poniedziałek, 21 grudnia 2015

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 9 – Hogwart


Wielka Sala wyglądała tak jakby nigdy nie rozegrała się w niej walka. Cztery długie stoły, każdy dla innego domu, zajmowały większą część powierzchni. Przy ścianie naprzeciwko wejścia stały stoły dla nauczycieli i podium dla dyrektora szkoły. McGonagall wygłosiła długą mowę powitalną na temat tego co przyniesie przyszłość i jakie zmiany nastąpią po zakończonej wojnie. Hermiona zauważyła, że eliksirów nadal uczy Horacy Slughorn. Na miejsce zmarłej Aurory Sinistry przybyła czarownica w średnim wieku, która została przedstawiona uczniom jako Alvina Cyndeheard. Firenzo został przyjęty z powrotem do stada, co było wyraźnie na rękę Sybilli Trelawney, która siedziała na swoim miejscu z zadowoloną miną. Nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią pozostał Oscar Williamson. Hermiona od razu rozpoznała w nim aurora, którego często widziała w Ministerstwie Magii. Mężczyzna mógłby być bratem Lucjusza Malfoya. Obydwaj byli wysocy, mieli identyczne, długie blond włosy oraz byli podobni z twarzy. Jednak profesor Williamson sprawiał wrażenie o wiele sympatyczniejszej osoby. Wskazywało na to upodobanie do czerwonych szat, szeroki uśmiech wysłany w kierunku uczniów i wesołe błyski w orzechowych oczach.
- Ciekawe czy klątwa Voldemorta przestała działać i gość przeżyje ten rok? –mruknęła Ginny pamiętając co mówił na ten temat Harry.
- Skoro zginął to bardzo możliwe, że przestała. Chociaż nie można mieć stuprocentowej pewności – odrzekła tonem znawcy Hermiona.
- Mam nadzieję, że wszystko wróci do normalności – dodał z nadzieją w głosie Neville.

Gdy Ginny z Hermioną przyszły na peron 9 i ¾ były zdumione widząc Neville’a szykującego się do wejścia do pociągu. Wyjaśnił im w przedziale, że w ostatnich chwili postanowili razem z Luną dokończyć szkołę. Niewielu uczniów czystej krwi zrobiło to samo co oni. Większość uznała, że skoro uczyli się w szkole i mają małe braki to równie dobrze mogą siedzieć w domu i tam uczyć się do egzaminów. Sytuacja mugolaków była inna. Nie wolno im było uczęszczać do Hogwartu w tamtym roku szkolnym więc niejako zostali zmuszeni przez sytuację do powrotu do szkoły. Tak było, między innymi, z Deanem Thomasem który dziwnie wyglądał bez towarzystwa Seamusa Finnigana.

Kolejną niespodzianką dla Hermiony było to, że została z Nevillem prefektami naczelnymi. Była bardzo dumna z siebie gdy otrzymała list z Hogwartu, a w niej odznakę. Ron trochę się z niej z tego powodu nabijał, ale przyznał, że McGonagall nie mogła wybrać nikogo innego. Jednakże Hermiona zmuszona była zrezygnować z tej funkcji. Oprócz prestiżu i wielu udogodnień (zwłaszcza jeśli chodzi o korzystanie z luksusowej łazienki) tytuł ten wiązał się z dodatkową pracą: patrolowaniem nocą korytarzy, omawianiem bieżących spraw szkoły z profesorami czy pisaniem raportów na temat nałożonych szlabanów i złego zachowania uczniów. Długo analizowała całą sytuację i stwierdziła, że tę funkcję może sobie odpuścić. Oprócz owutemów miała na głowie sprawę Snape’a, co chwilę była wzywana do Ministerstwa Magii jako świadek w procesach śmierciożerców, zaś ostatnia rozprawa Umbridge została wyznaczona na 29 września.  Z bólem serca napisała do profesora Flitwicka – obecnie zastępcy dyrektora, że bardzo dziękuje, ale jest zmuszona odstąpić miejsce komu innemu.

Po skończonej uczcie powitalnej uczniowie ruszyli ku swoim dormitorium. Czekając aż tłum w drzwiach się przerzedzi, Hermiona pogadała jeszcze chwilę z Luną która podeszłą do Neville’a aby dać mu buziaka na dobranoc.
- Wiecie kto jest drugim prefektem naczelnym? – spytała się swoim zwykłym, rozmarzonym głosem.
- Kto?
- Hanna Abott.
- Uczciwa i pracowita dziewczyna – stwierdził Neville.
- Zawsze miała dobre stopnie – dodała Hermiona przesuwając się bliżej drzwi.
- Nudna jak flaki z olejem – dogryzła jej ze złośliwym uśmiechem Ginny.
- Coś w tym jest… ale nawet nudni ludzie mogą nas zaskoczyć – oznajmiła Luna gdy wyszli z Wielkiej Sali. – Do zobaczenia! – krzyknęła i zniknęła w bocznym korytarzu.
- Uwielbiam ją – powiedział rozkochanym tonem Neville.

Następnego ranka Hermiona z Ginny wstały wcześnie. Napisały wspólnie list do Rona i Harry’ego, a następnie puściły sowę. W dobrych humorach, plotkując i śmiejąc się, zeszły na śniadanie. Tam zauważyły przybitego Neville’a, który siedział z pochmurnym wyrazem twarzy i dziobał ze złością jajecznicę z bekonem.
- Co się stało? – spytała się Ginny.
- To niesprawiedliwe.
- Co?
- Że musimy siedzieć przy swoich stołach.
Patrzył się na Lunę, która spokojnie smarowała grzanki masłem. Jako pogodna i bezstresowa osoba nie miała takich problemów jak jej chłopak. Ginny popatrzyła się na Neville’a ze zdziwieniem.
- Przecież możesz czasem do niej pójść.
- Czasem! Ja chcę ciągle z nią siedzieć!
- Rzeczywiście to trochę bez sensu – mruknęła Hermiona ogarniając wzrokiem uczniów jedzących śniadanie.
- A ja wiem co zrobić! – stwierdziła Ginny. – Bierzcie swoje talerze! Przesiadamy się, czas na małą rewolucję!
Neville’owi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wziął swój talerz i ruszył z dziewczynami w stronę Luny.
- Robicie reorganizację? – spytała się z uśmiechem gdy usiedli koło niej. – Super!
- A tak! – odparła wesoło Ginny. – Stara gwardia powinna trzymać się razem.
Na te słowa Luna podskoczyła i stanęła na ławie. Przyłożyła dłonie do ust i krzyknęła:
- Gwardia Dumbledore’a siedzi razem!

Na chwilę w Wielkiej Sali zrobiło się zupełnie cicho. Każdy uczeń oderwał się od swojego talerza i patrzył się na nią. Nauczyciele zastygli w bezruchu, większość z nich miała minę jakby pomyśleli, że dziewczyna zwariowała. Ciszę przerwał Dean Thomas, który jako pierwszy wstał ze swoim talerzem i dosiadł się do stołu Krukonów. Zaraz za nim zrobił to samo Denis Creevey. Wielka Sala wypełniła się podnieconymi szeptami i odgłosami przesiadających się uczniów. Gdy do Gwardii Dumbledore’a dołączyli jeszcze Justyn Finch-Fletchley, Ernie McMillan i Hanna Abott podeszła do nich Minerwa McGonagall.
- Możecie mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi? – zapytała z marsową miną. – Czemu burzycie ponad tysiącletnią tradycję?
- Reagujemy na pani wczorajszą przemowę pani dyrektor – odpowiedziała Luna z powagą.
- Tak, to jest jedna z tych rzeczy, które trzeba koniecznie zmienić! – poparła ją Ginny.
- Może gdyby każdy siedział gdzie chce, domy byłyby mniej podzielone… mam na myśli zwłaszcza Slytherin – dodała Hermiona patrząc się w stronę stołu pod ścianą.

Minerwę McGonagall na moment zatkało, było widać że jest kompletnie zaskoczona. Gwardia z niecierpliwością czekała na to co dyrektorka powie na ich argumenty. Reszta uczniów spoglądała na tę scenę z wielkim zainteresowaniem.
- Słuchajcie! – zagrzmiała po dłuższej chwili. – Od dzisiaj… możecie siadać gdzie chcecie!
Po tym zdaniu zapanował jeden wielki krzyk. Gwardia Dumbledore’a wstała i zaczęła wiwatować. Reszta uczniów, w zdecydowanej większości, popierała ten pomysł i zaczęła się przesiadać.
- CISZA! – dyrektorka musiała użyć zaklęcia aby przekrzyczeć wrzawę. – Ale to dotyczy tylko zwykłych dni! W święta i w wyjątkowych okolicznościach widzę każdego ucznia przy swoim stole!
Hermiona wyszczerzyła zęby do Ginny, a ta odwzajemniła uśmiech. Rewolucja się udała, a one wiedziały, że po lekcjach wyślą drugą sowę do swoich chłopaków.

***

Po pierwszych dwóch tygodniach nauki Hermiona stwierdziła, że jest w swoim żywiole. Tęskniła za tymi grubymi murami mimo, że były świadkami okropnej bitwy. Brakowało jej mundurka szkolnego dzięki któremu nigdy nie traciła czasu na zastanawianie jak się ubrać. W przeciwieństwie do większości uczniów lubiła pisać długie wypracowania i czytać w bibliotece opasłe księgi. Obecność Ginny w dormitorium bardzo jej odpowiadała. Tyle razy mieszkały razem w czasie wakacji, że czuły się doskonale w swoim towarzystwie. W poprzednich latach Lavender i Parvati nie raz zaszły jej za skórę, gdy chciała się uczyć, a one szczebiotały o chłopakach lub ciuchach.

Nauki w ostatniej klasie było bardzo dużo. Wszyscy nauczyciele ostrzegali, że czeka ich ciężka harówka. Hermiona była spokojna o to, że zda. Wiedziała, że będzie mocno zajęta dlatego zaczęła się uczyć już w czerwcu. Nie wiedziała tylko czy uda się jej zdobyć najwyższe stopnie. Bardzo tego pragnęła, ale miała na głowie zobowiązania. Postanowiła nie brać na siebie już niczego więcej, nawet jeśli całe Ministerstwo z Harrym na czele będzie błagać ją na kolanach.


Jedynym wyjątkiem wśród nauczycieli był Horacy Slughorn. Zamiast straszyć klasę zbliżającymi się egzaminami powiedział, że wierzy w swoich uczniów. Argumentował to tym, że większość dostała ocenę „wybitny” z SUMów więc są na tyle inteligentni aby samemu zdobywać wiedzę. On jest tylko od tego aby dawać wskazówki i pomagać w razie potrzeby. Dlatego przydzielał uczniom zadania do zrobienia na lekcji, a sam podchodził do wybranych osób i starał się ich zagadywać na temat co słychać u Harry’ego i innych wybitnych, według niego, byłych uczniów Hogwartu. W poniedziałek stanął przy kociołkach Hermiony i Ginny aby oświadczyć im, że mają się pojawić na pierwszym spotkaniu Klubu Ślimaka, które odbędzie się w sobotę.

- Nie ma możliwości abym przyszła – oświadczyła Hermiona gdy wyszły z lochów. – Nie mam czasu na pogaduszki nad rosołkiem i kandyzowanymi ananasami.
- Zaprosił także Lunę i kazał jej przyjść z Nevillem, może być fajnie.
- Myślałam, że pójdziemy wtedy do Hogsmeade na szybkie piwo kremowe. Chciałam zaprosić Harry’ego i Rona…
- Pierwsze wyjście do Hogsmeade jest dopiero w październiku – powiedziała Ginny wzdychając ciężko.
- Skąd wiesz?
- Od McGonagall, powiedziała na spotkaniu prefektów.
- Czasem żałuję, że z tego zrezygnowałam… – westchnęła Hermiona z żalem.
- A ja zaczynam żałować że zostałam prefektem i kapitanem drużyny jednocześnie ponieważ nie mam na nic czasu. Ciągle mnie wszyscy męczą o miejsce w zespole - jęknęła Ginny. – Nie mogę się skupić na nauce, a testy nowych członków długo trwają.

Większość uczniów z niecierpliwością czekało na wybory drużyn, a później na rozgrywki pomiędzy domami. Ginny miała zamiar przeegzaminować sporą ilość koleżanek i kolegów z Gryffindoru. Ze starego składu został Richie Coote z szóstego roku oraz Jimmy Peakes z piątego, którzy byli pałkarzami oraz o rok młodsza od Ginny Demelza Robins, która grała na pozycji ścigającego. Pierwszym problemem, przed którym stanęła nowa kapitan było to, że do zespołu kandydował Dean Thomas. Był już ścigającym w drużynie i dobrze się sprawował, jednakże jako były chłopak Ginny mógł być słabym ogniwem w czasie gry. Oprócz umiejętności sportowych, zespół musiał się dobrze dogadywać. Wszelkie spory nie były dobrze widziane ponieważ mogłyby doprowadzić do przegranej (na przykład jak wtedy gdy Cormac McLaggen uderzył Harry’ego pałką). Ginny nie była pewna czy ich wspólna przeszłość nie odbije się na jakości gry. Z drugiej strony jak na razie był najlepszym kandydatem. Razem z Demelzą dały mu niezły wycisk na boisku i nie tylko wytrzymał jako jeden z nielicznych, ale i świetnie z nimi współpracował.
- Nadal nie wiem co zrobić z Deanem Thomasem – powiedziała strapiona do Hermiony.
- Może porozmawiaj z nim o tej sytuacji w cztery oczy.
- Chyba będę musiała…
- Nie wygląda jakby był nadal zły na ciebie – stwierdziła Hermiona.
- Mam taką nadzieję – mruknęła Ginny. – Jak skończę testy na pozycję obrońcy i szukającego to zajmę się nim.
- A ja pójdę dzisiaj po lekcjach do profesor McGonagall i poproszę o pozwolenie na pójście do Hogsmeade w sobotę.
- Nie uważasz, że to trochę irytujące, że jesteśmy pełnoletnie a potrzebujemy pozwolenia?
- Takie są zasady tej szkoły i ja je akceptuję.
- No tak… wiedziałam, że tak powiesz.
- Jeśli się zgodzi napiszę do Harry’ego i Rona czy będą mieli czas wpaść na małe piwko kremowe.
- Och! Mam nadzieję, że ci się uda! – pisnęła z nadzieją w głosie Ginny.

***

Z oddali dobiegała muzyka. Ginny z Hermioną zbliżały się szybkim krokiem do jej źródła, którym był gabinet profesora Slughorna. Były mocno spóźnione, ale zatrzymały się przed drzwiami aby chwilę odsapnąć.
- Mówiłam ci, że nie mam ochoty na tę imprezę – warknęła Hermiona.
- A ja ci mówiłam, że masz przyjść bo za dużo siedzisz w książkach i musisz się trochę wyluzować – wydyszała Ginny.
Profesor McGonagall udzieliła pozwolenia na wyjście do Hogsmeade dla dziewczyn. Hermiona od razu pobiegła wysłać sowy do Harry’ego i Rona. Zadowolona z siebie otworzyła wiadomości zwrotne podczas śniadania. Wtedy mina jej zrzedła ponieważ okazało się, że Harry ma w sobotę służbę w Ministerstwie Magii i nie może wziąć wolnego ponieważ tak podpadł Robardsowi obroną Snape’a, że ten zgrzyta zębami na jego widok. Ron zaś musiał pracować w sklepie ponieważ George rozchorował się i nie był w stanie wyjść z łóżka. Ginny pocieszała ją tym, że mogą iść na spotkanie Klubu Ślimaka, ale Hermiona nie chciała o tym słyszeć. Zakopała się w książkach i nic nie było w stanie jej od nich oderwać. Gdy Ginny wracała wieczorem z testów do drużyny Quidditcha lub spotkań prefektów, Hermiona albo się uczyła albo szukała kolejnych artykułów przydatnych do obrony Snape’a. W sobotę od wczesnego rana robiła to samo. Wtedy Ginny nie wytrzymała i zmusiła Hermionę do uczesania się, pomalowania i wciśnięcia w sukienkę. Następnie zaciągnęła ją przed gabinet profesora.
- Właź i nie marudź! – powiedziała i wepchnęła ją przez drzwi.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! – zagrzmiał chór głosów i zaskoczona Hermiona została obsypana konfetti.
- Co wy tu robicie? – spytała się Rona i Harry’ego, którzy stali i szczerzyli się do niej.
- Panno Granger, w imieniu swoim i wszystkich zebranych tu osób chciałbym życzyć ci wszystkiego najlepszego z okazji twoich dziewiętnastych urodzin – powiedział oficjalnym tonem Horacy Slughorn i podał jej ramię.
- Och! Dziękuję – wydyszała i złapała jego ramię.
Dopiero wtedy zauważyła wielki transparent na ścianie z napisem „Wesołych urodzin”. Pod nim stał stół gdzie były ułożone potrawy w formie szwedzkiego stołu, a w samym centrum pysznił się trzypiętrowy tort. Patrząc na jego wykonanie Hermiona była pewna, że jest to dzieło pani Weasley. Slughorn jednym machnięciem różdżki zapalił na nim świeczki.
- Dmuchaj dziewczyno! I niech się spełnią wszystkie twoje marzenia! – powiedział uroczystym tonem.

Gdy to zrobiła rozległa się burza oklasków po czym zebrani rzucili się aby złożyć jej życzenia i dać prezent. Ron jako pierwszy do niej podskoczył i złożył na jej ustach długi pocałunek, a następnie pomagał w układaniu kolejnych paczek, które miały zostać przetransportowane do dormitorium Gryffindoru przez skrzaty domowe. Harry i Ginny podeszli jako jedni z ostatnich gości.
- Dobra! Mów jak to zorganizowałaś!
- A skąd wiesz, że to ja? – spytała się Ginny z miną niewiniątka.
- Ponieważ powiedziałaś mi we wtorek, że idziesz na spotkanie prefektów, a Neville o nim nie wiedział, gdy spotkałam go w pokoju wspólnym. Myślałam, że po prostu zapomniał, ale teraz sądzę, że poszłaś do profesora Slughorna aby uknuć z nim spisek.
- Masz rację, to mój pomysł. Byłaś zdołowana, że nie możesz się spotkać z Ronem więc postanowiłam działać. Poszłam do profesora aby przekonać go do zrobienia ci przyjęcia – niespodzianki. Wtedy zagadnęłam go czy przypadkiem nie zna Gawaina Robardsa. Okazało się, że był jednym z jego ulubieńców. Obiecał mi napisać do niego aby zwolnił Harry’ego z obowiązków…
- … które mam odpracować w niedzielę i przy okazji wyczyścić toalety – mruknął Harry.
- Potem przekonałam Billa aby zajął miejsce Rona w sklepie. Pomyślałam, że skoro w pracy ciągle widzi jak przelicza się pieniądze to w sprzedaży sobie poradzi…
- … a jak nie to George przekręci mnie na lewą stronę – dodał Ron.
- Następnie poinformowałam wszystkich zaproszonych aby mieli czas kupić ci prezenty – Ginny uśmiechnęła się promiennie do Hermiony. – Genialna jestem, nie?
- Dziękuję, jesteś wspaniała – Hermiona odwzajemniła uśmiech i przytuliła ją. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką…
- Przepraszam, ale jeszcze ja mam coś dla panny Granger – dziewczyny usłyszały męski głos.

Gawain Robards stał obok nich z maleńką paczuszką w ręce, która widocznie była prezentem urodzinowym. Wręczył go z miną jakby chciał być w tym momencie gdzie indziej, a podczas składania życzeń patrzył się lekceważąco na Hermionę. Na koniec uścisnął mocno jej dłoń i gdy pomyślała, że już skończył się produkować, pochylił się do niej i spytał szeptem:
- Dlaczego taka mądra i ładna dziewczyna chce bronić takiego karalucha, który nie jest godzien całować śladów jej stóp?
Hermionę zatkało. Takiego pytania zupełnie się nie spodziewała. Gawain Robards nadal trzymał w żelaznym uścisku jej rękę i patrzył się natarczywie w oczy oczekując w odpowiedzi.
- Ponieważ mam taką zachciankę panie Robards…
- Mam nadzieję, że jesteś przygotowana na wojnę panno Granger.
- Od kilku miesięcy zbieram oddziały i szkolę je do bitwy – rzekła Hermiona siląc się na żartobliwy ton i marząc by puścił jej dłoń.

Brwi mężczyzny poszybowały w górę: teraz ona go zaskoczyła. Szybko się opanował i rzucił przez ramię odchodząc w stronę Slughorna, że Hermiona pewnie przegra tę sprawę mając takie lekceważące podejście do tematu. Stała w bezruchu przez chwilę wpatrując się w oddalającego się mężczyznę gdy podszedł Ron, przytulił ją i wyszeptał do jej ucha:
- Olej tego dupka.

- O nie, tego na pewno nie zrobię – warknęła. – Robards to poważny przeciwnik. Chce wojny to będzie miał wojnę. Wybronię Severusa Snape’a nawet gdybym musiała samodzielnie umyć mu włosy bez użycia rękawiczek!