Severus starał
się skupić na warzeniu Eliksiru Słodkiego Snu, ale nie był w stanie. Dłonie tak
mu drżały, że pokrojenie składników w idealnie równą kosteczkę było poza jego
możliwościami. Poderwał nerwowo głowę do góry, gdy usłyszał stukot w szybę.
Wiedział, że to kolejna sowa z wiadomością. Od ponad tygodnia dostawał po
kilkanaście dziennie. Prawie wszystkie zawierały pogróżki i obelgi. Co odważniejsze osoby, przybywały pod jego dom i obrzucały go zaklęciami oraz zgniłymi jajami. Snape przegonił już kilka zamaskowanych postaci. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że gdyby zrobił im krzywdę, to Robards znalazłby wspaniały pretekst, aby znowu umieścić go w Azkabanie.
Z napiętymi
nerwami podszedł do okna ściskając różdżkę w ręku. Ptak, który siedział na
parapecie nie był Felixem. Severus gwałtownie otworzył okno. Błysnęło zielone
światło i sowa padła martwa. Czarodziej odwiązał od jej nogi wiadomość.
Wiedział, że to kolejna z wielu, która zawierała opis jak zniszczył nadawcy
życie. Jakby to go cokolwiek obchodziło.
Przez ciebie nie mogę nawet spojrzeć w
kierunku eliksiru bez odczuwania mdłości. Nienawidziłam lekcji z tobą, byłeś
gorszym nauczycielem niż Hagrid i Binns razem wzięci. Jesteś mniej warty niż odchody
Firenzo. Harry może opowiadać jaki z ciebie bohater, ale ja wiem, że to
kłamstwo. Jesteś żałosną padliną, która zmienia strony niczym tłuczek podczas
meczu quidditcha. Tacy jak ty smażą się w piekle. Mam nadzieję, że twój koniec
będzie marny i bolesny!
Przeczytany list
powędrował na kupkę innych. Severus zbierał je wszystkie, aby mieć dowód na to,
że jest prześladowany. Ostatnia wiadomość miała lekki ton w porównaniu do
poprzednich i przez to pomyślał, że mógł nie zabijać sowy. Nie grożono mu w
niej śmiercią poprzedzoną torturami, poderżnięciem gardła, stratowaniem przez
hipogryfa, nasłaniem skrzatów domowych lub podaniem amortencji po którym zapała
uczuciem do olbrzymki. Oczywiście, żaden z autorów lub autorek nie podał
swojego imienia oraz nazwiska. Te wiadomości jeszcze bardziej utwierdzały
Severusa w przekonaniu, że musi wyjechać. Po zniknięciu Sary zaczął być nerwowy
bardziej niż zwykle. Zrozumiał, że nie ma oparcia w drugiej osobie. Reakcja
Kingsleya i jego bagatelizacja problemu tylko tego dowodziła. Musiał sobie
radzić sam.
Felix nadal nie
wrócił do domu, mimo że minęły ponad dwa tygodnie od czasu, gdy został wysłany
z listem. Jego nieobecność jeszcze gorzej wpływała na Severusa niż wiadomości
od byłych uczniów i przepełnionych nienawiścią czarodziejów. Co chwilę
analizował co mogło się stać z sową. Czyżby ktoś go schwytał? Może
niedoświadczony ptak zginął zagryziony przez jakiegoś drapieżnika? A co jeśli
Sara przebywa w dalekim kraju? W Korei albo w Japonii na przykład. Wszystkie
możliwości, które przyszły na myśl Severusowi wydawały się prawdopodobne i nie
nastrajały go to pozytywnie.
Niechciane
wiadomości były powiązane z brakiem Felixa. Snape nie mógł z jego powodu
otoczyć swojego domu silną magią ochronną. Wcześniej tego nie potrzebował,
ponieważ jego adres znało grono nielicznych osób, głównie śmierciożerców, a do
Azkabanu nikt myślący nie wysłałby pogróżek. Większość popleczników Voldemorta
zginęła podczas bitwy albo podczas łapanki. Brak zamówień na eliksiry
niespecjalnie martwiła Severusa. Kiedy Dundy wyjawił kto dał ogłoszenie do
Proroka Codziennego to wszyscy odwołali zlecenia.
Na wspomnienie
byłego współlokatora Snape zgrzytnął zębami tak mocno, że jego szczękę przeszył
ostry ból. Nadal był na niego wściekły, mimo że zrobił mu porządną awanturę i
wygarnął co o nim myśli. Użył tak dosadnych słów, że Dundy obraził się.
Zaskoczyło to Severusa, ponieważ myślał, że Amerykanin jest na tyle głupi, że
nie zauważa obelg skierowanych w jego stronę. Kiedy zorientował się, że nie
otrzymał adresu Meduzy było już za późno. Dundy znikł z głośnym trzaskiem.
Severus później pluł sobie w brodę, że nie poprosił o podanie informacji przed
urządzeniem awantury.
- Nie mogę
dłużej czekać, muszę coś zrobić – powiedział sam do siebie, gdy wyszedł przed
dom aby przetransmutować ciało sowy w kość.
Pomysł zaczerpnął
od Barty’ego Juniora, ale nie zamierzał zakopywać jej w ziemi tak jak on. Wolał
zostawić na widoku, aby bezpańskie psy ją znalazły. Kopnął gnata daleko przed
siebie i już miał wrócić do domu, gdy przeczucie powiedziało mu aby spojrzał w niebo.
Gęste, szare chmury zasłaniały słońce, a komin fabryczny prężył się dumnie na
ich tle. Severus zmrużył oczy i wpatrywał się w zbliżający się ciemny punkt.
- Sowa – mruknął
ponuro. – Pewnie kolejna wiadomość od moich fanów…
Ptak był co raz
bliżej. Snape ujrzał jego szaro - brązowe pióra i zrozumiał, że to Felix lecący
do niego z wiadomością. Ucieszony złapał ptaka i szybko wszedł do domu. Sowa
zagruchała przyjaźnie, a Severus w nagłym przypływie wdzięczności poklepał ją
po głowie.
- Dobrze się
spisałeś – pochwalił pupila podczas otwierania koperty.
Severusie,
Wiesz, że jesteś wspaniałym facetem? Wiem,
że pomógłbyś mi, ale bałam się o Twój los. Nawet czarodzieje są bezradni wobec
broni palnej, a mój prześladowca ją posiada. Za bardzo mi na Tobie zależy, abym
mogła Cię narażać na niebezpieczeństwo.
Pytałeś o mój dług. Jeśli jesteś posiadaczem
dwustu tysięcy funtów to chętnie je od Ciebie pożyczę. Jeśli nie… no cóż. Będę
pracować, aby odłożyć tę kwotę. Zdradzę Ci, że jestem w Afryce. Nie napiszę
jaki kraj, a tym bardziej miasto, ze względów bezpieczeństwa. Znalazłam nawet
przyjemną robotę.
Nie martw się o mnie i czekaj na wiadomość
ode mnie. Twoja sowa przyleciała ledwo żywa. Szkoda, aby coś jej się stało,
jest taka milusia.
Całuję,
Sara
- Dwieście
tysięcy funtów? – Severus patrzył ze zgrozą na wiadomość. - O takiej kwocie mogę
pomarzyć. Sporo odłożyłem, ale nie tyle aby mieć chociaż połowę tego! – stwierdził
fakt. – Afryka? To dlatego Felix tak długo nie wracał…
Nie miał
najmniejszych szans znaleźć Sary na tak wielkim kontynencie. Nawet po tym jak
wykreślić kraje, w których nie mówi się po angielsku zostawało zbyt wiele
możliwości. Podejrzewał, że dostała się tam za pomocą mugolskiego środka
transportu. To oznaczało przeprowadzenie śledztwa na terenie, na którym Severus
nie czuł się pewnie. Tak dawno odciął się od nieczarodziejskiego części swojego życia, że w mugolskim świecie czuł się jak przybysz z
innej planety. Wyprawy do mieszkania Sary i zakupy były bardzo stresującą
czynnością i gdyby nie jej obecność przy pierwszym razie, to pewnie by
zrezygnował ze swoich zamiarów.
- Prześladowca…
- Severus zatrzymał się przy tym wyrazie podczas ponownego czytania listu.
Jego mózg
pracował na najwyższych obrotach. Przypomniał sobie poprzednią wiadomość. Sara
pisała w nim, że narobiła długów w młodości. Istniała możliwość, że ktoś z jej
rodziny wiedział coś na ten temat. Gdyby ich odnalazł i odkrył kim jest
prześladowca, to mógłby go załatwić przy pomocy czarów i wtedy nic nie stałoby
im na przeszkodzie, aby być znowu razem. Największym problemem było dotarcie do
krewnych Sary. Severus nie wiedział jak się nazywają, ani gdzie mieszkają. Jej
matka była czarownicą, więc jej dane powinny znajdować się w Ministerstwie
Magii. Tylko, że nie miał możliwości, aby się do nich dostać. Musiałby prosić o
pomoc, a w tym momencie nie miał za bardzo kogo. Dundy się obraził, a błaganie
go o wybaczenie nie wchodziło w grę. Snape nie odczuwał także chęci, aby widzieć
się z byłymi członkami Zakonu Feniksa. Uważał, że jest całkowicie
samowystarczalny i sam sobie poradzi. Gdyby poprosił kogoś o pomoc to okazałby
swoją słabość, a tego nie mógłby znieść.
- Przecież jest
ktoś, kto mógłby mi pomóc – powiedział sam sobie Snape i uśmiechnął się
nieznacznie. – Że też nie pomyślałem…
Wstąpiła w niego
nowa nadzieja. Rzucił Felixowi karmę do miseczki, nalał wody do poidełka i
poczochrał ptaka po głowie.
- Czekaj na
mnie, muszę się gdzieś wybrać – oznajmił.
Zarzucił na
siebie pelerynę i wyruszył na spotkanie z dawno nie widzianą osobą.
***
Gilderoy
Lockhart mieszkał w szpitalu od wielu lat. Jego stan nie uległ zmianie, nawet
po podjęciu eksperymentalnej terapii. Właściwie nie pamiętał niczego i jego
największym osiągnięciem pozostało koślawe pisanie literek na listach do fanek,
których było co raz mniej. Uzdrowicielki w średnim wieku traktowały go jak
maskotkę oddziału Urazów Pozaklęciowych. Gilderoy był chłopcem w ciele
trzydziestosiedmiolatka.
- Pamiętam cię!
– wykrzyknął uradowany, gdy Severus zdjął kaptur z głowy.
- Mów, mój
gołąbeczku! – zawołała rozpromieniona uzdrowicielka, którą zaalarmował okrzyk
Lockharta.
- Piliśmy drinki
w barze Coco Banana – oświadczył Gilderoy. – Byliśmy przebrani i śpiewaliśmy
piosenki o transwestytach!
Zaskoczona
czarownica przeniosła wzrok z podopiecznego na jego gościa. Na jej twarzy od
razu pojawił się grymas głębokiej odrazy.
- No tak, po kimś takim jak ty mogłabym się
czegoś takiego spodziewać – warknęła ze złością patrząc krzywo na Severusa.
- Przecież on gada
głupoty! – Snape poczuł, że powinien się obronić. – Nigdy nie byłem z nim w
barze, ani nie śpiewałem piosenek!
- Miałem na sobie
złote majtki, a ty gorset, pończochy i buty na obcasie! – Gilderoy radośnie
kontynuował opowieść. – Dyrcio przebrany był w kostium pokojówki!
Te słowa
sprawiły, że uzdrowicielka zrozumiała, że umysł Lockharta błądzi w jemu tylko
znanym świecie. O ile mogła uwierzyć, że Snape źle się prowadzi, to nie dała
wiary w to, że Albus Dumbledore mógłby coś takiego zrobić. Obrzuciła Severusa
krótkim, badawczym spojrzeniem i spytała ze złością:
- Jaki jest cel
wizyty!?
Snape opanował
chęć rzucenia na nią klątwy i wyjaśnił, że szuka kontaktu z rodziną Gilderoya.
Zdołał wyczytać w jej umyśle, że traktuje go jak syna. Z tego powodu dodał niby
od niechcenia, że pracuje nad eliksirem przywracającym pamięć. To
zainteresowało uzdrowicielkę na tyle, że przestała warczeć chociaż nadal
pozostała nieufna.
- Czasem
odwiedza go matka… – odparła z wahaniem.
- Kiedy?
- Jak jej się
zechce – kobieta zacisnęła usta nadal mając wątpliwości co do motywacji
Severusa.
Czarodziej
momentalnie przybliżył się do uzdrowicielki i spojrzał jej głęboko w oczy. To
ją wytrąciło z równowagi i pozwoliła, aby emocje wzięły górę nad rozsądkiem.
Kontrola nad umysłem osłabła i Snape zobaczył wspomnienie jej rozmowy z panią
Lockhart dotyczącego miejsca zamieszkania. Uśmiechnął się drwiąco.
- Dziękuję za
pomoc – rzekł do oburzonej uzdrowicielki.
- Wyskoczymy
jeszcze kiedyś do Coco Banana!? – krzyknął za nim Gilderoy.
Severus nie
odpowiedział. Naciągnął kaptur na głowę, tak aby jak najmniej było widać twarz
i ruszył szybko w stronę klatki schodowej. Chciał jak najszybciej znaleźć się w
holu, aby teleportować się do wsi Pirbright położonej niedaleko miasta
Guildford.
***
Znalezienie domu
matki Sary i Gilderoya nie okazało się bardzo trudne. Severus teleportował się
w pobliżu budynku, na którym widniał napis „Lord Pirbright's Hall”. Tam zapytał miejscowego pijaczka gdzie znajdzie kościół. Zaskoczony mężczyzna wpatrywał
się w niego wybałuszonymi oczami, ale wskazał, lekko drżącą ręką, kierunek. Snape
podążył drogą i po krótkim czasie zobaczył cmentarz, a zaraz za nim obiekt
sakralny. Pani Lockhart mówiła uzdrowicielce, że niedaleko jej domu jest
kościół, którego dzwony przerywają jej drzemkę. Pastor bez problemu odpowiedział
na pytanie Severusa czy w okolicy mieszka starsza kobieta, której zachowanie
odbiega od normy. W ten sposób czarodziej poznał adres.
- Proszę,
proszę, kto mnie odwiedził – pani Lockhart otaksowała spojrzeniem Snape’a od
góry do dołu. – Wejdź – wskazała dłonią wnętrze swojego domu.
Czarodziej
przekroczył próg, ale nie wszedł do głównego pomieszczenia. Cały dom był
przesycony aptecznym zapachem. Wszystko wskazywało na to, że matka Gilderoya lubiła warzyć eliksiry.
- Chciałem…
- Najpierw
usiądź – przerwała mu czarownica i popchnęła bezceremonialnie w stronę fotela.
– Kto by pomyślał, że Severus Snape mnie odwiedzi. To musi być naprawdę ważna
sprawa związana z Gilderoyem!
- Czemu tak
sądzisz? – spytał mężczyzna.
- A czemu mam
tak nie uważać? – zdziwiła się pani Lockhart. – Tylko on jest warty uwagi.
Gdyby nie ten okropny wypadek to… - głos się jej załamał.
Severus milczał
przez chwilę jednocześnie przypatrując się czarownicy. Nie mógł nadziwić się
jak ktoś tak brzydki może mieć tak ładne dzieci. Wyglądała jak stereotypowa wiedźma
z mugolskich bajek. Posiadała długi, szpiczasty nos. Na końcu
wystającej brody miała dużą brodawkę. Rude włosy sterczały jej na wszystkie
strony i wystawały z nich gałązki oraz zioła, które musiały się tam zaplątać
podczas tworzenia eliksirów.
- Chciałem porozmawiać o Sarze – wypalił
Severus bez ogródek.
- Leniwa,
zazdrosna dziewucha. Nie chciała pomóc Gilderoyowi! - wypaliła pani domu ze
złością. – Prosiłam ją aby spróbowała mugolskich metod, ale nie! Poszła do
niego i powiedziała, że nic się nie da zrobić. Kłamała! Na pewno jej się nie
chciało!
Kobieta
nakręcała się co raz bardziej. Gdyby nie odległość jaka dzieliła ją od gościa,
to opryskałaby go śliną. Po chwili jej tyrada zaczęła obejmować drugą córkę o
imieniu Maya, oraz byłego męża. Była święcie przekonana, że wszyscy byli
przeciwko jej ukochanemu synowi. Gdy zaczęła obrażać Albusa Dumbledore’a jako
tego, który dopuścił do wypadku w Hogwarcie, Snape zabrał głos, aby jej
przerwać:
- To wszystko
wina Ronalda Weasleya i Harry’ego Pottera. To oni z nim byli w podziemiach
szkoły. Merlin jeden wie co się tam działo…
- Oni z nim byli!?
– czarownica obdarzyła gościa zdumionym spojrzeniem. – Jesteś pewien?
- Yhm – Severus
potwierdził lekkim skinieniem głowy. Każdy powód był dobry, aby nastawić ludzi
przeciwko Potterowi. – Zniknęli z Gilderoyem na kilka godzin, a gdy wrócili już
nie miał pamięci. Pewnie któryś z nich maczał w tym różdżkę.
- Nie wiedziałam
– szepnęła pani Lockhart. - Czemu to przede mną zatajono? – spytała z rozpaczą.
- To nie jedyny
postępek Pottera, który został zatuszowany. Było tego o wiele więcej…
Brzydka twarz
czarownicy najpierw wyrażała ból, ale po chwili pojawiła się na niej złość.
Dopiero po kilku minutach milczenia uspokoiła się na tyle, aby podjąć rozmowę. Obdarzyła
gościa trochę cieplejszym spojrzeniem.
- Czego chcesz
od Sary? – zapytała. - Ta dziwka jest niewarta twojej uwagi.
Severus spiął
się, gdy usłyszał jak kobieta obraża jego przyjaciółkę. Chciał powiedzieć co o
tym myśli, ale ugryzł się w język. Wolał nie denerwować czarownicy. Jeszcze
obraziłaby się jak Dundy i miałby kolejny problem.
- Czujesz coś do
niej – stwierdziła pani Lockhart z błyskiem podniecenia w oczach.
- Wcale nie! – gość
zaprotestował gwałtownie.
- Widzisz, znam
się na oklumencji – powiedziała czarownica, a na jej brzydkiej twarzy pojawił
się jadowity uśmiech. – Masz szczelnie zamknięty umysł, ale mnie nie oszukasz.
Przez całe życie wyciągałam z mojego męża i córek informacje. Minęło sporo
czasu zanim nauczyli się mi przeciwstawiać. To dowodzi, że jakaś kropelka
czarodziejskiej krwi płynęła w tym nieudaczniku – na myśl o byłym mężu
skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. – Gdy straciłam możliwość patrzenia w ich
umysły musiałam nauczyć się odczytywać drobne sygnały… tak jak to robią mugole.
Najczęściej ciało zdradza co dzieje się w głowie.
Severus od razu
rozluźnił mięśnie, ale było już za późno. Matka Sary zarechotała paskudnie,
patrząc prosto w jego oczy.
- Eileen pewnie
nie byłaby zachwycona, gdyby dowiedziała się, że jej syn zakochał się w mojej
córce - oznajmiła nieoczekiwanie. – Byłyśmy w tym samym domu, ale się nie
lubiłyśmy. Na czwartym roku nauki zarzuciła mi, że ukradłam jej gargulki - zachichotała
na widok zdumionej miny Snape’a. - Gdy się okazało, że zrobiła to Amanda Renshaw, to
nawet mnie nie przeprosiła. Miała paskudny charakter…
- Nie
przyszedłem po to abyś obrażała moją matkę – warknął Severus. – Chciałem się
dowiedzieć czy wiesz coś o długach Sary, które narobiła w młodości. Ewentualnie
czy zauważyłaś, że ktoś jej groził.
- Niestety nic
nie wiem – odparła czarownica, a w jej głosie dało się usłyszeć zawód. – Ciężko
byłoby jej coś takiego przede mną ukryć. Może to było po rozwodzie z tym… jak
mu tam…
- Michaelem.
Wiesz może gdzie on mieszka? – czarodziej próbował zdobyć choć jedną informację,
którą mógł wykorzystać w poszukiwaniach.
- Niech mu
będzie nawet Burek. Nigdy mnie nie interesowało jak się nazywa, kim jest ani
gdzie mieszka. Nie pomogę ci – odparła szczerze.
- To może Maya
coś wie?
- Może wie –
zgodziła się pani Lockhart. – Tylko, że wyprowadziła się do Kanady pół roku
temu.
- Były mąż? –
Severus uczepił się ostatniej deski ratunku.
- Wiem, że
Jonathan jest w jakimś mugolskim domu starców w Londynie albo jego okolicach.
Choruje na głowę – czarownica postukała się znacząco w czoło. - Nie słuchałam
uważnie, gdy Maya mi o tym mówiła. W każdym razie na pewno gdzieś go umieściła.
To chyba miało nazwę związaną z kościołem. Coś ze świętym…
Snape zrozumiał,
że na więcej nie ma co liczyć. Wstał i oświadczył, że musi już iść. Po drodze
do drzwi zapewnił panią domu, że jeśli odkryje eliksir przywracający pamięć to
ona pierwsza się o tym dowie. Zmusił się także do podziękowania za informacje.
- Jeśli się
dowiesz co zmalowała Sara to wpadnij do mnie z relacją. Uwielbiam ploteczki! –
zarechotała paskudnie pani Lockhart.
- Oczywiście – przytaknął Severus i uśmiechnął
się niewyraźnie.
Nie był głupi.
Wiedział, że może jeszcze potrzebować pomocy czarownicy. Z tego powodu
postanowił nie palić za sobą mostów. Jednocześnie stwierdził, że nie ożeni się
z Sarą. Zdecydowanie nie chciał mieć takiej teściowej.
***
Molly Weasley
przygotowywała kolację dla siebie i Artura, który miał za chwilę wrócić z
pracy. Kury gdakały cicho, zamknięte w kurniku. Sad szumiał poruszany marcowym
wiatrem. Nora pogrążona była w mroku, tylko w kuchni paliło się światło. Pani
domu kroiła mały chleb i wspominała czasy, gdy na kolację szły trzy duże bochenki.
Wygłodniałe potomstwo potrafiło pochłonąć w pięć minut pieczonego kurczaka,
tuzin pomidorów, kilka ogórków i sporą kostkę sera żółtego. Teraz wystarczyło,
że zrobiła kilka kanapek. Razem z Arturem nie mieli dużych potrzeb.
Trzask
towarzyszący teleportacji ożywił kury, których głośne gdakanie zaalarmowało
Molly. Machnęła różdżką i pod czajnikiem buchnął płomień. Chciała, aby jej mąż
miał gorącą herbatę. Postawiła dwa kubki przy kuchence i wsypała do nich
suszone liście. Drzwi skrzypnęły i płomienie świec zadrżały od podmuchu wiatru,
który wdarł się do domu.
- Chcesz do herbaty…
- zaczęła mówić Molly, ale nie dokończyła, ponieważ zamiast Artura stał w
kuchni ktoś, kogo wizyty się nie spodziewała. – Se… Severus! – wykrztusiła.
- Chętnie
zostałbym na herbatę i pogaduszki, ale śpieszę się – oznajmił gość odziany w
czerń. – Muszę wiedzieć gdzie mieszka Hermiona Granger.
- Chyba nie
sądzisz, że nie spytam czego od niej chcesz? – czarownica wsparła ręce na
biodrach i przeszyła Severusa wzrokiem.
- To było
oczywiste – mężczyzna wzruszył ramionami. – Jest mi potrzebna, aby uporać się z
technologią mugoli. Śmiem twierdzić, że jest z nią na zapoznana biorąc pod
uwagę jej pochodzenie – wyjaśnił.
- Zaraz wróci
Artur, on ci wszystko wyjaśni – stwierdziła Molly gasząc ogień pod czajnikiem,
który gwizdał przeraźliwie. – Zostaw dziewczynę w spokoju.
- Wątpię, aby
Artur potrafił używać tych nowych telefonów bez przewodów oraz komputera –
rzekł Severus z powagą. – Zależy mi zwłaszcza na tym ostatnim. Teraz mugole
mają sieć, dzięki której wymieniają się informacjami w ciągu jednej chwili.
Pani domu zamrugała
gwałtownie powiekami, jakby nie rozumiejąc o czym Snape mówi. Popatrzyła na
niego, a jej wzrok wyrażał niedowierzanie.
- Naprawdę mają coś takiego?
- Pewna mugolka
mi o tym powiedziała - potwierdził.
Severus bardzo
żałował, że nie słuchał uważnie Sary, a jeszcze bardziej, że nie poprosił jej o
naukę korzystania z komputera i telefonu komórkowego. Był święcie przekonany,
że nie będzie mu to nigdy potrzebne w życiu. Jak bardzo się mylił przekonał
się, gdy wyszedł od pani Lockhart. Nie miał pojęcia jak zdobyć informacje na
temat miejsca pobytu jej byłego męża.
Pierwszym
pomysłem było teleportowanie się do Londynu i odnalezienie budki telefonicznej.
Jego ojciec nie chciał mieć telefonu w domu, ponieważ uważał, że rachunki za
rozmowy to mniej pieniędzy na alkohol. To nie oznaczało jednak, że Severus był
kompletnie był odcięty do technologii. Lily posiadała telefon oraz książkę
telefoniczną. W czasie wakacji Severus namówił przyjaciółkę na zabawę
polegającą na dzwonieniu do przypadkowych ludzi i udawaniu, że są policjantami
szukających zbiegłego mordercy. To był jedyny raz kiedy namówił ją do czegoś
złego, ponieważ Petunia szybko doniosła rodzicom, co wyprawia jej siostra z
przyjacielem. Skończyło się to miesięcznym szlabanem dla Lily.
Szybko okazało
się, że znalezienie budki telefonicznej w Londynie wcale nie jest takie proste.
Mijani mugole używali telefonów komórkowych. Severus miał świadomość, że brak
mu wiedzy i umiejętności, aby z takiego korzystać. Zupełnie nie przypominały
swoich domowych odpowiedników, z którymi miał styczność. Gdy w końcu odnalazł
to czego szukał, to okazało się, że obsługa tego typu telefonu jest zagadką.
Severus stał w budce i rozpaczliwie próbował znaleźć instrukcję pomiędzy
ogłoszeniami od lokalnych prostytutek. Po kilku minutach zrezygnował, gdy rosły
młodzieniec, pochodzący najprawdopodobniej z krajów arabskich, zaczął walić w
drzwi i krzyczeć, że chce pilnie zadzwonić. Czarodziej uznał, że nie ma co
ryzykować konfrontacji i postanowił wprowadzić w życie swój drugi plan.
W czasach
młodości Snape’a komputery dopiero powoli pojawiały się w mugolskich domach. U
Sary był jeden, ale czarodziej nie miał z nim bezpośredniego kontaktu. Czasem
zerknął jak psycholog puszczała muzykę, ale nigdy nie zwrócił uwagi jak włącza
się maszynę. O możliwości wyszukania informacji dowiedział się, gdy Sara
chciała zamówić pizzę. Powiedziała, że poszuka numeru telefonu w sieci i udało
jej się to. Severus był zdziwiony, ale nie poruszył tego tematu nie chcąc wyjść
w jej oczach na kogoś, kto niczego nie wie o jej świecie. Dlatego nie dał po
sobie znać, że go to poruszyło. Z tego powodu musiał znaleźć osobę, która
umiała posługiwać się komputerem. Po przeanalizowaniu wszystkich możliwości padło
na Hermionę Granger.
- Skąd mam
wiedzieć, że nie masz wobec niej złych zamiarów? – zaatakowała Molly. – Masz
sporo rzeczy na sumieniu! – wybuchła.
- Odsiedziałem
swoje w Azkabanie! – warknął Severus w odpowiedzi. – Nie śpieszy mi się tam z
powrotem. Chcę, aby pomogła mi znaleźć pewną informację, a potem zamierzam
zniknąć ze świata czarodziejów. Wiem, że jestem tutaj niemile widziany -
parsknął wymuszonym śmiechem. – Listy od moich fanów wystarczająco mi to uświadomiły.
- Chcę ją
obronić. Hermiona sporo wycierpiała. Nie trzeba jej dodatkowych kłopotów na
głowie.
- Słuchaj Molly
– Severus zbliżył się do czarownicy. – Ona broniła mnie przed Wizengamotem i
nawet nieźle nam się współpracowało. Jakoś nie doprowadziłem jej do załamania
nerwowego, nawet rzekłbym, że to ona znęcała się nade mną – zakpił. –
Przysyłała mi do Azkabanu swoje książki. Chcę je oddać.
- Książki? –
pani Weasley wyglądała na zbitą z tropu.
- Tak, książki!
– odparł czarodziej zirytowanym tonem. – Mam ci je pokazać, abyś mi uwierzyła?
Nie jestem święty, ale naprawdę mam lepsze rzeczy do roboty niż krzywdzić
dziewczynę, która jak do tej pory była wystarczająco twarda, aby walczyć
przeciwko Sama-Wiesz-Komu! Na Merlina, kobieto, daj mi jej adres!
Molly nie od
razu się zgodziła. Skrzyżowała ramiona na piersi i nachmurzyła się. W jej
głowie toczyła się walka pomiędzy chęcią ochrony, a argumentami Severusa.
Dopiero po dłuższej chwili przemówiła:
- Dobrze, podam
ci go. Tylko miej świadomość, że jeśli się dowiem, że coś jej zrobiłeś to
podzielisz los Bellatriks!
- Jasne – odparł
Snape chłodnym tonem. – Dziewczyna będzie zachwycona, że jej oddałem książki.
Zobaczysz – zapewnił.
Pani Weasley
przywołała różdżką przybory do pisania i zapisała na pergaminie adres Hermiony.
Severus wykrzywił usta w coś, co miało być uśmiechem i bardziej wypluł słowo
„dziękuję” niż je wypowiedział.
- Jeszcze jedno
– zatrzymała go Molly, gdy chciał wyjść z domu. – Idź do niej jutro. O tej
porze Suzanne już śpi, więc Hermiona nie będzie zadowolona jak ją obudzisz.
- Jak sobie
życzysz… – rzekł czarodziej.
Nałożył kaptur na głowę i zniknął w ciemności nocy,
zostawiając zatroskaną panię Weasley sam na sam ze swoimi wątpliwościami.