poniedziałek, 7 marca 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 19 – Dobrze dobrana lektura to podstawa


Ron wył jak opętany leżąc na łóżku Hermiony. Jego dziewczyna patrzyła się na niego spode łba.
- Na Merlina! Musisz koniecznie to przeczytać! – oznajmił chłopak pomiędzy jednym a drugim wybuchem niekontrolowanego śmiechu.
- Oszczędź sobie! Nie będę czytać wypocin Thierry’ego – stwierdziła Hermiona lodowatym tonem.

Była obrażona na autora za to, że sportretował ją w taki, a nie inny sposób. Zdołała przeczytać tylko trzy rozdziały książki zanim rzuciła ją w kąt mrucząc pod nosem przekleństwa. Kolejnym krokiem Hermiony było napisanie długiego e-maila do Thierry’ego, w którym dała ujście temu, że nie jest zadowolona z tego co zobaczyła. Główną przyczyną było to, że jej imienniczka okazała się seksbombą, która snuła się po tytułowej Akademii Magii wzbudzając zazdrość u koleżanek (za co była prześladowana) i rządzą u kolegów (na swoje szczęście autor nie zdecydował się na molestowanie ponieważ zostałby w najbliższej przyszłości potraktowany wyjątkowo paskudnym zaklęciem). Podstawowym elementem humorystycznym książki był ciągły problem z garderobą Hermiony, która postanawiała co chwilę odsłonić to i owo (ku radości mężczyzn i utrapieniu dziewczyn). Na dodatek główna bohaterka nie grzeszyła inteligencją. Jej reakcje na wszystko ograniczały się do dziwienia się, że coś się jej przytrafia oraz płaczu z tego powodu. Czarę goryczy przelał fakt, że pozwalała mówić na siebie „Miona” lub „Hermi”, co doprowadzało oryginalną Hermionę do szewskiej pasji.
- Żałuj! – stwierdził Ron. – W rozdziale dziesiątym wyjaśnia się skąd masz bliznę i czego od ciebie chce Waldemar.
- Po pierwsze: nie ja tylko ONA – fuknęła Hermiona. – Po drugie: wiem co chce. Podejrzewam, że seksu!
- E… - zmieszał się rudzielec. – No… prawie trafiłaś…
- Jak to „prawie”?
- Okazało się, że jesteś… ONA jest reinkarnacją jego miłości - Ron poprawił się w ciągu sekundy czując na sobie morderczy wzrok Hermiony. – 500 lat wcześniej była arabską księżniczką i nazywała się Szeherezada. Waldemar był… no cóż sobą… stary jest nie? Tyle lat na karku i chce przelecieć młodą laskę! – zażartował i popatrzył się z nadzieją na swoją dziewczynę, która nadal piorunowała go wzrokiem. – Ekhem! Tak więc… no… on był na usługach jej ojca, ten mu nie chciał zapłacić… też bym się w sumie wkurzył, taka kupa kasy… nie patrz się tak na mnie! Ja nie porywam córek pracodawcy za karę! – dodał szybko. – Chciał ją wymienić za okup, ale zakochał się w niej i chciał poślubić, ale ona go nie chciała… No to próbował ją zmusić i prawie mu się udało, ale miał taką jedną czarownicę - niewolnicę… Hermiono! Ja tego nie napisałem! To nie moja wina, że Waldemar miał niewolnicę! Przestań się na mnie patrzeć jakbym ja to napisał! Ona była w nim zakochana i nie mogła znieść, że woli Szeherezadę, więc…
- Niech zgadnę! – prychnęła Hermiona tym samym przerywając swojemu chłopakowi. – Pewnie ta blizna na plecach to pamiątka po morderczym zaklęciu…
- Mówiłaś, że nie czytałaś książki! – stwierdził Ron obrażonym tonem.
- Bo nie czytałam – oświadczyła z wyższością w głosie. – Thierry pisze takie głupoty, że nawet Goyle nie miałby problemu z rozszyfrowaniem tej dennej fabuły!
- Nie przesadzaj… - mruknął niepocieszony rudzielec. – Ta książka jest świetna, taka… - zaciął się szukając słowa. - … powiedziałbym, że oryginalna.
- Na gacie Merlina! – jęknęła Hermiona przewracając oczami. – Twój gust mnie przeraża!
- Uważaj bo ja wypowiem się o twoich książkach! – zagroził rudzielec.

Hermiona westchnęła głęboko. Miała świadomość, że przepaść intelektualna między nią, a Ronem jest duża, ale nie sądziła, że tak ją to będzie denerwować. Gdy twierdziła, że powieść Thierry’ego nadaje się tylko do przerobienia jej na kompostownik to jej chłopak uważał ją za świetną lekturę. W wakacje starała się zainteresować Rona „Władcą Pierścieni” J.R.R. Tolkiena, ale ten odłożył ją po przeczytaniu opisu elfów. Stwierdził, że „każdy normalny człowiek wie, że są one małymi, skrzydlatymi skurczybykami, a nie chodzącymi Gilderoyami Lockhartami”. Hermiona słysząc to pomyślała, że przydałaby się porządna ekranizacja tej książki. Istniała możliwość, że kino zainteresowałoby Rona na tyle, że sięgnąłby ponownie po lekturę.
- Miłość pokona wszelkie przeszkody - Hermiona mruknęła cicho do siebie i wzięła się za pisanie artykułu o skrzatach domowych.

***

Po obraniu setnego ziemniaka Severus nie czuł palców u rąk. Klął w myślach jak szewc i zastanawiał się czy w zamian za przywileje warto dać się tak upodlić. Yaxley i Mulciber również nie wyglądali na szczęśliwych. Gdyby nie to, że byli pilnowani przez aurora już dawno użyliby noży do pokazania jak bardzo nienawidzą Severusa. Ograniczyli się do wrzucania ziemniaków do balii w taki sposób aby zimna woda chlapała mu prosto w oczy.
- Przestaniecie wreszcie!? – wrzasnął wyprowadzony z równowagi Snape.
- Nie wiem o co ci chodzi – stwierdził Yaxley obdarzając go wrednym uśmieszkiem.
- Boisz się wody Severusku? – zakpił Mulciber.
- Zachowujecie się gorzej niż niedorozwinięte bahanki! – zagrzmiał były nauczyciel eliksirów i spojrzał się wymownie w stronę aurora.

Nic to jednak nie dało. Mężczyzna pełniący nad nimi wartę nie był chętny do uspokojenia więźniów. Siedział przy kuchennym stole i wyglądał jakby miał zaraz usnąć z nudów.
- Jak mogłeś zapomnieć, że wielki Severus Snape przestał się bać wody? – naśmiewał się dalej Yaxley. – Ostatnio zaczął się myć!
- Ja bardzo przepraszam – teatralnie kajał się Mulciber. – Tyle lat nie wiedział do czego służy szampon! Myślałem, że to przez wodowstręt…
- Zajęlibyście się swoim wyglądem! – ryknął Severus opluwając ich śliną.
- Dlaczego mamy się ciebie słuchać? – zapytał się blondyn.
- Słuchać się zdrajcy i wielbiciela szlam? Mowy nie ma! – dodał Mulciber. – Ciekawe co robił w celi z tą szlamowatą przyjaciółeczką Pottera…
- Ostrzegam… was… - wykrztusił z trudem Snape.
- Jak  byliśmy w Hogwarcie to leciał na tą rudą co wolała Jamesa Pottera – kontynuował Mulciber. – Starał się i starał, a ta zamoczyć mu nie dała! Wolała rozłożyć nogi przed Potterem. Nawet szlamy nie mają chętki na kogoś takiego jak on.

Severus trząsł się z bezsilnej złości. Gdyby miał różdżkę obydwaj mężczyźni już by się wili na podłodze w konwulsjach. Wiedział, że jeśli rzuci się na śmierciożerców to doliczą mu kilka dodatkowych miesięcy lub lat do wyroku. Powstrzymywał się ostatkiem sił, tym bardziej, że trzymał w dłoni nóż, z którego mógłby zrobić użytek. Zacisnął zęby i starał się nie reagować na zaczepki.
- Jesteś pewny? – spytał się Yaxley kolegi. – W swojej ostatniej książce Rita twierdzi, że on jest ojcem Pottera.

Mulciber zaczął się histerycznie śmiać, a Severus zaniemówił. Pierwszy raz słyszał, że dziennikarka wymyśliła taką bzdurę na jego temat.
- Ritę totalnie pogrzało! – stwierdził Mulciber, gdy się uspokoił na tyle, że mógł mówić. – Znałem starego Pottera, widziałem młodego i powiem ci, że to skóra zdjęta z ojca. Rzeczywiście James miał przezwisko "Rogacz" i wiele osób mówiło, że ruda go zdradzała na prawo i lewo, ale nie z Severuskiem. Gdyby był tatuśkiem Harry'ego to ten miałby taką samą okropną gębę i wielki nochal!
- Odczep się od Lily i mojego nosa! – wycedził były nauczyciel eliksirów.
- Mulciber… ale z ciebie głupek. Nie wiesz, że im większy nochal tym większy przyjaciel w spodniach?
- No tak! – zarechotał rubasznie mężczyzna. – Pewnie na to poleciała szlama Granger.
- Dlatego go broniła! W końcu z jakiegoś powodu miała dobre oceny w szkole! Wystarczyło dać…
- Zamknijcie się! – ryknął Severus wstając ze stołka na którym siedział. – Nigdy nie tknąłem żadnej uczennicy! Granger jest typową kujonicą, która nie widzi świata poza książkami! Nie musiała nigdy podlizywać się aby dostać dobre oceny!

Yaxley i Mulciber chichotali jak szaleni, gdy auror wycelował różdżką w Snape’a i kazał mu usiąść.
- Mam dość! Chcę do celi! – oświadczył były nauczyciel eliksirów.
- Najpierw dokończysz obieranie ziemniaków – stwierdził auror.
- Opanuj się Severusku – kpił Mulciber – bo inaczej mógłbyś zrobić coś czego będziesz żałować…
- Zamknijcie jadaczki! Wszyscy! – rozkazał auror. – Nie mam ochoty wysłuchiwać waszych durnych sprzeczek!
- Bardzo pana przepraszamy – powiedział Yaxley bez cienia skruchy. – Wydawało nam się, że pan się nudzi i chcieliśmy zapewnić panu trochę rozrywki…
- Nie jest mi to potrzebne! – warknął auror.
- Oj, a ja sądzę, że przydałoby się pana trochę rozruszać – powiedział Mulciber i zanim którykolwiek z mężczyzn zdążył zareagować wbił nóż w pierś Severusa krzycząc „śmierć zdrajcy!”.

***

Hermiona z Ronem narzucali na siebie ubrania w pośpiechu. Właśnie figlowali w łóżku, gdy pan Granger krzyknął, że przyszedł Harry. Źli z powodu przerwania dotychczasowej czynności zamknęli drzwi na klucz i kazali przyjacielowi czekać.
- O boże! – jęknęła Hermiona na widok Harry’ego. – Co się stało?
Chłopak wyglądał jakby nie spał od dłuższego czasu. Oczy miał przekrwione i podkrążone, na twarzy widoczny był dawno nie golony zarost, a ubrania były wymięte i znoszone jakby chodził w nich minimum dwa dni.  Harry usiadł na dopiero co pościelonym łóżku i westchnął ciężko.
- Musiałem do was wpaść – oznajmił zmęczonym głosem. – Wprawdzie szef kazał mi iść do domu się wyspać, ale jestem tak nabuzowany, że nie dałbym rady usnąć.
- Gadaj co się dzieje! – rozkazał Ron.
- Mulciber zaatakował nożem Snape’a.
- Jak to się stało? – spytała się wstrząśnięta Hermiona.
- Słyszeliście chyba o nowym programie Kingsleya dotyczącym Azkabanu? – zadał pytanie Harry i popatrzył się jak jego przyjaciele potakują w milczeniu. – Więźniowie pracują aby dostać różne przywileje. Dzisiaj rano Snape obierał ziemniaki na obiad razem z Mulciberem i Yaxleyem…

Ron nie pozwolił przyjacielowi dokończyć zdania. Zaczął tak się śmiać, że aby się utrzymać na nogach musiał trzymać się biurka. Hermiona z Harrym patrzyli się na niego ze zdumieniem.
- Jaka cudowna śmierć dla starego nietoperza z lochów! Umrzeć podczas obierania ziemniaków! Dobrze mu tak! – oznajmił zadowolony Ron.
- Jak możesz tak mówić! – oburzyła się Hermiona.
- Zasłużył na to! – bronił się Ron. - Miał sporo grzechów na sumieniu! Nie rozumiem czemu się z tego nie cieszysz Hermiono. Nie udawaj, że go żałujesz! Traktował cię jak narzędzie do uniknięcia Azkabanu, a przy okazji macał…
- Wiesz, że tak nie było! – oznajmiła stanowczym tonem jego dziewczyna. – Tylko raz złapał mnie za podbródek aby…
- O raz za dużo!
- Przestańcie się kłócić – wtrącił się Harry. – Nie powiedziałem, że on zmarł!

Nastąpiła pełna napięcia cisza. Trójka przyjaciół patrzyła się na siebie niepewnie. Jako pierwszy odezwał się Ron.
- Czyli Snape żyje…  – odezwał się, a jego głos świadczył, że jest rozczarowany. – Jak na tak dużego skurwiela ma chłop niewiarygodne szczęście!
- Wiesz jak do tego doszło? – spytała się Hermiona Harry’ego.
- Wiem, kończyłem akurat służbę i wpadłem do biura zdać raport…
- To dlatego tak wyglądasz – stwierdził Ron patrząc się ze współczuciem.
- Niestety, dwudziestoczterogodzinna zmiana to jeden z minusów pracy w tym zawodzie – pożalił się Harry. – Wracając do tematu… Snape, Mulciber i Yaxley obierali ziemniaki. Pilnował ich Anderson, nie wiem czy kojarzycie… taki łysiejący szatyn, który lubi ubierać się w szaty modne jakieś dwieście lat temu. Mówił, że Mulciber i Yaxley co chwila dogryzali Snape’owi. Ten się wściekał, ale wszyscy zachowywali się na tyle dobrze, że Anderson ich nie rozdzielił. Dopiero, gdy zaczęli mówić o… o… - Harry poruszył się niespokojnie na łóżku i spojrzał z lękiem na przyjaciół.
- O kim? – spytała się miękko Hermiona siadając koło przyjaciela i kładąc mu rękę na ramieniu w geście otuchy.
- Mulciber jest w wieku Snape’a i moich rodziców, znał ich… - Harry przełknął ślinę. – Mówił wstrętne rzeczy o mojej mamie… i o tobie Hermiono.
- Co mówił? – spytał się zdumiony Ron.
- Razem z Yaxleyem twierdził, że Hermiona sypiała ze Snapem od czasów szkolnych, dlatego miała dobre oceny i broniła go przed Wizengamotem.
- Co za chamy! – wybuchł Ron. – Przecież ona nigdy by czegoś takiego nie zrobiła! Niech ja ich dorwę!
- Kochanie, uspokój się! – Hermiona popatrzyła się na niego w taki sposób, że przestał kląć i rzucać groźby. – To są śmierciożercy, nie oczekujmy od nich subtelności.
- Anderson opowiadał, że Snape ledwo się opanował aby się na nich nie rzucić, ale udało mu się to!
- Żartujesz! – Ron wytrzeszczył oczy.
- Naprawdę! – zaklinał się Harry. – Widocznie spotkania z psychologiem mu służą…
- Z psy-czym?
- Psychologiem Ron! – odezwała się Hermiona. – To taki mugolski lekarz, który zajmuje się ludzkim umysłem.
- Że niby zagląda do głowy? – rudzielec patrzył się z niedowierzaniem na swoją dziewczynę.
- Nie, rozmawia z daną osobą i stara się aby zmieniła swoje zachowanie na lepsze albo uwolniła się od dręczących ją rzeczy.
 - Na przykład wszy? One gryzą głowę i człowieka szlag trafia…

Harry z Hermioną nie mogli przestać się śmiać. Ron ze swoim niezrozumieniem świata mugoli sprawiał, że nawet poważne tematy zaczynały brzmieć komicznie.
- Snape bronił Hermionę – Harry zaczął kontynuować temat, gdy przestał się śmiać. – Chyba to się nie spodobało Mulciberowi, który wbił mu nóż w klatkę piersiową. Anderson od razu obezwładnił go i Yaxleya, a następnie udał się po pomoc. W ciągu kilku minut uzdrowiciele uleczyli Snape’a. Mulciber działał pod wpływem impulsu: nóż do obierania warzyw nie jest długi, a na dodatek nie trafił w ważne organy. Widocznie było mu wszystko jedno co się później stanie ponieważ skazany jest na dożywocie.
- No dobra, znamy już tę dramatyczną historię – powiedział Ron. – To dlatego wyglądasz jakbyś miał zamiar zostać bezdomnym?
- Nie – zaprzeczył Harry. – Po tym wszystkim wybuchła afera w Ministerstwie Magii. Przeciwnicy Kingsleya zaczęli krzyczeć, że jego program jest do kitu. Rozpoczęto dochodzenie kto zawinił. Wszystkich aurorów postawiono w stan gotowości. Robards już zapowiedział, że będziemy mieć dodatkowe szkolenia z czarów medycznych, ponieważ Anderson ich nie umiał. Gdyby nóż był dłuższy nie wiadomo czy Snape przeżyłby do czasu przybycia uzdrowicieli. Rita biega od jednego departamentu do drugiego szukając sensacji, mając minę jakby odkryła lek na raka – westchnął. – Pewnie jutro ukaże się artykuł, w którym będzie grzmieć, że to skandal aby więźniowie mieli tyle swobody…
- I będzie miała rację! – oznajmił stanowczym tonem Ron. – Powinni siedzieć w celach o chlebie i wodzie! Wystarczająco wiele kasy wydajemy na ich utrzymanie!
- Z tego co czytałam w internecie im cięższe więzienie tym niższy procent powrócenia więźniów na łono społeczeństwa – rzekła Hermiona.
- Nadal twierdzę, że to głupota! – żachnął się Ron.
- Nie wiesz jakim miejscem jest Azkaban… tam jest strasznie – Hermiona wzdrygnęła się. – Jestem pełna podziwu dla Kingsleya, że robi coś w kierunku poprawienia sytuacji więźniów. Mam nadzieję, że później zajmie się skrzatami domowymi.
- A ty tylko o skrzatach i skrzatach – droczył się z nią Ron. – A o własnym facecie nie pamiętasz!
- Nie przesadzaj! – zachichotała Hermiona i podeszła go pocałować.
Przez jeden, króciutki moment zapomnieli o otaczającym ich świecie, ale szybko wrócili do rzeczywistości, gdy Harry potężnie zachrapał.

***

Hermiona siedziała przy biurku i patrzyła przez okno. Kwiecień przyniósł cieplejsze dni i przyroda wracała do życia. Przed domami sąsiadów widać było rosnącą trawę, na żywopłotach i drzewach pojawiały się pierwsze listki. Ron był aktualnie w pracy, podobnie jak ojciec Hermiony. Suzanne spała razem ze swoją mamą w sypialni. W domu było cicho, tylko w pokoju Hermiony grało radio i słychać było pohukiwanie Świstoświnki, która przyjechała razem ze swoim właścicielem. Prorok Codzienny leżał na biurku przed dziewczyną, na pierwszej stronie widniały ruszające się zdjęcia przedstawiające Kingsleya, Snape’a, Mulcibera i Yaxleya.

Hermiona popatrzyła się na wynędzniałą twarz Severusa i wzdrygnęła się. Nie lubiła go, była na niego w pewnym sensie obrażona za to, że jej nie podziękował za obronę. Mimo wszystkich czuła także współczucie. Wiedziała, że Azkaban nigdy nie będzie kurortem wypoczynkowym i przebywanie tam to tortura, obojętnie czy z przywilejami czy bez. Zamyśliła się głęboko. Rita wyniuchała, że Snape ją bronił o czym poinformowała w artykule. Hermiona musiała przyznać, że dziennikarka wywiązuje się jak na razie z umowy, ponieważ nie napisała ani jednej złej rzeczy o niej.
- A może by tak… - młoda czarownica mruknęła do siebie i ruszyła powoli do półki z książkami.

Popatrzyła się po pozycjach, które posiadała. Większość z nich dotyczyła magii lub nauki, ale miała też sporo tytułów z literatury światowej. Hermiona wyjęła ostrożnie jedną z książek i przyjrzała się jej. Długo nad nią medytowała: „wysłać mu czy nie wysłać”. Severus był dla niej wredny, chamski i złośliwy, ale z drugiej strony bronił ją podczas wymiany zdań z Mulciberem i Yaxleyem.  Po kilku chwilach Hermiona zdecydowała się, zapakowała książkę w papier i dała ją Świstośwince. Mała sówka zahukała radośnie z powodu powierzonego jej zadania. Na początku miała małe problemy z ciężarem książki, ale szybko sobie poradziła. W końcu należała do rodzaju magicznych stworzeń, które potrafiły zrobić więcej niż ich odpowiedniki z mugolskiego świata.

Hermiona śledziła lot sówki do czasu, aż ta zniknęła za horyzontem. Zastanawiała się czy dobrze zrobiła. Wiedziała, że Ron wściekłby się gdyby wiedział komu posłała książkę. Postanowiła skłamać w tej sprawie i powiedzieć, że wysłała książkę Lunie.

***

Severus siedział w swojej celi. Został zwolniony z obowiązków aż do końca tygodnia. Na razie musiał odpowiedzieć na mnóstwo pytań w związku z prowadzonym śledztwem. Szybko zorientował się, że program resocjalizacji wisi na włosku. Mimo, że często denerwował się z powodu prac, które musiał wykonywać nie chciał aby wróciły stare czasy. Przyzwyczaił się do lepszych posiłków, cieplejszej celi oraz dostępu do gazet i książek.

Z zamyślenia wyrwało go stukanie aurora w drzwi. Nie była to pora na obiad więc Severus zaczął się zastanawiać czego tym razem będzie dotyczyć ta wizyta. Jego zdumienie nie miało końca, gdy otrzymał paczkę z książką od anonimowego nadawcy. Snape rozwinął szybko papier i zobaczył, że dostał „Władcę Pierścieni”. Przekartkował ją szybko szukając jakiejś wskazówki, ale w środku nic nie było.

- Kto mi to przysłał? – spytał cicho, ale nie było w pobliżu nikogo, kto by mu udzielił odpowiedzi.