poniedziałek, 11 stycznia 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 12 – Święta, święta i po świętach


[Uwaga, tekst zawiera wulgaryzmy i sceny erotyczne – zostaliście ostrzeżeni]

Hermiona stała razem z Ginny, Nevillem i Deanem przed salą, czekając na obronę przed czarną magią. Wszyscy uczniowie w szkole byli podekscytowani, ponieważ następnego dnia mieli wrócić do domów z powodu rozpoczęcia ferii świątecznych. Korytarze przyozdobione były gałązkami ostrokrzewu, a stare zbroje zostały tak ustawione, aby trzymały małe choinki wysoko nad sobą. Wyglądało to jakby salutowały ozdobionymi drzewkami. Nagle torby Deana i Hermiony pękły z trzaskiem. Neville pognał za żartownisiami, którzy po rzuceniu zaklęcia rozcinającego, uciekli ile sił w nogach. Hermiona zaklęła cicho pod nosem i rzuciła się aby pozbierać swoje rzeczy. To samo zrobił Dean. Mieli szczęście ponieważ nie stłukł się ani jeden kałamarz.
- Nie udało mi się ich złapać – wydyszał Neville z zawiedzioną miną. – Zniknęli w rozwidleniu korytarza. Zdaje mi się, że to byli Ślizgoni z trzeciej klasy, ale pewny nie jestem.
- Odkąd nie ma w szkole Freda i Georga różni uczniowie próbują zdobyć tytuł „naczelnych rozrabiaków Hogwartu” – powiedziała z niesmakiem Ginny. – Ale oni nie robili takich chamskich dowcipów!
- Zgadzam się – stwierdziła Hermiona i jednym ruchem różdżki naprawiła obydwie torby.
- Cieszysz się na myśl, że zobaczysz się z siostrą? – spytał Neville.
- Już nie mogę się doczekać! – Hermiona uśmiechnęła się. – W końcu będę mogła pobyć z rodzicami, Suzanne i Ronem!
- A ja z Harrym – Ginny się zaczerwieniła.
Neville nagle stracił zainteresowanie dyskusją. Dziewczyny popatrzyły się na siebie. Ostatnio między nim i Luną zaszły spore zmiany. Od czasu kłótni przy skrzatach mieli ciche dni. Hermiona z Ginny bały się, co się stanie, gdy ich przyjaciele zerwą ze sobą. Próbowały porozmawiać z jedną i drugą stroną, ale obydwoje powiedzieli, że nie życzą sobie interwencji. Dziewczyny musiały odpuścić.
- A ja się cieszę, że zobaczę moją mamę, ojczyma i rodzeństwo – oznajmił ucieszony Dean.
- Och tak! Też za swoimi tęsknię – westchnęła Ginny.
Dalsze rozmowy przerwało im przybycie profesora Williamsona, który wyczarował na swojej głowie poroże renifera do którego przyczepione były dzwoneczki. Podzwaniał nimi tak aby wygrywały melodię do śpiewanej przez niego piosenki „Jingle Bells”.

***

Hermiona samotnie pakowała swój kufer ponieważ Ginny nie wróciła jeszcze z wróżbiarstwa. Na dnie położyła książki z notatkami, na to ubrania i dodatki. Zostawiła tylko przybory toaletowe i mundurek na jutrzejszy dzień. Wymościła transporter Krzywołapa aby podróż na peron w Hogsmeade przebył w miarę wygodnie.

Gdy wszystko było spakowane Hermiona poczuła się zmęczona. Usiadła na parapecie i spojrzała przez okno. Błonie pokrywała gruba warstwa śniegu. Młodsze roczniki prowadziły walkę na śnieżki. Hermiona patrząc na nich poczuła się staro. Pomyślała, że powinna beztrosko bawić się z innymi. Tańczyć na potańcówkach, chichotać z Ginny z jakichś głupot, mieć na głowie zmartwienia typu „nie nauczyłam się wszystkiego na następną lekcję”. Wojna sprawiła, że wszyscy utracili część dzieciństwa i nie byli tacy beztroscy.

Dlatego podjęła się obrony Snape’a i walki o prawa skrzatów. Percy Weasley wyznaczył termin ostatniej rozprawy na czwartego stycznia. Hermiona cieszyła się z tego gdyż to oznaczało, że nie zmarnuje lekcji ponieważ będzie to dzień powrotu do Hogwartu. Miała nadzieję, że wtedy zapadnie wyrok i zostanie uwolniona od Severusa na zawsze. Wiedziała, że powinna się zrelaksować w domu, ale miała świadomość, że podczas ferii będzie dużo myślała o procesie. Gdy do jej głowy wpadał jakiś pomysł nie mogła się powstrzymać przed realizacją. Jeśli coś jej się przypomniało musiała zajrzeć do książki. To było silniejsze od niej. Miała nadzieję, że Ron, rodzice i Suzanne ją powstrzymają.

Ostatnie dwie rozprawy poszły jej dobrze. Gawain Robards robił co mógł aby sędziowie nie wzięli pod uwagę zeznań obrazów, ale poległ. Hermiona musiała przyznać, że był dobrze przygotowany. Znalazł aż trzy rozprawy, w których obrazy specjalnie zeznawały na korzyść oskarżonego lub z powodu ograniczonego odbierania świata pomyliły fakty. Na szczęście ona znalazła osiem przypadków, gdy namalowane postacie pomogły w dojściu do prawdy. Ostatecznie większość członków Wizengamotu opowiedziało się za uznaniem zeznań obrazów, za dowód w sprawie.

Następną rzeczą, która sprawiła, że na sali co chwilę wybuchały kłótnie, była fiolka ze wspomnieniami Severusa Snape’a. Gawain Robards argumentował, że są one niezbędne, aby dobrze poznać motywacje oskarżonego. Hermiona powoływała się na ósmy punkt Karty Praw Wizengamotu, która mówi, że każdy czarodziej i czarownica mają prawo do prywatności. Porównała wykorzystanie wspomnień bez zgody oskarżonego do podania mu veritaserum, czego zabrania Ministerstwo Magii. Podczas swojej przemowy zauważyła, że oczy Rity Skeeter rzucają dziwne błyski. Pomyślała, że czarownica oddałaby ostatnią parę ze swojej kolekcji luksusowych butów byleby tylko dostać w swoje szpony fiolkę. Ostatecznie, udało się Hermionie przekonać sędziów minimalną różnicą głosów. Snape przez sekundę wyglądał jakby chciał się do niej uśmiechnąć, co objawiło się grymasem jakby miał tik nerwowy.

W czasie rozprawy Hermionę zszokowała postawa Malfoyów. Twierdziła, że przed Wizengamotem będą opowiadali jakim to Snape był wielkim zwolennikiem Voldemorta. Stało się jednak inaczej. Cała trójka Malfoyów opowiedziała, że zawsze podejrzewali go o bycie człowiekiem Dumbledore’a co było całkowitą nieprawdą. Draco w czasie kłótni z Severusem Snapem podczas balu u profesora Slughorna, wykrzyczał opiekunowi swojego domu, że chce mu ukraść sławę. Tymczasem na sali rozpraw opowiadał o bohaterstwie swojego nauczyciela oraz, że złożył on Wieczystą Przysięgę aby go chronić. Dziękował mu prawie ze łzami w oczach. Narcyza popłakała się i powiedziała, że do końca swoich dni nie będzie w stanie spłacić długu wdzięczności. Zaś Lucjusz z widocznym trudem opowiadał, że przyjaźnił się z oskarżonym tylko po to aby mu pomóc w obaleniu Voldemorta. Później Hermiona pół nocy zastanawiała się co skłoniło Malfoyów do takiej szopki. Owszem, wiedziała, że będą grać, aby nie wylądować w Azkabanie, ale nie sądziła, że będą zeznawać na korzyść Severusa Snape’a. Coś jej tutaj nie pasowało, tylko nie wiedziała co.
- Może mówią tak ponieważ ich ostateczna rozprawa będzie zaraz po zakończonym procesie Snape’a. Pali im się grunt pod nogami. Mam nadzieję, że dostaną wysokie wyroki – pomyślała uśmiechając się do samej siebie.
Wspominanie minionych dwóch miesięcy przerwało nadejście Ginny, która cała w skowronkach powiedziała, że Trelawney wywróżyła jej i Harry'emu ślub oraz piątkę dzieci w niedalekiej przyszłości.

***

Suzanne okazała się najpiękniejszym dzieckiem na świecie, a przynajmniej tak twierdziła Hermiona. Brązowe oczy, identycznego koloru jak u jej starszej siostry, patrzyły się z ciekawością na otaczający ją świat. Miała gęste włosy o odcieniu ciemnej czekolady i bladą cerę. Cała rodzina Grangerów pękała z dumy, gdy mała bawiła się grzechotką.
- Nie chcę wracać do Hogwartu, po prostu nie chcę – jęknęła Hermiona kołysząc Suzanne w ramionach. – Ona jest najcudowniejszą istotą pod słońcem!
- No… chyba… - powiedział cicho Ron. – Może już pójdziemy na górę, co?
- Zaraz, zaraz! – Hermiona bawiła się z siostrą pocierając swoim nosem o nosek małej. – Jest taka słodka!
Była tak zachwycona Suzanne, że musiała codziennie asystować przy kąpieli i usypianiu małej. Dopiero wtedy szła na górę do swojego pokoju, gdzie spała z Ronem. Jej rodzice nic na ten temat nie powiedzieli. Jedynie pani Granger spytała się, gdy nie było w pobliżu Rona, czy mają jakieś zabezpieczenie, aby Suzanne nie została zbyt szybko ciocią. Hermiona spłonęła rumieńcem.
- My tego jeszcze nie robiliśmy – od razu wyjaśniła.
- To nie szkodzi, lepiej coś mieć pod ręką na wszelki wypadek.
- Mamy – rzekła Hermiona aby pokazać, że jest godna zaufania. – Uwarzyłam specjalny eliksir, pije się go po wszystkim aby zapobiec ciąży.
- To działa? – zainteresowała się jej mama. – Ron ma sporo rodzeństwa…

Hermiona zachichotała na widok jej miny. Musiała wyjaśnić, że wszystko przez to, że pani Weasley jest uczulona na eliksir zapobiegawczy, a gdy próbowali skorzystać z gumek to pan Weasley nie mógł się skupić na ich głównym zadaniu, tylko robił z nich baloniki ciesząc się przy tym jak pięciolatek. Po kilku nieudanych zbliżeniach stwierdzili, że wolą metodę kalendarzykową co poskutkowało znacznym wkładem w rozrost społeczności czarodziejów. Hermiona zaś, uwarzyła swój eliksir w Hogwarcie. Przekonała Slughorna, że musi gdzieś poćwiczyć dodatkowo do owutemów, ponieważ przez rozprawę straciła wiele jego lekcji. Zgodził się bez wahania i dał jej klucz do pracowni. Tam uwarzyła spory zapas. Częścią podzieliła się z Ginny i Luną, tak na wszelki wypadek gdyby miały ochotę na igraszki ze swoimi chłopakami. Uspokojona pani Granger nie poruszała więcej tego tematu.

***

W pokoju Hermiony było bardzo gorąco, ale nie za sprawą temperatury w pomieszczeniu. Leżała ze swoim chłopakiem w łóżku i oddawali się kolejnym porcjom czułości. Ron całował  intensywnie jej szyję i wodził ręką pod jej kusą koszulką nocną. Był to prezent świąteczny od niego. Do tego dołączone były majteczki, które więcej odkrywały niż zakrywały. Na początku Hermiona bardzo wstydziła się spać w czymś takim, ale w końcu Ron ją przekonał. Jego usta doszły do jej ucha i zaczął je delikatnie podgryzać, pod wpływem tych pieszczot Hermiona zachichotała. Jęknęła gdy zaczął intensywniej masować jej pierś.
- Och… nie przestawaj – jęknęła łapiąc go za włosy i przyciągając jego twarz do swojej.
Całowali się jak szaleni ledwo mogąc złapać oddech. Zaczęła podążać ręką w stronę jego bokserek. Już była tuż, tuż, gdy…
- Zostań w łóżku! – wydyszał Ron łapiąc ją za rękę.
- Suzanne… ona płacze… - wyjąkała zaczerwieniona Hermiona.
- To niemowlak, musi płakać – stwierdził niezadowolony, gdy zakładała szlafrok. – Twoja mama się nią zajmie! Da cycka i wszystko będzie w porządku.
 - Ja tak nie mogę tego zostawić - odpowiedziała i zaczęła iść w stronę drzwi.

Ron błyskawicznie znalazł się przed nią i zagrodził jej drogę samym sobą. Wpatrywał się w nią z rozzłoszczoną miną. Jego „przyjaciel” nadal tworzył namiocik z bokserek. Hermiona zdenerwowała się.
- Co ty wyprawiasz!?
- Lecisz do niej, a mnie olewasz! Byliśmy w samym środku ciekawej akcji, ale nie! Ty musisz iść do niemowlaka, którym zajmą się twoi rodzice! – powiedział ze złością. – Słyszysz? Już nie płacze!
- To silniejsze ode mnie! Jestem kobietą, mam instynkt macierzyński. Też kiedyś będziemy mieli dzieci i wtedy nie będzie czasu na seks.
- Nie chcę mieć dzieci – warknął i kopnął ze złością kapcia stojącego przy drzwiach, który przeleciał przez cały pokój.

Hermiona patrzyła na lot papucia. Czuła się mocno zraniona słowami Rona. To oczywiste, że kiedyś będą mieć synka lub córeczkę. Albo jedno i drugie.
- Jak to nie chcesz dzieci? Ja na pewno będę je mieć!
- Dzieci to produkt uboczny małżeństwa – odparł obrażony Ron. – Ożenię się z tobą i pewnie będziemy je mieć, ale ja ich nie chcę.
- Jak możesz tak mówić!? – zszokowana Hermiona usiadła na łóżku.
Ron po chwili był obok niej. Popatrzył się na nią.
- Chcę być z tobą, ale ty olewasz wszystkie moje potrzeby…
- Ja olewam!? Musisz zrozumieć, że mam szkołę i inne rzeczy! W czerwcu będę wolna!
- Zrozumieć! – zawył i złapał ją za ramiona. – Ciągle mam cię daleko, zajmujesz się wszystkim tylko nie mną. Szkoła… zrozumiałem, wiem jak ci zależy… ale kurwa Snape? Jebany, przetłuszczony sukinsyn! Ratujesz mu tę jego śmierdzącą dupę, a ten skurwiel nawet nie okaże ci cienia szacunku! – wpatrywał się tak natarczywie w jej oczy jakby chciał dostać się przez nie do jej duszy. – Spędzasz z nim w chuj czasu! A ja i moje potrzeby się nie liczą…
- Liczą Ron… ja muszę…
- Nic nie musisz! – prychnął. – Na dodatek zajęłaś się tymi cholernymi skrzatami, a teraz nie możemy nawet dojść do końca, bo wyskakujesz z łóżka jak oparzona aby zrobić coś co do ciebie nie należy!

Wstał i zaczął się ubierać. Hermiona siedziała jak spetryfikowana na łóżku, dyszała ciężko, a przez jej głowę przebiegły najgorsze scenariusze. W końcu wyjąkała:
- Co ty… zamierzasz… zrobić?
- Wracam do siebie – odparł urażonym tonem. – Nie jestem ci potrzebny.
Stanęła na nogi w jednej chwili i złapała go za rękę, podczas gdy pakował swój plecak.
- Nie, Ron! Proszę! Nie zostawiaj mnie!
Popatrzyła się na niego mając łzy w oczach. Puściła go i zaczęła łkać.
- Nie zostawiaj mnie znowu! – rozpłakała się. – Nie chcę aby było jak wtedy!
Usłyszała, że Ron odkłada swój plecak na miejsce i zdejmuje bluzę. Podszedł do niej i objął ją.
- Hermiono… przepraszam… zostaję… nie płacz skarbie… przesadziłem… naprawdę przepraszam… - tulił ją jak małe dziecko dopóki się nie uspokoiła.
Po tym wszystkim wrócili do łóżka, ale o jakichkolwiek zabawach tej nocy nie było już mowy.

***

Hermiona siedziała z Ronem w salonie Neville’a Longbottoma, gdy z kominka wyszła Ginny, a zaraz za nią Harry. Za cztery godziny miał się skończyć rok 1998, a zacząć 1999. Neville zaprosił ich do siebie do domu ponieważ jego babcia wyjechała spędzić Sylwestra u wujka Algie. Razem z nimi miał być Dean Thomas, ale w ostatniej chwili zrezygnował z powodów rodzinnych. Gdy padło pytanie o Lunę, Neville spochmurniał.
- I tak byście się dowiedzieli… - wymamrotał patrząc się za okno. – Zerwała ze mną kilka dni temu.
Wszyscy rzucili się aby go pocieszyć, dziewczyny wyściskały go, a chłopaki klepali po ramieniu mówiąc „zobaczysz, znajdziesz kogoś”. Hermiona uważała, że to bardzo miłe z jego strony, że nie odwołał zabawy. Wiedziała, że czuł się przybity z powodu zerwania, ale widocznie potrzebował towarzystwa. Postanowiła, że będzie starała się trochę go rozweselić i okaże mu dużo wsparcia. Z drugiej strony wiedziała, że mimo wszystko jest bardzo silnym, młodym mężczyzną, w którym nie było już dawnego, nieśmiałego i niezręcznego chłopca.
Wojna wszystkich nas zmieniła – pomyślała.

Neville mieszkał w małej czarodziejskiej wiosce Mould−on−the−Wold. Było tu tylko siedem domów. Impreza Sylwestrowa niczym nie różniła się od mugolskiej. Wszyscy jedli przyniesione przez siebie przysmaki, pili najróżniejsze napoje, rozmawiali i życzyli sobie „Szczęśliwego Nowego Roku”. O północy odpalili fajerwerki, które latały sobie nad domem Neville’a, który wyglądał jak wiejska chata z dawnych lat. Aby efekt był niesamowity, Ron przyniósł ze sobą wielką torbę Narowistych Świstohuków Weasleyów. Poinformował ich, że wyprzedali z Georgem cały zapas i zbili przy tym mały majątek, który przeznaczą na dalszy rozwój firmy. Podczas odpalania fajerwerków wszyscy mieszkańcy wyszli aby na nie popatrzeć, a później życzyć sąsiadom szczęścia i pomyślności. Gdy rozeszła się informacja, że u Neville’a jest Harry z Hermioną, do jego ogródka nadciągnęły tłumy.
- Babcia mnie zabije, zdeptali jej Kłaposkrzeczki – jęknął gospodarz.

Hermiona porządnie zmarzła podczas wymiany uprzejmości. Miała na sobie tylko sukienkę, a na nią narzucony płaszcz. Zauważyła, że Ron przygląda się jej z marsową miną i idzie do domu. Gdy tłum rozrzedził się, podążyła za swoim chłopakiem.
- Co się stało? – spytała się z troską.
- Znowu to samo – syknął, był lekko wstawiony. – Ty i Harry podrywacie tłumy, a o mnie nikt nie pamięta!
- Ciągle pojawiamy się w Proroku, nic na to nie poradzę… - zaczęła tłumaczyć. – Mnie to też irytuje!
- Gdybyś przestała się szlajać po Ministerstwie Magii z pierdolonym Severuskiem u boku to miałabyś spokój!

Hermiona poczerwieniała ze złości. Stwierdziła, że nie będzie kłócić się z nim w taki wieczór. Poszła na górę do pokoju gościnnego, w którym miała spać z Ronem. Gdy zamknęła za sobą drzwi poczuła, że jej dobry humor minął bezpowrotnie. Nic nie szło po jej myśli. Mieli się z Ronem dobrze bawić, zając się sobą, spędzić ten czas leniuchując, może przeżyć ten pierwszy raz… Za to ciągle się kłócili ponieważ jej chłopak bez przerwy czuł się zazdrosny: o sławę, Suzanne, WESZ, a nawet Severusa. Usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Zastanawiała się kiedy jej życie zacznie  być miłe, przyjemne i beztroskie.

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich Ron. Popatrzyła się na niego pytająco. Nie miał już naburmuszonej miny, wręcz przeciwnie, szczerzył się do niej w swoim najbardziej zniewalającym uśmiechu.
- Rozbieraj się Miona! – powiedział.
- Nazwij mnie jeszcze raz Mioną, a tak cię przeklnę, że rodzona matka cię nie pozna – warknęła krzyżując ręce na piersiach.
- Oj tam, oj tam – odrzekł i rzucił się na łóżko obok niej. – Szczęśliwego Nowego Roku Moja Ty Miłości! – zawołał i zaczął ją łaskotać.

Hermiona starała się wyrwać z jego ramion, ale gdy zaczął składać na jej ustach ogniste pocałunki musiała skapitulować. Fajerwerki nadal latały za oknem hucząc i sprawiając, że w pokoju panowała feeria niesamowitych barw. Ron złapał skraj sukni Hermiony i zaczął ją podwijać w górę, jego ręka dotknęła jej uda i zaczęła wędrować ku górze. Dziewczyna zadrżała pod jego dotykiem. Marzyła aby w końcu to zrobili. Zaczęła rozpinać guziki jego koszuli całując go szyję. Ron szybko zsunął z niej sukienkę i rajstopy. Ona pozbawiła go koszuli i spodni. Było co raz bardziej namiętnie, jego dłoń masowała wnętrze jej ud, a ona nie pozostawała mu dłużna. Już miała powiedzieć „zróbmy to”, gdy usłyszeli huk na schodach.
- Co to? – rozejrzała się wystraszona.
- Ja pierdolę – jęknął Ron żałosnym tonem.

Zeszli z łóżka, narzucili na siebie byle jak ubrania i wyjrzeli na korytarz. Nie zobaczyli niczego szczególnego, ale usłyszeli coś co brzmiało jak „ojaeesuuluunaaaa”. Podążyli w kierunku dziwnego dźwięku, który dochodził z ich prawej strony. Zobaczyli kompletnie pijanego Nevilla, który leżał w dziwnej pozycji u stóp schodów. Obok niego leżała kałuża pochodząca z butelki nalewki z samosterowalnych śliwek. Od razu zrozumieli, że ich przyjaciel próbował wejść na górę, ale w stanie upojenia nie dał rady. Popatrzyli się na siebie i zrozumieli, że powinni zanieść go do jego łóżka.

Nie było to trudne zadanie, Hermiona użyła różdżki i szybko przetransportowała Neville’a do jego pokoju. Gdy Ron rozbierał przyjaciela aby założyć mu piżamę, jego dziewczyna zeszła na dół aby zobaczyć co robi Ginny z Harrym. Okazało się, że nigdzie ich nie było. Wzruszyła ramionami i pomyślała, że pewnie skorzystali z proszku Fiuu aby polecieć na Grimmauld Place. Szybko weszła po schodach aby dołączyć do Rona i dokończyć co zaczęli.

Jakie było jej zdumienie gdy zobaczyła swojego chłopaka zaglądającego przez dziurkę od klucza do jednego z pokojów.
- Co ty robisz? – spytała się.
- Cśśśś – syknął. – Tam jest Harry i Ginny!
- I co z tego?
- On ją przeleci! – warknął Ron.
Hermiona przewróciła oczami. Wszyscy bracia Weasleyowie pilnowali Ginny jakby miała sześć lat. Przyjaciółka żaliła się jej ostatnio, że pani Weasley szuka nawet najmniejszego pretekstu aby wparować do jej pokoju, gdy jest z Harrym. W święta zaglądała do niej co pięć minut proponując herbatę, pierniczki, paszteciki dyniowe lub pieczeń, albo spytać się czy wyprasować jej skarpetki na następny dzień. George, Percy, Bill i Charlie naśladowali we wszystkim matkę. Ginny narzekała, że jak tak dalej pójdzie to zostanie dziewicą do ślubu.
- Hermiono! Daj mi różdżkę! Musze tam iść! – powiedział Ron poważnym tonem.

Gdy wyskoczyli z pokoju szukać źródła hałasu, tylko Hermiona pomyślała o wzięciu magicznego przedmiotu. Schowała różdżkę za plecami i złapała go za ramię.
- Chodź! – powiedziała stanowczo. – Są pełnoletni, mają prawo się kochać!
Zwrócił ku niej twarz wykrzywioną ze złości.
- Tu chodzi o moją młodszą siostrę! Nie mogę tego tak zostawić!
- Uspokój się – jęknęła Hermiona przypominając sobie swoje słowa podczas ostatniej awantury. – Pójdźmy do nas i dokończmy co zaczęliśmy.
- O nie! Ja tak tego nie zostawię – warknął jej chłopak i pognał po różdżkę.

Z ciężkim sercem zapukała głośno do drugiego pokoju gościnnego. Usłyszała nerwowe narzucanie na siebie ubrań i przez uchylone drzwi wychyliła się zaczerwieniona twarz Harry’ego. W tym samym czasie przybiegł Ron.
- Śpisz ze mną! – oświadczył Harry’emu i wskazał na Ginny, która leżała na łóżku z kołdrą nasuniętą aż na nos. – A ty śpisz z Hermioną!
- Pojebało cię!? – krzyknęła Ginny siadając i przytrzymując kołdrę na piersiach.  – Śpię z Harrym!
- Nie pozwolę na to! Jeszcze zajdziesz w ciążę! – uszy, twarz i włosy Rona były tego samego koloru. – Spędziłem prawie dwa tygodnie z niemowlęciem, uwierz mi, nie chciałabyś tego!
- Ona nie zajdzie w ciążę – odrzekła Hermiona nerwowo. – Ja też nie.

Ron odwrócił się do niej błyskawicznie z miną wyrażającą zdumienie.
- Skąd wiesz?
- Ponieważ uwarzyłam eliksir zapobiegający w ciąży – oświadczyła czekając na wybuch Rona.
- Ty… ty… ty jej… dałaś… - mamrotał rudzielec. – To prawie… to jak… - bezgłośnie poruszał ustami.
- Nie dosłyszałam! Gadaj głośniej! – rzuciła wściekle Ginny. – To prawie jak co!?
- Jak… jak… zmuszanie do prostytucji! – wyjaśnił zszokowany Ron.
- Na Merlina… jaki ty jesteś głupi – stwierdziła Ginny.

Ron spędził noc na kanapie w salonie. Hermiona zamknęła przed nim drzwi sypialni, wcześniej wyrywając mu sprawnie różdżkę i uciekając z nią. Harry i Ginny również zamknęli się w pokoju olewając wybuchy złości Rona. Gdy obudzili się w południe nie odzywał się do nich, co kontynuował przez następne pół dnia. Zaś biedny Neville oprócz tego, że miał kaca giganta to jeszcze był obolały, ponieważ noc spędził w toalecie przytulając się do sedesu.