czwartek, 12 listopada 2015

Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa: Rozdział 3 – Wszystko się wyjaśnia


Grzegorz Michalski wziął do ręki komórkę i sprawdził godzinę. Była szósta rano, normalnie o tej porze szykowałby się do pracy. Pomyślał, że obudził się tak wcześnie z przyzwyczajenia. Czuł się nieswojo leżąc w łóżku, ale dyrekcja dała mu do zrozumienia, że ma dzisiaj przymusowe wolne. Nie do końca rozumiał co się stało poprzedniego dnia. Na zebraniu firmy nagle ni z tego, ni z owego, wstał Karol z działu finansowego i oskarżył go o fałszowanie przychodów firmy. Skończyło się to ogromną awanturą ponieważ nie miał nic na sumieniu i niczego złego nie zrobił. Skontaktowano się z centralą i stwierdzono, że interwencja policji nie będzie w tej chwili konieczna. Grzegorz i Karol zostali wysłani do domów, a specjalna komisja będzie badać finansowe raporty. Miał nadzieję, że to nie jest jakiś spisek w celu usunięcia go z pracy. Tyle osób ostrzyło sobie zęby na jego stanowisko. Nagle wpadł na pomysł: zadzwoni do swojej asystentki Agnieszki z którą miał bardzo dobre stosunki. Nie zwracając uwagi na godzinę wyszukał nazwisko „Mazur” w komórce. Odebrała po trzecim sygnale.
- Cześć słoneczko – zaczął przymilnie. - Ja wiem, że jest wcześnie…
- Nie mogę z tobą rozmawiać – odpowiedziała zdenerwowanym tonem. – Mamy całkowity zakaz kontaktowania się z wami do czasu wyjaśnienia sprawy. Więc…
- Czekaj! – krzyknął do słuchawki. – Wierzysz, że jestem niewinny?
- Wierzę – szepnęła po czym się rozłączyła.
Odrobinę podniosło go to na duchu. Chociaż Aga mu wierzy. Stwierdził, że nie ma sensu o tym myśleć. Może dobrze mu zrobi, gdy spędzi dzień ze swoją córką. Wychodził z domu z samego rana, wracał późnym wieczorem więc nieczęsto ją widywał. W weekendy zazwyczaj także nie miał dla niej czasu ponieważ siedział z nosem w komputerze. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki.

***

Patrycja zeskakiwała ze schodów nucąc pod nosem wyhaczoną ostatnio na youtube piosenkę zespołu Van Canto:

„I feel the magic running through my veins
A prophecy is fulfilled these days”
*

Nagle usłyszała głos ojca, stanęła i słuchała. Było już po siódmej więc dawno powinien wyjechać do pracy. Czuła, że coś jest nie tak. Zajrzała ukradkiem do kuchni gdzie zobaczyła małżeństwo Wojtysiaków siedzących z jej ojcem przy stole. Właśnie zabrali się za jedzenie jajecznicy z cebulką i pieczarkami. Pachniało kawą i świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym. Ciekawość zwyciężyła więc dziewczynka cichutko podeszła do stołu, ojciec spojrzał na nią jakby zobaczył ją pierwszy raz od dawna.
- Patrycjo… co ty masz na sobie? – spytał z wielkim zdziwieniem. – To jakaś nowa moda? Ty się tak ubierasz… nie mów, że chodziłaś w czymś takim do szkoły! – oburzył się.

Wtedy pani Jadwiga wstała od stołu i z gestem dziękczynnym skierowanym ku niebu zaczęła mówić:
- no! W końcu pan zauważył, chwała Bogu! Tyle razy panu mówiłam panie Grzegorzu, że z Patrycją dzieje się coś niedobrego. Te dziwaczne stroje, te książki o magii, te urodziny z bandą trzynastolatków poprzebieranych za wiedźmy i czarnoksiężników oraz te wszystkie trupie czaszki! Mówię panu, ona wpadła w sidła sekty, jest SZATANISTKĄ! NIE BYŁA W KOŚCIELE OD DWÓCH MIESIĘCY! – krzyknęła i oskarżycielsko wskazała palcem na dziewczynkę.

Patrycja i jej ojciec patrzyli to na siebie, to na szybko oddychającą starszą kobietę, ani jedno, ani drugie nie wiedziało co powiedzieć. Po chwili Pan Jan złapał żonę za sukienkę i pociągnął by usiadła z powrotem na krześle mrucząc coś o głupich dewotkach.
- To opowiesz mi o co chodzi z tym strojem, czarami, magią i… eee… trupimi czaszkami? – zaczął łagodnie pan Michalski widząc, że jego córka zaczerwieniła się i zaczęła miąć w rękach spódnicę. 
Nie znał za bardzo mody panującej wśród współczesnych trzynastolatek, ale był pewien, że to co ma na sobie Patrycja jest mocno alternatywne. Przypominało mu trochę punkowe klimaty z młodości, ale jednak różniło się to od tego co nosiły kiedyś dziewczyny. Oskarżona miała na sobie białą, koronkowa bluzeczkę z krótkim rękawkiem, na to założyła czarną kamizelkę wyszytą w kolorowe czaszki. Pod szyją wisiał krawat w biało - czerwoną kratkę. Spódniczka sięgała kolan, była w czarno-czerwoną kratkę, mocno rozkloszowana z powodu tiulowej halki pod spodem. Na nogach miała założone białe skarpetki zakończone koronką, a na stopach błyszczały lakierki na grubej podeszwie zapinane klamerkami w kształcie trupich czaszek. Wyglądu dopełniały czarne koronkowe rękawiczki. Kasztanowe włosy spięła w dwa kucyki, które były wyraźnie pokręcone na lokówce zaś równo przycięta grzywka była wyprostowana prostownicą. Za gumki robiły dwie wstążki w czarno-czerwoną kratkę. W uszach miała kolczyki w kształcie gałek ocznych. Zaś jeśli chodzi o oczy, pan Michalski ze zgrozą zauważył, że bursztynowe tęczówki chowają się za pomalowanymi na czarno rzęsami.
- Matko Boska – pomyślał. – Czy ona nie powinna być jeszcze małą dziewczynką?

Miał nadzieję, że idzie gdzieś na balangę do koleżanek, co niestety nie było zbyt prawdopodobne biorąc pod uwagę wczesną porę. Albo to taki rodzaj przebrania, w końcu są wakacje, może dziewczyna trochę poszaleć. Na satanistkę nie wygląda ale kto wie, nigdy nic nie wiadomo.
- Bo ja… to taki styl… z Japonii… - wydukała Patrycja. 
Z pani Jadwigi nic sobie nie robiła, ale ojciec to trochę inny kaliber. Mógł ją odciąć od pieniędzy i wygód do których przywykła.
- Z Japonii? A skąd ty go wytrzasnęłaś? – zdziwił się.
- Z internetu… bo wiesz tato ja lubię z Anką Cegielską oglądać anime… no takie bajki z Japonii – dodała widząc, że ojciec nie załapał. – I my widziałyśmy takie gdzie dziewczyny ubierały się w stylu gotyckich lolit. Wiesz, takie ubrania jak kiedyś się w Anglii nosiło tylko takie trochę krótsze. No i Ance się spodobały, ale mnie tak średnio. No i ona mnie katowała różnymi zdjęciami z internetu z tym stylem i mi przesłała taki magazyn… no z Japonii tato, ale nie prawdziwy tylko zdjęcia. Tam oprócz gotyckich lolit były punkowe lolity, no i mi się spodobały te ciuchy, a ty mi dawałeś pieniądze tato więc je sobie kupowałam przez internet i… Ja tego nie nosiłam w szkole! Tylko po domu i pani Jadwiga jest wstrętnym kłamczuchem BO JA NIE WIEM CO TO JEST SZATANISTKA I NIĄ NIE JESTEM!

Pani Jadwiga krzyknęła z oburzenia, ojciec Patrycji zaczął ją uspokajać zaś pan Jan poszedł odebrać dzwoniący telefon. Po chwili dziewczyna dokończyła opowieść:
- kosmetyki kupiłam w sklepie z Anką, próbowałyśmy się malować, ale to była masakra tata, my chyba jesteśmy beztalencia… czasem tylko rzęsy pomaluję, ale to na chwilę bo zaraz wyglądam jak panda bo trę oczy, bo zapominam o nich. Kupiłam sobie też buty na obcasie, ale nogi mi się rozjechały i prawie je sobie połamałam więc je sprzedałam na eBay’u…
- Ty masz dostęp do eBay’a? Przecież tam są zabezpieczenia przed dziećmi! Myślałem, że robisz zakupy  na mieście – ojciec nie był zadowolony.
- Aaaa… no bo ja… no to co mówiła pani Jadwiga, ja… ja chyba potrafię czarować – wyjąkała i opowiedziała o dziwnych przypadkach, które miały miejsce w szkole podstawowej. – No i wiesz tato, to jeszcze nie koniec. Bo na przykład ja bardzo nie lubię być dyżurną i pani Wójcik nigdy nie zapisywała mi dyżuru, zawsze mnie pomijała. A jak coś bardzo chciałam to się to spełniało, bo raz Zuzka przyszła i powiedziała, że znalazła dziesięć złotych przed szkołą, a ja powiedziałam, że znajdę pięćdziesiąt złotych i to się zdarzyło! Dziewczyny wszystko potwierdzą! Dlatego ja tak lubię książki o magii…

Pan Michalski był wstrząśnięty tym wyznaniem. Nie wiedział jak zareagować, zazwyczaj zbywał panią Jadwigę zrzucając na nią obowiązek użerania się z rozpieszczoną jedynaczką, a teraz widział skutki swojego niedbalstwa. Myślał co powinien zrobić: iść z nią do psychiatry czy stwierdzić, że po prostu dziewczynka za dużo naoglądała się chińskich bajek i ich zakazać, a ciuchy spalić? Dzięki panu Janowi dostał chwilę do namysłu ponieważ starszy człowiek zawołał żonę i streścił odbytą rozmowę telefoniczną. Wynikało z niej, że małżeństwo Wojtysiaków jest wzywane teraz - natychmiast do Urzędu Skarbowego z powodu jakiegoś błędu. Nie wiedział zupełnie o co chodzi, ponieważ urzędniczka mówiła strasznie trudnym językiem z mnóstwem artykułów i innych paragrafów. Zrozumiał tylko, że to pilne. Razem z żoną szybko się przygotował do wyjścia i wsiedli do samochodu. Ledwo zniknęli za zakrętem, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.

Patrycja szła otworzyć w złym humorze, wiedziała, że ojciec myśli co z nią zrobić. Wyglądał na to, że jest w lekkim szoku, ale pewnie niedługo mu przejdzie i zacznie się złościć.
- Czego chcesz? – warknęła, gdy zobaczyła wysoką, chudą blondynkę ubraną w elegancki czarno - biały kostium. 
W ręce trzymała skórzaną teczkę. Włosy miała związane w koczek z tyłu głowy, na twarz opadało kilka falowanych kosmyków. Makijaż był lekki i ledwo widoczny. Dziewczynka była przekonana, że to kolejna akwizytorka z ofertą-nie-do-odrzucenia albo Jehowa. Upewniła się w swoim spostrzeżeniu, gdy zobaczyła zdumione, szeroko otworzone zielone oczy.
- Ekhm – blondynka kaszlnęła. – Czy… czy mam przyjemność z Patrycją Michalską? Tata jest w domu?

To zbiło dziewczynkę z tropu. Skąd nieznajoma wiedziała jak się nazywa? Po co chciała widzieć tatę? Może jest pracownicą z firmy ojca. Patrycja machnęła ręką w stronę pokoju. Blondynka zawahała się na moment, popatrzyła się badawczo na trzynastolatkę i powoli ruszyła przed siebie.
- Nie spodobało jej się jak wyglądam, pewnie większość ludzi patrzyłoby się na mnie dziwnie gdybym tak wyszła na ulicę – pomyślała Patrycja idąc za nieznajomą. 
Ta rozejrzała się po pokoju i powiedziała tonem jakby była u siebie:
- zapraszam państwa na kanapę.

Grzegorz Michalski był zdumiony jej zachowaniem i miał ochotę wyrzucić bezczelną blondynę z domu, ale było w niej coś co kazało posłuchać. Usiadł obok córki dziwiąc się sam sobie.
- Witam, nazywam się Angelique Ratine. Tak, naprawdę się tak nazywam ponieważ jestem w połowie Francuzką – dodała widząc ich miny. 
Otworzyła teczkę i wyjęła z niej plik papierów. 
– Siedzicie? Super, im szybciej tym lepiej... Przybywam w imieniu Leokadii Bąk, dyrektorki Zespołu Szkół Magii i Czarodziejstwa imienia Mistrza Jana Twardowskiego aby oświadczyć, że Patrycja Michalska, córka Grzegorza Michalskiego, urodzona 11.06.2002 roku jest czarownicą i została przyjęta do pierwszej gimnazjum, wychowawcą klasy ”c” jest…
To było zbyt wiele jak na jeden dzień dla nerwów mężczyzny, wstał i zaczął wrzeszczeć:
- CZY PANIĄ KOMPLETNIE POKRĘCIŁO! TO JAKAŚ UKRYTA KAMERA, TAK!? TO MA BYĆ ŚMIESZNE!? JESTEŚ W ZMOWIE Z MOJĄ CÓRKĄ!? TO DOWCIP, TAK!? PRZECIEŻ CZAROWNICE NIE ISTNIEJĄ!!!

Na Angelique ten wybuch nie zrobił wrażenia, nie była to pierwsza taka reakcja w jej karierze i wiedziała, że nie ostatnia. Część rodziców, zwłaszcza jeśli byli fanami Harry’ego Pottera, odpływało ze szczęścia. Nie pytali o szczegóły tylko od razu podpisywali formularze. Osoby religijne, potrafiły rzucić się na wysłannika szkoły, zwyzywać i nie wysłuchać niczego co ten miał do powiedzenia. Większość jednak nie wierzyła w magię i trzeba było zrobić im pokaz. Angela wyjęła z żakietu różdżkę, wyciągnęła ją przed siebie, uniosła i… wszystkie meble zaczęły unosić się w powietrzu razem z panem Grzegorzem. Zakręciła dłonią młynka – to samo zrobiły meble i pan Michalski. Kanapa na której siedziała zszokowana i zarazem szczęśliwa Patrycja również. Pęd rozwiał jej włosy, stwierdziła, że to jest cudowne. Zrozumiała, że spełnia się jej życzenie urodzinowe. Ojciec zbladł i zaczął się trząść.
- To niemożliwe, to niemożliwe… – bełkotał.
- Ależ możliwe panie Michalski i pańska córka także będzie to potrafiła. Oczywiście gdy skończy gimnazjum i liceum oraz zda maturę.  Posiadanie w rodzinie czarownicy jest bardzo korzystne. Na przykład mniej się człowiek męczy przy przemeblowaniu – Angela uśmiechnęła się do latającego znerwicowanego człowieka.
- Tatooo! Ja chcę iść do tej szkoły! Mówiłam, że jestem czarownicą! – Patrycja postanowiła działać, zrozumiała, że to jej jedyna szansa. 
Blondynka odstawiła meble oraz ojca dziewczynki na miejsce jednym machnięciem różdżki.
- Ja, ja, ja, ja nie wiem… ja nie wiem – wyjąkał pan Michalski, podbiegł do barku i łyknął sporo wódki prosto z butelki. Skrzywił się niemiłosiernie i puścił się pędem do kuchni po popitkę. Dziewczyny stały w salonie czekając na jego powrót. 

Patrycja była niesamowicie szczęśliwa – działo się to co w serii książek „Harry Potter”. Doszła do wniosku, że jednak w tych powieściach opisana jest prawda. Nagle dopadł ją straszliwy lęk. Co jeśli ojciec się nie zgodzi? Wrócił jednak bardziej spokojny. Blondynka kontynuowała:
- córka mówi, że informowała pana o swoich zdolnościach. To jest bardzo częste u magicznych dzieci. Nie ma sensu wysyłać jej do mugolskiej szkoły ponieważ…
- Do jakiej? – Zainteresował się pan Grzegorz.
- Mugolskiej tato, normalnej, gdzie nie ma magii – powiedziała urażona niewiedzą ojca Patrycja. – Nie czytałeś Harry’ego Pottera?
- Nie, a powinienem? – spytał mocno zaniepokojony.
- Mógłby pan, trochę więcej dzięki temu pan zrozumie. Wprawdzie to nie jest do końca prawda… ale na początek wystarczy – oświadczyła Angelique. – Teraz musi się pan uspokoić i pomyśleć. Decyzja musi zapaść dzisiaj. To jest bardzo ważne aby magiczne dziecko poszło do odpowiedniej placówki edukacyjnej, w mugolskiej szkole będzie nieszczęśliwa oraz zostanie wyrzutkiem. Tak zazwyczaj bywa z dziećmi które są wyjątkowe, inne od zwykłych… – uderzyła w czułą strunę ponieważ nikt z rodziców nie chce aby jego dziecko było wyrzutkiem i było nieszczęśliwe. 

Ojciec Patrycji popatrzył się wstrząśnięty na blondynkę, potem na swoją córkę i po długim namyśle powiedział:
- Maleńka… ja… nie jestem w stanie podjąć tej decyzji. Przepraszam, nie jestem w stanie.. to zbyt, zbyt… nieoczekiwane. Mam mętlik w głowie… - Znowu się zamyślił. – Chyba… mój Boże, daj znak, powiedz czy dobrze robię… Chyba mogę Ci zaufać moje dziecko. Jesteś już dużą dziewczyną Patrycjo. Dotarło to do mnie dzisiaj. Poświęcałem ci mało czasu, za dużo miałem pracy ale po śmierci twojej mamy nie potrafiłem inaczej. Mój Boże, czemu jej z nami nie ma? – Zaszlochał. – Ona by wiedziała co robić. Więc myślę… że ty zdecyduj. To twoja przyszłość. Naprawdę mam nadzieję, że Anna mi wybaczy jeśli źle robię, gdy się z nią spotkam kiedyś tam na chmurce…

Patrycja była wstrząśnięta tym wyznaniem. Ojciec stwierdził, że może zdecydować o tak ważnej kwestii. Była rozpieszczana to fakt, dostawała co tylko chciała, ale w ważnych sprawach tata miał decydujące zdanie. To on stwierdził, że ma iść do prywatnego Gimnazjum Paderewskiego mimo, że chciała iść do publicznej „piątki” razem z koleżankami. Wycie przez miesiąc nic nie dało. Patrycja pomyślała o mamie, nie wiedziała co ona by dla niej chciała. Czy byłaby dumna, że jej córka jest czarownicą? 

Angelique patrzyła się na nią oczekując odpowiedzi.
- Myślę, że chcę być czarownicą… to znaczy… chcę iść do tej szkoły – odpowiedziała Patrycja spokojnym głosem. 

Ojciec ukrył twarz w dłoniach. Jego życie zmieniło się w ciągu godziny prawie tak samo jak wtedy gdy usłyszał, że w laboratorium nastąpił wybuch, w którym zginęła tylko jedna osoba. Jego ukochana Anna, matka jedynej córki… która od września będzie zajmować się czymś co od zawsze słyszał, że to coś złego i zakazanego. Pani Jadwiga dostanie szału jak się dowie. Co on powie rodzinie, dziadkom Patrycji, swojemu rodzeństwu?
Angelique podsunęła mu pod nos formularze:
- wiem, że panu ciężko, ale trzeba to wszystko powypełniać... No niech pan się weźmie w garść! – Powiedziała rozkazującym tonem. – To nie koniec świata! Magia ma wiele zastosowań! Niektóre pańskie problemy znikną razem ze mną!
- Czyli? – mruknął pan Grzegorz szukając długopisu w szafce przy stoliku.
- Hmm, na przykład to oskarżenie o fałszerstwo finansowe w pracy – oznajmiła.
- Że co? – jęknęła zdziwiona Patrycja.

Ojciec zbladł, a następnie poczerwieniał na twarzy, patrzył oczekująco na blondynkę.
- Ciężko było pana przekonać aby został pan cały dzień w domu. Więc eksperci z Ministerstwa Magii podrzucili panu Karolowi Domańskiemu kilka fałszywych danych... Ale spokojnie, spokojnie – powiedziała szybko Angela widząc, że ojcu Patrycji rośnie niebezpiecznie ciśnienie. – Jutro wszystko będzie w porządku. Agenci wyczyszczą wszystkim pamięć. Nawet dyrekcji w USA. Dane znowu będą się zgadzały. To było potrzebne, tak samo jak telefon do małżeństwa Wojtysiaków. Nie mogło ich tutaj być.
- Suuuuper – mruknęła Patrycja patrząc się z zachwytem na czarownicę. Po czym palnęła bez zastanowienia – jesteś czystej krwi?
- Lekcja pierwsza: nigdy nie pytaj się o status krwi. W Polsce to oznaka złego wychowania – odpowiedziała spokojnym głosem Angela. - Nie stosujemy tej klasyfikacji od prawie 100 lat.
- Czemu? W książkach pisało...
- Druga lekcja: nie wszystko co jest w Harrym Potterze to prawda… weź też pod uwagę to, że akcja książek dzieje się na Wyspach Brytyjskich. Między nami jest sporo różnic. Wprawdzie znajdzie się kilka rodzin, które szczycą się tak zwaną czystą krwią. Ale to naprawdę wyjątki. Historia Polski jest bardziej zawiła niż Wielkiej Brytanii, mieliśmy o wiele więcej wojen niż oni, inne problemy. Nasza kultura poszła przez to w inną stronę. Wszystkiego dowiesz się na lekcjach w szkole. Lekcja trzecia: jako, że uczę mugoloznastwa wolałabym abyś w stosunku do nauczyciela używała formy „pani profesor” ewentualnie tylko „pani” – tymi słowami zakończyła wykład.

Pan Michalski uważnie czytał formularze. Angela patrzyła się z zagadkowym wyrazem twarzy na dziewczynkę. Patrycja nachmurzyła się z powodu monologu czarownicy.
- Jakie różnice? Przecież to co jest w Harrym, to musi być prawda! – pomyślała.
- Zanim podpiszę, muszę się jeszcze zastanowić! – wypalił nieoczekiwanie pan Grzegorz znad sterty formularzy. – Ja nadal w to nie wierzę! Przecież to absurd!
- Tatooooooo! Podpisz! – zaczęła krzyczeć Patrycja.
- Z tego co wyczytałem córka będzie chodzić do gimnazjum i liceum – ciągnął mężczyzna nie zważając na krzyki latorośli. – Ale co dalej? Co ze studiami, co z pracą? A jeśli będzie chciała żyć wśród… jak nas nazwałaś… mugoków…
- Mugoli…
- Mugoli… niech będzie… durna nazwa, naprawdę, skąd wy to wzięliście? – mruknął. – I gdzie jest ta szkoła? W Warszawie?

Angelique bez słowa wyjęła dwie kartki z teczki. Podała jedną panu Michalskiemu, a drugi Patrycji z poleceniem zapoznania się z ich treścią. Mężczyzna zaczął czytać:

„Ja, Grzegorz Kazimierz Michalski, zobowiązuję się do nie wyjawiania informacji uzyskanych od pracownika Zespołu Szkół Magii i Czarodziejstwa im. Mistrza Jana Twardowskiego. Zakaz ten obejmuje WSZYSTKIE niemagiczne osoby (rodzinę, przyjaciół, służbę, współpracowników, przełożonych, itp.) oraz WSZYSTKIE sposoby (ustnie, pisemnie, przy pomocy czarów, przedmiotów mugolskich, itp.)”.

- Co to ma znaczyć? To jakieś brednie... – spojrzał na kartkę Patrycji. – Ona też ma to podpisać? Ma dopiero trzynaście lat! To ma moc prawną?
-  Oczywiście, że ma moc prawną. Chociaż w pana przypadku konsekwencje będą trochę inne… - Angela spojrzała na Patrycję. – Pamiętasz co się stało przyjaciółce Cho Chang? – dziewczynka kiwnęła głową. – Mniej więcej to się tobie stanie, a głupio by było iść z pryszczami do nowej szkoły. Zaś pan, po pierwsze, zostanie uznany za wariata – czarownica uśmiechnęła się szeroko. – A po drugie czeka pana sąd w czarodziejskim świecie. Po trzecie proszę to podpisać, a zobaczy pan więcej czarów ponieważ wybierzemy się do stolicy polskich czarownic i czarodziejów pod Warszawą. Po drodze wyjaśnię wszystko dokładnie i odpowiem na każde pytanie. Po powrocie zdecyduje pan czy wypełni te formularze.

Patrycja złapała długopis i od razu podpisała oświadczenie nie chcąc tracić nawet sekundy cennego czasu. Domyślała się, że będzie jak na ulicy Pokątnej. Ona chce to koniecznie zobaczyć! Wcisnęła długopis w rękę ojca i popatrzyła się na niego oczami kota ze "Shreka". Pan Michalski popatrzył się w milczeniu na córkę. Ciężko westchnął, pokręcił z rezygnacją głową mrucząc coś pod nosem o szalonych blondynach i rozwydrzonych dzieciakach. Przyłożył długopis do kartki, zawahał się na sekundę – Patrycja w tym momencie wstrzymała oddech – i złożył podpis we wskazanym miejscu.
- Hurra! – wrzasnęła dziewczynka po czym złapała ojca i zaczęła skakać trzymając go za ręce. – Dziękuję-dziękuję-dziękuję-dziękuję!

Angela patrzyła się na tę scenę z uśmiechem. Wiedziała, że po wycieczce do Magowa mężczyzna zgodzi się na wysłanie córki do szkoły. Potrafiła przekonać większych niedowiarków. Spakowała wszystkie papiery do teczki i wyciągnęła rękę w stronę pana Michalskiego:
- Proszę o kluczyki do pańskiego samochodu.
- Zwariowała pani!?
- Nie, ale za to pan łyknął niedawno sporą ilość alkoholu. Z tego co pamiętam prowadzenie pod wpływem jest zakazane. Ja zaś mam prawo jazdy.
- Czarownice mają prawko?
Niektóre mają. Ja swoje zrobiłam, gdy studiowałam na Uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej…

* Van Canto - Magic Taborea