czwartek, 11 lutego 2016

Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa: Rozdział 12 – Pogawędki przy serze


Klasa I „c” bardzo ucieszyła się z faktu, że odpadają im dwie godziny łaciny. Jako, że nikt nie zorganizował zastępstwa na zajęciach, to uczniowie rozeszli się w różnych kierunkach. Patrycja z Zochą stwierdziły, że pójdą nakarmić Pokucie. Amelia z Paulem oznajmili, że z chęcią będą im towarzyszyć. Grupka przyjaciół wyszła z zamku i skierowała swoje kroki ku budynkom za internatem. Tam znajdował się Szkolny Ogród Zoologiczny, w którym trzymane były magiczne zwierzęta. Był to mały obiekt, przeznaczony do nauki. Nie mieszkały w nim niebezpieczne stworzenia typu smoki czy hipogryfy nad czym Patrycja z Zochą bardzo ubolewały.
- Mogliby sprowadzić tutaj jakiegoś sfinksa czy cerbera…
- Pyśka, nie przesadzaj! – jęknęła Amela krzywiąc się ponieważ słońce świeciło jej w oczy. – To są bardzo niebezpieczne zwierzęta.
- Ja kiedyś będę mieć cerbera – stwierdził Paul. – Nazwę go Szatan i będę nim straszył ludzi!
- Masz oryginalne marzenia – zachichotała Zocha wkładając do klatki sękacza.
- Uważaj! – krzyknęła Amelia i złapała Patrycję za rękę. – Ten pokuć lubi parmezan, a ty mu chciałaś dać camemberta!
- O kurczę – jęknęła Patrycja i zaczęła szukać odpowiedniego sera.

Czarodzieje nie używali lodówek ponieważ te nie działały w pobliżu źródła silnej magii. Żywność przechowywali w szafkach, na które rzucili zaklęcie chłodzące lub mrożące. Patrycja sprawdziła na wszystkich półkach, ale nie znalazła tego czego szukała. Zgłosiła sprawę nauczycielce przyrody, która akurat doglądała Ćmuchy – małe stworzenia przypominające żaby, które posiadały uszy i długi ogon. Ta od razu wyczarowała patronusa, który pobiegł do zamkowej kuchni aby przekazać wiadomość. Czwórka przyjaciół była pod wrażeniem. Dużo ćwiczyli, ale jak na razie żadnemu z nich nie udało się wyczarować czegoś więcej niż małej mgiełki.
- Zaraz ktoś przybiegnie z dostawą – powiedziała profesor Zięba. – Poczekacie na nią? Mam teraz lekcje z klasą trzecią gimnazjum…
- Się wie! – odezwała się Zocha. – Włożymy wszystko do lodowej szafki i nakarmimy Truśka!

Wszystko odbyło się tak jak powiedziała dziewczynka. Po jakimś czasie przyszedł Domowik, który wyglądał jak krasnolud z „Władcy Pierścieni”, z taczką załadowaną produktami spożywczymi. Czwórka przyjaciół szybko uwinęła się z zadaniem.
- Został camembert – powiedziała Zocha i spojrzała do rozpiski. – Żaden z Pokuciów go nie je… a ja zawsze chciałam go spróbować! – odgryzła kawałek zanim ktoś zdąrzył zareagować.
Paul, Amelia i Patrycja popatrzyli się na siebie zaskoczeni. Wiedzieli, że koleżanka jest zdolna do wielu rzeczy, ale tego się nie spodziewali.
- Dobry! – stwierdziła Zocha. – Nigdy wcześniej go nie jadłam! Chcecie gryza?
- Eeee, nie… - mruknęła Amelia. – Najadłam się go wystarczająco dużo w domu i u dziadków we Francji.
- A mnie daj! – stwierdził Paul i odłamał spory kawałek. – Głodny jestem, a do obiadu jeszcze trochę zostało!
- No dobra, zostawcie coś dla mnie – przyłączyła się po chwili wahania Patrycja.

Amelia zobaczyła, że jest pokonana, więc westchnąwszy głęboko też się poczęstowała.
- Ty... Paul… - zaczęła Patrycja. – Jak to z tobą jest? Jesteś Niemcem, a gadasz po naszemu… Czemu nie jesteś w Durmstrangu?
Paul położył się na małej kupce siana aby skorzystać z jednego z ostatnich słonecznych dni. Amelia siadła koło niego, a Zocha i Patrycja usiadły na płocie.
- No więc tak… tata jest Niemcem – zaczął opowiadać Paul. – Jest ze starej arystokratycznej rodziny czarodziejów. W pewnym momencie stwierdził, że czas się ożenić więc poszedł do swatki…
- Do czego? – spytała się Patrycja.
- Jaja sobie robisz! – Zocha patrzyła się na nią ze zdumieniem. -  Nigdy nie słyszałaś o swatce?
- Nie…
- Czarodzieje często używają swatek aby znaleźć sobie żonę lub męża – wyjaśniła Amelia. – Opisujesz kogo byś chciała, a taka specjalna osoba szuka ci kandydatów. Mama chciała tak znaleźć kogoś dla Angel, ale ta zrobiła taką awanturę, że musiała odpuścić.
- Małżeństwo bez miłości!? – oczy Patrycji mało nie wyszły z orbit.
- Jak ty nic o nas nie wiesz – Paul się wykrzywił. – No dobra, dobra, już mówię dalej, nie odchodź! – uspokoił koleżankę, która obrażona zaczęła iść w stronę internatu. – Tata chciał znaleźć sobie dziewczynę zza granicy ponieważ jesteśmy spokrewnieni z prawie wszystkimi niemieckimi rodami. Do dziś żartuje, że chciał dodać trochę świeżej krwi.
- Nie mógł sam kogoś poszukać? – spytała się Amelia.
- Twierdzi, że w okolicy akurat były albo brzydkie Niemki albo Arabskie księżniczki, które nie mogą wyjść za mąż za nie muzułmanina – wyjaśnił Paul. – Przestańcie mi przerywać! Zaraz będzie najlepsze! – dodał. – Więc tata poszedł do swatki i powiedział z kim chce się ożenić. Ponoć babka, aż złapała się za głowę, gdy usłyszała wymagania. Stwierdziła, że nawet mugolki nie spełniają połowy wymagań: miała być piękna, wysoka, zgrabna, wesoła, miła, mądra i tak dalej. Tata mówił, że miał trzy arkusze pergaminu zapisanych jaka ma być jego przyszła żona – chłopiec zachichotał.
- O matko – jęknęła Zocha. – Ale wymyślił!
- Poszukiwania trwały dwa lata. W końcu znaleziono aż cztery kandydatki… - Paul uśmiechnął się tajemniczo i zrobił pauzę. – Tata poszedł na randkę z każdą z nich i wszystkie mu się nie spodobały. Poleciał więc do swatki aby zrobić jej awanturę, ale gdy był pod drzwiami usłyszał, że nie tylko on jest niezadowolony. Mówił mi, że słyszał jak ktoś się strasznie drze łamanym niemieckim. Pomyślał, że w środku musi być jakaś straszna baba i bardzo się zdziwił, gdy wyszła po chwili niska blondynka z oczami miotającymi błyskawice…
- Niech zgadnę! To twoja mama! – wykrzyknęła ucieszona Patrycja.
- Tak! – twarz Paula rozpromieniła się. – Tata mi opowiadał, że jak ją zobaczył to od razu się zakochał! Wszedł do swatki i poprosił o kontakt z nią. Wtedy babka zaczęła mu tłumaczyć, że to jest zwykła stażystka z Polski i nie spełnia nawet jednej setnej jego wymagań. Tak długo ją prosił, że swatka się zgodziła i powiedziała mu, że ma się wynosić i nie wracać nigdy więcej. Tata od razu ją odszukał i się oświadczył. Mama mówiła, że na początku brała go za jakiegoś wariata. Dopiero, gdy oświadczył jej się piąty raz to się zgodziła.
- Fajna historia – Amelia spojrzała w niebo rozmarzonymi oczyma. – Chciałabym kiedyś spotkać chłopaka, który będzie tak o mnie zabiegał…
- To stąd znasz polski – podsumowała Patrycja. – Dlaczego nie poszedłeś do Durmstrangu?
- Bo wolę moją polską rodzinę – wyjaśnił Paul. – Rodzina taty jest jakaś taka… no… niezbyt ich lubię – zakończył i się zaczerwienił.
- Pewnie są bardziej sztywni? – spytała Amelia. – Moja rodzina we Francji jest strasznie przywiązana do tradycji. Gdy jadę do nich to co chwilę słyszę „stój prosto”, „zachowuj się jak dama” czy „dziewczynkom to nie przystoi”. Moi dziadkowie niezbyt lubią mamę…
- Przecież jest czystej krwi – stwierdziła Patrycja. – Mówiłaś, że od zawsze byliście czarodziejami.
- No… prawie… - wyjąkała prawie-bliźniaczka. – Babcia Gusia jest mugolaczką…
- Mama twojej mamy? – upewniła się Zocha.
- Tak. Ale tu chodzi o to, że mama nie jest z arystokracji.
- To może od tej strony jesteśmy spokrewnione! – wykrzyknęła Patrycja i złapała Amelię aby pokręcić się z nią w kółko.
- Wasze podobieństwo jest niesamowite – mruknął Paul. – Chciałbym wiedzieć jak do tego doszło… Jak będę dorosły to opanuję czary tak, że się dowiem!
- W mugolskim świecie możecie zrobić test DNA – rzuciła Zocha.
- Że co? – zdziwił się Paul.
- W laboratorium pobierają coś od ciebie i drugiej osoby, chyba ślinę i wtedy można stwierdzić czy jesteś spokrewniony.

Patrycja aż podskoczyła z radości i poleciała uściskać Zośkę.
- Jesteś genialna! Powiem tacie aby zrobił takie testy!
- Mówiłaś mu o nas? – spytała się zarumieniona Amelia.
- Tak... trochę… - zmieszała się dziewczynka. – Chyba mi nie uwierzył – wyznała po chwili.
- Gdybyś ścięła włosy to byłybyście identyczne – stwierdził Paul chwytając koleżankę za kucyk.
- Nie, nie mogę… – broda Patrycji zaczęła się trząść, a oczy zaszły łzami.
Trójka przyjaciół popatrzyła na siebie. Żadne z nich nie wiedziało czemu wzmianka o ścinaniu włosów spowodowała taką reakcję. Patrycja tarła gwałtownie oczy aby się nie rozpłakać.
- Hej, ja nie chciałem… - zaczął się tłumaczyć Paul chociaż nie wiedział o co chodzi.
- Nie… to… nic… ja… już… zaraz… - łkała Patrycja w ramię Amelii.
- Boisz się fryzjera? Może masz fobię? – zgadywała Zocha.
- Nie!
- Chcesz aby urosły ci za kostki?
- Nie!
- Boli cię to?
- Nie!
- To ja nie mam pomysłu! – jęknęła Zocha i padła na siano.
Po chwili Patrycja uspokoiła się na tyle aby wyznać przyjaciołom, że włosy zawsze ścinała jej mama i nie dała ich nikomu tknąć po jej śmierci. Paul patrzył się na nią z głupią miną. Zocha zaś z Amelią pocieszały koleżankę tak długo, aż się całkowicie nie uspokoiła.

***

- Konrad, dlaczego to zrobiłeś?
- A co ciebie to obchodzi?
Angelique popatrzyła się na swojego brata. Siedział na krześle z miną wyrażającą pogardę i lekceważenie, nie patrzył się na siostrę.
- Nazwałeś mnie dziwką, dlaczego?
- Bo tak! – warknął. – Te głupie bachory musiały ci naskarżyć!
- Amelia mówiła mi, że groziłeś jej i jej przyjaciołom jeśli mi powiedzą o tym.
- Jakby nie podsłuchiwali to by nie było afery!

Konrad odwrócił się ostentacyjnie na krześle. Angela westchnęła czując ból w sercu. Jej brat od jakiegoś czasu odnosił się do niej wyjątkowo paskudnie i nie miała pojęcia z jakiego powodu. Wiedziała, że nastolatkom często odbija, ale Konrad przechodził ten okres wyjątkowo burzliwie. Położyła mu rękę na ramieniu i odwróciła go do siebie. Pochyliła się nad nim i spojrzała mu prosto w oczy.
- Zachowujesz się wyjątkowo źle, jesteś moim bratem, ale jednocześnie jestem twoją nauczycielką…
- I co? – przerwał jej. – Napiszesz do mamy?
- Tak, zrobię to. Dostaniesz uwagę do dziennika i obniżoną ocenę z zachowania.
- Rób sobie co chcesz, mam to gdzieś! – krzyknął.
- Proszę, powiedz mi o co ci chodzi – Angela go błagała. – Dogadajmy się, jesteś już prawie dorosły. Chodzi ci o to, że się wyprowadziłam z domu?
- Nie.
- O tą trójkę z ostatniej klasówki?
- Nie! – fuknął. – Zostaw mnie!
- Jak sobie chcesz… - powiedziała Angela i podeszła do drzwi. – Pamiętaj tylko, że nie będziesz miał na moich zajęciach taryfy ulgowej…
- Jakbym ją miał – prychnął Konrad.
- … oraz napiszę do mamy aby zabrała cię z internatu, widocznie to była zła decyzja ponieważ odkąd tu zamieszkałeś jest co raz gorzej z tobą.
- Wal się!

***

Miłosz siedział w bokserkach i koszulce na materacu w kawalerce Angelique. Przyleciał do niej w piątek wieczorem, ponieważ robił aktualnie studia podyplomowe z pedagogiki. Była to sytuacja wyjątkowa ponieważ dostał od dyrektorki pozwolenie aby nie robić licencjatu i magisterki. W Durentiusie sprawa nauczycieli wyglądała zawsze tak samo: gdy nauczyciel zaczynał się zastanawiać nad odejściem szukał sobie następcy czyli zdolnego ucznia, którego przekonywał do pójścia na mugolskie studia. W świecie czarodziejów nie opłacało się otworzyć takiej placówki ponieważ rotacja była stosunkowo niska.

Angelique poszła na studia w Lublinie, dostała się na UMCS dzięki fałszywemu świadectwu maturalnemu. W czasie pięciu lat nauki wśród mugoli musiała pojawiać się na zajęciach w Durentiusie. Zaś w czasie wakacji jeździła z panem Ziemowitem po rodzinach aby przekazać, że dzieci są czarodziejami. W ten sposób zdobywała niezbędne doświadczenie i po obronieniu magisterki mogła zacząć nauczać.

Z Miłoszem wszystko odbyło się inaczej. Poprzedni nauczyciel został zwolniony więc nie było czasu aby przygotował następcę. Dyrektorka specjalnie wybrała osobę, która ma doskonały kontakt z ludźmi. Miłosz okazał się świetnym nauczycielem jednak musiał mieć jakiś papier upoważniający do uczenia. W drodze wyjątku otrzymał fałszywe świadectwo ukończenia studiów i poszedł na podyplomówkę. Jako, że zapisał się na nią w Lublinie to przeważnie spędzał weekendy u Angeli. Ta zaś wiedziała, że nie był to przypadkowy wybór.
- Skąpy jesteś – podsumowała patrząc się na Miłosza z błyskiem w oku. – Stać cię na akademik, a nawet na hotel gdybyś zechciał.
- Nie jestem skąpy! - bronił się mężczyzna. – Tak naprawdę zrobiłem to dla ciebie! Mam nadzieję, że rozkocham cię w sobie i pewnego pięknego dnia spędzisz ze mną noc na materacu…
- Jesteś szalony! – zachichotała.- Zawsze sobie stroisz żarty!
- Czy gdybym żartował zrobiłbym to? – spytał i padł przed nią na kolana.
Angela popatrzyła się na niego zaskoczona. Miłosz grzebał jedną ręką w swoim plecaku, cały czas patrząc koleżance w oczy.
- Angelique… Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt… - zaczął i wyciągnął coś z plecaka. – …i wypijesz ze mną to wino?
- Z przyjemnością – odrzekła Angela biorąc od niego butelkę i idąc do kuchni.

Kilka chwil później siedzieli na kanapie podgryzając różne gatunki serów i popijali je winem. Włączony telewizor nadawał wiadomości.
- Boże – jęknął Miłosz. – Muzułmanie wszędzie, do tego Rosjanie na Krymie, a teraz w Syrii. Co się porobiło w tym świecie.
- U nas jeszcze nie jest tak źle – zauważyła Angela. – Słyszałeś, że co czwarty uczeń w Durmstrangu to muzułmanin? Ostatnio chcieli zakazać podawania wieprzowiny na stołówce szkolnej…
- W dupach im się poprzewracało z tego całego dobrobytu, ot co!
- Mam nadzieję, że w mugolskim świecie nie będzie wojny. Gdy babcia Augustyna opowiada nam co się działo u niej na wsi to mi skóra cierpnie.
- Urodziła się przed wojną? – spytał się Miłosz, dolewając do kieliszków.
- Tak. Została sama ze swoimi dziadkami ponieważ jej rodzice zginęli w 1943 roku.
- Przykre… - stwierdził Miłosz i postanowił zmienić temat. – Słyszałaś, że CZORT wygra wybory?

Czarodziejska Organizacja Rodzin Tradycyjnych miała bardzo duże poparcie wśród czarodziejów. Jej członkowie pochodzili przeważnie z arystokratycznych rodzin i była w stanie dawać spore dotacje na różne cele. Dzięki temu zdobyła dużą popularność. Na dodatek organizacja działała nie tylko na terenie Polski, ale w całej Europie. Chodziły słuchy, że ich tajnym celem jest zniesienie postanowień Międzynarodowego Kodeksu Tajności, ale nikt nie był tego w stanie potwierdzić. Większość czarodziejów twierdziła, że jest to totalna głupota z góry skazana na porażkę. Próbował tego Grindenwald w czasie II Wojny Światowej i każdy wiedział, że skończył w Nurmengardzie.
- Niestety tak – mruknęła Angela i upiła łyk wina. – Ludzie rzucili się na te dziesięć galeonów miesięcznie na dziecko. Mam dziwne wrażenie, że ktoś się wzorował na mugolach…
- Co jest bardzo ciekawie biorąc pod uwagę, że w programie mają ponowne wprowadzenie klasyfikacji krwi – zauważył Miłosz.
- Będziesz miał przesrane jak to wejdzie w życie…
- Będę… ale ty mnie obronisz – uśmiechnął się figlarnie.
- Już lecę, pędzę! – zachichotała Angela i stuknęła go lekko pięścią w ramię. – Taki duży facet jak ty na pewno będzie bezbronny!

Obydwoje się roześmiali. Angela miała dobry humor ponieważ w piątek po zakończonych lekcjach przyszedł do niej Konrad. Z rumieńcem na twarzy wydukał przeprosiny i dał jej wielki bukiet róż, które kupił w Mystopach za swoje kieszonkowe. Wyjaśnił, że chciał zrobić wrażenie na Jagnie, która jest jego dziewczyną. Nastolatka nie znosiła Angeli ponieważ w trzeciej klasie dostała z mugoloznastwa jedynkę na półrocze. Była to w pełni zasłużona ocena, ale Jagna nie zgadzała się z tym i prowadziła małą wojnę podjazdową. Ostatecznie niczego nie wskórała i była zmuszona zaliczyć materiał.

Angela trochę się obawiała czy nastolatka nie będzie miała złego wpływu na jej brata. Zapowiedziała mu, że daje mu ostatnią szansę i na razie nie powie niczego mamie. Konrad bardzo długo jej dziękował i wyleciał z jej gabinetu jak na skrzydłach. Siostra zdążyła tylko za nim krzyknąć, że ma jeszcze przeprosić Amelię.
- A co tam u mojej siostry i jej przyjaciół? – zapytała Miłosza po chwili milczenia.
- Z Amelią wszystko w porządku, dobrze się uczy – odparł mężczyzna. – Dobrze dobrała się z Mangusiem…
- Z kim? – przerwała mu zaskoczona Angela.
- Z Paulem, nazywam go Manguś bo mi przypomina tych ślicznych chłopczyków z japońskich bajek – Miłosz zachichotał.

Angela popatrzyła się w sufit starając się nie wybuchnąć śmiechem. Musiała przyznać racje koledze: Paul naprawdę wyglądał jakby uciekł z anime. Pomyślała, że pod koniec gimnazjum albo na początku liceum jego wygląd zmieni się. Do tego czasu dziewczyny będą traktować go jak młodszego braciszka.
- Chłopak jest największym mózgowcem w klasie. Biorąc pod uwagę, że mieszkał dotychczas w Niemczech i częściej mówił po niemiecku to go podziwiam – kontynuował Miłosz. – Ma problemy z ortografią, ale to zrozumiałe.
- A co u Zosi?
- Boże… mam z nią skaranie boskie… – jęknął mężczyzna łapiąc się za głowę. –  Miałaby najlepsze stopnie gdyby nie to, że co chwilę dostaje kiepskie oceny za schodzenie z tematu. Ostatnio zadałem im wypracowanie na temat boginów, a dostałem od niej rozprawkę pod tytułem „Czy dementorzy mogą wyssać duszę z horkruksów?”. Gdy się spytałem czemu mi to dała zamiast odrobić pracę domową to powiedziała, że ten temat ją bardziej interesuje, a boginy są głupie…
- Wiem, słyszałam, że gada na lekcjach o głupotach – westchnęła Angela. – Nadal jest w fazie Harry’ego Pottera i nie może uwierzyć, że Rowling połowę zmyśliła.
- Przez nią miałem na głowie wizytę matki Telimeny. Co za wstrętna baba! Typowa blondyna! O, sorry… – dodał, gdy zobaczył minę koleżanki. - Przyszła mi naskarżyć, że Zośka pokazała jej córce cycki!
- Jaja sobie robisz!
- Nie! Mówię prawdę! – Miłosz przybrał poważny wyraz twarzy. – Szybko wyszło na jaw, że Telimena pierwsza dogryzała Zośce, ale tej wariatki to nie przekonywało. Teraz rozumiem czemu ojciec oddał córkę do internatu, bał się, że będzie taka sama jak jego żona. Na moje oko jest już ciut za późno…
- Czekaj… - Angela zastanowiła się chwilę. – Czy jej matka nie działa aktywnie w CZORTach?
- Tak, to ona.
- Słyszałam o niej – stwierdziła blondynka. – Wyszła za mąż dla tytułu. On miał nazwisko, ona pieniądze. Chyba jej mąż teraz żałuje.
- Sądzę, że bardzo!

Obydwoje popatrzyli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Obydwoje byli przeciwni starej tradycji zawierania małżeństw z rozsądku. Angelique otrzymała kilka propozycji zaraz po ukończeniu liceum, ale wszystkie odrzuciła.
- A co u bliźniaczki?
- Patrycji? – Miłosz wzruszył ramionami. – Jest pod wpływem Zośki, ale tylko jeśli chodzi o głupie pomysły. Na początku myślałem, że będzie się dobrze uczyć, ale szybko straciła zapał. Ostatnio mam wrażenie, że przeczytanie czegokolwiek co ma więcej niż pięć stron sprawia jej trudność. Głupia nie jest, ale zamiast książek woli grać w Płonące Kule.

Uczniowie Durentiusa byli przekonani, że nauczyciele nie wiedzą co się wyprawia na boisku nad jeziorem. Oficjalnie gra była zakazana na terenie zamku, ale tradycją było łamanie tej reguły. Nauczyciele wiedzieli o wszystkim, a wynikało to głównie z faktu, że sami robili to samo w czasach szkolnych. Panowała niepisana zasada, że dopóki nie zdarzy się coś groźnego to nie reagują. Ostatnia ofiara gry zginęła ponad 200 lat wcześniej i to tylko dlatego, że przypadkowo strzeliła ogniem w przechodzącego jednorożca, który nie był z tego faktu zadowolony.
- Na dodatek portierka skarżyła mi się, że ma dość narzekań Lustra.

Był to przedmiot magiczny, który został zawieszony na ścianie przy wyjściu z internatu po wprowadzeniu mundurków w 1932 roku. Jego zadaniem było ocenianie czy uczennice ubrały się zgodnie z regulaminem. W męskiej części wisiało identyczne lustro. Portierka była zobowiązana do cofnięcia ucznia, który miał poprawić swój wygląd. Jeśli tego nie zrobił, bądź nie zrobiła wtedy sprawa lądowała u wychowawcy. Problemem było, że Lustro nadal trzymało się zasad sprzed prawie 100 lat.
- Niech zgadnę… wkurza się na plecak Patrycji?
- Tak! – jęknął Miłosz. – Lustro upiera się, że jest nieregulaminowy i uczennica nie powinna takiego nosić. Jednak nowe przepisy pozwalają na taki plecak, sprawdziłem dokładnie. Tylko teraz weź przekonaj takiego starocia… Złożyłem wniosek o zawieszenie nowego lustra, które będzie miało aktualne poglądy, ale wiesz ile to trwa…
- Oj wiem – stwierdziła Angela. – Ciągle czekam, aż kupią zmywarkę nowej generacji. Wiem, że mogę tłumaczyć uczniom jak się z niej korzysta za pomocą obrazków, ale jednak poglądu nic nie zastąpi.
- Odkryłaś już dlaczego Patrycja i Amelia są identyczne? – zainteresował się Miłosz.
- Nie – zasępiła się Angela. – Zrobiłam drzewo genealogiczne, pytałam się rodziny, ale nie znalazłam nawet najmniejszej wskazówki, która by wskazywała, że mogłybyśmy być spokrewnione.
- Może ktoś miał jakieś nieślubne dziecko? – podpowiadał mężczyzna.
- Też o tym myślałam… wszyscy twierdzą, że nie było takiego przypadku. Jedynym tropem wydawała mi się babcia Augustyna, która pochodzi z rodziny mugoli, ale ona twierdzi, że to niemożliwe – rzekła Angelique wpatrując się w swój pusty kieliszek. – Jej wujkowie zmarli nie mając żon ani kochanek. Dziadkowie byli w podeszłym wieku i odeszli zaraz po ukończeniu przez nią szkoły.
- Nie wierzę w to – stwierdził Miłosz. – Dorośli mężczyźni i nie przespali się z kimś?
- Babcia pochodzi z bardzo religijnej rodziny.
- Moher?
- Prawie – Angela zachichotała. – W naszym domu nie da się odebrać Radia Maryja, a babcia nie chce rozmawiać z mugolskimi babkami aby się niczego nie domyśliły.
- Czemu nie przylatuje do kościoła w Mystopach? – zdziwił się Miłosz.
- Pokłóciła się z proboszczem…
- Takie życie! – mężczyzna błysnął białymi zębami. – Jesz to? – wskazał na ostatni kawałek sera leżący na desce.
- Nie, bierz.
- Dzięki! – podrzucił camemberta do góry i złapał go ustami. – Teraz czas spać! Mam jutro ćwiczenia o ósmej…