poniedziałek, 22 maja 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 64 – Genialny idiota


Severus nigdy nie przepadał za słońcem. W letnie dni starał się w ogóle nie wychodzić z domu, ale nie zawsze było to możliwe. Czasami musiał zrobić zakupy w pobliskim supermarkecie i w czasie drogi, przeklinał w myślach promienie słoneczne, które sprawiały, że jego czarny ubiór i włosy stawały się nieznośnie gorące. Z pierwszym problemem poradził sobie w ten sposób, że zakupił mugolskie ubrania w innych kolorach niż zazwyczaj, czyli jasnej, ale nie jadowitej, zieleni i w gołębiej szarości. Snape nie znosił spodni, ale szata czarodzieja za bardzo rzucała się w oczy. W niej mógł paradować po domu i Pokątnej, ale na ulicy Londynu wzbudzała w przechodniach ciekawość i sprawiała, że niektórzy zaczynali bezczelne chichotać, co doprowadzało go do szewskiej pasji.
Drugi problem rozwiązał tylko częściowo. Nawet przez myśl mu nie przeszło, aby przefarbować włosy na inny kolor lub je ściąć, ponieważ uważał, że prawdziwy czarodziej nosi tylko długie. Za to wpadł na pomysł związywania ich przy pomocy gumki, którą dostał od Hermiony. To sprawiło, że wprawdzie było mu chłodniej, ale za to kosmyki włosów, które były za krótkie, aby utrzymać się w kitce, zaczęły mu opadać na twarz w najmniej dogodnych momentach. Severus zakładał je za uszy, ale one, co chwilę wybierały wolność i swobodę. W tych momentach żałował, że przyciął je do ramion. Postanowił, że zapuści włosy, aby wszystkie kosmyki dały się związać w kucyk.
Pomimo wszystkich zmian, które miały pomóc mu w przetrwaniu lata, Severus nadal był zły, gdy musiał opuścić dom. Nie wiedział, że istnieje coś takiego jak krem z filtrem i za każdym razem miał obawy, że opali się jak jakiś wieśniak. Dlatego szczerze doceniał Ignatię Wildsmith, która wymyśliła proszek i sieć Fiuu. Aby dostać się do domu Dundy’ego, nie musiał wychodzić na słońce. Wystarczył kominek, odrobina proszku i już był na miejscu.
- Wejdź, wejdź – ucieszył się Amerykanin, który założył tego dnia hawajską koszulę i beżowe spodenki. – Trafiłeś idealnie! Akurat moja żona wyjechała na kilka dni do swojej matki, a ja mam ochotę na zimne piwo!
Były mistrz eliksirów chętnie przystał na propozycję Dundy’ego. Wprawdzie wolał wino, ale w tak gorący dzień grzechem było odmówić sobie zimnego kufla pienistego trunku. Miał zamiar pobyć u Amerykanina przez jakiś czas. Jego celem było dowiedzenie się, czy udał się jego plan. Po sześciu miesiącach od wyjścia z Azkabanu zdecydował się na zrobienie brzydkiego psikusa Meduzie i Robardsowi.
-... wtedy przyszła do jego gabinetu i przekonała go do spróbowania ciasta. Nikt nie wie dokładnie jak, ale ja mam swoje domysły. Pewnie zaczęła go męczyć i gadać coś w stylu: zjedz, piekłam całą noc dla ciebie, chyba mi nie odmówisz… Wiesz, jakie kobiety potrafią być przekonujące, a zwłaszcza ona – Dundy zachichotał nerwowo, na wspomnienie nauki gotowania. – Sądzę, że Gawain się jej bał… albo pomyślał, że mugolka niczego złego mu nie zrobi, bo co miałaby zrobić? Dodać trutki na szczury czy co? Łyknął jak hipogryf fretkę i zaczęła się jatka! – czarodziej zarechotał, wyraźnie ucieszony. – Wiem od Bena Smitha, że wylecieli z gabinetu i zaczęli obwieszczać wszystkim, że się pobierają! Chłopaki od razu zrozumieli, co się stało, ale nie za bardzo dawali radę odciągnąć Robardsa od Meduzy. Przykleili się do siebie jak guma do żucia do podeszwy, a oni nie chcieli zrobić szefciowi krzywdy. Poza tym ciężko oderwać napalonego samca od samicy. Równie dobrze mogli próbować zgasić smokowi ogień w gardle… - Dundy starł z policzka łzę, która pociekła po kolejnym ataku wesołości. – Jak mamę kocham, zaraz będzie najlepsze… To, co potem zrobili… Rzucili się na siebie i pobiegli z powrotem do gabinetu. Chłopaki dopiero po dłuższej chwili zdjęli zaklęcia ochronne z drzwi. Wchodzą… – Amerykanin zaczął krztusić się ze śmiechu – wchodzą… a tam… Gawain… z opuszczonymi spodniami… Ha, ha! I ona… sukienka na cyckach… Ha, ha! Już mieli konsumować związek… ale chłopaki chyba spanikowali, bo jak nie walnęli wszyscy na raz oszałamiaczami… oprócz Meduzy i Robardsa, padło dwóch aurorów… tak to latało w powietrzu…
- I co dalej? – zapytał Severus, chichocząc. – Jak się to skończyło?
- Już… już… – Dundy starał się nabrać powietrza do płuc. – Obydwoje… to znaczy Meduza i Gawain, trafili do Munga… Tamtych dwóch dało się jakoś docucić, bo dostali mniej… Robards wrócił kilka dni później do pracy, widziałem go… czerwony na twarzy i wściekły jak Żądlibąk – zachichotał złośliwie. – Od razu wszczął śledztwo, ale nie przyniosło rezultatu. Meduza nie potrafiła powiedzieć, skąd wzięła ciasto. Pamiętała, że przed atakiem miłości do Gawaina piła lemoniadę, a potem sprawy potoczyły się szybko. Każdy w ministerstwie ma jakąś teorię, ale jak na razie nikt nie wpadł, kto to mógł zrobić.
Severus wziął spory łyk piwa i pozwolił sobie na uśmiech samozadowolenia. Wszystko, co zaplanował, powiodło się. Wiedział, że jest w kręgu podejrzanych, ale Gumochłon nie mógł mu niczego udowodnić. Każdy mógł uwarzyć lub kupić amortencję i dolać ją do lemoniady oraz biszkoptu. Snape żałował, że nie widział całej akcji osobiście, ale relacja Dundy’ego sprawiła, że odczuwał sporą satysfakcję.
- Ja to się zastanawiam Profesorku, jak ci się udało uwarzyć tak dobrą amortencję. Musiałeś oprócz diabelskich pereł dodać zgrzyn żmijowy albo korę johimby, aby zachciało im się dobrać do siebie – nieoczekiwanie wypalił gospodarz.
- To nie ja – Snape poczuł niemiły uścisk w brzuchu.
- Przecież wziąłeś ode mnie adres Meduzy i widziałem nie raz, że masz ochotę zamordować Robardsa. Nie wykręcaj się – zakomunikował poważnie Dundy. – Jesteśmy kumplami, nie wydam cię. Poza tym też go nie lubię. Robards strasznie się puszy i zarywał raz do mojej żony…
W mózgu Severusa toczyła się gonitwa myśli. Zrozumiał, że Amerykanin wcale nie jest tak głupi, na jakiego wygląda. Gdy mówił o Gawainie, z jego twarzy znikła mina, która świadczyła, że jej właściciel wolno myśli. Nie było widać głupkowatego uśmiechu. Zamiast tego, w jego oczach pojawiły się mściwe błyski zadowolenia.
- Co tak zamilkłeś? – zagadał do swojego gościa.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że tylko udajesz idiotę? – warknął Snape.
- Liczyłem, że sam na to wpadniesz – powiedział Dundy niewinnym tonem. – Tak szczerze mówiąc, to wcale mi nie zależy, aby ludzie inaczej myśleli.
- Czemu? – zainteresował się były mistrz eliksirów, chociaż podświadomie czuł, że powinien się obrazić. – Co ci po tym, że każdy sądzi, że jesteś skończonym kretynem?
- Ponieważ dzięki temu mogę więcej – wyjawił Amerykanin, mając na twarzy drwiący uśmiech. – Mogę mówić, co mi się podoba, robić co mi się podoba i prawie wszystko uchodzi mi na sucho.
- Ale wymyśliłeś – Severus prychnął z niesmakiem. – Ludzie tobą gardzą i śmieją się z ciebie. Bez sensu.
- Twoja sytuacja jest identyczna, chociaż poszedłeś w inną stronę niż ja – zripostował natychmiast Dundy. – Rzekłbym, że jednak moja jest lepsza, ponieważ nie muszę się ukrywać jak jakiś szczur w kanałach – dodał po krótkim zastanowieniu.
Oburzony Snape wstał z fotela, aby udać się do domu, ale został powstrzymany błyskawicznym ruchem ręki Amerykanina, który pchnął go z powrotem na miejsce.
- Spokojnie profesorku – oznajmił z szerokim uśmiechem. – Jako kumple możemy sobie czasem dogryźć, ale potem sobie wybaczamy. Tak jak wtedy, gdy mnie oskarżyłeś o to, że wygadałem twój adres, a ja puściłem to w niepamięć.
- To nie byłeś ty…?
- Oczywiście, że nie, ale nie dałeś mi dojść do słowa. Udaję kretyna, ale nie jestem nim, a to spora różnica.
- Ekhm, to kto to zrobił? – zmieszał się Severus.
- A bo ja wiem? Poszła plotka, może ktoś sprawdził i tak to się potoczyło… - Dundy znowu się zamyślił.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, Snape wyciągnął różdżkę i przywołał kolejne butelki zimnego piwa z kuchni. Było mu głupio, ale nie potrafił wypowiedzieć słowa „przepraszam”.
- Czemu ja? – zadał pytanie, aby zmienić temat. – Mogłeś kogoś innego wybrać na swojego… przyjaciela.
- Chciałem zdenerwować żonę i Robardsa – padła szczera odpowiedź. – Mówiłem ci kiedyś, że jesteś fajnym gościem. W Azkabanie miałem do wyboru albo ciebie, albo tych głupich smarkaczy. Wolałem towarzystwo kogoś inteligentnego.
- Mhm – mruknął Severus. – Nie mogłeś od razu tego powiedzieć? Denerwowałeś mnie swoją paplaniną!
- Nie odzywałeś się, to ja musiałem zadbać, aby nie było ciszy – Dundy zachichotał. – Co do twojego pierwszego pytania: już tak długo udaję, że nie potrafię inaczej. Zaczęło się od wczesnego dzieciństwa. Babka od strony ojca ciągle mi powtarzała, że jestem głupi, więc zacząłem dopasowywać się do jej słów. Szybko odkryłem, że dzięki temu nikt w szkole nie wymaga ode mnie dobrych stopni. Mogłem podejść do każdej dziewczyny i zacząć ją bajerować swoją gadką. Nie uwierzyłbyś, ile lasek na coś takiego leci! Mam stały schemat i ponad połowa daje się na to złapać…
Jego słowa sprawiły, że w głowie Severusa pojawiła się pewna myśl. Miał problem z Granger i nie miał do kogo się zwrócić.
- Szczerze podziwiam cię, że tyle wiesz o kobietach. Ja jestem w tych sprawach beznadziejny… - oznajmił.
- Nie przesadzaj. Do dzisiaj się zastanawiam jakim cudem wyrwałeś psycholog.
- Było, minęło – powiedział Snape, siląc się na obojętność. – Teraz mam problem z moją współlokatorką. Kingsley umieścił mnie u niej, aby pomagała mi wrócić do naszego świata…
- Młoda? – przerwał mu gospodarz.
- Młodsza o dwadzieścia lat… ale…
- Możesz śmiało ją brać. Moja żona jest młodsza ode mnie o dwadzieścia cztery.
- Ja wcale nie zamierzam jej brać! – Severus wyraził gwałtowny sprzeciw.
- Ma faceta?
- Nie ma, ale…
- To na co czekasz? – usta Dundy’ego rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- AŻ MI DASZ DOKOŃCZYĆ! – ryknął Snape, dysząc ciężko. – Przestań być kretynem! Ja tu potrzebuję twojej pomocy!
Amerykanin jak zwykle nic nie zrobił sobie z wybuchu złości byłego mistrza eliksirów. Kiwnął głową i pociągnął łyk piwa, dając do zrozumienia, że jest gotowy wysłuchać co go gryzie. Severus uspokoił się i zaczął opowiadać o wydarzeniach, które sprawiły, że ma problem. Jednocześnie zmienił imię czarownicy z „Hermiona” na „Hayde” oraz pozmieniał pewne szczegóły. Mimo wszystko nadal nie ufał Dundy’emu na tyle, aby wtajemniczać go w kluczowe niuanse. Amerykanin wysłuchał go uważnie, kiwając w odpowiednich momentach głową.
- Czego tak naprawdę ode mnie oczekujesz? – zapytał, gdy Severus umilkł.
- Sam nie wiem – mruknął Nietoperz z Lochów. – Znasz się na kobietach. Powiedz mi, co z nią robić.
- Najlepiej bzykać! Ha, ha! – zarechotał rubasznie Dundy.
Snape prychnął z niesmakiem. Chciał, aby Amerykanin pomógł mu zrozumieć, co siedzi w głowie dziewczyny, a nie dawał mu porady rodem z tanich pornosów.
- Jeśli dobrze rozumiem, to chciałeś, aby ta cała Hayde zachowywała się normalnie, tak?
- Tak.
- To w czym problem? Przecież zachowuje się normalnie.
- I o to właśnie chodzi – oznajmił Snape. – Zbyt normalnie. Ona… tak jakby… - szukał odpowiedniego określenia, które materializowało się w jego umyśle, ale nie mógł po nie sięgnąć - … ja jej nie wierzę! – oświadczył po chwili. – Znam tę dziewczynę od dawna. To nie w jej stylu. Obserwowałem ją przez cały ten czas, a ona nic!
Dundy podrapał się po swojej gęstej czuprynie i zmarszczył czoło.
- Powiem ci, że dawno nie spotkałem faceta, który tak naprawdę nie wie, czego chce.
- Ja tak nie uważam – mruknął Severus.
- Coś mi mówi, że chciałbyś, ale się boisz. Najlepiej, aby ona sama padła ci do stóp i wielbiła cię.
Snape już miał ochotę zaprotestować, gdy wizja Dundy’ego zmaterializowała się w jego umyśle. Zobaczył siebie i Hermionę w bibliotece, czytających książki. On siedzący na kanapie, a ona leżąca na puchatym dywanie, zerkająca i uśmiechająca się do niego. Do tego cichy śpiew dobiegający z radia, usługujące im skrzaty domowe oraz mnóstwo unoszących się świec we wnętrzu dworu rodziny Prince. Ten obraz był tak samo pociągający, jak nierealny. Severus doszedł do wniosku, że równie dobrze mógłby wyobrazić sobie na jej miejscu rosyjską księżniczkę albo seksowną czarownicę siedzącą na wypchanym testralu.
- Nie rozśmieszaj mnie – zakomunikował.
- Co ci szkodzi? Będziesz miał wypolerowaną różdżkę, wygrzane łóżeczko przed pójściem spać i ogarnięty dom. Same plusy – argumentował Dundy. – Przecież nie musisz jej kochać. Jedyne, na co radziłbym uważać w takim przypadku, to zabezpieczenie. Lepiej osobiście warzyć eliksir, bo skończysz jak ja – westchnął i zerknął na zdjęcie stojące na kominku, które przedstawiało przystojnego mulata.
- Nie miałbym z tym problemu – wymamrotał Snape.
- Ty nie. Ja zaufałem kobiecie. Różdżkę dałbym sobie złamać i co? Musiałbym kupić nową – Amerykanin oświadczył ponuro. – Dlatego w Afryce przeszedłem mugolski zabieg, po którym nie będę miał więcej dzieci. Moja żona może sobie udawać, że pije eliksir, ale nic z tego nie będzie – zarechotał złośliwie.
Severus posłał mu zdumione spojrzenie. Kto by pomyślał, że ten człowiek potrafi aż tak udawać.
- Nie mam ochoty bawić się w takie rzeczy – oznajmił gospodarzowi. – Nie potrzebuję kobiety. One oznaczają kłopoty, a ja wolę zająć się pracą. Zamierzam ignorować Hayde, jak już wróci z wakacji.
- Rób, co chcesz – Amerykanin wzruszył ramiona. – Wiem, że sporo przez to stracisz, ale to twoje życie.
Snape był przekonany, że Dundy się myli. Nie wiedział, że życie z Hermioną oznaczało kontakty z Potterem i resztą osób, których były mistrz eliksirów nie znosił. To przeważyło szalę na niekorzyść dziewczyny.

***

Hermiona wróciła z Francji bardziej zestresowana niż wtedy, gdy wyjeżdżała. Przez kilka dni po powrocie, drżała z niepokoju, obawiając się, że najgorszy koszmar jej rodziny się spełni. W tym czasie przestała zauważać Severusa. Nie interesowało jej, co robił, nie jadła przygotowanych przez niego potraw, ani nie zwracała uwagi, jeśli minęła go w biegu. Jej myśli zaprzątnięte były troską o matkę.
- Błagam, niech się okaże, że to nie białaczka… nie białaczka… - modliła się w myślach, gdy została w domu rodziców, aby zająć się Suzanne.
Czas, który minął od ich wyjazdu do powrotu, zdawał się wiecznością. Hermiona podskakiwała, gdy tylko słyszała przejeżdżający koło domu samochód. W ogóle nie mogła się skupić na zabawie z siostrą, dlatego włączyła dziewczynce bajki w telewizji, a sama siadła przy oknie i wypatrywała rodziców. Dłonie bolały ją od nerwowego zaciskania, a w głowie huczało. Strach pogłębiał się z każdą minutą i o mało co nie zemdlała, gdy rodzice zaparkowali przed domem.
- Mama, tata! – zawołała radośnie Suzanne i pobiegła się przywitać.
Hermiona podążyła za nią na drżących nogach. Rodzice uściskali najmłodszą pociechę, uśmiechając się do niej, ale czarownica nie dała się nabrać. Poczuła, jakby jej serce ścisnęła się żelazna dłoń. Wiedziała, co jej matka powie, gdy ojciec zaprowadzi Suzanne do drugiego pokoju.
- Na Merlina… nie… - wychrypiała z trudem.
- Mam to samo co moja mama – powiedziała pani Granger ze smutkiem w oczach.
Czarownicę przeraziły jej słowa. Babcia zmarła na ostrą białaczkę szpikową po dość krótkiej walce. Hermiona poczuła, że łzy zaczynają jej płynąć po twarzy. Podskoczyła do matki i uściskała ją mocno, najmocniej jak mogła.
- Nie pozwolę ci umrzeć… znajdę sposób… magiczny czy mugolski, nieważne… na pewno znajdę sposób, aby cię uratować… - z jej gardła wydobył się szept, przerywany łkaniem.
Udawanie przed Suzanne, że wszystko jest w porządku, okazało się bardzo trudne. Każdy robił dobrą minę do złej gry i nie mógł doczekać się, aż dziewczynka pójdzie spać. Dopiero wtedy Hermiona zaczęła rozmawiać z rodzicami. Głównie na temat co przewidują w najbliższej przyszłości. Omówili sposoby leczenia, które przedstawił lekarz pani Granger. Dziewczyna bez wahania zadeklarowała, że zostanie dawcą szpiku kostnego oraz zamieszka ponownie z rodziną, a jeśli będzie trzeba, zrezygnuje z pracy, aby zająć się siostrą.
- Na pierwsze odpowiedź brzmi: tak, na drugie oraz trzecie: nie – oznajmił ostro pan Granger. – Nie pozwolę ci zrezygnować z pracy. Suzanne po wakacjach pójdzie do prywatnego przedszkola. Jutro dowiem się, czy znajdę dla niej jakieś miejsce. Jeśli nie, to zatrudnię nianię.
- Czemu nie mogę z wami zamieszkać? – zdenerwowała się Hermiona.
- Właśnie, o co ci chodzi? – zdziwiła się jej matka.
- O to, że chcę, aby Suzanne miała miejsce, gdzie będzie szczęśliwa.
Hermiona i pani Granger wymieniły zdumione spojrzenia. W tym momencie nie były w stanie pojąć logiki swojego ojca i męża.
- Dziewczyny, myślcie… - jęknął. – Nie chcę myśleć o najgorszym… - westchnął – ale nadal mam w pamięci, co się stało z teściową… Naprawdę sądzicie, że widok wymiotującej i łysej po chemioterapii Jean będzie dla Suzanne dobrym wspomnieniem z dzieciństwa? Nie widziałaś babci Hermiono, zmarła, gdy byłaś w Hogwarcie i jestem szczęśliwy z tego powodu – zwrócił się do córki.
- A Snape? Jego wspomnienie będzie odpowiednie dla niej? – oburzyła się starsza z kobiet i wydmuchała nos w chusteczkę.
- Przekonał mnie do siebie – wyjaśnił jej mąż. – Dzięki niemu Hermiona zaczęła się leczyć. Przecież nam mówiła…
- Ale mnie nie przekonał! – warknęła pani Granger.
Hermiona zdecydowała, że nie ma co pognębiać nerwowej atmosfery. Wyczuła, że jej mama jest przerażona i zrozpaczona.
- Będzie dobrze, zobaczysz – oznajmiła czarownica i położyła swoją dłoń na jej dłoni. – To, o czym teraz mówimy, to ostateczność. Nie rzucę pracy, ale oświadczę Mafaldzie, że nie zgadzam się na nadgodziny. Przedszkole, tak czy siak, jest dobrym pomysłem, ponieważ Suzanne przyda się socjalizacja. Dzięki temu to ja będę się nią zajmować po robocie, nie Severus.
- Nie podoba mi się to, ale chyba nie ma innego wyjścia – powiedziała pani Granger smutnym tonem.
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy – oświadczyła Hermiona. – Jutro muszę być w pracy, a jest już prawie północ – wzięła do ręki torebkę i przywołała kluczyki do samochodu.
Wracając do domu, zastanawiała się, czy istnieją eliksiry albo zaklęcia, które mogą pokonać białaczkę. Hermiona przeczytała wiele książek, ale była pewna, że nie natknęła się na taką informację. Na mugoloznastwie nie było mowy o leczeniu mugoli przy pomocy magii. Uznała to za bardzo duże przeoczenie w programie nauczania.
- Czemu wracasz tak późno? – ostry ton Severusa i nagłe zapalenie lampki w salonie, spowodowało, że Hermiona podskoczyła ze strachu.
- A ty czemu… siedzisz… w ciemnościach? – zadała pytanie, próbując jednocześnie uspokoić oddech.
- Przypadkowo zasnąłem podczas oglądania filmu – odparł błyskawicznie.
Hermiona nie uwierzyła mu. Snape nie wyglądał, jakby przed chwilą spał. Dlatego postanowiła nie odpowiadać na jego pytanie i ruszyła w stronę schodów. Okazało się to niemożliwe, ponieważ mężczyzna zagrodził jej drogę.
- Co się dzieje? Przestałaś jeść i zaczęłaś wyglądać, jakbyś była zmuszona codziennie pić Eliksir Szkiele-Wzro. Tak samo było podczas twojej choroby.
- Chcesz wiedzieć? Naprawdę, chcesz wiedzieć!? – zapytała ze złością, patrząc prosto w jego czarne oczy. – Moja matka umiera, a ja muszę znaleźć sposób, aby ją uratować, jeśli mugolskie sposoby nie pomogą! – wyrzuciła z siebie, próbując wyminąć współlokatora.
- Co jej jest? – zadał pytanie ze spokojem, jednocześnie łapiąc ją za ramiona i przytrzymując.
Dziewczyna poczuła, że jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie wiedziała, czy to z powodu nerwów, jego dotyku, czy tego, co miała zamiar powiedzieć. To nie było przyjemne uczucie.
- Białaczka – pisnęła i zwiesiła głowę.
- Przykro mi – powiedział to tonem, który wskazywał, że niczego takiego nie czuje.
Hermiona stała przez chwilę bez ruchu, czekając aż Severus ją puści, ale sekundy mijały, a on nadal trzymał jej ramiona. Powoli podniosła wzrok i powróciło do niej przeczucie, że on na coś czeka. Tylko że nadal nie wiedziała na co.
- Ekhm – odchrząknęła i już miała zamiar poprosić, aby ją puścił, gdy przyszedł jej do głowy lepszy pomysł. – Wiesz, czy mugoli można leczyć przy pomocy eliksirów i magii? – zadała pytanie.
Severus zamyślił się.
- Z tego, co pamiętam to nie – przemówił po chwili.
- Jak to? – Hermiona poczuła, że kolana uginają się pod nią.
Zachwiała się i gdyby nie Snape, padłaby na podłogę. Spojrzała na niego, a on zrobił minę, jakby przestraszył się, że ją dotyka. Puścił ją, a ona powoli osunęła się po ścianie na podłogę.
- Czemu czarodzieje pokroju Mundungusa nie tworzą eliksirów i nie sprzedają mugolom? – zapytał lodowatym tonem. – Dlaczego mugole nie tworzą własnych?
- Nie wiem – jęknęła czarownica płaczliwie, dziwiąc się jednocześnie, jak bardzo zmieniła się postawa Severusa w ciągu kilkunastu sekund.
- Ponieważ większość eliksirów jest dla nich trująca – wyjaśnił wyniośle mężczyzna, patrząc na nią z góry.
- Ale część na nich działa! – zauważyła dziewczyna.
- Słuchaj Granger, nie jestem uzdrowicielem, ale wiem, że tu chodzi o ilość. Gdyby mugol wypił Wywar Tojadowy, to błyskawicznie pożegnałby się ze światem. Za to wystarczy kilka kropel amortencji, aby wzbudzić zauroczenie. Musiałabyś dotrzeć do kogoś, kto leczy w Świętym Mungu, aby dowiedzieć się wszystkiego.
- A co z czarami? Przecież czasem leczą tam mugoli.
- Coś mi się wydaje, że im więcej magii, tym bardziej niszczony jest ich mózg.
Hermiona w ciągu kilku dni zdążyła przeczytać sporo na temat białaczki i wiedziała, że gdyby chciała pomóc mamie, to musiałaby usunąć z jej organizmu zainfekowaną krew i szpik kostny, a potem stworzyć wszystko od nowa. Jeśli wierzyć Severusowi – coś takiego zabiłoby ją.
- Długo zamierzasz tak siedzieć? – jego głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Nie – odparła słabym głosem.
- To marsz do łóżka – rozkazał, stając nad nią, jak kat nad hipogryfem. – Zanim się położysz dam ci Eliksir Słodkiego Snu.
Dziewczyna mruknęła coś niewyraźnie, ale nie ruszyła się z miejsca. Dopadł ją stan, który dobrze znała. Zaczęło być jej wszystko obojętne. Nie potrzebne jej łóżko, równie dobrze może spać na kanapie. Po co ma pić eliksir? To tylko pogłębi jej problem. Przecież w nocy może szukać sposobu na uleczenie mamy.
- O nie – usłyszała zdecydowany głos i poczuła, że Severus łapie ją za łokieć i zmusza do wejścia po schodach. – Nie życzę sobie powtórki z rozrywki. Jeśli masz mieć znowu depresję, to ja już wolę pomóc ci w poszukiwaniach lekarstwa dla matki – powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Pomożesz mi? – oczy czarownicy rozszerzyły się ze zdumienia. – Naprawdę mi pomożesz? – powtórzyła pytanie, zatrzymując się gwałtownie na korytarzu.
- Na Slytherina, Granger, opamiętaj się! – warknął, gdy na nią wpadł. – Skoro tak powiedziałem, to tak będzie!
- Dziękuję! – wykrzyknęła uradowana i pobiegła przygotować się do spania.

***

- Masz – podał jej buteleczkę, gdy wyszła z łazienki. – Wypij.
Skinęła głową i zniknęła za drzwiami sypialni. Severus poszedł do siebie, ponieważ nie chciał czekać na korytarzu.  Odkąd Hermiona wróciła z wakacji, nic nie szło po jego myśli. Miał ją ignorować, ale ona od wejścia do domu z bagażami, zaczęła traktować go jak powietrze i nie wytrzymał. Zaczął ją obserwować, podejrzewając, że jest jeszcze obrażona przez kłótnię przed wyjazdem do Francji. Szybko zrozumiał, że coś ją trapi, ale nie odważył się, zapytać ją o to. Założył, że to miało związek z nocną wizytą Pottera, ale okazało się, że się bardzo pomylił.
- Niepotrzebnie zaoferowałem jej pomoc – oznajmił sam sobie. – Wpadłaby w depresję, potem bym ją z niej wyciągnął, a teraz muszę dowiedzieć się, czym właściwie jest ta białaczka.
Kiedyś, dawno temu, słyszał tę nazwę, ale nie potrafił skojarzyć jej z chorobą. Na pewno było to coś zagrażającego życiu. Severus się zastanawiał, jak szybko powoduje zgon i czy jest trudna do wyleczenia. Wątpił, aby magia mogła coś zdziałać na tym polu.
Dopiero koło drugiej w nocy wyszedł ze swojego pokoju, aby sprawdzić, czy dziewczyna wypiła eliksir. Uchylił drzwi do niej i odkrył, że za nimi panuje ciemność. Zapalił żyrandol na korytarzu, aby choć trochę oświetlić jej pokój i ruszył przed siebie. Hermiona leżała na plecach w koszuli nocnej, kołdra zsunęła się na podłogę. Severus pewnym krokiem zbliżył się do niej i wydedukował, że wypiła eliksir. Buteleczkę ściskała w dłoni i czarodziej musiał użyć trochę siły, aby ją wydostać.
- Posłuchała się mnie – pomyślał, a jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu pełnym zadowolenia.
Objął wzrokiem ciało dziewczyny. Musiał przyznać, że od ostatniego razu, gdy widział ją leżącą na łóżku, zaokrągliła się w przyjemny dla oka sposób. Severus sprawdził to wcześniej, dzięki zmysłowi dotyku, ponieważ nie obił się o kości, gdy udawał jej mężczyznę przed synem sąsiadów. Nagle poczuł, że ma ochotę znowu tego doznać. Wyciągnął nieśmiało rękę w stronę Hermiony i delikatnie wygładził koszulę nocną na jej udzie.
- Co ja najlepszego wyprawiam!? – skarcił się w myślach, przerażony własnymi pragnieniami. – Dundy! Ty idioto! Przez to całe twoje gadanie przestałem się kontrolować!
Opuścił pokój czarownicy, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim i w przeciwieństwie do niej, spędzić bezsenną noc pogrążony w rozmyślaniach.

poniedziałek, 15 maja 2017

Rozdział 63 – Wakacje


- Na Merlina! Przestań mówić o nim z takim zachwytem! Brzmisz jakbyś była w nim zakochana – oznajmiła nieoczekiwanie Ginny.
- Nie bądź głupia! – fuknęła Hermiona obrażonym tonem. – Ja zakochana w Severusie? Nie oberwałaś przypadkiem tłuczkiem w głowę podczas dzisiejszego treningu? – zachichotała złośliwie.
- Mówię prawdę – na twarzy rudowłosej pojawił się grymas niezadowolenia. – Dawno nie słyszałam, abyś mówiła o kimś lub o czymś z takim przejęciem.
- Uważam, że mocno przesadzasz!
- Masz rację. Zapomniałam, że miesiąc temu miałaś identyczny ton, gdy się podniecałaś, że skrzaty domowe zakładają związki zawodowe…
W odpowiedzi Hermiona naburmuszyła się i pomieszała wściekle rurką w swoim shake’u truskawkowym. Spotkała się z Ginny w Holyhead, aby poinformować ją o wydarzeniach z zeszłego tygodnia. Chciała spędzić z przyjaciółką trochę czasu przed wyjazdem z rodzicami do Francji. Okazało się to trudnym zadaniem. Quidditch nie pozwalał Ginny na siedzenie w domu i plotkowanie. Musiała brać udział w morderczych treningach i wyjazdach na mecze. Z tego powodu Hermiona musiała teleportować się do Holyhead. Umówiły się, że pójdą do mugolskiej knajpy, ponieważ wiedziały, że tam znajdą ciszę i spokój. Ginny ciężko było odpędzić się od fanów, którzy nadal mieli na jej punkcie świra.
- Źle to odebrałaś – powiedziała Hermiona, gdy się uspokoiła. – Niczego do niego nie czuję poza wdzięcznością. Pomógł mi i ja to doceniam. Odkąd ze mną zamieszkał, widzę zmiany, które w nim zachodzą. Uwierz mi, on powoli przestaje być Nietoperzem z Lochów.
- Tak, Harry też tak mówił – odparła Ginny, żując frytkę w ustach. – Wspominał też, że Snape wdaje się w bójki i romanse w Azkabanie, zadaje z największym kretynem w Ministerstwie Magii, wprasza się do ciebie na chama oraz straszy twoich sąsiadów swoim mrocznym jestestwem – wyliczyła zajadłym tonem.
- Zapominasz, że oddał mi książki, zajmował się Suzanne, gotował nam, był iskrą, która sprawiła, że zaczęłam się leczyć oraz zrobił awanturę sąsiadce, która mnie zaatakowała.
- Nie przekonasz mnie. Nie ufam mu na tyle dalece, jak rzucam, a w ostatnim meczu trafiłam kaflem w pętlę z połowy boiska. On na pewno ma w tym jakiś cel. Te słowa, które wykrzyczał sąsiadce to pewnie były kłamstwa – oznajmiła twardo narzeczona Harry’ego. – Uważam, że niepotrzebnie się zachwycasz i za bardzo zaangażowałaś się w udzielanie mu pomocy.
- Nie widziałaś go – sprzeciwiła się Hermiona. – Mówił to z takim przejęciem… to brzmiało, jakby słowa płynęły prosto z jego serca – na twarzy czarownicy pojawiły się rumieńce w bardziej intensywnym kolorze niż truskawki w jej shake’u. – Zdaje mi się, że on naprawdę tak uważa.
Ginny rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie, które mówiło, że martwi się o stan jej zdrowia psychicznego.
- Nie przekonasz mnie – powtórzyła. – Nie jestem Harrym. On może sobie wierzyć, że Snape się zmienił. Ja uważam, że powinnaś porzucić ten niezdrowy entuzjazm, zanim będzie za późno.
- Na co za późno? – spytała jej przyjaciółka zaskoczonym tonem.
- Zanim się naprawdę zakochasz – mruknęła Ginny i pociągnęła spory łyk shake’a czekoladowego. – Radzę ci: wyrzuć go z domu albo się wyprowadź. On jest niebezpieczny.
Hermiona przygryzła wargę i wbiła wzrok w stół. Była zawiedziona i rozdrażniona. Myślała, że Ginny pośmieje się z relacji przebiegu nauki francuskiej wymowy Severusa, a potem doceni jego przemianę. O ile pierwsza część planu poszła bez problemów, o tyle druga była porażką. Narzeczona Harry’ego nie dopuszczała do siebie myśli, że Snape mógł okazać ludzkie odruchy. Na dodatek insynuowała, że jej przyjaciółka się w nim zakochała. To było dla Hermiony tak absurdalne i pozbawione podstaw oskarżenie, że zastanawiała się, czy nie wyjść z knajpy bez słowa.
- Kiedyś byłaś pod wrażeniem, że go oswoiłam – zaatakowała przyjaciółkę.
- To było dawno temu – burknęła Ginny. – Sytuacja się zmieniła.
- Co masz na myśli?
- Nic. Po prostu przestań wierzyć w to, że jest dobrym człowiekiem i robi cokolwiek bezinteresownie.
Znowu zapadła krępująca cisza. Rozczarowanie postawą Ginny było ciężkie do zniesienia dla Hermiony. Postanowiła zmienić temat, aby nie podsycać nerwowej atmosfery. Nie chciała pokłócić się z przyjaciółką, tylko dlatego, że ta miała odmienne zdanie na temat jej współlokatora.
- Ykhm – odchrząknęła. – Co u Harry’ego? Ostatnio rzadko go widzę w ministerstwie…
- To dlatego, że Robards ciągle wysyła go w teren – wyjaśniła Ginny. – Utrudnia Harry’emu życie, jak tylko się da. Nie chce mu pozwolić, aby zajął się sprawą Rona.
- Nie dziwię mu się – oznajmiła Hermiona i w myślach pochwaliła Gawaina. – Harry powinien zająć się swoją pracą.
- Mogłabyś w końcu przyjąć do wiadomości, że Ron został wrobiony – wypaliła gwałtownie rudowłosa. – Ktoś podszył się za Clarę i go uwiódł! On strasznie cierpi. Wiem, że nadal cię kocha...
- Wiesz, że nie chcę o tym słyszeć!
- Porozmawiaj z nim. Raz. Tylko raz! – zaczęła błagać przyjaciółkę Ginny.
- Nie! – warknęła Hermiona.
Nie miała najmniejszego zamiaru spotykać się z Ronem, mimo że wiedziała o jego sprawie. Rita wywęszyła, że najmłodszy Weasley wrócił do domu i opisała wszystko w swoim artykule. To spowodowało falę pytań, na które w większości dziennikarka znalazła odpowiedzi. Amerykanie byli skłonni do zwierzeń i niewiele obchodził ich los Rona, a Kingsley Shacklebolt nie zdołał zapobiec publikacji materiału. W ten sposób Rita zrzuciła Dafne Greengrass z tronu, który przysługiwał „królowej plotek”. Hermiona dowiedziała się wszystkiego od Astorii, która opowiadała, że jej siostra prawie gryzie ściany ze złości. Przeczytanie wypocin dziennikarki nie sprawiło, że czarownica zmieniła zdanie o Ronie. Uważała, że zasłużył na to, co go spotkało.
- Severusowi okazałaś więcej zrozumienia, niż na to zasługuje, ale gdy ja proszę, abyś poświęciła chwilę mojemu bratu, to ty odmawiasz! – zauważyła Ginny ze złością, mnąc serwetkę.
- On nie upokorzył mnie publicznie i nie zabił mojego dziecka! – wykrzyknęła Hermiona, zrywając się gwałtownie z krzesła.
Mugole siedzący przy sąsiednich stolikach przerwali jedzenie i zaczęli zerkać ciekawie na dziewczyny. Ginny dyszała ciężko. Była czerwona ze złości, a jej oczy ciskały błyskawice.
- Nie zrobił tego specjalnie… - wysyczała przez zęby.
- Nie obchodzi mnie to. Nie spotkam się z nim – oświadczyła ostro Hermiona i rzuciła na stolik kilka funtów. – Nie zamierzam także wysłuchiwać twoich argumentów. Idę do domu. Jeśli chcesz mnie zobaczyć, to jestem w Anglii do piątku – rzekła do przyjaciółki, obróciła się na pięcie i wyszła szybkim krokiem z lokalu.

***

Harry nie był zadowolony, gdy dowiedział się, co zaszło pomiędzy jego narzeczoną i Hermioną. Uważał, że Ginny za bardzo pośpieszyła się z propozycją spotkania. Ani jedno, ani drugie nie było gotowe, aby spokojnie ze sobą porozmawiać, a co dopiero wybaczyć. Powiedział to swojej drugiej połówce, a ona obraziła się na niego i oświadczyła, że kompletnie nie rozumie powagi sytuacji. Chciała, aby wyrzucił Snape’a z domu Hermiony, zanim ona się w nim na dobre zakocha. Nalegała, aby przestał mu wypłacać pieniądze, a gdy powiedział, że tego nie zrobi, to Ginny wyprowadziła się do Nory.
Młodego aurora zirytowało zachowanie narzeczonej. Pomysł, że Hermiona mogła zakochać się w Snape’ie, był co najmniej śmieszny. Był pewny, że doceniała jego opiekę nad nią i to wszystko. Miał świadomość, że jego przyjaciółka już raz okazała pociąg do dużo starszego mężczyzny, ale ciężko było porównać  Severusa z Gawainem. Szef Harry’ego był energiczny, przystojny – nie jedna czarownica w ministerstwie starała się go poderwać, szarmancki oraz pewny siebie. O Snape’ie nie dało się tego samego powiedzieć. Owszem, Harry zauważył, że zaczął częściej myć włosy i wyglądał nawet elegancko w mugolskim płaszczu, ale nadal pozostał odpychający i zimny. Hermiona na pewno nie mogła uznać kogoś takiego za atrakcyjnego. Pomysł Ginny, aby ponownie zeswatać ją z Ronem, zanim będzie za późno, był najgłupszym z możliwych.
- Witam panie pro… - zaczął mówić Harry, gdy Snape otworzył i bez słowa zamknął mu drzwi przed nosem.
Nastała noc, gdy chłopak postanowił przyjechać na motorze Syriusza do Hermiony, aby przeprosić ją w imieniu Ginny.  Obydwie czarownice bardzo się lubiły i przez wszystkie lata były bardziej jak siostry niż koleżanki. Harry nie chciał, aby straciły ze sobą kontakt. Kiedyś wierzył, że razem z Ronem, staną się jedną, wielką rodziną. Tak się jednak nie stało. Rozpad ich paczki był bardzo bolesną sprawą. Harry dałby wiele, aby powróciły dawne dni. Jednocześnie rozumiał Hermionę. Wiedział, że Ron zranił ją tak bardzo, że miną lata, zanim mu wybaczy.
- Severus powiedział mi, że tu jesteś. Czego chcesz? – zapytała Hermiona nieufnie, gdy wyszła przed dom w szlafroku i bamboszach.
- Słyszałem, że się pokłóciłaś z Ginny.
- Yhym – przytaknęła czarownica.
- Chcę, abyś wiedziała, że jestem po twojej stronie – zapewnił ją szybko Harry. – Ginny przesadziła. Nie powinna cię była namawiać na spotkanie z Ronem.
- Nie powinna – Hermiona zgodziła się z przyjacielem.
- Myślę, że się myliła co do ciebie i… wiesz kogo. Nie wierzę, że moglibyście… - zawiesił głos, ponieważ nie miał pewności, że Snape nie podsłuchuje.
Widocznie Hermiona pomyślała o tym samym, ponieważ zamknęła za sobą drzwi i wskazała głową wejście do garażu. Harry posłusznie poszedł za nią. Czarownica zapaliła światło i zamknęła wejście do pomieszczenia. Następnie powiedziała: Muffliato i odwróciła się do przyjaciela.
- Ona kompletnie oszalała – warknęła. – Mam nadzieję, że nie będzie powtarzać tych głupot innym. Nie zakochałam się w Severusie!
- Wiem, wiem – starał się uspokoić ją Harry. – Ona chciałaby, aby było tak jak kiedyś. Kiedy trzymaliśmy się we czwórkę. Ja, ty, Ginny i Ron…
Na twarzy Hermiony pojawił się grymas bólu.
- To niemożliwe – wyszeptała.
- Przebaczysz jej, jeśli cię przeprosi?
- Mhm, pewnie tak – odparła czarownica z pewną dozą niepewności. – Jeśli naprawdę będzie żałować…
- Spróbuję ją przekonać, że się myli, ale wiesz, jaka jest uparta. Gdy jej powiedziałem, że przesadziła, to się obraziła i wyprowadziła do rodziców.
- No tak – westchnęła Hermiona.
- Na pewno nie dałaś jej podstaw, aby sądziła, że ty i Snape…?
Przyjaciółka szybko streściła Harry’emu przebieg rozmowy. Mówiła spokojnie, nie wykazywała większych zachwytów. Gdy opowiadała o zmianach w zachowaniu Snape’a, nie sprawiała wrażenia podekscytowanej. Była jak profesor, który przekazuje wiedzę uczniom.
- Co było dalej? – zadał pytanie Harry. – Czy po akcji z sąsiadką coś się między wami zmieniło?
- No cóż… – odparła Hermiona po namyśle. – Wiedziałam, że nie będzie zadowolony z tego, że stracił panowanie nad sobą, dlatego postanowiłam, że będę traktować go normalnie. Nie okazywałam mu jakiejś szczególnej wdzięczności, ale też nie chciałam, aby poczuł się niechciany. Jestem dla niego miła, ale w granicach rozsądku…
- Co on na to?
- Następnego dnia sprawiał wrażenie zadowolonego, że wszystko jest po staremu. Zachowywał się normalnie. To znaczy: znowu zaczął przebywać w swoim pokoju i prawie się do mnie nie odzywał. Jednak od kilku dni znowu przesiaduje w salonie i w kuchni oraz… - czarownica zawiesiła głos.
Harry zachęcił ją gestem, aby wydusiła z siebie dalszą część zdania. Hermiona przymknęła oczy i zrobiła głęboki wdech.
- Zdaje mi się, że on ciągle na mnie patrzy. Już kilka razy złapałam go na tym, że odwracał szybko wzrok. To trochę dziwne i krępujące – wyznała ze skwaszoną miną. – Mam wrażenie, że na coś czeka, ale nie wiem na co.
Harry także nie wiedział. Miał kilka teorii, ale żadna nie wydawała mu się prawdopodobna i dlatego zachował je dla siebie. Stwierdził, że będzie musiał przyjrzeć się trochę lepiej zachowaniu Severusa. Na razie nie miał czasu, ale postanowił, że po powrocie Hermiony z Francji zajmie się zdobywaniem informacji dzięki pelerynie niewidce. Podczas rozmowy z przyjaciółką, dowiedział się, jak bardzo Ginny się myliła. Jeśli ktoś się tutaj zakochał, to na pewno nie Hermiona w Snape’ie. Wszystko wskazywało na to, że mogło być odwrotnie, a to komplikowało cały plan Harry’ego.

***

- Bikini… jest, krem z filtrem UV… jest, kosmetyki… są, książki… są – Hermiona odhaczała kolejne pozycje na swojej liście.
Spakowała walizkę dwa dni wcześniej, ale w dzień wyjazdu przejrzała ją jeszcze raz, aby upewnić się, że zabrała wszystko, co jej będzie potrzebne. Lista, którą trzymała w ręku, powstała od razu, gdy tylko rodzice poinformowali ją, że wynajęli na tydzień domek w miejscowości Hautes Murailles, znajdującym się na Lazurowym Wybrzeżu. Hermiona musiała mieć pewność, że niczego nie zapomniała. Gdyby tak się stało, obwiniałaby siebie przez pół urlopu, a to zdecydowanie zepsułoby jej humor.
- Okulary przeciwsłoneczne… są, kapelusz… jest, dokumenty… są – wymieniała w myślach. – Szczoteczka do zębów i pasta są, ale zaraz, zaraz… kto mi dopisał „mózg i Eliksir Zapobiegawczy”!?
Zadała sobie pytanie, na które znała odpowiedź. Nie raz widziała to drobne, ciasne pismo, które pokrywało pergamin przeznaczony dla redaktora naczelnego „Magicznych Mikstur”, a które poprawiała tyle razy. Nie pozostało jej nic innego jak pójść do pokoju Snape’a i wygarnąć mu, co o tym myśli.
- Naprawdę? – zapytała go tonem, w którym zabrzmiało niedowierzanie i ironia. – Naprawdę sądzisz, że nie używam mózgu i będzie mi potrzebny ten eliksir? – uniosła jedną brew, co miało świadczyć, że jest bardziej rozbawiona niż zła.
- Francuzi uwielbiają podrywać dziewczyny. Jeśli rozum zawiedzie, to chociaż wypijesz coś, co sprawi, że nie będziesz miała kłopotu – rzekł Snape, uśmiechając się drwiąco.
Hermiona miała na końcu języka stwierdzenie, że jak na razie we Francji była tylko w ramionach stuprocentowego Anglika, ale w porę się ugryzła. Nie miała ochoty zwierzać się ze swojego życia seksualnego komuś takiemu jak Severus.
- Dziękuję, że tak o mnie dbasz – odparła i uśmiechnęła się nieszczerze. – Co ja bym bez ciebie zrobiła…
- Pewnie siedziałabyś do dzisiaj zamknięta w swoim samochodzie – powiedział, robiąc identyczny wyraz twarzy jak ona. – Ewentualnie użerałabyś się dalej z tym gówniarzem z sąsiedztwa.
- Byłoby miło, gdybyś przestał do tego wracać – westchnęła czarownica.
- Byłoby miło, gdybyś przestała pakować się w kłopoty – zripostował Snape, biorąc do ręki jakąś księgę i otwierając ją. – Tak swoją drogą… wymazałem mu dzisiaj pamięć.
Hermiona obrzuciła współlokatora oburzonym spojrzeniem. Tego było już za wiele! Severus ostatnio na zbyt wiele sobie pozwalał.
- Po co to zrobiłeś? Nie wystarczyło, że tak go nastraszyłeś, że omijał mnie szerokim łukiem? Od tamtej awantury nawet słowa ze mną nie zamienił! – podeszła do niego i bezceremonialnie zamknęła księgę z hukiem.
- Uznałem, że tak będzie lepiej – wyznał, udając, że nie zwrócił uwagi na to, co zrobiła.
Gdyby przemoc fizyczna była dozwolona, to Hermiona już dawno udusiłaby gołymi rękami swojego współlokatora. Wcześniej rzuciłaby na niego jakąś klątwę, aby zetrzeć z jego twarzy ten złośliwy uśmieszek. Ostatnim razem tak ją zdenerwował, gdy zarzucił jej zarozumialstwo na lekcji eliksirów.
- Przestań mieszać się do moich spraw! Dam sobie radę sama! – oznajmiła stanowczo, czując, że płoną jej policzki z gniewu.
- Tak, oczywiście – przytaknął nieszczerze. – Tylko pamiętaj, że we Francji nie będzie mnie w pobliżu, aby cię uratować przed żonami…
- Super! – przerwała mu. – Będę szczęśliwa, wiedząc, że nie natknę się na ciebie i twoje ciągłe zerkanie w moim kierunku!
Na te słowa Severus wyraźnie pobladł i się nachmurzył.
- Granger, przestań wymyślać rzeczy, które nie mają i nie miały miejsca! – wychrypiał.
- Tak, jasne – Hermiona obdarzyła go zniesmaczonym spojrzeniem. – Myślę, że z naszego dwójki, teraz ty bardziej potrzebujesz psychologa niż ja – warknęła.
Czarodziej nic nie odpowiedział. Jego nozdrza zadrgały niebezpiecznie, a wąskie wargi jeszcze bardziej się zwęziły. Wyciągnął rękę i wskazał palcem na drzwi. Dziewczynie nie trzeba było tłumaczyć, co to oznacza.
- Miłych wakacji! – rzuciła przez ramię, wychodząc.

***

Lazurowe Wybrzeże kusiło turystów z całego świata. Błękit morza, palmy i plaże obiecywały dobrą zabawę oraz odpoczynek od codziennych spraw. Większość przyjezdnych wybierała znane miejscowości typu Nicea, Cannes, Saint-Tropez albo Tulon. Grangerowie mieli dość tłumów pochodzących głównie z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Szwajcarii. Woleli poznawać lokalnych mieszkańców małych, sennych miejscowości. Z tego powodu wybrali Hautes Murailles, jako miejsce wypoczynku. Nie zostało ono opanowane przez turystów tak jak inne miejscowości. Życie toczyło się w nim powoli. Upał sprawiał, że przez większą część dnia, mało osób kręciło się po rynku. Zdecydowana większość chowała się gdzieś w cieniu lub kąpała się w morzu.
Hermiona odetchnęła pełną piersią, gdy znalazła się z rodziną w miejscu wypoczynku. Lubiła zapach morza, kwiatów, drewna i rozgrzanych od słońca skał. Pierwsze wejście do wynajmowanego domku zawsze sprawiało, że czuła dreszcze podniecenia. Lubiła oglądać swoje tymczasowe miejsce zamieszkania, wypakowywać rzeczy do szaf i szafek w pokoju oraz pomagać rodzicom w zaopatrywaniu kuchni. Robiła to szybko, ponieważ morze wołało ją i kusiło. Nie mogła doczekać się dotyku chłodnej wody na skórze i smaku soli na języku. Chciała pokazać Suzanne, dla której to był pierwszy taki wyjazd w życiu, plażę pokrytą kamieniami i meduzy.
- Tu jest tak pięknie – zachwycała się czarownica, gdy wyszła przed dom i ujrzała błękitne niebo oraz odcinającą się od niego roślinność ubraną w soczystą zieleń.
- To co? Najpierw morze, a wieczorem zwiedzamy Hautes Murailles? – zapytał pan Granger, który wyszedł na ganek z rękawkami do pływania Suzanne.
- Oczywiście – przytaknęła Hermiona, a oczy błyszczały jej z zadowolenia.
Przyjazd do Francji sprawił, że zupełnie zapomniała o Severusie i kłótni z nim. Przestała przejmować się jego zerkaniem w jej stronę. Kompletnie wyrzuciła z pamięci, że ktoś taki jak on istnieje. Teraz zaczęły się liczyć dla niej inne rzeczy. Chciała pokazać Suzanne świat, jakiego jeszcze mała dziewczynka nie znała. Kolorowy i intensywny, z palmami, które wyrastały na każdym kroku, kłującymi kaktusami oraz wielkimi, kolorowymi kwiatami, które były posadzone w doniczkach na rynku Hautes Murailles. Grangerowie mieli określony rozkład dnia: rano szli na plażę, ponieważ później gorąco sprawiało, że odechciewało się im ruszyć ręką czy nogą, a co dopiero gdzieś iść. W południe odpoczywali w domu: Suzanne razem ze swoją mamą spały, a Hermiona z ojcem grała w Scrabble albo czytała książki, które wzięła ze sobą. Po południu szli lub jechali na obiad do jednej z nadmorskich knajp, gdzie serwowano ryby i owoce morza. W tym czasie decydowali, co chcą zwiedzić po posiłku.
Hermiona uwielbiała drogę ciągnącą się wzdłuż Lazurowego Wybrzeża. Była kręta i często niezbyt bezpieczna, ale zapewniała wspaniałe widoki. Z jednej strony było morze, które czasem przybierało odcień ciemnego błękitu, a innym razem jego wody miały domieszkę zieleni. Większość wybrzeża pokryta była skałami i kamienistymi plażami. Piasek musiał być dowożony i bogatsze miasta, pokrywały nim spore tereny nad wodą, aby turyści mogli wygodnie się na nim opalać, a ich dzieci budowały z niego zamki. Z drugiej strony drogi wznosiły się majestatyczne góry. Nagie kamienne wierzchołki odcinały się jasnym kolorem od nieba, które najczęściej było bez ani jednej chmurki. Hermiona podziwiała wybudowane na zboczach domy, otoczone zielenią i kwitnącymi kwiatami. Często zastanawiała się, czy właściciele niektórych budynków nie boją się mieszkać nad samym urwiskiem, który straszył wielkimi, popękanymi skałami.
Jednym z pierwszych celów wyprawy rodziny Grangerów była Nicea. Leżące u podnóża Alp miasto kusiło wieloma rozrywkami. Spacerowali po wąskich uliczkach Starego Miasta, podziwiając jego piękno. Odwiedzili Promenadę Anglików, gdzie mijali przepiękne budynki, w których znajdowały się hotele i kasyna. Suzanne odbyła podróż dwupoziomową karuzelą w Ogrodzie Alberta I, która tłumnie była oblegana przez dzieci różnych narodowości. Otoczona wysokimi palmami i drzewami, była chroniona przed mocnymi promieniami słońca.
Następnego dnia rodzina Hermiony udała się do Cannes, które może nie różniło się bardzo od Nicei, ale za to posiadało coś, czego tamto miasto nie miało. Suzanne świetnie się bawiła, szukając odciśniętych dłoni gwiazd i przykładając do nich swoją małą rączkę. Szczególnie ucieszyła się, gdy znalazła te należące do Myszki Miki i Różowej Pantery. Hermiona wolała ujrzeć dłonie gwiazd kina. Chętnie sfotografowała się z należącą do Gerarda Depardieu, którego lubiła i ceniła za jego kreacje w „Człowieku w Żelaznej Masce” czy serialu „Hrabia Monte Christo”. Wprawdzie ostatnią pozycję uważała za wariację na temat książki autorstwa Aleksandra Dumasa, ale podobała jej się i nie uznała czasu przeznaczonego na oglądanie za stracony.
W Monako każdy znalazł coś dla siebie. Pan Granger podniecał się na widok drogich aut i jachtów, którym namiętnie robił zdjęcia. Później ustawił kobiety ze swojej rodziny na słynnym zakręcie, który znany jest z transmisji wyścigów Formuły 1 i uwiecznił wśród wielu innych turystów z całego świata. Hermiona i Suzanne wolały odkrywać atrakcje w Japońskim Ogrodzie, który tchnął ciszą i spokojem. Duża atrakcją dla dziewczynki były karpie koi oraz kaczki, które karmiła namiętnie resztą bułki ze swojej kanapki. Hermiona w tym czasie studiowała tabliczkę, na której pokazano rodzaje ryb, które różniły się głównie kolorem i wzorem na łuskach. Później Suzanne odkryła świetną zabawę, która polegała na przebieganiu po czerwonym mostku z ozdobnymi, złotymi elementami. Trwało to ponad pół godziny i w końcu pani Granger musiała krzyknąć na nią, aby przestała i rodzina mogła iść dalej. Ona sama najchętniej przyglądała się wystawom sklepów Louis Vuitton, Prada, Bulgari i Chanel, które znajdowały się w pobliżu Kasyna Monte-Carlo.
Wszystkie wycieczki, zarówno te mniejsze, jak i te większe kończyły się kąpielą w ciepłym morzu. Pogoda dopisała i podczas pobytu Hermiony i jej rodziny na Lazurowym Wybrzeżu nie padało mocno. Każdy deszcz był mały i szybko się kończył. Dzięki temu dziewczyny mogły szaleć wśród fal, odbijać dmuchaną piłkę na plaży lub zajadać się lodami.
Jednak nie wszystko było idealne. Hermiona zauważyła, że intensywne zwiedzanie nie służy jej mamie. Kobieta męczyła się dość szybko i zostawiała opiekę nad Suzanne swojej starszej córce i mężowi. W przeciwieństwie do czarownicy nie zaokrągliła się i wyglądała na wychudzoną. Mimo opalającego wpływu słońca zdawała się być blada i z podkrążonymi oczami. Nie chciała kąpać się w morzu i ani razu nie założyła bikini. Zawsze siedziała na plaży, ubrana w koszulkę i krótkie spodenki. Gdy Hermiona pytała jej, co się dzieje, to zbywała ją z uśmiechem, mówiąc, że ma anemię i musi brać więcej witamin. To nie przekonało dziewczyny. Przyglądała się matce podejrzliwie przez cały pobyt we Francji i doszła do wniosku, że coś jest nie tak. Dlatego ostatniego wieczoru namówiła ją na spacer po plaży.
- Co się z tobą dzieje? Chcę znać prawdę. Powiedz mi mamo! – rozkazała, zdecydowana, by usłyszeć odpowiedź.
- Nic… naprawdę…
- Oszukujesz. Wiem, że ukrywasz coś przede mną – naciskała Hermiona.
Morze odbijało się od skał i nanosiło kamienie na brzeg. Odgłosy, które przy tym wydawało, zdawały się czarownicy złowieszcze, gdy czekała na odpowiedź od swojej mamy.
- Od jakiegoś czasu źle się czułam. Najpierw myślałam, że to z powodu zdenerwowania. Wiesz, martwiłam się o ciebie – mimo ciemności, Hermiona zauważyła jej blady uśmiech. – Potem tobie przeszło, a ja miałam coraz więcej problemów. Bez przerwy łapałam infekcje.
- Nie mówiłaś mi o tym – fuknęła dziewczyna urażonym tonem.
Obydwie kobiety umilkły, gdy nad morzem zobaczyły mocne światła. To samolot zniżał się do lądowania na lotnisku w Nicei. Wyglądało to, jakby nad nimi pojawiło się UFO. Nadal robiło to na nich spore wrażenie.
- Stwierdziliśmy z tatą, że tak będzie lepiej – pani Granger wróciła do rozmowy, gdy samolot zniknął z pola widzenia. – Baliśmy się, że pogłębi się twoja depresja. Nasz plan był taki, że powiemy ci dopiero wtedy, gdy zostanie ustalone, co mi jest.
- A co może być?
- Wiele rzeczy. Lekarze podejrzewali problemy z jelitami, zatokami, nadczynność tarczycy, menopauzę, niedokrwistość… Na co ja się nie badałam – kobieta westchnęła boleśnie. – Szczerze mówiąc, mam już tego dość.
- Więc co ci jest? Tamte choroby zostały wykluczone, prawda? – dopytywała ze zniecierpliwieniem Hermiona.
- Tak. Teraz czekam na wyniki jednego badania, które powinny być w przyszłym tygodniu.
- Jakiego?
- Biopsji szpiku z mostka.
W głowie Hermiony eksplodowały pytania. Po co się robi takie badanie? Jakie choroby  wskazuje? Czy to przypadkiem nie jest związane z jakimś rakiem? Co, jeśli to coś poważnego i mama umrze? Dopiero po chwili czarownica wzięła się w garść. Miałą wrażenie, że jeśli nie będzie o tym mówić, to wszystko okaże się nieprawdą. Nieprzyjemnym snem, którego zapomina się po przebudzeniu. Jednak musiała wiedzieć. Nie mogła uciec od odpowiedzi.
- Co lekarze podejrzewają? – zadała pytanie drżącym głosem.
Mama Hermiony westchnęła ciężko i spojrzała na światła, które rozświetlały Alpy. Wzgórza pokryte były maleńkimi punktami i kończyły się tam, gdzie już nie było domów i latarń. Robiły konkurencję gwiazdom świecącym na ciemnogranatowym niebie. 
- Białaczkę – wyszeptała.