Przygotowania do
drugiej rocznicy śmierci Voldemorta szły pełną parą. Argus Filch był chodzącym
kłębkiem nerwów i od tygodnia rzucał się na każdego ucznia, który śmiał
przynieść, chociaż odrobinkę błota do zamku. W międzyczasie latał za Irytkiem i
starał się przegonić złośliwego duszka przy pomocy miotły. Cały Hogwart był
porządkowany, czyszczony i pucowany przez całą armię skrzatów. Obchody Dnia
Zwycięstwa miały zacząć się za kilka godzin, dlatego większość uczniów została
wysłana do domów, a zostali tylko ci, którzy brali udział w przedstawieniach. Z
tego powodu na błoniach została ustawiona scena, na której miał jeszcze
przemawiać Kingsley, McGonagall oraz ważne postacie, które doprowadziły do
końca wojny. Gośćmi honorowymi były osoby, które wzięły udział w bitwie z
siłami Voldemorta oraz głowy świata czarodziejów z innych państw. Z tego powodu
teren od kilku tygodni zabezpieczany był przez aurorów.
- Co ty tu
robisz Potter? – spytał się Robards widząc swojego pracownika idącego w stronę
sceny. – Miałeś mieć dzisiaj wolne.
- Chciałem się
rozejrzeć – odpowiedział Harry. – To wszystko działo się dwa lata temu, a ja
mam wrażenie jakby to było wczoraj – oznajmił ze smutkiem jednocześnie
rozglądając się po okolicy.
Przypomniał
sobie wszystko, co przeżył podczas bitwy o Hogwart. Śmierć, ból, strach,
zwątpienie w czasie walk, a w końcu nieopisana ulga i radość po zwycięstwie. Najbardziej
żal mu było poległych. Kiedyś często śnił o martwych ciałach swoich przyjaciół,
teraz zdarzało mu się to rzadziej. Tak czy siak nie było to miłe i był
przekonany, że nie pozbędzie się tych obrazów z głowy aż do końca życia.
- Wykonałeś
kawał dobrej roboty, synu – odezwał się Robards i poklepał go przyjaźnie po
ramieniu.
Po wszystkich
wydarzeniach, jakie miały miejsce w grudniu zeszłego roku, powrócili do dobrych
relacji. Wspólny sekret sprawił, że zaczęli częściej ze sobą rozmawiać i to nie
tylko na temat pracy. Stopniowo nawiązywała się między nimi nić porozumienia. Harry
nie wplątywał się w kolejne afery, a Gawain nie dawał mu powodów skargi.
Mężczyzna dotrzymał słowa i nie narzucał się więcej Hermionie. Za to często
zaczął zapraszać swojego podwładnego do siebie do domu. Harry na początku
niechętnie odnosił się do tego, ale po jakimś czasie zrozumiał, że Robards jest
bogatym źródłem wiedzy. Często siedział na kanapie swojego szefa i słuchał z
napięciem o udanych akcjach i walkach ze śmierciożercami podczas Pierwszej
Wojny Czarodziejów. Chłopak starał się zapamiętywać jak najwięcej szczegółów z
tych historii, aby później wcielać je w życie. Gawain za to doceniał jak szybko
uczy się jego podwładny i dawał mu, co raz trudniejsze zadania do wykonania.
Szybko to sprawiło, że Ben i jemu podobni czarodzieje, przestali uważać
Harry’ego za nowicjusza bez teoretycznego i praktycznego przygotowania.
Jednocześnie
jego związek z Ginny kwitł mimo tego, że obydwoje mieli dla siebie mało czasu.
Ona zaczęła grać na stałe w reprezentacji Harpii z Holyhead i wybuchła na jej
punkcie Weasleymania po tym jak wbiła dwanaście goli pod rząd Strzałom z
Appleby w ostatnim meczu. Harry był dumny ze swojej ukochanej i starał się jak
mógł zrekompensować swoje nieobecności spowodowane pracą. Ginny zaś doceniała
jego zabiegi. Obydwoje wiedzieli, że kochają się jak szaleni i chłopak z blizną
był przekonany, że nadszedł czas, aby pomyśleć o pierścionku zaręczynowym. Życie
wróciło do normy i zdawało się, że może być tylko lepiej.
- Dziękuję –
odrzekł Harry z uśmiechem, po czym pożegnał się ze swoim szefem i ruszył w stronę granic
Hogwartu, aby teleportować się do domu i zmienić szatę na wyjściową.
***
- Ron! Błagam,
załóż inny garnitur! – krzyknęła zrozpaczona Hermiona.
- Czemu? Ten
jest po prostu Z-A-J-E-B-I-S-T-Y! – odparł rudzielec z zachwytem i spojrzał na
swoje odbicie w lustrze. – Tak ma być!
Jego dziewczyna
stała po drugiej stronie pokoju i gotowała się ze złości połączonej z bezsilnością.
Ubrana była w prostą, czarną sukienkę, którą kupiła ze swoją mamą. Elegancki i
stonowany wygląd dopełniała delikatna biżuteria i niezbyt wyszukana fryzura.
Ron był zupełnym przeciwieństwem swojej drugiej połowy. Ubrany w jaskrawo-pomarańczowy
garnitur i jadowicie zieloną koszulę, która idealnie pasowałaby do garderoby
Rity Skeeter. Rudzielec z wyraźnym zadowoleniem wiązał pod szyją fioletowy
krawat. Przy każdym jego ruchu Hermionie zdawało się, że w jej pokoju grasuje
pożar.
- Proszę… załóż
ten czarny… albo szary… tylko nie ten… - tłumaczyła starając się nie wybuchnąć
szlochem. – Jak będziemy wyglądali? Jak jakieś pośmiewisko!
- Nie
przesadzaj, moja cukrowa myszko – odparł Ron ze spokojem. – George idzie w
fioletowym, a pod spód zakłada czerwoną koszulę. Ten to dopiero nie ma gustu!
- To jest smutna
uroczystość, miej choć trochę szacunku dla zmarłych!
- To jest Dzień
Zwycięstwa a nie pogrzeb!
- Jak chcesz! –
warknęła Hermiona. – Ale trzymaj się ode mnie jak najdalej!
- Oczywiście –
zgodził się Ron z figlarnym uśmiechem. – Zwłaszcza wtedy, gdy bohaterzy wojenni
będą stać obok siebie podczas sesji zdjęciowej!
Hermiona jęknęła
ze zgrozą i wyszła z pomieszczenia w celu złapania świeżego powietrza do płuc i
tym samym uspokojenia się. Ron kompletnie nie przejął się jej wybuchem i
beztrosko przypiął fioletowego kwiatka do butonierki, nucąc pod nosem „The Bad
Touch” Bloodhound Gang.
***
Obchody Dnia
Zwycięstwa przebiegały spokojnie i były bardzo dobrze zorganizowane. Hermiona
razem z rodziną Weasleyów i Harrym przybyła wcześniej na miejsce, dzięki czemu
mogli obserwować pojawiające się reprezentacje z różnych krajów. Większość
przyjechała Hogwart Expresem razem z Kingsleyem. Madame Maxime przybyła, wspólnie z niedawno wybraną Minister Francji - Anne de Breuil, powozem ciągniętym przez
skrzydlate konie. Z tego powodu ucieszył się nie tylko Hagrid, Fleur mimo
zaawansowanej ciąży również pojawiła się na uroczystości. Reprezentacja
Finlandii miała podobny sposób podróżowania jak Francuzki: wielkie sanie
ciągnęły magiczne renifery. Turcy zaś przybyli na misternie tkanych dywanach.
Część gości
teleportowała się do wyznaczonej strefy przy bramie Hogwartu. Hermiona ze
zdumieniem patrzyła na barwnych członków obstawy Ministra Polski, którzy ubrani
byli w zbroje ze skrzydłami oraz skóry dzikich zwierząt. Ich reprezentant
ubrany był w orientalną szatę, która według dziewczyny, bardziej pasowałaby do
krajów arabskich. Najwidoczniej Turcy podzielali jej zdanie, ponieważ patrzyli
się na Słowian z wyraźną niechęcią.
Niektóre znane
osoby, które wzięły udział w Bitwie o Hogwart musiały wygłosić przemowę. Jak
zwykle Ron i Harry nie przyłożyli się do swoich. Pierwszy robił, co chwile
głupie miny i starał się jak najbardziej podkreślić swoją rolę w całej wojnie
oraz uznał, że jego życie jest kompletne odkąd pojawił się na karcie
Czekoladowych Żab. Drugi zaś twierdził, że cała chwała należy się Snape’owi.
Hermiona cieszyła się, że Severus siedzi teraz w celi, ponieważ mógłby rozerwać
jej przyjaciela na strzępy słysząc taką ilość pochwał. Sama podkreślała podczas swojej przemowy, że po
zniesieniu praw przeciwko mugolakom, przyszedł czas, aby czarodzieje zajęli się
uwolnieniem Skrzatów Domowych.
Tym co
najbardziej wzruszyło czarownicę w czasie obchodów był teatrzyk uczniów
Hogwartu. Odegrali oni sceny z związane z walką Harry’ego z Voldemortem.
Pierwszego grał uroczy piętnastolatek o delikatnej urodzie, ale za to z niezłą
charyzmą. Hermiona doznała szoku, gdy się okazało, że w jej postać wcieliła się
czarnoskóra Noma. W pierwszym momencie miała ochotę zaprotestować, ale po
wzięciu kilku oddechów pomyślała, że teatr rządzi się swoimi prawami.
Kompletnie się uspokoiła dopiero po tym, gdy przekonała się, że dziewczyna
naprawdę ma talent i naprawdę potrafiła imitować jej głos i ruchy. Sztuka
zakończyła się efektowną sceną śmierci Voldemorta, którego fenomenalnie zagrał
Oscar Williamson.
Następnie
wszyscy zebrani zostali zaproszeni do Wielkiej Sali, która została powiększona
dziesięciokrotnie na tę okazję. Harry, Ron i Hermiona musieli usiąść przy
głównym stole pomiędzy Kingsleyem a McGonagall. Najbliżej nich zostali usadzeni
zagraniczni ministrowie, a najdalej mniej ważne osoby. Hermiona przeszukała
wzrokiem salę przed podaniem dań i zobaczyła wiele znajomych twarzy. Przybyła
prawie cała Armia Dumbledore’a łącznie z Cho Chang, która uśmiechała się
nieśmiało do koleżanek i kolegów. Ginny otaksowała ją pogardliwym spojrzeniem,
po czym zaczęła udawać, że jej nie widzi. Hermiona zaśmiała się w duchu widząc
ten przejaw zazdrości. Obok swojej córki siedziała pani Weasley, która
zamieniła się miejscami z George’em aby być bliżej Fleur, która mogła w każdej
chwili urodzić. Hermiona podziwiała ją za to, że nawet będąc w zaawansowanej
ciąży wyglądała cudownie. Nie przytyła, za to wyglądała jakby połknęła piłkę i
z tego powodu miała wystający, okrągły brzuch. Siedząc koło Billa wprost
promieniowała szczęściem. Pani Weasley siedziała koło nich i nie schodził z jej
twarzy uśmiech. Nie mogła doczekać się narodzin pierwszego wnuka lub wnuczki. W
głębi serca Hermiona zazdrościła Fleur, ponieważ od dawna marzyła o tym, aby
wyjść za Rona i zajść w ciążę. Wtedy poczułaby się w pełni kobietą i Suzanne
miałaby, z kim się bawić w przyszłości.
Po obiedzie, na
którym królowały wyszukane potrawy, nastąpił czas na bardziej swobodną część
uroczystości. Goście zaczęli chodzić pomiędzy stołami i rozmawiać ze sobą.
Hermiona z Ronem i Harrym uścisnęli niezliczoną ilość rąk i podziękowali
tysiące razy za miłe słowa. Dziewczyna pomyślała, że od uśmiechania się bolą ją
mięśnie twarzy.
- Boska koszula
Weasley! – zaświergotała Rita Skeeter, na co rudzielec spłonął rumieńcem. –
Chcę mieć was na jutrzejszej okładce Proroka Codziennego! Przysuńcie się do
siebie! – oznajmiła tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Panna Granger w środku,
jeśli łaska! – wykrzyknęła i złapała wycofującą się Hermionę za ramię.
Młoda czarownica
posłała jej mordercze spojrzenie, ale posłusznie stanęła między chłopakami.
Nadal była zła na Rona za jego garnitur, toteż starała się przysunąć jak
najbliżej do Harry’ego. Jej mężczyzna nie zamierzał poddać się tak łatwo.
Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Mam dla ciebie
niespodziankę – szepnął jej do ucha.
- Jaką? –
spytała się Hermiona przez zęby jednocześnie starając się uśmiechać do zdjęcia.
Z aparatu
fotoreportera buchnął kłąb fioletowego dymu i było po wszystkim. Rita od razu
zaciągnęła swojego współpracownika w kierunku Kingsleya, który rozmawiał o
czymś z Ministrem Rosji.
- Zobaczysz… -
odparł figlarnym tonem Ron i uśmiechnął się tajemniczo.
- O co mu może
chodzić? – spytała się Hermiona Harry’ego, gdy rudzielec odszedł w stronę
Charliego.
- Nie mam
pojęcia – odparł chłopak i poczochrał włosy.
Dwie godziny później
Ron ciągnął rozzłoszczoną Hermionę za rękę i prowadził w tylko sobie znanym
kierunku. Patrolujący zamek aurorzy patrzyli się na nich ze zdumieniem, ale
jako, że powszechnie było wiadomo, że ta dwójka jest parą to nie zamierzali
interweniować.
- Co ty znowy
wymyśliłeś!? – wydyszała dziewczyna.
- Już mówiłem…
muszę ci coś pokazać! – odparł Ron.
Hermiona
postanowiła, że nadal będzie stawiać opór. Nie chciała wymykać się z przyjęcia
w nieznanym celu, a jej chłopak się uparł, że niczego nie powie. Skoro tak
stawiał sprawę, to ona nie będzie posłusznie dreptać za nim po Hogwarcie. Nagle
poczuła, że Ron łapie ją w pasie i przerzuca sobie przez ramię. Mimo ciężaru
szybko pognał w głąb korytarza.
- Ronaldzie
Weasley! – krzyknęła oburzona czarownica. – Postaw mnie natychmiast na ziemię!
- Nie martw się
Hermi! Zaraz będziemy na miejscu! – odparł i wzmocnił uścisk.
- Nazwij mnie
jeszcze raz „Hermi”, a urządzę ciebie tak, że troll będzie przystojniejszy od
ciebie! – odwarknęła.
- Jak miło… że
wspominasz… o trollu… – wysapał Ron, który szybko tracił siły.
Podszedł do
drzwi, otworzył je i wszedł do pomieszczenia z wyrywającą się Hermioną na
ramieniu.
- Ufff… -
sapnął. – Wiesz gdzie jesteśmy?
Czarownica
rozejrzała się uważnie i od razu rozpoznała, co to za miejsce.
- Łazienka dla dziewczyn – odparła chłodnym
tonem.
- Ta, w której
załatwiłem trolla – dodał Ron i postawił dziewczynę na ziemię.
- Po co tu
jesteśmy?
- Chciałem ci
przypomnieć miejsce, w którym przestaliśmy się nienawidzić, a zaczęliśmy się
przyjaźnić. To tutaj narodziło się między nami coś głębszego… - wyjaśnił z błyskiem w oku.
Hermiona
spojrzała na niego oczekująco. Nadal nie wiedziała, do czego Ron zmierza. Jeśli
w ten sposób chciał ją udobruchać za to, że założył ten okropny garnitur to
wybrał zły sposób.
- Widzisz…
czasem się nie lubimy, czasem kłócimy, ale i tak się kochamy – stwierdził
rudzielec. – Dwa lata temu podczas bitwy pocałowałaś mnie pierwszy raz i wtedy
zrozumieliśmy, że nie możemy bez siebie żyć. Jesteśmy ze sobą na dobre i na
złe, dlatego… - sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki - … chciałbym abyś… -
otworzył dłoń i pokazał Hermionie, co w niej trzyma - … została moją żoną.
Patrolujący
korytarze aurorzy pognali błyskawicznie ku toalecie, gdy usłyszeli wydobywający
się z niej kobiecy krzyk. Jeszcze szybciej z niej wyszli, gdy zobaczyli, że
źródłem hałasu była Hermiona Granger, która obcałowywała gwałtownie swojego
chłopaka Ronalda Weasleya, szepcząc przy tym „tak, tak, tak”.
***
Harry
zastanawiał się gdzie mógł podziać się jego najlepszy kumpel. Hermiony także
nie mógł nigdzie zlokalizować. Obszedł Wielką Salę dwukrotnie i zapozował, do
co najmniej dziesięciu zdjęć razem z przedstawicielami innych państw. Mimo tego
nie zauważył nigdzie ani Rona, ani Hermiony. Za to odnotował, że atmosfera
przyjęcia zaczęła się mocno rozluźniać. Część gości postanowiła wyjść
i rozejrzeć się po okolicy. Inni wypili dość sporo alkoholu. Harry usłyszał jak
Rosjanie albo Ukraińcy – sam nie wiedział dokładnie, dyskutują o czymś
zawzięcie w swoim języku. Podszedł więc do Ginny, która rozmawiała z Anthonym
Goldsteinem, ale ona także nic nie wiedziała o zaginionych. Już miał wyjść z
sali, gdy zauważył, że przez drzwi wchodzi Hermiona trzymająca za rękę Rona i
zmierzają ku niemu. Obydwoje wyglądali na rozpromienionych oraz zgrzanych. Hermiona
miała potargane włosy, a Ron poluzowany krawat i krzywo zapiętą marynarkę.
- Nie uwierzysz!
– oznajmiła czarownica radosnym tonem. – Właśnie się…
Harry nie usłyszał,
co Hermiona powiedziała, ponieważ po Wielkiej Sali rozległ się okrzyk Madame
Maxime:
- WODI! WODI!
- Pali się! –
wrzasnął Filch i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu płomieni.
- NIE PALI!
WODI! –półolbrzymka wskazała na Fleur.
- MDLEJE!? –
ryknęła pani Weasley i zaczęła się przepychać przez tłum ku synowej.
- NIE! WODI JEJ
ODESZLI! ONA RODZI!
Dopiero po tych
słowach nastąpiło totalne zamieszanie. Rodzina Weasleyów rzuciła się ku Fleur,
która trzymała się za brzuch i ciężko oddychała.
- Arturze!
Bierzemy ją do Nory! – oznajmiła pani Weasley.
- Nie Nora! –
sprzeciwiła się Fleur pełnym bólu głosem. - Muszelka!
- W Norze
urodziłam wszystkie dzieci i tam urodzi się mój pierwszy wnuk! – Molly nie
dawała za wygraną.
- Moi mężu! Zrobi coś! – wrzasnęła Fleur,
która wstała podtrzymywana przez teściową i Madame Maxime.
Bill zamiast
powiedzieć coś lub zrobić stał jak słup soli, niezdolny do jakiegokolwiek
ruchu. O ile był w stanie bez zastanowienia podjąć walkę na śmierć i życie, to
zdecydowanie w sprawie gdzie ma się urodzić jego dziecko sprawiło, że dosłownie
zamarł. Harry podejrzewał, że dodatkowo bał się wejść między żoną, a matkę.
- Bill! Rusz
się! – warknęła Ginny i popchnęła brata.
- Ale co zrobić?
Co!? – miotał się najstarszy syn Weasleyów. – Mi jest obojętne gdzie się
urodzi!
- BILL! –
wrzasnęły jednocześnie Fleur i Molly.
Tłum wokół
rodzącej i jej rodziny zaczął gęstnieć, co tylko pogarszało sprawę. Czarodzieje
obserwowali przebieg wydarzeń jakby to była jakaś sztuka. Czarodziej z blizną
stwierdził, że sam nie wie, co robić w takiej sytuacji. Popatrzył się na twarze
męskiej części rodziny Weasleyów i upewnił się, że oni także nie wiedzą.
- Na litość
boską, zaprowadźcie ją do Poppy! – krzyknęła McGonagall, która przedarła się
przez tłum. – Nie ma czasu, aby doprowadzić Fleur do bramy
Hogwartu!
Bill w końcu się
ruszył i przy pomocy George’a oraz Rona zaniósł żonę do skrzydła szpitalnego.
Aby powstrzymać podążający za nimi tłum Kingsley błyskawicznie wezwał
wszystkich aurorów, którzy zablokowali schody prowadzące na pierwsze piętro.
- Poród! Prawdziwy
poród! Nie mam w tym doświadczenia! – pani Pomfrey załamała ręce na widok Fleur.
- Ja mam! Tylko
przy dwóch synach pomagała mi matka, pozostałą piątkę urodziłam sama! Damy
radę! – oznajmiła pani Weasley, po czym rzuciła wszystkim spojrzenie mówiące
„wejdźcie do sali dla chorych, a was ukatrupię” i zamknęła drzwi.
***
Bill wyglądał
jakby miał zemdleć więc pan Weasley klepał go uspokajająco po ramieniu, George z
Angeliną i Ronem chodzili nerwowo po korytarzu, Ginny szeptała o czymś z
Harrym, a Hermiona stała pod ścianą i wyglądała przez okno. Nie bardzo chciała
się przed samą sobą przyznawać, ale była odrobinę zła na to, co się stało. Myślała,
że ogłoszą z Ronem swoje zaręczy i ten dzień będzie należeć do niej. Wiedziała,
że Fleur nie miała wpływu na to, co się stało, poród mógł zacząć się w każdej
chwili… ale skoro było takie ryzyko to czy musiała się pojawiać akurat w
Hogwarcie? Czarownica odgarnęła nerwowo włosy za ucho, gdy usłyszała krzyk
Ginny:
- Co ty masz na
palcu!?
- To… eeee…
pierścionek zaręczynowy – wyjaśniła Hermiona i spłonęła rumieńcem. – Przez to
wszystko zapomnieliśmy z Ronem się pochwalić…
- Jak mogłaś
zapomnieć! – Ginny dopadła przyjaciółkę i złapała ją za dłoń. – Nieźle! Ron wybrał coś bardziej w twoim
guście niż swoim! – zachichotała pod wpływem myśli o stylu swojego brata.
Hermiona musiała
przyznać jej rację. Tym razem nie dostała wielkiego pierścienia, który z
łatwością mógłby pociągnąć ją na dno, gdyby miała ochotę wykąpać się w
jeziorze. Pierścionek zaręczynowy był delikatny, wykonany z białego złota. W
oczy rzucał się tylko wielki różowy diament oszlifowany w kształt serca. Nie
był to wprawdzie styl Hermiony, ale uznała, że mówi się trudno. Skoro Ron chce
ją poślubić i daje jej dowód swojej miłości to ona nie będzie wybrzydzała. Wybaczyła mu, że założył okropny garnitur. Czasem trzeba iść na ustępstwa jeśli chce się z kimś być.
- Tak,
oświadczyłem się Hermionie! – dodał głośno Ron i napuszył się czekając na słowa
pochwały.
- Na gadające
gorgony! Czekaliśmy na to od dawna! – odezwał się ojciec rudej gromadki i
ruszył, aby uściskać syna oraz przyszłą synową.
Reszta zebranych
ruszyła w jego ślady. Narzeczeni zostali porządnie wyściskani i obcałowani
przez dziewczyny.
- Gratulacje!
- Kiedy ślub?
Hermiona
popatrzyła się znacząco na Rona. O tym jeszcze nie rozmawiali, a ona sama miała
ochotę najpierw pomieszkać razem przez chwilę, aby mieć pewność, że postępują
dobrze.
- Za rok! –
oznajmił Ron, czym wprawił Hermionę w osłupienie. – Teraz poszukamy domu i tam
razem zamieszkamy, prawda Kociołkowy Piegusku?
- Eeee… tak…
niech będzie – wydukała czarownica i postanowiła, że będzie musiała porozmawiać
ze swoim narzeczonym na ten temat.
- Chcę zdać
relację z waszego wesela! – nieoczekiwanie rozległ się głos Rity Skeeter. –
Przyszłam tutaj, aby udokumentować narodziny nowego pokolenia! – wyjaśniła
Robardsowi i kilku aurorom, którzy przybiegli za nią i jej fotografem. – Jak
się okazało nasze gołąbki zamierzają się pobrać! – zaświergotała jakby była
szczęśliwą matką, która wydaje córkę za mąż.
- Nie sądzę, aby
chcieli się dzielić swoim szczęściem z tobą! – oznajmił Gawain lodowatym tonem
i zrobił krok w stronę dziennikarki.
- A właśnie, że
chcemy! – warknął Ron. – Chodź tu kochanie, niech zrobi nam zdjęcie i pokaże
światu jak bardzo się kochamy! – zwrócił się do Hermiony z uśmiechem mówiącym,
że ma zamiar dokopać szefowi Harry’ego.
Dziewczyna nie
zastanawiała się długo. Wiedziała, że od dłuższego czasu Robards jej wobec niej
w porządku, ale z drugiej strony odczuła wielką ochotę zemścić się za to, że
igrał z jej uczuciami. Miała gdzieś, co o niej sobie pomyśli. Mógł z nią nie
zaczynać!
- Dawaj Rita! –
rozkazała, po czym przytuliła się do Rona i wyciągnęła w stronę aparatu rękę z
pierścionkiem.
***
Robards szybko znikł z pola widzenia po stwierdzeniu, że musi koniecznie obejrzeć zabezpieczenia wokół zamku. Wywiad na temat narzeczeństwa Rona i Hermiony trwał dłuższą chwilę. Rita była w doskonałym humorze, ponieważ liczyła, na co najmniej pierwszą stronę Proroka Codziennego. Zaś po kilku godzinach nerwowego oczekiwania z sali chorych wyszła pani Weasley oświadczając, że Fleur urodziła zdrową córeczkę. Bill z radości zrobił salto, a pan Weasley i Ginny popłakali się ze wzruszenia. Młodzi rodzice podebatowali chwilę i oświadczyli, że ich latorośl będzie nosić imię Victorie, ponieważ urodziła się w Dzień Zwycięstwa, co zostało przyjęte z entuzjazmem przez społeczność czarodziejów.