czwartek, 24 grudnia 2015

Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa: Rozdział 9 – Amelia


- Zosiu, uważaj na słownictwo!
- Sorki sorko!
- To jest moja młodsza siostra, będzie z wami w jednej klasie – mówiła Angelique trzymając ręce na ramionach Amelii. – Pomyślałam, że jakbyście się spotkały jutro to byłby za duży szok dla was. Dzisiaj możecie się na spokojnie poznać. Ja pójdę na chwilkę do Ilony – obdarzyła ich uśmiechem i wyszła przez drzwi.
Angela dobrze przewidziała reakcję: dziewczyny były w szoku. Patrycja miała wrażenie, że patrzy się w lustro. Amelia była obdarzona taką samą twarzą jak ona. Mała tak samo zaskoczoną minę oraz proste włosy, które różniły się tylko tym, że nie sięgały do pasa, a były ścięte tuż poniżej linii szczęki. Tylko oczy miała inne, Patrycja posiadała brązowe tęczówki, zaś Amelia miała zielone. Poza tym miały ten sam wzrost i identyczną budowę ciała.
- Gdybym tego nie widziała to bym nigdy nie uwierzyła – stwierdziła Zocha patrząc się to na jedną, to na drugą. – Jesteście spokrewnione? Może was podmienili w szpitalu czy co…
- Jesteś mugolaczką? – spytała Patrycja. – Ja się urodziłam w Lublinie.
- Moja rodzina jest czarodziejska odkąd pamiętamy – wyjaśniła Amelia. – Urodziłam się w naszym domu.
- Głosy też macie identyczne – stwierdziła Zocha. – Przypadek jeden na milion! Zagrajcie w totka!
- Co to jest totek? - spytała się Amelia.
- Eeee, taka mugolska gra w której możesz wygrać mnóstwo pieniędzy…
- Nie trzeba, nie narzekam na brak kieszonkowego.
- Chciałabym tak powiedzieć – stwierdziła Zocha i popatrzyła się w sufit.

Nastała chwila ciszy. Piątka dziewczyn była nadal skrępowana i nie wiedziała co powiedzieć. Nieoczekiwanie odezwała się Katarzyna. Mówiła cichutkim głosikiem.
- To może… tak… powiemy… jak się nazywamy? – zaczerwieniła się i schowała twarz w dłoniach.
- To ja pierwsza! – krzyknęła Zośka. – Zocha Kowalska, mugolaczka! Pół Polka, pół Hinduska!
- Patrycja Michalska, też mugolaczka. Pochodzę z Lublina.
- Amelia Ratine, mama Polka, tata Francuz…
Telcia zerwała się z łóżka i podbiegła do Amelii.
- Ta Ratine? – spytała się podniecona. – Twoja mama to Małgorzata?
- Tak!
- Ona szyje dla nas ubrania! – krzyknęła Telcia i okręciła się w koło aby każda z dziewcząt mogła podziwiać strojną suknię. – Dla mnie, mojej mamy i taty!
- A ty to kto? – spytała się Zocha.
- Telimena Delfina Fryderyka Potocka, herbu Ciołek – napuszyła się niska dziewczynka.
Patrycja z Zochą patrzyły się na nią z niedowierzaniem. Telcia to zauważyła i się zaczerwieniła.
- Nie wierzycie mi? – powiedziała gniewnie. – Pochodzę z prostej linii od mugolskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego!
Zocha miała minę jakby gwiazdka przyszła wcześniej.
- Ja bym się tak tym nie chwaliła…
- Czemu?
Patrycja zakasłała, a jej kaszel brzmiał jak „cio-ta-na-tro-nie”*. Obie z Zochą zaczęły szaleńczo chichotać. To rozgniewało Telimenę jeszcze bardziej.
- Moja mama mówiła, że mugole są mocno ograniczeni – warknęła.
- One po prostu nie znają rodów szlacheckich w naszym świecie – zaczęła je bronić Amelia.
- Ale ty znasz! Mając taką matkę musisz znać wszystkich! – odezwała się Telimena i podskoczyła do niej i ją złapała za rękę. – Od dzisiaj jesteś moją najlepszą przyjaciółką! – odwróciła się aby pokazać język Zośce i Patrycji.
- Ja… eeee… - Amelia nie wyglądała na zachwyconą.
- Kaśka, może się odezwiesz! – powiedziała Zocha.
- Katarzyna Wiśniewska – wydukała cicho blondynka. – Z czarodziejskiej rodziny…
- Jesteś jak Fluttershy – stwierdziła Patrycja.
- Kto?
- Kucyk pony!

Amelia, Telimena i Kasia miały niewyraźne miny. Zocha stanęła koło Patrycji i szepnęła jej do ucha, że one chyba nie znają tej bajki. Znowu zapadła cisza, którą przerwało wejście Angeli. Współlokatorki pożegnały się z nową koleżanką i nauczycielką. Chwilę później Ilona Jasińska zebrała swoje podopieczne na kolację. Okazało się, że w internacie z klasy „a” były trzy dziewczyny, a z „b” cztery. Rosyjskojęzycznych uczennic było o wiele więcej, Patrycja stwierdziła, że coś koło dwudziestu, zaś angielskojęzycznych powyżej dziesięciu. Stołówka była wielkim pomieszczeniem mieszczącym się w środkowej części budynku. Patrycji skojarzył się z tymi nowymi salami weselnymi, z wielkimi oknami i obramowane kolumienkami. Tylko, że tutaj wszystko było stare i pięknie zdobione. Dziewczęta wchodziły wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami po prawej stronie, a chłopcy takimi samymi, tylko że z lewej.
Patrycja zobaczyła wielki tłum młodych czarownic i czarodziejów. Starsi od razu siadali przy jednym z kilkudziesięciu okrągłych stolików, przy którym mieściło się dziesięć osób. Pierwszoroczni byli oszołomieni taką ilością nastolatków.
- To mi przypomina wesele ciotki Hanki, które było na sali gimnastycznej! – stwierdziła Zocha starając się przekrzyczeć gwar rozmów. – Zaproszona była cała wieś, z czterysta osób. Tutaj jest chyba tyle samo!
- Usiądźmy gdzieś, zanim pozajmują wszystkie miejsca!

Razem z nadal obrażoną Telcią i Katarzyną dosiadły się do dwóch nastolatek ze starszej klasy przy najbliższym stole. Pierwsza z nich, miała niesamowicie gęste i poskręcane blond włosy, które przypominały afro. Spod loków błyskały wesoło oczy, których niebieski kolor przywodził na myśl ślepia psów rasy husky. Druga dziewczyna była przeciwieństwem pierwszej: jej krótkie, czarne włosy były cienkie i jakby przylizane. Oczy bardzo ciemne i lekko skośne, do tego była niesamowicie chuda, czego nie można było powiedzieć o jej koleżance.
Patrycja popatrzyła się na stół. Zastawa była zwykła, jednak nie było po niej widać zużycia. Nic nie wyglądało inaczej niż w mugolskim domu. Na środku stołu leżało kilka, niedbale rzuconych kartek. Dziewczyny rozejrzały się wokoło szukając bufetu, jednak niczego takiego nie zobaczyły. Zauważyła to blondynka.
- Nie wiecie jak się obsługiwać w stołówce? Pomóc wam?
- Tak! Prosimy!
Dziewczyna podała im leżące na środku menu. Opowiedziała, że są różne zestawy. Nie chce ci się dużo jeść? Dostaniesz połowę porcji! Jesteś bardzo głodna? Wybierasz zestaw powiększony. Jesteś wegetarianką albo weganką? Są i takie opcje! Trzeba tylko stuknąć różdżką w talerz i powiedzieć numer zestawu. Po około pięciu minutach, pojawi się przed tobą to co zamawiałaś. Patrycja z Zochą były zachwycone. Pierwsza z nich wzięła zestaw powiększony, w którego skład wchodziła herbata, trzy kanapki z szynką i serem żółtym oraz różnymi warzywami, a na deser owoce. Zocha wzięła wegetariańskiego kebaba, plus sok pomarańczowy. Obydwie były bardzo zadowolone ze swojego wyboru. Gdy skończyły, musiały stuknąć dwa razy w talerz, a ten znikał i pojawiał się nowy. Już się miały zbierać do wyjścia, gdy Zocha złapała Patrycję za ramię i pokazała jej wchodzącego na salę przystojnego chłopaka. Był wysoki i miał długie, falowane złoto-blond włosy, które związał czarną wstążką. Jego strój był żywcem wyjęty ze starych obrazów, jednak nie był on oparty na kontuszu, a na modzie zachodniej. Niewielu uczniów było podobnie ubranych.
- Łaaaał –  powiedziała zachwycona Patrycja.
- Przystojniejszy niż Draco – Zocha zachichotała.
- Następnym razem trzeba z nim usiąść…
- Ciężko wam będzie – powiedziała brunetka. – On jest z liceum. Gimnazjum je posiłki pół godziny wcześniej, bo gdyby cały internat jadł razem, to byłoby tutaj koło tysiąca osób… Skoro liceum zaczyna się pojawiać, to znak, że powinnyśmy już iść.

-W czasie drogi powrotnej dowiedziały się, że blondynka ma na imię Faustyna, a jej koleżanka to Bogumiła i są z klasy trzeciej „a”. Pożegnały się na schodach ponieważ każdy rocznik zajmował dane piętro. Gimnazjum zajmowało pierwsze, drugie i trzecie, zaś liceum zaczynało się na czwartym i kończyło na szóstym. Na każdym piętrze były po trzy czarownice pilnujące porządku, które zmieniały się co jakiś czas.
Idąc do swojego pokoju dziewczyny, postanowiły przeprosić Telimenę. W końcu miały z nią mieszkać przez najbliższy rok, więc wolały się dogadać. Postanowiły działać od razu. Zocha zaczęła opowiadać koleżance, że w mugolskim świecie Stanisław August Poniatowski nie jest uznawany za dobrego władcę. Stąd taka, a nie inna reakcja.
- Ale jak to? – spytała się zdziwiona Telimena.
- Nooo, wiesz… on był… - zaczęła Patrycja.
- Chujowy! – wtrąciła Zocha.
- Jaki? – Telimena z Kaśką wytrzeszczyły oczy.
- To znaczy, że był… - Patrycja starała się dobrać tak słowa aby nie urazić znowu koleżanki.
- Do dupy! – oznajmiła Zocha.
- Ależ ty jesteś wulgarna! – jęknęła Telimena. – Słownictwo z rynsztoka! Na dodatek kłamiesz! Mój przodek był wspaniałym królem! – po czym rzuciła się na łóżku i zaczęła płakać.

Patrycja syknęła do Zochy aby choć raz się zamknęła i dała jej mówić. Ta się broniła, że jej określenia o rządach Stanisława Augusta Poniatowskiego to prawda. Kaśka siedziała na łóżku bez ruchu i wpatrywała się w dziewczyny ze strachem. Patrycja podeszła do łóżka Telimeny i starała się ją przekonać, aby nie brała na poważnie słów Zochy, która czasem ma dziwne pomysły i nie potrafi trzymać języka za zębami. Spytała się czy mogą coś zrobić dla niej aby przestała płakać, szlochy natychmiastowo ustały i Telimena podniosła głowę .
- Któraś z was potrafi pleść warkocze?
- Ja umiem! – zerwała się z entuzjazmem Zocha.
- To dobrze, potrzebuję kogoś kto mi będzie czesał włosy. W domu robi to moja skrzatka, ale tutaj jest zakaz przyprowadzania zwierząt… Co potrafisz?
- Eeee… - jęknęła zbita z tropu Zocha. – Umiem warkocza francuskiego, kłosa, koronę na około głowy, murzyńskie warkoczyki i tym podobne.
- Słabo – stwierdziła Telcia z niezadowoleniem. – Myślałam, że znasz się na najnowszych koafiurach!
- Ej! W domu robiłam warkocze Milagros! Nie narzekała!
- To jakaś służąca? – prychnęła szatynka.
- To moja siostra! – warknęła Zocha.
- Głupie imię - odparła Telcia i wskazała na Patrycję. – Pokaż na niej co potrafisz i wtedy zdecyduję czy nadajesz się na moją koafiurzystkę!
- Wal się! – powiedziała Zocha idąc dostojnym krokiem do swojego łóżka, po czym zwaliła się na nie jak worek ziemniaków.
Patrycja pomyślała, że po tym raczej nie dogadają się szybko z Telimeną.

 ***

Po pierwszej nocy dziewczęta wstały przed siódmą rano i pokłóciły się o łazienkę. Najgłośniej krzyczała Zocha z Telimeną. Uciszyły się dopiero wtedy, gdy Patrycja wzięła ręcznik i weszła do łazienki, krzycząc zza zamkniętych drzwi, że „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Wtedy Kaśka nieśmiało zaproponowała aby zrobić grafik. Zocha stwierdziła, że to niegłupie i w ciągu kilku minut powstała tabelka z rozpiską. Telimena próbowała udowodnić, że jako osoba szlachetnie urodzona powinna być przed plebsem. Zośce i Patrycji, która już wyszła z łazienki, tak to się nie spodobało, że wyrecytowały długą litanię klątw, które rzucą na koleżankę jeśli spróbuje się wepchnąć w kolejkę.
Śniadanie zjadły znowu z Faustyną, nazwaną przez Zochę „Fusią” i Bogumiłą, która na razie nie zyskała przydomka. Po czym wróciły do pokoju, aby się przebrać w odświętne szaty. Zocha miała pod spodem kolorową, etniczną sukienkę, a Patrycja to co wybrały u niej w domu.
- Dobrze, że mi kazałaś wziąć te ciuchy – powiedziała z uśmiechem. - Pani Jadwiga chciała sama spakować moją torbę, gdy zobaczyła jak wkładałam do walizek lolicie rzeczy. Strasznie się zdenerwowała, krzyczała, że „to nie przystoi pannie” i takie tam pierdoły. Akurat tata był w domu i mi powiedział abym spakowała się do drugiej walizki… Wzięliśmy tą z lolicimi ciuchami, a tamtą schowaliśmy w garażu bo tam pani Jadwiga nie sprząta… Pan Jan obiecał nic jej nie mówić.
- To twój tata nie ma nic przeciwko tym ciuchom?
- Nie, mówił, że czarodzieje tak dziwnie się ubierają, że będę tam pasować.
- Ha, ha! Ma rację!

Pierwszoroczniacy zostali ustawieni klasami na dziedzińcu szkoły. Stali na samym przodzie, a za nimi pojawiły się starsze roczniki. Dyrektorka przemawiała magicznie wzmocnionym głosem. Opowiedziała jak bardzo stęskniła się za swoimi starymi uczniami i jak się cieszy widząc nowych. Mówiła o organizacji roku szkolnego oraz o celach edukacyjnych wyznaczonych przez Ministerstwo Magii. Patrycja zauważyła, że zagranicznym uczniom wychowawcy tłumaczą przemowę, która była w języku polskim. Po skończonych przemowach i ogłoszeniach organizacyjnych, wychowawcy zabrali swoich uczniów do klas aby omówić z nimi plan lekcji. Patrycja zauważyła, że sorka Angela nie ma wychowawstwa. Spytała się o to Amelię.
- Nauczyciel, który zajmuje się powiadamianiem mugolaków w wakacje, nie ma swojej klasy – wyjaśniła jej prawie-bliźniaczka. – W czasie roku szkolnego ciągle będzie im pomagać.
- Jak? – zaciekawiła się Zocha, która nie miała pomysłu w czym mogłaby jej pomóc sorka.
- Opowiadała, że raz musiała pojawić się u jakiejś dziewczyny ponieważ dziadkowie myśleli, że jest opętana i coś im naściemniać. Często zdarzają się wpadki w urzędzie, bo nie dostarczą dokumentów do mugoli na czas i wtedy jest problem, bo tamtejsze CZOPki oskarżają rodziców o to, że ich dzieci nie chodzą do szkoły.
- Mogłybyście nie odzywać się do mojej nowej najlepszej przyjaciółki? – spytała się Telimena.
- Sorry, nie wiedziałyśmy, że jest ubezwłasnowolniona – prychnęła Zocha.
Dziewczyny zamilkły ponieważ, żadna nie wiedziała co oznacza słowo „ubezwłasnowolniona”.

Klasa pierwsza „c” szła posłusznie za wychowawcą. Zocha z Patrycją zachwycały się głośno poruszającymi się obrazami, ku rozpaczy Telimeny, która twierdziła, że to objaw choroby umysłowej. Po przejściu niezliczonej ilości schodów i korytarzy, Miłosz Chmielewski zatrzymał się przed salą numer 121 i wpuścił uczniów. Patrycja siadła w pierwszej ławce z Zochą, za nimi usadowiła się Amelia i Telimena, zaś w trzeciej zajęła miejsce Katarzyna z nieznanym im chłopcem. Wychowawca ogłosił, że najpierw sprawdzi obecność aby zobaczyć kogo ma w klasie. Gdy doszedł do nazwiska Amelii, uśmiechnął się.
- Więc to ty jesteś siostrą Angie! - popatrzył się na stojącą w ławce dziewczynkę. – Zaraz… ciebie wyczytywałem wcześniej!
- Nie ją, mnie! – zawołała Patrycja i uniosła rękę.
- Co!? - nauczyciel wyglądał na zbitego z tropu. – Angela mówiła o tylko jednej siostrze…
- Ami z Pyśką nie są rodziną sorze! – wyrwała się Zocha.
W klasie zapanował gwar. Uczniowie z  dalszych ławek wyciągali szyje aby obejrzeć nowe koleżanki.
- Ja cię kręcę! Ale heca! – stwierdził Miłosz. – Dobra! Spokój dzieciaki, pogadamy o tym później! Lecimy dalej!
Okazało się, że do klasy pierwszej „c” uczęszcza piętnaście dziewczyn i szesnastu chłopaków. Uczniowie wyglądali jak zwyczajni trzynastolatkowie oprócz chłopca siedzącego z Kasią. Patrycja z Zochą początkowo myślały, że zgubił się czyjś brat chodzący do podstawówki. Wyglądał jakby miał góra dziesięć lat, był niski i drobny, pucołowata buzia posiadała niebieskie oczy, różowe usteczka, a nad nią królowały złote loczki. Niejedna dziewczyna mogłaby pozazdrościć mu urody: idealnie nadawał się na modela do obrazków słodkich aniołków. Dlatego wielkim zaskoczeniem było, gdy wstał na dźwięk swojego imienia i nazwiska:
- Paul von Wentzl!
- Jestem!
Telimenie oczy mało nie wyszły z orbit. Odwróciła się do niego błyskawicznie.
- Jesteś z TYCH von Wentzl? – zapytała podniecona.
- No chyba z tych, czemu pytasz? – odparł zdziwiony.
- Od dzisiaj jesteś moim przyjacielem i siedzisz ze mną! – popatrzyła się na Amelię. – Przykro mi, musisz zrozumieć.
Koleżanka nic jej nie odpowiedziała. Paul wyglądał jakby mu było wszystko jedno. Patrycja z Zochą popatrzyły się na Telimenę z politowaniem.
- No tak, z plebsem to się nie chce siedzieć – mruknęła ta druga.

Miłosz Chmielewski szybko doszedł do końca listy. Wyciągnął dwie kupki kartek z biurka i machnąwszy różdżką sprawił, że pofrunęły do uczniów. Okazało się, że są to plany lekcji. Jednak nie wszyscy je dostali, w ręku mężczyzny zostały trzy arkusze.
- Jakub Łochocki, Aleksandra Woźnicka i Eleonora Zawadzka! Pooowstaaań! -  rzucił komendę.
Trójka dzieciaków wykonała z lekkim strachem rozkaz, zastanawiając się czego może chcieć od nich wychowawca.
- Pochodzicie z mieszanych rodzin, musicie zdecydować czy chcecie chodzić na mugoloznastwo – czyli naukę o pozamagicznych gościach, czy na magoznastwo – przedmiot o życiu czarodziejów.
Ulga całej trójki była namacalna, dziewczyny trochę się wahały, ale w końcu każde z nich zdecydowało. Patrycja porównała swój plan lekcji z Amelią.
- Rzeczywiście! Ja mam magoznastwo, a ty mugoloznastwo!
- No jasne! Przecież jestem z magicznej rodziny.
- Ciągle o tym zapominam… - jęknęła. – Dziwnie mi z tobą gada, czuję się jakbym mówiła do lustra – wyznała.
- Ja to samo! – ucieszyła się Amelia, której kamień spadł z serca po tym wyznaniu.
- Żółwik!
- Eeee… że co?
- Dziwni ci czarodzieje, nawet żółwika nie znają… - mruknęła Zocha.
- Mam takie samo zdanie o tobie! – fuknęła Telimena. – A teraz się zamknij bo pan Chmielewski jeszcze chce coś powiedzieć!

Po ustaleniu przewodniczącego klasy (Telimena od razu się wyrwała ze swoją kandydaturą) oraz zastępcy (zmusiła do tego Paula ponieważ nikt inny się do tego nie kwapił) uczniowie pożegnali się z wychowawcą. Zocha z Patrycją postanowiły odprowadzić Amelię do Sali Kominkowej w północnym skrzydle zamku, ponieważ koleżanka wracała codziennie do domu przy pomocy proszku Fiuu. Początkowe zmieszanie ustąpiło i dziewczyny wesoło rozmawiały przemierzając wewnętrzny dziedziniec.
- Wcale nie chciałam z nią siedzieć – stwierdziła Amelia. – Trochę mi szkoda Paula ponieważ Telimena nie wydaje się sympatyczna.
- Wygląda na to, że leci na tytuły. O co chodzi z tym jego nazwiskiem von Pretzel? – spytała się Patrycja.
- Von Wentzl – poprawiła ją Amelia. – Słyszałam, że to bardzo stary ród pochodzący z Niemiec. Musiałabym się spytać mamy albo babci co o nich wiedzą.
- Twoja mama naprawdę szyje ubrania dla Telimeny i jej rodziny? – zainteresowała się Zocha.
Amelia stanęła w miejscu i zachichotała.
- Jasne, że nie! – wyjaśniła. – Czasem coś projektuje na zamówienie, szyciem zajmują się krawcowe, a wszystkie ciuchy można kupić w jej butiku w Magowie.
- Muszę przyznać, że Telcia ma zajebiste ciuchy - westchnęła Zocha. – Gdy wyciągała sukienki z kufra to się śliniłam jak szczeniak na widok kiełbasy. A te jej wszystkie…
Urwała, ponieważ zauważyła, że w ich stronę idzie zauważony wcześniej na stołówce, przystojny licealista. Wiatr trącał delikatnie złote włosy, czerwień szaty wspaniale współgrała z jego urodą. Postawa chłopaka wskazywała na pewność siebie i dumę. Zocha z Patrycją, zaróżowione z podniecenia, zaczęły szeptem zastanawiać się czego może od nich chcieć obiekt ich westchnień. Amelia popatrzyła się na nie jakby z księżyca spadły.
- Nie wygłupiajcie się – nieoczekiwanie warknęła na nie.
- On do nas idzie – pisnęła Patrycja i zaczęła wygładzać nerwowo szatę.
-  No jasne, ze idzie! Co miałby innego robić? – prychnęła Amelia.
- ZNASZ GO!? – oczy Zochy i Patrycji były wielkie jak spodki.
Amelia chrząknęła i spojrzała na swoje stopy z miną wyrażającą zakłopotanie.
- To mój brat.


* Patrycji i Zośce chodziło o ten filmik: