wyznał ze skruchą, że wydał wszystkie pieniądze, jakie miał, to miała ochotę na przetransmutowanie go w chomika. Wszystkie jej plany, że pobiorą się w przyszłym
roku legły w gruzach! Nawet gdyby zarówno ona jak i jej rodzice wzięli kredyt,
to i tak nie starczyłoby na pokrycie wszystkich kosztów.
W kiepskim humorze dotarła
do windy i zobaczyła, że obok stoi Gawain Robards. Już miała wyartykułować
jakieś powitanie, gdy ten zerknął przez ramię, dostrzegł ją i bez słowa udał
się do drugiego szybu. Mimo wisielczego nastroju, Hermiona odczuła mściwą
satysfakcję i uśmiechając się pod nosem weszła przez otwarte drzwi.
- Patrzcie go,
jaki obrażalski! – syknęła Rita Skeeter z wrednym uśmieszkiem na twarzy. –
Przepraszam kolego! Ta winda jest zajęta! Babskie sprawy, rozumiesz… –
bezceremonialnie wypchnęła z windy młodego pracownika Służb Administracyjnych i
odwróciła się do Hermiony. – Podczas
wywiadu nie powiedziałam ci tego, ale nadal twierdzę, że pasowałabyś do
Slytherinu gdybyś miała czystą krew. Znęcasz się nad biednym Robardsem i widać,
że ci się to podoba - kiwnęła z uznaniem do dziewczyny, gdy pomknęły w stronę
Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
- Nie prawda! –
zaprzeczyła gwałtownie Hermiona, chociaż wiedziała, że kłamie. – Ja tylko daję
mu odczuć, co czuły te wszystkie dziewczyny, które uwodził!
- Tak, a świnie potrafią latać – prychnęła rozbawiona Rita. – Nie jesteś święta, nie musisz
udawać – pochyliła głowę w stronę dziewczyny. – Pamiętaj, że znam twoje
sekrety!
- Ja także znam
twoje! – odwarknęła Hermiona i poczuła, że policzki jej zapłonęły. – Mamy
umowę!
- Tak… mamy… -
zgodziła się z nią dziennikarka i westchnęła ciężko. – Szkoda… mogłabym tyle
rzeczy napisać… ale trudno! Wywiad na temat twoich zaręczyn, chociaż według
mnie nudny, sprawił, że dostałam sporo listów – stwierdziła wyraźnie z siebie
zadowolona. – Ludzie piszą do mnie i domagają się większych szczegółów, relacji
z przygotowań do wesela… sama rozumiesz.... może masz ochotę na małe
wywiadziki, co jakiś czas?
- Znajdź sobie
kogoś innego w tym celu! – odburknęła Hermiona niezbyt miłym tonem i wysiadła
na swoim piętrze, wściekła niczym osa.
- A żebyś
wiedziała, że znajdę… - mruknęła Rita pod nosem, a na jej twarzy zagościł
chytry uśmiech.