Ron siedział sam
w pustym sklepie i nudził się niemiłosiernie. Sto razy bardziej wolałby
pracować tego dnia na Pokątnej, ale mieli umowę z George’em, że pojawiają się w
Hogsmeade na zmianę. Tego dnia wypadła kolej młodszego z braci Weasley.
Rudzielec wyjrzał z nadzieją przez okno, ale po ulicy kręciło się niewielu
czarodziejów. Większość z nich była zajęta swoimi sprawami i częściej zmierzała
w stronę jednego z pubów niż do sklepu z dowcipnymi gadżetami. Ron żałował, że
nie była to sobota. Wtedy z Hogwartu przychodziło mnóstwo uczniów i miał pełne
ręce roboty. Szczerze mówiąc nie lubił za bardzo użerać się z bachorami, ale
przynajmniej czymś się zajmował. Samotne siedzenie dobijało go. Hermiona mówiła
mu wielokrotnie, że mógłby poczytać jakąś książkę, ale nie ciągnęło go za
bardzo do lektury. To było jej hobby, a nie jego. Ron zdecydowanie preferował
działanie i lubił iść na żywioł. Nawet jeśli oznaczało to wywalenie za drzwi
pyskujących nastolatków, którzy próbowali zwędzić towar.
Rudzielec
westchnął i zaczął rozmyślać o niedawnych wydarzeniach. Miał szczęście, że
Hermiona wybaczyła mu jego ostatni wybryk. W sumie to zdziwiłby się, gdyby tego
nie zrobiła. Wydał na nią kupę kasy. Niewiele czarownic mogło się poszczycić
takim pierścionkiem.
- Nawet ten
sukinsyn Robards – pomyślał z satysfakcją Ron. – Przebiłem jego biżuterię i
samochód. Niech no tylko spróbuje podwalać się do Mionki, to mu pokażę!
Jego narzeczona
była warta wszystkich wydanych pieniędzy. Mądra, ambitna i nieustraszona, a
przy tym wyrozumiała i wrażliwa. Może nie była Miss Czarownic i nie
onieśmielała urodą niczym Fleur, ale miała w sobie to „coś”, co powodowało u
męskiej części społeczeństwa chęć mycia się częściej niż raz na tydzień. Ron
ciągle nie wierzył w swoje szczęście. Nigdy nie rozumiał, dlaczego Hermiona
akurat w nim się zakochała. Przecież chodziła z Krumem, który był i nadal jest
gwiazdą Quidditcha.
- Kobiety są
dziwne – stwierdził w duchu Ron. – Widocznie inteligencja Mionki podpowiedziała
jej, że jestem kimś wyjątkowym. Wiedziała, że zajdę daleko i będę zarabiał kupę
forsy, dzięki czemu będziemy żyć w dostatku i przebijemy majątkiem Malfoya –
pomyślał z zadowoleniem. – Mam nadzieję, że przez wszystkie łapówki Draco
będzie klepał biedę, a ja mu będę kazał tańczyć w zamian za garść galeonów! O
tak! – rudzielec z błogą miną zaczął udawać, że rzuca pieniądze na podłogę. –
Zbieraj Malfoy! Łap! Ha, ha! Weasley górą!
Marzenia Rona o
tańczącym i żebrzącym Draco zostały brutalnie przerwane przez dzwonek
zawieszony u drzwi, który informował o przybywających klientach. Czarodziej
błyskawicznie zerwał się ze stołka i ujrzał zmierzającą ku ladzie Ritę Skeeter.
- Dokarmiałeś
jakieś zwierzątka? – spytała słodkim tonem. – Z zamkniętymi oczami to chyba
ciężko, co?
- Eeee… puszki
pigmejskie – wydusił z siebie Ron. – Uciekły na dźwięk dzwonka….
- Aha… - mruknęła
Rita jednocześnie patrząc się wymownie na zamkniętą na cztery spusty klatkę ze
zwierzątkami. – Chciałabym…
- Nic nie powiem
na temat Hermiony ani Harry’ego, ani Ginny, ani kogokolwiek innego! – wszedł
jej w słowo rudzielec, który przypomniał sobie, że przy dziennikarce nie
powinien mielić ozorem.
- Ha, ha, ha! –
wybuchnęła śmiechem czarownica. – Jesteś taki słodziutki jak nowonarodzony Nieśmiałek…
- zbliżyła się i oparła o ladę. – Chcę pogadać na twój temat.
- Mój? – zdziwił
się Ron. - Wiesz przecież wszystko…
- A, a, a!
Ciiii… – uciszyła go Rita patrząc mu głęboko w oczy. – Po Dniu Zwycięstwa
jestem wprost zalewana listami od osób, które chcą wiedzieć o tobie więcej. Nie
interesuje ich Harry czy Hermiona… – dziennikarka dźgnęła chłopaka palcem
zakończonym ostrym paznokciem pomalowanym na krwistoczerwony kolor. – Kim jest ten fascynujący czarodziej?
Dlaczego tak mało o nim wiemy? Te pytania przewijają się w większości
wiadomości. Czytelnicy chcą lepiej poznać trzeciego bohatera, który jest na
tyle skromny, że stoi w cieniu – zakończyła z uwodzicielskim uśmiechem.
- Pierdolisz
Rita – odparł Ron zanim zdążył pomyśleć, co mówi.
Dziennikarce na
moment znikł uśmiech z twarzy, ale szybko się opanowała. Położyła na ladę swoją
torebkę ze smoczej skóry i zaczęła w niej gwałtownie grzebać. Po chwili przed
nosem Rona pojawił się stos pergaminów.
- Czytaj! –
rozkazała Rita.
Rudzielec z
pewną dozą nieufności zaczął przeglądać listy. Zdecydowana większość pochodziła
od kobiet. Część pisała, że nie pomyślałaby nigdy, że ktoś taki jak on może być
interesujący, ale zdjęcie zaręczonej pary zaintrygowało je. Kilka wiadomości
było od osób, które chciały się dowiedzieć więcej na temat jego pracy oraz jak
doszedł do sukcesu. Zdecydowana mniejszość domagała się pikantnych ploteczek.
- Nigdy nie myślałam o Ronaldzie Weasley jako
o bohaterze i odnoszącym sukcesy człowieku, jednak twój ostatni artykuł
sprawił, że zmieniłam o nim zdanie – Rita przeczytała fragment listu. – Dlaczego tak mało wiemy o tym fantastycznym
chłopaku? Przecież powinien objąć urząd ministra! Rito, napisz nam coś więcej!
Dziennikarska
spojrzała na Rona znacząco. On sam nie wiedział co powiedzieć. Miał świadomość,
że nawet nie powinien pozwolić Ricie na przekroczenie progu sklepu. Kontakty z
nią oznaczały kłopoty i nie raz się o tym przekonał. Jednak gdy czytał te
wszystkie pochlebstwa w listach poczuł się ważny. Ktoś go w końcu docenił i
zaczął się nim interesować. Czarownice wręcz domagały się aby Rita przeprowadziła
z nim wywiad. To mile połechtało jego próżność.
- Nie powinienem
z tobą gadać, idź już sobie – oznajmił zrezygnowanym tonem, gdy stwierdził że nie chce dać Hermionie kolejnego powodu do
zmartwień. Wystarczająco zawalił kwestię wesela.
- Wiem, wiem… –
Rita machnęła ręką jakby odganiała naprzykrzającą się jej muchę – twoja cudowna narzeczona byłaby zła…
- Oj, byłaby…
- Słuchaj
Tygrysie! – dziennikarka zbliżyła swoją twarz do twarzy Rona. – Moje
czytelniczki domagają się ciebie. Nie interesuje ich Hermiona, nie musisz o
niej mówić. Masz właśnie swoje pięć minut, wykorzystaj je! Pokaż się z jak
najlepszej strony! Niech świat pozna prawdziwego Ronalda Weasleya, a nie
przydupasa Harry’ego! – mówiła z ekstazą. – Nie zmarnuj swojej szansy! Nie bądź
frajerem, który siedzi pod pantoflem swojej narzeczonej!
Ron poczuł się
jakby był pomiędzy młotem, a kowadłem. Toczył ze sobą wewnętrzną walkę. Właśnie
ziszczało się jego pragnienie – bycie naprawdę sławnym. Zawsze był w cieniu
swoich braci, Harry’ego, a ostatnio nawet Hermiony. Ona mogła być w gazetach,
mogła udzielać wywiadów, a mu nie było wolno. Przecież też miała kilka
wpadek i jakoś z nią nie zerwał! Hermiona powinna mu bardziej zaufać.
- Rita – odezwał
się po krótkiej chwili – udzielę wywiadu, ale mam jeden warunek…
Dziennikarka
wysłuchała uważnie co Ron ma do powiedzenia. Nie skrzywiła się, ani nie
protestowała. Za to z zadowoleniem sięgnęła po czysty pergamin i pióro.
- No to
zaczynajmy! – rzekła z uśmiechem, który ukazywał w pełni jej złote zęby.
Ron za to miał
nadzieję, że jego narzeczona zrozumie dlaczego to zrobił.
***
Hermiona ledwo
zdążyła przekroczyć próg domu, gdy została cofnięta na podwórko przez swojego
ojca. Wręczył jej kanapkę oraz sok jabłkowy i zaprowadził do samochodu.
- Nie ma czasu do
stracenia! – oznajmił otwierając przed nią drzwi od strony pasażera.
- Coś się stało?
– pisnęła przestraszona czarownica.
- Chciałaś abym
się rozejrzał za jakimś domem do wynajęcia dla ciebie i Rona – wyjaśnił pan
Granger. – Rodzice mojego kolegi z pracy chcą się przeprowadzić za granicę. Znaleźli
naprawdę tanie lokum i chcą tam się urządzić jak najszybciej. Postanowili, że
wynajmą swój dom. Ian powiedział mi, że najpierw chcą poszukać chętnych pocztą
pantoflową zanim dadzą oficjalne ogłoszenie. Wiesz, mają większe zaufanie do
kogoś kto zostanie im polecony - opowiadał
podczas wyjeżdżania z podjazdu.
- Tato, super,
naprawdę, ale dopiero niedawno się zaręczyliśmy i nie sądzę aby szybkie…
- Nie wymiguj
się – ojciec Hermiony wszedł jej w słowo. – Razem z mamą stwierdziliśmy, że
przyda wam się pomieszkać razem przed ślubem. Ostatnio kłócicie się o
najmniejsze pierdoły. Prawie zerwaliście zaręczyny z powodu innych wizji
wesela. Musicie nauczyć się dogadywać się we wszystkich kwestiach. Zarówno tych
małych jak i dużych. Wiemy, że przy nas się hamujecie i to nie jest dobre.
Czasem trzeba sobie porządnie pokrzyczeć aby pójść dalej – zerknął na
naburmuszoną córkę, która nie lubiła jak się ją poucza. – Wiem, że Ron ma
czasem zwariowane pomysły, ale w końcu jest czarodziejem. Ty za to jesteś zbyt…
eeee… ambitna…
- Twierdzisz, że
przesadzam? – spytała się lodowatym tonem.
- Powinnaś
czasem wyluzować. Życia nie da się w stu procentach zaplanować. Później
będziesz żałować, że straciłaś najlepsze lata swojego życia!
- Na łożu
śmierci prędzej będę żałować, że nie zostałam Ministrem Magii i nie uwolniłam
Skrzatów Domowych niż to, że nie chlałam na imprezach!
- Wiesz dobrze,
że nie o to mi chodzi – odparł pan Granger. – Dąż do czegoś, ale przy okazji
nie zatracaj się w tym. Ok?
- Niech ci
będzie – odburknęła Hermiona. – Moje pierwsze szaleństwo: jadę oglądać
potencjalne miejsce zamieszkania bez narzeczonego.
- Powiedziałem
Ianowi, że będziemy dzisiaj. Nie ma czasu czekać aż Ron wróci z Hogsmeade.
Jeśli się dobrze zaprezentujemy to może się uda wynająć dom z niskim czynszem w
dobrej lokalizacji.
- No tak, dobre
wrażenie i Ron to oksymoron – zakpiła czarownica po czym zajęła się
konsumowaniem kanapki.
Dom rodziców
Iana okazał się bliźniakiem, zaś oni sami bardzo miłymi ludźmi, mimo że pan
domu jako były wojskowy miał tendencje do dyrygowania innymi. Obydwoje przeszli
na emeryturę i stwierdzili, że mają dość mokrego angielskiego klimatu. Podjęli
decyzję, że przenoszą się na południe w obrębie Morza Śródziemnego. Znaleźli w
Hiszpanii domek, który został wystawiony na sprzedaż w ramach licytacji. Jako,
że nie było chętnych to kupili go za naprawdę małe pieniądze. Obydwoje już nie
mogli się doczekać aby obejrzeć swoje nowe miejsce zamieszkania.
- Chcemy
wylecieć za dwa tygodnie, weźmiemy tylko niezbędne rzeczy, resztę dokupimy na
miejscu – opowiadał ojciec Iana.
- W naszym nowym
ogrodzie rosną pomarańcze – dodała jego żona. - Chcę o nie zadbać.
- Im szybciej
wynajmiemy nasz stary dom tym lepiej – oświadczył właściciel. – Ian mówił, że jest
pan porządnym człowiekiem i dobrze wychował pan córkę – spojrzał na Hermionę,
która wyprostowała się aby pokazać, że jest godna zaufania. – Pokażę wam dom i
pogadamy.
Mimo początkowej
niechęci czarownica stwierdziła, że zaczyna jej się podobać wizja szybkiego
zamieszkania z Ronem. Uważnie oglądała każde pomieszczenie i w jej głowie
zaczął się pojawiać plan zagospodarowania miejsca. Na parterze mieścił się
salon z kuchnią i ogrodem zimowym. Na pierwszym piętrze znajdowały się trzy
sypialnie i łazienka. W zadbanym ogrodzie stała zgrabna altana, idealna do
urządzania spotkań z przyjaciółmi. Zaś co najważniejsze: dom miał prawdziwy
kominek. Hermiona wiedziała, że będą korzystać z Ronem z Sieci Fiuu, dlatego
był to warunek podstawowy.
Oglądając
kuchnię dziewczyna poczuła, że bardzo chciałaby tu zamieszkać. Szybko skarciła się w duchu za te myśli. To było pierwsze miejsce które obejrzała i to
bez udziału Rona. Wprawdzie robiła już rozpoznanie buszując w internecie i
szukając ofert w gazetach, ale nie powinna dać się porwać entuzjazmowi. Wynajem
domu to poważna decyzja i powinna być dogłębnie przemyślana oraz przeanalizowana.
- Na kiedy
zaplanowałaś wesele? – zapytała uprzejmie matka Iana.
- Chcieliśmy za
rok, ale tak wyszło, że dopiero za dwa lata się pobierzemy – Hermiona odparła
błyskawicznie mimo wyrwania z zamyślenia. – Z tego powodu szukamy czegoś na
dłużej.
- Rozumiem –
staruszka uśmiechnęła się wyrozumiale. – Musicie mieć swoje gniazdko. Ten dom
jest idealny dla młodego małżeństwa. Zmieścicie się tutaj z powodzeniem razem z
dziećmi.
Czarownicę
przeszył dreszcz. Z dziećmi? Kiedyś je chciała, ale po słowach Kingsleya
przestała brać macierzyństwo pod uwagę. Nikt jej nie wybierze na Ministra Magii
z powodu wyglądu, a gdy zostanie matką to przez dłuższy czas będzie musiała
siedzieć w pieluchach. Miała przecież doświadczenie w tych sprawach dzięki
Suzanne. Uważała, że opieka nad dzieckiem to ciężki kawałek chleba, mimo że jej
siostra była bardzo grzeczna i spokojna. Już teraz miała problemy z pisaniem
raportów, gdy Suzanne domagała się uwagi. Potomstwo zostało definitywnie
skreślone z planów Hermiony na najbliższe dziesięć lat.
- Powie mi pani
jacy są sąsiedzi? – spytała się właścicielki aby zmienić temat.
- Hinduska
rodzina, ona nie pracuje, on jest wysoko postawionym pracownikiem banku. Mają
trójkę dzieci, ale dwójka się wyprowadziła. Z nimi został tylko nastoletni syn.
Spokojni, nie hałasują, od samego początku nie mieliśmy z nimi żadnych
kłopotów, a mieszkają tutaj od trzech lat. Jeśli lubisz hinduskie jedzenie to
dobrze, bo często czuć jak przyrządzają mocno pachnące potrawy.
- Nie
przeszkadza mi to – odparła Hermiona z ulgą.
- Musisz jeszcze
wiedzieć, że są… dość tradycyjni – oznajmiła właścicielka domu z zakłopotaniem.
- Czyli?
- On nie
rozmawia z kobietami, a ona z mężczyznami. Nie zdziw się, to u nich normalne.
- Myślałam, że
średniowiecze minęło – skomentowała dziewczyna z rozbawieniem.
- Traktuj to
jako małe dziwactwo. Inna kultura, inne wychowanie…
- Skoro to ich
tradycja to nic mi do tego. Jak chcą tak będą robić.
Do
rozmawiających kobiet dołączył właściciel domu i pan Granger. Dyskutowali
zawzięcie o cenie wynajmu.
- Dwa tysiące
funtów miesięcznie! – wołał staruszek.
- Córka z
przyszłym zięciem muszą uzbierać na wesele – oznajmił ojciec Hermiony. – Dwa
tysiące to będzie dla nich za dużo.
- Mogę opuścić
najwięcej o sto funtów. Młodzi będą mieć meble i pełne wyposażenie.
- Przydałoby się
odświeżyć mieszkanie – zauważył pan Granger. – W salonie odchodzi tapeta, w
łazience przecieka kran, w kuchni przydałoby się wymienić szafki. Dałbym
najwyżej półtora tysiąca funtów.
- Spokojna
okolica, blisko do metra… za to się płaci.
- Opuść cenę
stary pierniku – rzuciła do męża staruszka. – Ułatw młodym start w dorosłość.
Niech zrobią remont bo rzeczywiście z sufitu tynk na łeb leci.
Ojciec Iana w
pierwszym momencie zapowietrzył się ze złości słysząc słowa swojej drugiej
połówki. Ta zaczęła go przekonywać, argumentując, że Grangerom dobrze z oczu
patrzy. Mężczyzna zaczął się uspokajać, ale widać było, że nie jest przekonany.
- Będą grzecznie
płacić w terminie, wyremontują dom i zamierzają zostać tu na dłużej. Obydwoje
mają stałą pracę i zachowują się porządnie – wyliczał pan Granger. – Jeśli
będzie coś nie tak to od razu skontaktuję się z Ianem.
- Nigdy nie
podobała mi się ta tapeta w salonie – narzekała właścicielka domu. – Powinniśmy
ją zmienić co najmniej pięć lat temu. Przypomina mi tę okropną sukienkę ciotki
Hannah co była w niej na ostatnim weselu kuzyna Patricka.
- Wpłacę kaucję –
zapewnił ojciec Hermiony.
Staruszek
wyglądał jakby go zemdliło. Wysłuchiwanie narzekań żony oraz zapewnień pana Grangera
podkopało jego siły.
- No dobrze!
Wgraliście! Przestańcie jazgotać! – wyrzucił z siebie. – Niech będzie półtora
tysiąca, ale za to macie tutaj zrobić porządek na błysk!
- Zgadzam się! –
ucieszył się ojciec Hermiony.
Tego było już za
wiele dla jego córki.
- Zaraz, zaraz! –
zaprotestowała. – Może zapytamy się najpierw Rona o zdanie?
Pan Granger
popatrzył się na Hermionę z niepokojem i rozczarowaniem jednocześnie. Czarownica
wiedziała, że jej ojciec napalił się na ten dom. Musiała przyznać mu rację, że
oferta jest bardzo atrakcyjna. Chciał dla niej i Rona jak najlepiej. Swoim
protestem zawiodła jego oczekiwania, tym bardziej, że poradził jej aby się
wyluzowała i czasem podjęła decyzję bez zastanowienia. Wiedziała jednak, że
powinna spytać się narzeczonego o zdanie.
- Dziewczyno,
daj spokój! – zagrzmiał staruszek. – Jeśli chłop będzie miał ugotowane,
posprzątane i napalone w piecu to mu będzie wisiało gdzie mieszka. Weim coś na
ten temat – popatrzył się ostentacyjnie na żonę, która szybko skinęła głową na
znak, że się z nim zgadza.
- Nie jestem
pewna… - odparła zmieszana Hermiona.
- Może poczekamy
z tym do jutra? – spytał się z nadzieją w głosie pan Granger
- Albo
decydujesz się teraz, albo wynajmę ten dom pierwszemu lepszemu, który da mi dwa
tysiaki do ręki! – oznajmił ojciec Iana tonem, który przypominał rozkaz wydawany żołnierzowi. – Lubię ludzi konkretnych, którzy wiedzą co chcą. Nie podobają mi
się myśliciele, którzy muszą wszystko analizować. Spędziłem większość życia w
wojsku. Tam trzeba było decydować w ułamku sekundy czy rozwalić wroga, czy dać
się zabić! Młode pokolenie nic nie wie o takich sprawach! Dla was wybranie domu
czy samochodu to wysiłek na granicy wytrzymałości – zagrzmiał. – Wóz albo
przewóz panienko!
Wywód właściciela
domu podziałał na Hermionę jak płachta na byka. Przypomniała sobie wojnę z
Voldemortem oraz cierpienia, których doświadczyła z tego powodu. Ona nie
potrafi podjąć błyskawicznej decyzji? Nie raz musiała walczyć na śmierć i życie!
Nie jest pierwszym lepszym myślicielem. Uważała, że jest wojowniczką i nikt nie
miał prawa poddać to w wątpliwość. Spojrzała na swojego ojca, który z
niecierpliwością oczekiwał na jej decyzję. Chciał aby zaszalała, w takim razie
będzie szaleć! Ron musi jej wybaczyć, ostatnio to on zawalił
sprawę, powinien być wyrozumiały.
- Podjęłam decyzję
– oświadczyła patrząc się stanowczo w oczy staruszka.
Po wyjawieniu co
ustaliła, pani domu z radości klasnęła w ręce, a jej mąż poszedł do spiżarni
aby wyciągnąć wino. Hermiona zaś miała nadzieję, że Ron zrozumie dlaczego to zrobiła.
***
- Naprawdę
gadałeś z Ritą Skeeter!?
- Tak,
udzieliłem jej wywiadu! – warknął Ron. – Myślę, że to małe piwo kremowe w
porównaniu z tym co ty zrobiłaś!
- Nie miałam
wyjścia! – broniła się Hermiona. – Tata tak bardzo chciał…
- Tak, zwalaj wszystko
na tatusia!
- Ja
przynajmniej mam na kogo zwalać! – odcięła się Hermiona. – Wiesz jaka jest
Rita! Pewnie znowu naopowiadałeś jej głupot o mnie i Harrym!
- A żebyś
wiedziała Panno Idealna, że pytała się tylko o mnie. Nic na wasz temat jej nie
mówiłem! – bronił się rudzielec. – Masz, czytaj! – rzucił swojej narzeczonej
zwinięty pergamin.
- Ja, niżej podpisana Rita Skeeter oświadczam,
że nie zmienię samodzielnie nawet jednego słowa w wywiadzie, który
przeprowadziłam z Ronaldem Weasleyem. Przysięgam, że wszelkie korekty tekstu będą uzgodnione z bezpośrednio zainteresowanym – czarownica przeczytała wiadomość
w ciągu sekundy. – Jak… jak ją przekonałeś? – wydukała zmieszana. – Sam to
wymyśliłeś?
- Oczywiście, że
tak! – Ron z dumą wypiął pierś. – Fanki zmusiły ją do tego, nie miała biedaczka
wyjścia. Podpisała co chciałem…
- Na Merlina,
jesteś genialny! – wydyszała Hermiona i rzuciła się swojemu narzeczonemu na
szyję. – Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam – wyznała ze skruchą.
- Żeby mi to
było ostatni raz – odparł z naganą, ale widać było, że jest udobruchany. – Mam nadzieję,
że ten dom, który wynajęłaś, jest wart olania dwudziestu innych!
***
Rodzice Iana w
ciągu kilku dni spakowali większość rzeczy, które zabierali ze sobą. Nie było
tego wiele, ale co tylko się dało wysyłali paczkami do swojego nowego domu.
Hermiona z Ronem mieli o wiele mniej pracy, czarownica po prostu umieściła ich
dobytek w swojej torbie. Pomyślała przy tym o zachowaniu pozorów. Z tego powodu
powieliła przy pomocy magii kilka pudeł, aby pokazać, że z czymś przyjechali. Ron razem z panem Grangerem musieli poudawać chwilę, że dźwigają ciężary.
- Umieśćcie to w
najmniejszej sypialni – zakomenderował ojciec Iana. – Jak skończycie, to
zamkniemy pokój na klucz abyście mieli pewność, że do wyjazdu ich nie
dotykaliśmy.
- Bardzo
dziękujemy – Hermiona uśmiechnęła się do niego.
Była w bardzo
dobrym humorze. Ron obejrzał dom i stwierdził, że mu pasuje. Nawet pochwalił ją
za to, że tak zaryzykowała! Obydwoje stwierdzili, że jej ojciec ma rację i
powinni zamieszkać ze sobą. Mieli nadzieję, że w końcu przestaną się kłócić i
nauczą się jak dojść do kompromisu.
Pogrążona w
myślach czarownica nie zauważyła jak nogi zaniosły ją do ogrodu. Mama Iana
bardzo lubiła rośliny, dlatego posadziła wiele kwiatów. Hermiona z
przyjemnością patrzyła na ich rozchylone płatki. Była połowa maja i roślinność zdążyła
już przebudzić się do życia. Gdy podeszła do wyjątkowo okazałego krzaka
poczuła, że ktoś ją obserwuje. Drgnęła zaniepokojona i ostrożnie rozejrzała się
po okolicy. Jedyne co zauważyła to szybko zasuwającą się firankę w oknie na
piętrze drugiej części bliźniaka. Wzruszyła ramionami i wróciła do kontemplacji
przyrody. Chwilę później koło niej zjawił się Ron.
- Naprawdę
miałaś nosa! – pochwalił ją. - Ten dom jest świetny!
- Ja zazwyczaj
mam rację – wymruczała i podeszła do swojego narzeczonego. – Pamiętaj o tym.
- Już nie mogę
się doczekać mieszkania z tobą – Ron złapał Hermionę w pasie i przyciągnął do
siebie. – Pamiętaj, że jesteś moja! Tylko moja!
Dziewczyna
zachichotała i z ochotą przyłączyła się do długiego pocałunku. Poczuła, że ona
i jej narzeczony są jednością i nic ani nikt nie może ich rozdzielić. Nagle
usłyszała, że ktoś przeskakuje przez płot. Zanim zdążyła zareagować Ron zawył z
bólu.
– Co do cholery…
- zaczął mówić, ale na jego głowę spadł drugi cios.
Czarowica
poczuła, że ktoś łapie ją za rękę. Popatrzyła się w stronę napastnika i szczęka
jej opadła z powodu niesamowitego zdumienia wymieszanego z przerażeniem.
- Uciekajmy Hermiono! On już nigdy więcej nie
zmusi cię do niczego więcej! – usłyszała po czym została zaciągnięta w głąb
ogrodu.