-
Zosiu, uważaj na słownictwo!
-
Sorki sorko!
-
To jest moja młodsza siostra, będzie z wami w jednej klasie – mówiła Angelique
trzymając ręce na ramionach Amelii. – Pomyślałam, że jakbyście się spotkały
jutro to byłby za duży szok dla was. Dzisiaj możecie się na spokojnie poznać.
Ja pójdę na chwilkę do Ilony – obdarzyła ich uśmiechem i wyszła przez drzwi.
Angela
dobrze przewidziała reakcję: dziewczyny były w szoku. Patrycja miała wrażenie,
że patrzy się w lustro. Amelia była obdarzona taką samą twarzą jak ona. Mała
tak samo zaskoczoną minę oraz proste włosy, które różniły się tylko tym, że nie
sięgały do pasa, a były ścięte tuż poniżej linii szczęki. Tylko oczy miała
inne, Patrycja posiadała brązowe tęczówki, zaś Amelia miała zielone. Poza tym
miały ten sam wzrost i identyczną budowę ciała.
-
Gdybym tego nie widziała to bym nigdy nie uwierzyła – stwierdziła Zocha patrząc
się to na jedną, to na drugą. – Jesteście spokrewnione? Może was podmienili w
szpitalu czy co…
-
Jesteś mugolaczką? – spytała Patrycja. – Ja się urodziłam w Lublinie.
-
Moja rodzina jest czarodziejska odkąd pamiętamy – wyjaśniła Amelia. – Urodziłam
się w naszym domu.
-
Głosy też macie identyczne – stwierdziła Zocha. – Przypadek jeden na milion!
Zagrajcie w totka!
-
Co to jest totek? - spytała się Amelia.
-
Eeee, taka mugolska gra w której możesz wygrać mnóstwo pieniędzy…
-
Nie trzeba, nie narzekam na brak kieszonkowego.
-
Chciałabym tak powiedzieć – stwierdziła Zocha i popatrzyła się w sufit.
Nastała
chwila ciszy. Piątka dziewczyn była nadal skrępowana i nie wiedziała co powiedzieć.
Nieoczekiwanie odezwała się Katarzyna. Mówiła cichutkim głosikiem.
-
To może… tak… powiemy… jak się nazywamy? – zaczerwieniła się i schowała twarz w
dłoniach.
-
To ja pierwsza! – krzyknęła Zośka. – Zocha Kowalska, mugolaczka! Pół Polka, pół
Hinduska!
-
Patrycja Michalska, też mugolaczka. Pochodzę z Lublina.
-
Amelia Ratine, mama Polka, tata Francuz…
Telcia
zerwała się z łóżka i podbiegła do Amelii.
-
Ta Ratine? – spytała się podniecona. – Twoja mama to Małgorzata?
-
Tak!
-
Ona szyje dla nas ubrania! – krzyknęła Telcia i okręciła się w koło aby każda z
dziewcząt mogła podziwiać strojną suknię. – Dla mnie, mojej mamy i taty!
-
A ty to kto? – spytała się Zocha.
-
Telimena Delfina Fryderyka Potocka, herbu Ciołek – napuszyła się niska
dziewczynka.
Patrycja
z Zochą patrzyły się na nią z niedowierzaniem. Telcia to zauważyła i się
zaczerwieniła.
-
Nie wierzycie mi? – powiedziała gniewnie. – Pochodzę z prostej linii od mugolskiego króla
Stanisława Augusta Poniatowskiego!
Zocha
miała minę jakby gwiazdka przyszła wcześniej.
-
Ja bym się tak tym nie chwaliła…
-
Czemu?
Patrycja
zakasłała, a jej kaszel brzmiał jak „cio-ta-na-tro-nie”*. Obie z Zochą zaczęły
szaleńczo chichotać. To rozgniewało Telimenę jeszcze bardziej.
-
Moja mama mówiła, że mugole są mocno ograniczeni – warknęła.
-
One po prostu nie znają rodów szlacheckich w naszym świecie – zaczęła je bronić
Amelia.
-
Ale ty znasz! Mając taką matkę musisz znać wszystkich! – odezwała się Telimena
i podskoczyła do niej i ją złapała za rękę. – Od dzisiaj jesteś moją najlepszą
przyjaciółką! – odwróciła się aby pokazać język Zośce i Patrycji.
-
Ja… eeee… - Amelia nie wyglądała na zachwyconą.
-
Kaśka, może się odezwiesz! – powiedziała Zocha.
-
Katarzyna Wiśniewska – wydukała cicho blondynka. – Z czarodziejskiej rodziny…
-
Jesteś jak Fluttershy – stwierdziła Patrycja.
-
Kto?
-
Kucyk pony!
Amelia, Telimena i Kasia miały niewyraźne miny. Zocha stanęła koło Patrycji i szepnęła jej do ucha, że one chyba nie znają tej bajki. Znowu zapadła cisza, którą przerwało wejście Angeli. Współlokatorki pożegnały się z nową koleżanką i nauczycielką. Chwilę później Ilona Jasińska zebrała swoje podopieczne na kolację. Okazało się, że w internacie z klasy „a” były trzy dziewczyny, a z „b” cztery. Rosyjskojęzycznych uczennic było o wiele więcej, Patrycja stwierdziła, że coś koło dwudziestu, zaś angielskojęzycznych powyżej dziesięciu. Stołówka była wielkim pomieszczeniem mieszczącym się w środkowej części budynku. Patrycji skojarzył się z tymi nowymi salami weselnymi, z wielkimi oknami i obramowane kolumienkami. Tylko, że tutaj wszystko było stare i pięknie zdobione. Dziewczęta wchodziły wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami po prawej stronie, a chłopcy takimi samymi, tylko że z lewej.
Patrycja
zobaczyła wielki tłum młodych czarownic i czarodziejów. Starsi od razu siadali
przy jednym z kilkudziesięciu okrągłych stolików, przy którym mieściło się
dziesięć osób. Pierwszoroczni byli oszołomieni taką ilością nastolatków.
-
To mi przypomina wesele ciotki Hanki, które było na sali gimnastycznej! –
stwierdziła Zocha starając się przekrzyczeć gwar rozmów. – Zaproszona była cała
wieś, z czterysta osób. Tutaj jest chyba tyle samo!
-
Usiądźmy gdzieś, zanim pozajmują wszystkie miejsca!
Razem
z nadal obrażoną Telcią i Katarzyną dosiadły się do dwóch nastolatek ze
starszej klasy przy najbliższym stole. Pierwsza z nich, miała niesamowicie
gęste i poskręcane blond włosy, które przypominały afro. Spod loków błyskały
wesoło oczy, których niebieski kolor przywodził na myśl ślepia psów rasy husky.
Druga dziewczyna była przeciwieństwem pierwszej: jej krótkie, czarne włosy były
cienkie i jakby przylizane. Oczy bardzo ciemne i lekko skośne, do tego była
niesamowicie chuda, czego nie można było powiedzieć o jej koleżance.
Patrycja
popatrzyła się na stół. Zastawa była zwykła, jednak nie było po niej widać
zużycia. Nic nie wyglądało inaczej niż w mugolskim domu. Na środku stołu leżało
kilka, niedbale rzuconych kartek. Dziewczyny rozejrzały się wokoło szukając
bufetu, jednak niczego takiego nie zobaczyły. Zauważyła to blondynka.
-
Nie wiecie jak się obsługiwać w stołówce? Pomóc wam?
-
Tak! Prosimy!
Dziewczyna
podała im leżące na środku menu. Opowiedziała, że są różne zestawy. Nie chce ci
się dużo jeść? Dostaniesz połowę porcji! Jesteś bardzo głodna? Wybierasz zestaw
powiększony. Jesteś wegetarianką albo weganką? Są i takie opcje! Trzeba tylko
stuknąć różdżką w talerz i powiedzieć numer zestawu. Po około pięciu minutach,
pojawi się przed tobą to co zamawiałaś. Patrycja z Zochą były zachwycone.
Pierwsza z nich wzięła zestaw powiększony, w którego skład wchodziła herbata, trzy
kanapki z szynką i serem żółtym oraz różnymi warzywami, a na deser owoce. Zocha
wzięła wegetariańskiego kebaba, plus sok pomarańczowy. Obydwie były bardzo
zadowolone ze swojego wyboru. Gdy skończyły, musiały stuknąć dwa razy w talerz,
a ten znikał i pojawiał się nowy. Już się miały zbierać do wyjścia, gdy Zocha złapała
Patrycję za ramię i pokazała jej wchodzącego na salę przystojnego chłopaka. Był
wysoki i miał długie, falowane złoto-blond włosy, które związał czarną wstążką.
Jego strój był żywcem wyjęty ze starych obrazów, jednak nie był on oparty na
kontuszu, a na modzie zachodniej. Niewielu uczniów było podobnie ubranych.
-
Łaaaał – powiedziała zachwycona Patrycja.
-
Przystojniejszy niż Draco – Zocha zachichotała.
-
Następnym razem trzeba z nim usiąść…
-
Ciężko wam będzie – powiedziała brunetka. – On jest z liceum. Gimnazjum je
posiłki pół godziny wcześniej, bo gdyby cały internat jadł razem, to byłoby
tutaj koło tysiąca osób… Skoro liceum zaczyna się pojawiać, to znak, że
powinnyśmy już iść.
-W
czasie drogi powrotnej dowiedziały się, że blondynka ma na imię Faustyna, a jej
koleżanka to Bogumiła i są z klasy trzeciej „a”. Pożegnały się na schodach
ponieważ każdy rocznik zajmował dane piętro. Gimnazjum zajmowało pierwsze,
drugie i trzecie, zaś liceum zaczynało się na czwartym i kończyło na szóstym.
Na każdym piętrze były po trzy czarownice pilnujące porządku, które zmieniały
się co jakiś czas.
Idąc
do swojego pokoju dziewczyny, postanowiły przeprosić Telimenę. W końcu miały z
nią mieszkać przez najbliższy rok, więc wolały się dogadać. Postanowiły działać
od razu. Zocha zaczęła opowiadać koleżance, że w mugolskim świecie Stanisław
August Poniatowski nie jest uznawany za dobrego władcę. Stąd taka, a nie inna
reakcja.
-
Ale jak to? – spytała się zdziwiona Telimena.
-
Nooo, wiesz… on był… - zaczęła Patrycja.
-
Chujowy! – wtrąciła Zocha.
-
Jaki? – Telimena z Kaśką wytrzeszczyły oczy.
-
To znaczy, że był… - Patrycja starała się dobrać tak słowa aby nie urazić znowu
koleżanki.
-
Do dupy! – oznajmiła Zocha.
-
Ależ ty jesteś wulgarna! – jęknęła Telimena. – Słownictwo z rynsztoka! Na
dodatek kłamiesz! Mój przodek był wspaniałym królem! – po czym rzuciła się na
łóżku i zaczęła płakać.
Patrycja
syknęła do Zochy aby choć raz się zamknęła i dała jej mówić. Ta się broniła, że
jej określenia o rządach Stanisława Augusta Poniatowskiego to prawda. Kaśka
siedziała na łóżku bez ruchu i wpatrywała się w dziewczyny ze strachem.
Patrycja podeszła do łóżka Telimeny i starała się ją przekonać, aby nie brała
na poważnie słów Zochy, która czasem ma dziwne pomysły i nie potrafi trzymać
języka za zębami. Spytała się czy mogą coś zrobić dla niej aby przestała płakać,
szlochy natychmiastowo ustały i Telimena podniosła głowę .
-
Któraś z was potrafi pleść warkocze?
-
Ja umiem! – zerwała się z entuzjazmem Zocha.
-
To dobrze, potrzebuję kogoś kto mi będzie czesał włosy. W domu robi to moja skrzatka,
ale tutaj jest zakaz przyprowadzania zwierząt… Co potrafisz?
-
Eeee… - jęknęła zbita z tropu Zocha. – Umiem warkocza francuskiego, kłosa,
koronę na około głowy, murzyńskie warkoczyki i tym podobne.
-
Słabo – stwierdziła Telcia z niezadowoleniem. – Myślałam, że znasz się na
najnowszych koafiurach!
-
Ej! W domu robiłam warkocze Milagros! Nie narzekała!
-
To jakaś służąca? – prychnęła szatynka.
-
To moja siostra! – warknęła Zocha.
-
Głupie imię - odparła Telcia i wskazała na Patrycję. – Pokaż na niej co
potrafisz i wtedy zdecyduję czy nadajesz się na moją koafiurzystkę!
-
Wal się! – powiedziała Zocha idąc dostojnym krokiem do swojego łóżka, po czym zwaliła
się na nie jak worek ziemniaków.
Patrycja
pomyślała, że po tym raczej nie dogadają się szybko z Telimeną.
***
Po
pierwszej nocy dziewczęta wstały przed siódmą rano i pokłóciły się o łazienkę.
Najgłośniej krzyczała Zocha z Telimeną. Uciszyły się dopiero wtedy, gdy
Patrycja wzięła ręcznik i weszła do łazienki, krzycząc zza zamkniętych drzwi,
że „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Wtedy Kaśka nieśmiało
zaproponowała aby zrobić grafik. Zocha stwierdziła, że to niegłupie i w ciągu
kilku minut powstała tabelka z rozpiską. Telimena próbowała udowodnić, że jako osoba
szlachetnie urodzona powinna być przed plebsem. Zośce i Patrycji, która już
wyszła z łazienki, tak to się nie spodobało, że wyrecytowały długą litanię
klątw, które rzucą na koleżankę jeśli spróbuje się wepchnąć w kolejkę.
Śniadanie
zjadły znowu z Faustyną, nazwaną przez Zochę „Fusią” i Bogumiłą, która na razie
nie zyskała przydomka. Po czym wróciły do pokoju, aby się przebrać w odświętne
szaty. Zocha miała pod spodem kolorową, etniczną sukienkę, a Patrycja to co
wybrały u niej w domu.
-
Dobrze, że mi kazałaś wziąć te ciuchy – powiedziała z uśmiechem. - Pani Jadwiga
chciała sama spakować moją torbę, gdy zobaczyła jak wkładałam do walizek
lolicie rzeczy. Strasznie się zdenerwowała, krzyczała, że „to nie przystoi
pannie” i takie tam pierdoły. Akurat tata był w domu i mi powiedział abym
spakowała się do drugiej walizki… Wzięliśmy tą z lolicimi ciuchami, a tamtą
schowaliśmy w garażu bo tam pani Jadwiga nie sprząta… Pan Jan obiecał nic jej
nie mówić.
-
To twój tata nie ma nic przeciwko tym ciuchom?
-
Nie, mówił, że czarodzieje tak dziwnie się ubierają, że będę tam pasować.
-
Ha, ha! Ma rację!
Pierwszoroczniacy
zostali ustawieni klasami na dziedzińcu szkoły. Stali na samym przodzie, a za
nimi pojawiły się starsze roczniki. Dyrektorka przemawiała magicznie wzmocnionym
głosem. Opowiedziała jak bardzo stęskniła się za swoimi starymi uczniami i jak
się cieszy widząc nowych. Mówiła o organizacji roku szkolnego oraz o celach
edukacyjnych wyznaczonych przez Ministerstwo Magii. Patrycja zauważyła, że
zagranicznym uczniom wychowawcy tłumaczą przemowę, która była w języku polskim.
Po skończonych przemowach i ogłoszeniach organizacyjnych, wychowawcy zabrali
swoich uczniów do klas aby omówić z nimi plan lekcji. Patrycja zauważyła, że
sorka Angela nie ma wychowawstwa. Spytała się o to Amelię.
-
Nauczyciel, który zajmuje się powiadamianiem mugolaków w wakacje, nie ma swojej
klasy – wyjaśniła jej prawie-bliźniaczka. – W czasie roku szkolnego ciągle
będzie im pomagać.
-
Jak? – zaciekawiła się Zocha, która nie miała pomysłu w czym mogłaby jej pomóc
sorka.
-
Opowiadała, że raz musiała pojawić się u jakiejś dziewczyny ponieważ dziadkowie
myśleli, że jest opętana i coś im naściemniać. Często zdarzają się wpadki w
urzędzie, bo nie dostarczą dokumentów do mugoli na czas i wtedy jest problem,
bo tamtejsze CZOPki oskarżają rodziców o to, że ich dzieci nie chodzą do szkoły.
-
Mogłybyście nie odzywać się do mojej nowej najlepszej przyjaciółki? – spytała
się Telimena.
-
Sorry, nie wiedziałyśmy, że jest ubezwłasnowolniona – prychnęła Zocha.
Dziewczyny
zamilkły ponieważ, żadna nie wiedziała co oznacza słowo „ubezwłasnowolniona”.
Klasa
pierwsza „c” szła posłusznie za wychowawcą. Zocha z Patrycją zachwycały się
głośno poruszającymi się obrazami, ku rozpaczy Telimeny, która twierdziła, że to
objaw choroby umysłowej. Po przejściu niezliczonej ilości schodów i korytarzy, Miłosz
Chmielewski zatrzymał się przed salą numer 121 i wpuścił uczniów. Patrycja
siadła w pierwszej ławce z Zochą, za nimi usadowiła się Amelia i Telimena, zaś
w trzeciej zajęła miejsce Katarzyna z nieznanym im chłopcem. Wychowawca
ogłosił, że najpierw sprawdzi obecność aby zobaczyć kogo ma w klasie. Gdy
doszedł do nazwiska Amelii, uśmiechnął się.
-
Więc to ty jesteś siostrą Angie! - popatrzył się na stojącą w ławce dziewczynkę.
– Zaraz… ciebie wyczytywałem wcześniej!
-
Nie ją, mnie! – zawołała Patrycja i uniosła rękę.
-
Co!? - nauczyciel wyglądał na zbitego z tropu. – Angela mówiła o tylko jednej
siostrze…
-
Ami z Pyśką nie są rodziną sorze! – wyrwała się Zocha.
W
klasie zapanował gwar. Uczniowie z
dalszych ławek wyciągali szyje aby obejrzeć nowe koleżanki.
-
Ja cię kręcę! Ale heca! – stwierdził Miłosz. – Dobra! Spokój dzieciaki,
pogadamy o tym później! Lecimy dalej!
Okazało
się, że do klasy pierwszej „c” uczęszcza piętnaście dziewczyn i szesnastu
chłopaków. Uczniowie wyglądali jak zwyczajni trzynastolatkowie oprócz chłopca
siedzącego z Kasią. Patrycja z Zochą początkowo myślały, że zgubił się czyjś
brat chodzący do podstawówki. Wyglądał jakby miał góra dziesięć lat, był niski
i drobny, pucołowata buzia posiadała niebieskie oczy, różowe usteczka, a nad
nią królowały złote loczki. Niejedna dziewczyna mogłaby pozazdrościć mu urody:
idealnie nadawał się na modela do obrazków słodkich aniołków. Dlatego wielkim
zaskoczeniem było, gdy wstał na dźwięk swojego imienia i nazwiska:
-
Paul von Wentzl!
-
Jestem!
Telimenie
oczy mało nie wyszły z orbit. Odwróciła się do niego błyskawicznie.
-
Jesteś z TYCH von Wentzl? – zapytała podniecona.
-
No chyba z tych, czemu pytasz? – odparł zdziwiony.
-
Od dzisiaj jesteś moim przyjacielem i siedzisz ze mną! – popatrzyła się na
Amelię. – Przykro mi, musisz zrozumieć.
Koleżanka
nic jej nie odpowiedziała. Paul wyglądał jakby mu było wszystko jedno. Patrycja
z Zochą popatrzyły się na Telimenę z politowaniem.
-
No tak, z plebsem to się nie chce siedzieć – mruknęła ta druga.
Miłosz
Chmielewski szybko doszedł do końca listy. Wyciągnął dwie kupki kartek z biurka
i machnąwszy różdżką sprawił, że pofrunęły do uczniów. Okazało się, że są to plany
lekcji. Jednak nie wszyscy je dostali, w ręku mężczyzny zostały trzy arkusze.
-
Jakub Łochocki, Aleksandra Woźnicka i Eleonora Zawadzka! Pooowstaaań! - rzucił komendę.
Trójka
dzieciaków wykonała z lekkim strachem rozkaz, zastanawiając się czego może
chcieć od nich wychowawca.
-
Pochodzicie z mieszanych rodzin, musicie zdecydować czy chcecie chodzić na
mugoloznastwo – czyli naukę o pozamagicznych gościach, czy na magoznastwo –
przedmiot o życiu czarodziejów.
Ulga
całej trójki była namacalna, dziewczyny trochę się wahały, ale w końcu każde z
nich zdecydowało. Patrycja porównała swój plan lekcji z Amelią.
-
Rzeczywiście! Ja mam magoznastwo, a ty mugoloznastwo!
-
No jasne! Przecież jestem z magicznej rodziny.
-
Ciągle o tym zapominam… - jęknęła. – Dziwnie mi z tobą gada, czuję się jakbym
mówiła do lustra – wyznała.
-
Ja to samo! – ucieszyła się Amelia, której kamień spadł z serca po tym
wyznaniu.
-
Żółwik!
-
Eeee… że co?
-
Dziwni ci czarodzieje, nawet żółwika nie znają… - mruknęła Zocha.
-
Mam takie samo zdanie o tobie! – fuknęła Telimena. – A teraz się zamknij bo pan
Chmielewski jeszcze chce coś powiedzieć!
Po ustaleniu przewodniczącego klasy (Telimena od razu się wyrwała ze swoją kandydaturą) oraz zastępcy (zmusiła do tego Paula ponieważ nikt inny się do tego nie kwapił) uczniowie pożegnali się z wychowawcą. Zocha z Patrycją postanowiły odprowadzić Amelię do Sali Kominkowej w północnym skrzydle zamku, ponieważ koleżanka wracała codziennie do domu przy pomocy proszku Fiuu. Początkowe zmieszanie ustąpiło i dziewczyny wesoło rozmawiały przemierzając wewnętrzny dziedziniec.
-
Wcale nie chciałam z nią siedzieć – stwierdziła Amelia. – Trochę mi szkoda
Paula ponieważ Telimena nie wydaje się sympatyczna.
-
Wygląda na to, że leci na tytuły. O co chodzi z tym jego nazwiskiem von
Pretzel? – spytała się Patrycja.
-
Von Wentzl – poprawiła ją Amelia. – Słyszałam, że to bardzo stary ród
pochodzący z Niemiec. Musiałabym się spytać mamy albo babci co o nich wiedzą.
-
Twoja mama naprawdę szyje ubrania dla Telimeny i jej rodziny? – zainteresowała
się Zocha.
Amelia stanęła w miejscu i zachichotała.
-
Jasne, że nie! – wyjaśniła. – Czasem coś projektuje na zamówienie, szyciem zajmują się krawcowe, a wszystkie ciuchy można kupić w jej butiku w Magowie.
-
Muszę przyznać, że Telcia ma zajebiste ciuchy - westchnęła Zocha. – Gdy
wyciągała sukienki z kufra to się śliniłam jak szczeniak na widok kiełbasy. A
te jej wszystkie…
Urwała,
ponieważ zauważyła, że w ich stronę idzie zauważony wcześniej na stołówce,
przystojny licealista. Wiatr trącał delikatnie złote włosy, czerwień szaty
wspaniale współgrała z jego urodą. Postawa chłopaka wskazywała na pewność
siebie i dumę. Zocha z Patrycją, zaróżowione z podniecenia, zaczęły szeptem
zastanawiać się czego może od nich chcieć obiekt ich westchnień. Amelia
popatrzyła się na nie jakby z księżyca spadły.
-
Nie wygłupiajcie się – nieoczekiwanie warknęła na nie.
-
On do nas idzie – pisnęła Patrycja i zaczęła wygładzać nerwowo szatę.
- No jasne, ze idzie! Co miałby innego robić? –
prychnęła Amelia.
-
ZNASZ GO!? – oczy Zochy i Patrycji były wielkie jak spodki.
Amelia
chrząknęła i spojrzała na swoje stopy z miną wyrażającą zakłopotanie.
- To mój brat.
* Patrycji i Zośce chodziło o ten filmik: