czwartek, 22 września 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 35 – Czasem warto zaryzykować

Ron siedział sam w pustym sklepie i nudził się niemiłosiernie. Sto razy bardziej wolałby pracować tego dnia na Pokątnej, ale mieli umowę z George’em, że pojawiają się w Hogsmeade na zmianę. Tego dnia wypadła kolej młodszego z braci Weasley. Rudzielec wyjrzał z nadzieją przez okno, ale po ulicy kręciło się niewielu czarodziejów. Większość z nich była zajęta swoimi sprawami i częściej zmierzała w stronę jednego z pubów niż do sklepu z dowcipnymi gadżetami. Ron żałował, że nie była to sobota. Wtedy z Hogwartu przychodziło mnóstwo uczniów i miał pełne ręce roboty. Szczerze mówiąc nie lubił za bardzo użerać się z bachorami, ale przynajmniej czymś się zajmował. Samotne siedzenie dobijało go. Hermiona mówiła mu wielokrotnie, że mógłby poczytać jakąś książkę, ale nie ciągnęło go za bardzo do lektury. To było jej hobby, a nie jego. Ron zdecydowanie preferował działanie i lubił iść na żywioł. Nawet jeśli oznaczało to wywalenie za drzwi pyskujących nastolatków, którzy próbowali zwędzić towar.

Rudzielec westchnął i zaczął rozmyślać o niedawnych wydarzeniach. Miał szczęście, że Hermiona wybaczyła mu jego ostatni wybryk. W sumie to zdziwiłby się, gdyby tego nie zrobiła. Wydał na nią kupę kasy. Niewiele czarownic mogło się poszczycić takim pierścionkiem.
- Nawet ten sukinsyn Robards – pomyślał z satysfakcją Ron. – Przebiłem jego biżuterię i samochód. Niech no tylko spróbuje podwalać się do Mionki, to mu pokażę!

Jego narzeczona była warta wszystkich wydanych pieniędzy. Mądra, ambitna i nieustraszona, a przy tym wyrozumiała i wrażliwa. Może nie była Miss Czarownic i nie onieśmielała urodą niczym Fleur, ale miała w sobie to „coś”, co powodowało u męskiej części społeczeństwa chęć mycia się częściej niż raz na tydzień. Ron ciągle nie wierzył w swoje szczęście. Nigdy nie rozumiał, dlaczego Hermiona akurat w nim się zakochała. Przecież chodziła z Krumem, który był i nadal jest gwiazdą Quidditcha.
- Kobiety są dziwne – stwierdził w duchu Ron. – Widocznie inteligencja Mionki podpowiedziała jej, że jestem kimś wyjątkowym. Wiedziała, że zajdę daleko i będę zarabiał kupę forsy, dzięki czemu będziemy żyć w dostatku i przebijemy majątkiem Malfoya – pomyślał z zadowoleniem. – Mam nadzieję, że przez wszystkie łapówki Draco będzie klepał biedę, a ja mu będę kazał tańczyć w zamian za garść galeonów! O tak! – rudzielec z błogą miną zaczął udawać, że rzuca pieniądze na podłogę. – Zbieraj Malfoy! Łap! Ha, ha! Weasley górą!

Marzenia Rona o tańczącym i żebrzącym Draco zostały brutalnie przerwane przez dzwonek zawieszony u drzwi, który informował o przybywających klientach. Czarodziej błyskawicznie zerwał się ze stołka i ujrzał zmierzającą ku ladzie Ritę Skeeter.
- Dokarmiałeś jakieś zwierzątka? – spytała słodkim tonem. – Z zamkniętymi oczami to chyba ciężko, co?
- Eeee… puszki pigmejskie – wydusił z siebie Ron. – Uciekły na dźwięk dzwonka….
- Aha… - mruknęła Rita jednocześnie patrząc się wymownie na zamkniętą na cztery spusty klatkę ze zwierzątkami. – Chciałabym…
- Nic nie powiem na temat Hermiony ani Harry’ego, ani Ginny, ani kogokolwiek innego! – wszedł jej w słowo rudzielec, który przypomniał sobie, że przy dziennikarce nie powinien mielić ozorem.
- Ha, ha, ha! – wybuchnęła śmiechem czarownica. – Jesteś taki słodziutki jak nowonarodzony Nieśmiałek… - zbliżyła się i oparła o ladę. – Chcę pogadać na twój temat.
- Mój? – zdziwił się Ron. - Wiesz przecież wszystko…
- A, a, a! Ciiii… – uciszyła go Rita patrząc mu głęboko w oczy. – Po Dniu Zwycięstwa jestem wprost zalewana listami od osób, które chcą wiedzieć o tobie więcej. Nie interesuje ich Harry czy Hermiona… – dziennikarka dźgnęła chłopaka palcem zakończonym ostrym paznokciem pomalowanym na krwistoczerwony kolor. – Kim jest ten fascynujący czarodziej? Dlaczego tak mało o nim wiemy? Te pytania przewijają się w większości wiadomości. Czytelnicy chcą lepiej poznać trzeciego bohatera, który jest na tyle skromny, że stoi w cieniu – zakończyła z uwodzicielskim uśmiechem.
- Pierdolisz Rita – odparł Ron zanim zdążył pomyśleć, co mówi.

Dziennikarce na moment znikł uśmiech z twarzy, ale szybko się opanowała. Położyła na ladę swoją torebkę ze smoczej skóry i zaczęła w niej gwałtownie grzebać. Po chwili przed nosem Rona pojawił się stos pergaminów.
- Czytaj! – rozkazała Rita.
Rudzielec z pewną dozą nieufności zaczął przeglądać listy. Zdecydowana większość pochodziła od kobiet. Część pisała, że nie pomyślałaby nigdy, że ktoś taki jak on może być interesujący, ale zdjęcie zaręczonej pary zaintrygowało je. Kilka wiadomości było od osób, które chciały się dowiedzieć więcej na temat jego pracy oraz jak doszedł do sukcesu. Zdecydowana mniejszość domagała się pikantnych ploteczek.
- Nigdy nie myślałam o Ronaldzie Weasley jako o bohaterze i odnoszącym sukcesy człowieku, jednak twój ostatni artykuł sprawił, że zmieniłam o nim zdanie – Rita przeczytała fragment listu. – Dlaczego tak mało wiemy o tym fantastycznym chłopaku? Przecież powinien objąć urząd ministra! Rito, napisz nam coś więcej!

Dziennikarska spojrzała na Rona znacząco. On sam nie wiedział co powiedzieć. Miał świadomość, że nawet nie powinien pozwolić Ricie na przekroczenie progu sklepu. Kontakty z nią oznaczały kłopoty i nie raz się o tym przekonał. Jednak gdy czytał te wszystkie pochlebstwa w listach poczuł się ważny. Ktoś go w końcu docenił i zaczął się nim interesować. Czarownice wręcz domagały się aby Rita przeprowadziła z nim wywiad. To mile połechtało jego próżność.
- Nie powinienem z tobą gadać, idź już sobie – oznajmił zrezygnowanym tonem, gdy stwierdził  że nie chce dać Hermionie kolejnego powodu do zmartwień. Wystarczająco zawalił kwestię wesela.
- Wiem, wiem… – Rita machnęła ręką jakby odganiała naprzykrzającą się jej muchę – twoja cudowna narzeczona byłaby zła…
- Oj, byłaby…
- Słuchaj Tygrysie! – dziennikarka zbliżyła swoją twarz do twarzy Rona. – Moje czytelniczki domagają się ciebie. Nie interesuje ich Hermiona, nie musisz o niej mówić. Masz właśnie swoje pięć minut, wykorzystaj je! Pokaż się z jak najlepszej strony! Niech świat pozna prawdziwego Ronalda Weasleya, a nie przydupasa Harry’ego! – mówiła z ekstazą. – Nie zmarnuj swojej szansy! Nie bądź frajerem, który siedzi pod pantoflem swojej narzeczonej!

Ron poczuł się jakby był pomiędzy młotem, a kowadłem. Toczył ze sobą wewnętrzną walkę. Właśnie ziszczało się jego pragnienie – bycie naprawdę sławnym. Zawsze był w cieniu swoich braci, Harry’ego, a ostatnio nawet Hermiony. Ona mogła być w gazetach, mogła udzielać wywiadów, a mu nie było wolno. Przecież też miała kilka wpadek i jakoś z nią nie zerwał! Hermiona powinna mu bardziej zaufać.
- Rita – odezwał się po krótkiej chwili – udzielę wywiadu, ale mam jeden warunek…

Dziennikarka wysłuchała uważnie co Ron ma do powiedzenia. Nie skrzywiła się, ani nie protestowała. Za to z zadowoleniem sięgnęła po czysty pergamin i pióro.
- No to zaczynajmy! – rzekła z uśmiechem, który ukazywał w pełni jej złote zęby.
Ron za to miał nadzieję, że jego narzeczona zrozumie dlaczego to zrobił.

***

Hermiona ledwo zdążyła przekroczyć próg domu, gdy została cofnięta na podwórko przez swojego ojca. Wręczył jej kanapkę oraz sok jabłkowy i zaprowadził do samochodu.
- Nie ma czasu do stracenia! – oznajmił otwierając przed nią drzwi od strony pasażera.
- Coś się stało? – pisnęła przestraszona czarownica.
- Chciałaś abym się rozejrzał za jakimś domem do wynajęcia dla ciebie i Rona – wyjaśnił pan Granger. – Rodzice mojego kolegi z pracy chcą się przeprowadzić za granicę. Znaleźli naprawdę tanie lokum i chcą tam się urządzić jak najszybciej. Postanowili, że wynajmą swój dom. Ian powiedział mi, że najpierw chcą poszukać chętnych pocztą pantoflową zanim dadzą oficjalne ogłoszenie. Wiesz, mają większe zaufanie do kogoś kto zostanie im polecony - opowiadał podczas wyjeżdżania z podjazdu.
- Tato, super, naprawdę, ale dopiero niedawno się zaręczyliśmy i nie sądzę aby szybkie…
- Nie wymiguj się – ojciec Hermiony wszedł jej w słowo. – Razem z mamą stwierdziliśmy, że przyda wam się pomieszkać razem przed ślubem. Ostatnio kłócicie się o najmniejsze pierdoły. Prawie zerwaliście zaręczyny z powodu innych wizji wesela. Musicie nauczyć się dogadywać się we wszystkich kwestiach. Zarówno tych małych jak i dużych. Wiemy, że przy nas się hamujecie i to nie jest dobre. Czasem trzeba sobie porządnie pokrzyczeć aby pójść dalej – zerknął na naburmuszoną córkę, która nie lubiła jak się ją poucza. – Wiem, że Ron ma czasem zwariowane pomysły, ale w końcu jest czarodziejem. Ty za to jesteś zbyt… eeee… ambitna…
- Twierdzisz, że przesadzam? – spytała się lodowatym tonem.
- Powinnaś czasem wyluzować. Życia nie da się w stu procentach zaplanować. Później będziesz żałować, że straciłaś najlepsze lata swojego życia!
- Na łożu śmierci prędzej będę żałować, że nie zostałam Ministrem Magii i nie uwolniłam Skrzatów Domowych niż to, że nie chlałam na imprezach!
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi – odparł pan Granger. – Dąż do czegoś, ale przy okazji nie zatracaj się w tym. Ok?
- Niech ci będzie – odburknęła Hermiona. – Moje pierwsze szaleństwo: jadę oglądać potencjalne miejsce zamieszkania bez narzeczonego.
- Powiedziałem Ianowi, że będziemy dzisiaj. Nie ma czasu czekać aż Ron wróci z Hogsmeade. Jeśli się dobrze zaprezentujemy to może się uda wynająć dom z niskim czynszem w dobrej lokalizacji.
- No tak, dobre wrażenie i Ron to oksymoron – zakpiła czarownica po czym zajęła się konsumowaniem kanapki.

Dom rodziców Iana okazał się bliźniakiem, zaś oni sami bardzo miłymi ludźmi, mimo że pan domu jako były wojskowy miał tendencje do dyrygowania innymi. Obydwoje przeszli na emeryturę i stwierdzili, że mają dość mokrego angielskiego klimatu. Podjęli decyzję, że przenoszą się na południe w obrębie Morza Śródziemnego. Znaleźli w Hiszpanii domek, który został wystawiony na sprzedaż w ramach licytacji. Jako, że nie było chętnych to kupili go za naprawdę małe pieniądze. Obydwoje już nie mogli się doczekać aby obejrzeć swoje nowe miejsce zamieszkania.
- Chcemy wylecieć za dwa tygodnie, weźmiemy tylko niezbędne rzeczy, resztę dokupimy na miejscu – opowiadał ojciec Iana.
- W naszym nowym ogrodzie rosną pomarańcze – dodała jego żona. -  Chcę o nie zadbać.
- Im szybciej wynajmiemy nasz stary dom tym lepiej – oświadczył właściciel. – Ian mówił, że jest pan porządnym człowiekiem i dobrze wychował pan córkę – spojrzał na Hermionę, która wyprostowała się aby pokazać, że jest godna zaufania. – Pokażę wam dom i pogadamy.

Mimo początkowej niechęci czarownica stwierdziła, że zaczyna jej się podobać wizja szybkiego zamieszkania z Ronem. Uważnie oglądała każde pomieszczenie i w jej głowie zaczął się pojawiać plan zagospodarowania miejsca. Na parterze mieścił się salon z kuchnią i ogrodem zimowym. Na pierwszym piętrze znajdowały się trzy sypialnie i łazienka. W zadbanym ogrodzie stała zgrabna altana, idealna do urządzania spotkań z przyjaciółmi. Zaś co najważniejsze: dom miał prawdziwy kominek. Hermiona wiedziała, że będą korzystać z Ronem z Sieci Fiuu, dlatego był to warunek podstawowy.

Oglądając kuchnię dziewczyna poczuła, że bardzo chciałaby tu zamieszkać. Szybko skarciła się w duchu za te myśli. To było pierwsze miejsce które obejrzała i to bez udziału Rona. Wprawdzie robiła już rozpoznanie buszując w internecie i szukając ofert w gazetach, ale nie powinna dać się porwać entuzjazmowi. Wynajem domu to poważna decyzja i powinna być dogłębnie przemyślana oraz przeanalizowana.
- Na kiedy zaplanowałaś wesele? – zapytała uprzejmie matka Iana.
- Chcieliśmy za rok, ale tak wyszło, że dopiero za dwa lata się pobierzemy – Hermiona odparła błyskawicznie mimo wyrwania z zamyślenia. – Z tego powodu szukamy czegoś na dłużej.
- Rozumiem – staruszka uśmiechnęła się wyrozumiale. – Musicie mieć swoje gniazdko. Ten dom jest idealny dla młodego małżeństwa. Zmieścicie się tutaj z powodzeniem razem z dziećmi.

Czarownicę przeszył dreszcz. Z dziećmi? Kiedyś je chciała, ale po słowach Kingsleya przestała brać macierzyństwo pod uwagę. Nikt jej nie wybierze na Ministra Magii z powodu wyglądu, a gdy zostanie matką to przez dłuższy czas będzie musiała siedzieć w pieluchach. Miała przecież doświadczenie w tych sprawach dzięki Suzanne. Uważała, że opieka nad dzieckiem to ciężki kawałek chleba, mimo że jej siostra była bardzo grzeczna i spokojna. Już teraz miała problemy z pisaniem raportów, gdy Suzanne domagała się uwagi. Potomstwo zostało definitywnie skreślone z planów Hermiony na najbliższe dziesięć lat.
- Powie mi pani jacy są sąsiedzi? – spytała się właścicielki aby zmienić temat.
- Hinduska rodzina, ona nie pracuje, on jest wysoko postawionym pracownikiem banku. Mają trójkę dzieci, ale dwójka się wyprowadziła. Z nimi został tylko nastoletni syn. Spokojni, nie hałasują, od samego początku nie mieliśmy z nimi żadnych kłopotów, a mieszkają tutaj od trzech lat. Jeśli lubisz hinduskie jedzenie to dobrze, bo często czuć jak przyrządzają mocno pachnące potrawy.
- Nie przeszkadza mi to – odparła Hermiona z ulgą.
- Musisz jeszcze wiedzieć, że są… dość tradycyjni – oznajmiła właścicielka domu z zakłopotaniem.
- Czyli?
- On nie rozmawia z kobietami, a ona z mężczyznami. Nie zdziw się, to u nich normalne.
- Myślałam, że średniowiecze minęło – skomentowała dziewczyna z rozbawieniem.
- Traktuj to jako małe dziwactwo. Inna kultura, inne wychowanie…
- Skoro to ich tradycja to nic mi do tego. Jak chcą tak będą robić.

Do rozmawiających kobiet dołączył właściciel domu i pan Granger. Dyskutowali zawzięcie o cenie wynajmu.
- Dwa tysiące funtów miesięcznie! – wołał staruszek.
- Córka z przyszłym zięciem muszą uzbierać na wesele – oznajmił ojciec Hermiony. – Dwa tysiące to będzie dla nich za dużo.
- Mogę opuścić najwięcej o sto funtów. Młodzi będą mieć meble i pełne wyposażenie.
- Przydałoby się odświeżyć mieszkanie – zauważył pan Granger. – W salonie odchodzi tapeta, w łazience przecieka kran, w kuchni przydałoby się wymienić szafki. Dałbym najwyżej półtora tysiąca funtów.
- Spokojna okolica, blisko do metra… za to się płaci.
- Opuść cenę stary pierniku – rzuciła do męża staruszka. – Ułatw młodym start w dorosłość. Niech zrobią remont bo rzeczywiście z sufitu tynk na łeb leci.

Ojciec Iana w pierwszym momencie zapowietrzył się ze złości słysząc słowa swojej drugiej połówki. Ta zaczęła go przekonywać, argumentując, że Grangerom dobrze z oczu patrzy. Mężczyzna zaczął się uspokajać, ale widać było, że nie jest przekonany.
- Będą grzecznie płacić w terminie, wyremontują dom i zamierzają zostać tu na dłużej. Obydwoje mają stałą pracę i zachowują się porządnie – wyliczał pan Granger. – Jeśli będzie coś nie tak to od razu skontaktuję się z Ianem.
- Nigdy nie podobała mi się ta tapeta w salonie – narzekała właścicielka domu. – Powinniśmy ją zmienić co najmniej pięć lat temu. Przypomina mi tę okropną sukienkę ciotki Hannah co była w niej na ostatnim weselu kuzyna Patricka.
- Wpłacę kaucję – zapewnił ojciec Hermiony.

Staruszek wyglądał jakby go zemdliło. Wysłuchiwanie narzekań żony oraz zapewnień pana Grangera podkopało jego siły.
- No dobrze! Wgraliście! Przestańcie jazgotać! – wyrzucił z siebie. – Niech będzie półtora tysiąca, ale za to macie tutaj zrobić porządek na błysk!
- Zgadzam się! – ucieszył się ojciec Hermiony.
Tego było już za wiele dla jego córki.
- Zaraz, zaraz! – zaprotestowała. – Może zapytamy się najpierw Rona o zdanie?

Pan Granger popatrzył się na Hermionę z niepokojem i rozczarowaniem jednocześnie. Czarownica wiedziała, że jej ojciec napalił się na ten dom. Musiała przyznać mu rację, że oferta jest bardzo atrakcyjna. Chciał dla niej i Rona jak najlepiej. Swoim protestem zawiodła jego oczekiwania, tym bardziej, że poradził jej aby się wyluzowała i czasem podjęła decyzję bez zastanowienia. Wiedziała jednak, że powinna spytać się narzeczonego o zdanie.
- Dziewczyno, daj spokój! – zagrzmiał staruszek. – Jeśli chłop będzie miał ugotowane, posprzątane i napalone w piecu to mu będzie wisiało gdzie mieszka. Weim coś na ten temat – popatrzył się ostentacyjnie na żonę, która szybko skinęła głową na znak, że się z nim zgadza.
- Nie jestem pewna… - odparła zmieszana Hermiona.
- Może poczekamy z tym do jutra? – spytał się z nadzieją w głosie pan Granger
- Albo decydujesz się teraz, albo wynajmę ten dom pierwszemu lepszemu, który da mi dwa tysiaki do ręki! – oznajmił ojciec Iana tonem, który przypominał rozkaz wydawany żołnierzowi. – Lubię ludzi konkretnych, którzy wiedzą co chcą. Nie podobają mi się myśliciele, którzy muszą wszystko analizować. Spędziłem większość życia w wojsku. Tam trzeba było decydować w ułamku sekundy czy rozwalić wroga, czy dać się zabić! Młode pokolenie nic nie wie o takich sprawach! Dla was wybranie domu czy samochodu to wysiłek na granicy wytrzymałości – zagrzmiał. – Wóz albo przewóz panienko!

Wywód właściciela domu podziałał na Hermionę jak płachta na byka. Przypomniała sobie wojnę z Voldemortem oraz cierpienia, których doświadczyła z tego powodu. Ona nie potrafi podjąć błyskawicznej decyzji? Nie raz musiała walczyć na śmierć i życie! Nie jest pierwszym lepszym myślicielem. Uważała, że jest wojowniczką i nikt nie miał prawa poddać to w wątpliwość. Spojrzała na swojego ojca, który z niecierpliwością oczekiwał na jej decyzję. Chciał aby zaszalała, w takim razie będzie szaleć! Ron musi jej wybaczyć, ostatnio to on zawalił sprawę, powinien być wyrozumiały.
- Podjęłam decyzję – oświadczyła patrząc się stanowczo w oczy staruszka.
Po wyjawieniu co ustaliła, pani domu z radości klasnęła w ręce, a jej mąż poszedł do spiżarni aby wyciągnąć wino. Hermiona zaś miała nadzieję, że Ron zrozumie dlaczego to zrobiła.

***

- Naprawdę gadałeś z Ritą Skeeter!?
- Tak, udzieliłem jej wywiadu! – warknął Ron. – Myślę, że to małe piwo kremowe w porównaniu z tym co ty zrobiłaś!
- Nie miałam wyjścia! – broniła się Hermiona. – Tata tak bardzo chciał…
- Tak, zwalaj wszystko na tatusia!
- Ja przynajmniej mam na kogo zwalać! – odcięła się Hermiona. – Wiesz jaka jest Rita! Pewnie znowu naopowiadałeś jej głupot o mnie i Harrym!
- A żebyś wiedziała Panno Idealna, że pytała się tylko o mnie. Nic na wasz temat jej nie mówiłem! – bronił się rudzielec. – Masz, czytaj! – rzucił swojej narzeczonej zwinięty pergamin.
- Ja, niżej podpisana Rita Skeeter oświadczam, że nie zmienię samodzielnie nawet jednego słowa w wywiadzie, który przeprowadziłam z Ronaldem Weasleyem. Przysięgam, że wszelkie korekty tekstu będą uzgodnione z bezpośrednio zainteresowanym – czarownica przeczytała wiadomość w ciągu sekundy. – Jak… jak ją przekonałeś? – wydukała zmieszana. – Sam to wymyśliłeś?
- Oczywiście, że tak! – Ron z dumą wypiął pierś. – Fanki zmusiły ją do tego, nie miała biedaczka wyjścia. Podpisała co chciałem…
- Na Merlina, jesteś genialny! – wydyszała Hermiona i rzuciła się swojemu narzeczonemu na szyję. – Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam – wyznała ze skruchą.
- Żeby mi to było ostatni raz – odparł z naganą, ale widać było, że jest udobruchany. – Mam nadzieję, że ten dom, który wynajęłaś, jest wart olania dwudziestu innych!

***

Rodzice Iana w ciągu kilku dni spakowali większość rzeczy, które zabierali ze sobą. Nie było tego wiele, ale co tylko się dało wysyłali paczkami do swojego nowego domu. Hermiona z Ronem mieli o wiele mniej pracy, czarownica po prostu umieściła ich dobytek w swojej torbie. Pomyślała przy tym o zachowaniu pozorów. Z tego powodu powieliła przy pomocy magii kilka pudeł, aby pokazać, że z czymś przyjechali. Ron razem z panem Grangerem musieli poudawać chwilę, że dźwigają ciężary.
- Umieśćcie to w najmniejszej sypialni – zakomenderował ojciec Iana. – Jak skończycie, to zamkniemy pokój na klucz abyście mieli pewność, że do wyjazdu ich nie dotykaliśmy.
- Bardzo dziękujemy – Hermiona uśmiechnęła się do niego.

Była w bardzo dobrym humorze. Ron obejrzał dom i stwierdził, że mu pasuje. Nawet pochwalił ją za to, że tak zaryzykowała! Obydwoje stwierdzili, że jej ojciec ma rację i powinni zamieszkać ze sobą. Mieli nadzieję, że w końcu przestaną się kłócić i nauczą się jak dojść do kompromisu.

Pogrążona w myślach czarownica nie zauważyła jak nogi zaniosły ją do ogrodu. Mama Iana bardzo lubiła rośliny, dlatego posadziła wiele kwiatów. Hermiona z przyjemnością patrzyła na ich rozchylone płatki. Była połowa maja i roślinność zdążyła już przebudzić się do życia. Gdy podeszła do wyjątkowo okazałego krzaka poczuła, że ktoś ją obserwuje. Drgnęła zaniepokojona i ostrożnie rozejrzała się po okolicy. Jedyne co zauważyła to szybko zasuwającą się firankę w oknie na piętrze drugiej części bliźniaka. Wzruszyła ramionami i wróciła do kontemplacji przyrody. Chwilę później koło niej zjawił się Ron.
- Naprawdę miałaś nosa! – pochwalił ją. - Ten dom jest świetny!
- Ja zazwyczaj mam rację – wymruczała i podeszła do swojego narzeczonego. – Pamiętaj o tym.
- Już nie mogę się doczekać mieszkania z tobą – Ron złapał Hermionę w pasie i przyciągnął do siebie. – Pamiętaj, że jesteś moja! Tylko moja!

Dziewczyna zachichotała i z ochotą przyłączyła się do długiego pocałunku. Poczuła, że ona i jej narzeczony są jednością i nic ani nikt nie może ich rozdzielić. Nagle usłyszała, że ktoś przeskakuje przez płot. Zanim zdążyła zareagować Ron zawył z bólu.
– Co do cholery… - zaczął mówić, ale na jego głowę spadł drugi cios.
Czarowica poczuła, że ktoś łapie ją za rękę. Popatrzyła się w stronę napastnika i szczęka jej opadła z powodu niesamowitego zdumienia wymieszanego z przerażeniem.
- Uciekajmy Hermiono! On już nigdy więcej nie zmusi cię do niczego więcej! – usłyszała po czym została zaciągnięta w głąb ogrodu.