wtorek, 12 grudnia 2017

Fanfik Trójmagiczny: Rozdział 10 – Zabawa świąteczna!


Witam Wszystkich Miłościwie Mnie Czytających! 
Tu znowu Szczęśliwa Trzynastka i moje wypociny nie zawsze związane z Harrym.

Nie mam zamiaru owijać w bawełnę: do nowego roku żaden rozdział "Powojennego życia Hermiony G." nie ujrzy światła dziennego. Czemu? Długo mogłabym pisać. Powodów jest tuzin, a szczerze mówiąc nie chcę za bardzo wchodzić w szczegóły :(

Zamiast tego proponuję zabawę, której pomysłodawcą była Magew. Zasady? Proszę bardzo:

W komentarzach zadawajcie pytania postaciom z mojego opowiadania o Hermionie (proszę o wyraźne zaznaczenie do kogo: Thierry, Severus, Harry, itp.). Zamierzam z nich stworzyć coś w stylu wywiadu, który opublikuję w ramach prezentu pod choinką czyli 24 grudnia!

Od razu zaznaczam:
- jeśli pytań będzie dużo to wybiorę najciekawsze,
- proszę pamiętać, że obecny czas akcji w opowiadaniu to maj 2002 roku,
- nie zamierzam spojlerować, co się będzie działo dalej :)

Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie i będzie ciekawie!

Pozdrawiam,
Szczęśliwa Trzynastka

poniedziałek, 20 listopada 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 81 – Mam dla ciebie zadanie


Nie powinna była z nim spać, ale uznała, że co się stało, to się nie odstanie. Zdawała sobie sprawę z tego, że może tego pożałować w niedalekiej przyszłości, ale on tak na nią działał, że nie była w stanie odmówić. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi pokoju hotelowego, stało się dla niej jasne, że będzie jej trudno obronić się przed jego urokiem osobistym i  jej własnym pragnieniem intymnego kontaktu z mężczyzną. Romantyczne uczucie, którym go kiedyś darzyła, uleciało niczym aromat eliksiru, którego Neville zapomniał szczelnie zatkać. Zamiast tego zostało dzikie i nieokiełznane pożądanie. Hermiona poddała się temu i spędziła z Thierrym noc, zapominając o świecie, a zwłaszcza o Severusie. Skoro on mógł się gzić z Mopsem, to ona mogła pójść na całość z przystojnym Kanadyjczykiem. Wprawdzie trochę się wahała, ale gdy okazało się, że pisarz posiada prezerwatywy (twierdził, że na wszelki wypadek, na przykład, gdyby musiał nieść wodę w dżungli lub zabezpieczyć odciętą kończynę), to stwierdziła, że nie widzi innych przeszkód. Dzięki temu nie musiała uwarzyć eliksiru zapobiegającemu ciąży tuż pod nosem Severusa i nie ryzykowała, że złapie jakąś chorobę przenoszoną drogą płciową. Wprawdzie wiedziała, że jako czarownica jest odporna na większość rzeczy, które nękają mugoli, ale wolała dmuchać na zimne. Wystarczająco długo wymieniała z Thierrym e-maile, aby wiedzieć, że przed nią sypiał z kilkoma dziewczynami.
- Jesteś pewna, że z nami koniec? – zapytał, gdy wstał z łóżka. – W nocy było świetnie i podejrzewam, że jeszcze nie raz znaleźlibyśmy się w krainie zapomnienia – mrugnął do niej łobuzersko.
- To za mało, aby zasłużyć na związek ze mną – powiedziała Hermiona ochrypłym głosem, patrząc, jak Thierry paraduje po pokoju na golasa.
- A gdybym tak poszedł z tobą pod prysznic i porządnie umył ci plecki? – kusił, podczas zbierania z podłogi poszczególnych części garderoby.
- Mogłabym się zastanowić – odparła, przeciągając się kusząco.
Jeszcze zanim Hermiona poszła do łóżka z Thierrym, uznała, że nie ma zamiaru grać cnotki niewydymki. Była dorosłą kobietą, która nie musiała trzymać swojego skarbu dla „tego jedynego”, jak mawiała jej świętej pamięci babcia. Dziewictwo straciła lata temu i jak na razie miała stosunek tylko z półtora faceta. Czasem żałowała, że ta niedorzeczna liczba wynikała z tego, że nie wyszło jej z Gawainem, ale czasu nie mogła cofnąć. Wszystkie zmieniacze zostały bezpowrotnie zniszczone podczas walki w Departamencie Tajemnic.
- Specjalnie dla ciebie dorzucę masaż, a zapewniam, że jestem świetny w te klocki – oznajmił Thierry, szczerząc zęby do Hermiony.
- Zaraz sprawdzę, czy to są tylko twoje przechwałki – powiedziała i bez wstydu czy zażenowania stanęła koło łóżka tak, jak ją natura stworzyła.
Kompleksy, które hodowała w sobie jako nastolatka, zniknęły bezpowrotnie, zostawiając po sobie tylko ukłucie żalu, że tak długo pozwoliła im rosnąć w swoim umyśle. Co z tego, że nie miała krągłości niczym Pamela Anderson, skoro znała swoją wartość i mężczyźni byli nią zainteresowani.
- Zaraz się przekonasz, że mówię prawdę! – wykrzyknął Thierry i uniósł na rękach rozbawioną Hermionę. – Przygotuj się na najlepsze umycie plecków i masaż, jakie miałaś w życiu! – oznajmił i zaniósł chichoczącą czarownicę do hotelowej łazienki.

***

- Napisałeś, że to poważna sprawia, dlatego przybyłem tutaj, odwołując spotkanie z Kołem Gospodyń Magicznych. Mam nadzieję, że to prawda, bo inaczej Molly Weasley już nigdy nie usmaży mi moich ulubionych kotletów rybnych – oświadczył Kingsley, gdy zbliżył się do biurka Gawaina.
- Wiem, kto stał za atakami w Dniu Zwycięstwa – oznajmił szef aurorów, używając różdżki do wyprostowania leżących przed nim pergaminów.
- Dawaj – rzucił minister magii podnieconym tonem.
- Wszystko wskazuje na Severusa Snape’a – wargi Robardsa wykrzywił złośliwy uśmieszek.
- Uczepiłeś się go, jak druzgotek ogona trytona i zawsze starasz się nagiąć fakty, aby wyszło, że to on jest winny. Masz dowody?
- Mój pomysł, aby nie wzywać na przesłuchanie młodzieży, przyniósł efekty. Twierdziłeś, że to głupota, ale ja wiedziałem, że dzięki temu dojdę do prawdy – oświadczył auror z kamienną twarzą, ale iskierki w jego oczach wskazywały, że jest z siebie zadowolony. – Stali się nieostrożni, będąc przekonani, że są poza kręgiem podejrzanych.
- Gdzie w tym wszystkim Snape?
- Chwila, zaraz do tego dojdę – odparł Gawain zirytowanym tonem.
- Dobra, milczę niczym rodzinny grobowiec. Mów – powiedział pojednawczo Kingsley.
- W przeddzień Dnia Zwycięstwa w domu Pansy Parkinson odbyło się przyjęcie urodzinowe. Niby nic wielkiego, ale zastanowił mnie fakt, że jej data urodzin wypada w pierwszej połowie kwietnia, a nie na początku maja. Dowiedziałem się od informatorów, że jej gośćmi były głównie czystokrwiste dzieciaki, których rodzice i dziadkowie otwarcie popierali Voldemorta.
- To wszystko mogło być tylko zbiegiem okoliczności – zauważył minister magii.
- Mogło, ale nie było – oświadczył triumfalnie Gawain. – Potter w końcu na coś się przydał i dzięki niemu doszliśmy do osoby, która naprowadziła nas na trop.
- Czyżby Harry przestał szarżować?
- Trochę się uspokoił, ale nadal najpierw robi, a potem myśli – auror westchnął boleśnie. – Tym razem wiele zawdzięcza swojemu skrzatowi. Ten mu powiedział, że na kilka minut przed atakiem na Grimmauld Place na placu przed domem był bezdomny. Zajrzeliśmy do jego umysłu i zobaczyliśmy, jak mugol wygląda. Następnie zaangażowałem Mundungusa Fletchera w poszukiwania. Wpadł kilka tygodni temu, gdy chciał okraść Wiseacre’a. Dałem mu wybór: idzie do Azkabanu albo nam pomaga. Wybrał to drugie.
- Nic o tym nie wiedziałem! On przecież mógł uciec! Jak śmiałeś to zrobić bez mojej zgody!? – oburzył się Kingsley.
- Czasem trzeba zaryzykować – Robards nie wyglądał, aby wymówki ministra magii zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie. – Mundungus odnalazł mugola i dzięki niemu wiemy, że w ataku na dom Harry’ego brał udział Urquhart, który w tym czasie podobno był na imprezie u panny Parkinson.
- Jakim cudem bezdomny mugol rozpoznał czarodzieja? Dlaczego nie aresztowałeś tego… jak mu tam… Urquake’a? – zapytał czarnoskóry czarodziej, siląc się na spokój. – Gawain, nie podoba mi się, że robisz nielegalne rzeczy pod moim nosem!  dodał, gdy zrozumiał, jakie są odpowiedzi na jego pytania.
- Sam dałeś mi do zrozumienia, że zanosi się na następną wojnę – wycedził szef aurorów ze złością. – Trzeba wyplewić diabelskie sidła, zanim się rozrosną i nas poduszą. Chcesz trzeciej wojny? Musimy być o krok dalej niż nasi przeciwnicy!
- Jeśli ktoś się dowie… Rita, chociażby… o tym, że uzyskujesz dowody w sposób mocno godzący w prawo czarodziejów, to będziemy mieli przerąbane – odparł Kingsley, zniżając głos do szeptu. – Rozumiem twoje pobudki, ale to jest cholernie ryzykowne.
- Zwal to na mnie – odparł Robards z powagą. – Dla mnie ważniejsze jest bezpieczeństwo naszego społeczeństwa. Nie chcę łapać pojedynczych osób, mając jedynie nikłe poszlaki. Zamierzam przyłapać ich wszystkich na gorącym uczynku.
- Zgoda. Nie pomogę ci w razie wpadki. Po prostu powiem, że o niczym nie miałem pojęcia – oświadczył były auror. – Teraz mów, czego jeszcze się dowiedziałeś.
- Mam listę gości Pansy Parkinson i informację, że to ona była pomysłodawcą całej akcji. Ciężko było to zdobyć, ale udało mi się wcisnąć do jej domu skrzata, który jest mi posłuszny. Akurat wykończyła jednego ze swoich i szukała zastępstwa na jego miejsce. Dzięki odpowiednim roszadom jest przekonana, że dostała go od kogoś zaufanego – Gawain uśmiechnął się półgębkiem.
- Skoro wiesz, że to ona, to czemu oskarżyłeś Severusa?
- Kazałeś go obserwować, więc to robiliśmy. Zainteresowało mnie jego zachowanie. Wiem, że spotykał się z Dundym i Draco Malfoyem, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło…
- Dundy jest takim idiotą, że jeśli się w coś wpakował, to z powodu własnej głupoty – prychnął Kingsley.
- … ale okazało się, że Snape ma romans z Parkinson!
Minister magii spojrzał spode łba na swojego byłego szefa. Ciężko mu było uwierzyć, że taki związek byłby możliwy.
- Jesteś pewny, że dobrze to zinterpretowałeś? – zapytał z powagą.
- Mam tutaj raport dwóch aurorów – Gawain pomachał pergaminami przed nosem Kingsleya. – Niektóre fragmenty są tak dokładne, że aż mnie mdli jak to czytam. Rączek od siebie nie mogli oderwać…
- Pokaż mi je!
Czarnoskóry czarodziej zabrał aurorowi pergaminy i zaczął pochłaniać każde słowo, które na nich widniało. Jego gałki oczne poruszały się błyskawicznie, a na czole rysowała się coraz głębsza zmarszczka.
- Hermiona go śledziła wraz ze swoim mugolem. Dlaczego? – zainteresował się, gdy skończył czytać.
- Nie uzyskałem informacji na ten temat. Wiem tylko, że nie wróciła do domu na noc – wyznał Robards. – Widocznie domyśliła się czegoś albo dowiedziała, dzięki czemu ma świadomość, że Snape’a trzeba pilnować. Jaki miałaby inny powód? To ewidentnie dowodzi jego winy. Na pewno namówił Parkinson na przeprowadzenie ataku, a jego pokój podpalono, aby odsunąć od niego oskarżenia. Był opiekunem większości z tych dzieciaków. Na pewno prał im mózgi przez te wszystkie lata, gdy nauczał w Hogwarcie. Teraz zbiera plon swojej pracy.
- Ciężko mi w to wszystko uwierzyć – skrzywił się Kingsley. – Już dawno udowodniono, że był po naszej stronie.
- Nawet Hermiona uważa, że tak nie było. Potter mi kiedyś o tym opowiedział. Ona jest przekonana, że gdyby nie jego pragnienie zemsty na Voldemorcie, to palcem by nie ruszył.
- Czemu jej jeszcze nie zaatakował? Dlaczego uratował jej matkę?
- Aby wkraść się w łaski osoby, która jest w stanie go obronić. Hermiona oświadczy, że skoro miał na tacy ją i jej rodzinę, a ich nie tknął, to na pewno się zmienił.
- Coś w tym jest – zgodził się minister magii, chociaż nie był do końca przekonany. – Jakie masz dalsze plany względem niego? Obydwoje wiemy, że pracuje nad czymś z Hermioną i wszystko wskazuje na to, że to eliksir leczący mugoli. Wolałbym, aby dokończyli, co zaczęli.
Szef biura aurorów wyglądał na niepocieszonego, gdy usłyszał te słowa. Wstał z krzesła, oparł ręce na biurku i przechylił się w stronę rozmówcy, patrząc mu prosto w oczy.
- Uważam, że ważniejsze jest bezpieczeństwo naszych ludzi. Zamierzam go zamknąć, jeśli tylko będę miał mocne dowody. Hermiona sama sobie poradzi.
- Niech ci będzie, chociaż wolałbym, abyś się ze mną skontaktował przed aresztowaniem go – westchnął Kingsley. – Teraz trzeba pomyśleć nad jakąś ochroną dla Hermiony.
- To się da załatwić – oświadczył Gawain z dziwnym błyskiem w oku.
Ruszył w stronę drzwi i otworzył je, krzycząc „Potter, do mnie!”. Po kilku chwilach czarodzieje usłyszeli kroki, które dowodziły, że osoba, która jest ich przyczyną, nosi ciężkie, wojskowe buty. Kingsley przesunął fotel bardziej w bok, aby zobaczyć młodego aurora, który wszedł do gabinetu Robardsa.
- Cześć Harry – powiedział z uśmiechem. – Wszystko w porządku?
- Bywało lepiej – chłopak wyszczerzył zęby.
- Mam dla ciebie zadanie – Gawain przespacerował się do biurka, trzymając ręce zaplecione za plecami. – Potrzebujemy kogoś, kto będzie pilnował Hermiony i Snape’a. Uznaliśmy, że ty się najlepiej nadajesz. Twoja obecność nie będzie dla niej niczym dziwnym, a nim nie musisz się przejmować.
Na te słowa Harry pobladł i zrobił minę, jakby nagle zabolał go brzuch.
- To nie jest dobry pomysł – oświadczył słabym głosem.
- Przecież się przyjaźnicie. Słyszałem, że będzie druhną na twoim ślubie – zauważył minister magii.
- Odbiło jej… kompletnie… – wymamrotał młody mężczyzna. – Uparła się, że cierpię na zespół stresu pourazowego i chce mnie zaprowadzić na terapię. Nawet Ginny uwierzyła w te bzdury i teraz nie mam życia w domu…
- Więc pójdziesz powiedzieć Hermionie, że przemyślałeś sprawę i się z nią zgadzasz – oświadczył szef aurorów. – Możesz pomóc jej w meblowaniu domu. Słyszałem plotki, że niedługo kończy remont. Pewnie będzie chciała go umeblować mugolskimi sposobami. Ponosisz ciężkie fotele, popracujesz nad tężyzną, polepszy ci się sylwetka przed ślubem… same plusy – wyjaśnił, uśmiechając się szeroko.
- To bardzo dobry pomysł – poparł Gawaina Kingsley.
Harry przeniósł wzrok z jednego czarodzieja na drugiego i westchnął potężnie. Zrozumiał, że nie ma szans z dwojgiem. Musiał się podporządkować zwierzchnikom i przyjąć zadanie, na które zupełnie nie miał ochoty.
- Co mam dokładnie robić i jak długo? – spytał bez entuzjazmu i zaczął przeklinać w myślach za to, że nie wybrał kariery profesjonalnego gracza quidditcha.

***

Severus czuł obrzydzenie w stosunku do samego siebie. Nie chodziło o to, co zrobił Pansy Parkinson. Obojętnie przeszedł od podania jej czekoladek (przeznaczonych dla Sary, które długo leżały na dnie jego kufra) do tortur w pokoju hotelowym. Nie ruszało go to, że podczas spaceru w parku dziewczyna go całowała, a jej ręce wędrowały tam, gdzie nie powinny. Dał się obmacywać, wiedząc, że musi to zrobić. Idąc z nią do pokoju hotelowego, czuł tylko dreszczyk emocji. Chciał się dowiedzieć prawdy i to rekompensowało mu wszelkie niedogodności. Po wykonaniu zadania czuł się trochę rozczarowany. Osoba, która pociągała za sznurki, dobrze ukryła swoją tożsamość. Myślenie nad tą zagadką, nie przeszkadzało mu w posprzątaniu pokoju i uleczeniu Pansy. Był profesjonalistą w każdym calu. Nie uszkodził dziewczynie mózgu, a jako że skupił się na zadawaniu cielesnych ran, to szybko ją uleczył. Dopiero ostatnia faza planu sprawiła, że go zemdliło. Musiał wszczepić swojej dawnej uczennicy wspomnienia, a przedstawiać one miały ich łóżkowe zabawy. Przed rozpoczęciem akcji Severus myślał, że to będzie proste. Planował nawet, że skorzysta z dobroczynnego wpływu Amortencji i po prostu wykorzysta fakt, że dziewczyna leciała na niego. Po przeprowadzeniu akcji wydobycia informacji okazało się, że nie jest w stanie tego zrobić. Coś go blokowało i sam nie wiedział co. Gdy wszczepiał w jej mózg wspomnienia, to ledwo dawał radę się skupić. Obrazy przedstawiające ich złączone ciała były dla niego bardziej obrzydliwe niż sekcja gumochłona w fazie głębokiego rozkładu. Jako że nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył, nie wiedział, jak się zachować. Skończył, co zaczął, a później nie dał Pansy zbyt wiele czasu na pożegnanie. Nie mógł znieść jej języka w swoich ustach i rąk próbujących dostać się do jego spodni, ale musiał jeszcze kilka dni utrzymać ją w stanie zakochania, aby uwierzyła, że to było prawdziwe uczucie. Tłumaczył to sobie tym, że obudziła się w nim jakaś cząstka sumienia, która przypominała mu, że dziewczyna była jego uczennicą. Mimo to nie był w stanie patrzeć na Pansy przez pryzmat mundurka Hogwartu. Stała przed nim młoda, chętna kobieta, której nic nie brakowało, jeśli nie liczyć niezbyt urodziwej twarzy, a on nie mógł tego wykorzystać. To spowodowało chaos w jego głowie i obrzydzenie do samego siebie.
- Jesteś wreszcie – kąśliwa uwaga Hermiony dotarła do jego uszu, gdy wszedł wieczorem do domu Grangerów – mogłeś dać znać, że nie będzie cię aż dotąd.
- Przepraszam – wymamrotał Severus i aż stanął z wrażenia, ponieważ ku swojemu zaskoczeniu, naprawdę poczuł się winny.
Aby ukryć zakłopotanie, chciał przejechać dłonią po włosach, ale jego ręka zatrzymała się w powietrzu. W kuchni przy stole siedział niedoszły mąż czarownicy i wpatrywał się w Severusa, jakby był ósmym cudem świata. Obok mugola zajmował miejsce Potter i najspokojniej w świecie pił herbatkę z kubka „Kocham Paryż”, który dotychczas był ulubionym naczyniem Snape’a. Obydwaj wyglądali, jakby się cieszyli, że Mikołaj zrobił im niespodziankę i przyszedł z prezentami w maju.
- Zero informacji, że żyjesz albo czy przyjdziesz na kolację – złościła się Hermiona, wkładając jedzenie do mikrofalówki i włączając ją z taką siłą, że maszyna posunęła się o cal. – Siadaj! – warknęła.
- Nie byłaś przypadkiem z nimi pokłócona? – zapytał czarodziej szeptem.
Dziewczyna przeszyła go wzrokiem i bardziej rzuciła, niż postawiła talerz na stole.
- Jedz! – rozkazała. – Idę powiesić pranie – zakomunikowała i wyszła z kuchni.
Severus nie wiedział co o wszystkim myśleć, tym bardziej, że gdy tylko Hermiona zniknęła za drzwiami, młodzi mężczyźni zaczęli chichotać niczym nastolatki.
- Jest przed okresem, mogę się założyć – oświadczył Thierry z miną znawcy tematu.
- Też tak uważam – poparł go Harry i wziął łyka herbaty. – Ginny jest okropna na tydzień przed. Boję się wtedy oddychać.
- Powinno być jakieś miejsce, gdzie babki mogłyby przeczekać te dni – Kanadyjczyk pokiwał głową. – Musiałoby mieć mnóstwo poduszek, całe góry czekolady oraz szczeniaczki i małe kotki. Dziewczyny to uwielbiają.
- Powiecie mi, o co w tym wszystkim chodzi, czy będziecie nadal zachowywać się jak niedorozwinięte małpy? – wycedził Severus, patrząc ze złością na chłopaków.
Coraz mocniej czuł nieprzyjemny ciężar w żołądku, spowodowany przeczuciem, że to on jest źródłem irytacji Hermiony. Ta myśl była równie okropna, jak sztuczne wspomnienia, w których uprawiał seks z Pansy. Na dodatek czuł narastającą złość z tego powodu, że jego współlokatorka zaczęła rozmawiać z Potterem i Kanadyjczykiem.
- Pogodziliśmy się, panie psorze – Harry uśmiechnął się złośliwie, znakomicie udając sposób wymowy Hagrida.
- Jeszcze raz tak mnie nazwiesz, a twoja narzeczona cię nie pozna – zagroził Snape.
- Zamieni go pan w żabę? – zapytał Thierry, kładąc łokcie na stole i opierając głowę na dłoniach. – Super! Ciekawe jak to jest, gdy człowiek zamieni się w zwierzę…
- Musisz spytać Glizdogona. On był w skórze szczura przez trzynaście lat – wyjaśnił Harry, odkładając kubek po herbacie do zmywarki.
- Wasz świat jest zajebisty – westchnął pisarz i zrobił błogą minę.
- Ty o nas wiesz? – zdziwił się Severus.
- Oczywiście – przytaknął Thierry, robiąc do byłego mistrza eliksirów maślane oczy. – O panu też wiem wszystko. Jest pan zajebisty.
Snape zrobił krok do tyłu, czując, że poziom absurdu go przytłacza. Sprawę pogarszał fakt, że Potter stał przy oknie i z całych sił próbował nie wybuchnąć śmiechem. Thierry miał minę, która wydawała się bardzo podobna do wyrazu twarzy Pansy, gdy była pod wpływem Amortencji. Takie uwielbienie nie mogło być naturalne.
- Mówiłam, abyś usiadł i zjadł, a ty stoisz jak kołek! – gniewny głos Hermiony rozległ się za plecami Severusa.
- Nie jem czegoś, czego nie znam – odparł czarodziej, zerkając podejrzliwie na półmisek.
- Kurczak gongbao - Severus, Severus - kurczak gongbao – czarownica przedstawiła złośliwie potrawę.
- Miło mi – Thierry wydał z siebie głos przypominający postać z kreskówki, co doprowadziło Pottera do łez i kurczowego trzymania się parapetu, aby nie upaść na podłogę ze śmiechu.
- Chłopaki pomogą nam z wnoszeniem rzeczy. Dzwonił Ian, mówiąc, że w przyszłym tygodniu możemy się wprowadzić – oznajmiła Hermiona, odsuwając krzesło i dając do zrozumienia, że chce, aby jej współlokator usiadł.
Snape poczuł, że najchętniej poszedłby do swojego pokoju, olewając kolację. Wolał siedzieć głodny niż narażać się na przytyki i chichoty. Sam widok rozbawionego Pottera sprawiał, że żyła na jego skroni niebezpiecznie pulsowała. Jednocześnie czuł, że musi robić to, co Hermiona każe. Nie potrafił jej odmówić. Coś dziwnego pchało go w jej kierunku, dlatego posłusznie usiadł do stołu. Wtedy jej twarz przestała wyrażać taką irytację. Mina dziewczyny złagodniała, ale nadal ton jej głosu był ostry. Mimo tego Severus ucieszył się z powodu tej zmiany.
- Dziękuję – rzekła. – Ian chce, abyśmy wybrali proste i funkcjonalne meble z Ikei. Pokryje koszty, ale będziemy musieli je zostawić dla przyszłych lokatorów, jeśli się wyprowadzimy. Uważam, że to dobry pomysł, dlatego…
Severus bezmyślnie żuł kurczaka gongbao i przytakiwał, zapominając o całym świecie. Paplanina Hermiony uspokoiła wszelkie natrętne myśli i nieprzyjemne uczucia, które targały jego duszą. Mógłby jej słuchać godzinami i nie miałby dość. W tym czasie przestał zauważać obecność Pottera i Thierry’ego, którzy przytakiwali czarownicy.
- Czyli jesteśmy umówieni? – zapytała Hermiona i lekko się uśmiechnęła.
- Oczywiście – przytaknął Severus i odniósł pusty talerz do zmywarki.
Po powrocie do szarej rzeczywistości poczuł, że musi znaleźć się jak najdalej od kuchni i osób, które się w niej znajdowały. Chciał uciec od tego, co powróciło ze zdwojoną siłą. Denerwowało go uwielbienie, jakim darzył go Kanadyjczyk oraz lekceważący ton Pottera. Najbardziej zaś żałował, że nie mógł podzielić się z Hermioną tym, co odkrył. Zrozumiał, że nie chciałby widzieć potępienia, które pojawiłoby się w jej oczach po tym, gdyby dowiedziała się, w jaki sposób zdobył informacje. To była irracjonalna myśl, która nie miała racji bytu, ale na dobre zadomowiła się w jego głowie. Dobrze zatarł ślady i gdyby ktoś chciał wydobyć prawdziwe wspomnienia z mózgu Pansy, to zostałaby z niego papka. Nie bał się Robardsa i Azkabanu, ale drżał na myśl, że Hermiona dowie się o jego fałszywym romansie z byłą uczennicą. Wszystkie jego myśli krążyły wokół czarownicy, która przybyła do Hogwartu z mugolskiego świata i mocno namieszała w jego życiu.
- Cholera! Co się ze mną dzieje? – zapytał Felixa.
Niestety, nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie.

poniedziałek, 6 listopada 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 80 – Ja nic nie wiem



UWAGA! W ROZDZIALE ZNAJDUJĄ SIĘ SCENY UWAŻANE POWSZECHNIE ZA +18!

Wojna zmieniła życie wielu ludzi. Jedni stracili bliskich, a inni majątek. Ludzie pokroju Umbridge i Mundungusa zyskiwali, zwłaszcza jeśli potrafili dobrze wyczuć sytuację. Draco Malfoy zarazem stracił i zyskał. Jego dawne ideały odeszły w niepamięć. Zrozumiał, że służenie Voldemortowi i chlubienie się czystą krwią, było strasznym błędem. Mylili się jego rodzice, mylił się on i reszta tych, którzy wyznawali tę samą filozofię. Początkowo jego życie było przyjemne: w szkole mógł się wywyższać, ile chciał i nie ponosił za to konsekwencji. Severus Snape bronił go i patrzył przez palce na przewinienia pupilka. Ojciec dawał pieniądze i wpływał na większość osób, które mogły w jakiś sposób ułatwić im życie. Malfoyowie byli podziwiani i szanowani. Niejeden czarodziej i czarownica robiła wszystko, aby wkraść się w łaski ich rodziny. Do czasu drugiej wojny Draco żył jak pączek w maśle, a jego jedynym problemem było to, że nie mógł skopać Harry’emu Potterowi tyłka. Później wszystko się zmieniło. Voldemort okazał się tak samo łaskawy dla swoich wyznawców, jak i wrogów. Gdyby nie interwencja Bellatriks Lestrange, to Malfoyowie dawno skończyliby jako pokarm dla druzgotek. Szykanowany i poniżany Draco po raz pierwszy poczuł się tak samo, jak swoje ofiary. Drżał ze strachu o swoje życie i musiał oglądać rzeczy, które doprowadzały go do granic wytrzymałości. Myślał nawet o samobójstwie, ale był zbyt wielkim tchórzem, aby zażyć trujący eliksir, który ukradkiem uwarzył. Z tego powodu z ulgą przyjął wiadomość o śmierci Voldemorta. Dzięki złotu ojca miał tylko areszt domowy, a następnie wstawił się za nim Potter i uwolnił. Pomimo wielu lat nienawiści Draco nie potrafił pozbyć się uczucia wdzięczności, które zakiełkowało w jego sercu. Nigdy nie nawiązał z Harrym dobrych stosunków, ale przestał odnosić się do niego źle. Podobnie było z Hermioną Granger. Astoria wyjawiła mu, kto stał za zepsutą windą. To sprawiło, że syn Lucjusza już nigdy nie powiedział złego słowa na temat swoich dawnych wrogów.
Zmiana, która zaszła w Draco nie uszła uwadze jego rodziców. Przeżyte doświadczenia wcale nie sprawiły, że coś zrozumieli. Ku rozpaczy syna nadal stali po stronie Voldemorta i wyznawali teorię czystości krwi. Powodowało to coraz większe konflikty, aż czara goryczy przelała się, gdy podczas jednego z niedzielnych obiadów wyszło na jaw, że Astoria myśli tak jak Draco. Wybuchła potężna awantura, podczas której dziewczyna zapewniła Malfoyów, że nigdy nie zaszczepi w swoich dzieciach niechęci do mugoli i mugolaków. Konsekwencje tej wypowiedzi okazały się dość poważne. Draco musiał wybierać pomiędzy rodzicami a swoją miłością. W ten sposób zamieszkał z Astorią w małym, wiejskim domku, położonym daleko od Londynu.
Właśnie tam odnalazł go Severus Snape, który o wszystkim dowiedział się od Dundy’ego, który kochał ploteczki na równi ze swoją żoną. Bez trudu zebrał informację na temat tego, gdzie mieszka jedyny syn Malfoyów i dał adres mrocznemu kumplowi, który od razu go wykorzystał. Były mistrz magii pamiętał, kto go namówił na zamieszkanie z Hermioną i w jakim celu. Po ataku na dom zrozumiał, że sprawa jest poważna. Ktoś wiedział, w które okna skierować zaklęcie. Nie tylko Hermiona była celem, Severus także nim był. Tylko że o jego miejscu pobytu wiedziało tylko kilka osób: Kingsley, Robards, Potter, niektórzy z Weasleyów, Draco Malfoy oraz Rita Skeeter. Ta ostatnia była najbardziej podejrzana, ale Hermiona twierdziła, że rozmówiła się z dziennikarką, że ta będzie milczeć i słowa dotrzymała, a przynajmniej nie dała powodu, aby jej nie wierzyć. Severus był mniej entuzjastycznie nastawiony do tej rewelacji, ale nic nie powiedział. Stwierdził, że musi porozmawiać ze swoim dawnym pupilkiem ze Slytherinu. Odkąd polubił Grangerów, nie chciał, aby stracili do niego zaufanie, a to mogło mu grozić, jeśli Draco przestałby milczeć. Oficjalnie przestał wyznawać ideę czystości krwi, ale mogła to być tylko przykrywka. Zbyt wiele rzeczy świadczyło przeciwko niemu: jego dziewczyna wkradła się w łaski Hermiony, a on powiedział, że chce zniszczyć jej życie. Severus podejrzewał, że to oni stoją za atakami w Dzień Zwycięstwa. Robards przesłuchał starsze pokolenie, zupełnie ignorując młodsze. Niczego nie udało mu się znaleźć ani nikomu nic udowodnić, co niespecjalnie zaskoczyło Snape’a. Zdziwiłby się, gdyby praca Gumochłona dała jakiekolwiek rezultaty, ponieważ zazwyczaj tylko kręcił się w kółko niczym Żądlibąk.
Szare oczy Draco rozszerzyły się z powodu zaskoczenia, gdy zobaczył, kto stoi przed jego drzwiami.
- Jesteś sam? – zapytał szybko Severus, mając nadzieję, że Astoria będzie harować w pracy na równi z Hermioną.
- Tak.
- To świetnie, ponieważ chciałbym uciąć sobie z tobą przyjacielską pogawędkę. Rozumiesz? – były opiekun Slytherinu spojrzał znacząco na blondyna.
- Skoro pan tego chce… - wymamrotał Draco bez entuzjazmu i wpuścił gościa do domu.
W salonie widać było rękę Astorii. Severus pamiętał, jak wyglądał jego pokój, gdy pierwszy raz do niego wszedł. Czarownica lubiła biel, jasny róż, złoto i suszone kwiatki, które upychała wszędzie, gdzie się dało. Draco musiał być niezłym pantoflarzem, skoro na to wszystko pozwalał.
- Chciałem porozmawiać o naszym ostatnim spotkaniu, a dokładniej o tym, co wtedy mówiłeś i dlaczego.
- Hmmm, a kiedy to było? – zastanowił się młody Malfoy.
- Rok temu. Na początku marca – naprowadził go Snape.
W odpowiedzi Draco zrobił naprawdę głupią minę i zamrugał szybko powiekami. Nie wyglądał jak człowiek, który wie, o co chodzi.
- Nie przypominam sobie – oznajmił po chwili.
- To było niedługo po tym, gdy twoja dziewczyna wyprowadziła się od Hermiony Granger. Spotkaliśmy się u mnie w domu! – warknął Severus. – Nie udawaj, że nie pamiętasz! Musimy sobie poważnie na ten temat porozmawiać!
Tym razem twarz Malfoya wyrażała bezbrzeżne zdumienie. Szczęka mu opadła, brwi poszybowały w górę i wpatrywał się w byłego nauczyciela, jak w jakieś dziwne zjawisko, którego istnienia nie podejrzewał.
- Ja u pana w domu? – jęknął. – Nigdy tam nie byłem… ja nawet nie wiem, gdzie pan mieszka!
- Nie kłam! – prychnął Severus, czując, że jego irytacja wzrasta. Nie podejrzewał Draco o tak duże umiejętności aktorskie, ale może chłopak czegoś się nauczył w czasie, gdy Voldemort mieszkał w dworze Malfoyów. – Przyszedłeś do mnie z winem i rozmawialiśmy o Granger!
- Jak matkę kocham… to nie ja! – blondyn położył rękę na sercu. – Mogę przysiąc na wszystko… rodziców… Astorię… nigdy u pana nie byłem i nawet gdyby groził mi Cruciatus, to nie byłbym w stanie powiedzieć, gdzie jest pański dom!
Snape poczuł, że jego pewność siebie maleje. Znał Draco i zawsze wiedział, gdy ten coś przed nim ukrywał. Wprawdzie minęło kilka lat od czasu, gdy go uczył w Hogwarcie, ale z jego postawy wynikało, że niewiele się zmienił. Mówił prawdę, czy kłamał jak z nut?
- Ktoś, kto wyglądał i zachowywał się jak ty, przyszedł do mnie do domu i namawiał mnie do zrobienia Granger niemiłych rzeczy – wycedził powoli Snape. – Ta osoba mówiła, że jej nienawidzi, ponieważ zniszczyła jej życie i chce się zemścić. To wszystko do ciebie pasuje…
- Na Merlina! – wykrzyknął Draco ze zgrozą. – Owszem, nigdy jej nie lubiłem i jawnie to okazywałem, ale… nie, nie, nie – zaprzeczył gwałtownym ruchem głowy. – Po wojnie zrozumiałem, jak głupi byłem! Nawet z nią pracowałem w jednym dziale! Nigdy nie pomyślałem nawet, aby się jakoś na niej mścić! To nie byłem ja! – powiedział z naciskiem. – Ktoś pana oszukał!
- Nie wierzę ci – Severus zniżył głos do szeptu. – Nie chcesz się przyznać…
- Mam wypić Veritaserum, aby mi pan uwierzył? – prychnął blondyn ze złością. – Święty nie byłem, ale istnieje możliwość, że ktoś się we mnie przemienił, a pański instynkt szpiega nawalił – powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Wpuść mnie do swojego umysłu i udowodnij, że mówisz prawdę – oznajmił Snape słodkim tonem, stając przed Draco.
- Nie będzie mi pan grzebał w myślach! – zdenerwował się Malfoy, pokazując różdżkę, którą trzymał w ręku.
- Mam dziwne przeczucie, że gdyby ktoś się dowiedział, co się u mnie wydarzyło, to mógłby powiązać ciebie i Astorię z niedawnymi atakami – wyjaśnił były mistrz eliksirów, pokazując, że on także ma różdżkę. Jego stara spłonęła, ale niedługo po tym nabył nową na ulicy Pokątnej. – Mielibyście mnóstwo nieprzyjemności. Azkaban… przesłuchanie… trudno byłoby ci udowodnić, że nie ty byłeś u mnie tamtego dnia. Twoja matka wie, gdzie mieszkałem. Mogła ci o tym powiedzieć…
- Nie mieszaj do tego mojej matki i Astorii! – warknął Draco.
- Udowodnij mi, że to nie byłeś ty, a ja się zajmę tym skurwielem, który lubi bawić się Eliksirem Wielosokowym. Będzie cierpiał, zapewniam – w oczach Severusa pojawiły się iskierki szaleństwa.
Młody mężczyzna nie wyglądał na przekonanego. Na pewno nie chciał, aby ktoś grzebał mu w umyśle. Z drugiej strony miał już doświadczenie z aurorami i ich przesłuchaniami. Draco wiedział, że tym razem ojciec nie podaruje Ministerstwu Magii góry złota i dlatego wyląduje razem z Astorią w Azkabanie na czas śledztwa.
- Niech panu będzie! – oświadczył ze złością.
- To nie będzie bolało, obiecuję… - obiecał Snape i z nikłym uśmieszkiem zbliżył swoją twarz do twarzy młodego Malfoya.

***

Hermiona biła się z myślami, po tym, gdy otrzymała wiadomość. Niby wykonywała swoje obowiązki, ale jednocześnie jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Nie wiedziała, co zrobić, a jakoś nie miała ochoty pytać się innych o zdanie. W końcu dotyczyło to jej życia i to ona powinna podjąć decyzję, co zrobić.
Odkładając książkę na półkę, która stała na zapleczu, zerknęła na Severusa. Wiedziała, że od kilku dni jest jakiś nieswój. Mało mówił, zazwyczaj był zatopiony w myślach i jej nie słuchał. To zdradziło, że przyczyną tego stanu rzeczy wcale nie był Sylfion, ponieważ Hermiona to o nim zazwyczaj mówiła. Ich praca wyglądała tak, że w przerwach pomiędzy kolejnymi klientami, ona wertowała stare księgi i pergaminy w poszukiwaniu wskazówek, a on starał się wynaleźć coś, co podziałałoby na zasuszoną gałązkę. Początkowo czarownica protestowała, ale usłyszała tylko, że jej kreatywność jest równa kreatywności puszków pigmejskich, a jeśli nie to ma pokazać jakie zaklęcie lub eliksir wymyśliła. Hermiona zmuszona była skapitulować i Severus zaczął eksperymentować z eliksirami, które jak na razie niczego nie dały.
- Muszę wyjść wcześniej – oznajmił nieoczekiwanie. – Zamknij zakład. Nie czekaj na mnie z kolacją.
- Co będziesz robił?
- Coś – mruknął czarodziej w odpowiedzi.
Hermiona od razu wiedziała, że nic więcej z niego nie wyciągnie. Miała wrażenie, że to, co będzie robił, nie będzie miało zbyt wiele wspólnego z Sylfionem. Zaczęło ją to denerwować. Przecież mógł jej powiedzieć o wszystkim! Dlaczego tak się zamknął we własnym świecie i nie chciał jej do niego dopuścić?
- Nie to nie. Nie mów mi, skoro nie chcesz… – burknęła pod nosem.
Zirytowała się, gdy się okazało, że jej przytyk nie zrobił nawet najmniejszego wrażenia na Severusie, który zaklęciem ścierał kurz z naprawionych przedmiotów.
- Ja też wychodzę wcześniej! – wypaliła nieoczekiwanie.
- Rób, co chcesz – usłyszała w odpowiedzi.
- A niech cię Avada trafi! – pomyślała ze złością i wyciągnęła komórkę. – Możemy się spotkać. Niech będzie tak, jak pisałeś. Do zobaczenia – wystukała na klawiaturze.
Używaną Nokię 3310 dostała od ojca, ponieważ jej poprzednia spłonęła w pożarze. Hermiona próbowała niektóre rzeczy naprawić zaklęciem, ale w większości przypadków nie odniosło to skutku. Magiczne płomienie pożarły, co się tylko dało.
- Już nie mogę się doczekać. KC :* – czarownica przeczytała w myślach odpowiedź od Thierry’ego.
Nie miała ochoty odpisywać mu tym samym. Uczucia, które pojawiły się gwałtownie i niespodziewanie, odeszły równie szybko. Hermiona miała dość jego nieobecności, ciągłych wyjazdów i braku znaków życia. Pogodziła się z faktem, że między nimi wszystko skończone. Skupiła się na pracy związanej z Sylfionem, pomagała Ginny z przygotowaniami do wesela, a ostatnio coraz mocniej zastanawiała się jak wykończyć dom. Ekipa remontowa ogarnęła większość rzeczy, wymieniła dach, instalacje i sprawiła, że koniec remontu był coraz bliżej. Razem ze swoim ojcem, Severusem i Ianem planowali wystrój i tym podobne rzeczy. Wszystko to zabierało czas i ponowne odezwanie się Thierry’ego nie było na rękę Hermionie.
- Powinnam go, chociaż wysłuchać i poinformować, że nasz związek jest zakończony – mówiła samej sobie, gdy szła na spotkanie. – Nie potraktował mnie dobrze, ale z drugiej strony na pewno był w szoku. Widać przemyślał sprawę. Szkoda tylko, że jest już za późno – pomyślała ponuro.
Pizzeria, do której przyszła dziewczyna była ulokowana obok księgarni i naprzeciwko parku, który mimo późnej pory tętnił życiem, ponieważ temperatura wzrosła do dwudziestu pięciu stopni i ludzie stwierdzili, że chcą z tego skorzystać, a nie siedzieć w domu.
- Hermiono! Jak ja się za Tobą stęskniłem! – oznajmił Thierry, siadając obok czarownicy.
- Och, nie wątpię – oznajmiła z przekąsem, krzywo patrząc na rozmówcę. – Tyle czasu się nie odzywałeś, że na pewno…
- Ćśśś – pisarz uciszył ją, kładąc swój palec wskazujący na jej usta. – Miałem mały kryzys wiary, ale już jest po wszystkim.
- Oczywiście, że jest już po wszystkim! – oznajmiła Hermiona, odtrącając jego rękę. – Nie mam zamiaru czekać na ciebie, rozumiesz? Mam swoje życie, obowiązki i…
- Zamieszkam z tobą w Londynie. Nie przeszkadza mi, kim jesteś. Wręcz przeciwnie – przerwał jej Thierry, uśmiechając się od ucha do ucha.
- A twoja religia? – zdziwiła się Hermiona.
- Pieprzyć boga, magia jest fajniejsza – oznajmił mężczyzna.
Na początku czarownica zaniemówiła, gdy usłyszała to wyznanie, ale potem ogarnęła ją dzika chęć wygarnięcia, co o tym myśli. Thierry zmieniał strony, jak mu było wygodnie. Uciekał, a potem wracał, oświadczał, że wszystko przemyślał i udawał, że nic się nie stało. Nie chciała ponownie wiązać się z kimś takim.
- Hej, chcesz autograf?
Hermiona domyśliła się, że pisarz mówi to do kogoś, kto stał za jej plecami. Odwróciła się i ogarnęła ją złość.
- Spadaj! On ci niczego nie podpisze! – warknęła.
Jeden rzut oka wystarczył, aby zauważyła, że Marietta Edgecombe trzymała w rękach reklamówkę z logiem księgarni. Hermiona nie wątpiła, że były w niej tomy opowiadające o przygodach jej imienniczki. Widocznie zdrajczyni Gwardii Dumbledore’a zobaczyła Thierry’ego przez szybę lokalu, skoczyła po książki i chciała otrzymać autograf. Coś takiego było na wagę złota wśród magicznej społeczności.
- Ja… tylko… - wydukała Krukonka i zrobiła krok w stronę pary siedzącej przy stoliku. – Chciałam… - zaczęła mówić, ale nagle zamknęła usta, odwróciła się na pięcie i uciekła z kawiarni.
- Dobrze, uciekaj! – ucieszyła się Hermiona, wodząc za nią wzrokiem, w którym ujawniła się pogarda.
- Kto to? – zapytał Thierry, który niczego nie zrozumiał.
- Stara znajoma – oświadczyła czarownica i spojrzała ze złością na byłego chłopaka. – A jeśli chodzi o ciebie…
Wygarnęła mu wszystko, co myślała na jego temat, nawet wtedy, gdy na ich stolik wjechało zamówienie. Wyliczyła wszystkie jego wady oraz powody, dla których nie mogą być razem. Thierry próbował udobruchać ją, robiąc uwodzicielskie miny i zmieniając wszystko w żart, ale gdy zrozumiał, że to nie działa, zaczął się denerwować i przez to wymyślał coraz głupsze argumenty.
- Z kim pójdziesz na ślub Harry’ego i Ginny jak nie ze mną? Z Ronem? – zapytał nienaturalnie piskliwym głosem.
- Sama, jeśli będę musiała – odparła Hermiona, krzywiąc się na myśl o byłym.
Myślała wcześniej o Severusie, ale ten pomysł szybko upadł. To była kusząca wizja: zobaczyć tańczącego Nietoperza z Lochów oraz miny zniesmaczonych gości, ale czarownica musiała przyznać, że to nie jest tego warte. Sam Snape nie zgodziłby się na to, o czym wiedziała, ponieważ któregoś razu pozwoliła sobie na niby żart, niby sugestię. Wtedy jego wargi wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu i usłyszała „chyba oszalałaś”, po czym poklepał ją po głowie, jakby była dzieckiem.
- Pójdź ze mną… chociażby jako przyjaciele – prosił Thierry. – Taki magiczny ślub musi być ekscytującym przeżyciem.
- Nie! – warknęła Hermiona.
- Ale ty jesteś! – prychnął pisarz i ostentacyjnie odwrócił się w stronę okna.
Niebo przyjęło barwę ciemnego granatu. Uliczne lampy były zapalone i oświetlały chodnik, który ciągnął się wzdłuż parku. Czarownica nie miała jednak czasu, aby podziwiać widoki, ponieważ ukradkiem włożyła rękę do swojej nowej, zaczarowanej torebki i odnalazła w niej różdżkę. Wiedziała, że musi usunąć Thierry’emu pamięć o tym, kim jest. Prawo było prawem i nie zamierzała go łamać.
- Nie wiedziałem, że Severus ma dziewczynę – oświadczył pisarz, wskazując na parę, która szła po drugiej stronie ulicy. – Za ładna to ona nie jest…
- C… co!? – oczy Hermiony mało nie wyszły z orbit, gdy obserwowała swojego współlokatora. – Muszę już iść! – oświadczyła niespodziewanie zarówno dla Thierry’ego, jak i dla samej siebie.
Drżącymi rękami wyjęła z portfela dwadzieścia funtów i rzuciła je na stolik tuż obok swojej niedojedzonej pizzy. Następnie wybiegła z lokalu i zaczęła ukradkiem podążać za Severusem. Z powodu mroku i odległości nie mogła dostrzec, kim była jego partnerka, ale miała wrażenie, że jest jakaś znajoma. Para skręciła w ścieżkę i zniknęła wśród parkowych drzew. Czarownica ostrożnie ruszyła za nimi, a gdy się zatrzymali, ukryła się za krzakami. Cały czas zastanawiała się, dlaczego to robi, ale nie potrafiła odnaleźć odpowiedzi na to pytanie.
- Severusie, bierz mnie tu i teraz! – wyjęczała Pansy Parkinson.
Rzuciła się na czarodzieja i zatopiła w jego ustach. Wtedy Hermiona poczuła, niesamowitą wręcz złość. Patrząc na tę scenę, wyobrażała sobie najgorsze tortury, które mogłaby przeprowadzić na znienawidzonej Ślizgonce. Zapomniała, o tym, co sama przeżyła w dworze Malfoyów. Chciała, aby z gardła Pansy wydobył się wrzask z bólu. Oddałaby wszystko, aby usłyszeć, jak pękają jej kości i zobaczyć, jak wije się w konwulsjach. Poczuła, że z każdym ruchem zakochanej pary ogarnia ją taka nienawiść, jakiej nigdy w życiu nie czuła do nikogo.
- O niej też mi nic nie powiesz? – Hermiona wzdrygnęła się, gdy usłyszała ciszy szept przy swoim uchu.
- Zostaw mnie, Thierry – odparła niecierpliwym tonem, gdy patrzyła, jak Severus odsuwa od siebie Pansy i coś jej cicho mówi.
- Oooch, oczywiście… – Ślizgonka zachichotała i pokraśniała z podniecenia. – Już nie mogę się doczekać, gdy znajdziemy się sam na sam!
Złapała Snape’a za rękę i pociągnęła głębiej w alejkę. Hermiona z Thierrym podążyli cicho za nimi.
- To jakiś zwyczaj w magicznej społeczności? – dopytywał pisarz. – Macie określone miejsca spotkań i śledzicie się wzajemnie?
- Nie – odparła Hermiona półgębkiem. – To przypadek.
- Czemu tak nienawidzisz tych dziewczyn? – Kanadyjczyk nie dawał za wygraną.
- Ponieważ obydwie dały mi popalić – wyjaśniła czarownica, skradając się od drzewa do drzewa.
- Uff – odetchnął Thierry z ulgą. – Już się bałem, że podczas mojej nieobecności zaczęłaś kręcić z Severusem…
- Chyba śnisz! – warknęła Hermiona głośniej, niż zamierzała.
Na jej szczęście, akurat w tym momencie rozległ się klakson samochodu. W ten sposób nie zdradziła swojego położenia.
- Dlaczego poszli do mugolskiego hotelu? – zastanawiała się czarownica, gdy zobaczyła, jak para znika za drzwiami pobliskiego budynku.
- Zapowiada się, że spędzą ze sobą gorącą noc – Thierry zachichotał jak wariat, dając upust swojej radości.
Hermionę zemdliło, gdy to usłyszała. Ciężko jej było patrzeć, jak Pansy kleiła się do Severusa. Ciągle chciała go całować, starała się zaciągnąć w krzaki, a najgorsze, że co chwilę łapała go za pośladki. To był okropny widok, którego nie można było pozbyć się z umysłu.
- Powiesz mi w końcu, o co chodzi? – pisarz położył dłonie na ramionach czarownicy i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Ta suka była podczas wojny po drugiej strony barykady – powiedziała Hermiona przez zaciśnięte zęby. – Zastanawiam się, dlaczego Severus się z nią związał, skoro był po naszej stronie – dodała, jakby chciała się usprawiedliwić bardziej przed samą sobą niż przed nim.
- Myślę, że musisz mi wszystko opowiedzieć, a ja jako bezstronna osoba, wyrażę opinię, jak to wygląda – oznajmił Thierry. – Może zauważę jakiś szczegół, który tobie umknął. Sądzę, że aby to zrobić, musimy przejść się do mojego hotelu, ponieważ tam będziemy mieć ciszę i spokój.
- A oni? Powinnam ich obserwować!
- Będą uprawiać ostry seks przez całą noc. Nie sądzę, aby wstali wcześniej niż przed dziesiątą – zawyrokował Kanadyjczyk i objął Hermionę. – Chodź, zamarzniemy, jeśli będziemy tu sterczeć. Dzień okazał się upalny, ale sądzę, że w nocy temperatura spadnie.
- Nie wiem…
- Ale ja wiem! – oświadczył Thierry z mocą, która sprawiła, że opór czarownicy osłabł. – Bądź rozsądna!
Ociągała się, ale w końcu zmuszona była przyznać mu rację. Nie było sensu czekać na to, aż Severus się wyszaleje z Pansy. Omówienie wszystkiego rzeczywiście mogło jej pomóc.
- Zaklęcie Niepamięci nie kołkogonek, nie ucieknie – uznała i dała się posłusznie poprowadzić do tymczasowego miejsca zamieszkania Thierry’ego.

***

- Nie… proszę… - wyjęczała, pełznąc w stronę drzwi.
Z rozbitego nosa i rozciętej wargi kapała krew, która zostawiała rozmazany ślad na wykładzinie. Z jej oczu płynęły łzy. Obolałe ciało drżało, nie mogąc wytrzymać wysiłku, do którego zmuszała je ich właścicielka.
- Proszę… wypuść mnie… - błagała, z trudem wyciągając rękę w kierunku wyjścia.
- Pansy, mój ty kwiatuszku – Severeus niespiesznie podszedł do niej i stanął na jej dłoni.
Czarownica jęczała z bólu, próbując wyrwać kończynę spod buta oprawcy.
- Uzgodniliśmy już, że to ty zorganizowałaś ataki i podałaś mi nazwiska, osób, które brały w tym udział…
- Powiedziałam ci wszystko! – krzyknęła Ślizgonka drżącym głosem. – Czego jeszcze ode mnie chcesz!?
- Skąd wiedziałaś, że mieszkam u Granger? – zapytał Severus i przeniósł większy ciężar swojego ciała na stopę, pod którą znajdowały się palce Pansy.
- AAAAAAARGH! – zawyła i jeszcze mocniej zaczęła się szamotać. – NIE WIEM! PRZYSIĘGAM!
- Przypomnij sobie.
Severus zrobił krok w tył, patrząc bez cienia współczucia, jak dziewczyna zwija się w kłębek i płacze.
- Ja… po prostu… wiedziałam! – wykrzyknęła, krztusząc się łzami.
- Rok temu ktoś przyszedł do mnie, udając Draco. O tym też nic nie wiesz? – zapytał lodowatym tonem.
- Naprawdę… - wyjęczała Pansy.
Severus nie czekał na dalszą część wypowiedzi. Zrobił ruch różdżką i czarownica przeleciała przez cały pokój, a następnie zatrzymała się gwałtownie na ścianie. Coś w jej ciele bardzo nieprzyjemnie chrupnęło i to spowodowało kolejny wrzask, który wskazywał na niesamowity ból. Snape nic sobie z tego nie robił. Już wcześniej przygotował pokój specjalnie w tym celu. Żaden mugol czy czarodziej nie miał możliwości zobaczyć i usłyszeć, co się w nim działo. Wiedział, że malownicze plamy z krwi, które znajdowały się teraz na ścianach i podłodze, wywabi, gdy będzie po wszystkim. Pansy zostanie uleczona, a jej pamięć wymazana i zastąpiona przez obrazy, które będą świadczyć, że dobrze się bawiła. Severus był ekspertem i nawet Voldemort podziwiał, jak dobrze jego podwładny potrafił usuwać dowody.
- Zabij… mnie… - Ślizgonka wycharczała z trudem.
- Najpierw zajrzę do twojego umysłu – zadecydował Snape, zbliżając się do niej powoli. – Może troszeczkę boleć… - uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie.
Napawał się jej strachem i bólem, mimo że obiecał sobie, że nie powróci do starych metod. Usprawiedliwiał się tym, że Pansy stała po stronie złych, a on po stronie dobrych. Zasłużyła na karę, dlatego złapał ją mocno za włosy i zmusił, aby popatrzyła na niego. Po chwili z jej gardła wydobył się kolejny, mrożący krew w żyłach pisk. Starała się bronić, ale nic to nie dawało. Severus przebił się przez wszystkie zaklęcia, jakie miała na sobie dziewczyna i w końcu poznał prawdę.