Bitwa o Hogwart
została wygrana, nadszedł czas, aby opłakać zmarłych, zebrać gruz i usunąć ślady
walk. Bill Weasley z Harrym Potterem weszli do Wrzeszczącej Chaty po ciało
Severusa Snape’a. Wszystko było w takim samym stanie jak kilkanaście godzin
temu. Kurz unosił się przy każdym ich ruchu. Severus leżał tam, gdzie zostawili go Harry,
Ron i Hermiona. Chłopak nie powiedział jeszcze nikomu, co widział w
myśloodsiewni. Nikt nie wiedział, że wojna została wygrana dzięki temu
odważnemu mężczyźnie. Chciał pochować
swojego dawnego nauczyciela z wszelkimi honorami, dlatego postanowił, że ogłosi
światu jakim bohaterem był Severus Snape. Kto wie… może nawet nazwie tak syna?
Bill rozejrzał
się z ciekawością po zakurzonym wnętrzu.
- Nigdy bym nie
pomyślał, że wejdę do Wrzeszczącej Chaty. Za moich czasów każdy się jej bał.
- A to był tylko
hałasujący Remus… - głos Harry’ego zadrżał, gdy zobaczył w myślach ciało Lupina
i Tonks.
Bill pochylił
się nad Severusem, zmrużył oczy patrząc badawczo na mężczyznę.
- Coś nie tak? –
spytał Harry, przyklękając obok brata Rona.
- Nie wiem…
zdawało mi się… ale to chyba niemożliwe… - odpowiedział Bill i przyłożył palce
do szyi Snape’a. Spojrzał na Harry’ego wzrokiem, które zdradzało głęboki szok. – Na brodę
Merlina! ON ŻYJE!
- Co!? –
wrzasnął zszokowany Harry, zrywając się na równe nogi.
- On żyje!
Szybko! Trzeba teleportować się z nim do Świętego Munga!
Dalsze
wydarzenia Harry pamiętał jak przez mgłę. Przetransportowanie Severusa do szpitala,
krzyki Billa, aby uzdrowiciele się pośpieszyli, gonitwa myśli. Najbardziej zaś
dręczące go pytanie: jakim cudem Severus Snape przeżył?
Żył, ale ledwo. Właściwie to powinien już dawno umrzeć: atak wielkiego, jadowitego węża gwarantował śmierć. A jednak coś nie pozwoliło mu odejść w zaświaty. Uczepił się kurczowo tej cienkiej nici życia, którą przędła Kloto, jedna z trzech sióstr Mojr. Widocznie jego los nie został przesądzony i druga z sióstr – Lachesis, strzegła, aby ostatnia – Atropos, czyli ta, która wyznaczała kres życia, nie przecięła jej swoimi nożycami. Dyndał na tej delikatnej nici, a jego życie należało teraz do zespołu uzdrowicieli. Wszyscy dwoili się i troili, aby wyrwać go ze szponów śmierci.
***
Żył, ale ledwo. Właściwie to powinien już dawno umrzeć: atak wielkiego, jadowitego węża gwarantował śmierć. A jednak coś nie pozwoliło mu odejść w zaświaty. Uczepił się kurczowo tej cienkiej nici życia, którą przędła Kloto, jedna z trzech sióstr Mojr. Widocznie jego los nie został przesądzony i druga z sióstr – Lachesis, strzegła, aby ostatnia – Atropos, czyli ta, która wyznaczała kres życia, nie przecięła jej swoimi nożycami. Dyndał na tej delikatnej nici, a jego życie należało teraz do zespołu uzdrowicieli. Wszyscy dwoili się i troili, aby wyrwać go ze szponów śmierci.
Severus obudził
się na oddziale Urazów magizoologicznych prawie trzy tygodnie po Bitwie o
Hogwart. Nie wiedział, gdzie jest i ile czasu minęło od ataku Nagini. Wkrótce po
jego pobudce został zbadany przez zespół uzdrowicieli. Pracownicy Szpitala
świętego Munga debatowali nad nim godzinę i zgodnie stwierdzili, że przeżycie
Severusa Snape’a to cud. Postanowili zostawić go jeszcze przez kilka dni na
obserwacji.
Gdy Severus został sam, dotknął swojego karku. Głębokie rany zadane przez kły węża zniknęły. Ostrożnie wstał i podszedł do lustra wiszącego nad umywalką. Jego kroki były niepewne, kręciło mu się w głowie, ale musiał spojrzeć w swoje odbicie. W lustrze zobaczył swoją twarz, był chudy, bardzo chudy. Nos wydawał się jeszcze bardziej haczykowaty, kości policzkowe uwydatniły się jeszcze bardziej, był tak blady, że można by go było wziąć za wampira.
Wrócił powoli do łóżka, usiadł na nim i skierował swój wzrok na stolik, który stał obok niego. Nie było na nim różdżki, pod stolikiem były złożone jego ubrania – tam także nie znalazł cennego kawałka drewna. Już się zastanawiał czy kogoś nie wezwać w tej sprawie, gdy do pokoju wszedł nieznajomy mężczyzna. Stanął na środku pokoju, trzymając ręce za plecami i zmierzył Severusa badawczym spojrzeniem swoich błękitnych oczu. Jego wzrok zlustrował dokładnie sylwetkę byłego nauczyciela eliksirów i spoczął na twarzy.
- No, no, no... Severus Snape… - wycedził powoli. – Zabójca Dumbledore’a, największy zwolennik
Sam-Wiesz-Kogo, zdrajca tworu zwanego Zakonem Feniksa, najbardziej
znienawidzony dyrektor Hogwartu… Masz sporo na sumieniu Snape.
- Możliwe –
zgodził się Severus, kładąc się na szpitalne łóżko. – A ty kim jesteś?
- Gawain Robards,
Szef Biura Aurorów. Jak tylko się dowiedziałem, że się obudziłeś, to od razu
przyleciałem. Informuję cię, że jesteś w izolatce w Szpitalu Świętego Munga…
- W życiu bym
się tego nie domyślił – warknął słabym głosem Snape.
- … i jesteś
pilnowany przez dwadzieścia cztery godziny na dobę przez aurorów – dokończył Gawain, nie
zwracając uwagi na to co powiedział pacjent. – Twoja różdżka została
skonfiskowana i poddana zostanie badaniom. Gdy zostaniesz wypisany ze szpitala, to przetransportujemy cię do Azkabanu, gdzie będziesz oczekiwał na proces. Na
razie Główny Uzdrowiciel nie pozwolił cię przesłuchać, ale jak tylko udzieli
zgody, to osobiście cię wypytam o twoje zbrodnie Snape.
Na twarzy aurora można było zobaczyć mściwą satysfakcję. Severus wpatrywał się w niego. Postawa Gawaina Robardsa nie zachęcała do zwierzeń. Przypomniał sobie, że po ataku węża oddał Potterowi swoje wspomnienia. Nie wiedział jaki użytek zrobił z nich chłopak. Nie wiedział nawet, jaki jest dzień ani jak się tutaj znalazł, a z rozmowy uzdrowicieli wywnioskował, że był w śpiączce przez dwa lub trzy tygodnie.
- Mogę zadać
kilka pytań?
- Co taka gnida
jak ty chce wiedzieć?
- Jaki mamy
dzień? Co z Czarnym Panem? Jak się tutaj znalazłem?
- Dziś jest dwudziesty drugi maja, byłeś nieprzytomny przez prawie trzy tygodnie. Sam-Wiesz-Kto został
pokonany przez Harry’ego Pottera i zginął, co zakończyło wojnę.
- Chłopak…
żyje? – Snape był wstrząśnięty.
- Co? Jesteś
zdziwiony, że nie udało ci się go wykończyć? – odparł Gawain złośliwie. –
Sam-Wiesz-Kto ogłosił, że zabił Pottera, nawet przyszedł pod Hogwart z jego
ciałem… a tu czekała go niespodzianka, bo Harry żył! Pojedynkowali się i
Sam-Wiesz-Kto zginął z jego ręki. Potem poszło gładko: wyłapaliśmy większość
twoich znajomych… A Harry’emu powinieneś być wdzięczny, bo to on wraz z synem
Artura Weasleya przytargał cię tutaj. Nawet słyszałem, że prosił Kingsleya o
łaskę dla ciebie!
- Kingsleya
Shacklebolta?
- Tak, jest
tymczasowym ministrem magii, ale sądzę, że zostanie nim na stałe, ponieważ za dwa
tygodnie będą oficjalne wybory, a jak na razie nie ma innego kandydata. Zaraz po
nich zamierza przeprowadzić procesy śmierciożerców. Będzie się działo – Gawain
uśmiechnął się i przymknął oczy, najwyraźniej wyobrażając sobie przyjemne
rzeczy.
- Nie wątpię.
- Przygotuj się
na najgorsze Snape. Osobiście dopilnuję, aby spotkała cię zasłużona kara!
- Wynoś się!
Gawain Robards wyszedł, parskając szyderczym śmiechem. Zaraz po nim pojawiła się młoda uzdrowicielka, która przyniosła na tacy kolację razem z kilkoma starannie odmierzonymi eliksirami. Snape rzucił się na jedzenie: pomyślał, że minie wiele dni, zanim nabierze sił. Wypijając eliksiry, stwierdził, że zrobiłby lepsze… a przynajmniej smaczniejsze. Gdy opadł na poduszki, zastanawiał się, co się właściwie stało. Był pewny, że umiera – dlatego podarował Potterowi swoje wspomnienia. Teraz nie wiadomo co się z nimi stanie, pewnie chłopak pokaże im innym. Ciałem Severusa wstrząsnęły dreszcze na myśl, że wszyscy poznają jego najgłębsze tajemnice. Zrobiło mu się niedobrze.
Na dodatek Potter żył! Nie wiedział co o tym sądzić – Albus wyraźnie powiedział, że chłopak musi umrzeć i to z ręki samego Voldemorta. Teraz dowiedział się, że Potter go pokonał… Nie, to stanowczo nie trzymało się kupy… to nie miało sensu! Severus rozmyślał nad tym wszystkim do samego rana i jedynym jego wnioskiem było to, że Albus okrutnie sobie z niego zażartował…
***
Harry wpadł jak
burza do Biura Aurorów, odpowiedział na dobiegające zza biurek pozdrowienia i
ruszył prosto do gabinetu swojego szefa. Zapukał, gdy usłyszał pozwolenie, otworzył drzwi. Na jego widok Gawain rozpromienił się i wskazał na stojący
przed biurkiem fotel.
- To ty Potter!
Siadaj! Czego chcesz?
- Proszę o
pozwolenie, aby zobaczyć się z Severusem Snape'em – rzekł Harry, stojąc w miejscu.
- Słucham? –
Gawainowi zrzedła mina. – Po co?
- Muszę z nim
porozmawiać.
- Nie widzę
takiej potrzeby.
- Jestem mu coś
winny – Harry popatrzył szefowi w oczy.
- Ty? Jemu? –
Gawain popatrzył na chłopaka, jakby oświadczył, że potrafi zaśpiewać arię
operową, siedząc na galopującym Hipogryfie i przygrywając sobie na harfie.
- Tak, dzięki
niemu pokonałem Voldemorta.
- Pfffff -
mężczyzna wypuścił gwałtownie powietrze. – Dobrze się czujesz Harry? Nie
potrzebujesz zrobić sobie wolnego? Mogę dać ci spokój przez dzień czy dwa…
odpoczniesz sobie…
- Mówię
poważnie! – Harry zaczął się irytować. – Złożyłem dzisiaj obszerne wyjaśnienia
na piśmie, może pan je sobie przeczytać, są obecnie u Kingsleya. Gdyby nie
Snape pewnie nie dokonałbym tego wszystkiego.
- Chyba przez
przypadek…
- On był po
naszej stronie! Cały czas szpiegował dla Dumbledore’a!
- Którego zabił.
- Na jego
wyraźną prośbę! Przekazał mi informacje, które pozwoliły mi przeżyć podczas
pojedynku z Voldemortem.
- Śmierciożerca
zawsze zostanie śmierciożercą, cokolwiek by nie zrobił! A już zwłaszcza Severus
Snape! - Gawain był tak wściekły, że gdyby był metamorfomagiem, to jego blond
włosy zapłonęłyby żywą czerwienią. – Mam wystarczającą ilość zeznań jego kumpli, aby wiedzieć, że był czymś w rodzaju prawej ręki Sam-Wiesz-Kogo!
- Mimo wszystko
chcę się z nim zobaczyć. I tak mam wartę w szpitalu od czwartej po południu…
- Może być
niebezpieczny!
- Nie ma nawet
różdżki – chłopak wzruszył ramionami. – Z tego, co słyszałem, ledwo może wstać z
łóżka, a ja jestem młody, silny i mam różdżkę. Co najwyżej może rzucić we mnie poduszką, o ile uniesie rękę…
- Nie bądź
głupi! – Gawain wstał i zaczął spacerować nerwowo po pokoju. – Co mu chcesz
powiedzieć?
- Chcę
podziękować – rzekł Harry i popatrzył mężczyźnie prosto w oczy. – To dla mnie
bardzo ważne.
- Dziękować
śmierciożercy… a to dobre – szef parsknął wymuszonym śmiechem.
- Proszę o
chwilę… kilka minut… błagam!
Gawain odwrócił się do Harry’ego plecami. Każdy wiedział, że darzy chłopaka wielką sympatią. Miał do niego słabość nie tylko dlatego, że Harry okazał się wybrańcem, pokonał Voldemorta i został najmłodszym aurorem w historii. Nikomu się nie przyznał, ale Potter przypominał mu z charakteru i sposobu bycia jego zmarłego syna, który zginął podczas Pierwszej Wojny Czarodziejów. Teraz chłopak prosił go o rozmowę z Severusem Snape'em! Nienawidził tego starego nietoperza… Byłoby najlepiej, gdyby mógł go wrzucić do najgłębszego lochu w Azkabanie! Szkoda, że dementorzy musieli odejść: z rozkoszą patrzyłby, jak wysysają duszę Snape’owi. Z rozmyślań wyrwał go głos Harry’ego.
- Rozumiem… nie
ufa mi pan… - chłopak zaczął powoli iść w stronę drzwi.
Gawain odwrócił
się gwałtownie i spojrzał na plecy chłopaka. Skarcił się w duchu za swoją
słabość do niego.
- No dobra! –
warknął. – Pięć minut! I chcę przy tym być!
***
Snape nie był
zachwycony, gdy zobaczył ponownie Gawaina Robartsa. Uważał go za kompletnego
kretyna. Zastanawiał się jakim cudem człowiek o umyśle gumochłona został szefem
w Biurze Aurorów. Skrzywił się, gdy Gawain się odezwał.
- Masz gościa
Snape!
- Niby kto
chciałby się ze mną spotkać?
- On – Gawain
wskazał kciukiem drzwi, przez które wszedł Harry.
- Witam panie
profesorze…
Severus pomyślał, że jednak nie żyje. On umarł… a to, co się teraz działo to było po prostu piekło. Potter przyszedł go odwiedzić i uśmiechał się do niego. Snape zastanawiał się, czy włożenie głowy pod kołdrę dałoby efekt w postaci zniknięcia… obojętnie kogo. Byleby cała ta sytuacja nie miała miejsca.
- Nie jestem już
twoim nauczycielem Potter – warknął.
- Grzeczniej! –
głos Gawaina dobiegł z kąta, gdzie przymocowana była umywalka.
Harry nie
zwrócił uwagi na ton wypowiedzi mężczyzny, przysunął sobie stołek i usiadł przy
łóżku. Snape rozważał przez sekundę czy da radę wylecieć przez okno i uciec
albo ostatecznie tylko wyskoczyć i roztrzaskać sobie czaszkę.
- Chcę panu
podziękować – chłopak powiedział zdecydowanym tonem.
- Podziękować? – odrzekł Snape z ironią. – Za
zabicie twoich rodziców?
- Nie… - Potter odparł cicho po dłuższej chwili. – Chcę podziękować za to, że starał się pan
naprawić ten błąd. Za to, że uratował pan mnóstwo osób, pomagając mi pokonać
Voldemorta i ryzykował przy tym swoim życiem…
Snape nie odezwał się ani słowem, przekręcił głowę w bok, aby nie patrzeć na chłopaka. Czuł się strasznie. Wolałby, aby Potter zrobił mu awanturę albo pokazał, jak bardzo go nienawidzi.
- …będę zeznawał
na pańską korzyść, ponieważ zamierzam oczyścić pana z zarzutów i chcę, aby każdy dowiedział
się, że jest pan bohate… - nie dokończył, gdyż Snape usiadł gwałtownie.
- Nie! –
wrzasnął na tyle, ile pozwalał jego stan.
- Spokój gnido!
– Gawain celował w niego różdżką.
- Nie potrzebuję
twojej litości Potter! Myślisz, że po tym wszystkim, co się stało, pójdziemy
razem na herbatkę i będziemy plotkować jak stare baby!? Jeśli kiedykolwiek przyjdzie
mi taka ochota, to prędzej się powieszę!
- Przynieść ci
sznur!? – szef aurorów zrobił kilka kroków w stronę Snape’a.
- Nie! – Harry
wstał i wyciągnął rękę do Gawaina. – Jest chory! Nie wie, co mówi!
- Doskonale wiem, co mówię Potter! Nie chcę byś robił ze mnie, nie wiadomo co!
- Raz w życiu
się z nim zgadzam – powiedział błękitnooki mężczyzna.
- Nie zostawię
tak pana! – Harry popatrzył Snape’owi prosto w oczy. - Nie ukryję wszystkiego, co jest w panu najlepsze!
Severus po tych słowach wyglądał, jakby dostał w twarz. Zrozumiał aluzję. Z nerwów zaczęły drżeć mu ręce.
- Potter! Masz
mi oddać moje wspomnienia!
- Dobrze… -
zaczął mówić Harry z leciutkim uśmiechem. - … ale najpierw pokażę je
odpowiednim osobom...
- Ani mi się
waż!
- Bo co? Da mi
pan szlaban? – odparł bezczelnie chłopak, idąc w stronę drzwi.
Severus rzucił w
niego basenem. Na szczęście Harry’ego, a nieszczęście Snape’a był pusty i nie
poleciał daleko. Gawain zaśmiał się szyderczo i wyszedł, przepuszczając chłopaka
w drzwiach. Severus opadł bezsilnie na poduszki, przeklinając to coś lub tego kogoś, kto
go uratował i stwierdził, że los zdecydowanie zafundował mu piekło na ziemi.