poniedziałek, 23 stycznia 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 50 – Wspomnienia Gilderoya


Severus starał się skupić na warzeniu Eliksiru Słodkiego Snu, ale nie był w stanie. Dłonie tak mu drżały, że pokrojenie składników w idealnie równą kosteczkę było poza jego możliwościami. Poderwał nerwowo głowę do góry, gdy usłyszał stukot w szybę. Wiedział, że to kolejna sowa z wiadomością. Od ponad tygodnia dostawał po kilkanaście dziennie. Prawie wszystkie zawierały pogróżki i obelgi. Co odważniejsze osoby, przybywały pod jego dom i obrzucały go zaklęciami oraz zgniłymi jajami. Snape przegonił już kilka zamaskowanych postaci. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że gdyby zrobił im krzywdę, to Robards znalazłby wspaniały pretekst, aby znowu umieścić go w Azkabanie.

Z napiętymi nerwami podszedł do okna ściskając różdżkę w ręku. Ptak, który siedział na parapecie nie był Felixem. Severus gwałtownie otworzył okno. Błysnęło zielone światło i sowa padła martwa. Czarodziej odwiązał od jej nogi wiadomość. Wiedział, że to kolejna z wielu, która zawierała opis jak zniszczył nadawcy życie. Jakby to go cokolwiek obchodziło.


Przez ciebie nie mogę nawet spojrzeć w kierunku eliksiru bez odczuwania mdłości. Nienawidziłam lekcji z tobą, byłeś gorszym nauczycielem niż Hagrid i Binns razem wzięci. Jesteś mniej warty niż odchody Firenzo. Harry może opowiadać jaki z ciebie bohater, ale ja wiem, że to kłamstwo. Jesteś żałosną padliną, która zmienia strony niczym tłuczek podczas meczu quidditcha. Tacy jak ty smażą się w piekle. Mam nadzieję, że twój koniec będzie marny i bolesny!


Przeczytany list powędrował na kupkę innych. Severus zbierał je wszystkie, aby mieć dowód na to, że jest prześladowany. Ostatnia wiadomość miała lekki ton w porównaniu do poprzednich i przez to pomyślał, że mógł nie zabijać sowy. Nie grożono mu w niej śmiercią poprzedzoną torturami, poderżnięciem gardła, stratowaniem przez hipogryfa, nasłaniem skrzatów domowych lub podaniem amortencji po którym zapała uczuciem do olbrzymki. Oczywiście, żaden z autorów lub autorek nie podał swojego imienia oraz nazwiska. Te wiadomości jeszcze bardziej utwierdzały Severusa w przekonaniu, że musi wyjechać. Po zniknięciu Sary zaczął być nerwowy bardziej niż zwykle. Zrozumiał, że nie ma oparcia w drugiej osobie. Reakcja Kingsleya i jego bagatelizacja problemu tylko tego dowodziła. Musiał sobie radzić sam. 

Felix nadal nie wrócił do domu, mimo że minęły ponad dwa tygodnie od czasu, gdy został wysłany z listem. Jego nieobecność jeszcze gorzej wpływała na Severusa niż wiadomości od byłych uczniów i przepełnionych nienawiścią czarodziejów. Co chwilę analizował co mogło się stać z sową. Czyżby ktoś go schwytał? Może niedoświadczony ptak zginął zagryziony przez jakiegoś drapieżnika? A co jeśli Sara przebywa w dalekim kraju? W Korei albo w Japonii na przykład. Wszystkie możliwości, które przyszły na myśl Severusowi wydawały się prawdopodobne i nie nastrajały go to pozytywnie.

Niechciane wiadomości były powiązane z brakiem Felixa. Snape nie mógł z jego powodu otoczyć swojego domu silną magią ochronną. Wcześniej tego nie potrzebował, ponieważ jego adres znało grono nielicznych osób, głównie śmierciożerców, a do Azkabanu nikt myślący nie wysłałby pogróżek. Większość popleczników Voldemorta zginęła podczas bitwy albo podczas łapanki. Brak zamówień na eliksiry niespecjalnie martwiła Severusa. Kiedy Dundy wyjawił kto dał ogłoszenie do Proroka Codziennego to wszyscy odwołali zlecenia.

Na wspomnienie byłego współlokatora Snape zgrzytnął zębami tak mocno, że jego szczękę przeszył ostry ból. Nadal był na niego wściekły, mimo że zrobił mu porządną awanturę i wygarnął co o nim myśli. Użył tak dosadnych słów, że Dundy obraził się. Zaskoczyło to Severusa, ponieważ myślał, że Amerykanin jest na tyle głupi, że nie zauważa obelg skierowanych w jego stronę. Kiedy zorientował się, że nie otrzymał adresu Meduzy było już za późno. Dundy znikł z głośnym trzaskiem. Severus później pluł sobie w brodę, że nie poprosił o podanie informacji przed urządzeniem awantury.
- Nie mogę dłużej czekać, muszę coś zrobić – powiedział sam do siebie, gdy wyszedł przed dom aby przetransmutować ciało sowy w kość.

Pomysł zaczerpnął od Barty’ego Juniora, ale nie zamierzał zakopywać jej w ziemi tak jak on. Wolał zostawić na widoku, aby bezpańskie psy ją znalazły. Kopnął gnata daleko przed siebie i już miał wrócić do domu, gdy przeczucie powiedziało mu aby spojrzał w niebo. Gęste, szare chmury zasłaniały słońce, a komin fabryczny prężył się dumnie na ich tle. Severus zmrużył oczy i wpatrywał się w zbliżający się ciemny punkt.
- Sowa – mruknął ponuro. – Pewnie kolejna wiadomość od moich fanów

Ptak był co raz bliżej. Snape ujrzał jego szaro - brązowe pióra i zrozumiał, że to Felix lecący do niego z wiadomością. Ucieszony złapał ptaka i szybko wszedł do domu. Sowa zagruchała przyjaźnie, a Severus w nagłym przypływie wdzięczności poklepał ją po głowie.
- Dobrze się spisałeś – pochwalił pupila podczas otwierania koperty.


Severusie,
Wiesz, że jesteś wspaniałym facetem? Wiem, że pomógłbyś mi, ale bałam się o Twój los. Nawet czarodzieje są bezradni wobec broni palnej, a mój prześladowca ją posiada. Za bardzo mi na Tobie zależy, abym mogła Cię narażać na niebezpieczeństwo.

Pytałeś o mój dług. Jeśli jesteś posiadaczem dwustu tysięcy funtów to chętnie je od Ciebie pożyczę. Jeśli nie… no cóż. Będę pracować, aby odłożyć tę kwotę. Zdradzę Ci, że jestem w Afryce. Nie napiszę jaki kraj, a tym bardziej miasto, ze względów bezpieczeństwa. Znalazłam nawet przyjemną robotę.

Nie martw się o mnie i czekaj na wiadomość ode mnie. Twoja sowa przyleciała ledwo żywa. Szkoda, aby coś jej się stało, jest taka milusia.
Całuję,
Sara


- Dwieście tysięcy funtów? – Severus patrzył ze zgrozą na wiadomość. - O takiej kwocie mogę pomarzyć. Sporo odłożyłem, ale nie tyle aby mieć chociaż połowę tego! – stwierdził fakt. – Afryka? To dlatego Felix tak długo nie wracał…
Nie miał najmniejszych szans znaleźć Sary na tak wielkim kontynencie. Nawet po tym jak wykreślić kraje, w których nie mówi się po angielsku zostawało zbyt wiele możliwości. Podejrzewał, że dostała się tam za pomocą mugolskiego środka transportu. To oznaczało przeprowadzenie śledztwa na terenie, na którym Severus nie czuł się pewnie. Tak dawno odciął się od nieczarodziejskiego części swojego życia, że w mugolskim świecie czuł się jak przybysz z innej planety. Wyprawy do mieszkania Sary i zakupy były bardzo stresującą czynnością i gdyby nie jej obecność przy pierwszym razie, to pewnie by zrezygnował ze swoich zamiarów.
- Prześladowca… - Severus zatrzymał się przy tym wyrazie podczas ponownego czytania listu.

Jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Przypomniał sobie poprzednią wiadomość. Sara pisała w nim, że narobiła długów w młodości. Istniała możliwość, że ktoś z jej rodziny wiedział coś na ten temat. Gdyby ich odnalazł i odkrył kim jest prześladowca, to mógłby go załatwić przy pomocy czarów i wtedy nic nie stałoby im na przeszkodzie, aby być znowu razem. Największym problemem było dotarcie do krewnych Sary. Severus nie wiedział jak się nazywają, ani gdzie mieszkają. Jej matka była czarownicą, więc jej dane powinny znajdować się w Ministerstwie Magii. Tylko, że nie miał możliwości, aby się do nich dostać. Musiałby prosić o pomoc, a w tym momencie nie miał za bardzo kogo. Dundy się obraził, a błaganie go o wybaczenie nie wchodziło w grę. Snape nie odczuwał także chęci, aby widzieć się z byłymi członkami Zakonu Feniksa. Uważał, że jest całkowicie samowystarczalny i sam sobie poradzi. Gdyby poprosił kogoś o pomoc to okazałby swoją słabość, a tego nie mógłby znieść.
- Przecież jest ktoś, kto mógłby mi pomóc – powiedział sam sobie Snape i uśmiechnął się nieznacznie. – Że też nie pomyślałem…

Wstąpiła w niego nowa nadzieja. Rzucił Felixowi karmę do miseczki, nalał wody do poidełka i poczochrał ptaka po głowie.
- Czekaj na mnie, muszę się gdzieś wybrać – oznajmił.
Zarzucił na siebie pelerynę i wyruszył na spotkanie z dawno nie widzianą osobą.

***

Gilderoy Lockhart mieszkał w szpitalu od wielu lat. Jego stan nie uległ zmianie, nawet po podjęciu eksperymentalnej terapii. Właściwie nie pamiętał niczego i jego największym osiągnięciem pozostało koślawe pisanie literek na listach do fanek, których było co raz mniej. Uzdrowicielki w średnim wieku traktowały go jak maskotkę oddziału Urazów Pozaklęciowych. Gilderoy był chłopcem w ciele trzydziestosiedmiolatka.
- Pamiętam cię! – wykrzyknął uradowany, gdy Severus zdjął kaptur z głowy.
- Mów, mój gołąbeczku! – zawołała rozpromieniona uzdrowicielka, którą zaalarmował okrzyk Lockharta.
- Piliśmy drinki w barze Coco Banana – oświadczył Gilderoy. – Byliśmy przebrani i śpiewaliśmy piosenki o transwestytach!

Zaskoczona czarownica przeniosła wzrok z podopiecznego na jego gościa. Na jej twarzy od razu pojawił się grymas głębokiej odrazy.
 - No tak, po kimś takim jak ty mogłabym się czegoś takiego spodziewać – warknęła ze złością patrząc krzywo na Severusa.
- Przecież on gada głupoty! – Snape poczuł, że powinien się obronić. – Nigdy nie byłem z nim w barze, ani nie śpiewałem piosenek!
- Miałem na sobie złote majtki, a ty gorset, pończochy i buty na obcasie! – Gilderoy radośnie kontynuował opowieść. – Dyrcio przebrany był w kostium pokojówki!

Te słowa sprawiły, że uzdrowicielka zrozumiała, że umysł Lockharta błądzi w jemu tylko znanym świecie. O ile mogła uwierzyć, że Snape źle się prowadzi, to nie dała wiary w to, że Albus Dumbledore mógłby coś takiego zrobić. Obrzuciła Severusa krótkim, badawczym spojrzeniem i spytała ze złością:
- Jaki jest cel wizyty!?
Snape opanował chęć rzucenia na nią klątwy i wyjaśnił, że szuka kontaktu z rodziną Gilderoya. Zdołał wyczytać w jej umyśle, że traktuje go jak syna. Z tego powodu dodał niby od niechcenia, że pracuje nad eliksirem przywracającym pamięć. To zainteresowało uzdrowicielkę na tyle, że przestała warczeć chociaż nadal pozostała nieufna.
- Czasem odwiedza go matka… – odparła z wahaniem.
- Kiedy?
- Jak jej się zechce – kobieta zacisnęła usta nadal mając wątpliwości co do motywacji Severusa.

Czarodziej momentalnie przybliżył się do uzdrowicielki i spojrzał jej głęboko w oczy. To ją wytrąciło z równowagi i pozwoliła, aby emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Kontrola nad umysłem osłabła i Snape zobaczył wspomnienie jej rozmowy z panią Lockhart dotyczącego miejsca zamieszkania. Uśmiechnął się drwiąco.
- Dziękuję za pomoc – rzekł do oburzonej uzdrowicielki.
- Wyskoczymy jeszcze kiedyś do Coco Banana!? – krzyknął za nim Gilderoy.

Severus nie odpowiedział. Naciągnął kaptur na głowę, tak aby jak najmniej było widać twarz i ruszył szybko w stronę klatki schodowej. Chciał jak najszybciej znaleźć się w holu, aby teleportować się do wsi Pirbright położonej niedaleko miasta Guildford.

***

Znalezienie domu matki Sary i Gilderoya nie okazało się bardzo trudne. Severus teleportował się w pobliżu budynku, na którym widniał napis „Lord Pirbright's Hall”. Tam zapytał miejscowego pijaczka gdzie znajdzie kościół. Zaskoczony mężczyzna wpatrywał się w niego wybałuszonymi oczami, ale wskazał, lekko drżącą ręką, kierunek. Snape podążył drogą i po krótkim czasie zobaczył cmentarz, a zaraz za nim obiekt sakralny. Pani Lockhart mówiła uzdrowicielce, że niedaleko jej domu jest kościół, którego dzwony przerywają jej drzemkę. Pastor bez problemu odpowiedział na pytanie Severusa czy w okolicy mieszka starsza kobieta, której zachowanie odbiega od normy. W ten sposób czarodziej poznał adres.
- Proszę, proszę, kto mnie odwiedził – pani Lockhart otaksowała spojrzeniem Snape’a od góry do dołu. – Wejdź – wskazała dłonią wnętrze swojego domu.

Czarodziej przekroczył próg, ale nie wszedł do głównego pomieszczenia. Cały dom był przesycony aptecznym zapachem. Wszystko wskazywało na to, że matka Gilderoya lubiła warzyć eliksiry.
- Chciałem…
- Najpierw usiądź – przerwała mu czarownica i popchnęła bezceremonialnie w stronę fotela. – Kto by pomyślał, że Severus Snape mnie odwiedzi. To musi być naprawdę ważna sprawa związana z Gilderoyem!
- Czemu tak sądzisz? – spytał mężczyzna.
- A czemu mam tak nie uważać? – zdziwiła się pani Lockhart. – Tylko on jest warty uwagi. Gdyby nie ten okropny wypadek to… - głos się jej załamał.

Severus milczał przez chwilę jednocześnie przypatrując się czarownicy. Nie mógł nadziwić się jak ktoś tak brzydki może mieć tak ładne dzieci. Wyglądała jak stereotypowa wiedźma z mugolskich bajek. Posiadała długi, szpiczasty nos. Na końcu wystającej brody miała dużą brodawkę. Rude włosy sterczały jej na wszystkie strony i wystawały z nich gałązki oraz zioła, które musiały się tam zaplątać podczas tworzenia eliksirów.
 - Chciałem porozmawiać o Sarze – wypalił Severus bez ogródek.
- Leniwa, zazdrosna dziewucha. Nie chciała pomóc Gilderoyowi! - wypaliła pani domu ze złością. – Prosiłam ją aby spróbowała mugolskich metod, ale nie! Poszła do niego i powiedziała, że nic się nie da zrobić. Kłamała! Na pewno jej się nie chciało!

Kobieta nakręcała się co raz bardziej. Gdyby nie odległość jaka dzieliła ją od gościa, to opryskałaby go śliną. Po chwili jej tyrada zaczęła obejmować drugą córkę o imieniu Maya, oraz byłego męża. Była święcie przekonana, że wszyscy byli przeciwko jej ukochanemu synowi. Gdy zaczęła obrażać Albusa Dumbledore’a jako tego, który dopuścił do wypadku w Hogwarcie, Snape zabrał głos, aby jej przerwać:
- To wszystko wina Ronalda Weasleya i Harry’ego Pottera. To oni z nim byli w podziemiach szkoły. Merlin jeden wie co się tam działo…
- Oni z nim byli!? – czarownica obdarzyła gościa zdumionym spojrzeniem. – Jesteś pewien?
- Yhm – Severus potwierdził lekkim skinieniem głowy. Każdy powód był dobry, aby nastawić ludzi przeciwko Potterowi. – Zniknęli z Gilderoyem na kilka godzin, a gdy wrócili już nie miał pamięci. Pewnie któryś z nich maczał w tym różdżkę.
- Nie wiedziałam – szepnęła pani Lockhart. - Czemu to przede mną zatajono? – spytała z rozpaczą.
- To nie jedyny postępek Pottera, który został zatuszowany. Było tego o wiele więcej…

Brzydka twarz czarownicy najpierw wyrażała ból, ale po chwili pojawiła się na niej złość. Dopiero po kilku minutach milczenia uspokoiła się na tyle, aby podjąć rozmowę. Obdarzyła gościa trochę cieplejszym spojrzeniem.
- Czego chcesz od Sary? – zapytała. - Ta dziwka jest niewarta twojej uwagi.
Severus spiął się, gdy usłyszał jak kobieta obraża jego przyjaciółkę. Chciał powiedzieć co o tym myśli, ale ugryzł się w język. Wolał nie denerwować czarownicy. Jeszcze obraziłaby się jak Dundy i miałby kolejny problem.
- Czujesz coś do niej – stwierdziła pani Lockhart z błyskiem podniecenia w oczach.
- Wcale nie! – gość zaprotestował gwałtownie.
- Widzisz, znam się na oklumencji – powiedziała czarownica, a na jej brzydkiej twarzy pojawił się jadowity uśmiech. – Masz szczelnie zamknięty umysł, ale mnie nie oszukasz. Przez całe życie wyciągałam z mojego męża i córek informacje. Minęło sporo czasu zanim nauczyli się mi przeciwstawiać. To dowodzi, że jakaś kropelka czarodziejskiej krwi płynęła w tym nieudaczniku – na myśl o byłym mężu skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. – Gdy straciłam możliwość patrzenia w ich umysły musiałam nauczyć się odczytywać drobne sygnały… tak jak to robią mugole. Najczęściej ciało zdradza co dzieje się w głowie.

Severus od razu rozluźnił mięśnie, ale było już za późno. Matka Sary zarechotała paskudnie, patrząc prosto w jego oczy.
- Eileen pewnie nie byłaby zachwycona, gdyby dowiedziała się, że jej syn zakochał się w mojej córce - oznajmiła nieoczekiwanie. – Byłyśmy w tym samym domu, ale się nie lubiłyśmy. Na czwartym roku nauki zarzuciła mi, że ukradłam jej gargulki - zachichotała na widok zdumionej miny Snape’a. - Gdy się okazało, że zrobiła to Amanda Renshaw, to nawet mnie nie przeprosiła. Miała paskudny charakter…
- Nie przyszedłem po to abyś obrażała moją matkę – warknął Severus. – Chciałem się dowiedzieć czy wiesz coś o długach Sary, które narobiła w młodości. Ewentualnie czy zauważyłaś, że ktoś jej groził.
- Niestety nic nie wiem – odparła czarownica, a w jej głosie dało się usłyszeć zawód. – Ciężko byłoby jej coś takiego przede mną ukryć. Może to było po rozwodzie z tym… jak mu tam…
- Michaelem. Wiesz może gdzie on mieszka? – czarodziej próbował zdobyć choć jedną informację, którą mógł wykorzystać w poszukiwaniach.
- Niech mu będzie nawet Burek. Nigdy mnie nie interesowało jak się nazywa, kim jest ani gdzie mieszka. Nie pomogę ci – odparła szczerze.
- To może Maya coś wie?
- Może wie – zgodziła się pani Lockhart. – Tylko, że wyprowadziła się do Kanady pół roku temu.
- Były mąż? – Severus uczepił się ostatniej deski ratunku.
- Wiem, że Jonathan jest w jakimś mugolskim domu starców w Londynie albo jego okolicach. Choruje na głowę – czarownica postukała się znacząco w czoło. - Nie słuchałam uważnie, gdy Maya mi o tym mówiła. W każdym razie na pewno gdzieś go umieściła. To chyba miało nazwę związaną z kościołem. Coś ze świętym…

Snape zrozumiał, że na więcej nie ma co liczyć. Wstał i oświadczył, że musi już iść. Po drodze do drzwi zapewnił panią domu, że jeśli odkryje eliksir przywracający pamięć to ona pierwsza się o tym dowie. Zmusił się także do podziękowania za informacje.
- Jeśli się dowiesz co zmalowała Sara to wpadnij do mnie z relacją. Uwielbiam ploteczki! – zarechotała paskudnie pani Lockhart.
 - Oczywiście – przytaknął Severus i uśmiechnął się niewyraźnie.
Nie był głupi. Wiedział, że może jeszcze potrzebować pomocy czarownicy. Z tego powodu postanowił nie palić za sobą mostów. Jednocześnie stwierdził, że nie ożeni się z Sarą. Zdecydowanie nie chciał mieć takiej teściowej.

***

Molly Weasley przygotowywała kolację dla siebie i Artura, który miał za chwilę wrócić z pracy. Kury gdakały cicho, zamknięte w kurniku. Sad szumiał poruszany marcowym wiatrem. Nora pogrążona była w mroku, tylko w kuchni paliło się światło. Pani domu kroiła mały chleb i wspominała czasy, gdy na kolację szły trzy duże bochenki. Wygłodniałe potomstwo potrafiło pochłonąć w pięć minut pieczonego kurczaka, tuzin pomidorów, kilka ogórków i sporą kostkę sera żółtego. Teraz wystarczyło, że zrobiła kilka kanapek. Razem z Arturem nie mieli dużych potrzeb.

Trzask towarzyszący teleportacji ożywił kury, których głośne gdakanie zaalarmowało Molly. Machnęła różdżką i pod czajnikiem buchnął płomień. Chciała, aby jej mąż miał gorącą herbatę. Postawiła dwa kubki przy kuchence i wsypała do nich suszone liście. Drzwi skrzypnęły i płomienie świec zadrżały od podmuchu wiatru, który wdarł się do domu.
- Chcesz do herbaty… - zaczęła mówić Molly, ale nie dokończyła, ponieważ zamiast Artura stał w kuchni ktoś, kogo wizyty się nie spodziewała. – Se… Severus! – wykrztusiła.
- Chętnie zostałbym na herbatę i pogaduszki, ale śpieszę się – oznajmił gość odziany w czerń. – Muszę wiedzieć gdzie mieszka Hermiona Granger.
- Chyba nie sądzisz, że nie spytam czego od niej chcesz? – czarownica wsparła ręce na biodrach i przeszyła Severusa wzrokiem.
- To było oczywiste – mężczyzna wzruszył ramionami. – Jest mi potrzebna, aby uporać się z technologią mugoli. Śmiem twierdzić, że jest z nią na zapoznana biorąc pod uwagę jej pochodzenie – wyjaśnił.
- Zaraz wróci Artur, on ci wszystko wyjaśni – stwierdziła Molly gasząc ogień pod czajnikiem, który gwizdał przeraźliwie. – Zostaw dziewczynę w spokoju.
- Wątpię, aby Artur potrafił używać tych nowych telefonów bez przewodów oraz komputera – rzekł Severus z powagą. – Zależy mi zwłaszcza na tym ostatnim. Teraz mugole mają sieć, dzięki której wymieniają się informacjami w ciągu jednej chwili.

Pani domu zamrugała gwałtownie powiekami, jakby nie rozumiejąc o czym Snape mówi. Popatrzyła na niego, a jej wzrok wyrażał niedowierzanie.
-  Naprawdę mają coś takiego?
- Pewna mugolka mi o tym powiedziała - potwierdził.
Severus bardzo żałował, że nie słuchał uważnie Sary, a jeszcze bardziej, że nie poprosił jej o naukę korzystania z komputera i telefonu komórkowego. Był święcie przekonany, że nie będzie mu to nigdy potrzebne w życiu. Jak bardzo się mylił przekonał się, gdy wyszedł od pani Lockhart. Nie miał pojęcia jak zdobyć informacje na temat miejsca pobytu jej byłego męża.

Pierwszym pomysłem było teleportowanie się do Londynu i odnalezienie budki telefonicznej. Jego ojciec nie chciał mieć telefonu w domu, ponieważ uważał, że rachunki za rozmowy to mniej pieniędzy na alkohol. To nie oznaczało jednak, że Severus był kompletnie był odcięty do technologii. Lily posiadała telefon oraz książkę telefoniczną. W czasie wakacji Severus namówił przyjaciółkę na zabawę polegającą na dzwonieniu do przypadkowych ludzi i udawaniu, że są policjantami szukających zbiegłego mordercy. To był jedyny raz kiedy namówił ją do czegoś złego, ponieważ Petunia szybko doniosła rodzicom, co wyprawia jej siostra z przyjacielem. Skończyło się to miesięcznym szlabanem dla Lily.

Szybko okazało się, że znalezienie budki telefonicznej w Londynie wcale nie jest takie proste. Mijani mugole używali telefonów komórkowych. Severus miał świadomość, że brak mu wiedzy i umiejętności, aby z takiego korzystać. Zupełnie nie przypominały swoich domowych odpowiedników, z którymi miał styczność. Gdy w końcu odnalazł to czego szukał, to okazało się, że obsługa tego typu telefonu jest zagadką. Severus stał w budce i rozpaczliwie próbował znaleźć instrukcję pomiędzy ogłoszeniami od lokalnych prostytutek. Po kilku minutach zrezygnował, gdy rosły młodzieniec, pochodzący najprawdopodobniej z krajów arabskich, zaczął walić w drzwi i krzyczeć, że chce pilnie zadzwonić. Czarodziej uznał, że nie ma co ryzykować konfrontacji i postanowił wprowadzić w życie swój drugi plan.

W czasach młodości Snape’a komputery dopiero powoli pojawiały się w mugolskich domach. U Sary był jeden, ale czarodziej nie miał z nim bezpośredniego kontaktu. Czasem zerknął jak psycholog puszczała muzykę, ale nigdy nie zwrócił uwagi jak włącza się maszynę. O możliwości wyszukania informacji dowiedział się, gdy Sara chciała zamówić pizzę. Powiedziała, że poszuka numeru telefonu w sieci i udało jej się to. Severus był zdziwiony, ale nie poruszył tego tematu nie chcąc wyjść w jej oczach na kogoś, kto niczego nie wie o jej świecie. Dlatego nie dał po sobie znać, że go to poruszyło. Z tego powodu musiał znaleźć osobę, która umiała posługiwać się komputerem. Po przeanalizowaniu wszystkich możliwości padło na Hermionę Granger.
- Skąd mam wiedzieć, że nie masz wobec niej złych zamiarów? – zaatakowała Molly. – Masz sporo rzeczy na sumieniu! – wybuchła.
- Odsiedziałem swoje w Azkabanie! – warknął Severus w odpowiedzi. – Nie śpieszy mi się tam z powrotem. Chcę, aby pomogła mi znaleźć pewną informację, a potem zamierzam zniknąć ze świata czarodziejów. Wiem, że jestem tutaj niemile widziany - parsknął wymuszonym śmiechem. – Listy od moich fanów wystarczająco mi to uświadomiły.
- Chcę ją obronić. Hermiona sporo wycierpiała. Nie trzeba jej dodatkowych kłopotów na głowie.
- Słuchaj Molly – Severus zbliżył się do czarownicy. – Ona broniła mnie przed Wizengamotem i nawet nieźle nam się współpracowało. Jakoś nie doprowadziłem jej do załamania nerwowego, nawet rzekłbym, że to ona znęcała się nade mną – zakpił. – Przysyłała mi do Azkabanu swoje książki. Chcę je oddać.
- Książki? – pani Weasley wyglądała na zbitą z tropu.
- Tak, książki! – odparł czarodziej zirytowanym tonem. – Mam ci je pokazać, abyś mi uwierzyła? Nie jestem święty, ale naprawdę mam lepsze rzeczy do roboty niż krzywdzić dziewczynę, która jak do tej pory była wystarczająco twarda, aby walczyć przeciwko Sama-Wiesz-Komu! Na Merlina, kobieto, daj mi jej adres!

Molly nie od razu się zgodziła. Skrzyżowała ramiona na piersi i nachmurzyła się. W jej głowie toczyła się walka pomiędzy chęcią ochrony, a argumentami Severusa. Dopiero po dłuższej chwili przemówiła:
- Dobrze, podam ci go. Tylko miej świadomość, że jeśli się dowiem, że coś jej zrobiłeś to podzielisz los Bellatriks!
- Jasne – odparł Snape chłodnym tonem. – Dziewczyna będzie zachwycona, że jej oddałem książki. Zobaczysz – zapewnił.
Pani Weasley przywołała różdżką przybory do pisania i zapisała na pergaminie adres Hermiony. Severus wykrzywił usta w coś, co miało być uśmiechem i bardziej wypluł słowo „dziękuję” niż je wypowiedział.
- Jeszcze jedno – zatrzymała go Molly, gdy chciał wyjść z domu. – Idź do niej jutro. O tej porze Suzanne już śpi, więc Hermiona nie będzie zadowolona jak ją obudzisz.
- Jak sobie życzysz… – rzekł czarodziej.
Nałożył kaptur na głowę i zniknął w ciemności nocy, zostawiając zatroskaną panię Weasley sam na sam ze swoimi wątpliwościami.